I See You Everywhere - Wiktoria Lange - ebook + audiobook

I See You Everywhere ebook i audiobook

Lange Wiktoria

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Komedia romantyczna z sąsiedzkimi relacjami w tle!

Ich pierwsze spotkanie nie zwiastowało niczego złego, ale kolejne doprowadzały obydwoje do coraz większego szału. 

Ivy Flores jest znaną pisarką ukrywającą się pod pseudonimem Mia Flores. Kobieta tworzy mrożące krew w żyłach kryminały. Po niezbyt przyjemnych zdarzeniach z przeszłości, od których wolałaby uciec, przeprowadza się z Nowego Jorku do Sarasoty – urokliwego miasta nad Zatoką Meksykańską. 

Już pierwszego dnia po przeprowadzce mieszkający obok mężczyzna składa jej wizytę. Okazuje się nim niejaki Nicolas Sanders – przystojny tatuażysta prowadzący studio wspólnie z przyjacielem Dylanem. 

To spotkanie z przystojnym sąsiadem uświadamia Ivy, że spokój, który pragnęła tutaj odnaleźć, nie będzie możliwy. 

Wcale się nie myliła.  

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 367

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 7 min

Lektor: Agata Skórska; Antoni Trzepałko

Oceny
4,2 (231 ocen)
124
53
31
21
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Madziukla_123

Nie oderwiesz się od lektury

świetna historia
21
Mkrynia65

Całkiem niezła

Trochę jestem rozczarowana.
21
ksiazkowa_nutka
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

piękna historia rodzacego się romansu, sąsiedzkich relacji i tajemnicy w tle. polecam! pełna opinia poniżej edit: Za każdym razem, gdy sięgam po książkę Wiktorii Lange czuję, że to będzie kolejna świetna historia, ale też zawsze jest w głowie pytanie: a może tym razem coś nie pyknie, i nie spodoba mi się aż tak bardzo? Tym razem w głowie także było takie pytanie, ale wiecie co? Wiktoria po raz kolejny mnie nie zawiodła. Historia Ivy i Nicolasa, to zabawna, ale też wzruszająca powieść o rodzącym się uczuciu, które nie koniecznie chcą wypuścić na światło dzienne. To powieść, która może i jest spokojna, ale zdecydowanie nie nudna! Cały czas coś się dzieje, a na twarzy czytelnika potrafi ta historia wywołać zarówno uśmiech jak i łzy. A dodatkowo, nasza bohaterka skrywa tajemnice przed swoim sąsiadem, i nie tylko nim. Niestety przeszłość miała na to duży wpływ. Jeżeli szukacie książki, która Was poruszy i wciągnie od pierwszych stron to zdecydowanie mogę polecić Wam "I see you everywhere...
21
arletatatarek

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna historia przeczytałam ją w ciągu jednego wieczora ❣️ Polecam 🤗
21
Kamila15P

Nie oderwiesz się od lektury

"Strach siedzi w głowie, ale jest tylko cichym demonem, którego należy wyeliminować". Ivy to pisarka, która tworzy pod pseudonimem. Pewne wydarzenia z przeszłości sprawiają, że chce odciąć się od Nowego Jorku i znaleźć miejsce, które zapewni jej spokój. Ale Nico postara się o to, aby spokój był tylko jej marzeniem. Czy przystojny tatuażysta sprawi, że Ivy otworzy się na miłość? Czy sprzeczki sąsiedzkie nabiorą zupełnie innego wymiaru? "I see you everywhere" to historia, która pokazuje, że czasami ukrywamy się za tajemnicami dla własnego dobra, nie spodziewając się, że staną się one powodem naszego powolnego upadku. Bohaterowie tej książki już od samego początku owiani są tajemnicami, które z czasem przed nami odsłonią. Oboje doświadczyli przykrych doświadczeń w przeszłości, ale oboje też nie pozwolili, aby ich złamały. Starali się być silni dla samych siebie. Ale kiedy staną przed sobą, nie będą nawet przypuszczali, jak niewinne sprzeczki pomiędzy nimi, zamienią się w grę pożądania...
21

Popularność




Copyright © 2023

Wiktoria Lange

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Anna Adamczyk

Korekta:

Karina Przybylik

Karolina Piekarska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-056-5

Rozdział 1

Ivy

Odstawiłam na podłogę poklejone taśmą pudło, które było wypełnione niewielką częścią moich książek, i otrzepałam ręce. Rozejrzałam się po pomieszczeniu; godzinę temu nazywałam je salonem, a teraz piętrzyły się w nim kartony ze wszystkimi klamotami przywiezionymi z Nowego Jorku. Lubiłam gromadzić rzeczy, których rzadko używałam, ale szkoda było mi ich wyrzucić. Zaciągnęłam się zapachem świeżo pomalowanej farby, a na ustach zatańczył mi nieznaczny uśmiech. Cieszyłam się na samą myśl, że zaczynam nowe życie, kupując w końcu własne, choć niewielkie, cztery ściany.

– Ostatni – oznajmił starszy mężczyzna, wskazując na tekturę. Otarł dłonią połyskujący na czole pot, a ulga niemal natychmiast wypełniła jego twarz. Pracował w jednej z firm przeprowadzkowych, którą na szybko wynajęłam. – To co? Może byśmy się tak rozliczyli, pani…?

– Flores. Ivy Flores. Jasne, tylko wygrzebię portfel… – wymamrotałam, otwierając suwak w torebce przewieszonej przez ramię.

– Gdzieś już słyszałem to nazwisko.

– Może tylko się panu wydawało – odparłam wymijająco, niekoniecznie życząc sobie, żeby odkrył, kim jestem. Od kilku lat utrzymywałam się z pensji pisarki, mając kilkadziesiąt bestsellerowych powieści na swoim koncie, ale wciąż pozostawałam w cieniu. Nikt nie widział mojego prawdziwego zdjęcia w mediach społecznościowych, a pseudonim, który przyjęłam, różnił się jedynie imieniem. Mia Flores. Autorka mrożących krew w żyłach powieści kryminalnych, amerykańska pisarka bestsellerowych pozycji, mająca na swoim koncie ponad dwadzieścia książek. W internecie huczało od takich haseł, ale cieszyły one jedynie moje oko. Przeszłość pokazała mi, co może się stać, gdy będę chciała się ujawnić. Od tamtej pory pragnęłam tylko świętego spokoju.

– Może – bąknął pod nosem. – Jeszcze protokół, droga paniusiu.

Zanim wyciągnęłam gotówkę, zaszeleścił mi papierem przed oczami.

– Proszę złożyć podpis i za chwilę się stąd ulotnimy.

Przelotnie spojrzałam na jego towarzysza, który właśnie do nas dołączył i wyciągnął rękę, wręczając mi długopis. Zostawiłam parafkę i zaczęłam liczyć banknoty, gdy nagle jeden z nich zapytał:

– Będzie pani mieszkać sama w tak wielkim domu?

– Sama – potwierdziłam, przyglądając się mu z rezerwą, gdy on rozglądał się po pomieszczeniu. – Czy to ma coś do rzeczy?

Odniosłam wrażenie, że drugi z mężczyzn raptownie pojął, że to pytanie było nie na miejscu, i prawie niezauważalnie dźgnął kolegę w żebra łokciem, chcąc go uciszyć.

– Nie interesuj się, Tony. Ważne, że robota wykonana, pani Flores zadowolona, a my mamy zapłacone, nieprawdaż?

– Prawdaż – odparłam, wręczając mu plik pieniędzy. – Dziękuję za pomoc.

– Cała przyjemność po naszej stronie. Swoją drogą, jeśli nie jest pani stąd, to szybko przekona się do Sarasoty. To piękne miasto tuż nad Zatoką Meksykańską, a i ludzie są życzliwi. Najważniejsze, żeby trafić na dobrego sąsiada.

– Tak się składa, że jeszcze nie zdążyłam nikogo poznać, ale mam nadzieję, że nie rzucają na mnie panowie klątwy. Prawdopodobnie spędzę tu resztę życia, więc dobrze byłoby mieć chociażby neutralne relacje sąsiedzkie.

– Nawet byśmy nie śmieli – oznajmił ten bardziej ciekawski. – Nie omieszkamy za pani szczęście wychylić lufki. Wszystkiego dobrego na nowej drodze. – Po dżentelmeńsku zdjął z głowy czapkę z daszkiem.

Jego towarzysz widząc moją nietęgą minę, pospiesznie poklepał go po plecach i krótkim komunikatem: „czas na nas” pociągnął za łokieć w kierunku wyjścia.

Przekręciłam za nimi zamek w drzwiach i podeszłam do przeciwległych, prowadzących na patio, by je otworzyć. Zbliżał się wieczór, a lekki wiatr nieco zmniejszył panujący na zewnątrz skwar. Stanęłam na środku własnego pobojowiska i kompletnie nie wiedziałam, od czego zacząć. Znienacka przemówiło do mnie jedno z ozdobnych pudełek, które odłożyłam w bezpiecznym miejscu. Miałam wrażenie, że od dłuższego czasu się do mnie uśmiechało, jakby dobrze wiedziało, że miało w środku to, czego usilnie potrzebowałam.

Wyjęłam butelkę z francuskim winem, jednak na próżno w tym zamieszaniu było szukać korkociągu. Podeszłam do szuflady, chcąc znaleźć chociaż sztućce i złapałam za widelec. Wbijając jego końcówkę, zaczęłam studenckim sposobem powoli wciskać korek do środka, aż niewielka ilość alkoholu minimalnie chlusnęła mi w twarz. Przysunęłam szyjkę do ust i upiłam kilka głębszych łyków, czując słodko-kwaśny posmak trunku. Skrzywiłam się nieznacznie, ale alkohol w tym całym bałaganie stanowił moje wybawienie.

Zatrzymałam przez chwilę spojrzenie na rozwleczonych po salonie kartonach, w których było spakowane moje dotychczasowe życie i uznałam, że im szybciej zacznę, tym szybciej skończę. Po mniej więcej dwóch godzinach udało mi się odkryć niewielki kawałek podłogi i opróżnić niemalże całą butelkę z trunkiem. Wstawiłam się na tyle, że otoczenie przyjemnie już wirowało, a mnie niespodziewanie dopadł wilczy głód.

Sięgnęłam po torebkę zawieszoną na wieszaku i wyjęłam rozpuszczoną tabliczkę czekolady. Oblizywałam palce z mlecznej konsystencji, nieco podchmielonym wzrokiem obserwując swój nowy dom. Nie był duży, bo śmiało mogłabym rzec, że w swoim życiu odwiedziłam większe, jednak dla mnie wystarczający. Poprzedni właściciele urządzili go w typowym amerykańskim stylu; kuchnia z otwartą wyspą, z marmurowymi blatami, drewniane podłogi, kasetony na suficie i wielka kanapa pośrodku przestronnego salonu. Podeszłam do regału, na którym kilka minut wcześniej ułożyłam płyty winylowe i wybrałam Phila Collinsa.

– So you’re leavin’ in the mornin’ on the early train. Well, could say everything’s alright. And I could pretend and say goodbye – podśpiewywałam razem z wokalistą utwór Can’t Stop Loving You, ujmując butelkę w dłoń.

Z każdą mijającą sekundą mój głos brzmiał coraz odważniej. Gdyby ktoś obserwował mnie z boku, z pewnością uznałby, że nie byłam do końca normalna. Na szczęście na dworze zdążyło zrobić się już ciemno, a ja nie spodziewałam się żadnych gości. Może i odbiło mi po wypiciu sporej części niskoprocentowego wina, lecz w tamtym momencie nie do końca mnie to obchodziło. Byłam szczęśliwa i lekko pijana, a poza tym nikt mnie nie słyszał. Przynajmniej tak mi się wydawało. Jakież było moje zdziwienie, gdy w otwartych drzwiach prowadzących na patio, dostrzegłam stojącego mężczyznę. Opierał się o framugę, dumnie prężąc nagą klatkę piersiową do przodu, i taksował mnie intensywnym spojrzeniem.

– Kim ty, do diabła, jesteś?! – wrzasnęłam, niemalże przewracając się o własne nogi.

Pospiesznie podniosłam ramię z igłą, po czym wyjęłam płytę, jednak zatrzymałam ją w dłoniach, myśląc o tym, że mogłabym zdzielić go nią w głowę, na wypadek gdyby facet okazał się rabusiem. Wbrew pozorom nie wyglądał na kogoś takiego. Wyglądem nie przypominał też skromnego chłopaka z osiedla. Staliśmy naprzeciwko siebie, a czas zatrzymał się w miejscu. Bez skrępowania zaczęłam wodzić wzrokiem po tatuażach, które zdobiły jego ciało. Na biodrach miał tylko sprane dżinsy, a malunki były dosłownie wszędzie; zaczynając od szyi, idąc przez klatkę piersiową i kończąc na dłoniach. Tylko twarz pozostała nietknięta; na niej utrzymywał się perfekcyjnie przystrzyżony, ciemny zarost, łobuzerski uśmiech i brązowe oczy.

– Będąc na zewnątrz, usłyszałem krzyk. Mieszkam obok – wyjaśnił, wskazując palcem za siebie.

– Jesteś… – Zacięłam się, dumając przez sekundę o komentarzu odnośnie do mojego śpiewu. – Czyli jesteś moim nowym sąsiadem?

Było za wcześnie na kaca, więc stało się jasne, że jego widok wywołał we mnie tak niekontrolowany odruch, że zaschło mi w gardle. Co prawda nie chciałam mieć emerytowanej babci jako sąsiadki, choć zapewne w rezultacie wyszłoby mi to na dobre, ale ten facet… Cholera, on od początku zasiał we mnie mieszane emocje. Gdy tylko postanowił podejść bliżej, dostrzegłam czarny okrągły kolczyk w jego uchu. Po tych wszystkich szczegółach stwierdziłam, że stanowił totalne przeciwieństwo mnie. Ja byłam zwyczajną kobietą o słomianych włosach i zielonych oczach, która od wielkiego święta nosiła biżuterię.

– Zdaje się, że to ty będziesz moją nową sąsiadką. – Wyciągnął do mnie rękę, omiatając wnikliwym spojrzeniem mój salon. – Jestem Nicolas, ale przyjaciele mówią na mnie Nico.

– Ivy – odparłam z nieznacznym zawahaniem, ściskając mu dłoń.

Chwilę ją przytrzymał, mrużąc oczy i powtórzył:

– Ivy… Czyli mówisz, że się przeprowadziłaś?

– Tak. Wybacz, że nie przywitałam się wcześniej. Właściwie dopiero dzisiaj spędzę tutaj pierwszą noc, ale od południa miałam urwanie głowy z rozpakowywaniem tego wszystkiego.

– Właśnie widzę. Chyba dobrze ci poszło – skomentował prześmiewczo, obserwując pustą butelkę po winie.

Lekko szumiało mi w głowie, a okoliczności naszego poznania były niezręczne, jednak po tych słowach miałam ogromną ochotę się odgryźć. Przymierzałam się do tego, lecz szybko mnie uprzedził.

– Skąd się przeprowadziłaś?

– Z Nowego Jorku.

– Dlaczego? – zagadnął, jakby podawał moją odpowiedź w wątpliwość. Odważne, męskie spojrzenie spoczęło na guziczkach przyszytych do dekoltu błękitnej sukienki, którą na sobie miałam. – To szmat drogi stąd.

– Znudził mnie tamtejszy klimat – skłamałam gładko, ze świadomością, że powód był zupełnie inny. On nie musiał jednak tego wiedzieć. Zwłaszcza na tym etapie znajomości. Tylko dlaczego przyjęłam, że będą kolejne? Przecież właśnie po to uciekłam, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i spokoju, a on nie wyglądał na kogoś, z kim mogłabym się swobodnie dogadać.

– Czyli znalazłaś ten dom i go kupiłaś?

– Tak, zgadza się.

– W takim razie wypadałoby się lepiej poznać, skoro całkiem możliwe, że będziemy na siebie wpadać. Może masz ochotę na drinka?

Wzdłuż mojego kręgosłupa spłynął zimny dreszcz, a alkohol dodatkowo wywołał we mnie niespodziewaną reakcję i sprawił, że nagle zachichotałam pod nosem.

– Chyba podziękuję… Towarzyszy mi już szampański nastrój, więc jeśli pozwolisz, może innym razem.

– Cóż… Szkoda.

Obydwoje przez sekundę pożeraliśmy się wzrokiem, jakbyśmy chcieli wyczytać ze swoich oczu jakieś niewygodne fakty o sobie. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się oceniać kogoś po samym wyglądzie. Jego też nie zamierzałam, jednak nagła obecność tego nieznajomego mężczyzny w moim domu i wiadomość o tym, że to mój sąsiad, po prostu mnie speszyła. Był przystojny i męski, ale nie w moim guście. Przynajmniej wolałam ustalić to już na początku i stanowczo się tego trzymać.

– Uważam jednak, że będzie jeszcze całkiem sporo okazji, by się lepiej poznać. Będziesz mieszkać tutaj sama?

Dlaczego kolejny mężczyzna z rzędu o to pytał? Czy to aż takie dziwne, że trzymałam się od facetów z daleka, czy może w wieku dwudziestu siedmiu lat faktycznie wyglądałam na starą pannę i powinnam była jeszcze tylko przygarnąć kota?

– Sama – potwierdziłam, a nasza rozmowa na ten temat się zakończyła.

Obydwoje popatrzyliśmy w kierunku patio, słysząc kolejne dobiegające stamtąd kroki. Nie zdążyłam się nawet zdenerwować, że ktoś swawolnie chodził sobie po mojej nowej posesji, bo nagle ujrzałam faceta podobnego do tego, który towarzyszył mi od kilku minut. Ten drugi oprócz wydziaranych rąk miał na sobie przynajmniej kompletną garderobę.

– I co, nikogo nie zarzynali? – Rzucił końcówkę wypalonego papierosa na deski tekowe i przygasił go butem.

Uniosłam rękę, jakbym chciała zasygnalizować, żeby tego nie robił, ale ostatecznie zrezygnowałam. Mimo wszystko nie chciałam już pierwszego dnia wychodzić na zołzę.

– Cześć, kiciu – zwrócił się do mnie nieoczekiwanie mężczyzna.

– Dylan, poznaj moją nową sąsiadkę, Ivy – oświadczył tajemniczym tonem Nico. – Ivy, to mój kumpel, Dylan. Prowadzimy wspólny interes.

– Ivy. Miło mi. – Podszedł bliżej i wyciągnął do mnie rękę.

Uścisnęliśmy sobie dłonie, a mężczyzna przytrzymał moją jeszcze do momentu, zanim beztrosko nie skomentował:

– Wierzysz może w miłość od pierwszego wejrzenia? Bo jeżeli nie, to przyjdę jeszcze raz.

Zaskoczona drgnęłam, patrząc pytająco na Nicolasa, a on od razu usprawiedliwił swojego kumpla:

– Nie słuchaj go. Właśnie wypalił lolka1, więc jeszcze majaczy.

Kiwnęłam niepewnie głową, obserwując, jak dwójka mężczyzn z prawdopodobnie barwną przeszłością stała pośrodku mojego salonu i niepostrzeżenie zaczęła się ze sobą przekomarzać.

– Nie zgrywaj świętego. Nie bez powodu mnie do siebie zaprosiłeś.

– Raczej sam się wprosiłeś.

– Dobra, wyluzuj, stary. Przecież zawsze możemy urozmaicić sobie ten wieczór. Ivy, masz ochotę rozerwać się z nami? Napijemy się, a potem nam opowiesz, jak to się stało, że taka piękna kobieta przybyła do naszej Sarasoty.

Zamilkłam. Nie wiedziałam, czy właśnie teraz dopadł mnie kac, czy tylko zawstydziłam się ich obecnością. To byli mężczyźni, których zazwyczaj omijałam szerokim łukiem. Słodkie spojrzenia, niebezpiecznie wyglądające tatuaże, urocze uśmiechy – te wszystkie rzeczy mogłyby usidlić niejedną kobietę, ale ja stanowczo broniłam się przed ich urokiem. Brałam pełną odpowiedzialność za to, kim byłam i z kim się zadawałam. Szkoda jedynie, że nie miałam wpływu na to, że mój sąsiad mieszkał tutaj wcześniej ode mnie.

– Zwijamy się. Zdaje się, że masz trochę roboty, a my też musimy obgadać jeden temat. – Nico napiął barki, przez co mogłam dostrzec zarys jego mięśni. Obrzuciłam je przelotnym spojrzeniem, ale szybko odwróciłam wzrok. Nie śliniłam się na ich widok, tak jak zapewne większość płci żeńskiej, jednak nie można było odmówić mu imponującej muskulatury. – Wychodź, Dylan. No już. – Pociągnął kolegę w stronę ogrodu, znajdującego się na tyłach mojego domu, a ja z ulgą, że ta wizyta nie trwała długo, poszłam za nimi.

– Dopiero przyszedłem. Nie dasz nam się nawet dobrze poznać.

– Nie przeginaj, stary. Będziesz miał jeszcze okazję, a z tego, co widać, Ivy jest zajęta.

– Dzięki za zrozumienie – wydusiłam w końcu. – Może innym razem wypijemy zapoznawczą herbatę, ale teraz naprawdę muszę się streszczać z rozpakowywaniem, żeby móc jeszcze dziś zasnąć o normalnej porze.

Dylan parsknął śmiechem na dźwięk moich słów, jednocześnie mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, i podszedł do miniaturowego płotu, który dzielił nasze posesje. Wystarczyło podnieść lekko nogę, żeby znaleźć się w ogrodzie Nico. Tak też zrobił i od razu skierował się do środka domu, wspominając coś o piwie. Nicolas jeszcze na sekundę odwrócił się w moją stronę i posłał mi nieznaczny uśmiech.

– Nie szkodzi. Miło było cię poznać, Ivy.

Jego zagadkowe spojrzenie spoczęło na moich ustach. Zmrużył oczy, sięgając śmiało kciukiem do jednego z kącików. Dosłownie zesztywniałam, gdy lekko potarł nim w tym miejscu.

– Miałaś tutaj brudne. Szczegół – skomentował bez skrępowania.

Ja zaś w tamtym momencie chciałam jedynie zapaść się pod ziemię.

– Wzajemnie, miło było poznać – szepnęłam, gdy niezręczny moment się przedłużał. – Wracam do domu. – Wskazałam palcem za siebie, a on przytaknął.

Z ulgą zasunęłam za sobą drzwi i podeszłam do lustra. Moje policzki zachodziły purpurą. Już czułam w kościach, że ten mężczyzna da mi się jeszcze we znaki. Nie przewidziałam tylko, że tak bardzo zacznie spędzać mi sen z powiek.

Rozdział 2

Nicolas

Podjechałem swoją corvettą pod studio tatuażu, które otworzyliśmy razem z Dylanem kilka lat temu. Zainwestowaliśmy we własny biznes i dziś śmiało mógłbym rzec, że to zdecydowanie się opłaciło. Nie zarabialiśmy mało, a przy okazji nikt nie suszył nam głowy, że moglibyśmy robić coś lepiej. Wszedłem do środka, zerkając na zawieszoną na szybie plakietkę z napisem „otwarte”, i zauważyłem, że mój przyjaciel nie marnował czasu. Dochodziła ósma, a on kończył tatuować jednego z klientów.

– Siemasz, bracie – przywitał się, podrywając głowę znad fotela, na którym siedział facet przy tuszy. Nie widziałem go wcześniej, więc domyśliłem się, że to musiała być jego pierwsza wizyta. Zwłaszcza że nie dostrzegłem na jego ciele innych tatuaży, a grymas bólu wypisany na twarzy sugerował, że nie był do tego przyzwyczajony.

– Serwus. Nie wspominałeś, że dzisiaj będziesz rannym ptaszkiem. – Podszedłem do lady i zajrzałem do kalendarza. Czekała mnie ostatnia z wielu sesji, podczas których klientka dziarała sobie tatuaż przechodzący przez uda i pośladki. Wiele rzeczy już widziałem, więc w tej branży nic nie mogło mnie już zaskoczyć.

– A jak tam twój ptaszek? Bo po wczorajszym wątpię, że utrzymasz go w ryzach. – Parsknął śmiechem, a jego wzrok powrócił do igły z atramentem.

– O co ci właściwie chodzi, stary? – Zmarszczyłem czoło i przekręciłem czapkę z daszkiem do tyłu.

– Pytam o twoją nową sąsiadkę. Widziałeś ją dzisiaj?

– Nie. Spójrz najpierw, która jest godzina. Poza tym co mnie ona interesuje?

Jak gdyby nigdy nic, podszedłem bliżej stołu do tatuażu i złapałem za płyn do dezynfekcji. Zacząłem od przygotowania swojego stanowiska, spryskując całą powierzchnię leżanki.

– Brachu, przez kilka ostatnich lat walczyłeś z tą starą raszplą, która utrudniała ci życie. Nieoczekiwanie się wyprowadziła, tym samym przyznając ci zwycięstwo. Odetchnąłeś z ulgą, a teraz pod nos sprowadza ci się taka ślicznotka i ty nic sobie z tego nie robisz? Nie uwierzę, że nie zrobiła na tobie żadnego wrażenia.

– Z nią też będą problemy – stwierdziłem wyważonym tonem, a następnie nacisnąłem na dozownik i nasmarowałem preparatem dezynfekującym ręce. – Wydaje się spokojna. Za spokojna. Nie lubię takich, bo zazwyczaj coś ukrywają. Zresztą nie będę się rozdrabniał, bo panna nie jest w moim guście.

– Jasne. Gdybyś miał okazję, skorzystałbyś. Tak samo jak ja. Nawet spokojnej kobiecie nie umiem odmówić. – Rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie.

Pokręciłem głową. Dylan zawsze miał parcie i ochotę na seks. U niego nie było wymówek, tak jak u mnie. Ja zazwyczaj późno kończyłem robotę, a jeśli jeszcze dodatkowo miałem coś w planach, zdarzało się, że wracałem dopiero nad ranem. Gdyby nie jej wczorajszy krzyk, pewnie nawet nie spostrzegłbym, że mam nową sąsiadkę. I nie chodziło tutaj o jej urodę. Nie mógłbym jej tego ujmować, bo jej blond włosy w połączeniu z zielonymi oczami tworzyły imponujący zestaw. Śmiało byłbym zdolny rzec, że wyglądała jak pieprzony chodzący anioł, lecz jeśli brałem pod uwagę charakter, wiele nas różniło. Po pierwszym spotkaniu mogłem stwierdzić, że była bardzo skryta i nieśmiała. Założyłbym się nawet, że uwielbiała ciszę i spokój. Zupełnie przeciwnie niż ja. Kochałem adrenalinę, zabawę i wyzwania. Moje życie kręciło się wokół tego, więc zawczasu obawiałem się, że jako sąsiedzi zupełnie się nie dogadamy.

– Dylan… – zacząłem. Chciałem uprzejmie zasugerować przyjacielowi, żeby spadał i lepiej skupił się na swojej pracy, ale wtedy otworzyły się drzwi.

Popatrzyłem na długie, kobiece nogi, wokół których oplecione były sznurki od wysokich sandałów, i na dobre zamilkłem. Nie mogłem przejść obok tego widoku obojętnie. To była jedna z niewielu rzeczy, za które pozwoliłbym się kobiecie związać, a potem nawet schłostać, byleby mieć świadomość, że włożyła je specjalnie dla mnie. Spojrzeniem powiodłem wyżej aż do jej twarzy i zatrzymałem się na niebieskich oczach. Od razu zaprosiłem ją do swojego stanowiska, przy którym ucięliśmy krótką pogawędkę. To było nasze szóste spotkanie, a ona na każdym z poprzednich dawała mi wyraźne znaki, że jest mną zainteresowana. Inny facet na moim miejscu już dawno uległby pokusie, ale ja jeszcze próbowałem zachowywać profesjonalizm.

Oddzieliłem nas parawanem od pracującego obok Dylana, zapewniając dziewczynie komfort. Mimo wszystko nie wyglądała na spiętą, a z naszej ostatniej rozmowy wyniknęło, że znała się z moim przyjacielem już wcześniej. On też perfidnie wlepiał ślepia w jej tyłek opięty dżinsowymi szortami. Miałem ochotę sprowadzić go na ziemię, zwłaszcza że powinniśmy dbać o renomę, ale zrezygnowałem w momencie, gdy kobieta zagadnęła odważnie:

– Jeśli potrzebujesz, ściągnę też majtki. – Zsunęła spodenki i zalotnie zatrzepotała długimi rzęsami. Już wiedziałem, co chodziło jej po głowie, ale dopóki wykonywałem swoją pracę, musiałem ostudzić jej zapał.

– Nie będzie to konieczne w tych warunkach – odparłem poniekąd zaskoczony. – Teraz sobie poradzimy.

– Jeśli tak wolisz. – Położyła się na stole, a ja pozbyłem się wszystkich brudnych myśli i powoli przystąpiłem do pracy.

Zazwyczaj nie gryzłem się w język i grałem w otwarte karty, bo wierzyłem, że tylko taka postawa przynosiła odpowiednie zyski. W tej sytuacji było inaczej; byłem szefem tego lokalu i nie chciałem spoufalać się z klientkami. Kobieta na szczęście przyjęła to łagodnie, ale przez to też niewiele rozmawialiśmy. W trakcie gdy nakłuwałem igłą jej skórę, zaczęła delikatnie pojękiwać z bólu. Robiłem krótkie przerwy, żeby mogła nieco odsapnąć. Wstyd było mi się przyznać, lecz nie pamiętałem nawet jej imienia, i gdyby nie Dylan, który skończył swoją pracę i zajrzał przez kotarę, nadal bym go nie pamiętał.

– Hazel, masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór? Może wpadłabyś na mały street racing2 w naszym wykonaniu?

– To już jutro? Właściwie to nie mam żadnych planów, ale nie wiem, czy mój tatuator wyrazi zgodę. – Zerknęła na mnie przez ramię, przygryzając nęcąco wargę.

Obdarowałem ją szelmowskim uśmiechem, po czym ponownie przeniosłem spojrzenie na jej udo i pośladek.

– Dzisiejsza sesja będzie ostatnią. Oczywiście zabezpieczę ci całość balsamem łagodzącym i folią, ale i tak powinnaś uważać na niego przez minimum dwa dni. – Ugryzłem się w język, choć mało brakowało bym nazwał rzecz po imieniu. Jej tyłeczek był naprawdę niezły. Dodatkowo ciągnięcie rozmowy z nią w takim tonie zwiastowało, że nasze spotkanie mogło skończyć się tylko jednym. Seksem. Gdyby nie to, że miejsce, do którego mógłbym się dorwać, było dzisiaj nieczynne.

– Oj, wyluzuj, panie czepialski. Robisz jej dolny obszar pośladka, więc osobiście uważam, że wystarczy, że włoży coś przewiewnego. Mini mile widziana – skomentował przyjaciel, puszczając jej oczko. – Jeśli się namyślisz, daj znać, przyjadę po ciebie.

Byłem świadomy, że oprócz tego, że znali się już wcześniej, nie raz też wylądowali ze sobą w łóżku. Podobno laska nie miała szczególnie większych oporów i brała życie pełnymi garściami. Dylan też wiecznie powtarzał, że z miłością mu nie po drodze, a ja niejako towarzyszyłem mu w tej myśli. Dlatego tak dobrze się rozumieliśmy i nigdy się nie kłóciliśmy.

– Z chęcią przemyślę twoją propozycję. – Spoglądała to na mnie, to na niego.

– Spoko – odparł uradowany, po czym zerknął na zegarek. – Skoczę po kawę, bo następnego klienta mam dopiero za pół godziny. Wziąć też coś dla ciebie?

– Jeśli będziesz taki dobroduszny, to podwójne espresso. Muszę postawić się na nogi.

– Się robi. – Włożył na głowę bejsbolówkę i wyszedł.

Pomiędzy mną a kobietą nastąpiła cisza, jednak atmosfera, o dziwo, nie była niezręczna. Przyłożyłem urządzenie, przymierzając się do wypełnienia ostatnich fragmentów jej ciała. Muzyka w tle cicho brzdękała, pistolet pracował na wysokich obrotach, a dziewczyna znowu zaczęła pojękiwać. Wszystkie te dźwięki były jak miód na moje uszy. Przerwałem na moment, aby dać jej swobodę, a nie jedynie sprawiać ból. Dokładnie w tej samej chwili otaksowała mnie zalotnym spojrzeniem; jej błękitne oczy kusiły, a ich kolor sprawiał, że można było w nich zatonąć. Pasowały do jej ciemnych włosów, lecz nie do temperamentu, jaki w sobie miała.

– Jeśli masz ochotę, mogę postawić cię na nogi. Może masz wolny wieczór? – Rozciągnęła wargi w szerokim uśmiechu.

Zaśmiałem się krótko, bo mimo wszystko nie spodziewałem się takiej bezpośredniej propozycji. Nachyliłem się nad nią i od razu poczułem zapach jej perfum. Były intensywne, a ich cytrusową woń jeszcze długo potem nosiłem w swoich nozdrzach.

– Cholernie żałuję, ale tak się składa, że dziś będę wyjątkowo zajęty.

***

Kończyłem palić fajkę, kiedy pierwsza para aut ustawiła się po obu stronach przed pasem startowym. Zaciągnąłem się ostatni raz, rzuciłem niedopałek pod nogi i przydeptałem go butem. Zazwyczaj takie wydarzenia były planowane z wyprzedzeniem, żeby uniknąć spotkania z glinami. Obgadaliśmy temat już wczoraj z samego rana, a kumple po fachu przydzielili blokerów ulic i wybrali najmniej oblegane o tej porze trasy. Wsłuchiwałem się w dźwięki ryczących dookoła silników i obserwowałem mężczyzn, którzy zamierzali się ze sobą dzisiaj ścigać.

Szczeniacki – dla niektórych ludzi – wyścig wyciskał we mnie większą dawkę adrenaliny niż niejeden szybki numerek. Lubiłem to i już jako smarkacz uzależniłem się od tych sprzecznych emocji, które towarzyszyły mi podczas starcia. Gdy wieczorem wsiadałem do swojego auta, zazwyczaj do domu wracałem późną nocą. Często jednak do końca nie wiedziałem, czy się w nim pojawię. Nie miałem pojęcia, czy tego dnia dokończę wyścig, a tym bardziej, czy wyjdę z niego żywy. Kiedy stawałem przy linii startu, czułem radość przeplataną z niepewnością i strachem. Te doznania wypełniały mnie od stóp do głów, ale nie tylko mnie. Każda osoba, która weszła w ten świat, zdawała sobie sprawę, jak bardzo był niebezpieczny, niestabilny i pełen pokus. Wielu jednak potępiało to, co robiliśmy, i pewnie częściowo mieli rację. Nie dało się ich przekonać i ot tak wyjaśnić im, jak bardzo uzależniała adrenalina. Żeby się tego dowiedzieć, trzeba było wsiąść za kółko, wcisnąć gaz i przeżyć to na własnej skórze.

Minęło może pięć minut, a ja planowałem odpalić kolejnego papierosa. Charakterystyczny ryk czarnego forda mustanga odwrócił moją uwagę. Pojazd zatrzymał się w niewielkiej odległości od mojej stopy. Za kierownicą siedział Dylan, a na miejscu pasażera Hazel. Coś mi mówiło, że przyjaciel nie zamierzał jej dziś odpuścić, ale ona za to nie miała zamiaru odpuścić mnie. Uzmysłowiłem sobie to w momencie, kiedy wysiedli, żeby się ze mną przywitać, a kobieta od razu zawisła na moim ramieniu i zostawiła mokrego całusa na policzku.

– Przepraszam, ubrudziłam cię – szepnęła, ścierając ślad. – Jak się masz?

Byłem lekko zdezorientowany, bo laska ewidentnie chciała skończyć dziś w moich ramionach. Wahałem się dlatego, że pierwszy raz od dawna po zakończonych wyścigach planowałem zwyczajnie odpocząć, a gdybym zabrał ją do siebie, nie byłoby o tym mowy.

– Wybacz mi na chwilę, Hazel. Muszę zamienić słówko z Dylanem – odpowiedziałem i podszedłem w stronę pojazdu przyjaciela. Pochylał się nad otwartą maską, wlewając płyn do spryskiwaczy. – Jeśli masz na nią chrapkę, to śmiało. Nie chcę sprzątnąć ci jej sprzed nosa.

– Zawsze możemy zająć się nią wspólnie. Podzielę się – nabijał się, przypominając mi w ten sposób jeden epizod, który wydarzył się kilka lat temu.

Więcej do tego nie wróciliśmy. Nigdy wspólnie nie bzykaliśmy tej samej laski. Dorosłem i zdecydowanie nie miałem tego w planach.

– Zastanowię się, stary – zażartowałem jedynie, nie mając ochoty poruszać tego tematu.

Dylan też odpuścił. Opuścił klapę i chwilę później we trójkę stanęliśmy na chodniku. Mój wzrok odruchowo powędrował do krótkiej spódniczki kobiety, która oznajmiała dzisiaj rywalizującym start wyścigu. Była roznegliżowana jeszcze bardziej niż Hazel, a jej stanik od kompletu bikini aż się prosił, żeby pociągnąć go za sznureczek.

– Wyglądasz na spiętego. Ostatnio miałeś więcej do powiedzenia. – Kobiece dłonie dotknęły mojego ramienia.

– Jestem poruszony tym, co widzę – odparłem, zjeżdżając ożywionym wzrokiem aż do jej dekoltu.

– Właściwie to zrobiło się tutaj trochę tłoczno. Może odejdziemy na bok, na przykład do twojego samochodu? – Hazel przygryzła kusząco wargę.

Spojrzałem na zegarek, ale gdy chciałem jej odpowiedzieć, mój głos zagłuszył dźwięk gazujących w miejscu samochodów. Rozległ się gwizdek, a ja na chwilę odpłynąłem do innego świata. Zostawiłem ją. Odszedłem kilka kroków, żeby przyjrzeć się pojazdom, które wystartowały w zatrważającym tempie, i odpaliłem papierosa. Stałem tak przez kilkanaście sekund, wypuszczając chmurę dymu, aż w końcu przyjaciel zaproponował mi wspólne jaranie jointa. Przypominając sobie słowa Hazel o tym, że byłem spięty, uśmiechnąłem się i przystałem na jego propozycję. Planowałem zacząć od tego, a skończyć na napawaniu się zapachem jej ciała. Zwłaszcza że wieczór minął w mgnieniu oka. Zanim jednak wszyscy zaczęli rozjeżdżać się w swoje strony, jeden ze śmiałków zaproponował mi wyścig. Nie była to żadna rywalizacja o kwit, a raczej sprawdzenie własnych ograniczeń i możliwości. Zgodziłem się bez wahania.

Dodałem lekko gazu przy wciśniętym sprzęgle, a corvetta uwolniła z siebie ryk. Stałem przed linią startu, kiedy nagle drzwi od strony pasażera się otworzyły.

– Nie! – zaprotestowałem, widząc, jak brunetka zajmuje miejsce obok mnie. – Wysiądź, Hazel. Nie darowałbym sobie, gdyby stała ci się jakaś krzywda.

Popatrzyła na mnie pytająco, ale właściwie nie chodziło mi tylko o nią. Nie pozwoliłbym wsiąść żadnej kobiecie, której przez moją nieodpowiedzialność mogłoby się coś stać. Zdawałem sobie sprawę, jak bardzo to było niebezpieczne. Nie tylko dla mnie samego, ale również mojego otoczenia.

– Nie pojadę z tobą. Przynajmniej nie teraz, jednak mam nadzieję, że to wygrasz. – Chwyciła moją dłoń i położyła sobie na talii.

– Nie gramy o kasę, więc zawsze łatwiej jest się skupić. – Pewnym ruchem przejechałem nią wyżej i ścisnąłem jej pierś. – Poza tym nigdy nie przegrywam. – Uśmiechnąłem się zadziornie i nachyliłem się, żeby polizać jej dolną wargę.

Kobieta zadrżała, wydając z siebie powolne westchnienie. Ewidentnie to na nią podziałało.

– Gdy skończysz, dostaniesz miłą nagrodę. Ode mnie. – Jej szczupła dłoń powędrowała w kierunku mojego rozporka.

Gwałtownie podniosłem głowę, ponieważ w tym samym czasie ktoś krzyknął:

– Gliny, wiejemy!

1 Lolek – inaczej skręt, czyli marihuana z tytoniem lub sama marihuana (przyp. red.).

2Street racing – nielegalne wyścigi, które odbywają się na drogach publicznych (przyp. red.).