37,99 zł
MIASTO, KTÓRE ŁĄCZY SERCA. DZIEWCZYNA, KTÓRA ODNAJDUJE SIEBIE
Gdyby ktoś powiedział Sophii, że przejdzie ona załamanie nerwowe na oczach tysięcy widzów, a potem wyjedzie z rodzinnego Sztokholmu i zacznie prowadzić mały paryski bar, pomyślałaby, że przedawkował czerwone wino.
Ale los wytycza dla niej ścieżki, których się nie spodziewała. A wszystkie te ścieżki prowadzą do Paryża…
Do odziedziczonego po babci baru, który Sophia zamierzała sprzedać, ale nie potrafi się na to zdobyć. Do ludzi, których nigdy wcześniej nie spotkała, ale którzy wydają się wiedzieć o niej więcej, niż mogłaby przypuszczać.
I do miłości, która ma smak słodkich jabłek i zjawia się w najmniej oczekiwanym momencie.
W końcu żadne miejsce nie leczy duszy tak dobrze jak Paryż.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 339
Data ważności licencji: 2/18/2032
Tytuł oryginału: Under stjärnorna i Paris
Copyright © Karolina Schützer, 2022
Copyright © for the translation by Agata TeperekCopyright © for the Polish edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025
Projekt okładkiKristin Lidström
Ilustracja na okładce© Kristin Lidström, przeróbka obrazu Taras kawiarni w nocy Vincenta van Gogha
Adaptacja okładki oryginalnejMaria Gromek
Grafiki w środku książki© canicula | Adobe Stock
WydawczyniOlga Orzeł-Wargskog
Redaktorka prowadzącaAdrianna Kapelak
Opieka redakcyjnaSylwia Stojak
Opracowanie redakcyjneSłowa na warsztat
Opieka produkcyjnaMaria Gromek, Dawid Kwoka
Opieka promocyjnaWiktoria Wermińska
ISBN 978-83-8427-327-2
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
Mamie i Tacie
Sophia upuszcza statyw, który ląduje z łoskotem przed sztokholmskim pałacem Sagera, gdzie mieści się rezydencja premiera. Opiera się o elewację budynku i bierze kilka głębokich wdechów. Jak to się mogło stać? Co zrobiłam nie tak?
Kiedy Fatima wyszukuje odpowiednie miejsce do przeprowadzenia transmisji i zaczyna rozkładać sprzęt, Sophia uderza lekko czołem o twardą ścianę. Dochodzi wpół do ósmej i zaraz ma się połączyć na żywo z wieczornymi wiadomościami. Pomimo tego, co się przed chwilą stało, ma nadzieję, że uda jej się zdać relację.
Tak bardzo o to walczyłam. Co teraz zrobię?
Żałuje, że w ogóle otworzyła tego mejla. Na razie nie zamierza nic mówić Fatimie, zrobi to, kiedy skończą. Mijające je starsze małżeństwo przystaje, zerka na kamerę i mikrofon z logo stacji telewizyjnej.
– Co tu się dzieje ciekawego? – pyta jedno z małżonków.
Sophia odruchowo się prostuje i z całych sił próbuje zapanować nad głosem.
– Odbyły się dziś przesłuchania przed Komisją Konstytucyjną. Czekamy na wypowiedź premiera i zaraz będziemy łączyć się na żywo z wieczornym serwisem informacyjnym.
Stara się uśmiechnąć, ale wychodzi jej grymas. Pada drobny deszcz i Sophia widzi, jak Fatima porusza dużym parasolem nad sprzętem, żeby go osłonić. Kawałek od nich stoją w rzędzie przedstawiciele kilku innych redakcji. Kiedy ciekawska para wreszcie odchodzi, Sophia lekko przypudrowuje twarz i poprawia szminkę. Przynajmniej z zewnątrz wygląda jak zawsze, stwierdza, przeglądając się w lusterku. Mimo że w środku wszystko się w niej kotłuje.
Wejście na antenę pójdzie dobrze. Załamywać się będę w domu, kiedy do niego wrócę za jakąś godzinę.
Pospiesznie robi kilka dużych kroków w stronę Fatimy i kamery, ale zatrzymuje się, bo czuje coś zimnego przy stopie. Zerka w dół i widzi, że wdepnęła prosto w kałużę. Woda przesiąka przez but i skarpetka robi się mokra. Sophia energicznie zabiera nogę i rozzłoszczona przeklina samą siebie. Dużo by dała, żeby leżeć teraz na swojej sofie, z kieliszkiem wina w dłoni, a nie taplać się w kałużach przed domem premiera. Postanawia ignorować mokrą stopę i staje w rozkroku przed kamerą.
Gotowa.
Serce wali jej niepokojąco szybko. Obraca mikrofon w dłoni, czuje, jak ze zdenerwowania pod pudrem zbierają się krople potu.
– Wchodzimy za trzydzieści sekund, Sophio. Gotowa?
W milczeniu kiwa głową, kładzie dłoń na piersi i stara się oddychać głęboko i spokojnie. Starsze małżeństwo wraca, staje kawałek od niej i znów zerka na nią zaciekawione.
Ależ do diabła. Przestańcie się na mnie tak gapić!
Spuszcza wzrok na notatki i przegląda wszystko po raz ostatni. Z powodu kąpieli w lodowatej kałuży trzęsie się z zimna, odrzuca do tyłu włosy, które od deszczu robią się wilgotne i zaczynają się kręcić.
– Muszę zapanować nad oddechem – mamrocze do siebie. Ale zamiast tego narasta w niej panika. Po raz pierwszy w karierze lub w zasadzie w ogóle po raz pierwszy czuje, że osiągnęła granice swoich możliwości, jeśli chodzi o utrzymywanie pozorów.
Wszyscy będą się ze mnie śmiać. Będą patrzeć jak na przegraną. Wszyscy wiedzieli, że ta robota jest dla mnie. Że przez wiele lat walczyłam, żeby znaleźć się w tym miejscu.
Mieszkanie. Boże. Przecież ja już je podnajęłam. Gdzie ja się teraz podzieję?
– Zostało pięć sekund – mówi Fatima.
Sophia podnosi wzrok i widzi, jak koleżanka kończy odliczać czas i ostatni palec znika. Nad kamerą zapala się czerwona lampka.
Otwiera usta, nic z nich jednak nie wychodzi. Panuje kompletna cisza.
– Mów coś, Sophio – szepce Fatima i macha ręką.
Sophia spogląda prosto w obiektyw, głos Fatimy słyszy niewyraźnie jedynie w tle. Nie pamięta, dlaczego w ogóle stoi tam w deszczu. Gdzieś w głębi czuje jednak, że zbliża się do przepaści.
Dzień wcześniej
Ostatni łyk kawy z papierowego kubka był gorzki i zimny. Sophia wlała w siebie resztkę z dna, krzywiąc się na jej smak. Wychyliła się przez szklane drzwi i zawołała do szefowej informacji:
– Jeszcze pięć minut i wysyłam materiał!
Wymierzyła do kosza na śmieci i celnym rzutem posłała do niego kubek.
– Pięć? Nadajemy za cztery trzydzieści. Potrzebuję go natychmiast! – odkrzyknęła Nettan z newsroomu, gdzie dziennikarze, redaktorzy, prowadzący programy i najróżniejsi inni współpracownicy zasuwali przez całą dobę.
Na dwudziestu ekranach, składających się na morze informacji, leciały jak zwykle największe zagraniczne kanały informacyjne.
Sophia czuła, jak tętno jej przyspiesza, ale nie dała nic poznać po swoim głosie. Wspięła się ostatnio wysoko w redakcyjnej hierarchii i nie zamierzała opuszczać szczytu. Wcześniej przez pięć lat była nic nieznaczącym trybikiem w tej maszynerii.
Nikim.
Przez ten czas zdążyła wyjść za mąż i się rozwieść.
– Nic się nie dzieje, Nettan – odparła i zobaczyła, że szefowa coś mamrocze, ale przy swoim biurku nie była w stanie dosłyszeć co.
Rozwód z Viktorem wciąż się za nią ciągnął. Była to sromotna porażka, którą znosiła z trudem, nie tylko z powodu pytań, które zadawali inni ludzie. Jeszcze trudniej było jej się uporać z samą sobą.
Zapatrzyła się w monitory na biurku, obserwowała palce Fatimy szybko redagujące końcówkę materiału. Sophia nigdy, przez całe swoje życie, nie zawaliła ani jednego deadline’u. Nie chciała jednak zbytnio pospieszać Fatimy, postanowiła więc jeszcze przez chwilę się nie odzywać, choć nie było to łatwe. Mimowolnie bawiła się skórą pod knykciem, w miejscu gdzie kiedyś nosiła obrączkę. W stresowych sytuacjach zawsze nią obracała. Trudno jej było pozbyć się tego nawyku, mimo że już jej nie nosiła.
W ciemnym pokoju, w którym siedziały z Fatimą, brakowało okna i było przyjemnie chłodno. Ściany pokrywał gruby niebieski materiał wyciszający – wszystko po to, żeby ułatwić montaż materiałów wideo. Ogromne biurko z dużymi monitorami i kilkoma klawiaturami zajmowało większość miejsca. Sophia usiadła na poplamionym fotelu biurowym i wypisała nazwiska osób występujących w materiale. W tym czasie Fatima gorączkowo pracowała z dźwiękiem i obrazem na większym ekranie. Ich relacja miała wkrótce zostać pokazana milionowi widzów największego w Szwecji serwisu informacyjnego. Taką w każdym razie mogły mieć nadzieję, jeśli tylko odeślą ją na czas.
– Skup się, Fatimo. Ruchy – popędziła w końcu koleżankę, bębniąc dłońmi o blat koło klawiatury. Nie znosiła nie mieć kontroli.
Fatima posłała jej poirytowane spojrzenie. Sophia uniosła brwi i przeszyła ją wzrokiem. Znały się na tyle dobrze, że czasem słowa były zbędne.
Kiedy rozwód najbardziej dawał się Sophii w kość, Fatima była przy niej i ją wspierała. Słuchała instrukcji redaktorów i pomagała jej ogarnąć materiały. Kupowała lunch. Pilnowała, żeby jadła. Zdarzały się dni, że Sophia nie wiedziała nawet, jak dostała się do pracy. W inne z kolei mogła nagle swobodnie oddychać i czuła się silniejsza niż kiedykolwiek. Nie tak łatwo jest się rozstać z kimś, komu oddało się serce, z kimś, z kim budowało się marzenia. Ale chociaż było to bolesne, wiedziała, że podjęła słuszną decyzję.
Miała wrażenie, że wyszła wreszcie na słońce, po tym jak przez całe ich małżeństwo Viktor rzucał na nią cień. Panował nad jej myślami. Decydował i dominował. To nowe słońce wciąż momentami wydawało się Sophii mocne i obce, oślepiające. Bywały chwile, gdy niczego bardziej nie pragnęła, jak tylko skulić się w szałasie w lesie i ukryć przed całym światem. Kiedy zbytnio się to nasilało, wbijała paznokcie w skórę, aż ból dłoni stawał się silniejszy od tego w sercu.
Z zamyślenia wyrwał ją nagły krzyk Fatimy, kiedy monitor zawiesił się na kilka sekund. Sophia uniosła wzrok na zegar cyfrowy wiszący na ścianie. Trzy minuty. Zdawało się, że czerwone cyfry mrugają tym szybciej i wyraźniej, im bardziej zbliżają się do deadline’u.
– Lepiej oddać coś niedopracowanego, niż nie oddać w ogóle – wymamrotała Sophia jak mantrę.
Wciąż nie rozmawiała z nikim zbyt dużo na temat rozwodu, ani z Fatimą, ani z tatą, ani z nikim innym z przyjaciół. Czy ona w ogóle ma jeszcze jakichś innych przyjaciół? Nie była tego taka pewna. Wiele bliskich nagle zniknęło z jej życia, kiedy urodziły im się dzieci i poświęcili się rodzinie. Dziwne, jak mało czasu zostawało im na cokolwiek innego. Najchętniej rozmawiali przez telefon w ciągu dnia, kiedy byli w pracy. Przyprawiało to Sophię o ból głowy. Czyżby się tam nudzili? Miała poczucie, jakby oferowali jej tylko nędzne strzępy swojego czasu.
Zdarzało się, że dopadały ją myśli, czy kiedykolwiek uda jej się doświadczyć tego, co mają oni. Czy w ogóle tego chce? Czuła, że coś było z nią nie tak. Jakby jej serce nie było materiałem na tego rodzaju miłość.
Nettan wsadziła głowę do montażowni.
– Nie jestem pewna, czy trzymać dla was jedynkę. Nie podoba mi się, że oddajecie materiał na ostatnią chwilę.
Sophia wiedziała, że wielu kolegów z chęcią zajęłoby jej miejsce. Nie ma szans, żeby komuś je oddała. Wstała z fotela, uspokajająco poklepała Nettan po ramieniu i się zaśmiała.
– Myślałam, że lepiej radzisz sobie ze stresem. Szczerze mówiąc, Nettan, nic takiego się nie dzieje. Jeszcze nigdy nie zawaliłam deadline’u.
Szefowa informacji uniosła wzrok i popatrzyła na zegar cyfrowy na ścianie.
– Radzę sobie ze stresem. Czołówka wchodzi za dwie minuty i osiem sekund.
– Aha… Myślałam, że mamy jeszcze godzinę. Dzięki za przypomnienie – wymamrotała Fatima, która nie miała najmniejszego respektu przed przełożonymi.
Nettan zignorowała jej sarkazm i wskazała na Sophię.
– Na razie tylko my mamy komentarz minister finansów. Nikomu nie udało się od niej nic wyciągnąć, nawet radiu, które zwykle ma dobre dojścia do jej rzecznika. Świetna robota.
Nettan wyszła, zanim Sophia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ale cieszyła ją pochwała ponurej szefowej. Fatima podrapała się po ciemnej głowie i wybrała niewiele mówiące ujęcie z kilkoma banknotami. Zmrużyła oczy i odrobinę zmniejszyła jasność, żeby obraz miał więcej głębi.
– Jak ty to właściwie zrobiłaś? – spytała Fatima, nie odrywając wzroku od podwójnego ekranu przed sobą.
– Co takiego?
– No wiesz. Raptem w kilka miesięcy awansowałaś w tym bunkrze z najmniejszej rybki w łańcuchu pokarmowym na pupilkę szefowej. Wszyscy mówią, że tę robotę w Kairze masz już w kieszeni.
Zeszłej jesieni Sophia dostała upragnioną jedynkę i poszybowała w hierarchii. Zdemaskowanie jednej afery diametralnie zmieniło jej pozycję w redakcji.
– Nie zapomnij, że obiecałaś mnie ze sobą zabrać.
Była to stara dyskusja o tym, kto powinien pojechać z nią jako operator kamery, jeśli Sophia obejmie stanowisko korespondentki zagranicznej w Kairze. Lubiła bawić się tą myślą. Czuła nawet smak sukcesu. Pomyśleć tylko – ona, korespondentka zagraniczna stacjonująca w Kairze i zajmująca się stamtąd całym Bliskim Wschodem.
– To się okaże – odparła zachowawczo Fatimie, po czym znów popatrzyła na zegar. – Masz dokładnie sześćdziesiąt sekund do emisji. Już im wyślij ten materiał, bo będziemy miały przesrane.
Sophia owinęła się czerwonym szalikiem i odwróciła wzrok do jednego z telewizorów przed szklanymi drzwiami. Widziała, jak prowadzący odczytuje zajawkę ich reportażu, a potem, jak materiał się włącza.
Skończyły na dzisiejszy wieczór.
Fatima westchnęła głęboko i zarzuciła nogi na biurko. Atmosfera w pokoju zmieniła się błyskawicznie z intensywnego skupienia na odprężenie.
– To jak będzie z tym Kairem?
Fatima posłała Sophii przenikliwe spojrzenie, nawet nie mrugając.
– Jest tylu dobrych operatorów… – odparła z przekorą Sophia i zaczęła zbierać swoje rzeczy, gotowa wracać do mieszkania, gdzie większość jej dobytku stała wciąż zapakowana do pudeł.
Nie wyjęła ich jeszcze po rozwodzie. Wprawdzie Sophia nie miała poczucia, że nowe mieszkanie to jej dom, raczej tymczasowe lokum, ale tęskniła za swoją sofą. Tęskniła za tym, żeby zapomnieć o migających zegarach i rzecznikach prasowych.
– Pieprzenie. Dobrze wiesz, że mnie kochasz. Dwie kobiety na Bliskim Wschodzie. Czaisz, jak będziemy się wydawać niegroźne? Tam na południu będziemy zapewne jedynymi laskami w zespole. A właśnie, jak udało ci się wkupić w łaski Nettan? Przespałaś się z nią? Ona naprawdę wygląda na taką, która leci na babki. Co? – Fatima zaśmiała się zadowolona z siebie.
– Mój sekret tkwi w tym, że jestem cholernie skuteczna. Zapisz sobie, może wyjdzie ci na dobre, jeśli to zapamiętasz. No i do tego materiał o polityku, który… – Sophia się zawahała, wciąż nie umiała znaleźć właściwych słów, żeby opisać swoją jedynkę.
Fatima z kolei nie miała oporów.
– …walił konia podczas spotkania, za które mu płacono.
Sophia westchnęła.
– Jesteś taka wulgarna.
Fatima nonszalancko wzruszyła ramionami, komentarz Sophii spłynął po niej jak woda.
Sophia zdemaskowała, że jeden z czołowych polityków pewnej znanej partii oglądał podczas spotkania online filmy pornograficzne w internecie. Musiał przez to odejść z zarządu partii. Wszyscy podejrzewali, że wydał go rywal z tego samego ugrupowania, bo chciał zająć jego miejsce. Prawda była jednak taka, że Sophia dostała cynk od dawnej koleżanki po fachu, która pracowała obecnie w Kancelarii Rządu.
„Nie będzie już brał kasy za walenie konia”, napisała w esemesie i załączyła screeny z ekranu podczas spotkania.
Mimo wszystko całkiem demokratycznie, myślała sobie Sophia. W parlamencie ma być w końcu przekrój obywateli, a on reprezentuje dużą część szwedzkiego społeczeństwa – konsumentów pornografii.
– W każdym razie to był dla mnie punkt zwrotny – oświadczyła i uśmiechnęła się do Fatimy. – I chociaż jesteś zdrowo rąbnięta, to dobrze wiesz, że chcę cię mieć ze sobą w Kairze. Możesz w to wierzyć albo nie, ale masz trzy ogromne zalety.
– Niech zgadnę! Fantastyczne poczucie humoru, ciemne oczy i zdolność do wyrywania przystojniaków dla rozwódek, którym przyda się trochę seksu?
Fatima wręcz uwielbiała żartować z rozwodu Sophii. Od trzech lat ściśle ze sobą współpracowały i dobrze czuły się w swoim towarzystwie, mimo że tak bardzo się od siebie różniły. Ich relacja była wyjątkowa. Sophia nigdy nie miała koleżanki, która stałaby się jej tak bliska bez stawiania przy tym wielu wymagań.
Ona i Fatima nie gryzły się na ogół w język, wykraczały żartami daleko poza granice ogólnie przyjętej poprawności politycznej. Obie jednak miały pewność, że ich żarty zostaną odebrane właśnie jako żarty. Choć czasem granica była o włos. Rozwód Sophii był taką granicą.
– Uważaj – ostrzegła, przeszywając wzrokiem Fatimę, która w geście obronnym uniosła przed sobą ręce. – No ale okej, twoje zalety – ciągnęła. Wyprostowała palec. – Po pierwsze, jesteś kobietą. Naprawdę mam dość tych wszystkich lepiących się do człowieka operatorów. Nawet jeśli często pieprzysz głupoty, to wiadomo, co nas łączy i gdzie trzymasz ręce.
– To może być kwestia czasu.
Fatima mrugnęła do niej i znów się zaśmiała. Sophia nie dała rady się powstrzymać i jej zawtórowała.
– Okej, numer dwa. Dobra z ciebie przyjaciółka.
Fatima zamknęła oczy i położyła rękę na sercu.
– Nawzajem.
– Po trzecie, mówisz po persku i rozumiesz arabski. – Sophia zrobiła przerwę, pokręciła głową, po czym dodała: – Choć w zasadzie nie ma sensu teraz o tym rozmawiać, nie wiemy przecież, czy w ogóle dostanę to stanowisko.
– Ech. Odrobina fałszywej skromności? Masz tę robotę w kieszeni.
Mimo że Sophia nie chciała tego głośno przyznać, nawet przed Fatimą, to liczyła, że faktycznie zostanie wybrana. Wielu przełożonych dawało jej do zrozumienia, że jest to jej szansa, że teraz wreszcie zrobi kolejny krok w swojej karierze.
– W całej redakcji nie ma w zasadzie nikogo innego, kto byłby brany pod uwagę – powiedziała jej Nettan przyciszonym głosem koło ekspresu do kawy kilka tygodni temu.
Sophia odpowiedziała jej uśmiechem. Nikogo innego? Czy to prawda? Po słowach szefowej przyjemnie ssało ją w żołądku. Czyżby nadeszła moja kolej?
Tamtego wieczoru wrzuciła do internetu ogłoszenie o wynajmie swojego mieszkania, tak na wszelki wypadek, żeby zobaczyć, czy ktoś się zainteresuje. W końcu nigdy nie zaszkodzi być przygotowanym. Problem w tym, że już dzień później dostała idealne zgłoszenie. Studentka medycyny z Lund chciała wynająć je na dłuższy czas.
Sophia nie oparła się pokusie i skorzystała z okazji.
Viktor zadzwonił jak zwykle, kiedy wracała z pracy do domu. Spojrzała na wyświetlacz, który się rozjaśnił, i na zdjęcie byłego męża, ale nie miała siły z nim rozmawiać. Nie tego wieczoru. Przez pierwsze miesiące po rozwodzie zawsze odbierała, kiedy dzwonił, ostatnio jednak zaczęła ignorować jego telefony. Była już zmęczona, zbyt często kończyło się to tym, że grzęźli w destrukcyjnych dyskusjach, które do niczego nie prowadziły.
Wczesnowiosenny wiatr przybrał na sile i przy każdym podmuchu jesienne liście, które przetrwały zimę, podrywały się wokół stóp. Idąc przez plac Nytorget na Södermalmie, Sophia spoglądała na ciemne marcowe niebo.
W małych restauracjach, które mijała po drodze, siedziały pary i grupki znajomych, ludzie tłoczyli się wokół stolików i wyglądali tak, jakby dobrze się czuli w ścisku. Jeszcze kilka lat temu ona także wślizgnęłaby się do któregoś z przepełnionych lokali, ale minęło trochę czasu, od kiedy naprawdę miała na to ochotę. Ostatnio skupiała się wyłącznie na pracy.
W ogródku restauracji, z której odbierała zamówienie na wynos, włączyli nawet ogrzewacze. Przy jednym ze stolików siedziały trzy roześmiane młode dziewczyny okryte kocami. Na sam ich widok robiło się zimno. Ale miały i czerwone wino, i chlebek czosnkowy, i w dodatku siebie nawzajem, więc – jak Sophia zgadywała – mimo chłodu dobrze się bawiły.
Mocniej owinęła szalik wokół szyi i uniosła barki aż do uszu, ruszając w stronę swojej bramy przy Malmgårdsvägen, tuż przy parku Vitaberg.
Jej myśli mimowolnie powędrowały do przeszłości. Wciąż mierzyła się z poczuciem wstydu, że nie zostawiła Viktora wcześniej. Wiedziała, że jej rodzina i przyjaciele zgodnie uważali, że zasługuje na kogoś lepszego. Ale oni nie widzieli w nim tego, co ona.
Na początku dobrze im się układało. Na początku. Dlaczego jednak została z nim aż tyle lat po tym, jak ich związek się popsuł, na to Sophia nie potrafiła odpowiedzieć. Nie miała innego wytłumaczenia niż to, że trudno jest stwierdzić, kiedy miłość naprawdę się kończy. Nie zapala się niestety żadna czerwona lampka sygnalizująca, że najwyższa pora odejść. Ogarnęły ją lekkie mdłości. W ich przypadku czerwona kontrolka się pojawiła, jednak świeciła zdecydowanie za długo.
Jasne, z początku Viktor świetnie wpasowywał się w obrazek wymarzonego życia Sophii. Szkoda, że to wyobrażenie legło w gruzach szybciej, niż zwiądł ślubny bukiet. Był wprawdzie inteligentny, przystojny i osiągał sukcesy, ale był też ekstremalnym tradycjonalistą. Kiedy dotarło do niej, że Viktor i jego matka oczekują, że rzuci pracę i praktycznie zmieni się w kurę domową, jeśli – lub raczej kiedy – urodzi im się dziecko, Sophia dostała ataku paniki. Nie osądzała innych, mogli żyć, jak chcieli, sęk w tym, że ona nie byłaby w takim układzie nigdy szczęśliwa. Do tego było to marzenie Viktora, nie jej.
– Zdajesz sobie sprawę, że trudno mi jest brać cię na poważnie? – wyszeptała do niego, kiedy stali w kredowobiałej kuchni w pięknej willi jego rodziców w Danderyd.
– Po co miałabyś pracować, skoro zarabiam ponad trzy razy więcej od ciebie? – odparł i spróbował delikatnie wziąć ją za rękę.
Zabrała mu ją i wlepiła w niego wzrok, jakby zmienił się w ducha.
– Może dlatego, że chcę? Bo nie żyjemy w latach pięćdziesiątych? Bo jestem cholernie dobra w tym, co robię?
Po tej rozmowie wszystko zaczęło się walić. On zrobił się bardziej dominujący i chciał wszystkim kierować. Sprawiali wrażenie, jakby nie byli w stanie słuchać się nawzajem. Jedno mówiło, drugie nie słuchało.
Byli małżeństwem nieco ponad dwa lata, kiedy Sophia oświadczyła, że wnosi pozew o rozwód. On, rzecz jasna, protestował. Chciał, żeby poszli na terapię dla par.
– Nie łapiemy się już na terapię, Viktor. Kierujemy się w życiu zupełnie odmiennymi wartościami, żaden terapeuta na świecie nic tu nie wskóra – odparła mu gorzko Sophia.
Na szczęście Viktor po kilku miesiącach podpisał papiery rozwodowe. Wkrótce minie pół roku od ich rozstania, a wciąż czekał, aż ona „zmądrzeje”. Gdzieś w głębi duszy Sophia też miała nadzieję, że on się zmieni, stanie się taki, za jakiego go uważała. Taki, w jakim się zakochała. Wiedziała jednak, że to marzenie ściętej głowy.
Jak zwykle poczuła ucisk w skroniach na samą myśl o Viktorze. Skończyła niedawno trzydzieści pięć lat i nie powinna mieć na koncie byłego męża, który gorączkowo do niej wydzwania. Była za młoda na to, żeby być rozwódką. Powinna mieć miłego i kochającego partnera, a może nawet dziecko w drodze. Nie, odrzuciła te myśli. Nie zamierzała pozwolić na to, aby te wspomnienia zniszczyły jej kolejny wieczór.
Skręciła za rogiem budynku w Malmgårdsvägen. Kiedy zbliżyła się do swojej bramy, aż ją zmroziło.
– Co on tu, do cholery, robi?!
Viktor nie miał sobie równych, jeśli chodziło o argumentowanie, a ona poczuła, jak w jej piersi kiełkują obawy. Nie chciała, żeby udało mu się ją przekonać, by wpuściła go na górę. Nie dała tego jednak po sobie poznać, na zewnątrz prezentowała jedynie złość.
Uśmiechnął się łagodnie.
– Byłem akurat w okolicy. Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś. Mam chyba jeszcze jakieś prawa.
Delikatnie przejechał palcami po jej policzku, starając się, żeby zabrzmiało to jak żart.
Uciekła przed jego dłonią.
– Niby jakie prawa? Nie miałeś żadnych praw ani wcześniej, ani nie masz ich teraz. Mówię wystarczająco wyraźnie? – wypluła z siebie te słowa i wstukując kod do drzwi, spostrzegła, że drżą jej dłonie.
Cholera.
Ależ to subtelne. Nie chciała mu pokazywać niepewności ani uczuć, które ją ogarniały, jednak jej emocje były widoczne jak na dłoni.
Z westchnieniem pchnęła drzwi całą sobą, próbując przy tym utrzymać na ręce torbę z jedzeniem. Wydawały się cięższe niż zazwyczaj. Odwróciła się, przekraczając próg.
– Viktor. Idź sobie. Słyszysz? Rozumiem, że to trudne, ale musisz to wreszcie pojąć. Nie jesteśmy razem.
Posłał jej długie spojrzenie.
– Weź po prostu ten list.
Podał kobiecie kopertę z jej imieniem, po czym szybko cmoknął ją w policzek i odszedł. Miejsce, gdzie musnął ją ustami, paliło. Jego zapach przyprawiał ją o mdłości. Patrzyła za nim przez sekundę, jak szybko, krótkim krokiem oddalał się ulicą, ale potem pospiesznie weszła na klatkę schodową i wbiegła na górę.
Zatrzasnęła drzwi i stała chwilę, opierając się o nie. Oddychała głęboko, wpatrując się w chaos roztaczający się przed nią.
Sądziła, że pokocha to mieszkanie od pierwszego wejrzenia, bo pomogło jej w pewien sposób uwolnić się od Viktora. Prawda była jednak taka, że nigdy nie czuła się tutaj jak w domu. Miała raczej poczucie, że to etap pośredni, trochę jak stacja kolejowa daleko na prowincji. Miejsce, gdzie człowiek się przesiada. Wychodzi, bierze kilka głębokich oddechów, rozgląda się i stwierdza, że zapewne nigdy więcej tu nie wróci. Potem wsiada do kolejnego pociągu i pędzi dalej.
Przeszła nad kilkoma pudłami, rzuciła na krzesło płaszcz i ruszyła do kuchni z widokiem na park. Przesunęła po stole na bok pozostałości po śniadaniu, żeby móc gdzieś postawić jedzenie z ulubionej włoskiej knajpki. Upomniała samą siebie, że należy od razu po sobie sprzątać, a nie cały czas zostawiać wszystko na wierzchu. Wciąż się tego nie nauczyła. Sądziła, że zwyczaj utrzymywania porządku przychodzi z wiekiem, jednak w jej przypadku było inaczej.
Zwlekała kilka sekund, potem otworzyła list od Viktora i przeleciała wzrokiem treść. Ta sama gadka co zazwyczaj. O tym, że chce się zmienić, że to wina jego dorastania i cała masa innych bzdur. We wszystkim chodziło tylko o niego.
Chcę.
Czuję.
Uważam.
Wyrzuciła list do śmieci i opróżniła filtr z kawą po porannym parzeniu. Czarne, pozlepiane fusy utworzyły na papierze brązowe plamy.
Tak bardzo pragnęła przeprowadzić się do Kairu. Ależ to będzie zaszczyt pracować jako korespondentka, wyjechać na kilka lat ze Sztokholmu. Wprawdzie będzie jej brakowało taty i babci, ale na pewno będą ją odwiedzać. Prawdopodobnie z Disą, drugą żoną taty, i jej obrzydliwie dobrze wychowanym synem Gabrielem na dokładkę. Ale w Kairze Sophia będzie przynajmniej daleko, nawet bardzo daleko od Viktora, a on, na co liczyła, znajdzie sobie nową kobietę do jej powrotu i zostawi ją w spokoju.
Otworzyła lodówkę i pobuszowała wśród buteleczek wina. Po rozwodzie kupiła przy jakiejś okazji małego szampana, żeby samej sobie zademonstrować, że nie trzeba być w związku, żeby dobrze jeść i pić. Kiedy odkorkowała butelkę przeznaczoną wyłącznie dla niej, ogarnęła ją błogość. Jasne, czuła się trochę samotna, ale przede wszystkim silna.
Przy następnej wizycie w sklepie monopolowym kupiła do domu małe butelki czerwonego i białego wina. Weszło jej to w nawyk. Nawet jeśli nigdy by się przed nikim nie przyznała, te buteleczki stały się dla niej symbolem niezależności. Przejechała palcami po zapasach w lodówce i zatrzymała się na sancerre z Doliny Loary.
Wzięła ze stołu jedzenie, poszła do salonu i rozsiadła się wygodnie na sofie. Zaczęła jeść prosto z pudełka makaron z homarem i kremowym sosem pomidorowo-koniakowym. Wzięła łyk wina i przymknęła oczy. Włączyła CNN, ale szybko się rozmyśliła i odpaliła Netflixa. Jej mózg nie był tego wieczoru w stanie absorbować więcej informacji. Przejrzała komedie romantyczne i w końcu zatrzymała się na Notting Hill, którą widziała co najmniej dziesięć razy. Wpakowała sobie do ust dużą porcję makaronu i otaczający ją świat zniknął.
Zazwyczaj powtarzała, że nienawidzi komedii romantycznych, cały gatunek nie ma ani krzty oryginalności, a filmy dają jedynie fałszywe wyobrażenie o miłości i życiu w związku. Że to w zasadzie wałkowanie w kółko tej samej historii, a bohaterka w końcowej scenie unosi nogę i całuje faceta, z którym od początku wszyscy wiedzieli, że będzie. Ale tak naprawdę uwielbiała takie filmy, dawały bowiem nadzieję, że coś w istocie na nią czeka po drugiej stronie tęczy, nawet jeśli chwilowo wydaje się to nieosiągalne.
Sophia obudziła się zlana zimnym potem. Sięgnęła po telefon. Trzecia czterdzieści sześć. Przycisnęła dłonie do skroni i zamknęła oczy.
Znów śniła jej się praca. Że nie wyrabia się na czas, przegapia relacje na żywo i mówi do kamery nie to, co trzeba. Mimo wszystko było to żałosne, inni ludzie śnią pewnie koszmary o tym, że coś strasznego dzieje się ukochanym osobom. Kiedy Sophia miała dziesięć lat, jej mama umarła na raka, ale ta sytuacja nigdy nie wracała do niej w koszmarach. Nie śniła też o tym, że może stracić babcię albo tatę – jedyną rodzinę, jaka jej pozostała.
Przewróciła się na brzuch i wcisnęła twarz w poduszkę. Spróbowała znowu zasnąć, ale nie było na to szans. Szarpały nią najróżniejsze lęki. Wierciła się na szerokim łóżku, nie mogąc się zdecydować, czy jest jej zimno, czy ciepło. Zazwyczaj kiedy spała, marzły jej stopy, dlatego przed pójściem do łóżka wkładała grube skarpety. Teraz jednak miała napady gorąca. Ściągnęła skarpety i rzuciła je na podłogę. W jednej chwili pot spływał jej po plecach, a sekundę później trzęsła się i mocniej owijała kołdrą. Znów się obróciła i popatrzyła na telefon.
Czwarta trzy.
Po kolejnych trzydziestu minutach dała za wygraną. Wciągnęła na nogi skarpety i pogrzebała w pudłach w poszukiwaniu luźnego dzierganego swetra. Ruszyła dalej do kuchni, gdzie zalała w kubku earl grey, a potem usiadła przy stole. Spoglądając na park, unosiła i opuszczała torebkę z herbatą, aż gorący napój przybrał odpowiedni kolor.
Siorbnęła i aż się wzdrygnęła, kiedy herbata musnęła jej wargi.
Gdy za oknem zaczęło świtać, wzięła do ręki telefon i przeskrolowała zagraniczne portale informacyjne, arabskie, francuskie i amerykańskie. Może znajdzie coś, co da się ująć ze szwedzkiej perspektywy? Chciała pozostać najlepsza, były to ostatnie, rozstrzygające dni przed podjęciem decyzji przez kierownictwo. Znalazła coś o Tunezji, przypadło jej to do gustu, ale chciała jeszcze się dowiedzieć, co myśli o tym Fatima.
Zegar na telefonie wskazywał piątą dziesięć. Wahała się przez kilka sekund, po czym nacisnęła imię koleżanki na liście ostatnio wybieranych numerów. W słuchawce odezwał się zaspany głos.
– Co jest?
– Nie śpisz?
Cisza.
– Powiedz po prostu, czego chcesz.
Fatima zakaszlała do słuchawki.
– CNN, mają dziś naprawdę fajne story, chodzi w nim o Tunezję. Pomyślałam, że mogłybyśmy…
– Sophio… – przerwała jej Fatima, sycząc do słuchawki. – Jest piąta rano. PIĄTA. Wrócimy do tego w redakcji. Skończ z tą obsesją na punkcie pracy.
Fatima zakończyła rozmowę, zanim Sophia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
Fatima rozstawiła statyw i kamerę przed pałacem Sagera i dostosowała ustawienia. Biały budynek z dziewiętnastego wieku będzie pięknym tłem do tego ujęcia. Pomachała do znajomych z konkurującej stacji, którzy ustawili się obok niej i Sophii. Połączyła się z reżyserką, sprawdziła, czy mają dźwięk i obraz. Za pomocą kartki, którą zawsze nosiła w kieszeni, ustawiła balans bieli. Wszystko wyglądało dobrze. Miało to być zwykłe, rutynowe wejście. Na dworze było zimno, z nieba padał drobny deszcz. Pochuchała na palce i kilka razy podskoczyła w miejscu, żeby się rozgrzać.
Przyjrzała się opartej o ścianę Sophii, która zdawała się nieobecna. Fatima wiedziała, że przyjaciółka ma ciężko ze swoim byłym. Sophia wprawdzie nie powiedziała nigdy nic takiego wprost, ale ona zawsze przeczuwała, że Viktor nie jest marzeniem każdej teściowej. Mimo że w międzyczasie Sophia stała się jedną z najbliższych jej osób, Fatima nie miała odwagi drążyć tematu jej małżeństwa. Nawet dla niej, która zazwyczaj mogła spytać o cokolwiek bez cienia zmieszania, było to za wiele. Poza tym Sophia kilka razy wyraźnie dała jej do zrozumienia, że nie chce rozmawiać o rozwodzie.
– Wchodzimy za trzydzieści sekund, Sophio. Gotowa? – spytała, ale w odpowiedzi dostała tylko nieme skinienie głową.
Fatima widziała, jak przyjaciółka kładzie rękę na piersi, jak stara się oddychać głęboko i spokojnie. U Sophii Lindgren coś takiego było niezwykłym zachowaniem. Zazwyczaj na luzie traktowała wejścia na żywo, jakby chodziło o pogaduchy przy kawie z koleżanką. Nie miała trudności ze złapaniem tchu. Fatima zmarszczyła brwi. Coś tu się nie zgadza.
– Zostało pięć sekund – powiedziała cicho i znów spojrzała na Sophię.
Słyszała w uchu rozmowy z reżyserki. Poprawiła nieco słuchawkę i pokazała na palcach, ile czasu mają do wejścia. Kiedy ostatni palec zniknął po odliczaniu, zapaliła się czerwona lampka nad kamerą. Fatima uniosła kciuk i uśmiechnęła się do Sophii, ale uśmiech zaraz zniknął z jej twarzy, gdy zobaczyła minę przyjaciółki. Sophia wybałuszała oczy i otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobyła z siebie ani jednego słowa. Jej wzrok był pusty, bez życia.
Fatima rozważała, czy przerwać od razu nadawanie, ale postanowiła dać jej kilka sekund, żeby mogła się pozbierać.
– Słyszysz mnie, Sophio? – spytała ze studia prowadząca wiadomości.
Fatima czuła, że deszcz się nasilił, i zobaczyła przez obiektyw, jak kilka dużych kropli spływa po grzbiecie nosa zmrożonej Sophii.
– Hej, dawaj. Co się dzieje? – wyszeptała i pomachała ręką.
Najpierw się zirytowała. Dlaczego Sophia zawala tę relację? Potem dotarło do niej, że z miną Sophii jest coś nie tak.
Bardzo nie tak.
Tak jakby spłynął z niej cały profesjonalizm. Fatima widziała, jak koleżanka aż kipi ze złości. Wylewało się z niej jak z garnka, wykipiałe mleko zaraz przypali się na kuchence i zacznie naprawdę potwornie cuchnąć.
Wtedy zrozumiała. Mogło to znaczyć tylko jedno. Kair. Fatima zobaczyła nagle, jak Sophia robi kilka kroków do kamery, znalazła się tak blisko obiektywu, że cały obraz na ekranie telewizyjnym wypełnił się jej mokrą twarzą.
Fatima stała z otwartymi ustami i oglądała na małym wyświetlaczu to samo zbliżenie, które właśnie widziała reszta Szwecji. Świat na sekundę całkowicie się zatrzymał. Wstrzymał oddech. Potem Fatima nagle się przebudziła. Uniosła dłoń do kamery i szybkim naciśnięciem przerwała transmisję.
– Co wy tam, kurwa, wyrabiacie?! Co to ma niby…?
Skrzywiła się na lecący do jej ucha grad przekleństw z reżyserki i ściągnęła słuchawki. Wbiła wzrok w Sophię, która wciąż stała dokładnie w tej samej pozycji.
– Co się stało? Sophio?
Głos Fatimy był neutralny, ani surowy, ani łagodny. Jak u ratowniczki z pogotowia na miejscu wypadku. Rzeczowy. Kiedy nie otrzymała odpowiedzi, powtórzyła pytanie.
Sophia drżącą ręką wyciągnęła z kieszeni telefon i pomachała nim w deszczu.
– Mejl. Wiadomość przyszła mejlem. Patrik dostał tę robotę. Nie ja.
Jej głos był płaczliwy, kiedy ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dali powtarzała raz za razem te kilka zdań.
Fatima puściła parasol, którym osłaniała sprzęt, zrobiła duży krok obok kamery, po czym bez słowa wzięła przyjaciółkę w objęcia.
Gdy Sophia wreszcie wróciła do domu, nie zdjęła butów ani kurtki, tylko podeszła prosto do sofy i zwinęła się na niej w kłębek. Dopiero kiedy minęła cała wieczność, jak jej się zdawało, zrzuciła mokre buty i cisnęła przemoczoną skarpetkę przez pokój. Wylądowała na stojących w oknie pelargoniach Mårbacka.
Jeszcze przez chwilę Sophia leżała w bezruchu i wpatrywała się w sufit. Czy właśnie przekreśliła całą swoją karierę? Wiedziała, co jej przełożeni myślą o reporterach, którzy tracą nad sobą panowanie podczas transmisji na żywo. Słabi. Zawodni. Nietrzymający poziomu.
Wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić do babci.
– Widziałaś transmisję? – spytała, zanim kobieta zdążyła choćby się przywitać.
– Mój skarbie. Zawsze oglądam wieczorne wiadomości. Co się tam stało? Wyglądałaś jak siedem nieszczęść.
– Ja…
Sophia zebrała myśli, próbowała znaleźć odpowiednie słowa, żeby niepotrzebnie nie martwić babci. Powiedziała, że robotę w Kairze dostał Patrik, o czym powiadomiono ją mejlem.
Babcia Emmy wiedziała, ile to stanowisko znaczyło dla Sophii, i podobnie jak wnuczka cieszyła się na wyrost.
– Dowiedziałam się o tym tuż przed wejściem na antenę. Byłam w szoku. Rozumiesz?
W zasadzie to cud, że nie runęła przed kamerą. Czuła się jak uszkodzony owad. Jak mucha, która leżąc na plecach, desperacko buczy, po czym wibruje po raz ostatni i umiera.
– No tak. Pytanie brzmi, czy możesz jakoś jeszcze odebrać pracę temu chłopcu, Patrikowi. Ale oczywiście rozumiem, że jesteś zła!
Sophia się uśmiechnęła. Babcia stała po jej stronie. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
– Tata i Disa też to widzieli?
– Wyszli do kuchni. Ale wrócili z niej biegiem, więc nikt nie przegapił zbliżenia przed twoim zniknięciem. – Babcia zachichotała. – Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, skarbie. Wszystko się jeszcze ułoży. Pamiętasz chyba, co zawsze powtarzam: los prowadzi chętnego…
– …a niechętnego ciągnie – dokończyła Sophia i się zaśmiała. Ręką podparła głowę. – Nigdy do końca nie rozumiałam, co chcesz przez to powiedzieć.
– Zrozumiesz w dniu, kiedy będziesz musiała.
– Tak, tak. A w ogóle to jedziesz jutro z tatą do Kramfors?
– Tak. Jedziemy. Nocuję dzisiaj u nich, a twój tata mnie jutro podrzuci. Wyjeżdżamy z samego rana. – Emmy się zaśmiała. – Ależ ten twój ojciec jest uparty. Mówiłam mu, że pojadę pociągiem, ale zapewnił, że z wielką chęcią mnie zawiezie, żebyśmy jeszcze popracowali w ogrodzie. Taki kochany jest ten mój zięć.
O ile tylko Disa nie ma innych życzeń – pomyślała Sophia.
– Co fakt, to fakt – odparła zamiast tego. – Czy mogłabym zamienić z nim słówko?
Rozmowa z tatą była zdecydowanie mniej podnosząca na duchu niż ta z babcią. Jak zwykle przesadnie się martwił z powodu swojej jedynaczki, nawet jeśli akurat w tym przypadku niepokój był uzasadniony.
Kiedy się rozłączyła, zamknęła oczy i pomyślała o cieple dawanym jej przez babcię. Dzięki rozmowie z nią Sophia odtajała. Jak zawsze.
Dalsza część w wersji pełnej
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Okładka
Strona tytułowa
Spis treści
Strona redakcyjna
Meritum publikacji
