Jezu, Ty się tym zajmij. Świadectwa -  - ebook

Jezu, Ty się tym zajmij. Świadectwa ebook

4,8

Opis

"Jezu, Ty się tym zajmij” to zawierzenie, które w niezwykły sposób podbija ludzkie serca. Przekazywane jest i wypowiadane przez coraz to nowych wiernych doznających łask wypływających z modlitwy pełnego zawierzenia. Rośnie też liczba świadectw licznych łask i działania Bożej opatrzności tych, którzy w akcie zawierzenia „Jezu, Ty się tym zajmij” całkowicie powierzyli swoje problemy Jezusowi. Przedstawiamy historie osób, które odważyły się wypowiedzieć: „Jezu, Ty się tym zajmij” i w pełni zaufali Zbawicielowi. Dla jednych będą one potwierdzeniem wielkości daru aktu zawierzenia, który propagował ks. Dolindo, a dla innych inspiracją, by nie zmagać się samodzielnie ze swym nieszczęściem, ale by całkowicie zaufać i powierzyć siebie oraz swoje problemy miłosiernemu Jezusowi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 83

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (39 ocen)
34
4
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Audrey_

Nie oderwiesz się od lektury

Akt zawierzenia ojca Dolindo: Jezu, Ty się tym zajmij! uzdrowił i zmienił życie wielu osób na świecie. Te świadectwa są wspaniałym przykładem jak bezgranicznie zaufać, oddać się Jezusowi i być pewnym Jego miłości.
20
Marquss91

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała lektura! :)
00

Popularność




ks. Dolindo Ruotolo

rys. Marta Zdebska

Kiedy modlisz się i nie widzisz skutków modlitwy, przylgnij mocniej do Jezusa, zaufaj bardziej, wpraw Go, że tak powiem, w zakłopotanie jeszcze większą wiarą.

ks. Dolindo Ruotolo

Od wydawcy

Książkę Jezu, Ty się tym zajmij. Świadectwa wypada zacząć od świadectwa... wydawcy. Konieczne jednak będą dwa zdania wprowadzenia.

W każdym wydawnictwie najważniejszym, wręcz drogocennym dokumentem jest plan wydawniczy – tworzony z mozołem, z odpowiednim wyprzedzeniem, drobiazgowo omawiany w zespołach redakcyjnych. Dobry, stabilny i długoterminowy plan wydawniczy jest gwarancją spokojnej pracy zespołu. Problemem, prawdziwą zmorą zakłócającą codzienny rytm pracy są zmiany w nim. Autor spóźnia się z tekstem, tłumacz – z tłumaczeniem, drukarnia nie ma wolnych terminów, grafikowi padł komputer z plikiem gotowym do druku. Życie... Zdarzają się też inne powody, dla których trzeba zmienić plan wydawniczy. Pojawia się pomysł publikacji, z którą nie warto czekać, którą warto wydać „poza kolejką”. Tak było z książką Jezu, Ty się tym zajmij. Modlitwa pełnego zawierzenia Joanny Piątek.

„Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość” – mawiał Woody Allen. Wydawcy książek religijnych szczególnie często powinni powtarzać tę maksymę. Dużo łatwiej będzie im wtedy akceptować tak nielubiane zmiany planów wydawniczych i łatwiej dostrzegać, że może tej zmiany domaga się Boża opatrzność?

Nie mamy wątpliwości, że decyzja o wydaniu książki Jezu, Ty się tym zajmij i to wszystko, co stało się później, było błogosławieństwem, a popularność tej niewielkiej publikacji wymyka się racjonalnym regułom rynku księgarskiego i jest argumentem na rzecz tezy, że Pan Bóg ma swój plan wobec aktu pełnego zawierzenia: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Nasze zainteresowanie ks. Dolindo Ruotolo, a przede wszystkim aktem: „Jezu, Ty się tym zajmij” zaczęło się od artykułu w internecie. Dość szybko propozycja, „by coś z tym wydawniczo zrobić”, padła na spotkaniu kolegium, które decyduje o ukazujących się u nas publikacjach. Jak w znanym telewizyjnym programie, wszyscy byli na „tak”. Czytelnik nie musi wierzyć, że to cud, ale gdyby wiedział, jakimi maruderami jesteśmy, omawiając propozycje wydawnicze, być może przyjąłby wyjaśnienie o nadzwyczajności tego wydarzenia. Oczywiście nikt wtedy nie zdawał sobie sprawy, że książka zyska popularność. Modlitwa nie była jeszcze szeroko znana. Wydanie jej wiązało się z ryzykiem. A jednak podjęliśmy decyzję, że robimy ją najszybciej, jak się da, czyli burzymy dla niej plan wydawniczy. Dlaczego? Zdecydowały chyba już osobiste przywiązania kilkoro z nas do modlitwy „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Napisanie książki zleciliśmy naszej redakcyjnej koleżance. Kilka miesięcy później mogliśmy wypuścić pierwszy, skromny nakład. Okazowe egzemplarze wysłaliśmy do kilkuset zaprzyjaźnionych z „Rafaelem” księży z prośbą o przeczytanie i sugestią, że może warto wiernym, choćby na kazaniu, opowiedzieć o tej niezwykłej modlitwie. Czy to była iskra, która zapaliła serca Polaków, by pokochali akt zawierzenia: „Jezu, Ty się tym zajmij”? Na pewno nie jedyna. Warto wspomnieć tu o osobie ks. prof. Roberta Skrzypczaka, który odkrył dla Polaków i propagował akt: „Jezu, Ty się tym zajmij” kilka lat temu, a jego artykuły były inspiracją do wydania naszej publikacji (i pewnie także innych). Z kolei osobę ks. Dolindo, już całkiem niedawno, znakomicie przybliżyła polskim czytelnikom Joanna Bątkiewicz-Brożek w wydanej przez wydawnictwo „Esprit” książce Jezu, Ty się tym zajmij! Ojciec Dolindo Ruotolo. Życie i cuda”.

Książeczka Jezu, Ty się tym zajmij. Modlitwa pełnego zawierzenia Joanny Piątek przez niespełna rok od publikacji zyskała ogromną popularność. Stała się narzędziem przyjęcia aktu pełnego zawierzenia już dla setek tysięcy Polaków! Jak nie dziękować Bogu za ten dar? Jak o tym nie świadczyć? Jak nie cieszyć się, że jest się skromną częścią, narzędziem tak wielkiego dzieła? Jak nie dostrzegać, że popularność modlitwy: „Jezu, Ty się tym zajmij” wymyka się racjonalnym wyjaśnieniom i musi być w tym wola Boża?

Dla każdego wydawcy pozytywny rezonans, jaki powodują jego publikacje, jest czymś, co nadaje sens wykonywanemu zajęciu. W przypadku publikacji Joanny Piątek ten wydźwięk był ogromny. Nie chodzi tylko o wielkie nakłady książki, ale i o reakcje czytelników. Zaczęły do nas docierać świadectwa działania aktu zawierzenia w życiu tych, którzy zaufali Bogu, wypowiadając jego słowa. W naturalny sposób zrodziło się pragnienie, by zebrać je w publikację – tym bardziej ciekawą, że modlitwa: „Jezu, Ty się tym zajmij” jest modlitwą „młodą”; wymaga jeszcze analizy, przyglądania się jej, reflekcji teologicznej. Świadectwa, które publikujemy, pokazują różnorodność emocji i bogactwo odczuć tych, którzy doświadczyli łask dzięki modlitwie: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Wierzymy, że czytelnicy poprzez te świadectwa będą coraz pełniej odkrywać dar aktu zawierzenia, a dla nas staną się one inspiracją do kolejnych publikacji, z gatunku tych, które pomagają zmieniać życie...

Wstęp

Siostra Faustyna to najbardziej znana święta Polka w świecie. Miliony ludzi na wszystkich kontynentach poznało przesłanie, które otrzymała od Pana Jezusa. Słowa: „Jezu, ufam Tobie” i koronki do Bożego Miłosierdzia płyną do nieba we wszystkich językach świata. Obraz zmartwychwstałego Pana Jezusa z podpisem: „Jezu, ufam Tobie” znaleźć można już niemal w każdej świątyni. Orędzie o Bożym Miłosierdziu rozchodzi się z krakowskich Łagiewnik, gdzie mieszkała siostra Faustyna, jak iskra, która rozpala ogień. Święty Jan Paweł II zauważył bowiem przed laty, że tylko „w miłosierdziu Bogu świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście”.

Dwa lata po śmierci św. Siostry Faustyny, 6 października 1940 roku Pan Jezus podyktował słudze Bożemu ks. Dolindo Ruotolo niezwykłą modlitwę: akt zawierzenia, który dziś znamy pod nazwą „Jezu, Ty się tym zajmij”. Znajdujemy go w liście do jednej z córek duchowych kapłana – Eleny Montelli. Ksiądz Dolindo towarzyszył jej drodze do nieba przez całe lata i to zapewne pod jego wpływem kobieta, która bardzo chorowała, postanowiła ofiarować swoje cierpienie Panu Bogu w intencji Kościoła.

Modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij” jest dziś coraz bardziej znana. Staje się niejako dopełnieniem słów: „Jezu, ufam Tobie”. W postawie ufności, zawierzenia, człowiek – często bezsilny – oddaje się Panu Bogu, mówiąc: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Modlitwa ta przynosi owoce. Dotarliśmy do osób, które podzieliły się z nami swoim świadectwem. Wypowiadały słowa: „Jezu, Ty się tym zajmij”, w różnych, często dramatycznych chwilach swojego życia, a Bóg na nie odpowiadał...

I Urodził się świętym

Przyszedł na świat 6 października 1882 roku w Neapolu, w wielodzietnej rodzinie, jako piąte dziecko Rafaele’a i Silvi Ruotolo. Otrzymał imiona Dolindo Francesco Giuseppe. Tak napisał w swojej biografii: „Mój tata miał zwyczaj nadawania dzieciom imion, które często wybierał ze względu na specjalne znaczenie: po śmierci Giuseppiny nazywał swoje dzieci imionami Jezusa lub Maryi. Moje imię Dolindo oznacza Boleść; sam je wymyślił i zwierzył mi się, kiedy miałem czternaście lat, że nadał mi je pod wpływem zadziwiającego przeczucia. Mówił do mnie: «Czuję, że ty masz być nie tylko zwyczajnym księdzem, ale apostołem, i czuję, że nie przypadkiem tak surowo cię traktowałem w dzieciństwie». Naprawdę zadawał mi ból (...). Zostałem ochrzczony już 11 października”1.

Jego ojciec był matematykiem, który wszystkie pieniądze inwestował w nieruchomości, nie dbał zaś o swoich bliskich. Rodzina mieszkała w zawilgoconej kamienicy i często przymierała głodem. W domu panowała ostra dyscyplina i surowy rygor. Ojciec często bił dzieci. Zakazał też synowi chodzenia do szkoły. „Nic” – tak myślał o sobie poniżany przez niego na każdym kroku chłopiec. Gdy jako jedenastolatek został posłany do szkoły, nie umiał dosłownie nic. Opóźniony w rozwoju, stał się pośmiewiskiem.

Imię Dolindo można połączyć z neapolitańskim słowem dolendo, które znaczy „cierpieć”, „znosić bóle”. Stało się ono niejako przepowiednią, gdyż od najmłodszych lat życie tego chłopca było związane z cierpieniem. Już w dzieciństwie przeszedł kilka zabiegów chirurgicznych. Do śmierci odczuwał bóle w dłoniach, które wiązał ze znakami męki Chrystusa.

Wiele czasu Dolindo spędzał przy matce. Od niej uczył się modlitwy. Wpatrzony w postać wujka będącego kapłanem, już jako czteroletnie dziecko mówił: „Będę księdzem”. W 1893 roku chłopiec po raz pierwszy wyspowiadał się i przyjął do swojego serca Pana Jezusa. Już wtedy stosował wiele praktyk pokutnych. Od kiedy przeczytał książkę o świętych męczennikach, pragnął oddać życie dla Chrystusa. Tymczasem musiał cierpieć z innych powodów – niemal na oczach swojej najbliższej rodziny jego ojciec zdradzał żonę. Silvia podjęła więc dramatyczną decyzję i w kwietniu 1896 roku opuściła z dziećmi dom, a tym samym męża. Zdradzona kobieta wniosła sprawę o rozwód i otrzymała go. Był to najboleśniejszy moment życia rodziny. Wówczas Dolindo – za radą spowiednika matki – wraz ze starszym bratem został umieszczony w Szkole Apostolskiej Księży Misjonarzy w Neapolu. Placówka ta kształciła przyszłych księży misjonarzy, a to powołanie bardzo odpowiadało chłopcom. Tam po raz pierwszy Dolindo dokonał aktu całkowitego oddania się Panu Bogu. Uczynił to słowami św. Alfonsa Liguoriego, który w budynku tej samej szkoły przyjmował chrzest święty.

W szkole Dolindo miał ogromne problemy z nauką. Przyswojenie jakiejkolwiek wiedzy sprawiało mu ogromne trudności. Prosił więc Maryję o dar rozumu i... został wysłuchany. W pewnym momencie – na skutek podmuchu wiatru – na jego twarzy znalazł się obrazek z Matką Bożą. Problemy z nauką minęły. Stał się nawet liderem w zdawaniu egzaminów, które miały doprowadzić go do kapłaństwa. Można powiedzieć, że wówczas otrzymał dar wiedzy wlanej. Koledzy zaczęli zaś nazywać go „encyklopedyk”. Tak sam opisał to wydarzenie: „Odmawiałem z innymi uczniami Różaniec, a przed sobą miałem ten obrazek, oparty o książkę. Powiedziałem do Matki Bożej: «Dobra Mamusiu, jeżeli chcesz, żebym został kapłanem, daj mi rozum, bo widzisz, jaki ze mnie matoł». W pewnej chwili, klęcząc, tak jak klęczałem, przysnąłem; przeciąg czy może łaska uniosła obrazek, który dotknął mego czoła, i obudziłem się z drzemki z jasnym i sprawnym umysłem. Rozprawiałem o wszystkim, pisałem wiersze, byłem kimś innym; ale tylko w tym, tak samo jak teraz, co dotyczyło chwały Boga. We wszystkim innym byłem i jestem najprawdziwszym matołem”2.

Po trzech latach nauki Dolindo został przyjęty do nowicjatu. Po kolejnych dwóch – rozpoczął studia. I znów pojawiły się problemy z nauką. Trudności sprawiały mu wszystkie przedmioty z wyjątkiem teologii, która wchodziła mu do głowy bez kłopotu. Na szczęście na egzaminach zawsze dostawał pytanie, na które właśnie znał odpowiedź. To dla niego dobry czas. Był doceniany przez kolegów, którzy nazywali go „tatusiem”.

1 czerwca 1901 roku złożył swoje pierwsze śluby we wspólnocie misjonarzy: ślub czystości, ubóstwa, posłuszeństwa i trwania w zgromadzeniu z obowiązkiem ewangelizowania ubogich. 24 czerwca 1906 roku przyjął zaś święcenia kapłańskie, a dzień później wraz ze swym starszym bratem odprawił Mszę Świętą prymicyjną.

Niedługo potem ks. Dolindo został wykładowcą śpiewu gregoriańskiego i opiekunem kleryków w szkole apostolskiej. Był tak dobrym kapłanem, że myślano o nim jako o kandydacie na biskupa. Niestety, znaleźli się zazdrośnicy i na skutek ich działań otrzymał nakaz opuszczenia Neapolu oraz... komponowania muzyki. 3 listopada 1906 roku opuścił miasto. Towarzyszył mu jego nowy przełożony – ks. Volpe.