Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
41 osób interesuje się tą książką
Po śmierci rodziców Twinkle trafia pod opieką okrutnej ciotki i jej dwóch córek, które przywłaszczają sobie jego dom. Kuzynki nienawidzą chłopca i robią wszystko, by uprzykrzyć mu życie. Bardzo szybko jego codzienność zamienia się w koszmar, a we własnym domu staje się służącym do wszystkiego. Nazywają go Kopciuszkiem. Jedyną osobą, która okazuje mu życzliwość, jest kucharka, pani Middleton. Za to zaufana ciotki, stara Grizedla, nienawidzi go z całych sił.
Kopciuszek marzy przed zaśnięciem o innym życiu. Spogląda przez okno na zamek, gdzie mieszkają władcy kraju. Ich syn, młody książę Jonathan, również pragnie zmienić swoje życie i odnaleźć prawdziwą miłość. Jednak rodzice mają wobec niego inne plany – chcą go jak najszybciej ożenić, by przedłużyć ród. Chłopak ma jednak tajemnicę, którą skrywa przed wszystkimi.
Pewnego dnia wraz ze swoją kuzynką Blandyną wyruszają w podróż. W przebraniu trafiają do wioski, gdzie książę poznaje przystojnego chłopaka o imieniu Twinkle. Od tego momentu wszystko zaczyna się zmieniać.
Kiedy na zamku odbywa się przyjęcie, podczas którego Jonathan ma wybrać przyszłą żonę, Twinkle, dzięki trzem zaczarowanym orzeszkom, zamienia się w księcia i tej nocy pojawia się na dworze. O północy jednak musi opuścić bal, ponieważ czar przestaje działać...
Jak potoczą się losy Twinkle'a i księcia Jonathana? Czy miłość ma prawo zwyciężyć tam, gdzie priorytetem powinien być obowiązek?
Pełna humoru przygoda. Przyjaźń. Miłość. I dwa różne światy, które lgną do siebie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 267
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tego autora w Wydawnictwie WasPos
SAGA RODZINNA
Jesienne liście
CYKL KRONIKA CZAROWNIC
Kronika czarownic. Pokolenia widzących
Kronika czarownic. Pokolenia złych
POZOSTAŁE POZYCJE
Spadek Barbary Tryźnianki
Zakazane uczucie ( wcześniej Zniszczone pianino)
Ptaki bez skrzydeł. Uwięzieni w Auschwitz
Syn pastora
Two Weeks To Love
Zakonnica z Krakowa
Co się zdarzyło w drodze do Łeby
Kopciuszek i Książę
W PRZYGOTOWANIU
Kronika czarownic. Pokolenia samotnych
Dwór na wrzosowiskach
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Andrzej F. Paczkowski, 2025Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Wiśniewska
Korekta: Magdalena Czmochowska
Zdjęcie na okładce:AI
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie raz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]
Ilustracje w środku książki: AI
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-855-8
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Epilog
Dawno, dawno temu, w dalekiej krainie było sobie królestwo.
W stolicy tego królestwa stał piękny zamek.
W zamku tym mieszkał król z królową, którzy władali rozsądnie i sprawiedliwie całą krainą.
Mieszkał też tam książę.
Był to jednak zupełnie inny książę niż znamy z opowieści.
Pewnego dnia, jakiś tydzień przed urodzinami, kiedy następca tronu miał osiągnąć pełnoletność, rodzice postanowili, że się ożeni.
Ale książę wzbraniał się przed tym, jak tylko mógł. Wydawało mu się, że jest jeszcze zbyt młody. Ale chyba nie tylko o to chodziło.
W tej dalekiej krainie istniało także miasto.
W mieście tym żył chłopak: sierota na łasce złej ciotki, która go wręcz nienawidziła.
Chłopak ten nazwany został Kopciuszkiem, ponieważ nieustannie chodził umorusany. Było to efektem ciężkiej pracy, do której ciotka zmuszała go od rana do nocy.
Pewnego dnia zbuntowany książę stanął na drodze nieszczęśliwego Kopciuszka.
I tak zaczyna się nasza opowieść.
Rozdział 1
Książę zupełnie inny niż wszyscy oraz rozmowa w jadalni
Książę nosił imię Jonathan i zbliżały się jego osiemnaste urodziny. Wszyscy w zamku go uwielbiali, ponieważ był wesoły i na jego twarzy ciągle gościł uśmiech.
– Powinieneś być trochę poważniejszy – strofowała go często matka. – Takie zachowanie nie przystoi przyszłemu królowi.
Królowa Cirzpisława nosiła się dumnie i mogła być wzorem wszystkiego, co doskonałe. Zawsze wspaniale ubrana, zawsze dystyngowana, zawsze spokojna. Była dobrą królową, lubianą na dworze i w sąsiednich królestwach. Miała tylko jeden minus: bardzo kochała męża i syna i na wszystko im pozwalała, ulegając niemalże każdej zachciance.
– Matko! – zawołał książę Jonathan. – Przecież matka wie, że śmiech to zdrowie. Sama matka mi to powtarzała. Mówi o tym nasz cyrulik, powiadając, że dopiero za parę setek lat świat dopiero wynajdzie ten świetny lek na zdrowie.
– Nie można jednak nieustannie się bawić i śmiać! Król powinien być poważny – odpowiedziała. – Popatrz na swojego ojca. Masz brać z niego przykład.
Król Szalet, który na drugie imię miał Pisuar (pochodził ze starego królewskiego rodu z Francji, dlatego jego imiona mogą brzmieć dla nas nieco dziwnie, ale tam były na porządku dziennym) rzeczywiście był spokojny i poważny. Na pierwszy rzut oka mógł się wydawać trochę sztywny, bo francuska etykieta (nawet w tamtych czasach) znacznie różniła się od tej naszej, ale tak naprawdę miał dobry charakter, rządził sprawiedliwą ręką i za jego czasów królestwo przeżywało prawdziwy renesans. Sprowadzał bowiem do kraju wszystkich artystów, którzy w jakikolwiek sposób mogli przyczynić się do pogłębiania wiedzy i szerzenia kultury oraz oświaty. Jego jedynym minusem była słabość do syna, którego kochał nawet bardziej niż żonę. Bardziej, bo choć żonę kochał mocno, trzeba wam wiedzieć, syna kochał jeszcze większą miłością, do tego ślepą i bezgraniczną.
– Musimy coś z tobą zrobić. Inni książęta w twoim wieku, choć jest ich jedynie garstka, już dawno mają żony. Ty jedyny pozostajesz samotny. Zanim zejdę z tego świata, choć nie zamierzam oczywiście odchodzić w bliskiej przyszłości, chcę cię zobaczyć na ślubnym kobiercu.
– Matka powinna się zająć czymś, co by ją zainteresowało. Nieustanne swatanie stało się już nudne! – Książę obstawał przy swoim i podał pod stołem udko z kurczaka ulubionemu psu.
– Może tobie uda się wpłynąć na naszego syna? Ojca chyba posłucha? No? Powiedzże coś, przemów mu do rozsądku! – Królowa spojrzała na męża.
Król westchnął.
Nigdy nie lubił rozsądzać ich sporów.
– Matka ma rację. Powinieneś się ożenić.
– Ojcze! Sam ożeniłeś się zdecydowanie później!
– Tylko dlatego, że twoja matka była zbyt młoda na ślub.
– Dla króla to chyba nie jest za wielką przeszkodą?
– Nie. Jednak pochodzę ze starego francuskiego rodu, a tam nauczyliśmy się, że ślub powinni brać dorośli, nie zaś dzieci.
– Przecież matka często mi powtarza, że jestem jeszcze niedorosły! Więc? – Książę klasnął w ręce. – Sprawa załatwiona. Poczekajmy, aż dorosnę!
– W naszym kraju obowiązują inne normy – powiedziała królowa.
– Ależ ojcze? – Książę Jonathan zwrócił się do króla.
– Może chłopak ma rację i powinniśmy trochę poczekać? – spytał król, któremu wiele nie brakowało, by ustąpić synowi.
– Po moim trupie! – zawołała królowa i skrzyżowała ramiona.
Książę Jonathan zastanawiał się, jak z tego wybrnąć, ponieważ czuł, że tym razem sprawa wygląda poważnie.
Nie chodziło już nawet o to, że żadna królewna mu się nie podobała, bo oczywiście były w innych królestwach piękności, gotowe do poślubienia go na poczekaniu. Należał do przystojnych młodzieńców i dziewczęta wodziły za nim roziskrzonym wzrokiem. On jednak wiedział, że podobają mu się chłopcy, ale jak na razie nie zdradził jeszcze rodzicom swojego sekretu. Więc jeżeli kiedyś zdarzy się, że będzie musiał wziąć ślub, to weźmie, ale tylko z pięknym księciem, który skradnie jego serce.
– Nie każ mi, matko, marzyć o czymś takim – zawołał książę, podając psu drugie udko.
– Tyle razy mówiłam, że nie wolno karmić psa pod stołem! Skąd ty bierzesz te nawyki? Przecież tego cię nie uczyliśmy! – strofowała matka.
– Jest głodny! Dlaczego mu nie dać, skoro na stole pełno, a nikt nie je!
– Ale to pies! Kiedy rozejdzie się po świecie, że karmisz psy, jesteś niedojrzały i w dodatku nie można z tobą porozmawiać na poważne tematy, nici z jakiegokolwiek wesela. Żadna księżniczka nie będzie chciała mieć w zamku takiego…
– Ależ, matko! – Nie ustępował książę, myśląc intensywnie, jak wywinąć się z tej sytuacji.
– Wybierzesz sobie księżniczkę albo przysięgam, że zamknę się w wieży i do końca życia z niej nie wyjdę – zagroziła matka.
– Wszystkie księżniczki są miłe, jednak żadna do mnie nie pasuje! – krzyknął książę zniecierpliwiony nieustępliwością matki.
– Będzie, jak postanowiłam. A jak nawet na początku nie będzie pasowała, to się z czasem dopasuje! Nawet na siłę!
– Księżniczka Penelopa jest wyższa ode mnie o głowę. Księżniczka Anastazja znowu dwa razy większa ode mnie i podejrzewam, że jedzenie również będzie lubiła bardziej niż mnie. Księżniczka Dorotea ma tak wielki nos, że można się na nim huśtać i wszyscy się z niej śmieją. Katarzyna jest rozwydrzona. Marlena za cicha i nudna jak flaki z olejem. Bożena za głośna i ma mało włosów. Sara, zdaje się, nie ma w ogóle pojęcia o świecie. Gardenia zaś, jak słyszałem, chrapie i… – zaczął wymieniać książę, ale matka mu przerwała.
– Jedna z nich będzie musiała cię zadowolić! Byliśmy dla ciebie zbyt pobłażliwi! I nawet gdybyś miał wziąć dziewczynę z ludu, to jednak jakąś sobie weźmiesz, w przeciwnym razie nie nazywam się Cirzpisława!
Król Szalet zaczął odganiać muchy, siadające mu na talerzu.
– Jeszcze dziś musimy coś postanowić! – Matka okazała się nieugięta.
Wtedy księcia Jonathana nagle oświeciło.
– Wiem!
Oboje rodzice nastawili uszu.
– Do moich urodzin został cały tydzień! Chciałbym w tym czasie wyruszyć w przebraniu w podróż, by poznać życie wieśniaków i zwykłych ludzi.
– A co to ma wspólnego z weselem? – spytał ojciec.
– Matka powiedziała, że wystarczy nawet dziewczyna z ludu. Jeżeli nie podobają mi się żadne księżniczki, to może spodoba mi się jakaś… Osoba z naszego królestwa?
Matka i ojciec byli już w takiej desperacji, że nawet specjalnie nie marudzili. Ktokolwiek by to nie był, najważniejsze, że przyprowadzi do domu kandydatkę na żonę następcy tronu. A że matka również nie mogła się pochwalić czystością pochodzenia, ba! nie tylko nie wywodziła się z królewskiego rodu ani nawet ze szlacheckiego, zgodzili się od razu.
– Uzgodnione! – powiedziała zadowolona królowa. – Ale bez kandydatki na żonę do zamku nie wracaj!
Rozdział 2
Książę, który, podglądając stajennych, zastanawia się, co dalej
Książę Jonathan schował się za stodołą. Właściwie to nie musiał tego robić, bo włożył ciuchy zwykłego mieszczucha, więc raczej nikt by go nie rozpoznał.
Patrzył na rozbierających się stajennych. Po całym dniu pracy myli się w wielkiej balii pełnej zimnej wody. Nadzy, jak ich pan Bóg stworzył, dokazywali niczym młode źrebaki. Czasami kąpali się w rzeczce, jednakże dzisiaj chyba nie mieli na to ochoty.
– Jestem głodny jak wilk! Czas nam do domów, chłopaki! – wołał jeden, dla żartów uderzając kolegę ręcznikiem w nagi tyłek.
– Z dnia na dzień więcej pracy, a płaca ta sama! – poskarżył się inny.
– Konie lepiej od nas jedzą! – dodał trzeci.
Nagle ktoś zawołał:
– Chłopaki, a może wskoczymy na chwilę do rzeki?
Popatrzyli po sobie, ale kiedy spostrzegli, kto to proponuje, od razu stracili zainteresowanie. Ben patrzył na nich z uśmiechem na twarzy, ale z oczami głodnego wilka, który z chęcią by się na nich rzucił.
– Nie, dziś nam takie zabawy nie w głowie! – odezwał się jeden z nich, polewając się wodą i spłukując mydliny.
– Za tydzień w królestwie ma się odbyć bal. Nie słyszałeś o tym? – zdziwił się kolejny.
– No i co z tego? – spytał Ben.
– Mamy dużo pracy z oporządzaniem koni i przygotowywaniem stajni na przyjazd gości.
– Przecież już jesteśmy po pracy!
– Ale w domu czeka nas kolejna!
– Racja! – przytaknęli wszyscy, śmiejąc się rubasznie.
Jonathan podziwiał mokre, szczupłe i muskularne ciała. Bardzo mu ten widok przypadł do gustu. Prawdę mówiąc, mógłby tak na nich patrzeć całą noc i nigdy by mu się nie znudziło.
– Pierdoły! – szepnął do siebie Ben, odchodząc.
Jonathan zastanawiał się, czy ten tydzień wystarczy mu, żeby coś wymyślić i przekonać rodziców do poniechania żałosnego pomysłu ożenku. Po co mu królowa? To bez niej nie będzie w stanie władać królestwem? Przecież ma swoją głowę i druga mu wcale niepotrzebna.
Wymyślił ten tydzień, by zyskać na czasie. Już nieraz udawało mu się zmieniać lub całkiem niweczyć plany rodziców. Teraz też musiało się powieść.
Jeden ze stajennych wydał mu się naprawdę przystojnym chłopakiem. Młody i wysoki, o jasnych jak łany zboża włosach. To na nim książę najczęściej zawieszał wzrok. Kawał ciacha, nie ma co. Ale choć Jonathan rwał się do niego i bardzo chciałby go poznać bliżej, wiedział, że nie uczyni żadnego kroku. On tylko patrzył. Potrzebował czasu, by zobaczyć, jak wygląda prawdziwe życie. W głębi serca jednak był czysty i niewinny, i taki też zamierzał pozostać do dnia ślubu. O ile taki w ogóle nadejdzie. Bo, jak mu się wydawało, sądził, że w takim układzie zostanie dziewicą do końca życia. Wolał myśleć o sobie w ten sposób. O dziewicy.
Bo słowo prawiczek jakoś mu się zbytnio nie podobało.
Książę cicho westchnął.
Jego przyszłość malowała się w czarnych barwach i raczej nic tego nie mogło zmienić.
Stajenni szybko się dziś obrządzili i zaczęli się rozchodzić do domów. Pozostała po nich balia brudnej wody, zapach potu i mydła oraz mokra trawa wokół.
Wracając do domu, zastanawiał się, dokąd wyruszy jutro z samego rana. Oczywiście sprawa nie była taka prosta, jak się z początku wydawało. Rodzice zgodzili się go puścić na tydzień między zwykłych ludzi, ale pod warunkiem, że w ślad za nim pójdzie dwóch gwardzistów ze straży królewskiej. Mieli być również przebrani, tak by nie przyciągali wzroku i nie wyróżniali się z tłumu, co im się oczywiście nie podobało. I mieli przesyłać sprawozdania parze królewskiej. O tym jednak rodzice już „zapomnieli” poinformować swojego syna. A w czasie jego nieobecności, królowa przygotuje bal, na którym wybierze sobie żonę.
Jak tylko położył się do łóżka, znowu miał przed oczami piękne ciała stajennych, nagie i spływające wodą. Gdyby świat był trochę inny, bardziej otwarty i wyedukowany, jakże lepiej i łatwiej by się żyło! Mógłby bez problemu otworzyć się przed rodzicami, a tak nie wie, co powinien zrobić. Bo jak tu zrobić coming out w tym wieku i w tym królestwie, gdzie nie ma żadnych innych chłopców podobnych do niego? Nikt nigdy nie słyszał o dwóch mężczyznach mieszkających razem. Nikt nie opowiadał o nich bajek i nie było dwóch takich, którzy żyliby długo i szczęśliwie.
Książę westchnął już nie wiadomo który raz.
Matka i ojciec go kochali. To prawda. Ale czy zrozumieliby jego postrzeganie świata? Co jak co, był księciem i ich jedynym synem. Dziedzicem tronu. Jego zadaniem było spłodzenie potomka, sprowadzenie na świat następcy, który zajmie po nim miejsce. Tymczasem jego zupełnie nie podniecały dziewczyny, a oczy kierował tylko na chłopaków. I na tym poprzestawał, bo brakowało mu odwagi, by uczynić pierwszy krok. Zresztą, gdyby to wyszło na jaw, zapewne świat rozpadłby się na drobne kawałki.
Książę Jonathan miał wielki dylemat, który trwał od lat. Walczył sam z sobą i starał się ignorować swoje potrzeby, jednakże z każdym rokiem było mu trudniej. Chciał mieć kogoś, przy kim byłby szczęśliwy. I prawdziwy. Bez fałszu i tajemnic. Taki, jaki powinien być człowiek.
Ale czy jest na świecie ktoś podobny do niego?
Czy też książę o takiej orientacji jest sam jak palec?
To pytanie musiało na razie pozostać bez odpowiedzi.
Rozdział 3
Królowa i król rozmawiają o księciu na łóżku wodnym
– Coś z nim jest nie tak – powiedziała późnym wieczorem królowa do króla, z westchnieniem ulgi ściągając z siebie ubranie.
– Co masz na myśli?
– Zachowuje się dziwnie.
– Dziwnie? Nie rozumiem.
– Ty nigdy niczego nie zauważasz. – Westchnęła. – Ale właśnie dlatego nadal cię kocham. Nie zauważasz moich siwych włosów, nawet mojego chrapania w nocy. To bardzo miłe z twojej strony.
– Przecież nie masz siwych włosów. To z pewnością bym zauważył.
– No i w tym sęk. Nie zauważasz. Tak samo jak nie widzisz, że coś się dzieje z Jonathanem.
– Ale co ci się nie podoba?
– Zachowuje się dziwnie. Kazałam go obserwować i nawet na chwilę nie spuszczać z oka.
– A kiedy pójdzie do wychodka? – spytał podejrzliwie król.
– Wtedy też.
– Wiesz, to nieładnie. Każdy potrzebuje prywatności.
– Będzie ją miał, jak się ożeni.
– Nie jestem taki pewien – mruknął cicho król, ale na szczęście małżonka go nie słyszała.
Królowa Cirzpisława skończyła czesać włosy.
– Mogą wyniknąć z tego kłopoty – powiedział król Szalet, spoglądając na kłąb włosów, które pozostały na szczotce, jakby królowa liniała.
– Jakie tam kłopoty? To nasz syn. Nie może się dziwić, że go pilnujemy. Zresztą mamy obowiązek go chronić!
Król ostrożnie wdrapał się na wysokie łóżko i spróbował się położyć.
Królowa jak zwykle opadła niczym kłoda.
– Ależ jestem wykończona! – Jęknęła. – Po całym dniu siedzenia w gorsecie nawet teraz brakuje mi tlenu. Powinni ściąć głowę temu, kto to wymyślił. Mam wrażenie, że nie potrafię oddychać i czuję ból w piersiach.
– Mam nadzieję, że nie masz przewlekłej obturacyjnej choroby płuc – mruknął król.
– Boże, a co to takiego? – Jęknęła, kołysząc się na łóżku i próbując się na nim utrzymać.
– Nie wiem. Ale wydaje mi się, że kiedyś takie choroby będą – odpowiedział. – A może o czymś takim słyszałem od maga?
– Miejmy nadzieję, że to tylko od gorsetu.
Łóżko znowu całe się zakołysało, bo królowa próbowała się wygodniej ułożyć. Nagle drgnęła i szybko usiadła.
– No i masz! Znowu przecieka!
Odkryła kołdrę i dotknęła posłania.
– Mokre! Jakby ktoś nasikał.
– Mówiłem, że to łóżko wodne to durny wymysł. Po co takie chciałaś? Na normalnym o wiele lepiej by się spało – powiedział z zamkniętymi oczami król. – Ja tam wolałem klasykę. Było niższe i mniej bujało.
– Może i tak, ale za to mamy coś, czego nikt w królestwie jeszcze nie ma. Za setki lat ludzie będą mieli takie łóżka w domach i będą uważali, że to oni pierwsi takie coś wymyślili. Tymczasem my już dziś mamy takie wygody.
– Z tymi wygodami to trochę przesadzasz – marudził król. – Od tej wody w środku zimno mi w plecy – poskarżył się.
– To weź drugi koc i podłóż pod siebie! Co za problem?
– Ta kozia skóra jednak się nie spisała. Tak czy tak, łóżko przecieka.
– Świńska była jeszcze gorsza, pamiętasz?
Król Szalet jęknął.
– Kto by nie pamiętał. Przecież na twoją prośbę z boków zwisały świńskie ogony i tak nieprzyjemnie ocierały mi się o nogi. Że niby ozdoba! Fuj!
– Ja tam lubiłam te ogonki, sprawiały miłe wrażenie. Zresztą słyszałam od naszego maga, że ogony zapobiegają chorobom. Co prawda nie pamiętam, o jakich mówił, czy był to koklusz czy coś innego, ale przecież wtedy nie chorowaliśmy, prawda?
Król westchnął.
– Nie, nie chorowaliśmy, ale to, co się potem z tymi ogonami działo… – nie dokończył.
– Masz na myśli, że biedota rzuciła się na nie i gotowała z nich zupę? Nie mogliśmy temu zapobiec. Przecież nie mamy śmietnika zamykanego na klucz. Każdy ma do niego dostęp.
– Jednak takie suszone ogony… – Wzdrygnął się.
– Może to dla nich jakiś rarytas? Skąd możesz wiedzieć, co oni jedzą? A co, jeśli świńskie ogony są dla nich na wagę złota? Ja bym tam sobie nic z tego nie robiła. A sumienie możesz mieć czyste, pomagamy wszystkim, ile można. Hołota też dostaje jedzenie.
– Tak, tak. Dostaje każdy. Masz dobre i wielkie serce.
– Nie tak wielkie jak ty, mój drogi Szalecie, ale staram ci się dorównać.
– To bądź miła dla naszego syna.
– Jestem jego matką! Nikt jak matka tak mocno nie kocha swojego dziecka. Ojciec nie może mieć o tym nawet zielonego pojęcia. To ja, ja go nosiłam pod sercem.
– Wiem, dziewięć miesięcy o tym słuchałem.
– Dlatego musimy go mieć na oku. I ożenimy go, tak czy tak, nawet gdyby to miała być jego kuzynka.
Król zaczął kaszleć, kiedy to sobie wyobraził. Blandyna jako żona Jonathana nie mieściła mu się w głowie. Choć była księżniczką, nie miała z nią nic wspólnego. Wyglądała nie tylko jak prawdziwy chochoł, ale również zachowywała się jak chłop i to wprost raziło. Przewalcowałaby chłopaka jeszcze tego samego dnia na wszystkie sposoby.
– Jesteś już wyraźnie bardzo zmęczona. Gadasz od rzeczy. Dobranoc, żono.
Królowa chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zauważyła, że król od razu zasnął, więc westchnęła tylko i przekręciła się ostrożnie na bok.
W głowie tyle jej się jeszcze kłębiło myśli, ale nie mogła tego już z siebie wyrzucić, bo on zwyczajnie zasnął, jakby los syna kompletnie go nie obchodził.
Westchnęła znowu i zamknęła oczy.
Mężczyźni! Mag mówił, że raczej nigdy się nie zmienią i zawsze pozostaną tacy sami. Mamrotał coś o dwóch różnych planetach, ale nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi. Że to normalne, że się różnią. No cóż. To ją trochę uspokoiło. Po kilku chwilach wreszcie i ona zapadła w spokojny sen.
Rozdział 4
Kopciuszek i jego smutne życie
Kopciuszek kiedyś, naprawdę dawno temu, nazywał się Twinkle. Ale tego imienia nie używał już od lat, dokładnie od czasu, kiedy umarli mu rodzice.
Twinkle był urodziwym dzieckiem, choć bardzo wątłym, bardzo cichym i bardzo spokojnym. Matka nieustannie nosiła go na rękach i gdyby dane jej było żyć dłużej, chłopak dorastałby w dobrej rodzinie w atmosferze pełnej miłości. Ojciec był kupcem i często bywał poza domem, ale za każdym razem, gdy wracał, nie odstępował syna na krok.
Wiodło im się w mieście całkiem dobrze i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie choroba, na którą zapadła matka chłopaka. Była to osoba równie wątła jak syn, o bladej cerze i jasnych włosach. Szczuplutka i filigranowa, bardziej przypominała dziecko niż dorosłą kobietę. Chorowita jednak była od kołyski i tak jej już zostało. Na szczęście trafiła na dobrego męża, który niemalże nosił ją na rękach i przychylał nieba. Oboje po ślubie stworzyli szczęśliwy dom, w którym często słyszało się śmiech.
Twinkle przyszedł na świat po dwudziestu godzinach porodu, jakby mu się wcale nie śpieszyło. Był tak pomarszczony i fioletowy na twarzy, że wyglądał jak siedem nieszczęść, ale jego rodzice uznali, że piękniejszego dziecka nigdy nie widzieli na oczy.
– Jest taki malutki – zachwycał się ojciec.
– Podobny do ciebie – powiedziała matka z rozanielonym wyrazem twarzy, aczkolwiek podobieństwa trudno się było doszukać w tej pomarszczonej buzi.
Twinkle rósł, ale nie jak na drożdżach a znacznie wolniej. Później niż rówieśnicy zaczął chodzić. Później mówić. Później zaczął też rosnąć i zawsze był o głowę mniejszy od równolatków. I zawsze ze wszystkim trochę w tyle. Co nie oznaczało, że coś z nim było nie tak. Nie. Jego ojciec, ze swoimi sto sześćdziesięcioma centymetrami wzrostu, do wysokich nie należał, więc dziecko po prostu wdało się w rodziców. Był inteligentny, chociaż powolny, ale kiedy skończył pięć lat, wszystko się zmieniło i szybko nadrobił opóźnienia.
Mały był oczkiem w głowie rodziców. Kochały go nawet służące krzątające się po domu. Mimo obowiązków zatrzymywały się przy nim chociaż na chwilę. Po matce miał piękne niebieskie oczy i wspaniałe jasne włosy, które sprawiały, że wyglądał niemalże jak aniołek.
I tak ta historia mogłaby tak trwać, a mały Twinkle mógłby spokojnie sobie żyć, gdyby matka nie zachorowała. Umarła w ciągu tygodnia na taką biegunkę, że nikt czegoś takiego jeszcze nie widział. I nikt nie wiedział, z czego to się wzięło. A jedynej osobie, która była za to odpowiedzialna, nie przyszło to nawet do głowy.
Kucharka nigdy za bardzo nie dbała o czystość. Mycie rąk uważała za zbędne fanaberie. Muchy latały wszędzie i pstrzyły po wszystkim, gdzie się dało. Mięso, często już nienadające się do spożycia, pojawiało się później na pańskim stole. Delikatna na zdrowiu pani domu w końcu nie wytrzymała takiej diety. Choć w sumie te wszystkie lata, które przeżyła na wikcie kucharki-brudasa, należy uznać za sukces. Na szczęście wkrótce przyłapano ją na kradzieży i wyrzucono, na jej miejsce przyjmując nową, która okazała się zupełnym przeciwieństwem.
Jak to się mówi, nieszczęścia lubią chodzić parami. Niedługo potem ojciec, wracając z towarem przez ciemny las, został napadnięty przez rabusiów i umarł na skutek odniesionych ran. Co prawda udało mu się jeszcze dowlec do domu, ale nie zdołał pożegnać się z synem, ponieważ skonał na schodach, zanim jego ręka dosięgła klamki.
Mały Twinkle został więc sierotą. Do jego domu wkrótce wprowadziła się ciotka wraz z dwoma córkami. Wcześniej darła koty ze swoim bratem, teraz stała się panią na włościach i zaczęła rządzić twardą ręką. A że była to zła i zachłanna kobieta, życie w domu stało się nieznośne.
Mały Twinkle miał wtedy sześć lat i został wyrzucony ze swojego pokoju do małej izdebki przy kuchni, gdzie od tego momentu musiał zamieszkać. Jego życie zmieniło się w koszmar, ponieważ ciotka zaczęła go zmuszać do wykonywania wszystkich prac domowych. Karała go też często za każde przewinienie, a kiedy miała zły dzień, nie dawała mu nawet jedzenia.
– Przynajmniej na tobie zaoszczędzimy. Jesteś darmozjadem i nic więcej! – syczała z wściekłością, której nie rozumiał.
W domu nie została już żadna ze służących, które wcześniej tu pracowały.
Odchodziły z żalem, że chłopak zostanie teraz sam, ale jednak odchodziły, ponieważ warunki, jakie im stawiano i sposób, w jaki się z nimi obchodzono, był dla nich nie do zaakceptowania.
Wreszcie pozostała już tylko kucharka i stara jędza, Grizelda, która potrafiła przymilać się pani i skakała obok niej oraz jej córek z uśmiechem na twarzy, kradnąc z domu, co się dało i przekazując swojej rodzinie. W ten sposób rekompensowała sobie kuksańce i napady złego humoru gospodyni. A że była kuta na cztery nogi i ostrożna w swoich szachrajstwach, udawało jej się nie popełniać błędów.
Twinkle zaczął mieć z dnia na dzień coraz więcej obowiązków. Musiał też palić w piecach, a że ta praca zbytnio mu nie szła, ciągle chodził umorusany i kuzynki śmiały się z niego nieustannie, wytykając palcami. Były to bowiem nieznośne dziewczyny, źle wychowane, czerpiące radość z czyjejś krzywdy i z dręczenia słabszych.
– Wygląda jak kocmołuch! – Pokazywała go palcem Gracietta.
– Bo to jest kocmołuch! – Śmiała się Panczetta.
Siostry miały zagraniczne imiona, ponieważ ich matka wybrała się w podróż do Włoch. Tak właściwie to nie udało się jej przekroczyć granicy, ale znalazła się w jej pobliżu i tam właśnie obiło jej się o uszy słowo grazietta, które miało oznaczać podziękowanie i pancetta, mające być czymś tradycyjnym; czym, tego już się jednak nie dowiedziała, zresztą była zbyt leniwa, by dopytywać. Jako że zawsze miała wysokie aspiracje, uznała, że nazwie córki włoskimi imionami, aby wyróżniały się z plebsu. Był to również w pewien sposób hołd złożony jej przywiązaniu do tego wspaniałego kraju, który wszyscy zachwalają, ponieważ stamtąd pochodzi wino przedniej jakości i oliwa nie z tej ziemi, o pomidorach już nawet nie wspominając. Dzięki temu zresztą, jak sądziła, łatwiej znajdą w przyszłości męża. Bo przecież Gracietta i Panczetta brzmi o wiele ładniej i wytworniej niż na przykład taka Anusia lub Basia.
A że kuzynki miały wielką wyobraźnię i bardzo lubiły się z kogoś wyśmiewać i robić innym na złość, zaś pomysłów nigdy im nie brakowało, nieustannie wymyślały na niego nowe przezwiska i tak ciągle słyszał:
– Paszczur! Straszydło! Obrzępała! Śmieciuch! Świntuch! Strach na wróble! Smoluch!
Aż pewnego dnia jedna z nich, chyba była to nawet Panczetta, zawołała:
– Kopciuch!
Zapadła cisza.
Siostry popatrzyły po sobie jakby doznały iluminacji, co oczywiście nie mogło mieć miejsca w ich przypadku, bo do oświecenia nie były po prostu stworzone, i pojaśniały na twarzy. Obie klasnęły z zadowolenia w ręce, a ogromne kokardy we włosach, które im nie pasowały, zakołysały się kilka razy.
– A może Kopciuszek? – spytała wtedy Gracietta i z niepewną miną spojrzała na Panczettę, która, jakby nie było, w ich dwójce grała pierwsze skrzypce z racji swej siły, czytaj: sporej nadwagi i to ona musiała zawsze zaakceptować wszystkie pomysły i wymysły.
– Tak! To do niego idealnie pasuje!
Tak pojawił się Kopciuszek i szybko zaczęła się do niego zwracać tym imieniem cała rodzina oraz bliżsi i dalsi znajomi.
Rozdział 5
Kopciuszek znajduje trzy orzeszki
Panczetta i Gracietta nie lubiły się uczyć. Kopciuszkowi tego wzbraniano i mógł zdobywać wiedzę, jedynie podsłuchując i zapamiętując.
Pewnego dnia odważył się zapytać ciotki, czy i on może pobierać nauki, kuzynki ryknęły głośnym śmiechem, aż się poniosło echem po całym domu, a ciotka zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem:
– Ty masz wiedzieć, jak tuczyć świnie! Żadna inna nauka nie powinna cię interesować!
Biedny Kopciuszek musiał się więc dostosować.
Kiedy nauczyciel, który ręce załamywał nad siostrami i zastanawiał się, czy nie lepiej będzie się powiesić, bo to by była lepsza zabawa, zauważył przysłuchującego się lekcji Kopciuszka, zaczął go w tajemnicy i za darmo uczyć, by jakoś odreagować po jałowych, nie przynoszących żadnego efektu lekcjach. Tu się wreszcie okazało, że uczeń jest pojętny i szybko przyswaja wiedzę, co pozwoliło nauczycielowi odzyskać równowagę i własną godność. Oczywiście wszystko się odbywało, kiedy ciotki nie było domu. Pamiętali też, aby w pobliżu nie pałętała się Grizelda, ta bowiem od razu wszystko wyśpiewałaby swojej pani.
Kopciuszek był bardzo wdzięczny za możliwości, jakie się przed nim pojawiły i uczył się pilnie, aczkolwiek musiał bardzo uważać, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Ciotka z pewnością by tego nie pochwalała, a nauczycielowi również by się dostało.
Całe dnie Kopciuszek miał ręce pełne roboty. Kiedyś, będąc jeszcze dzieckiem, nocami płakał i żalił się na swój los, ale z czasem zaakceptował sytuację, w jakiej przyszło mu dorastać. Obiecał sobie, że jak tylko nadarzy się okazja, kiedy już będzie dorosły, ucieknie z domu i nigdy do niego nie wróci.
Miał dobre serce. Mieszkańcy miasteczka bardzo go polubili. Każdy miał dla niego dobre słowo, miły uśmiech, a on odwdzięczał się tym samym. Często, choć swej pracy miał w bród, pomagał innym, kiedy tego potrzebowali. Z pomaganiem jednak też musiał uważać, ponieważ ciotka również tego nie tolerowała i potrafiła go potem karać za, jak się wyrażała, nieodpowiednie zachowanie: zakazywała mu wychodzić z domu, zmniejszała porcje żywnościowe i kazała sobie usługiwać na różne sposoby, byle by go tylko poniżyć i pokazać, kto w domu rządzi.
– Nie będziesz ludziom pomagał, bo tylko trwonisz czas i siły! – mówiła. – W domu jest dosyć pracy, a jak nie posłuchasz, czekają cię baty.
Często wspominał dawne czasy. Pamiętał matkę i ojca, choć z czasem ich obraz zaczął blednąć i wtedy robiło mu się tak bardzo smutno. Gdyby nie umarli, wszystko wyglądałoby inaczej, ten dom należałby do niego i nie byłby popychadłem, tylko zwykłym człowiekiem. Tymczasem wiódł koszmarne życie i zaczynał wątpić, czy los się kiedyś odmieni.
Pewnego razu kucharka, która miała dobre serce, widząc go smutnego, powiedziała, najpierw jednak uważnie rozglądając się wokół, żeby ktoś nie usłyszał:
– Jestem pewna, że kiedyś wszystko się zmieni. Sprawiedliwość zawsze zwycięża.
Popatrzył na nią z wdzięcznością swoimi niemalże dziewczęcymi, łagodnymi oczami. Choć twarz miał piękną, podobną do matczynej, to jednak w łachmanach, w których chodził, wyglądał jak siedem nieszczęść.
– Gdybym tylko nie był taki samotny – szepnął i zrobiło mu się przykro. Czasami i on musiał się sam pożałować.
– Nie jesteś sam – powiedziała. – Każdy ma anioła stróża. Ty masz dwóch: twojego ojca i matkę. Wierzę, że są zawsze obok. I ty też tak powinieneś myśleć.
To go trochę pocieszyło, bo jeśli rzeczywiście rodzice nad nim czuwali, to dawało mu jakąś nadzieję.
A potem zdarzyło się coś dziwnego.
Kiedy poszedł wieczorem do swojej małej izdebki, znalazł na sienniku trzy orzeszki laskowe. Zdziwił się bardzo. Kto mógł je zostawić? Wziął je do ręki i przyglądał się chwilę. W jego sercu nagle pojawiło się takie miłe ciepło. Jeżeli ktoś ofiarował mu taki piękny prezent, oznaczało, że go lubi i może ma przyjaciela. Albo też to jego rodzice dali mu w ten szczególny sposób do zrozumienia, że czuwają nad nim i są obok.
Był tak szczęśliwy z pierwszego prezentu, jaki otrzymał w życiu po śmierci rodziców, że z nabożną niemalże czcią schował orzeszki głęboko w poduszce. I tak, każdej nocy, kiedy się kładł zmęczony, wyczuwał je tuż obok głowy i zasypiał znacznie spokojniejszy.
Może nie jest sam na świecie…
Rozdział 6
Nocne westchnienia
Książę Jonathan stał w oknie zamku i spoglądał na swoje włości. Było już dosyć późno. W oddali słabo jaśniały okna domów w miasteczku. Powoli zasypiały, ciemniejąc, gdy wszyscy mieszkańcy udawali się na spoczynek.
Westchnął.
Czy istnieje tam ktoś, kogo pokocha? Czy gdzieś na całym świecie znajduje się ta jedna jedyna osoba, która sprawi, że się zakocha, a świat stanie na głowie?
Każdej nocy tęsknił, ale za każdym razem wzdychał tylko ciężko, uświadamiając sobie nieprzyjemną prawdę, że być może zostanie na zawsze sam.
Obawiał się oczywiście reakcji rodziców i otoczenia, ale bardziej bał się, że całe życie spędzi w zakłamaniu. Bo jeżeli nie znajdzie nikogo podobnego do siebie, będzie zmuszony ożenić się z wybraną przez rodziców królewną, a wtedy będzie nieszczęśliwy.
Czy taki los go czeka?
Książę znowu westchnął i położył się na łóżku. Potem wstał jednak, napisał krótki list i wysłał gołębia pocztowego do swojej kuzynki. Co prawda była dla niego zbyt dziarska i zdawało się czasami, że nie miała za grosz taktu, to jednak rozumieli się oboje i z nią powinno mu być raźniej.
Wreszcie wrócił do łóżka.
Ale długo jeszcze nie mógł zasnąć.
Rozdział 7
Niepewność królowej
Rankiem, kiedy książę miał wyruszyć w podróż, królowa, leżąc jeszcze w łóżku, powiedziała do męża:
– Tak naprawdę nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
– Jaki? – spytał król, ziewając.