Gorąca zemsta - Laura Jaśkiewicz - ebook + książka
NOWOŚĆ

Gorąca zemsta ebook

Laura Jaśkiewicz

2,4

Opis

Nie każdą przeszłość da się zamknąć za drzwiami. 

Ślub Emmy i Mateo to spełnienie marzeń, a wspólne życie zapowiada się jak bajka — pełna czułości, namiętności i planów na przyszłość. Ale właśnie wtedy, gdy wszystko układa się idealnie, na nowo pojawia się ktoś, kto nigdy nie powinien wrócić, a tajemnica przeszłości wyjdzie na jaw. 

Alejandro. Mężczyzna, którego kiedyś nienawidziła. Ale czy sam? Jakie ma zamiary? Czy Emma da się ponieść uczuciu, które nigdy nie powinno mieć miejsca?

Gdy przeszłość miesza się z teraźniejszością, a emocje zaczynają wymykać się spod kontroli, Emma musi odpowiedzieć sobie na pytanie, które może zniszczyć wszystko. 

CZY MIŁOŚĆ WYSTARCZY, BY ODEPCHNĄĆ TO, CO NIEZAMKNIĘTE?

Pełna emocji kontynuacja serii „White Roses” — jeszcze bardziej zmysłowa, dramatyczna i nieprzewidywalna.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 245

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,4 (5 ocen)
0
0
2
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
TomaszPolak

Całkiem niezła

Szybko się czyta, ale nic specjalnego. Zastanawia Mnie tytuł książki co do treści
00
mater0pocztaonetpl

Z braku laku…

Ale to jest puste i mdłe
00
Karolinakita

Z braku laku…

Infantylna bohaterka.Tylko alkohol, zakupy i seks z byle kim. Pusta lala bez zasad szacunku i lojalności. Nie zmęczyłam do końca. Strata czasu!
00



Copyright © Laura Jaśkiewicz, 2025

Projekt okładki: Dawid Duszka

Ilustracja na okładce: © freepik.pl

Redakcja: Magda Ceglarz

Korekta: ERATO

e-book: JENA

ISBN 978-83-68432-56-5

Wydawca

tel. 512 087 075

e-mail: [email protected]

www.bookedit.pl

facebook.pl/BookEditpl

instagram.com/bookedit.pl

 

Niniejsza książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Całość ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.

ROZDZIAŁ 1

Nie wierzę. Naprawdę nie wierzę! Moja świadomość (moje sumienie) zakryła usta ręką. Nie wierzę. Stoję tu w białej sukni przed tłumem gości popijających szampana i wpatrujących się w naszą czwórkę, u boku męża – wymarzonego mężczyzny, ale czuję się, jakbym to nie z nim właśnie wzięła ślub. Tylko z nim – z Alejandro. Simon i Pedro oczywiście nawet go nie zauważyli. Musiał wejść przed nimi. Moja świadomość przewróciła oczami. Wciąż nie wiem, kto go wyciągnął z więzienia i wciąż chcę to wiedzieć. Szkoda, że sam Mateo nie ma pojęcia. Ale co on tu robi?

– Emmo – powiedział radośnie Mateo, wyrywając mnie z zamyślenia.

Świadomość mierzy mnie groźnym spojrzeniem. Oj, czego ty znowu chcesz? Przede mną stoją kelnerzy z chlebem i czterema kieliszkami wódki. Spojrzałam zdezorientowana na Annę i Diego – szczęśliwych do granic możliwości, którzy właśnie odłamywali kawałek chleba. No tak, nasza kolej. Świadomość tłucze głową w ścianę. Wiem, dobijam ją. Odłamuję powoli kawałek chleba i czuję na sobie jego wzrok, który wydaje się gorący i skupiony na mnie jak na czymś najważniejszym. Czuję coś? Tak. Nienawiść. Jego obecność powoduje we mnie nienawiść, choć jest teraz taki przystojny. Ma na sobie czarne spodnie, białą koszulę i czarną marynarkę, która tak bardzo pasuje do jego ciemnej karnacji. Jego wzrok zdaje się płonąć, usta ma rozchylone. Świadomość kręci głową z niesmakiem, a ja przewracam oczami. Zgadzam się. Ma rację. Kipi ode mnie złością. Tak w ogóle, to co on tutaj robi? I gdzie Emilio?

Podnoszę kawałek chleba do ust i przegryzam. Świeży. Nie ma to jak polski chleb. Rozkoszuję się jego smakiem i przez chwilę nie myślę o Alejandro. Mateo, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem, przegryza kawałek chleba. Kiedy się tak uśmiecha, cały świat znika i zostaje tylko on, a ja jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi. Kolej na wódkę. No nareszcie! Już tak dawno nie piłam. Tego mi teraz trzeba. Jeden kieliszek dziecku nie zaszkodzi. Podnoszę szybko kieliszek do ust i od razu wypijam, a pozostali dotrzymują mi kroku. Czuję, jak ciepło rozlewa się po moim ciele i jak wszystkie mięśnie się rozluźniają. Moja świadomość pada na kanapę. Dokładnie tak. Widzę, jak Anna krzywi się, wypijając kieliszek, lecz również na jej twarzy pojawia się ulga ukryta za rumieńcami. Rzucamy kieliszki za głowę i słyszę dźwięk tłuczonego szkła. Goście zaczynają klaskać.

Spoglądam na niego i czuję, jak się we mnie gotuje. Klaszcze z gośćmi, wciąż wpatrując się we mnie TYM wzrokiem, który powoduje motylki w brzuchu, lecz teraz wywołuje u mnie nienawiść. Jego usta układają się w lekki hiszpański uśmiech. Onieśmiela mnie jak mój mąż przedtem. Mateo obejmuje mnie w pasie, sprowadzając mnie tym na ziemię i otulając czymś, co nazywa się bezpieczeństwem. On jeszcze nie zauważył. Jest zbyt oszołomiony. Prowadzi mnie do stołu. Idę na miękkich nogach, a goście przesuwają się na boki, robiąc nam przejście do stolika. Anna z Diego objęci i rozradowani idą za nami. Annie nie schodzi rumieniec z twarzy.

Na końcu sali znajduje się sześć stolików. Ja, Mateo, Anna i Diego siedzimy w trzecim od prawej strony, na honorowym miejscu. Ile jedzenia! Tyle zapachów! Gdyby nie to, że jestem w ciąży, pewnie nawet nie miałabym ochoty na jedzenie, ale w tym momencie myślę jedynie o ciastkach i pieczonych udkach. W końcu niedługo rodzę.

Sala jest urządzona w stylu glamour. Szklane bogato zastawione stoły, krzesła w białym obiciu z kryształkami. Tu jest pięknie. Mateo doprowadza mnie do siedzenia i odsuwa dla mnie krzesło, lecz nie siadamy. Stoimy przed krzesłami i czekamy, aż wszyscy goście dojdą do swoich miejsc i zrobią to samo. Stoję, a minuty zdają się godzinami. Kiedy wreszcie przyjdzie jedzenie?!

– Emmo, wszystko dobrze? – pyta Mateo, a ja uświadamiam sobie, że tupię nogą z niecierpliwością.

– Tak, tylko jestem trochę głodna – odpowiadam, a on się śmieje.

Rozglądam się po sali. Moi rodzice siedzą obok nas, a Julia i Dorota obok Anny i Diego. A „ciemny”? Moja świadomość pije kieliszek za kieliszkiem. Zazdroszczę jej. Rozglądam się i mój wzrok zatrzymuje się naprzeciwko. Tam siedzi i uważnie mi się przygląda z zimnem w oczach, lecz również z czymś, co można nazwać pożądaniem. Czy oni go w końcu zauważą?! Olać to.

Wszyscy goście zajęli swoje miejsca, rozlewają wódkę do kieliszków. Obok mnie stoi Anna. Uśmiech i rumieńce nie schodzą jej z twarzy. Diego napełnia jej kieliszek winem, a swój polską wódką. Zadowoleni. Świetnie razem wyglądają. Hiszpan i urocza Polka. Mateo nalewa mi do kieliszka bezalkoholowe wino, a sobie również wódkę. Nagle z głośników płyną dźwięki piosenki „Gorzka wódka”. Goście podnoszą wysoko kieliszki i śpiewają: „Gorzka wódka, gorzka wódka, nie będziemy pili!”. Pijacki chórek. A my stoimy i uśmiechamy się, czekamy, aż skończą. Kiedy piosenka dobiega końca, Mateo bierze mnie w objęcia i całuje namiętnie, przesuwając rękę po plecach coraz niżej i niżej. Wsuwa mi język do ust, a ja oddaję pocałunek, zaplatając mu ręce na szyi. Przechodzi mnie dreszcz i to nie tylko z powodu jego gorącego dotyku. Odurzająca mieszanka jego perfum, papierosów i Madrytu otula moją twarz, a mnie przypominają się początki. Diego również złapał Annę w objęcia, a ona zaplotła mu ręce na szyi, przyciskając go do siebie i łącząc się w namiętnym pocałunku. Krew dudni mi w uszach, a ciało płonie. Goście klaszczą entuzjastycznie.

Mateo mnie puszcza. Podnosimy kieliszki i pijemy. Kieliszek bezalkoholowej odwagi. Moja świadomość siedzi spokojnie i obserwuje wszystko uważnie. Tak samo jak „ciemny” obserwuje mnie. Staram się nie patrzeć w jego stronę. Boję się, że wybuchnę. Ale jestem wściekła! Co on tu robi?! Wesele mi niszczy?! Siadamy. Kiedy podadzą jedzenie? Ja i Christian lub Angelika jesteśmy głodni! Chwila! Słyszę dźwięk naczyń! TAAAK!!! Jedzenie wjeżdża! Przyglądam się uważnie z rozchylonymi ustami. Umieram z głodu. Rozglądam się po sali i napotykam rozbawiony wzrok Mateo wpatrującego się we mnie. Wygląda niesamowicie, gdy się uśmiecha. Wydymam wargę jak mała dziewczynka, udając oburzenie, a on śmieje się i obejmuje mnie. Przysuwa się do mnie tak, że czuję jego oddech na swoim uchu.

– Chica*, jesteś taka piękna, że chyba zaraz nie wytrzymam – szepcze mi na ucho i łapie mnie za rękę. Kładzie ją na swoim kroczu, a ja czuję jego rosnącą erekcję. Cicho jęczę, a on patrzy na mnie triumfująco.

Zerkam na niego porozumiewawczo i wyzywająco, zagryzając dolną wargę. On już wie. I ja też. Nie oprę mu się. Ale najpierw jedzenie… I wtedy wzrok Mateo kieruje się na wprost, a ja zamieram. Co oni zrobią? Alejandro i Mateo wpatrują się w siebie gniewnie. W ich oczach widać lód. Jednak wciąż siedzą, ale atmosfera gęstnieje.

Wózek podjeżdża do pierwszych gości i widzę radość na ich twarzach, kiedy kelnerzy stawiają przed nimi talerze. Co to takiego? Czekam z niecierpliwością, czekam i czekam. Czuję zapach, to musi być coś pysznego. I wreszcie kelner podjeżdża i stawia przede mną talerz. Przyglądam mu się uważnie z błyskiem w oczach. To zupa krem z borowików. Rzucam szybkie spojrzenie na Mateo i Alejandro. Wciąż siedzą i mierzą się zimnym spojrzeniem. Na co on czeka? Biorę łyżkę, nabieram trochę zupy i podnoszę do ust. Przełykam, a na moją twarz wypływa rozkosz. Ale pyszna! Chociaż tak szczerze, to bym ją zagryzła jakimś ciastkiem. Nie ja – dziecko. Jem, zapominając o całym świecie, a Mateo przygląda mi się rozbawiony, śmiejąc się, po czym kręci głową i wraca do jedzenia. Przewracam oczami.

Anna i Diego są zbyt zajęci sobą. Nagle Anna zamiera i łapie mnie za rękę. Upuszczam łyżkę i patrzę się na nią pytająco. Podążam za jej wzrokiem i widzę mężczyznę. Wysoki, szczupły, dobrze zbudowany blondyn. Wpatruje się w nią wzrokiem eee… Pożądliwym? Urażonym? Zazdrosnym?

– Anna? – pytam, a ona kręci głową i zaciska usta w cienką linię. Na jej twarzy maluje się gniew.

– To on. Marcin – mówi przez zęby. – Wygląda tak znajomo. Co on tu robi? Co powie na to Julia po tym, co jej zrobił?

– Nie przejmujcie się nim. To tylko facet. Tylko facet. Niewart przejmowania się.

Anna patrzy na mnie i zauważam ulgę na jej twarzy. Kąciki ust dziewczyny lekko drgają. Uśmiecham się szeroko, dodając jej otuchy. Pomogło. Wracamy do jedzenia.

Mateo i Alejandro co chwilę mierzą się spojrzeniami, ale nic nie robią. Dlaczego? Nie wytrzymam… Muszę zjeść to ciastko. Kończąc zupę, sięgam po kawałek ciastka czekoladowego i natychmiast wpycham je do ust. Mama i tata przyglądają mi się z zażenowaniem. Przykro mi, rodzice, jestem głodna. Przełykam, a każdy kawałek przynosi ukojenie. Moja świadomość gani mnie, a jej wzrok zdaje się mówić: „Jak ty jesz?!”. Mateo kręci głową i się śmieje. Przewracam oczami, udając oburzenie, a on kładzie mi rękę na kolanie i przesuwa ją wyżej i wyżej. Czuję się prawie zaspokojona. Brakuje mi jeszcze tego… Jego dotyk budzi we mnie pożądanie rosnące z każdą chwilą.

Tymczasem na stół wjeżdża kolejne danie – łosoś w sosie cytrynowym. Pachnie bosko. Rzucam okiem na Annę i Diego. Bije od nich szczęście. Są pogrążeni w rozmowie z Julią i Dorotą. Ja natomiast zabieram się za jedzenie. Ale to dobre… Mateo rozmawia z moimi rodzicami, rzucając co chwila nienawistne spojrzenie w stronę przyglądającego się nam uważnie Alejandro. Robert wyjątkowo nie pokazuje, jak bardzo go nienawidzi, a nawet na jego twarzy maluje się lekki uśmiech. Nie wiem, o czym rozmawiają. Nie obchodzi mnie to. Jestem głodna. Skoro mój mąż nie może mnie zaspokoić i nie mam pojęcia, co zamierza zrobić z Alejandro, to chociaż się najem. Popijam łososia winem bezalkoholowym. Ujdzie.

Kiedy wszyscy kończą jeść, przychodzi pora na pierwszy taniec. Mateo wstaje, kiwa głową do gości i podaje mi rękę. Wstaję, uśmiechając się do wszystkich. Widzę, jak Diego i Anna robią to samo. Mateo prowadzi mnie z gracją pomiędzy stołami na parkiet, a goście idą za nami. On również obserwuje nas uważnie, a ja wiem, że Mateo wie. Ale co on chce zrobić? Stajemy na środku parkietu twarzami do siebie, Diego i Anna obok również robią to samo. Mateo uśmiecha się słodko, a ja zatracam się w jego pięknych, ciemniejących oczach. Wygląda teraz tak młodo! Moja wewnętrzna bogini mdleje. Goście stoją wokół nas. Nagle z głośnika popłynęły dźwięki „The Time of my Life” Billa Medleya i Jennifer Warnes, a Mateo uśmiechając się do mnie tajemniczo, łapie mnie jedną ręką w pasie, a drugą za moją prawą rękę. Odchyla mnie do tyłu, zataczając mną półkole i rozpoczynając taniec. Goście zaczynają głośno klaskać, a my tańczymy taniec z „Dirty Dancing”. Głęboko łapię powietrze i wirujemy razem w rytm muzyki. Anna i Diego świetnie sobie radzą. Nawet lepiej niż ja. Goście klaszczą i gwiżdżą, podśpiewują i kołyszą się do muzyki. Dochodzimy do momentu, w którym ja i Anna stajemy z tyłu, a Mateo i Diego mają swój popisowy numer. Ale oni dobrze tańczą! Ludzie są pod wrażeniem.

Przychodzi czas na punkt kulminacyjny. Mateo i Diego odwracają się w naszą stronę, a ja i Anna biegniemy do nich. Widzę, jak Anna podskakuje, a Diego ją podnosi. Ja, ponieważ jestem w ciąży, podbiegam do Mateo, a on tylko bierze mnie w ramiona i składa na moich ustach gorący pocałunek. Goście klaszczą, krzyczą i gwiżdżą. Podniesienie Anny i Diego było fantastyczne, wyszło idealnie. Goście dołączają do nas na parkiecie. Wszyscy tańczą. Mężczyźni kręcą swoimi partnerkami, aż muzyka dobiega końca.

Z głośników rozbrzmiewa słodki, damski głos, ale ja ciągnę już Mateo do naszego pokoju, a on posłusznie podąża za mną. Moja wewnętrzna bogini już się rozbiera i maluje usta czerwoną szminką, a następnie kładzie się na kanapie. Czuję wzrok Alejandra odprowadzający nas do drzwi, ale nie obchodzi mnie to. Teraz myślę tylko o jednym. Mój oddech przyspiesza, gdy hiszpański mąż prowadzi mnie do wyjścia, a ja nie wiem, o co mu chodzi. Idzie szybkim krokiem i otwiera drzwi, mówiąc coś do Simona i Pedro. Odwracamy się, wchodzimy na piętro i podążamy w milczeniu do pokoju. Otwieram drzwi kluczem magnetycznym i wchodzimy do środka.

Nie zapalamy światła. Podchodzę do dużego okna, ciągnącego się od podłogi po sufit, z którego rozpościera się widok na Kraków. Tysiące świateł migocze, tworząc spektakularny widok. Nagle Mateo łapie mnie za szyję, odchyla moją głowę na bok, a przeze mnie przebiega fala pożądania. Pragnienie mnie wypełnienia. Przyciska moje ciało swoim do zimnego okna, a ja przymykam oczy. Jego gorące usta przylegają do mojej szyi i łapczywie przygryza, liże i zasysa moją szyję. Ach… Wzdycham głośno. Jego oddech przyspiesza, a biodra lekko się poruszają, przyciskając mnie do szyby. Zatracam się w sobie, zapominam o weselu i gościach. W tej chwili liczy się tylko on. Nic więcej.

Rękami sięgam do jego twardych, umięśnionych pośladków i słyszę, jak wciąga powietrze. Lekko uciskam jego pupę. Nasze oddechy przyspieszają. Jego ręce leniwie schodzą niżej i niżej, przez biust opięty białą suknią i biodra aż do pośladków, które lekko pociera palcami, doprowadzając mnie do szaleństwa. Każe mi czekać. Rozchylam lekko wargi, a jego usta schodzą do ramienia i wędrują do drugiego. Wzdycham, czując jego uśmiech. Wie, co robi. Nagle rozpina moją sukienkę i obsypuje plecy pocałunkami, przygryzając czasami skórę, podążając za suwakiem. Między pocałunkami mówi:

– Jesteś taka piękna.

Zatrzymuje się nad biodrami. Wstaje. Nie! Nie. Nie. Nie. Teraz mnie zostawia? Taką spragnioną? Oczekuję ostrego zakończenia. Łapie mnie za ramiona i obraca tak, że stoję twarzą do niego i wpatruję się w jego czarne oczy. Ciężko dyszę. Mam ochotę błagać, żeby mnie dotknął, ale tylko zagryzam dolną wargę. Wpatruje się we mnie palącym spojrzeniem czarnych oczu i mówi despotycznie:

– Rozbierz się.

Posłusznie wykonuję polecenie, a on przygląda mi się, pożerając mnie wzrokiem. Patrzę mu w oczy i wulgarnie oblizuję usta. Powoli zsuwam z siebie suknię, zostaję w samej białej, koronkowej bieliźnie, pończochach zakończonych koronką na udach i białych szpilkach. Sukienka spada przez duży brzuch aż do kostek. Mój wzrok mimowolnie spoczywa na jego kroczu i mam wrażenie, że spodnie zaraz mu pękną. Dotknij mnie w końcu! – myślę. Moje ciało staje się bardzo wrażliwe i spragnione jego gorącego dotyku. Stoję przed nim w samej bieliźnie i szpilkach i czuję się pewnie. Jego usta są rozchylone, słyszę, jak dyszy.

– Chcę cię rozebrać… – Z mojego gardła wydobywa się schrypnięty głos, którego sama nie poznaję.

Mateo nie odpowiada. Wciąż wpatruje się we mnie z tajemniczym błyskiem w oczach. Podchodzę do niego i zaczynam rozpinać mu koszulę, obsypując pocałunkami jego piękną twarz. Schodzę niżej i całuję klatkę porośniętą delikatnym meszkiem. Jego klatka unosi się i opada z każdym wdechem. Między pocałunkami lekko przygryzam skórę i szepczę:

– Tak bardzo cię kocham.

Wciąga głośno powietrze. Podnoszę się, patrzę w jego oszalałe oczy i zrzucam koszulę wraz z marynarką z jego ramion na podłogę. Stoi tu przede mną nagi od pasa w górę i czuję, że brak mi tchu. Ciężko dyszę, a moje ciało błaga o dotyk tego pięknego mężczyzny, który dzisiaj został moim mężem. Moim mężem. Jest mój. Ten piękny hiszpański mężczyzna należy do mnie. Ochoczo łapię go za ramiona i prowadzę do okna. Opieram go z siłą plecami o okno, a on zerka na mnie wygłodniałym wzrokiem. Patrząc mu w oczy, rozpinam mu powoli spodnie. Powoli je zsuwam wraz z bokserkami, uwalniając twardniejącego kutasa, i klękam przed nim na kolanach, wciąż nie odrywam od niego oczu. Łapię jego penisa w obie dłonie i powoli, aż za wolno, wkładam go do ust. W jego oczach pojawia się obłęd. Wzdycha głośno. Wycofuję głowę powoli i znów wkładam go do ust, tym razem jeszcze głębiej. Odchyla głowę, przymyka oczy, a jego palce zaciskają się na mojej głowie, próbując przyspieszyć ruchy, lecz bezskutecznie. Teraz pora na tortury. Moja wewnętrzna bogini kiwa z uznaniem głową. Mimowolnie porusza biodrami, wychodząc mi na powitanie, lecz unieruchamiam je i kontynuuję swoje tortury. Wbijam paznokcie w jego pośladki i słyszę syk. To mi się podoba. Poruszam powoli głową w przód i w tył, czując jego słodki smak. Dociera do mnie, jak się niecierpliwi. Delikatnie przyspieszam. Przesuwał językiem w górę i w dół, a on głośno wzdycha.

Nagle czuję jego palący dotyk na moich ramionach, gdy odsuwa mnie mocno od siebie. Patrzę na niego triumfująco, a on uśmiecha się łobuzersko. Ten uśmiech zawiera obietnicę. Jednym płynnym ruchem bierze mnie na ręce. Zaplatam mu ręce na szyi i wpatruję się w jego piękną twarz. Kładzie mnie na łóżku, tak że stopy zwisają mi na podłogę. Klęka. Delikatnie zdejmuje mi szpilki, a ja patrzę na niego zamglonymi oczami. Następnie sięga do prawej pończochy i powoli ją ściąga, muskając przy tym moją skórę kciukiem – jego dotyk aż pali. Och, proszę! Moje ciało wznosi się wyżej. To samo robi z drugą pończochą, a ja się wiję pod jego dotykiem. Uśmiecha się lubieżnie. Łapie mnie za prawą kostkę i obsypuje mokrymi pocałunkami podbicie, po czym kieruje się ku górze, przez łydkę, aż do wewnętrznej części uda, ku mej kobiecości. I nagle się zatrzymuje, zostawia mnie w słodkiej udręce oczekiwania. Muska kciukiem skórę przy gumce od majtek i powoli mnie z nich uwalnia, a ja wiję się złakniona jego dotyku. Oczy mam przymknięte. Kiedy je otwieram, jego twarz znajduje się parę milimetrów od mojej i czuję jego ciepły oddech. Jego nagie stopy dotykają moich i nagle dociera do mnie, że zdjął buty. Jest teraz nagi. I cały mój. Składa na moich ustach pocałunek. Szybciej! Sięga za moje plecy i jednym sprawnym ruchem ściąga ze mnie biustonosz. Patrząc mi w oczy, składa delikatne pocałunki to na jednej brodawce, to na drugiej, a ja wzdycham głośno. To takie… erotyczne. Budujące napięcie i podniecające. Zaczyna ssać je po kolei, tak powoli, tak… nie wiem, jak to opisać. Ale moje ciało domaga się więcej, czuję, że się spina.

Mateo przerywa i patrzy na mnie surowo, a ja oblizuję zmysłowo usta, zerkając mu wyzywająco w oczy. Całuje mnie namiętnie i mocno, czuję, jak wchodzi we mnie mocno i brutalnie, czyli tak jak oboje lubimy. Zaczyna się poruszać coraz szybciej. Jego palce jednocześnie ciągną i głaszczą twardniejące brodawki. Przesuwam opuszkami palców po jego karku i głośno krzyczę. Mimowolnie poruszam biodrami, wychodząc mu na spotkanie. Nogi oplatam wokół jego pleców i wbijam paznokcie w jego pośladki. Słyszę syk i lekko się uśmiecham. Daję mu delikatnego klapsa, a on całuje mnie mocniej. Czuję, że się uśmiecha. Wchodzi we mnie coraz głębiej i szybciej, a ja czerpię przyjemność z odczuwanego bólu. Ach! Ciężko dyszy. Nagle całe moje ciało się spina, a ja docieram na wyżyny przyjemności i głośno krzyczę jego imię, a on dochodzi zaraz po mnie. Opada na mnie i razem próbujemy uspokoić oddechy. Tak pięknie pachnie odurzającą mieszanką perfum i papierosów. Uwielbiam ten zapach. Leżymy przytuleni do siebie i wiemy, że trzeba wracać do gości.

Na sali przypominam sobie o obecności Alejandra. Rozglądam się dookoła, ale nigdzie go nie widzę. I bardzo dobrze. Moja wewnętrzna bogini śpi wyczerpana. Nagle spostrzegam Annę, Diego i Dorotę klęczących przy krześle na końcu sali, na którym siedzi zapłakana Julia. Biorę Mateo za rękę i podchodzimy do nich.

– Co się stało? – pytam, patrząc na zakłopotaną Annę. Zwraca na mnie zatroskane oczy, podnosi się, łapie za rękę i odchodzimy od reszty.

– Chodzi o Marcina. Wiedziałam, że tak będzie. Wyobraź sobie, jak Julia musi się teraz czuć. Zresztą mam wrażenie, że ten kutas ciągle się na mnie dziwnie patrzy.

– Myślisz, że Julia to zauważyła?

– Wątpię, bo nigdy by mnie nie podejrzewała o takie coś… jego w sumie też nie. Ale trzeba się tym zająć. Głupio go wyprosić.

Obydwie stoimy zamyślone. Nagle moja świadomość klaszcze w dłonie i mówię:

– A gdyby po prostu olać kutasa? Bawmy się i nie zwracajmy na niego uwagi.

Na twarzy Anny pojawił się cień ulgi i nadziei.

– To chyba najlepsze, co możemy teraz zrobić.

– W ogóle z kim on tu przyszedł?

– Sam, wyobraź sobie! – mówi Anna z oburzeniem. Obydwie przewracamy oczami i idziemy do reszty.

Na naszym weselu nie będzie płaczu. Biorę po drodze butelkę Żubrówki i podchodząc do Julii, mówię:

– Pij! – Patrzy się na mnie zaskoczona, lecz bierze butelkę. – Dzisiaj nie przejmuj się tym kutasem. Jesteśmy tu po to, żeby się dobrze bawić.

Kiedy kończę zdanie, czuję na sobie wzrok Anny mówiący: „Ty się chyba aż za dobrze dzisiaj bawisz”. Szeroko się do siebie uśmiechamy. Julia bierze parę łyków i odstawia butelkę na stół. Dorota przytula ją mocno i podaje rękę, żeby wstała.

– Idziemy na parkiet, dziewczyny.

Wszystkie dołączamy do gości i zaczynamy tańczyć. Mateo obserwuje nas uważnie i rozmawia o czymś z Diego, sącząc szampana, a my bawimy się, jakby nie było jutra w rytm piosenki „Facet to świnia”. I krzyczymy:

– FACET TO ŚWINIA!!!

Rzucamy spojrzenia naszym facetom, bezdźwięcznie im to mówiąc po hiszpańsku. Mateo przewraca oczami, a Diego kręci głową z niesmakiem z udawanym oburzeniem. Alejandro nie pojawia się już na sali.

* hiszp. dziewczyna.

ROZDZIAŁ 2

Siedzę i piję kieliszek za kieliszkiem. Śmieję się z jakiegoś kiepskiego żartu i nagle go dostrzegam. Ciemne oczy, ciemne włosy… w tamtej chwili wydawał mi się najprzystojniejszym człowiekiem na ziemi. Zwraca swój wzrok na mnie, a ja puszczam do niego oczko i zarzucam swoje kręcone włosy do tyłu. Odwracam się w stronę rozmówcy i udaję, że słucham, choć tak naprawdę wiem, że zaraz tu podejdzie. Czuję, że się zbliża i robi mi się gorąco. Odwracam się i widzę go. Ale jest piękny…

– Cześć, Alejandro, jak tam? – mówi ktoś, lecz ciemny chłopak nie odpowiada. Wpatruje się we mnie pożądliwym wzrokiem i wyciąga dłoń. Podaję mu swoją i wstaję, lekko się chwiejąc.

Chłopak ciągnie mnie na parkiet, nie spuszcza ze mnie wzroku, pożera mnie nim. Lekko kołyszemy się na parkiecie w rytm hiszpańskiej piosenki, a ja wiem, że wypiłam stanowczo za dużo. Ale ten facet jest piękny… Biorę go za rękę i ciągnę na górę po schodach, a przed oczami miga mi obrazek sztyletu. Idziemy do sypialni koleżanki, u której jest impreza. On się waha, czuję to, ale ja nalegam. Ja chcę. Gorączkowo próbuję go przekonać.

– Emma, Emma…

Powoli otwieram oczy i napotykam zatroskany wzrok Mateo. Nie ma potrzeby mu o tym mówić. Było minęło, zwykłe demony przeszłości, o których zresztą wie. Nic nie mówiąc, wtulam się w niego i zapadam w sen.

Kolejnego dnia budzę się w hotelowej sypialni u boku męża. Już popołudnie. To było wspaniałe wesele. Zresztą chyba nie tylko dla mnie i Anny oraz naszych hiszpańskich mężów. Po północy, kiedy rzucałyśmy welonem, mój złapała Julia, a muszkę pewien przystojniak, który do końca imprezy nie odstępował dziewczyny na krok. Nagle z tych słodkich wspomnień wyrywa mnie ciepły głos Mateo:

– Co moja piękna żona zje na śniadanie?

Patrzę na niego oczami pełnymi miłości i tak sobie myślę, że skoro chce mu się tym zająć, to proszę bardzo, mi się dzisiaj nie chce. A więc mówię:

– Cappuccino, jajecznicę z trzech jaj, smażony bekon i tost francuski. – Uśmiecham się słodko, a on wytrzeszcza oczy. – No co, przecież jestem w ciąży. – Śmieję się, a on wstaje i wciąga na siebie koszulkę.

– Dla mojej żony i Angeliki lub Christiana wszystko… – Podąża do wyjścia, by zejść do jadalni po jedzenie.

Patrzę, jak wychodzi i aż nie mogę uwierzyć, jak bardzo się zmienił, odkąd go poznałam. Był taki zimny, skomplikowany. Nadal jest skomplikowany, ale jest też ciepły.

Śniadanie jemy w łóżku. Mam na sobie jedną z jego koszul, a on jedynie spodnie od piżamy. Wygląda jak bóg. Moja wewnętrzna bogini mdleje na jego widok. Śniadanie jest pyszne, pochłaniam je bez opamiętania.

– A co ci się śniło w nocy? Strasznie machałaś nogami – pyta, a z jego tonu i twarzy nic nie da się wyczytać.

Zatkało mnie. Mówić czy nie? I tak o wszystkim wie. Po co psuć mu znów humor?

– Już nie pamiętam – mówię niewinnie. Mierzy mnie podejrzliwym, zimnym spojrzeniem w stylu pan Islandia. – Mam dzisiaj ochotę spędzić cały dzień w łóżku. Co ty na to? – decyduję się na zmianę tematu i widzę, jak jego wzrok łagodnieje.

– Jak sobie życzysz, pani Vallejo. – Posyła mi ten swój słodki uśmiech i odpuszcza. Na szczęście.

Leżeliśmy, oglądaliśmy filmy z przerwami na przekąski i gadaliśmy. Doszliśmy do wniosku, że skoro niedługo rodzę, pojedziemy w podróż poślubną, ale już z naszym dzieckiem. Bardzo mi odpowiada ten pomysł. To dziecko zbliży nas do siebie jeszcze bardziej. Ja, Angelika lub Christian i mój hiszpański pan Antarktyda. Rodzina. Nagle przychodzi mi coś do głowy. Tak mało wiem o jego rodzinie. Korzystam z jego dobrego humoru i pytam:

– Opowiesz mi coś więcej o swojej rodzinie?

Mateo zamiera i dobry humor znika.

– Nie poruszaj tego tematu.

– Ale…

– Proszę.

Wzdycham i niechętnie odpuszczam.

– Chciałbym ci jutro coś pokazać – mówi Mateo, patrząc na mnie z konsternacją i badając moją reakcję.

Co on może chcieć mi pokazać? Moja świadomość podnosi wzrok znad TV i przygląda mu się uważnie.

– Dobrze, a co?

– Niespodzianka. – Posyła mi tajemniczy uśmiech. – Ale musimy wstać bardzo wcześnie.

Wpatruję się w niego z dziecięcą radością. Niespodzianka! Nie mogę się już doczekać. Pochyla się i składa czuły pocałunek na moich ustach, by po chwili zmienić go w pocałunek pełen zaborczości.

Budzi mnie przeraźliwy głód. Jest 2:30. Powinniśmy wstać za pół godziny. Mateo jeszcze śpi. Ziewam. Na dworze jest ciemno, więc włączam lampkę nocną. Postanawiam po cichu wstać i tym razem jemu przynieść śniadanie do łóżka. Nadal mam na sobie jedną z jego koszul. Rozglądam się za jakimiś spodniami i zauważam, że wszystkie nasze rzeczy zniknęły razem z walizkami. Patrzę z niepokojem. Znajduję czarne, materiałowe spodnie z niskim stanem, w które jakimś cudem jeszcze się mieszczę. Wisiały w łazience na grzejniku wraz z moją czarną bluzką z zespołem metalowym, jego dżinsami, zwykłym białym T-shirtem i naszymi czarnymi skórzanymi kurtkami. Połowa kosmetyków wyparowała. Ogarnia mnie dziwny niepokój. Jednak głód wzywa. Wciągam na siebie przyjemnie ciepłe spodnie i wciąż w jego koszuli schodzę do całodobowej restauracji, by przynieść nam śniadanie do łóżka.

W hotelu panuje cisza. Wybieram omlet, bekon, cappuccino i jajecznicę. Wracam z tacą jedzenia do pokoju i stawiam po cichu na komodzie. Patrzę z czułością na mojego męża. Tak słodko śpi. I jest mój. Podchodzę do szafki nocnej po telefon i jednym, płynnym ruchem Mateo łapie mnie za rękę. Teraz leżę na łóżku pod nim. Wparuje się we mnie z dziecięcą radością, a ja odwzajemniam uśmiech.

– Gotowa na niespodziankę?

Kiwam entuzjastycznie głową, a on całuje mnie czule w czoło. Nagle coś sobie przypominam i marszczę brwi z konsternacją. Mateo unosi jedną brew i przechyla głowę na bok. Mówię:

– Wszystkie nasze rzeczy zniknęły. Dlaczego?

Kręci głową, posyła mi ten swój tajemniczy uśmiech i odpowiada:

– Niespodzianka to niespodzianka.

Wydymam wargę w udawanym gniewie, a on się śmieje i wtula głowę w moje włosy. Co prawda ulżyło mi trochę. Czuję na sobie jego ciepły oddech, otula mnie odurzająca mieszanka i czuję, jak wzbiera się we mnie pożądanie i pragnienie. Całuje mnie szybko i wstaje, zostawia mnie spragnioną. Obserwuję, jak podchodzi do komody i bierze tacę z jedzeniem. Odwraca się i patrzy na mnie pytająco.

– Co?

– No nic, myślałam tylko, że… – jąkam, a on się śmieje, kręcąc głową.

– Żona nienasycona? – pyta, a ja kiwam głową z nadzieją. – Nie mamy teraz czasu. Trzeba jeść śniadanie i się zbierać.

Czuję ukłucie rozczarowania, jednak ma rację. Mateo kładzie tacę na łóżku i zabieramy się za jedzenie. Jemy w ciszy. Co to za niespodzianka? Ależ jestem ciekawa! Dawno nikt nie zrobił mi niespodzianki. Może chce mnie gdzieś zabrać? To by tłumaczyło zabranie walizek…

– Nigdy nie myślałaś o powrocie do Polski?

Spoglądam na Mateo rozkojarzonym wzrokiem, a on unosi brew żartobliwie, kiedy dociera do mnie jego pytanie.

– Nie bardzo. Wiesz, ciepła, malownicza Hiszpania, Morze Śródziemne. A ja nie chcę mieszkać aż tak daleko od rodziny.

Mateo uważnie słucha, lecz nic nie da się wyczytać z wyrazu jego twarzy. Wracam do jedzenia.

ROZDZIAŁ 3

Czekamy w holu na taksówkę z kurtkami w rękach, a ja wciąż nie wiem, gdzie mnie zabiera ani co z naszymi walizkami. Na dworze jest jeszcze ciemno. Jego twarz przepełnia ekscytacja, radość, a w oczach ma błysk tajemniczości. Przyglądam się jego profilowi. Na jego ustach błąka się delikatny uśmiech i aż powiało ciepłem. Nie odzywa się. Ale ja to co innego:

– Chcesz mi pokazać jakieś ładne miejsce?

Patrzy na mnie i uśmiecha się jeszcze szerzej. Nic nie mówi. Podjeżdża taksówka i wsiadamy na tylne siedzenia. W powietrzu czuć tajemniczość. Jedziemy, a mnie czas się dłuży. Zniecierpliwiona wyglądam przez okno i nagle zauważam, że podjeżdżamy pod lotnisko. Patrzę zaskoczona na Mateo, a on uśmiecha się triumfująco. Taksówka się zatrzymuje i Mateo wychodzi. Okrąża samochód i otwiera mi drzwi, po czym podaje mi rękę i pomaga wysiąść, wpatrując się we mnie z tym swoim tajemniczym błyskiem w oku. Wygląda teraz tak młodo i seksownie, że wszystkie mięśnie w moim podbrzuszu przyjemnie się zaciskają. Posyłam mu uśmiech i wysiadam. Na dworze jest chłodno, powiewa lekki wiatr. Wkładamy kurtki. Mateo prowadzi mnie w stronę lotniska i delikatnie uciska mój nadgarstek. TAK – uciska.

– Dokąd lecimy?

– Nie powiem – śmieje się, a ja wydymam wargi, udając oburzenie.

Trzy godziny później wychodzimy z lotniska w Barcelonie. Jest rześko, niedługo zacznie świtać. Nadal nie wiem, co Mateo kombinuje, a nic nie chce mi powiedzieć. Posyłam mu pytające spojrzenie, a on tylko prowadzi mnie dalej. Wcale nie na parking… Rozglądam się dookoła. Przechodzimy na bok, moje włosy powiewają na chłodnym wietrze. Po co tam idziemy? Nagle dostrzegam czerwony balon stojący na otwartej przestrzeni. I najwyraźniej Mateo prowadzi mnie ku niemu. Posyłam mu pytający i spanikowany wzrok, a jego uśmiech mówi: „Niespodzianka”. Podchodzimy bliżej, a ja oglądam go z każdej strony. Jest duży i imponujący.

– Czy my…? – pytam, nie dowierzając.

Mateo kiwa głową zadowolony z siebie. Otwiera mi drzwi do środka kosza, w którym nikogo nie ma. Patrzę na niego spanikowana, ale on posyła mi tylko swój triumfujący uśmiech. On umie tym latać? Mam ochotę go dotknąć. Wyciągam rękę, ale łapie mnie za nadgarstek i posyła mi upominające, seksowne spojrzenie, a w oczach tańczą mu wesołe iskierki. Uśmiecham się cwaniacko, choć pokusa jest taka silna. Będę lecieć balonem! Mateo naprawdę umie latać? Nie mogę się doczekać startu. Mateo patrzy na mnie wesoło z nutką tajemniczości i mówi:

– No to lecimy.

Odwzajemniam jego entuzjastyczny uśmiech, a on wyrzuca linkę z koszyka, wciska guziki na palniku i startujemy. Spoglądam w górę, widząc płomień nad nami, a my wzbijamy się w górę. Zaczyna mocniej wiać. Wychylam się, aby zobaczyć jak najwięcej Barcelony, nad którą się wznosimy powoli coraz wyżej i wyżej. Wiatr rozwiewa mi włosy i robi się chłodniej, ale nie zwracam na to uwagi. Zaczyna świtać, a niebo robi się różowo-granatowe. Krajobraz Hiszpanii z góry nad ranem, kiedy jest jeszcze ciemno, jest przepiękny. Wzbijamy się wyżej, z entuzjazmem obserwuję lotnisko, domy i miasto rozświetlone tysiącem świateł, które robią się coraz mniejsze. Moja świadomość kiwa z uznaniem głową i wygląda przez koszyk. My naprawdę lecimy! Postarał się. Patrzę na niego z szerokim uśmiechem. Na jego ustach widnieje szeroki, chłopięcy uśmiech, który sprawia, że wygląda tak młodo i pięknie, że moja wewnętrzna bogini mdleje na jego widok, a ja nie mogę oderwać od niego wzroku. Spogląda na mnie i lekko się śmieje.

– Zaimponowałem ci?

Kiwam tylko głową, ponieważ jestem tak oszołomiona, że nie mogę wydusić żadnego słowa. A widok jest spektakularny. Unosimy się wyżej i lecimy z wiatrem.

– To jest balon na ogrzane powietrze. Można go rozpędzić do prędkości od dwudziestu to dwudziestu pięciu kilometrów na godzinę. Sterowanie polega na zmianie wysokości lotu. Balon leci z wiatrem, a na różnych wysokościach wieje w różne strony. W górnej części jest otwór wentylacyjny, odpowietrznik. On umożliwia uwolnienie gorącego powietrza i to powoduje, że lecimy niżej. Chcesz spróbować? – pyta entuzjastycznie, a ja otwieram usta z przerażenia. Ja?

– Ja… Eee… – Nie wiem, co powiedzieć, a Mateo wybucha śmiechem. Podchodzi do mnie, wlepiając swój pożądliwy wzrok, a w brzuchu tańczą motyle. Łapie moją rękę i prowadzi ją na linkę obok mnie. Czuję prąd przepływający między nami, kiedy ściska seksownie moją dłoń.

– Musisz za nią pociągnąć – mówi, kierując moją ręką. Pociągam za linkę i czuję, jak lecimy niżej. Nie wierzę, ja lecę! Spoglądam na Mateo, a on wpatruje się we mnie jak w najpiękniejszy obrazek. Rozpływam się pod jego spojrzeniem.

– Mogę? – pytam, mając na myśli linkę, a on szczerze uradowany kiwa głową. Pociągam i lecimy jeszcze niżej. Śmieję się jak mała dziewczynka. Mam ochotę krzyknąć: „JA LATAM!”. Z entuzjazmem patrzę, jak jesteśmy coraz bliżej migoczących świateł budynków miasta.

Mateo podchodzi do mnie i łapie mnie za rękę, a mnie przechodzi przyjemny dreszcz. Patrząc mi w oczy, prowadzi mnie do palnika i kładzie moją rękę na guziku.

– Naciśnij – mówi i sterując seksownie moją ręką, naciska na guzik. Nad nami wybucha płomień, a ja czuję, że lecimy wyżej. Posyłam mu szeroki uśmiech. – Palnik wstrzykuje płomień do koperty i ogrzewa powietrze w środku, więc lecimy wyżej – opowiada, jakby to kochał, a ja słucham go z podziwem i naciskam jeszcze raz. JA LATAM! Odwracam się do niego i patrząc w jego radosne oczy, zarzucam mu ręce na szyję, po czym całuję go namiętnie.

Spoglądam przez koszyk i widzę oświetlone domy i małe miasteczka. Mnóstwo, mnóstwo świateł. Niebo nadal spowite jest różem i granatem. Mogłabym tak latać codziennie. Już nawet zapomniałam o swoich porannych pragnieniach. Lecimy, a ja wypatruję niesamowitych widoków.

Robi się coraz widniej, jednak jest trochę pochmurnie. Hiszpania wygląda pięknie z lotu ptaka. Lecimy coraz niżej i zbliżamy się do lądowania. Na wzgórzu, na obrzeżach Barcelony… Spoglądam na Mateo pytająco, a on posyła mi tajemniczy uśmiech. Lot balonem to chyba jeszcze nie wszystko.

Dwie godziny później lądujemy gdzieś na otwartej przestrzeni na trawie. Wiatr nie wieje już jak podczas lotu, co sprawia, że jest mi cieplej. Niedaleko nas widzę las, a przed nami parking. Mateo otwiera mi koszyk. Patrzy mi seksownie w oczy, a ja pod jego pożądliwym wzrokiem nie potrafię wykonać żadnego ruchu. Pięknie wykrojone usta ma uchylone i oddycha głośno, co powoduje, że i ja także lekko rozchylam wargi. Jego wzrok staje się ciemniejszy i powoduje, że chcę go tu – natychmiast. Wyciąga rękę, żeby pomóc mi wyjść, nie odrywając przy tym ode mnie wzroku. Po chwili wahania podaję mu rękę, również patrzę mu w oczy. Stawiam nogi na ziemi i czuję chłodny powiew wiatru hiszpańskiej jesieni. Spoglądam pytającym wzrokiem na twarz Mateo, na której błąka się tajemniczy uśmiech. Podnosi do góry czarny krawat w szarą kratkę i rozjaśnia się jeszcze szerzej. Wpatruję się w niego, a on staje za moimi plecami i zawiązuje mi krawat na głowie, zakrywając oczy.

– Mateo?

Kładzie kciuk na mojej dolnej wardze i przesuwa po niej delikatnie, mówiąc prawie szeptem:

– Niespodzianka, chica.

Nie mam pojęcia, co kombinuje, a moja świadomość robi listę rzeczy, jakie mógł wymyślić. Bierze mnie za rękę i prowadzi. Słyszę odgłosy jesiennego lasu i dźwięk samochodu. Czuję delikatny powiew chłodnego wiatru i kropelki deszczu na ciele. Idziemy dalej, pod nogami mam twardy grunt. Nagle się zatrzymujemy i słyszę otwierane drzwi samochodu. Ach, ta taksówka. Mateo pomaga mi wsiąść, zamyka drzwiczki, okrąża pojazd i zajmuje miejsce obok mnie. Czuję jego gorący dotyk na kolanie, a mięśnie w podbrzuszu zaciskają się przyjemnie. Wzdycham lekko i ruszamy. Mateo pociera kciukiem o moje kolano, a następnie przesuwa w górę. Wstrzymuję oddech. Przesuwa rękę w dół i w górę. Wiercę się się na siedzeniu, a on nie przerywa pieszczot. Oddycham szybciej i rozchylam delikatnie usta. Nagle przerywa, zabiera rękę, a ja jestem spragniona jego dotyku. Niespodziewanie czuję jego oddech na policzku oraz zapach papierosów i perfum. Delikatnie całuje mnie i się odsuwa.

Po zatrzymaniu się Mateo wysiada i po chwili słyszę dźwięk otwierania drzwiczek od samochodu z mojej strony. Mąż łapie mnie za rękę i pomaga wysiąść. Prowadzi mnie przez moment, a gdy się zatrzymujemy, stoi za mną. Pociąga za krawat i odsłania mi oczy, a ja zamieram. Moja świadomość zakrywa usta rękami i otwiera szeroko oczy. WOW. Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Jesteśmy na wzgórzu, gdzie rośnie trochę krzewów i drzew, z widokiem na Morze Śródziemne, po którym pływa mnóstwo statków. Trochę niżej widzę mnóstwo budynków. Spektakularny widok, mimo że pada. Na pierwszym planie znajduje się duży, biały, jednopiętrowy dom jednorodzinny z trzema balkonami, garażem i podjazdem z białego kamienia, z którego również jest zrobiona ścieżka prowadząca do drzwi wejściowych. Dom jest otoczony czarnym ogrodzeniem, a my stoimy przed bramą. Zatkało mnie. Czy on…? Mateo łapie mnie za rękę i wchodzimy przez furtkę znajdującą się obok bramy na posesję. Idziemy ścieżką do drzwi wejściowych. Wiatr rozwiewa mi włosy, a ja nie jestem w stanie o nic zapytać. Otoczenie jest piękne.

Mateo otwiera przede mną białe drzwi wejściowe i widzę hol, na którego końcu są szklane drzwi na taras. Po prawej stronie jest salon z pięknymi brązowymi meblami i fortepianem, a po lewej kuchnia, również urządzona na brązowo. Ściany są białe. Na środku holu znajdują się schody na piętro. Między kuchnią a tarasem mieści się mała sypialnia, gdzie dominują biel i szarości. Pewnie pokój Pedro. Między salonem a tarasem widzę kolejne drzwi, a za nimi jest mały pokój – gabinet Pedro. Wychodzimy na taras z białego kamienia, z którego widok zapiera dech w piersiach. Wow.

– Mateo, tu jest… – Nie jestem w stanie dokończyć zdania. Tymczasem on ciągnie mnie z powrotem do środka, po schodach na górę. Po prawej stronie jest ogromna sypialnia urządzona na biało, z garderobą i prywatną łazienką z dużą wanną. Po lewej kolejna – pewnie dla dziecka, prosząca się o urządzenie, również z łazienką. Spoglądam na Mateo, a on uśmiecha się nieśmiało i mówi:

– Niespodzianka!

Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i tracę kontrolę nad ciałem. Rzucam się na niego i namiętnie go całuję. Nasze języki pieszczą się wzajemnie coraz bardziej i bardziej. Mateo wzdycha głośno, gdy jego ręce zsuwają się z pleców na moje pośladki, a w moim podbrzuszu rodzi się pożądanie i wszystkie mięśnie przyjemnie się zaciskają. Kładę ręce na jego policzkach i głaszczę je delikatnie. Nagle on odrywa się ode mnie, a ja tracę oddech. Patrzy na mnie pociemniałym wzrokiem, a ja powstrzymuję się, żeby znów się na niego nie rzucić. Moje usta są rozchylone i ledwo łapię oddech. Ja i moja wewnętrzna bogini wiercimy się pod jego gorącym spojrzeniem. Jego wzrok jest gorący, lecz poważny. W końcu prawie szeptem mówi:

– Skoro to będzie pierwszy raz w naszym nowym domu, to chyba musi być to coś specjalnego. – Mateo uśmiecha się łobuzersko, a ten uśmiech i słowa zawierają pewną obietnicę.

Bierze mnie za rękę i idziemy do sypialni. Naszej nowej sypialni. Zamyka drzwi i prowadzi mnie przez pokój. Stajemy naprzeciwko dużego lustra znajdującego między łóżkiem a oknem. Widzę w nim nas. Mnie z dużym brzuchem, w którym rośnie nasze dziecko, z głową przechyloną lekko na bok, i Mateo obejmującego mnie od tyłu. Jego głowa leży na moim ramieniu. W jego oczach widać miłość, pożądanie, tak samo zresztą jak w moich. Kocham tego mężczyznę. Kocham nasze przyszłe dziecko. Chciałabym, żeby miało ten sam hiszpański uśmiech Mateo. I jego ciemną karnację. Kładę rękę na brzuchu i je czuję. Mateo i ja uśmiechamy się.

– Najpierw cię rozbierzemy – mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu i powoli, delikatnie to robi, muskając przy tym co jakiś czas moje ciało, które natychmiast przeszywa przyjemny dreszczyk. Krew zaczyna buzować. Zalewa mnie przyjemne ciepło. Kiedy już jestem jedynie w białej bieliźnie, obraca mnie w swoją stronę i przygląda mi się uważnie. Jego spojrzenie jest w stanie roztopić wszystko. Usta ma lekko rozchylone. Podoba mi się to, jak na niego działam. Uśmiecha się lekko, łapie mnie za brodę i boleśnie przygryza moją dolną wargę. Och! Odsuwa się ode mnie i zdejmuje koszulkę, zostaje w samych spodniach. Następnie obraca mnie znów w stronę lustra i powoli rozpina biustonosz. Wiję się pod jego delikatnym dotykiem. Wreszcie nieruchomieję i widzę w lustrze jego surowy wzrok. Czuję się jak mała dziewczyna, która zrobiła coś złego i czeka ją kara.

– Nie ruszaj się – mówi prawie szeptem.

Lekko się uśmiecham i rzucam mu wyzywające spojrzenie. Kiedy biustonosz leży już na podłodze, zabiera się za zdejmowanie mi majtek. To takie… erotyczne. Lekko wypinam pośladki i ocieram się o niego. Nagle słyszę plask.

– Ach!

Czuję mrowienie w pośladku. Odchylam głowę do tyłu i wzdycham głośno. Moje ciało zaciska się przyjemnie i domaga kolejnego klapsa. Napotykam jego pociemniały wzrok w lustrze.

– Mówiłem, nie ruszaj się.

Oblizuję wargi, a on zamiera. Tak naprawdę chcę jeszcze. Moje majtki leżą już u mych stóp, a Mateo się podnosi. Znów mnie obejmuje, a ja odchylam głowę w bok. Składa pocałunek na mojej szyi, przygryza skórę, aż robi mi się gorąco.

– Dotykaj się. Od dolnej wargi w dół – mówi ledwie słyszalnym głosem, ale takim podniecającym.

Stoję i rzucam mu spojrzenie w lustrze, mówiące „to mnie zachęć”. I znów plask. Wzdycham i odchylam głowę do tyłu.

– No już, chica – mówi wyzywająco.

Kładę palec na dolnej wardze i zsuwam go niżej. Druga ręka podąża za pierwszą. Przesuwam ciepłymi rękami w dół i docieram do piersi. Wzdycham, a on przygląda mi się uważnie. Wpatruję się wyzywająco w jego odbicie w lustrze. Słyszę, jak dyszy. Wciąż mnie nie puszcza. Zjeżdżam rękami w dół, a on przesuwa kciukiem po moim brzuchu. To takie podniecające. Docieram do brodawek, a wtedy on rozkazuje:

– Pieść się.

Wykonuję jego polecenie i pociągam za brodawki, które twardnieją i wydłużają się pod moim dotykiem. Wyobrażam sobie, że to jego ręce. Ach! Moje mięśnie się zaciskają i czuję, jak się wspinam.

– Niżej – mówi podniecającym głosem.

Przesuwam ręce niżej, aż do dużego brzucha. Powoli i delikatnie schodzę niżej i zatrzymuję się nad swoją kobiecością. Napotykam jego prawie czarny już wzrok mówiący „no dalej”. Rzucam wyzywający uśmiech i lubieżnie oblizuję usta. Muskam palcem swoją kobiecość. Wszystko we mnie się zaciska, wspinam się wyżej i wyżej. Odchylam głowę do tyłu i kładę ją na jego ramieniu. Wzdycham głośno, on ciężko dyszy. Pieszczę się, aż w końcu on łapie mnie za ręce i bezgłośnie mówi, że wystarczy. Odsuwa moje ręce na bok, a ja czuję, jak orgazm boleśnie się oddala. Posyłam mu wzrok pełen frustracji, lecz on tylko uśmiecha się tajemniczo. Obraca mnie ku sobie i łapie za brodę. Chwilę patrzy mi w oczy i brutalnie wdziera się językiem do mych ust, a ja jestem spragniona jego dotyku. Łapie mnie za rękę i prowadzi mnie do nóg łóżka.

– Uklęknij i połóż się brzuchem na łóżko.

Wypełniam ochoczo polecenie. Słyszę, jak zdejmuje spodnie.

– Ręce na łóżko – mówi, a ja natychmiast to robię.

Słyszę, jak klęka za mną, czuję jego oddech na plecach. Delikatnie pociera kciukiem o mój pośladek, a następnie daje mi klapsa. Odchylam głowę i wydaję okrzyk. Znów wznoszę się na wyżyny.

Obejmuje mnie jedną ręką wokół bioder, unieruchamiając mnie, a drugą łapie za włosy i odchyla głowę do tyłu. Wchodzi we mnie mocno i szybko.

– Ach!

Zaczyna się poruszać coraz szybciej i szybciej. Dyszę ciężko.

– Och, Emma – mówi chrapliwym głosem.

Wznoszę się wyżej i wyżej, a on porusza się we mnie coraz szybciej i mocniej, ciężko dysząc. – No dalej, mała, dojdź dla mnie.

Jego słowa są dla mnie jak rozkaz i z krzykiem dochodzę. Całe ciało się spina, a ja rozpadam się na kawałki. On idzie za mną, wlewając się we mnie i wykrzykując moje imię.

ROZDZIAŁ 4

Leżymy na podłodze przytuleni do siebie na łyżeczki. Próbujemy uspokoić oddechy. Czuję jego spocone ciało przytulone do mojego. To było niesamowite.

– Kiedy się tu wprowadzimy? – pytam nagle.

Mateo marszczy brwi i odpowiada:

– Jeśli ci się podoba, możemy nawet teraz.

Odwracam się i patrzę na niego z niedowierzaniem na twarzy pomieszanym z radością. Mieszkać tu i mieć widok z sypialni na Morze Śródziemne? I codziennie móc jeździć do Barcelony na zakupy? Musiałabym tylko znaleźć tu pracę.

– Podoba ci się tu? – pyta i przygląda mi się uważnie.

– Oczywiście, że tak. Kupiłeś go już?

– Tak. To pierwszy prezent dla ciebie jako mojej żony. Niedługo nasze dziecko przyjdzie na świat, chcę stworzyć dla was prawdziwy dom. Jak ci kiedyś powiedziałem, nikt nie wie, co przyniesie przyszłość.

Wtedy przypomniało mi się, jak spacerowaliśmy brzegiem plaży Barceloneta i powiedziałam, że chciałabym tu zostać na zawsze. Uśmiecham się na to słodkie wspomnienie.

Mateo gładzi mnie po brzuchu. Odwracam się i patrzę na niego z niedowierzaniem. Ale jak? Jak on za to zapłaci? Przecież to kupa forsy, a już nie pracuje dla mojego ojca! Już nie potrzebuję ochroniarza, a on jest moim mężem. Moja świadomość gromi mnie wzrokiem – kupił ci dom, a ty się zastanawiasz teraz nad tym, jak zapłacił? Marszczę brwi, a on wyczuwa niepokój i pyta:

– Co się stało?

– Nic tylko… zastanawiam się, jak za to zapłaciłeś, przecież to kupa forsy.

– Wiem, ale nie zapominaj, że jestem psychologiem. Dostałem pracę w zawodzie. Stać mnie na spłatę tego domu – mówi z dumą w głosie. Patrzę z niedowierzaniem i z podziwem, a on dodaje: – Kiedy chcesz się wprowadzić?

– Jak najszybciej – odpowiadam entuzjastycznie z uśmiechem od ucha do ucha.

Na jego twarzy pojawia się rozbawienie. Wyjmuje telefon i do kogoś dzwoni. Wlepiam w niego pytający wzrok, a on posyła mi swój tajemniczy uśmiech. Mój kochany, piękny mąż.

– Pedro, podjedź pod nasz nowy dom – mówi, a ja wpatruję się w niego z szeroko otwartymi oczami.

Wiedział, że będę chciała od razu tu zamieszkać? Moja świadomość podpowiada mi, że najwidoczniej tak. Wstaję szybko i w podskokach się ubieram, a on przygląda mi się z miłością, wciąż leżąc na podłodze. Zaczyna się lekko śmiać. Widząc to, wlepiam w niego wzrok i udaję oburzenie.

– Nabijasz się ze mnie? – pytam, lecz jego śmiech jest zaraźliwy i oboje chichoczemy.

– Tak – odpowiada.

– Lepiej wstawaj i się ubieraj, zaraz przyjadą nasze rzeczy. – Mówiąc to, w podskokach wybiegam z sypialni. Lecę na dół i wychodzę przed dom, czekając z entuzjazmem jak mała dziewczynka na Pedro z naszymi rzeczami. Po chwili dołącza do mnie wciąż rozbawiony Mateo i oplata mnie ramieniem. Składam na jego policzku delikatny pocałunek, mówiący „kocham cię, teraz i na zawsze”.

Czekamy. Rozglądamy się na wszystkie strony, aż w końcu dostrzegam białego busa. Podjeżdża pod dom i wychodzi z niego Pedro. Kiwa uprzejmie głową. Mateo również odpowiada mu kiwnięciem.

– Cześć, Pedro – mówię z uśmiechem. Całkiem go polubiłam.

– Dzień dobry, proszę pani – odpowiada uprzejmie.

Nagle słyszę czyjeś kroki dobiegające zza krzaków. Odwracam się szybko i wpatruję w zarośla obok naszego nowego domu, lecz nic nie widzę. Mateo obejmuje mnie ramieniem, dając mi poczucie bezpieczeństwa. Zerka to na mnie, to w to samo miejsce co ja z niepokojem. W końcu pyta poważnym tonem:

– Co się dzieje?

– Nic, tylko… – mówię cicho z zawahaniem. – Miałam wrażenie, że ktoś tam jest.

Mateo patrzy na mnie zatroskany. Łapie mnie za rękę i składa na niej delikatny pocałunek, zerkając mi prosto w oczy. Następnie przenosi spojrzenie na Pedro, a on rusza w kierunku krzaków.

– Nie musisz, to nic takiego – mówię, starając się zachować spokój, gdy widzę kota wychodzącego z lasu. – To pewnie tylko ten kot.

Mateo patrzy na mnie z konsternacją i dodaje:

– Obydwoje pamiętamy, co się stało ostatnim razem, kiedy cię nie upilnowałem. – Mówiąc to, spuścił smutno wzrok. Och, mój kochany pan Antarktyda nadal to wspomina. Dodaje: – Tym razem do tego nie dopuszczę.

Mateo podchodzi do samochodu i zabiera się za nasze rzeczy, a ja stoję i czuję strach. Może jednak panikuję? Może to był tylko kot? Moja świadomość przewraca oczami, nazywając mnie wariatką. Wypatruję się desperacko w Mateo, a on posyła mi ciepły hiszpański uśmiech, dodając mi otuchy. Podchodzi, łapie mnie za brodę, spogląda głęboko w oczy i składa na ustach uspokajający pocałunek. Nagle wraca Pedro i mówi:

– Nic tam nie ma, proszę pana.

Wzdycham z ulgą. Mateo obejmuje mnie czule, głaszcze delikatnie po głowie i mówi:

– Moja piękna żona nie musi się bać. Nic tam nie ma, chica. Teraz idź do domu. Ja i Pedro zajmiemy się rzeczami.

Jest już późna noc. Oboje leżymy w łóżku przytuleni do siebie. Mam na sobie czarną, satynową koszulę nocną, a on jedynie długie spodnie od piżamy w czerwoną kratkę. Moja głowa spoczywa na jego ramieniu. Trzeba rozpakować i poukładać nasze rzeczy. Jeszcze tyle roboty! Udało mi się wysłać dzisiaj CV do paru szpitali.

– O czym myślisz? – pyta Mateo, wyrywając mnie z zamyślenia. Wzdycham i odpowiadam:

– O tym, jak dużo roboty nas jeszcze czeka. – Wzdycham i odpowiadam.

Mateo śmieje się i mówi:

– Mam nadzieję, że żona zadowolona i zaspokojona?

– Hmmm. – Wzdycham i wyzywająco się przeciągam.

Mateo podnosi moją brodę i przygląda mi się z rozbawieniem.

– W takim razie moim zadaniem jest zaspokojenie potrzeb żony.

ROZDZIAŁ 5

Powoli otwieram oczy. Jesienne słońce wygląda zza chmur, wdziera się do pokoju i wskazuje późną porę. Przez otwarte okno wpada chłodne nadmorskie powietrze. Sprawdzam godzinę w telefonie – 12:00! Szybko podnoszę głowę z poduszki, nie mogę uwierzyć, że tyle spałam! Przecież trzeba rozpakować nasze rzeczy! No i mam nieodebrane połączenie z numeru, którego nie znam.

Uspokój się, przecież masz czas – moja świadomość przewraca oczami. Czasami jej nienawidzę. Jeszcze nie do końca się rozbudziłam. Może ktoś odpowiada na moje CV? Oddzwaniam z szybko bijącym sercem. Wciąż czekam. Jest środek tygodnia. Niech ktoś odbierze! Nagle słyszę w słuchawce: „Hola”.

– Tak… Tak… Super, będę. Do widzenia.

Nagle drzwi sypialni otwierają się i wchodzi mój piękny mąż z tacą ze śniadaniem. Staje przede mną z dumnym uśmiechem i mówi:

– Widzę, że wstałaś dzisiaj w dobrym humorze.

– Oj tak – mówię, uśmiechając się szeroko. – Nie dość, że nowy dom, to jeszcze dostałam wstępną pracę w szpitalu tu niedaleko. Po przeprowadzeniu ze mną rozmowy telefonicznej, zdecydowali się przyjąć mnie na razie na okres próbny, a potem może na stałe.

– W takim razie bardzo się cieszę. Czy moja piękna i mam nadzieję, że już zaspokojona, żona ma ochotę na śniadanie?

Wpatruję się w niego z miłością i entuzjastycznie kiwam głową. Kładzie tacę na moich kolanach, a mnie ślinka cieknie na widok jedzenia. Tortilla española, miska owoców, croissant i cappuccino. Mniam. I jak bosko pachnie. Od razu zabieram się za jedzenie. Mateo zaczyna się śmiać i dopiero teraz zauważam, że siedzi obok mnie. Rzucam mu udawane gniewne spojrzenie mówiące: „No co?!”.

– Patrzysz na to jedzenie z większą miłością niż na mnie – stwierdza.

– Może gdybyś doniósł czekoladę… – Przewracam żartobliwie oczami, a Mateo wybucha śmiechem, który jest zaraźliwy i w końcu oboje płaczemy z radości.

– Naprawdę chcesz?

– Oczywiście, że tak. Ja i nasze dziecko chcemy czekoladę.

– A więc zaraz wracam – mówi Mateo i powoli wychodzi z sypialni. Nagle coś sobie przypomniałam.

– Wracaj tu!

Mateo pojawia się w drzwiach, a ja uderzam delikatnie palcem wskazującym w dolną wargę i uśmiecham się uwodzicielsko. Mateo odwzajemnia uśmiech, podchodzi do łóżka, nachyla się i daje mi nieśmiałego buziaka w usta, a ja się rozpływam. Odrywa się ode mnie, posyła mi oczko i mówi:

– Na razie, chica.

Lekko chichoczę, a on wychodzi po moją czekoladę. W tym momencie zjadłabym nawet dwie. Zabieram się za francuskiego rogalika. Ale pyszny. Zapominam o całym świecie. Nagle na ziemię sprowadza mnie huk z zewnątrz. Podskakuję na łóżku, a serce zaczyna mi walić jak oszalałe. Ostawiam tacę na bok i natychmiast zrywam się z łóżka. Biegnę jak oszalała po schodach w dół i wpadam na Mateo, wprost w jego ramiona. Odsuwa mnie na odległość ramienia i mierzy bacznym spojrzeniem. Nagle pyta:

– Co się dzieje? Dlaczego wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha?

– Słyszałeś huk?

Z twarzy Mateo odpływa cała krew. Czy ja przesadzam? Tak – opowiada moja świadomość i gromi mnie wzrokiem.

– Pedro! – woła Mateo i chwilę później przed nami wyrasta nasz ochroniarz.

– Tak, proszę pana?

– Moja żona twierdzi, że słyszała jakiś huk. Możesz to sprawdzić i zwracać na to uwagę?

– Oczywiście, proszę pana. – Pedro wyszedł na zewnątrz. Stoimy i czekamy, a ta chwila zdaje się ciągnąć przez wieczność. Po jakimś czasie Pedro wchodzi do domu i mówi: – Nikogo nie ma. Sprawdzę jeszcze kamery. – Kieruje się do swojego gabinetu.

To ten dom ma kamery? – myślę.

Po chwili wraca i mówi:

– Nikogo nie ma, proszę pana.

Zalewa mnie fala ulgi. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że cały czas wstrzymywałam oddech.

– Dziękuję, Pedro – mówi Mateo, a ochroniarz kiwa uprzejmie głową i wraca do swojego pokoju. Marszczę brwi w zastanowieniu. Mateo pyta:

– Co cię dręczy?

– Nic. – Kręcę powoli głową i odpowiadam.

Mateo przewraca gniewnie oczami i zaciska pięknie wykrojone usta. Przez jego twarz przemyka gniew. Ponawia pytanie głosem nieznoszącym sprzeciwu:

– Co cię dręczy?

Już dawno nie było apodyktycznego Mateo.

– Czemu nie słyszałeś huku? – Wzdycham cięż­ko.

Na jego twarzy rysuje się lekkie przerażenie, lecz zachowuje spokój.

– Rozmawiałem przez telefon – odpowiada.

– Z kim? Wszystko dobrze?

Mateo się waha, a ja wyczuwam coś niedobrego.

– Tak.

– Na pewno?

– Powiedziałem, że tak – warczy i odchodzi.

Co się stało? Może go zwyczajnie męczysz? – podsuwa moja świadomość. Hmm… Możliwe. Wzruszam ramionami i wracam do łóżka dokończyć śniadanie. Idę po schodach powoli na górę. Wchodzę do sypialni i zamieram. Cała krew odpływa mi z twarzy. Nie jestem w stanie się ruszyć. Okno jest otwarte, a przy łóżku leży mały pakunek. Dlaczego Pedro nic nie zobaczył na kamerach? Nie wiem, czy wejść, czy uciekać. Nie chcę znów irytować Mateo. Dobra, zachowaj zimną krew – mówię w myślach. Dalej dziewczyno – moja świadomość dodaje mi otuchy. Odzyskuję możność ruchu i stawiam pierwszy krok w kierunku pakunku. Nogi mi drżą. Rześkie powietrze wpada przez okno do pokoju, ale teraz się na tym nie skupiam. Podchodzę powoli i klękam przed paczką. Oglądam ją drżącymi rękami z każdej strony, szukając jakiejś wskazówki. Na spodzie, na białym papierze, w który jest owinięty pakunek, widzę mały rysunek sztyletu. Marszczę brwi. Sztylet… Już gdzieś go widziałam. Usilnie próbuję sobie przypomnieć gdzie, lecz nic nie przychodzi mi do głowy. Rozrywam papier i wyjmuję pudełko. Powoli je otwieram i od razu rzuca mi się w oczy mała karteczka: „Powodzenia na nowej drodze życia i gratulacje z okazji nowego domu”. I znów ten rysunek – sztylet. Nie ma podpisu. Zaglądam do pudełka i znajduję tam jeszcze jedno czerwone, malutkie pudełeczko. Sięgam po nie i powoli otwieram. Szczęka mi opada. Jedną ręką zakrywam usta, nie dowierzając. Ktoś mi przysłał wiszące złote kolczyki na śrubkę, zakończone delikatnym listkiem ozdobionym czerwonymi diamencikami. Są przepiękne, ale kto je wysłał? Czy Mateo powinien o tym wiedzieć? I dlaczego Pedro nic nie zauważył? Ta myśl mnie trochę irytuje. Zamiast biegać za mną, niech zajmie się tego typu sprawami. Nic nie będę im mówić. Ale ten sztylet… Skąd ja go znam? Chowam bilecik, opakowanie z kolczykami i biały papier do pudełka i zagrzebuję je głęboko w garderobie. Serce wali mi jak oszalałe. Mam nadzieję, że Mateo nie znajdzie tego nigdy i że nie stoi teraz za mną. Wychodzę z garderoby prosto na Mateo z czekoladą. Zaskoczona i przestraszona z piskiem wpadam w jego ramiona, a on mierzy mnie uważnie wzrokiem i marszczy brwi.

– Co się dzieje? Dlaczego otworzyłaś okno? – pyta.

Szybko myślę i odpowiadam:

– Chciałam wpuścić trochę świeżego powietrza do pokoju. – Staram się mówić spokojnie i wiarygodnie.

Wciąż uważnie mi się przygląda. Nie rusza się. Wierzy mi? Kręci głową, wręcza mi czekoladę i z udawaną wesołością rzuca:

– Przyniosłem, jak chciałaś. Taka jest dobra?

– Tak, jest super.

Przyglądam się mlecznej czekoladzie i posyłam mu słodki, nieśmiały uśmiech. Od razu zabieram się za jedzenie. Tego nam było trzeba.

Mateo wpatruje się we mnie i nagle wybucha śmiechem. Rzucam mu spojrzenie pełne udawanego oburzenia i warczę żartobliwie:

– Co?

Mateo ze śmiechem pokazuje palcem dolną wargę i dociera do mnie, że mam na niej kawałek czekolady. Wyuzdanie oblizuję usta, a jego oczy ciemnieją. Patrzę mu głęboko w oczy, przegryzam kawałek czekolady i znów oblizuję wargi. Nieruchomieje i przygląda mi się uważnie. Nagle łapie mnie za szyję i zachłannie całuje. Wdziera się językiem do wnętrza mych ust i bada każdy kąt. Krew w moim ciele buzuje. Brak mi tchu. Odrywa się ode mnie i przeszywa pożądliwym wzrokiem. Lekko rozsuwam poły czarnego szlafroka i dostrzegam żądzę w jego oczach. Jego usta zaciskają się w cienką linię. Uśmiecham się triumfująco i schodzę na dół, żeby zabrać się za rozpakowywanie rzeczy. Moja wewnętrzna bogini umiera ze śmiechu i bije brawo. Niech poczeka.

Ciag dalszy dostępny w pełnej wersji książki.