11,99 zł
Znany milioner i playboy Reid Blake rozbija helikopter, próbując wylądować na australijskiej pustyni. Na pomoc rannemu pilotowi śpieszy Ari Cohen. Gdy kilka miesięcy później Reid wraca do zdrowia i odzyskuje wzrok, ogłasza publicznie, że szuka dziewczyny, która uratowała mu życie. Nikt się jednak nie zgłasza. Reid już się zaczyna zastanawiać, czy ta odważna dziewczyna o słodkim głosie nie była tylko wytworem jego wyobraźni, ale wtedy na przyjęciu spotyka Ari…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 147
Rok wydania: 2025
Kelly Hunter
Dziewczyna o słodkim głosie
Tłumaczenie:
Barbara Kosiacka
Tytuł oryginału: Cinderella and the Outback Billionaire
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2023 by Kelly Hunter
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-822-2
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
– Musisz jechać.
Reid Blake spojrzał na starszego brata znad komputera, który dopiero co zaczął ściągać mejle, i zmarszczył brwi. Zadziwiające, zważywszy na morderczą reputację i gniewne spojrzenie Judaha, że ostra nuta w jego tonie w ogóle nie zrobiła wrażenia na jego młodszym bracie.
– Dlaczego mam wyjeżdżać? Dopiero co przyjechałem. Muszę też zaznaczyć, że twoja urocza córeczka zaprosiła mnie dzisiaj na herbatkę pod schodami. Właśnie robi dla nas babeczki.
Na wzmiankę o córce twarz Judaha złagodniała. I nic dziwnego. Piper Blake była małą spryciarą z uśmiechem anioła. Judah nie umiał jej niczego odmówić, a mała skutecznie to wykorzystywała.
Judah westchnął i oparł swoje imponujące ciało o rzeźbioną framugę. Jeddah Creek pełne było tego typu zdobień upamiętniających arystokratyczne pochodzenie Judaha jako królewskiego lorda, pomimo jego wychowania w australijskiej głuszy.
– Jeśli nie wyjedziesz teraz, będziesz musiał zostać na noc i zarzucić plandekę na tego komara, którego zwiesz helikopterem. Nadchodzi burza piaskowa.
Reid westchnął głośno. Połączenie z siecią było tu, mówiąc oględnie, kiepskie i to była ostatnia szansa na załadowanie mejli, zanim znajdzie się całkiem poza zasięgiem.
– Czemu za każdym razem, kiedy uda mi się wyrwać na kilka dni do Cooper’s Crossing, pogoda musi się zepsuć? Czyżbym nie zasługiwał na chwilę odpoczynku od tego szaleństwa? Wierz mi, niczego tak bardzo nie potrzebuję, jak odrobiny samotności.
– To zostaw w spokoju internet i idź jej poszukać.
– Nie mogę. Czekam na informację zwrotną w sprawie nowego prototypu silnika, który wysłałem na początku tygodnia. Nie łatwo jest być geniuszem od silników, pracoholikiem, playboyem, miliarderem i kawalerem w jednym. Traktują mnie jak zwierzynę łowną. Nigdy nie wiesz, czy komuś zależy na tobie, czy na twoich pieniądzach. A nowy, napędzany energią słoneczną silnik prawdopodobnie zrewolucjonizuje latanie.
– Nie jesteś playboyem.
Prawda, ale mediów zupełnie to nie obchodziło.
– Ty to wiesz i ja to wiem, i mam nadzieję, że wie o tym te kilka kobiet, z którymi się do tej pory spotykałem. Reszta świata ma na ten temat zupełnie inne zdanie.
– Mówiąc o kobietach, z którymi się spotykałeś…
– Lepiej nie.
– Twój przyjaciel Carrick Masterton dzwonił tu przedwczoraj, próbując cię namierzyć. Wspominał coś, że masz być świadkiem na jego ślubie.
– Już mu odmówiłem.
Nigdy nie umawiaj się z dziewczyną swojego najlepszego przyjaciela. Reid złamał tą zasadę sześć lat temu, licząc, że Jenna będzie tą jedyną. Po sześciu miesiącach Jenna sprzedała jego prywatne informacje prasie i zadeklarowała się jako aktywistka ochrony środowiska. Ogłosiła przy tym, że jest on skupionym na pieniądzach kapitalistą, który nie dba o środowisko naturalne, bez względu na to, jak kreuje się w mediach. Na deser zdyskredytowała jego zdolności seksualne i określiła go mianem najbardziej niedostępnej emocjonalnie osoby na świecie. To zerwanie kosztowało go kilka lukratywnych umów i przyjaźń.
– Jenna będzie druhną na tym ślubie. Widocznie chce zakopać topór wojenny.
– Cóż za łaskawość.
– W rzeczy samej. Jeszcze coś odnośnie do mojego życia prywatnego?
– Wycofuję się.
– Jeśli Carrick zadzwoni ponownie, powiedz mu, że nie jesteś moją sekretarką.
– Tak zrobiłem. Byłem jednak ciekaw twojego zdania w tej sprawie.
– Najwyraźniej pozostaję małostkowy i chowam urazę. Tak to przynajmniej przedstawią mediom. Cokolwiek zrobię, i tak będzie źle. W prezencie ślubnym podarowałem mu dwutygodniowe wakacje na rafie koralowej, all inclusive. Pewnie dlatego zadzwonił. Jestem ciekaw, czy zrealizuje voucher, czy uzna, że go obrażam i go zignoruje.
– Wysyłasz go na naszą wyspę?
– Oczywiście, że nie. Zdjęcia naszej ulubionej chaty natychmiast rozprzestrzeniłyby się po całym internecie. Narzeczona Carricka jest influencerką.
– Hura – odpowiedział Judah z sarkazmem.
– Wysłałem ich na wyspę popularną wśród nowożeńców, z którą nie mamy nic wspólnego. Jeśli pojadą, z pewnością im się spodoba.
– Nieźle.
– Wypatruj informacji o mojej niekwestionowanej hojności lub o tym, jak bardzo jestem bezduszny. Albo obu naraz.
– Oprawię w ramki i powieszę na ścianie nad basenem.
Uśmiechnął się.
– Sęk w tym, że naprawdę życzę mojemu szkolnemu kumplowi silnego, szczęśliwego małżeństwa. Chcę tego i dla niego, i dla siebie samego.
Samotność zdecydowanie mu dokuczała.
Judah westchnął i pogładził się swoją ogromną ręką po karku – wyraźny znak, że rozmowa zeszła na tematy, w których nie czuł się komfortowo.
– Zostajesz czy wyjeżdżasz?
– Wyjeżdżam. Jak tylko dostanę moje babeczki, pożegnam się z twoimi dziewczynami. Masz świadomość, że one lubią mnie bardziej niż ciebie?
– Gdybym w to uwierzył, musiałbym cię zastrzelić.
– Tak tylko mówisz, ale nie zrobiłbyś tego, prawda?
– Podobno trening czyni mistrza – zaśmiał się Judah.
Dzięki silnej więzi mogli sobie żartować z wypadku, który wtrącił Judaha do więzienia na wiele lat. Z drugiej jednak strony, Reid miał swoje podejrzenia co do tego, co wydarzyło się w noc strzelaniny, ale jak bardzo by się nie starał, brat nie chciał mu tego wyjawić.
– Burza nadciąga. Czas wyjechać.
– Do zobaczenia za tydzień.
– Wszystko jest przygotowane na twój przyjazd.
– Nie musiałeś.
– I nic nie zrobiłem. Gert wszystko przygotowała.
Gert była dochodzącą służącą, od kiedy Reid pamiętał. Obsługiwała jeszcze dwa inne domostwa. Objeżdżała je co dwa tygodnie. Kiedy Judah i Reid kupili Cooper’s Crossing, tak już było i wydawało im się sensowne utrzymanie tej rotacji, dopóki Gert ta praca będzie odpowiadała.
– Leć bezpiecznie.
Reid kiwnął głową, chowając laptopa do torby. Latał helikopterem, od kiedy był nastolatkiem, a budował je, od kiedy skończył dwadzieścia lat. Ten „komar” na zewnątrz miał nowoczesny silnik, który dawał mu dwa razy więcej mocy, niż mieli jego konkurenci.
– Zawsze.
Dwadzieścia minut później, po szybkim sprawdzeniu helikoptera i zjedzeniu dwóch babeczek, Reid kierował się na północ. Był sam i bardzo mu to odpowiadało.
Spośród braci Blake, to Judah był tym izolującym się. To oznaczało, że na barkach Reida spoczywała większość odpowiedzialności za firmę, którą dzielili. Reid był typem showmana, z którym absolutnie każdy mógł rozmawiać bez lęku. Nikt, włącznie z jego bratem, nie miał pojęcia, jak bardzo Reid nienawidził tego życia na świeczniku. Ani jak bardzo żałował utworzonego przez lata wizerunku nonszalanckiego, niezniszczalnego playboya. Głównie dlatego, że przez te lata nie dopuszczał do swoich prawdziwych uczuć nikogo, a teraz nie wiedział już, jak to zmienić.
Każdy ruch wykonany przez jego firmę był szczegółowo analizowany przez media, inne przedsiębiorstwa zajmujące się energią odnawialną i bezustannie rosnącą grupę lobbystów. Rynek stale się rozszerzał i powoli go przerastał. Tęsknił za starymi, dobrymi czasami, gdy jako samotny siedemnastolatek po śmierci rodziców i aresztowaniu brata za morderstwo zajmował się jedynie ranczem.
Stare dobre czasy.
W pobliżu nie było żadnego obytego dorosłego, kiedy jego brat wyszedł z więzienia, i razem podjęli decyzję o zakupieniu terenów i zamienieniu ich w rezerwat. Nie miał kto powstrzymać Reida przed zainwestowaniem pieniędzy w energię odnawialną i prototypy ekologicznych silników samolotowych. Nikt nie ostrzegł ich przed zmianami, które pojawiły się wraz z ogromnymi pieniędzmi, władzą i pozycją, które przyciągały jeszcze więcej pieniędzy i odpowiedzialności, czy byli na nie gotowi, czy nie. A oni udowodnili, że do tego dorośli. Reid był dumny ze wszystkiego, co udało im się z Judahem osiągnąć. Ale bywały dni, i właśnie nadszedł jeden z nich, w których pragnął jedynie błękitu rozciągającego się wokół nieba i czerwieni gleby pod nim.
Skierował helikopter na północ, a jego uwaga rozdzieliła się pomiędzy surowe piękno pustkowia i zarys burzy nadciągającej z zachodu. Burze piaskowe nie były rzadkim zjawiskiem, niemniej jednak wlatywanie w nie helikopterem nie było dobrym pomysłem. Same prądy powietrzne wywołane przez burzę były niebezpieczne. W razie potrzeby lepiej byłoby wylądować i przeczekać, ale nie taki był plan.
– No dalej, maleńki, pokaż, co potrafisz.
Przyspieszył i poczuł znajomy dreszcz podniecenia. Latanie było jego pierwszą miłością i nadal uważał je za bardziej ekscytujące niż seks. Nie, żeby kiedykolwiek przyznał się do tego głośno. Nie pozbyłby się śmieszności takiego stwierdzenia już nigdy.
Milioner podrywacz. Media podchwyciły i rozpowszechniły ten przydomek, ludzie w niego uwierzyli, a fakt, że Reid często z niego żartował, traktując go jak tarczę do ochrony wrażliwego serca, tylko go uwiarygodnił. Nawet przed tragicznym w skutkach związkiem z Jenną, Reid nigdy nie potrafił ocenić, czy kobieta zbliżała się do niego z właściwych pobudek. Zbyt wiele kobiet, które spotkał, pragnęło tylko jego pieniędzy. Lub zamierzało wykorzystać jego koneksje do własnych celów.
Romantyczne relacje stały się tak strasznie wyrachowane ostatnimi czasy.
Ściana pyłu zbliżała się niepokojąco.
– Maleńki – poklepał z czułością deskę rozdzielczą – musimy nieco przyspieszyć.
Ari Cohen spojrzała gniewnie na nadciągającą za nią ścianę pyłu. Pojawiła się znikąd i zmierzała prosto na nią, co oznaczało, że musiała zwinąć obóz i jak najszybciej zapakować, co tylko zdoła, do swojego pickupa. Potem przydałoby się przytwierdzić samochód linami do metrowych pali, wbitych jak najgłębiej w piach, by w miarę bezpiecznie mogła przeczekać burzę w kabinie. Miała już do czynienia z burzami piaskowymi, jednak jeszcze nigdy nie widziała tak wielkiej czerwonej ściany. Wiatr targał jej włosy i unosił poły namiotu, gdy w pośpiechu zwijała go, by umieścić w kabinie. Obok położyła kuchenkę gazową, narzekając pod nosem na niewiarygodne prognozy pogody i fakt, że nikogo nie obchodziło, co dzieje się na tym pustkowiu. Nie, żeby ktokolwiek poza obłędnie bogatymi braćmi Blake zamieszkiwał te tereny.
Ari właśnie przymocowywała liny, gdy zobaczyła niewyraźny kształt, który okazał się maleńkim helikopterem. Jeżeli osoba pilotująca to maleństwo miała nadzieję, że uda jej się uniknąć zderzenia z nadciągającą burzą, była w wielkim błędzie.
– Ląduj, szaleńcze! – krzyknęła, pomimo że pilot nie mógł jej usłyszeć.
Zamarła, gdyż helikopter uniósł się, po czym wiatr zniósł go w prawo. Nie chciała być świadkiem tragedii. Marzyła jedynie o wczołganiu się pod pickupa i przeczekaniu burzy, ale nie mogła się powstrzymać od obserwowania walki tego maleństwa z siłami natury.
– Ląduj! – krzyknęła jeszcze raz.
Jakby została usłyszana, helikopter zawrócił, nachylił się i popędził w dół ku ziemi.
– Ale nie tak!
Mogła zapomnieć o zabezpieczeniu pickupa. Jeżeli to małe bzyczące urządzenie miało wylądować, będzie to twarde lądowanie, a poza nią nie było nikogo, kto mógłby podążyć z pomocą.
Urodziła i wychowała się na skraju tej pustyni i miała świadomość, co działo się z ludźmi pozostawionymi tu bez pomocy. Ta ziemia nie wybaczała błędów.
A ktokolwiek siedział za sterami helikoptera, będzie potrzebował pomocy.
Przeklinając, uwolniła samochód i odpaliła silnik. Nie miała pewności, czy razem z nim nie zostanie zmieciona przez burzę. Jednak bez ociągania się ruszyła na północ, trzymając kierownicę luźno, na wypadek gdyby piach pociągnął koła w którymś kierunku.
Obserwowała helikopter walczący z podmuchami kapryśnego wiatru. Jeszcze nie opadł, ale zniżał się coraz bardziej.
– Walcz! – Trzymała kciuki za nieznanego pilota.
Pomimo lat doświadczenia w lataniu, Reid nigdy dotąd nie widział takiej pogody. Jedyne, co liczyło się w tej chwili, to bezpiecznie posadzić maszynę na ziemi. Zdawał sobie jednak sprawę, że równie dobrze może za chwilę zginąć. Instrumenty pokładowe nie działały, nie był w stanie zobaczyć ziemi.
A jednak wciąż walczył. Próbował wyczuć, w którą stronę lądować. Powoli, delikatnie.
To przecież nie mogło się tak skończyć.
To był cud, że Ari w ogóle zdołała odnaleźć miejsce katastrofy. Jednak w pobliżu nie widziała nikogo. Może pilot wypadł z maszyny wcześniej?
Wyłączyła silnik pickupa ze świadomością, że być może nie uda jej się go już odpalić. Ale to był problem na później. W tej chwili liczyło się to, że w kabinie miała powietrze pozbawione pyłu.
Na zewnątrz mogła umrzeć.
Gdzieś tam był człowiek. Jeśli jeszcze żył, jego życie było zagrożone, chyba że szybko znajdzie schronienie. Wzięła nylonowy pas przeznaczony do zabezpieczania ładunku i przewiązała go w pasie. Założyła okulary słoneczne, a wokół twarzy owinęła szal. Żałowała, że nie ma przy sobie gogli do nurkowania, bo zdecydowanie zrobiłaby z nich teraz użytek.
Ari opuściła bezpieczny pojazd. Walcząc z wiatrem, przyczepiła drugi koniec pasa do poręczy samochodu i ruszyła w poszukiwaniu rozbitka.
– Walcz! – wyszeptała pod szalem. – Czuję, że gdzieś tu jesteś. Idę po ciebie. Nie trać nadziei.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji