Należysz do mnie - Skowron Ewelina - ebook

Należysz do mnie ebook

Skowron Ewelina

4,6

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Asa Coletti, przejmując władzę po ojcu, bossie nowojorskiej mafii, rozpoczyna nową erę w historii swojej rodziny. Większe możliwości dają mu prawo, aby zdobyć to, czego od dawna pragnął: córkę odwiecznego wroga Giannę Mangano.
Jednak nie tylko ojciec Gianny nie jest zachwycony tym pomysłem, ale też sama dziewczyna. Mimo że zna Asę od dziecka, a nawet traktowała go jak przyjaciela, świat mafii ją nie interesuje. Chciałaby studiować i żyć jak najdalej od brutalności oraz przemocy.
Dla Asy sprzeciw Gianny nie ma jednak znaczenia. Gangster zmusza wybrankę do ślubu. Będzie chciał przekraczać jej kolejne granice, ale dziewczyna pokaże mu, że są rzeczy, których nie może mieć.

Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 333

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (1024 oceny)
750
163
79
24
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
paaula29
(edytowany)

Całkiem niezła

Książka w miarę okej, chociaż tak naprawdę czytane w większości były dialogi. Teksty na poziomie gimnazjum mnie załamywały. Czuć tu wattpadowskie opowiadanie.
81
Weronika8608

Całkiem niezła

wymęczyłam, jak dla mnie słaba językowo, nie zachwyciła mnie, główny bohater jakoś mnie nie przerażał, raczej takie cukierkowe opowiadanie bez emocji
60
AleksandraK258

Z braku laku…

Strasznie przeslodzona od tej miłości Asa do Gianny.. Wydaje się też dość obsesyjna... Ogólnie książka dość spokojna i jak dla mnie - nudna. Przeczytałam "z braku laku" i taka też ocenę wystawiłam. Nie powala.
61
Sylwiajabl

Całkiem niezła

nic specjalnego.
61
Aniaffa

Nie oderwiesz się od lektury

Boże no kocham tą książkę, nie mogę się doczekać kolejnej części!!
20

Popularność




Copyright ©

Ewelina Skowron

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Karina Przybylik

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-222-8

PROLOG

Gianna

– Kim jesteś? – pytam młodego blondyna. Uśmiecha się do mnie serdecznie i gdyby nie fakt, że to przez niego od kilku dni jestem uwięziona w ciemnej piwnicy, mogłabym nawet uznać go za całkiem atrakcyjnego.

– Nie znasz mnie, piękna – odpowiada i przeciąga wzrokiem po moim prawie nagim ciele, gdy siedzę w kącie i modlę się o ratunek. Porywacze pozwolili mi zostać tylko w bieliźnie.

– Asa zabije cię za to. – Staram się ukryć strach w głosie, ale nieznajomy i tak musi podejrzewać, jak bardzo się boję.

– Nawet nie wie, kto cię teraz ma, Gianno.

– Znajdzie mnie, on zawsze to robi. Asa Coletti nie odpuszcza i nie wybacza! – mówię stanowczo, bo akurat tego jestem pewna. Mój mąż znajdzie mnie, choćby w piekle.

– Jesteś tak pewna swojego męża? Słyszałem, że nawet nie chciałaś za niego wychodzić. Podobno to szaleniec, a ty jesteś jego obsesją.

Nic nie odpowiadam. Mówi prawdę, zmuszono mnie do ślubu. Wystarczyło tylko jedno słowo Asy i byłam jego. Sam dokonał wyboru, ja nie miałam nic do powiedzenia w tej kwestii.

Mój porywacz podchodzi bliżej i klęka przede mną. Wyciąga rękę, po czym odsuwa z mojej twarzy kosmyk włosów. Wzdrygam się na ten kontakt. Gdybym tylko mogła stopić się ze ścianą…

– Rozumiem, dlaczego ma obsesję na twoim punkcie. Jesteś zniewalająco piękna. Powiedz mi, Gianna… chciałabyś znowu być wolna? Chciałabyś uwolnić się od Asy?

Patrzę na niego i nie wiem co powiedzieć. Przypominam sobie moje początki z temperamentnym Włochem. Tak długo starałam się go unikać i na nic się to zdało. Nienawidziłam go, bałam się. Był cholernie przerażający. Nigdy nie chciałam być jego żoną, ale nie miałam wyjścia.

– Masz rację, to szaleniec z obsesją na moim punkcie. I to właśnie ta obsesja sprowadzi go tutaj. Kiedy to się stanie… ty i twoi ludzie lepiej uciekajcie, bo on nie zna litości. Z uśmiechem na twarzy rozerwie ci gardło tylko dlatego, że dotknąłeś właśnie moich włosów.

Blondyn patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Myślał, że będę knuła przeciwko mężowi? Może i go nie wybrałam, ale wiem, co to jest lojalność. Poza tym nie ufam człowiekowi, który przygląda mi się z chorym zaciekawieniem. Asa Coletti to potwór, ale to potwór, którego znam. Wiem, że mnie odnajdzie. Mam jedynie nadzieję, że będę wtedy jeszcze żywa.

– Jesteś fascynująca. Szkoda, że to nie ja pierwszy cię poznałem…

– Ciężko byłoby ci być przed Asą.

– Niby dlaczego?

– Bo znam go całe życie.

Nieznajomy ciągle ma na twarzy ten pieprzony łagodny uśmiech.

Już niebawem go stracisz.

– A gdybym cię teraz tutaj na tej zimnej i brudnej podłodze położył i pieprzył… myślałabyś o nim?

– Myślałabym o tym, że przyjemnie będzie patrzeć, jak obdziera cię ze skóry – odpowiadam stanowczo, a w środku ogarnia mnie przerażenie.

Boże, proszę, niech mnie nie dotyka.

– Wierzę ci na słowo, że jest do tego zdolny. Ale wiesz co, piękna? Długo czekałem na to, by go zniszczyć. Całe lata. A teraz mam w zasięgu ręki coś, co jest dla niego najważniejsze. Jesteś moim prezentem od życia. Bo jeśli mam ciebie, mam i jego.

– Nie wygrasz z nim.

– Spójrz, gdzie jesteś… już wygrałem. Wpadł w szał, gdy zniknęłaś. Myśli tylko o tym, by cię odnaleźć. Nawet nie podejrzewa, że za chwilę straci swoją pozycję. Gianna… mam zamiar go zabić, a co do ciebie… Myślę, że dam ci szansę przekonać mnie, że możesz być jeszcze użyteczna.

Jego słowa sprawiają, że w moich oczach pojawiają się łzy, a on nachyla się do mnie i szepcze:

– Mogę być twoim niebem albo piekłem. Będziesz musiała wybrać, Gianno.

Wstaje i rusza w stronę drzwi. Nie wiem dlaczego, ale nagle czuję w sobie siłę i odwagę. Przytrzymując się ściany, również podnoszę się na nogi i zatrzymuję go słowami:

– Już wybrałam.

Blondyn odwraca się do mnie z zadowolonym uśmieszkiem.

– I co będzie, skarbie?

Uśmiecham się dokładnie tak jak on i mówię:

– Piekło, bo tam znajdę mojego męża diabła.

Moje wyznanie sprawia, że w końcu jego uśmiech gaśnie. Mogę dostrzec, jak wzbiera w nim złość. Nie tego oczekiwał od młodej przestraszonej dziewczyny, która utknęła w niechcianym małżeństwie. Ale on o czymś nie ma pojęcia. Może i dowiedział się, jakie były początki mojego małżeństwa z Asą, ale nie zdaje sobie sprawy, że w moim sercu pojawiła się miłość.

To pierwszy raz, gdy przyznaję się przed samą sobą – należę do niego. Należę do Asy Colettiego.

ROZDZIAŁ 1

Gianna

– Musisz wrócić do domu, Gianna!

– Dlaczego, ojcze? Mam egzaminy – oświadczam zaskoczona.

Mój tata rzadko do mnie dzwoni. Robi to tylko wtedy, gdy czegoś chce albo sprawdza, czy dobrze się zachowuję. Nie musi tak naprawdę tego robić. Wiem, że gdzieś tu kręcą się jego goryle. Obiecał mi jednego dyskretnego ochroniarza, ale już na samym początku studiów mogłam doliczyć się przynajmniej trzech.

Tak to wygląda, gdy twoja rodzina należy do mafii. W wieku dwunastu lat dowiedziałam się, co to oznacza. Moja mama zmarła na raka piersi i od tamtej pory w naszym wielkim domu czułam się samotna. Nikt mnie nie przytulał i nie mówił, że mnie kocha. Do szkoły wozili mnie ochroniarze, towarzyszyli mi na każdym kroku.

Jak tylko skończyłam osiemnaście lat, wyjechałam z Nowego Jorku na studia do Chicago, i teraz za każdym razem, gdy ojciec każe mi wracać na święta lub jakiś ważny bal, mam ochotę się rozpłakać. Nie chcę tam być. Nie tylko ze względu na mafijne układy. Jest jeszcze coś. A raczej ktoś. Asa Coletti.

– Don Alberto Coletti nie żyje. Za trzy dni jest pogrzeb i masz na nim być! – krzyczy na mnie, co sprawia, że aż się wzdrygam.

Boss nie żyje? Jak to się stało? Nawet nie pytam o to taty, bo wiem, że mi nie odpowie. Jego zdaniem kobiety nie powinny mieszać się w ich sprawy. Jesteśmy tylko ładnym dodatkiem do mężczyzn, mamy być posłuszne, miłe i gotowe na rodzenie im potomków.

Nienawidzę tego. Tak bardzo chciałabym żyć normalnie…

– Tak, ojcze, przylecę – mówię posłusznie.

– Diego już zarezerwował dla ciebie bilet, prześle ci wszystkie dane. Odbierze cię z lotniska – informuje, po czym się rozłącza.

Żadnego „do zobaczenia, córeczko” bądź „szczęśliwego lotu”. Nic, zero ciepłych uczuć dla swojego jedynego dziecka. Gdy byłam mała, bardzo mnie to bolało. Teraz już jestem przyzwyczajona.

***

Następnego dnia jestem w samolocie do Nowego Jorku.

Od samego początku czuję, jak ktoś mnie obserwuje. Dyskretnie oglądam się za siebie i widzę dwóch siedzących z tyłu mężczyzn, którzy na pewno pracują dla taty. Zbyt często widuję ich niby przypadkowo kręcących się w pobliżu.

Nie mam zamiaru reagować. Kiedy należy się do takiej rodziny jak moja, twoje życie może być w niebezpieczeństwie. Zawsze należy o tym pamiętać, nawet jeśli nie odpowiada ci stała kontrola. Nie muszę być zachwycona obecnością ochrony, ale nigdy nie starałam się im utrudniać zadania. Nie jestem naiwna. Wiem, że mogę stać się celem przeciwników ojca, nawet jeśli nigdy nie zrobiłam niczego złego i na to nie zasługuję. Już lepiej, jak chodzą za mną ludzie Rafaela, niż żebym miała zostać zaatakowana przez wrogów Famiglii.

Ciągle myślę o zbliżającym się pogrzebie. Nie darzyłam sympatią Don Alberta. Był to okrutny i zimny człowiek, zawsze mnie przerażał i starałam się go unikać jak ognia. Podczas przyjęć, w których uczestniczyli wszyscy należący do mafii mężczyźni wraz z towarzyszącymi im rodzinami, odchodziłam na bok. Próbowałam nie rzucać się w oczy, nigdy nie szukałam atencji tych ludzi. Jednak gdy jest się córką jednego z założycieli organizacji w Nowym Jorku, to zadanie nie należy do najłatwiejszych.

Nadal nie mogę uwierzyć, że bossa już nie ma, a do tego zaczyna martwić mnie spotkanie z jego synem.

Asa Coletti jest bardzo podobny do swojego ojca. Nic dziwnego, don wychowywał go w pojedynkę. Matka mężczyzny zginęła w wypadku samochodowym. Nie było co prawda dowodów zabójstwa, ale wszyscy szeptali po kątach, że wypadek został upozorowany i był zemstą na Alberto.

Asa miał wtedy zaledwie trzy latka. Można by powiedzieć, że pod tym względem jesteśmy podobni. Zarówno on, jak i ja po stracie naszych matek zostaliśmy pod opieką surowych ojców.

Ale ja nie chcę takiego życia. Asa… cóż… idealnie się w nie wpasował.

Zamykam oczy i w pamięci odszukuję pewne wspomnienie z czasów, gdy miałam siedem lat...

Bawię się w ogrodzie na tyłach naszego domu i nagle dostrzegam Asę. To syn kolegi mojego taty. Czasem go widywałam, ale nie chciał się ze mną bawić. Jest chłopcem i to starszym o pięć lat. Kiedy chciałam z nim pograć w piłkę, wyśmiał mnie. Teraz widzę, jak siedzi na trawie pod drzewem i zasłania dłońmi twarz. Chyba płacze. Podbiegam do niego i kiedy na mnie patrzy, wyciągam z kieszeni spodenek moje ostatnie ulubione cukierki.

– Proszę, to dla ciebie. – Podaję mu cukierki, a on patrzy na mnie ze złością w oczach.

– Nie chcę twoich głupich cukierków! – krzyczy i wytrąca je z mojej ręki.

Mam już odejść, ale jest taki smutny. Nie chcę, by płakał. Siadam obok niego i przytulam go.

– Co ty wyprawiasz! Puść mnie, bachorze! – woła, ale ja nie odpuszczam.

Kiedy jest mi smutno, mama zawsze mocno mnie przytula, aż mi przejdzie. I przechodzi, za każdym razem.

– Nie płacz, Asa.

– Ja nie płaczę, zostaw mnie w spokoju!

– Nie! Jesteś smutny i nie podoba mi się to! – oświadczam głośno i po chwili chłopiec zaczyna się uspokajać. Nic przez chwilę nie mówi, tylko ciężko dyszy.

– Dlaczego jesteś dla mnie miła? Ja nie jestem.

– To nic, lubię cię i jeśli chcesz, możemy zostać przyjaciółmi – oznajmiam i uśmiecham się do niego.

– Przyjaciółmi?

– No tak. Będziemy ze sobą rozmawiać, dzielić się sekretami i zawsze będziemy sobie pomagać. Będzie fajnie. Ja nie mam żadnych przyjaciół i ty chyba też nie…

Przez chwilę nie odzywa się ani słowem, tylko patrzy na mnie. W końcu uśmiecha się do mnie.

– Naprawdę chcesz być moją przyjaciółką?

– Tak i zawsze cię obronię.

– Ty mnie? Jesteś dziewczyną i to młodszą ode mnie.

Teraz już śmieje się ze mnie i to bardzo głośno. A co? Dziewczynki też są waleczne!

– No to co!

– To ja będę cię bronić.

– Jak rycerz swoją księżniczkę? – pytam zachwycona. Uwielbiam bajki z księżniczkami!

– Tak jak księżniczkę.

Oboje się śmiejemy. Cieszę się, że Asa już nie jest taki smutny. Po chwili ściągam z warkocza moją żółtą wstążkę i owijam nią jego nadgarstek.

– Co to?

– Jeśli będzie ci smutno, a mnie nie będzie w pobliżu, by cię przytulić, to zawsze możesz spojrzeć na wstążkę. Ja też będę o tobie myśleć, bo tak robią przyjaciele.

Od tamtej pory Asa za każdym razem, gdy mnie widział, był zawsze radosny. Nawet zaczął się ze mną bawić. Miałam przyjaciela…

Na to wspomnienie uśmiecham się delikatnie. To było takie niewinne i tak dawno temu. Gdybym tylko wiedziała, co wtedy rozpoczęłam, nigdy bym do niego nie podeszła.

Po wylądowaniu głośno wzdycham, myśląc o tym, co mnie czeka. Ci wszyscy ludzie w garniturach, te wszystkie wytworne kobiety, które uwielbiają plotkować, bo nie mają nic innego do roboty.

To jak gniazdo żmij. Zrobiłabym wszystko, by tego uniknąć.

Pociesza mnie tylko to, że za kilka dni znowu będę w Chicago. Przede mną egzaminy i na tym muszę się teraz skupić. Studiuję architekturę, jestem na ostatnim roku, a moim marzeniem jest projektować piękne i przytulne domy. Spełniać marzenia ludzi, którzy szukają dla siebie idealnego lokum. Może i dla siebie zaprojektuję kiedyś wyśniony dom... Już wkrótce znajdę ciekawą pracę i będę mogła poświęcić temu swoje życie.

Kieruję się do wyjścia, gdy nagle ktoś mnie woła:

– Halo, upadła pani apaszka.

Odwracam się i widzę przed sobą młodego, przystojnego szatyna, który trzyma wyciągniętą w moją stronę rękę z apaszką.

– Dziękuję panu. – Zabieram chustę i uśmiecham się serdecznie.

Przygląda mi się i po chwili odchodzi. No tak, przecież nie może do mnie zagadać jakiś fajny facet. To się nie zdarza. A jak już, to szybko traci zainteresowanie… coś ze mną chyba jest nie tak.

Już przy wyjściu dostrzegam Diego. Jest wysokim i barczystym mężczyzną i, odkąd pamiętam, pracuje dla mojego taty. Muszę przyznać, że to jedyny ochroniarz, którego lubię. Zawsze jest dla mnie życzliwy i nigdy nie sprawił, abym czuła się przy nim niekomfortowo. Zna mnie jeszcze z czasów, gdy byłam małą dziewczynką, więc chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest do mnie przywiązany tak samo, jak ja do niego.

– Hej, Diego, jak się masz?

– Dziękuję, dobrze, panienko Mangano.

– Diego, ile razy mam ci mówić, abyś zwracał się do mnie po imieniu? Znam cię całe moje życie.

– Dobrze, Gianno, gotowa do drogi? – pyta i mogę tylko kiwnąć głową na zgodę. Nie jestem gotowa. Nigdy tak nie jest.

W drodze do domu próbuję dowiedzieć się czegoś więcej o śmierci bossa.

– Co się stało z Don Alberto?

– Nie powinienem mówić, Gianna, ale nie musisz się tym martwić – zaczyna ostrożnie, po czym niespokojnie wierci się na miejscu kierowcy. Jest mu niezręcznie nie dlatego, że nie chce mi powiedzieć, ale dlatego, że prawdopodobnie nie może. Z pewnością mój ojciec poinstruował go, jak ma się zachowywać i co mówić, gdy odbierze mnie z lotniska.

– Czyli to nie z przyczyn naturalnych – stwierdzam oczywistość.

– Nie.

– A jak… Asa? – pytam niepewnie, a nasze spojrzenia spotykają się w przednim lusterku.

W oczach Diego mogę dostrzec współczucie, przynajmniej tak mi się wydaje. Doskonale wie, że Asa obrał mnie na swój cel.

– Znasz młodego Colettiego. Zimny jak lód. Mam wrażenie, że będzie jeszcze gorszy niż ojciec.

Te słowa mrożą mi krew w żyłach. Doskonale wiem, jaki potrafi być Asa. Kiedy jest w pobliżu, czuję się niepewnie. Nigdy nie wiem, co zrobi. Jest nieprzewidywalny i zawsze mam wrażenie, że jest zły na cały świat. Agresja bije z niego, choć nie mogę powiedzieć, żeby kiedykolwiek próbował mnie skrzywdzić. Czasami obdarowywał mnie srogim spojrzeniem, gdy nie zachowywałam się tak, jakby sobie tego życzył. Szybko jednak zmieniał swoją maskę i znów rzucał mi swój stuwatowy uśmiech. Wiele razy zastanawiałam się, jaki naprawdę jest nieobliczalny Asa Coletti…

ROZDZIAŁ 2

Asa

Mój ojciec nie żyje.

Mógłbym powiedzieć niech spoczywa w pokoju, ale doskonale wiem, gdzie teraz jest.

W piekle.

Po mojej śmierci tam właśnie się spotkamy, nie liczę na inny los. Nie uważam siebie za skończonego skurwiela, który nie posiada duszy, ale nie mogę się pochwalić posiadaniem dobrych uczynków na swoim koncie. Życie, które prowadzę, jest przepełnione brutalnością i nikczemnością. I choć jestem przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy, nie chciałbym, aby pewna osoba tak źle o mnie myślała.

Zerkam na godzinę, po czym na moją twarz wypływa uśmiech. Moja Gianna powinna już być w Nowym Jorku. Nie widziałem jej od Bożego Narodzenia, a od świąt minęło już kilka miesięcy. To zbyt długo. Tęskniłem za nią, choć zdaję sobie sprawę z odmienności jej uczuć. Nic nie boli mnie tak bardzo, jak czas spędzony z daleka od niej. Zwłaszcza kiedy mam świadomość, iż nadal nie zdobyłem jej serca. A na tym kurewsko mi zależy.

Kiedy wyjechała cztery lata temu na studia, wiedziałem, że będę przechodzić katusze. Z drugiej strony dobrze się stało, bo znajdowała się daleko od wszelkich niebezpieczeństw. To był nerwowy czas dla naszej rodziny. Mieliśmy kreta i moim zadaniem było dowiedzieć się, kim on jest i jak go wyeliminować, zanim pieprzona policja zrobi z niego świadka koronnego.

Zdrajcą okazał się jeden z bliskich pracowników Rafaela Mangano, ojca Gianny. Mało brakowało, a wymknąłby mi się z rąk, ale kiedy już miałem go przywiązanego do krzesła w jednym z naszych opuszczonych magazynów… no cóż. Skurwiel na pewno żałował, że nas zdradził.

Nie ma nic przyjemnego w krojeniu ciała na kawałki, ale taka robota. Nie jestem zbyt wrażliwy na cierpienie innych. Tak mnie wychowano. Lojalny, groźny, gotowy do działania i z zerową tolerancją dla wrogów i zdrajców. Mafia nie wybacza.

Wiele myśli zajmuje moją głowę, kiedy krążę po gabinecie. Gdy siadam na czarnym skórzanym fotelu przed ogromnym drewnianym biurkiem, przeszywa mnie świadomość, że do niedawna to miejsce należało do mojego ojca. Teraz należy do mnie i osoby siedzące naprzeciwko powinny pogodzić się z tym faktem. Dwóch członków rady naszej organizacji rozsiadło się wygodnie w fotelach, po czym mężczyźni pochwycili z biurka czekające na nich kryształowe szklaneczki z brunatnym trunkiem z dodatkiem kilku kostek lodu.

W skład naszej organizacji wchodzą rodziny Coletti, Mangano, Russo i Peria. Cztery rody, które rządzą wschodnim wybrzeżem. Brakuje Rafaela Mangano, ale jego zostawiam sobie na koniec…

– Po co to spotkanie, Asa? – pyta butnie Peria.

Jego włosy, niegdyś czarne jak heban, dzisiaj przypominają popiół. Nadal dobrze się prezentuje, nadal jest też cholernie niebezpieczny, ale czy starość może wygrać z młodością? Według mnie – nie bardzo.

– Mojego ojca już nie ma i musimy postanowić, kto zajmie jego miejsce – oznajmiam spokojnie.

Obaj zdobywają się na ironiczny śmiech. Nie spodziewałem się niczego innego po dwóch bliskich współpracownikach Alberto. Zbyt dobrze ich znam.

– Asa, nie ty będziesz to ustalać, nie należysz jeszcze do rady. My, starsi, podejmiemy decyzję, który z nas zajmie miejsce twojego ojca i zostanie bossem. – Peria patrzy na mnie z wyższością.

Tak, nie przepada za mną, chociaż gdy dochodziło do starć z wrogami, chętnie widział mnie w roli człowieka, który sprzątał cały bałagan. Zawsze chwalił moją skuteczność i wtedy nie przeszkadzała mu moja pewność siebie, a może nawet i zuchwałość. Jednak byłem tylko ich żołnierzem i chyba nie widzieli mnie już w innej roli. To był ich pierwszy błąd. Ojciec nauczył mnie nie tylko walki, ale także zaradności i sprytu. Wychował przywódcę, a nie pierdoloną marionetkę.

– Dlaczego nie ma Mangano? – odzywa się drugi starzec, Benedetto Russo.

On także za mną nie przepada, zresztą z wzajemnością. Do tego dochodzi jego syn, Michael, który zdecydowanie za często rozmawia z moją Gianną. Rozumiem, że znają się od dziecka, ale i tak wkurwia mnie to niemiłosiernie. Nic nie poradzę na to, że jestem o nią tak bardzo zazdrosny.

– Bo to jego chcecie wybrać, a tak się nie stanie.

Teraz moja kolej na złośliwy uśmiech, gdy przez chwilę nie wiedzą, co mam na myśli.

– Jak już powiedziałem, synu…

– Nie jestem twoim synem, Peria.

Patrzę na nich lodowatym wzrokiem i muszą widzieć we mnie to samo, co widzieli w moim ojcu, bo nagle prostują się na krzesłach.

– Asa, nie ty decydujesz.

– Masz rację, Russo, wy decydujecie i wybierzecie mnie.

– Oszalałeś, jesteś za młody! – protestuje Russo.

– Wiek nie ma tu nic do rzeczy, całe moje życie to Famiglia.

– Asa, nie możesz być szefem. Teraz czas na… Mangano – oznajmia Peria.

– Nie. Miał zdrajcę w swoich szeregach. Nie wiadomo, kto jeszcze zacznie sprzedawać sojuszników glinom albo naszym konkurentom w interesach. Poza tym mam coś, co was przekona…

Otwieram górną szufladę biurka i wyciągam dwie teczki. Wręczam im pliki, po czym ponownie rozsiadam się wygodnie w fotelu.

Kiedy w ciszy je przeglądają, widzę, jak stopniowo bledną im twarze. Znalazłem wiele brudów na tych dwóch podstarzałych gangsterów. To nie ja zdradziłem, szukając tych informacji. To oni oszukiwali naszą organizację na miliony dolarów. Gdyby ojciec za życia wiedział o ich przekrętach, wymierzyłby im odpowiednią karę. Ktoś może powiedzieć, że sam w tym momencie nie jestem lojalny wobec starszyzny, ale nie mam innego wyboru. Wiem, że będę dobrym następcą mojego ojca. Przekazał mi całą wiedzę o tym niebezpiecznym biznesie, wiem, jak go poprowadzić. Dla tych dwóch od dawna liczy się tylko kasa.

– Myślę, że to was przekona. Mogę o tym wszystkim zapomnieć, ale jeśli mnie nie wybierzecie oficjalnie, to was obydwu zrównam z ziemią. A zanim to zrobię, zabawię się w porywacza waszych bliskich.

– Jak śmiesz nam grozić! – krzyczy wzburzony Peria, jednocześnie wstając z krzesła.

Jego twarz przybiera purpurowy odcień i zaczynam się zastanawiać, czy zaraz nie będę musiał wzywać pogotowia, aby ratować go po zawale serca. Równie dobrze mógłbym się przyglądać, jak umiera na perskim dywanie tuż u moich stóp. Nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że patrzy na mnie teraz z czystą nienawiścią. Jestem obeznany ze śmiercią, od dłuższego czasu nie ma przede mną tajemnic.

Ja również wstaję, nie będzie staruch patrzeć na mnie z góry i besztać, jakbym nadal był dzieckiem. Od dawna nim nie jestem, mafia się o to postarała.

– Jak śmiesz okradać rodzinę! Gdyby nasi sprzymierzeńcy dowiedzieli się, co wyczynialiście za ich plecami, już dawno wymordowaliby wasze rodziny! Ja daję wam wybór!

Russo również wstaje i przez chwilę tylko mnie obserwuje. On nigdy nie okazuje emocji jak Peria. Jeden przybiera kamienną twarz, a drugi nie potrafi kontrolować włoskiego temperamentu. Ogień i woda. Yin i yang.

Po chwili taksowania mnie czujnym spojrzeniem, w końcu się odzywa:

– Mangano będzie wściekły nie tylko na ciebie. Może rozpocząć się wojna.

– Nic takiego się nie wydarzy. Rafael pogodzi się ze stratą.

– Niby dlaczego?

– Bo na niego też mam ciekawą teczkę. Poza tym dostanie nagrodę pocieszenia.

– O czym ty mówisz?

– Zostanie moim najbliższym doradcą i wiele będzie od niego zależało.

– A niby dlaczego miałby się zgodzić? Doradca zamiast bossa? To słaba oferta. Oprócz teczki masz coś jeszcze, co go przekona?

– Mam zamiar ożenić się z jego córką. Tym samym nasze rodziny już zawsze będą złączone.

Obaj patrzą na mnie zaskoczeni. Każdy wie o moim zainteresowaniu Gianną, nie sposób było tego ukryć, aczkolwiek chyba nie sądzili, że tak szybko dojdzie do ślubu i to w takich okolicznościach. Alberto czeka na pochówek, a ja już ogłaszam swoje zamiary względem kobiety, która od dawna gości w moim sercu. Z początku była to dziecięca przyjaźń, potem przerodziła się w coś na kształt poczucia odpowiedzialności za młodszą od siebie dziewczynę, którą traktowałem jak rodzinę, jak jedyną prawdziwą rodzinę. Następnie, gdy zauważyłem, jak zamienia się w kobietę, moje uczucia stały się głębsze, dojrzalsze.

– Odbierasz Mangano pozycję, na którą liczył od dawna, i myślisz, że odda ci swoją córkę?

– Nie musi mi jej oddawać, ona zawsze należała do mnie…

Po burzliwej rozmowie panowie wychodzą z mojego gabinetu. Napełniam szklankę nową porcją whisky i podchodzę do kominka, gdzie płoną polana drewna. W pomieszczeniu panuje półmrok, który, wraz z otaczającym mnie ciepłem, przynosi chwilę przyjemności. Siadam na fotelu tuż obok kominka i, delektując się alkoholem, myślę o swojej pięknej.

Już niedługo będzie tutaj ze mną Gianna. Zostanie panią tego domu, a zdecydowanie już jest właścicielką mojego serca. Nie mogę się doczekać, aż będę mógł ją pocałować, kochać i wielbić. Na samą myśl uśmiecham się szeroko. To sprawia, że przypomina mi się, jak pierwszy raz posmakowałem jej słodkich ust.

Asa, 22 lata

W końcu jestem w domu. Ojciec wysłał mnie do Chicago, żebym dopilnował jego interesów. Ku mojemu niezadowoleniu mieszkałem tam przez trzy lata. Ale takie jest życie w mafii, bossa należy zawsze słuchać. Kiedy każe skakać, pytasz jak wysoko. Mój ojciec nie chciał, abym cały czas był pod jego skrzydłami, pragnął, bym sam wyrobił sobie markę lojalnego i skutecznego człowieka. Tak zrobiłem. Byłem nie tylko lojalny i skuteczny, byłem bezwzględny. Gdy ktoś wchodził mi w drogę, nie potrafiłem odnaleźć w sobie litości. Gdy ktoś chciał zaszkodzić interesom rodziny, miażdżyłem go jak robaka. Mam na rękach krew wielu ludzi i jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza. W końcu nie zabijałem niewinnych, walczyłem z przeciwnikami. Zasłużyli na marny los, a kiedy i mnie ktoś sprzątnie, będzie mógł powiedzieć to samo.

Jeszcze tego samego dnia razem z ojcem jadę do posiadłości Mangano. Trzeba omówić korzyści ze współpracy z nowymi chicagowskimi inwestorami, których pozyskałem podczas pobytu w tym mieście. Nowy biznes wygląda bardzo obiecująco, a kiedy mówię „biznes”, mam na myśli przemyt broni i narkotyków.

Wchodzimy do środka, po czym wita nas gospodarz tej imponującej rezydencji, sam wielki Rafael, jeden z najbliższych sprzymierzeńców mojego ojca. Razem są nie do pokonania. Siła, władza, wpływy. Te trzy rzeczy motywują ich od wielu lat, a dokładnie od momentu opuszczenia Włoch i założenia własnej organizacji w Ameryce. Nowy Jork stał się dla nich domem, którego nigdy nie mieli zamiaru opuścić czy też oddać w ręce innych gangów. Ruscy, Irlandczycy, nawet yakuza, mają w tym mieście swoich przedstawicieli i, choć nikt nie wchodzi sobie w paradę, warto zawsze trzymać rękę na pulsie. Od najmłodszych lat słyszałem, że nikomu nie można ufać bezgranicznie. Zawsze należy patrzeć na ręce otaczających ludzi. Kiedyś myślałem, że ojciec przesadza i chce mnie zarazić paranoją, ale dzisiaj przyjmuję jego racje. Po pobycie w Chicago coś się we mnie zmieniło. Byłem zdany na siebie i zrozumiałem, jak ważna jest ostrożność. Życie ma się jedno, nie można popełniać błędów, bo w naszej sytuacji ich konsekwencją jest śmierć. I to niezbyt przyjemna śmierć.

– Witam was panowie. Jak dobrze cię widzieć, Asa. Słyszałem, że nieźle poszło ci w Chicago.

– Dziękuję, panie Mangano.

– Tak, mój syn bardzo dobrze się spisał – mówi dumnie ojciec, a ja, słysząc jego słowa, sam odczuwam zadowolenie.

Nie jesteśmy ze sobą blisko, ale to nie znaczy, że nie oczekuję jego aprobaty. Te rzadkie momenty, kiedy rzuca pochwały względem mojej osoby, są jak odznaczenia na wojnie. Noszę je z dumą, ale mam także dystans do całej sytuacji, bo pamiętam o wszystkich złych rzeczach, które się za nimi kryją.

Rafael zaprasza nas na poczęstunek, ale gdy wkraczamy do jadalni, okazuje się, że czeka na nas uroczysta kolacja. Stół wręcz ugina się od potraw, a ich kuszący zapach dociera do moich nozdrzy. Jest wszystko, czego dusza zapragnie, włącznie z kilkoma butelkami najlepszych i cholernie drogich trunków w barku w rogu pokoju.

Jednak nie to najbardziej mnie interesuje w tej chwili. Rozglądam się i nigdzie nie widzę Gianny.

– Gianna do nas nie dołączy? – pytam, gdy już siedzimy przy wielkim drewnianym stole.

Rafael zerka na mnie, sięgając po talerz z pieczoną jagnięciną. Przez chwilę milczy, ale wyczuwając moje oczekiwanie, ponownie na mnie patrzy i w końcu postanawia łaskawie odpowiedzieć.

– Gianna ma dużo nauki. Lepiej będzie, jak zostawimy ją w spokoju.

Chyba chciał powiedzieć, żebym to ja zostawił ją w spokoju. Mierzymy się przez chwilę mocnymi spojrzeniami, ale wiem, że nie tędy droga, dlatego odpuszczam i uśmiecham się do niego. Wiem, co kombinuje starzec. Dotarły do mnie pogłoski, że chce, by jego córka w przyszłości wyszła za syna Russo. Są w podobnym wieku i małżeństwo na pewno zbliżyłoby go do jego sprzymierzeńca, a także przyjaciela. Rafael z pewnością chciałby kiedyś zająć miejsce bossa. Jest najmłodszy w radzie i ma wielkie szanse na to, aby doczekać się swojej kolejki. Nic z tego. Alberto będzie jeszcze długo żyć, a Gianna jest moja.

Podczas kolacji omawiamy szczegóły mojego pobytu w Chicago. Temat Gianny nie pojawia się ponownie, ale w moich myślach jest stałym gościem. Później Rafael zaprasza nas do gabinetu. Chce z pewnością pochwalić się nową zdobyczą, która zasiliła jego kolekcję broni, co zawsze było dla mnie interesujące, jednak teraz mam inne plany.

– Idźcie panowie, ja wyjdę na taras zapalić.

– Nie żartuj, Asa, możesz śmiało palić w gabinecie, cały czas to robię. – Mangano rechocze, a ja już wiem, że mnie nie przekona. Ma w domu coś, co zdecydowanie bardziej mnie fascynuje niż broń palna.

– Wolę jednak zapalić na świeżym powietrzu, jeśli panu to nie przeszkadza.

– Oczywiście, że nie przeszkadza. Mój dom jest twoim domem – odpowiada poważnie.

Przy ojcu nie mogę okazać braku szacunku dla Rafaela. Jest wyżej ode mnie w hierarchii i zawsze mam to na uwadze. Ale wiem, że Mangano również nie chce narazić się na gniew Colettiego. Czasami zastanawiam się, po czyjej stronie stanąłby Alberto w razie konfliktu. Po stronie jedynego syna? Czy może wieloletniego przyjaciela, z którym stworzył imperium? Czy gdybym znieważył Rafaela, darowałby mi ten uczynek, czy zrobiłby ze mnie przykład dla innych? Jestem prawie pewny, że druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Nie twierdzę, że ojciec nie żywi do mnie absolutnie żadnych pozytywnych uczuć, ale nigdy mi ich nie okazywał. Na pierwszym miejscu była dyscyplina. Najpierw myślał jak boss, a dopiero potem jak ojciec. Czy to normalne? Pewnie nie w zwyczajnym życiu, ale w naszym nie ma nic zwyczajnego. Tutaj rządzą inne prawa, wyznaje się inne zasady i nie ma miejsca na słabości.

À propos słabości, jedną stanowczo posiadam.

Kiedy panowie odchodzą w stronę gabinetu i zostaję sam w holu, zamiast na taras kieruję się w stronę pokoju Gianny, który znajduje się na piętrze. Jednak zanim wejdę na schody, słyszę jakiś hałas dobiegający z biblioteki. Podchodzę bliżej, uchylam lekko drzwi i dostrzegam Giannę, jak podnosi kilka książek z podłogi. Za każdym razem, gdy ją widzę, czuję ciepło w sercu. Nie wiem, jak ta dziewczyna to zrobiła, ale stała się dla mnie najważniejsza na świecie.

Wchodzę i cichutko zamykam za sobą drzwi na klucz, który jakby na to czekał w zamku. Zanim ujawnię swoją obecność, jeszcze przez chwilę napawam się jej widokiem. Mimo że ma dopiero siedemnaście lat, już wygląda jak prawdziwa kobieta. Długie, rozpuszczone i czarne jak smoła włosy. Piękna opalona karnacja. Krągłości we wszystkich odpowiednich miejscach.

Ma na sobie skromną bladoróżową sukienkę na ramiączkach, co sprawia, że wygląda tak niewinnie. I taka właśnie jest. Już ja o to zadbałem. Mam swoje kontakty w ochronie Mangano, więc jeśli jakiś chłopak wykazałby zainteresowanie moją dziewczyną, ta informacja szybko by do mnie dotarła. Nikt się do niej nie zbliży. Nie pozwolę na to. Na szczęście tradycją w naszych rodzinach jest wysyłanie córek do prywatnych szkół dla dziewcząt. Nasze młode damy muszą świecić przykładem. W końcu i tak znajdą się w zaaranżowanych małżeństwach. Giannę też to czeka, ale ze mną. Lecz teraz jest zdecydowanie za młoda i nie mam problemu z poczekaniem na to, aż będzie dojrzalsza.

– Tu się ukrywasz, piękna – odzywam się, a dziewczyna na dźwięk mojego głosu lekko podskakuje.

Odwraca się w moją stronę, dzięki czemu mogę zobaczyć strach w jej oczach. Doskonale wiem, że z biegiem lat jej nastawienie do mnie diametralnie się zmieniło. Była świadkiem moich wybuchów złości, zwłaszcza gdy ktoś się do niej zbliżał. Nic nie poradzę na to, że jestem zaborczy.

Dawniej różnica wieku była przeszkodą. Gdy była jeszcze dzieckiem, ja już wchodziłem w wiek dojrzewania, teraz jestem już dorosłym i doświadczonym mężczyzną, a ona nadal jest nastolatką. Gdyby jeszcze rok temu ktoś zapytał mnie, czy rozważam, aby Gianna została moją dziewczyną, wyjaśniłbym, że nie tak na nią patrzę. Była dzieckiem, do cholery, a ja nie jestem zboczeńcem! Dopiero teraz, kiedy zauważyłem zmiany w jej wyglądzie i zachowaniu, dotarło do mnie, że dziecięca przyjaźń może zamienić się w fascynację. Nadal zdaję sobie sprawę z jej młodego wieku i nie posunąłbym się za daleko. Jestem świadom tego, że nie na wszystko jest gotowa. Chciałbym, aby spojrzała na mnie inaczej niż dotychczas. Aby zobaczyła we mnie fajnego faceta, z którym może porozmawiać o wszystkim, co ją cieszy, ale także o tym, co ją trapi. Fakt, czym się zajmuję, nie ułatwia sprawy. Domyślam się, że nie do końca podoba jej się życie w mafii, od zawsze odsuwała się i unikała ludzi związanych z organizacją. No cóż, prawda jest taka, że nie ma wyboru, nigdy go nie miała. Kiedy należy się do takiej rodziny, los jest przeważnie przesądzony. Nie sądzę, by jej ojciec był skłonny uwolnić ją ze szponów mafii. To nie typ rodziciela, który stawia dobro swojego dziecka na pierwszym miejscu i słucha, co ono ma do powiedzenia. Krytykuję Rafaela, ale jeśli mam być szczery sam ze sobą, to odnajduję w sobie pewne podobieństwo. Nie chcę wypuszczać Gianny. Nie chcę, aby wybrała inne życie. Chcę, by była tutaj, blisko mnie.

– Przestraszyłeś mnie – mówi cichutko i mocno przyciąga do siebie książki.

Podchodzę do niej, a następnie wyciągam przedmioty z jej uścisku. Oglądam okładki i widzę, że nadal jest zainteresowana sztuką. Od dziecka wiecznie coś rysowała, coś tworzyła. Miała zawsze taką zaciętą minę, gdy pracowała nad jakimś szkicem. Nieraz obserwowałem ją z daleka, jak w skupieniu oddawała się przyjemności rysowania.

Zauważam, jak odsuwa się parę kroków do tyłu, więc podnoszę na nią wzrok. Kiedy widzi mój krzywy uśmieszek, zaczyna się stresować. Tak łatwo można ją odczytać, jest jak otwarta księga. Nie potrafi oszukiwać, manipulować, a tym bardziej kokietować. Przyczyną tego jest albo młody wiek, albo jej łagodne usposobienie. Mam nadzieję, że to drugie. Może i niektórzy lubią pyskate kobiety, ale ja potrzebuję w życiu kogoś, kto mnie wyciszy. Kto będzie moim kontrastem. Z kim nie będę musiał toczyć wojen, bo tych mam już w życiu aż za dużo.

– Nie chciałem cię przestraszyć, piękna. Byłem bardzo zawiedziony, gdy nie dołączyłaś do nas na kolacji. Już dawno cię nie widziałem.

– Ja… mam dużo nauki i nie chciałam wam przeszkadzać. – Spuszcza wzrok na podłogę.

Odkładam książki na stolik, który stoi nieopodal, po czym się odzywam:

– Nie chciałaś się ze mną przywitać, Gianno? Wróciłem do domu i liczyłem na ciepłe powitanie.

Obserwuję ją uważnie, uwielbiam to robić. Czasami mam wrażenie, że jestem jastrzębiem, a ona moją ofiarą, z tą różnicą, że nigdy nie chciałbym jej skrzywdzić. Wręcz przeciwnie, pragnę ją chronić od najmłodszych lat. Wcześniej jako przyjaciel, a teraz jako kto? Zauroczony chłopak? Mam mętlik w głowie, nie wiem, jak powinienem ją traktować. Jednak wystarczy, że spojrzę w jej piękne, duże oczy, a moje serce topnieje. Natomiast gdy patrzę na usta… wtedy wyzwalają się we mnie zupełnie inne emocje.

Gianna w końcu spogląda na mnie pewniej i muszę przyznać, że taka postawa także do niej pasuje.

– Witaj w domu, Asa. Przepraszam, ale muszę już wracać do pokoju i dalej się uczyć. Jutro mam bardzo ważny sprawdzian, który wpłynie na końcową ocenę z historii.

Obdarza mnie powściągliwym uśmiechem i zanim zdążę odpowiedzieć, szybko omija, zmierzając do wyjścia. Kiedy chwyta za klamkę i pociąga za nią, nic się nie dzieje. Próbuje jeszcze raz i nadal nic. Odwraca się w moją stronę, a ja w tym czasie wyciągam z kieszeni klucz i jej go pokazuję. Jej mina jest bezcenna. Przypomina teraz ptaszka uwięzionego w klatce.

Chowam klucz z powrotem do kieszeni spodni, a potem powoli zaczynam iść w jej stronę. Kiedy staję tuż przed nią, Gianna cofa się i przywiera plecami do wielkich drewnianych drzwi. Jest niższa ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów. Posturą i wagą oczywiście również ją przewyższam.

Opieram ręce po obu stronach jej głowy i pochylam się nad nią. Jej śliczna twarz jest tak blisko, że czuję jej oddech na swoim policzku. Jej oczy są rozbiegane, zdradzając narastające zdenerwowanie. Nie chcę, aby się mnie bała, ale dreszczyk emocji jest bardzo mile widziany. Wiem, że mam nad nią przewagę i gdybym był dżentelmenem, nigdy nie postawiłbym jej w krępującej sytuacji. Gdybym nim był…

– Naprawdę liczyłem na ciepłe przywitanie – szepczę jej do ucha i słyszę, jak wzdycha zestresowana.

A może to pierwsze oznaki jej zainteresowania moją osobą? Może podobam jej się bardziej, niż do tej pory sądziłem? W końcu w wieku siedemnastu lat z pewnością myśli o miłości i o wszystkim, co jest z nią związane. Na pewno fantazjuje i zastanawia się, jak to będzie dzielić tak intymne chwile z mężczyzną.

Pamiętam, jak to jest być w jej wieku, kiedy młody człowiek dojrzewa i hormony buzują. I choć nie sądzę, by była aż tak zainteresowana seksem, jak ja niegdyś, podejrzewam, że moja Gianna miewa już brudne myśli.

– Nie denerwuj się, Gianna, nigdy bym cię nie skrzywdził, to ostatnia rzecz, jaką bym zrobił.

Prawą dłonią odsuwam kosmyk włosów opadający na jej policzek i zakładam go za ucho. Następnie palcem wskazującym podnoszę podbródek, by na mnie spojrzała. Jej skóra jest tak delikatna, tak miękka i nieskazitelna. Tak przyjemna w dotyku.

Jest cholernie zestresowana, może nawet przestraszona.

– Przywitaj się ze mną, Gianna.

– Już się przywitałam.

– Nie. Chcę, abyś przywitała się ze mną poprawnie.

– Czyli jak? – pyta zdezorientowana.

– Pocałuj mnie.