Piętno magii - Marta Bacic - ebook
NOWOŚĆ

Piętno magii ebook

Marta Bacic

4,3

37 osób interesuje się tą książką

Opis

Każdego roku absolwenci magicznych akademii otrzymują możliwość dostąpienia ascendencji – najwybitniejszy z nich osiąga moc, o której śmiertelnikom się nie śniło… Jednak wszystko ma swoją cenę. Dla ludzkiego ciała i duszy taka potęga to wielki ciężar, dlatego ascendenci... nie żyją długo.

Nova Rosenfeld jest prymuską w Akademii Ignis i marzy o jednym: zostać ascendentką. Póki co, idzie jej doskonale, ale w ciągu semestru na uczelni pojawia się Caleb. Nikt nie wie, dlaczego pozwolono mu dołączyć na specjalnych warunkach. Rywal okazuje się silniejszy, niż się spodziewała... a do tego jest faworyzowany.

Kiedy rozpoczyna się międzyakademicki konkurs inżynieryjny, Nova otrzymuje ultimatum. Ultimatum, które jej się nie podoba.

Czy prymuska pragnąca ascendencji wytrzyma zderzenie z outsiderem, który patrzy na świat zupełnie inaczej?

Nowelka pełna magii, o ciężarach, które dźwiga w sobie każdy z nas. Nawet ten, kto jest godzien tytułu Arcymaga.

Nowelka z Kolekcji romantasy Inanny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 120

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (4 oceny)
2
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewakr1

Dobrze spędzony czas

interesująca
00



Piętno magii

Marta Bacic

Wydawnictwo Inanna

Spis treści

Dedykacja

Nova

Caleb

NOTA COPYRIGHT

📖 Informacja o wersji demo

Lista stron

Strona 1

Strona 2

Strona 3

Strona 4

Strona 5

Strona 6

Strona 7

Strona 8

Dedykacja

Dla wszystkich prymusów, którzy niegdyś uciekali w naukę, a dziś są perfekcjonistami. Mam nadzieję, że również odnaleźliście wewnętrzny spokój.

Nova

– A cóż za mag był twórcą wspomnianego Krwawego Srebra, panno Novo?

Wzięłam głęboki wdech. Przymknęłam powieki i usiłowałam wygrzebać z pamięci odpowiedź. Bezskutecznie. Widziałam oczyma wyobraźni księgę, przypomniałam sobie nawet cholerny numer strony, ale nie wynalazcę tej morderczej technologii. Czemu zawsze zapominam nazwiska?

Profesorka Kalla uniosła brew, po czym wskazała tę sukę dwa rzędy przede mną. Faria zarzuciła kasztanowymi lokami, uniosła się nad pulpitem i podziękowała za udzielenie głosu. Opadłam bezsilnie na miejsce. Cały mój kwiecisty wywód mogłam wyrzucić do kosza. Zapomniałam jedno kluczowe nazwisko, a to wystarczyło… Ostatnio nie panowałam nad sobą. Faria już nabierała powietrza, zapewne by wyjaśnić pochodzenie nazwiska wynalazcy do piątego pokolenia wstecz, kiedy z boku sali wykładowej rozległ się donośny głos.

– Silverwood – powiedział z lekkim uśmiechem chłopak, który stał przy uchylonych drzwiach. – I nie mag, a magini. Arcymagini Silverwood.

No tak. Oczywiście.

– To mnie udzielono głosu – syknęła Faria.

Profesorka przekartkowała coś i spojrzała na nowo przybyłego znad okularów. Pod pachą trzymał tom historii współczesnej, z którego korzystaliśmy na zajęciach. Odgarnął kosmyk srebrnych włosów z czoła, po czym wsunął dłoń do kieszeni.

– Panna Fen ma rację, panie… Calebie, jak sądzę? Caleb Goldberg?

Chłopak przytaknął i zbliżył się do katedry. Wyjął formularz zatknięty w księdze i podał wykładowczyni. Ta na chwilę zawiesiła na nim wzrok i westchnęła.

– To pana pierwszy wykład. Wypadałoby zrobić lepsze wrażenie i nie wparowywać w połowie.

Caleb jednak nie spuścił wzroku ze skruchą, a uśmiechnął się szerzej.

– Nie zawsze wrażenie musi być dobre, żeby zostać zapamiętanym.

Profesorka ledwie zauważalnie przewróciła oczami.

– Proszę zająć miejsce. Panno Fario, również proszę spocząć. Przejdźmy do eskalacji konfliktu w roku sześćdziesiątym szóstym.

Faria usiadła i obrzuciła Caleba zniesmaczonym wzrokiem, a ten powoli wspiął się po schodach i zajął miejsce na samym końcu sali. A przynajmniej tak sądziłam. Nie chciałam oglądać się za gościem i poświęcać mu uwagi, której tak pożądał. Wystarczy, że robili to pozostali, zerkający na niego i szepczący między sobą.

Chociaż cieszyło mnie, że to nie Farii przypadło uzupełnienie luki w mojej wypowiedzi, to irytowało mnie całe to zamieszanie. Szturchnęłam Armanę, która obserwowała nowego. Natychmiast się odwróciła i posłała mi rozmarzone spojrzenie. Zarumieniła się tak bardzo, że nawet na jej hebanowej skórze dało się to dostrzec. Zainteresowanie przyjaciółki utwierdziło mnie w przekonaniu, że nowy był przystojny. Armana nie gustowała w byle kim. Dla mnie jednak znaczyło to mniej więcej tyle, że kolejny zadufany w sobie typek pojawił się w Akademii. Rzekłabym: „dzień jak co dzień”, gdyby dołączanie w połowie semestru było normalne.

– Dobrze, skoro ekscytacja dodatkową atrakcją powoli opada, przejdziemy do omówienia nieudanych prób powstrzymania zamachu – powiedziała głośno profesorka, czym uciszyła w końcu grupę. – Opowiem wam, jak niesubordynacja i niedbalstwo doprowadziły do tragedii. Owszem, wywiad miał wystarczająco dużo wskazówek, żeby przewidzieć wydarzenia tej felernej nocy, ale zawinił tu najbardziej zawodny czynnik. Człowiek.

Ujęłam pióro, żeby zacząć notować, ale trzy ostatnie zdania profesorki całkowicie mi umknęły i kompletnie nie wiedziałam, co zapisać. Mimowolnie nakreśliłam „Silverwood”, po czym wpatrywałam się w to nazwisko, zupełnie jakby miało mi wytłumaczyć, czemu wypadło mi z głowy. Takie rzeczy mi się nie zdarzały.

Nova Rosenfeld pamiętała rzeczy. Nawet te, których nie chciała.

Nova Rosenfeld nie umiała za to nie być najlepszą.

Uniosłam wzrok na kasztanowe włosy Farii. I chociaż wiedziałam, że dziewczyna nigdy nie przegoni mnie w magii, bo po prostu nie posiada takiej mocy, to i tak nie potrafiłam odpuścić. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się nie starać. Może nie odmówiono by mi ascendencji z powodu braków w wiedzy historycznej, ale liczył się całokształt. Bezbłędność. Respekt. Również do samej siebie. A jak mam się szanować, jeśli cholerna Faria dostałaby wyższą notę?

Armana położyła dłoń na mojej, zawieszonej nad papierem. Posłała mi uspokajające spojrzenie. Arma była jedyną osobą, którą dopuściłam tak blisko w murach Akademii, przez co doskonale znała moje niezdrowe zapędy. Chociaż nie znała ich przyczyny.

– Panie Goldberg, może pan? – zapytała profesorka, a ja przygryzłam wargę i próbowałam skupić się na nowo. Obejrzałam się przez ramię. – Skoro popisał się pan wiedzą o arcymagini Silverwood, może pan wyjaśnić, jak wyglądał morderczy wynalazek?

Caleb uniósł się powoli i pochylił się lekko nad pulpitem.

– Myślę, że moja odpowiedź nie przypadłaby pani do gustu.

Wykładowczyni zmarszczyła czoło.

– Panie Goldberg…

Chłopak się wyprostował i uniósł ręce.

– No dobrze, dobrze. – Wziął głębszy wdech. – Wynalazek był bronią, na którą żaden mag nie był wtedy gotów. Krwawe Srebro pozwalało przedostać się telekinetykowi przez naturalne bariery maga chroniące przed interwencją magiczną, by zmiażdżyć go od środka – wyrecytował słowo w słowo zawartość podręcznika. – A przynajmniej tak twierdzi ta książka.

– Czy mam rozumieć, że według pana wynalazek działał inaczej?

Cały ten głupkowaty uśmiech wyparował z twarzy Caleba.

– Tego nie powiedziałem. Mechanika się zgadza. Ale nie cel. To, w jakim celu wykorzysta się wynalazek, zależy od tego, kto go używa. Młotek też jest narzędziem. Owszem, można nim rozbić czaszkę, ale jakoś nikt nie twierdzi, że to jego podstawowe zastosowanie.

Uniosłam nieco brew i zerknęłam na wykładowczynię, która na sekundę rozchyliła lekko usta.

– Widzę, że żarty się pana trzymają – skwitowała. – Proszę usiąść. Liczy się również coś takiego jak kontekst, a my omawiamy Krwawą Noc. Trudno nie zaznaczyć, że Srebro pozwala miażdżyć ludzi, skoro zrobiło to z całym dowództwem obecnym w kwaterze głównej.

– Kontekstem też można manipulować – dodał Caleb.

– Goldberg! – Profesorka podniosła głos, a chłopak usiadł i przewrócił oczami. – Nie będę tolerowała takiego zachowania. Proszę po zajęciach zgłosić się po zadanie dodatkowe. I od tej pory za każdą zbędną dyskusję będzie pan otrzymywał kolejne.

Caleb przytaknął, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Odwróciłam się przodem do katedry, a wykładowczyni kontynuowała, chociaż przez jakiś czas wydawała się rozproszona.

Kolejny zarozumialec.

Nie znałam jego możliwości. Skąd on się tutaj w ogóle wziął? Transfer? Tak późno? Ciekawe, czy będzie w tej samej grupie na magicznych…

Bez przesady, zganiłam się zaraz. Dwa dobre strzały nie robią z niego geniusza albo arcymaga. To tylko historia.

Więc czemu po jednym swoim potknięciu czułam się, jakby ktoś odebrał mi po kolei wszystkie moje osiągnięcia?

Zerknęłam na Armanę. Przyjaciółka podparła podbródek na dłoni i przymknęła oczy, ale zaraz otworzyła je szeroko i zamrugała nerwowo. Przysypiała. Szturchnęłam ją w bok, a ta posłała mi zrozpaczone spojrzenie. Musiała chyba zarwać kolejną nockę. Wiedziałam, że ma potencjał, ale brakowało jej jeszcze kontroli. To dobrze, że próbowała.

Już prawie odpłynęłam myślami do popołudniowych zajęć, ale w porę się zreflektowałam i przystawiłam pióro do papieru. Profesorka Kalla zawiesiła na mnie wzrok. Przełknęłam ślinę. Zupełnie jakby doskonale wiedziała, że nie słucham. Na szczęście kontynuowała wykład, a ja w końcu wykrzesałam z siebie resztki koncentracji. Nie pomogło.

– Ach, panie Goldberg, proszę nie zapomnieć podejść po zadanie – rzuciła Kalla na koniec zajęć. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy. – Pani Rosenfeld, pani także.

Zamarłam.

– P-proszę? – wykrztusiłam. – Może pani powtórzyć?

– Proszę podejść po zajęciach razem z panem Goldbergiem. Mam przeczucie, że pani również przyda się odświeżenie tematu.

Przytaknęłam, chociaż wciąż nie wierzyłam, że mnie to spotkało. Faria zachichotała bezczelnie i ruszyła do wyjścia wraz z innymi studentami. Niektórzy zerkali na mnie z rozbawieniem.

No tak, w końcu się porządnie potknęłam. Będą mieli o czym gadać.

Arma położyła mi dłoń na ramieniu.

– Nie odpalaj się. To tylko dodatkowe – szepnęła mi do ucha, a ja popatrzyłam na nią, jakby zwariowała.

– Pierwsze w moim życiu – westchnęłam. – Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje.

– Nie panikuj, oberwałaś rykoszetem, bo nowy ją zirytował, to tyle. Głowa do góry. – Poklepała mnie kilka razy po ramieniu, po czym uniosła kciuki, zarzuciła torbę na ramię i ruszyła do drzwi. – Do zobaczenia potem!

Nawet nie skinęłam na pożegnanie. Sala powoli pustoszała, a ja ruszyłam po schodach do katedry. Stanęłam przy biurku prowadzącej. Ta odchyliła się na krześle i spojrzała na mnie sceptycznie. Kiedy ostatni adept opuścił pomieszczenie, Caleb w końcu zjawił się obok. Zerknęłam na niego z ukosa, a on uśmiechnął się przepraszająco.

Przynajmniej wiedział, że to jego wina.

Wykładowczyni zastanawiała się chwilę.

– Cóż by tu wam zadać… Może esej o Krwawej Nocy?

Zdusiłam prychnięcie. Marnowanie czasu, odtwórcza praca na temat, który teraz wałkujemy. Nic nowego.

– Oczywiście, pani profesor – zgodził się chętnie Caleb. Zgromiłam go wzrokiem.

– Wiem, co pani o tym sądzi, pani Rosenfeld – powiedziała Kalla i zaczęła skrobać na jakimś formularzu. – Zapewniam, że się pani nie zanudzi. Chciałabym, żebyście użyli zabezpieczonych materiałów za moim pozwoleniem. Być może poślemy waszą pracę do „Historii i Polityki”.

– NASZĄ pracę? – wykrztusiłam. – To znaczy mamy napisać JEDEN esej?

Profesorka pokiwała głową.

– Doskonały pomysł, nie uważacie? Dawno nic nie zgłaszaliśmy do publikacji, wszyscy skupiają się na praktyczniejszych przedmiotach – westchnęła. – A przy okazji będzie pan mógł przełamać lody w nowym środowisku.

Chyba zwariowała.

– Nie wiem, czy przy tak napiętym grafiku dam radę… – zaczęłam, ale kobieta machnęła ręką.

– Bez wymówek. Kto, jeśli nie pani, pani Novo?

Zerknęłam nerwowo na Caleba. Z jego twarzy zniknął jakikolwiek ślad uśmiechu.

– Ale ja wiem, że dałabym radę, pani profesor – zapewniłam. – Nie mogę ręczyć jednak za kogoś, kogo nie znam. Jeżeli to ma zostać opublikowane… Wciśnięcie roboty za dwóch w mój kalendarz może być trochę skomplikowane…

– Pan Goldberg wygląda na bystrego, na pewno znajdzie pani dla niego jakieś zadanie. Moim warunkiem jest jednak to, że musi brać udział w tworzeniu eseju, bo ma coś z tego wynieść. – Przesunęła wypełniony formularz w moją stronę.

Świetnie. Oceniła jego inteligencję na równą mojej po jednym pyskowaniu. Poczułam się upokorzona.

– Ach, i proszę zadbać o to, by esej był zgodny z oficjalną wersją. – Kobieta zerknęła znacząco na Caleba.

– Oczywiście – odpowiedziałam i zabrałam pozwolenie. Chociaż starałam się ukryć rozczarowanie i złość, to mój głos i tak zadrżał. – Do widzenia, pani profesor.

Wykładowczyni odpowiedziała mi rozbawionym uśmiechem, a ja zwinęłam papier w rulon, zatknęłam do bocznej kieszeni torby i odwróciłam się na pięcie. Caleb wzruszył ramionami i podążył za mną.

Ruszyłam pustawym już korytarzem, Arma na pewno czekała na mnie z Percym na zewnątrz. Spóźniona wiosna w końcu raczyła zawitać na nasz kampus.

Zaraz.

Obejrzałam się. No tak. Caleb szedł za mną. Znowu trzymał jedną rękę w kieszeni.

– Chyba nie sądzisz, że pójdziemy to robić teraz? – Uniosłam brew. – Zgadamy się na dniach.

Kolejny raz wzruszył ramionami.

– Mamy tylko jedno zezwolenie, a jeżeli jesteś zajęta, być może mógłbym przygotować wstępne materiały. Mogę? – Wyciągnął dłoń. – A co do terminu, może jutro wieczorem?

Zacisnęłam mocniej zęby. Zmarnuje tylko swój czas, a i tak wszystko będę musiała przeczytać i przemielić sama. No ale miał się udzielać, więc niech się udziela. Sięgnęłam do torby i podałam mu rulon.

– Niech ci będzie. Jutro przed zmierzchem w czytelni po prawej od działu ograniczonego biblioteki?

– Wybornie – powiedział i uśmiechnął się jednym kącikiem ust, przez co w jego policzku uwidocznił się dołeczek. – Zdradź mi tylko, którędy tam się dostanę, a będziemy ustawieni. Ledwie się tu pojawiłem, a już mnie zagonili na ten wykład. Próbowałem się wymówić, ale nie miałem szans w dyskusji z rektorką.

Rzeczywiście dopiero tu się zjawił. Skąd on się urwał? Zmierzyłam go trochę dokładniej wzrokiem. Przez niechlujne podwinięcie rękawów zdążył już zmaltretować nowiutką marynarkę z wyhaftowanym złotymi nićmi godłem Akademii. Nie należał do zbyt wysokich, a do tego był raczej smukły; jego srebrne włosy prawie zlewały się z bladą karnacją. Pomimo tego nie wydawał się… mdły. Srebrne tęczówki błyszczały figlarną ciekawością… Powstrzymałam się od zaciągnięcia jego aurą. Czułam, jak energia Caleba pręży się w moim kierunku i prosi, by rzucić mu wyzwanie.

Jego moc tak cholernie kusiła…

Opanowałam się i potrząsnęłam energicznie głową.

– Korytarzem prosto, aż skręcisz w prawo do północnego skrzydła. Tam na pierwszym piętrze znajdziesz ogromne drzwi. Nie przegapisz.

Caleb dygnął przede mną w przerysowanym ukłonie.

– Do zobaczenia, Novo.

– Do zobaczenia – rzuciłam już przez ramię, chciałam jak najszybciej wydostać się z budynku. A może jak najszybciej stracić go z oczu? Nie miałam czasu na takie bzdety jak irytujące chłopaki. Zdążyłam odejść kilka kroków, ale zatrzymałam się. Czułam wzrok na plecach.

Odwróciłam się.

Caleb pokręcił głową z dezaprobatą. Wpatrywał się we mnie bezczelnie.

– Coś nie tak? – Wysiliłam się na uprzejmy ton.

– Zawsze jesteś tak nakręcona? Jeżeli oddamy tekst z błędem, którego nie wyłapię, to stanę się twoim śmiertelnym wrogiem?

Zamrugałam. Nie pojęłam na początku, co właśnie usłyszałam.

– Co takiego? Słuchaj, nie pozwalaj sobie…

Chłopak uniósł dłonie w obronnym geście.

– Po prostu zauważyłem, że bardziej ci do twarzy z zamyśleniem niż z wiecznym napięciem. Wystarczyła mi chwila, żeby wiedzieć, jak ważna tu jesteś. Ale trochę luzu od czasu do czasu nie boli.

Zatkało mnie.

Kiedy się zorientowałam, że patrzę na niego z rozdziawionymi ustami, natychmiast je zamknęłam i zgromiłam go wzrokiem. Nikt tak nigdy do mnie nie mówił. Przynajmniej nie w tych murach.

– Dziękuję za poradę, ale niektórzy poważnie traktują swoje obowiązki – odparowałam.

Caleb parsknął szczerym śmiechem.

– Ty na pewno. No, nieważne, porozmawiamy później. Jeszcze raz: do zobaczenia.

– Do zobaczenia – mruknęłam i pomknęłam w kierunku wyjścia na błonie.

Musiałam użyć sporo siły woli, by znowu się nie odwrócić i nie spróbować zgasić go jakimś tekstem, ale nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Teraz zresztą wyglądałoby to żałośnie. Jutro go ośmieszę jego własną głupotą i tyle.

Coś budziło jednak we mnie niepokój. Miałam przeczucie, że ten typ oznacza kłopoty. A ja nie zamierzałam tracić tego, na co tak ciężko zapracowałam: mojej szansy na ascendencję.

Caleb

Patrzyłem, jak potargana burza blond włosów Novy podskakuje w rytm jej energicznych kroków. Dopiero kiedy zniknęła za zakrętem, zerknąłem we wskazanym wcześniej kierunku, po czym podążyłem w zupełnie przeciwną stronę.

Nie zamierzałem dziś zajmować się esejem, ale nie miałem pewności, czy dziewczyna nie zniknie z zezwoleniem i nie zrobi wszystkiego sama, postawiwszy mnie przed faktem dokonanym. W kościach czułem, że to upierdliwa istotka, ale uśmiechnąłem się na samą myśl, że będę mógł grać na jej nerwach.

Korytarze opustoszały podczas dłuższej przerwy – Kalla nas przetrzymała, a wszyscy zdążyli już wyjść na zewnątrz, by skorzystać z pierwszych dni wiosennej pogody. Kiedy dotarłem do głównego holu, spojrzałem w górę na krzyżowo-żebrowe sklepienie jarzące się kulami światła wplecionymi zaklęciami w wyżłobienia. Omiotłem wzrokiem lśniący marmur białej posadzki i czarne granitowe kolumny. Ilustracje, które oglądałem za dzieciaka, były podobne, ale nie oddawały w zupełności ogromu tego miejsca. Wiele razy śniło mi się, że jestem w Akademii Ignis. Marzyłem o tym. A dzisiaj jakimś cudem się to ziściło.

Zbliżyłem się do ściany obwieszonej portretami najlepszych absolwentów, oprawionymi w złote ramy. Zauważyłem oznaczenia roczników i podążyłem do tego, który mnie interesował. O ile w sekcjach poprzednich roczników wisiały trzy portrety, tutaj znajdowały się tylko dwa. No tak, to jej rocznik, czego się spodziewałem… Że zostawią jej wizerunek po tym wszystkim?

Obejrzałem inne obrazy i skrzywiłem się na to, że w każdym rzędzie jedna osoba nosiła pieczęć na skroni. Rok w rok trzech najlepszych absolwentów otrzymywało tytuł arcymaga, a najwybitniejszemu z nich przypadał „zaszczyt” ascendencji – możliwości przyjęcia antyogranicznika. Powiodłem wzrokiem do góry. Od tego momentu każdy arcymag numer jeden, bez wyjątku, miał na swoim czole pieczęć ascendenta. Żaden najlepszy z najlepszych nie odmówił. Doskonale wiedziałem, jak potoczyły się ich dalsze losy poza murami Akademii. Zero tajemnicy: przeszli ascendencję, po czym wylądowali w rządzie lub armii. Na samym szczycie. A na końcu umarli bądź umrą… dużo za wcześnie. Jak długo przeciętne ludzkie ciało może znieść moc bez żadnych ograniczeń? Dziesięć lat? Wzdrygnąłem się na samą myśl.

Włożyłem ręce do kieszeni i odwróciłem się od portretów. Zacząłem bawić się niewielkim iluzonitem, który dostałem od rektorki wraz z wyprawką. Chciałem skierować się na dziedziniec, ale do holu weszła grupka studentów. Jeden z nich zwrócił na mnie uwagę i poklepał swojego towarzysza w ramię.

Uniosłem dłoń w geście powitania, a trzech chłopaków podeszło i intensywnie otaksowało mnie wzrokiem.

Wysoki brunet wysunął się naprzód. Krótki rękaw czarnej koszulki ledwo mieścił jego ogromny biceps. Chłopak wyciągnął dłoń.

– Cyrus – powiedział, a ja wymieniłem uścisk i również się przedstawiłem. – Nowy pierwszoroczny?

Przytaknąłem, a Cyrus wskazał blondyna obok. Chociaż przy osiłku wydawał się niski, był mojego wzrostu.

– Ronan. – Przeniósł dłoń w kierunku lekko pulchnego szatyna. – Aden.

NOTA COPYRIGHT

Piętno magii

Copyright © Marta Bacic

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.

ebook ISBN 978-83-7995-849-8

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Paulina Kalinowska | proAutor.pl

Korekta: Agata Milewska | proAutor.pl

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl

Skład i typografia: Bookiatryk.pl

Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl

📖 Informacja o wersji demo

📖 Wersja demonstracyjna

To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.

Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.

Wersja demo została wygenerowana automatycznie zgodnie z wymaganiami EAA.