#EraTindera - Jakub Przytarski - ebook + audiobook + książka

#EraTindera ebook i audiobook

Jakub Przytarski

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

#Przeczytaj, jeśli myślisz, że o relacjach damsko-męskich w dobie internetu
napisano już wszystko.


To nie jest kolejna cukierkowa historia miłosna. To brutalne rozliczenie hedonistycznego pokolenia instant, które gdzieś w odmętach wirtualnej rzeczywistości zagubiło sens nawiązywania trwałych relacji z drugim człowiekiem. Ona jest 23-letnią studentką, która próbuje zagoić rany po ostatnim nieudanym związku. On jest 28-letnim mężczyzną, który od lat jest zamknięty emocjonalnie dla nowo poznanych kobiet. Czy pod sztandarem tinderowej rozpusty i instagramowej atencji jest szansa na znalezienie wartościowej relacji, która nie będzie oparta wyłącznie na powierzchownych uczuciach, tak powszechnych w dobie portali randkowych? Odpowiedź nie jest tak banalna, jak myślisz…

Erotyk pisany przez mężczyznę to nadal rzadkość. Jeśli jesteście ciekawi męskiego spojrzenia na miłość i seks w dobie internetowych randek to „#EraTindera” jest dla Was! Dajcie się porwać w świat portali randkowych, Instagrama i Tindera! Ta nieznana mi wcześniej rzeczywistość okazała się bardzo ciekawa! Sprawdźcie sami...
Ewa Rogala, poligondomowy.pl

Jakub Przytarski - urodzony w 1989 roku, mieszka w Gdańsku. Na co dzień pracuje jako analityk. Absolwent studiów matematycznych na Politechnice Gdańskiej i ekonomicznych na Wyższej Szkole Bankowej. Umysł ścisły, który dopiero niedawno zdał sobie sprawę, że pasjonuje go pisanie.

Instagram: @jakubprzytarski
Facebook: EraTindera

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 487

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 59 min

Lektor: Antoni Trzepałko

Oceny
3,8 (25 ocen)
9
8
2
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


PRZEDMOWA

 

 

Na wstępie pragnę podziękować Ci, Drogi Czytelniku, za to, że trzymasz tę książkę w rękach, co oznacza, że jesteś zainteresowany jej treścią. Mam nadzieję, że czytanie sprawi Ci wiele przyjemności. Głęboko też wierzę (być może sobie schlebiam), że między wierszami mojej powieści znajdziesz odpowiedzi, których szukasz, a przemyślenia i czyny bohaterów choć na chwilę skłonią do refleksji nad treścią tego tekstu.

 

To nie jest poradnik ani instrukcja obsługi ludzkiego umysłu. Nie jestem ani psychologiem, ani socjologiem. Jestem po prostu uważnym obserwatorem wyciągającym wnioski, który – za pośrednictwem tego tekstu – opisał swój własny, subiektywny obraz relacji damsko-męskich w dzisiejszych czasach.

 

Z całą stanowczością pragnę również zaznaczyć, że wszystkie postacie są zmyślone, a rozważania poruszane w tej książce należą do bohaterów i nie zawsze pokrywają się z tym, co rzeczywiście na zadany temat myśli autor. Należy bowiem odróżnić fikcję literacką od realnego życia, chociaż zdaję sobie sprawę, że może być to niezwykle trudne, o czym niedługo się przekonasz, Drogi Czytelniku.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z dedykacją dla A.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Znikąd

 

Nie ufaj kobiecie z kokiem na głowie.

 

 

DIANA

Jeżeli można pieprzyć wzrokiem, to w tym momencie on to właśnie robił. To jego zimne i przenikliwe spojrzenie nie jest spojrzeniem mężczyzny, który pyta. Tacy jak on nie proszą. Oni biorą bez pytania, wnikając w nasze umysły. Bez zbędnych konwenansów i niepotrzebnej kurtuazji wchodzą w nasze fantazje, dotykając bezkompromisowo kobiecych pragnień. Obdzierają nas z godności i przekraczają barierę intymności. Zuchwale niszczą cienką granicę pomiędzy konwencją a perwersją. Są mężczyźni, którzy nie muszą dotykać, ażeby kobieta czuła ich ręce na całym swoim ciele. Wystarczy, że patrzą. Takie spojrzenie powoduje, że z silnych kobiet momentalnie stajemy się posłusznymi dziewczynkami, które w niemym krzyku proszą o więcej.

Uspokój się, skarciłam samą siebie w myślach. Dyskretnie zerknęłam na zegarek. Była dwudziesta druga trzydzieści. Sopocki Monciak dopiero budził się do życia. W klubie, w którym właśnie byliśmy, panował przyjemny półmrok. Na jego męskie rysy twarzy padało ciepłe światło, którego źródłem były wiszące nad nami metalowe lampy. Oprócz sączącej się z głośników muzyki, w tle słychać było również stukot pokali i szklanek, które barmani przygotowywali przed oblężeniem, jakie niebawem zaleje klub.

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie na drewnianych stołkach. Niebezpiecznie blisko. Widziałam każdy detal jego twarzy, łapiąc się co chwilę na tym, że jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego mimikę. To twarde, wyrachowane spojrzenie powodowało we mnie tyle emocji, że w ramach obrony miałam ochotę rzucić się na jego szyję i go ugryźć. Zaśmiałam się z siebie, co z pewnością wyłapał. To była nierówna walka. Od samego początku niezwykle mnie intrygował. Jest inny niż ta cała masa facetów, z którymi miałam ostatnio styczność. Inny nawet od niego, co początkowo wyprowadziło mnie z równowagi, powodując lekki chaos w mojej głowie. Nie był chłopcem. Był świadomym siebie mężczyzną i wyraźnie można to było wyczuć. Twardo stąpającym po ziemi, ale też zabawnym i radosnym. Do tego wykształconym i ujmująco inteligentnym, co zauważyłam już po paru minutach rozmowy. Szarmanckim i opiekuńczym, ale zarazem zimnym i zdystansowanym. Momentami czułam totalny mętlik w głowie. Czy to wszystko można zaobserwować w ciągu kilku godzin? Gdzie jest haczyk? Spojrzałam na niego podejrzliwie, ponownie skupiając na nim wzrok. Przenikliwa woń pożądania uderzyła w moje nozdrza, gdy nachylił się do mojego ucha, jakby chciał mi zdradzić jakąś tajemnicę. Otarł mój policzek swoim kilkudniowym zarostem, powodując przyjemne drapanie. Jednocześnie lewą dłonią odgarnął mi kosmyk włosów zza ucha. Systematycznie, z każdą minutą jego prawa ręka, którą położył na moim udzie, przesuwała się o kilka centymetrów wyżej. Mimo delikatnego odurzenia alkoholowego doskonale wiedziałam, że robi to celowo. Muzyka nie zagłuszała nas na tyle, żeby nie móc swobodnie rozmawiać. Jednak kompletnie mi to nie przeszkadzało. Taka bezpośrednia eskalacja dotyku nawet tam, gdzie teoretycznie powinien naruszyć moją przestrzeń osobistą, powodowała, że w podbrzuszu zaczynało robić mi się cieplej, a w głowie pojawiły się bezpruderyjne myśli. W moim przypadku było to niezwykle rzadkie zjawisko i – o dziwo – spodobało mi się to. Z każdym łykiem piwa coraz bardziej liczyłam na to, że jego ręka odważnie przesunie się jeszcze wyżej. Dziewczyno, poskrom swoje żądze! – po raz kolejny podjęłam w myślach próbę uspokojenia emocji, które od kilku godzin stopniowo, kroczek po kroczku, zaczęły przejmować nade mną kontrolę. Tylko jak mam je poskromić, skoro alkohol przyjemnie rozpływa się po moim ciele, powodując co chwilę niekontrolowany wystrzał endorfin? A może to podniecenie…?

– Patrzysz na mnie, jakbyś chciał mnie zjeść lub wykorzystać – wypaliłam, udając pewną siebie. Patrzyłam prosto w jego skupione oczy. Tylko co z tego… już po chwili znowu onieśmielona odwróciłam wzrok w towarzystwie czerwieni, która z pewnością zalała moje policzki.

– Diana, czy ty właśnie ze mną flirtujesz? – odpowiedział zaczepnie, po czym, nie odrywając ode mnie spojrzenia, sięgnął po butelkę stojącą na barze. Co za bezczelny typ. Jeszcze ten kpiący uśmieszek. Ugryzę go, słowo daję. Zresztą, mam dziś prawo na odrobinę szaleństwa, ponieważ wszystko w tym momencie jest naj – zaczęłam w myślach analizować sytuację. Naprzeciwko mnie siedział jeden z najciekawszych i na pewno najinteligentniejszych mężczyzn, jakich w życiu poznałam. W tle leciał akurat Nothing’s Gonna Hurt You Baby – Cigarettes After Sex, jeden z najbardziej emocjonalnych utworów, jakie znam. Do tego jego dotyk, zapach, spojrzenie, mowa ciała i głos sprawiały, że czułam się najlepiej, odkąd wróciłam z Erasmusa, gdzie zostawiłam coś więcej niż przyjaciół, nie licząc niezrealizowanych marzeń o zagranicznych praktykach studenckich.

ON

Starała się odważnie patrzeć mi w oczy, co niemiłosiernie mnie nakręcało. Jak wilka, który wyczuł krew i niecierpliwie czeka na moment ataku. Trywialne porównanie, ale jakże w tym momencie trafne. Już dawno miałem ochotę ją pocałować. Tym razem jednak chciałem się delektować tą chwilą wyczekiwania. Chciałem wyraźnie czuć, jak jej nabrzmiałe do granic możliwości wargi będą pulsowały od napływającej krwi. Pragnąłem poczuć jej język, który subtelnie będę masował swoim, podczas gdy jej oddech w niekontrolowany sposób przyśpieszy od narastającego podniecenia. Chciałem poczuć, jak jej ciało drży i jak zaciska swoją dłoń na moim ramieniu, zatracając się w morzu swoich pragnień.

Łaknąłem jej spojrzenia, które błagalnym tonem szepnie: „Nie przerywaj, głupcze!”. Dlatego pierwszy raz od dawna miałem ochotę dać sobie czas, czekając na właściwą chwilę. Bawiłem się jej cierpliwością. Nie chciałem niepotrzebnej presji. Wszystko w odpowiednim tempie. Obserwowałem ją uważnie, zwracając uwagę na każdy jej ruch. Przed momentem dłuższą chwilę patrzyła na moją szyję i przygryzła wargę, jakby chciała się w nią wgryźć.

Śmieszna jest, oceniłem, przyglądając się jej bacznie. Myślałem, że doskonale czytam kobiecą mowę ciała, jednak z takim przypadkiem nie miałem chyba jeszcze do czynienia, ponieważ Diana momentami wydawała się nieobliczalna. Taka mała, nieokiełznana dzikuska. Uwielbiam wyłapywać drobne niuanse w rozmowach z kobietami. Delikatne nadgryzienie wargi, odgarnięcie włosów, muskanie palcami szyi i dekoltu czy też przekrzywianie głowy. Klasyczne sygnały wysyłane podświadomie przez kobiety, a to tylko kropla w morzu. Chłopcy nie potrafią obserwować kobiet, mężczyźni owszem. A one wysyłają nam tysiące znaków niewerbalnych świadczących o ich zainteresowaniu nami. Gdyby tylko mężczyźni wiedzieli, co siedzi w kobiecej głowie… „Weź mnie. Weź mnie teraz! Na co czekasz? Popchnij mnie na stół. Zajdź od tyłu i podwiń sukienkę, której szukałam trzy godziny w Galerii Bałtyckiej. Ubrałam ją specjalnie dla ciebie, baranie!”. Podczas gdy on zdziwiony patrzy na kobietę, ona ma nieobecny i zamyślony wzrok. Widzi, że nagle się zarumieniła i zastanawia się, czy powinien otworzyć drugą butelkę wina, bo po dżentelmeńsku nie chce jej przecież upić. Noż kurwa mać! Przynieś tę drugą butelkę. Oblej jej nagie ciało tym winem, po czym zlizuj je, wyjąc do księżyca jak wilkołak, gdy będziesz wchodził w nią od tyłu. No dobra, przesadziłem, zaśmiałem się w myślach, wyobrażając sobie jednocześnie, jak robię to z kobietą, która siedzi naprzeciwko mnie. To przez to kolejne piwo, które właśnie piłem. Musiałem uważać na Dianę. Nie chciałem jej upić. Nie upijam kobiet, to żałosne. Kobiety należy odurzać rozmową, nie alkoholem. W każdym razie wszystko sprowadza się do tego, żeby dokładnie obserwować kobiety. Wyrobić w sobie instynkt, który podświadomie będzie wyłapywał takie sygnały. Niestety, nie jesteśmy w tym dobrzy. One czytają mowę ciała znacznie efektywniej niż my. Osobiście staram się im dorównać, jednak wiem, że bardzo wysoko mierzę. Gdybym miał wskazać jedną ze swoich dewiacji, to właśnie ona – szczegółowe obserwowanie zachowań kobiet. Nie manipulowanie nimi, nie jestem kobieciarzem. Rozmawiam, śmieję się, czerpię radość z obecności kobiety, uwodzę. Uwodzenie to subtelny taniec dwojga ludzi, gdzie mężczyzna prowadzi, a kobieta daje się prowadzić, jeżeli jest zainteresowana mężczyzną. Obie strony muszą chcieć, nie ma innej opcji. Do tanga trzeba dwojga. Układ idealny.

– Chodźmy zatańczyć! – rzuciłem z entuzjazmem. Zauważyłem zdziwienie na jej twarzy, bo zrobiła wielkie oczy, a po chwili pojawił się uśmiech, odsłaniający białe zęby. Spojrzałem na parkiet, który był jeszcze pusty. Całkowicie przestałem zwracać uwagę na otoczenie, zatracając się w rozmowie z moją towarzyszką. W sumie, mówić można z każdym, a rozmawiać to już mało z kim. Piękne stwierdzenie, które gdzieś wyczytałem. Diana doskonale wiedziała, że się droczę i prowokuję, do czego zdążyła się przyzwyczaić przez ostatnie parę godzin. W tle leciał właśnie jakiś spokojny kawałek, a na przytulasy nie miałem ochoty. Widziałem zresztą jej reakcję towarzyszącą tej muzyce. To pewnie jeden z tych utworów, przy których utopiła niejedną lampkę wina w samotności. Jej telefon leżący na barze nagle się rozświetlił, co wyrwało mnie z zadumy. Wyprostowałem się, odrywając z niechęcią dłoń od jej uda.

– Skoczę do toalety. Zaraz wracam. Jeśli będziesz chciała uciec, to chociaż kup mi piwko na pocieszenie – zażartowałem, szczerząc się do niej. Nie odwzajemniła uśmiechu. Nawet na mnie nie spojrzała. Jej wzrok był nieobecny, a na twarzy malował się szok pomieszany ze smutkiem. Patrzyła jak osłupiała na ekran telefonu, który trzymała w dłoniach.

BARMAN

Widziałem jej reakcję, gdy powolnym ruchem ręki sięgnęła po telefon, nie odrywając wzroku od świecącego jeszcze ekranu. Biedny koleś. Jeszcze nie wie. A może zauważył? Widziałem jego przenikliwy wzrok, skupiony na niej w momencie, gdy wstawał. Na sekundę i nasze oczy się spotkały. Nie wyczytałem nic, co mnie niezwykle zdziwiło. Znam się na ludziach, jak psycholog, którym bez wątpienia może się nazwać wielu barmanów z wieloletnim stażem. Tego spojrzenia jednak nie rozgryzłem. Polubiłem tego gościa. Wydawał się OK. Lubię otwartych ludzi, którzy inicjują luźną, niewymuszoną gadkę z obsługą. On taki był, gdy składał zamówienie. Szkoda mi go. Przypomniały mi się słowa Hłaski: „Co ty wiesz o kobietach? Jeśli one już kogoś kochają, to nie ma na nie siły.”

Ostatni raz dyskretnie spojrzałem na drżenie jej dłoni, w której trzymała telefon…

 

Cztery i pół godziny wcześniej.

Staw „Wileńska”, Gdańsk Morena…

ON

Z daleka widziałem, że ma ogromne oczy, niezwykle długie rzęsy i ciemne jak węgiel brwi. Nieważnie, jak banalnie to brzmi, ale przysiągłbym, że słyszałem, jak nimi trzepocze za każdym razem, gdy mrugała uroczo powiekami. Czarne włosy miała spięte w kok. Tak jak lubię. Co ja mówię, tak jak uwielbiam! Kocham koki. Jestem pieprzonym pasjonatem koków. Jej pasował do delikatnych, kobiecych rysów twarzy oraz małego, spiczastego noska. Była średniego wzrostu, na oko sto sześćdziesiąt pięć centymetrów. Szczuplutka, ale kobieca. Wyglądała nieporadnie, gdy zbiegała do mnie po schodach prowadzących do stawu, przy którym czekałem na ławce. W tej krótkiej scenie było coś urokliwego. W takich momentach seksapil, który dopiero u niej kiełkował, a który ma tak niewiele kobiet w jej wieku, schodzi na drugi plan. Diana miała po części coś z Audrey Hepburn i naszej rodzimej aktorki Aleksandry Hamkało. To było moje pierwsze skojarzenie, gdy ją ujrzałem. Miała swój własny, oryginalny styl, jeśli chodzi o ubiór. Taki, który lubię, ale który kompletnie nie pasował do mojego. Nie miało to jednak dla mnie znaczenia. Mała Mi ubrana w białe trampki, ciemne dziurawe spodnie, bluzeczkę w paski zakrywające jej małe piersi oraz kurtkę w kwiatki. Z jej mowy ciała można było wyczytać, że kipi pozytywną energią i z pewnością zaraża otwartością. Takie kobiety działają na mnie jak narkotyk i w takich momentach mam ochotę złapać każdą z nich z tyłu za włosy, przyciągnąć do siebie i głęboko sztachnąć się najpiękniejszym zapachem świata… zapachem kobiety.

Od razu widać, że jest osobą, która pragnie huśtawki emocjonalnej. Można to wyczuć i to wbrew pozorom bardzo łatwo. Niewątpliwie nie jest też osobą, przy której można się nudzić, gubiąc w rutynie. Chodzę po tym świecie dwadzieścia osiem lat. Swoje już przeżyłem i siłą rzeczy swoje już wiem na temat kobiet.

Diana z pewnością nie była głupią, pustą dziewczynką, tylko wartościową, inteligentną przedstawicielką płci pięknej, która dopiero niedawno wkroczyła na salony kobiecości. Dziewczyny przekraczające barierę dwudziestu lat myślą, że są już świadomymi siebie kobietami, które wiedzą, czego chcą od życia. W rzeczywistości mylą świadomość seksualną i kobiecość z inteligencją emocjonalną. To dwie kompletnie odmienne płaszczyzny. W momencie, kiedy taka dziewczyna znajdzie harmonię pomiędzy jedną płaszczyzną a drugą, dopiero wtedy może nazwać siebie kobietą. Być może to krzywdząca generalizacja i takie szufladkowanie jest nie na miejscu, ale każdy ma prawo do własnego zdania, pomyślałem, patrząc na nią. Sęk w tym, że pod twardą skorupą kobiecości często skrywa się wrażliwa, zagubiona dziewczynka. Tak też było w przypadku Diany, o czym wtedy jeszcze nie wiedziałem.

DIANA

Pięknie, znowu się spóźnię. Jest takie powiedzenie: „Wolne miasto Gdańsk, a wszyscy gdzieś biegną”. Tak też było w moim przypadku, pomyślałam, zmieniając szybki krok w trucht. Chociaż mam tę przewagę, że potrafię odpalić motorek w tyłku, gdy grozi mi spóźnienie. Zapomniałam, że wieczory nie są już takie ciepłe i jak zwykle zostawiłam bomberkę w mieszkaniu. Niemniej dziś akurat było wyjątkowo przyjemnie. Pewnie jedna z ostatnich takich nocy w tym roku. Fajne zakończenie sezonu picia piwa w plenerze. Niedługo koniec lata i kolejny rok akademicki, który – jak co roku – odbije na mnie piętno, prowadząc nieubłaganie ku dorosłej niezależności.

Słońce powoli już zachodziło, ustępując miejsca wieczorowi. Oby przyjemnemu, na co bardzo liczyłam, myśląc o czekającej mnie randce. Zafascynował mnie w pewien sposób. Godziny pisania na Messengerze, dziesiątki wysłanych snapów, setki uśmiechów do telefonu, tysiące myśli w głowie. Dawno z nikim nie złapałam takiej nici porozumienia i nie czułam tak luźnego flow. Każdy mężczyzna jest inny, ale on był jeszcze bardziej inny niż każdy z nich. Serce zabiło mi szybciej. Nie potrafiłam odpowiedzieć: czy to przez bieg, czy przez stres, który zaczęłam odczuwać. A co, jak mu się nie spodobam? Pesymistyczne myśli zaczęły kłębić mi się w głowie. On jest inny niż ja. Wydaje się taki ułożony i stonowany, choć z drugiej strony, ma do siebie dystans i niebanalne poczucie humoru.

Problem polegał na tym, że miał już ułożone życie. Przynajmniej tyle zdążyłam wywnioskować z jego profilu na Facebooku. A ja? Mała wariatka, którą rozsadza energia. Taka przeciętna i normalna. Bujająca w obłokach, non stop rozmyślająca i roztrzepana. Kilka razy prześledziłam dokładnie jego Instagram. No dobra, kilkanaście, ech, niech będzie – kilkadziesiąt. Był przystojny i męski. Wysoki. Ciemne włosy i ciemna oprawa oczu, jak ja. Widać, że ma pasje. Żyje, a nie egzystuje. Czułam, że to nie jest kolejna instagramowa wydmuszka w stylu: patrz, jaki jestem zajebisty, ile ciekawych rzeczy robię w życiu, podziwiaj, gdzie byłem na świecie i ile pasjonujących sportów uprawiam. Mam przynajmniej taką nadzieję. Poza tym zwróciłam uwagę, że stylowo się ubiera. Wszystkie kolory stonowane, dopasowane. Eleganckie buty ze skóry, spodnie z materiału, jednolite T-shirty lub koszule. Modne zegarki, czarne skórzane bransoletki na nadgarstku i tatuaż na przedramieniu. Skubany ładniutki jest, nie powiem, że nie. Daję sobie łeb uciąć, że będzie dziś elegancko ubrany. Pewnie otworzy od niechcenia szafę, wyjmie pierwsze lepsze spodnie i T-shirt, założy buty, które akurat będzie miał pod ręką i wyjdzie z mieszkania, wyglądając zajebiście. A ja? Mnie nikt nie zwróci dwóch godzin spędzonych na wybieraniu stroju i wkurzaniu Izy, która straciła do mnie cierpliwość już po godzinie moich dzikich rozkmin. Dobra, mniejsza o to, co ma być, to będzie, pomyślałam, zbiegając do niego po schodach.

ON

Nasze spojrzenia spotkały się, gdy dotarła do ostatnich stopni. Nie, nie było fajerwerków i przyśpieszonego bicia serca. Nie wyczułem też tych słynnych motyli w brzuchu ani chłopięcej niepewności, której towarzyszy lekki stres. A szkoda. Brakuje mi tej młodzieńczej intensywności, gdy tak naprawdę dopiero uczymy się emocji, które odurzają nas z niesamowitą siłą. Brakuje mi tego siana w głowie, gdy ma się osiemnaście lat, a spontaniczne myśli aż buzują pod tą niedojrzałą czaszką. Człowiek wtedy myśli, że jest już dorosły, że jest już gotowy, że każde „drzwi” otworzy z buta, że to ta jedyna i największa miłość, że to jest to, co chce robić w życiu i nie zmieni już nigdy zdania. Wydaje mu się, że wie wszystko lepiej od rodziców i że wszystko już w życiu może. Dosłownie wszystko, ale nie wie jeszcze, że życie jest sumą naszych wszystkich wyborów i że każdy błąd, każde cierpienie jest lekcją, a każda lekcja kształtuje go i zmienia, bez pytania piorąc z emocji. Zbliżając się do trzydziestki, w niesamowitym tempie stajemy się coraz bardziej odporni na te spontaniczne i niekontrolowane emocje, które tak często towarzyszyły nam jeszcze dziesięć lat temu.

Z każdym mijającym rokiem zdajemy sobie sprawę, że robimy się coraz bardziej cyniczni i podejrzliwi względem uczuć, które próbują ostatkiem sił zatriumfować nad racjonalnością, tak bardzo cenioną przez nas z wiekiem. W głębi duszy wierzę jednak, że w każdym z nas tli się jeszcze ten młodzieńczy żar.

W głowie cały czas tliła mi się nadzieja, że spotkam kobietę, dla której wstanę o szóstej rano i z chłopięcym entuzjazmem pobiegnę po świeże bułki do sklepu. Dla której wyrwę się wieczorem z delegacji, przejeżdżając dwieście kilometrów, stając w progu z zerwanym pod blokiem kwiatkiem tylko po to, żeby powiedzieć jej: „Dobranoc, kochanie”. Dla której wezmę dwa dni urlopu na żądanie, spakuję pośpieszenie namiot do bagażnika i porywając ją, wywiozę na Mazury. Dla której nie uniosę się męskim, przerośniętym ego i odurzony alkoholem po wypadzie z kolegami, nachylę się do jej ucha, szepcząc, że wszystko przestaje mieć dla mnie znaczenie, gdy jest obok mnie. Chcę poczuć tę satysfakcję, gdy zobaczę, jak kąciki jej ust delikatnie się wtedy unoszą i wzrok na sekundę łagodnieje, a ona nadal udaje naburmuszoną, bo wypiłem o jeden kieliszek za dużo.

– Uważaj, bo się przewrócisz! – Aż mi się ciepło zrobiło, gdy potknęła się o ostatni schodek, pędząc w moją stronę. Na szczęście momentalnie złapała równowagę. Skubana jest zwinna. Mały szaleniec. Podoba mi się to. Podeszła bliżej, a na jej młodej twarzy pojawił się radosny i ujmujący uśmiech. Bez wątpienia to najpiękniejszy dodatek, jaki może ubrać kobieta. Nie była klasyczną pięknością, ale na pewnym etapie życia przestaje mieć to znaczenie. Naprawdę. Jak mawiał Tuwim, tragedią jest zakochać się w twarzy, a ożenić z całą dziewczyną. Spotykałem się z różnymi kobietami, tymi pięknymi też. Śliczne dwudziestoparolatki z ciałami modelek, które podziwiałem, ale które masowały mi ustami tylko móżdżek, podczas gdy ja pragnąłem, aby wymasowały mi mózg. Też ustami, ale poprzez rozmowę. Za duży odsetek kobiet w dzisiejszych czasach używa głowy do połykania nasienia, nie do myślenia. Smutne czasy nadeszły. W każdym razie nie ma nic piękniejszego niż zwykła kobieca naturalność.

To takie proste, tak niewiele trzeba, a ona to miała. Przytuliłem ją na powitanie, prawą ręką delikatnie przejeżdżając po odsłoniętym karku. Subtelnie się wzdrygnęła, co dobrze rokowało. Pachniała przepięknie, nie drogimi perfumami, tylko dziewczęcą świeżością. Do tego ta głęboka zieleń jej oczu, w której można było się utopić. Kupiła mnie jednym spojrzeniem, co wprowadziło mnie w dziwną dezorientację, której nie czułem od dawna na płaszczyźnie damsko-męskiej.

ONI

– Buongiorno, señorita! – rzucił mężczyzna.

– Dzień dobry, gringo – odpowiedziała radośnie dziewczyna.

Wybuchli jednocześnie śmiechem, patrząc sobie w oczy, a ich radosne głosy połączyły się w najpiękniejszy dźwięk. Dźwięk rozmowy dwojga ludzi, którzy z każdym wypowiedzianym słowem nieuchronnie zbliżali się do sobie. Słońce powoli chowało się za widnokrąg, ustępując miejsca nadchodzącej nocy, która dopiero miała przynieść to, na co ona nie była jeszcze gotowa.

 

Dworzec centralny, Kraków…

IGOR

Było już ciemno, gdy Igor wysiadł z pociągu w Krakowie. Ruszył w stronę wyjścia, zahaczając jeszcze o kiosk. Miał ogromną ochotę na papierosa. W drodze wypalił po kryjomu kilka ostatnich sztuk, wydychając pośpiesznie dym przez małe okienko śmierdzącego, pociągowego kibla. Potrzebował jak najszybciej nikotyny, żeby się uspokoić. W głowie bowiem toczył bój, który przynajmniej raz w życiu stoczyć musi każdy mężczyzna. Bój o serce kobiety, w której zakochał się totalnie, poza kontrolą. Tam, w słonecznej Portugalii. Ona – studentka Erasmusa. On – doktorant. Zakochali się w sobie tak nagle i tak gwałtownie, że nie był w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć. Jednak czy w emocjach chodzi o racjonalność? Niestety, mając dwadzieścia dziewięć lat, ułożone życie, pracę, mieszkanie i najbliższą rodzinę, nie sposób było pominąć tych wszystkich aspektów.

Mieszkała tak daleko. Podobno to nie odległość dzieli ludzi, a cisza. Obiecali sobie, że po powrocie z Portugalii dadzą sobie szansę. Że będą ze sobą codziennie rozmawiali.

Ona – pełna naiwnego entuzjazmu, ale też rozdzierającego smutku na samą myśl o tej odległości. On – twardo stąpający po ziemi.

Wiedział, że odległość zabija i że namiętność z czasem zacznie topnieć, a codzienne rozmowy po miesiącach zamienią się w nic nieznaczące SMS-y, wysyłane co kilka dni. Zdawał sobie sprawę, że zatracą się w swoich codziennych obowiązkach, powoli oddalając się od siebie, a ich skrzydlate myśli z każdym dniem coraz trudniej będą znosić wędrówkę, jaką muszą pokonać z tych dwóch krańców Polski. Doskonale wiedział, że każde z nich może poznać kogoś innego, kto wypełni tę pustkę i rozdmucha na nowo płomień, który przecież rozpaliło wcześniej jedno z nich. Wiedział to, ale nie był ani trochę mądrzejszy. Dziesiątki myśli w głowie, setki pytań, na które szukał odpowiedzi, gdy powieki opadały mu ze zmęczenia. I te nieprzespane noce, których tak bardzo się bał.

Pamiętał tamtą czerwcową noc w Lizbonie. Leżeli obok siebie. Ona wtulona w niego, słodko pochrapywała pogrążona w nieświadomym śnie. Ciepły wiatr delikatnie poruszał firankami, które tańczyły jak złe demony, czyhające na słabość Igora. W oddali słychać było dźwięk aut i szum oceanu. Piękna scena, jak z filmu, ale, niestety, tylko pozornie.

Jedynie księżyc widział jego wilgotne, szklane oczy. Tej pięknej nocy racjonalność zniszczyła kolejną miłość. Tak przynajmniej wtedy czuł. Nie miał wyboru. Musiał zabić ich związek w zarodku, wiedząc, że przeszkody, które staną na ich drodze po powrocie do Polski, będą nie do przeskoczenia. Mimo wcześniejszych obietnic postanowił zostać w Portugalii. Okłamał Dianę. Zrobił to dla jej dobra. Wierzył, że te tysiące kilometrów pozwoli im zwalczyć cierpienie, które będzie w tej sytuacji nieuniknione.

Jednak wrócił do Polski, jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko od niej. Myślami dotykał jej duszy, cały czas. Nieprzerwanie od miesięcy. Nie wiedział tylko, czy jej dusza wciąż dotyka jego. Nie po tym, gdy zobaczył, jak jej wzrok w ciągu sekundy stał się pusty. Martwy. Nigdy nie zapomni jej cichego łkania, kiedy odwoził ją na lotnisko.

Bał się teraz, że go odrzuci i znikną dla siebie na zawsze, nie posmakowawszy więcej swoich ust. Bał się, że nie poczuje więcej jej miękkich włosów na swoim policzku. Bał się wysłać SMS-a, którego w trakcie podróży przeczytał niezliczoną ilość razy – „Wróciłem. Przyjadę do Gdańska. Wybacz mi. Mogliśmy wszystko, ale to zjebałem. Ja nadal mogę, a Ty?”. Jego palec powędrował powoli w kierunku ekranu. Było chwilę po dwudziestej drugiej trzydzieści. Serce na chwilę przestało mu bić… Send message.

STARSZA PANI

Obserwowałam ich od godziny, trzymając w ręce zimny już kubek herbaty. Firanka częściowo przysłaniała mi piękny widok, jaki roztaczał się sześć pięter niżej, aż po sam widnokrąg. Dolatywały do mnie tylko strzępki słów i ich beztroski śmiech. Siedzieli obok siebie na ławce, pijąc wino i paląc papierosy. Ona ochoczo pokazywała palcem na niebo, coś tłumacząc. On śmiał się i żywo gestykulował. Robiło się już ciemno. Idzie kolejny chłodny wieczór. Mężczyzna zdjął kurtkę i okrył czule dziewczynę. Nie baczył na to, że od pobliskiego stawu zawiewało zimnem i z pewnością odczuje to na własnej skórze. Wino efektywnie rozgrzało ich ciała, a może to te emocje, które unoszą się tak intensywnie nad nimi? Czułam je. Czułam, że te dwie nieznane sobie osoby nie spotkały się tu przypadkowo. Nic nie dzieje się bez powodu. Widziałam w tym miejscu setki par. Ta była wyjątkowa i to mnie niepokoiło. Było w tym coś niepokojącego. Coś znajomego. Dla młodych ludzi my, starsi, jesteśmy niewidzialni, nic nie znaczymy. Ale my też mieliśmy kiedyś młode życie. Też kochaliśmy. Też czuliśmy szczęście. Też cierpieliśmy.

Ta para nie dawała mi spokoju. Widziałam już gdzieś tę scenę. Przeżyłam ją. Spojrzałam na zdjęcie stojące po mojej lewej stronie. Czarna wstążka przepleciona przez prawy róg ramki. I to ciepłe spojrzenie, w które wpatrywałam się każdego wieczoru. W tej chwili jednak przed oczami miałam twarz innego mężczyzny. Wspomnienie wyblakłe, ale emocje wciąż niezwykle wyraźne. Pewnych rzeczy się nie zapomina. Nigdy, aż do śmierci.

Spojrzałam przez okno na ich twarze. Były radosne, ale nie zmieniało to faktu, że cały czas czułam dziwny niepokój. Jakbym miała nieuzasadnioną pewność, że ich uczucia czeka coś… niedobrego.

 

Obecnie, w sopockim klubie…

ON

Zimna woda spłynęła po mojej twarzy, powodując rozkoszne orzeźwienie. W tle słychać było przytłumione dźwięki muzyki, zagłuszone przez suszarkę do rąk, którą właśnie uruchomiłem. Spojrzałem w lustro oblepione naklejkami ze znanymi cytatami pochodzącymi z polskich filmów. Sama klasyka. W oczy rzuciło mi się hasło: „Bardzo porządna dziewczyna. Trudno! Co robić?”. Uśmiechnąłem się do lustra. Kiedyś naiwnie wierzyłem, że większość kobiet to nieśmiałe, grzeczne, eteryczne istotki, pragnące stabilizacji i domowego ciepła. To tylko jedna strona medalu. Daj kobiecie emocje, a będzie twoja. Piękne powiedzenie, takie prawdziwe, w samo sedno. Owszem, one lubią, jak mężczyzna podejdzie i przytuli. Da wsparcie oraz otoczy silną ręką. Powie „kocham cię”, szczerze i z uwielbieniem patrząc jej w oczy. No właśnie… lubią.

A czego pragną? Pragną, żeby mężczyzna z zaskoczenia złapał je za kark, przyciągając do siebie. Szepnął do ucha „uklęknij!”, nie bacząc na to, że za chwilę obedrą sobie kolana. Pragną, żeby wziął je na ostro, na stojąco, od tyłu, w kuchni, dociskając do ściany i zdzierając z nich koronkowe majtki, lewą ręką łapiąc za szyję, prawą masując najpierw piersi, potem brzuch, podbrzusze i krocze, oddając się zwierzęcym uniesieniom. Następnie, po wszystkim, żeby pomógł się im ubrać, podszedł do nich, złapał obiema dłońmi ich twarz i całując w czoło, powiedział: „Działasz na mnie jak narkotyk. Za każdym razem chcę cię coraz więcej.”

Kobiety nie chcą grzecznego chłopca, chcą niegrzecznego dżentelmena. Pożądają mężczyzny, który da im całą gamę emocji. Mężczyzny, który bez pytania zerżnie ich umysł. Miłość, wsparcie, ciepło, szczęście… rozkosz, podniecenie, pożądanie, namiętność, ekstaza. Kontrast emocjonalny! Chcą faceta, który wywoła wypieki na ich twarzy. Spowoduje, że usta delikatnie się rozchylą, a pomiędzy udami poczują pulsujące ciepło, gdy przeczytają jego SMS-a: „Dziś dojdziesz. Trzy razy. Poproś”. SMS-a, który przyjdzie w trakcie spotkania biznesowego z ważnymi klientami. Chcą mężczyzny, który dobrze wie, że to spotkanie biznesowe jest kluczowe i wie, że jej cichy jęk spowoduje konsternację siedzącego obok szefa.

Kobiety pragną być pożądane, ale nie przez zdesperowanego frustrata, tylko świadomego siebie samca, który powie im, czego chcą, gdy będą niezdecydowane. One uwielbiają mieć świadomość tego, że mężczyzna szaleje z pożądania właśnie do nich. Tylko do nich. To je niesamowicie nakręca. Myśl o tym, że on właśnie twardnieje przy zdjęciu, które wysłała mu na Snapie, powoduje, że ich policzki robią się czerwone, a oddech przyśpiesza i staje się płytki. Chcą widzieć, jak ten twardy, zimny, wyrachowany i pewny siebie mężczyzna traci dla nich głowę, poddając się chwilowo pierwotnym instynktom, które nim zawładnęły, a które wywołały właśnie one. Kochają to. Emocje. Doznania. Karuzela. Pieprzona huśtawka emocjonalna. Nie każda się przyzna, ale tego właśnie chcą, tego tak bardzo pragną. Prawda stara jak świat, tysiące lat ewolucji, ale też miliony mężczyzn, którzy tego nie wiedzą. Smutne. Nie, nie jestem ekspertem od kobiet. Tylko głupiec jest w stanie stwierdzić, że w stu procentach rozumie kobiety. Dajcie mi dziesięć lat, a ogarnę mechanikę kwantową. Dajcie mi pięćdziesiąt lat, a nadal będę pomyleńcem próbującym zrozumieć kobiety.

Natomiast jest jeden aspekt, poprzez który można pomóc sobie w procesie ogarnięcia umysłem świata kobiet. Otóż mężczyźni w kontekście relacji damsko-męskich popełniają jeden podstawowy błąd: starają się zrozumieć kobiety, patrząc na nie z perspektywy płaszczyzny racjonalnej, która u nas jest bardziej rozwinięta niż emocjonalna. Szukają często właśnie racjonalnego wyjaśnienia ich postępowania, zachowań czy – generalnie – postawy. Starają się podejść kobietę, używając logicznych rozwiązań lub opierają się o utarte schematy i mechanizmy, osadzone często na pragmatyzmie. Sęk w tym, że kobiety mają bez porównania o wiele bardziej rozwiniętą płaszczyznę emocjonalną, a jak powszechnie wiadomo, emocji nie da się do końca zrozumieć, a co za tym idzie, są one nieprzewidywalne… tak jak kobiety. Przypadek?

Dlatego kluczem do sukcesu nie jest to, żeby zrozumieć kobiecą logikę, ale właśnie ich emocjonalność. Jeżeli mężczyzna spojrzy na dziewczynę przez pryzmat sfery emocjonalnej, to jest na dobrej drodze, aby widzieć zdecydowanie szerzej i rozumieć znacznie więcej. Gdy mężczyzna nauczy się rozumieć emocje, jakie nimi kierują, ale też działają na kobietę, oraz nauczy się zabijać w pewnych sytuacjach racjonalność, która nie będzie mu przysłaniała oczu, to posiądzie bardzo niebezpieczną broń.

W każdym razie tych niesamowitych i nieokiełznanych istot uczymy się całe życie, a i tak często umieramy głupsi, niż byliśmy kilkadziesiąt lat wcześniej. Zaczyna się od koleżanek z przedszkola, które ciągniemy za kitki, szukając ich atencji. Potem przychodzi podstawówka. Myślimy, że zrobimy na nich wrażenie, biegając i popisując się na boisku szkolnym w momencie, gdy one, rozchichotane, siedzą na ławkach i udają, że nas nie obserwują. Co za głupota, pozwólcie mi cofnąć czas. Wystarczyło zostawić kolegów, którzy popisują się jak małpki w zoo. Podejść do tych dziewczyn i zacząć rozmowę. Co zrobi większe wrażenie? Ładna bramka czy dobry żart, z którego będzie śmiała się cała grupa dziewczyn? Potem liceum. Pierwszy wakacyjny wypad pod namioty i pierwsza naga kobieta obok. Na niewygodnej karimacie. I to niesamowite zdziwienie, gdy wsuwając rękę pod jej sportowe majtki i dotykając ją delikatnie opuszkiem palca widzisz, jak jej oczy się wywracają, a ciało wygina w łuk. Natomiast z każdym coraz szybszym ruchem jej policzki rumienią się w niekontrolowany sposób. Przerwa-Tetmajer to był jednak kocur: „Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu, kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu, gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie. Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi, gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi, gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem. I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia, gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia…”*

– Witaj w moim świecie, mała – powiedziałem na głos, po czym wyszedłem z toalety.

DIANA

Zakręciło mi się w głowie i przez chwilę poczułam, że zaraz odlecę. Po lewej stronie w oddali krzątał się barman, który był zajęty pracą. Złapałam równowagę, opierając się o bar. To nie było działanie alkoholu. Momentalnie poczułam otrzeźwienie. Widziałam, jak w niekontrolowany sposób drży mi ręka. Wybuch adrenaliny, wściekłości, radości, smutku i cholera wie, czego jeszcze. Wszystko naraz. Jakby ktoś walnął mnie obuchem w głowę. Zablokowałam telefon i schowałam go do torebki. Igor. Dlaczego napisał? Po takim czasie i akurat w momencie, gdy przez chwilę oddałam się zapomnieniu, uwalniając myśli i czując oczyszczenie, na które tak długo czekałam. Ten płomyk nadziei, że mogę zatracić się w innym mężczyźnie, nie odwracając się do tyłu, w jego stronę.

– Wszystko OK? – Podskoczyłam przestraszona, gdy poczułam dłoń na barku. Nie widziałam, że wracając z toalety, zaszedł mnie od tyłu. Zaśmiał się wesoło. Zrobiło mi się znowu przyjemnie ciepło na sercu. Momentalnie zatopiłam się ponownie w jego tajemniczym spojrzeniu. Oddałam się temu w całości.

– Tak. Zamówiłam ci piwo, ale nie zdążyłam, niestety, uciec.

Wybuchnął śmiechem, po czym nagle spoważniał.

– I tak bym cię dogonił. Jesteś moją szansą. Nie wypuściłbym cię.

– Jaką szansą? – spytałam zdziwiona, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Wpatrywał się właśnie w didżeja z błyskiem w oku. Przeczułam, że w tym momencie coś kombinuje. To nie jest facet, po którym wiesz, czego się możesz spodziewać.

– Słyszałaś ten kawałek przed chwilą? Running in the night? Chcę do tego zatańczyć. Teraz!

– Przecież żaden didżej nie puści ci tego samego kawałka dwa razy w przeciągu pięciu minut. – Spojrzałam na niego z politowaniem.

– Zakład? – spytał energicznie.

– O co niby?

– O jutrzejsze śniadanie.

– Słucham? – spytałam skonsternowana. – Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.

– Nie wiem, co ty sobie tam wyobraziłaś, ale chodziło mi o to, że przegrany zamawia i opłaca drugiej osobie śniadanie z dostawą do domu. – Uśmiechnął się złowieszczo.

– OK, ale przegrany wybiera też danie. – Pomyślałam o tych mega ostrych papryczkach w sosie do tureckich naleśników. Pożałuje, o ile oczywiście przegram.

Odwrócił się na pięcie i pewnym krokiem poszedł w stronę didżeja. Widziałam, jak po przyjacielsku się z nim wita i szepcze mu coś do ucha. Znają się, z góry wiedział, że wygra, pomyślałam, przyglądając się im bacznie. Nagle wskazał na mnie palcem i obaj zaczęli się śmiać. Speszona szybko odwróciłam wzrok. Widziałam, że macha w moją stronę i cieszy się jak dzieciak, wyciągając w górę kciuk. Pięknie, pusty parkiet, a on chce tańczyć. Chociaż z drugiej strony, sama chętnie się powyginam, przyznałam w duchu.

Wracał w moją stronę, a na jego twarzy malował się wyraz triumfu. Kawałek z klimatem z lat osiemdziesiątych zaczął płynąć z głośników. Złapał mnie za rękę i delikatnie, ale stanowczo przyciągnął do siebie. Wpadłam w niego, a on objął mnie prawą ręką i ponownie zaczesał mój niesforny kosmyk włosów za ucho, głęboko patrząc mi w oczy, by po chwili skierować swój wzrok na moje usta. Bawił się mną i robił to z premedytacją, a najgorsze było to, że to na mnie działało. Miałam ogromną chęć pocałować go w tym momencie. W takich chwilach mam ochotę pieprzyć te wszystkie konwenanse związane z pierwszym pocałunkiem. Dlaczego to faceci muszą zrobić pierwszy krok?! Niesprawiedliwe!

– Chodź, małolato – powiedział pewnym głosem.

Złapał mnie ponownie za rękę i ruszyliśmy w stronę parkietu. W stronę doznań, o których od dawna marzyłam.

IGOR

Nie odpisała. Igor nie był naiwny. Zdążył ją poznać i wiedział, że na odpowiedź będzie długo czekał, o ile w ogóle ją dostanie. Nie dawało mu to spokoju. Co, jeśli nie odpisze? Ona jest inna niż wszystkie kobiety, które dotychczas spotkał. Wolna. Niezależna. Niezwykle wrażliwa. To stanowiło o jej sile, a nie słabości. Nie każda tak potrafi. To nie była kobieta, która na siłę potrzebowała mężczyzny. To mężczyźni potrzebowali jej. Właśnie to go najbardziej fascynowało. Takie kobiety jak ona powodują, że faceci tracą głowę. Kobiety, które nie były na każde skinienie, a takich już wiele poznał. Chwilowa fascynacja. Potem zajebisty seks, a po nim ta dziwna pustka, którą odczuwał, gdy one leżały wtulone w niego. Nie czuł nic. Dosłownie nic. Tylko ich zapach na pościeli, gdy po wszystkim, leżąc samotnie, wpatrywał się w sufit. Substytut szczęścia. Wierzył, że jeszcze kiedyś poczuje to ukłucie w żołądku, gdy jakaś dziewczyna się do niego przytuli. Był zimny. Nie potrafił już kochać. Poza Dianą kochał dawniej tylko raz w życiu i na swój sposób kochać nigdy nie przestanie. Tego był pewny. Zrobiłby dla tamtej wszystko, mimo że upłynęło sporo czasu. Nawet teraz. Jednak wtedy doskonale wiedział, że to nie miało przyszłości. Namiętność zawsze z czasem zanika. Pojawia się rutyna. Emocje opadają. To, co na początku przyciąga, z czasem zaczyna odpychać. To mijanie się w drzwiach i puste: „Jak ci minął dzień?”. Pod koniec związku z tamtą kobietą Igor nie potrafił już do niej podejść i przytulić jak dawniej. Powiedzieć, jak pięknie dziś wygląda. Nie potrafił klepnąć jej w tyłek, kiedy myła naczynia, co zawsze sprawiało mu radochę. Ona wtedy udawała złość, ale w głębi duszy cieszyła się jak mała dziewczynka. Nie potrafił już przed snem głaskać palcem jej brwi, co tak bardzo lubiła. Nie potrafił patrzeć na nią jak dawniej. Kobiety to czują, widzą. Powolutku i po cichu ich kobiecość umiera. Więdną jak niepodlewany kwiat. Ich seksapil wygasa. Zaniedbasz, to stracisz. Kobiety robią się wtedy głodne. Głodne emocji, których nie dostarcza im partner. Potem zaczyna się chaos w głowie. Myśli, które niebezpiecznie zaczynają kiełkować z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. To przez strach. Kobiety boją się, że nigdy już nikt nie spojrzy na nie z pożądaniem, że nie powie: „Mam na ciebie kurewską ochotę. Tu i teraz”. Że nie poczują tych emocji, które odczuwały na pierwszych randkach. Przy pierwszym pocałunku. Przy dotyku dłoni, które głaskały ich nagie plecy, gdy leżały obok wyczerpane i zaspokojone. Że nikt więcej nie złapie ich za rękę, ciągnąc na plażę, a na pytanie: „Dlaczego wziąłeś wino, o którym mówiłeś, że jest na specjalną okazję?”, on odpowie: „Bo ty jesteś moją specjalną okazją”.

Igor to wszystko wiedział, ale się dusił. Tak bardzo dusił się w tym związku. Walczył o nią do końca. Walczył ze sobą i setkami scenariuszy w głowie. Próbował rozpalić namiętność. Przywrócić emocje. Wmawiał sobie, że chce. Miesiącami udawał, że da radę, że potrafi. Oszukiwał sam siebie. Nie udało się. To czas wyznaczył im wtedy drogę. Pokazał im, że nic nie wiedzą. Nie wytłumaczył mu jednak, jak poskładać jej wylane łzy. Żyli ze sobą coraz ciszej i ciszej, tak że nie słyszeli, jak się od siebie oddalają, a raczej Igor nie chciał, żeby ona to widziała. Z tym że ona to czuła od dłuższego czasu. Światło zgasło. Igor poległ wtedy tak nagle. Był przy niej, ale nie był dla niej. Widziała jego pusty wzrok. Widziała, że momentami boi się nawet na nią spojrzeć. Szukała jego spojrzenia, w którym mogłaby wyczytać niewypowiedziane słowa. Traciła go, a jej dusza krzyczała krzykiem łez. Słyszał jej płacz w nocy, który zagłuszały przelatujące nad mieszkaniem samoloty. Nie miał odwagi odwrócić się i spojrzeć na nią. Podjął decyzję z dnia na dzień, mimo że przygotowywał się do niej miesiącami. Może nawet latami.

Ostatni raz wypowiedział wtedy jej imię drżącym głosem. Dotknął włosów niestabilną dłonią. Poczuł zapach jej skóry mokrej od łez. Leżeli długo, ostatni raz wtuleni w siebie. Ona wierzyła. Żyła nadzieją. On wiedział, że za chwilę ostatni raz zamknie drzwi. Przekroczy próg i nie obejrzy się za siebie. Sam był zaskoczony, jak nagle zamknął ten długi rozdział swojego życia. Paradoksalnie jedyne, o czym wtedy myślał, to jej uczucia. Jego się nie liczyły. Widział w jej oczach cierpienie. Widział, że tamtego dnia jej serce dosłownie pękło. Gdyby tylko mógł, przyjąłby jej całe cierpienie na siebie. Na zawsze. Tylko po to, żeby ona mogła ruszyć dalej i odnaleźć szczęście. On się nie liczył, ale tak się niestety nie da. Czas. Czas. Czas… to jedyne lekarstwo. Najprawdziwszy banał. Szok, zaprzeczenie, gniew, żal, smutek, nadzieja, akceptacja, powrót do życia. To etapy, przez które każdy musi przejść po rozstaniu. Wiedział, co ją czeka, a jego rany wtedy się nie liczyły. Doskonale wiedział, że się wyliże. Nie wiedział tylko, że stanie się zimny. Wyprany z emocji. Niedostępny. Nie wiedział, że myśl o kolejnym związku będzie go paraliżowała. Nie chodziło o jego egoizm. Chodziło o coś więcej. Każdy kolejny związek to ryzyko błędnego koła. Wszystko, co nowe i intensywne, z czasem blednie. Déjà vu. Nie mógł pozwolić sobie na kolejny błąd. Błąd, który spowoduje, że znowu kogoś zrani, a tego nie chciał. Nie był gotowy. Spotykał się z różnymi kobietami. Zawsze podchodził do nich z szacunkiem, traktując je dobrze. Do niczego nie zmuszał. Wiedziały, co brały. Ostrzegał je. Nic nie obiecywał. Mówił wprost, że nie potrafi się zaangażować, co było eufemizmem z jego strony. Ale to je właśnie nakręcało. Każda z nich myślała, że go zmieni. Że to właśnie ona go przełamie. To takie schematyczne. Nie uprawiał jednak żadnych gierek. Grał fair. Od samego początku każdej relacji. Jest mężczyzną, który nie boi się mówić o swoich emocjach. W dzisiejszych czasach uznawane jest to za słabość. Igor widział w tym siłę. Tylko tchórze boją się mówić, co czują. Z tym że on od dawna nie czuł nic. Minął ponad rok. Rok pełen tanich portugalskich perfum. Rozmazanych szminek. Czarnych pieczątek na ręce. Pustych jęków wylatujących przez otwarte okno. Plam na pościeli. Przelanych kieliszków. Śladów ust na lampkach od wina. Obłoków dymu. Pustych pocałunków na pożegnanie i szklanych oczu młodych dziewczyn.

Potem wszystko się odmieniło. Tak nagle. Pewnego czwartkowego wieczoru zobaczył ten delikatny kobiecy profil, nad którym górował duży czarny kok. Wpatrywała się w ołtarz Świętego Jana Chrzciciela w Igreja de São Roque. Jej zielone oczy powoli śledziły każdy detal. Jej skupiony wzrok przepięknie kontrastował z delikatnym uśmiechem, który zdobił jej twarz. Była niesamowita, gdy stała tak w świetle zachodzącego słońca, wpadającego przez witraże. Eteryczna istota, w kierunku której zrobił wtedy pierwszy krok. Krok ku przepaści.

DIANA

Od momentu, gdy kilka godzin wcześniej wyciągnął mnie na parkiet, prawie w ogóle nie przestawaliśmy tańczyć. Szybkie przerwy na papierosa, kolejne piwo, kolejne uśmiechy i niedokończone tematy pozostawione „na potem”. Bezpruderyjne spojrzenia i ponowne zatracenie się w sobie. Ukryci w tańczącym tłumie. Odizolowani chmurą emocji. Było cudownie intymnie. Nie słyszałam muzyki. Słyszałam tylko jego ciało i oddech. Prawa dłoń wpleciona w moje włosy. Lewa dłoń coraz śmielej badająca łuk mojego biodra. Jego udo ocierające mnie tam, gdzie teoretycznie nie powinno. I ta jego twardość, którą czułam, gdy nasze ciała splecione były w jedność. Twardość, która powodowała we mnie uderzenia gorąca, co z pewnością wyczuwał. Wiem, że widział, jak moje usta delikatnie się rozchyliły, gdy dopadła mnie fala podniecenia. Na pewno dostrzegł mój onieśmielony wzrok, który szukał ukradkiem jego spojrzenia i bezgłośnie prosił o więcej. Złapał mnie za dłonie, przyciągając do siebie, i skierował je na swoje barki. Objęłam go za szyją, dotykając piersiami jego klatki. Silnym, zdecydowanym chwytem złapał mnie lewą ręką w talii, a prawą ponownie wplótł we włosy z tyłu głowy, prawie rozwiązując luźnego koka. Widziałam, jak patrzy na mnie z pożądaniem. Jego przymrużone oczy ponownie zatrzymały się na moich ustach, ale tym razem o parę sekund za długo. Przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie, a po chwili bez wahania pocałował, jakby nie brał pod uwagę tego, że mogę go odtrącić. Nie było romantycznie, było tak… przyjemnie zwierzęco, gdy mocno pociągnął mnie za włosy, odchylając moją głowę do tyłu. Nasze wygłodniałe języki zaczęły swój własny taniec w rytmie naszych pragnień. Nadgryzł moją wargę, subtelnie pociągnął ją zębami, a następnie, patrząc mi prosto w oczy, powoli skierował na nią swój kciuk, dotykając ją i masując. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na jego twarz bez emocji, gdy powoli zaczął wsuwać mi kciuk do ust, a ja zaczęłam go ssać, nie wiedząc, co właściwie robię. Widziałam w jego wzroku coś pierwotnego. Coś, co mnie jednocześnie przerażało i totalnie fascynowało. Odpłynęłam, czując, jak miękną mi nogi i budzi się wilgoć mojej kobiecości. Miał mnie.

* Fragment wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera pod tytułem Lubię, kiedy kobieta…

#EraTindera

Wydanie pierwsze, ISBN 978-83-8147-690-4

 

© Jakub Przytarski i Wydawnictwo Novae Res 2019

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

 

REDAKCJA: Monika Kasperek-Rucińska

KOREKTA: Emilia Kapłan

OKŁADKA: Stefan Kornacki

ILUSTRACJA NA OKŁADCE: Klaudia Komarnicka

KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl

 

WYDAWNICTWO NOVAE RES

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

 

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.