Josie Quinn. Śmiertelna układanka - Regan Lisa - ebook

Josie Quinn. Śmiertelna układanka ebook

Regan Lisa

4,8
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Josie Quinn wyrusza na spotkanie z siostrą, z którą rozstała się w niezgodzie kilka tygodni temu. Jednak w wynajętym górskim domku nie zastaje Trinity. Znajduje tylko jej samochód, a w trawie – makabryczną kompozycję ułożoną z nieskazitelnie białych ludzkich kości. Detektywką targa straszliwe podejrzenie…

Rozpoczyna się pełna dramatycznych zwrotów akcja poszukiwania znanej dziennikarki, która najprawdopodobniej nawiązała kontakt z seryjnym zabójcą, zwanym Mistrzem Kości. Wkrótce policja odkrywa tajemniczą wiadomość w porzuconym samochodzie – to jedna z wielu wskazówek pozostawionych przez Trinity. W toku śledztwa wychodzą na jaw informacje o kolejnych ofiarach.

Czy Josie zdoła rozszyfrować mroczny kod śmiertelnej układanki i ocalić siostrę?

Kolejny tom porywającej serii kryminalnej Lisy Regan – bestsellerowej autorki Amazona, „USA Today” i „Wall Street Journal” – idealny dla fanów Angeli Marsons, Roberta Dugoniego i Rachel Caine.

Szybkie tempo, przemyślana w szczegółach intryga i ciągłe zwroty akcji. Emocje sięgają zenitu! Jeśli lubisz intensywne, emocjonujące thrillery detektywistyczne, które potrafią zwalić z nóg, to umów się na spotkanie z detektywką Josie Quinn!

GOODREADS

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 434

Oceny
4,8 (13 ocen)
12
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zaczytana_Anex

Nie oderwiesz się od lektury

Muszę zaznaczyć, że to jedna z pierwszych serii, która od razu po przypadkowym przeczytaniu pierwszego tomu zdobyła miejsce w moim czytelniczym sercu. Można by się spodziewać, że przy ósmym tomie pojawi się znużenie lub spadek formy autorki, ale nic bardziej mylnego. Wciąż dostaję świetnie poprowadzone wątki kryminalne i całą gamę emocji. Tym razem Josie Quinn mierzy się z wyjątkowo trudną sprawą. Wyobraźcie sobie, że po latach spotykacie swoją siostrę bliźniaczkę. Z powodu trudnego okresu w życiu jednej z was dochodzi do poważnej kłótni. Jedna wychodzi z domu i… znika. Po trzech tygodniach okazuje się, że została porwana. Taki właśnie dramat przeżywa Josie w tym tomie. Bardzo cenię tę bohaterkę – w sytuacji, gdy wiele osób by się załamało, ona podwija rękawy i działa. Nie jest obojętna na swoje emocje, ale potrafi je odsunąć na bok, by walczyć o najbliższych. To właśnie najbardziej w niej lubię. Ta seria wielokrotnie zaskakiwała mnie rozwiązaniami zagadek. I choć tropy są podrzuca...
10
Lost70

Całkiem niezła

Najsłabsza ze wszystkich części
00
Olastas

Nie oderwiesz się od lektury

Jak każda część jest świetna
00
izunda

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, fascynująca zagadka i nieoczywiste rozwiązanie. Lisa Regan jest naprawdę fantastyczna
00
Vitaminka1975

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna książka Lisy Regan, która bardzo mnie wciągnęła i nie zawiodła. Polecam każdemu, to dobrze spędzony czas👌
00

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuFind Her Alive
Pro­jekt okładkiMA­RIUSZ BA­NA­CHO­WICZ
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuPAU­LINA KO­ŚCIEL­NIAK
Re­dak­cjaUR­SZULA ŚMIE­TANA
Ko­rektaALEK­SAN­DRA WIĘK-RUT­KOW­SKA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – Ra­do­sław Fie­do­si­chin
Co­py­ri­ght © Lisa Re­gan, 2020 First pu­bli­shed in Great Bri­tain in 2020 by Sto­ry­fire Ltd tra­ding as Bo­oko­uture.
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXV (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved.
ISBN 978-83-271-6897-9
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

Pa­mięci Jen­ni­fer Jay­nes

Będę tę­sk­nić za Two­imi sło­wami.

ROZ­DZIAŁ 1

Przed in­cy­den­tami oj­ciec Aleksa za­bie­rał go cza­sami do lasu na po­szu­ki­wa­nie przy­gód. Tak to na­zy­wał, ale Alex wkrótce się prze­ko­nał, że przy­goda w po­ję­ciu jego ojca to sie­dze­nie cały dzień na pniaku lub le­że­nie w za­ro­ślach i ga­pie­nie się przez lor­netkę na ptaki. Po­nie­waż jed­nak jego oj­ciec, Fran­ces, rzadko by­wał dla niego miły, to przy oka­zji każ­dego wyj­ścia do lasu Alex bar­dzo się sta­rał być uważny. Pa­mię­tał, żeby oka­zy­wać za­in­te­re­so­wa­nie i wy­peł­niać wszyst­kie po­le­ce­nia ojca szybko i skru­pu­lat­nie. Po jed­nej z ta­kich wy­praw, w trak­cie któ­rej Alex bar­dzo się sta­rał do­brze za­cho­wy­wać, do­stał w na­grodę wła­sną lor­netkę. Nie była tak duża i fajna jak lor­netka ojca, ale Alex lu­bił go na­śla­do­wać i ob­ser­wo­wać przez so­czewki obiek­tywu ja­strzę­bie, so­koły i sowy. Czyli ptaki, które naj­bar­dziej in­te­re­so­wały jego ojca. Na­zy­wał je dra­pież­cami.

– To ptaki mię­so­żerne – wy­ja­śnił mu oj­ciec. – My­śliwi. Mają nie­sa­mo­wity wzrok. Po­tra­fią wy­pa­trzeć ofiarę z du­żej wy­so­ko­ści. Cze­kają na od­po­wiedni mo­ment i wtedy ata­kują! Są bar­dzo in­te­li­gentne.

Alex nie wie­dział, co czy­niło je aż tak in­te­li­gent­nymi, ale miał świa­do­mość, że in­te­li­gen­cja była ważna dla jego ojca. Czę­sto uży­wał tego słowa. Nie lu­bił lu­dzi nie­in­te­li­gent­nych i Alex żył w cią­głym stra­chu, że oj­ciec go za ta­kiego uzna. Z tego wła­śnie po­wodu no­sił ze sobą ze­szyt i ołó­wek, jak jego oj­ciec. Miał sześć lat i wła­śnie na­uczył się czy­tać i pi­sać, nie po­tra­fił więc jesz­cze za­no­to­wać zbyt wielu słów w swoim ze­szy­cie jak oj­ciec, ale w za­mian za to szki­co­wał za­ob­ser­wo­wane ptaki.

Któ­re­goś dnia po­szli do lasu i sta­nęli na obrze­żach po­lany. Oj­ciec za­uwa­żył na nie­bie du­żego dra­pież­nika. Szy­bo­wał tak wy­soko, że Alex nie po­tra­fił roz­po­znać, co to za ptak, ale tata za­pew­nił, że to ja­strząb.

– A te­raz patrz, synu – przy­ka­zał.

Się­gnął do prze­wie­szo­nej przez ra­mię torby, którą ze sobą przy­niósł z domu, i wy­cią­gnął z niej węża. Alex od­sko­czył, przez co po­tknął się o le­żącą na ziemi ga­łąź i prze­wró­cił na plecy, ude­rza­jąc głową w po­bli­skie drzewo.

– Au – jęk­nął.

Oj­ciec stał kilka kro­ków da­lej, nie­ru­chomo, z wi­ją­cym się wę­żem w ręce. Spio­ru­no­wał syna wzro­kiem.

– Wsta­waj! – wark­nął.

Alex pod­niósł się nie­zdar­nie. Do­tknął po­ty­licy i na­ma­cał coś mo­krego. Na pal­cach zo­stała mu krew. Nie od­wa­żył się po­wie­dzieć o tym ojcu, który cze­kał, aż syn wróci na swoje miej­sce. Z każdą mi­ja­jącą se­kundą jego twarz ro­biła się co­raz bar­dziej czer­wona z wście­kło­ści.

– Prze­pra­szam, tato – wy­mam­ro­tał Alex, sta­jąc znów obok ojca.

Wyj­rzał na po­lanę, a po­tem za­darł głowę i spoj­rzał w niebo, choć ruch wy­wo­łał falę prze­szy­wa­ją­cego bólu w szyi. Ja­strząb krą­żył te­raz tuż nad drze­wami.

– Patrz – na­ka­zał oj­ciec. Rzu­cił węża na śro­dek po­lany. Gad na­tych­miast za­czął peł­zać w prze­ciw­nym kie­runku. Na­gle ja­strząb zna­lazł się le­d­wie kilka kro­ków od nich, skie­ro­wał w dół grube szpony jak har­puny, roz­po­starł sze­roko nie­wia­ry­god­nie wiel­kie skrzy­dła. Po­chwy­cił wi­ją­cego się węża z trawy i bez wy­siłku wzbił się znów w górę.

Oj­ciec Aleksa pa­trzył z za­chwy­tem na zni­ka­ją­cego z pola wi­dze­nia ptaka.

Alex po­czuł, jak po karku spływa mu coś cie­płego i lep­kiego.

– Tato – ode­zwał się ci­cho. – Chyba po­trzebny mi ban­daż.

Do­tknął znów tyłu swo­jej głowy i po­ka­zał ojcu dłoń, całą mo­krą od krwi. Oj­ciec spoj­rzał na niego, a po­dziw na jego twa­rzy ustą­pił miej­sca obrzy­dze­niu. Przez długą chwilę wpa­try­wał się w syna z szy­der­czym uśmie­chem. Po­tem po­krę­cił głową, prych­nął i od­szedł. Alex stał przez chwilę w osłu­pie­niu i pa­trzył na od­da­la­ją­cego się ojca. Ten zdą­żył już po­ko­nać dość znaczną od­le­głość, kiedy w końcu się od­wró­cił i wy­ce­dził słowa, które Alex usły­szał tak wy­raź­nie, jakby oj­ciec wy­krzy­czał mu je pro­sto do ucha.

– Du­reń.

ROZ­DZIAŁ 2

Zimny, mo­kry nos trą­cił rękę Jo­sie. Za­raz po tym roz­le­gło się ża­ło­sne skom­le­nie. Kiedy nie za­re­ago­wała na wy­siłki swo­jego te­riera, pró­bu­ją­cego zmu­sić ją do wsta­nia z łóżka, pies wsko­czył na koł­drę i za­czął gor­li­wie ob­wą­chi­wać jej uszy i kark.

– Śle­dzik – jęk­nęła i ob­ró­ciła się do niego. Na­po­tkała spoj­rze­nie smęt­nych brą­zo­wych oczu. Pies sap­nął i usiadł. Spłasz­czona czarno-biała mordka wy­ra­żała po­wagę, uszy były po­sta­wione ide­al­nie na sztorc. Nie po­ru­sza­jąc na­wet py­skiem, te­rier znów za­skom­lił. Jo­sie po­dra­pała go pod brodą.

– Która go­dzina, mały? – za­py­tała za­spa­nym gło­sem, choć nie mu­siała na­wet spraw­dzać ze­garka na sto­liku noc­nym, by wie­dzieć, że bu­dzik uru­chomi się za dzie­sięć mi­nut – a przy­naj­mniej by­łoby tak w dzień ro­bo­czy, dziś jed­nak miała wolne. W ciągu sze­ściu mie­sięcy, od­kąd wraz No­ahem za­adop­to­wali Śle­dzia, wy­pra­co­wali coś w ro­dzaju co­dzien­nej ru­tyny. Pies bu­dził ich tuż przed dzwon­kiem alarmu, Jo­sie wy­pusz­czała go do ogródka, kar­miła, a po­tem oboje ro­bili so­bie ze Śle­dziem krótką prze­bieżkę, po któ­rej szy­ko­wali się do pracy i wy­cho­dzili z domu. Na­wet w dni wolne ich pu­pil z upo­rem ma­niaka pil­no­wał usta­lo­nego po­rządku dnia.

Jo­sie i Noah pra­co­wali w wy­dziale po­li­cji w Den­ton – ona na sta­no­wi­sku de­tek­tywki, on – po­rucz­nika. Den­ton było po­ło­żone w gó­rach środ­ko­wej Pen­syl­wa­nii i roz­cią­gało się na ob­sza­rze około dwu­dzie­stu pię­ciu mil kwa­dra­to­wych. W cen­tral­nej czę­ści mia­sta, gdzie sku­piły się punkty han­dlowe, ko­mi­sa­riat po­li­cji, poczta i uni­wer­sy­tet, ulice i bu­dynki ukła­dały się w zwartą, upo­rząd­ko­waną sieć za­bu­dowy. Je­dyny wy­ją­tek sta­no­wił roz­le­gły miej­ski park. Po­zo­stała część mia­sta była roz­rzu­cona na wiej­skich, po­ro­śnię­tych la­sami te­re­nach, do któ­rych do­stęp za­pew­niały wstążki krę­tych jed­no­pa­smó­wek. Choć Den­ton było nie­du­żym mia­stem, prze­stęp­czość kwi­tła tu jak wszę­dzie, a po­li­cja miała co ro­bić.

Jo­sie prze­krę­ciła się na drugi bok i szturch­nęła No­aha w ra­mię.

– Czas wsta­wać – po­wie­działa, uzy­sku­jąc w od­po­wie­dzi je­dy­nie stę­ka­nie. – No już.

– Na­sta­wisz kawę? – wy­mam­ro­tał Noah.

De­tek­tywka spu­ściła nogi na pod­łogę, a Śledź ze­sko­czył pod­eks­cy­to­wany i krę­cąc za­dkiem, pod­biegł do drzwi sy­pialni. Po­li­cjantka wy­łą­czyła alarm i po­czła­pała na dół. Dwa­dzie­ścia mi­nut póź­niej pies był już na­kar­miony, a Jo­sie i Noah zdą­żyli wy­pić po fi­li­żance kawy i prze­brać się w ciu­chy do bie­ga­nia. Jo­sie uklęk­nęła na pod­ło­dze w holu, sta­ra­jąc się na­ło­żyć szelki na ro­ze­dr­gane z emo­cji ciałko Śle­dzia, pod­czas gdy Noah wró­cił na górę po te­le­fon.

– Co rano jest to samo, pie­sku – mruk­nęła Jo­sie, sta­ra­jąc się za­piąć szelki na grzbie­cie te­riera. – Wiesz, że nie mo­żesz się ru­szać, kiedy ci to za­kła­dam. – Śledź nie był w sta­nie po­ha­mo­wać swo­jego pod­eks­cy­to­wa­nia. Pod­sko­czył, żeby po­li­zać ją po twa­rzy, a wtedy szelki się z niego zsu­nęły. Jo­sie ro­ze­śmiała się, na co pies za­czął ska­kać wo­kół niej, krę­cąc swoją małą pupą tak, że w końcu wpadł na nie­wielki sto­lik. Za chwilę znów się z nim zde­rzył i prze­su­nął go o kilka cali. Na pod­łogę spa­dły dwa kom­plety klu­czy i para oku­la­rów prze­ciw­sło­necz­nych.

– O cho­lera – za­klęła Jo­sie, za­bie­ra­jąc szybko oku­lary, aby Śledź przy­pad­kowo ich nie roz­dep­tał. Za­lała ją fala ulgi. Noah zbiegł po scho­dach. Na wi­dok Jo­sie z oku­la­rami w ręce po­wie­dział:

– Twoja sio­stra jesz­cze się po to nie zgło­siła? Pew­nie zdą­żyła już so­bie ku­pić nowe.

Jo­sie odło­żyła oku­lary z po­wro­tem na sto­lik ra­zem z klu­czami i znów spró­bo­wała wci­snąć psa w szelki.

– Noah, mó­wimy o Tri­nity. Masz po­ję­cie, ile kosz­tują te oku­lary? Wiesz w ogóle, co to za marka?

Noah uklęk­nął na pod­ło­dze i wy­cią­gnął rękę. Śledź przy­drep­tał do niego po­słusz­nie i usiadł, po­zwa­la­jąc mu bez trudu za­piąć szelki i smycz.

– Zdrajca – mruk­nęła Jo­sie.

– Skąd niby miał­bym znać markę oku­la­rów prze­ciw­sło­necz­nych Tri­nity?

Jo­sie prze­wró­ciła oczami, a po­tem wy­szli z domu i ru­szyli wol­nym truch­tem wzdłuż ulicy, po­zwa­la­jąc psu biec przo­dem.

– To Gucci. Po­dej­rze­wam, że ta­kie oku­lary kosz­tują co naj­mniej trzy­sta do­la­rów, może wię­cej.

Noah za­trzy­mał się w miej­scu, na­pi­na­jąc smycz.

Śledź obej­rzał się na nich z za­cie­ka­wie­niem, usta­wia­jąc uszy na sztorc.

– Kto płaci trzy­sta do­la­rów za oku­lary prze­ciw­sło­neczne? – zdu­miał się Noah.

Jo­sie wy­jęła mu smycz z dłoni i wzno­wiła prze­rwany bieg. Noah szybko się z nią zrów­nał.

– Pre­zen­terka po­ran­nych wia­do­mo­ści w du­żej sieci te­le­wi­zyj­nej. Tri­nity jest ce­le­brytką. Stać ją na oku­lary za trzy stówy.

Noah po­krę­cił głową.

– Da­lej jest go­spo­dy­nią ma­ga­zynu po­ran­nego? Kiedy ostatni raz z nią roz­ma­wia­łaś?

Jo­sie po­czuła lekki dys­kom­fort, coś jakby ukłu­cie w brzu­chu.

– Mie­siąc temu – wy­ja­wiła ci­cho.

– Czyli na­wet nie wiesz, czy da­lej ukrywa się w tam­tym domku, czy wró­ciła do No­wego Jorku?

– Wy­daje mi się, że wciąż prze­bywa na do­bro­wol­nym wy­gna­niu. Od ty­go­dni nie roz­ma­wiała z ro­dzi­cami ani z bra­tem.

– Czyli w ta­kim ra­zie na­dal jest ze wszyst­kimi skłó­cona?

Ko­bieta wes­tchnęła.

– Nie, tylko ze mną.

– Je­steś go­towa mi po­wie­dzieć, co się stało?

Te­raz wy­sfo­ro­wała się kilka kro­ków na­przód.

– Nie­spe­cjal­nie.

Śledź za­trzy­mał się, żeby ob­wą­chać słup te­le­gra­ficzny, więc Jo­sie też przy­sta­nęła. Po­czuła na so­bie wzrok No­aha i pod­nio­sła głowę. Jego orze­chowe oczy wy­ra­żały po­wagę.

– Jo­sie, wiem, że te nie­sna­ski z sio­strą nie dają ci spo­koju. Po­wiedz mi po pro­stu, co się wy­da­rzyło. Roz­mowa może po­pra­wić ci sa­mo­po­czu­cie.

– Nie są­dzę. Poza tym by­łeś przy tym.

Noah uniósł brew.

– Tak, wró­ci­łem z noc­nej zmiany. Za­mie­ni­łem z nią kilka słów, a ona ze­świ­ro­wała. Po­tem po­sze­dłem z psem na spa­cer. Nie mam po­ję­cia, co mię­dzy wami za­szło, ale kiedy wró­ci­łem, Tri­nity już nie było. A ty od tego czasu cho­dzisz smutna.

– Nie cho­dzę...

Noah uniósł rękę, żeby ją uci­szyć.

– Wiem, że nie chcesz tego sły­szeć, ale snu­jesz się przy­gnę­biona. Nie je­steś sobą. Wi­dzę, że sta­rasz się dać jej czas, i w po­rządku, ale w mię­dzy­cza­sie mo­żemy o tym po­roz­ma­wiać. Może mógł­bym ja­koś po­móc.

Skoń­czyw­szy ob­wą­chi­wa­nie słupa, Śledź po­cią­gnął smycz, więc znów ru­szyli.

– Nie mo­żesz po­móc – stwier­dziła Jo­sie.

Po­czuła, że po­liczki jej płoną na wspo­mnie­nie ostat­niej roz­mowy z Tri­nity.

– I wcale nie daję jej czasu. Moja sio­stra nie od­biera ode mnie te­le­fo­nów i nie od­pi­suje na moje wia­do­mo­ści. Nie chce ze mną ga­dać.

– W ta­kim ra­zie może po­win­naś sama za­wieźć jej te oku­lary. Po­je­chać tam i zmu­sić ją do roz­mowy.

– Nie mogę.

– W ta­kim ra­zie co? Bę­dziesz da­lej się do­ło­wać i trzy­mać jej ab­sur­dal­nie dro­gie oku­lary na sto­liku w holu, żeby w nie­skoń­czo­ność przy­po­mi­nały ci o twoim smutku? Nie spró­bu­jesz się z nią po­go­dzić?

„Taki mia­łam za­miar”, chciała mu po­wie­dzieć, ale nie ode­zwała się, tylko wy­su­nęła przed niego, gdy skrę­cali na skrzy­żo­wa­niu.

– Jo­sie.

Zwol­niła i spoj­rzała mu w oczy.

– Na­prawdę chcesz wie­dzieć, co się stało?

ROZ­DZIAŁ 3

Mie­siąc wcze­śniej

Jo­sie cho­ciaż raz obu­dziła się wcze­śniej niż Śledź. Ob­ró­ciła się i zo­ba­czyła, że pies smacz­nie śpi na łóżku po stro­nie No­aha. Za każ­dym ra­zem, kiedy jej part­ner miał nocną zmianę, a ona nie, Śledź spał obok niej. Wie­działa, że Noah nie chciał przy­zwy­cza­jać go do spa­nia w łóżku, ale lu­biła móc wy­cią­gnąć rękę i do­tknąć mięk­kiej, cie­płej sier­ści. Przez okna w sy­pialni wpa­dały pro­mie­nie słońca. Jo­sie po­dra­pała psa mię­dzy uszami.

– Po­budka, ko­lego.

Na dole w kuchni jej sio­stra bliź­niaczka, Tri­nity Payne, sie­działa przy stole z otwar­tym lap­to­pem. Nie za­szczy­ca­jąc jej ani jed­nym spoj­rze­niem, Śledź pod­biegł do tyl­nych drzwi, aby Jo­sie wy­pu­ściła go na dwór, ona tym­cza­sem uru­cho­miła eks­pres i przy­glą­dała się przez chwilę sio­strze. Rzadko miała oka­zję wi­dzieć ją w in­nym wy­da­niu niż go­tową do wyj­ścia na wi­zję. Zwy­kle, na­wet tuż po wsta­niu z łóżka, bił od niej ja­kiś ro­dzaj efek­tow­nego te­le­wi­zyj­nego bla­sku. Ale te­raz sie­działa w spodniach dre­so­wych i dwóch róż­nych skar­pet­kach. Jej gib­kie ciało to­nęło w blu­zie z logo Uni­wer­sy­tetu No­wo­jor­skiego. Jo­sie czę­sto żar­to­wała, że w czar­nych lśnią­cych wło­sach sio­stry można się prze­glą­dać jak w lu­strze. Te­raz były prze­tłusz­czone i zwią­zane w ku­cyk, który wy­glą­dał tak, jakby Tri­nity za­częła go cze­sać, ale za­po­mniała do­koń­czyć. Bez ma­ki­jażu, za to z ja­skra­wo­czer­wo­nymi słu­chaw­kami w uszach, z po­wagą prze­su­wała myszkę, za­gry­za­jąc przy tym dolną wargę.

Jo­sie na­lała do dwóch kub­ków kawy i uzu­peł­niła ją do­dat­kami – ona i Tri­nity lu­biły to samo – a po­tem prze­szła na drugą stronę stołu i sta­nęła obok sio­stry. Po­sta­wiła kawę obok lap­topa i wy­cią­gnęła jej z ucha słu­chawkę.

– Ej – ob­ru­szyła się Tri­nity, po­sy­ła­jąc Jo­sie po­iry­to­wane spoj­rze­nie. Chciała ode­brać słu­chawkę, ale sio­stra wy­rwała jej też drugą słu­chawkę i wy­szarp­nęła ka­bel z lap­topa.

Głos Tri­nity za­brzmiał wy­soko i pi­skli­wie:

– Co ty wy­czy­niasz?

Jo­sie wska­zała na ekran.

– Znów to oglą­dasz? Tri­nity, mu­sisz z tym skoń­czyć.

Na ekra­nie le­ciało na­gra­nie. Po­nie­waż Jo­sie odłą­czyła słu­chawki, kuch­nię wy­peł­niły głosy. To była koń­cówka ma­te­riału do­ty­czą­cego mło­dej ko­biety z Ar­kan­sas, o któ­rej zro­biło się gło­śno, jako że uzy­skała dwa­dzie­ścia dwa sty­pen­dia do naj­lep­szych uczelni w kraju. Po za­koń­cze­niu re­por­tażu na ekra­nie znów po­ja­wiła się Tri­nity i jej an­te­nowy ko­lega, Hay­den Ke­ating, sie­dzący obok sie­bie przy okrą­głym stole z uśmie­chami na twa­rzach.

– Cóż za nie­zwy­kła młoda ko­bieta – za­uwa­żył Hay­den. – Czeka ją wspa­niała przy­szłość.

– Ma prak­tycz­nie nie­ogra­ni­czone moż­li­wo­ści – zgo­dziła się Tri­nity. – Może wy­bie­rać spo­śród wszyst­kich uczelni w kraju. Ale to dość ab­sur­dalne, że zło­żyła po­da­nia do dwu­dzie­stu dwóch szkół, nie są­dzisz?

Kiedy Jo­sie oglą­dała to na­gra­nie po raz pierw­szy, nie za­uwa­żyła na­pię­cia na twa­rzy Hay­dena, ale te­raz zdą­żyła je zo­ba­czyć już tyle razy, że lek­kie ze­sztyw­nie­nie szczęki pre­zen­tera, za­ci­śnięte zęby i wy­mu­szony uśmiech były dla niej bo­le­śnie oczy­wi­ste.

– Ab­sur­dalne? – prych­nął. – Ja my­ślę, że to nie­sa­mo­wite.

Tri­nity uśmiech­nęła się i mach­nęła lek­ce­wa­żąco ręką.

– Ow­szem, nie­sa­mo­wite. Chcę tylko po­wie­dzieć, że tak in­te­li­gentna i uta­len­to­wana młoda ko­bieta mo­gła wy­brać po pro­stu uczel­nię, na któ­rej za­le­żało jej naj­bar­dziej, i zło­żyć pa­piery tylko tam, za­miast wno­sić opłatę re­kru­ta­cyjną w dwu­dzie­stu je­den szko­łach, w któ­rych nie bę­dzie się uczyć. Ile te­raz wy­nosi taka opłata? Za mo­ich cza­sów była dość wy­soka. Wy­obra­żam so­bie, że te­raz jest jesz­cze dro­żej.

Mi­nęło kilka bo­le­snych se­kund kom­plet­nej ci­szy, a po­tem Hay­den chrząk­nął i prze­czy­tał z te­le­promp­tera:

– Za chwilę przed­sta­wimy pań­stwu ak­tu­alną pro­gnozę po­gody.

Jo­sie się­gnęła do kom­pu­tera i prze­su­nęła kur­sor, aby za­trzy­mać od­twa­rza­nie.

– Mu­sisz prze­stać się tym ka­to­wać.

– Ka­to­wać? – po­wtó­rzyła Tri­nity. – Ten ko­men­tarz bę­dzie mnie kosz­to­wał ka­rierę. – Wstała, szu­ra­jąc krze­słem po płyt­kach. Za­częła krą­żyć ner­wowo po kuchni. – W gło­wie się nie mie­ści. Jedna głu­pia wy­po­wiedź i moje ży­cie jest skoń­czone.

– Na pewno nie jest tak źle – po­cie­szyła ją Jo­sie. – To, co po­wie­dzia­łaś, nie było aż ta­kie straszne. Sły­sza­łam pre­zen­te­rów mó­wią­cych dużo bar­dziej nie­sto­sowne rze­czy. Rzu­ca­ją­cych ra­si­stow­skie albo wredne uwagi. Twoje słowa nie były na­wet ob­raź­liwe.

Tri­nity znie­ru­cho­miała i wpa­trzyła się w Jo­sie.

– Nie były ob­raź­liwe? Masz po­ję­cie, ja­kie cięgi ze­brała sta­cja za to, co po­wie­dzia­łam? Prze­pro­si­łam na an­te­nie i opu­bli­ko­wa­łam oświad­cze­nie, ale lu­dzie są na­dal wście­kli.

– Sprawa ucich­nie. To było dwa ty­go­dnie temu.

– Od­kąd zo­sta­łam go­spo­dy­nią ma­ga­zynu po­ran­nego, ni­gdy nie mia­łam tak dłu­giej prze­rwy, Jo­sie. Je­stem skoń­czona. Hay­den mi to wy­raź­nie po­wie­dział. Je­śli nie zda­rzy się ja­kiś cud, sta­cja znaj­dzie ko­goś na moje miej­sce. Już pró­bują ścią­gnąć do sie­bie Milę Ka­tes. Od wielu mie­sięcy się za nią uga­niają. Te­raz mają pre­tekst, żeby się mnie po­zbyć i za­pro­po­no­wać jej ab­sur­dalne pie­nią­dze w za­mian za ob­ję­cie mo­jego sta­no­wi­ska. – Tri­nity jęk­nęła i wbiła wzrok w su­fit. – Nie wie­rzę, że to po­wie­dzia­łam. Już ni­gdy w ży­ciu nie użyję słowa „ab­sur­dalne”.

Jo­sie usia­dła przy stole i na­piła się kawy.

– Milę Ka­tes? My­śla­łam, że ona pra­cuje w ka­blówce.

– Bo pra­cuje. Ale pa­mię­tasz, że miała stal­kera? Zja­wił się uzbro­jony, kiedy na­gry­wała ma­te­riał pod­czas zbiórki cha­ry­ta­tyw­nej dla cho­rych dzieci, i gro­ził, że wszyst­kich po­za­bija, je­śli z nim nie pój­dzie. Roz­ła­do­wała ja­koś sy­tu­ację i uspo­ko­iła go do czasu przy­jazdu po­li­cji, która go obez­wład­niła.

– A, tak – przy­po­mniała so­bie Jo­sie. – Pa­mię­tam, mó­wili o tym w wia­do­mo­ściach. Ale to było wiele mie­sięcy temu.

– Wła­śnie to wszystko zmie­niło. To była gło­śna hi­sto­ria i na do­da­tek jej własna. Ta hi­sto­ria ze stal­ke­rem stała się dla niej tym sa­mym, co zni­ka­jące dziew­czyny z Den­ton pięć lat temu dla mnie. Dzięki tam­tej spra­wie wy­pły­nę­łam. Do­sta­łam pracę.

– I sta­cja przy­słała cię tu­taj, że­byś na­krę­ciła ma­te­riał na te­mat pię­cio­le­cia tam­tej sprawy – za­uwa­żyła Jo­sie. – Nie zo­sta­łaś zwol­niona.

Tri­nity unio­sła brew. Za­to­czyła ręką po kuchni.

– Wi­dzisz tu ja­kichś pro­du­cen­tów albo ka­me­rzy­stów? Ow­szem, wy­słali mnie tu. Na­gra­łam ma­te­riał i wy­sła­łam go ty­dzień temu. Moja ekipa wró­ciła do No­wego Jorku, ale ja tkwię tu­taj. Nie ka­zali mi wra­cać i tego nie zro­bią.

Jo­sie po­wstrzy­mała się od dal­szych prób prze­ko­ny­wa­nia Tri­nity, że sta­cja we­zwie ją z po­wro­tem. Jej sio­stra miała naj­praw­do­po­dob­niej ra­cję i zda­niem Jo­sie bez­pod­stawne słowa otu­chy w ni­czym nie zdo­ła­łyby tu po­móc. Za­miast tego po­wie­działa więc:

– Trin, do­sta­niesz pracę w do­wol­nej in­nej sta­cji. Tylko w ciągu ostat­nich pię­ciu lat re­la­cjo­no­wa­łaś jedne z naj­gło­śniej­szych spraw w kraju. Część z nich sama roz­wią­za­łaś.

Tri­nity wy­ce­lo­wała pal­cem w Jo­sie.

– Nie, to ty je roz­wią­za­łaś. A ja do­sta­łam po­tem te­mat. Nie mam wła­snej hi­sto­rii.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki