Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
320 osób interesuje się tą książką
Jeżeli on nie może jej mieć, to inni też jej nie dostaną.
Kade Mitchell ma obsesję na punkcie kogoś, kim gardzi.
Nie potrafi zapomnieć o Stacey Rhodes, wężu w skórze anioła – dziewczynie, która rozerwała mu serce i wepchnęła go w odmęty przestępczego półświatka.
Obserwował ją latami. Zabijał każdego, kto się do niej zbliżył. Ale teraz, gdy otrzymał chwilę wolności od więżącej go rzeczywistości, wrócił do domu i pragnie znów posiąść tę dziewczynę. Złamać wszystkie ustalone zasady.
Łączące ich przyciąganie jest tak potężne, że nawet nienawiść nie może go powstrzymać.
Ale nigdy nie wybaczy Stacey… prawda?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 463
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Insatiable
Copyright © Leigh Rivers 2023
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Magdalena Mieczkowska
Korekta: Anna Grabowska, Monika Baran, Natalia Szoppa
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-493-6 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Ostrzeżenie dotyczące treści
Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
Przypisy
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Tę trylogię można uznać za mroczniejszą niż najgłębsze otchłanie piekieł. Insatiable ukazuje liczne perwersje, takie jak ekshibicjonizm, zachowania posesywne i toksyczne, nagradzanie i poniżanie, zabawy z oddechem, zabawy z bronią, prawdopodobnie zbyt wiele „naszyjników z rąk” oraz seks przy zwłokach. Oprócz tego książka zawiera dosłowne opisy scen przemocy i seksu, a także wzmianki o gwałcie, utracie ciąży i próbie samobójczej, jak również inne potencjalnie drażliwe treści.
Twoje zdrowie psychiczne jest dla mnie niezwykle ważne. Gorąco zalecam, abyś nie kontynuował czytania tej historii, jeśli którykolwiek z wymienionych w ostrzeżeniu tematów mógłby wywoływać twój niepokój lub dyskomfort.
Dla grzecznych dziewczynek, które lubią tańczyć w ciemności na oczach diabła.
Kade
Sześć lat temu
Kurwa, nienawidzę ludzi.
A jeszcze bardziej przyjęć.
Może i mam piętnaste urodziny, ale to wcale nie znaczy, że będę brał udział w imprezie, na którą uparła się moja siostra bliźniaczka. Nie lubię być w centrum uwagi ani przebywać wśród licznego towarzystwa.
Mama mówiła, że możemy zorganizować wspólną imprezę – i robimy tak od lat. Ale jebać to, tego też nie znoszę, a jeżeli jeszcze raz usłyszę Single Ladies, to po prostu mi odjebie. Większość ludzi, którzy tu przyleźli, ma jeszcze po czternaście lat i buja się w postaciach z anime, no więc… ja pierdolę.
Muszę uciec do swojego pokoju, jak zawsze.
Obowiązkowo muszę zamknąć drzwi na klucz, bo byłoby do bani, gdyby ktoś sprzedał mamie, że jaram na balkonie. Ewan, mój ojczym, przydybał mnie w zeszłym tygodniu na dymku w domku przy basenie i zapowiedział, że jeśli się to powtórzy, to jej powie.
A nikt nie chce, żeby się na niego wydzierała. Straszna z niej zołza.
Lubię prywatność, własną przestrzeń, w której nikt mi nie przeszkadza. Tak więc kluczyk jest w dziurce, łańcuch zasunięty, a drzwi – podparte krzesłem. Nikt nie zakłóci mi spokoju, nie ma szans.
Chętnie wypełnię płuca dymem.
Przyznam szczerze, że kiedy jestem w centrum uwagi, czuję się wtedy trochę dziwnie. Ludzie mogą sobie myśleć, że to fajnie, ale ja tego nie cierpię. Wolałbym być niewidzialny. Wolałbym, żeby nikt nie wiedział, kim jestem, żeby nie znał historii mojej rodziny ani żeby nie próbował ze mną rozmawiać.
Tak naprawdę ci ludzie nie chcą wiedzieć, kim jestem.
Można by sądzić, że skoro już mieszkam w jednej z największych posiadłości w zachodniej Szkocji, to inni będą mieli problem z odnalezieniem mojego pokoju czy nawet tego skrzydła budynku, ale – niestety – znaleźli. Jeżeli ktoś jeszcze raz zapuka, to wypalę mu oko petem.
Powinienem wrócić na przyjęcie, zanim do drzwi zacznie dobijać się mama albo Ewan, bo ci zgotują mi prawdziwe piekło, ale jakoś nie mogę się ruszyć z balkonu.
Bo jestem zajęty.
Dziewczyna nie ma pojęcia, że ją obserwuję.
Oddaliła się od reszty, od gwaru, ma długie, ciemne włosy, kusą, czarną sukienkę i siedzi na krawędzi basenu, mocząc stopy w wodzie.
Coś mnie w niej zaintrygowało, dlatego patrzę.
Lubię obserwować ludzi z dystansu. Analizuję ich zachowanie, to, jaki wyraz przybierają ich twarze i jaką mowę ciała mają w danych sytuacjach, jaki ton głosu. Celowo wytrącam ludzi z równowagi, żeby obserwować ich reakcje. Nauczyciele wiecznie skarżą się na mnie rodzicom.
Mama kazała mi przestać to robić, ale to świetny sposób na zabicie czasu, no i dzięki temu mogę lepiej zrozumieć rzeczy, które nie przychodzą mi naturalnie.
Przechylam głowę na bok i wpatruję się w dziewczynę z narastającą fascynacją.
Dlaczego wyszła z imprezy? I co to w ogóle za jedna? Pierwszy raz ją widzę.
Nie mogę – i nie chcę – przestać patrzeć, jak wpatruje się w gwieździste niebo. Nie mogę oderwać od niej oczu. Na pewno jej zimno. We wrześniu jest tu jak w jebanej Arktyce.
Może powinienem zanieść jej bluzę i…
Co? Zamknij mordę, Kade.
Gaszę fajkę i wrzucam niedopałek do popielniczki schowanej pod krawędzią balkonu. Wkładam buty, ale cały czas nie odrywam oczu od tajemniczej dziewczyny.
Lada moment przyjdzie po mnie mama, bo przecież trzeba odpalić świeczki na torcie. Rozwiewam więc zapach fajek w pokoju i pryskam trochę odświeżaczem.
Komórka pika mi w kieszeni, wyjmuję ją szybko, myjąc zęby. Wyskakuje czat grupowy z moimi dwoma najlepszymi kumplami. Dez wkurza się, że go tu nie ma. Base pyta, czy chcę później iść na prawdziwą imprezę, dodał do tego jakieś ruskie słowa, których nie rozumiem.
Słyszę kroki, zanim jeszcze zdążę odpisać, że chcę.
Aż się garbię. No to się zaczyna.
– Kade! – wrzeszczy mama zza drzwi.
Przewracam oczami, odkładam szczoteczkę i wygaszam ekran telefonu.
– Jesteś tam?!
Odkopuję krzesło na bok, ściągam łańcuch.
– Jestem.
Otwieram drzwi z rozmachem, a ona stoi z rękami skrzyżowanymi na piersiach, gapi się na mnie krzywo i tupie nogą. Jest ode mnie niższa i ma blond włosy, są w zupełnie innym kolorze niż moje – ja mam czarne. Za to podobne są nasze oczy – niebieskie i rozespane. Mama próbuje świdrować mnie wzrokiem, a ja posyłam jej znudzone spojrzenie.
– Znowu paliłeś? Czuć aż ze schodów.
– Nie – kłamię, mijam ją i ruszam na spiralne schody, które Ewan zaprojektował specjalnie dla mnie.
– Siostra cię szukała. Przegapiłeś tort.
Nasuwam kaptur, ściągam sznurki, wciskam ręce w przednią kieszeń bluzy i odburkuję. To Luciella od zawsze była złotym dzieckiem, ulubienicą, która nie sprawia mamie i Ewanowi żadnych problemów. Oboje całują ziemię, po której stąpa. I w sumie to rozumiem. Ja jestem inny niż oni, zupełnie nie przypominam siostry.
Lucielli nikt nie przyłapałby na paleniu i piciu w wieku trzynastu lat, a już na pewno nie przywiozłaby jej do domu policja, bo przecież nie uderzyłaby gliniarza.
Zasłużył sobie.
Na pewno wszyscy uważają mnie za złe dziecko. Tego, którego obecności wszyscy boją się na rodzinnych spotkaniach. Kiedyś jeszcze mnie to przejmowało i próbowałem się, kurwa, dostosować, ale teraz wolę własne towarzystwo. Stałem się samotnikiem. Oni trzymają się na dystans, więc ja też.
Mama natomiast się stara, chyba nawet za bardzo.
Myśli, że nie słyszę, jak beczy ojcu przez telefon, że mam „huśtawki nastrojów”, i błaga, żeby pomógł jej się uporać z „bezdusznym” nastolatkiem. Ale nie jestem też całkiem pozbawionym uczuć robotem. Zależy mi na Dezie i Basie, i czasami nawet na Lucielli, gdy akurat nie zachowuje się jak wrzód na dupie. Po prostu nie widzę sensu w przestrzeganiu głupich zasad i gadaniu o uczuciach, których nie rozumiem.
Jestem jaki jestem i nie ma w tym nic złego. Nawet tata uważa mnie za wyjątkowego i mówi, żebym się nie obrażał za to, jak postrzegają mnie inni.
Na całym świecie chyba tylko on jeden mnie rozumie, tyle że mieszka tysiące kilometrów ode mnie, do tego w zakładzie dla psychicznie chorych… Popełnił trochę przestępstw i został uznany za zbyt groźnego, by żyć pośród zwykłych obywateli.
Ojciec pamięta, że w dzieciństwie czuł się podobnie jak ja. To w kurwę obiecujące.
Sławny Tobias Mitchell, pierwszy psychol Ameryki. Obłąkany morderca, o którym trąbili w wiadomościach na całym świecie. Został uznany za bezwzględnego i nieprzewidywalnego. Niebezpiecznego. Za zagrożenie dla życia innych. A jednak, gdy odwiedzamy go w zakładzie, zachowuje się jak troskliwy ojciec i sam dopytuje, co się u nas dzieje. Stara się angażować, na ile tylko może, i patrzy na mamę wzrokiem pełnym uwielbienia, jakby była jedyną kobietą na świecie.
Choć kiedyś próbował ją zabić.
No, on ma swoje wariactwa, a ja mam swoje.
Ojczym jest w moim życiu, odkąd się urodziłem, i stara się, jak może. Próbuje nawiązać ze mną ojcowską więź i wozi mnie na lekcje boksu, tak samo jak kiedyś Jasona, mojego przyrodniego brata. Ale Jason jest już dorosły i ma własne życie, dlatego Ewan przerzucił się na mnie.
Nalewam sobie soku i obchodzę stół.
Część koleżanek mojej siostry zaczyna chichotać, szepczą między sobą i gapią się na mnie bez przyczajki, przez co czuję się niekomfortowo. Tej tajemniczej dziewczyny znad basenu tu nie ma.
Nie żebym jej szukał.
Zawijam się stamtąd szybko, przepycham się przez tłum i wychodzę do ogrodu. Blask zamontowanych w ziemi światełek prowadzi mnie do domku nad basenem.
Docieram na koniec ścieżki i oglądam się przez ramię, ruszam dalej dopiero, gdy już upewniłem się, że nikt za mną nie idzie. Zmarszczki na wodzie odbijają się w szklanych drzwiach domku, opieram się o nie i wyciągam papierosa.
Spoglądam w dal, na jezioro, księżyc wisi tuż nad górami Munros. Cała posiadłość jest otoczona wodą i zielonymi lasami, muszę przyznać, że to nawet odprężający widok.
Gdy nikotyna pali w płuca, przymykam oczy, a po chwili wypuszczam dym.
Słyszę plusk i marszczę brwi, papieros prawie wypada mi z dłoni, bo okazuje się, że tajemnicza dziewczyna wciąż tu jest. Podpiera się na łokciach, siedzi sobie swobodnie nad basenem i dalej patrzy w gwiazdy.
Nie powinienem czuć tej fali ekscytacji, a jednak czuję.
Co robić? Zagadać? Odejść? Przyczaić się?
– Kim jesteś? – pytam, podchodząc bliżej, i ponownie się zaciągam.
Ignoruje moją obecność, a naprawdę chciałbym, żeby na mnie spojrzała.
Próbuję drugi raz:
– Halo? Kim jesteś?
Nie lubię być ignorowany, zwłaszcza przez podobne do duchów nieznajome z piegami na całym ciele. Zazwyczaj nie próbuję nawiązywać kontaktów towarzyskich, ale zaintrygowała mnie ta jej karnacja.
Po widoku jej profilu wnioskuję otwarcie, że jest ładna. Ta konstatacja wali mnie w łeb, bo jeszcze nigdy tak o nikim nie pomyślałem.
Sądziłem, że jestem w tej materii wybrakowany, no ale ta tutaj mi się spodobała, więc chyba jednak nie. Trudno mi przyglądać się jej tak, jak często obserwuję innych, ale z przyjemnością po prostu… sobie na nią popatrzę.
Jej milczenie w końcu mnie irytuje.
– Powinnaś wracać do środka – fukam. – Za zimno tu, Piegusko.
Krzywię się i wymierzam sobie mentalnego kopa w jaja. Piegusko? Na serio, Kade?
Ale ona dalej milczy.
Jeżeli jeszcze raz mnie zignoruje, to wepchnę ją do tej pieprzonej wody.
Kręcę głową.
Siadam na ławce obok trampoliny i biorę kolejnego bucha, nie wiem, po co dalej zagaduję. Przecież nigdy z nikim nie gadam.
– Nie chodzisz ze mną do szkoły.
Podnosi na mnie wzrok i wtedy zamieram, jasna cholera, jej oczy są nieziemskie. Krztuszę się dymem i gdy ona wstaje, strząsa wodę z nóg, a potem wkłada buty, ja zginam się wpół, żeby odzyskać oddech.
Nie kumam tego. Jej nie kumam. Nie kumam, po co idzie w moją stronę.
Moment.
Idzie w moją stronę.
Cholera. Co ona odpierdala? Idź sobie.
Zbliża się i coś wyrywa mi oddech z płuc. W sumie to nie wiem, czy dalej oddycham.
Włosy opadają jej falami na plecy, piegi przyprószają ją całą, a te oczy… zaraz przez nie, kurwa, zejdę. Nie są niebieskie, bardziej jakby zmieszać jasnozielony z odrobiną srebra, jak las zimą.
Co się ze mną, kurwa, dzieje?
Siada obok, wyciąga mi papierosa spomiędzy warg i wkłada między swoje. Gdy musnęła moje usta palcami, wcale nie czułem się niekomfortowo.
Odwracam wzrok, żeby nie pokazać, jak na mnie działa, ale w środku cały się burzę.
Chrząkam, a ona pali sobie, jakby to był jej papieros. Wieje lekki wiatr i czuję słodką wanilię… Jak ta dziewczyna dobrze pachnie.
Odwracam głowę i widzę, jak rozpiera się wygodnie. Końcówka papierosa żarzy się na pomarańczowo. A potem laska wypuszcza chmurę, która wzlatuje ponad nas. Gdy dym się rozmywa, dostrzegam, że dziewczyna ma przymknięte oczy.
Po chwili je otwiera i się na mnie patrzy. Ja natomiast, jakby zniewolony, wpatruję się w jej piękno.
Ja pierdolę.
Gdy kończy, wkłada mi do ust resztkę papierosa. Znowu muska końcówkami palców moje wargi, a ja czuję w piersi jakąś iskrę i nie wiem, co ona oznacza. Odrzucam niedopałek na bok.
– Mam na imię Stacey. – Jej głos jest miękki, cichy i uspokajający, co intryguje mnie, kurwa, jeszcze bardziej. – Kilka miesięcy temu zapisałam się na lekcje tańca, na które chodzi też Luciella.
Chętnie bym popatrzył na jej ciało w ruchu, w jej żywiole. Założę się, że porusza się też pięknie.
Przestań.
Wypaliła mi fajkę, więc odpalam następną. Siedzimy w ciszy, ale co chwilę na nią zerkam.
Stacey.
Pasuje do takiej tajemniczej dziewczyny.
– Ile masz lat? – pytam.
Uśmiecha się do mnie i, cholera, nigdy wcześniej nie spodobał mi się czyjś uśmiech. Dociera do mnie, że sam zrewanżowałem się jej bladym uśmiechem.
– Dopiero co skończyłam piętnaście. Tak samo jak ty.
„Tak samo jak ty”.
Te cztery słowa sprawiły, że zapragnąłem dowiedzieć się o niej czegoś więcej.
Mruczę pod nosem, a wtedy ona uśmiecha się szerzej, dołeczek w jej policzku staje się głębszy, Stacey odwraca głowę i zakłada kosmyk włosów za ucho.
Motylki, myślę sobie.
Ciekawe, czy ona też je czuje.
Muszę być chory. Powinienem zapytać mamę, co mnie, kurwa, dopadło.
– Brzmisz jak Amerykanin i Szkot równocześnie – stwierdza. – Tak samo jak Luciella.
Spędzamy dużo czasu w Ameryce, bo odwiedzamy ojca. To zupełnie naturalne, że przez tyle lat złapaliśmy trochę amerykańskiego akcentu. Ja mam mocniejszy, głębszy.
Słyszę wrzaski siostry. Wzdycham, bo wiem, że moje spotkanie ze Stacey zaraz się skończy.
Z przyjemnością bym tak jeszcze posiedział i pogapił się na nią jak zboczeniec, ale muszę się zwijać, bo zaraz uzna mnie za dziwaka, który podbija do dziewczyny, której nawet nie zna.
– Dam ci ostrzeżenie – zaczynam i gdy tylko dostrzegam blond głowę mojej siostry, wyrzucam papierosa na trawę. Mrużę oczy. Nie chcę wypowiadać następnych słów, ale i tak opuszczają moje usta, odruchy znów wygrywają. – To, że kolegujesz się z moją siostrą, nie znaczy, że możesz do mnie gadać. Trzymaj się ode mnie, kurwa, z daleka.
Chcę już odejść, ale ona parska szyderczo.
– Śmieszne – rzuca krótko, a ja staję jak wryty, marszczę czoło i spoglądam na nią przez ramię. Dziewczyna wypycha biodro i krzyżuje ręce na piersiach. – I urocze. Zamierzałam powiedzieć to samo. Więc może zejdź mi, kurwa, z drogi, Kade?
Moje imię ładnie brzmi w jej ustach.
Parskam, podoba mi się też jej postawa.
– Bo co?
Noż kurwa. Pieguska jest jeszcze ładniejsza, gdy się złości.
Motyle wpadają w jakiś pierdolony szał i nie mam pojęcia, jak je stłumić.
Dziewczyna przepycha się, dosłownie taranując mnie ramieniem. Oddala się z moją siostrą, a ja mimowolnie szczerzę kły.
Jej zapach jeszcze ze mną zostaje, a kiedy idzie, jej długie, ciemne włosy podskakują dziarsko. Dziewczyna patrzy przed siebie i nie chce zaszczycić mnie ostatnim spojrzeniem, którego tak desperacko potrzebuję… Aż w końcu, gdy ma już zniknąć na ścieżce między drzewami, Stacey odwraca się i pokazuje mi środkowy palec.
Kurwa mać, dlaczego się uśmiecham?
Stacey
Sześć lat później
Odsuwam kołdrę, powoli i cicho, najpierw zsuwam z łóżka nogi. On się wierci i wyciąga rękę na materacu, żeby mnie dotknąć, ale ja wstaję, zanim zdąży to zrobić.
Sukienka i bielizna leżą rozrzucone po całej podłodze, szpilki zostały pewnie na schodach albo gdzieś w salonie. Tinderowa randka, która zaczęła się w barze, to sposób na nudę. Po kilku drinkach i niekończących się flirtach w końcu mnie tu zaprosił.
To źle, że nie pamiętam, jak ma na imię? Brian albo Byron. Brzmią tak samo. Muszę sprawdzić jego profil, zanim usunę tę całą apkę.
Mam kilka nieodebranych połączeń od swojej najlepszej przyjaciółki Lu, kilka od drugiej najlepszej przyjaciółki Tylar i parę wiadomości od przyszywanego brata, który żądał, żebym napisała, gdzie jestem.
Jęczę cicho, masuję skronie, żeby złagodzić ból głowy, i otwieram czat z Luciellą.
Stacey:
Możesz mnie odebrać? Jestem w Branchton. Szereg domów naprzeciwko kościoła. Wiesz, gdzie to?
Na paluszkach schodzę po schodach, trzymając szpilki i kurteczkę. Na dole siadam na pierwszym stopniu.
Komórka wibruje.
Lu:
Jadę. Pięć minut.
Dzięki Bogu.
Przyjaciółki będą chciały poznać szczegóły. Już słyszę te ich piski, gdy dowiedzą się, że po kilku miesiącach totalnego braku zainteresowania w końcu uprawiałam z kimś seks.
Ostatni facet, z którym spałam, oświadczył, że choć kochana ze mnie dziewczyna, to niestety nie da rady spotkać się ze mną ponownie. Co dziwne, kilka dni później zaginął i jeszcze go nie znaleźli.
Mam dwadzieścia jeden lat, więc cholernie się wkurzyłam, że ktoś nazwał mnie „kochaną dziewczyną”.
Na zewnątrz rozbrzmiał klakson. Odetchnęłam z ulgą.
Ojczym Lucielli kupił jej auto, żeby miała czym jeździć na uczelnię. Z kolei Ty zamierza przejąć rodzinne studio tańca.
Ja zaś nadal próbuję się odnaleźć i nie stanowi to dla mnie problemu. Nie śpieszę się z tym całym układaniem sobie życia. Jestem tancerką i akrobatką, trzy razy w tygodniu prowadzę wieczorne zajęcia dla dzieci i dorosłych, trenujemy do różnych przedstawień i konkursów.
Mama umarła, gdy miałam trzynaście lat. Potem tata zakochał się w Norze Fields i przeprowadziliśmy się do tego miasteczka, gdzie zamieszkaliśmy z nią oraz jej dwoma chłopcami – Kyle’em i Chrisem.
Tata zmarł dwa lata temu, ale Nora i jej synowie nalegali, żebym z nimi została, dopóki nie zaoszczędzę, by pójść na swoje. Zatrzymała sobie cały przynależny mi spadek.
Nie muszę płacić za wynajem, to dobrze, choć mieszkanie w tym domu to jeden wielki koszmar, ale mogę skupić się na własnych celach.
Wychodzę na zewnątrz i okazuje się, że prawie świta. Czeka na mnie czarne audi R8, zamieram na jego widok. Zza przyciemnionych szyb nie widać kierowcy, ale ja doskonale wiem, kto siedzi za kierownicą, i na samą myśl o tym człowieku włoski na karku stają mi dęba, a serce gwałtownie przyśpiesza.
Wszystkie metalowe wykończenia lśnią jak wypolerowane, światła prawie mnie oślepiają. Krzywię się. Ciekawe, czy mogę jeszcze zawrócić i wejść z powrotem do środka.
Lu dostanie w gębę, kiedy ją później dorwę.
Klakson ryczy raz jeszcze, czuję, jak napinają mi się ramiona.
– Niewiarygodne… – mamroczę pod nosem. Innym sposobem jednak nie wrócę do domu, bo uber jechałby do tej części miasta całe wieki.
Szpilki wiszą mi na palcach, mam potargane włosy i bardzo nieświeży makijaż, jestem więc zdenerwowana. Koleś za kierownicą to ostatnia osoba, z którą chciałabym wracać do domu po jednonocnej przygodzie.
Podchodzę do auta bez pośpiechu, otwieram drzwi i sadzam tyłek na siedzeniu. Nie patrzę na niego. Oczy kieruję przed siebie, rzucam szpilki na podłogę i próbuję się zapiąć. Pas ucieka dwa razy, ale w końcu mi się udaje i wypuszczam powietrze z ust.
Staram się ignorować uzależniający zapach mięty, papierosów i wody toaletowej Tom Ford Noir. Używa jej od lat. Staram się ignorować jego, ale choć nie odzywaliśmy się do siebie od dwóch lat, to jego obecność staje się wszechogarniająca.
Krzyżuję ręce na piersiach i zerkam z ukosa.
– Lu napisała, że to ona mnie odbierze.
On nie odpowiada, pisze coś w telefonie ze znudzoną miną, podpierając się łokciem o skórzaną przegrodę między siedzeniami. Ma na ręce nowy tatuaż, przez który ta jakimś cudem wygląda jeszcze bardziej żylaście.
Przełykam ślinę i szybko odwracam wzrok, zanim się zorientuje, że pozwoliłam sobie na spojrzenie na resztę jego nowych dziar.
Siedzi z rozsuniętymi kolanami, treningowe szorty odsłaniają jego nogi, opiera się wygodnie i dalej pisze. Wbijam w niego złe spojrzenie, bo komuś odpisuje, zamiast wieźć mnie do domu.
Pewnie ćwiczył w prywatnej siłowni w posiadłości. Koszulka opina ciasno jego tors, mięśnie są jeszcze napompowane po treningu. Za uchem ma zatkniętego papierosa, a pofalowane włosy, czarne prawie tak jak jego dusza, opadają mu na czoło.
Jest lekko opalony, przez co wyglądam przy nim jak duch.
Chciałabym powiedzieć, że prawie zapomniałam, jak wygląda Kade Mitchell, ale kłamanie zupełnie mi nie wychodzi.
Otwieram okno, ignoruję ogarniający mnie chłód, bo ważniejsze, żeby jego zapach nie odebrał mi rozsądku. Owszem, Kade może i jest przystojny, i był taki moment, że podobało mi się w nim wszystko, ale to brat bliźniak mojej najlepszej przyjaciółki, więc jest całkowicie poza zasięgiem.
Teraz już to wiem.
Po raz ostatni rozmawialiśmy dwa lata temu, od tamtej pory nawet na mnie nie spojrzał. Lu musiała mocno na niego wsiąść, skoro zmusił się, żeby po mnie przyjechać.
Z własnej woli nigdy by tego nie zrobił.
Jebaniutka Luciella. Doskonale wie, że się nie znosimy i że staram się go za wszelką cenę unikać, to znaczy nie wie właściwie, dlaczego tak jest, ale ma świadomość, że go unikam.
Zaczyna wschodzić słońce, tymczasem my trzy kolejne minuty spędzamy przy dźwiękach cicho grającego rocka i klikania jego komórki. Zaciskam zęby z rozdrażnienia, a mój wzrok skacze pomiędzy kierownicą a drzwiami domu, z którego przed chwilą wyszłam.
– Jedziesz czy będziemy tak siedzieć?
Jak zwykle odpowiada mi cisza. Pisze jak w amoku, a kącik jego ust unosi się w uśmieszku.
Próbuję nie patrzeć, jaki jest przystojny, mimo że przecież to wcielenie diabła. Skóra pod jego czarnymi dziarami wygląda tak miękko. Kade rzadko się uśmiecha, zastanawia mnie więc, z kim pisze. Zdradliwe serce zaczyna mocniej bić. Kto go tak rozbawił?
Nie. Przestań, Stacey. Kogo to obchodzi?
Nie wysiedzę w tym aucie. Muszę stąd spieprzać.
– Zamawiam ubera – mówię, rozpinając pas, ale on szybko go łapie i bez słowa wpina z powrotem, choć nie raczy nawet oderwać oczu od telefonu. Teraz pisze jedną ręką, drugą przytrzymuje pas, w końcu jednak gasi ekran i odpala silnik.
Samochód ożywa z warkotem i nagle wciska mnie w fotel, bo przyśpiesza z absurdalną szybkością.
Kade podkręca muzykę. Gapię się na niego, na jego piękną, ostrą twarz, podczas gdy on nie odkleja srebrnoniebieskich oczu od jezdni. W końcu zamykam okno, bo wiatr lada moment wyrwie mi włosy.
Otwieram komunikator, bo z pewnością przegapiłam jakąś wiadomość.
Lu:
Zamiast mnie przyjedzie Kade.
Stacey:
Nienawidzę Cię.
Odpisuje od razu.
Lu:
Sorry! Akurat odwoził kumpla. Nie pozabijajcie się.
Stacey:
Naprawdę Cię nienawidzę.
Blokuję ekran i siedzę w ciszy, patrzę na przemykające za szybą drzewa. Telefon wibruje mi szaleńczo w dłoni – dostaję całą litanię wiadomości od przyszywanego brata.
NieOdbieraj:
Gdzie ty, kurwa, jesteś?
Wracam do domu, lepiej, żebym Cię tam zastał.
Mówię poważnie, Stacey.
Przewracam oczami, wzdycham i go olewam. Odcierpię to, ale nie mam teraz na niego energii, bo siedzę w samochodzie z zasranym Kade’em Mitchellem i próbuję nie oddychać tym samym powietrzem co on.
– Powinieneś był odmówić Lucielli – odzywam się w końcu na tyle głośno, żeby usłyszał mnie przez ryczącą muzykę.
Zaciska zęby i dodaje gazu.
Prycham tylko, podpieram się ręką o drzwi i kładę na niej głowę.
– Zaczekałabym na ubera albo poszła pieszo.
Nie odpowiada. Wiedziałam, że nie odpowie.
Wyciąga papierosa zza ucha, odpala go i wrzuca zapalniczkę do przegrody między fotelami.
Kade oblizuje usta, wpatruje się w szosę zaspanymi oczami, a ja obserwuję, jak się zaciąga.
„Jesteś nikim. Dla mnie jesteś, kurwa, martwa”.
Jego głos odbija się echem w mojej głowie we wspomnieniu ostatniej rozmowy. To słowa, którymi rzucił mi w twarz, słowa, których nie zapomnę. Odwracam głowę, patrzę szczypiącymi oczami na świat za oknem, a Kade wiezie mnie na moje osiedle.
Mamy tam wzmocnione zabezpieczenia, a każdy dom ma osobny kod. Kiedy dorastałam, Nora pytała, czy chcę, żeby z okazji urodzin nocowały u mnie jakieś koleżanki albo żeby inne dzieci przyjechały na przyjęcie. Zawsze odmawiałam.
Nie chciałam, żeby zbliżały się do potwora mieszkającego w tych murach.
Kade staje przed największym domem. Trzy piętra z białej cegły, za nimi nieużywane stajnie. Do tego pusty basen i sporo chwastów, przez co posesja wygląda strasznie.
Gasi silnik, wystrzeliwuje niedopałek przez okno i nawet nie odwraca się w moją stronę. Stuka palcem w kolano, zaciska zęby.
Mam ochotę wrzasnąć: „Powiedz coś. Nakrzycz na mnie. Cokolwiek!”.
Odwracam od niego wzrok, zabieram szpilki i wzdycham. Nie odzywam się, odpinam pas i w milczeniu otwieram drzwi.
Podchodzę do bramy i już mam wbijać kod, gdy słyszę, że silnik ponownie ożywa. Odwracam się przez ramię i nasze spojrzenia się spotykają niczym zderzenie piorunów. Na całym ciele dostaję gęsiej skórki i czuję, jak prąd przepływa mi w żyłach. Jego oczy są tak elektryzujące, jak zapamiętałam, ale jest w nich coś jeszcze.
Coś mrocznego, czego wcześniej nie było.
– Dziękuję – szepczę. – Za podwózkę do domu.
Przez ułamek sekundy łudzę się, że odpowie, ale on tylko powoli taksuje mnie wzrokiem od stóp do głów i po krótkiej analizie mojego wyglądu wie, że uprawiałam seks. Potem odwraca spojrzenie i kręci głową.
Jest rozczarowany.
Odpala kolejnego papierosa, podkręca rocka na tyle głośno, że pewnie obudzi całą moją przyszywaną rodzinę, po czym wciska gaz do dechy i już się za mną nie ogląda.
Tak. Wciąż mną gardzi.
Po tym, co mu zrobiłam, ma ku temu powody.
***
Prześlizguję się do swojego pokoju na najwyższym piętrze posiadłości i gdy tylko zamykam za sobą drzwi, oddycham z ulgą. Przywieram do nich plecami i zamykam oczy.
Pod powiekami szczypią mnie łzy, których nie zamierzam ronić.
Ostatni raz czułam te przytłaczające doznania, gdy się poznaliśmy. Kiedy przeszkodził mi nad basenem.
Pamiętam, jak na mnie patrzył i jak zrobiło mi się z tego powodu ciepło. Jego oczy były pełne życia. Paliliśmy wspólnie papierosa w błogiej, komfortowej ciszy, a potem Kade zamienił się w palanta.
Latami próbowałam go ignorować. Towarzystwo bliźniaka mojej najlepszej przyjaciółki jednak mnie przerastało, bo przyciąganie między nami było zbyt silne.
Aż do tamtej nocy, która wszystko zmieniła.
Od tamtej pory Kade Mitchell jest w moim życiu czymś w rodzaju rozproszonego cienia.
Upuszczam szpilki na podłogę i oblizuję wargi, przypominam sobie czasy, w których miały delikatny posmak tytoniu.
Kręcę głową i po moim policzku spływa łza.
Nie zapalam światła, ściągam sukienkę i rozpinam stanik, zaraz zdejmę bieliznę. Ale zanim zdążę to zrobić, ktoś łapie mnie za gardło i wyciska mi powietrze z płuc. Potem odrywa mnie od drzwi i brutalnie rzuca na materac.
Uderzam o niego tak mocno, że aż się krztuszę. Narasta we mnie napięcie, ze strachu otwieram szeroko oczy i widzę nad sobą Chrisa – mojego złego, odklejonego od rzeczywistości przyszywanego brata.
Próbuję bić go z całych sił, żeby mnie puścił, ale on tylko zaciska rękę mocniej i nisko nade mną zawisa, miażdżąc sobą moje niemal nagie ciało.
– Kto to, kurwa, był?
Stacey
Uwielbiam tańczyć w ciemności.
Kiedy mam do czynienia z kolejną masakrą, a zdarza się to często, taki taniec przynosi mi spokój, pozwala uciec. Lubię odcinać się mentalnie od istnienia choćby na chwilę.
Czasami, gdy moje ciało wiruje na obręczy lub gdy wiszę na aksamitnych wstęgach, zamykam oczy i blokuję dosłownie wszystko. Zazwyczaj w połowie układu idę na żywioł, kiwam głową do rytmu i wyobrażam sobie wpatrzoną we mnie, niemą publiczność.
Gra muzyka, gatunek zależy od nastroju. Mówię sobie wtedy, że niepokój i te zbędne głosy wcale nie istnieją. Że to tylko puste myśli, które desperacko chcą zgnieść mój spokój. I z każdym taktem czarne macki oplatające moje serce słabną.
Był taki czas, że pewien ktoś potrafił sprawić, że ignorowałam tę część siebie. Pomogłam mu z jego mrokiem, a on sprawił, że ja odzyskałam życie, utrzymywał mnie na powierzchni czułymi słowami i dotykiem, ukradkowymi pocałunkami i spędzonymi w jego łóżku nocami, o których nikt nie wiedział. Byłam szczęśliwa.
Myślałam, że jestem bezpieczna. Że jestem wolna.
Ale się pomyliłam.
Przeszłość to przeszłość. Odrobina muzyki jest ją w stanie naprawić przynajmniej na chwilę.
W studiu, w którym tańczę, odkąd miałam kilkanaście lat, niesie się echo SpiracleFlower Face. Przy tej piosence zawsze o nim myślę.
Pamiętam, jak się czułam, siedząc na kanapie naprzeciwko Lu. Zdenerwowana. Cała w ogniu. Chciałam mieć dość odwagi, żeby go dotknąć. Jego dłoń była tak blisko i mogłabym ją złapać, poczuć w swojej, sprawdzić, jaka jest miękka, gdyby nie strach, że on mnie odepchnie.
Nienawidził cudzego dotyku… Kiedy ktoś go dotykał, wzdrygał się i wyglądał, jakby czuł realny ból. Ale nagle, choć nie oderwał oczu od telewizora, musnął mnie małym palcem pod wspólnym kocem. Musiałam tłumić uśmiech.
Od tego tak naprawdę się zaczęło. Śmiałe marzenia zamieniły się w rzeczywistość.
Studio jest puste, jak zawsze po zajęciach. Kolorowe LED-y są przygaszone, czasami całkiem je wyłączam. Odcięcie umysłu i pozostawanie we własnym świecie jest odprężające. Następuje przebiegunowanie – kiedy tańczę, wszystko inne się zatrzymuje.
Ale za kilka godzin przyjedzie po mnie Chris i znowu wszystko runie. I przypomnę sobie rzeczywistość.
Muzyka milknie, a ja się zatrzymuję, wiszę na obręczy głową w dół, przytrzymując się jej jedną nogą. Patrzę zmrużonymi oczami na ekran telefonu – powiadomienie przerwało mi piosenkę i rozłączyło Bluetooth.
Zeskakuję na matę asekuracyjną, idę na drugą stronę salki, plaskając gołymi stopami i po drodze poprawiając pompon we włosach. Opieram się o ścianę z luster i włączam grupowy czat.
Lu: Mama i Ewan właśnie wyjechali. Kade z kumplami chyba też wychodzą, więc powinnyśmy mieć całą posiadłość na imprezę.
Ty: Ja jeszcze u ciotki. Ale zaraz jadę!
Jej mama i ojczym Ewan lecą na kilka tygodni do Stanów, chodzi o jakieś spotkanie z terapeutą jej biologicznego ojca, bo ponoć jest szansa, że ten dostanie zgodę na spędzanie czasu poza placówką. Jak dotąd wszystkie jego apelacje w tej sprawie były odrzucane.
Ja sobie nie wyobrażam, że mogliby go wypuścić z zakładu. To okropny człowiek. Raz rozmawiałam z nim przez telefon, bo Lu nie zdążyła dobiec z łazienki, żeby odebrać, i już sam jego głos przyprawia o ciarki. Znał moje imię i zdążył ostrzec, żebym nie skrzywdziła jego syna, jakbym toja była potworem.
Jego głos był głęboki i groźny, naprawdę myślę, że gdybym spotkała go osobiście, to mogłabym zemdleć. Mimo że Tobias Mitchell jest podobny do syna, to na jego widok uciekałabym gdzie pieprz rośnie.
Jest psychopatą. Zabójcą.
Odpisuję dziewczynom, że nie mogę się doczekać, i szybko wysyłam Chrisowi wiadomość, żeby po mnie nie przyjeżdżał. Mam ze sobą sukienkę, która nadaje się na dzisiejszy wieczór, a prysznic mogę wziąć u Lu.
Przyszywany brat będzie wkurzony, ale on zawsze się na mnie wścieka.
Kilka dni temu, wtedy gdy Kade mnie podwiózł, błagałam, żeby mnie puścił, i skłamałam, że to Luciella przywiozła mnie do domu.
Muszę zakrywać korektorem siniaki, które mi po sobie zostawił.
Resetuję Bluetooth i z głośników w salce znów rozbrzmiewa muzyka. Przyglądam się swojemu spoconemu odbiciu.
Spuszczam wzrok i wpatruję się w małą bliznę na mostku, jest fioletowa i głęboka. Piersi ją zasłaniają, ale ona tam jest. To dlatego Chris przeorał mi skórę kluczem – by zniechęcić innych do sięgania po to, co uważa za swoje.
Kazał mi skłamać Norze. Powiedziałam, że sama to sobie zrobiłam, a ona mi uwierzyła. Chciała mnie wtedy posłać do terapeuty, bo myślała, że się okaleczam.
Wcale nie, Nora, po prostu twój synek to jebany potwór.
Przesunęłam palcami po tytanowych rurkach. W sali jest ich siedem, na samym środku pod sufitem wisi obręcz, a w głębi – różowe wstęgi. W pomieszczeniu obok jest wielka przestrzeń taneczna, na której szaleją dzieciaki.
Budynek należy do rodziny Tylar. W zeszłym roku zamierzała rozbudować studio, ale zaangażowały ją sprawy na uczelni, a jej rodzice zajmują się jakimś projektem w Rzymie.
Owijam wstęgę wokół nadgarstka i mocno się chwytam, tak samo zaplatam nogę i się podciągam. Obracam się głową w dół, w tym momencie wstęga owija moje udo i trzyma mnie na tyle pewnie, że mogę szybko poprawić sobie fryzurę.
A potem pozwalam porwać się muzyce na liryczną przygodę. Wykorzystuję własną elastyczność i swoje poczucie rytmu do przygotowania idealnej choreografii, którą będę mogła zaprezentować podczas Festiwalu Strasznej Nocy w Halloween.
Gdy piosenka się kończy, jestem cała spocona, a mięśnie bolą mnie od ciągłych podciągnięć i szarpnięć wstęg. Ponownie ustawiam się głową w dół, robię pełny rozkrok i zdejmuję koszulkę, odsłaniając sportowy stanik.
Ale materiał zaczepia się o zapięcie, zaczynam więc przy nim grzebać i kręcić się bezwładnie, i to wtedy zauważam, że ktoś mnie obserwuje.
– Chris! – warczę. – Nie możesz tu wchodzić!
Przyszywany brat tylko wzrusza ramionami, a ja w końcu się rozplątuję i ląduję na podłodze.
– Co ty tu robisz, do jasnej cholery? – pytam, patrząc na niego ze złością.
Prycha lekceważąco i stawia krok naprzód, przez co ja muszę się cofnąć. Spuszcza wzrok na moją klatkę piersiową.
– Wiesz, że lubię cię oglądać.
Przechodzi mnie dreszcz skrępowania, czuję gulę w gardle.
– Mówiłam ci, że jadę do koleżanki.
– Odwiozę cię. I bez dyskusji.
– Nie musisz mnie odwozić.
Chris unosi rękę i instynktownie się kulę, choć tylko łapie za kosmyki włosów, które opadły mi na twarz.
– Zrobisz, co mówię, siostrzyczko. No chyba że chcesz, żebym znowu zamknął cię u siebie. Może tym razem przykuję cię do łóżka?
Blednę.
– Nie.
– Odwiozę cię. – Uśmiecha się.
Przełykam ślinę i kiwam głową. Wiem, że z nim nie wygram.
Odwracam się i idę do małej przebieralni, a po drodze narzucam na siebie koszulkę. Jak na jego obecność i tak czuję się zbyt obnażona. Wkładam skarpetki i buty, wycieram twarz ręcznikiem, ubieram się jeszcze w bluzę z kapturem i biorę do rąk kurtkę.
Będzie próbował mnie nakłonić, żebym odwołała plany, ale może się wypchać.
Gdybym mu ustąpiła, to nie dość, że dałabym mu poczucie władzy, to jeszcze ściągnęłabym sobie na głowę Lu. Planowała tę imprezę od wieków, ma być czymś w rodzaju poprawin jej dwudziestych pierwszych urodzin.
Puka do drzwi, a ja podskakuję ze strachu.
– Pośpiesz się, kurwa, bo ci zaraz pomogę.
Odpyskuję mu w myślach, zarzucam na ramię pasek torby, pcham drzwi i próbuję przejść obok, całkowicie go ignorując.
Łapie mnie za nadgarstek, przyciąga do siebie i szepcze mi na ucho:
– Zmień postawę. – Odwraca do siebie moje stężałe ciało i głaska mnie po ręce. – Jestem dobry, Stacey, więc przestań zachowywać się jak bachor i mnie wkurzać.
– Ja wcale nie…
Ucisza mnie szorstkim, niechcianym dotykiem, jego ręce wędrują pewnie w górę, na ramiona. Muska kciukami blade ślady po siniakach, które tam zostawił, po czym ujmuje mnie z obu stron za szyję.
– Co ci mówiłem o pyskowaniu? Chcesz mnie zezłościć?
Zasysa dolną wargę i przygląda mi się wyczekująco, chce, żebym odszczeknęła i dała mu uzasadnienie dla rzucenia mną na podłogę albo ugryzienia mnie w policzek.
Uderzam plecami w ścianę, lustra aż zadrżały. Przygniata mnie ciałem, a ja zagryzam zęby, żeby stłumić obrzydzenie, zaciskam pięści.
– Taka śliczna i oporna… – mamrocze, wbijając mi kolano między nogi, żebym je rozszerzyła. Jego ręka wędruje w górę mojego ciała. – Pamiętasz, jak kończą takie niegrzeczne dziewczynki?
– Odpierdol się ode mnie, Chris – ostrzegam i odpycham go, ale nawet nie drgnął.
Szczerzy zęby. Gnój uwielbia wyprowadzać mnie z równowagi. Czuję na sobie jego podniecenie i przełykam duszącą gulę pęczniejącą w gardle.
Traktuje mnie tak, odkąd przed laty dołączyłam do jego rodziny. Gdy w dniu, w którym się wprowadziliśmy, wparował pod prysznic, kiedy się kąpałam, i zaczął mnie na siłę całować, próbowałam powiedzieć tacie. Ale on nie chciał słuchać, kiedy mówiłam mu, że o cztery lata starszy chłopak wielokrotnie gapi się na mnie, kiedy się przebieram, a mam tylko czternaście lat.
Bo po co miał słuchać? Ponoć byłam kłopotliwą nastolatką, która siała bunt po śmierci matki.
Chris całował mnie wiele razy podczas kłótni. A ja za każdym razem aż do bólu zaciskałam usta, żeby nie wpuścić jego natrętnego języka do ust.
Z tego, co się orientuję, to nigdy się z nim nie rżnęłam. Ale naćpał mnie. Bił. Zamienił moje życie w piekło. Raz próbowałam uciec, ale tylko wszystko pogorszyłam. Stał się później brutalniejszy.
Mam wrażenie, że przed potworami takimi jak Chris Fields nie ma ucieczki, ale pewnego dnia, gdy w końcu obmyślę dobry plan, ucieknę.
Chris rozchyla usta, zapewne żeby zacząć opowiadać, jak to będę jęczała, gdy się za mnie weźmie, ale przerywa mu hałas rozlegający się gdzieś za nami.
Mam szczęście. Drzwi do studia się otwierają, on odskakuje i w końcu mogę złapać oddech.
W progu staje Tylar, otwiera usta, marszczy czoło i spogląda niepewnie to na mnie, to na niego.
– Eee… kim jesteś? – zwraca się do Chrisa, a ja zamykam oczy i modlę się, żeby coś zmyślił. – Wstęp tylko dla członków. – Wskazuje wiszący na ścianie znak, a potem odsuwa się i otwiera szerzej drzwi, przekazując mu milczące „wypierdalaj”.
Mam ochotę ją uściskać.
– Oczywiście – odpowiada Chris, ale spogląda jeszcze na mnie, kręcąc na palcu kluczykami do samochodu i oblizując wargi. Nachyla się i szepcze mi na ucho: – Tylko poczekaj, aż wrócisz do domu, siostrzyczko.
Patrzę na niego bez słowa i czekam, aż sobie pójdzie. On, zanim się odwróci, robi poważną minę i mówi:
– Zachowuj się.
Gdy tylko Chris znika, Tylar unosi brew i pyta:
– Kto to był, do cholery?
Mój najgorszy koszmar. Przyszywany brat, o którym nie wiesz. Dla własnego dobra, ale też dla dobra swoich przyjaciółek utrzymuję jego tożsamość w tajemnicy i dobrze tej tajemnicy pilnuję. Kyle, mój starszy przyszywany brat, to prawdziwy anioł. Kocha mnie tak, jak brat powinien kochać siostrę. No ale jest jeszcze Christopher…
– A taki koleś… – kłamię bez mrugnięcia okiem, wyłączam głośniki i gaszę główne światło, dusząc wielokolorowy blask. – Myślałam, że jesteś u ciotki.
– Mama chce, żebym zdeponowała pieniądze w banku – mówi, otwiera małą szafeczkę w rogu salki i otwiera sejf. Przelicza banknoty, łącznie jakieś osiemset funtów, po czym wciska cały zwitek do torebki. – Ale to nie ten Bryan, prawda? Bo jego inaczej opisywałaś. Ten jest seksowniejszy. Lecę na takie uśmiechy i niesforne blond włosy. No i jest wysoki.
Prycham i marszczę nos. Jak mogła nazwać Chrisa seksownym? Według mnie jest po prostu prostacki.
– Nie, to nie on.
– Cóż, kimkolwiek był, nie mów nikomu, że tu przyszedł, proszę – mówi, wskazując głową na drzwi. – Chodź. Podwiozę cię do Lu.
Tylar przez całą drogę nawija o zasadach obowiązujących w studiu, a ja wyglądam przez okno i co jakiś czas mruczę potwierdzająco. Ale gdy opowiada, że w Branchton właśnie pali się jakiś dom, spoglądam na nią z zainteresowaniem. Nikt nie zginął, ale ponoć ktoś zlał właściciela na miazgę.
Nazwiska nie ujawniono.
Komórka wibruje, spoglądam na nią i przewracam oczami. Standardowa groźba. Ta, od której cierpnie mi skóra i drżę na myśl o powrocie do domu. Tego rodzaju wiadomości stały się jednak rutyną.
NieOdbieraj:
Bądź dziś grzeczną dziewczynką.
Patrzę ze złością na ekran, a palce poruszają się samoistnie.
Stacey:
Daj mi spokój.
W drodze do Lucielli mijamy jezioro, w tym miejscu droga prowadzi między drzewami. Stajemy przed zdalnie zamykaną bramą ekstrawaganckiej posiadłości, która zawsze zapiera mi dech w piersiach. Tylar informuje, że będzie za dwie, trzy godzinki, i odjeżdża.
Zostaję sama i naciskam dzwonek. Dwa psy zaczynają szczekać jak opętane, co wywołuje mój uśmiech.
Gdy tylko drzwi się otwierają, uśmiech mi rzednie, bo nagle wpadam w sidła mrocznego, nieprzyjemnego spojrzenia Kade’a. Jest w nim tyle nienawiści i poczucia zdrady. Wydaje mi się, że wolałby mnie widzieć pod kołami swojego motocykla niż u drzwi.
Jego dobermany, Milo i Hopper, które zazwyczaj są z nim na uczelni, obwąchują mi nogi i ręce, a gdy rozpoznają zapach, robią się coraz bardziej podekscytowane.
Ja, zamiast podwinąć ogon albo skulić się ze strachu przed ich właścicielem, schylam się, żeby trochę je poczochrać i podrapać. Kade’a mierzę równie posępnym spojrzeniem.
On przerywa kontakt wzrokowy jako pierwszy. Odwraca się do mnie muskularnymi plecami i gwiżdże na psy, by za nim poszły. Ma na sobie bluzę z kapturem, na potarganych włosach – czapkę odwróconą daszkiem do tyłu, a w ręce trzyma butelkę piwa. Domyślam się, że chyba jednak nigdzie dziś nie wychodzi.
– Świetnie… – mamroczę pod nosem i przewracam oczami, zamykając za sobą drzwi.
Szykuje się niezła zabawa.
Stacey
– Jeśli włożę jutro czerwoną sukienkę, to nie będę mogła włożyć czerwonej góry – opowiada Lu, przykładając na zmianę do piersi dwa wieszaki. – Ale ta niebieska jest trochę za krótka.
– To włóż inną, masz mnóstwo sukienek – mówię, malując paznokcie, jestem owinięta ręcznikiem, a mokre włosy zaczesałam na plecy. Leżę na brzuchu na jej łóżku, a ona co chwilę wpada w panikę, że nie ma w czym iść.
– Ale chcę czerwoną.
– To weź czerwoną – odpieram, zakręcam lakier i dmucham na paznokcie.
– Nie pomagasz, Stacey! – obrusza się i rzuca oba wieszaki na podłogę. – Nie mogę, bo wkładam jutro czerwoną górę.
Czasami mojej najlepszej przyjaciółki nie da się znieść.
– Aha, zapomniałam powiedzieć, że Kade i reszta jednak dziś nie wychodzą. Odwołali plany, gdy Dez im wygadał, że robię imprezę.
– Zorientowałam się – odpowiadam, nie odrywając oczu od kolejnych wkurzających wiadomości od Chrisa, na które już nie odpisuję.
Ale w końcu będę musiała, bo jak tego nie zrobię, to on tu po mnie przyjedzie, a to ostatnie, czego mi trzeba.
Gdy wrócę, wywiodę go jakoś na manowce. W domu jest pięć pokoi, których nie może otworzyć od zewnątrz. Doskonale znam wszystkie kryjówki w posiadłości.
Pewnego dnia się uwolnię. Będzie to chyba ten sam dzień, w którym poderżnę mu gardło, bo nie wiem, czy coś oprócz śmierci powstrzyma go przed dopięciem swego.
Na samą myśl o oddaniu się Chrisowi zaczyna mnie mdlić.
Lu rzuca mi w twarz zwiniętymi skarpetkami.
– Słyszysz, co mówię?
– Co mówisz?
Wzdycha.
– Wiem, że nie przepadasz za Kade’em i jego kumplami. Mam nadzieję, że będą trzymali się z dala i jakoś tu wytrzymasz.
Prycham. Dobrze mnie zna, ale przecież nie pojechałabym do domu ze względu na samą ich obecność… gorzej z tymi jego spojrzeniami.
– Mówiłaś mu, żeby trzymał się swojej części posiadłości?
– Boże, no pewnie. Nie wiem, czy zniosę Base’a i tę jego potrzebę ciągłego gadania o seksie. Jeśli znowu postanowią rozkręcić orgię w domu, to ich pozabijam.
– Przecież cię przy tym nie było – zauważam. – Nie musiałaś tego oglądać.
– Dwa dni później siedziałam na kanapie, na której Base… kopulował… – mamrocze skwaszona.
Chichoczę i próbuję pozbyć się wspomnień tamtej nocy, udawać, że wcale mnie tu nie było bez wiedzy mojej najlepszej przyjaciółki. Tylar chciała poszpiegować Deza w domku nad basenem, bo wtedy była w nim jeszcze zabujana po uszy. Poprosiła, żebym z nią poszła, więc oczywiście się zgodziłam – aby zobaczyć, co porabia Kade.
Żałuję tej decyzji.
Weszłyśmy do domku i dosłownie zamarłyśmy, bo na naszych oczach rozgrywał się istny festiwal seksualny przy dźwiękach ogłuszającej muzyki.
Base, spadkobierca całego rosyjskiego imperium, który nigdy nie odrywa oczu od Lucielli, wciągał właśnie z czyichś cycków kreski koksu, w tym samym czasie jakaś inna laska obciągała mu kutasa.
Dez, którego akurat jakaś ujeżdżała, znieruchomiał na widok Tylar.
Kade patrzył na mnie tym swoim wrednym spojrzeniem i zajmował pozycję za wypiętą, rozłożoną na stoliku nad basenem nagą blondynką. Rozpinał pasek tak powoli, że aż zazgrzytałam zębami.
Gdy w nią wchodził, nie odrywał ode mnie oczu.
Ale czysty gniew poczułam dopiero wtedy, gdy uśmiechnął się półgębkiem.
Świnia.
– Myślę, że Base próbuje tylko zwrócić na siebie twoją uwagę – mówię. – Wzbudzić zazdrość albo coś. Stara się o ciebie od lat.
Po twarzy Lu rozlała się ciemność.
– Cóż, może dać sobie spokój. Tak jak Dez i Tylar. To się nigdy dobrze nie kończy.
Między Ty i Dezem coś się wydarzyło. Lu się o tym dowiedziała i dostała amoku, obwieściła, że żadna z jej przyjaciółek nie powinna się nawet zbliżać do małej trójcy Kade’a. Próbowałam tłumaczyć, że powinna ochłonąć, a oni nikomu nie robią krzywdy, ale Ty sama wszystko ucięła.
Wiem, że zraniła tym i siebie, i Deza.
Tylar i pozostali docierają jakąś godzinę później. Na rozpoczęcie imprezy ustawiamy się w kręgu i wypijamy po szocie, który mocno pali w piersi.
Na szczęście posiadłość jest na tyle wielka, że mała imprezka Kade’a jest niezauważalna w porównaniu z przyjęciem Lu. Gdy alkohol powoli przenika do moich żył, zaczynam się zastanawiać, czy i dziś chłopaki sprosili sobie tabun dziewczyn.
Muza wali tak głośno, że dzwoni mi w uszach. Ktoś przywiózł stroboskop, więc tańczące ciała przeskakują w oczach jak na zepsutym nagraniu.
Telefon wibruje, cmokam niezadowolona.
NieOdbieraj:
Jeśli nie odpiszesz, to zaraz przyjadę i ściągnę Cię z tego, z kim się pieprzysz.
– Dupek… – mruczę pod nosem i przewracam oczami.
– Kto to, do cholery? – pyta zdziwiona Tylar, zaglądając mi przez ramię.
Chowam komórkę do stanika, wzruszam ramionami, zabieram jej drinka i obalam do dna, jest piekielnie mocny.
– Ej, co robisz, dziwko?! – krzyczy z uśmiechem i wtedy ktoś odciąga ją w inną część naszego prowizorycznego parkietu.
Idę do łazienki na pierwszym piętrze. Sikam, a potem opieram się o umywalkę. Od stroboskopu trochę skacze mi przed oczami.
Patrzę ponuro na leżący obok telefon. Może przypadkowo wpadnie mi do wody? Pęknie? Może zdepczę ekran, żeby nie dało się odczytać wiadomości.
NieOdbieraj:
Rozwalę mu mordę. Jesteś moja.
Każdego dnia, o każdej godzinie myślę o tym, jak miło by było go udusić. We śnie, żeby przypadkiem nie pomyślał, że to jakaś gra wstępna.
Stacey:
Możesz przestać? Jestem na imprezie u koleżanki. I nie jestem Twoja. Jestem Twoją pierdoloną przyszywaną siostrą, pieprzony zboczeńcu.
NieOdbieraj:
Jadę po Ciebie.
Narasta we mnie złość i od razu wyłączam telefon.
Nie powinien mieć na moim punkcie takiej obsesji, prawda?
Biegnę na górę do pokoju Lu i rzucam komórkę na jej łóżko. Wiem, że powinnam zrobić, co chce Chris, i tym samym przerwać tę udrękę, ale chyba dobiłam do granicy. Chcę odpowiedzieć walką.
Kiedy wracam na dół, okazuje się, że większość znajomych przeniosła się do kuchni. Niektórzy siedzą przy blacie, inni przy barze śniadaniowym i dopingują dwie osoby, które zajęły miejsce na samym środku, na podłodze. Ona siedzi na nim okrakiem i ociera się o jego…
Och.
Otwieram szerzej oczy, bo chłopak bierze do ust jej sutek, łapie ją za pierś i zaczyna lizać i ssać, jakby umierał z głodu. Ona podrzuca kieckę nad tyłek i się na nim porusza, on trzyma ją drugą ręką.
W drzwiach staje dziewczyna z uczelni Lu i aż szczęka jej opada.
– Wiecie, że wszyscy was widzą, co nie? – pyta parkę, ale ona zbywa ją machnięciem ręki i dalej się liże i o niego ociera.
– Przecież oni zaraz…
– O to, kurwa, chodzi! – dopinguje ktoś, gdy dziewczynie brakuje odpowiednich słów.
Wtedy wchodzi Luciella.
– Wykluczone! To kuchnia mojej matki, do cholery!
Piję spokojnie drinka, oparta ramieniem o Ty, i obie patrzymy, jak rozgrzana para zbiera się z podłogi i znika z kuchni. Dziewczyna chichocze, gdy chłopak klepie ją w dupę i pyta, gdzie są jakieś wolne pokoje.
Lu wypycha biodro w bok, krzyżuje ramiona i tupie nogą.
– Jest ponad trzydzieści. Sami sobie wybierzcie.
Ktoś informuje, że w lobby rozbiła się lampa, więc Lu wzdycha i wychodzi.
– Ale popsuła zabawę… – narzeka ktoś za naszymi plecami. Ty rozpoznaje, że to Dez, i stęka rozczarowana. – Też byś sobie popatrzyła, co nie?
– Odpierdol się – odpowiada, nawet się do niego nie odwracając. – Wracaj na drugą stronę chaty, tam gdzie twoje miejsce, zanim Lu zauważy, że do mnie zagadujesz.
– Ale przyszliśmy po darmową wódę i pooglądać dupeczki. Bliźniaczka szatana tego też nam odmówi?
Dez obniża głos do szeptu, a Tylar szybko mruga. Ignoruje jego słowa, ale zauważam, że się rumieni, a potem on łapie ją za biodro i przyciąga do siebie.
– Czy gdybym wsunął ci rękę pod spódniczkę, okazałoby się, że cipka jest już cała mokra, bo przypomni sobie, jak rżnąłem ją na wszystkie możliwe sposoby?
Chrząkam, odwracam wzrok i biorę do ust słomkę.
– Przestań… – mówi, lub raczej wzdycha, Ty.
– Tamtej nocy mówiłaś co innego… – mruczy.
Dez oczywiście nie widzi, jaka Ty jest przy tym wszystkim zdruzgotana. Odpycha jego rękę i wybiega. On się śmieje, upija łyk piwa i wtedy odnajdujemy się wzrokiem.
– I po co ci to? – pytam, piorunując go spojrzeniem.
Dez kiepsko przyjął, że Ty z nim skończyła. Od tego czasu ciągle ją prowokuje, bo wie, że doprowadza ją to do szaleństwa. Bez przerwy dzwoni i pisze, a Tylar jak to Tylar odpisuje i odpowiada.
– Ona to uwielbia – oświadcza i upija kolejny łyk.
Unoszę brew i z ponurą miną kiwam głową w stronę, w którą zniknęła moja przyjaciółka.
– Och, ewidentnie.
Dez puszcza do mnie oko, uśmiecha się głupkowato i podciąga się na blat. Chcę już odejść, żeby poszukać Ty i ją pocieszyć, ale wtedy Dez patrzy gdzieś ponad moim ramieniem i pyta:
– Chcesz jeszcze jedno piwo, Kade?
Zamieram.
Kade musiał kiwnąć głową, bo jego kumpel podaje mu butelkę. Kiedy Kade pije – ma zakrwawione, popękane knykcie – czuję jego ciepło na plecach. Wstrzymuję oddech, staram się ignorować zdradzieckie hormony, bo u podstawy kręgosłupa już zbiera się żar.
Czuję go, zapach jego perfum i szamponu. Uderza do głowy i zalewa wspomnieniami, jak łapałam go za włosy, jak pachniała jego poduszka, jak się śmiał, gdy koszmarnie fałszowałam.
Nadal za mną stoi i tylko coś mruczy, ale ten pomruk trafia prosto do mojej piersi, a stamtąd – między nogi, gdzie łaskocze jak eksplozja fajerwerków.
Najprawdopodobniej mam już całe czerwone policzki. Od dawna nie byłam tak blisko niego. Alkohol przytępia mi rozsądek, bo przecież moje ciało nie powinno tak reagować.
On czuje to samo co ja? Też nie może się powstrzymać przed tym, żeby mnie złapać i zaciągnąć do jakiegoś pustego pokoju? Pewnie nie, bo nienawidzi mnie do szpiku kości.
Dez zerka na wysoką, długonogą rudą, która właśnie weszła do kuchni, i kiwa na nią głową.
– Czyś ty jej wczoraj nie jebał?
Odchodzę, by nie usłyszeć odpowiedzi.
– Mógłbym na ciebie patrzeć cały dzień, wiesz o tym?
– Kade, przestań być taki romantyczny, bo jeszcze jakieś głupstwa mi przyjdą do głowy.
Cichy śmiech i…
– To tylko jedna z wielu rzeczy, których mnie nauczyłaś, Piegusko. Nie wracaj dziś do domu. Zostań ze mną na noc.
Kiwam głową, a on wciska mnie w materac i rozchyla mi nogi…
Nie.
Odmawiam sobie prawa powrotu do tego wspomnienia. Do momentu, w którym już wiedziałam, ile dla mnie znaczy.
Bo wtedy był dla mnie wszystkim.
I go straciłam.
