Faking with Benefits - Gold Lily - ebook + książka

Faking with Benefits ebook

Gold Lily

4,3
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

18 osób interesuje się tą książką

Opis

Gorący romans, udawane randki, mnóstwo żaru i emocji. Świetna zabawa gwarantowana!

POSZUKIWANI: Trzej chłopacy na niby. Wymagania: wysocy, umięśnieni – i gotowi nauczyć mnie, jak się całować.

Mam na imię Layla i jestem… totalnie nierandkowa. Serio. Mam dwadzieścia osiem lat i nigdy nie miałam chłopaka. I zaczynam już tracić cierpliwość.

Na szczęście mam trzech chętnych do pomocy przyjaciół: Zack to były gracz rugby, Josh jest typem chłopaka z sąsiedztwa, a Luke to mój były profesor.

Kiedy po fatalnej randce zalewam się łzami w ich ramionach, postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Wspólnie zgadzają się zostać moimi „treningowymi chłopakami” i opracowują plan lekcji, który obejmuje udawane randki, sesje całowania i warsztaty z flirtowania przez SMS-y. W zamian muszę tylko raz w tygodniu pojawiać się w ich podcaście o relacjach. Proste, prawda? Ale im dalej w te „lekcje”, tym bardziej wszystko wymyka się spod kontroli. A ja chcę czegoś więcej.

Chłopaki uczyli mnie, jak znaleźć chłopaka. Teraz pora sprawdzić ich lekcje w praktyce.

Trzykrotnie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 514

Oceny
4,3 (22 oceny)
12
5
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewcia2010

Całkiem niezła

Lubię romanse, erotyki. Ta książka, to jednak nazwijmy rzecz po imieniu -porno.Sceny seksu niemal na każdej stronie.Nie podobała mi się ta historia .Orgazm za orgazmem ,orgazm pogania.Bez głębszej fabuly
00
Sikora294

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo sexowna, ale też pełna wzruszeń i ciężkich tematów.Polecam serdecznie ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
00
Zaczytana_13

Nie oderwiesz się od lektury

Książki z motywem #reverseharem rządzą się swoimi prawami, i albo autorowi to się uda, albo nie, tu nie ma nic pomiędzy. W tym przypadku autorce udało się znaleźć balans między fabułą a scenami🌶️. No a umówmy się, tu biorą w nich udział cztery osoby, więc jak można się domyślić, jest pikantnie. Jednak Lily Gold idealnie wyważyła te dwie rzeczy. "Faking with Benefits" wciąga czytelnika, kusząc go stopniowym rozwojem zdarzeń, sprawia, że zatapiasz się w tym co czytasz, a poruszone tu trudne tematy powodują uczucie ścisku w sercu, fundując rollercoaster emocji. Z drugiej strony rozwijająca się relacja intymna między Laylą a Lukiem, Zackiem i Joshem jest przyczyną tego, że serce zaczyna bić szybciej, pobudza wyobraźnię, czuje się intensywność doznań bohaterów, a w tym wszystkim nie jest to nachalne, nie jest wulgarne ani tym bardziej nie przytłacza. Ta historia według mnie ma w sobie wszystko to czego potrzebuje świetna historia, aby stała się dla mnie hitem. Wszystko mi się tu spinało w...
00
AlicjaAmi

Nie oderwiesz się od lektury

Do przewidzenia,że ten układ,bez uczuciowego zaangażowania,od początku jest skazany na porażkę.Jednak zanim do tego dojdzie jest dużo humoru i gorących momentów.Choć"reverse harem"zobowiązuje i nie brakuje mocnych scen,oprócz tego bywa i romantycznie i emocjonalnie.Pierwszy raz czytałam romans z tym motywem i nie było tu typowych "dark" relacji.Każdy z bohaterów ma swoją historię i sprawy do przepracowania,a erotyka jest tylko jednym z elementów i nie przysłania całej reszty.Zwyczajowa drama pod koniec,wywołała u mnie sporo emocji.Książka dla szukających mocniejszych wrażeń,bez jechania po bandzie.
00
Zaneta29_08

Dobrze spędzony czas

🙂
00

Popularność



Podobne


Lily Gold Faking with Benefits. Gra pozorów z bonusami Tytuł oryginału Faking with Benefits ISBN Copyright © 2021 by Lily Gold Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2025All rights reserved Redaktor Karolina Kaczorowska Cover Art © Yummy Book Covers Opracowanie polskiej wersji okładki i stron tytułowych Grzegorz Kalisiak Projekt typograficzny i łamanie Grzegorz Kalisiak | Pracownia Liternictwa i Grafiki Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Od autorki

Ta historia romansu jednej kobiety z kilkoma mężczyznami zawiera wyraziste opisy scen erotycznych między kilkorgiem partnerów. Chociaż ogólnie jest to urocza i (mam nadzieję) zabawna opowieść, porusza ona także tematy wrażliwe. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, całą ich listę można znaleźć na mojej stronie: https://www.lilygoldauthor.com/content.

Miłej lektury!

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Layla

— Bardzo chciałabym wyjść za mąż przed trzydziestką — mówię z namysłem, obracając w palcach kieliszek z winem. — Miałabym wtedy największe szanse na dzieci.

— Dzie… dzieci? — powtarza siedzący po przeciwnej stronie stolika facet, z którym przyszłam na randkę do tej restauracji. Oczy ma wybałuszone.

Kiwam głową, uśmiechając się możliwie jak najbardziej uwodzicielsko.

Mój dzisiejszy partner na randkę nazywa się Mike Stonem. Poznałam go wczoraj wieczorem przez aplikację. Przystojniak, ­ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, pracuje w schronisku dla zwierząt. W tej chwili siedzi naprzeciw mnie, wygląda bosko w dopasowanym czarnym garniturze, na jego twarzy migoczą złociste smugi światła rzucanego przez świece.

Przełyka, jego jabłko Adama się porusza.

— Czyli już myślisz o dzieciach, Laylo?

Kiwam głową.

— Trzeba mieć plan na życie. W wieku trzydziestu pięciu lat może być znacznie trudniej zajść w ciążę, więc powinnam zacząć wcześniej. Wydaje mi się, że trójka to dobra liczba, chociaż dwoje też by mi wystarczyło. A co myślisz o…

Przerywam, gdyż Mike odsuwa krzesło i wstaje.

— Eee… muszę do toalety — mamrocze, unikając mojego wzroku.

— Och, jasne, w porządku. — Macham ręką, on zaś odwraca się na pięcie i maszeruje w kierunku łazienki.

Dziwne.

Wzruszam ramionami, odchylam się na oparcie i upijam łyk wina.

Jestem w trakcie sto dwudziestej randki; zaczynam myśleć, że wreszcie łapię, o co w tym chodzi.

Jak dotąd, wieczór przebiegał naprawdę miło. Mike zaproponował elegancką restaurację, z gwiazdką Michelina, znajdującą się w centrum Londynu. Jest ekskluzywna i droga, urządzona w minimalistycznym stylu — białe ściany ozdobiono dziwaczną sztuką nowoczesną, z sufitu zwisają lampy o nietypowych kształtach. Mike przyjechał przed czasem, pocałował mnie w policzek, a kiedy usiedliśmy przy stole, pokazał zdjęcia psa, którego dzisiaj operował. Nawet nie gapił się w mój dekolt, kiedy upuściłam widelec i schyliłam się po niego.

Mam dobre przeczucia co do tego gościa.

Zerkam za siebie, by sprawdzić, czy drzwi łazienki są wciąż zamknięte, po czym sięgam po torebkę, pstrykam zamkiem i wyjmuję randkowy notesik. Oblizuję palec, przerzucam strony, znajduję listę zaleceń na pierwszą randkę i przesuwam wzrokiem po kilku punktach od góry.

• Utrzymywać kontakt wzrokowy.

• Zadawać pytania dotyczące jego osoby.

• Zachowywać otwartą postawę ciała.

• Dotykać jego ręki lub przedramienia.

• Komplementować go.

Kiwam głową, starając się zapamiętać wszystkie punkty.

Może zapisywanie sobie wytycznych na randkę wydaje się lekką przesadą, lecz jestem absolutnie beznadziejna w tych sprawach. Mam dwadzieścia osiem lat, a nigdy nawet nie chodziłam z chłopakiem. I to wcale nie dlatego, że się nie starałam; ostatnie dwa lata minęły mi na próbach znalezienia mężczyzny, który ze mną wytrzyma. Co piątek wieczorem wracam z pracy, siadam na kanapie z kieliszkiem wina i zaczynam maraton na mojej aktualnie ulubionej aplikacji randkowej. Kiedy tylko trafię na kogoś, kto mi się spodoba, zapraszam go na randkę.

Na razie nie szło mi zbyt dobrze — może robiłam wrażenie zbyt zdeterminowanej. Większość facetów, którzy zgodzili się ze mną spotkać, wydawała się nieco przestraszona. Nie udało mi się nawet umówić na drugą randkę.

Jednak dzisiaj sprzyja mi szczęście, czuję to.

Mija kilka minut, a Mike nie wraca. W żołądku zaczynam czuć nerwowe skurcze. Telefon służbowy pika trzy razy z rzędu — zapewne powiadomienia o dostawach. Dzisiaj ma dotrzeć partia nowych rzeczy do mojego internetowego sklepu z bielizną. Palce mnie świerzbią, żeby odpowiedzieć, lecz zmuszam się, by nie wyjmować telefonu. Każdy artykuł w WikiHow poświęcony temu, czego nie robić na pierwszej randce, jednoznacznie zakazuje sprawdzania wiadomości w telefonie.

Zajmuję się więc przystawką. Oboje zamówiliśmy specjalność lokalu i jak się okazuje, są to miniaturowe warzywa owinięte w płatki złota. Nie jestem pewna, czy to jadalne. Widelcem obracam maleńki buraczek.

— Proszę pani…

Unoszę wzrok i uśmiecham się do kelnera, który kręci się przy mnie zdenerwowany.

— Dzień dobry — mówię. — Wszystko w porządku, dziękuję.

Kelner odchrząkuje.

— Ee… nie wiem, jak to powiedzieć, proszę pani… Właśnie widzieliśmy, jak pani partner wychodzi.

— Wychodzi? — Marszczę brwi. — Przecież jeszcze nie zjadł. Może wyszedł odebrać telefon albo coś podobnego.

Kelner krzywi się.

— Zastaliśmy go… wychodzącego oknem z toalety męskiej. Chyba nie planuje powrotu.

Szczęka mi opada.

— Słucham?

— Zapłacił! — dopowiada pospiesznie kelner, podsuwając mi rachunek.

Wbijam w niego wzrok. To chyba jeszcze gorsze. Gdyby Mike nie zapłacił, mogłabym się łudzić, że chciał się załapać na darmową wyżerkę. Teraz wiem, że problem był we mnie.

Gapię się w jego talerze — kretyńskie marchewki w złotej owijce odpowiadają mi migotaniem.

— Rozumiem — mówię cicho. — Dobrze.

Kelner krzywi się współczująco.

— Eee… mam zapakować pani posiłek? Mogę dorzucić deser na koszt firmy.

— Proszę… — Z jednej strony chciałabym odmówić. Jestem piekielnie zawstydzona, lecz nie mam ochoty wychodzić. Przyszłam tu na kolację. Nie ucieknę tylko dlatego, że randka mi się nie udała, na miłość boską, mogę być ponad to…

Tak mi się wydaje.

A może jednak nie.

Na szczęście, zanim zostanę zmuszona do podjęcia decyzji, wtrąca się ktoś inny.

— Nie ma takiej potrzeby — odzywa się nade mną głos z ciężkim północnym akcentem.

Mrugam zaskoczona, kiedy krzesło naprzeciwko odsuwa się z przeszywającym piskiem i na puste miejsce Mike’a opada umięśniony olbrzym — mój sąsiad Zack.

— Hej, ślicznotko — odzywa się pogodnie, pochylając się nad stołem.

Podskakuję, kiedy przesuwa ustami po moim policzku, a moje płuca wypełnia jego ciepły zapach miodu i whiskey.

— Sorki, że tak długo sikałem. — Opiera się wygodniej i uśmiecha się do mnie szeroko. — No dobrze, wracając do randki… na czym to stanęliśmy?

Layla

Gapię się na Zacka, on zaś puszcza do mnie oko. W jego lśniących niebieskich oczach widać błysk.

Zack Harding (przezwisko w drużynie: Zack Napalony) to trzydziestoletni były zawodnik rugby, lecz bardziej przypomina wikinga. Ma rozrośnięte bicepsy, blond włosy zwykle zaczesane i związane na czubku głowy, rozwichrzoną brodę i klatę szeroką jak lodówka. Mieszka naprzeciwko mnie z dwoma współlokatorami. Ponieważ dzieli nas tylko korytarz, często wychodzimy razem, stąd wiem, że to na pewno nie ten facet, z którym umówiłam się na randkę.

— Chryste, człowieku. — Wierci się, po czym z nadąsaną miną odwraca się do kelnera. — Nie myśleliście, żeby kupić krzesła dla ludzi o normalnym rozmiarze? Nie wszyscy to takie drobiny jak ta panienka.

Kelner gapi się na niego wytrzeszczonymi oczami.

— Zack — odzywam się spokojnie. — Co ty tu robisz?

Zack robi zdumioną minę.

— Umówiliśmy się na randkę, mała. Nie pamiętasz?

Przewracam oczami.

Kelner wydaje się całkowicie zbity z tropu.

— Przepraszam… — zaczyna i urywa, odwraca się za siebie, zerka na łazienkę, po czym przenosi wzrok na Zacka. — Pan jest ee…

— Tak, to ja — przytakuje Zack. — Nagle, nie wiem czemu, zrobiło mi się gorąco, wręcz duszno. Nigdy nie porzuciłbym mojej fantastycznej, superatrakcyjnej, lekko przerażającej damy.

Kopię go w kostkę pod stołem.

— Nie — odzywa się kelner niepewnie. — Chodzi mi o to… czy pan… Zack Harding?

Zack promienieje — uwielbia, kiedy ludzie go rozpoznają.

— Jasne, ten właśnie.

— Znaczy… ten Zack Harding? Ten rugbysta? Był pan moim ulubionym graczem reprezentacji Anglii!

— Och, jasne. — Zack znów się do mnie odwraca. — Teraz, jeśli pan pozwoli, mam randkę z cudowną damą i do zjedzenia ten oto talerzyk… — mierzy wzrokiem danie przed sobą — ee… przepysznego pasternaku. — Kelner się nie rusza, więc Zack dobrodusznie odprawia go dłonią. — Do później, kolego!

— Och! — Mężczyzna wraca do rzeczywistości, odwraca się i niemal odbiega.

Zack z zadowoleniem mości się na krześle, bierze kieliszek wina zostawiony przez Mike’a, jakby co weekend wbijał się na randki sąsiadek i uważał to za absolutnie normalne.

— Wiesz — mówię powoli — skoro tak się za mną stęskniłeś, mogłeś po prostu poczekać, aż wrócę do domu.

— Nie przyszedłem tu dla ciebie, zaprosiłem dziewczynę na drinka. — Zack głową wskazuje bar w kącie pomieszczenia.

Zerkam w tamtą stronę — na wysokich stołkach siedzi grupa kobiet wyglądających na modelki, popijających drinki i gawędzących. Jedna z nich, wyjątkowo urodziwa, w superkrótkiej sukience, siedzi sama i oczywiście morduje mnie wzrokiem.

Unoszę brwi.

— Czy w takim razie nie powinieneś być z nią? W ten sposób raczej nie zaciągniesz jej do łóżka.

— Nie wyszło. — Zack krytycznym wzrokiem mierzy stosik złotych warzyw na talerzu. — Zaprosiła mnie na ślub siostry w ten weekend.

— A to jakiś problem? — pytam, przyglądając się, jak bierze łyżkę do zupy i starannie nakłada na nią wszystko z talerza.

Rzuca mi spojrzenie bez wyrazu.

— Dziewczyno, poznanie rodziny nie jest moim priorytetem. Nie szukam żony. Zobaczyłem, że gość ci zwiał, więc przyszedłem na ratunek. — Wsuwa łyżkę do ust i ze zmarszczonymi brwiami spogląda na mój talerz. — Kochana, niemal nic nie zjadłaś. Dlaczego nie jesz? Nerwy?

Wzruszam ramionami.

— Chciałam, żeby wszystko poszło jak trzeba. — Najwyraźniej zaliczyłam spektakularną wpadkę.

Zack zaciska usta.

— W ogóle coś dzisiaj jadłaś?

Kręcę głową.

— Przez cały dzień załatwiałam zamówienia, a do magazynu nie mogę zabrać żywności.

Zack cmoka z dezaprobatą.

— Wiesz, że jedzenie i sen są ważniejsze od sprzedawania pończoch? — Pochyla się, unosi obrus i ostentacyjnie sprawdza moje nogi. — Chociaż to naprawdę ładne pończochy, złotko.

Kopię go w kolano.

— Nie dla mnie — odpowiadam szczerze.

Gratka dla Niej, moja firma bieliźniarska, to najważniejsza sprawa w moim życiu. Doprowadzenie jej do punktu, w którym znajduje się teraz — w miarę udanego butiku online z tysiącami klientek miesięcznie — zajęło mi sześć lat ciągłej pracy. Sześć lat zarwanych nocy, spłacania długów, harówki po osiemnaście godzin na dobę. To moje dziecko. Najważniejsze ze wszystkiego.

Zack prycha i podsuwa mi talerz.

— Jesteś beznadziejna. Jedz. Nie chcę, żebyś znów przy mnie zasłabła.

Z westchnieniem biorę widelec. Zack, uspokojony, odchyla się na oparcie i zakłada ramiona na piersi.

— No już, gadaj. Co się stało? Przyglądałem się wam z baru. Wyglądało na to, że wszystko idzie jak trzeba.

— Przerażasz mnie — mamroczę, przeżuwając kęs pozłacanej marchewki i krzywiąc się do Zacka.

— To moja praca — przypomina mi, stukając się palcem w środek piersi. — Ekspert bona fide w sprawach sercowych, do usług.

Prycham.

— Prowadzenie podcastu, w którym udzielasz porad sercowych, nie czyni cię ekspertem. Nie widziałam dyplomu na ścianie w twoim mieszkaniu.

— Może nie — odpowiada zadowolony. — Ale chyba zauważyłaś te wszystkie nagrody. Trzy lata z rzędu zdobywaliśmy nagrodę dla najlepszego podcastu dla dorosłych w kategorii rozrywka, skarbie.

Uśmiecham się lekko i nabijam na widelec małą kostkę pasternaku. Zack i jego współlokatorzy, Josh i Luke, prowadzą podcast o związkach. Nazywa się „Trzech singli” i cieszy się wielkim powodzeniem. Co tydzień tysiące słuchają facetów poruszających wszelkie możliwe tematy — od chorób wenerycznych po erotyczne podduszanie.

Właściwie mogliby mnie co nieco nauczyć o randkowaniu.

— Nie wiem, co się stało — przyznaję w końcu, odkładając widelec. — Myślałam, że dobrze mi idzie… — Nagle zalewa mnie fala wyczerpania. Padam z nóg.

Miesiąc był fatalny. Gratka dla Niej zanotowała spadek sprzedaży, a ja ze zmartwienia niemal nie spałam. Za kilka tygodni wypuszczam nową kolekcję i z trudem nadążam ze wszystkim. I od tak dawna chodzę na randki. W ciągu ostatnich czternastu miesięcy zaliczyłam ich sto dwadzieścia — ani jedna nie okazała się udana. Staram się nie przejmować, lecz zaczyna mnie to boleć.

Myślę o pogniecionym planie dziesięcioletnim w mojej torebce. Ostatni nieodhaczony punkt wypala mi dziurę w mózgu. Wyjść za mąż.

Przegrałam. A tak nie znoszę przegrywać.

— Hej — odzywa się cicho Zack.

Podnoszę na niego spojrzenie i napotykam niebieskie, pełne troski oczy.

— Wszystko dobrze?

Kiwam głową.

— Tylko… nie wiem, co robię źle.

Zack jeszcze przez kilka sekund mierzy mnie wzrokiem, po czym kiwa głową sam do siebie.

— No dobrze. — Sięga po butelkę z winem stojącą między nami, wciąż w połowie pełną, bierze mój kieliszek i nalewa mi hojnie. Przesuwa kieliszek po obrusie w moją stronę. — Wypij to, a potem włóż płaszcz.

Zdumiona przyglądam się, jak jednym haustem wychyla swój kieliszek, po czym wyciera usta wierzchem dłoni.

— Co robimy?

— Najpierw nacieszymy się drogim winem postawionym przez tego dupka, z którym się umówiłaś, a potem idziemy zjeść coś normalnego. Żadne takie gówna w stylu wasabi z ziarnami czy pianki. — Odsuwa krzesło i wstaje. Za naszymi plecami pojawia się kelner, a Zack oślepia go swoim uśmiechem o mocy megawata. — To było doskonałe, koleś.

Kelner z oszołomioną miną kiwa głową.

— Przekażę kucharzowi — mruczy, po czym unosi podkładkę i długopis. — A czy mógłby pan…

— Autograf? — pyta domyślnie Zack, kelner zaś gorączkowo kiwa głową. Przechylam mój kieliszek i przełykam wino, a Zack podpisuje się na kartce. — Żaden problem, kolego. Dzięki za miłe potraktowanie mojej dziewczyny. — Podaje mi rękę i pomaga wstać. — Chodź, kochana. Twój wieczór dopiero się rozkręca.

Layla

Kiedy wreszcie wracamy do naszego bloku, dochodzi północ. Po drodze do domu zamiast na posiłek Zack zdołał zaciągnąć mnie do baru, gdzie skorzystałam z happy hour — oferty drinków w cenie dwa za jeden. Kilka razy. W głowie mi się kręci. Potykając się, pokonuję schodami sześć półpięter, a Zack ciasno obejmuje mnie w talii.

Rzadko dużo piję. Prowadzenie własnej firmy wymaga bycia dyspozycyjnym, a moje dni są zwykle tak wypełnione, że nie mogę sobie pozwolić na branie wolnego. Wiem, że rano będę miała do siebie pretensje, lecz teraz w ogóle mnie to nie obchodzi. Mam za sobą paskudny wieczór; upokorzenie doznane na randce z Mikiem wciąż ciąży mi w piersi. Chcę o tym na chwilę zapomnieć.

Jednak kiedy Zack winduje mnie na nasze piętro, zaczynam żałować czwartej kolejki mojito. Wbijam wzrok w zamknięte drzwi mojego mieszkania i wyobrażam sobie, jak kładę się w zimnym, pustym łóżku. Znów. Mgła pijackiego uniesienia nagle się rozwiewa, zastępuje ją smutek.

Sto dwadzieścia randek. W ciągu ostatnich czternastu miesięcy byłam na stu dwudziestu randkach. Żadna się nie udała.

Coś musi być ze mną nie tak.

— Podoba mi się — mamrocze Zack nad moją głową, kciukiem dotykając ramiączka mojej braletki. — Według twojego projektu?

Kręcę głową.

— To Anna Bardet. Jedna z moich ulubionych projektantek.

— Wolę twoje — oznajmia Zack, rozglądając się po długim korytarzu. Panuje w nim ciemność i cisza; najwidoczniej wszyscy pozostali lokatorzy poszli już spać. — Masz w domu coś do jedzenia, złotko?

Zastanawiam się przez chwilę.

— Coś w rodzaju… batoników z ziaren?

Zack cmoka z dezaprobatą i obraca mnie w miejscu. Mieszka pod numerem 6B, dokładnie naprzeciwko mnie. Jego umięś­nione ramiona otaczają mnie w talii. Bez namysłu ściskam jedno z nich, podziwiając potężny biceps. Zack się śmieje.

— Chodź. Zrobię ci coś z mnóstwem sera, żebyś jutro nie czuła się tak całkowicie beznadziejnie.

Marszczę brwi.

— Nie musisz…

— Mamy resztki z zestawu tygodniowego — kusi Zack.

Rozjaśniam się. Chłopcy dostają tony darmowego żarcia od sponsorów, którzy reklamują się w ich podcaście. Mój ulubiony to Flavoroso, producent tygodniowych zestawów z gotowymi, już pokrojonymi składnikami.

— Dzisiaj był cheesemac z poczwórnym serem — mówi mi Zack do ucha, co przyprawia mnie o dreszcz. — Brie, cheddar, gouda i inne gówna.

Podnoszę na niego wzrok, ślinka napływa mi do ust, a on parska śmiechem.

— Taaa, właśnie tak myślałem. Chodź, mała.

— Nie jestem mała. — Próbuję wywinąć się z jego uścisku.

Zack odpowiada śmiechem, całuje mnie w czubek głowy, przekręca zamek w drzwiach i zagarnia mnie do środka.

* * *

Mieszkanie chłopaków to większa i bardziej męska wersja mojego. Zamiast jednej sypialni mają trzy, lecz poza tym taki sam salon łączony z jadalnią i aneksem kuchennym. Podczas gdy moja przestrzeń życiowa jest wytapetowana na różowo i zastawiona drążkami z próbkami produktów, salon u panów jest ciemny i schludny. Czarne sofy otaczają półkolem szklaną ławę, po drugiej stronie stoi szeroki telewizor. Na półce powyżej znajdują się wszystkie ich nagrody: czerwona plakietka Najlepszy Podcast w Anglii, nagroda w kształcie mikrofonu Najpopularniejszy Podcast Radia Elias, jak również moja ulubiona — Najlepszy Podcast dla Dorosłych, wykonana z jaskraworóżowego szkła i wygrawerowana w małe szminkowe pocałunki.

Dzisiaj panuje tu nieco większy bałagan niż zwykle. Ławę zaścielają plakaty „Trzech singli” i pisaki. Jeden ze współlokatorów Zacka, Luke, siedzi na sofie i metodycznie bazgrze swój autograf na każdym plakacie.

Zack mierzwi mi włosy, mija mnie i przechodzi do kuchni, a ja zrzucam z siebie skórzaną kurtkę i opieram się o ścianę w pijackiej adoracji Luke’a. Może to sprawka przyjętych procentów, lecz dzisiaj ten facet wygląda wyjątkowo fantastycznie.

W tym roku Luke kończy czterdzieści lat i jest jak dobre wino. Siwiejący i przystojny w stylu profesora. Jak zwykle ma na sobie proste spodnie, okulary w grubej oprawce i granatowy sweter, sądząc z wyglądu, miękki i wygodny. Mam ochotę go polizać.

— Wyglądasz na wysportowanego — mówię przeciągle.

Luke podnosi na mnie wzrok. Gdy się uśmiecha, w kącikach jego szarych oczu pojawiają się zmarszczki.

— Layla! Nie wiedziałem, że dzisiaj przyjdziesz, kochana. — Zamyka pisak i spogląda po sobie. — A, dzięki. Zack namówił mnie na te spodnie.

— Podkreślają jego zgrabny tyłek! — woła Zack z kuchni.

— Czyżby, panie Martins? — Wieszam kurtkę na wieszaku. — Ciekawe.

Twarz Luke’a lekko się chmurzy.

— Prosiłem, żebyś tak do mnie nie mówiła.

— Sorki, panie profesorze, siła przyzwyczajenia.

— Nie uczyłem cię aż tak długo, żebyś nabrała takiego głupiego przyzwyczajenia — burczy, a ja śmieję się mimo woli.

Luke uczył mnie angielskiego w dziesiątej klasie. Kiedy miałam szesnaście lat, trzy razy w tygodniu chodziłam na jego lekcje, by uczyć się o Szekspirze i czytać Myszy i ludzi. Jak wszystkie inne dziewczyny w szkole, byłam w nim śmiertelnie zakochana. Niemal padłam na zawał, kiedy po przeprowadzce do tego bloku trzy lata temu zastałam go na klatce, przerzucającego pocztę. W pierwszej chwili mnie nie poznał — a kiedy oznajmiłam mu, że będzie mieszkał naprzeciwko swojej dawnej uczennicy, okazał wyraźne przerażenie.

Tym zabawniej jest się z nim drażnić. Przechodzę przez pokój i padam na sofę obok niego. Rzucam torebkę na podłogę.

— Dobry wieczór, panie profesorze.

Rzuca mi poirytowane spojrzenie, a ja uśmiecham się i kładę nogi na ławę. Luke ukradkiem spogląda na moje nogi w siatkowych pończochach, po czym odchrząkuje.

— Wieczór był przyjemny — mówi powoli. — Opracowałem bonusowy odcinek podcastu, potem podpisywałem plakaty tak długo, aż pisak mi się wypisał. — Z ławy bierze kremowy kartonik. — Moja była przysłała mi kolejne zaproszenie na ślub — dodaje sarkastycznie. — Piąte. Chyba zauważyła, że odrzucam jej połączenia.

Sięgam po kartkę i zmrużonymi oczami wpatruję się w wytłaczane zawijasy.

 

Amy Jones i Rob Tran powiedzą sobie „tak”!

Zapraszamy na uroczystość!

5 kwietnia, Laurel Grove

Krzywię się. Pamiętam jego byłą żonę z liceum. W tym czasie, kiedy Luke mnie uczył, była dyrektorką. I absolutną wiedźmą.

— Fuj. Po co chce cię tam ściągnąć? — Rzucam zaproszenie na kolana Luke’a i opieram głowę o poduszki sofy. Świat wiruje mi przed oczami. — Powinieneś to spalić.

— Właściwie planowałem wyrzucić to do makulatury. — Luke spogląda na mnie ze zmarszczonymi brwiami. — Wszystko dobrze? Co Zack ci zrobił?

— Hm? — Patrzę na niego spod półprzymkniętych powiek. — Nic.

— Jesteś cała czerwona. — Wyciąga rękę, dotyka mojego policzka, a ja automatycznie wtulam się w jego dłoń. Pachnie cudownie: earl greyem i starymi książkami. Mam ochotę wtulić się w niego cała jak w fotel.

Luke odsuwa dłoń jak oparzony.

— L… lejesz się przez ręce. Piłaś?

Prostuję się i ziewam.

— Aha.

Zmarszczka na jego czole się pogłębia.

— Dla zabawy czy coś się stało?

Nim zdołam odpowiedzieć, w korytarzu otwierają się drzwi.

— Czy słuch mnie nie myli? — pyta ospale niski głos. — Layla Thompson jest pijana?

Unoszę wzrok. Ostatni lokator spod numeru 6B, Joshua Tran, stoi w drzwiach swojego pokoju i patrzy na mnie zmrużonymi oczami. Wpatruję się w niego, chociaż unoszenie głowy tak, by spojrzeć mu w oczy, przyprawia mnie o ból karku.

Facet jest naprawdę wysoki. Ma metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu, więcej niż Zack, gęste czarne włosy, ostre rysy i chłodne, zdystansowane oczy. Jest najspokojniejszym członkiem drużyny — w przeciwieństwie do Zacka nie wpada, głoś­no zaznaczając swoją obecność, lecz zakrada się jak czarna pantera i rozgląda wokół, obrzucając wszystkich taksującym spojrzeniem.

Robi to właśnie teraz.

Opiera się o framugę drzwi.

— Dzisiaj miałaś randkę, zgadza się? — pyta. — Nie powinnaś w tej chwili rozmawiać z jakimś nadzianym menedżerem od funduszy powierniczych? Która to, sto dwudziesta?

— Liczysz, co? — pytam, przecierając oczy. Kiedy odrywam dłonie od twarzy, mam na nich czarne smugi od mascary. Cholera. — Josh, rany, można pomyśleć, że to ty chciałbyś się ze mną umówić.

— Prędzej wybieliłbym sobie twarz kwasem — odpowiada Josh swobodnie, wbijając we mnie wzrok. Ma najciemniejsze oczy z wszystkich, jakie kiedykolwiek u kogokolwiek widziałam; właściwie czarne i niemal przerażająco intensywne. W tej chwili prześwietlają mnie jak lasery, przesuwając się po mojej krótkiej sukience i wysokich obcasach.

Biorę do ręki zaproszenie na ślub i rzucam w niego.

— Powiedz bratu, że to dziwne, że żeni się z byłą Luke’a.

— Próbowałem. Niestety, jest w niej zakochany. Jak wypijesz, robisz się cała czerwona.

— Odwal się. — Znów zamykam oczy. — Daj mi spokój. Przyszłam tylko na ser.

Zapada chwila ciszy, a ja wtulam się w poduszki sofy. Nagle czyjeś dłonie obejmują mnie za kostki; podskakuję, gwałtownie otwierając oczy. Josh podszedł do sofy, klęczy teraz przede mną i kładzie sobie moje stopy na kolanach.

— Zdejmij je — burczy. — Chyba cię nogi bolą. — Przesuwa palcami po zamku kozaka na obcasie. — Nigdy nie widziałem, żebyś wypiła więcej niż jednego drinka.

— Nie znoszę być pijana — mamroczę, kręcąc stopą. — Nie chcę się ruszać. Ty mi je zdejmij.

Josh znajduje zamek i rozsuwa go, uwalniając mi stopę. Kciuk wbija w podbicie, a ja praktycznie wtapiam się w kanapę. Warga mu drga. Zdejmuje mi drugi kozak i oba ustawia równo przy kanapie.

— Skoro nie lubisz pić — mówi powoli — to dlaczego się upiłaś?

Wpatruję się w niego, zastanawiając się nad odpowiedzią.

— Nie wiem. Może… mi smutno?

W obu facetów jakby grom strzelił. Byli swobodni i nagle obaj wpatrują się we mnie z troską wypisaną na twarzach.

Cholera.

Zack

— Jezu — odzywa się Layla, kiedy cisza się przeciąga. — Powiedziałam, że mi smutno, a nie, że umieram na śmiertelną chorobę.

— Smutno ci? — powtarza Josh, jakby nie mógł w to uwierzyć. Luke się nie odzywa, obserwuje ją z boku. Przewracam oczami i mieszam makaron na patelni. Obaj naprawdę dramatyzują.

— Mam uczucia, wiecie — mówi Layla z urażoną miną.

— Tak — odpowiada cicho Luke. — I w ciągu tych trzech lat, odkąd się znamy, nigdy, ani razu nie przyznałaś się, że ci smutno.

— Zostawcie ją, wieczór się jej nie udał — wtrącam, wyłączając kuchenkę. — Próbowała zaciągnąć faceta do łóżka, a on wyskoczył przez okno w łazience i spłynął rynną, żeby od niej uciec. — Zaczynam wykładać wielką porcję dymiącego makaronu. — A potem biedaczka musiała zjeść porcję wegetariańskich śmieci. Każda inna już by tu pewnie płakała. Dzięki Bogu, że Layla jest dzielna.

— Nie chciałam zaciągnąć go do łóżka — sprzeciwia się Layla, bawiąc się brzegiem swojej krótkiej srebrnej sukienki. — Nietrudno byłoby nakłonić faceta, żeby się ze mną przespał.

— Racja — przyznaję, sięgając do szuflady po widelec. — Jeśli się tak ubierzesz, faktycznie nietrudno. — Przesuwam spojrzeniem po jej sprężystych udach. Nie wiem, jaki problem miał ten gość, z którym się umówiła. Layla jest zabójcza. Wysoka, z długimi nogami, o wystających kościach policzkowych i jasno­zielonych oczach oraz równo ściętych włosach do ramion, które tleni niemal na biało. Jest naprawdę gorąca.

— Zack — upomina mnie Luke. — Nie mów tak.

— No co? Ma na sobie krótką sukienkę i wysokie obcasy. Mogłaby wejść do każdego klubu w mieście, a faceci zlecieliby się do niej jak ćmy.

Layla energicznie kiwa głową.

— Tak, ale ja tego nie chcę.

Josh zajmuje miejsce w fotelu.

— Skoro nie chciałaś, żeby facet się z tobą przespał, to czego chciałaś?

Layla waha się.

— Chciałam… chciałam po prostu mu się spodobać — wyznaje w końcu. — Żeby facet zjadł ze mną kolację i polubił mnie na tyle, by znów chcieć się ze mną umówić. Chcę prawdziwego związku.

Unoszę brwi. W jej głosie przebija nuta bezbronności, której nigdy dotąd u niej nie słyszałem. Zwykle Layla jest uosobieniem podręcznikowej definicji apodyktycznej suki. Zastanawiam się chwilę, podchodzę do lodówki, wyjmuję wielki blok sera i dodatkowo ścieram trochę na makaron, żeby poprawić nastrój dziewczyny.

— Odrzucenie boli — mówi cicho Luke. — Nie ma się czego wstydzić.

Layla kręci głową.

— To nie odrzucenie mnie męczy. Nie podoba mi się, że zostaję w tyle.

— W tyle z czym? — pyta Josh. — Z randkami? — Wskazuje na mnie głową. — Wszyscy jesteśmy starsi od ciebie, a żaden z nas nie jest w związku.

— Fakt, ale wy nie chcecie związku — zauważa Layla. — A ja tak. To punkt mojego planu.

— Planu? — pytam, podchodzę do sofy i podaję Layli miskę. — Czy to twoja kolejna dziwaczna lista? Bo zakochania chyba nie da się zaplanować, mała. — Opadam na siedzenie obok niej.

Layla ma prawdziwego świra na punkcie planów. Planuje każdą sekundę życia — od chwili gdy się budzi o nieludzkiej porze do dokładnej godziny pójścia spać. Rozumiem, że pochłania ją prowadzenie własnej działalności, ale naprawdę nikt nie musi być aż tak zorganizowany.

Czasami wpadam do niej nieoczekiwanie, a ona potrafi wtedy powiedzieć coś w stylu: „Zaczekaj, mam jeszcze cztery minuty mycia naczyń, a potem porozmawiamy”. Dziwaczka.

— Ja mogę zaplanować wszystko! — sprzeciwia się Layla, nabierając na łyżkę ogromną porcję stopionego sosu. — I tak, mam listę. To plan dziesięcioletni. Stworzyłam go zaraz po liceum, zaplanowałam sobie lata między dwudziestką a trzydziestką. Już i tak przedłużyłam sobie terminy. Początkowo miałam znaleźć męża w wieku dwudziestu pięciu lat. — Marszczy brwi i wsuwa jedzenie do ust.

Josh zakrywa usta dłonią i wydaje dźwięk, jakby się dławił.

Layla rzuca mu gniewne spojrzenie.

— Co?

— Nic, nic. — Josh przełyka z trudem. — Ee… dwadzieścia pięć lat?

Layla wzrusza ramionami.

— Wydawało mi się, że to dobry wiek. Miałam czas, żeby zacząć pracować, a jednocześnie nie odkładać tego kroku na tyle długo, żeby płodność mi spadała albo wszyscy porządni faceci byli zajęci.

Josh znów zaczyna kaszleć, jeszcze mocniej.

Layla sięga do torebki.

— Czekajcie, pokażę wam. — Wygrzebuje z niej pogniecioną kartkę i podaje Luke’owi, któremu brwi podjeżdżają do góry.

— Ten plan to faktycznie lista? Zapisałaś to sobie?

Layla wbija w niego wzrok.

— Oczywiście, inaczej nie zapamiętałabym tego wszystkiego, co mam do zrobienia.

— Oczywiście. — Luke odchrząkuje i czyta listę. Zaglądam mu przez ramię. Papier jest podniszczony, widać ślady przemoczenia, jakby Layla od dawna nosiła go w torebce. Na górze widnieją słowa Plan dziesięcioletni, wypisane pełnym zawijasów pismem nastolatki. Pod spodem wypunktowana długa lista z pozycjami takimi jak: „Skończyć studia ekonomiczne (21 lat)”, „Założyć butik online (23 lata)” oraz „Pierwsze wysyłki zagraniczne (24 lata)”.

Tylko jeden punkt nie został odhaczony. „Wyjść za mąż (30 lat)”.

— No i co z tego? — pyta Luke. — Chciałaś wyjść za mąż przed trzydziestką? Masz jeszcze dwa lata, prawda? Nie jesteś spóźniona.

Layla krzywi się do makaronu.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki