Niestosowne uczucia - Jenika Snow - ebook + audiobook + książka

Niestosowne uczucia ebook i audiobook

Snow Jenika

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Tego dnia Linda Morris została upokorzona na oczach współpracowników i wyrzucona z pracy. Wściekły szef nie dał jej najmniejszej szansy na wyjaśnienie sytuacji. Ale kilka dni później Linda mogła uznać, że zła passa mija. Dostała zaproszenie na rozmowę o pracę, były szef zaoferował jej miesięczną odprawę, a do tego została umówiona na obiecującą randkę z nieznajomym. Nieznajomy okazał się wyjątkowo przystojnym, zajmującym i inteligentnym mężczyzną. Linda jednak nie spodziewała się, że spotka go już następnego dnia, na rozmowie o pracę. Przystojniak nazywał się Jason Shelby i został jej nowym szefem.

Jason szybko docenił kompetencje swojej nowej asystentki. Była bystra, profesjonalna i błyskawicznie nauczyła się wykonywania swoich obowiązków. Ale było w niej coś więcej. Uroda, wdzięk, wspaniała inteligencja... i ta osobowość. Pociągała go tak, jak żadna inna kobieta. Musiał ją mieć. Musiał ją zdobyć. Dla niej był gotów zaryzykować wiele, włączając w to złamanie zasad panujących w firmie. Kiedy się zorientował, że Linda odwzajemnia jego uczucia, było już za późno, aby się wycofać. Nikt ani nic na świecie nie mogłoby go powstrzymać. Wydawało mu się, że czekał na Lindę całe życie.

Linda najbardziej ze wszystkiego pragnęłaby zatracić się w namiętnych pocałunkach Jasona. Był taki przystojny, ambitny, imponujący. Miał cudowne ciemne oczy i seksowny niski głos. Linda obserwowała go ukradkiem... i coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że romans z szefem jest niewłaściwy i świadczy o braku profesjonalizmu. Tym razem bardzo chciała, aby rozum wygrał z sercem. Postanowiła nakreślić granice.

Ale Jason był gotów na wszystko, by ją zdobyć.

Nigdy nie słuchaj głosu serca.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 45 min

Oceny
3,5 (106 ocen)
36
20
24
16
10
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Angelika35

Z braku laku…

Bardzo słabe. Jeżeli szukasz skróconej/prosteeejjj opowieści- to ta książka spełni Twoje oczekiwania.
10
muckers

Nie polecam

słodkie do porzygania .
10
karolinalegierska

Nie polecam

To raczej opowiadanie a nie książka.
10
Nina1973

Z braku laku…

Słaba
00
Kot-Filemon

Dobrze spędzony czas

Randka w ciemno Tak czy Nie ? Gdy los nie szczędzi kłód pod nogami Lindy, jej przyjaciel umawia ją na randkę w ciemno z bratem swojego partnera. Kobieta na początku nie jest zbytnio tym pomysłem zachwycona, ale żeby nie zrobić przykrości przyjacielowi idzie w nastawieniem co ma być to będzie, dla odwagi wypija dwa drinki. Randka w ciemno okazuję się bardzo miła i przyjemna oboje świetnie czują się w swoim towarzystwie. Przypadkiem okazuje się, że mężczyzna z randki w ciemno to Jason Shelby jej nowy szef, czy to co zaczęło się na randce ma szansę na coś więcej, coś poważniejszego? Mężczyzna był gotów na wszystko byle ją zdobyć, nawet na złamanie zasad panujących w firmie . Ale czy Linda będzie chciała aż tak zaryzykować? Książka czyta się bardzo szybko i przyjemnie , idealna na popołudnie gdy mamy gorszy dzień. Fabuła lekko przewidywalna, ale nie odbiera to przyjemności w czytaniu . Romans biurowy z motywem szef- podwladna to przyjemna, lekka historia idealna na jedno popołudnie . Ja ...
00

Popularność



Podobne


Jenika Snow

Niestosowne uczucia

Przekład: Marcin Machnik

Tytuł oryginału: Wicked Bedmate

Tłumaczenie: Marcin Machnik

ISBN: 978-83-283-9103-1

Copyright © 2020 by Jenika Snow & Cocky Hero Club, Inc

Cover design by: Designs by Dana

Polish edition copyright © 2023 by Helion S.A.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/nieucz_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Rozdział 1.

Linda

— Jesteś zwolniona. Wynoś się z mojego biura.

Pod wpływem wrzasku Grahama Morgana wyrzucającego mnie z pracy jednocześnie oblał mnie zimny pot i poczułam gorąco na twarzy. Byłam przekonana, że wszyscy się na mnie gapią. Co za upokorzenie.

Nie rozpłaczęsię. Nie rozpłaczę się.

Zamrugałam szybko kilka razy, żeby odeprzeć łzy. Rozklejenie się na oczach wszystkich jeszcze bardziej by mnie pogrążyło.

Otwarłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Ben Shilling, menedżer marketingu w Morgan Financial Holdings, z zaciśniętymi zębami pokręcił głową, odradzając mi odzywanie się.

Więc się nie odezwałam.

Wyszłam oszołomiona, zawstydzona i załamana tym, co się stało.

A wszystko dlatego, że powiedziałam, iż jeden z jego klientów nalega na spotkanie, mimo że pan Morgan chciał je przełożyć.

Zostałam zwolniona z powodu czegoś, nad czym nie miałam kontroli. Ale cóż, Graham Morgan reagował od razu, nie zastanawiając się nad tym, czy jego zachowanie jest błędne i pochopne.

Idąc między boksami do swojego biurka, czułam, że wszyscy się na mnie patrzą. Bez wątpienia słyszeli, jak Morgan na mnie wrzeszczał. Oczywiście wiedzieli, jakim jest człowiekiem, ale i tak nie było nic gorszego, niż zagrać w takim przedstawieniu na oczach wszystkich.

Na pewno też wszyscy w duchu dziękowali losowi za to, że to nie oni byli ofiarami.

Zatrzymałam się przy swoim biurku, na którym praktycznie nie było nic poza rzeczami związanymi z pracą. Trafiłam tu zaledwie kilka tygodni temu i z tego, co słyszałam od innych, tak długi staż — lub krótki, w zależności od punktu widzenia — był swego rodzaju rekordem na stanowisku sekretarki Grahama Morgana.

Ktoś przechodząc, gwizdnął cicho i mruknął:

— Kolejna odstrzelona.

Zerknęłam na niego, to był chyba Hank lub Harold, w każdym razie ktoś o imieniu na literę H.

Obdarzył mnie wymuszonym uśmiechem, ale nie zatrzymał się.

Zamknęłam oczy i oddychałam powoli w poczuciu ponownego upokorzenia, jakbym była na talerzu obrotowym, który nie chce się zatrzymać.

Kolejna odstrzelona.

Najwyraźniej taki koniec był nieunikniony.

Wzięłam torebkę, żakiet, nawet swoją poranną kawę. Była już zimna, ale miałam nadzieję, że zastrzyk kofeiny chociaż trochę poprawi mi nastrój.

Odbyłam ponowną monotonną wędrówkę między boksami, minęłam salę konferencyjną z czterema oknami na jednej ścianie. Czułam, że wszyscy na mnie patrzą, i wiedziałam, co sobie myślą.

Może było im mnie szkoda.

A może uważali, że sobie na to zasłużyłam.

Cokolwiek chodziło im po głowach, nie miało znaczenia. Trzeba wyrzucić to z głowy i pójść dalej. Sytuacja nie była jednak najlepsza. Nie dlatego, że lubiłam tę pracę, lecz dlatego, że przyzwoicie w niej zarabiałam, a w tym mieście niełatwo o dobrze płatną posadę.

Gdy już znalazłam się na zewnątrz budynku, znowu poczułam wzbierające łzy, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Owszem, chciało mi się wyć, ale dlaczego miałabym pozwolić, by taki facet jak Graham Morgan miał nade mną taką kontrolę?

Podeszłam do krawężnika i podniosłam dłoń, żeby przyzwać taksówkę. Gdy już zamknęłam za sobą tylne drzwi, wtuliłam głowę w dziwnie pachnące skórzane oparcie z siatką niezliczonych spękań i westchnęłam. Kierowcą był jeden z tych młodych kolesi z kolczykami na całych uszach i twarzy oraz z tatuażami wypełzającymi na szyję. Rzucił mi przez ramię pytające spojrzenie.

— Proszę na róg West 42nd i Bowery. — Usłyszałam przygnębienie w swoim głosie, ale mimo to uśmiechnęłam się, próbując zachowywać się, jakby wszystko było w porządku.

Nie miałam pojęcia, gdzie miałabym szukać pracy. Znalezienie tego stanowiska sekretarki kosztowało mnie mnóstwo czasu i frustracji.

Sięgnęłam do torebki po telefon. Grzebałam w niej chwilę, aż go wymacałam. Miałam naprawdę wielką torebkę, ale nie było mowy, żebym wyszła z domu bez zapasowego dezodorantu, kremu nawilżającego, gum, tamponów, płatków kosmetycznych i wszystkich innych rzeczy, których mogłabym potrzebować, gdybym gdzieś utknęła. Znalazłam kontakt do Michaela, stuknęłam ikonę nowej wiadomości i zaczęłam pisać.

Ja:Cóż,stałosięnajgorsze,comogłosięstać.

Michael był moim najlepszym przyjacielem od dzieciństwa i mogłabym przysiąc, że mama sądziła, iż pewnego dnia się pobierzemy, ale gdy wyznał, że jest gejem, przestała zarzucać mnie pytaniami o to, czy ze sobą randkujemy. Wiedziałam o tym wcześniej, ale dopóki sam się nie ujawnił, nikomu o tym nie powiedziałam i tylko się uśmiechałam w odpowiedzi na to, czy jesteśmy razem.

Na wyświetlaczu pojawiły się migające trzy kropki.

Michael:Dlaczegopiszeszotejporze?Maszprzerwęczycoś?

Jęknęłam w myślach.

Ja:Cóż…właściwietozostałamzwolniona.

Zobaczyłam znowu migające kropki, ale wrzuciłam telefon do torebki. Później z nim pogadam. W tej chwili miałam ochotę oddać się druzgocącej depresji, a gdy skończę się nad sobą użalać, wymyślę, co do licha ze sobą zrobić.

***

— Ależ z niego palant — zawołał Michael z kuchni. Usłyszałam zamykanie szafek i brzęk szkła. Sekundę później pojawił się w salonie z butelką wina i dwoma kieliszkami. — Upijmy się i zapomnijmy o dzisiejszym dniu — zaproponował z dobrodusznym uśmiechem.

Siedziałam na kanapie z nogami na stoliku kawowym. Ściągnęłam kostium biznesowy od razu po przyjściu do domu i teraz miałam na sobie spodnie do jogi i stary T-shirt z czasów licealnej straży barwnej[1].

— Spróbuj nie czuć się tak beznadziejnie — powiedział, siadając obok mnie. Otworzył butelkę wina i nalał nam po kieliszku. Wręczył mi jeden, po czym oparł się wygodnie o oparcie tak, że czułam jego ramię obok swojego, i tak samo jak ja wyciągnął nogi na stolik. — Znajdziesz coś.

Rzuciłam mu sceptyczne spojrzenie.

— Wiesz, jak trudno o pracę w tym mieście. Znalezienie tej zajęło mi całą wieczność. A o liście polecającym prawdopodobnie mogę zapomnieć.

— Co za dupek — ponowił swoją diagnozę Michael i poklepał mnie po nodze. — Do bani, kobieto. Naprawdę mi przykro.

— Cóż, samo życie. — Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam, po czym podniosłam kieliszek do ust i pociągnęłam długi łyk. Przełknęłam i mruknęłam z uznaniem. — Na szczęście wytoczyłeś porządną artylerię.

Poruszył szybko brwiami z szerokim uśmiechem i także uniósł kieliszek, żebyśmy mogli się stuknąć. A potem siedzieliśmy razem, pijąc alkohol i rozmawiając o życiu w ogóle, bez zagłębiania się w to, jak wszystko może się w mgnieniu oka popsuć.

Michael opowiedział mi o nowym facecie, z którym zaczął się spotykać. Facet miał brata i Michael stwierdził, że moglibyśmy kiedyś się umówić. Zaczęłam potrząsać głową, zanim jeszcze skończył.

— Nie mam najmniejszej ochoty na randkę w ciemno. — Potrząsnęłam głową znowu, jakby był to najgorszy możliwy pomysł na świecie. — To byłoby jak wisienka na gorzkim deserze serwowanym mi przez życie.

Michael mnie szturchnął i mruknął w proteście.

— No wiesz, David jest naprawdę seksowny. Jego bratu prawdopodobnie też niczego nie brakuje.

— Jasne — prychnęłam. — Wiesz, jak działają geny? Twój facet jest przypuszczalnie tym seksowniejszym, a brat, z którym chcesz mnie umówić, znajduje się na drugim końcu spektrum, zwłaszcza jeśli jest wolny i próbujesz mnie z nim spiknąć.

Michael parsknął.

— David stwierdził, że jego brat jest bardzo zapracowany. Chyba jest jakąś szychą.

To był dla mnie wyraźny sygnał ostrzegawczy.

— Dzięki, ale nie skorzystam. Ostatnie, czego potrzebuję, to kolejny Morgan w moim życiu.

— Cóż, pozwól mi pogadać z Davidem i uzgodnić szczegóły. Co złego może cię spotkać? Darmowa kolacja i kilka godzin rozmowy?

Nadal potrząsałam głową.

— Hej, może nawet uda ci się zaliczyć.

Przymrużyłam powieki i spojrzałam na niego spod byka.

— Co złego może mnie spotkać? — powtórzyłam jego pytanie. — Potrafię wyobrazić sobie miliony tragicznych scenariuszy, które mogą z tego wyniknąć. — Westchnęłam i odchyliłam głowę z powrotem na oparcie kanapy. — Ale nie mam siły się sprzeczać, więc nie będę się sprzeciwiać.

— Zuch dziewczyna.

Przechyliłam kieliszek w jego stronę, po czym dokończyłam wino. Jedyne, co mi pozostało, to modlić się, by ten ciąg nieszczęść wreszcie się skończył.

[1] Straż barwna, strażnicy barw — (ang. color guards) zespół osób, które swym synchronicznym tańcem ozdabiają występ orkiestry marszowej. W Europie tę rolę spełniają mażoretki — przyp. tłum.

Rozdział 2.

Linda

Kilkadni później

Odłożyłam czerwony długopis i potarłam oczy ze zmęczenia, bo poprzedniego dnia nie umiałam zasnąć i do bladego świtu szukałam pracy. Oparłam dłonie na stoliku i rozejrzałam się po niewielkiej kawiarni, w której obecnie się zaszyłam z gazetą otwartą na ogłoszeniach drobnych.

Kilka z nich zakreśliłam, ale czułam się tak beznadziejnie, że nie liczyłam, iż uda mi się znaleźć cokolwiek przyzwoitego.

Wzięłam długopis z powrotem, ściągnęłam zatyczkę i skupiłam się na gazecie, skanując wszystkie ogłoszenia. Zdarzały się oferty, w których nie wymagano doświadczenia, ale założę się, że były beznadziejne.

W większości wymagano konkretnego wykształcenia i dużego doświadczenia — którym nie do końca mogłam się pochwalić.

A mój stopień naukowy nie miał szans w starciu z setkami innych kandydatów szukających pracy. Gdy mówiłam, że zdobycie stanowiska w firmie Morgana było szczęściem, nie żartowałam.

Już miałam zrezygnować, gdy jedno z ogłoszeń przykuło moją uwagę.

Asystent administracyjny

Agencja reklamowa

Firma Baxter & Calvin szuka zmotywowanej i uważnej osoby do wykonywania wielu ogólnych zadań biurowych, komputerowych (wprowadzanie danych) i asystenckich.

Podstawowe obowiązki:

zarządzanie, organizowanie i utrzymywanie kalendarza oraz umawianie i przypominanie o spotkaniach,dbanie o wszelkie potrzebne materiały (prezentacje, dokumentacje, wydruki, notatki, plany pracy) na wszystkie zebrania,sporządzanie notatek z zebrań, konferencji i codziennych zadań,inne obowiązki administracyjne.

Wymagania:

wykształcenie: szkoła średnia,doświadczenie: niewymagane,podstawowa umiejętność zarządzania projektami,umiejętność organizowania zadań, przeprowadzania badań i utrzymywania protokołów,wysoka wiarygodność i zaufanie: zachowanie poufności w związku z dostępem do bardzo wrażliwych dokumentów.

Kandydatów spełniających te wymagania prosimy o przesłanie CV z listem motywacyjnym na adres:

[email protected]

Uniosłam brwi przy fragmencie: „doświadczenie: niewymagane”. To zdecydowanie mi odpowiadało.

Zakreśliłam ogłoszenie gigantycznym czerwonym okręgiem. A potem po prostu się w nie gapiłam. Najlepsze, jakie dotychczas znalazłam.

Dokończyłam kawę, poskładałam gazetę i wcisnęłam ją do torebki. Gdy tylko wrócę do domu, powysyłam życiorysy i miejmy nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Wzięłam długopis, wstałam, zarzuciłam torebkę na ramię i ruszyłam do wyjścia. Pożegnał mnie zapach kawy i ciastek.

Pchnęłam drzwi i natychmiast uderzyły mnie widoki, dźwięki i zapachy życia ulicy. Klaksony samochodów, krzyki ludzi, zapach spalin samochodowych i jedzenia z budek. Wręcz czułam, jak słońce przypieka asfalt, przysmażając ludzi od stóp w górę.

Do tego właśnie przywykłam i to już od paru lat nazywałam domem.

Mimo że powinnam iść na nogach, żeby oszczędzać, uznałam, że pieprzyć to, wezmę taksówkę. Skwar lał się z nieba, a ja byłam padnięta. Zanim jednak podniosłam rękę, usłyszałam dzwonek w torebce.

Wyłowiłam telefon i zobaczyłam na ekranie twarz Michaela.

— Hej — przywitałam się i ruszyłam chodnikiem. Nie jadę taksą. Odrobina ruchu na pewno mi nie zaszkodzi.

— Hej, wszystko ustawiliśmy. Mam nadzieję, że nie zaplanowałaś sobie niczego na sobotę. — Michael od razu przeszedł do przyczyny swojego telefonu, zbijając mnie tym z tropu.

— Musisz mi odświeżyć pamięć odnośnie do tego, co ustawiliście. — Próbowałam nie wchodzić nikomu w drogę, ale co chwila ktoś mnie potrącał i popychał. Wszyscy zachowywali się, jakby musieli jak najszybciej dostać się tam, dokąd zmierzali.

— Serio? — spytał ze zmęczonym westchnieniem.

— To, że zachowujesz się, jakby zapomnienie było śmiertelnym grzechem, mówi mi, że cokolwiek ustawiłeś, przypuszczalnie nie jest w najmniejszym stopniu istotne.

Usłyszałam w słuchawce jego prychnięcie i zatrzymałam się przed przejściem.

— Linda, umówiłem cię na randkę w ciemno z bratem Davida, pamiętasz?

Wtedy wszystko mi się przypomniało.

— Mówiłeś wtedy poważnie?

— Tak, jasne, że mówiłem poważnie.

— Myślałam, że jesteśmy po prostu przyjaciółmi, którzy gadają głupoty przy winie. — Powinnam wiedzieć, że Michael tego nie odpuści.

— Linda, przecież mnie znasz. — Zapadła chwila ciszy, po czym dopytał: — To co, jesteś wolna w sobotę, czy mam złamać temu biedakowi serce?

Samochód po drugiej stronie ulicy zatrąbił tak głośno, że aż zadzwoniło mi w uszach.

— Złamać serce? — Przewróciłam oczami. — A mam wybór?

Michael zachichotał.

— Wiesz, że nie masz. Poza tym to twoja ulubiona burgerownia i na pewno on zapłaci, więc co ci szkodzi? W każdym razie David jest fajny, więc zakładam, że jego brat też.

Powstrzymałam się przed ponownym przewróceniem oczami. Postanowiłam mu nie mówić, że seryjni zabójcy też mają rodzeństwo.

Bo przecież wyjście z domu i pogadanie z kimś po tym wszystkim, co zaszło, nie było aż takim złym pomysłem. Przecież nie muszę więcej się z kolesiem umawiać, jeśli wieczór okaże się tragiczny.

Przeszłam na drugą stronę, gdy było pusto i powoli westchnęłam.

— No dobrze, powiedz mi, o której, to się tam zjawię.

Nawet jeśli okaże się to najgorszą randką w ciemno w historii randek w ciemno, przynajmniej zjem w mojej ulubionej burgerowni. Już samo to brzmiało całkiem zachęcająco, czyż nie?

Rozłączyłam się z Michaelem i chciałam schować telefon do torebki, ale poczułam, że wibruje. Uznałam, że to znowu Michael, który zapomniał mi o czymś powiedzieć. Bo kto inny miałby do mnie dzwonić. Odebrałam i powiedziałam:

— Obiecuję, że się nie wycofam. Jeśli on nie jest seryjnym zabójcą i nie wygląda jak mój brat, będzie dobrze.

Odpowiedziało mi milczenie, więc odsunęłam telefon, żeby sprawdzić, czy mnie nie rozłączyło. Numer na ekranie na pewno nie należał do Michaela i do nikogo mi znanego.

Serce zaczęło mi bić w rytm zalewającego mnie zakłopotania, gdy przyłożyłam telefon z powrotem do ucha.

— Halo? — Może miałam szczęście i ten ktoś po drugiej stronie nie słyszał moich wcześniejszych słów.

No cóż, szczęście nigdy nie było po mojej stronie.

— Pani Morris? — Zeszłam na bok chodnika, bo miałam wrażenie, że powinnam skupić się na tej rozmowie. Kobieta po drugiej stronie słuchawki brzmiała dość poważnie.

— Tak, z tej strony Linda Morris. — Podniosłam dłoń i zatkałam drugie ucho palcem, żeby lepiej ją słyszeć w tym ulicznym zgiełku.

— Z tej strony Meredith Klein z działu kadr Morgan Financial Holdings.

Na ułamek sekundy niepokój ulotnił się bez śladu, wyparty przez nadzieję.

— Witaj, Meredith. — Nie pamiętałam, kim była Meredith, ale nie miało to znaczenia. Była z działu kadr, więc może dzwoni, żeby zaproponować mi powrót do pracy.

— Pani Morris, pan Morgan polecił poinformować panią, że oferuje miesięczną odprawę za poświęcony czas, rzetelność oraz sumienną pracę w Morgan Financial Holdings.

Mrugnęłam kilka razy zszokowana tym, co usłyszałam, jednocześnie jednak trochę mnie to zirytowało. Zamiast mnie z powrotem zatrudnić, ten napuszony garniak daje mi miesięczną odprawę?

— Pani Morris? Jest pani tam?

Zacisnęłam zęby i przytaknęłam, po czym poczułam się jak idiotka, bo przecież Meredith mnie nie widziała.

— Tak, jestem. — Chrząknęłam ponownie i oparłam się o ceglaną ścianę z dala od strumienia ludzi. — Miesięczną odprawę? — Usłyszałam w swoim głosie zaskoczenie i irytację. Ale gdy ta początkowa frustracja opadła, uświadomiłam sobie, że Graham Morgan daje mi miesięczną wypłatę po tym, jak mnie poniżył, zwalniając na oczach wszystkich.

Nie powinnam się nad tym aż tak zastanawiać, ale wydawało mi się, że albo piekło zamarzło, albo za chwilę zobaczę latające świnie.

Meredith wyjaśniła mi, co muszę zrobić, żeby otrzymać tę odprawę, a gdy w końcu się rozłączyłam, przez chwilę stałam zszokowana bez ruchu.

Ha, właśnie otrzymałam nieprzekonujące przeprosiny od Grahama Morgana, który nawet nie przekazał ich osobiście, ale być może dawał mi miesięczną wypłatę, bo dotarło do niego, jakim był dupkiem. Brzmiało to super, ale gdyby naprawdę uświadomił sobie swój błąd, to musiałby mnie zatrudnić z powrotem.

W każdym razie miejmy nadzieję, że los w końcu się odwracał. Owszem, nie odzyskałam pracy, ale to też nie było najgorsze, czyż nie?

Rozdział 3.

Linda

Kliknęłam przycisk wysyłania i odchyliłam się na krześle, które zaskrzypiało pode mną. Drapiący dżinsowy materiał tapicerki był już mocno sterany wiekiem. Wyczerpana potarłam oczy. Zegar na ścianie odmierzał sekundy tykaniem. Minęła północ, a to było dla mnie późno jak diabli.

Od powrotu do domu siedziałam przed komputerem i wysyłałam tyle życiorysów, ile się dało — czyli na stanowiska, na które się kwalifikowałam i które nie brzmiały jak ściema. Musiałam jednak przyznać, że miesięczna odprawa trochę zmniejszała odczuwany przeze mnie niepokój.

Spojrzałam na notatnik i leżącą obok niego gazetę. Miałam jeszcze jeden życiorys do wysłania i chyba najlepsze zostawiłam sobie na koniec.

To stanowisko najbardziej chciałam dostać, bo brzmiało bardzo podobnie do tego, co robiłam dla Morgana. Ale skoro wydawało się tak dobre, bez wątpienia zaaplikuje na nie mnóstwo innych osób, a nie mogłam powiedzieć, żebym miała olbrzymie doświadczenie. Nie wspominając o tym, że wylanie z poprzedniej pracy nie działało na moją korzyść.

Stwierdziłam, że mimo to spróbuję, bo co miałam do stracenia? Z pracy mnie już wylano.

Nachyliłam się przy akompaniamencie skrzypiącego krzesła i otworzyłam okno nowej wiadomości. Dołączyłam życiorys, wpisałam eleganckie zapytanie. Dołączyłam też list motywacyjny i przejechałam myszką nad przycisk wysyłania. Przez chwilę pozwoliłam, by mała strzałka unosiła się w niezdecydowaniu. Czułam się podenerwowana, ale nie wiedziałam dlaczego. Może perspektywa tego, że nie znajdę pracy i stanę się bezdomna — albo, co gorsza, wrócę do rodziców — wywołała tę patologiczną falę grozy.

Pieprzyć to.

Kliknęłam „wyślij” i odchyliłam się na krześle, robiąc powolny wydech. Przypuszczalnie robiłam z igły widły. Wysyłałam cholerne CV, a nie ubiegałam się o elekcję na prezydenta USA.

Potarłam dłońmi twarz i zrobiłam jeszcze jeden powolny wydech. Byłam zmęczona i wiedziałam, że nie uda mi się spokojnie zasnąć z powodu trawiących mnie obaw, przytłaczających jak tona cegieł.

Sięgnęłam po telefon i otwarłam aplikację wiadomości, żeby napisać do Michaela. Było późno, ale wiedziałam, że jeszcze nie śpi. Podejrzewam, że jego zegar biologiczny po prostu dostosował się do bycia barmanem.

Ja:Niemogęzasnąć.Teżminiespodzianka.Właśniewysłałammilionżyciorysówibojęsię,żeniedostanężadnejodpowiedzi.

Zaledwie kilka sekund później pojawiły się te trzy szare kropki.

Michael:Jeślinieodpiszą,sąpieprzonymibastardami.

Bastardami? Parsknęłam i odpisałam ze śmiechem:

Ja:CzyDavidjestBrytyjczykiem,czyco?Bastardami?Odniegotopodchwyciłeś? ;)

Michael:LOL.Nie,mądralo.Spodobałomisię.Podłapujęróżneslangowesłowazcałegoświata.Dziękitemuczujęsięwyrafinowany.