Powiadomienie - Maciuła-Ziomek Agnieszka - ebook + książka

Powiadomienie ebook

Maciuła-Ziomek Agnieszka

3,9

Opis

Najtrudniejszym wyścigiem jest wyścig po życie.

Magda od lat jest zagorzałą fanką wyścigów Formuły 1, a Liam Davidson, wielokrotny mistrz świata, to jej ulubiony zawodnik. Pewnego dnia spełnia się jej największe marzenie – w konkursie zorganizowanym przez Liama wygrywa możliwość spędzenia kilku dni ze swoim idolem. Od pierwszego spotkania, na tle sportowej rywalizacji, los funduje im zaskakujące doświadczenia. Gdy ta przygoda ma dobiec końca, Magda wraz z najlepszym kierowcą świata ulegają poważnemu wypadkowi, po którym czeka ją długa rehabilitacja. Z czasem odzyskuje zdrowie, a gdy jej życie wreszcie obiera właściwy kierunek, wydarzenia znów zmieniają tor i zaczynają mknąć niczym rozpędzony bolid. Wygląda na to, że kolejne powiadomienie ponownie zmieni życie każdego z bohaterów.

– Co jest… – Tępy ból zmusił ją do zmrużenia oczu. Przez włosy nie widziała zbyt wiele.
– O rany, przepraszam. – Mężczyzna przykucnął przy niej. Obok nich Gaja szczerzyła już zęby i ani myślała drgnąć. – Nic ci nie jest? – zapytał, chwytając ją za ramię.
– Zaraz tobie coś będzie – wycedziła przez zęby. Po omacku odgarnęła włosy z twarzy i w tej sekundzie pożałowała tego zdania. – Och… cześć – wypaliła po polsku, widząc przy sobie Liama Davidsona.
– Cze-cześć – powtórzył za nią, zaskakująco dobrze akcentując polskie głoski. – Czy ty jesteś może Magda z Polski?
Dziewczyna usiadła z wrażenia. „Poznał mnie? Jakim cudem?”. Nie wiedziała nawet, kiedy uchyliła nieco usta. Próbowała coś powiedzieć, ale przez kilka sekund, które dla niej trwały całą wieczność, coś ścisnęło jej gardło.


Agnieszka Maciuła-Ziomek
Copywriter i fotograf, z wykształcenia także medyk. Życiowa realistka z artystycznymi pasjami. Uwielbia naturę, zwierzęta i zabawę w przydomowym ogródku. Swojego życia nie wyobraża sobie także bez sportu – w roli uczestnika i widza. Codziennie wypija przynajmniej kilka kubków herbaty, ale nie gardzi także mocną czarną kawą. Pisała od zawsze, choć w dzieciństwie bardzo nie lubiła czytać. Teraz tworzy historie nieoczywiste i emocjonalne, gdzie wachlarz uczuć rozciąga się daleko poza miłość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 430

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (32 oceny)
14
8
7
0
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tamtamo

Całkiem niezła

Świetnie napisana książka. Ale jestem po tej lekturze bardzo nieszczęśliwa.
30
Izabela_1977

Nie oderwiesz się od lektury

o kurcze
10
Gosia243

Całkiem niezła

czy będzie druga część????
10
Tus_iak

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka! Zakończenie wbija w fotel...
10
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo lubię historie ze sportem w tle tylko dlaczego tak to się kończy, czy będzie ciąg dalszy? Polecam serdecznie ❤️, bo książka jest warta uwagi.
00

Popularność




ZAGUBIONYM.

Nasze życie jest takim, jakim uczyniły je nasze myśli

Marek Aureliusz

Prolog

„Jakim cudem on codziennie wstaje z łóżka z taką motywacją?” – pomyślała w duchu Magda Kozłowska. Była trzydziestoletnią specjalistką od reklamy i social mediów. Na co dzień pracowała w piwnicy jednej z największych agencji SEM w kraju, dosłownie w piwnicy, jej dział znajdował się bowiem w zaadaptowanych na biuro podziemiach budynku. Teraz zaś odpoczywała w domu rodzinnym w Siechnicach pod Wrocławiem. Siedziała przy starawym biurku, z nogami wyłożonymi obok kubka z herbatą, rozkładając się przy tym na kanciastym krześle z salonu. Brakowało jej tylko koca, którym zwyczajowo przykrywała się w jesienne wieczory. Zbliżała się połowa września i właśnie kończył się jeden z wyścigów królowej motorsportu, czyli Formuły 1, którą Magda od lat namiętnie oglądała wspólnie z siostrą. Niezmiennie miała swoich faworytów, a równie stałe były zwycięstwa jednego z nich – Liama Davidsona.

– To już się robi nudne – zauważyła Gaja, która siedząc obok siostry, właśnie karmiła przy piersi swojego pierworodnego syna.

– Odrobinkę… ale kto by pomyślał, że w ciągu kilku lat zmieni się wszystko – Magda spojrzała na siostrzeńca – i jednocześnie tak niewiele.

Była zamyślona. Przypomniały jej się lata dzieciństwa, kiedy starsza siostra ciągle jej dogryzała i nazywała Leną. Robiła to umyślnie, a Magda ciągle miała w głowie zdanie Gai, że jest Magdą, a nie Magdą i Leną, na co wskazywałby jej późniejszy dowód osobisty. Młodsza z sióstr zawsze była mniej przebojowa, ale wiedziała, że choć są z różnych światów, na Gai nigdy się nie zawiedzie. Może pomijając momenty rozmów o uczuciach, bo tego rodzice nigdy nie nauczyli swoich córek. Magda boleśnie się o tym przekonała, kiedy wielokrotnie próbowała stworzyć szczęśliwe związki…

Nie umiała mówić o swoich potrzebach, więc kiedy ktoś przekraczał granice – uciekała. Kojarzycie ten moment, kiedy macie wrażenie, że wokół was żyją same ufoludki? Że krzyczycie, a nikt was nie słyszy? Tracicie kolejne relacje, bo ludzie mówią do was po chińsku? Ostatnie lata stanowiły kulminację tych wydarzeń, a konsekwencją tego były zawiedzione oczekiwania rodziców, rewizja marzeń i celów, a ponad tym wszystkim zniszczone poczucie własnej wartości.

Poświęciła się więc pracy, która miała dać jej szansę na odbicie się i zawsze była odskocznią. Doszła do wniosku, że siedzenie przed komputerem i tylko oficjalne stosunki z klientami dadzą jej ulgę.

Tak było.

Do czasu.

Po dwóch latach uświadomiła sobie, że nie doczeka się awansu i czeka ją perspektywa kiszenia się w piwnicach agencji wśród studentów-oszołomów, dla których jest to pierwsza praca, potrzebna do przetarcia szlaków. Weekend od zawsze był dla niej czasem restartu, aby móc z czystą głową zacząć i przetrwać kolejny tydzień.

Przed nimi ostatnie okrążenia i kilkudniowa tylko przerwa od ulubionego sportu – jesienią wyścigi nabierały tempa i odbywały się niemal tydzień po tygodniu. Magda zobaczyła teraz przed oczami wszystkie te lata, kiedy jeszcze z pryszczami na twarzy i na nielegalnych streamach siedziała dokładnie w tym samym miejscu, odbywając niemal coniedzielny rytuał, którego nic nie mogło zmącić.

– To prawda. – Gaja ocknęła się po nieco zbyt długiej przerwie. – My też się już zestarzałyśmy.

– Ej, mów za siebie. Ja jestem nadal piękna i młoda.

– I ciągle sama…

Magda spojrzała na siostrę i już wiedziała, że nie chce dać się wciągnąć w kolejną dyskusję o zaletach małżeństwa i macierzyństwa.

– Bo tak mi lepiej – powiedziała z przekąsem. – Ale fakt jest taki, że ten koleś jest niewiele starszy ode mnie i w porównaniu do niego, nie osiągnęłam w życiu zupełnie NIC.

Gaja nawet nie próbowała się nie zgodzić. Miała w głowie tę samą myśl. Obie były pewne, że dziewięciokrotne mistrzostwo świata, które mógł przypieczętować już za kilka tygodni w sporcie, w którym decydujące są tysięczne części sekundy, wymaga poświęcenia nie tylko wielu przyjemności, ale przede wszystkim ciągłej pracy nad sobą i to od wczesnego dzieciństwa. Niewielu na to stać – mentalnie i finansowo.

Siostry obejrzały cały wyścig, dekorację, szybkie wywiady i całe studio podsumowujące wyścigowy weekend. Stosunkowo niewiele czasu poświęcono tym razem zwycięzcy. Kolejne wygrane są już mało fascynujące dla opinii publicznej.

– To jest za każdym razem niesamowite uczucie – zaczął Liam, nie kryjąc wzruszenia, które wypisane było w jego oczach. – Wyścig był trudny, ale tym bardziej dziękuję całemu zespołowi i każdemu z was z osobna, bo to nasz wspólny sukces, szczególnie po tych ciężkich chwilach, jakie wszyscy mamy za sobą.

Miał na myśli sytuację w swojej ojczyźnie. Wyścig w Wielkiej Brytanii zwykle odbywał się w lipcu. W tym roku jednak natura postanowiła pokazać, gdzie jest miejsce człekokształtnych. Pod koniec czerwca środkową część wysp nawiedziły ulewy przypominające raczej burze tropikalne, które klimatolodzy określili wyjątkowo delikatnie jako anomalie. Takie odchylenia od normy musiały skończyć się katastrofą w wielu miastach. Najwyższy od dziesięcioleci stan rzek zanotowano na kilku dopływach Severn. Pojawiły się powodzie i podtopienia, co u Brytyjczyków, po latach pracy nad tworzeniem sprawnych sieci zbiorników retencyjnych, było mimo wszystko zaskoczeniem. Zginęło kilka osób, a lista strat materialnych zdawała się nie mieć końca. Podtopienia sięgnęły Birmingham, Cambridge i niemal całej Walii. Sam tor Silverstone Circuit nie został zalany, ale to wydawało się zasługą jedynie roślinności, lasów i pól, które tworzyły fortecę wokół legendarnego obiektu. Logicznym dla wszystkich stało się przełożenie wyścigu F1 i innych imprez sportowych czy kulturalnych. Zjednoczone Królestwo pogrążyło się w zadumie i żałobie, ale wszyscy wiedzieli, że odbuduje się silniejsze.

– Kluczem jest utrzymanie motywacji i koncentracji – kontynuował swój wywód Liam. – A wcześniej, wyznaczenie sobie dobrych i realnych celów. Mam szczerą wiarę w to, że historia ostatnich miesięcy i małe sukcesy będą oznaką normalności, która da nam nadzieję.

Mówił spokojnie, w końcu lata praktyki dały mu wiele szans na wytrenowanie tej umiejętności. Teraz zwycięstwo było jednak wyjątkowe. Po raz kolejny w tym sezonie sukces zadedykował całemu krajowi, który przecież nie zawsze stał po jego stronie. Liam był wielokrotnie oskarżany o bycie bardziej Amerykaninem niż Brytyjczykiem. Teraz nie ma już rekordu, którego by nie pobił, a nadal czuje lekki niedosyt i nie ukrywa tego. Sam mocno zaangażował się w pomoc w odbudowie zniszczonych miast, gdzie tragedie przeżywali zwykli ludzie.

– Myślisz, że pojedzie w przyszłym sezonie? – zapytała Magda.

– Jestem prawie pewna, że tak – przyznała. – W końcu jest kurą znoszącą złote jaja, a raczej autem, które nie traci na wartości mimo stu tysięcy przebiegu.

Gaja trąciła ją w ramię z bananem na twarzy. Jego monolog trwał jeszcze chwilę, a zakończył go krótkim komunikatem:

– Jeszcze dzisiaj na moich profilach społecznościowych będę miał niespodziankę dla moich kibiców. – Uśmiechał się do kamery. Magda zastanawiała się, czy naprawdę ma tak białe zęby, czy regularnie wspomaga je piaskowaniem? – Przed nami przełożony wyścig na moim rodzinnym torze i tym razem będzie on wyjątkowy. Wysyłam wam pozytywną energię i do zobaczenia!

Wyścig odbywał się tym razem we Włoszech, dlatego transmisja skończyła się około osiemnastej, kiedy za oknami dawno panował już błogi dla Magdy mrok. Planowała zostać w domu rodzinnym, gdyby akurat Gaja z rodziną chciała wrócić do siebie. Na pięćdziesięciu metrach kwadratowych dwie i pół rodziny, w dodatku z ośmiomiesięcznym dzieckiem, to już zbyt duży tłum, a Magda ten wieczór chciała poświęcić na odpoczynek przed kolejnym ciężkim tygodniem w pracy.

Pożegnała siostrę, szwagra i siostrzeńca, przygotowała sobie i rodzicom sałatkę brokułową – była to jedyna, obok jarzynowej, warzywna kolacja, którą trawił jej ojciec. Wieczorem, zamknęła się w swoim dawnym pokoju, ułożyła wygodnie pomiędzy poduszkami i ze szklanką z ciepłą whiskey, przykrywającą ledwie dno, usiadła przed laptopem.

Przeglądała bez sensu swój, w tej chwili bardziej służbowy niż prywatny, profil na niebiesko-białym portalu i czytała w reklamach o nowych patentach na wypadanie włosów – był to jeden z kilku minusów pracy w sieci. Magda nienawidziła ciasteczek, które siłą rzeczy zapamiętywały przeglądane pod kątem klientów materiały. Teraz faktycznie tworzyła kampanię znanej marki kosmetyków, która lekko modyfikowała profil działania, a ona odpowiedzialna była za stronę marketingową zmiany brandu. Już przewijała stronę dalej, kiedy jej uwagę zwróciło głuche brzęknięcie powiadomienia: „Liam Davidson dodał nowy post”.

Ulica Jarzębinowa, Siechnice, dom rodziny Kozłowskich

Pół godziny wystarczyło, aby pod konkursowym postem Liama pojawiło się blisko tysiąc komentarzy. Magda z uśmiechem na twarzy wyobrażała sobie rozochocone kobiety, które marzą o wygranej. Mistrz świata zaprasza przez swoje profile na prawdziwe spotkanie z nim i spędzenie jednego dnia w jego towarzystwie przed Grand Prix Wielkiej Brytanii. Był tylko jeden warunek – w komentarzu należało opisać w maksymalnie stu słowach, z jakiego kraju obserwuje się Liama i jak się zaczęła się ta przygoda. Pod postem momentalnie pojawił się wysyp wyznań szczerej miłości i dozgonnej wdzięczności. W większości była to platoniczna miłość, a raczej fascynacja, która dopadła nie tylko płeć piękną w określonym wieku, ale również mężczyzn, dzieci, kobiety w szczęśliwych związkach oraz Magdę. Jako typowy introwertyk nie okazywała tego nadmiernie, ale w głębi ducha przeżywała właśnie miłość swojego życia.

Doskonale rozumiała tych ludzi, bo w obecnych czasach naprawdę trudno jest pozostać wrażliwym człowiekiem i uczyć empatii innych, szczególnie będąc celebrytą i człowiekiem sukcesu. Sama kliknęła nawet dodawanie komentarza, ale doszła do wniosku, że poczeka do rana. Jeśli wtedy jej zapał nie zmaleje, przeleje swoje uczucia na ekran monitora. Był to jej patent na działanie w emocjach – pozostaw, niech dojrzeją. Dopiła drinka i zasnęła w kilka minut.

Nazajutrz obudził ją ryk golfa odpalanego na siłę przez sąsiada, który już dawno powinien pozbyć się tego gruchota. To auto pamiętała jeszcze z czasów szkolnych i o ile sobie przypominała, mniej więcej od kiedy była w liceum, odpalało dopiero po kilku próbach. Spojrzała na zegarek. Nie minęła jeszcze siódma, ale Magda wiedziała, że jeśli teraz zaśnie – budzik za pół godziny będzie dla niej tak drastyczny i otrzeźwiający, jak krach na giełdzie kryptowalut po miesiącach wzrostów. Rozejrzała się po pokoju.

„Nadal jest dość przytulny” – stwierdziła w duchu. Lubiła swoje stare, drewniane meble, które z roku na rok przybierały coraz wyraźniejszy odcień dębu. Naprzeciw łóżka, które stało po lewej stronie od okna, teraz rodzice umieścili dwa fotele, które służą im do odpoczynku: dla taty przy telefonie, dla mamy przy książce. Pomiędzy niewielkimi, nieco zbyt industrialnym i do tego wnętrza, fotelami stał stolik kawowy ze szklaną półeczką, mieszczącą niewyobrażalne ilości makulatury – od gazet przez listy aż po kartki z przepisami i notatkami zakupowymi. Na ścianie od zawsze wisiały zdjęcia, kiedyś jej dawnych idoli, teraz rodzinne, zamknięte w wyblakłych czarnych ramkach. Na szczęście Magda wyperswadowała rodzicom wieszanie kwiatów na ścianie, co już dawno przestało być modne i funkcjonalne w takich wnętrzach. Zerknęła na komodę – obok fotela zagraconego kocami i poduszkami, które Magda w pośpiechu odrzuca przed snem – leżał laptop. Dziewczyna zauważyła, że ciągle świeci jego dioda wskazująca na niemal wyczerpaną baterię.

Wstała po ładowarkę i postanowiła sprawdzić, co działo się na świecie w ciągu kilku ostatnich godzin. Często to robiła. Internet, choć potrafił irytować, nigdy jej nie zawodził, co od dłuższego czasu dawało mu wyższość nad relacjami z ludźmi. Razem z laptopem położyła się z powrotem na skrzypiącej kanapie. Wewnątrz zobaczyła otwarte karty przeglądarki i migające okno Photoshopa, którego w firmie zainstalowała jakiś czas temu, kiedy okazało się, że jej laptop służbowy nie nadaje się do naprawy, a nowe pojawią się dopiero po nowym roku.

Kliknęła krzyżyk w prawym górnym rogu programu. „Czy chcesz zapisać zmiany?” – niewiele myśląc, stuknęła w klawisz potwierdzenia i otworzyła program jeszcze raz. Wtedy już wiedziała, że noc nie minęła wcale tak lekko, jak sądziła. Znowu lunatykowała, a na myśl o tym tylko westchnęła głęboko. Dobrze znała samą siebie. Od kilku lat miewała różnego rodzaju aktywności nocne, których rano nie pamiętała. Chodziła budzić swoją siostrę, parzyła herbatę, włączała film, raz nawet wyszła boso na klatkę schodową, ubrana w kusą koszulę nocną, i otwierała wszystkie okna. Tym razem musiała dostać wyjątkowej twórczej weny.

Otworzyła plik, a jej oczom ukazała się kompozycja, której w pierwszej chwili nie rozumiała. Dopiero oddalenie ekranu pokazało, co stworzyła. Były to wycinki zdjęć, artykułów prasowych, postów i innych materiałów związanych z Liamem Davidsonem. W przybliżeniu wyraźnie widoczny był podział na cztery kategorie rozdzielone pastelowymi odcieniami kolorów: niebieskiego, pomarańczowego, czerwonego i zielonego. Każda z części wskazywała na określony okres życia i osobowości Liama.

Lewy górny kwadrat to zamalowane na niebiesko momenty sukcesów i porażek w F1. Zdjęcia obrazowały tutaj kilka triumfów w poszczególnych wyścigach, charakterystyczne przymknięte mocniej lewe oko i głowę uniesioną ku górze w geście wdzięczności za kolejne spełnione marzenie. Pojawiło się poszukiwanie przedwyścigowego skupienia podczas wędrówek po padoku i wyciszenie obok garażu własnego teamu z dousznymi słuchawkami jako jedynymi towarzyszami. Widać było też niesamowity spektakl iskier wydobywanych się spod ocierających o asfalt elementów aerodynamicznych bolidu oraz wbicie się w tłum mechaników i inżynierów zaraz po opuszczeniu samochodu. Pokazana została irytacja, a może bardziej zawód, zauważalny nawet bez zdejmowania kasku, który nie dziwi w momencie, kiedy przegrywasz przez nie swoje błędy. Pojawił się także zrzut obrazu telewizyjnego i widok znad bolidu, a po jego prawej stronie mały dymek wypowiedzi Liama do inżyniera wyścigowego: „To był ciężki weekend, gratuluję chłopaki!”.

Drugi kwadrat to kolor pomarańczowy i najprzyjemniejsze aktywności Liama – od biegania, przez siłownię, aż po surfing – ale tutaj najmocniej rzuciło się w oczy zbliżenie na twarz ocieraną naprędce z potu i rozciąganie przy pomocy lin, które każdorazowo poprzedza wejście do bolidu.

Poniżej niebieskiej części znalazło się miejsce na kolor czerwony, który w odcieniu pastelowym przypominał bardziej róż. Ten fragment opowiadał historię walki Liama o prawa człowieka, dobrostan zwierząt i ochronę klimatu. Widać tutaj było relacje w mediach społecznościowych z hasłem „Koniec z rasizmem”, nagrania wizyt Liama w siedzibach organizacji non-profit ratujących zwierzęta po pożarach w Australii czy Stanach Zjednoczonych oraz artykuły z jego oświadczeniami o własnych sposobach na ratowanie klimatu.

Ostatni element dopełniający całości to same radosne chwile związane z jego dzieciństwem i rodziną. Pojawił się tutaj on jako kilkuletni chłopiec z pasją obserwujący wyścigi na gokartach. Pierwszy moment, kiedy jeszcze nieprzyzwyczajony do zespołowego auta i szofera, wysiada z mercedesa w blasku fleszy i ze wzruszeniem patrzy na swoją podobiznę wymalowaną na ogromnym plakacie przed salą bankietową. Poza tym same radości: czuły uścisk z ojcem, uśmiech do aparatu z mamą w jej święto i kolejne pozdrowienia kierowane do kibiców i bliskich przyjaciół.

Sporo czasu zajęło Magdzie dokładnie przejrzenie tych wycinków, ale musiała zgodzić się z nocną wersją siebie, że dokładnie tak widzi Liama jako człowieka i zawodnika. Sport, zdrowy styl życia, walka o równość na świecie i rodzina – oto fundamenty osobowości wirtuoza sukcesu, skrupulatnie podzielone i połączone ponownie w jego wizerunek. Oddaliła nieco obraz, a jej oczom ukazał się wyraźny zarys twarzy z konturami blisko rozstawionych oczu, wydatnymi kośćmi policzkowymi i długim, kształtnym nosem oraz idealnie symetryczne, gładkie usta z lekko zaniedbanym zarostem tuż nad nimi. Graficzny obraz Liama, zwycięzcy.

Niewiele myśląc, Magda wpisała adres w wyszukiwarkę, włączyła profil Liama i dodała zdjęcie do komentarza. Przez chwilę zastanawiała się nad podpisem: „Moja przygoda z Tobą zaczęła się od tych emocji. Pozdrawiam z Polski”.

Do pracy Magda wybierała się w południe. Od domu rodziców miała tam dosłownie kilkanaście minut drogi autem. Siechnice od południowych granic Wrocławia dzieliło bowiem niewiele ponad dziesięć kilometrów. Magda korzystała z gościnności mamy i taty dość często, bo sama wynajmowała kawalerkę po drugiej stronie miasta, skąd do pracy musiała jechać znacznie dłużej. Właściwie nie musiała tego robić, ale mieszkanie z rodzicami, brak stałego partnera, a tym bardziej rodziny w wieku niemal trzydziestu lat środowisko uznałoby za jej życiową porażkę. Osąd był ostatnim, na co chciała się narażać, a duże miasto zapewniało jej wystarczającą przezroczystość w oczach ludzi dookoła. Zawsze chciała być samodzielna, by móc codziennie zamykać się w swoim świecie, gdzie nikt jej nie przeszkadzał. To oddalało od niej demony, które regularnie zakopywała coraz głębiej w swojej podświadomości. „Tam nikogo nie skrzywdzicie” – uznawała.

– Jak tam ruch w sklepie? – Magda chciała zagaić rozmowę przy śniadaniu. Właśnie jadła z rodzicami jajecznicę na maśle z cebulką, którą uwielbiali wszyscy domownicy.

Jej tata prowadził mały osiedlowy sklep z narzędziami i drobną elektroniką. Lubił to, choć zawsze marzył, że swój biznes pozostawi po latach synowi. Doczekał się jednak dwóch córek, którym regularnie przypominał o tym zaniedbaniu losu, jakby nie wiedział, że już jednorazowe wspomnienie było dla dziewczyn jak głaz wbity na siłę przez małżowinę uszną do samego pnia mózgu.

– Jakoś leci, chociaż ten młody Marcinek będzie pewnie do zwolnienia. – Podrapał się po skroniach w zamyśleniu. – Gość właśnie wyszedł z elektronika na Szczepinie, ale nie dostał się na studia i buja w obłokach.

– Oj, bo za dużo od niego wymagasz – wtrąciła się mama.

– Za dużo? Miesiąc już uczy się podstawowych cen produktów, nie mówiąc o oznaczeniach wszystkich śrub i innych drobiazgów.

Magda pokręciła głową.

– Ale dałeś mu już umowę?

– Na dwa miesiące okresu próbnego i to i tak za dużo.

Mama wstała, słysząc gwizd czajnika. Przygotowała dwie czarne herbaty i jedną zieloną dla swojej młodszej córki.

– Nie, nie. – Magda uniosła dłoń, aby zatrzymać mamę. – Zieloną zalewamy wodą w dziewięćdziesięciu trzech stopniach.

– Ach tak, zapomniałam. Ale przykro mi, nie mam termometru. – Wróciła do stołu z dwoma kubkami.

– To nic, za chwilę sobie zaleję.

Marek odłożył widelec i odsunął od siebie pusty talerz.

– Żebyś ty, córka, była taka pedantyczna w innych kwestiach… – Popatrzył na nią z politowaniem.

Magda spojrzała na niego z ukosa, bo już wiedziała, do czego dąży.

– Tato, próbowaliśmy setki razy. Ja nie nadaję się do stania za ladą i nie będę pracować w twoim sklepie.

– Tylko się nie unoś – poprosiła mama, kładąc jej na moment rękę na przedramieniu. Po chwili wstała, aby zalać jej herbatę.

– Nie unoszę. Po prostu mam swoje życie i względnie dobry plan na przyszłość – skłamała.

Prawda była taka, że tego planu nie miała, ale póki co, rodzice żyli w przekonaniu, że jest w miejscu, w którym chce być, i spełnia się zawodowo.

– Tak? – Tata wstał od stołu. – W wynajętej kawalerce, z udawaną pracą przed komputerem i to bez porządnego faceta u boku?

Nie czekał na odpowiedź. Wyszedł z kuchni i wszedł do łazienki po prawej stronie od wyjścia, a Magda od razu nabrała ochoty, aby zabrać się z domu.

– Kiedy on stał się takim zrzędą? – zapytała bardziej siebie niż mamy.

– Nie zrzędą, tylko starszym mężczyzną, który sam nie osiągnął tyle, ile zamierzał. Dla was chciałby czegoś więcej.

Postawiła herbatę tuż przed nosem córki. Zrobiła to z nieco zbyt dużym impetem, bo gorący płyn rozbujał się w szklance i w sekundę rozlał, ledwo mijając dłonie Magdy.

– Czyli zamknięcia w tej mieścinie, jego własnym biznesie i może jeszcze z mężem, którego mi wybierze?

Wzburzona wstała po bawełnianą ściereczkę i sama wytarła przemoczony bieżnik.

– Przesadzasz.

– Jak zwykle – bąknęła.

Setki razy powtarzali tę samą rozmowę i żadna ze stron nie chciała ustąpić. Upór – to cecha, którą ewidentnie odziedziczyła po ojcu, zresztą jest to jedna z tych, z której potrafiła być dumna. Prawda była taka, że rodzice niespecjalnie inwestowali w pasje swoich córek. Lata temu były to głównie względy ekonomiczne. Tata przez kryzys stracił pracę we Wrocławiu, a mama zajmowała się maluchami w domu. Wtedy wpadł na pomysł założenia sklepu, ale wiązało się to z inwestycją niemal wszystkich rodzinnych oszczędności. A ze sprzedażą bywało różnie – tata czasami zatrudniał dwie osoby, aby za kilka miesięcy zwolnić obie z powodu braku obrotów. To nauczyło Magdę i Gaję umiejętności oszczędzania i szukania przyjemności w prostych rzeczach.

Chwilę przed południem Magda zjawiła się przy swoim biurku w pracy. Zaparzyła kawę z ulubionym mlekiem migdałowym, którego zapasy regularnie uzupełniała we wspólnej lodówce, i usiadła przy biurku.

– Strzałeczka, robaczki – przywitał się Damian, jeden z trzech kolegów z pokoju. Oprócz chłopaków towarzyszyła Magdzie także najbardziej doświadczona z zespołu, Luiza.

– Proszę, proszę – Magda odwróciła się na krześle w jego stronę – jedyne dziesięć minut spóźnienia.

– Bo kto rano wstaje, temu wiadomo co… a ja przynajmniej jestem wyspany.

Twarze wszystkich wykrzywił lekki uśmiech.

– W południe? Pogratulować – włączyła się Luiza i od razu wróciła do swoich zajęć.

Damian rozsiadł się w fotelu, rzuciwszy uprzednio swój plecak pomiędzy ścianę a biurko, co z impetem przewróciło metalowy kosz na drobne śmieci. Na jego szczęście, codziennie rano przed pojawieniem się pracowników lub wieczorem po ich wyjściu, urocza pani Grażyna odkurzała wszystkie pomieszczenia i opróżniała pojemniki. Prostym zadaniem pracowników było używanie głównie koszy znajdujących się na korytarzu, które przewidywały segregację śmieci na pięć głównych obszarów. Szefostwo przypominało o tym regularnie. Magda przestała się tym przejmować, kiedy któregoś dnia, zostając grubo po godzinach, na korytarzu zauważyła panią Grażynę, która wszystkie posegregowane skrupulatnie śmieci wrzucała właśnie do jednego, ogromnego, niebieskiego worka.

Ręce jej opadły aż po same kostki…

Był to jeden z jej gorszych, w dodatku bardziej męczących dni, więc zamiast ambicji do podjęcia działań w tym kierunku, sięgnęła tego wieczoru po podwójną porcję poczciwej blended whiskey z lodem. To dawało szansę, że łatwiej przerzuci to wspomnienie do zamkniętej szuflady przeznaczonej dla demonów. „Sama nie uratujesz tego świata” – przekonywała się wtedy, wznosząc toast przed monitorem.

– Ma ktoś ochotę na przerwę? – Damian wyrwał Magdę z zamyślenia. – Przydałaby mi się kawka, a muszę się zalogować do systemu, bo zaraz będą mnie ścigać.

– Ja odpadam! – Magda uniosła własny przezroczysty kubek z lekko zabielaną americano w środku. – Właśnie wróciłam ze swoją.

Zerknęła na firmową pocztę i zauważyła tytuł wiadomości od szefa działu: „Przyjdź do mnie w wolnej chwili”.

– Masz farta – odezwał się Norbert, wstając od stołu. – Właśnie szedłem po swoją, wezmę ci to mleko z kawą.

– Mistrzu złoty. – Odwrócił się do niego i rozłożył ręce, jakby chciał go objąć. – Niech cię serwer szybkością wynagrodzi.

– Pójdę z tobą – Magda wymownie przewróciła oczami. – Wodzu wzywa.

Wyszła z pokoju i klepnęła w ramię Damiana, który gwizdem pochwalił jej nową, nieco zbyt prześwitującą koszulę w ciemne kwiaty. Odszedł w kierunku wspólnej kuchni, a ona przeszła schodami na drugie piętro. Skierowała wzrok w lewo na szklane matowe drzwi ozdobione największym wyrazem próżności firmy w postaci złotej plakietki, na wzór dużych kancelarii adwokackich w stolicy. Tutaj miały one wyróżniać dyrektorów, a szarych pracowników informować, że powinni trzy razy przemyśleć i dwa razy skonsultować wejście do środka. Magda była jednak osobiście zaproszona. Zerknęła jeszcze raz na drzwi i, widząc podpis „Dominik Majewski – dyrektor zarządzający”, zapukała, a następnie weszła do środka.

– Witaj. – Korpulentny mężczyzna w średnim wieku, z brzuchem opiętym przez drogą koszulę z sieciówki, wstał z krzesła i przez biurko podał jej rękę. – Szybko przyszłaś.

– Mam dobrą kondycję. – Odwzajemniła uścisk, a Dominik wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie.

– Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.

Jego gabinet zdobił duży regał mieszczący czarno-białe teczki, po lewej stronie stała komoda z klepsydrą i firmowym kalendarzem zginanym w trójkąt, a po prawej – duża, przeszklona, w połowie biała szafa. Biurko natomiast położone było centralnie na środku pomieszczenia, trzy kroki od wejścia. I tylko kosz na drobne rzeczy psuł tutaj cały efekt – jego miejsce było we wnęce, którą niemal po sam sufit wypełniał egzotyczny kwiat z liśćmi zakończonymi przy brzegach żółtawym paskiem. Dominik był jednak zbyt leniwy, aby postawić go gdzie indziej i co chwilę do niego wstawać.

– Domyślam się, że nie o mojej aktywności, tylko o naszych sprawach. – Starała się uśmiechać, ale ogólnie rzecz biorąc, nie lubiła swojego szefa.

– Dokładnie. – Sięgnął po kubek, a Magda już wiedziała, że o tej porze na pewno wypełnia go kawa z mlekiem i dużą ilością cukru. – Karina jest z nami tylko do końca roku, a wiem, że trochę dusisz się tam w piwnicy, dlatego pomyślałem, że mogłabyś ją zastąpić.

Magda nie dowierzała i choć bez przekonania, zaczęła się cieszyć.

– O jakim stanowisku mówimy? – dopytała.

– Starszy specjalista do spraw reklamy. Dostaniesz większych klientów i będziesz szkolić innych pracowników. A przede wszystkim przeniesiesz się na drugie piętro. – Uniósł brwi i przygryzł wargi, co uwydatniło jedynie jego drugi podbródek.

– Większych klientów?

– To nie będą już głównie social media, od teraz będziesz członkiem zespołu tworzącego reklamy telewizyjne, radiowe i duże kampanie w Internecie.

Brzmiało to naprawdę nieźle. Magda ubiegała się o to stanowisko już niemal od roku. Ciągle słyszała jednak, że nie mają jej kim zastąpić i brakuje wolnych etatów.

– Szczerze mówiąc, jestem zdziwiona. – Poprawiła się na krześle i zebrała myśli. – Powiedz mi, a co z umową?

Tym razem to Dominik ostentacyjnie oparł się o prawy bok krzesła, akcentując tym swoją wyższość.

– No wiesz, na początku musimy cię sprawdzić i wyszkolić, poza tym niełatwo będzie znaleźć kogoś, kto przejmie twoje dotychczasowe obowiązki, dlatego do tego czasu będziesz musiała robić głównie to, co teraz, i uczyć się nowych obowiązków, a jeśli się sprawdzisz, to pomyślimy o podwyżce.

Wszystko to było zbyt piękne. I właśnie okazało się dlaczego.

– Ale poczekaj, jak ty sobie to wyobrażasz? Będę pół dnia na dole i pół na górze?

– Owszem. Na początku to Karina będzie cię uczyć, pewnie u ciebie, bo tak będzie wygodniej, a potem dołączysz już do zespołu na górze.

Poczuła, jak krew zaczyna szybciej krążyć w jej żyłach.

– I to wszystko w ramach moich aktualnych godzin pracy? – Podniosła się na krześle i założyła nogę na nogę.

– Najczęściej tak.

– Najczęściej. – Nie było to pytanie, wręcz miała ochotę zaakcentować to słowo bardziej, niż wyszło to w rzeczywistości. – Chyba wszystko rozumiem – podsumowała.

Dominik zaczął powoli podnosić się z krzesła, sugerując, że ich rozmowa dobiega końca.

– Taka jest nasza oferta. – Wstał. – Przemyśl to sobie i daj mi odpowiedź do środy, dobrze?

– Jasne – powiedziała przez zaciśnięte zęby, starając się zachować obojętność.

Zeszła na dół, a upust emocjom dała dopiero w towarzystwie kolegów.

– Co za buc! – Magda wparowała do pokoju i sprzed drzwi rzuciła na biuro próbnik wizytówek nowej agencji, który przed wyjściem dostała od Dominika.

– Co się stało? – zapytała Luiza, ale pozostali też patrzyli na nią uważnie.

Magda wzięła głęboki oddech i oparła się o blat swojego biurka. Mieściło się ono na wprost wejścia do niewielkiego pokoju z minimalistycznym, piwnicznym oknem tuż pod sufitem. Pozostali siedzieli w głębi pokoju.

– Ten pajac zaproponował mi dominiczny awans. Cudowne dwa etaty za te same pieniądze – rzuciła.

„Awans dominiczny” to już znane wszystkim pojęcie. Jeśli firma chciała się kogoś pozbyć, najpierw proponowano nieszczęśnikowi awans na złych warunkach. Odmowa oznaczała, że innego awansu nie dostanie. Co więcej, niedługo potem pomijało się go w cyklicznych nagrodach i podwyżkach, aż w końcu brakowało dla niego zleceń i w rezultacie sam odchodził. W przypadku przyjęcia awansu sytuacja wyglądał podobnie, jednak kończyła się odejściem przez źle wynagradzany nadmiar obowiązków i brak płatnych nadgodzin, których z dnia na dzień przybywała. Żadna z tych opcji nie przynosiła niczego dobrego, chociaż w filozofii firmy oczyszczało to atmosferę, bo skoro pracownik odchodzi sam, firma wydaje się czysta – w końcu nie generuje żadnych zwolnień.

– Tobie? – Luiza otworzyła usta i trwała z dziwnym wyrazem twarzy dłużej niż zwykle.

Magda pokręciła głową, ale chwilę później opowiedziała wszystkim o swojej wizycie u wodza.

– No to pięknie… – Damian skorzystał z okazji i oderwał się od monitora. Chwycił przy okazji kubek z kawą. – Co zamierzasz mu odpowiedzieć?

– A bo ja wiem. – Usiadła na krześle i zaczęła nerwowo przygryzać długopis.

– Trzeba pewnie wybadać teren – odezwała się Luiza. – Dajcie mi chwilę.

Wstała i wyszła, z impetem zamykając za sobą drzwi. Magda wiedziała, że poszła do dziewczyn z HR-u, które umownie były firmowymi sekretarkami, a praktycznie dosłownie wszyscy przychodzili do nich z problemami i przeróżnymi plotkami. Wystarczyło jedynie umiejętnie z nimi rozmawiać. Do końca dnia niewiele się jednak wyjaśniło i nie tylko Magda nie mogła skupić się na pracy. Wszyscy wiedzieli, że jej stanowisko było jednym z pewniejszych – choć dla niej zbyt pewnym. Jeśli Dominik chciał zwolnić jej etat, to najprawdopodobniej zmiany miały pójść o wiele dalej.

Kolejny dzień przyniósł nieco więcej odpowiedzi, podobne propozycje wcześniej otrzymały bowiem dwie inne osoby, także z niższych działów. Obie podjęły decyzję, że nie przyjmą ofert, a to dało Dominikowi do myślenia. Nie chciał pozbywać się dobrego pracownika – a Magda zdecydowanie takim właśnie była. Problem polegał na tym, że potrzebna była w pokoju numer czternaście, w piwnicach budynku. Szefostwo chciało jej bardziej na zastępstwo, do czasu kiedy nie znajdą kogoś odpowiedniego na miejsce Kariny. Potem prawdopodobnie napisaliby wiarygodną bajeczkę usprawiedliwiającą jej powrót do starych obowiązków. Pozytyw całej sytuacji był taki, że faktycznie w tym momencie potrzebowali Magdy, a to dawało jej pole do negocjacji.

– Przyjmę twoją propozycję, ale tylko z umową na kwotę wyższą o tysiąc złotych netto i dopiskiem o płatnych nadgodzinach – wyrzuciła na jednym wydechu, kiedy z podniesioną piersią, w swoim ulubionym, granatowym żakiecie prawie do kolan, weszła do gabinetu Dominika.

– Poczekaj. – Wstał i wskazał jej krzesło naprzeciw siebie. – Rozmawialiśmy o podwyżce i nic się nie zmieniło w tej kwestii.

Magda westchnęła i usiadła, bo wiedziała, że musi teraz zagrać o wszystko. Wewnątrz czuła się jak zupa, która właśnie kipi pod wpływem zbyt wysokiej temperatury. Milion razy dzisiejszej nocy przeszła już w myślach tę rozmowę, ale teraz szansa była tylko jedna.

– Sporo się zmieniło – zaczęła. – Teraz wiem trochę więcej i jestem przekonana, że nie chcesz mi dać tego awansu. Ty natomiast wiesz, jak zależy mi na tym stanowisku, i wiesz, że będę się bardzo starać spełnić wasze oczekiwania.

– To akurat dobrze o tobie świadczy. – Nie miał przy sobie nic do picia, a aż nosiło go, aby zająć czymś ręce.

– Dominik, ja wiem, że nie jestem pierwszą osobą, której składasz tę propozycję. Wiem też, że jestem twoją ostatnią deską ratunku, bo wdrożenie we wszystkie projekty potrwa kilka tygodni, a ty sam od dosyć dawna, bez skutku, szukasz odpowiedniego pracownika. Co więcej, Karina za miesiąc wykorzysta swój zaległy urlop. Co jest dziwnego w tym, że oczekuję od ciebie odrobiny szczerości? Pracuję dla ciebie już tyle czasu i nigdy cię o nic nie prosiłam. – Odetchnęła.

Nieco minęła się z prawdą, bo w końcu od dawna prosiła o awans. Zdarzało się też prosić go o nadgodziny, kiedy chciała uciec przed swoimi demonami w pracę lub potrzebowała podreperować budżet swojej jednoosobowej rodziny, no dwuosobowej, bo kot Borys był dla niej bliższy niż niejeden człowiek. Dominik przygryzł wargi, wyraźnie zastanawiał się, co innego może jej zaoferować, aby wyjść na tym dobrze.

– Nigdy nie chciałem cię wykorzystać. – Kiedy kłamał, unosił lekko lewą brew, a Magda kolejny raz zastanowiła się, czy jest tego świadomy. – Ale tak, potrzebujemy cię na górze i naprawdę nie mogę ci zaoferować tak dużej podwyżki. Na początek natomiast myślę, że pięćset złotych netto jestem w stanie dla ciebie wygospodarować.

Szybkie przemyślenie. Zgodzić się, czy jednak nadal nie powiedział ostatniego słowa?

– Osiemset i płatne nadgodziny – zażądała.

– Zgoda, ale umowa na pół etatu, reszta w postaci premii.

Niechętnie jej to przyszło, ale ostatecznie zgodziła się na kompromis, który także tym razem nie przyniósł żadnej ze stron pełni zadowolenia. Po latach pracy wciąż młodych ludzi dopadały demony biurokracji. Jeśli chcesz zarabiać więcej, musisz pracować więcej lub pozwolić pracodawcy ograniczyć koszty. Emerytura? Kto wie, czy jej dożyjemy. Tak czy inaczej Magdę czekało teraz sporo zmian i jeszcze więcej nowych obowiązków. Normalnie nie przeszkadzałoby jej to, zwyczajowo siedziała przecież sama w kawalerce, nie czekały na nią płaczące dzieci, a jedynie Borys, który uwielbiał całe dnie spędzać, śpiąc w promieniach słońca na parapecie.

Tego wrześniowego popołudnia za oknem szalał wiatr roznoszący niewielkie krople deszczu po całym otaczającym świecie. Użycie parasola nie miało sensu, więc trzyminutowa trasa z przystanku autobusowego do jej bloku wystarczyła, aby Magda całkowicie przemokła. Powitała w drzwiach Borysa, którego schodzenie z parapetu tradycyjnie przypominało upadek wielkiego kamienia owiniętego w puchatą poszewkę, co dało się słyszeć zaraz po wyjściu z windy. Nie przeszkadzało mu to jednak z gracją ocierać się o łydki każdego, kto pojawił się u progu drzwi i potencjalnie mógł przynieść kawałek świeżutkiego kurczaczka. Tym razem dostał jednak porcję dietetycznej karmy, którą Magda zawsze raczyła go jesienią i zimą, aby zanadto nie przytył. Nie był zachwycony, co szybko zademonstrował, rozsiadając się na środku kanapy, na miejscu Magdy. Ta poszła pod szybki prysznic, świadomie ignorując pranie, które rano pozostawiła na przepełnionym koszu, a potem postanowiła samotnie oblać niewielki sukces zawodowy.

Wiele emocjonalnie kosztowało ją tak odważne podejście do szefa, ale im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej była przekonana, że alternatywy nie było. Włączyła telewizor, z lodówki wyciągnęła wczorajszą porcję zapiekanki ryżowej, szybko odgrzała ją na patelni z dodatkiem wody i siadając z talerzem przy niskim stoliku kawowym, włączyła Wi-Fi w telefonie. Z tego wszystkiego przez cały dzień nie miała nawet czasu na moment prywaty.

Zignorowała wszystkie wiadomości – kilka od siostry, która miała jej polecić świetną szczoteczkę elektryczną, kilkanaście spamowych treści od śmieszków z pokoju czternastego i dwie wiadomości w folderze „Inne” – to na pewno klienci, którymi zajmie się jutro. Chciała najpierw nieco się zrelaksować i sprawdzić, co na ten wieczór proponują jej algorytmy portali społecznościowych. Kliknęła jeszcze okienko powiadomień i zamarła sekundę później.

Wśród kilku podświetlanych mocniej, nieodczytanych informacji było jedno, to najważniejsze: „Liam Davidson zareagował na twój komentarz”. Niepewnie kliknęła w tym miejscu, a chwilę później ekran znów wyświetlił post konkursowy i jej komentarz ze zdjęciem, opatrzony miniserduszkiem w rogu. Jego serduszkiem.

Zerknęła szybko na inne notki i nigdzie na pierwszy rzut oka nie widziała jego aktywności. Magdzie zdarzało się komentować posty kierowcy, ale dotąd nie doczekała się wielu reakcji. Nigdy też on sam nie udzielał się w komentarzach pod własnymi postami. Najechała myszką na serduszko. Faktycznie, profil zweryfikowany. Z otwartymi ze zdziwienia ustami trwała jeszcze dłuższą chwilę, przyglądając się czarno-białemu logo charakterystycznemu dla wszystkich jego profili. W końcu zerknęła do folderu „Inne”. Jedna z wiadomości nie wyglądała na typową. Opatrzona była zagranicznym imieniem i nazwiskiem. Jane Simmon próbowała się z nią skontaktować.

Z coraz mocniej bijącym sercem i wbrew wszystkim swoim zasadom, wyświetliła wiadomość w języku angielskim:

Witaj, Magdo!

Z tej strony menedżer Liama Davidsona. Miło mi poinformować, że Liam podjął decyzję, że to właśnie TY wraz z osobą towarzyszącą będziesz miała okazję spędzić z nim wspólnie niemal dwie doby przed Grand Prix Wielkiej Brytanii w tym roku. Serdecznie gratuluję i proszę o potwierdzenie, czy jesteś zainteresowana tym spotkaniem – wtedy porozmawiamy o szczegółach.

Gorące pozdrowienia w imieniu moim i Liama.

„Czy jestem zainteresowana? Też mi pytanie!” – prychnęła w duchu Magda. Szybko wklepała w Internet terminarz F1 na ten sezon i zobaczyła, że wyścig na Silverstone jest już za dwa tygodnie. TYLKO dwa tygodnie!

„Czy dostanę urlop? Czy stać mnie na wyjazd? W co ja się w ogóle ubiorę?”.

Dosłownie moment zajęło jej zebranie tych myśli do jednego worka i sklecenie ich w jedno zdanie: „Nie mogę odpuścić takiej okazji”.

Ulica Boiskowa, Wrocław, dom Walczaków

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Ulica Jarzębinowa, Siechnice, dom rodziny Kozłowskich
Ulica Boiskowa, Wrocław, dom Walczaków
Hilton Garden, Silverstone Circuit, pokój 131
Silverstone Circuit, garaż Mercedesa
Droga do szpitala Charing Cross w Londynie
Ulica Jarzębinowa, Siechnice, dom rodziny Kozłowskich
Szpital Charing Cross, Londyn
Szpital Uniwersytecki West Middlesex, Londyn
Ulica Lwowska, Siechnice, ogródki działkowe
Ulica Bałtycka, Wrocław, mieszkanie Magdy
Wrocławski Rynek, Restauracja Stara winnica
Alpy Szwajcarskie, Hotel Sotto le montagne
Ulica Legnicka, Wrocław, Fundacja Centrum Pomocy Medycznej
Stratford, Londyn, siedziba firmy ubezpieczającej Liama
Ulica Legnicka, Wrocław, Fundacja Centrum Pomocy Medycznej
Brackley, Wielka Brytania, siedziba zespołu Mercedesa w Formule 1
Horton General Hospital, okolice Brackley

Powiadomienie

ISBN: 978-83-8219-998-7

© Agnieszka Maciuła-Ziomek i Wydawnictwo Novae Res 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Magdalena Białek

Korekta: Maria Bickamnn-Dębińska

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek