Droga dusz - Kaczmarczyk Katarzyna - ebook + książka

Droga dusz ebook

Kaczmarczyk Katarzyna

4,3

Opis

Co zrobisz, by ocalić swoją nieśmiertelność?

Od kiedy bogowie odeszli, granic mitycznej krainy Nawii strzegą Strażnicy – garstka wybrańców obdarzona niezwykłymi mocami, w tym jedną szczególną. Ich dusze trafiają do Wyraju, by wraz z opadającymi liśćmi przyniosły je powracające stamtąd kruki.
Mira i Aleks są Strażnikami. Gdy w świecie ludzi pojawia się zbuntowany Kruk – Gniewko, muszą połączyć siły i schwytać go, by tajemnice nie zostały odkryte. Na domiar złego na magiczną stronę przechodzi młoda dziewczyna, Kalina, która wydaje się bardziej związana z ich światem niż ze światem ludzi. Pojawiają się niewidziane od stuleci czarownice, pałające żądzą zemsty za wygnanie z mitycznej krainy. Odwieczna wojna między Strażnikami i czarownicami wybucha na nowo, a stawką jest przyszłość Nawii...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 373

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
skazaninaczytanie

Dobrze spędzony czas

Drogie moliki książkowe dziś zabiorę was do Nawii. Nie. Tym razem nie będzie to antologia "Nawia - szamanki/szeptucha/demony", lecz całkowicie nowe wyobrażenie zaświatów stworzone przez Katarzynę Kaczmarczyk. Bogowie odeszli. Od tamtego momentu Nawii strzegą Strażnicy - wybrańcy obdarzeni specjalnymi mocami, których dusze nieustannie powracają z Wyraju. Idealny ład świata dwójki z nich - Miry i Aleksa burzy istota kradnąca wspomnienia ludzi. Podczas swojego śledztwa Strażniczka słyszy od starszego mężczyzny krążącą po okolicy mroczną legendę o czarownicach. Wtedy jeszcze nie przypuszcza, że ci dawni agresorzy mogą ponownie im zagrażać. Jakby świat miał za mało problemów pojawia się tajemnicza Kalina, która ma więcej wspólnego z magiczną stroną niżeli ludźmi. Czy każda ze spraw to pechowy zbieg okoliczności, czy stoi za tym coś bardziej niebezpiecznego? Dotychczas nie przeczytałam wiele książek nawiązujących do mitologii słowiańskiej ani legend polskich, ale co nieco jednak tego temat...
00

Popularność




1

Pod dębami

Zegar wybił dwunastą, Mira stała przed ratuszem w Zaciszu, małym górskim miasteczku. Niczym niewyróżniająca się miejscowość przyciągała turystów pięknymi widokami, świeżym powietrzem, znajdującym się nieopodal górskim źródłem i niskimi cenami w pensjonatach, które stanowiły ponad połowę budynków miejskiej zabudowy.

Kobieta ruszyła szlakiem dla turystów. Kamienie przyjemnie ocierały się o podeszwy jej butów, a ciężki plecak sprawiał, że zamiast być przytłoczoną jego ciężarem, czuła się wolna. Zatrzymała się na chwilę, gdy zobaczyła w oddali dwie pasące się sarenki. Młode z matką obserwowały ją, a ona je. Dziewczyna skłoniła nieznacznie głowę. Sarna zaczęła powoli zbliżać się w jej stronę, gdy nagle obok pojawił się mężczyzna z telefonem, a zaraz przy nim następny. Obaj próbowali zrobić zwierzętom zdjęcie. Mężczyzna w czarnej czapce z daszkiem przesunął telefon tuż przed obiektywem wysokiego bruneta, ten zaś poirytowany zaraz potem wyminął go i odwdzięczył się tym samym. Wymienili gniewne spojrzenia i nawet nie zauważyli, że zwierzęta oddaliły się pospiesznie do lasu. Mira westchnęła. Według niej ludzie nie umieli doceniać darów, jakie dawała im natura. Ciągły pęd sprawiał, że zapominali o tym, ile piękna jest dookoła. Może dlatego zamiast cieszyć się z niego każdego dnia, woleli zapełniać nim karty pamięci. Mira stroniła od wszelkich nowinek technicznych i nie kryła się z tym – jej zdaniem była to strata czasu.

Dziewczyna odprowadziła wzrokiem matkę z młodym i niespiesznie ruszyła dalej. W głowie miała wyryte litery zapisane starannym pismem na samoprzylepnej karteczce: „Pod Dębami. Aleks”. Niżej wielkimi literami dopisano: „JAK NAJSZYBCIEJ”. Wiedziała, co to oznacza, dlatego stawiła się w miasteczku tak szybko, jak mogła. To właśnie tu najczęściej spotykała się z autorem liścików. Tuż przy szlaku znajdowała się stara drewniana karczma o wdzięcznej nazwie „Pod Dębami”.

Mira pchnęła drzwi i przekroczyła próg. W środku panował półmrok, musiała chwilę poczekać, by jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Karczma była pełna ludzi, ona jednak zaczęła kierować się w stronę stolika w kącie sali, przy którym siedział smukły mężczyzna. Był nieco starszy od Miry, miał dwadzieścia sześć lat, chociaż wyglądał dużo młodziej. Brązowe, gęste włosy, u góry dłuższe, a z boku delikatnie wygolone były lekko zmierzwione. Spod ciemnych brwi spoglądały piwne oczy. Uśmiechał się szelmowsko, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.

– Aleks – powiedziała.

– Cześć, Mira.

– Dzięki za wskazówkę – rzuciła.

Roześmiał się.

– Wybacz, zapomniałem, że nie lubisz, jak nachodzę cię w domu podczas twojej nieobecności.

– Nie znoszę tego bez względu na to, czy jestem w domu, czy nie.

– Musiałabyś kiedyś spróbować, żeby przekonać się, że nie ma w tym nic strasznego.

– Nie mówiłam, że przeskok mnie przeraża.

– Nie wprost, ale zawsze gdy poruszamy ten temat, robisz się nadąsana, nieważne jakiego określenia używam. Po prostu boisz się to zrobić.

Mira zamyśliła się na chwilę. Skok astralny był jedną z podstawowych umiejętności, które musiał opanować nowicjusz w trakcie szkolenia. W odróżnieniu od projekcji astralnej pozwalał na przeniesienie zarówno ducha, jak i ciała. Nie lubiła żadnej z tych metod i po zakończeniu treningu nigdy więcej z nich nie korzystała. Nie umiała sobie przypomnieć, dlaczego ma taki stosunek do skoku astralnego, ale miała wrażenie, że wiąże się to z jednym z jej poprzednich żyć – jednym z wielu. Wolała zachować te przemyślenia dla siebie i usprawiedliwić się w inny sposób, ale Aleks nie dał jej możliwości i zmienił temat, widząc zbliżającą się do nich kelnerkę.

– Pewnie jesteś głodna, zamówiłem ci obiad.

Akurat w tym momencie dziewczyna poczuła ucisk w żołądku, nie sprzeciwiła się więc i z radością zagarnęła talerz, który właśnie przyniosła kelnerka. Pieczone ćwiartki ziemniaków jeszcze parowały, a kurczak kusił złocistą skórką. Dziewczyna zapomniała o przerażającym ją skoku astralnym i zaczęła łapczywie jeść.

– Ty nie jesz? – zapytała.

– Nie jestem głodny, jadłem na mieście.

W tym momencie Mira zwróciła uwagę na strój swojego rozmówcy – markowa koszulka, skórzana kurtka i czarne tenisówki, które nie nadają się na górskie wspinaczki i kosztują majątek. Spojrzała na niego spode łba.

– Serio?

– No co? Kto powiedział, że nie mogę skakać, kiedy tylko mam na to ochotę?

– Ciszej – wysyczała – w takich miejscach bywają też Niemagiczni.

– Nikt nie wie, o co chodzi – odpowiedział jej szeptem.

– Jesteś niemożliwy, a do tego strasznie leniwy.

– Raczej strasznie zajęty, miałem dziś dwa spotkania, a kolejne przede mną, dlatego zjadłem obiad na mieście i od razu przeniosłem się tutaj. – Aleks spojrzał na zegarek. – Za jakieś trzydzieści minut będę musiał wracać, więc pałaszuj i przechodzimy do sedna.

– Jak mamy współpracować, kiedy ciągle znikasz i nie masz na nic czasu.

– Moja droga, ciągle się martwisz, a przypomnij sobie, ile spraw razem rozwiązaliśmy.

– Kiedyś trafimy na taką, której w całości będziesz się musiał poświęcić.

– Nie dzisiaj – uśmiechnął się.

Mira zaczęła zastanawiać się, jak Aleks radzi sobie z podwójnym życiem, a co za tym idzie – z tak różnymi obowiązkami. Na co dzień był dyrektorem dużej firmy, zawsze elegancki i szykowny, wyglądał dosyć zabawnie w roli Strażnika. Firma oczywiście nie należała do niego, była własnością jego ojca. Niestety jakiś czas temu ojciec zachorował, więc Aleks zajął jego stanowisko i przejął wszystkie obowiązki.

– Byłoby łatwiej, gdybyś w końcu kupiła telefon, nie mogę wiecznie zostawiać karteczek na lodówce.

– Karteczki mi nie przeszkadzają. Przeszkadza mi świadomość, że zakradasz się do mojego domu jak duch. Mógłbyś w końcu nauczyć się komunikować za pomocą telepatii – posłała mu gniewne spojrzenie.

Aleks roześmiał się głośno, ale nic nie odpowiedział.

– Korzystasz z przeskoków, a potępiasz telepatię. Ciekawe – powiedziała Mira.

Wzięła pieczonego ziemniaka i zanurzyła go w kremowym sosie.

– Wolę korzystać z prostszych metod, zamiast włazić ci do głowy – odparł.

– Telepatia to nie włażenie komuś do głowy.

– Może przedyskutujemy to innym razem.

Aleks spoważniał, a jego usta wygięły się w podkowę. Telepatia była jego słabym punktem. Mira wiedziała, że w takim momencie lepiej go nie denerwować.

– Mów, co to za sprawa – poprosiła.

– Trzy ataki na Niemagicznych. Ktoś kradnie im wspomnienia.

– Chyba żartujesz! – wykrzyknęła zaskoczona, po czym dodała trochę ciszej: – Nie mieliśmy czegoś takiego od dawna.

– Wiem – powiedział Aleks.

– Żarty, figle, psoty to jedno, ale okradanie Niemagicznych ze wspomnień… To zagraża nam wszystkim.

– Widocznie ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy – rzucił kąśliwie.

– Co wiemy?

– Nasz napastnik działa nocą, gdy ofiary niczego się nie spodziewają, napada je i okrada ze wspomnień, nie robiąc im przy tym żadnej krzywdy.

– To najpewniej Kruk – odparła.

– Albo jakiś zbuntowany Strażnik.

– Strażnik nie ma powodu, by atakować ludzi – zaprotestowała Mira.

– A Kruk umiejętności – odparował Aleks.

– Żaden szanujący się Strażnik by tego nie zrobił. – Strażniczka nie dawała za wygraną.

– A znasz takiego? – zapytał.

Słowa Aleksa zaskoczyły Mirę. Strażnicy byli niewielką grupą wybrańców, którzy strzegli mitycznej krainy – Nawii. Wieki temu zostali wybrani przez samego Welesa i obdarzeni magicznymi zdolnościami. Oprócz tego, że strzegli Nawii, musieli także zajmować się powracającymi duszami. Dusza Strażnika, tak jak każda inna po śmierci, trafiała do Wyraju, czyli zaświatów, jednak stamtąd wracała na ziemię, by dalej móc wypełniać swoje obowiązki. Dusze przynosiły powracające z Wyraju kruki, dlatego młodych Strażników nazywano Krukami. Cykl trał nieprzerwanie od kilkuset lat, a z każdym nowym życiem Strażnicy tracili wspomnienia i umiejętności. Życie zaczynało się od nowa z czystą kartą. Co prawda większość z nich, czując na sobie ciężar przeżytych wieków, zamieniła się w zapijaczonych osiłków, ale każdy cały czas wypełniał swoje zadania.

– Dobra, może nie są idealni. Nie wszyscy. Wątpię, żeby którykolwiek z nich był zdolny do czegoś takiego.

– W takim razie skąd takie umiejętności u Kruka? – zapytał Aleks.

– Nie wiem, może w poprzednim życiu był dobrze przeszkolony. To na pewno nie Strażnik, oni nie zdradzają. Obowiązuje nas przysięga, pamiętasz?

Mira poczuła pieczenie wewnątrz prawej dłoni i odruchowo ją potarła, odwróciła ją wnętrzem do góry i ujrzała małą, różową bliznę – ślad po idealnym cięciu. Wpatrywała się w nią przez chwilę. Każdy Strażnik miał dokładnie taką samą szramę. Z kolejnym życiem wspomnienia zacierały się. Nikt nie pamiętał już, skąd wzięły się cięcia na dłoniach. Wiadomo było jednak, że są pozostałością po otrzymanym darze. Uważano, że by go otrzymać, trzeba było przelać krew. Strażnicy nazywali to Przysięgą Krwi. Bycie Strażnikiem oznaczało chronienie Nawii i jej mieszkańców. Było obowiązkiem, który należało wypełniać w każdym życiu. Weles – bóg czarów i pan śmierci – wybrał ich nie bez powodu, a oni musieli służyć wiernie jemu i Nawijczykom.

– Słuchaj, takiego przypadku jeszcze nie mieliśmy. Ganiamy za wodnikami, strzygami, wąpierzami i innymi demonami, od czasu do czasu znajdziemy zbłąkanego Kruka i sprowadzimy go bezpiecznie do Nawii, jednak żaden do tej pory nie atakował innych ludzi. Powracająca dusza czy prawowity Strażnik, nieważne. Mamy ogromny problem. Jak tego nie ogarniemy, Mira, to źle się to skończy dla naszego świata, ktoś w końcu zacznie węszyć i zadawać pytania. Wiesz, jacy są ludzie, niektórzy mają fioła na punkcie niewyjaśnionych zjawisk i dalej wierzą we Wróżki-Zębuszki. Musimy go znaleźć, zanim ktoś inny zacznie się czegoś domyślać.

Aleks miał rację. Mira doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale bała się powiedzieć to głośno. Ich świat nie mógł zostać odkryty. Nawia istniała od wieków i choć dla wielu była dziś tylko elementem słowiańskich wierzeń, to trwała dalej bezpiecznie w ukryciu, a oni byli Strażnikami jej granic.

– Jakieś ślady? – zapytała.

– Żadnych. Zaciera je starannie, ale przyjrzałem się bliżej naszym ofiarom.

– I?

– Wszystkie mieszkają tutaj.

– Tu?!

– Zgadza się, tuż pod twoim nosem.

– Rzadko bywam w mieście – odparowała.

Było to stwierdzenie zgodne z rzeczywistością. Mira mieszkała poza miasteczkiem i nigdy nie spoufalała się z mieszkańcami Zacisza. Teraz zastanawiała się, dlaczego nie wyczuła zagrożenia.

– Masz jakieś pytania?

– Na razie nie, podaj mi nazwiska i wracaj na spotkanie, ja postaram się porozmawiać z tymi osobami.

– Taki miałem plan. – Aleks uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni kurtki karteczkę, wręczył ją Mirze. – Zjawię się wieczorem i opowiesz, czego się dowiedziałaś. Spotkamy się tutaj o osiemnastej?

– Nie. Dwa spotkania w tym samym miejscu mogą się wydać podejrzane, tym bardziej że nie wyglądasz jak turysta. Spotkamy się u mnie w domu.

– W porządku – odparł, a na jego twarzy malowało się zdziwienie – zjawię się punktualnie.

Aleks wstał i udał się do toalety. Mira wiedziała, że zaraz przeskoczy, by znaleźć się w swoim biurze w mieście. Ona tymczasem musiała zmierzyć się z zadaniem, które na nią czekało.

– Jak zawsze brudna robota spada na mnie – westchnęła i ruszyła w kierunku drzwi.

Na dworze było duszno, gorące powietrze uderzyło ją w twarz zaraz po wyjściu z karczmy. Miała ochotę zawrócić i schować się w chłodnej sali. Niestety nie mogła. Zaczęła schodzić tą samą ścieżką i po kilkunastu minutach była już na rynku. Przysiadła na chwilę na ławce i wyciągnęła kartkę z kieszeni spodni. Starannym pismem zapisano na niej trzy nazwiska.

– Czas dowiedzieć się, co was łączy.

2

Zacisze

Mijając maleńkie domki, zastanawiała się, co tak właściwie przywiodło ją w to miejsce. Wcześniej mieszkała w nadmorskiej miejscowości, której nazwy nawet nie pamiętała. Kiedyś próbowała przypominać sobie wydarzenia z poprzedniego życia, ale bezskutecznie, po kilku próbach doszła do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu. Tamto życie było przeszłością, a jego elementy trudno było do siebie dopasować. Często zastanawiała się, czy to, co pamięta, nie jest tylko zlepkiem wszystkich żyć, które przeżyła do tej pory. W końcu porzuciła rozpamiętywanie przeszłości, by skupić się na teraźniejszości.

W tym życiu urodziła się w małej wiosce pod Krakowem, ale gdy tylko dorosła, wyprowadziła się do Zacisza, zostawiając rodziców i brata. Nigdy nie czuła z nimi silnej więzi, dlatego często zastanawiała się, czy nie była to ucieczka przed rodziną – jedną z wielu, jakie miała przez stulecia. Nie odwiedzała ich, tłumacząc się natłokiem obowiązków. Wmówiła im, że zajmuje się botaniką i na co dzień prowadzi badania nad górskimi roślinami leczniczymi, chociaż tak naprawdę była pełnoetatowym Strażnikiem broniącym magicznej krainy. Czasami pisała artykuły do rubryki zielarskiej w lokalnej gazetce, a od czasu do czasu udało jej się sprzedać zioła i nalewki, które sama wytwarzała, w końcu znała się na roślinach jak mało kto. Jednak było to dalekie od wersji, jaką przedstawiła bliskim. Uplotła tak dużą sieć kłamstw, że czasem sama bała się w nią wpaść, dlatego nie rozmyślała o tym zbyt często i rzadko kontaktowała się z bliskimi.

Po kilkunastu minutach wędrówki doszła do budynku z czerwonej cegły, przy którym znajdowała się tabliczka z wyblakłym napisem „MECHANIK”. Obok domu stały dwa garaże, w jednym z nich brama była otwarta, więc Mira weszła do środka. Tydzień temu ktoś włamał się do warsztatu. Słyszała o tym, ale do głowy nie przyszło jej, że był to zbuntowany Kruk. Czuła złość na samą siebie. Teraz musiała to naprawić.

– Dzień dobry! – zawołała. – Jest tu ktoś?

W garażu nie było nikogo, na środku stał zaparkowany samochód z uszkodzonym błotnikiem, pod ścianą w równym rzędzie leżały skrzynki i szafki z narzędziami. Podłoga była brudna od smarów i oleju, a białe ściany mocno poszarzałe. Nagle z kanału wyłonił się mężczyzna.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

– Szukam pana Pawła Skalskiego.

– To ja. O co chodzi?

Wysoki mężczyzna o pociągłej twarzy pobrudzonej smarem wygramolił się z kanału.

– To pana warsztat?

– Tak – odparł mechanik i spojrzał wyczekująco na Mirę.

– Chciałabym porozmawiać o włamaniu do warsztatu, piszę artykuł do „Głosu Zacisza”.

Kolejne kłamstwo – pomyślała. Nigdy nie lubiła takich zadań. O wiele bardziej wolała polowania na demony i strzygi niż poszukiwania Kruków. Chociaż tych pierwszych było ostatnio coraz mniej. Czasami przerażała ją myśl, ze wkrótce mogą stać się niepotrzebni.

Mechanik podrapał się po głowie, wyglądał przy tym na lekko zaskoczonego.

– Pisze pani do lokalnej gazety? Znam osobiście jej redaktora, ale pani nie kojarzę.

Patrzył na nią podejrzliwie.

– To dlatego, że zazwyczaj zajmuję się kącikiem zielarskim.

– Och – westchnął mechanik.

Wiedziała, że nie jest w stanie tego zweryfikować, mało kto czytał tę kolumnę w gazecie. Była górą, a przynajmniej tak jej się wydawało.

– Dlaczego ktoś od ziół interesuje się włamaniem? – zapytał, nie dając jednak za wygraną.

Zaskoczyło ją to pytanie, ale nie dała tego po sobie poznać. Zamiast tego ściszyła głos i powiedziała:

– Czy chciałby pan wiecznie pisać o mniszku lekarskim albo właściwościach rumianku? – Spojrzała na niego przenikliwie.

– Nie radzę robić nic na własną rękę – powiedział ostrzegawczo i odwrócił się w stronę skrzynki z narzędziami.

– To mogłoby pomóc w ujęciu sprawców. Wystraszeni mogą oddać skradzione rzeczy.

– A niech mnie, chce się pani bawić w detektywa.

– Jak mówiłam, nie mogę wiecznie pisać o zielarstwie.

– Chyba będzie pani musiała. Nic mi nie skradziono.

– Jak to? – zapytała podejrzliwie.

– Dlatego że nie było żadnego włamania. Syn odłożył narzędzia w inne miejsce, a ja myślałem, że ktoś się włamał. Wszystko już wyjaśniłem na komisariacie. Widać nie jest pani na bieżąco.

W tym momencie do warsztatu wszedł młody chłopak, miał na sobie granatowy kombinezon i ręce brudne od smaru, nieśmiało skłonił głowę i podszedł do skrzynki z narzędziami.

– To właśnie mój syn, pomaga mi w warsztacie – wyjaśnił mechanik. – Bywa nierozgarnięty, jak to dzieciaki w jego wieku, ale kiedyś odziedziczy warsztat. Pracował tamtego dnia przy samochodzie, a ja o tym zapomniałem. Odłożył narzędzia w inne miejsce. Stąd ta pomyłka.

– Ile masz lat? – zapytała Mira.

– Siedemnaście – odparł chłopak.

– Zajrzyj pod maskę, a ja zaraz przyjdę – polecił chłopakowi ojciec i zwrócił się do Miry: – Na razie pomaga mi tylko w wakacje, ale dużo umie. Kiedyś odziedziczy ten warsztat po mnie.

Na twarzy mężczyzny malowała się duma i zadowolenie. Mira zauważyła, że na chwilę przestał być podejrzliwy, zapominając o włamaniu, lub po prostu próbował zmienić temat. Postanowiła to wykorzystać i dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości.

– Sam założył pan ten warsztat?

– Nie, należał do mojego ojca.

– Czyli mieszka tu pan od urodzenia?

– Tak – odparł nieco zaskoczony pytaniem mężczyzna. – Bardzo pani ciekawska.

– Taka praca – odparła szorstko.

– Niestety, z tego pani artykułu nie stworzy – powiedział Skalski. – Muszę wracać do obowiązków, odprowadzę panią do wyjścia.

Idąc ścieżką za mechanikiem, Mira zagadnęła:

– Czyli nic podejrzanego się nie wydarzyło?

– Jak mówiłem wcześniej, nie – westchnął mężczyzna. – Proszę zająć się pisaniem o mniszku lekarskim. Wydaje mi się, że mimo wszystko to dużo ciekawsze niż życie w Zaciszu – uśmiechnął się ironicznie.

– Tak zrobię – odparła. – Do widzenia.

Mira ucieszyła się, opuszczając posesję. Mechanik był bardzo podejrzliwy, a do tego znał redaktora gazety. W takich momentach zawsze czuła stres. Rozluźniła mięśnie i wzięła głęboki wdech. To był dopiero początek jej zadania.

Kolejną osobą z listy był emerytowany nauczyciel historii. Mira udała się pod wskazany adres, ale nie zapukała do drzwi. Zamiast tego usiadła w pobliskiej kawiarni i jeszcze raz spojrzała na żółtą karteczkę samoprzylepną. Uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na wskazówkę zapisaną przez Aleksa czerwonym długopisem. „Kawiarnia. 14.15”. Pomyślała, że musiał wcześniej sprawdzić wszystkich, zanim zapisał ich nazwiska. Albo też dostał je od swojego informatora. Czasem w świecie ludzi przewijali się szmuglerzy, którzy byli łącznikami między Nawią a ludzkim światem. Tak jak Strażnicy mogli przemieszczać się między dwoma światami. Jednak nie zawsze z własnej woli. Zazwyczaj były to wyrzutki lub wygnańcy skazani na życie poza magiczną krainą. Przemieszczanie się w takich wypadkach było zabronione przez Najwyższą Radę, jednak Strażnicy przymykali na to oko, w zamian czerpiąc informacje od szmuglerów. Była to uczciwa, chociaż nielegalna wymiana. Mira wiedziała, że Aleks obraca się w takim towarzystwie i często wykorzystuje informacje zdobyte dzięki nim. Wolała nie wiedzieć więcej i nigdy go o to nie pytała. Uważała, że mogłaby w ten sposób zdradzić Radę i Nawię. Była bardziej skrupulatna i poukładana niż on i starała się przestrzegać ustalonych reguł. Z drugiej jednak strony, wiedziała, że szmuglerzy widzą wszystko, co dzieje się w ludzkim świecie i są wyczuleni na punkcie magii, a to gwarantowało informacje z pierwszej ręki.

Po kilkudziesięciu minutach z budynku wyszedł mężczyzna w podeszłym wieku. Szedł wolnym krokiem w stronę kawiarni. Gdy usiadł przy stoliku w ogródku na zewnątrz, Mira dostrzegła bliznę na jego twarzy. Wyglądała jak efekt poparzenia, ciągnęła się od policzka aż do ucha. Po chwili do stolika podeszła kelnerka, Strażniczka usłyszała, jak kobieta zwraca się do staruszka po imieniu. Mężczyzna zamówił to, co zawsze, czyli zieloną herbatę i jabłecznik z podwójną porcją bitej śmietany. Gdy kelnerka przyniosła zamówienie, Mira wstała i dosiadła się do jego stolika.

– Mogę? – zapytała.

– Proszę bardzo.

– Co trzeba zrobić, by dostać tak dużo bitej śmietany? – zapytała.

– Przychodzę tu co jakiś czas od kilkunastu dobrych lat i zawsze zamawiam to samo, to taki dodatek dla stałego klienta – uśmiechnął się.

– W takim razie mam szczęście, że na pana trafiłam.

Staruszek pytająco uniósł jedną brew.

– Przepraszam, nie przedstawiłam się. Mam na imię Mira i przeprowadzam wywiady z mieszkańcami Zacisza. Piszę artykuł na temat historii miasteczka, zamiast sięgać po książki, wolę poznać historię tego miejsca widzianą oczami jej mieszkańców, a skoro mieszka tu pan od tylu lat, to pewnie zna pan ją dość dobrze.

Mężczyzna patrzył podejrzliwie, lecz po chwili wyprostował się i odparł entuzjastycznie:

– Z chęcią pani pomogę! W książkach nie znajdzie pani tego, czego można dowiedzieć się z opowieści.

– Też tak myślę – uśmiechnęła się i wyciągnęła notes.

– Mam na imię Józef – przedstawił się. – Mieszkam tu od urodzenia, kiedyś uczyłem w tutejszej szkole historii. Stare czasy – westchnął staruszek. – Od czego chciałaby pani zacząć?

– Może na początek niech pan opowie coś o sobie.

Mira jako Strażniczka dobrze znała naturę ludzką. Wiedziała, że samotni ludzie potrzebują kogoś, komu mogą się wygadać. Nawet nie musiała pytać, pan Józef sam chętnie opowiadał o sobie i o życiu w Zaciszu. Swoje opowieści mógłby ciągnąć godzinami, jednak Mira musiała nakierować go na właściwy temat. Zastanawiała się, w jaki sposób to zrobić. Cierpliwie wysłuchała jego opowieści o pochodzeniu i rodzinie i postanowiła poprowadzić rozmowę na właściwe tory.

– To bardzo ciekawe, co pan opowiada. Wszystko zapisałam, a czy mógłby mi pan opowiedzieć trochę o samym Zaciszu? To bardzo spokojne miejsce.

– Zgadza się, ludzie żartują, że można tu umrzeć z nudów. Nazywają je też miasteczkiem starców i nudziarzy.

– Ja akurat należę do osób, które cenią sobie spokój i ciszę.

– To bardzo ciekawe jak na osobę tak młodą jak pani – zauważył staruszek.

Mira uśmiechnęła się delikatnie.

– Nie zawsze jest tu tak spokojnie – spróbowała zagadnąć. – Słyszałam o włamaniu do warsztatu mechanika.

– A tak, zgadza się, ale to fałszywy alarm.

– Co za ulga – skwitowała, zastanawiając się, dlaczego belfer zdążył już dowiedzieć się, że alarm był fałszywy.

Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu. Staruszek zadumał się, więc Mira podjęła kolejną próbę.

– Przez moment tak się bałam, że zaryglowałam wszystkie okna i drzwi. Nie spałam prawie całą noc. Teraz mogę odetchnąć z ulgą.

Staruszek nie odpowiedział, widać było, że intensywnie nad czymś myśli.

– Wszystko w porządku? Zamilkł pan.

– O, przepraszam… – wyjąkał. – Myślałem o tym. Niestety wszystkich wystraszyła ta historia. Proszę mi wierzyć, ja też się tym przejąłem. W nocy wydawało mi się, że ktoś się do mnie włamał… – Zawahał się na chwilę. – To była dziwna sytuacja.

– Proszę mówić – zachęciła kobieta.

– Obudził mnie chłód. Wydawało mi się, że zamknąłem na noc wszystkie okna. Zawsze tak robię. Jednak jedno było otwarte, wstałem, by je zamknąć i… – Zamyślił się ponownie. – Miałem wrażenie, jakbym stał tam przez dłuższą chwilę. Trwałem tak przez jakiś czas, dopóki nie wystraszył mnie siedzący na drzewie puszczyk. Cóż, starość – uśmiechnął się – no i widocznie zapomniałem zamknąć okno na noc. Skleroza – skwitował.

– Mechanik zgłosił włamanie, więc mieszkańcy wpadli w panikę. Dobrze, że sprawa została wyjaśniona.

– Z tego, co słyszałem, włamanie zgłosił syn, ale ludzie często przekręcają informacje. Tak rodzą się plotki.

– Tak, to prawda – odparła Mira, zaciekawiona tym, co przed chwilą usłyszała. Postanowiła jednak nie drążyć tematu, by jej zainteresowanie włamaniem nie wydało się podejrzane. To, co powiedział pan Józef, stawiało Skalskiego w złym świetle. Dlaczego mnie oszukał? – zaczęła się zastanawiać.

– Opowiem pani ciekawą historię.

– Bardzo chętnie jej wysłucham – uśmiechnęła się Mira.

Staruszek pociągnął łyk herbaty, lekko zwilżając usta, i nachylił się konspiracyjnie w stronę Strażniczki.

– Czy wie pani, że w Zaciszu mieszkały niegdyś czarownice?

– Czarownice? – Mira znieruchomiała, lecz starała się nie dać tego po sobie poznać.

– Zgadza się – pokiwał głową belfer.

– Czarownice nie istnieją.

– Wiadomo – odparł, uśmiechając się – chodzi mi bardziej o legendę związaną z tym miejscem.

Mira rozluźniła się. Ulżyło jej, że staruszek nie próbuje udowadniać istnienia magicznych istot lub, co gorsza, sam w nie wierzy. W dodatku prędzej można była spotkać leśną nimfę lub wodnika niż czarownice. Nikt nie widział ich w okolicy od dawien dawna. Na szczęście – pomyślała. Czarownice były groźnymi przeciwniczkami i nieraz dawały się Strażnikom we znaki.

– Legenda mówi, że w naszym miasteczku mieszkała pewna mądra kobieta. Imię miała jak kwiat, chociaż nikt nie jest w stanie przypomnieć sobie jaki. Leczyła ludzi z wioski, pomagała kobietom w ciąży, była ich akuszerką. Potrafiła godzinami czuwać nad chorymi i nigdy nikogo nie odprawiła na drugą stronę – uśmiechnął się porozumiewawczo. – Niestety nie podobało się to niektórym ludziom z wioski. Wydawało im się podejrzane, jak świetnie radzi sobie ta kobieta. Wielu znachorom odbierała wtedy pracę. Uknuli więc intrygę, a okazja trafiła się ku temu, można powiedzieć, znakomita. Mówi się, że pewnego dnia jeden z synów wójta został zaatakowany przez dzika na polowaniu. Rany były dosyć głębokie i liczne. Wójt, choć pałał niechęcią do dziewczyny, poprosił, by ta zajęła się jego synem. Pech chciał, że był to chłopak, którego nasza czarownica darzyła wielkim uczuciem, dlatego za wszelką cenę starała się go uleczyć.

– I udało jej się to? – zapytała Mira, którą nieoczekiwanie zainteresowała ta historia.

– Niestety, wójt tak bardzo nienawidził dziewczyny, że był gotów poświęcić życie swojego syna, tylko po to, by udowodnić jej winę. Gdy czarownica wychodziła z chaty wójta, podawał mu wilcze ziele i posypywał rany solą, by gorzej się goiły.

– To straszne – stwierdziła ze smutkiem Mira.

– Zgadza się – pokiwał głową belfer. – Młoda kobieta robiła wszystko, by uleczyć ukochanego. Biedna domyślała się, co knuje niegodziwy wójt i któregoś dnia raz na zawsze uśmierzyła ból chłopaka, podając mu trującą miksturę. Podobno wolała, aby zginął z jej ręki. Sama zniknęła niespodziewanie, zanim dopadł ją ojciec chłopaka i jego ludzie. Niektórzy powiadali, że dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Jakiś czas po tych wydarzeniach wszyscy potomkowie wójta zaczęli ginąć w dziwnych okolicznościach, aż w końcu nie pozostał żaden z ich rodu. Mieszkańcy upatrywali w tym klątwy, którą przed zniknięciem rzuciła na ich rodzinę zrozpaczona czarownica. W ten sposób skończyła się ta tragiczna historia.

– To ciekawe – skwitowała krótko Mira. Wolała nie mówić więcej, chociaż historia bardzo ją poruszyła. Czarownica mogła istnieć naprawdę.

– Bardzo prawdopodobne, że taka sytuacja miała miejsce, tylko ludzie dodali trochę od siebie. Jak mówiłem wcześniej, tak rodzą się plotki i legendy, które tutaj przekazywane są z dziada pradziada. Niektórzy uważają, że czarownica ciągle powraca do swojego domku na skraju lasu.

– Na skraju lasu? – zapytała zaskoczona Mira.

– Tak, drewniany domek za Zaciszem, przy szosie w kierunku miasta – wskazał dłonią kierunek. – Bardzo ładna okolica, ale mało kto się tam zapuszcza.

– Ja tam mieszkam – wydusiła Mira.

– O, w takim razie wiele osób uznałoby cię za niezwykle odważną.

– Niemożliwe, żeby chata stała do tej pory – zaprotestowała Strażniczka. Dziwnie czuła się z myślą, że jej dom mogła kiedyś zamieszkiwać czarownica. Sytuacja wydawała się jeszcze bardziej zaskakująca, biorąc pod uwagę fakt, że Mira pochodziła z Nawii.

– Zgadzam się – potaknął staruszek – ale jak mówiłem, to plotki i legendy, jedyna rozrywka w tym miejscu.

– Dziękuję za miłą pogawędkę. Wiele się dziś dowiedziałam, niestety muszę już znikać – powiedziała Mira, spoglądając na znajdujące się coraz niżej słońce.

– Nie ma za co. Gdyby potrzebowała pani pomocy, znajdzie mnie pani tutaj codziennie o tej samej porze.

– Na pewno jeszcze się spotkamy. Do widzenia.

– Do zobaczenia.

Mira uścisnęła mężczyźnie dłoń na pożegnanie i szybkim krokiem ruszyła brukowaną uliczką. W głowie miała cały czas słowa staruszka. Gdyby tylko wiedział, że legenda o czarownicy mogła być prawdziwa – pomyślała. W tym momencie wydawało jej się zabawne, jak blisko ich świata byli Niemagiczni. Zamyślona, prawie przeoczyła cel swojej podróży. Na końcu uliczki, którą szła, znajdował się zakład kosmetyczny. Ogromny szyld nad wejściem informował, że znajduje się tu salon urody „IRENA”. Strażniczka pchnęła drzwi, jednak te stawiły opór. Dopiero wtedy zauważyła na drzwiach kartkę z napisem „Nieczynne. Jestem na urlopie”.

– Cholera – zaklęła pod nosem.

Spojrzała na zegarek, była 16.15. Droga do domu zazwyczaj zajmowała godzinę, nie miała czasu, żeby szukać ostatniej ofiary lub wypytywać o nią sąsiadów. Zdecydowała się wrócić do siebie i poczekać na Aleksa.

•••

Gdy otworzyła drzwi chatki, smukły rudzielec o puszystej sierści wybiegł jej na powitanie. Rozejrzała się po pokoju, zastanawiając się, czy faktycznie mogła mieszkać tu czarownica. Cóż, tamta chata nie przetrwałaby do tej pory, ale może kiedyś w tej okolicy naprawdę żyła jakaś wiedźma.

– Witaj, Perunie, tęskniłeś?

– Na pewno zgłodniał, dlatego się przymila.

Mira aż podskoczyła, gdy usłyszała głos dobiegający zza ściany. Otrząsnęła się jednak i wpadła do kuchni.

– Aleks! – krzyknęła ze złością. – Nie tak się umawialiśmy.

– Jestem troszkę przed czasem.

– Troszkę?

– Zgłodniałem – odparł spokojnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

– Dlatego okupujesz moją kuchnię?

– Ostatnio miałaś pretensje, że jem na mieście, a teraz masz pretensje, że gotuję u ciebie?

– Ja… – Mira zacisnęła ręce ze złości. – Dlaczego zawsze przekręcasz moje słowa?

– Spokojnie. Pomyślałem, że jesteś głodna po całym dniu biegania za Niemagicznymi, ale żebyś nie myślała, że się o ciebie troszczę czy coś, postanowiłem rzucić głupim tekstem. Wtedy wychodzi naturalniej. Nie sądzisz?

Mira stała przez chwilę w osłupieniu, Aleks patrzył jej prosto w oczy, a to, co powiedział, wydawało się niezwykle szczere. Nabrała powietrza w płuca i powoli je wypuściła.

– Wezmę prysznic.

– W porządku.

Dziewczyna zatrzasnęła się w łazience. Zdjęła z siebie przepocone ubrania, weszła do kabiny i odkręciła kurek. Lodowata woda dawała przyjemne ochłodzenie. Zaczęła zastanawiać się nad słowami Aleksa. Faktycznie nie lubiła, gdy ktoś się nią zajmował. Wolała polegać sama na sobie, jednak gdy teraz tak o tym myślała, dochodziło do niej, że jej partner robił to mimo wszystko, a ona nawet tego nie dostrzegła. Nigdy nie miała nikogo bliskiego i nie pozwalała ludziom zbliżać się do siebie, ale może Aleks zrobił to już dawno, a ona podświadomie mu na to pozwoliła.

Gdy się wysuszyła, zaczęła nasłuchiwać odgłosów dochodzących z kuchni. Nic jednak nie usłyszała. Odwiesiła ręcznik, włożyła podarte dżinsy i koszulkę z nazwą rockowej kapeli – niestety napis wyblakł, a na tkaninie pozostały tylko czerwone plamki i pozostałości liter tworzących napis „CHILI”. Mira delikatnie uchyliła drzwi i momentalnie poczuła zapach jedzenia. Pachniało cudownie i tak też musiało smakować. Aromat zawiódł ją do kuchni. Aleks właśnie sprawdzał wszystkie półki.

– Dobrze, że jesteś. Wiem, że nie wypada zaglądać do cudzych szafek, ale nie umiem znaleźć durszlaka.

– Nie umiesz, bo go nie ma.

– Och – westchnął. – W takim razie musimy spróbować inaczej.

Mira oparła się o drewnianą futrynę. Obserwowała, jak Aleks przykrywa garnek pokrywką i ostrożnie odcedza wodę. Kilka wstążek makaronu przecisnęło się przez pozostawioną przerwę, ale poza tym poradził sobie znakomicie. Mira zauważyła jego pewne ruchy i to, z jaką płynnością wykonywał wszystkie czynności. Widać było, że sprawiało mu to przyjemność. Nigdy nie widziała takiego Aleksa. W tym momencie uświadomiła sobie, jak mało o nim wie. Zobaczył, że mu się przygląda. Żeby przerwać niezręczną ciszę, rzuciła jakby od niechcenia:

– Mam nadzieję, że lepszy z ciebie kucharz niż Strażnik.

– Sama ocenisz.

Aleks skończył przygotowywać posiłek i oboje usiedli przy stole. Mira westchnęła. Wpatrywała się w żółte słoneczniki wyhaftowane na obrusie. Choć nie robiła tego często, w końcu z trudem wydusiła:

– Dziękuję.

Aleks skinął głową, a na jego twarzy na moment pojawił się uśmiech. Zaraz potem spoważniał i powiedział:

– Jedz, bo wystygnie.

Mira nawinęła makaron na widelec. Był przepyszny. Widać, jej partner miał talent kulinarny. Może skrywał też jakieś inne sekrety. Zastanawiała się, dlaczego nie pozwalała Aleksowi się odwiedzać. Zawsze uważała, że powinna oddzielać życie w tym świecie od tego drugiego, ale przecież oboje i tak tkwili razem w obu.

– Jak przesłuchania?

– Trudno przesłuchiwać ludzi, jeśli nie wiedzą, że są przesłuchiwani. W każdym razie poszło nie tak, jakbym się tego spodziewała. – Mira podciągnęła nogi i objęła je rękami. – Mechanik powiedział niewiele, staruszek za dużo, a fryzjerki nie znalazłam.

– Jakieś wnioski?

– Na pierwszy rzut oka nic ich nie łączy. Poza tym, że obaj mieszkają tu od urodzenia, ale to nic zaskakującego. Skalski oszukał mnie, mówiąc, że to on zgłosił kradzież, w rzeczywistości zrobił to jego syn, a on to odkręcał, twierdząc, że chłopak przełożył narzędzia w inne miejsce.

– Dlaczego to syn zgłosił włamanie?

– Dobre pytanie – podsumowała Mira. – Uważam, że coś ukrywa.

– W takim razie będziemy musieli mieć na niego oko – stwierdził Aleks.

– On też był podejrzliwy w stosunku do mnie. Myślałam, że wpadłam, gdy powiedział, że zna redaktora gazety.

– Mógł blefować – zasugerował Strażnik.

– Wolałam tego nie sprawdzać.

– Jak myślisz, dlaczego skłamał?

– Nie wiem, ale nie ufam mu – stwierdziła chłodno Mira.

– A belfer? – zapytał Aleks.

– Wydaje się wiarygodny, dużo mówi, wie sporo o miasteczku i jego mieszkańcach – podsumowała. Nie wspomniała jednak o legendzie, którą usłyszała od mężczyzny.

Aleks pochylił się nad stołem i zaczął skubać kromkę chleba. Długo się nad czymś zastanawiał.

– Wydaje mi się, że powinniśmy zacząć od tego, iż wszyscy pochodzą stąd – powiedział w końcu.

– I to mnie martwi. Powracające dusze wracają zazwyczaj do miejsc, nie do ludzi. I robią to zupełnie podświadomie. Dlaczego wybrał akurat tę trójkę? Jak to możliwe, żeby pamiętał ich z poprzedniego życia? Bardzo możliwe jest, że tu mieszkał, ale to niemożliwe, żeby pamiętał coś więcej. Coś mi tu nie pasuje – szepnęła, pocierając skronie.

– Wracamy do wersji, że to jednak Strażnik? – zapytał niespodziewanie Aleks.

Mira westchnęła cicho. Nie chciałaby, żeby podejrzenia mężczyzny okazały się słuszne.

– Zaczniemy standardowo. Trzeba sprawdzić księgi. Gdy porównamy akty chrztów i pogrzebów, powinniśmy trafić na jakiś trop.

– Są młodzi, gdy zaczynają sobie przypominać, ale ten jest dużo sprytniejszy i… – urwał w pół zdania, szukając odpowiedniego słowa – …bardziej świadomy. Widać, że wszystko ma przemyślane, prawdopodobnie wie, że go ścigamy, musimy trochę poszerzyć zakres.

– O ile? – zapytała Mira.

– O jakieś trzy, cztery lata.

– Dobrze.

– I nie martwiłbym się tym, że pamięta więcej, niż powinien. Wszystko jest możliwe. Jak już go złapiemy, zbadamy sprawę dokładnie.

– Będziemy musieli – zgodziła się Mira. – Mam przeczucie, że czeka nas niełatwe zadanie.

Aleks nieustannie maczał kawałek chleba w sosie, miąższ rozmókł tak, że została tylko chrupiąca skórka. Nie podobało się to Mirze, jego mimowolne ruchy oznaczały, że coś bardzo go dręczy. Zaintrygowały ją też jego słowa na temat pamięci. Czy jej partner był w stanie zapamiętać z poprzedniego życia więcej niż ona? Czy jego również nachodziły czasem wspomnienia, których nie mógł do siebie dopasować? Nigdy tak naprawdę o tym nie dyskutowali. Zaczynała tego żałować.

– Sprawdzę księgi – zaoferowała.

Mężczyzna ciągle siedział zamyślony. Nic nie odpowiedział.

– Nigdy mi nie opowiadałeś – odezwała się Strażniczka.

– O czym?

– O swojej przeszłości.

Aleks prychnął.

– Czasem wydaje mi się, że mamy tylko przeszłość. – Zawahał się na chwilę. – Przez to, kim jesteśmy, nie możemy patrzeć w przyszłość, wiemy, że będzie to kolejne życie… Wiemy, że to, co tu stworzymy, nie będzie miało sensu. Możemy tylko liczyć poprzednie wcielenia i próbować wyłuskać z nich to, co pamiętamy. Chciałbym mieć przyszłość, Mira. O przeszłości wolę nie rozmawiać. Obiecałem sobie to kiedyś.

– Dlatego tak skupiasz się na tym drugim życiu?

– Możliwe – odparł, a jego wzrok powędrował za okno, w głąb lasu.

W kuchni panowała cisza, Perun objedzony klopsikami leżał na kuchennej szafce i mruczał z zadowolenia. Za oknem słychać było cykanie świerszczy. Aleks spojrzał na Mirę, wiedziała, że zaraz dowie się, co tak zaprząta jego myśli.

– Może miałaś rację – westchnął. – Chyba czas się zaangażować. Jutro przyjadę do Zacisza i wynajmę jakiś pokój. Zostanę tu, dopóki nie rozwiążemy tej sprawy, tak będzie łatwiej.

– A co z pracą?

– Ta jest ważniejsza – odparł Aleks.

Mira widziała w jego oczach, że nie jest do końca przekonany. Wstał od stołu i już miał zniknąć, gdy nagle złapał się za głowę, jakby sobie o czymś przypomniał. Odwrócił się i powiedział:

– Prawie zapomniałem o jutrzejszym święcie. Chyba musimy zrobić sobie dzień przerwy od pracy.

Uśmiechnął się zawadiacko i zniknął, pozostawiając po sobie jedynie smugę jasnego światła. Perun, wyraźnie tym zaskoczony, stanął na równe nogi i przez chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym wcześniej stał Aleks. Po chwili jednak podszedł do Miry i zaczął ocierać się o jej kolana. Wzięła kota na ręce.

– Noc Kupały. Trzeba się przygotować, Perunie.

3

Wijąc wianki

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
1. Pod dębami
2. Zacisze
3. Wijąc wianki
4. Blask płomieni
5. Noc Kupały
6. Słowiańska wioska
7. Przeszłość daje o sobie znać
8. Powracające dusze
9. Bezpieczne miejsce
10. Coraz więcej tajemnic
11. Ogień oczyszcza
12. Łza Nieba
13. Nawia
14. Szukając wspomnień
15. Klan czarownic
16. Blaski i cienie
17. Księga Marzanny
18. Cisza przed burzą
19. Krąg przeklętych
20. Pytania bez odpowiedzi
21. Grom z nieba

Droga dusz

ISBN: 978-83-8313-038-5

© Katarzyna Kaczmarczyk i Wydawnictwo Novae Res 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Marta Grochowska

Korekta: Anna Jakubek

Okładka: Wioleta Melerska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek