Lista Pana Malcolma - Suzanne Allain - ebook + książka

Lista Pana Malcolma ebook

Allain Suzanne

3,3

Opis

Dziewiętnastowieczna Anglia.

Młoda kobieta zabiegała o względy tajemniczego i bardzo bogatego konkurenta. Tymczasem on z myślą o przyszłej żonie stworzył nadzwyczaj szczegółową listę bardzo trudnych do spełnienia warunków.

Czarująca powieść z okresu Regencji została właśnie zekranizowana, a w głównych rolach zobaczymy najgorętsze młode twarze kina: Friedę Pinto, Theo Jamesa i Olivera Jackson-Cohena.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 236

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (34 oceny)
4
12
9
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ainai1

Z braku laku…

Okładka za ładna jak na tak banalny mało śmieszny romans historyczny z irytującymi bohaterami, którzy zachowują się jak dzieci. Nie polecam.
00
2323aga

Dobrze spędzony czas

Zabawna książka dla miłośniczek romansów z okresu regencji.
00

Popularność



Podobne


Roz­dział 1

1

Jeremy Mal­colm, drugi z synów hra­biego Kil­bo­urne’a, sta­no­wił naj­bar­dziej pożą­daną par­tię wśród kawa­le­rów w roku pań­skim tysiąc osiem­set osiem­na­stym. Co prawda nie posia­dał wła­snego tytułu, a na doda­tek był młod­szym z synów, jed­nak ciotka ze strony matki pozo­sta­wiła mu w spadku więk­szość swo­jej spo­rej for­tuny oraz wiej­ską rezy­den­cję w Kent. Oprócz tego młody czło­wiek mógł się poszczy­cić wie­loma zale­tami cha­rak­teru i ducha. Jedy­nie co bar­dziej ambitne młode damy, byle tylko zyskać przy­wi­lej tytu­ło­wa­nia się „jaśnie panią”, przed­ło­ży­łyby nad przy­stoj­nego pana Mal­colma mar­kiza Mum­forda, który prze­kro­czył już pięć­dzie­siąty rok życia i w ogóle nie miał pod­bródka. Jakaż jed­nak osóbka wybra­łaby bycie „jaśnie panią” dla wszyst­kich, jeśli mogła zostać jedyną panią serca Jeremy’ego Mal­colma? Choć na razie nie zano­siło się na to, by któ­rej­kol­wiek z dam było dane cie­szyć się tak wiel­kim przy­wi­lejem w naj­bliż­szej przy­szło­ści.

Jeremy’emu Mal­col­mowi daleko było do odludka, widy­wano go nie tylko w Almack’s Rooms, ale też na roz­ma­itych rau­tach, wie­czor­kach i balach. Szybko zyski­wał sobie przy­do­mek nie­sta­łego pogromcy nie­wie­ścich serc, który bez­li­to­śnie roz­wiewa wszel­kie roman­tyczne roje­nia mło­dych dam.

– Kim niby jestem? – zdu­miał się, usły­szaw­szy od przy­ja­ciela, lorda Cas­sidy, naj­śwież­sze plotki na swój temat.

– Pogromcą nie­wie­ścich serc – powtó­rzył Cas­sie, wyma­wia­jąc te słowa powoli i sta­ran­nie.

– Cóż za non­sens! – wes­tchnął, roz­glą­da­jąc się po sali balo­wej, gdzie jego uwagę przy­cią­gnęła wła­śnie pewna uro­cza debiu­tantka.

– Może jest w tym jed­nak tro­chę prawdy. Jesz­cze nie tak dawno ado­ro­wa­łeś moją kuzynkę Julię, a nie skła­dasz jej wizyt już od dobrego tygo­dnia.

Pan Mal­colm odwró­cił się w stronę przy­ja­ciela, uno­sząc lekko brew.

– Towa­rzy­szy­łem two­jej kuzynce pod­czas przed­sta­wie­nia w ope­rze. Jeden jedyny raz. Nie było mowy o żad­nym „ado­ro­wa­niu”.

– Nie ma zna­cze­nia, co tak naprawdę zaszło, liczy się jedy­nie to, co mówi się w towa­rzy­stwie. W jakim ty świe­tle posta­wi­łeś Julię, kiedy zre­zy­gno­wa­łeś z dal­szych wizyt? Spę­dziła dwa dni zamknięta w swo­jej sypialni, bo nie chciała nikogo widzieć.

– Jeśli to dla panny Thi­stle­wa­ite typowe postę­po­wa­nie, nie powinna się dzi­wić, że nie cie­szy się w towa­rzy­stwie szcze­gól­nie pochlebną opi­nią.

Cas­sie nie odpo­wie­dział, jego ura­żone mil­cze­nie musiało wystar­czyć za cały komen­tarz. Mal­colm zwy­kle zacie­kle bro­nił przy­ja­ciela, kiedy żar­to­wano sobie, że lord Cas­sidy przy­po­mina z wyglądu psa goń­czego, jed­nak w głębi ducha nie mógł zaprze­czyć, że owo podo­bień­stwo sta­wało się wręcz ude­rza­jące w chwi­lach, gdy Cas­sie robił nabur­mu­szoną minę.

– Przy­kro mi, Cas­sie, że twoja kuzynka padła ofiarą plo­tek. – Wiel­kie brą­zowe oczy na­dal wpa­try­wały się w niego z wyrzu­tem. – Nie zamie­rza­łem sta­wiać jej w nie­ko­rzyst­nym świe­tle, nie mam też jed­nak ochoty żenić się z kobietą tylko dla­tego, że raz towa­rzy­szy­łem jej pod­czas wyj­ścia do opery.

– Nikt nie twier­dzi, że masz tak postą­pić – odparł Cas­sie.

– Zapewne nie, ale tego wła­śnie wszy­scy naj­wy­raź­niej ocze­kują. Jakież to niby inne marze­nia mło­dych dam roz­wie­wam? Marze­nia o „ślu­bie sezonu”, tak się składa, że aku­rat ze mną i całym moim mająt­kiem. Nie­stety, mógł­bym speł­nić te wszyst­kie ocze­ki­wa­nia, które zda­rzyło mi się roz­bu­dzić, wyłącz­nie gdy­bym został poli­ga­mi­stą. Wystar­czy, że zamie­nię słówko z jakąś młodą damą, a ona już widzi nas razem na ślub­nym kobiercu.

– Cze­muż więc nie miał­byś wybrać jed­nej panny i nie poło­żyć wresz­cie tym spe­ku­la­cjom kresu? – zasu­ge­ro­wał przy­ja­ciel.

– A jak sądzisz, w jakim celu zja­wi­łem się tu dzi­siaj? Zamie­rzam sobie zna­leźć odpo­wied­nią narze­czoną.

– A co masz do zarzu­ce­nia Julii? Prze­cież cie­szy się powszech­nie opi­nią uro­dzi­wej panny – pró­bo­wał prze­ko­ny­wać Cas­sie, choć nie miał odwagi spoj­rzeć przy­ja­cie­lowi w oczy, tak się bowiem zło­żyło, że Julia zdo­łała go osta­tecz­nie prze­ko­nać, by spró­bo­wał wywie­dzieć się od przy­ja­ciela, czym zasłu­żyła sobie na jego nie­chęć. Cas­sie sta­rał się wypeł­nić swój kuzy­now­ski obo­wią­zek, suge­ru­jąc przy­ja­cie­lowi kan­dy­da­turę Julii jako narze­czo­nej, jed­nak doprawdy nie czuł się w tej sytu­acji kom­for­towo. On chyba naj­le­piej wie­dział, jak męczące potrafi być towa­rzy­stwo kuzynki.

– Julia bez wąt­pie­nia jest uro­czą młodą damą – przy­znał pan Mal­colm – ale nie­od­po­wied­nią dla mnie kan­dy­datką na mał­żonkę.

– A cze­muż to? – nie prze­sta­wał drą­żyć Cas­sie.

– Sam nie wiem. – Przy­ja­ciel wzru­szył ramio­nami. – Może dla­tego, że zbyt czę­sto trze­po­cze rzę­sami?

– Co takiego? Zbyt czę­sto trze­po­cze rzę­sami? I dla­tego nie zło­ży­łeś jej ponow­nie wizyty?

– Takie zacho­wa­nie mocno mnie roz­pra­szało. Kilka razy odnio­słem nawet wra­że­nie, że bie­daczka przy­sy­pia, a w pew­nym momen­cie zlą­kłem się wręcz, czy zaraz nie osu­nie się na zie­mię, więc ują­łem ją czym prę­dzej pod ramię. Od razu otwo­rzyła sze­roko oczy. Naj­wy­raź­niej uznała, że te trze­po­czące rzęsy skło­niły mnie do zło­że­nia jej pro­po­zy­cji mał­żeń­stwa.

Lord Cas­sidy pokrę­cił głową, jego psie oczy wyra­żały teraz roz­cza­ro­wa­nie.

– Nie patrz tak na mnie, Cas­sie. To nie­je­dyna kwe­stia, która zra­ziła mnie do panny Thi­stle­wa­ite.

Mal­colm się­gnął do kie­szonki kami­zelki i wyjął z niej zło­żoną w czworo kartkę papieru, a kiedy ją roz­pro­sto­wał, Cas­sie nie­cier­pli­wie zer­k­nął mu przez ramię. Wyglą­dało to na coś w rodzaju listy, lord Cas­sidy zdo­łał jedy­nie odczy­tać punkty: „posiada talent muzyczny lub pla­styczny” oraz „może się poszczy­cić dys­tyn­go­wa­nymi i dobrze uro­dzo­nymi krew­nymi”, zanim Mal­colm trium­fal­nie zama­chał mu świst­kiem przed nosem, naj­wy­raź­niej zna­la­zł­szy to, czego szu­kał.

– Pro­szę bar­dzo, punkt czwarty: „potrafi pro­wa­dzić roz­mowę na przy­ziemne tematy”. Panna Thi­stle­wa­ite ceni sobie poga­wędki skła­da­jące się wyłącz­nie z kokie­te­ryj­nych nie­do­mó­wień oraz kwie­ci­stych kom­ple­men­tów. Kiedy spy­ta­łem ją, co sądzi na temat ustaw zbo­żo­wych, stwier­dziła, że wpro­wa­dze­nie ogra­ni­czeń w die­cie bez wąt­pie­nia ma korzystny wpływ na zdro­wie.

Cas­sie nie spra­wiał wra­że­nia roz­ba­wio­nego gafą kuzynki, za to czym prę­dzej zmie­nił temat, byle tylko nie dać się wcią­gnąć w nudną dys­ku­sję na temat poli­tyki.

– Co tam masz, mój drogi przy­ja­cielu? Czyżby to była jakaś lista? – Na próżno usi­ło­wał wyjąć kartkę z ręki Mal­colma, bo ten już zdą­żył ją zło­żyć i scho­wać z powro­tem do kie­szonki kami­zelki.

– Ow­szem.

– Spo­rzą­dzi­łeś listę wymo­gów wobec swo­jej przy­szłej narze­czo­nej? – spy­tał Cas­sie gło­sem bar­dziej piskli­wym niż zwy­kle.

– I cóż z tego?

– To cho­ler­nie aro­ganc­kie z two­jej strony. Nie dzi­wota, że żadna panna ci nie odpo­wiada. Ocze­ku­jesz, że kan­dy­datka spełni wiele two­ich wyma­gań, zupeł­nie… zupeł­nie jak koń do zaprzęgu, któ­rego kupu­jesz na aukcji w Tat­ter­salls.

Mal­colm natych­miast pod­chwy­cił ten przy­kład.

– Wła­śnie tak. Wierz­chowce w mojej stajni muszą speł­niać wiele rygo­ry­stycz­nych wymo­gów. Cze­muż nie miał­bym wybie­rać przy­szłej mał­żonki jesz­cze sta­ran­niej? Prze­cież to kom­pletny absurd poświę­cać wię­cej czasu na ocenę zalet i wad konia niż narze­czo­nej, która ma się stać naszą dozgonną towa­rzyszką, widy­waną codzien­nie rano, w ciągu dnia i nocą.

Cas­sie nale­żał do tego gatunku angiel­skich dżen­tel­me­nów, któ­rych zda­niem to wła­śnie k o ń jest owym dozgon­nym towa­rzy­szem widy­wa­nym ran­kiem, w ciągu dnia i nocą, dla­tego argu­ment przy­ja­ciela nie­ko­niecz­nie tra­fił mu do prze­ko­na­nia. W każ­dym razie młody lord mruk­nął jedy­nie:

– Tylko patrzeć, a zaczniesz oce­niać ich chód i zaglą­dać im w zęby.

*

Cas­sie uni­kał Julii nie­mal przez cały tydzień po roz­mo­wie z przy­ja­cie­lem, jed­nak otrzy­maw­szy od kuzynki trzeci pona­gla­jący liścik, osta­tecz­nie sta­wił się w miej­skiej rezy­den­cji ciotki, Julia zarze­kała się bowiem, że odwie­dzi go oso­bi­ście i to bez obec­no­ści przy­zwo­itki. Cas­sie znał poryw­czą kuzynkę na tyle dobrze, by wie­dzieć, że jest gotowa posu­nąć się do osta­tecz­no­ści i uwi­kłać ich oboje w skan­dal.

Cze­kał na Julię w bawialni, roz­glą­da­jąc się wokół z dez­apro­batą. Pokój urzą­dzono ze sma­kiem, jed­nak jego zda­niem ciotka posu­nęła się za daleko w naśla­do­wa­niu upodo­ba­nia księ­cia regenta do wszyst­kiego, co orien­talne. Opar­cia sof i krze­seł zdo­biły głowy smo­ków, a jedną z ser­wan­tek wypeł­niały ozdobne tale­rze i fili­żanki, cera­miczne figurki zwie­rząt i rzeźby z kamie­nia. Cas­sie szcze­gól­nie uważ­nie przy­glą­dał się jed­nej z figu­rek, przed­sta­wia­ją­cej ryczą­cego lwa z sze­roko otwar­tym pyskiem, kiedy nagle usły­szał tuż przy uchu głos kuzynki.

– Nie ma obawy, on nie gry­zie.

Cas­sie drgnął gwał­tow­nie na te słowa, a Julia roze­śmiała się z zado­wo­le­niem, że udało się jej kuzyna zasko­czyć.

– Maniery godne prze­kupki z Bil­lings­gate – obru­szył się Cas­sie, cze­ka­jąc, aż kuzynka usią­dzie, zanim sam spró­bo­wał wpa­so­wać swoje tycz­ko­wate ciało w jedno z nie­wy­god­nych krze­seł.

– Skąd mam niby to wie­dzieć, nie utrzy­muję rów­nie nie­sto­sow­nych zna­jo­mo­ści co ty – odparła Julia, po czym ubie­gła jego obu­rzoną odpo­wiedź, doda­jąc: – Nie oba­wiaj się, nikomu nie zdra­dzę, że wystra­szy­łeś się maleń­kiej figurki. – Cas­sie już miał zapro­te­sto­wać, ale Julia na­dal nie dawała mu dojść do głosu. – No więc, co powie­dział pan Mal­colm? Obie­ca­łeś z nim poroz­ma­wiać na balu u lorda Wesle­igha, jed­nak od tam­tej pory nie mia­łam od cie­bie żad­nych wie­ści.

Cas­sie zmie­rzył kuzynkę poiry­to­wa­nym spoj­rze­niem, prze­kli­na­jąc los, że połą­czył go pokre­wień­stwem z rów­nie samo­lubną i roz­pusz­czoną pan­nicą. Żadne z nich nie miało rodzeń­stwa, a że dzie­liła ich róż­nica zale­d­wie kilku lat, rodzice od naj­wcze­śniej­szego dzie­ciń­stwa zmu­szali ich do dotrzy­my­wa­nia sobie nawza­jem towa­rzy­stwa. Ule­gły, spo­kojny z natury Cas­sie nie potra­fił prze­ciw­sta­wić się znacz­nie bar­dziej sta­now­czej kuzynce, dla­tego dawno już nawykł do ule­ga­nia najbar­dziej nawet sza­lo­nym pomy­słom Julii. Kuzynka zawsze była uro­czą dziew­czynką, a teraz wyro­sła na atrak­cyjną młodą pannę o kasz­ta­no­wych wło­sach, jasno­zie­lo­nych oczach i deli­kat­nych rysach twa­rzy. Jej poza nie­win­nej i wraż­li­wej panienki wciąż potra­fiła zwieść nie­jed­nego, jed­nak Cas­sie nie był głup­cem, dosko­nale znał praw­dziwą naturę swo­jej kuzynki. Panna o sta­lo­wej wręcz woli nie miała w sobie nic deli­kat­nego.

– No więc? – pona­gliła go teraz, bęb­niąc nie­cier­pli­wie pal­cami w zdo­biącą opar­cie głowę smoka.

– No cóż, Mal­colm przy­znał, że uro­cza z cie­bie panna…

– Naprawdę? – Julia prze­rwała mu z zado­wo­loną, choć nieco zasko­czoną miną. – To wspa­niale, bo wcze­śniej odnio­słam wra­że­nie, że nara­zi­łam się nie­opatrz­nie na jego nie­za­do­wo­le­nie. To znacz­nie lep­sze wie­ści, niż ocze­ki­wa­łam…

– Chwi­leczkę. – Cas­sie zde­cy­do­wał się ostu­dzić nieco jej entu­zjazm. – Nie­stety, nie jest tobą w naj­mniej­szym stop­niu zain­te­re­so­wany.

Nie zamie­rzał oznaj­miać tego kuzynce rów­nie bez­ce­re­mo­nial­nie, dla­tego natych­miast ogar­nęły go wyrzuty sumie­nia na widok jej posmut­nia­łej miny. Ni­gdy nie potra­fił spo­koj­nie patrzeć na kobiece łzy, więc czym prę­dzej posta­no­wił powstrzy­mać te, które, jak mu się zda­wało, już zaczy­nały wzbie­rać w oczach Julii.

– Bo widzisz, on spo­rzą­dził całą listę wyma­gań wobec ewen­tu­al­nej kan­dy­datki, a ty nie speł­niasz punktu czwar­tego. Ja też bym zresztą go nie speł­nił, jako że nie inte­re­suję się spe­cjal­nie poli­tyką i nie bar­dzo wiem, o co cho­dzi w usta­wach zbo­żo­wych. No bo prze­cież jakie to ma zna­cze­nie, czy upra­wiają te zboża w Berk­shire czy we Fran­cji?

Julia nie odpo­wie­działa. Ku zado­wo­le­niu Cas­siego nie­bez­pie­czeń­stwo pła­czu zostało naj­wy­raź­niej zaże­gnane. Kuzynka wyglą­dała na wręcz zagnie­waną.

– Spo­rzą­dził listę? – prych­nęła mało dys­tyn­go­wa­nie.

– No tak, muszę przy­znać, że począt­kowo ten pomysł nie przy­padł mi zbyt­nio do gustu, jed­nak kiedy Mal­colm mi to wyja­śnił, nie mogę mu odmó­wić racji. A jeśli panna ma na przy­kład dziwny chód w galo­pie?

Julia zigno­ro­wała tę na pozór pozba­wioną sensu uwagę, zde­ter­mi­no­wana wró­cić do głów­nego tematu roz­mowy.

– Chęt­nie dowie­dzia­ła­bym się, co znaj­duje się na tej liście. Czy­ta­łeś ją może, Cas­sie?

– Ow­szem, ale na wiele ci się to nie przyda. Wła­ści­wie to ani tro­chę, nawet gdy­byś zdała spraw­dzian z ustaw zbo­żo­wych. Na doda­tek nie­zno­śnie iry­tują go twoje rzęsy.

– Moje rzęsy? Czy ten czło­wiek jest obłą­kany?

– Ależ skąd. Po pro­stu nie udało ci się go oma­mić two­imi kobie­cymi sztucz­kami. Nie znosi takich gie­rek.

Julia zerwała się gwał­tow­nie z krze­sła i zaczęła krą­żyć po bawialni, mam­ro­cząc pod nosem: „cóż za czel­ność!” oraz „takie zadu­fa­nie!”. Cas­sie rów­nież pod­niósł się z miej­sca, jed­nak Julia gestem kazała mu usiąść z powro­tem, co też zro­bił, choć ner­wowo zaczął się wier­cić na krze­śle, uświa­do­miw­szy sobie, że zdra­dził zbyt wiele.

Kiedy jed­nak Julia nagle przy­sta­nęła i posłała mu sze­roki uśmiech, zdjęło go jesz­cze więk­sze prze­ra­że­nie. Nie­jed­no­krot­nie widział już na twa­rzy kuzynki tę minę, która ni­gdy nie zapo­wia­dała niczego dobrego.

– Mam dosko­nały pomysł – oznaj­miła.

– Śmiem wąt­pić – wes­tchnął tylko.

*

Selina Dal­ton nie spo­dzie­wała się w poczcie niczego cie­kaw­szego niż listu od rodzi­ców, a teraz – ku swo­jemu zdu­mie­niu – wpa­try­wała się wła­śnie w zapro­sze­nie od przy­ja­ciółki ze szkol­nych lat, Julii Thi­stle­wa­ite.

Co prawda napi­sała do Julii cztery mie­siące wcze­śniej, ale ponie­waż nie otrzy­mała odpo­wie­dzi, zre­zy­gno­wała z dal­szych prób pod­trzy­ma­nia kon­taktu. Ta przy­jaźń ni­gdy nie nale­żała do łatwych, jako że Julia mie­wała skłon­ność do zmien­nych nastro­jów, toteż Seliny wcale nie zdzi­wiło, że dawna kole­żanka nie odpi­sała. Dla­tego z ogrom­nym zdu­mie­niem przy­jęła teraz zapro­sze­nie do miej­skiej posia­dło­ści pani Thi­stle­wa­ite przy Ber­ke­ley Squ­are.

Selina aż pisnęła z zachwytu na myśl o wyjeź­dzie do Lon­dynu, po czym rozej­rzała się wokół z poczu­ciem winy z powodu rów­nie nie­sto­sow­nego zacho­wa­nia, jed­nak nikt nie mógł jej usły­szeć. Była zupeł­nie sama, jak zwy­kle zresztą, w salo­niku domu swo­jej daw­nej pra­co­daw­czyni w Bath.

Pani Ossory zawsze trak­to­wała ją ser­decz­nie i łagod­nie, toteż Selina z wiel­kim smut­kiem przy­jęła jej śmierć zale­d­wie cztery mie­siące temu. Żyły razem w wiel­kiej zgo­dzie, odkąd trzy lata wcze­śniej Selina zgo­dziła się dotrzy­my­wać towa­rzy­stwa star­szej damie. Obo­wiązki zwią­zane z tą posadą nie były spe­cjal­nie uciąż­liwe, a pani Ossory oka­zała się dla Seliny rów­nie wiel­kim wspar­ciem jak Selina dla niej. Nawet po śmierci zda­wała się roz­ta­czać nad dziew­czyną opiekę, jako że zapi­sała jej w testa­men­cie skromną sumkę.

Selina nie mogła jed­nak miesz­kać na­dal w domu dotych­cza­so­wej pra­co­daw­czyni, ponie­waż ten przy­padł w udziale sio­strzeń­cowi pani Ossory. Ponadto naprawdę nie miała ochoty wra­cać do nie­wiel­kiej para­fii w Sus­sex, gdzie jej ojciec peł­nił kapłań­ską posługę. Kiedy przyj­mo­wała posadę u pani Ossory, liczyła, że znaj­dzie w Bath odpo­wied­niego kan­dy­data do swo­jej ręki. Rodzice nie mieli dość pie­nię­dzy, by mogła zade­biu­to­wać pod­czas sezonu w Lon­dy­nie, toteż kiedy pani Ossory, daleka krewna matki, nad­mie­niła, że poszu­kuje damy do towa­rzy­stwa, Selina nie wahała się długo. Oto nada­rzała się oka­zja zakosz­to­wa­nia życia poza wiej­ską ple­ba­nią. A gdyby na doda­tek udało się jej dobrze wyjść za mąż, mogłaby wes­przeć młod­sze rodzeń­stwo.

Życie w Bath przy­pa­dło jej do gustu, ni­gdy nie żało­wała tych spę­dzo­nych tu trzech lat, mimo że cze­goś jej jed­nak bra­ko­wało. Z koniecz­no­ści obra­cała się wyłącz­nie w kręgu przy­ja­ciół i zna­jo­mych pani Ossory, wśród któ­rych nie było nikogo poni­żej pięć­dzie­sią­tego roku życia. Tęsk­niła więc za towa­rzy­stwem kogoś bliż­szego jej wie­kiem i zain­te­re­so­wa­niami. Sądziła, że bez trudu zdo­ła­łaby zna­leźć odpo­wied­nie osoby w Lon­dy­nie, ale zda­wała sobie sprawę, że dwu­dzie­sto­dwu­let­nia młoda dama nie mogłaby zamiesz­kać w mie­ście sama. Kiedy więc pani Ossory zmarła, napi­sała do Julii z nadzieją, że ta wpro­wa­dzi ją do towa­rzy­stwa. I oto wresz­cie otrzy­mała upra­gnione zapro­sze­nie.

List tra­fił do jej rąk w chwili, gdy wła­ści­wie pod­jęła już decy­zję o powro­cie do rodzi­ców. Uświa­do­miła sobie, że zbyt długo odwle­kała to, co nie­unik­nione. Poczy­niła już nawet nie­zbędne przy­go­to­wa­nia, by opu­ścić Bath następ­nego ranka. Dla­tego była wdzięczna losowi, że list nie dotarł o dzień póź­niej. Teraz mogła pla­no­wać podróż nie w rodzinne strony, ale do Lon­dynu.

*

Kiedy dwa dni póź­niej Selina dotarła do Lon­dynu, nieco zasko­czyło ją przy­ję­cie, z jakim się tam spo­tkała. Julia zbyła mach­nię­ciem ręki jej prze­pro­siny, że zja­wia się tak szybko po otrzy­ma­niu zapro­sze­nia, prze­ry­wa­jąc jej w pół zda­nia sło­wami: „To nawet lepiej, będziemy mogły zacząć od razu”, a następ­nie okrą­żyła sto­jącą pośrodku bawialni przy­ja­ciółkę, obrzu­ca­jąc ją kry­tycz­nym spoj­rze­niem.

– No cóż, chyba trzeba będzie się tym zado­wo­lić – orze­kła w końcu takim tonem, że Selina poczuła, że powinna prze­pro­sić żar­li­wie za swoje nie­do­statki, cho­ciaż na­dal nie miała poję­cia, o co Julii może cho­dzić. Pomy­ślała, że jed­nak jakaś reak­cja z jej strony jest konieczna, więc rzu­ciła:

– Słu­cham?

Wyrwana z zamy­śle­nia Julia roze­śmiała się dźwięcz­nie, po czym prze­pro­siła za swoje nie­ty­powe zacho­wa­nie.

– Za chwi­leczkę wszystko ci wyja­śnię, teraz jed­nak ocze­kuję jesz­cze mojego kuzyna, lorda Cas­sidy.

Selina ski­nęła głową, nie­wiele mądrzej­sza niż uprzed­nio, nato­miast Julia zaczęła paplać jak najęta.

– Zapra­szam, usiądź ze mną, byśmy mogły odno­wić naszą zna­jo­mość. Powiedz, co pora­bia­łaś przez cały ten czas… Czy naprawdę upły­nęło już pięć lat?

Selina potwier­dziła, że rze­czy­wi­ście od ich ostat­niego spo­tka­nia minęło pięć lat, po czym opo­wie­działa pokrótce o swo­jej posa­dzie damy do towa­rzy­stwa.

– Cóż za smutny czas dla cie­bie – uża­liła się nad nią Julia.

– Ależ skąd, nie było mi tam źle, cza­sami tylko tęsk­ni­łam za towa­rzy­stwem kogoś w naszym wieku. Ostat­nio Bath stało się ulu­bio­nym miej­scem wypo­czynku nesto­rów poszu­ku­ją­cych źró­dła mło­do­ści.

– Dosko­nale cię rozu­miem. Ja rów­nież uwa­żam, że cudzo­ziemcy są wyjąt­kowo męczący – odparła Julia. Zanim Selina zdą­żyła wyja­śnić przy­ja­ciółce, że zaszło nie­po­ro­zu­mie­nie, Julia dodała: – Poza tym zapewne nie mia­łaś tam zbyt wielu roz­ry­wek. Tu w Lon­dy­nie bez wąt­pie­nia czeka cię znacz­nie przy­jem­niej­szy czas.

Selina, która dosko­nale pamię­tała, jak samo­lubna była zawsze jej przy­ja­ciółka, raczej wąt­piła w praw­dzi­wość tych słów, uznała jed­nak, że nie­grzecz­nie byłoby w jej poło­że­niu sprze­czać się z gospo­dy­nią. Chwilę póź­niej została ura­czona opi­sem wszyst­kich cze­ka­ją­cych ją roz­ry­wek. Julia ogra­ni­czyła się jed­nak głów­nie do wymie­nie­nia ludzi, któ­rych Selina miała wkrótce poznać. Nazwi­ska nie­wiele jej mówiły, z tru­dem więc przy­cho­dziło jej odgry­wa­nie sto­sow­nie zain­te­re­so­wa­nej. Dla­tego ode­tchnęła z ulgą, kiedy wresz­cie zja­wił się lord Cas­sidy.

Julia doko­nała sto­sow­nych pre­zen­ta­cji, a Selina przyj­rzała się nowo przy­by­łemu z zain­te­re­so­wa­niem, powta­rza­jąc sobie w myślach, że prze­bywa w Lon­dy­nie od zale­d­wie dwóch godzin, a już poznała mło­dego dżen­tel­mena. Zain­te­re­so­wa­nie szybko jed­nak ustą­piło miej­sca roz­ba­wie­niu, kiedy doszła do wnio­sku, że Cas­sie – tak lord Cas­sidy chciał, by go nazy­wała – spra­wia wra­że­nie żyw­cem prze­nie­sio­nego z kary­ka­tur Cru­ik­shanka. Jego twarz o przy­jem­nych rysach wyda­wała się prze­ja­skra­wiona, a oczy, uszy i nos były w sto­sunku do niej wręcz za duże. Młody męż­czy­zna miał też dłu­gie, chude ręce i nogi, a jego ubra­nie, choć modne i z pew­no­ścią kosz­towne, było mocno wymięte. Uśmie­chał się do Seliny ser­decz­nie, ale za każ­dym razem, gdy spo­glą­dał w stronę kuzynki, jego usta wykrzy­wiał lekki gry­mas.

– A więc skoro mój kuzyn się już zja­wił, naj­wyż­sza pora wyja­śnić, po co wła­ści­wie zapro­si­łam cię do Lon­dynu – ode­zwała się Julia, gdy wszy­scy troje roz­sie­dli się już wygod­nie. Takie słowa musiały oczy­wi­ście spo­tkać się ze zdzi­wie­niem Seliny, ponie­waż w liście Julia zapra­szała ją do sie­bie, by móc po pro­stu cie­szyć się jej obec­no­ścią, toteż czym prę­dzej dodała: – Oczy­wi­ście, droga Selino, zawsze ceni­łam sobie twoje towa­rzy­stwo, co skło­niło mnie do wysto­so­wa­nia takiego wła­śnie zapro­sze­nia, mia­łam jed­nak nadzieję, że kiedy już znaj­dziesz się w mie­ście, zechcesz mi dopo­móc w prze­pro­wa­dze­niu pew­nego skrom­nego planu.

– Planu? – spy­tała zasko­czona Selina. Julia zamil­kła, naj­wy­raź­niej zdjęta waha­niem. Zer­k­nęła na kuzyna, któ­rego twarz wykrzy­wił jesz­cze bar­dziej gniewny gry­mas. Nie­zra­żona tym, pod­jęła temat, choć naj­wy­raź­niej nie miała dość odwagi, by spoj­rzeć przy­ja­ciółce w oczy.

– Być może „plan” nie jest tu naj­szczę­śliw­szym okre­śle­niem – dodała. – Cho­dzi raczej o coś w rodzaju psoty.

– Hm – prych­nął Cas­sie, prze­wra­ca­jąc oczami. Kuzynka go zigno­ro­wała.

– Sama rozu­miesz – Julia zwró­ciła się do przy­ja­ciółki – mamy tu w towa­rzy­stwie pew­nego mło­dego dżen­tel­mena, nie­ja­kiego pana Mal­colma, który jest powszech­nie znany ze swo­jej aro­gan­cji. Czło­wiek ten wyróż­nił mnie swoim zain­te­re­so­wa­niem, a następ­nie upo­ko­rzył, rezy­gnu­jąc z bywa­nia u nas.

– Ależ to okropne, tak mi przy­kro!

Julia zbyła współ­czu­cie Seliny nie­cier­pli­wym gestem ręki.

– Ow­szem to nie­zbyt przy­jemne, zwłasz­cza że póź­niej dowie­dzia­łam się jesz­cze o ist­nie­niu listy cech, któ­rych szuka w kobie­cie, a któ­rych jego zda­niem mi bra­kuje.

– To on spo­rzą­dził jakąś listę? A jakąż to niby?

– Lista zalet, które musi mieć jego przy­szła mał­żonka. Mal­colm uważa się za o wiele lep­szego od nas wszyst­kich, dla­tego nie­po­dobna speł­nić tych wymo­gów. Chcia­ła­bym, aby za jego aro­gan­cję spo­tkała go zasłu­żona kara, stąd mój pomysł na spła­ta­nie mu nie­win­nego psi­kusa. Pamię­tam, że w szkole zawsze byłaś pierw­sza do takich żar­tów. – Selina niczego takiego sobie nie przy­po­mi­nała, ale nie miała szansy zapro­te­sto­wać prze­ciwko takiej oce­nie jej cha­rak­teru, bo Julia kon­ty­nu­owała: – Pomy­śla­łam, że gdy­by­śmy zapre­zen­to­wały mu cie­bie jako kobietę ide­al­nie speł­nia­jącą wszyst­kie wymogi z jego listy, a potem pozwo­liły mu odkryć, że ty rów­nież posia­dasz listę ocze­ki­wań i on im nie odpo­wiada, to byłaby dosko­nała poetycka spra­wie­dli­wość.

– Ależ Julio, jeśli to czło­wiek tak aro­gancki i wybredny, jak mówisz, z pew­no­ścią nie przy­cią­gnę jego uwagi, prawda?

– Ist­nieje taka moż­li­wość, jed­nakże jesteś znacz­nie lepiej poin­for­mo­wana ode mnie czy innych zna­nych mi mło­dych panien. Wiesz już o liście, a dzięki wska­zów­kom moim i mojego dro­giego kuzynka masz znacz­nie więk­szą szansę speł­nić wszyst­kie jego wyma­ga­nia.

Selina zer­k­nęła na lorda Cas­sidy, zacho­dząc w głowę, jakim cudem ten kary­ka­tu­ral­nie wyglą­da­jący męż­czy­zna w ubra­niu w nie­ła­dzie mógłby ją nauczyć kobie­cych sztu­czek, dzięki któ­rym zdo­ła­łaby obu­dzić zain­te­re­so­wa­nie dys­tyn­go­wa­nego dżen­tel­mena o wyszu­ka­nym guście. Lord Cas­sidy naj­wy­raź­niej dostrzegł powąt­pie­wa­nie w jej spoj­rze­niu, bo natych­miast zapew­nił:

– Mal­colm jest moim dobrym przy­ja­cie­lem, znam go lepiej od innych.

– I jest pan rów­nież zda­nia, że pań­ski przy­ja­ciel zasłu­żył sobie na to, by paść ofiarą takiego psi­kusa? – zapy­tała Selina.

Zanim lord Cas­sidy zdą­żył się ode­zwać, odpo­wie­dzi udzie­liła Julia:

– Oczy­wi­ście, że kuzyn się ze mną zga­dza. Gdyby było ina­czej, nie zapro­po­no­wałby prze­cież swo­jej pomocy – rzu­ciła, a żeby powstrzy­mać dal­sze pro­te­sty Seliny, natych­miast dodała z lek­kim znie­cier­pli­wie­niem: – Och, nie bądź takie lelum pole­lum, Selino. Nie wyrzą­dzisz panu Mal­col­mowi więk­szej krzywdy, niż on sam wyrzą­dził już nie­jed­nej mło­dej damie, nie wyłą­cza­jąc mnie samej.

– Po pro­stu zdaje mi się, że twój nie­winny żar­cik jest ska­zany na nie­po­wo­dze­nie, moja droga Julio. Skoro pan Mal­colm nie uległ nawet two­jemu uro­kowi, wąt­pliwe, by uznał mnie za kobietę godną zain­te­re­so­wa­nia.

Cas­sie zaczął się zasta­na­wiać, co jego kuzynka odpo­wie na takie dic­tum. Znał ją dobrze, wie­dział więc, że nie lubi odda­wać pola żad­nej pan­nie, trzeba było jed­nak przy­znać, że w porów­na­niu z przy­ja­ciółką wypa­dała dosyć blado. Jej rudawe włosy nie mogły się rów­nać z ciem­nymi, gęstymi puklami Seliny o rdza­wym poły­sku, a jasno­zie­lone oczy Julii wyda­wały się pozba­wione życia w porów­na­niu z soczy­stą zie­le­nią szma­rag­do­wych oczu jej przy­ja­ciółki. Na doda­tek Julia dbała o to, by zgod­nie z naj­now­szą modą jej twarz pozo­sta­wała wręcz biała, pod­czas gdy cera Seliny miała zło­ci­sty odcień, jakby uca­ło­wa­nej słoń­cem. Każdy dżen­tel­men patrzyłby przede wszyst­kim na Selinę, a raz to uczy­niw­szy, nie byłby już w sta­nie odwró­cić spoj­rze­nia.

Julia nie wspo­mniała oczy­wi­ście o żad­nej z tych rze­czy.

– Co prawda nie jesteś kla­syczną pięk­no­ścią, sądzę jed­nak, że w odpo­wied­nim ento­urage’u zdo­łasz przy­cią­gnąć uwagę pana Mal­colma – orze­kła.

Selina pokrę­ciła głową.

– Nie wydaje mi się…

– Muszę przy­znać – prze­rwała jej Julia – że ten drobny żar­cik to jedyny powód, który prze­ko­nał mnie do tego, by w ogóle wró­cić do życia towa­rzy­skiego. Mam nadzieję, że zgo­dzisz się mi pomóc, bo ina­czej będziemy musiały znacz­nie skró­cić twoją cudowną wizytę. Oba­wiam się, że nie będę w nastroju na dotrzy­my­wa­nie jakim­kol­wiek gościom towa­rzy­stwa.

Selina od razu wychwy­ciła zawartą w sło­wach przy­ja­ciółki groźbę. Została tu zapro­szona w kon­kret­nym celu: aby pomóc Julii upo­ko­rzyć pana Mal­colma. Jeśli odmówi, nie ma co liczyć na wpro­wa­dze­nie do lon­dyń­skiej śmie­tanki. Wes­tchnęła lekko, roz­wa­ża­jąc roz­ma­ite opcje. Wpraw­dzie cały pomysł nie przy­padł jej do gustu, jed­nak wyglą­dało na to, że pan Mal­colm otrzyma jedy­nie to, na co zasłu­żył. Na doda­tek zawsze może się prze­cież oka­zać, że w ogóle nie zwróci na nią uwagi, a wów­czas Julia nie będzie mogła jej obwi­niać o nie­po­wo­dze­nie swo­jego planu.

– Czego kon­kret­nie ode mnie ocze­ku­jesz? – zapy­tała, a Julia uśmiech­nęła się z trium­fem.

Roz­dział 2

2

Tydzień póź­niej Selina gorzko żało­wała, że przy­stała na plan przy­ja­ciółki. Zdą­żyła już wydać więk­szość swo­jego rocz­nego dochodu na nowe stroje, które zda­niem Julii były nie­zbędne, by przy­kuć uwagę pana Mal­colma. Do tej pory nie miała jed­nak oka­zji wziąć udziału w naj­bar­dziej choćby nie­win­nym spo­tka­niu towa­rzy­skim. W gło­wie jej huczało od tych wszyst­kich sprzecz­nych wska­zó­wek, udzie­la­nych jej przez Julię.

– Musisz ema­no­wać pew­nego rodzaju ele­gan­cją myśli, dys­po­no­wać wie­dzą na temat świata, a jed­no­cze­śnie zacho­wać tę nie­win­ność i naiw­ność, które dżen­tel­me­nom wydają się tak zachwy­ca­jące – wyja­śniła Seli­nie, gdy już obie usia­dły na sofie w bawialni, a lord Cas­sidy naprze­ciwko nich.

– Sły­sza­łaś o usta­wach zbo­żo­wych? – zapy­tał Cas­sie.

– Ależ oczy­wi­ście.

– To nie­zwy­kle istotna kwe­stia. Przy­nio­słem ci kilka roz­praw nauko­wych na ten temat – dodał lord.

– Nie trać na nie zbyt wiele czasu, Selino. Męż­czyźni nie prze­pa­dają za damami inte­li­gent­niej­szymi od sie­bie, nie­praw­daż, Cas­sie? – Julia uśmiech­nęła się zło­śli­wie do kuzyna, który rzu­cił jej jedy­nie gniewne spoj­rze­nie. – A zbyt inten­sywny namysł jest przy­czyną powsta­wa­nia zmarsz­czek na czole – dodała, deli­kat­nie muska­jąc pal­cami prze­strzeń mię­dzy brwiami przy­ja­ciółki. – Nie byłoby też złym pomy­słem, gdy­byś nabrała zwy­czaju roz­my­śla­nia o wodzie. Dawno temu odkry­łam, że w takich momen­tach rza­dziej marsz­czę brwi.

– Och, o mało zapo­mnia­łem… – dodał Cas­sie. – Żad­nego trze­po­ta­nia rzę­sami.

– Słu­cham? – zdu­miała się Selina.

– Mal­colm nie prze­pada za tego rodzaju flir­tem.

– Cas­sie, gdy­byś w ogóle mnie słu­chał, wie­dział­byś, że już o tym mówi­łam. Wyja­śni­łam Seli­nie, że nie może zacho­wy­wać się nie­na­tu­ral­nie, kiedy będzie odgry­wać zauro­cze­nie panem Mal­col­mem.

– Ależ mnie cho­dziło prze­cież o coś zupeł­nie innego – obru­szył się Cas­sie.

– Wybacz, że nie uży­łam mniej skom­pli­ko­wa­nych słów…

– No cóż, skoro jesteś taka prze­bie­gła, panno mądra­liń­ska, dla­czego sama nie zda­łaś rów­nie pro­stego spraw­dzianu Mal­colma?

– Może gdy­byś mnie zawczasu uprze­dził…

Selina miała dość.

– Prze­stań­cie natych­miast! – Selina prze­rwała ich sprzeczkę. Oboje odwró­cili się w jej stronę z zasko­czo­nymi minami. – W ostat­nim tygo­dniu nasłu­cha­łam się dosyć waszych spo­rów, wystar­czą mi na resztę życia. Sądzę, że już wiem, czego szuka pan Mal­colm, więc zdradź­cie mi lepiej, jak waszym zda­niem mamy się poznać?

*

Selina wyglą­dała ukrad­kiem zza drzwi biblio­teki i nie mogła wprost uwie­rzyć, że w ten wła­śnie spo­sób ma spę­dzić swój pierw­szy bal. Została przed­sta­wiona gospo­dyni, pani Har­ring­ton, zatań­czyła jeden taniec z Cas­siem, a potem zapro­wa­dzono ją do biblio­teki, gdzie miała pozo­stać przez resztę wie­czoru. Pan Mal­colm był rów­nież obecny, ale jej poplecz­nicy uznali, że powinna oto­czyć się aurą tajem­ni­czo­ści, by pod­sy­cić jego zain­te­re­so­wa­nie. Dla­tego po pierw­szym tańcu miała mu znik­nąć z oczu, pod­czas gdy wmie­szani w tłum gości Julia i Cas­sie będą szep­tać z tym czy owym na temat nowej, tajem­ni­czej damy.

Selina zaczy­nała – wbrew sobie – docho­dzić do wnio­sku, że wie­kowe towa­rzy­stwo z Bath znacz­nie prze­wyż­szało walo­rami umy­słu dwoje postrze­lo­nych kuzy­nów.

– Trzeba jed­nak było wra­cać do Sus­sex – powie­działa na głos, na­dal patrząc przez szparę w drzwiach pro­wa­dzą­cych na pusty kory­tarz.

– Słu­cham? – ode­zwał się obcy głos za jej ple­cami.

Odwró­ciła się gwał­tow­nie. Stał przed nią młody męż­czy­zna, który naj­wy­raź­niej wstał z fotela, gdy tylko tu weszła. Jego widok spra­wił, że natych­miast prze­stała żało­wać przy­jazdu do Lon­dynu. To był naj­przy­stoj­niej­szy męż­czy­zna, jakiego w życiu widziała. Biblio­teka była skąpo oświe­tlona – naj­wy­raź­niej Har­ring­to­no­wie nie spo­dzie­wali się, że kto­kol­wiek z gości zapra­gnie w niej szu­kać schro­nie­nia w samym środku balu – więc Selina mogła mieć tylko nadzieję, że w peł­nym bla­sku dnia nie­zna­jomy będzie mniej przy­po­mi­nał grec­kiego boga, a bar­dziej zwy­kłego śmier­tel­nika.

– Prze­pra­szam, że zakłó­ci­łam pań­ski spo­kój – powie­działa, kiedy w końcu zdo­łała się nieco otrzą­snąć ze zdu­mie­nia.

– Ależ nic się nie stało – zapew­nił męż­czy­zna, skła­da­jąc trzy­maną w dłoni kartkę, po czym wsu­nął ją do kie­szeni. – Wła­śnie roz­my­śla­łem o darem­no­ści snu­cia marzeń.

Selina, która chwilę wcze­śniej doszła do podob­nych wnio­sków, nagle pomy­ślała, że może jed­nak wyka­zała się w tej kwe­stii nad­mier­nym pośpie­chem.

– Czy marze­nia są rze­czy­wi­ście daremne? Dają nam prze­cież nadzieję, a nadzieja to cudowna rzecz.

– Pani zda­niem. Inni mogą podzie­lać zda­nie poety, że: „Nadzieja to naj­bar­dziej bez­na­dziejna rzecz ze wszyst­kich”.

– Cóż za smutne prze­ko­na­nie! Ja podzie­lam raczej opi­nię John­sona, że nadzieja spra­wia „naj­więk­szą radość, jaką ten świat ma nam do zaofe­ro­wa­nia”. Być może jed­nak pra­gnie pan cze­goś nie­god­nego, a w takiej sytu­acji lepiej, by pań­skie marze­nia ni­gdy się nie ziściły. Niech­że pan przy­zna, liczył pan na wygraną w karty, a że się to panu nie udało, zde­cy­do­wał się pan dać ujście swo­jej iry­ta­cji.

Tajem­ni­czy dżen­tel­men odparł z uśmie­chem:

– Ni­gdy nie przy­znał­bym się do rów­nie dzie­cin­nego zacho­wa­nia, choć gdy­bym zasiadł do kar­cia­nego sto­lika, z pew­no­ścią uczy­nił­bym to z nadzieją na suk­ces.

– A więc twier­dzi pan, że marzył o czymś war­to­ścio­wym.

– W rze­czy samej.

– W takim razie mam nadzieję, że pań­skie pra­gnie­nia się speł­nią. – Selina rów­nież się uśmiech­nęła.

– Czuję się zaszczy­cony. Być może jed­nak myli­łem się, sądząc, że moje marze­nie nie ma szansy ni­gdy się ziścić – odparł męż­czy­zna, przy­pa­tru­jąc się dziew­czy­nie z zain­te­re­so­wa­niem.

Uśmiech Seliny nieco przy­gasł, zapa­dła nie­zręczna cisza. Nagle uświa­do­miła sobie, że młoda dama nie powinna prze­by­wać sam na sam z nie­zna­jo­mym w biblio­tece, pro­wa­dząc w dodatku dys­putę na filo­zo­ficzne tematy.

– Pro­szę wyba­czyć, że panu prze­szko­dzi­łam, lepiej już pójdę – powie­działa, ale nie ruszyła się z miej­sca, bo przy­po­mniała sobie, że prze­cież nie ma dokąd pójść. Julia i Cas­sie poin­stru­owali ją wyraź­nie, że ma zostać w biblio­tece, dopóki nie zjawi się któ­reś z nich. Na szczę­ście nie­zna­jomy natych­miast odparł, że to raczej on winien się odda­lić, po czym bez zbęd­nej zwłoki skie­ro­wał się do drzwi, przy któ­rych na­dal stała. Ustą­piła mu z drogi, a on przy­sta­nął przed nią i powie­dział:

– Był­bym zaszczy­cony, gdyby zechciała pani ofia­ro­wać mi taniec po powro­cie do sali balo­wej, kiedy już zosta­niemy sobie przed­sta­wieni.

Ski­nęła jedy­nie głową, nagle onie­śmie­lona. I dopiero po wyj­ściu tajem­ni­czego dżen­tel­mena przy­po­mniała sobie, że prze­cież tego wie­czoru już nie wróci do sali balo­wej.

*

Zaraz po prze­kro­cze­niu progu sali Mal­colm natknął się na Cas­siego, który już od jakie­goś czasu roz­glą­dał się w poszu­ki­wa­niu przy­ja­ciela.

– Gdzie się podzie­wa­łeś? Upa­trzy­łem tu dla cie­bie ide­alną kan­dy­datkę. Młoda dzier­latka, solidna klatka pier­siowa, zgrabne pęcinki…

Mal­colm po raz kolejny gorąco poża­ło­wał, że kie­dyś użył w roz­mo­wie z przy­ja­cie­lem koń­skiej meta­fory, bo od tam­tej pory Cas­sie opi­sy­wał każdą młodą damę niczym klacz.

– Nie obcho­dzą mnie twoje pro­po­zy­cje, Cas­sie. Zdaje się, że sam natkną­łem się w tych pro­gach na inte­re­su­jącą pannę.

– Jak to? Nie­moż­liwe! – wykrzyk­nął Cas­sie, a przy­ja­ciel popa­trzył na niego ze zdu­mie­niem.

– Sądzi­łem, że zależy ci, abym zna­lazł sobie odpo­wied­nią kan­dy­datkę na żonę.

– Ależ tak, oczy­wi­ście. Po pro­stu poja­wiła się w mie­ście nowa młoda dama, która od razu wzbu­dziła powszechne zain­te­re­so­wa­nie. To przy­ja­ciółka mojej kuzynki Julii, przy­je­chała na kilka tygo­dni z wizytą. Dosyć tajem­ni­cza młoda osóbka.

– Brzmi raczej nie­po­ko­jąco. Sta­ram się trzy­mać z daleka od tajem­ni­czych mło­dych osó­bek. Zwy­kle oka­zuje się, że wzdy­chają do nauczy­ciela tańca czy innego rów­nie nie­od­po­wied­niego zalot­nika.

– Ależ o tym nie może być mowy, zapew­niam cię – upie­rał się Cas­sie, jed­nak przy­ja­ciel zigno­ro­wał jego słowa, bez spe­cjal­nego prze­ko­na­nia roz­glą­da­jąc się po sali.

– Cie­kawe, kiedy opu­ści wresz­cie biblio­tekę – mruk­nął przy tym pod nosem, a Cas­sie obrzu­cił go zdu­mio­nym spoj­rze­niem.

– O czym ty mówisz? – zaczął dopy­ty­wać.

– Och, to nic waż­nego – odparł Mal­colm. – Pew­nie i tak okaże się, że jest mężatką albo ist­nieje jakaś inna rów­nie istotna prze­szkoda – mruk­nął bar­dziej do sie­bie.

Cas­sie przez chwilę przy­glą­dał mu się uważ­nie, po czym prze­pro­sił przy­ja­ciela, mówiąc, że musi go opu­ścić. Mal­colm na­dal roz­glą­dał się po sali w poszu­ki­wa­niu spo­tka­nej w biblio­tece damy, cho­ciaż sam nie był pewny, czy rze­czy­wi­ście pra­gnie znów ją widzieć. Co prawda wywarła na nim ogromne wra­że­nie, jed­nak w myślach cza­iły się obawy, czy przy ponow­nym spo­tka­niu nie okaże się, że zbyt pospiesz­nie przy­pi­sał jej zalety, które pra­gnął widzieć u przy­szłej narze­czo­nej. Nie­zna­joma była niczym speł­nie­nie jego marzeń. Zja­wiła się w biblio­tece tak nie­ocze­ki­wa­nie w momen­cie, gdy zdo­łał już nie­mal prze­ko­nać samego sie­bie, że jego poszu­ki­wa­nia ska­zane są na porażkę. Nawet w panu­ją­cym w biblio­tece pół­mroku zda­wała się pro­mie­nieć szcze­gól­nym bla­skiem. W jej spoj­rze­niu dostrzegł błysk inte­li­gen­cji i poczu­cia humoru, szczery uśmiech urze­kał sło­dy­czą. Im dłu­żej o niej roz­my­ślał, tym bar­dziej jego wąt­pli­wo­ści bla­dły. Nie mógł się już docze­kać ponow­nego z nią spo­tka­nia, by zoba­czyć, jakiego koloru są te ogromne, zachwy­ca­jące oczy.

*

Cas­sie wkro­czył do biblio­teki w wiel­kim pośpie­chu. Selina sie­działa na sofie i patrzyła ze smut­kiem gdzieś przed sie­bie.

– Panno Dal­ton, czy spo­tkała pani tutaj jakie­goś dżen­tel­mena? – zapy­tał.

Selina pod­nio­sła na niego wzrok, nieco wystra­szona jego nie­ocze­ki­wa­nym przy­by­ciem.

– Słu­cham? A tak, ow­szem, spo­tka­łam. To był bar­dzo przy­stojny młody czło­wiek. Popro­sił mnie o taniec. – Selina pomy­ślała ze smut­kiem, że tego wie­czoru nie wraca już prze­cież na bal.

– Dosko­nale! – Dziew­czyna lekko zmarsz­czyła brwi, zasta­na­wia­jąc się, co tak go ura­do­wało. – W takim razie chodźmy czym prę­dzej do sali, by mogła pani wypeł­nić obiet­nicę.

– Naprawdę? – zdu­miała się Selina. – Czyżby znał pan tego dżen­tel­mena?

– W rze­czy samej – odparł Cas­sie z jesz­cze szer­szym uśmie­chem.

*

Cas­sie i Selina dołą­czyli wkrótce do pani Thi­stle­wa­ite cze­ka­ją­cej na powrót córki z par­kietu. Matka Julii była drobną, nie­śmiałą kobietą o „deli­kat­nych ner­wach”, a więc sta­no­wiła cał­ko­wite prze­ci­wień­stwo swo­jej upar­tej córki, któ­rej pozo­sta­wiała wręcz nad­mierną swo­bodę. Oboje z mężem wcho­dzili już w wiek średni, kiedy Julia poja­wiła się na świe­cie. Jej naro­dziny sta­no­wiły dla nich praw­dziwy cud. Za życia pan Thi­stle­wa­ite był pobłaż­li­wym ojcem, a matkę nawet teraz Julia potra­fiła zmu­sić do ule­gło­ści, gdy ta pró­bo­wała się jej sprze­ci­wić. Wystar­czyło, że powie­działa: „Papa z pew­no­ścią by mi na to pozwo­lił”.

Pani Thi­stle­wa­ite przy­jęła powrót sio­strzeńca i Seliny z rado­ścią. Gdy unio­sła się na ich powi­ta­nie, szal ześli­znął się jej z ramion na pod­łogę. Selina natych­miast się po niego schy­liła.

– Ojej, ależ ze mnie nie­zdara. Dzię­kuję, Selino, to bar­dzo miło z two­jej strony. Powiedz mi jed­nak, dro­gie dziecko, czemu nie tań­czysz? Widzia­łam cię na par­kie­cie zale­d­wie raz w parze z Cas­siem.

Selina i Cas­sie wymie­nili spoj­rze­nia, ale w tym momen­cie dołą­czyła do nich Julia, dzięki czemu nie musieli wymy­ślać żad­nej wymówki.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki