Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Układ bez uczuć, pożądanie bez granic i miłość, której nie da się zatrzymać.
Gabriella Marlecka – ambitna, trzydziestopięcioletnia studentka architektury – walczy o ukończenie studiów i marzy o karierze projektantki. Życie nie szczędziło jej ciosów, jednak nie złamało też determinacji. Gdy na uczelni pojawia się dziesięć lat młodszy Alex Wilson, przystojny brunet o hipnotyzującym spojrzeniu, Gabriella nie spodziewa się, że przypadkowa znajomość przerodzi się w coś tak niebezpiecznego i intensywnego. Pomimo tego, że oboje są od siebie tacy odmienni, dają ponieść się uczuciu o niezwykłej sile.
Propozycja wspólnego biznesu, układ wykluczający miłość i obietnica namiętności – to tylko początek gry, w której stawką będą nie tylko emocje, ale też bezpieczeństwo. W świecie wielkich pieniędzy i sekretów każdy krok może być ryzykowny… a każda decyzja – nieodwracalna.
Odmienni to pierwszy tom trylogii Namiętności i Uczucia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 280
Odmienni
© Laura Mill
© for the Polish edition by Wydawnictwo Hm…
All rights reserved.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody twórców.
Pod redakcją: D.B. Foryś
Redakcja: Katarzyna Twarduś
Korekta: Monika Malita-Bekier
Projekt okładki: E.Raj
Skład: D.B. Foryś
ISBN: 978-83-68177-81-7
ISBN E-BOOK: 978-83-68177-82-4
Wydanie pierwsze
Wojkowice 2025
Wydawnictwo Nie powiem
E-mail: [email protected]
Telefon: 518833244
Adres: ul. Sobieskiego 225/9, 42-580 Wojkowice
www.niepowiem.com.pl
Powieść jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, lecz nie przedstawia rzeczywistego wizerunku bohaterów ani ich postaw i stanowi realizację artystycznych zamierzeń autorki. Wszyscy bohaterowie, w tym osoba narratora, są fikcyjni.
Jesteś moim szaleństwem,pasją, przygodą, wolą życia,
podnieceniem, przywróciłeś mnie do życia. Jesteś wszystkim.
– Źródło: serial meksykański Na przekór losowi
Samolot tanich linii lotniczych, którym wracałam do Rzeszowa, trząsł się niesamowicie mocno. Nagłe turbulencje przerwały moją drzemkę, w którą zapadłam niedługo po oderwaniu się maszyny od płyty lotniska. Przez głośnik rozległ się głos pilota, informujący o konieczności zapięcia pasów bezpieczeństwa i zasłonięciu w oknach rolet. Po ustaniu turbulencji przez pokład szybko przemknęła elegancka stewardesa, próbująca sprzedać pasażerom losy na loterię:
– Z Ryanairem zostaniesz milionerem! Zachęcam państwa do wzięcia udziału w wyjątkowej loterii Ryanaira! Jeden los na loterię tylko dwa euro! – krzyczała głośno kobieta, wymachując plikiem kuponów na prawo i lewo. – Może pani się skusi na zakup kuponu? – zagadnęła mnie, uśmiechając się szeroko.
Oczywiście, że skusiłabym się na zakup, gdybym tylko miała przy sobie dwa euro. Jednak mój portfel świecił pustkami…
– Nie, dziękuję – odparłam stanowczo i skierowałam wzrok w stronę zasłoniętego okna.
„Fajnie byłoby zostać milionerką” – pomyślałam. „Nie musieć martwić się o pieniądze, pożyczać od banków, od znajomych…”
Posmutniałam i zamyśliłam się nad swoim życiem. Wracałam z trzymiesięcznej emigracji zarobkowej z Niemiec i nie mogłam pozwolić sobie na przekroczenie budżetu nawet o dwa euro. Wszystkie wydatki miałam skrupulatnie zaplanowane i dokładnie rozpisane w arkuszu kalkulacyjnym na kolejne pół roku. Harowałam w Niemczech na kilku etatach jako kelnerka, sprzątaczka, kasjerka, a musiałam zrezygnować nawet z zakupu kuponu na loterię w Ryanairze.
Zbliżałam się do magicznej daty trzydziestych piątych urodzin, a czułam się jak totalny życiowy przegryw. Nie posiadałam własnego mieszkania, stałej pracy, partnera, rodziny i domu rodzinnego. Za to miałam całą masę kredytów, debetów, wynajęty pokój w ciasnym mieszkaniu studenckim, zwariowaną przyjaciółkę Andżelę, wysłużonego osiemnastoletniego daewoo matiza, zdrowie i ukochane studia z architektury, o których marzyłam od dziecka. Czyli jednak coś.
Ten szybki bilans życiowy wypadł mimo wszystko pozytywnie, ale zrobiło mi się przykro na myśl o kolejnych miesiącach spędzonych z kalkulatorem i ołówkiem w ręku oraz dziesięciokrotnym oglądaniu każdej złotówki przed jej wydaniem.
Z pieniędzy, które zarobiłam w Niemczech, musiałam opłacić raty kredytu na studia, raty kredytów zaciągniętych w przeszłości, wynajęty pokój, rachunki, zakupy spożywcze… Na inne wydatki, poza tymi priorytetowymi, nie zostawało już nic. Musiało starczyć mi aż do czasu ukończenia szkoły. Zależało mi na tym, żeby jak najlepiej obronić pracę dyplomową i przygotować interesujące portfolio architektoniczne dla przyszłych pracodawców. Nauka i opracowanie projektów zajmowały mi kilkanaście godzin dziennie, dlatego nie byłam w stanie podjąć się żadnego zatrudnienia w trakcie roku akademickiego.
Pocieszałam się tym, że w czerwcu przyszłego roku skończę studia i w końcu będę mogła podjąć pracę w zawodzie. Studia niestacjonarne z architektury na jednej z najlepszych w Polsce prywatnych uczelni kosztowały mnie kilkadziesiąt tysięcy rocznie, ale dawały mi gwarancję znalezienia dobrze płatnej posady architektki.
Architekturą interesowałam się od dziecka, uwielbiałam projektować, dlatego to właśnie ten kierunek był oczywistym wyborem i spełnieniem moich marzeń o zostaniu gwiazdą w tej branży. Gdyby tylko moje życie potoczyło się inaczej, zapewne już od dobrych kilku lat pracowałabym w zawodzie. Jednak po ukończeniu liceum i zdaniu matury poświęciłam się opiece nad chorym dziadkiem i nie miałam możliwości kontynuowania nauki, nawet w trybie zaocznym. Był bardzo chory, mieliśmy tylko siebie nawzajem i nie wyobrażałam sobie nie być przy nim. Po śmierci dziadka spakowałam wszystkie swoje rzeczy do dwóch dużych walizek i wyjechałam do Rzeszowa, do Andżeli. Wtedy też postanowiłam spełnić swoje marzenie i tak w wieku dwudziestu dziewięciu lat zostałam studentką architektury.
Andżela była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam, a zawsze chciałam mieć. Wychowałyśmy się w małym miasteczku u podnóża Bieszczad – Lesku. Nasze domy rodzinne znajdowały się obok siebie, a mamy przyjaźniły się od czasów podstawówki. Nawet urodziłyśmy się w tym samym dniu, z tą tylko różnicą, że ja rano, a Andżela wieczorem. Zawsze byłyśmy sobie bliskie i nigdy się na sobie nie zawiodłyśmy. Lepszej przyjaciółki nie mogłam sobie wymarzyć.
Samolot zaczął się obniżać, a ja przymknęłam powieki, by zrelaksować się podczas lądowania. Po kilkunastu minutach maszyna zatrzymała się na płycie lotniska w Rzeszowie. Odebrałam bagaże i ruszyłam w kierunku hali przylotów.
– Gab! W końcu jesteś!
Radosne okrzyki powitalne Andżeli usłyszałam jeszcze przed wejściem do hali.
Czekała na mnie, wyróżniając się w tłumie ekstremalnie krótką, czarną miniówką, eksponującym dekolt różowym topem i trzema różowymi balonami przypiętymi do obu rąk. Balony układały się w napis: „Witaj w domu”. Przyjaciółka podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
– Stęskniłam się za tobą! Trzy miesiące bez ciebie to zdecydowanie za długo!
– Cóż to za pomysł z tymi balonami? – spytałam uradowana. – Wszyscy się na nas gapią.
– Musiałam dać upust mojej radości z powodu twojego powrotu. Chodź, zaparkowałam niedaleko. I daj sobie pomóc z tą dużą walizką, przecież nie po to tu jestem, żebyś sama targała te wszystkie toboły – powiedziała, niemal wyrywając mi z ręki bagaż.
Po chwili siedziałyśmy w jej samochodzie.
– Cholera, Gab, jak ty zmizerniałaś! Czym ty się żywiłaś w tych Niemczech? – Spojrzała na mnie zatroskana.
– Nie zawsze miałam czas na gotowanie, przecież wiesz, że biegałam z jednej pracy do drugiej.
– Nie miałaś czasu na gotowanie czy oszczędzałaś na zakupach? Bo to jest jednak spora różnica.
Nic się przed nią nie ukryje. Znała mnie tak dobrze i tak długo, że nie kupiła żadnej historyjki o braku czasu na gotowanie. Prawda była taka, że miałam mocno ograniczony budżet na jedzenie i funkcjonowałam o dwóch marnych posiłkach dziennie, przygotowywanych w pośpiechu i z najtańszych produktów. Nie chciałam o tym wspominać Andżeli, bo pewnie zaczęłaby mnie bombardować paczkami z jedzeniem z Polski. Przyjaciółka radziła sobie finansowo dużo lepiej niż ja. Była wziętą wizażystką i stylistką rzęs, dziennie zarabiała po kilkaset złotych.
– No dobra, jedno i drugie.
– Gab, to się musi skończyć. Nie możesz tak dalej żyć. Ciężko pracowałaś i oszczędzałaś na jedzeniu. Tak nie może być!
– Najważniejsze, że mam na raty kredytów. Przecież wiesz, że moja sytuacja finansowa nie jest najlepsza – nadmieniłam, przywołując w pamięci pracę pokojówki w dwóch pensjonatach w Lesku, którą podjęłam zaraz po ukończeniu liceum. Stałe zatrudnienie umożliwiło mi otrzymanie kredytów na ratowanie zdrowia dziadka.
– Wiem, ale powinnaś się dobrze odżywiać. Kiedy ostatnio jadłaś rybę albo mięso?
– Szczerze… to nie pamiętam – wymamrotałam.
Twarz przyjaciółki posmutniała.
– Zatem muszę cię trochę utuczyć, tylko dojedźmy już… – odparła zniecierpliwiona korkiem ulicznym, w którym właśnie utknęłyśmy.
Gdy tylko przekroczyłyśmy próg mieszkania, Andżela od razu pobiegła do kuchni. Na stole pojawiła się waza z zupą, półmisek pierogów, serniki, pierniki, kosze z owocami.
– Andżela, nie szalej, zadowolę się zupą i pierogami. – Zajrzałam do wazy, z której unosił się zapach pomidorowej.
Doskonale wiedziała, że pierogi i pomidorówka to moje leki na największe smutki i jedne z ulubionych dań.
– Siadaj, jedz – zachęcała, nalewając mi zupę do talerza. – Opowiadaj, jak tam było – zagadnęła, sięgając po kawałek sernika dla siebie.
– Jak było? Całkiem zwyczajnie, żyłam tylko pracą.
– Żadnych facetów?
– Żadnych, przecież wiesz, rozmawiałyśmy o tym.
– Jakoś trudno mi uwierzyć w to, że nie znalazł się tam mężczyzna, któremu nie złamałabyś serca.
– Po pierwsze nie znalazł się, bo nie szukałam, po drugie nawet nie miałam ochoty żadnego poznać.
– To jest nie do przyjęcia! Jak tak dalej nie będziesz mieć czasu ani ochoty na poznawanie facetów, to pewnego dnia będziesz tego żałować! – oburzyła się. – Gab, czas mija nieubłaganie! Starzejesz się, uroda będzie przemijać, a faceci, jak dobrze wiesz, nie gustują w starszych paniach. No może tylko nieliczni, ale zdecydowana większość woli młode i ładne. Jeśli chcesz spełnić swoje marzenia o rodzinie, to musisz zakasać rękawy i zacząć działać.
Tak, Andżela miała rację. Upływający czas nie jest dla kobiet łaskawy. Traktuje je zmarszczkami, siwymi włosami, gorszą formą i wydolnością organizmu, ale to nie oznacza, że mam szukać męża na siłę. Jeśli się zwiążę, to tylko z miłości. Zawsze byłam totalną romantyczką.
Mężczyźni zdążyli mi już nieźle dopiec w życiu, a każda romantyczna historia z przedstawicielem płci przeciwnej kończyła się spektakularną porażką. Jeśli istnieje coś takiego jak szczęście w miłości, to ewidentnie nie było to coś przeznaczonego dla mnie. W moich dotychczasowych związkach traktowano mnie nie jak partnerkę, tylko jak kochankę, z którą można było spełniać najbardziej wyszukane fantazje seksualne. Godziłam się na to zapewniana pięknymi słowami o miłości i mamiona obietnicami o założeniu rodziny, którą tak bardzo pragnęłam mieć. Straciłam rodziców, gdy byłam małym dzieckiem, i nie zaznałam szczęścia rodzinnego, dlatego tak bardzo zależało mi na stworzeniu własnego prawdziwego domu. Wciąż się zastanawiałam, czy w ogóle istnieje na tym świecie ten jeden jedyny, który porwałby moje serce. W pewnym wieku, a konkretnie gdzieś w okolicach trzydziestki, zaczyna się tracić nadzieję na wielką miłość. Ileż można szukać i znajdować, ale tylko tych niewłaściwych facetów? Po tak negatywnych doświadczeniach zdecydowałam, że skupię się wyłącznie na studiach i realizacji wymarzonych celów zawodowych. Jednak gdzieś w najgłębszych zakamarkach mojego serca iskra nadziei na założenie rodziny jeszcze nie zgasła, jeszcze gdzieś się tliła…
– Andżi, nie mam czasu na poszukiwania faceta, za kilka miesięcy kończę studia i to jest dla mnie najważniejsze. Praca dyplomowa sama się nie napisze, nie wspomnę już o przygotowaniach do egzaminów końcowych. Mam mnóstwo nauki i na tym chcę się skupić. Zero facetów i zero jakichkolwiek zauroczeń. – Tak właśnie brzmiała moja zasada, której zamierzałam się trzymać.
– Dla ciebie każda wymówka jest dobra, żeby tylko nie umawiać się na randki. Jeśli ty nie masz czasu na szukanie faceta, to może ja poszukam go dla ciebie?
– Dobrze wiesz, że nie mam na to ochoty, zwłaszcza po moim ostatnim burzliwym związku.
– Twój burzliwy związek zakończył się dawno temu. Teraz jest najlepszy moment, żebyś otworzyła się na nowe.
Spojrzałam na przyjaciółkę z politowaniem. Czy nadejdzie taki dzień, w którym przestanie mi w końcu truć o konieczności znalezienia faceta?
– Dobrze, rozpocznę poszukiwania, tylko już mnie tak z tym nie ciśnij. – Uśmiechnęłam się i odstawiłam talerz po zupie do zmywarki.
– Już niedługo będziesz miała ku temu okazję – odpowiedziała radośnie przyjaciółka.
– Jak to? – Spojrzałam na nią zdziwiona.
– A tak to! Musimy koniecznie nadrobić zaległości w imprezowaniu, może tak poznasz jakieś fajne ciacho – odparła z błyskiem w oku, co oznaczało, że powrócimy do naszych starych zwyczajów zwiedzania w weekendy rzeszowskich klubów.
– Ten weekend odpada, przecież rozpoczynam ostatni rok studiów i muszę być na zajęciach – przypomniałam.
– Niech ci będzie, ale kolejnego na pewno ci nie daruję! Żadnych wymówek, Gab!
– Zatem przyszły weekend należy do nas! Podbijemy wszystkie kluby w mieście! – Ożywiłam się na samą myśl o tańcach do białego rana z Andżelą, których tak mi brakowało za granicą.
– Nie odpuszczę, Gab! Ale teraz wybacz, muszę iść. Mam na dzisiaj umówione jeszcze dwie klientki na makijaże i powinnam się już zbierać do wyjścia – oznajmiła, sięgając po kuferek z kosmetykami.
Andżela pracowała w salonie piękności, a po godzinach dorabiała sobie, wykonując makijaże lub doczepiając klientkom sztuczne rzęsy u nas w mieszkaniu lub w mieszkaniach klientek.
– To do później, Andżi.
– Byłam dzisiaj na zakupach. Lodówka jest pełna, nie krępuj się i bierz z niej, co tylko chcesz – rzuciła na odchodne, obdarzyła mnie całusem w policzek i w pośpiechu wyszła z mieszkania.
Po wyjściu przyjaciółki weszłam do swojego pokoju i rozpakowałam walizki. Moja sypialnia była zawalona książkami. Miałam ich stosy, a te, które nie mieściły się u mnie, trzymałam u Andżeli. Uwielbiałam czytać, a zwłaszcza klasyki literatury, powieści obyczajowe, kryminalne, historyczne, thrillery, romanse i literaturę faktu. Położyłam się na łóżku i utkwiłam wzrok w dużej korkowej tablicy powieszonej nad biurkiem. Zamieściłam na niej kartki z nazwami najbardziej prestiżowych w Polsce biur projektowych i pracowni architektonicznych, w których zamierzałam ubiegać się o zatrudnienie po ukończeniu studiów. Nie miałam doświadczenia zawodowego, ale te firmy dawały szansę początkującym architektom, którzy mogli przedstawić interesujące portfolio oraz dyplom ukończonej uczelni. Do zdobycia dyplomu i tytułu magistra inżyniera architekta pozostało mi niecałe osiem miesięcy. Nad portfolio pracowałam w każdej wolnej chwili. Droga do zostania architektką z uprawnieniami do projektowania bez ograniczeń była długa i żmudna – sześć lat studiów, dwuletnia praktyka zawodowa, egzamin na uprawnienia architektoniczne. Takie były wymogi, ale w ogóle mnie to nie zniechęcało. Zostać samodzielną, zawodową architektką – to mój cel. Uśmiechnęłam się na widok porozkładanych na biurku i podłodze wydruków projektów. To był mój cały świat. „Na pewno będę świetną architektką, jeszcze tylko kilka miesięcy i marzenie stanie się rzeczywistością” – pomyślałam i położyłam się spać.
***
Tego dnia budzik dzwonił wyjątkowo długo i wyjątkowo głośno. Pośpiesznie ubrałam się w elegancką, granatową sukienkę z długimi rękawami, która sięgała mi do kolan, założyłam czarne szpilki na kilkucentymetrowym obcasie i wyszłam z mieszkania.
Po kilkudziesięciu minutach dotarłam na uczelnię. W korytarzu zdążyła się już zgromadzić spora grupka osób z różnych roczników. Przysiadłam na ławce przed salą, w której zgodnie z planem zajęć miał odbyć się pierwszy wykład dla szóstego roku architektury. Wyciągnęłam z torebki książkę i zatopiłam się w lekturze. Po krótkiej chwili z wnętrza korytarza zaczęły dobiegać głośne rozmowy osób z mojego roku. Kojarzyłam te głosy, z wyjątkiem jednego. Nie wiedzieć czemu, mój słuch skoncentrował się na jednym – męskim o nieznanym dla mnie pochodzeniu. Głos ten niesamowicie wyróżniał się wśród innych, przewyższał je swoim brzmieniem oraz tonem. Miał w sobie coś takiego, że chciałam go słuchać. Odłożyłam książkę do torebki i rozejrzałam się wokół siebie z nadzieją szybkiej identyfikacji właściciela tego nadzwyczajnego dźwięku. Nagle jednak w korytarzu pojawił się wykładowca, który zaprosił wszystkich zgromadzonych do sali. Weszłam jako jedna z pierwszych i zajęłam miejsce z przodu po lewej stronie.
Rozsiadłam się wygodnie na krześle i wsłuchałam w odgłosy rozmów biegnących z ostatnich rzędów sali. I wtedy właśnie udało mi się zidentyfikować właściciela owego wyjątkowego głosu. Uśmiechnięty i z bijącą na kilometr pewnością siebie nie mógł przestać dyskutować z siedzącymi wokół niego osobami. „Kim on, do cholery, jest?” – starałam się szybko przeskanować pamięć, licząc na to, że sobie go przypomnę. Studiowałam na tej uczelni już pięć lat, poznałam sporo osób z różnych roczników, ale tego głosu nie kojarzyłam. Nagle do sali wpadła spóźniona Agata – koleżanka z roku, z którą zakuwałyśmy często do egzaminów. Zajęła miejsce obok mnie.
– Cześć, Gabriella – przywitała mnie radośnie.
– Agata, powiedz mi, że go znasz – zagadnęłam.
– Kogo znam? Wykładowcę? – spytała, zatrzymując wzrok na prowadzącym.
– Nie, tego studenta, który tak żywo dyskutuje z innymi w ostatnim rzędzie.
– Aaa, już wiem, kogo masz na myśli. To Alex, Alex Wilson, najlepszy ze wszystkich, zwany Wspaniałym – poinformowała mnie o czymś, czego nie byłam w stanie zrozumieć.
Dlaczego nazywany był najlepszym ze wszystkich i wspaniałym? To musiał być naprawdę ciekawy przypadek.
„Najlepszy ze wszystkich…” – pomyślałam sobie i zerknęłam zaciekawiona w jego stronę. Był przystojny, ale to cholernie przystojny. Już dawno nie spotkałam takiego faceta. Przystojny to za mało powiedziane, on był po prostu obłędnie piękny!
Jego uroda sprawiła, że na dłuższą chwilę zatrzymałam na nim wzrok. Miał na sobie elegancką beżową koszulę, która stanowiła ciekawy kontrast dla jego kruczoczarnych, krótko ostrzyżonych włosów i opalonej cery. Właśnie prowadził polemikę z wykładowcą na temat budowli starożytnego Rzymu. Błyszczał wiedzą, tak samo jak i błyszczał w towarzystwie. Cóż to za fenomen. Nie dość, że wyróżniał się urodą, to jeszcze wiedzą. Zaczynałam się domyślać, dlaczego nazywali go Alexem Wspaniałym.
– Agata, jakim cudem ty go znasz, a ja nie? I skąd to nazwisko? Jakieś takie niepolskie – dopytywałam koleżankę, nie przerywając obserwacji przystojniaka.
– Nazwisko ma amerykańskie, przechwalał się podwójnym obywatelstwem. Z tego, co wiem, mama Alexa jest Polką. Wiesz, to taka historia, że Polka poznała Amerykanina i zrobiła sobie z nim przed laty takiego oto Alexa. – Zachichotała. – A znam go z dziekanatu, akurat załatwiał tam coś w tym samym czasie co i ja, więc go zagadnęłam. Studiuje na naszej uczelni od początku i powinien być teraz na piątym roku, ale wystosował podanie do dziekana o możliwość ukończenia studiów rok wcześniej. Dlatego teraz będzie na naszym roku. Dwa ostatnie lata spędził na praktykach zawodowych w Portugalii i jednocześnie miał indywidualny tok studiów w Polsce, dlatego go nie kojarzysz. Dołączył do grupy naszego roku na Facebooku, nie zwróciłaś na to uwagi? Ładnie się przedstawił we wpisie.
– Nie mam czasu ślęczeć na fejsie…
– Widzę, że cię zainteresował. – Agata szturchnęła mnie łokciem, uśmiechając się szeroko.
– No coś ty, to tylko kobieca ciekawość – próbowałam się wytłumaczyć.
W tym momencie przerwałam obserwację Alexa, ponieważ wykładowca rozpoczął dyktowanie formułek do zapamiętania. Wyciągnęłam notatnik i stałam się pilną studentką architektury.
Po zakończeniu wykładu udałam się do stojącego w korytarzu automatu z kawą. Wrzuciłam kilka monet i wybrałam duże latte. Niestety, ale ta uparta maszyna nie chciała zaserwować opłaconej kawy. Naciskałam jak szalona kilka przycisków na ekranie, licząc na zwrot wrzuconych przed chwilą pieniędzy, ale maszyna milczała jak zaklęta. Najwyraźniej się zacięła, odmawiając mi zarówno zwrotu monet, jak i wydania kawy. Rozzłoszczona, mocno uderzałam dłonią w jej ekran.
– Szlag by to trafił! To były moje ostatnie pieniądze na kawę w tym miesiącu! – wysyczałam.
Uderzyłam dłonią w ekran raz jeszcze i zniechęcona wycofałam się w stronę korytarza. Nagle mój wzrok zatrzymał się na Alexie, który stał pod ścianą i szeroko się uśmiechał, taksując całą moją sylwetkę. Wyglądało na to, że przyglądał mi się przez dłuższą chwilę i widział, jak zaciekle walczyłam z maszyną. Chyba miał upodobanie do szpilek, bo to właśnie na nich skoncentrował na dłużej swój wzrok. Nagle spojrzał mi prosto w oczy. Opuściłam głowę i utkwiłam spojrzenie w podłodze. Ten facet był tak atrakcyjny, że czułam się bardzo onieśmielona. Tacy mężczyźni zawsze mnie onieśmielali, a ten był wybitnie przystojny.
Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, Alex podszedł do automatu, wrzucił do niego kilka monet i odparł:
– Na dużą kawę wystarczy.
Dopiero teraz miałam okazję bliżej mu się przyjrzeć. Był bardzo wysoki i szczupły. Mój wzrok wędrował po jego obcisłych, ciemnogranatowych, dżinsowych spodniach i beżowej koszuli, aby ostatecznie zatrzymać się na twarzy. Moją uwagę przykuły jego niezwykle piękne, ciemne oczy. Hipnotyzujące, ozdobione długimi, gęstymi rzęsami, dla których doskonałą oprawę stanowiły czarne brwi oraz idealnie wyrzeźbione, pełne usta. Jego usta… wyjątkowo rozpraszające, które zadziwiająco mnie zdekoncentrowały.
Na oko miał jakieś dwadzieścia pięć lat, czyli dziesięć mniej ode mnie. Coś było w jego postawie, w jego spojrzeniu… I najgorsze, że to coś sprawiało, że nie mogłam oderwać od niego oczu.
Owładnęło mną dziwne uczucie – takie, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam w całym swoim życiu w towarzystwie żadnego mężczyzny. To doznanie wprawiło w nagłe drżenie każdą cząstkę mojego ciała. Było silne jak rozpędzający się huragan, który niespodziewanie uderzał w ciche nadmorskie miasteczko. Wydawało mi się, że zatrzęsły się fundamenty ziemi, a spotkanie tego człowieka na uczelni naznaczy całe moje życie i odmieni je na zawsze. Moje serce zaczęło kołatać w dziwnie przyśpieszonym tempie. Nie mogłam w żaden sposób poruszyć nogami, zupełnie jakbym doznała jakiegoś paraliżu.
Automat piknął, oznajmiając, że kawa była gotowa do odbioru.
– Działa bez zarzutu, wystarczyło zresetować – dodał Alex, uśmiechając się do mnie figlarnie.
– Dzię… dziękuję… to znaczy thank you – rzuciłam w jego stronę jak zamroczona.
– Reszty nie trzeba – dodał roześmiany i szybko zniknął w uczelnianym korytarzu.
Zbliżyłam się do maszyny i drżącą dłonią sięgnęłam po kubek i resztę. „Kobieto, weź się natychmiast w garść! Masz skupić się na studiach, a nie zachwycać tym młodszym polsko-amerykańskim przystojniakiem!” – zganiłam samą siebie w myślach.
Na pozostałych zajęciach Alex zniknął mi z oczu. I bardzo dobrze, bo nie chciałam się bardziej napawać widokiem nowo poznanego przystojniaka. Zależało mi na ukończeniu studiów z dobrymi wynikami i życiu singielki. Postanowiłam więc wyrzucić Alexa z głowy. Miałam nadzieję, że do jutra całkowicie mi zobojętnieje.
Wróciłam do mieszkania, w którym zastałam Andżi wykonującą w kuchni makijaż. Wystrojona w obcisłą, różową sukienkę z uporem maniaka doklejała sobie sztuczne rzęsy. To oznaczało tylko jedno – moja przyjaciółka wybierała się na randkę. Andżi korzystała z życia singielki na maksa. Imprezy, randki, romanse to był jej żywioł. Padłam na kanapę w salonie, zmęczona całym dniem na uczelni.
– Gab! Jak tam pierwszy dzień na ostatnim roku? Opowiadaj, byle szybko, bo zaraz wychodzę.
– Czyżbyś wybierała się na randkę?
– Tak, i to z zajebistym facetem, który przyjeżdża dzisiaj specjalnie dla mnie aż z Warszawy.
– Znam go?
– Nie, niedawno poznałam go na Tinderze. To jak było na uczelni? – dociekała.
– Zwyczajnie. Nudny wykład, ta sama ekipa ludzi jak co roku.
Andżi spojrzała na mnie badawczo.
– A ten błysk w oczach to skąd się wziął? Czyżby jacyś interesujący faceci pojawili się na zajęciach?
„Interesujący faceci… owszem, jedna sztuka” – pomyślałam o Alexie.
– No cóż, może jeden – odpowiedziałam, mając nadzieję, że zaspokoiłam jej ciekawość.
– Ten jeden może okazać się tym jedynym.
– Andżi, ja nie przerabiam już tematu tego jedynego, dobrze wiesz, jak bardzo mam dość związków i romansów.
– Oj tam, przeszłość masz już za sobą, otwórz się na to, co nowe – doradziła. – Opowiesz mi później, biegnę spotkać się z być może moim szczęściem!
– Szalonej randki! – pożyczyłam przyjaciółce, zanim wyszła z mieszkania.
Zostałam sama ze swoimi myślami. Niestety, ale musiałam przyznać, że nowy znajomy ze studiów zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Dlaczego „niestety”? Otóż dlatego, że po moim ostatnim zakończonym związku z przedstawicielem płci brzydkiej obiecałam sobie nie poddać się urokowi choćby najpiękniejszego faceta, jakiego przyjdzie mi spotkać na kuli ziemskiej, i całą swoją uwagę skupić wyłącznie na studiach. Nie chciałam, żeby jakikolwiek mężczyzna odrywał mnie od nauki i panoszył się w moich myślach. „Spokojnie, Gabriella, dasz radę, więcej wiary w swoje obietnice i będzie dobrze” – uspokajałam się w myślach. „Ech, tylko dlaczego on musi być aż tak przystojny…?”
