Pewność - Atka Brożek - ebook + książka

Pewność ebook

Atka Brożek

5,0

Opis

Czym jest seks dla kobiety chorej psychicznie i jej partnera?

Krótka opowieść o trudnej miłości Ady i Janka i o wstydliwym tabu.

Druga książka autorki Wszystkiego opisuje decydujący dzień z życia zamożnego małżeństwa próbującego podjąć decyzję o posiadaniu dziecka. Ada, zamknięta w kokonie z jedwabnych poduszek i kaszmirowych pledów, wciąż żyje pod dyktando dawno pokonanej choroby psychicznej. Jej dużo od niej starszy mąż Janek biernie przygląda się swojemy małżeństwu. Aż do tego dnia… Pewność to krótka opowieść o miłości, poczuciu winy, lęku, przywiązaniu i chorobie psychicznej. Ale przede wszystkim o wyniszczającym i obsesyjnym poszukiwaniu pewności w życiu.

Atka Brożek - (ur. 1984) pisarka. Autorka powieści Wszystko (2016). Jej teksty okazjonalnie ukazują się na łamach Tygodnika Powszechnego. Z wykształcenia lingwistka I kulturoznawczyni. Studiowała w Polsce, Japonii I we Francji. Mieszka w Krakowie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 75

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Anna Brożek, 2017
© Copyright by Copernicus Center Press, 2017
Korekta: Weronika Kosińska
Publikacja dofinansowana z grantu Science for Ministry in Poland przyznanego Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych przez John Templeton Foundation
ISBN 978-83-7886-313-7
Wydanie I
Kraków 2017
Copernicus Center Press Sp. z o.o. pl. Szczepański 8, 31-011 Kraków tel./fax (+48 12) 430 63 00 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: http://en.ccpress.pl
Konwersja: eLitera s.c.

– Spektrum choroby afektywnej dwubiegunowej i zaburzenia obsesyjno-ko-ko-ko-kooompulsyjne – wyjąkał młody psychiatra.

– Jest pan pewien? – spytała automatycznie Ada. Wciąż dręczyły ją obsesyjne myśli. O wszystko pytała kilka razy.

– To jest moja wstępna diagnoza, pani Adrianno. Ale tak jak mówiłem, proszę się zbytnio nie przywiązywać do terminologii.

Ada pokiwała nerwowo głową. Cholernie chciało jej się palić. Od czasu hospitalizacji paliła bez przerwy. Głównie dlatego, że w szpitalu nie mogła pić. Po raz pierwszy dotarło wtedy do niej, jak bardzo w życiu potrzebuje haju. Jakiegokolwiek, byle w regularnych dawkach. Zrozumiała, że jest jak inni dwubiegunowi. Była uzależniona tylko od tej jednej rzeczy: silnych emocji. Ale umysł i ciało musiały też odpoczywać. To dlatego zawsze w końcu wpadała w depresję. Wpierw zrozumiała cały proces, obserwując innych pacjentów. Dopiero na końcu zobaczyła, że jest do nich podobna.

– Powiem otwarcie – kontynuował Hirsz – dla mnie owe klasyfikacje stanowią jedynie nieprzyjemny obowiązek przyporządkowywania osobnego człowieka do wspólnej kategorii. Dlatego nie podejmuję się jeszcze ostatecznej diagnozy. Spektrum oznacza pewien zespół cech choroby dwubiegunowej, które mogą się jednak okazać uleczalne i nie zmienić w pełną bipolarność.

– Rozumiem – potaknęła Ada. Oddech miała coraz płytszy. Nie paliła już ponad dwie godziny. Proces wypisywania ze szpitala przedłużał się w nieskończoność. Janek siedział w fotelu obok i machając nerwowo nogą, z przerażeniem patrzył na żonę.

– Tak że... pani Adrianno, wpierw rozpoczniemy leczenie ambulatoryjne i odpowiednią psychoterapię. Myślę tu o paradygmacie psychodynamicznym. – Hirsz przerwał na moment wypowiedź, wyczekując reakcji ze strony pacjentki. Ada milczała. – Pani magister – ciągnął – podobnie jak ja nie podchodzi do metody nazbyt ortodoksyjnie. Co mam na myśli? Otóż czasem, w zależności od konkretnego przypadku, może się posłużyć także innymi środkami pomocy.

Tamtego dnia Ada poczuła ulgę. W głębi duszy cieszyła się, że jest chora. Tylko to pozwalało jej na chwilę zagłuszyć wyrzuty sumienia. Między słowami usłyszała bowiem, że wszystko, co w owym czasie zrobiła, nie było jej winą. Po każdej manii – czy to objawiającej się przepuszczaniem niebotycznych sum pieniędzy, skokami w bok, blackoutami, zniknięciami, czy też atakami agresji wobec każdego, kto śmiał jej stanąć na drodze do panowania nad światem – zawsze czuła się jak ścierwo. Złość przyszła dopiero w trakcie terapii. A zaraz po niej zrozumienie, że chorobowe reakcje na życie to nie jej wina. Ona ponosi odpowiedzialność jedynie za radzenie sobie z objawami w debilny sposób.

Pięć lat później obudziła się rano w jasnym i przestronnym apartamencie. Sprawdziła godzinę, odłożyła komórkę na stolik i owinęła się ciasno kołdrą. Do wizyty u Hirsza zostało osiem godzin. Po latach terapii, kilogramach leków, wzlotach, upadkach i na fali podejrzanie długiej stabilizacji w tę sobotę miała podjąć ostateczną decyzję: czy mimo choroby zdecydować się na dziecko. Chwilę wpatrywała się w odbijający światło kredowy woal firanki, po czym na powrót zasnęła. Obudziła się zlana potem. Przeszło jej przez myśl, że sen o dziecku zwiastuje przecież chorobę. A może obudziło ją drapanie w drzwi? Łóżko stało niemal zaraz obok wejścia do sypialni, dlatego wystarczyło, że uniosła się nieco i nacisnęła klamkę, a do pokoju od razu wślizgnęły się dwa foksteriery. Szczeniak, Najmniejszy, wskoczył na łóżko i położył się na poduszce. Ada przyciągnęła go do siebie i pocałowała w kościstą główkę. Nieco starszy, Mały, pokręcił się chwilę po sypialni, po czym wyszedł obrażony. Odwróciła się i znów wzięła do ręki komórkę. Robiła to kompulsywnie. Lubiła mieć kontrolę, także nad czasem. Ucieszyło ją, że wstała w raczej obojętnym nastroju. Tego dnia, kiedy tyle miało się wyjaśnić, nie chciała być nastawiona ani zbyt negatywnie, ani zbyt pozytywnie. Wolała nie ryzykować, a obojętność dawała jej swoiste poczucie bezpieczeństwa. Zobojętnienie w jej przypadku nie pojawiało się ot, tak. Ona je wypracowała i była z tego dumna. Z czasem stało się jej podstawowym narzędziem samokontroli.

Po drugiej stronie pokoju, na toaletce, stała perłowa bomboniera. W niej Ada trzymała tabletki. Już od ponad roku budziła się bez lęku. Owszem, niekiedy czuła zwykły ludzki niepokój, który potrafił być nawet bardzo nieprzyjemny, ale to nie był już ten niepokój. Już nie można było o niej powiedzieć, że jest „lękowa”. Po raz pierwszy od czasów przedszkolnych czuła, że zaczyna po prostu być. A nawet, że wracając do zdrowia, staje się podejrzanie zwyczajna. Na chwilę w jej głowie pojawiło się wspomnienie sprzed lat: śpi do czternastej i budzi się w panice. Zawsze, miesiącami. Mimo iż zdawała sobie sprawę, że lęk był o tyle silniejszy, o ile później brała tabletki. Wieczorna dawka kwetiapiny czy lamotryginy – leków, które miały stabilizować jej nastrój – starczała do mniej więcej siódmej rano, a każda następna godzina zwłoki wzmagała lęk. Wtedy jednak wolała przespać ten lęk, aniżeli zdobyć się na wysiłek wyciśnięcia ze srebrnego listka piguły. Weź mnie! Weź mnie! Weź mnie do buzi! – domagały się, a ona zaciskała powieki i odpływała we niespokojnym śnie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki