Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
275 osób interesuje się tą książką
Kłamstwa. Zdrada. Ból.
Callum Torrio, okryty złą sławą handlarz bronią, zrobi wszystko, żeby odzyskać kobietę, którą kocha.
Szykuje się wojna pomiędzy przestępczymi rodzinami. Jeden fałszywy krok i sytuacja wymknie się spod kontroli.
Callum musi się ukrywać, ale musi też zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby zadbać o bezpieczeństwo Bianki i ich nienarodzonego dziecka. Miłość do niej czyni go łatwym celem, ale też daje mu siłę.
Czy odnajdą szczęście, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw, czy ich przeszłość boleśnie zniszczy to, co ich łączy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 440
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Empire of Pain
Fragment
Przekład z języka angielskiego: Agnieszka Rewilak i Wanda Lewera
Copyright © J. L. Beck, 2025
This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2025
Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz
Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz
Korekta: Anna Nowak
ISBN 978-91-8076-540-4
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/SKlareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
Kłamstwa. Zdrada. Ból.
Callum Torrio, okryty złą sławą handlarz bronią, zrobi wszystko, żeby odzyskać kobietę, którą kocha.
Szykuje się wojna pomiędzy przestępczymi rodzinami. Jeden fałszywy krok i sytuacja wymknie się spod kontroli.
Callum musi się ukrywać, ale musi też zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby zadbać o bezpieczeństwo Bianki i ich nienarodzonego dziecka. Miłość do niej czyni go łatwym celem, ale też daje mu siłę.
Czy odnajdą szczęście, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw, czy ich przeszłość boleśnie zniszczy to, co ich łączy?
Callum
– Kto jest w skrzyni?
Serce waliło mi tak mocno, że niemal zagłuszało słowa Romera. Zaglądałem do środka, mocno trzymając się brzegu.
Nie byłem w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Przestałem myśleć. Nie ogarniałem tego, na co patrzyłem. Jakbym ktoś podzielił obraz na poszczególne elementy, a ja nie potrafiłem złożyć ich w całość.
Patrzyłem w zielone, znajome oczy, które nie raz ciskały gromy i patrzyły z dezaprobatą w moją stronę. Teraz były puste. Miałem wrażenie, że zaglądają w najgłębsze zakamarki mojej duszy. Dostrzegłem między nimi dziurę po kuli. Przeniosłem wzrok z twarzy Amandy na resztę jej ciała. W jej ramionach leżała moja – nasza córka. Opierała głowę o zakrwawione ramię matki. Wyglądało to tak, jakby Amanda ukołysała Tatum do snu.
Scenka przypominała mi karykaturę macierzyństwa, którą mógł zainscenizować tylko chory na umyśle, bezduszny idiota. Ciało Amandy było oparte plecami o wnętrze skrzyni. Głowę miała odchyloną, a z dziury między pozbawionymi życia oczami wyciekła strużka krwi, teraz już prawie zaschnięta.
W swoim życiu widziałem wiele okropieństw, obrazów, które prześladowały mnie przez długi czas, zakłócając sen. To skutek przemocy wywołanej chciwością. Pokłosie eksplozji, strzelanin i innych form zadawania śmierci. Ale to? To nie mogło się równać z niczym innym.
Nie chciałem przyjąć do świadomości tego, co widziałem. Wypierałem to. Ale nie mogłem się ruszyć. Nie potrafiłem oderwać wzroku od tego, co malowało się przed moimi oczami. Chyba wstrzymywałem oddech. Mijały minuta za minutą. To nie był sen, choć chciałbym, żeby mi się to śniło. Amanda nie żyła. Dopiero kiedy Romero mnie trącił, podbiegając do skrzyni, wróciłem do rzeczywistości. Wtedy wszystko do mnie dotarło. Ze zdwojoną siłą.
Tatum.
Ją też mogli zabić.
– Nie! – Dobiegł mnie zdławiony krzyk Romera. Sięgnął do wnętrza skrzyni i wziął bezwładną Tatum w ramiona.
Na bladej skórze jej twarzy dostrzegłem zaschniętą krew. Miała także posklejane krwią włosy i sine ślady na ramionach. Ktoś musiał ją mocno chwycić. Z pewnością się broniła.
– Tatum, obudź się! Otwórz oczy.
Złapałem córkę za nogi, żeby pomóc Romerowi położyć ją na podłodze.
Przyklęknąłem obok i przyłożyłem ucho do piersi Tatum. Chciałem usłyszeć bicie jej serca, dostrzec jakiekolwiek oznaki życia. Miałem wrażenie, że poruszam się w zwolnionym tempie. Różne wspomnienia napływały mi do głowy, świeże i klarowne, jakby to, czego dotyczyły, wydarzyło się zaledwie wczoraj.
Pierwsze kroki Tatum. Szła w moim kierunku z wyciągniętymi przed siebie pulchnymi rączkami. Wiedziała, że ją złapię, gdyby się potknęła.
Jej pierwszy występ taneczny. Miała na sobie anielskie skrzydła i brokat we włosach, który nie schodził przez kolejne kilka dni. Uśmiechała się do mnie, jakby był całym jej światem.
Któregoś roku na Halloween uparła się, że przebierze się za pirata, chociaż wszystkie jej koleżanki wolały być księżniczkami. Tatum chciała, żebym poczernił jej zęby i narysował jej zarost na policzkach. Zrobiłem to, choć miałem wtedy sporo pracy. Zrobiłem to, bo już wtedy miała tylko mnie. Zresztą od pierwszego dnia ujęła mnie za serce. Byłem jej tatą i takie rzeczy należały do moich obowiązków. Zrobiłbym dla niej wszystko.
Klatka piersiowa Tatum ledwie się unosiła. Oddychała, lecz z ogromnym trudem. To mi zupełnie wystarczyło.
– Oddycha – oznajmiłem. Przyłożyłem palce do jej nadgarstka. Wyczułem nierówny puls. W końcu mogłem trochę odetchnąć. Jej serce biło, ale potrzebowała pomocy. – Natychmiast musimy ja zawieść do szpitala.
Nie udało mi się zadbać o jej bezpieczeństwo. Nie stanąłem na wysokości zadania. Zawiodłem ją. Co ze mnie za ojciec, skoro nie potrafię ochronić własnej córki?
Spojrzałem na Romera. Wyglądał na wstrząśniętego, choć w jego oczach czaiła się jakaś dzikość. Wziął twarz Tatum między dłonie i popatrzył na nią. Dziewczyna subtelnie poruszyła oczami, sygnalizując, że czuje jego dotyk. Nie mogłem pozbierać myśli. Miałem poczucie, że o czymś zapomniałem. Niewyraźna i dręcząca myśl kołatał mi się po głowie, aż w końcu całkiem się uformowała.
Bianka.
– Gdzie jest Bianka?! – wykrzyczałem w przestrzeń. Rozglądałem się po wielkim pomieszczeniu, na próżno szukając jej wzrokiem. Pojeby, które dopuściły się tego czynu, opróżniły magazyn. Zabrali wszystko, oprócz skrzyni i ciał kilku moich ludzi, które w tej chwili ich koledzy ciągnęli po podłodze, żeby je zgromadzić w jednym miejscu.
– Kurwa mać! Co wy wyprawiacie?! – wrzasnąłem do nich.
Mężczyźni przerwali to, co robili.
– Gdzie jest Bianka?
Zdezorientowani ochroniarze gapili się na mnie.
– Sprawdziliśmy cały teren. Nie ma tu nikogo więcej.
Zamarłem. Zdawało mi się, że serce mi pękło.
– Znajdźcie ją! Macie przeszukać każdy centymetr tego miejsca! – rozkazałem.
Romero popatrzył mi w oczy.
– Nie ma jej tutaj, inaczej już byśmy ją znaleźli.
– Gdzie w takim razie może być? – Nie mogłem oddychać, nie mogłem trzeźwo myśleć. Najpierw Tatum, teraz Bianka.
Nie, to niemożliwe. Nie mogli jej porwać.
– Znajdźcie ją! – krzyknąłem przeraźliwym, prawie piskliwym głosem. Byłem na skraju załamania. Zakręciło mi się w głowie. Miałem wrażenie, że odcięło mi powietrze.
Gdzie ona jest? Gdzie mogli ją zabrać?
– Szefie, wiem, że się martwisz o Biankę, ale Tatum potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Ktoś uderzył ją w głowę. Może mieć wstrząs mózgu.
Bliski wybuchu, obróciłem się w stronę Romera, gotów urwać mu łeb, ale zobaczyłem, jak delikatnie bierze moją córkę na ręce i przytula do piersi. Wcześniej podobnie była wtulona w martwą matkę. Amanda. Nie żyła. Nic nie czułem, myśląc o tym. Byłem całkowicie zamrożony. Musiałem opanować chaos myśli panujący w głowie. Skupić się. Nie mogłem teraz stracić panowania nad sobą. Moja córka mnie potrzebuje. Wszyscy mnie potrzebują.
Romero miał rację. Tatum mogła odnieść obrażenia wewnętrzne.
– Zbierzcie komórki tych typów – rzucił Romero. – Przywieźcie mi je do szpitala.
Widziałem, że w tych telefonach nie znajdziemy nic, co naprowadziłoby nas na moją ptaszynę. Jeśli mieliby ją zabić, zostawiliby jej ciało tutaj. Na miejscu tych ludzi, kimkolwiek byli, zrobiłbym to samo. Jeśli chciałbym złamać człowieka, trafić w jego najczulszy punkt, zabiłbym kogoś, kogo kochał ponad swoje imperium i życie.
Jeśli ktoś chciałby utrzeć mi nosa, zabiłby Tatum i Biankę. Nie o to tutaj chodziło. Gdzieś więzili Biankę. Ten burdel, który tutaj zostawili, był tylko pokazem tego, co zrobią, jeśli nie zagram w ich grę. Znałem te taktyki. Sam stosowałem je raz czy dwa razy, tyle że nigdy nie robiłem tego kosztem niewinnych osób.
Na zewnątrz, gdzie nie unosił się metaliczny odór krwi, trochę się opanowałem i odzyskałem jasność myślenia. Nie mogłem się teraz załamać. Szkoda też czasu na obwinianie siebie czy gdybanie, co mogłem zrobić inaczej, żeby nie doszło do tej sytuacji. To później, jak odzyskam Biankę i będę wiedział, że z Tatum wszystko w porządku.
Teraz powinienem całkowicie skupić się na córce. Romero położył ją właśnie na tylnym siedzeniu samochodu. Usiadłem obok i położyłem jej głowę na swoich kolanach. Romero wskoczył na miejsce kierowcy.
– Obudź się, skarbie – szepnąłem, drżącą ręką gładząc Tatum po policzku. – Ocknij się, proszę. Nie mogę cię stracić.
– Kurwa, pozabijam ich wszystkich – wycedził z wściekłością Romero, ruszając z piskiem opon. Skręcił w prawo tak gwałtownie, że aż zarzuciło samochodem. Na głównej drodze wymijał wszystkich, dociskając gazu.
– Nie zabij przy okazji i nas – warknąłem, przytrzymując Tatum, żeby nie zsunęła się z siedzenia.
Romero tego nie skomentował, ale też nie zwolnił. Co rusz, gdzieś z boku rozlegał się klakson.
Nie leć w chuja i sam się przekonaj. Prześladowały mnie te słowa, mocno zapadły mi w pamięć. Miałem nie myśleć o tym, że to przeze mnie, ale nie było to łatwe, kiedy obok mnie leżało bezwładne ciało córki. Wiedziałem, że nie znalazłaby się w tej sytuacji, gdyby nie ja i mój styl życia. Przeoczyłem zagrożenie. Pozwoliłem jej poruszać się samej, bez ochrony. Nie powinienem był tego robić, mimo że narzekała na brak swobody i piekliła się, że jestem nadopiekuńczy. Usprawiedliwiałem się sam przed sobą, wymyślając wymówki, że przecież chciałem postąpić dobrze i dać jej przestrzeń, żeby mogła spokojnie zaleczyć rany.
Jak widać, świetnie się spisałem.
Tatum była nieprzytomna i na wpół żywa. Jej krew plamiła mi spodnie. Ktoś pozbawił ją wewnętrznego światła. Myślałem o przyszłości. Po tym, co się stało, co przeszła i ile wycierpiała, Tatum z pewnością nie będzie sobą. W końcu coś w niej całkiem pęknie. Ogarnęło mnie przerażenie. Rany fizycznie się zaleczą, ale te emocjonalne… Umysł często jest naszym najgorszym wrogiem. Zastanawiałem się, czy Tatum była świadkinią śmierci matki. Jeśli tak, to mógł to być gwóźdź do jej trumny. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że moja córeczka mogłaby się nigdy po tym nie podnieść.
– Znasz kogoś w szpitalu? Może powiadomimy ich, że jedziemy?
Romero wskazał ręką przez przednią szybę.
– Już prawie jesteśmy na miejscu.
Kilka skrzyżowań przed nami dostrzegłem budynek szpitala i biało-czerwone oznaczenie izby przyjęć. Musieliśmy jeszcze się przedrzeć przez zakorkowaną ulicę. Romero wcisnął klakson, ale to nic nie dało. Nie było jak powstrzymać wzmożonego przepływu samochodów.
– Kiedy tylko Tatum będzie w rękach lekarzy, musimy wziąć się do roboty. Trzeba podzwonić w parę miejsc. Straciliśmy cenne minuty i Bianka może być już daleko stąd. Kto mógłby być na tyle głupi, żeby odwalić coś takiego? Zresztą nieistotne, kto to zrobił. Najważniejsze, żebyśmy znaleźli Biankę całą i zdrową.
– Jeśli Amanda miała przy sobie telefon, chłopaki go nam przywiozą – powiedział Romero i pochylił się z frustracją, jakby liczył, że to przyspieszy jazdę. – Może tam znajdziemy jakieś wskazówki.
– Daj mi swój telefon – zażądałem.
Romero miał w nim zapisane wszystkie najważniejsze kontakty. Kiedy wziąłem od niego aparat, odszukałem kontakt do jednego z ochroniarzy, którzy zostali w magazynie. Wybrałem numer Bobby’ego.
– Znaleźliście komórkę Amandy? – rzuciłem bez żadnych wstępów.
– Nie było go w torebce, która leżała pod jej zwłokami – wyjaśnił Bobby. – Nie miała go też w kieszeniach.
– A jej samochód? Może jest na parkingu. Przeszukajcie wszystkie pojazdy. Czekam na informacje.
– Jasne, szefie – odpowiedział Bobby i się rozłączył.
Romero akurat podjechał przed wejście oddziału ratunkowego, mocno wciskając klakson. Zanim wyłączył silnik, podbiegło do nas dwóch ratowników.
– Potrzebuje natychmiastowej pomocy! – prawie wykrzyczałem, otwierając drzwi. – Wiem tylko, że jest ranna w głowę.
– Zajmiemy się nią. – Jeden z ratowników zabrał Tatum z siedzenia.
Czułem rozdzierający ból w całym ciele. Był nie do zniesienia. Paliła mnie skóra, kłuło mnie w sercu i oddychałem bardzo szybko. Kątem oka, truchtając za ratownikami wiozącymi Tatum na noszach, dostrzegłem, że Romero odjechał na parking.
Po chwili stanęła przede mną pielęgniarka z notebookiem.
– Potrzebuję jej danych, żeby wprowadzić do systemu – poinformowała mnie, blokując przejście.
Do Tatum podszedł lekarz.
– Czy to nie może zaczekać?
– Proszę o datę urodzenia, informacje o alergiach i ubezpieczeniu.
Czułem, że obudziła się we mnie dzika bestia żądna krwi. Musiałem jednak opanować furię. Przecież chodziło o moją córkę. Zrobienie chryi w szpitalu niczemu nie pomoże.
– Jane Doe – rzuciłem gniewnie.
Pielęgniarka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Słucham?
– Dobrze pani słyszała. Nazywa się Jane Doe.
– Proszę pana, będę zmuszona wezwać policję.
– Będzie lepiej, jeśli pani tego nie zrobi.
– Czy wie pan, jak się nazywa ta dziewczyna? Wie pan, skąd ma te obrażenia? – oschle pytała pielęgniarka.
Musiałem położyć temu kres.
– Proszę mnie uważnie posłuchać – szepnąłem, nachylając się do kobiety.
Przestraszona, nieco się cofnęła.
– Mam gdzieś, jakich informacji potrzebujesz. Nie podam ich, bo dane tej dziewczyny nie zostaną zarejestrowane. To byłoby dla niej niebezpieczne. Nikt nie może wiedzieć, że została do was przywieziona. – Wolałem się porządnie zabezpieczyć. – Zapewniam, że to moja córka. Znalazłem ją w takim stanie. To musi wystarczyć. Mam gdzieś, ile badań musicie przeprowadzić. Zapłacę. Ale nikt nie piśnie ani słówka o tym, że ona jest waszą pacjentką. Jasne?
– Skąd mam wiedzieć, że sam pan jej tego nie zrobił?
– Przyjechałbym tu wtedy z nią, ryzykując, że zostanę złapany?
– Nie ma pan pojęcia, jak często takie rzeczy się zdarzają.
Pielęgniarka spojrzała w stronę, gdzie leżała Tatum.
– Powinnam kazać ochronie pana wyprowadzić, a jak dziewczyna odzyska przytomność, to opowie swoją wersję wydarzeń.
Musiałem wymyślić coś innego, bo moja strategia nie podziałała. Czy wyrzucą nas ze szpitala, jeśli powiem tej kobiecie prawdę?
– Ludzie, którzy jej to zrobili, są bardzo niebezpieczni i mają w dupie konwenanse. Mogą się tutaj pojawić i dokończyć, co zaczęli. Nie narażę jej na to. Przestań zarzucać mnie pytaniami i weź się do roboty. Wpisz do tej cholernej bazy, co tam chcesz, inaczej znajdę kogoś, kto jest ci bardzo bliski, i sprawię, że pożałujesz, że mnie nie posłuchałaś.
Kobieta zacisnęła wargi ze złości, ale bladość jej policzków zdradzała, że się boi.
– Nie raz słyszałam groźby – oznajmiła.
– Widocznie bez pokrycia. Przysięgam, że nie rzucam słów na wiatr. – Spojrzałem na identyfikator pielęgniarki. – Cecilia Miller. Ładne imię. Widzę, że masz obrączkę – rzuciłem, patrząc na jej lewą dłoń. – Pan Miller ma dobry gust. Niech zgadnę, dzieci i dom na przedmieściach z białym płotkiem. Szkoda, żeby kogoś spotkało coś złego, prawda? Masz jakąś bliższą rodzinę? Wiesz, żeby miał się kto zająć twoimi dziećmi, kiedy ciebie i męża zabraknie?
Cecilii zadrżał podbródek, ale opanowała się i przez chwilę patrzyła mi prosto w oczy. Być może zastanawiała się, na ile byłem zdeterminowany.
– Niech będzie „Joe Doe” – szepnęła, dając za wygraną.
Akurat, kiedy pielęgniarka dała mi spokój, w poczekalni pojawił się Romero z telefonem przy uchu. Zanim się zbliżył, rozłączył rozmowę.
– Znajdziemy ich – wyszeptał, patrząc w głąb sali, gdzie za parawanem lekarze krzątali się przy Tatum. – Znajdziemy ich i, kurwa, wybijemy co do jednego.
– Zaraz po tym, jak odzyskamy Biankę – odpowiedziałem, myśląc o bólu, który zdam tym ludziom.
– Dobrze byłoby do niego zadzwonić.
Wiedziałem, kogo Romero miał na myśli, ale była to ostatnia rzecz, którą chciałem zrobić. Kurwa mać. Mimo wszystko był to dobry pomysł, bo teraz liczyła się każda para oczu, żeby odszukać Biankę. Do tego Charlie miał ogromne doświadczenie w odnajdowaniu ludzi. Tyle że był jej ojcem. Wiedziałem, że mnie zabije, a co straszniejsze, oszaleje. Miał tylko Biankę i jeśli istnieje choćby nikłe podejrzenie, że ona nie żyje… Cóż, byłem w stanie wyobrazić sobie jego reakcję. Rozpętałby piekło. Nic by nas nie powstrzymało przed zrobieniem prawdziwego armagedonu ludziom, którzy mogli ją skrzywdzić.
– Zadzwonię do Charliego – oznajmiłem.
– Wiem, że nie chcesz mieć z nim zbyt wiele do czynienia, ale on faktycznie może pomóc.
– Niewątpliwie. Ale może też mnie zabić – westchnąłem. – Ale teraz to bez znaczenia.
Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś się stało Biance.
Numer do domu Charliego miałem zapisany w kontaktach. Nie sądziłem, że kiedyś go wybiorę. Zadrżała mi dłoń, kiedy przykładałem komórkę do ucha.
– Halo? – W słuchawce rozległ się chropowaty głos Charliego.
– Cześć, tu Callum. – Zamknąłem oczy i dodałem: – Musisz przyjechać do szpitala. Mamy problem.
Bianka
Cała się trzęsłam. Nawet szczękałam zębami. To był jedyny odgłos, który wypełniał ciasną przestrzeń. Być może w ten sposób odreagowywałam szok. Myślałam tylko o tym, co się wydarzyło.
Czy Tatum nic się nie stało? Co tak właściwie jej zrobili? Nic nie widziałam. Pamiętałam jedynie ciężar jej bezwładnego ciała leżącego na moich nogach. Wcześniej się na nie zsunęła. Był też ten przeraźliwy dźwięk. Jakby komuś łamano kości.
Im dłużej o tym myślałam, tym większe spazmy wstrząsały moim ciałem. Skup się. Wiedziałam, że jeśli chcę wyjść z tego cało, muszę przestać się tym zadręczać. Wciąż żyłam, a to już dużo.
Muszę się postarać dla maleństwa. Muszę przetrwać ze względu na moje dziecko. I przez wzgląd na mojego ojca, który już tak wiele w życiu stracił. I chcę też żyć dla Calluma. O Boże, gdzie on jest? Czy wie, co się stało? Na pewno już się zorientował, że zaginęłam.
Nie byłam pewna, ile minęło czasu, ale przez małe okno zrobione w nagim pustaku, widziałam, że na zewnątrz zrobiło się ciemno. Czyli minęło kilka godzin, od kiedy porwali nas z parkingu.
Czas nie ma tu znaczenia. Znałam przecież Calluma i wiedziałam, że mnie szuka.
Nagle poczułam przejmujący ból w dole brzucha. Zwinęłam się w kłębek na pryczy, na którą rzucono mnie, gdy tu dotarliśmy. Była brudna i cuchnęła pleśnią. Oprócz łóżka w pomieszczeniu nie dało się uświadczyć żadnego mebla. Gdzieś w tej małej, ciemnej przestrzeni kapała woda. Może z pękniętej rury. Rytmiczny odgłos był w pewien sposób kojący.
Oddychałam głęboko, żeby się uspokoić i skoncentrować na bólu. Na szczęście nie były to skurcze. Jeszcze niewiele wiedziałam o przebiegu ciąży, ale domyślałam się, że skurcze byłyby złym objawem. Tymczasem ja czułam się tak, jakby ktoś zawiązał mi supeł na żołądku. Przypominało to nieco nudności, co nie było zaskoczeniem. Lęk i przerażenie mogą wywołać taką reakcję. Chciało mi się krzyczeć z emocji, ale pohamowałam się, wracając myślami do Calluma. Wyobrażałam sobie, jak bardzo się w tej chwili piekli. Wiedziałam, o czym myślał. Nie miałam pojęcia, co ci ludzie zrobili Tatum. Co, jeśli ją zabili i podrzucili Callumowi jej ciało?
Mieliście przywieźć tylko tamtą. To były jedne z ostatnich słów, które wypowiedziała Amanda. Mój Boże. Przecież ona nie żyła. Tak po prostu ją zabito. Nie lubiłam jej, bo stawała na głowie, żeby poróżnić mnie z Callumem i próbowała namieszać mi w głowie. Wyzywała mnie od najgorszych, przeciągała sprawę rozwodową tylko po to, żeby unieszczęśliwić męża, i była okropną matką, przez co Tatum wyrobiła sobie mechanizm obronny, który polegał na zgrywaniu twardzielki. Wybudowała wokół siebie mur, który wzmacniał się za każdym razem, kiedy Amanda nie odebrała od niej telefonu, nie przyszła na spotkanie albo odwołała wspólne wakacje. Mimo to nie cieszyłam się, że umarła. Wiele razy odtwarzałam tę przerażającą scenę w głowie i zawsze widziałam to samo. Najpierw jej postać pojawiła się przede mną, tylko zarys sylwetki. Następnie usłyszałam wystrzał, po którym zarys jej ciała zniknął.
Nie miałam pojęcia, kto do niej strzelił. Nie wiedziałam też, czy był to ktoś, z kim współpracowała. Nie rozpoznałam głosu tamtego mężczyzny. Ciekawe, że nigdy nie padło jego imię. Wiem też, że po tym, jak zabił Amandę, strzelił również do kogoś innego. Nie wiem, kto to był. Usłyszałam tylko, jak coś głucho gruchnęło o podłogę, a później ktoś wyniósł mnie na zewnątrz. Mężczyzna zdjął mi z głowy obleśną poszewkę, dopiero kiedy zostawił mnie na pryczy w tym małym, obskurnym pomieszczeniu, ale nie udało mi się zobaczyć jego twarzy. Było zbyt ciemno.
Mrugnęłam, żeby wyostrzyć wzrok, i wpatrzyłam się w pokryte rdzą drzwi, które znajdowały się na wprost pryczy. Między podłogą a drzwiami zauważyłam szparę, przez którą wpadało światło. Ktoś był po drugiej stronie. No tak, przecież trzeba było mnie pilnować. Nie zostawiliby mnie tu samej, skoro stanowiłam dla nich jakąś wartość.
Serce zabiło mi mocniej z emocji. Będą chcieli użyć mnie, żeby dopaść Calluma. Tyle mogłam wydedukować, pomimo spowolnionego myślenia od szoku. Stopniowo układałam elementy łamigłówki. Cokolwiek kazano im zrobić, Tatum nie miała być w to wplątana. Może ją też tutaj przynieśli? Może doszli do wniosku, że dzięki temu więcej wydoją z Calluma. Podejrzewałam, że chodziło o pieniądze. Przypuszczalnie Amanda znalazła kogoś, kto potrzebował kasy. Przekonała go do swojego planu. Wiedziałam przecież, do czego nakłoniła Lucasa. Była zdolna do wszystkiego.
Czas przeszły. Jezu, to jakiś koszmar.
Tyle że smród pleśni był prawdziwy. Znowu mnie zemdliło i nie przestawałam się trząść. W uszach ciągle wybrzmiewał mi ten straszny, głuchy ton ciosu, który zadano Tatum. Pewnie w głowę. Mam nadzieję, że żyła. Jeśli umarła, to nie wiem, jak sobie poradzę w życiu bez niej. Co zrobię bez najlepszej przyjaciółki?
Spokojnie. Przez to gdybanie tylko się nakręcałam. Skupiłam się więc na oddychaniu. Nie mogłam myśleć w ten sposób. Nie będę panikować. Chcę wyjść z tego cało. Powinno mi się udać.
W szparze pod drzwiami zobaczyłam jakiś cień, który częściowo przyblokował dopływ światła. Przywarłam plecami do zimnej ściany, ale chociaż wytężałam słuch, nie rozumiałam, co mówią po drugiej stronie. Głosy były zbyt przytłumione. Kto tam był? Co planował ze mną zrobić? Zamarłam, kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Błagam, nie krzywdźcie mnie i mojego dziecka. Gwałtownie usiadłam prosto, przez co zakręciło mi się w głowie. Przyciągnęłam kolana do brzucha i otuliłam je rękami. Trzęsąc się, czekałam, aż drzwi zostaną otwarte. Ciekawe, czy ten ktoś po drugiej stronie celowo zwlekał z ich otwarciem, żeby mnie jeszcze bardziej przestraszyć.
Jeśli tak, to dobrze mu to wychodziło.
W końcu drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Po tylu godzinach w ciemności oślepiło mnie światło wpadające z drugiego pomieszczenia. Zmrużyłam oczy i odwróciłam głowę, kiedy jakiś mężczyzna przekroczył próg.
– Odpoczywasz? W twoim stanie to zalecane.
Głos należał do mężczyzny, z którym miałam do czynienia wcześniej, ale nadal nie wiedziałam, kim był. Wiedziałam za to, do czego był zdolny i z jaką łatwością przychodziło mu okrucieństwo, dlatego powstrzymałam silną chęć rzucenia się do ucieczki. Musiałam być ostrożna.
– Gdzie jest Tatum? – spytałam cicho, obracając głowę w kierunku oprawcy. Wzrok mi się powoli oswajał w nowym oświetleniu. Widziałam, że facet miał ciemne, tu i ówdzie pokryte siwizną, włosy i grubo ciosaną twarz.
– Jak uroczo – wycedził. – Bardziej martwisz się o przyjaciółkę niż o siebie. Szkoda, że jej matka się o nią nie troszczyła. Była za bardzo zaślepiona chciwością i nienawiścią. Smutne.
Jego oczy. Pamiętałam, jak spojrzał na mnie tymi lodowatymi oczami, kiedy wbiłam widelec w dłoń jego syna. Były wtedy pełne wściekłości i jadu.
– Jack Moroni – wysyczałam.
Wiele stało się jasne. Po tamtej feralnej kolacji jego stosunki z Callumem co prawda nie były najlepsze, ale zupełnie nie przywiązywałam do tego wagi, bo działo się tyle innych, ważniejszych rzeczy.
– Bianko Cole, szalenie mi miło, że mnie pamiętasz.
– Jak mogłabym zapomnieć? Gdzie jest Tatum? Natychmiast mi powiedz, co z nią zrobiłeś!
– Natychmiast? – Jack się roześmiał i spojrzał na osiłka stojącego tuż za nim. Facet miał broń przypiętą do pasa. Zrozumiałam, że w ten sposób Jack dyskretnie mnie ostrzegał.
– Callum nie nauczył cię, jak się grozi ludziom, co?
– Co jej zrobiłeś? – Z trudem powstrzymywałam łzy. Postanowiłam, że nie rozpłaczę się przy nim. Był zerem. Tchórzem, który nie potrafił stanąć do walki twarzą w twarz ze swoim wrogiem, więc w zamian porwał bezbronną kobietę.
– Wiesz, to działo się tak szybko, że nie zwróciłem uwagi.
– Jesteś chorym popaprańcem! – wysyczałam.
– Nie pierwszy raz to słyszę. – Ponownie spojrzał na swojego ochroniarza.
Obaj mężczyźni wybuchli śmiechem.
Tatum. To moja wina. Gdyby nie spotkała się ze mną, w tej chwili byłaby bezpieczna w domu, a ja nie zamartwiałabym się, czy nie leży gdzieś martwa obok Amandy.
– Jeśli ją zabiłeś, to przysięgam, że… – Nie dokończyłam myśli, zdjęta emocjami. Zresztą czym mogłam mu zagrozić? Śmiercią? Tym, że go skopię? Jak niby miałabym zrobić mu cokolwiek, kiedy tuż za nim stał uzbrojony goryl?
– Że co? – spytał ironicznym tonem. – Co mi zrobisz, jeśli zabiłem twoją przyjaciółeczkę, tak jak jej matkę?
No właśnie, co mogłam zrobić? Zupełnie nic i ten dupek doskonale to wiedział. Zacisnęłam zęby i zwinęłam dłonie w pięści, powstrzymując wybuch gniewu. Jeśli zabił Tatum, to przynajmniej przed śmiercią dowiedziała się, że jej matka nie chciała jej w to angażować, że chociaż była totalną egoistką, próbowała ją w jakiś sposób ochronić. Z pewnością słyszała złość i przestrach w głosie Amandy, kiedy nas zobaczyła.
Bardzo możliwe, że Tatum żyje. Jack nie potwierdził jednoznacznie, że ją zabił, więc będę się trzymała tej myśli. Zrobiło mi się niedobrze, ale opanowałam odruch wymiotny.
– W sumie to – rozbawiony Jack nagle spoważniał – twoja przyjaciółka dostała to, na co zasłużyła, przez ten swój niewyparzony język. Powinnaś wyciągnąć z tego lekcję i milczeć. Inaczej spotka cię to samo, co ją.
Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz, bo przypomniałam sobie tamten straszny odgłos. Był o wiele bardziej przejmujący niż strzał, który zabił Amandę.
– Dlaczego to robisz? – spytałam szeptem. – Próbujesz się zemścić za to, co zrobiłam twojemu synowi?
– Przecież inteligentna z ciebie dziewczyna. Naprawdę myślisz, że zadałbym sobie tyle trudu, bo dźgnęłaś Dominika widelcem? – Jack uśmiechnął się szyderczo, co mnie rozzłościło.
– Dlaczego w takim razie? – Odwzajemniłam jego ironiczny uśmieszek, omiatając go spojrzeniem od stóp do głów. – Niech zgadnę. Amanda owinęła sobie ciebie wokół paluszka, tak samo jak mojego byłego chłopaka. Zapewne obiecała ci coś wspaniałego.
– Pieprzysz głupoty – oburzył się Jack. Niewiele trzeba, żeby go zdenerwować. Czułam, że muszę sobie to zapamiętać. Nie chciałam skończyć z kulką w głowie.
– Czyżby? Powiedz, że to nie był jej pomysł. Amanda była jedną z niewielu osób, które wiedziały, że jestem w ciąży. Na pewno ci o tym powiedziała i wspólnie uknuliście plan porwania.
– Gówno prawda – odparł zwodniczo spokojnym tonem.
Prawie mnie nabrał, że jest opanowanym, racjonalnie myślącym człowiekiem. Mogłabym nawet uznać, że jest czarujący. Świetnie grał, to pewne.
Jack skrzyżował przed sobą ręce, uśmiechając się niemrawo.
– Biedna Amanda była typową pazerną kobietą, która miała się za mądrzejszą, niż faktycznie była. Popełniła błąd, myśląc, że to ona trzyma stery. Tak naprawdę dostarczyła mi amunicji, której potrzebowałem. Spierdolenie Callumowi biznesu to za niska cena za to, że mnie obraził. Musiałem inaczej go zmotywować do tego, żeby zapłacił za to, co się stało.
– Czego żądasz? – Nie do wiary, że zadałam to pytanie.
Jack wzruszył ramionami. Niesamowite, że na pierwszy rzut oka trudno było się domyślić, do czego ten mężczyzna jest zdolny.
– Tego jeszcze nie wiem. Amanda chciała wykorzystać twoją ciążę do tego, żeby wydoić z niego ostatniego centa. Ale mnie nie interesują pieniądze.
Zrobiłam zdziwioną minę, co rozbawiło Jacka.
– Masz mnie. Kasa jest ważna, ale zemsta daje więcej satysfakcji. Sprawię, że Callum pożałuje tego, że oszkalował mnie w oczach wszystkich naszych kontrahentów.
– Jak zamierasz to zrobić?
Jack westchnął i przechylił głowę.
– Dowiesz się w swoim czasie. Na razie nie masz się czym martwić.
– Jak to?
– Jeśli kocha cię tak, jak przypuszczam, bez wahania da mi to, czego zażądam. Podejrzewam, że szybko opuścisz to miejsce. – Jack rozkoszował się tym, smakował tę chwilę jak wytworne wino. Przyglądał się mojej reakcji, nie siląc się nawet na to, żeby ukryć zadowolenie. – Skoro już wspomniałaś mojego syna, to faktycznie, może następnym razem dobrze się zastanowisz, zanim dźgniesz faceta za to, że pogładził cię po udzie. Zobacz, jakie konsekwencje ma twoje działanie. Wszystko przez to, że nie potrafiłaś się opanować.
Wiedziałam, że Jack próbował mnie zawstydzić i że podsycałam jego zapędy, odpowiadając mu, ale nie mogłam trzymać języka za zębami.
– Twój syn mnie obmacywał, chociaż kazałam mu przestać.
– To twoje wersja.
Zrobiło mi się gorąco, a serce zabiło mocniej. Nie mogłam dać się mu sprowokować. Ale nic mnie tak nie wkurzało jak umniejszanie mojej osobie. Jack doskonale wiedział, co zrobił jego syn, ale miał to gdzieś.
– Po zastanowieniu – Jack opuścił ręce i zacisnął pięści – zadbam o to, żebyś pożałowała tego, co zrobiłaś. Oboje z Callumem macie zwyczaj reagować bez zastanowienia.
Co za skurwiel. Jak bardzo zranione miał ego, żeby zdecydować się na taki krok? Bałam się, że gorycz i złość w końcu wyleją się ze mnie jak lawa.
Miałam ochotę mu wykrzyczeć: „Pierdol się, zasrańcu”, ale w tej sytuacji nie chodziło tylko o mnie. Wierzyłam, że Callum bardzo mnie kocha i że jakoś mnie stąd wydostanie. Dlatego musiałam zrobić, co w mojej mocy, żeby dożyć tej chwili. Nie mogłam prowokować sytuacji, w których Jack mógłby stracić panowanie nad sobą.
– Masz coś do dodania? – Jack zrobił pauzę.
Przygryzłam sobie język do krwi, byleby tylko się nie odezwać.
– Tak myślałem.
– Dostaniesz wodę i jedzenie. Kiedyś. Daruj sobie wrzaski i wzywanie pomocy. Ściany są grube. Tylko wkurwisz moich ludzi. Zresztą w twoim stanie nie powinnaś się denerwować.
Nie reaguj. Tylko spokój.
Zdołałam się powstrzymać przed wybuchem emocji. Jack wyszedł, a jego goryl zatrzasnął drzwi. Poczekałam, aż cienie widoczne w szparze pod drzwiami znikną, i się rozpłakałam. Po dłuższej chwili ciszę przerywało jedynie rytmiczne bicie mojego zbolałego serca.
Jack chciał zaszantażować Calluma, wykorzystując do tego dziecko. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógłby być aż tak cyniczny, ale przecież na moich oczach, tuż obok Tatum zabił jej matkę. Ten człowiek był zdolny do absolutnie wszystkiego.
A jeśli będzie chciał mnie więzić aż do porodu? Co, jeśli zabierze mi dziecko?
Przestań! W moim umyśle rozległ się głos Tatum, zupełnie jakby siedziała przy mnie. Gdyby rzeczywiście tu była, z pewnością krzyczałaby na całe gardło, grożąc, że obedrze porywaczy ze skóry. Ale ja nie mogłam tak postąpić. Musiałam chronić dziecko i zostać przy życiu dla ludzi, których kochałam. Nie mogłam też kierować myśli na tak straszne tory, bo to groziło pomieszaniem zmysłów.
Musiałam się jakoś trzymać. Callum mnie znajdzie – nas znajdzie. Zwinięta w kłębek, położyłam się na pryczy. Zimno przenikało mnie do szpiku kości. Miałam nadzieję, że to nie potrwa długo, bo czułam, że z każdą mijającą chwilą coraz bardziej się rozklejałam.
Callum
– Gdzie on jest, do kurwy nędzy?!
Poznałem ten głos. Pieprzony Charlie. Tylko on mógł wparować do szpitala jak jakiś cholerny zbir.
Wyszedłem z sali Tatum na korytarz. Z drugiego końca szedł Charlie. Był cały czerwony na twarzy i patrzył na mnie zabójczym wzrokiem. Musiał dopiero co wyjść spod prysznica, kiedy do niego zadzwoniłem, bo miał mokre włosy, które przyklejały się mu do czoła. Zauważyłem, że miał na sobie spodnie dresowe i klapki. Szedł jak zaślepiony. Prawie staranował dwie pielęgniarki, które akurat pojawiły się na korytarzu.
Kiedy był tuż przede mną, zauważyłem drugiego mężczyznę, który pojawił się za plecami Charliego. Na szyi miał zawieszoną odznakę policyjną.
Kurwa, tylko nie to.
– Nie ma, kurwa, mowy! – zaprotestowałem, wskazując na wysokiego mężczyznę palcem. – Nie chcę, żeby policja się w to mieszała.
Charlie w końcu się zatrzymał i spojrzał na mnie gniewnie.
– Nie przyszedł tutaj jako glina, lecz jako przyjaciel.
– Przepraszam za to. – Mężczyzna schował odznakę pod koszulę. – Przyjechałem prosto z roboty. Ken Miller.
– Koło chuja mi lata, jak się nazywasz – warknąłem. – Nie obchodzi mnie też, że przyjechałeś tutaj w roli kumpla. Nie życzę sobie, żeby jakikolwiek glina był w to zaangażowany. Nawet w czasie wolnym. To mogłoby mieć koszmarne konsekwencje. – Ledwie nad sobą panowałem. Nie mogłem pozwolić na to, żeby ktoś pociągnął mnie do odpowiedzialności za rozlew krwi, którego zamierzałem się dopuścić.
– Gdzie ona jest? – spytał Charlie, jakby nagle sobie przypomniał, po co go wezwałem.
– Gdybym wiedział, to nie ściągałbym cię tutaj.
– Mogę wysłać dziesięć patroli, żeby jej szukały – zaproponował Ken, kładąc dłoń na ramieniu Charliego.
Miałem wrażenie, że ci idioci nie usłyszeli ani słowa z tego, co powiedziałem.
– Nie – syknąłem, kręcąc głową. – Wzywanie policji nie wchodzi w grę.
Charlie wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować.
– Twierdzisz, że zależy ci na mojej córce, ale za cholerę nie sięgniesz po pomoc policji? Patrole mogłyby jej już od jakiegoś czasu szukać! A ty co? Nic! Tylko stoisz tu z założonymi rękami!
Rzuciłem mu wrogie spojrzenie, zapominając na chwilę, że stoi przede mną człowiek, który wiele znaczy dla Bianki. Zaślepiła mnie wściekłość, bo praktycznie mnie poniżył. Zupełnie nie rozumiał, jak bardzo kocham jego córkę i że on tylko dzięki niej nadal oddycha. Gdybym nie wiedział, że jest dla niej tak ważny, zabiłbym go na miejscu.
– To może być słuszna taktyka – wtrącił się Ken, powstrzymując tym samym Charliego przed zadaniem mi ciosu. – Zgłoszenie tego mogłoby skomplikować sytuację.
– To twoja wina – wycedził Charlie. Miał zaczerwienione oczy i mógłbym przysiąc, że dostrzegłem w nich łzy. – Ostrzegałem ją przed tobą, ale mnie nie posłuchała. Przez to sprowadziła na siebie nieszczęście. To, że się z tobą związała, naraziło ją na ogromne niebezpieczeństwo. Oby nie zapłaciła za to życiem.
Nie miałem nic na swoją obronę. Charlie się nie mylił. To była moja wina. Gdyby Bianka się ze mną nie związała, wiodłaby zwykłe beztroskie życie. Mieszkałaby z chłopakiem, który pracował od dziewiątej do siedemnastej, a weekendy spędzałaby z przyjaciółmi. Wspólnie z nim planowałaby wakacje w jakimś ładnym miejscu i być może odkładałaby na dom. Mogłaby mieć proste, spokojne życie pozbawione niebezpieczeństw, na które była narażona, bo wybrała mnie. Tyle że należała do mnie i, do cholery, nie miałem zamiaru pozwolić jej odejść. Jej miejsce było przy mnie. Nie przyjmowałem do wiadomości innej opcji.
– Okej, spróbujmy zachować zimną krew – podsunął Ken. – Callum, zacznijmy do początku. Co się tak właściwie stało?
Najchętniej kazałbym mu się odwalić, ale nie mogłem odtrącić żadnej pomocnej dłoni, chociaż Romero w tej chwili obdzwaniał wszystkich, którzy byli mu winni jakąś przysługę. Poza tym, skoro Ken potrafił uspokoić Charliego na tyle, żeby ten myślał racjonalnie, dobrze, żeby był po mojej stronie. Dlatego schowałem dumę do kieszeni i niechętnie udzieliłem mu odpowiedzi:
– Dostałem, dostaliśmy esemesa. – Spojrzałem na Romera, który korzystając z tego, że Tatum zabrano na dodatkowe badania, załatwiał jakieś sprawy. Teraz szybkim krokiem z telefonem przy uchu chodził po szpitalnym pokoju. Słyszałem, jak wydaje komuś polecenia. Jak zawsze opanowany i konkretny, ale w wyrazie jego twarzy dostrzegałem też niepokój. Wyjąłem komórkę z kieszeni i pokazałem wiadomość Kenowi i Charliemu.
– Nie spytam, kogo wkurwiłeś – rzucił złośliwie Charlie. – Nie mamy czasu, żebyś teraz recytował nam całą listę nazwisk.
Odruchowo zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem ochotę mu przywalić.
– Zaskoczę cię, ale nie mam w swoim otoczeniu aż tak wielu wrogów. Z czasem lista idiotów, którzy odważyliby się posunąć do czegoś takiego, znacznie się skróciła.
– Miałeś z kimś ostatnio jakiś grubszy konflikt? – spytał Ken.
– Jaja sobie robisz? Przecież on mógł zadrzeć z dosłownie każdym – obruszył się Charlie, chwytając się za głowę, po czym odwrócił się do nas plecami. Cały się trząsł ze złości i niespodziewanie walnął pięścią w ścianę korytarza, zostawiając w niej lekkie wgłębienie.
– Weź się w garść, Charlie – rzucił zniecierpliwiony Ken. – W takim stanie nie przydasz się do niczego.
– Wszystko przez ciebie! – Charlie jednak całkowicie stracił panowanie nad sobą i rzucił się w moją stronę. Ken nie zdążył go powstrzymać. Charlie był zbyt wzburzony, żeby zadać celny i silny cios. Ledwie musnął moje ramię. Chwyciłem go za rękę i wykręcając ją, pchnąłem go na ścianę.
Zamurowało go, ale szybko odzyskał animusz.
– Jesteś jak pieprzony rak, który niszczy wszystko dookoła siebie! Dlaczego nie zostawiłeś jej w spokoju? Bianka jest zbyt młoda, żeby rozumieć takie sprawy, ale ty powinieneś być mądrzejszy, do cholery!
– Wiem – przyznałem cicho, puszczając Charliego. Na szczęście Ken stanął między nami, inaczej mógłbym skręcić temu durniowi kark. Musiałem sobie w kółko powtarzać, że Bianka go kocha.
– Gdyby ci na niej zależało, odrzuciłbyś ją! Nigdy nie będzie przy tobie bezpieczna! Ani szczęśliwa! – Charlie gwałtownie odepchnął Kena. Jeszcze był nabuzowany i chętnie by mnie udusił.
– Myślisz, że nie chciałem tego zrobić? Że nie próbowałem odejść? Dobrze wiem, że beze mnie byłoby jej lepiej. Nawet nie wiesz, jak ogromne mam poczucie winy. To, co mi zarzucasz, sam sobie powtarzam, od kiedy zniknęła.
– Jak możesz patrzeć w lustro? Jak? – Charlie wściekle wydął usta. – Na twoim miejscu wyskoczyłbym przez okno! Kurwa mać! A jeśli ona umrze? Będziesz mógł z tym żyć? Udźwigniesz świadomość, że zginęła przez ciebie?
Nie wytrzymałem. Chciałem być silny ze względu na Biankę, ale coś we mnie pękło. Charliemu oczy prawie wyszły z orbit, kiedy zacisnąłem dłonie na jego szyi, przygniatając go do ściany.
– Jak umrze, będziesz mógł mnie zastrzelić. Bez niej moje życie nie ma, kurwa, sensu. Możesz mi nie wierzyć, ale też ją kocham! Zdaję sobie sprawę z tego, że przez to, czym się zajmuję i kim jestem, narażam jej życie, ale kiedy już ją odzyskam, zrobię wszystko, co trzeba, żeby taka sytuacja się nigdy nie powtórzyła. Będę jej szukał, ile trzeba. Wiem, że mnie potrzebuje. Też pragnę wziąć ją w ramiona. Konam z niepokoju.
– Uspokójcie się, do diabła! – krzyknął Ken, wyswobadzając Charliego z mojego uścisku. – To w niczym nie pomaga.
– Masz rację co do jednego – powiedziałem Charliemu, który rozmasowywał sobie szyję, patrząc na mnie złowrogo. – Zasługuję na cały ten ból i smutek. To mnie powinni pobić, mnie powinni połamać kości albo wpakować kulkę. Ani Tatum, ani Bianka nie powinny doświadczać czegoś takiego. – Zadrżał mi głos. – Żadna z nich sobie na to nie zapracowała, tym bardziej twój wnuk.
Charlie pobladł, jakby zobaczył ducha. Przez chwilę zastanawiałem się, czy dobrze mnie usłyszał. Choć rozumiałem, co czuł. Podobne emocje przetoczyły się przeze mnie w magazynie, kiedy zajrzałem do tamtej cholernej skrzyni.
– Chyba się przesłyszałem.
– Nie, jest tak, jak powiedziałem. Bianka spodziewa się dziecka.
– Nie! – ryknął Charlie, zawisając na Kenie.
Przyjaciel musiał go mocno podtrzymać, żeby nie upadł na podłogę.
– Kłamiesz! Bianka jest zbyt mądra, żeby wpakować się w coś takiego.
– Myśl, co chcesz, ale to prawda. – Zignorowałem jego załamkę emocjonalną. – Bianka jest w ciąży. Więc tym bardziej jesteś w błędzie, myśląc, że ta sytuacja mnie nie rusza. Wolałbyś zobaczyć, jak się wykrwawiam? Wtedy byś uwierzył w moje uczucia do Bianki? To by dowiodło, jak bardzo przejmuję się tą sytuacją?
Na końcu korytarza otworzyły się drzwi windy. Sanitariusze wyprowadzili z niej łóżko, na którym leżała blada jak ściana i nieruchoma Tatum. Starałem się nie patrzeć na rurki, które wychodziły z jej ciała. Pękało mi serce od tego widoku. Tym bardziej, że to moja wina. Moja córka znalazła się tutaj przeze mnie. Tatum będzie zrozpaczona, kiedy odkryje wygolony placek z tyłu głowy, gdzie założono jej dziesięć szwów. Porzuciłem Charliego, zapominając o naszej wymianie zdań, i podbiegłem do pielęgniarki.
– Jeszcze nie mamy wyników – powiedziała kobieta, gdy tylko się do niej zbliżyłem. – Wiem, że chce pan informacji, ale trzeba cierpliwie czekać.
– A jeśli ona nie może czekać? – rzuciłem desperacko, chwytając kruchą dłoń Tatum.
– Panie Torrio, jej źrenice prawidłowo reagują na światło – wyjaśniła pielęgniarka. – Nie ma podstaw, by podejrzewać, że doznała poważnych obrażeń. To prawdopodobnie tylko zwykły wstrząs mózgu, a jego skutki miną z czasem. Teraz trzeba czekać na wyniki. Wtedy lekarz będzie mógł potwierdzić diagnozę.
Tatum mogła dziś umrzeć, a ja nic nie zrobiłem, żeby temu zapobiec. Wystarczyła chwila i całe moje życie ległoby w gruzach.
– Trzymaj się, skarbie – szepnąłem, ściskając dłoń córki. – Zapłacą za to. Obiecuję.
– Szefie – Romero wszedł za nami do pokoju i podał mi telefon – Costello.
Ten to ma, kurwa, wyczucie czasu!
– Słuchaj, Sebastian, nie bardzo mogę teraz gadać.
– O, nasze spotkanie dziś wieczorem jest nieaktualne?
Puściłem rękę Tatum i wyszedłem na korytarz.
– Podziały się okropne rzeczy – szepnąłem. Nie chciałem tego przed nim ukrywać. Być może będzie mógł mi jakoś pomóc. Trudno, jeśli musiałem okazać przed nim słabość. To nie zbyt wysoka cena za bezpieczne sprowadzenie Bianki do domu.
– Co to za odgłosy? Zupełnie jakbyś był w szpitalu.
Inteligentny chłopak.
– Tak, jesteśmy w szpitalu.
– Co się stało? – Brzmiał na szczerze zaciekawionego, ale wiedziałem, że był zwyczajnie żądny informacji. Mimo to naprędce wprowadziłem go w temat, podając tylko najważniejsze fakty. Nie chciałem tracić cennego czasu.
– Jestem pewien, że moja była żona maczała w tym palce, ale nie wiem, z kim współpracowała. Romero bada to teraz, więc niedługo powinniśmy mieć więcej danych.
Przez uchylone drzwi pokoju widziałem Romera siedzącego przy łóżku Tatum. Miałem wrażenie, że wpatrywał się w nią, nie mrugając. Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby patrzył na kogoś tak żarliwie.
– Obstawiam, że to Jack Moroni.
– Popytam tu i tam. Może ktoś coś wie. Chciałbym ci pomóc.
Nie mogłem odrzucić jego propozycji. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Życie mojej córki, nienarodzonego dziecka i kobiety, którą kocham, wisiało na włosku. Potrzebowali mnie. Nie mogłem się rozsypać tak jak Charlie. Nie mogłem pozwolić sobie na wahania nastroju od żałości, przez wściekłość, po przerażenie i bezsilność. Musiałem działać.
– Dzięki. Daj znać, kiedy się czegoś dowiesz – wymamrotałem do słuchawki i się rozłączyłem. Mocno zacisnąłem palce na aparacie. Gdzieś tam miłość mojego życia była przetrzymywana na łasce kogoś, kto chciał czegoś ode mnie.
Nie wybaczę sobie, jeśli ją stracę. Jeśli stracę nasze dziecko. Wiedziałem, że muszę ją znaleźć. Zrównam to miasto z ziemią, jeśli trzeba, ale sprowadzę Biankę do domu.
Bianka
A już myślałam, że najgorsze za mną… Najpierw śmierć mamy i zdruzgotany tata, trudna relacja z Lucasem i to, co się stało z nim później, cały ten emocjonalny rollercoaster z Callumem. Wszystko to mnie poraniło, zostawiając liczne blizny w mojej duszy, ale w żaden sposób nie uodporniło na uczucie poniżenia, które mnie teraz ogarniało.
– Naprawdę musisz patrzeć, jak to robię? – Jakby załatwianie się do wiadra stojącego w kącie obskurnego pomieszczenia nie było wystarczająco żenujące. Nie potrzebowałam do tego publiczności.
Tępy mięśniak stał plecami do metalowych drzwi i nic nie odpowiedział. Wcześniej włączył światło, więc w pokoju zrobiło się jasno, choć wolałam ciemność. Nie widziałabym w niej jego wulgarnej mordy.
– Co? Nic nie powiesz? – Domagałam się reakcji, stojąc przy wiadrze. Unikałam patrzenia na nie, bo te dupki nie opróżniały go.
– Nie. – Osiłek wykrzywił usta w przyprawiający o mdłości uśmiech. – Nie mogę się doczekać, kiedy szef się zgodzi, żebyśmy mogli poznać cię bliżej.
Zamarłam, kiedy koleś złapał się za krocze, żeby podkreślić znaczenie swoich słów.
– Przemyśl to sobie jeszcze, bo stracisz rękę, gdy tylko mnie dotkniesz. – Spojrzałam mu hardo w oczy.
– Wygadana jesteś, ale jakoś nikt nie przybył na ratunek. Powinnaś łapać, że pieprzenie głupot nie pomaga ci w tej sytuacji.
Najważniejsze było dla mnie to, by utrzymać się przy życiu. Nie wiedziałam, jak długo te typy dadzą radę traktować mnie przyzwoicie. Choć w przyglądaniu się, jak się załatwiam, nie było nic przyzwoitego. Czułam wstyd i zażenowanie, ale pozostawałam silna. Wiedziałam, że tego Callum ode mnie oczekiwał.
Z pewnością mnie szukał. Musiałam się trzymać, póki mnie nie znajdzie. Nie chciałabym, żeby Jack pomyślał, że mnie złamał. Dzięki tej myśli nie rozpadłam się na kawałeczki. Nie ma mowy, żebym dała mu tę satysfakcję. Sądził, że ma do czynienia ze słabą i wrażliwą mimozą. Ale to nie ja. Ja byłam królową i postanowiłam, że kiedy nadarzy się okazja, zabiję ich wszystkich, byleby tylko chronić siebie i dziecko.
– Zadowolony? – spytałam, gdy skończyłam sikać.
– Zadowolony to będę, jak szef trochę poluzuje zasady. – Mężczyzna oddychał głębiej niż wcześniej, co mnie zaniepokoiło. Trzeba mieć jakieś zaburzenia, żeby cieszyć się z cudzego nieszczęścia.
– Ostrzegam cię. Nie sądzę, żeby jakiejś kobiecie było przykro, kiedy cię wykastruję. W sumie to wyświadczę wielu kobietom przysługę. – Facet odwrócił się przodem do drzwi. – Gdzie jest Jack? Chcę się z nim zobaczyć.
– Sorki, mała, ale to nie ty dyktujesz tutaj warunki.
– Mówię poważnie. Chcę się widzieć z Jackiem.
– Też nie żartowałem. – Roześmiał się złośliwie i wyszedł, głośno zamykając za sobą ciężkie drzwi.
Kiedy zostałam sama, mogłam odrzucić tę hardą maskę. Udawanie męczyło mnie, a z każdą wizytą któregoś z tych pajaców było mi ją coraz trudniej utrzymywać. Bardzo się bałam i nie panowałam nad tym lękiem. Nie potrafiłam zagłuszyć obawy, że Callum mnie nie znajdzie. Minął cały dzień, a kolejny powoli chylił się ku końcowi. Czułam, że Callum robił, co w jego mocy, ale najwyraźniej jeszcze nie trafił na żaden trop.
Kiedy osiłki Jacka znudzą się przestrzeganiem jego zasad, które z pewnością i tak nie były narzucone żelazną ręką. Jego ludzie nie sprawiali wrażenia inteligentnych, a co za tym idzie, cierpliwych. Musiało ich nużyć, a nawet wkurzać pilnowanie mnie.
W końcu będą chcieli się jakoś rozerwać. Zapragną jakoś sobie urozmaicić ten czas, a upokarzanie chyba należało do ich ulubionych rozrywek. Samego Jacka pewnie cieszyło to, że tak mnie traktują. Zamiast kłaść się na brudnym materacu, którego sprężyny wżynały mi się w ciało bez względu na to, jak się na nim ułożyłam, postanowiłam się trochę porozciągać. Chciałam się pozbyć sztywności mięśni. Panujący tutaj chłód nie działał na nie dobrze.
Doszłam do wniosku, że znajdowałam się w piwnicy jakiegoś budynku. Sięgałam do okna, którego framugi były pokryte gęstą zaschniętą farbą. Widziałam przez nie tylko skrawek nieba.
Mogłabym odsunąć pryczę z materacem bliżej okna, żeby na niej stanąć. Wtedy może zobaczyłam coś więcej, ale ochroniarze za drzwiami mogliby usłyszeć szuranie i zgrzytanie metalu o beton. Gdybym się martwiła tylko o siebie, zaryzykowałabym bez wahania, ale teraz musiałam także mieć na uwadze dobro dziecka.
Spojrzałam na swoje nieświeże ubranie. Chciałabym wziąć ciepły prysznic, żeby zmyć z siebie stres minionej doby. Trudno mi było trzeźwo myśleć, kiedy czułam tak duży dyskomfort.
Zrobię to dla ciebie, maleństwo. Położyłam dłoń na brzuchu i wzięłam głęboki wdech, czego od razu pożałowałam, bo poczułam odór własnych odchodów. Wszystko podeszło mi do gardła, ale powstrzymałam wymioty.
Wiele bym dała za odrobinę świeżego powietrza.
– Już niedługo. – Pogładziłam się po nadal płaskim brzuchu. – Niebawem zapomnimy, że to się w ogóle wydarzyło.
Starałam się myśleć o czymś pozytywnym, ale było to bardzo trudne, szczególnie że czas wlókł się niemiłosiernie. Powstrzymywałam łzy, analizując to, co się do tej pory wydarzyło. Czułam silne zmęczenie, bo w nocy nie zmrużyłam oka. Gapiłam się na smugę światła widoczną w szparze pod drzwiami, drżąc na myśl, że w każdym momencie któryś z goryli Jacka mógłby tutaj wtargnąć. Zastanawiałam się też, w jaki sposób Jack planował mnie skrzywdzić, żeby przesłać wiadomość z żądaniami Callumowi. Nadal to rozważałam. Jeśli Callum będzie zwlekał z wypełnieniem wymogów Jacka, wywoła w nim jeszcze większą frustrację. A to spowoduje, że Jack stanie się jeszcze bardziej nerwowy i straci resztki cierpliwości do mnie.
Choć tak naprawdę Callum nigdy mu nie da tego, czego Jack się domaga. Mężczyźni pokroju Calluma nie uginają się pod naciskami. Jack myśli, że podbierając Callumowi królową z szachownicy, zdoła coś ugrać. Tyle że dla Calluma była to deklaracja wojny. To było zbyt osobiste rozegranie.
Nie wiem, ile minęło czasu od ostatniej wizyty ochroniarza, kiedy ponownie rozległo się zgrzytnięcie klucza w zamku. Spojrzałam na torbę z fast foodem, która leżała nietknięta na materacu. Frytki były tak nieświeże, że aż twarde. Dobrze, że śniadanie okazało się dość smaczne – jeszcze ciepła kanapka. Podejrzewałam, że teraz nastała pora kolacji, ale coś mi podpowiadało, że nie dlatego otwierali drzwi.
Spodziewałam się, że do pomieszczenia wejdzie jeden z ludzi Jacka, dlatego zdziwiłam się, widząc, że ten padalec przyszedł osobiście. Spojrzałam na niego z niesmakiem. Miał na sobie świetnie skrojony garnitur i wypolerowane buty, w których praktycznie mogłam się przejrzeć. Nagle poczułam się jeszcze brudniejsza.
– Słyszałem, że chciałaś, żebym poświęcił ci chwilę. – Jack zmarszczył nos, omiatając pomieszczenie wzrokiem. – Paskudnie cuchnie, co?
– Faktycznie. Zupełnie jak ty.
Jego lodowate oczy błyszczały, jakby sytuacja wprawiała go w zachwyt. Podszedł do mnie bliżej, uśmiechając się złowieszczo. Wstrzymałam oddech, bo przez chwilę byłam pewna, że zrobi mi krzywdę. Dłonie zwinął w pięści. Wyglądał, jakby szykował się, by zadać cios. Chciał na mnie wyładować swoją złość wobec Calluma. Nie docierało do niego, że posuwał się za daleko.
Przeszył mnie zimny dreszcz przerażenia, ale nie poddałam się mu, tylko jeszcze bardziej się wyprostowałam, zadzierając wysoko głowę. Nie okażę mu strachu. Nie dam draniowi tej satysfakcji.
– Rozumiem, dlaczego Torrio jest tak tobą zauroczony. Niektórych facetów kręcą wyszczekane suczki, bo lubią słyszeć to, co w duchu sami myślą na swój temat.
– Masz na myśli siebie czy Calluma?
Jack uśmiechnął się szerzej. Odczułam satysfakcję, choć miałam świadomość, że stąpam po kruchym lodzie.
– Zachowuj się tak dalej, a przekonasz się, że nie mam kłopotu z zadawaniem bólu kobietom, które sobie na to zasłużyły.
– O, w to akurat nie wątpię.
– Smakuje ci jedzenie? – Spojrzał z dezaprobatą na ochroniarza, który pojawił się za jego plecami. To był ten sam facet, który patrzył, jak sikałam. – Nie jesz tego, co ci daję. Nie sądzisz, że to wyraz braku szacunku?
– Jedzenie jest zimne i wygląda, jakby je ktoś tydzień woził w bagażniku.
– Musisz pamiętać, że jedzenie jest niezmiernie ważne.
Doskonale o tym wiedziałam, ale tylko w ten sposób mogłam z nimi walczyć. Nie podziękuję im za te ochłapy, które mi podsuwali. Może taki upór to głupota, ale niewiele więcej mogłam zrobić.
– Proszę, sam się przekonaj, czy zjadłbyś coś takiego.
– Śmiało, odstawiaj tę szopkę tak długo, jak chcesz. Może do ciebie dotrze, że to nie są żarty, zanim zagłodzisz się na śmierć. Zrobię wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Jeśli będę musiał, przeniosę cię w inne miejsce. To może trwać miesiącami. Nawet do porodu.
Zacisnęłam zęby, żeby nie wybuchnąć. Jak on śmiał? Nie mogłam stracić przy nim panowania nad sobą. Jeśli poddam się tej wściekłości i odsłonię się przed Jackiem, możliwe, że na wierzch wyjdzie też mój lęk. A z tym nie chciałam się przed nim zdradzić. Nie dam mu tej satysfakcji.
Dlatego zachowałam kamienną twarz i z całych sił starałam się nie trząść z emocji.
– Oboje wiemy, że to nie potrwa aż tak długo – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Jack przekrzywił głowę i uważnie mi się przypatrywał jak insektowi pod mikroskopem.
– O tak? Przecież to oczywiste, że decyzji o tej akcji nie podjęliśmy pod wpływem chwili. Wszystko mamy przemyślane. Moglibyśmy już teraz przenieść się gdzieś, a wtedy wszystkie wysiłki Calluma włożone w to, żeby cię zlokalizować, spełzłyby na niczym.
Wiedziałam, że mówił prawdę. Nie zadawał sobie tego trudu na darmo. Podszedł bliżej, tak że jego lakierki praktycznie dotykały czubków moich butów. Przełknęłam gulę w gardle, spychając narastające uczucie strachu głęboko w dół. Nie znałam wszystkich faktów, ale wiedziałam, że Jack potrzebował mnie żywej i w dobrej kondycji, skoro chciał coś dostać od Calluma. Ta wiedza będzie mnie trzymała przy życiu.
– Możesz być pewna, że zabiorę ci dziecko zaraz po tym, jak wyda swój pierwszy krzyk. Nigdy go nie zobaczysz i nie dowiesz się, co się z nim stało. Przez resztę swojego żałosnego życia będziesz się nad tym zastanawiała.
Nie mogłam złapać oddechu. Ogarnęła mnie panika. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi.
– On cię za to zabije – szepnęłam, patrząc na górującego nade mną mężczyznę. – Dobrze, żebyś o tym wiedział, wstrętna kupo gówna.
Jack w końcu zrzucił maskę człowieczeństwa, odsłaniając skrywane pod nią oblicze obskurnego jaszczura.
– Mógłbym zamknąć ci usta tak samo jak twojej przyjaciółeczce. – Osiłek stojący za nim zacisnął dłoń w pięść, strzelając przy tym knykciami.
Mój następny krok był czystą głupotą, ale chyba przekroczyłam punkt, w którym myślałam logicznie. Roześmiałam się, co było najdziwniejszą i mocno zaskakującą reakcją na tę rozmowę.
– Wybacz – wydusiłam z siebie pomiędzy salwami śmiechu – ale brzmisz, jakbyś recytował jakiś scenariusz. A ty – dodałam, machając ręką na osiłka – jak długo ćwiczyłeś tę postawę, żeby wyglądać w miarę wiarygodnie?
Jack bardzo delikatnie skinął głową, a po chwili poczułam przeszywający ból na lewym policzku. Siła uderzenia odrzuciła moją głowę na bok. Odruchowo przyłożyłam do twarzy dłoń. Paliła mnie skóra, a w ustach czułam smak krwi. Nie powinnam była tego mówić, ale czasem nie potrafiłam utrzymać języka za zębami.
– Żałosne. Nawet tego nie potrafisz zrobić sam – wymamrotałam, rzucając Jackowi rozwścieczone spojrzenie. Nie widziałam go wyraźnie przez łzy, które napłynęły mi do oczu. – We wszystkim wyręczasz się swoimi pachołkami.
Powinnam była spodziewać się kolejnego uderzenia, ale dałam się zaskoczyć. Tym razem cios padł na mój prawy policzek i był tak silny, że aż się zachwiałam. Upadłam na pryczę, zgniatając torbę z zimnym jedzeniem.
– Wystarczy – rzucił Jack. – Nie chcę, żeby była posiniaczona i zakrwawiona. Zwiąż ją i zaknebluj.
– Potrzebujesz mnie i dlatego mnie nie zabijesz. Gdyby ci zależało na mojej śmierci, zabiłbyś mnie już dawno. Chcesz czegoś od Calluma, a ja jestem twoją kartą przetargową. – Bardzo kręciło mi się w głowie.
– Między zachowaniem cię przy życiu a zadbaniem o twój komfort jest ogromna różnica. Miałaś właśnie przedsmak tego, na czym ona polega – powiedział szyderczo Jack, nachylając się nade mną. Obraz nadal mi się rozmywał. Po chwili usłyszałam odgłos urywanej taśmy izolacyjnej. Próbowałam wyrwać się facetowi, który bez wysiłku obrócił mnie plecami do siebie, przycisnął kolano do moich lędźwi i wykręcił mi ręce na plecy. Bolała mnie twarz i miałam zawroty głowy, ale mimo to opierałam się oprawcy. Nie miałam zamiaru się poddać.
– Callum zabije was wszystkich, a ja zaśmieję się nad waszymi zwłokami – wymamrotałam z trudem, bo twarz miałam przyciśniętą do materaca. Kiedy osiłek związał mi ręce, ponownie obrócił mnie przodem do Jacka. Wtedy krzyknęłam, ale mój głos został stłumiony, bo osiłek zakleił mi usta taśmą.
– Nie wiem, dlaczego sądziłem, że jesteś mądrzejsza. – Jack z dezaprobatą pokręcił głową. – Nie trać już więcej energii i zachowuj się. – Sięgnął do kieszeni po telefon. Miałam ochotę go skopać, ale wiedziałam, że nie mogłam już dłużej być tak buntowniczo nastawiona.
Byłam zła, ale nie mogłam po raz kolejny narażać swojego dziecka na niebezpieczeństwo tak nieodpowiedzialnym zachowaniem. Nie mogłam tracić panowania nad sobą. Jack uniósł komórkę i wycelował aparat w moją stronę. Pomyślałam, że zrobi mi zdjęcie, tymczasem on nagrywał filmik. I robił to z uśmiechem na twarzy. Nawet nie starał się maskować radości, jaką sprawiało mu to, co robił. Co za zwyrol. Pewnie wyśle nagranie Callumowi.
– Oto i ona – powiedział. Najwyraźniej nie zamierzał ukrywać swojej tożsamości. – Torrio, z pewnością już wiesz, że straciłeś swoją piękną i delikatną własność. Bardzo mnie kusi, żeby ją skalać. Na pewno wiesz, że łatwo byłoby to zrobić. Ale jaki pożytek z uszkodzonej zabawki?
Miałam ochotę wrzeszczeć.
– Nie martw się, dobrze się nią opiekujemy. Choć muszę przyznać, że sprawia trochę kłopotów, a ja nie mam za wiele cierpliwości. Niedługo zacznę ci wysyłać kawałki jej ciała. Jeden po drugim. Chyba zacznę od języka.
Nie będę płakała. Nie chciałam, żeby Callum zobaczył mnie w takim stanie, ale na myśl o wściekłości, która będzie nim targała, gdy zobaczy to nagranie, rozkleiłam się na całego. Łzy jak grochy spływały mi po obolałych policzkach.
– Przejdę do sedna, Torrio. Dasz mi to, czego chcę, albo ja odbiorę ci to, co kochasz. – Zakończył nagrywanie i podśmiewając się, powiedział: – Dobrze się spisałaś, skarbie. Niezła z ciebie aktoreczka, no chyba że nie grałaś. Chociaż tak szczerze, to wyglądasz żałośnie. Callum wpadnie w furię. – Jack z zadowoloną miną odtworzył nagranie. Jego głos odbijał się echem od ścian pomieszczenia i przyprawiał mnie o obrzydzenie. – Wysłane. Damy mu trochę czasu, żeby ochłonął, a później przedstawię mu warunki.
Trochę czasu? O co mu chodziło?
– Zostawić ją tak? – spytał ochroniarz, kiedy Jack skierował się do drzwi.
Spojrzał na mnie przez ramię.
– Tak. Niech spędzi tak noc. Może wtedy doceni, jak była wcześniej traktowana, i rano będzie trochę milsza.
Wydawałam z siebie niezrozumiałe dźwięki, bo taśma uniemożliwiała mi poruszanie ustami. Brzmiało to żałośnie, ale nie przestałam krzyczeć, kiedy mężczyźni zamknęli za sobą drzwi. Musiałam dać upust złości i wszystkim innym emocjom, które się we mnie skumulowały. A tak bardzo chciałam wyjść na silną.
Teraz udawanie czegokolwiek straciło sens. Było mi smutno, bo wiedziałam, ile bólu zazna Callum, gdy zobaczy ten filmik. Czy na tym właśnie polega prawdziwa miłość? Że chcesz chronić ludzi, których kochasz, nawet jeśli sama cierpisz? Pękało mi serce na myśl o Callumie, o mnie i o dziecku, bo po tym, co mnie spotkało, nic już nie będzie takie jak dawniej.
Callum
Krew mnie zalewała i własnym oczom nie mogłem uwierzyć. Obejrzałem ten okropny filmik wiele razy, ale mimo to nie chciałem przyjąć, że to prawda. Mocno zaciskałem komórkę w dłoni.
– Kurwa! Zajebię gnoja!
– To głos Moroniego – powiedział Romero, oglądając nagranie na swoim telefonie. Wysłał je, tak jak poprzednią wiadomość, do nas obu, jakby chciał się upewnić, że do nas dotrze.
– Tak, to on. – Świadomość tego, kto stał za tą akcją, tylko mnie rozdrażniła. Powinienem był wiedzieć. Nie wystarczyło mu, że próbował sabotować mój biznes. Musiał zrobić coś znacznie bardziej drastycznego. Owszem, miewałem przeczucia, że mógłby mieć coś z tym wspólnego, ale nie było żadnych znaków ostrzegawczych, nie pojawiły się żadne nowe kłopoty z wysyłką towaru. Nie stwarzał żadnych problemów ani nie robił żadnego zamieszania. Nic jednoznacznie nie wskazywało na niego.
Romero się skrzywił, kiedy sięgnąłem po wazon stojący na stoliku przy łóżku Tatum. Musiałem jakoś dać upust agresji, która we mnie wezbrała. Wazon uderzył w ścianę, a kwiaty rozsypały się po podłodze. Niestety nie przyniosło mi to żadnej ulgi. Nadal byłem wkurwiony.
– Wiem, że jesteś wściekły, ale Tatum powinna mieć spokój. Co, jeśli się obudzi? W pierwszej kolejności zobaczy ten bałagan. – Romero spojrzał na Tatum, która od dwóch dni spała. Miał rację. Wiedziałem o tym, ale prawda była taka, że miałem to w dupie. Miałem ochotę roztrzaskać cały ten pokój.
– Moroni już jest martwy – wycedziłem. – I jego ludzie też. Nie spocznę, póki ich nie wykończymy.
– Wysłałem ten filmik informatykowi. Może uda mu się jakoś zlokalizować miejsce nagrania – powiedział Romero grobowym tonem.
Świetnie, ale to w żaden sposób nie pomagało Biance w tej konkretnej chwili. Potrzebowała naszej pomocy natychmiast, nie za nie wiadomo ile godzin, bo pewnie tyle potrwa analiza filmiku. Nie wspominając już o tym, że zapewne nie da się zlokalizować miejsca kręcenia. Na tę myśl pękło mi serce. Ponownie. Czułem, jak przerażona musiała być Bianka. Na pewno bała się o swoje życie, o to, co jej to wszystko robiło, ale też przejmowała się dzieckiem.
Naszym dzieckiem.
Jack zamienił interesy na sprawę osobistą. Jedyną słuszną zapłatą za to, co zrobił, będzie jego śmierć. Chcę krwi. Będę zabijał! Nie wiedziałem, jak inaczej mógłbym się pozbyć tej wściekłości.
Wyszedłem z pokoju Tatum do poczekalni. Na szczęście była pusta. Zamknąłem za sobą szklane drzwi i kopnąłem pierwsze krzesło, które napotkałem.
Złość paliła mnie, pożerała. Zacisnąłem dłonie w pięści. Musiałem coś zniszczyć. Zapragnąłem zdemolować to pomieszczenie, a może nawet kilka kolejnych. Związał ją, zakneblował. Zadał jej ból. Mimo że filmik wywoływał we mnie ból i niesmak, postanowiłem obejrzeć go ponownie. Moja ptaszyna cierpiała przeze mnie. Będę więc silny i stawię czoła temu widokowi. Przynajmniej tyle mogłem dla niej zrobić w tej chwili.
Miałem ochotę krzyczeć, kiedy patrzyłem na Biankę leżącą bezradnie na brudnym, niewygodnym materacu. Robiło mi się niedobrze na widok warunków, w jakich ją trzymali, ale zmusiłem się, żeby uważnie obejrzeć każdy fragment nagrania. Bianka miała na sobie te same ciuchy, w których wyszła z domu dwa dni temu. Wyglądało na to, że nie były podarte. Dobry znak. Nie obeszli się z nią brutalnie.
Na nogach nie dostrzegłem żadnych otarć czy siniaków. Dzięki Bogu. Jack pewnie zabronił swoim ludziom jej dotykać. Wiedziałem jednak, że nie będą mu całkowicie posłuszni, a już na pewno nie przez cały czas. To podniosło mi ciśnienie jeszcze bardziej.
Jack sfilmował twarz Bianki z bliska. Ten dupek chciał, żebym dobrze widział, jak ona płacze. Poczułem ukłucie żalu w sercu, ale nie zatrzymałem filmiku. Obserwowałem łzy spływające po nienaturalnie czerwonych policzkach Bianki. Nie były zaróżowione od płaczu. Ktoś ją uderzył.
Czyli jednak nie byli wobec niej łagodni. Od doręczenia nagrania minęła godzina. Mogłem sobie jedynie wyobrazić, co z nią robią w tej chwili. Moja wyobraźnia szalała, ale musiałem się skupić. Najważniejsze, żebym nie stracił panowania nad sobą. Nie mogłem się teraz rozsypać. Musiałem odrzucić myśli o tym, czego się bałem i wszelkie przypuszczenia. Co wiem na pewno? Wiem, że Jack Moroni nagrał ten filmik. Nawet się nie silił na to, żeby zdeformować głos. Z drugiej strony, po co miałby to zrobić? Prędzej czy później i tak zwróciłby się do mnie z żądaniami. Przecież nie porwał Bianki dla zabawy.
Jack był durnym zimnym draniem, ale nie był na tyle głupi, żeby posunąć się za daleko. Będzie groził Biance, doprowadzi ją do płaczu i będzie mnie tym drażnił. Ale skoro pracował z Amandą, wiedział, że Bianka jest w ciąży. Czyli doskonale zdawał sobie sprawę, ile miałem do stracenia. Co prawda sam tego nie wyraził, ale byłem pewien, że właśnie o to chodziło.
Pewnie uznał, że znalazł mój czuły punkt. Nie pomylił się.
Właśnie to zapewni mojej ptaszynie bezpieczeństwo. Przynajmniej na jakiś czas. Jack nie naraziłby jej na poronienie, bo wtedy częściowo straciłby przewagę. Znając go, nie będzie chciał trzymać kobiety z potencjalnymi problemami zdrowotnymi, a wzywanie lekarza byłoby zbyt ryzykowne. Plus, jego towar na wymianę straciłby swoją wartość. Byłaby to zatem dla niego zbyt duża niedogodność. W końcu Jack to biznesmen, który nie lubi niepotrzebnego ryzyka i nieudanych transakcji.
Poczułem jeszcze większy ciężar na barkach. Nagle drzwi do poczekalni się otworzyły. Automatycznie pomyślałem, że to lekarz albo pielęgniarka, ale kiedy uniosłem głowę, zobaczyłem jednego z moich ludzi.
– Szefie, przepraszam, że przeszkadzam, ale mam telefony, o które prosił Romero. Chcieliście je przejrzeć. – Nathan nerwowo rozglądał się po pomieszczeniu, jakby nie był pewien, jak swobodnie może się tutaj wyrażać.