Miłosny kontrakt - Avril Tremayne - ebook

Miłosny kontrakt ebook

Avril Tremayne

3,6

Opis

Kate Cleary, prawniczka specjalizująca się rozwodach, nie zamierza nigdy wychodzić za mąż. Jednak architekt i żeglarz Scott Knight, którego poznaje na przyjęciu, intryguje ją na tyle, że chce się z nim spotykać. A Scott jest nią tak zafascynowany, że zgadza się na wszystkie jej warunki. Nawet na podpisanie umowy ustalającej reguły ich zabawy przez miesiąc. Oboje jednak przeliczyli się, sądząc, że wiedzą, czego chcą…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 164

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (17 ocen)
5
5
3
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Avril Tremayne

Miłosny kontrakt

Tłumaczenie

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Scott Knight spojrzał na stojącą obok wazy z ponchem oszałamiającą rudowłosą kobietę. Wysoka, pewna siebie, piękna… i, sądząc z wyrazu jej twarzy, cyniczna. Czyli wszystko to, co u kobiet lubił najbardziej.

Okazja, dla której się tu zebrali, była co najmniej dziwna. Nie było to typowe przyjęcie rozwodowe, a raczej celebrowanie związku Willi z jej nowym partnerem, Robem.

Rudowłosa piękność pochyliła się, żeby nabrać sobie kolejną porcję ponczu. Nie mógł nie zauważyć, że ma wspaniałe ciało. W tej chwili myślał jedynie o tym, żeby położyć na nim swoje ręce.

Podszedł do waz, biorąc sobie po drodze piwo, i nachylił się ku nieznajomej.

– Jak to mówią o rozwodach… – zaczął, ale nie dane mu było skończyć. Kobieta odwróciła się w jego stronę i Scottowi dosłownie odebrało mowę. Z bliska wyglądała jeszcze lepiej niż z daleka. Miała szare oczy, mocno zarysowane brwi i pełne, pomalowane na czerwono usta.

Nie zadała sobie trudu, żeby mu odpowiedzieć. Wiedziała, że nie musi, bo doskonale zauważyła, że Scott już wpadł w jej sidła. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech i czekała na jego dalsze słowa.

– Prawnicy nie lubią spokojnych rozwodów, podobnie jak przedsiębiorcy pogrzebowi, którzy chcą do końca wykonać swoją robotę i zobaczyć gotowego pacjenta leżącego na stole.

Jej seksowne usta rozchyliły się w wyrazie zdumienia, po czym ułożyły w delikatny uśmiech. Sprawiała wrażenie zaciekawionej, co poczytał sobie za dobry znak. Tak!

Kobieta napiła się ponczu i spojrzała na niego przeciągle.

– Jesteś dostępny? – spytała niskim, lekko zachrypniętym głosem. Jego brzmienie zadziałało na Scotta jak afrodyzjak. Uśmiechnął się w sposób, który miał oznaczać „Tak, jestem gotowy do uprawiania seksu nawet w tej chwili”. Lubił nazywać ten rodzaj uśmiechu Numerem Jeden, a to dlatego, że używał go najczęściej.

– Tak się składa, że jestem.

Kobieta zaśmiała się gardłowym śmiechem.

– Miałam na myśli, czy jesteś rozwiedziony.

– Nie. Nie jestem też żonaty ani zaręczony. I obecnie nie pozostaję w żadnym związku.

– Szkoda. Mogłoby być zabawnie.

Scotta niełatwo było zaskoczyć, ale tej kobiecie najwyraźniej się to udało. Czyżby interesowali ją jedynie żonaci mężczyźni?

– Zawsze może być zabawnie – nie dawał za wygraną.

– Nie wierzę. Zwłaszcza jeśli nie wchodzą w grę pieniądze.

Czyżby nie tylko wolała żonatych mężczyzn, ale jeszcze chciała, żeby jej za to płacić? Dzięki, ale nie. To nie jego bajka.

Kobieta odstawiła kieliszek i sięgnęła do maleńkiej torebki, która wisiała na złotym łańcuszku na jej ramieniu. Wyjęła elegancką srebrną wizytówkę i podała mu.

– Kate Cleary – przeczytał, po czym w jego głowie coś zaświtało. – Och…

– Prawnik specjalizujący się w rozwodach. Ostatnio zajmowałam się rozwodem Willi. Jak to mówią? „Nauczył mnie prowadzić dom. Kiedy się rozwiodę, na pewno go zatrzymam”. Zsa Zsa Gabor.

Roześmiał się szczerze.

– Teraz rozumiem, dlaczego to Willa dostała dom. Kto śmiałby ci się przeciwstawić?

– Niektórzy próbują, ale zazwyczaj robią to tylko jeden raz.

– Scott Knight, architekt. – Wyciągnął rękę.

Ujęła ją i mocno uścisnęła. Dwa krótkie potrząśnięcia. Perfekcyjne.

– Miło mi cię poznać. Zawsze chętnie słucham prawniczych dowcipów. Kto wie, może znasz jakiś, którego jeszcze nie słyszałam?

– Oj, chyba będę potrzebował szwów.

– W razie czego służę igłą i nicią. – Napiła się ponczo. – Mam też stapler, jeśli wolisz coś bardziej… wyrafinowanego.

Scott objął ją wzrokiem. Miała na sobie prostą czarną sukienkę, w której wyglądała niezwykle seksownie. Nagie ramiona i nogi. Wysokie obcasy. Mała zielona torebka, rozpuszczone rude włosy. I te usta…

W jej perfumach wyczuł nutę tuberozy. Jego ulubioną.

– Jak dla mnie wyglądasz raczej na osobę, która prędzej coś rozerwie, niż zszyje – powiedział, pragnąc za wszelką cenę podtrzymać rozmowę.

– Bo tak właśnie jest.

– Nie przestraszysz mnie.

– Nawet nie próbuję.

– Mam wrażenie, że doskonale wiesz, co robisz, Kate Cleary. Dlatego myślę, że możemy od razu przejść do rzeczy. Spotykasz się z kimś? Mam na myśli kogoś, kogo mógłbym pokonać w układaniu kostki Rubika.

– To twoja specjalność?

– Jestem w tym niezły, choć mam wrażenie, że z tobą mógłbym być jeszcze lepszy.

– W takim razie całe szczęście, że z nikim się nie spotykam. Będę musiała zademonstrować ci moje umiejętności w układaniu kostki Rubika?

– Nie wątpię, że z tymi długimi, smukłymi palcami jesteś w tym całkiem dobra.

– Jedenaście sekund. – Przejechała językiem po górnej wardze. – Ale jak potrzeba, mogę to zrobić wolniej.

Scott przysunął się do niej tak, że niemal się dotykali.

– Chciałbym cię zobaczyć w akcji zarówno kiedy jesteś szybka… jak i wolna.

Uniosła brew i Scott wiedział, że w łóżku będzie doskonała. Nie mógł się już doczekać. Może przekona się o tym nawet dzisiaj…

Kate odrzuciła głowę.

– To zależy.

– Od czego?

– Od tego, co masz do zaoferowania.

Właśnie miał zaproponować, żeby się ewakuowali w jakieś ustronne miejsce, gdzie mógłby zaprezentować jej to, co miał do zaoferowania, kiedy pojawiła się Willa z Robem. Nie mogli sobie wybrać mniej odpowiedniego momentu.

– Kate, tak się cieszę, że poznałaś Scotta – powiedziała uszczęśliwiona Willa. – Chociaż nie liczyłabym na to, że zostanie twoim klientem. To zdeklarowany kawaler.

Piękne dzięki. Miał jedynie nadzieję, że Kate nie pomyśli sobie, że jest gejem.

– Willa, daj spokój.

– A nie jest tak? Ale przecież nie ma w tym nic złego. Po prostu taki już jesteś i tyle.

Scott patrzył na nią bez słowa. Rob przewrócił oczami, a Kate przygryzła wargę, równie zakłopotana jak Rob.

– Po tym, co się wydarzyło w Whitsundays… – Willa przerwała. Zrumieniła się uroczo. Wszystko, co robiła Willa było urocze.

Scott modlił się w duchu, żeby nie dokończyła tej wypowiedzi.

– W każdym razie, Kate jest najlepszą specjalistką od rozwodów w całym Sydney. Jest też wspaniałą kobietą, ciepłą, empatyczną…

– Dziękuję, Willa – przerwała jej Kate. – Chyba jednak nie jestem jeszcze gotowa na to, by zostać świętą.

Scott dostrzegł, że lekko się zarumieniła i postanowił przejąć inicjatywę.

– Słyszałem też, że Kate jest mistrzynią w układaniu kostki Rubika – szepnął konspiracyjnie.

Kate omal się nie zachłysnęła, próbując powstrzymać śmiech.

Nie wiedzieć czemu, Scott zapragnął jej tym mocniej. Najwyraźniej jednak nie było mu to dane. Do ich grupki dołączyła Amy ze swoją kumpelą Jessicą. Ale Scott nie zamierzał rezygnować. Za pół godziny Kate będzie jego.

Amy pocałowała Scotta w policzek i uścisnęła Kate.

– Kate! Minęły wieki, odkąd widziałyśmy się ostatni raz.

– Konkretnie mówiąc, dwa tygodnie – odparła z uśmiechem Kate. – Czyżbyś wypiła u Foxa tyle mojito, że nie pamiętasz?

Scott zaczął się zastanawiać, czy jest jedynym w tym towarzystwie, który dotąd nie poznał Kate. No, może jeszcze brat Willi, Luke, który mieszkał w Singapurze. Najwyraźniej nawet Jessica znała Kate, ponieważ właśnie wymieniły powitalne uściski.

– To nie było mojito tylko martini – sprostowała Jessica.

Kate ponownie się zarumieniła.

– Może nie wracajmy już do tego tematu – powiedziała z teatralnym wzruszeniem ramion.

Scott zapragnął nagle wysłuchać tej opowieści.

– Czyżbyś nie lubiła martini? – spytał. W odpowiedzi wszystkie trzy wybuchnęły głośnym śmiechem.

Spojrzał na Roba, który tylko wzruszył bezradnie ramionami.

– To było bardzo specjalne martini. Mroczne – wyjaśniła Amy. – Kate dostała go od Barnaby, mojego kolegi z pracy, który akurat tam wtedy był. Barnaba uważa się za doskonałe dzieło Boga i ulubieńca kobiet. Trzeba przyznać, że jest w tym trochę racji. Tyle że nie dla Kate.

Kate roześmiała się i wzniosła oczy do nieba.

– Chodziło o sposób, w jaki wypowiedział słowo „mroczne”. „Jak bardzo mroczne ma być, skarbie?”. Nie znam kobiety, która oparłaby się takiemu zaproszeniu.

– Poważnie tak powiedział? – Rob nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.

– Nie wszyscy mężczyźni są tacy oświeceni jak ty, kochanie. – Willa pocałowała go w policzek.

– Próbowałeś kiedyś czegoś podobnego? – Rob zwrócił się do Scotta.

– Mrocznego martini? Nie. I nie sądzę, żebym chciał spróbować. Kiedyś jednak palnąłem podobne głupstwo, wspominając znajomym bliźniaczkom o ménage à trois[1].

Oczy Jessiki zrobiły się okrągłe ze zdumienia.

– Masz na myśli prawdziwe ménage à trois czy to nazwa jakiegoś koktajlu?

– To koktajl – zapewnił ją Scott. – Musiał być bardzo dobry, ponieważ obie go zamówiły i wydawały z siebie dźwięki świadczące o tym, że bardzo im się podoba. – Chrząknął zakłopotany. – To znaczy smakuje.

– A ty nie próbowałeś? – Amy rzuciła mu przeciągłe spojrzenie spod długich rzęs.

Na ustach Scotta pojawił się leniwy uśmiech.

– Dżentelmen nigdy nie zdradza sekretów dam.

Po twarzy Amy przebiegł cień, ale zaraz potem się roześmiała.

Scott spojrzał na Kate, która najwyraźniej rozlała odrobinę ponchu na sukienkę, gdyż wycierała ją z zapamiętaniem serwetką. Po chwili poszły obie z Willą do toalety. Amy spytała Roba, co jest w tym ponczu, bo nigdy nie widziała Kate tak wyprowadzonej z równowagi, jak teraz.

Poncz został zrobiony z wódki, białego wina, szampana i rumu. Pływały w nim truskawki, a całość z pewnością mogła mocno uderzyć do głowy. Zadziwiające, że goście byli jeszcze w stanie chodzić w miarę prosto.

Scott miał jednak dziwne uczucie, że to nie alkohol był problemem Kate. Sprawiała wrażenie zaszokowanej. Chyba nie zgorszyła jej jego niewinna historyjka o ménage à trois? Nie sądził, żeby coś takiego było w stanie ją zaszokować. Uznał, że wystarczą mu dwie minuty, żeby jej to wyjaśnić. Co pozostawiało mu dwadzieścia osiem minut na to, by ją uwieść.

Jednak minęło dwadzieścia minut, a on nawet nie zdołał się do niej zbliżyć. Miał wrażenie, że Kate go unika, choć zupełnie nie mógł pojąć, dlaczego.

Kiedy podjął kolejną próbę zbliżenia się do niej i spostrzegł, że skryła się w gronie ludzi, których średnia wieku w jego ocenie wynosiła jakieś sto cztery lata, uznał, że naprawdę nie chce z nim rozmawiać. Najwyraźniej przed nim uciekała. Nigdy jeszcze mu się to nie zdarzyło. Zaczął się zastanawiać, gdzie popełnił błąd. Czas płynął, a on nie posunął się ani o krok dalej. W pewnym momencie skonstatował, że Kate zniknęła. Uciekła niczym Kopciuszek, tyle tylko, że zabrała oba pantofelki. Spojrzał na wizytówkę, którą mu dała. Bardzo dziwne. Co takiego zrobił? Powiedział?

Cóż, Scott uwielbiał tajemnice i wyzwania. I kobiety, które malowały usta na czerwono. Nabrał nagle pewności, że to, co zaczęło się między nim a Kate Cleary, szybko się nie skończy. Ponownie spojrzał na wizytówkę, którą trzymał w ręku. Ulica, przy której mieszkała, znajdowała się kilka przecznic od jego biura.

Kate weszła do mieszkania, rzuciła torebkę na kanapę, zdjęła buty i wydała z siebie przeciągły jęk, niemający nic wspólnego z obolałymi stopami.

To przyjęcie to jakaś porażka. Nie mogła uwierzyć w to, że przechwalała się swoimi rekordami w układaniu kostki Rubika i wysłuchiwała idiotycznych opowieści o martini. Flirtowała z jakimś przystojniakiem, który zachowywał się jak napalony nastolatek… A ona ma trzydzieści dwa lata!

Otworzyła na oścież francuskie drzwi i wyszła na taras. Uwielbiała roztaczający się z niego widok. I nie chodziło jej o widniejący w oddali Harbour Bridge, ale o przepływające poniżej łódki. Było w ich widoku coś uspakajającego. Coś, co sprawiało, że się wyciszała i relaksowała. Odpływała od codziennych kłopotów w świat nieograniczonych możliwości… Świat przygód i niespodzianek.

Dziś w szczególny sposób czuła, że mogła to być przygoda ze Scottem Knightem.

Nie mogła zapomnieć, jak wyglądał. Wysoki, silny, niemal atletycznie zbudowany. Jasnozielone oczy, brązowe włosy i ten tajemniczy uśmiech, który sprawiał, że wyglądał niezwykle intrygująco. Nabrała na niego ochoty, jak tylko usłyszała jego głos. Wymawiał słowa, lekko je przeciągając, jakby się nie spieszył i zrobiło to na niej ogromne wrażenie.

Ale kiedy podczas rozmowy dowiedziała się, że ma dwadzieścia siedem lat, jej zapał nieco ostygł. Przykryła twarz dłońmi i po raz kolejny z jej piersi wydobył się jęk. Problem polegał na tym, że zbyt dużo czasu upłynęło odkąd ostatni raz… piła martini, czy jakikolwiek inny koktajl. Z całą pewnością nie powinna się widywać ze Scottem Knightem. Musi unikać wszelkich spotkań, na których mogłaby się na niego natknąć. Najlepiej będzie chodziła tylko na te, na których będą same dziewczyny.

I powinna poszukać sobie jakiegoś innego mężczyzny, żeby nadrobić stracony czas i pozbyć się tej palącej potrzeby. Może Phillip? Czterdziestoletni rozwodnik, dojrzały, kulturalny i atrakcyjny. W sam raz do tego celu.

Da znać dziewczynom, że jest zajęta, i problem sam się rozwiąże.

Tak, to dobry pomysł. Zadzwoni do Phillipa w poniedziałek i umówi się na drinka w barze koło pracy. Albo na cokolwiek.

Poniedziałek rozpoczynał się dla Kate spotkaniem z klientem o ósmej rano.

Rosie była nieśmiałą, zdominowaną przez męża kobietą, która nie miała pojęcia, jak mu oznajmić, że nie jest w tym związku szczęśliwa i chce rozwodu. Spotkanie z nią tylko uzmysłowiło Kate, jak wielką jest szczęściarą, że nie ma męża. A to jej przypomniało, że miała zadzwonić do Phillipa, który miał podobny stosunek do instytucji małżeństwa jak ona. Rozmowa z nim zajęła jej cztery minuty.

Potem odbyła jeszcze dwa spotkania, po czym otworzyła kalendarz, żeby sprawdzić, co ma zaplanowane dalej. To, co zobaczyła, totalnie ją zaskoczyło.

– Deb, co to za spotkanie dzisiaj o dwunastej?

– Poczekaj, zaraz sprawdzę. Ach, Scott Knight. Zadzwonił dziś rano. Powiedział, że umówił się z tobą w sobotę na lunch.

Kate nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.

– Naprawdę? – spytała, starając się, żeby zabrzmiało to złowieszczo.

– A co? Coś nie tak? Zdziwiłam się, że mi o tym nie wspomniałaś, ale brzmiał tak przekonywująco, że postanowiłam go wpisać.

– Tak, Scott potrafi być przekonywujący – stwierdziła sucho Kate.

– Chcesz, żebym go odwołała? Pozostanie ci wtedy danie na wynos i lura zamiast kawy.

Kate już otworzyła usta, żeby kazać jej to zrobić, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie spanikowaną Rosie. A potem swoje własne zachowanie na przyjęciu Willi. To, jak unikała Scotta, zaskoczona wrażeniem, jakie na niej zrobił.

Zupełnie, jakby nie była w stanie poradzić sobie z dwudziestosiedmiolatkiem!

Zwłaszcza na własnym terytorium.

Dzisiaj odpowiednio się przygotuje. Jasno da mu do zrozumienia, że nie jest do wzięcia.

– Kate? – ponagliła ją Deb. – Czy mam odwołać spotkanie?

– Nie, zostaw je. Rozprawienie się z nim zajmie mi jakieś pięć minut. Zostanie jeszcze sporo czasu na zjedzenie kurczaka i sałatki. – Skinęła głową z satysfakcją. – Możesz mi przynieść akta McMahonów? Muszę jeszcze coś sprawdzić.

Scott przyszedł do biura Kate z bukietem kwiatów. Kilka kolorowych gerberów, mówiących, że jest wystarczająco uroczy, żeby nie musieć przynosić róż.

– Szkoda wydawać pieniądze na kwiaty, skoro pana wizyta ma potrwać jedynie pięć minut – powiedziała na powitanie Deb.

– Och, one nie są dla Kate, tylko dla pani.

– Mimo to… – Oczy Deb zalśniły. – Proszę usiąść i zaczekać. Kate powinna zaraz skończyć.

Scott usiadł w fotelu, z którego mógł obserwować Kate przez szybę.

Siedziała przy długim stole tyłem do niego. Obok niej dostrzegł ubraną w pistacjowy kostium kobietę, zapewne jej klientkę. Po przeciwległej stronie stołu usadowił się mężczyzna w garniturze w paski, białej koszuli i tradycyjnym krawacie. I w końcu mężczyzna, który najwyraźniej sporo czasu spędzał na solarium. Opalony na heban tors zdobił szeroki złoty łańcuch. Trzymał psa, którego nieustannie poklepywał.

Cała czwórka prowadziła ożywioną rozmowę. W którymś momencie Kate przejechała ręką po związanych w koński ogon włosach i Scott poczuł nagłą potrzebę, żeby jej dotknąć.

Nagle Kate wstała. Oparła dłonie na stole i pochyliła się do przodu. Zapewne podsumowywała rozmowę. Kiedy pochyliła się jeszcze odrobinę, ku swemu zaskoczeniu dostrzegł, że miała na nogach pończochy.

Nosiła pończochy!

Poczuł tak nagły przypływ pożądania, że aż zacisnął szczęki. Pończochy! Ciekawe czy samonośne, czy miała również pas. Po chwili ponownie usiadła w swoim fotelu i Scott wypuścił z płuc powstrzymywane mimowolnie powietrze.

Złoty Łańcuch coś powiedział, na co Blondynka zareagowała bardzo gwałtownie. Zerwała się z krzykiem i po chwili cała czwórka wstała. Zaczęli się przekrzykiwać, machać rękami, wskazywać palcami. Kate próbowała uspokoić swoją klientkę, podobnie jak Prążkowany Garnitur swojego.

Zaskoczony Scott spojrzał na Deb. Czy nie powinna zadzwonić po policję? Ona jednak niewzruszona pisała coś na komputerze. Zapewne taki widok był dla niej czymś zupełnie normalnym. Czy to dlatego Kate zachowywała się w taki cyniczny sposób na przyjęciu rozwodowym Willi?

Zapewne chodziło o podział majątku i prawa do opieki nad dziećmi. Ciekawe, jak jego rodzice podeszliby do tego problemu. Nie, żeby mogli posunąć się do czegoś tak haniebnego jak rozwód. Połączenie dwóch fortun, dwóch starych rodzin było ich przeznaczeniem. A to, że nigdy nie widział, żeby się pocałowali albo nawet trzymali za rękę, to już zupełnie inna sprawa. Ich małżeństwo było zbyt doskonałe, żeby mogło zostać uznane za błąd. Gdyby jednak doszło do rozwodu, na pewno podział majątku nie stanowiłby problemu. Wszystko zostałoby kulturalnie zaplanowane i ustalone. Podobnie, jeśli chodzi o prawo do opieki nad nim. Natomiast osoba jego starszego brata mogłaby już stanowić problem. Tutaj ich dobre maniery mogłyby się okazać niewystarczające. W końcu chodziło o „doskonałego” syna.

W tym momencie drzwi pokoju konferencyjnego otworzyły się, przerywając jego rozmyślania. Złoty Łańcuch wyszedł z wściekłością, ciągnąc za sobą psa i mówiąc coś do prawnika podniesionym głosem. Kate została jeszcze chwilę, żeby omówić coś ze swoją klientką. Kiedy pojawiły się w drzwiach, kiwała ze zrozumieniem głową.

Gdy go dostrzegła, na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Pospiesznie zwróciła się do swojej klientki. Wymieniły jeszcze dwa zdania i w końcu zapadła cisza. Zostali w biurze tylko we troje. Deb spojrzała na Scotta, który sprawiał wrażenie lekko zszokowanego.

Kate wróciła do biura, przybierając zimny, profesjonalny uśmiech.

– Scott – powitała go i wyciągnęła rękę.

Ujął ją.

– Kate.

Trudno było nie usłyszeć w jego głosie śmiechu. Jeszcze niedawno omal nie zaproponował jej seksu, a teraz wymieniali oficjalne uściśnięcie ręki.

Kate wskazała gestem swoje biuro. Scott przyjął zaproszenie i wszedł do środka. Duże biurko. Dywan na podłodze. Ogromne okno i szyba oddzielająca biuro od sekretariatu. Dwa skórzane fotele i śmiały, kolorowy obraz na ścianie. Kate weszła i zamknęła za sobą drzwi. Stanęła bardzo blisko niego. Kremowy kostium. Rude włosy. Szare oczy i zapach tuberozy.

Przypomniał sobie brzeg jej pończoch. To wystarczyło. Ujął ją za ramiona, przesunął do tyłu, oparł plecami o solidne drewniane drzwi i pocałował.

[1]ménage à trois (franc.) – związek miłosny pomiędzy trzema osobami, zazwyczaj utrzymującymi między sobą stosunki seksualne (przyp. tłum.).

Tytuł oryginału: The Millionaire’s Proposition

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Anna Jabłońska

© 2015 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2283-9

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.