Na jedną noc. Spadkobiercy Spade Hotel #1 - Marni Mann - ebook

Na jedną noc. Spadkobiercy Spade Hotel #1 ebook

Marni Mann

0,0
49,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Każdy wiedział, kim był Macon Spade. Miliarder. Przyszły spadkobierca jednej z najbardziej luksusowych marek na świecie. A przy tym wyjątkowy przystojniak. Macon nigdy nie miał problemów, aby zaciągnąć dowolnie wybraną kobietę do łóżka. Ale żadna z nich nie mogła liczyć na więcej niż jedną noc. Dawno temu postanowił: żadnych związków. Był na tyle cyniczny, że po prostu cieszył się życiem playboya.

Wszystko się zmieniło podczas pewnej imprezy w klubie. Zobaczył ją. Trudno było jej nie zauważyć. Tańczyła, ale jak! Macon od razu jej zapragnął. Dziewczyna poruszała się w hipnotyzujący, magnetyczny sposób, jej ciemne włosy falowały, a intensywne spojrzenie niebieskich oczu lśniło w półmroku. Młody miliarder szybko się przekonał, że nie przyszła tu dla jakiegokolwiek mężczyzny, nawet dla niego. Przyszła, aby tańczyć i cieszyć się muzyką. Jej wdzięk, zapach i... obojętność sprawiały, że Macon pragnął jej tak, jak żadnej innej kobiety w życiu.

Na pozór osiągnął swój cel. Spędziła z nim noc. Było, jak lubił - czysta przyjemność. Żadnych imion. Żadnego "potem". Choć tym razem coś się zmieniło. Macon wciąż pragnął pięknej nieznajomej, chciał ją poznać i stać się dla niej kimś wyjątkowym. Postanowił ją odnaleźć.

Tylko że ona nie chciała go znać.

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 456

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Marni Mann

Na jedną noc.

Spadkobiercy Spade Hotel #1

Przekład: Paulina Więcek

Tytuł oryginału: The Playboy (Spade Hotel Series #1)

Tłumaczenie: Paulina Więcek

ISBN: 978-83-289-1898-6

Copyright © 2023 by Marni Mann

All rights reserved.

Polish edition copyright © 2025 by Helion S.A.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/najsh1_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Dla moich drogich pań, uwielbiających bohaterów, którzy cię…

pragną,

potrzebują,

pożerają,

czczą

i zrobiliby absolutnie wszystko, byle tylko cię zdobyć.

Macon powstał specjalnie dla Was.

Playlista

Movement — Hozier

Fist!ght — The Ballroom Thieves

All on My Mind — Anderson East

Lost — Dermot Kennedy

Behind Bars — Jelly Roll, Brantley Gilbert, Struggle Jennings

13bullets (pt. 1) — Stop Light Observations

Heaven — Jelly Roll

Save Yourself — KALEO

We Ride (Acoustic) — Bryan Martin

Prolog

Siedem lat wcześniej

Macon

Nie ma jeszcze południa, a ty już jesteś po sześciu piwach. No ito rozumiem – skomentował mój brat, Cooper, stając w drzwiach do pokoju.

Miał na sobie czarny garnitur i jasnoniebieski krawat. Złotobrązowe włosy, starannie uczesane i potraktowane żelem, wyglądały tak dobrze, że niemal musiałem osłonić oczy od samego patrzenia na nie.

Wszedł do środka i odsunął krzesło od biurka. Zamiast je jednak odwrócić w moją stronę, usiadł okrakiem na drewnianym siedzeniu, tak że oparcie miał z przodu.

Nawet z drugiego końca pokoju, gdzie leżałem na łóżku, czułem wodę kolońską i unoszący się od niego zapach czystości.

– Chyba mogę wykazać się gościnnością i jedno ci zaproponować – stwierdziłem, sięgając po piwo z dwunastopaku stojącego na szafce nocnej. – Masz.

– Nie, dzięki – odmówił. – Zaraz idę do pracy. Wujka Waltera by szlag trafił, gdyby wyczuł ode mnie piwo.

Wujek Walter, czyli brat naszego ojca, był założycielem Spade Hotels: sieci wysokiej klasy, superekskluzywnych, luksusowych hoteli z lokalizacjami na całym świecie. Dopóki ojciec nie przeszedł na emeryturę, byli wspólnikami. Ostatecznie wujek wykupił jego akcje, ale następne pokolenie wciąż pracowało w rodzinnej firmie. Mój najstarszy brat, Brady, pełnił funkcję dyrektora. Cooper właśnie ukończył Uniwersytet Południowej Kalifornii, więc też został zatrudniony i za parę tygodni miał się wprowadzić do własnego mieszkania.

Ja byłem najmłodszy.

Jesienią rozpoczynałem trzeci rok na Uniwersytecie Kolorado. Potem w przeciągu dwóch lat miałem uzyskać dyplom i pójść w ślady starszych braci, dołączając do firmy.

– Jak wolisz – odparłem. – Więcej dla mnie.

Zamiast odstawić butelkę, odkręciłem ją i pociągnąłem łyk z piwa numer siedem. Cooper ułożył ramiona na oparciu krzesła.

– Chcesz o tym pogadać?

– Niby o czym? – Rzuciłem kapslem na drugą stronę pomieszczenia. Celowałem w mały kosz na śmieci stojący przy biurku. Trafiłem. Metal brzęknął, spotykając się z dnem kubła.

– O tym, dlaczego pijesz w łóżku, a nie ma jeszcze nawet – tu spojrzał na swój zegarek – jedenastej rano.

– Nie, nie chcę o tym gadać.

– Macon, no dalej. Co z tobą, do kurwy? Jesteś jeszcze większym ponurakiem niż zwykle. Wczoraj nie było cię cały dzień, nie odbierałeś telefonu, a do domu wróciłeś dopiero jakoś, nie wiem, o drugiej nad ranem? – wyliczał. – A teraz widzę cię w takim stanie.

Wpatrywałem się w kosz na śmieci, do którego wrzuciłem już w sumie siedem metalowych nakrętek.

W środku skrywał jednak coś jeszcze.

Zdjęcie.

To samo, z którym jeździłem na uczelnię przez ostatnie dwa lata.

To samo, które zabrałem ze sobą do domu na wakacje i które zamierzałem spakować z powrotem i zawieźć do Boulder przed początkiem semestru zimowego.

Zamierzałem – czas przeszły. Teraz już nie.

Gosposia rodziców zajrzy tu jakoś w tygodniu i wyrzuci zawartość kosza do kubła, który potem trafi na ulicę.

Wprost nie mogłem się doczekać.

Nigdy więcej nie chciałem widzieć tego jebanego zdjęcia.

Wziąłem długi łyk, po czym otarłem usta.

– „W takim stanie”? Niby w jakim? Upojenia alkoholowego? – sarknąłem, wzdychając. – Jeszcze mi do tego daleko.

– Naprawdę niepotrzebnie to utrudniasz.

Chwyciłem za komórkę i zacząłem przeglądać Instagram. Dla mnie ta rozmowa została zakończona.

Do czasu.

– Chodzi o Marley?

Sam dźwięk jej imienia wprawił moje dłonie w drżenie.

Brzuch mnie rozbolał.

Serce biło zbyt szybko.

Zerknąłem na brata. Nie podobał mi się wyraz jego twarzy.

Cholera. Chciałem już nigdy nie widzieć tej miny.

– Czyli tak. Okej, teraz ma to sens – skwitował. Podniósł krzesło, na którym siedział, przysunął je bliżej i znalazł się w odległości niecałego pół metra od mojego łóżka. Oparł stopy o krawędź materaca. – Zerwaliście?

I oto padły te słowa.

Te same, które tłukły mi się w piersi, odkąd dwie noce temu wyszedłem z domu Marley.

Nie miałem powodu, żeby ukrywać prawdę.

Nie był to żaden sekret.

Po prostu mnie to bolało. Myślenie o tym. Wypowiedzenie tego na głos.

Pogodzenie się z rzeczywistością.

Znowu podniosłem butelkę do ust.

– Dwa pierdolone lata życia… w piach.

Cooper klepnął mnie w bark, potrząsając nim.

– Co się stało?

– Nic się nie stało. I to jest właśnie w tym wszystkim takie zjebane. Zwyczajnie ją to przerosło. No wiesz, związek na odległość i ta niewiadoma każdej nocy, gdy wychodziłem z kolegami. Mimo że za każdym, kurwa, razem ją zapewniałem, że nikogo nie podrywałem ani tym bardziej nie sprowadzałem żadnych lasek do łóżka. – Opuściłem głowę. Zawisła ciężko, niemal stykając się z klatką piersiową. – Sama wizja tego, że coś mogłoby się wydarzyć, to już było dla niej za dużo. A ja w życiu bym jej nie zdradził, Coop. Wiesz o tym. Kochałem tę dziewczynę… – Głos mi cichł, a dłoń z taką mocą ściskała butelkę, że tylko czekałem, aż pęknie. – Ale zazdrość ją pokonała. Ciągle tworzyła nieistniejące scenariusze.

Stuknąłem w ekran telefonu. Na tapecie miałem nasze wspólne zdjęcie z ostatniego semestru, gdy przyjechała w odwiedziny, a ja zabrałem ją na narty. Odrzuciłem urządzenie na bok. Nie mogłem znieść tego widoku.

Zacząłem chodzić z Marley pod koniec liceum. Niezbyt dobre wyczucie czasu, zważywszy na to, że ja wybierałem się na studia do Kolorado, a ona na Florydę, ale dawaliśmy radę. Odwiedzaliśmy się tak często, jak tylko było to możliwe. Nieustannie rozmawialiśmy. Non stop pisaliśmy wiadomości. Każde lato spędzaliśmy razem.

Aż do teraz.

Jutro ruszała do Londynu, gdzie miała zacząć następny semestr, i przez cały zeszły tydzień powtarzała mi, że musimy porozmawiać.

Ale na odległość cały czas tylko rozmawialiśmy, więc gdy wreszcie znowu byliśmy razem, to było ostatnie, o czym myślałem.

Miałem, kurwa, serdecznie dość rozmawiania.

Ale Marley naciskała, a potem dała się ponieść emocjom, gdy tłumaczyła, jak się czuła przez ostatnie dwa semestry i że nie mogła już tak dłużej.

Poddała się.

Dwa lata razem… i zrezygnowała.

Zrezygnowała z nas.

Cooper trącił mnie stopą w goleń.

– Wiesz, gdyby Brady tu był, powiedziałby teraz: „A nie mówiłem”.

Przewróciłem oczami.

– Ten dupek od samego początku mi mówił, że nie powinienem się związywać przed wyjazdem na studia. Żałuję, że go nie posłuchałem.

Poprawiłem sobie poduszkę za plecami i usiadłem bardziej wyprostowany.

– Od teraz będę robił dokładnie to, co on przez te wszystkie lata – obwieściłem. Pociągnąłem za swoją koszulkę, czując mocny swąd piwa i wczorajszych ubrań. – Pieprzyć uczucia. Pieprzyć związki. Pieprzyć wszelkie relacje. Nie chcę już żadnych zobowiązań. Żadnych emocji. Chcę…

– …Zostać playboyem.

– Tak. Właśnie tego chcę.

Nie ma mowy, żebym jeszcze kiedyś przez to przechodził. Nie ma mowy, żebym pozwolił sobie znowu czuć się w taki sposób.

Cierpieć tak bardzo.

Pragnąć czegoś – i kogoś – poza swoim zasięgiem.

Nie oddam serca żadnej innej kobiecie.

Nigdy więcej.

Cooper tylko się zaśmiał, jakby uznał moją odpowiedź za zabawną.

– Nie jestem Bradym. Ode mnie „a nie mówiłem” nie usłyszysz. – Poprawił spinki do mankietów i ponownie ułożył ramiona na oparciu krzesła. – Za to dam ci najlepszą radę twojego życia.

– Już to widzę.

Uniósł brwi.

– Wątpisz?

– Jesteś ode mnie starszy tylko o dwa lata, Cooper – przypomniałem. – Co ty niby, do cholery, wiesz o życiu i kobietach, hm?

– Więcej od ciebie.

Opróżniłem resztę piwa numer siedem, odstawiłem pustą butelkę na miejsce i wyciągnąłem piwo numer osiem. Tym razem nie trafiłem, gdy rzuciłem kapslem w stronę kosza na śmieci.

Może jednak robiłem się pijany.

– Zamieniam się w słuch – jęknąłem.

– Niektóre kobiety wkroczą do twojego życia tylko po to, żeby się zabawić. Są jak znajomi z uczelni, z którymi super się imprezuje, ale po ukończeniu studiów nigdy więcej o nich nie usłyszysz – zaczął, a następnie zrobił krótką pauzę, jakby czekał, aż ta mądrość się we mnie zakorzeni. – Są też jednak takie kobiety, na których widok całkowicie stracisz głowę, kurwa. Zrobisz wszystko, byle tylko być blisko nich. Porozmawiać z nimi. Usłyszeć ich głos. Poczuć zapach ich skóry…

Zamknął oczy i potrząsnął głową.

– Ten rodzaj kobiet całkowicie odmieni twoje życie – dodał, gdy ponownie otworzył powieki.

Jak Marley?

Pierdolę to.

Wypuściłem ze świstem całe powietrze, jakie przetrzymywałem w płucach.

– Nie wierzę w to. To nie istnieje. Przynajmniej już teraz nie.

– W porządku, zobaczymy – ustąpił. – Ale gdy spotkasz kobietę, która będzie potrafiła sprawić, że nawet taki ponurak jak ty się uśmiechnie… i mam tu na myśli prawdziwy uśmiech, taki, który zaczyna się w żołądku i wędruje do klatki piersiowej, taki, który czuje się głęboko w kościach… wtedy będziesz wiedział, że to „ta jedyna”.

Wyżłopałem pół piwa. Tym razem nawet nie otarłem ust.

– Pierdolenie.

Uśmiechnął się w sposób, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałem.

– Pożyjemy, zobaczymy, bracie.

Rozdział 1.

Macon

Jak to możliwe, że zabrałem was do najlepszego klubu ze striptizem na całej Kauai, i dla żadnego z was, skurwiele… – tu zatoczyłem palcem kółko wokół Daltonów (Dominick, Jenner i Ford, trójka braci) oraz ich kuzyna Camdena, a także ich najlepszego przyjaciela Declana Shawa – żadna laska jeszcze nie zatańczyła?

Moje wykrzyczane pytanie przedarło się przez party bus, który wypożyczyliśmy na tę noc; tak naprawdę znałem już jednak na nie odpowiedź.

Wszyscy mieli żonki i nie chcieli na sobie innej kobiety niż ich własna. Grupka prawników z Los Angeles – stali się częścią naszej rodziny i prywatnie, i jeśli chodzi o biznes. Poznaliśmy się już w liceum, gdy grałem w piłkę z Camdenem. Ten szalony dzieciak nadal był moim najlepszym kumplem. Walter znał rodzinę Daltonów o wiele dłużej. Korzystał z usług ich kancelarii, odkąd razem z ojcem wybudowali swój pierwszy hotel.

Teraz nasze rodziny się łączyły. Jenner miał ożenić się z Jo, córką Waltera, a moją kuzynką.

W ten weekend cała ich paczka, razem z moimi braćmi, przyleciała na Hawaje – gdzie spędziłem ostatni miesiąc – żeby wspólnie świętować kawalerski Jennera. Budowa naszego hotelu nadal trwała, dlatego zatrzymałem się w apartamencie największego rywala, jakim był ośrodek wypoczynkowy zlokalizowany parę kilometrów od miejsca, w którym powstawała nasza nowa filia. Paru z nich zatrzymało się umnie, inni zarezerwowali sobie apartament obok. Powodem nie były pieniądze; łączny przychód naszej grupy należałoby liczyć w milionach. Po prostu chcieliśmy być razem.

Aż przypomniały mi się studenckie czasy.

– Chcesz wiedzieć dlaczego? – zapytał zajmujący miejsce naprzeciwko mnie Declan. – Bo Hannah urwałaby mi jaja, gdyby zwietrzyła, że jakaś naga kobieta siedziała na mnie okrakiem. Nie ma nic przeciwko klubowi ze striptizem, ale z prywatnym tańcem miałaby już problem. – Przejechał dłonią po swojej brodzie. – A ja za bardzo lubię swoje jaja, żeby je stracić. Albo ją.

Między nami stały dwie rury, wokół błyskały stroboskopowe światła, a muzyka była tak głośna, że z trudem słyszeliśmy siebie nawzajem. Siedzący obok mnie Camden usłyszał jednak swojego przyszłego szwagra i roześmiał się na tę odpowiedź, dotyczącą w końcu jego siostry bliźniaczki.

– Hannah nie zatrzymałaby się na zaledwie urwaniu ci jaj.

– Oaklyn też nie, głupku – odparował Declan.

– I właśnie dlatego tylko patrzyłem – odpowiedział Camden. – Oaklyn nie przeszkadza samo patrzenie.

Camden był ze swoją dziewczyną już sporo czasu. Od dawna wiedziałem, że skończą razem, mimo że przez lata się tego wypierał. Cholera, nawet trochę im w tym pomogłem. Idiota był zbyt tępy, żeby sam zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo jej pragnął.

Declan też się opierał przed wejściem w związek z Hannah – jakoś nie potrafił sobie poukładać w głowie własnych uczuć – mimo że wszyscy widzieliśmy, że drań wpadł po uszy.

Również każdy z braci Daltonów zaliczył interesujący wstęp do swoich relacji.

Ja i moi bracia byliśmy tu jedynymi jebanymi singlami, więc jedynie na naszych kolanach wiły się dzisiaj striptizerki.

– Że niby Oaklyn nie będzie miała nic przeciwko temu, co zaszło tej nocy? – zapytałem powątpiewająco, spoglądając na Camdena.

– Zdaje sobie sprawę, z czym wiążą się wieczory kawalerskie. Jest realistką. Więc tak, nie ma nic przeciwko. Czy jej się to podoba? – Zaśmiał się. – Wątpię. No ale jakiej kobiecie by się to podobało?

– Czyli nie zacznie wypytywać o każdy szczegół tej nocy, co następnie doprowadzi do burzliwych dyskusji albo cichych dni, albo bana na seks w najbliższej przyszłości?

– Ban na seks? Staaaary – odezwał się siedzący po mojej drugiej stronie Cooper, po czym chwycił się za krocze. – Kutas mnie boli na samą myśl o tym.

Camden napił się ze swojego czerwonego plastikowego kubka, w którym miał wódkę z colą, tak samo jak ja.

– Na pewno będzie pytać. Co do kłótni… – Wypuścił ze świstem powietrze. – Kurwa, mam nadzieję, że nie. Mówiłem jej, co się dzisiaj wydarzy, i dotrzymałem słowa.

Mimo to słyszałem w jego głosie strach.

– Słuchaj – zaczął Declan – temat klubów ze striptizem zawsze będzie grząski. Nieważne, jak się zachowasz. Po prostu musisz podejść do tej rozmowy z głową, we właściwym czasie. Ja na przykład zrobię to po powrocie do domu i zaserwowaniu jej śniadania do łóżka. Nie poruszam z nią tego tematu teraz czy w ogóle gdy nie ma mnie obok. Odległość prędzej czy później doprowadzi do kłótni, bo za mną tęskni.

– Święte słowa – zgodził się Camden.

– Bez względu na to, czy będą krzyczeć, czy się obrażać, czy stronić od seksu, długą rozmowę macie gwarantowaną – dodałem.

Dziewczyny Declana i Camdena były najlepszymi przyjaciółkami, a Hannah pracowała jako prawniczka procesowa. Nikt lepiej od niej nie potrafił prowadzić sporów.

Camden zwiesił głowę.

– Co racja to racja. A gdy nasze damy się wkurwią… – opróżnił swój kubek – …Paaaaanie.

– Normalnie taki gniew mnie podnieca i to właśnie przez niego zakochałem się w Hannah – skomentował Declan, pocierając o sobie dłonie. – Ale gdy jest skierowany na mnie? Kurwa mać.

Jezu, co za szczęście, że to całe gówno już mnie nie dotyczyło.

Te wszystkie niemożliwe do uniknięcia rozmowy, które zawsze prowadziły do kłótni. Fochy, ciche dni, szlabany na ruchanie.

Jebać to.

Odkąd siedem lat temu postanowiłem zostać playboyem, wreszcie żyłem życiem, jakiego chciałem.

Wszystko było idealne, kurwa. Serio wszystko.

Pociągnąłem łyka, kiwając głową na resztę paczki. Prowadzili ze sobą równolegle różne rozmowy, a ich wyrazy twarzy i gestykulacja zdradzały, że alkohol zaczął działać.

– Dobrze was tu mieć.

Nie zwracałem się do nikogo konkretnego, ale Camden i tak odpowiedział:

– A to czemu? Czyżbyś czuł się samotny?

Cooper i Brady parsknęli śmiechem.

– Mój braciszek? Samotny? – Brady podwinął rękawy koszuli, odkrywając swój najnowszy zegarek marki Patek Philippe. Prawdopodobnie kosztował więcej niż moje porsche. – Weź. Każdy w tym busie wie, że dla kogoś takiego jak Macon samotność nie jest opcją.

– Brady ma rację. Nie wiem, co to słowo znaczy – przyznałem, po czym chwyciłem Camdena za bark i ścisnąłem. – Opowiadałem ci o moim ostatnim podboju, nie?

– Tamtej agentce nieruchomości?

Zamrugałem. Próbowałem sobie przypomnieć, o kim mówił.

– Kim?

– No, ta agentka, o której mi opowiadałeś, gdy byłeś ostatnio w LA. Nie pamiętam jej imienia…

– Agentka nieruchomości, agentka nieruchomości – powtarzałem pod nosem, puściwszy jego bark. – Nie kojarzę.

– Poważnie? Przecież odbyliśmy długą rozmowę na jej temat… – Stopniowo cichł, patrząc na mnie i kręcąc powoli głową. – Tyle ich już było, że nie ogarniasz – skwitował. Stuknęliśmy się pięściami. – Prawdziwy zdobywca z ciebie, stary.

Wzruszyłem ramionami.

– To duża wyspa. Ponad 800 kilometrów kwadratowych. Wiesz, ile kobiet mieści się na takiej powierzchni? – zapytałem ze śmiechem.

– Nie mam żadnych wątpliwości, że do czasu, aż wrócisz do Los Angeles, będziesz znał dokładną liczbę. – Tym razem stuknął się ze mną swoim czerwonym kubkiem, choć pewnie był już pusty. – Tęskniłem za tobą, dupku. Czas wrócić do domu.

– Ale ledwie co tu przyleciałem.

Jasne, czasami miałem ochotę wrócić, ale w Kauai było coś, co naprawdę mi odpowiadało. Wspaniała pogoda. Niezbyt zatłoczona plaża. Orzeźwiająca woda, idealna, gdy potrzebowałem schłodzenia.

A kobiety? Ja pierdolę. Kobiety były nie z tego świata.

– Niby fakt – przystał Camden – ale czuję się, jakby nie było cię całe wieki.

– Jeszcze parę miesięcy przede mną.

To nie tak, że budowa szła wolno; po prostu plan był szczegółowy i wymagał zajęcia się nim przez kogoś bardzo skrupulatnego, tak aby wszystko na pewno przebiegało zgodnie z życzeniem Waltera. Ale to była tylko połowa mojej pracy – druga polegała na kontakcie z najemcami. Spade Hotels nie zajmowało się restauratorstwem, więc każda restauracja czy bar w naszych placówkach funkcjonowały na zasadzie umowy najmu. Ich właściciele co jakiś czas przylatywali na Hawaje, żeby skontrolować postępy i spotkać się ze mną w celu omówienia ich warunków.

Na pierwszy rzut szli Westonowie, czyli rodzeństwo (czwórka braci oraz siostra) będące w posiadaniu cieszącej się ogromnym powodzeniem sieci restauracji ze stekami, najlepiej ocenianej w kraju. Oposiłku w Charred myślało się jeszcze przez długie tygodnie po jego skonsumowaniu. Nie serwowano tam zwykłych kolacji, tylko niezapomniane doświadczenia. Nie dość, że mieli mieć nową knajpkę w naszym hotelu na Kauai, to jeszcze budowali tu klub. Dzięki temu nasi goście będą mogli dobrze zjeść, a potem przetańczyć resztę nocy.

– Jak już wrócisz do Kalifornii, to zostaniesz na trochę, czy od razu polecisz budować kolejny hotel? – zapytał Declan.

– Zostanę na trochę w domu. Musimy ponownie skonfigurować niektóre z naszych starszych posiadłości. Zwiększyć ich skuteczność i działanie. Obniżyć koszty bez rezygnowania z pracowników, jakości usług czy udogodnień. Walter od lat nic nie unowocześniał w tych hotelach. Czas, żebym zakasał rękawy – wyjaśniłem i uśmiechnąłem się do Camdena. – Tak że będziemy się często widywać.

– Nie mogę się doczekać, stary.

Uniosłem wzrok ku sufitowi – który składał się z odbijającego błyskające stroboskopy lustra – i wpatrzyłem się w niego tak, jakbym widział przed sobą najpiękniejszą parę cycków.

– Aaach, bycie trzecim kołem! Uwielbiam to.

Przewrócił na mnie oczami.

– Wystarczyłoby, żebyś sobie kogoś znalazł, i byś nim nie był. Oaklyn zaprzyjaźni się z każdym, z kim wejdziesz w związek. Tylko pomyśl o tych wszystkich podwójnych randkach, na które moglibyśmy wspólnie chodzić. O tych wszystkich miejscach, które moglibyśmy zwiedzić! – Trącił mnie łokciem w ramię. – Ale byłaby zabawa.

– Albo mógłbyś parę razy w tygodniu wyjść na miasto bez niej – zauważyłem. – Wtedy byłaby jeszcze większa zabawa.

Tak właśnie wyglądała nasza przyjaźń, zanim Oaklyn owinęła go sobie wokół palca. Była świetną dziewczyną, serio. To nie tak, że miałem coś przeciwko niej jako osobie. No ale, kurde, sporo się pozmieniało, odkąd Camden przestał być singlem. Wtedy mogłem liczyć na czas i uwagę swojego najlepszego przyjaciela, gdy tylko ich zapragnąłem.

– Pieprz się – jęknął w odpowiedzi. – Wiesz, tak się składa, że lubię spędzać czas ze swoją dziewczyną. Ale rozumiem, że dla ciebie to obcy koncept.

– Masz rację. Zupełnie obcy.

Nasz party bus się zatrzymał. Wyszliśmy na chodnik przed klubem, a Camden położył mi ramię na barkach.

– Chodzi o to – wrócił do tematu – że nie mogę się doczekać, aż zjem z nią kolację. Otworzę butelkę wina. Pójdę z nią do łóżka. Obejrzymy ciągiem wszystkie odcinki jakiegoś serialu albo i dwóch, apotem ona zaśnie mi na piersi.

Miałem 27 lat, więc tylko o trzy więcej od Camdena, a cholera, typ brzmiał, jakby jedną nogą znajdował się już na drugim świecie.

– Co ty, pięćdziesiątka ci stuknęła? – Wypiłem resztę wódki i wyrzuciłem kubek do pobliskiego kubła na śmieci. – Brzmicie jak jakieś stare dobre małżeństwo.

– Zamierzam się z nią ożenić, przygłupie.

– I cieszę się twoim szczęściem, ale nie oczekuj, że podążę twoim śladem – zakończyłem temat. Reszta też już wysiadła, więc wskazałem głową klub. – Nie wiem jak wy, ale ja potrzebuję się napić.

Wyrazili swoją aprobatę dla tego pomysłu głośno i równocześnie, jakby nadal byli wewnątrz busa i przekrzykiwali muzykę, po czym ruszyli za mną do środka. Byłem już w wielu klubach na wyspie i ten był moim ulubionym.

Budynek składał się z dwóch pięter o tylnej ścianie całej ze szkła, tak że bez względu na to, gdzie stanąłeś, miałeś widok na plażę i ocean. We wnętrzu znajdowały się sceny rozmieszczone na różnych wysokościach. Jedne były okupowane przez zatrudnione przez klub tancerki, a inne przez stałą klientelę. Z sufitu zwisały jakby wielkie klatki dla ptaków, z siedziskami w środku. Tańczyły w nich kobiety zakryte jedynie piórkami.

Podobał mi się panujący tu klimat.

Wszechobecna nagość.

Zapach seksu w powietrzu.

Że wszędzie, gdziekolwiek spojrzałem, widziałem kobiety – na scenie, tańczące na parkiecie lub wysoko w górze, podające alkohol… jak kelnerki, które właśnie się przed nami pojawiły.

Zarezerwowałem prywatną sekcję w strefie VIP, która oferowała nam kilka kanap do siedzenia i stolik z szerokim wyborem alkoholi, takich jak wódka, tequila, szkocka oraz wszelkie drinki i dodatki, jakich mogłaby sobie zażyczyć moja ekipa.

Przydzielono nam dwie kelnerki, które obecnie uwijały się przy przygotowywaniu nam drinków. Zaczekałem, aż każdy będzie miał w ręce jednego, zanim złożyłem dodatkowe zamówienie u stojącej najbliżej mnie dziewczyny:

– Jeszcze szoty tequili dla każdego.

Od razu zaczęła nalewać do kieliszków, które następnie nam rozdała.

Gdy już skończyła, podniosłem swój do góry.

– To kto chce czynić honory? – zapytałem. Nie bałem się wznieść toastu, w końcu Jenner wżeniał się w moją rodzinę, ale założyłem, że któryś z Daltonów będzie chciał to zrobić.

– Ja! – Dominick, najstarszy z braci, wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu. – Jenner, Jenner, Jenner… – zaczął przemowę.

Choć go słuchałem, coś sprawiło, że spojrzałem w bok. Dziwne uczucie w żołądku pokierowało mój wzrok za balustradę, która wychodziła na znajdujący się poniżej parkiet do tańca, ale to nie on i ocierający się na nim o siebie nawzajem ogół były celem. Nie, to uczucie powiodło mnie na drugą stronę pomieszczenia, ku ulokowanej na średnim poziomie scenie, wystarczająco dużej dla jednej tancerki. W jej centrum stała kobieta.

Ale nie była to byle jaka kobieta.

Czy tancerka.

Nie. To była najpiękniejsza kobieta, jaką widziałem w życiu.

Seksowna, obcisła mała czarna w niczym nie przypominała strojów, jakich noszenia klub wymagał od swoich pracowników, wiedziałem więc, że była stałą klientką. Włosy miała ciemne jak noc. Spływały falami w dół odkrytych pleców, niemal sięgając talii. Biodra płynnie przechodziły w idealny, okrągły tyłek przypominający kształtem serce. Poruszała się w rytm muzyki, a ja chłonąłem wzrokiem resztę jej ciała. Linię szyi. Delikatność obojczyków. Piersi o możliwie najbardziej zmysłowym rozmiarze. Jej sylwetka perfekcyjnie łączyła w sobie krągłości z wąską talią i płaskim brzuchem. Uda były solidne, ani za grube, ani za chude. Łydki godne biegaczki.

Z każdym kolejnym otaksowaniem jej ciała odkrywałem w nim coś nowego, coś boleśnie pięknego. Kusiła mnie i wzywała mimo dzielącej nas odległości.

Ale tak naprawdę nie chodziło o ten tyłek, od którego napinały mi się spodnie, ani o cycki, w których chciałem zanurkować ustami; to od jej twarzy nie mogłem oderwać wzroku. Miała lodowato niebieskie oczy. Ich kolor był tak oryginalny, że przypominał mi husky, a ich spojrzenie tak intensywne, że nawet stąd je widziałem. Pełne wargi. Lekko zadarty nosek. Mleczna, ale muśnięta słońcem skóra. Poszczególne elementy nie wydawały się niczym szczególnym, gdy sunąłem po nich wzrokiem, ale razem tworzyły abso-kurwa-lutnie zapierające dech w piersiach połączenie.

Kim jest ta kobieta?

I jak szybko mogę dostać się do tej sceny?

Muzyka nabrała tempa, a wraz z nią jej ruchy.

Te biodra…

Uniosła ręce nad głowę, poruszając nimi w taki sposób, jakby próbowała się zgrabnie przecisnąć przez bardzo wąskie przejście.

Wiła się, a ja popuściłem wodze fantazji. Oczami wyobraźni widziałem miejsca zakryte przez sukienkę, zupełnie jakby udało mi się zajrzeć pod jej materiał. Widziałem twarde, różowe sutki, pot spływający wdół dekoltu, miękkość jej cipki.

Ale to mi nie wystarczało.

Podobnie jak samo patrzenie na nią.

Potrzebowałem znaleźć się bliżej.

Chciałem napełnić nozdrza jej zapachami.

Musiałem się dowiedzieć, jak to jest mieć jej skórę pod ustami.

Posmakować ją na języku.

Musiałem…

W tym momencie nasze spojrzenia się spotkały i moje myśli gwałtownie się zatrzymały, a w głowie zapanowała pustka.

Serce waliło mi w piersi.

Pięści same się zacisnęły.

Nogi drżały, jakby, kurwa, umierały, żeby móc już wstać i do niej pobiec.

Miała nieznacznie rozchylone wargi. Nie tak, jakby próbowała mi coś przekazać za pomocą samego ruchu ust – bardziej jakby jej myśli były tak przytłaczające, że oddychanie przez nos nie dostarczało jej wystarczającej ilości tlenu.

Zmrużyła oczy. Głód sprawił, że czułem, jak ich lodowaty błękit mnie fizycznie przyciąga, woła.

Zobaczyłem w wyrazie jej twarzy coś dzikiego.

Wabiącego.

Elektryzującego.

Potem odwróciła się plecami i wszystko dobiegło końca.

Całość trwała może sekundę.

Miałem wrażenie, jakby minęła godzina.

Wróć.

Kręciła ciałem, jakby balansowała na wierzchołku. Rytmiczne ruchy bioder przywodziły na myśl te, jakie by wykonywała, siedząc na mnie okrakiem. Desperacko pragnąłem znaleźć się z nią w takiej właśnie pozycji.

Nie mogłem czekać ani minuty dłużej, aż usłyszę jej głos, aż zobaczę, jak się do mnie uśmiecha. Chciałem trzymać ją za rękę, gdy będę eskortował ją w dół drabiny, po której musiała się wspiąć, by wejść na tę scenę. Potem wyszlibyśmy razem z klubu.

Pomysł właśnie nabierał kształtu w mojej głowie, gdy w uszach rozbrzmiało nagłe: „Zdrowie!”. Po raz drugi w ciągu niespełna minuty mój tok myśli został gwałtownie przerwany.

Z trudem skupiłem uwagę na reszcie grupy.

– Zdrowie! – odpowiedzieli wspólnie.

No tak, toast dla Jennera.

Wieczór kawalerski.

To dlatego tu byliśmy, kurwa.

Milcząco stuknąłem się z nimi kieliszkiem.

Zupełnie jakbym… stracił głos.

Czułem ścisk w gardle.

Odchrząknąłem i wypiłem szota, ale nawet gdy alkohol torował sobie palącą ścieżkę przez przełyk do żołądka, w niczym mi to nie pomogło.

Dokuczliwe, obce pragnienie wciąż trawiło mnie od środka.

– Znam to spojrzenie – powiedział Cooper.

Zerknąłem na niego i zrozumiałem, że mówił do mnie. Odstawiłem kieliszek, po czym posłużyłem się wódką w roli popity, zanim odwróciłem się twarzą do brata.

– Co za spojrzenie?

Przerwałem nasz kontakt wzrokowy, żeby znowu spojrzeć w jej kierunku. Nadal tańczyła na scenie. Jej ciało wyginało się w taki sposób, jakby składało się z fal, a jej ręce poruszały się w wodzie, płynąc ku powierzchni.

Jedyne, co się zmieniło, odkąd ostatnio na nią patrzyłem, to pojawienie się we mnie nagłej potrzeby, by stać teraz poniżej sceny i spoglądać w górę. Spodziewałem się dostrzec tam najpiękniejszą cipkę świata, która – wnosząc po tym, jak już teraz się czułem – posiadała moc sprowadzenia mnie na kolana, kurwa.

– Spojrzenie faceta, który do tego stopnia utkwił we własnej głowie, że nawet gdyby wtargnęło tu teraz tsunami i wymiotło cały klub, nie zrobiłoby to na nim żadnego wrażenia – wyjaśnił. – Wciąż nie oderwałbyś od niej wzroku.

Zlizałem wódkę z ust i zerknąłem na brata.

– Tylko na nią spójrz. Winisz mnie?

– Nie chcę rozmawiać o niej, tylko o tobie.

Ścisnąłem szklankę jeszcze mocniej i wstałem.

– Mnie już nie ma. Wszystko, o czym teraz myślę, to my. Patrz i ucz się – odpowiedziałem, po czym skinąłem do reszty, wiedząc, że tylko Cooper mógł mnie usłyszeć. – Zaraz wracam.

Zanim ktokolwiek mógłby zapytać, gdzie się wybierałem, już spieszyłem przez strefę VIP, a następnie w dół schodów. Nie zwracałem uwagi na to, czy ktoś stał przede mną. Ani na moment nie spuszczałem z niej oczu.

Byłem zahipnotyzowany jej ruchami.

Wyrazem twarzy.

Pięknem, które zżerało mnie od środka.

Dotarcie do niej zajęło mi więcej czasu, niżbym sobie życzył; parkiet był pełny, a ja musiałem przedzierać się przez tłum, zmierzając do miejsca, nad którym wznosiła się scena, gdzie tańczyła. W końcu znalazłem się przy drabinie, po której weszła na górę, i zrobiłem dokładnie to, co sobie zaplanowałem.

Stanąłem pod nią i spojrzałem do góry.

Kurwa mać.

Nabrałem gwałtownie powietrza, obsesyjnie chłonąc ten widok.

Choć cipkę zakrywały ciemne majtki, wciąż mogłem zobaczyć wnętrze jej ud.

Mięśnie.

Skórę.

Była uzależniająca.

Prowokująca.

Pochłaniająca.

Z tej odległości widziałem dołeczek w jej lewym policzku, który sprawiał, że wydawała mi się jeszcze seksowniejsza, oraz mały pieg na środku uda, a także zgrabne palce, którymi trzymała się podeszew swoich wiązanych sandałków.

Zacząłem wdychać powietrze, zdeterminowany, by poczuć jej zapach.

– Mogę ci w czymś pomóc?

Trochę mi zajęło, zanim zrozumiałem, że to ona wypowiedziała te słowa; przestała tańczyć i patrzyła teraz na mnie z góry.

Jeszcze nigdy nie byłem tak wdzięczny z powodu znajdowania się w cichszej części klubu, gdzie muzyka nie była tak głośna i mogłem bez problemu ją usłyszeć.

– Zobaczyłem cię stamtąd – odpowiedziałem, jedną ręką przytrzymując się szczebla drabinki, a drinkiem wskazując strefę VIP. – Złapaliśmy kontakt wzrokowy, więc pomyślałem, że podejdę.

Potrząsnęła głową. Długie włosy opadły jej na twarz.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Miała miękki, łagodny głos. Jakby śpiewała szeptem piosenkę.

No, ale co do tego, że nie wiedziała, o czym mówiłem – gówno prawda. Oboje poczuliśmy coś wtedy. Byłem tego pewny.

– Potrzebujesz czegoś? A może chcesz o coś zapytać? Jestem dość… zdezorientowana. – Brzmiała na zdziwioną, że wciąż tam stałem.

W odpowiedzi cicho się zaśmiałem.

– Czy czegoś potrzebuję? Nie. – Kłamstwo. – Ale chciałbym postawić ci drinka.

– Nie jestem spragniona – odparła, po czym wróciła do przerwanej czynności. Patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Ciało od razu odnalazło swój rytm, jakby nigdy nie przestało się poruszać.

Co się właśnie, do kurwy nędzy, wydarzyło?

Czy ona serio mnie olała? Jakby miała gdzieś, czy nadal tu byłem? Jakby moja obecność nie miała dla niej żadnego znaczenia?

Kobiety się tak wobec mnie nie zachowywały.

Błagały o moją uwagę.

Spojrzenie.

Kutasa.

Cholera, miała dziewczyna charakterek.

– To co byś chciała? – ciągnąłem. – Może coś do jedzenia? Albo ręcznik, żeby otrzeć pot? Powiedz mi…

Po jej ustach przemknął uśmiech. Przymknęła oczy.

Słodki-kurwa-Jezu, miej mnie w opiece.

Widziałem tysiące uśmiechających się kobiet: celebrytek, modelek, nawet influencerek. Jedne uśmiechały się bezpośrednio do mnie, inne online, w magazynach czy telewizji…

Ale żaden z tych uśmiechów nie był tak płynny, fascynujący, zachwycający ani upojny jak jej.

– Chcę tańczyć. Oto czego chcę… i dlaczego tu jestem.

Czy jej odpowiedź brzmiałaby tak samo, gdybym zaoferował jej klucz do swojego pokoju? Samochód, który mi wypożyczono na czas pobytu? Czarną kartę z mojego portfela?

Coś mi podpowiadało, że tak.

Musiałem zaproponować jej coś, czemu nie potrafiła odmówić.

– Mogę do ciebie dołączyć?

Tym razem powitał mnie śmiech. Równie lekki jak jej głos i równie beztroski i nonszalancki jak sposób, w jaki się poruszała.

– Tę scenę stworzono dla jednej osoby.

– No i?

Skubała dolną wargę zębami, jakby próbowała ukryć uśmiech.

– No i nie ma tu wystarczająco miejsca dla naszej dwójki.

Co tu się odwala, do cholery?

Nigdy wcześniej nie musiałem się starać, żeby zainteresować sobą jakąś kobietę. Na ogół już taka była, zanim w ogóle się do niej odezwałem. Wystarczyło parę słów, wymiana kilku prostych zdań i już była moja.

Ale ona? Ona w ogóle nie wydawała się zainteresowana. Chciała tylko tańczyć. A ode mnie… ode mnie nic nie chciała.

– Czyli mówisz mi „nie”? – upewniłem się.

– Po prostu nie mówię „tak”.

A czy to nie to samo? A może nie mogła mi odmówić, bo to nie była ani jej scena, ani jej klub?

Zacisnąłem usta, rozważając nową strategię. Nie obchodziło mnie, jaką ilością charyzmy będę musiał się wykazać – i tak posmakuję jej tej nocy.

– Jak mogę cię stamtąd ściągnąć?

– Nie możesz. – Uniosła ręce nad głowę. Biodra poruszały się w rytm dudniącego z głośników basu. – Jestem dokładnie tu, gdzie moje miejsce.

Nie wierzyłem własnym uszom.

Ani że nadal tu stałem.

Ani że wszystko, co mówiła, tylko zwiększało mój apetyt.

Przejechałem kłykciami po szczeblu, żałując, że gładkość, jaką pod nimi czułem, nie była jej skórą.

– Czyli mówisz, że po prostu będę musiał cieszyć się tobą z odległości, tak?

– Nie różni się to zbytnio od tego, co robisz, odkąd tu podszedłeś, ani co robiłeś ze strefy VIP… Przynajmniej z tego, co mówiłeś.

Może źle odczytywałem tę sytuację. Może tylko udawała niedostępną.

Z tym mogłem sobie poradzić.

– I nie masz nic przeciwko? – drążyłem.

– Słuchaj. – Wyprostowała trzymane nad głową dłonie, jakby właśnie ją aresztowano. – Nie mogę ci powiedzieć, na co możesz, a na co nie możesz patrzeć. Jeśli to mój występ chcesz obserwować, to śmiało – zlustrowała moje ciało, jakby przyglądała mi się po raz pierwszy – …tylko pamiętaj: możesz patrzeć, ale nie dotykać. – Uniosła palec wskazujący i poruszyła nim w prawo i w lewo, niczym wycieraczki w aucie.

Sama myśl o dotykaniu jej sprawiła, że erekcja napierała mi już na jebany pas jeansów.

– Nie śmiałbym.

Rzuciła mi szybki uśmiech.

– A więc się rozumiemy.

Ten uśmiech był dla mnie wszystkim. Życiem. Tlenem, kurwa.

Postanowiłem podejść do tego tak, jakby naprawdę tylko udawała trudną do zdobycia, i zobaczyć, czy rzeczywiście to z tym miałem tu do czynienia.

Pociągnąłem łyk wódki i przytrzymałem w ustach, smakując ją na języku, zanim przełknąłem.

– No chyba że sama poprosiłabyś mnie, żebym cię dotknął – podjąłem znowu, skupiony na jej oczach, wyczekujący jakiejkolwiek zmiany. – Żebym cię pocałował.

Zamachnęła się włosami, ukrywając przede mną i oczy, i wyraz twarzy.

– Gdybym chciała tych rzeczy, poprosiłabym o nie – poinformowała, po czym zrobiła krótką pauzę. – Słyszysz, żebym prosiła?

Mogła kazać mi spierdalać. Mogła zawołać ochronę.

Jej odpowiedź świadczyła o tym, że chciała się zabawić.

Zazwyczaj cierpliwość nie była moją mocną stroną. Na ogół nie było potrzeby w ogóle po nią sięgać. Ale ta sytuacja w niczym nie przypominała tych, z którymi miałem do czynienia w przeszłości.

Ona… była zupełnie inna.

– Będziesz prosić. – Skrzyżowałem ręce na piersi. – Jeśli trzeba, poczekam całą noc, aby to usłyszeć.

– Ach, czyli jesteś z tych upartych.

– A ty?

Zerknęła na mnie przez ramię.

– Z tych, które nigdy nie ulegają.

Jeszcze zobaczymy.

– Lubię to w tobie – kontynuowałem. Potrząsała tyłkiem, obracając się kilkukrotnie wokół własnej osi, zanim zadałem jej kolejne pytanie: – Jesteś na wakacjach?

Przechyliła głowę do tyłu. Widziałem jej uśmiech.

– Po prostu nie możesz się powstrzymać, co?

Nadal nie mówiła, żebym sobie poszedł. Właściwie to sam fakt, że została na scenie, że tańczyła coraz bardziej uwodzicielsko… wszystko to sprawiało, że czułem, jakby mnie podjudzała.

A to mogło oznaczać tylko jedno.

Przejechałem kciukiem po krawędzi swojej szklanki.

– Intrygujesz mnie.

– Dlaczego? – Usiadła na scenie twarzą do mnie, zwieszając z niej nogi. Jej ciało poruszało się w taki sposób, jakby nadal stała i tańczyła. – Co takiego we mnie czy w moim tańcu sprawiło, że przyszedłeś tu i zechciałeś przeprowadzić ze mną wywiad?

Mój kciuk znieruchomiał.

– To dla ciebie wywiad?

– Bardziej przesłuchanie. – Wzruszyła ramionami. – Może to słowo pasuje lepiej.

Zignorowałem jej komentarz.

– Przyszedłem tu, bo bez względu na to, czy jestem w strefie VIP, czy stoję tuż pod tobą, nie potrafię oderwać od ciebie oczu. Jesteś najpiękniejszą kobietą w tym klubie.

– Rozumiem. Niech zgadnę… założyłeś, że skoro jestem w takiej sukience – tu przejechała dłońmi w dół swojego brzucha, zatrzymując się na krawędzi materiału, który kończył się wysoko nad kolanami – i tańczę sama, to oznacza, że szukam faceta? – Uniosła brwi. Lodowato niebieskie oczy przeszywały mnie na wylot.

Pouczała mnie?

Testowała?

Nie potrafiłem tego wyczuć. A zawsze potrafiłem, kurwa.

– I tu się mylisz – odpowiedziałem. – Niczego nie zakładałem. Przyszedłem tu i nadal tu jestem, bo nie potrafię pozbyć się tej jednej myśli.

Tym razem nie skubała, tylko przejechała zębami po wardze.

– Jakiej?

– Muszę się dowiedzieć, jak smakują twoje usta.

Jej wzrok ponownie powędrował niżej, ale tylko do mojej klaty.

– Jedyna rzecz w tym klubie, która pozna smak moich ust, to krawędź szklanki z wodą, z której będę sączyć, kierując się do wyjścia.

Mógłbym spędzić całą noc na słownych przekomarzankach z tą seksowną nieznajomą.

– Tak ci się wydaje…

Założyła włosy za ucho, odsłaniając małe kółko w jego płatku.

– Nie wydaje. Wiem to.

– A co, jeśli się mylisz? – Przeniosłem ciężar ciała na drugą nogę, biorąc kolejnego łyka drinka. – Czy to ci się kiedykolwiek wcześniej przydarzyło?

– W sprawie decyzji, która nie skończyłaby się niczym dobrym…

Raczej w sprawie decyzji, która skończyłaby się tak intensywnym orgazmem, że nie potrafiłaby zapanować nad własnymi krzykami.

Ale nie to powiedziałem na głos.

Przerwałem jej pytaniem:

– Skąd wiesz, że noc ze mną nie skończyłaby się niczym dobrym?

Policzki zaszły jej rumieńcem.

– Nie rób założeń na temat moich umiejętności… – zacząłem i urwałem, gdy uderzyło mnie coś, z czego dotąd nie zdawałem sobie sprawy. Postąpiłem do przodu i wyciągnąłem przed siebie rękę, zatrzymując się centymetry od jej nóg, żeby uszanować zasadę niedotykania. – Jak masz na imię?

Spojrzała na moje palce, ale nie sięgnęła po nie.

– To bez znaczenia.

– Dlaczego?

– Nie potrzebujemy imion.

Bo nie planowała pozwolić mi się przerżnąć?

Czy nie obchodziło ją, co będę krzyczał, dochodząc?

Chciałem się upewnić, więc drążyłem.

– To jak powinienem się do ciebie zwracać?

– Hmmm… – Rozejrzała się po klubie. Jej wzrok powoli powrócił do mojego. Dopiero wtedy wreszcie złożyła palce w mojej dłoni. Nie uścisnęła jej. Przypominało to bardziej poklepanie. – Może: „ta, która mi się wymknęła”?

Nie miałem pojęcia, co się, kurwa, działo, ale poczułem jej dotyk w całym ciele.

Skóra mi się przegrzewała.

Kutas pulsował, spragniony wolności.

Co ty ze mną robisz?

Szybko cofnęła rękę, jakby poczuła to samo.

– Ale teraz jesteś tuż przede mną. Jeszcze się nie wymknęłaś.

– Jeszcze nie.

– Więc mówisz, że to kwestia czasu? – Nie odpowiedziała od razu, dlatego dodałem: – Chcesz poznać moje imię?

Potrząsnęła głową.

– Tak jak mówiłam: nie potrzebujemy imion.

I to ja tu niby byłem uparty?

Niewzruszenie obstawała przy swoim.

– To może zapytam jedną z twoich przyjaciółek?

Przeszukałem wzrokiem obszar wokół nas, pewny, że parę z otaczających nas kobiet musiało przyjść tu razem z nią.

Laski zawsze przychodziły do klubów grupami; w dwójkach, trójkach albo i czwórkach. Teraz jednak skanowałem ich twarze i żadna na nas nie patrzyła. Wiedziałem, jak działały damskie przyjaźnie. Jeśli jakiś typ podbijał do jednej z koleżanek, każdy jego ruch był uważnie obserwowany, a ja nie czułem na sobie choć jednej pary przewiercających mnie, czujnych ślepi.

– Co jest? Nie możesz żadnej znaleźć? – zagaiła, gdy wróciłem do niej spojrzeniem. Zmrużyła oczy. Czułem się, jakbym zaglądała mi prosto w duszę. – Jestem tu sama.

Sama?

Kobiety tak nie robiły. Przynajmniej nie te, które znałem.

Pochyliła się, jakby chciała mi powiedzieć coś ważnego.

– Kobietom wolno przychodzić do klubów samym, wiesz? Żadne prawo nam tego nie zakazuje – poinformowała mnie, po czym się wyprostowała. Barki poruszały jej się w rytm nowej piosenki, która zaczęła dźwięczeć z głośników.

Zaintrygowany? Niedopowiedzenie roku, kurwa.

Byłem nią całkowicie pochłonięty.

Zafascynowany każdą mijającą chwilą.

Cooper miał rację; mogłoby teraz uderzyć w nas pierdolone tsunami, a ja nadal nie oderwałbym od niej wzroku ani nie opuściłbym jej boku.

Zaśmiałem się cicho, zliczając w głowie wszystkie razy, gdy zaskoczyła mnie tej nocy.

– Jesteś wyjątkowa.

Oczy też miała wyjątkowe, lodowato niebieskie. Byłem przekonany, że nigdy wcześniej nie widziałem takiego koloru tęczówek. Ich błękit był tak jasny, że niemal biały.

– Gdybyś uznał, że jestem taka sama jak reszta kobiet w tym klubie… no wiesz, ulepiona z tej samej gliny co na przykład ona – wskazała głową tańczącą nieopodal nas blondynkę – albo ona – tym razem wybrała rudowłosą – byłabym w szoku.

Chwyciła mocniej krawędź sceny, ale jej kłykcie nie zmieniły barwy.

– Wiedziałeś, że jestem inna – podsumowała. – To to cię tu przyprowadziło. I to dlatego nadal tu jesteś.

Chciałem być bliżej niej.

Przypadkowo otrzeć się ramieniem o jej ramię.

Żeby kosmyk jej włosów musnął mnie w nos, napełniając go zapachami, których szukałem wcześniej w powietrzu.

– Zejdź na dół.

Przyjrzała się drabince, której wciąż się trzymałem.

– Nawet gdybym chciała… a nie mówię, że chcę… to blokujesz mi drogę.

– Istnieje alternatywna. – Odstawiłem szklankę na podłogę i wyciągnąłem przed siebie ręce. – Złapię cię.

– Nie…

– Nie wierzysz, że mi się uda? – wszedłem jej w słowo. Pociągnąłem za swoją koszulę, tak że materiał napiął się na ramionach i klatce piersiowej. Nie byłem pierwszym lepszym chuderlakiem. Wiedziała to i bez tego drobnego pokazu. Moja budowa i rzeźba mówiły same za siebie. – A może boisz się skoczyć?

Milczała.

Po raz pierwszy od początku naszej rozmowy nie wiedziała, co powiedzieć.

– To może tak: zaklinam się na swoje życie, że nie pozwolę, abyś upadła.

Machała dyndającymi nogami, jakby siedziała na huśtawce.

– Że niby taki książę w srebrnej zbroi z ciebie, co? Wiesz, gdybym szukała kogoś, kto zawróci mi w głowie, poprosiłabym cię o wspólny taniec. To by wystarczyło. Oczywiście zakładając, że masz poczucie rytmu. – Przyłożyła dłoń do ust i wzięła paznokieć między zęby. – To moja słabość.

I pierwszy raz, gdy jakąkolwiek mi okazała.

– Oj, poczucie rytmu to moje drugie imię. – Tym razem mój śmiech był o wiele głośniejszy. – Ale żaden ze mnie książę.

– Jesteś tego pewny? – Przełożyła sobie włosy przez ramię, tak że zwisały z jednej strony, zakrywając połowę idealnej piersi. – Jak na razie zaproponowałeś mi już i drinka, i że złapiesz mnie w swoje ramiona. Do tego udzieliłeś odpowiedzi, co do której masz nadzieję, że wzruszy w końcu to moje zimne, obojętne serce…

Posłała mi oczko.

– Mylę się? – mruknęła, ale nie czekała na odpowiedź. – Dla mnie to zachowanie bardzo w stylu księcia.

Ciekawe, z jakiego rodzaju typami się dotąd prowadziła? Z tego co mówiła, wynikało, że z pewnością nie z takimi, którzy by ją rozpieszczali czy choćby zawracali sobie głowę zapłaceniem za nią rachunku.

– Chcę tylko kupić ci kieliszek wina albo cosmopolitana, albo wodę, jeśli naprawdę ją wolisz. A potem przekonać się, jak to jest trzymać cię w objęciach. – Czułem, jak uśmiech rozciągał mi usta. Był tak duży, że musiałem odwrócić wzrok. – Ale skłamałbym, twierdząc, że chcę, żeby na tym się skończyło.

– Złamałbyś wtedy moją zasadę niedotykania.

Ponownie złapaliśmy kontakt wzrokowy.

– Wierz mi, to będzie tego warte.

– Dla ciebie.

Gdy tak na nią patrzyłem, przypomniała mi się jedna z moich ulubionych piosenek, Tiny Dancer.

– Nie, moja Tancereczko. Dla ciebie.

Czy mogłem być z nią szczery? W końcu ugięła się tylko trochę. Czy stracę cokolwiek, jeśli wyjawię jej, czego tak naprawdę pragnąłem?

– Już raz dzisiaj przysięgałem na własne życie, ale zrobię to znowu – zadeklarowałem. Zwilżyłem dolną wargę. Była większa od górnej. – Nie bez powodu jesteś tu tej nocy i tańczysz sama na scenie. Może przyleciałaś na tę wyspę, by oderwać się od swojego życia. Może tu mieszkasz na stałe i lubisz zatracać się w muzyce. Jakkolwiek wygląda prawda, to twój rejon.

Nic nie odpowiedziała, ale wyraz, który przemknął przez jej oczy i usta, zdradził mi, że któraś z tych dwóch opcji okazała się celnym trafem.

– Seks jest moim rejonem.

Źrenice jej się rozszerzyły na dźwięk mojego ulubionego słowa.

Coś w niej poruszyło. Uwielbiałem to, kurwa.

– Dlaczego powinno mnie to obchodzić? – zapytała mimo to.

– Dlatego, że jeśli pozwolisz mi się dotknąć… – wzrokiem omiotłem całą jej sylwetkę, od stóp, przez długość nóg, powoli zmierzając ku piersiom – …będzie to dla ciebie niezapomnianym doświadczeniem.

– Seks z nieznajomym. – Przewróciła oczami. – Brzmi jak coś, o czym zapomnę od razu.

– Hej, chciałem ci podać swoje imię. To ty tego nie chciałaś – zauważyłem. Odpowiedziała mi cisza. – Dobra, to inaczej. Jeśli zejdziesz do mnie na dół i jeśli pozwolisz mi się złapać, udowodnię ci, że też jestem inny.

– Jak?

– Przez pocałunek.

Roześmiała się.

– Chyba się źle czujesz. Pocałunek? To niczego mi nie udowodni.

– Teraz tak twierdzisz, ale zapewniam cię, że nigdy nie miałaś kontaktu z takimi ustami jak moje.

Skrzyżowała kostki i przestała dyndać nogami.

– Co, jeśli mnie nie złapiesz?

– Coś mi mówi, że nie tego się obawiasz…

Nastrój się zmieniał.

Kontrola ustępowała.

Słuchała mnie. Naprawdę słyszała, co do niej mówiłem.

Fantazjowała. Widziałem to na jej twarzy.

Wspominałem już w końcu, że mam poczucie rytmu; teraz dopowiadała sobie resztę.

Zanim zabrała głos, zobaczyłem w jej oczach ulotną, bliżej nieokreśloną emocję.

– Naprawdę uważasz, że uda ci się przekonać mnie do przespania się z tobą poprzez przyciśnięcie swoich ust do moich?

– Nie uważam tak. Ja to wiem.

A moje ciało całe stało już w gotowości, kurwa. Erekcja niemal przedzierała się przez spodnie. Żądza pulsowała nawet w palcach.

– Ledwie tu przyszedłeś i przyłapałam cię na zaglądaniu mi pod sukienkę. Niekoniecznie zyskałeś moje zaufanie – podsumowała mnie.

– Chciałem tylko zobaczyć, co będę niedługo lizał.

Powoli pokręciła głową.

– Czym ty jesteś…

Czym.

Nie „kim”.

Nawet jej dobór słów był interesujący.

– Jestem mężczyzną, który chce wstrząsnąć twoim światem.

– Chyba mi odbiło.

– Bo się nad tym zastanawiasz? Nie. – Zaśmiałem się. – Po prostu chcesz w końcu doświadczyć, jak to jest, gdy ktoś stawia cię na pierwszym miejscu.

– Nie. Chyba mi odbiło, bo wciąż z tobą rozmawiam – odcięła się. – A tak na marginesie, nic nie wiesz o mojej przeszłości.

W pewnym sensie miała rację. Widziałem jednak wskazówki. Słuchałem uważnie.

– Wiem, że uznałaś moje zachowanie za godne księcia, a to mi mówi, że żaden mężczyzna nie nosił cię dotąd na rękach, nie kupował drinków ani nie rozpieszczał. To z kolei sprawia, że podejrzewam, że w sypialni byli równie samolubni – wyjaśniłem.

– I ty to zmienisz, tak?

– Skarbie, gdybyś mogła usłyszeć, o czym teraz myślę, byłabyś jeszcze bardziej mokra, niż już jesteś. – Pieszczotliwy zwrot był tu kluczowy. Chciała coś odpowiedzieć, ale nie pozwoliłem jej dojść do głosu. – Nawet nie próbuj mnie przekonywać, że się mylę. Wiem, że jesteś mokra.

– Prawdziwy magik z ciebie, skoro widzisz przez bieliznę.

– Mam nos godny psa myśliwskiego, czuję cię w powietrzu. – Wypiłem resztę wódki i odstawiłem pustą szklankę z powrotem na podłogę. – Nie każ nam dłużej czekać.

Przesunęła się na krawędź sceny.

– Nie wierzę, że to robię.

– A ja tak. – Uniosłem ręce i wyciągnąłem je w jej stronę. – Nie bój się, złapię cię. Skacz, gdy będziesz gotowa.

Rozejrzała się po klubie, a gdy jej spojrzenie powróciło do mojego, bez ostrzeżenia odepchnęła się z podwyższenia.

Nie żebym potrzebował ostrzeżenia. Byłem przygotowany.

Natychmiast owinąłem ją ramionami i przycisnąłem do swojego ciała.

Była malutka. Wiedziałem o tym, już gdy tańczyła, ale teraz, gdy trzymałem ją tak blisko siebie, była lekka jak piórko.

Jeszcze bardziej perfekcyjna, niż sądziłem.

Do tego, cholera, pachniała świetnie. Jak połączenie słonego morskiego powietrza i cytrusów.

Nie chciałem wypuszczać jej z objęć, dlatego przytrzymałem ją przy sobie, skupiony na jej oczach. Jednocześnie prowadziłem jej nogi tak, aby oplotły mi się wokół pasa. Moje dłonie spoczęły na jej plecach.

Nasze ciała naturalnie się do siebie dopasowały.

Klatka do klatki.

Twarz do twarzy.

Ta myśl towarzyszyła mi od początku, ale teraz tym głębiej się we mnie zakorzeniała, im dłużej i mocniej przyciskałem do siebie dziewczynę. A była to myśl tak obca, że nie wiedziałem, jak sobie z nią poradzić.

Mówiła mi: ona jest inna od wszystkich.

– Złamałeś moją zasadę – westchnęła.

Oddech miała ciepły i miętowy. Jej skóra emanowała gorącem.

– Nie miałem wyboru… no chyba że chciałaś, żebym cię upuścił.

– Możesz już mnie postawić.

– Mogę. Ale nie chcę.

– Więc zamierzasz trzymać mnie tak przez resztę nocy?

Chwyciła się moich barków, a ja wygiąłem usta w uśmiechu.

– Nawet cię jeszcze nie pocałowałem, a ty już mówisz o spędzeniu razem reszty nocy – zauważyłem.

Wiedziałem, że moje wysiłki się ostatecznie opłacą. Podobało mi się, że miałem rację.

– Nie o to mi chodziło – upierała się.

Ja nie potrzebowałem ostrzeżenia, gdy skoczyła; moje ramiona już na nią czekały, gotowe.

Ale ona nie była mną.

I jeśli miałbym zgadywać, takie sytuacje w ogóle nie były w jej stylu. Przyszła tu wyłącznie dla jednego z dwóch powodów, które wcześniej wymieniłem.

Tymczasem skończyła z niespodzianką – ze mną.

Dlatego czułem, że muszę ją ostrzec.

– Zaraz cię pocałuję.

Uniosła i brwi, i powieki. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.

– Tutaj?

– Tak, tutaj.

– Przy tych wszystkich ludziach?

Wciąż byliśmy na środku klubu. Nie zapomniałem o tym. Po prostu miałem to gdzieś.

– Tak – odparłem. – Przy tych wszystkich ludziach.

– Teraz?

W ramach odpowiedzi pochyliłem się do przodu. Moje usta zawisły tuż przy jej.

– Powiedz mi, że mam przestać.

Czekałem.

Sekundę.

Dwie sekundy.

Trzy.

Gdy nic nie odpowiedziała, zmniejszyłem dzielącą nas odległość i głęboko się nią zaciągnąłem, podczas gdy mój język rozchylał jej wargi. Ten smak, którego tak pragnąłem, którego byłem ciekawy, odkąd pierwszy raz ją ujrzałem, okazał się tak kurewsko przytłaczający, że aż jęknąłem.

Chryste.

Niby był to tylko pocałunek… ale jedyny w swoim rodzaju.

Jej smak mnie pochłaniał, a uczucie trzymania jej w ramionach było dojmujące.

Przycisnąłem ją jeszcze bliżej siebie, niemal stapiając nasze ciała w jedno i posługując się swoimi wargami w celu dania jej tego wszystkiego, co obiecałem.

Jeśli zamierzałem spędzić z tą kobietą noc, musiałem jej pokazać, co odróżniało mnie od innych. Dlaczego warto było przeżyć ze mną jednorazową przygodę. Dlaczego powinna chcieć mnie tak samo mocno, jak ja chciałem jej.

Wiedziałem, że mój pocałunek potrafi sprawić, że zacznie dyszeć, a między nogami zbierze jej się wilgoć.

To więc zrobiłem. Całowałem ją, kołysząc biodrami do muzyki, pokazując jej moje poczucie rytmu, przygotowując na pchnięcia, których miała niedługo doświadczyć.

Z każdym ruchem żądza we mnie tylko rosła.

Pragnienie rozpierało mnie od środka.

Chciałem przedrzeć się przez jej ciasność – tutaj, teraz. Chciałem tego tak bardzo, że miałem ochotę krzyczeć, kurwa.

Po tym, jak kilkukrotnie spletliśmy się językami, a ja zapisałem sobie w pamięci jej zapach, który tak zdecydowanie wziął mnie we władanie, jej dotyk i smak, sposób, w jaki mój uścisk uczynił ją tak uległą… odsunęła się.

Stopniowo rozwarła powieki, dotykając swoich ust.

– Boże – sapnęła. Palcami muskała własne wargi, ściskając je i wypuszczając. Wpatrywała się we mnie z mocą i kręciła głową jednocześnie. – Teraz ci wierzę.

Też to poczuła. Wiedziałem, że tak będzie.

Cmoknąłem ją w usta, tylko rozjudzając tym swojego kutasa.

– Dopiero się rozkręcam.

– Naprawdę?

Niewinność w jej głosie mnie rozbawiła.

– Jeśli tylko tego chcesz.

Patrzyłem, jak przełyka i zastanawia się nad moimi słowami. Coś w jej oczach przeskoczyło, gdy przeniosłem ciężar jej ciała na jedną rękę, tak by drugą dłonią móc ująć ją za policzek. Kciukiem potarłem usta, które właśnie skończyłem pożerać.

– Tak wiele chcę jeszcze z tobą zrobić. Nie pozwól, by ta noc dobiegła już końca – wyszeptałem. Co prawda nadal nie potwierdziła, w jakim celu właściwie tu przyszła, ale byłem całkiem pewny, że moje spekulacje nie mijały się z prawdą. – Dopiero co zatraciłaś się w muzyce. Teraz zatrać się we mnie.

Pierś jej falowała. Zęby zacisnęły się szybko na dolnej wardze.

– Gdzie?

Kurwa mać, tak.

Tą odpowiedzią zasłużyła sobie na kolejny pocałunek, tym razem dłuższy.

Bardziej intensywny.

Z zajętymi ustami zastanawiałem się nad jej pytaniem. Nie mogłem zabrać jej do swojego apartamentu; chłopacy mogli w każdej chwili stąd wrócić i nam przeszkodzić. Nie potrzebowałem widowni.

– U ciebie? – szepnąłem, gdy się od niej oderwałem.

– Nie ma mowy – odparła szybko. – Moje współlokatorki są w domu.

Czyli była miejscowa. Zgadłem. A to sprawiało, że powód jej obecności tutaj również stał się dla mnie jaśniejszy.

Skoro jednak nie mogliśmy pójść do niej, zostawała nam tylko jedna opcja.

Odstawiłem dziewczynę na podłogę i złączyłem nasze dłonie.

– Chodź ze mną.

Idąc przez klub, wyciągnąłem telefon i wysłałem szybką wiadomość do Coopera:

Jeśli planujecie się niedługo zbierać, weźcie ubera. Party bus będzie zajęty.

Potem włożyłem urządzenie do kieszeni i wyprowadziłem ją na zewnątrz, szybko lokalizując pojazd na parkingu.

Po dotarciu do szyby od strony kierowcy zapukałem w nią i poczekałem, aż zjedzie na dół.

– Potrzebuję godziny. W samotności – poinformowałem. Wyciągnąłem z portfela plik banknotów (około 400 dolarów) i podałem je kierowcy. – Nie wracaj przed czasem i upewnij się, że drzwi będą zamknięte.

– Przyjąłem – odparł krótko.

Poprowadziłem swoją Tancereczkę do bocznych drzwi, które automatycznie się otworzyły, a następnie zamknęły po naszym wejściu do środka. Usłyszałem kliknięcie zamykanych zamków i trzaśnięcie drzwi od strony kierowcy.

Wreszcie byliśmy sami. W tym momencie czułem się najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, kurwa.

Pociągnąłem ją na tyły, usiadłem na środku długiej kanapy i ustawiłem ją przed sobą. Szybko rozejrzała się wokół.

– Po co ci taki bus?

Chwyciłem ją za uda, żeby stanęła jeszcze bliżej.

– Przyjaciel ma kawalerski. Jesteśmy tu całą paczką – wyjaśniłem.

Jej dłonie spoczęły na moich barkach, gdy na mnie spojrzała.

– To tutaj planujesz doprowadzić mnie do krzyku?

Błyskające różnokolorowe światła rozpościerały na jej twarzy smugi różu, błękitów, zieleni i żółci.

Uśmiechnąłem się. Nie w reakcji na zmieniające się odcienie jej skóry, ale na pytanie, jakie mi zadała.

– Brzmi to tak, jakbyś rzucała mi wyzwanie.

– Może tak jest. Coś to zmienia?

– Pytasz, czy doprowadzę cię do orgazmu trzy razy zamiast dwóch?

Oczekiwanie było nieznośne.

Chciałem już zanurzyć się w jej cieple.

Zerwać z niej tę sukieneczkę i przywrzeć ustami do jej skóry.

– Trzy razy? – prychnęła. – Porywasz się na rekord.

Przejechałem palcem do jej kolana, przez kość, a następnie w górę, ku wewnętrznej stronie uda. Zatrzymałem się, gdy tylko poczułem gorąc.

Gwałtownie zassała powietrze, napełniając nim płuca. Przytrzymała je w nich, przez chwilę nie oddychając.

– To może powinienem celować w pięć.

– Niemożliwe.

Tylko szerzej się uśmiechnąłem.

– Nic bardziej mylnego.

Nieznacznie uniosłem fragment sukienki, może o centymetr, żeby zasygnalizować jej swoje zamiary. Gdy nic nie powiedziała ani nie próbowała mnie powstrzymać, kontynuowałem unoszenie materiału: powyżej pępka, w górę biustonosza bez ramiączek, obojczyków… gdy uniosła ręce i przełożyła je przez otwór na głowę, odrzuciłem ubranie na siedzenie obok.

Koronkowe stringi i stanik.

Tylko tyle nas dzieliło.

– Nie znasz mnie – przypomniałem jej. – Nie oczekuję więc, że będziesz wiedzieć, do czego jestem zdolny, ale już chyba samym pocałunkiem pokazałem ci, że nie powinnaś wątpić w moje słowa. Zwłaszcza w kwestii seksu.

Położyła sobie dłonie na biodrach.

– W porządku. No to powodzenia.

Zdecydowanie miała charakterek. Kurewsko mi się to podobało.

Złączyłem sobie dłonie za głową i rozsiadłem się wygodniej, szeroko rozkładając nogi.

– Podejdź do rury. – Skinąłem we właściwą stronę. Stała trochę za nią.

– Chcesz, żebym zaczęła tańczyć?

– Nie – zaśmiałem się, choć wizja była w chuj seksowna. – Chcę, żebyś mi pokazała to, o czym dotąd tylko fantazjowałem.

Podeszła do lśniącego metalu i oparła się o niego plecami. Teraz dzieliło nas niewiele ponad metr, dzięki czemu miałem lepszy widok.

– Ściągnij stanik – zażądałem. – Tylko powoli.

Cholera, co za ciało.

Delikatne piersi. Płaski, zarysowany brzuch. Miękka linia talii. Okrągły tyłek. Mocne uda. Twarz stanowiła perfekcyjne zwieńczenie całości, a zarazem najsmakowitszy początek.

– Mmm… – syknąłem, gdy rozpięła stanik, ciągnąc za miseczki, dopóki cycki z nich nie wyskoczyły. Choć nic już ich nie podtrzymywało, pozostały jędrne i sterczące. Ich kształt przypominał dwie idealne łzy, a rozmiar był jakby stworzony dla moich dłoni. Twarde brodawki sutkowe miały kolor najjaśniejszego różu. – Kurwa, to dopiero widok.

Upuściłem ręce i przejechałem sobie dłońmi po udach, do kolan i z powrotem.

Chciałem, żeby to ją dotykały.

Marzyłem o włożeniu jej palców do cipki.

– Dotykanie cię będzie prawdziwym zaszczytem.

Odrzuciła stanik w stronę leżącej na siedzeniu sukienki.

Została jeszcze jedna rzecz.

– Teraz majtki – poleciłem. Czystą siłą woli zmusiłem swoje dłonie do bezruchu. – Ściągnij je.

Niespiesznie zjechała palcami poniżej pępka. Im niżej się znajdowały, tym bardziej urywany stawał się mój oddech. Kutas błagał, żebym wypuścił go ze spodni. Desperacko potrzebowałem zobaczyć, co skrywało się pod tą koronką. Co na mnie czekało. Czy rzeczywistość okaże się równie wspaniała jak moje wyobrażenie.

Gdy zakryła się dłonią i przycisnęła ją do cipki, nie byłem w stanie zapanować nad jebanym warknięciem, które wyrwało mi się z ust.

– Kurrrrrwa mać.

Ta dziewczyna… kimkolwiek była, była dla mnie idealna.

Chwyciłem się przez spodnie.

– Dobrze ci?

Potrzebowałem usłyszeć jej odpowiedź.

Potrzebowałem się dowiedzieć, jak bardzo chciała dojść.

– Tak.

– Pokaż mi swoją cipkę. – Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. – Pokaż mi, co za chwilę przerżnę.

Przycisnęła wzgórek dłoni do łechtaczki, wspierając głowę na rurze i pocierając włosami o metal w ten sam sposób, w jaki pocierała się teraz przez materiał bielizny. Jej wyraz twarzy napełnił się rozkoszą.

Ciało fizycznie mnie bolało.

Pragnąłem tej pięknej nieznajomej.

Gdy wreszcie zsunęła koronkę z bioder, po czym wyszła ze stringów, jęknąłem.

– Dobry, kurwa, Boże…

Nachyliłem się w próbie wyczucia jej w powietrzu.

Chciałem znaleźć się bliżej.

To, co zobaczyłem… co natychmiastowo objęło nade mną władanie… było wspanialsze od jebanego nieba.

Małe, zaokrąglone wargi sromowe skrywały łechtaczkę. Jako że nie wystawiała tej skóry na słońce, białe linie wyraźnie oddzielały opaleniznę od mlecznego trójkąta. Była gładka, a dzięki błyskającym światłom widziałem, że także mokra.

– Ta, której nie udało się wymknąć – powiedziałem na głos. Odnosiłem się do jej wcześniejszych słów. Powoli podniosłem na nią wzrok, nie spiesząc się. – Coś mi mówi, że jesteś wszystkim, czego potrzebuję.

Ta potrzeba była seksualna. Obiecywała pełną satysfakcję. Pulsowała żądzą, ale też czymś więcej, przypominając, że miałem do czynienia z zupełnie nowym doświadczeniem.

To… to było równie wyjątkowe jak ona sama.

– A mi coś mówi, że jesteś moim następnym wielkim błędem.

Powiedziała to szeptem, a brzmienie własnych słów jakby przypomniało jej, dlaczego tu właściwie była, dlaczego pozwoliła mi zabrać się do busa, dlaczego była naga.

– Wiesz, czego potrzebuję – zaczęła i jakby się zawahała. – Daj mi to.

Ścisnąłem się za główkę penisa.

– Chodź tu.

Na stopach nadal miała wiązane sandałki. Postąpiła do przodu, dopóki jej nie zatrzymałem. Gdy znajdowała się niecałe pół metra ode mnie, przesunąłem się na krawędź siedzenia, po czym uklęknąłem przed nią. Wziąłem jej pośladki w dłonie, podtrzymując je od spodu, za pełniejszą ich część. Nie przerywałem kontaktu wzrokowego.

– Chcę poznać twój zapach. – Cały czas patrząc jej w oczy, przybliżyłem się, dopóki moja twarz nie zawisła tuż nad jej cipką. Zamarłem centymetry od niej. – Gdy cię skosztuję, nie będę w stanie przestać.

– Więc nie przestawaj.

Usta rozciągnęły mi się w uśmiechu. Oparłem nos o jej łechtaczkę i zrobiłem długi, głęboki wdech.

– Kurwa. Pachniesz słodko. – Ponownie się zaciągnąłem. – Tak cholernie słodko.

Unosił się od niej zapach, o którym nawet nie wiedziałem, że go chciałem, dopóki nie napełnił moich nozdrzy, nie stał się moim i nie uświadomił mi, jak bardzo go pragnąłem.

I że potrzebowałem więcej.

– Ciekawe, czy smakujesz równie dobrze – mruknąłem. Wysunąłem język i wślizgnąłem go między jej wargi, przejeżdżając nim wzdłuż całej długości łechtaczki. – Równie dobrze… kurwa.

Chwyciła mnie z mocą za włosy.

– Oooch…

– Podoba ci się? – Nie czekałem na odpowiedź, tylko ponownie przejechałem po niej językiem. – Chcesz więcej?

– Taaak!

Nie ograniczałem się do kosztowania.

Czy po prostu lizania.

Nie, ja zasiadłem do posiłku, kurwa.

Rozkoszowałem się smakiem.

A potem żarłocznie napychałem usta.

Nie mogłem się nią nasycić.

Nie mogłem się zaspokoić, bo jej smak, jej zapach… to wszystko tylko mnie napędzało. Igrało ze mną. Zwodziło. Przemieniało w ćpuna, który faszerował się właśnie swoim ulubionym narkotykiem.

Trzecie liźnięcie. Czwarte. Na przemian trącałem łechtaczkę i lawirowałem po sromie, wytaczając w ten sposób stałą, zmysłową trasę.

Im intensywniej ją wylizywałem, tym mocniej wciskała mi cipkę w twarz. Poruszała biodrami za każdym pociągnięciem mojego języka.

– To jest – sapnęła – cudowne.

Nie wierzyła, że była w stanie osiągnąć trzy orgazmy. Tymczasem ja zamierzałem doprowadzić ją właśnie do pierwszego, udowadniając, jak bardzo się myliła.

Zawędrowałem dłonią między jej nogi. Zmieszałem ślinę z jej własną wilgocią. Czubek palca wywierał nacisk na wejście.