Literacki Melanż z Pragi -  - ebook

Literacki Melanż z Pragi ebook

0,0

Opis

Literacki Melanż z Pragi to zbiór opowiadań moich przyjaciół i znajomych.

Książka, która powstała spontanicznie, bez zadęcia i drugiego dna.

Literacki Melanż łączy ludzi, pokolenia, środowiska i zawody. Pierwsza książka z cyklu pokazuje warszawską Pragę, minioną i współczesną, kochaną i znienawidzoną. To literacka forma przekazu wspomnień, obserwacji, nostalgii i humoru. Książka, którą każdy może czytać jak chce – od środka, od tyłu lub od początku.

Dziękuję autorom, którzy wzieli udział w tym projekcie i opowiedzieli swoje historie. Mam nadzieję, że ta lektura przyniesie uśmiech, refleksję i niedosyt.

Krzysztof Genczelewski

Autorzy i tytuły opowiadań:

Leszek Bugajski - Kawa, Kafka i kawusia

Dariusz Dewille - Kamienica

Janusz Drzewucki - Z lewej strony na prawą i z powrotem. Kilka dni z życia 55-letniego biegacza

Marta Kijańska - Malarz

Dorota Koman - Miłość kosztuje

Paweł Oksanowicz - Z głową w chmurach

Cezary Polak - Przyjdzie nieboszczka

Anna PopekLora

Sławomir Sokołowski - Mazowczycy

Wojciech Trzciński - Tam...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 164

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Literacki Melanż z Pragi to zbiór opowiadań moich przyjaciół i znajomych.

Książka, która powstała spontanicznie, bez zadęcia i drugiego dna.

Literacki Melanż łączy ludzi, pokolenia, środowiska i zawody. Pierwsza książka z cyklu pokazuje warszawską Pragę, minioną i współczesną, kochaną i znienawidzoną. To literacka forma przekazu wspomnień, obserwacji, nostalgii i humoru. Książka, którą każdy może czytać, jak chce – od środka, od tyłu lub od początku. Każde opowiadanie ma swój charakter i napisane jest niepowtarzalnym językiem. Jednak bohaterów zawsze otaczają te same miejsca i ulice. Dziesięć historii, w których fakty przeplatają się z fikcją, jak w ulotnej pamięci ludzi.

Dziękuję autorom, którzy wzięli udział w tym projekcie i opowiedzieli swoje historie.

A byli to:

Leszek Bugajski – Kawa, Kafka i kawusia,

Dariusz Dewille – Kamienica,

Janusz Drzewucki – Z lewej strony na prawą i z powrotem. Kilka dni z życia 55-letniego biegacza,

Marta Kijańska – Malarz,

Dorota Koman – Miłość kosztuje,

Paweł Oksanowicz – Z głową w chmurach,

Cezary Polak – Przyjdzie nieboszczka,

Anna Popek – Lora,

Sławomir Sokołowski – Mazowczycy,

Wojciech Trzciński – Tam…

Dziękuję Kazimierzowi Nowakowi za rysunki Pragi, której już nie ma.

Mam nadzieję, że ta lektura przyniesie uśmiech, refleksję i niedosyt.

Krzysztof Genczelewski

Leszek Bugajski

Kawa, Kafka i kawusia

Skończył już swoje i właściwie powinien sobie pójść, ale kobieta zaproponowała kawę. W pierwszym odruchu chciał odmówić, ale się zgodził. Przyniosła mu filiżankę i wyszła. Na chwilę, jak powiedziała. Coś go w niej zainteresowało. Była jakby nieobecna duchem. Jakby jej myśli krążyły gdzieś w oddali i nic z tego, co się działo w tym pokoju, jej nie interesowało. Miała smutną twarz. Jej uroda nie rzucała się w oczy od pierwszego spojrzenia, ale intrygowała. Lecz dopiero po chwili. Sam się temu dziwił, bo był świetnie wyćwiczony w ocenianiu ludzi jednym rzutem oka. W końcu był zawodowym fotografem i żył z tego, że potrafił patrzeć i widzieć więcej niż inni.

Zachowywała się też nie tak, jak się spodziewał. Jego wizyta nie wywołała w niej ożywienia. Zwykle ludzie, których przychodził fotografować, słabo ukrywali ekscytację jego wizytą. Sporo mówili, poruszali się żwawo, niby chcieli wyglądać na obojętnych, ale wbrew sobie przybierali sztuczne pozy.

Nieświadomie grali światowców obytych z tym, że kierują się na nich obiektywy aparatów i kamer. Przecież agencja nie wysyła fotografa do byle kogo. Wszyscy oni myśleli o sobie jak o celebrytach. Bawiło go to ich zadęcie i udawana naturalność.

A ona była naprawdę obojętna. Albo była lepszą aktorką niż wszyscy, których dotąd spotykał. Ani go nie zagadywała, ani się nie poruszała, gdy szykował swój sprzęt. Kiedy usiadła na kanapie, jej smukłe ciało trwało w bezruchu. Zatopiona w sobie patrzyła w kierunku okna, jakby działo się tam nie wiadomo co. Kiedy się odwrócił, żeby sprawdzić co ją tak interesuje, zobaczył tylko niebo i kilka białych chmurek. Z tego piętra i z jej miejsca nic więcej nie można było zobaczyć. Ona milczała i on się nie odzywał.

W ostatniej chwili wpadło mu to zlecenie i niechętnie przyjechał do niej na Pragę. Nie chciało mu się już dzisiaj nic robić. Ale z agencji zadzwonili, że pilnie potrzebują kilku zdjęć do wywiadu dla jakiegoś kolorowego tygodnika. Banał. Nigdy nie słyszał o takiej aktorce. Milena Malińska zdobyła podobno niewielką sławę rolą w serialu – tytułu nawet nie zapamiętał. Co go to obchodzi – nie oglądał i nie będzie oglądał. Podobno gra też w którymś teatrze, ale on do teatru chodził bardzo rzadko. Nie miał czasu, a i nie interesowało go to. Jeśli już mu się zdarzało iść, to z jakiejś specjalnej okazji. No tak, chodził kiedyś z laską, która pasjonowała się teatrem, i wtedy musiał znać na bieżąco cały warszawski repertuar. Ale wtedy jeszcze pewnie Malińska chodziła do szkoły, a może już studiowała. Nie znał jej i przyszedł do niej, bo to jego praca. Zero ekscytacji.

I kiedy chował sprzęt do torby, wiedział, że spieprzył robotę, że na zdjęciach widać ten brak porozumienia między nim i jego modelką, że nie udało mu się ani przełamać jej obojętności, ani w sobie wzbudzić choć odrobiny entuzjazmu dla tego, co robił. Wiedział i widział, że zrobił serię fotek, które przedstawiają dość ładną kobietę emanującą chłodem i smutkiem. W której oczach nie ma żadnego błysku. I co bystrzejszy czytelnik gazety odkryje od razu, że autora zdjęć i jego modelkę dzielił mur obojętności i wzajemnego braku zainteresowania. Że żadne z nich nie podjęło najmniejszego wysiłku, by coś z tym zrobić. A tego wymagała od nich zawodowa uczciwość.

Mam to w dupie, pomyślał. I tak muszą wziąć te zdjęcia, bo nie ma czasu na grymaszenie, a w agencji nie ma żadnych innych zdjęć Malińskiej.

Postawił swoją kawę na parapecie i spojrzał w dół. Miał przed sobą dość ruchliwą ulicę, dalej jakieś bloki mieszkalne. Bez wyrazu. Podobne zresztą do tego, z którego okna teraz się gapił. Za blokami i w prawo od nich stały stare budynki przemysłowe. Te akurat miały swój dziwny urok, choć widział wiele ładniejszych i bardziej stylowych. Choćby w Żyrardowie. Nic tam nie produkowano poza szpanem. To wiedział. Teraz z lekka odnowione, tylko z lekka, bo nikt nie ryzykował gruntownego remontu, odgrywały rolę modnego miejsca, które chętnie odwiedzali wycwanieni hipsterzy i pretensjonalni pseudoartyści. Ci drudzy udawali niezależność, bunt i bezkompromisowość, ale skamlali o rozmaite stypendia, by uprawiać swoją pustą sztukę. Ci pierwsi zasuwali w korporacjach, wzajemnie się podgryzali, ale po godzinach wrzucali na luz i udawali awangardę nowego ustroju. Nowego, choć po ćwierćwieczu lekko już przechodzonego. I bez uroku nowości. Tyle z nich pożytku, że mieli kasę i innym opłacało się organizować dla nich takie miejsca, w których mogli przed sobą udawać, że się świetnie bawią albo oddają intelektualnym odlotom. A te miejsca to właśnie takie odnowione poprzemysłowe rudery. To odnawianie nazywało się w teraźniejszej nowomowie zagospodarowaniem przestrzeni miejskiej.

Soho Factory, na które patrzył, było teraz modnym punktem tejże miejskiej przestrzeni. Muzeum neonów, restauracja firmowana głośnym nazwiskiem, sala imprezowa i mnóstwo bóg wie jakich jeszcze przedsięwzięć skupiło się w budynkach po jakiejś starej praskiej fabryczce. Nie wiedział i nie chciało mu się wiedzieć, co tu dawniej było. Nie interesowało go też to, co się tam działo teraz. Był przekonany, że widział już wszystko, co powinien zobaczyć, a to, czego nie widział i nie wiedział, widocznie nie było warte oglądania. Nudziły go mody i zachwyty rówieśników. Czasami przy winie czy piwie udawał, że to, o czym mu opowiadają, go interesuje, a potem się katował nazywaniem samego siebie hipokrytą. Gdy nie miał doła, wmawiał sobie, że po prostu jest uprzejmy. No, a i dziewczyny też przecież trzeba było jakoś wyrywać.

Za jego plecami coś się poruszyło. Odwrócił się i skamieniał z filiżanką w ręku. Malińska była kompletnie naga. Lekko przeszła przez pokój i usiadła na kanapie niemal w takiej samej obojętnej pozie jak kilka minut wcześniej. Widział jej szczupłe ciało, piękne, niewielkie piersi, długie nogi, chyba nieco za duże stopy. Naga była jednak tak samo chłodna i obojętna, jak ubrana. Myślał szybko i niczego nie mógł wymyślić. W tym, że się rozebrała, nie było nic prowokującego, nie czuł w tym żadnego erotycznego podtekstu. Po prostu była nagą kobietą w swoim mieszkaniu, tak jakby jego w nim nie było.

Fotograf jest jak lekarz, przemknęło mu przez głowę. Odstawił więc filiżankę i zachowywał jak lekarz. Założył ręce na piersi i starał się patrzeć na nią na tyle obojętnie, na ile było to możliwe w tej sytuacji. Przesunął nawet wzrok nad jej głowę i uświadomił sobie, że widzi wszystko z niezwykłą ostrością. W kącie dostrzegł dużą fotografię chudego mężczyzny z odstającymi uszami. To Franz Kafka, odnotował ze zdumieniem. Pewnie to zdumienie pojawiło się na jego twarzy, bo w oczach Malińskiej zobaczył po raz pierwszy tego popołudnia żywszy błysk, może nawet rodzaj kpiny.

– Zrób mi kilka zdjęć– powiedziała spokojnie. – Prywatnie. Tylko dla mnie.

– To… To dość niezwykła sytuacja – wydukał.

– Dlaczego? Przecież robiłeś już wiele aktów. Nagość nie może cię przerażać.

– Nie, oczywiście, że mnie nie przeraża. Ale te zdjęcia, które miałem zrobić, już zrobiłem. Więc o co chodzi?

– To moje prywatne zamówienie. Zrób kilka fotek. Robię sobie takie co kilka miesięcy, bo chcę dokumentować własne starzenie się.

– Zwariowałaś? Jesteś piękną dziewczyną. Nie powinnaś myśleć o starości.

– Dlaczego? – znów zadała pytanie. – Przecież starzejemy się całe życie. Pomyśl, że Kafka nie doczekał starości – wskazała ręką na zdjęcie.

Kiedy się poruszyła, znów zobaczył jej piersi. Poruszyła nogami i to było bardzo prowokujące, choć pewnie mimowolnie.

– Co Kafka ma z tym wspólnego? – Był coraz bardziej oszołomiony.

– On mieszkał w Pradze i ja też. No i choćby to, że go lubię.

– On w Pradze, ale ty na Pradze. To jednak jest różnica – sprzeciwił się temu, co usłyszał, a jednocześnie uświadomił sobie: „Cholera, ja też go lubię”. Ale nie powiedział tego na głos. Przestraszył się, że gdyby teraz to usłyszała, mogłaby go podejrzewać o próbę flirtu. Nie chciał poczuć się jak odprawiony zalotnik Kafki.

Jeśli spotykam piękną dziewczynę i proszę ją: – Zrób mi tę łaskę, chodź ze mną – a ona mija mnie milczeniem, tym samym daje mi do zrozumienia: „Nie jesteś księciem o szlachetnym nazwisku ani barczystym Amerykaninem indiańskiej postawy, o skupionym spojrzeniu i o skórze wygładzonej od powietrza…”

Tymczasem ona mówiła dalej:

– Czepiasz się drobiazgów. No to jak, zrobisz to? Nie chodzi o coś niezwykłego. Po prostu ja przed obiektywem twojego aparatu. I tyle. Mówisz swoją cenę, robisz swoje, przysyłasz foty i koniec sprawy. Słyszałam, że jesteś uczciwy, więc wierzę, że nie puścisz nigdzie tych zdjęć.

– Jak sobie życzysz – otworzył torbę ze sprzętem. – Zróbmy, co chcesz.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Dariusz Dewille

Kamienica

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Janusz Drzewucki

Z lewej strony na prawą i z powrotem Kilka dni z życia 55-letniego biegacza

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Marta Kijańska

Malarz

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Dorota Koman

Miłość kosztuje

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Paweł Oksanowicz

Z głową w chmurach

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Cezary Polak

Przyjdzie nieboszczka

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Anna Popek

Lora

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Sławomir Sokołowski

Mazowczycy

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Wojciech Trzciński

Tam…

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Projekt okładki Agata Plewicka Redakcja Elżbieta Morawska Korekta Redaktornia.com Skład i łamanie Akant

Kawa, Kafka i kawusia – tekst © copyright by Leszek Bugajski, Warszawa 2014Kamienica – tekst © copyright by Dariusz Dewille, Warszawa 2014Z lewej strony na prawą i z powrotem. Kilka dni z życia 55-letniego biegacza, tekst © copyright by Janusz Drzewucki Warszawa 2014Malarz – tekst © copyright by Marta Kijańska, Warszawa 2014Miłość kosztuje – tekst © copyright by Dorota Koman, Warszawa 2014Z głową w chmurach – tekst © copyright by Paweł Oksanowicz, Warszawa 2014Przyjdzie nieboszczka – tekst © copyright by Cezary Polak, Warszawa 2014Lora – tekst © copyright by Anna Popek, Warszawa 2014Mazowczycy – tekst © copyright by Sławomir Sokołowski, Warszawa 2014Tam... – tekst © copyright by Wojciech Trzciński, Warszawa 2014

Rysunki © copyright by Kazimierz Nowak, Warszawa 2014 Zdjęcia © copyright by Krzysztof Genczelewski, Warszawa 2014 © copyright for this edition by Melanż, Warszawa 2014

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

  ISBN 978-83-64378-08-9 Warszawa 2014 Wydanie I

ul. Rajskich Ptaków 50, 02-816 Warszawa, +48 664 402 [email protected]

Skład wersji elektronicznej [email protected]