Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
151 osób interesuje się tą książką
ON UWAŻAŁ, ŻE MIŁOŚĆ JEST SŁABOŚCIĄ
ONA NAUCZYŁA GO, ŻE MIŁOŚĆ TO SIŁA
WILLIAM
William Hunter to król nielegalnych wyścigów. Każde starcie to dla niego ucieczka. Każdy zakręt – sposób na przetrwanie. Ale kiedy staje przed największym wyzwaniem w swojej podziemnej karierze, okazuje się, że jego jedyną nadzieją na utrzymanie pozycji jest pewna tajemnicza dziewczyna…
OLIVIA
Olivia Parker to dziewczyna z pasją do motoryzacji. Po tragicznej śmierci rodziców została sama, z bliznami po przeszłości i marzeniami schowanymi głęboko pod skórą. Gdy jednak w jej życiu pojawia się sam William Hunter z propozycją, której nie powinna przyjąć – wie tylko jedno: to może być dla niej szansa, by wreszcie poczuć, że żyje. Albo… stracić wszystko.
Ich spotkania to zderzenie prędkości i niebezpiecznych emocji, ale nawet w świecie, gdzie każdy wyścig może być tym ostatnim, to miłość może okazać się najbardziej ryzykowną grą.
A tutaj nie każdy kierowca dojeżdża do mety.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 571
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Granica między życiem a śmiercią jest cienka – to nieuchwytna linia, której dotykają jedynie ludzie gotowi zaryzykować wszystko tylko po to, by poczuć dreszcz adrenaliny. To ułamek sekundy, ledwie dostrzegalny moment, kiedy ciało napina się instynktownie, a serce zamiera. Ta chwila trwa wieczność, gdy stoisz na krawędzi, gdzie jedynym dźwiękiem jest ryk silnika, a jedynym światłem – odbicie lamp samochodu na pustym asfalcie.
Adrenalina to coś więcej niż tylko uczucie. To nieokiełznana siła, która wypełnia żyły, sprawiając, że krew pulsuje szybciej, a oddech staje się głębszy.
Adrenalina jest jak narkotyk, który ściąga cię coraz bliżej przepaści, pozwalając choć przez krótki moment poczuć, że naprawdę żyjesz. Gdy prędkość wzrasta, a widok za szybą zamienia się w rozmytą smugę, przestajesz po prostu istnieć – stajesz się kimś więcej: niepokonanym, nietykalnym, kimś, kto może oszukać przeznaczenie. Ale każda sekunda, każdy zakręt, każdy szept prędkości niosą ze sobą ryzyko. W tym mrocznym świecie nie ma miejsca na wahanie – jeden fałszywy ruch, a ta cienka linia między życiem a śmiercią zostanie przekroczona.
Ci, którzy się ścigają, wiedzą, że prędkość to ich sposób na wolność, ale też klątwa, bo każdy wyścig może być tym ostatnim. Dla tych, którzy nie potrafią żyć inaczej, adrenalina jest jedyną prawdą i jedynym celem. Bo czym jest życie bez ryzyka? Czym, jeśli nie próbą przechytrzenia śmierci choćby o kilka uderzeń serca i o kilka jardów asfaltu?
W tym świecie nie liczy się nic poza chwilą, w której wszystko może się skończyć.
I to właśnie sprawia, że warto ścigać się dalej.
Pieprzone Los Angeles!, przeklęłam w myślach i schyliłam się, by zebrać z podłogi roztrzaskany talerz. Resztki jedzenia rozmazały się na zabrudzonej posadzce, tworząc coś, co mogłoby przypominać sztukę współczesną, gdyby nie było wynikiem mojej nieuwagi.
Dominic stanął za mną, zanim zdążyłam cokolwiek podnieść. Był moim szefem, ale bardziej przypominał strażnika, który obserwuje każdy mój ruch, gotów ukarać mnie za najmniejsze odstępstwo.
– Naprawdę, Olivio? Znowu? – warknął. Jego ton ociekał jadem, a ja oczami wyobraźni widziałam, jak wykrzywia usta w tym swoim pogardliwym uśmiechu. – Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, żebyś była ostrożniejsza?
Zacisnęłam zęby, starając się nie zareagować, choć miałam okropnie wielką ochotę powiedzieć mu, żeby się odpierdolił. Dominic zawsze budził we mnie niepokój. Te jego przenikliwe, ciemne oczy nigdy nie zdradzały emocji, nie było w nich nawet cienia ciepła czy aprobaty. Za każdym razem czułam się przy nim jak uczennica, której błędy tylko czekają na potępienie.
– Potrącę ci za to z pensji – dorzucił z wyraźnym zadowoleniem.
Nigdy nie przepuściłby okazji, żeby się na mnie wyżyć i żeby przypomnieć mi, że jestem tutaj nikim.
Starałam się na niego nie patrzeć. Wiedziałam, że gdybym to zrobiła, mogłabym nie wytrzymać i wybuchnąć, a to zniweczyłoby mój plan – jedyne, co pozwalało mi trwać w tym miejscu. Aby go zrealizować, potrzebowałam pieniędzy, które gwarantowała ta praca. Każda godzina tutaj miała swoje uzasadnienie. Każdy zarobiony dolar przybliżał mnie do tego, co było naprawdę ważne.
Zebrałam ostatnie resztki jedzenia z podłogi. Zanim odeszłam, zerknęłam za bar, by mieć pewność, że Dominic zniknął już w kuchni, i pochyliłam się w stronę stolika, przy którym siedział jeden z tych obleśnych typów, wyraźnie zaznaczający swoją obecność zapachem tytoniu i taniej wody kolońskiej.
Przełknęłam ślinę i zatrzymałam usta tuż przy jego uchu, tak blisko, aby tylko on mógł usłyszeć moje słowa.
– Posłuchaj mnie uważnie – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. – Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, to połamię ci łapy. Rozumiemy się?
Nie musiałam krzyczeć, by dotarło do niego, że nie żartuję. Jego zaskoczone spojrzenie i lekkie wzdrygnięcie wystarczyły, bym poczuła satysfakcję.
Odwróciłam się spokojnie, prostując plecy, i odeszłam za bar. Oblech tymczasem został z taką miną, jakby właśnie zderzył się ze ścianą.
Kiedy zaczęłam tu pracować, szybko zauważyłam, że co wieczór w barze kręci się grupa mężczyzn, którzy wyglądają, jakby ściągnęli tu z najmroczniejszych zakątków miasta. Ich kamienne twarze i pusty wzrok sprawiały, że serce podchodziło mi do gardła za każdym razem, gdy któryś z nich składał u mnie zamówienie.
Los Angeles było pełne takich typów – nieprzewidywalnych, niebezpiecznych, o spojrzeniach ostrych jak brzytwa i życiorysach splątanych z przestępczym światem. Przez całe życie unikałam takich ludzi jak ognia. A teraz? O ironio! Pracowałam w miejscu, gdzie wieczorami można było spotkać dziesiątki typów, z którymi normalnie nikt nie chciałby się minąć nocą na ulicy.
Nienawidziłam tego cholernego miasta. Los Angeles – pełne fałszywych obietnic, sztucznych uśmiechów i ludzi gotowych zdeptać innych, byle tylko zdobyć dla siebie odrobinę uwagi. Każdego dnia, gdy wchodziłam do tego dusznego baru, czułam, jak miasto drwi ze mnie, jakby pytało, ile jeszcze zniosę, zanim sama się złamię. To miejsce nie miało żadnej magii, żadnych iluzji hollywoodzkiego blasku. Tylko szary beton i twarze, które przestały mieć dla mnie znaczenie. A już szczególnie nienawidziłam tych typów, którzy tu przychodzili. Uważali się za panów świata, jakby wystarczyło włożyć skórzaną kurtkę, by zyskać prawo do wszystkiego – do mojego czasu, mojej uwagi, a czasem nawet do mojego ciała.
Na szczęście rzadko kiedy zostawałam w pracy do końca. Gdy kuchnia się zamykała, nie byłam już potrzebna, a dzięki temu zwykle kończyłam zmianę, zanim zaczynały się pijackie awantury. Jak tylko słyszałam pierwsze podniesione głosy albo widziałam grupki, które zbliżały się do siebie z minami zwiastującymi kłopoty – mnie już nie było. Unikałam w ten sposób najgorszych scen, gdy alkohol przejmował kontrolę, a niewinne z początku rozmowy zamieniały się w wybuchowe kłótnie.
Czasem marzyłam o tym, żeby rzucić im w twarz, co naprawdę o nich myślę, wyjść stąd i nigdy nie wrócić, ale na razie musiałam zacisnąć zęby i przetrwać, bo wierzyłam, że dzięki ich hojnymi napiwkom kiedyś będę mogła wyrwać się z tego miejsca.
Z kolei praca u Boba była jak powiew świeżego powietrza. Każdego dnia, kiedy kończyłam swoją zmianę w barze i mogłam w końcu zrzucić ten nędzny uniform, czułam ulgę. Wystarczyło wsiąść na stary motocykl i przejechać kilka przecznic do warsztatu Boba, by napięcie zaczęło ze mnie schodzić.
Warsztat nie był duży, ale miał swój niepowtarzalny klimat. Wchodziło się tam i człowieka od razu otaczał zapach smaru, benzyny i rozgrzanego metalu – dla większości ludzi pewnie nieprzyjemne, ale dla mnie to była woń wolności. W dni, kiedy kończyłam zmianę w barze wykończona, wystarczało kilka minut z kluczami i narzędziami w rękach, bym poczuła, że znowu żyję. Nawet jeśli nie zarabiałam tam dużo więcej niż w barze, to nie miało znaczenia. Ta praca dawała mi prawdziwą satysfakcję, przypominała, że mam coś swojego, czego nikt mi nie odbierze. Żałowałam jednak, że Bob nie potrzebuje mnie na pełen etat. Prowadził mały warsztat i dodatkowe ręce przydawały mu się jedynie do większych zleceń, a te trafiały się tylko od czasu do czasu. Gdyby było inaczej, bez chwili wahania rzuciłabym pracę jako kelnerka i z ulgą zamknęła ten rozdział swojego życia.
Po wypadku moich rodziców, kiedy wszystko wywróciło się do góry nogami, zostałam nie tylko z małym, uroczym domem, który pachniał wspomnieniami, ale też z długiem po nich, który musiałam spłacać. Dlatego każdy dodatkowy dolar był dla mnie jak mały krok w stronę wolności. Wiedziałam, że zanim będę mogła spełnić swoje marzenie, muszę najpierw zrzucić z siebie ten balast.
Od kiedy pamiętam, zawsze marzyłam o studiach. Inżynieria mechaniczna stanowiła mój cel. To była moja przyszłość, sposób na to, by móc kiedyś w pełni utrzymywać się z tego, co kochałam robić. Uwielbiałam szybkie samochody – ten dreszcz, gdy maszyna ożywa, a moc silnika porusza każdą komórką ciała. Fascynowała mnie ta precyzyjna i brutalna zarazem konstrukcja, która w odpowiednich rękach mogła stać się prawdziwym dziełem sztuki. Silnik to serce samochodu, a ja marzyłam, by nauczyć się, jak zbudować takie serce, które będzie biło szybciej i mocniej niż wszystkie inne. Studia z inżynierii mechanicznej były dla mnie kluczem do zdobycia tej wiedzy. Chciałam poznać każdy szczegół, każdy mechanizm, który mógłby sprawić, że moja wizja stanie się kiedyś rzeczywistością.
Nagle o blat baru oparła się Lily i uśmiechnęła szeroko, roztaczając wokół swój nieposkromiony urok.
– Hej, Liv! – powiedziała z błyskiem w oku.
Lily Rose była wulkanem energii – najodważniejszą i najbardziej pewną siebie dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałam. Tam, gdzie ja czułam lęk, ona widziała okazję. W przeciwieństwie do mnie nie bała się typów, którzy przesiadywali w barze – umiała swoim jednym stanowczym spojrzeniem wytyczyć im granicę. Była ekstrawertyczką, bez problemu zdobywała uwagę i szacunek, zwłaszcza w miejscach takich jak to. Lily miała wyjątkową urodę, która przyciągała wzrok wszystkich dookoła. Jej długie, lśniące blond włosy opadały falami na ramiona, a intensywnie niebieskie oczy niemal hipnotyzowały swoim blaskiem.
Lily była moją najlepszą przyjaciółką i jednocześnie kolejnym powodem, dzięki któremu łatwiej było mi znieść pracę tutaj. Nie zawsze byłyśmy na jednej zmianie, ale kiedy zdarzało nam się pracować razem, wszystko wydawało się prostsze.
– Czuję, że to będzie wyjątkowo dochodowy wieczór – rzuciła z uśmiechem.
– Skąd wiesz? – zapytałam, unosząc brew.
– Bo dziś jest piątek, a piątki oznaczają pełne portfele i hojnych gości. – Puściła mi oczko.
– W takim razie jutro po zmianie ty stawiasz nam wino! – zarządziłam.
Od lat miałyśmy z Lily nasz mały rytuał. Kiedy obie kończyłyśmy popołudniową zmianę, a ona wyjątkowo nie zostawała na nocną, zawsze kupowałyśmy tanie wino w pobliskim sklepie, potem lądowałyśmy u mnie, zasiadałyśmy na odrapanej kanapie i otulone kocami urządzałyśmy maratony filmowe. Te wieczory były naszą ucieczką, chwilą, kiedy świat mógł sobie istnieć gdzieś daleko poza nami, a my miałyśmy siebie, kieliszki pełne taniego wina i głupie filmy.
Zamiast odpowiedzieć z radosnym potwierdzeniem, Lily nagle się skrzywiła.
– Cholera! – mruknęła pod nosem, marszcząc brwi. – Zapomniałam.
Zerknęłam na nią zaniepokojona.
– O czym?
Lily uśmiechnęła się do mnie nieco nerwowo, jakby próbowała znaleźć właściwe słowa. Zbliżyła się, pochyliła nad blatem i zerknęła na mnie kątem oka.
– Nie chciałabyś może wziąć mojej jutrzejszej wieczornej zmiany? – zapytała cicho, błagalnym tonem.
Mimowolnie zacisnęłam usta i zaczęłam kręcić głową. Lily doskonale wiedziała, że nie przepadam za nocnymi zmianami. To czas, kiedy bar przyciągał najgorszy rodzaj klientów, a bez niej przy boku czułabym się jak samotna owieczka wrzucona między stado wilków. Lily jednak nie odpuszczała. Jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej błagalne, a usta wygięły w ten uroczy grymas, który tylko ona potrafiła przybrać.
– Proszę, Liv… Mam jutro randkę! – wyznała, a jej twarz się rozpromieniła.
– Randkę? – Uniosłam brew. – Niby z kim?
Lily przygryzła dolną wargę i machnęła ręką, jakby to było coś zupełnie nieistotnego.
– To mój mały sekret – powiedziała, próbując wyglądać tajemniczo, ale widziałam, że ekscytacja prawie rozsadza ją od środka.
Westchnęłam teatralnie i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Jeśli chcesz, żebym wzięła twoją zmianę, musisz mi powiedzieć, z kim wychodzisz – oznajmiłam stanowczo.
Lily przewróciła oczami, jakby mówiła: „Jak zawsze musisz wszystko ze mnie wyciągnąć”, ale wiedziałam, że w głębi duszy nie może się doczekać, by podzielić się ze mną tą historią.
– No dobra, wygrałaś! – westchnęła. – Był tu parę dni temu taki przystojniak… – zaczęła, a jej oczy zabłysły na wspomnienie tamtego wieczoru. – Przyszedł sam, usiadł przy barze, zaczęliśmy rozmawiać i… – Urwała na moment. – Po prostu było idealnie. Rozmawialiśmy, jakbyśmy się znali od lat. A kiedy zaprosił mnie na randkę, nie wahałam się ani chwili.
– Przecież miałaś już nie umawiać się z żadnym motocyklistą! – przypomniałam przyjaciółce surowo, choć wiedziałam, że moje słowa raczej jej nie zniechęcą.
Lily uśmiechnęła się szeroko, przewracając oczami z rozbawieniem, i pokręciła głową.
– Spokojnie! Nie jest motocyklistą – powiedziała, dumnie unosząc brodę, jakby chciała podkreślić, że tym razem naprawdę trzyma się swoich zasad.
Jej słowa trochę mnie uspokoiły, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ów przystojniak może należeć do tej samej ligi, co większość typów, które przyciągał bar. Widząc jednak entuzjazm na twarzy Lily, po prostu miękłam.
– No dobra – westchnęłam, poddając się. – Wezmę twoją zmianę, ale następnym razem stawiasz więcej niż jedno wino.
– Kocham cię! – pisnęła, po czym rzuciła się na mnie i objęła mocno.
I choć wiedziałam, że kolejna noc będzie trudna, to uśmiech Lily był wystarczającym powodem, by zgodzić się na tę małą przysługę.
Zegar na ścianie wskazywał równo ósmą wieczorem. Zdjęłam firmowy fartuch i z ulgą poczułam, jak materiał opada mi z ramion, uwalniając mnie od tego dnia. Zanim wyszłam, przytuliłam jeszcze Lily, która właśnie zajmowała miejsce za barem, przygotowując się do swojej zmiany.
– Powodzenia – rzuciłam z uśmiechem, choć wiedziałam, że ona wcale nie potrzebuje szczęścia.
– Dzięki. Baw się dobrze w domu! – odpowiedziała, puszczając mi oczko.
Lily dobrze mnie znała. Wiedziała, że teraz marzę jedynie o ciepłym prysznicu i chwili ciszy po długim dniu. Opuściłam bar tylnym wyjściem, a chłodne nocne powietrze natychmiast owiało moją skórę. Ruszyłam w kierunku swojego motocykla, który stał na barowym parkingu, ale przystanęłam nagle, kiedy usłyszałam podniesione głosy. Ich ton sprawił, że wolałam pozostać niezauważona.
Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić szybko bijące serce. Zaryzykowałam kilka cichych kroków w stronę swojej maszyny, czując, jak każda cząstka ciała instynktownie napina mi się w gotowości do ucieczki. Już chciałam wsiąść na motocykl i odjechać, kiedy jeden z mężczyzn krzyknął:
– Miałeś się tu nigdy więcej nie pojawiać! Przecież William cię zabije, jeśli się dowie, że wróciłeś!
Nie powinnam była się odwracać. Wiedziałam to. Powinnam się stamtąd oddalić, ale ciekawość była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Powoli, prawie nie oddychając, odwróciłam głowę, by zobaczyć, do kogo należą głosy.
Dostrzegłam dwie postacie stojące w cieniu. Jeden z mężczyzn już szybko odchodził, więc nie zdążyłam go zobaczyć. Drugi jednak pozostał w miejscu. Patrzył na mnie przez chwilę, jakby się zastanawiał, co zrobić. Widziałam tylko jego sylwetkę i jasne, gęste blond włosy, które kontrastowały z ciemnym tłem. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że ta chwila trwa dłużej, niż powinna, jakbyśmy mierzyli się wzrokiem, testując nawzajem swoje granice.
Wiedziałam jedno – muszę stąd jak najszybciej zniknąć. Bez zastanowienia wsiadłam na motocykl, choć ręce mi drżały, kiedy sięgałam po kluczyk. Odpaliłam silnik, a jego warkot przerwał ciszę, odbijając się echem od okolicznych murów. Czułam, jak zimny pot spływa mi po plecach, ale starałam się to zignorować. Wjechałam na główną ulicę, a adrenalina stopniowo zaczęła opuszczać moje ciało. Musiałam się oddalić od tej uliczki, od tych głosów, od tego spojrzenia.
Całą drogę do domu moje myśli krążyły wokół tego, co usłyszałam. Ktoś był w niebezpieczeństwie, ktoś, kto mimo ostrzeżeń wrócił tam, gdzie nie powinien. A ten blondyn… Jego spojrzenie, choć spotkało się z moim tylko na krótko, wciąż mnie prześladowało.
Kiedy dotarłam do domu, nadal czułam napięcie. Zaparkowałam i weszłam do środka. Włączyłam światło, mając nadzieję na znalezienie w tym miejscu choć odrobiny bezpieczeństwa. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, jakbym chciała zostawić na zewnątrz wszystko, co się wydarzyło tej nocy.
Tą mroczną częścią miasta rządziły trzy grupy – gangi motocyklowe, dilerzy i fascynaci szybkiej jazdy samochodem. Jak na ironię, przedstawicieli każdej z tych grup nocą można było spotkać właśnie w tym barze. To było ich terytorium, ich azyl, gdzie nikt nie śmiał podważyć niepisanych zasad panujących w tych murach.
Ani trochę nie podobał mi się pomysł zastępowania dziś Lily, ale nie miałam wyboru. Po pierwsze kochałam ją jak siostrę, a jeśli siostra prosi cię o przysługę, nie wypada odmawiać. A po drugie sobotnia noc za barem zwiastowała duże napiwki. Nieudolnie starałam się szukać plusów tej sytuacji, chociaż już wiedziałam, że dzisiejsza zmiana będzie mi się dłużyła w nieskończoność.
To miejsce nocą było zupełnie inne niż za dnia – pełne tajemnic, szemranych spojrzeń i cichych szeptów. Każdy stolik, każdy kąt wydawał się skrywać swoją własną, niepokojącą historię. Ten bar stanowił dla wielu coś więcej niż tylko miejsce spotkań. Był przestrzenią, w której wszyscy mieli swoje tajemnice, a gdzieś pośród nich czaiły się też moje własne.
Przy jednym ze stolików zebrała się grupa mężczyzn, którzy wyglądali, jakby żyli dla adrenaliny i prędkości. Ich dłonie były pokryte smugami smaru, a opowieści, które wymieniali przy piwie, kręciły się wokół wyścigów i ryzyka. Mieli na sobie poszarpane kurtki i przetarte jeansy, jakby każdy z nich przeżył setki niebezpiecznych przygód. Ich postawy mówiły, że żyją w tym świecie od lat, balansując na granicy prawa.
– Olivia! – dobiegł do mnie głos Dominica. – Dzięki, że zgodziłaś się zastąpić dziś Lily. W weekendy jest zawsze duży ruch, sam bym sobie nie poradził.
W jego głosie wyczułam nutę wdzięczności. Zupełnie jakby wiedział, że wyszłam ze swojej strefy komfortu, by tu być.
– Nie ma sprawy. Przyda mi się każdy dodatkowy dolar – odpowiedziałam, zaciskając mocniej węzeł przy pasku od fartucha.
– Tylko pamiętaj, że nocą obowiązują tu inne zasady niż za dnia. Zjawiają się tu tacy, których lepiej nie prowokować. – Rzucił mi poważne spojrzenie. – Skup się na swojej pracy, ale przede wszystkim nie zadawaj zbędnych pytań.
Wzruszyłam ramionami, udając, że nie robi to na mnie wrażenia, choć wiedziałam, że to nie są puste słowa.
Zanurzenie się w pracy było moim jedynym ratunkiem. Wiedziałam, że przetrwam tę noc tylko wtedy, gdy będę w pełni skupiona na zadaniach, a nie na osobach wokół mnie.
Rozejrzałam się po barze w poszukiwaniu pustych naczyń, które mogłabym sprzątnąć.
– Przepraszam! – Jeden z gości ruchem dłoni wezwał mnie do swojego stolika, przy którym siedziało też kilku innych mężczyzn.
Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w ich stronę. Serce zaczęło mi bić szybciej, ale próbowałam to zignorować – w końcu to tylko moja praca.
– Poprosimy cztery browary – rzucił jeden z facetów, obracając w dłoni pusty kufel.
Skinęłam głową, odwróciłam się bez słowa i ruszyłam do baru. Wzięłam cztery nowe kufle, nalałam do nich piwa i wróciłam do stolika. Drżącymi dłońmi postawiłam zamówienie na blacie i sięgnęłam po puste naczynia, aby je sprzątnąć. Jeden z mężczyzn uśmiechnął się kpiąco i spojrzał na swoich towarzyszy, którzy zaczęli cicho chichotać.
– A może usiądziesz z nami, co? – rzucił i przeniósł wzrok na mnie. – Praca nie ucieknie, a nam przydałaby się taka ładna ozdoba na wieczór.
Przeszedł mnie dreszcz, ale nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Zignorowałam jego słowa, pozornie skupiona na tacy i na pustych kuflach, które musiałam zebrać. Nie miałam zamiaru wdawać się z nimi w dyskusję ani tym bardziej siadać przy ich stoliku. Kiedy jednak sięgnęłam po kolejną pustą szklankę, mężczyzna pochylił się i złapał za moją rękę, zatrzymując mnie w miejscu.
– Chyba możesz poświęcić nam chwilę, co?
Wzięłam głęboki wdech, próbując ukryć swoje zdenerwowanie.
– Nie słyszałaś mojego kolegi? Przecież grzecznie cię zaprosił – odezwał się drugi z nich.
– Muszę wrócić za bar, ale jeśli będziecie czegoś potrzebowali, to możecie zamówić przy ladzie – powiedziałam chłodno.
Spróbowałam uwolnić rękę, lecz uścisk nagabującego mnie mężczyzny tylko jeszcze bardziej się zacieśnił. Jego towarzysze przyglądali się temu z wyraźnym rozbawieniem, jakby była to jakaś ich chora gra.
– Może mamy ochotę na więcej niż to, co masz na barze.
Zebrałam w sobie resztki odwagi, spojrzałam mu prosto w oczy i wycedziłam przez zaciśnięte zęby:
– Puść moją rękę. Teraz.
W tej samej chwili drzwi baru się otworzyły i do środka wszedł nowy gość. Mężczyźni, którzy mnie zaczepiali, nagle wydali się mną totalnie niezainteresowani. Każdy z nich miał wzrok wbity w blondyna, który właśnie zmierzał w naszą stronę.
Przez moment jego sylwetka wydała mi się dziwnie znajoma. Czyżbym widziała go już wcześniej? Czy to ta sama osoba, na którą natknęłam się wczoraj przed barem?
Przyjrzałam mu się uważniej, a on przesunął wzrok ze mnie na mężczyzn przy stoliku, po czym stanął obok, patrząc na nich hardo.
– Zostawcie ją – powiedział spokojnym, lecz stanowczym tonem, w którym usłyszałam nutę ostrzeżenia.
Mężczyźni wymienili spojrzenia, a ich uśmiechy zniknęły. Gdy uścisk nieznajomego na mojej dłoni się rozluźnił, wyrwałam ją i zrobiłam krok w tył, patrząc na nowo przybyłego z niedowierzaniem, z ulgą, ale i z napięciem, które wciąż nie opuszczało mojego ciała.
Faceci powoli wstali od stolika, prostując się i patrząc wyzywająco na blondyna, który mnie obronił. On jednak stał niewzruszony, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, choć spojrzenie mówiło, że jest przygotowany na każde ich posunięcie.
– Odważny jesteś, że tu przyszedłeś, Lucas – wysyczał jeden z mężczyzn. – Jeśli William się dowie…
William… Znowu to imię.
Nie dokończył. Cichy szelest na końcu sali nagle zwrócił naszą uwagę. Dominic pojawił się jak cień i zbliżał do nas z miną, która nie wróżyła nic dobrego. Nic dobrego dla nich. W jego oczach malowała się chłodna determinacja, jakiej nie widziałam u niego nigdy wcześniej. Napięcie między mężczyznami nagle opadło.
– Co tu się dzieje? – zapytał cicho Dominic, ale ton jego głosu brzmiał groźnie.
Faceci wymienili szybkie spojrzenia, po czym mrucząc pod nosem coś niezrozumiałego, wycofali się do swojego stolika.
Czułam, jak adrenalina powoli opuszcza ciało, ale nadal byłam roztrzęsiona. Blondyn, który stanął w mojej obronie, odwrócił się do mnie z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam odczytać. Czy to była troska? A może tylko szybka ocena sytuacji?
– Wracaj za bar, Olivio – rozkazał Dominic, a ja, nie chcąc zwlekać ani chwili dłużej, ruszyłam z powrotem za ladę.
Kiedy stałam już na swoim miejscu za barem, odniosłam wrażenie, że nadal jestem obserwowana. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że blondyn wciąż znajduje się na środku sali i nie spuszcza ze mnie wzroku. Rzucił ostatnie wściekłe spojrzenie w kierunku mężczyzn przy stoliku, po czym odwrócił się i wyszedł z baru, zostawiając mnie z sercem bijącym jak szalone i mnóstwem pytań, na które nie znałam odpowiedzi.
Dopiero w mieszkaniu poczułam ulgę – jakby ciemność baru i ciężka energia powoli zaczynały topnieć. Mimo radości, że udało mi się wrócić do domu bez żadnych komplikacji po drodze, nie mogłam otrząsnąć się z dziwnego napięcia, które przylgnęło do mnie jak cień. Przeszłam do kuchni, ledwo widząc drogę w półmroku panującym w korytarzu. Zdjęłam puszkę po herbacie z wysokiej półki i postawiłam ją ostrożnie na blacie.
Metaliczne kliknięcie wieczka poniosło się w przestrzeń, a moje palce powędrowały do kieszeni. Wyciągnęłam pieniądze – kilka pomiętych banknotów i drobnych monet, które udało mi się dziś zarobić – a następnie wrzuciłam je do puszki. Moje oszczędności się powiększały, ale to i tak była zaledwie kropla w morzu – wiedziałam, że daleko mi jeszcze do celu.
Odłożyłam puszkę i wsunęłam ją za inne, a potem wróciłam do salonu i opadłam na kanapę, by trochę odetchnąć. Myśli nie dawały mi jednak spokoju. Wciąż miałam przed oczami twarz tajemniczego blondyna – mężczyzny, który pojawił się znikąd i mi pomógł. Lucas. Tak, jeden z tamtych typów nazwał go Lucas.
Przez głowę przelatywały mi skrawki rozmów. Próbowałam poskładać je w logiczną całość, ale te fragmenty były jak puzzle z różnych zestawów.
– Lucas… – szepnęłam, próbując przypomnieć sobie szczegóły jego twarzy.
To mogła być ta sama osoba, którą widziałam poprzedniego wieczoru przed barem. Wtedy ktoś mu groził, a dzisiaj sytuacja się powtórzyła. Jeden z mężczyzn rzucił komentarz, który jasno sugerował, że ktoś zdecydowanie nie życzy sobie jego obecności w tym mieście. Kim był ten człowiek? I co takiego zrobił Lucas, że podpadł jakimś dziwnym typom?
Przypominał kogoś, kto wiele już widział i kogo niełatwo wyprowadzić z równowagi. Nawet kiedy ci mężczyźni go otoczyli – nie zareagował. A gdy tylko mnie zobaczył, wkroczył, jakby miał jakąś misję, jakby bronił czegoś więcej niż tylko godności nieznajomej dziewczyny w barze.
William. To imię również padło z ich ust. Usłyszałam je drugi raz, kiedy mężczyźni rzucili blondynowi na wpół groźbę, na wpół ostrzeżenie. Brzmiało to jak wyrok. Wypowiedzieli je cicho, niemal z szacunkiem, ale też z wyraźnym strachem. Nawet w moich myślach imię to wciąż dźwięczało złowieszczo. Kim był William? Jaki człowiek ma taką władzę w tej mrocznej części miasta, by rozporządzać losem innych? Czy naprawdę decyduje o tym, kto ma prawo tutaj przebywać, a kto jest niepożądany?
Lucas mimo wszystko stał naprzeciwko nich, spokojny, niemal niewzruszony, jakby imię Williama nie wywoływało w nim żadnych emocji. Patrzył na nich z wyższością – było w tym przekonanie, że nic, co mówią, nie jest w stanie go przestraszyć.
Zastanawiałam się, czy to przypadek, że natrafiłam na Lucasa dwa dni z rzędu – właśnie wtedy, gdy gęstniała wokół niego atmosfera zagrożenia. Przecież Los Angeles było wystarczająco duże, by móc uniknąć takich spotkań, a jednak dziwnym trafem znalazłam się w samym środku jakichś mrocznych wydarzeń.
Czułam, że powinnam trzymać się z daleka od niego i od tego całego zamieszania. Powinnam zachować ostrożność, zwłaszcza kiedy wokół padały słowa brzmiące jak obietnica kłopotów. Ale choć bardzo się starałam, nie mogłam przestać myśleć o nim i o tym, co stało się dzisiaj w barze. Czułam się jak w klatce pełnej drapieżników – a Lucas był tym, który nie pasował do reszty. Nie znałam go, ale mimo to byłam wdzięczna za to, że stanął w mojej obronie.
Nagle usłyszałam pukanie w szybę. Wzdrygnęłam się, moje serce przyspieszyło, a dreszcz niepokoju przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Cicho, niemal bezszelestnie podeszłam do okna. Drżącą dłonią sięgnęłam do zasłony, odsunęłam ją i nagle ulga rozlała się po moim ciele, gdy zobaczyłam uśmiechniętą twarz Lily. Otworzyłam skrzydło i zrobiłam krok w tył, a przyjaciółka weszła do środka. Na twarzy miała zadziorny uśmiech, który zdradzał, że wieczór upłynął jej w sposób wyjątkowo emocjonujący.
– Kiedy w końcu zaczniesz wchodzić przez drzwi jak normalny człowiek? – Przewróciłam oczami.
– A po co, kiedy wchodzenie przez okno jest dużo ciekawsze?
Znałam ją wystarczająco długo, by wiedzieć, że te słowa to idealne podsumowanie jej osobowości. Lily miała w sobie cechy buntowniczki, zawsze łamiącej zasady, choćby tak trywialne jak wchodzenie do pomieszczenia przez drzwi. Ale w tym właśnie tkwił urok tej niesamowitej dziewczyny.
Opadła na kanapę z nonszalanckim wdziękiem, a ja zajęłam miejsce obok, gotowa wysłuchać relacji z jej wieczoru.
– To jak było w pracy? – zapytała.
– A jak było na randce? – Szybko zmieniłam temat na bardziej interesujący, bo nie miałam najmniejszej ochoty rozwodzić się nad tym dniem.
– Och, niesamowicie! – Westchnęła, splatając dłonie za głową.
– Niesamowicie, czyli jak?
– No wiesz, przyjechał po mnie… – zaczęła tajemniczo, ale po chwili jej oczy błysnęły figlarnie. – Przyjechał białym Mustangiem. Oczywiście!
Zaśmiałam się cicho, wiedząc, jak ogromne wrażenie musiało to na niej zrobić. Ja kochałam grzebać pod maską takich samochodów, testować ich silniki, poznawać każdy ich element, ale dla Lily pociągające było coś innego. Ona po prostu lubiła dawać się nimi wozić, czuć prędkość, luksus. Nie przejmowała się detalami, które stanowiły sedno mojej pasji.
– Więc zabrał cię na przejażdżkę? – spytałam, uśmiechając się pod nosem.
– Tak, najpierw objechaliśmy całe centrum, a potem wyjechaliśmy poza miasto, wiesz, tam, gdzie już prawie nie ma latarni, tylko my, pustka, noc. I wtedy… – Zawiesiła głos.
– No dalej, opowiadaj! – zachęciłam ją.
– Resztę zachowam dla siebie!
– Serio? Po to wchodzisz przez moje okno, żeby mnie drażnić?
Lily zaśmiała się, szturchając mnie lekko w ramię.
– Oj, przestań! Najlepsze historie to te, które pozostają niedokończone…
Spojrzałam na nią przymrużonymi oczami, próbując ocenić, czy to prawda, czy po prostu coś ukrywa. Widziałam jednak w spojrzeniu przyjaciółki ekscytację, jaką przyniósł jej ten nowy mężczyzna, biały Mustang i przygoda w nocnym mieście. Dla niej to nie była tylko randka – to kolejna dawka emocji, których zawsze pragnęła, kolejny zakazany owoc, po który wyciągała ręce.
– A ten tajemniczy rycerz w białym Mustangu ma chociaż jakieś imię? – zapytałam.
Lily pochyliła się w moją stronę, jakby zaraz miała zdradzić najpilniej strzeżony sekret.
– David – powiedziała z zadowoleniem. – Pasuje do niego. Jest pewny siebie, ale jednocześnie trochę zdystansowany i tajemniczy. Jakby zawsze wiedział, czego chce, lecz nigdy nie zdradzał wszystkiego naraz.
– Pewny siebie i zdystansowany, czyli twoje klimaty. – Przewróciłam oczami. – Ale dla mnie brzmi jak typ, któremu raczej nie powinnaś ufać.
– Bo jeździ Mustangiem? – Uniosła brew.
– Bo spotkałaś go w szemranym barze.
– Może i masz rację, ale ja nie szukam teraz kogoś, komu mogłabym bezgranicznie zaufać. Czasem po prostu warto przeżyć coś, co sprawia, że serce bije szybciej, a cipka robi się wilgotna. A on… och… on to potrafi. – Uśmiechnęła się, jak gdyby próbowała mnie przekonać, że sama powinnam tego spróbować.
– Okej, czyli David to kolejny przystanek na twojej drodze do… jak to nazwałaś? Przeżywania życia na maksa? – przytoczyłam jej własne słowa.
– Właśnie tak. Nie szukam rycerza na białym koniu. Biały Mustang i jego duży sprzęt zdecydowanie mi wystarczą – zaśmiała się.
Lily od zawsze balansowała między przygodą a ryzykiem. A jednak fakt, że uwielbiała umawiać się na randki z typami z baru, bardzo mnie martwił.
– Tylko obiecaj mi jedno – powiedziałam cicho. – Uważaj na siebie, dobrze?
– Dobra, dobra. – Machnęła lekceważąco ręką. – A teraz ty opowiadaj. Jak ci poszło na pierwszej od dawna nocnej zmianie?
Westchnęłam ciężko, odchylając głowę do tyłu, i wpatrzyłam się w sufit. Już sama myśl o dzisiejszej nocy sprawiała, że napięcie wracało do moich mięśni.
– Było… intensywnie. – Szukałam odpowiednich słów. – Bar standardowo roił się od typów, których lepiej unikać. Ale niektórzy z nich… – Skrzywiłam się na to wspomnienie. – No, mówiąc delikatnie, to nie była przyjemna zmiana.
Ze szczegółami opowiedziałam jej o tym, co zaszło w barze.
– I co zrobiłaś? – zapytała cicho, czekając na dalszy ciąg historii.
– Właściwie to ja nic nie zrobiłam – odparłam, przypominając sobie tamten moment. – Był tam pewien facet. Wszedł do baru i od razu skierował się prosto do nas. A potem… po prostu zainterweniował, gdy tamci zaczęli się do mnie przystawiać.
Lily uniosła brew, a jej oczy zabłysły.
– Powiedz, że był przystojny!
– Przystojny? – Zastanowiłam się chwilę, przywołując obraz jego twarzy. Mocne rysy, wyraziste spojrzenie i bujne blond włosy. – Tak, można tak powiedzieć, ale nie o to chodzi. Był… inny. Spokojny, lecz jednocześnie wyczuwalnie silny. Miał w sobie charyzmę, która odstrasza takich jak tamci bez potrzeby robienia czegokolwiek.
Lily się zaśmiała, szturchając mnie lekko w ramię.
– No proszę, Liv! Ty i tajemniczy bohater w barze? – parsknęła, a w jej oczach pojawił się charakterystyczny błysk ekscytacji. – Może powinnaś go lepiej poznać? Wiesz, tak dla dobra dalszej opowieści i twojej cipki.
– Raczej nie. Unikam takich sytuacji i takich gości. Wolałabym, żeby więcej się to nie powtórzyło.
– A może właśnie to jest znak? Może czas przestać trzymać się na dystans i zacząć poznawać nowych ludzi? Może los ci go zesłał, żebyś się bardziej otworzyła? Siebie i swoje nogi, rzecz jasna.
– Ty i te twoje znaki. – Westchnęłam. – Może zrobił to z nudów. A ja potrzebuję spokoju, nie kolejnych tajemniczych bohaterów.
Lily pokręciła głową z dezaprobatą.
– Spokój to nuda, a życie jest po to, żeby czasem zaryzykować i dobrze się bawić.
Może i Lucas był przystojny, ale nie patrzyłam na niego w ten sposób. Moje myśli krążyły wokół czegoś innego – wokół dziwnej atmosfery, która otaczała go w barze, i wokół napięcia, które się pojawiło, gdy tylko postawił krok na sali. Było coś mrocznego w nim samym; coś, co sprawiało, że mimo wszystko nie mogłam wyrzucić go ze swoich myśli. Dlaczego wzbudził takie emocje wśród tamtych mężczyzn? Co takiego zrobił, że wystarczyła jego obecność, by wywołać ich gniew i gotowość do walki? I dlaczego mimo gróźb pojawił się tam, rzucając im wyzwanie?
Wiedziałam, że nie powinnam się tym interesować. Cały ten temat brzmiał jak kłopoty. Lucas miał w sobie coś, co mogło roztrzaskać moją uporządkowaną, bezpieczną codzienność, ale jednocześnie ten strach podsycał moją ciekawość.
Telefon od Boba z samego rana był jak zimna kropla wody na rozgrzanym metalu – przyniósł mi ulgę i odświeżenie, wyrzucając z mojej głowy wspomnienia zdarzeń minionego dnia.
Podczas dzisiejszej zmiany w barze nie mogłam przestać myśleć o tym, co mnie czeka. Perspektywa pracy w warsztacie, przy silnikach i smarze, działała na mnie jak obietnica wolności. Odliczałam minuty, wiedząc, że po skończonej zmianie wrócę tam, gdzie naprawdę czuję się sobą.
Gdy wreszcie mogłam zdjąć fartuch, wyszłam na zaplecze, by przebrać się z barowego stroju w swoje robocze ubrania. Wciągnęłam na siebie ulubione dżinsy i czarną koszulkę, a na ramiona narzuciłam nieco znoszoną skórzaną kurtkę. Zostawiłam za sobą zgiełk baru i ruszyłam w stronę swojego motocykla.
Już po chwili mknęłam ulicami, a serce przyspieszało mi z każdym zakrętem i z każdym dodaniem gazu. Uwielbiałam to uczucie – to, jak motocykl staje się częścią mnie, jak pęd powietrza wypełnia mi płuca i oczyszcza umysł.
Gdy dotarłam na miejsce i wjechałam na podjazd warsztatu, mój wzrok od razu zatrzymał się na pięknym obiekcie, z którym dotąd nie miałam bezpośredniej styczności. Stał tam on – niebieski Nissan GT-R R35, perfekcyjnie lśniący w blasku ulicznych lamp. Podeszłam do niego niemal jak zahipnotyzowana, przyglądając się każdemu detalowi. Była to maszyna, która mogła zawładnąć sercem każdego, kto kochał prędkość i potęgę.
Nie umiałam się powstrzymać. Uniosłam maskę i zajrzałam do środka, by szybko ocenić, co kryje się pod spodem. Ta fura miała w sobie ogromny potencjał, ale wiedziałam, że mogłaby być jeszcze szybsza i wydajniejsza. Moje myśli od razu popłynęły w kierunku modyfikacji, które uczyniłyby to cacko prawdziwą bestią.
Uśmiechnęłam się pod nosem, pozwalając sobie na krótką fantazję o tym, jak mogłabym ją przerobić, ale wtedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierających się drzwi garażowych. Bob stanął w progu z zadowolonym wyrazem twarzy, a tuż za nim pojawił się ktoś jeszcze. Lucas. Serce zabiło mi mocniej, gdy zobaczyłam, że to właśnie on – ten, którego najmniej się tutaj spodziewałam.
– O, widzę, że już zapoznałaś się z tą ślicznotką – odezwał się do mnie Bob.
Nie odpowiedziałam, tylko wbiłam wzrok w Lucasa, który stał z tyłu i nerwowo drapiąc się po karku, rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę mojego szefa.
– Dobra, zostawię was samych – powiedział Bob i uniósł lekko brew, wyraźnie zrozumiawszy aluzję, po czym bez słowa odwrócił się i zniknął we wnętrzu warsztatu.
Lucas zrobił krok w moją stronę, ale zatrzymał się przy Nissanie. Położył ręce na krawędzi maski, spoglądając na silnik.
– Szukałem cię, Olivio – odezwał się w końcu.
Przez moje ciało przebiegł dreszcz, choć nie mogłam wyjaśnić, czy to z powodu jego słów, czy samej obecności.
– Przyszedłem wtedy do baru do ciebie – dodał.
– Ale dlaczego? – zapytałam zdezorientowana.
– Potrzebuję twojej pomocy – wyjaśnił.
– Mojej pomocy? W czym?
– Bob mówił, że masz talent do takich rzeczy… – Zawiesił głos, jakby celowo przeciągał tę chwilę ciszy, budując napięcie. – Chcę, żebyś ulepszyła mój samochód.
Zabrzmiało to jak wyzwanie, jak próba wyciągnięcia ze mnie tego, co starałam się ukryć – pragnienia, by powrócić do dawnej pasji, do tego, co naprawdę kochałam. Ale ja już dawno przestałam się w to bawić. Nie ulepszałam silników, nie szukałam adrenaliny, jaką dawały mi prędkość i moc. Kiedyś to był mój świat, lecz tamte czasy minęły. Zbyt wiele ryzykowałam, zbyt wiele straciłam. Teraz skupiałam się jedynie na drobnych naprawach. Wymiana oleju, regulacja hamulców, sprawdzenie zawieszenia – te zabiegi były bezpieczne i przewidywalne.
Podeszłam do auta i z impetem zamknęłam maskę.
– Już się tym nie zajmuję – odparłam stanowczo.
Lucas nie cofnął się ani o krok. Zamiast tego bez słowa chwycił moją rękę. Jego uścisk był pewny, ale spojrzenie złagodniało.
– Proszę, Olivio – wyszeptał, a w oczach chłopaka dostrzegłam desperację. – Naprawdę potrzebuję twojej pomocy.
On faktycznie wierzył, że tylko ja mogę to zrobić.
Nie chciałam być tą, która poda mu rękę i pomoże zrealizować jego cel. Patrząc na niego, zrozumiałam jednak, że może ja również potrzebuję tej szansy – by znowu poczuć, że robię coś ważnego; coś, co przyspieszy bicie mojego serca.
Zawahałam się, walcząc z impulsami, które wywoływała we mnie bliskość Lucasa. Jego dłoń nadal obejmowała moją, ciepła, stanowcza, jakby prosząca o więcej niż tylko pomoc przy samochodzie. Spojrzałam na niego jeszcze raz, próbując zebrać myśli, ale wzrok chłopaka był tak przenikliwy, że miałam wrażenie, jak gdyby prześwietlał każdy zakamarek mojej duszy, odkrywając emocje, których nie chciałam ujawniać. W końcu wyrwałam rękę z jego uścisku, choć przyznam – zajęło mi to więcej czasu, niż bym chciała.
– Dlaczego ci na tym tak zależy, Lucas? – zapytałam, próbując nadać swojemu głosowi chłodny ton, mimo że moje serce biło jak szalone. – Dlaczego akurat ja? W mieście jest pełno mechaników, którzy mogą ci w tym pomóc.
– To nie jest kwestia mechanika – odpowiedział. – Potrzebuję kogoś, kto naprawdę zrozumie to auto. Kogoś, kto odczuwa te same emocje, tę samą miłość do samochodów. I wiem, że ty to potrafisz.
Czułam już, że mięknę. Jego słowa trafiały prosto w moje serce, w to miejsce we mnie, które od dawna próbowałam ukryć. A teraz on, mężczyzna, o którym wiedziałam tyle co nic, wyciągał rękę, prosząc, bym wróciła do tej części siebie, którą porzuciłam.
– A co, jeśli nie zechcę tego zrobić? – zapytałam, próbując jeszcze raz wzbudzić w sobie opór, mimo że był coraz słabszy.
– Zrozumiem to – powiedział cicho. – Ale jeśli zdecydujesz się mi pomóc, obiecuję, że nie pożałujesz.
Lucas zrobił krok w moją stronę, lecz tym razem trzymał ręce przy sobie. Po prostu stał, patrząc mi prosto w oczy, a ja czułam, jak mój oddech zamiera.
– Dlaczego ja? Dlaczego przyszedłeś akurat do mnie?
– Bo widzę w tobie to, co jest i we mnie. Pragnienie czegoś więcej. Potrzebę przekraczania granic, które inni stawiają nam na drodze.
Jego słowa wywołały w moim ciele mieszankę lęku i fascynacji.
– Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz…
– Chcę, żebyśmy razem stworzyli auto, które zapiera dech w piersiach. Coś, czego nikt inny nie odważyłby się zrobić. – Zamilkł, a potem dodał ciszej: – Bo tu nie chodzi tylko o samochód. Chodzi o to, co możemy osiągnąć razem.
– Już się tym nie zajmuję – powtórzyłam i odwróciłam się do niego plecami, chcąc odejść i zakończyć ten temat na dobre.
– Wiem, że mamy wspólnego wroga – rzucił natychmiast. – Razem możemy go pokonać.
Zmarszczyłam brwi, próbując wyłowić sens tego, co właśnie powiedział.
Wspólny wróg? Co miał na myśli?
Przez głowę przemknęły mi różne scenariusze, ale żaden z nich nie wydawał się sensowny.
– O czym ty mówisz? – zapytałam i spojrzałam mu w oczy. – Jakiego wroga?
Wyprostował się, a w jego oczach pojawiła się mieszanka zaskoczenia i wahania.
– Czyli ty naprawdę nic nie wiesz… – powiedział cicho bardziej do siebie niż do mnie.
– Nic nie wiem? O czym? – Teraz już zupełnie straciłam cierpliwość. – Lucas, jeśli masz zamiar mówić w taki zagadkowy sposób, to zapomnij, że kiedykolwiek ci pomogę.
Westchnął. Miałam wrażenie, że walczy ze sobą, niepewny, czy może powiedzieć mi więcej.
– Nieważne – rzucił w końcu, potrząsając głową. – Zapomnij o tym.
Odwrócił się i ruszył w stronę Nissana z wyraźnym zamiarem zakończenia tej rozmowy. Jego ruchy były szybkie i zdecydowane, ale gdy tylko wsiadł do środka i spróbował zamknąć drzwi, chwyciłam je i mocno przytrzymałam, zmuszając go, by jeszcze raz spojrzał mi w oczy. Nie zamierzałam dać mu tak łatwo uciec.
– Lucas, nie wykręcisz się od tego – powiedziałam stanowczo. – Powiedz mi, o co chodzi. Co miałeś na myśli, mówiąc o naszym wspólnym wrogu?
Jego spojrzenie stało się zimne, jakby już zdecydował, że nie pozwoli mi dowiedzieć się więcej. Przez kilka długich sekund patrzył na mnie z wyrazem nieugiętej determinacji. Chciał, bym zrozumiała, że i tak nie uzyskam odpowiedzi. Znowu spróbował zamknąć drzwi, ale zanim zdążył to zrobić, palnęłam bez zastanowienia:
– Dobra, pomogę ci.
Słowa padły z moich ust, zanim zdążyłam je przemyśleć, a jednak wiedziałam, że nie wzięły się znikąd. Prawda była taka, że poczułam coś, za czym tęskniłam od dawna – dreszcz ekscytacji. Od miesięcy unikałam pracy przy silnikach, szczególnie przy ulepszaniu osiągów aut. Odłożyłam to na półkę razem z bolesnymi wspomnieniami. Ale teraz? Dotarło do mnie, że tego właśnie potrzebowałam.
Lucas wpatrywał się we mnie, zaskoczony tą nagłą zmianą decyzji.
– Naprawdę? – zapytał, nie dowierzając.
Skinęłam głową.
– Tak, pomogę ci, ale pod jednym warunkiem…
Uniósł brew, zaciekawiony.
– Musisz mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi – odpowiedziałam, nie spuszczając z niego wzroku. – Jeśli mam się w to wplątać, chcę wiedzieć, z kim mam do czynienia. Z kim walczymy.
Lucas się wyprostował i zacisnął ręce na kierownicy. Przez chwilę patrzył na mnie tak, że trudno mi było odczytać jego myśli.
– Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
Zmarszczyłam brwi, czując, jak narasta we mnie frustracja.
– To nie jest odpowiedź – odparłam ostro, mierząc go spojrzeniem, które pokazywało, że nie zamierzam tak po prostu się poddać.
– Zaufaj mi. Obiecuję, że w odpowiednim momencie dowiesz się wszystkiego. Na razie po prostu potrzebuję twojej pomocy.
Zamilkłam. Przygryzłam wargę, starając się opanować złość i ogarniające mnie napięcie. Niełatwo było zaufać komuś, kto rzuca jedynie fragmenty prawdy i odmawia wyjaśnień, ale wiedziałam, że gdybym teraz zrezygnowała, ta niewiedza nie dałaby mi spokoju.
– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Zróbmy to.
Lucas kiwnął głową, delikatnie się uśmiechając.
– Nie pożałujesz. – Jego ton zabrzmiał jak obietnica.
Odsunęłam się, pozwalając mu zamknąć drzwi. W tej jednej chwili wszystko wydawało się spokojne, a jednocześnie pełne napięcia, jak cisza przed burzą. Lucas spojrzał na mnie jeszcze raz, a potem uruchomił silnik. Nissan zamruczał w odpowiedzi na wyzwanie, które wisiało w powietrzu, i odjechał, a ja zostałam w półmroku – sama i z głową pełną pytań. Nie wiedziałam, w co się właśnie wplątałam, ale czułam, że to dopiero pierwsza z wielu tajemnic, które skrywa w sobie Lucas. A ja chciałam odkryć je wszystkie.
Pędziliśmy przez nocne ulice Los Angeles, a miasto rozciągało się wokół jak niekończący się labirynt neonowych świateł i cieni. Powietrze było ciężkie od zapachu spalin i wilgoci, którą czułam na skórze. Każda mijana latarnia rzucała krótkie, pulsujące błyski na twarz siedzącego obok mnie za kierownicą Nicolasa. Silnik auta, który sama ulepszyłam, ryczał, jak gdyby chciał wykrzyczeć światu całą swoją moc. Każda zmiana biegu, każde dodanie gazu odbijały się echem w moim sercu, sprawiając, że czułam się, jakbym była częścią tej maszyny, połączona z nią metalowymi nerwami i stalowymi żyłami.
Nicolas wyglądał jak ktoś, kto nie tylko prowadzi samochód, ale wręcz żyje tą chwilą, tą prędkością, tym nieokiełznanym pędem, który go nakręca i pcha aż do granic własnych możliwości. Jego różowe włosy, krótko przystrzyżone, kontrastowały z ciemnością nocy, a zarazem odzwierciedlały buntowniczą naturę mężczyzny. Hawajska, rozpięta do połowy koszula powiewała lekko, szczupły tors był napięty, a każdy mięsień w ciele przygotowany na tę dziką jazdę. Był jak uosobienie wolności, jak dziki wiatr, który nie zna żadnych ograniczeń.
Adrenalina. To ona wypełniała teraz moje żyły, płynęła w nich zamiast krwi. Czułam, jak auto przyspiesza, jak wbija mnie w siedzenie przy każdym naciśnięciu pedału gazu. Serce biło mi mocno w rytmie, który pasował do dudnienia silnika. Całe moje ciało było częścią tej maszyny, jakbyśmy razem tworzyli jedność – ja i auto, auto i ja.
Dźwięki wydobywające się spod maski były dowodem na to, że wysiłek się opłacił. To ja ulepszyłam ten silnik, ja sprawiłam, że teraz wył, ryczał i pędził przez tonące w mroku miasto jak dziki zwierz.
Słyszałam wiatr świszczący za oknem, widziałam światła miasta zmieniające się w rozmazane plamy, które migotały i znikały, zostawiając za sobą jedynie wspomnienie. Każde skrzyżowanie, każda ulica były jak kolejna przeszkoda, którą musieliśmy pokonać, żeby poczuć jeszcze więcej wolności. Moje ciało drżało od adrenaliny, a jednocześnie ogarnął mnie wewnętrzny spokój, ten dziwny, irracjonalny stan, który pojawia się tylko wtedy, gdy jest się na krawędzi. Na tej cienkiej granicy między kontrolą a chaosem.
I wtedy nagle wszystko się zmieniło. Coś było nie tak.
Nicolas przyhamował gwałtownie, a auto niebezpiecznie zachwiało się na boki. Czas zaczął zwalniać. Dostrzegłam, że jego pewność zmienia się w przerażenie. Zacisnął dłonie na kierownicy, lecz samochód nie odpowiadał. Wpadliśmy w poślizg. Serce biło mi jak szalone, ale tym razem to nie była już ekscytacja – to był strach, czysty, nieokiełznany strach. Krzyknęłam, ale mój głos zniknął w chaosie – w dźwięku opon ślizgających się po asfalcie i w szumie wiatru, który teraz wydawał się drwić z naszej bezsilności. W końcu uderzyliśmy w coś ciężkiego. Cały świat zamienił się w jeden dźwięk – dźwięk pękającego metalu, łamiących się drzew, krzyków i ciszy, która nadeszła zaraz po tym.
Kiedy otworzyłam oczy, wszystko było rozmazane. Powoli docierała do mnie rzeczywistość, a obraz przede mną stawał się coraz wyraźniejszy.
Nicolas leżał bez ruchu z głową opartą na kierownicy, a z jego czoła powoli spływała krew. Próbowałam poruszyć ręką, dotknąć go, sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, ale moje ciało nie reagowało. Zamknęłam oczy, chcąc uciec od tego widoku, od tej ciszy, która była jak krzyk czegoś, co odeszło na zawsze. Lecz zamiast ciemności zobaczyłam oślepiającą biel, tak jasną, że przeszyła mnie na wskroś. Czułam, jak tonę w tej jasności, jak pochłania mnie całą, zostawiając jedynie pustkę.
Obudziłam się z krzykiem, serce waliło mi jak młotem, a ciało miałam spocone. Usiadłam na łóżku, walcząc o każdy kolejny wdech. To był jedyny sposób, by przekonać samą siebie, że żyję.
Przetarłam oczy drżącymi dłońmi, powtarzając sobie, że to był tylko sen. Tylko koszmar. Ale wiedziałam, że to nieprawda. To nie był tylko sen, to były wspomnienia – bolesne, druzgocące wspomnienia, które wciąż mnie prześladowały.
To wydarzyło się naprawdę. Tamtej nocy. Rok temu. Nicolas – mój przyjaciel, który tak jak ja kochał prędkość – odszedł. Ja cudem przeżyłam, choć nigdy później nie byłam już tą samą osobą.
Od tamtej nocy nie dotknęłam więcej silników, przestałam robić to, co wcześniej dawało mi taką radość. Auto Nicolasa było ostatnim, które w ten sposób ulepszyłam, ostatnim, któremu ofiarowałam swoje ręce i swoją duszę. Złożyłam wtedy samej sobie obietnicę, że już nigdy nie wrócę do pasji, która zabrała mi tak wiele. A teraz Lucas poprosił mnie o pomoc. Chciał, żebym ulepszyła jego samochód, żebym jeszcze raz poczuła tę siłę silnika i ten dreszcz. I choć wiedziałam, że nie powinnam, że złamię własną obietnicę – zgodziłam się.
Może to była moja pokuta, a może coś, czego potrzebowałam, by móc znowu poczuć, że żyję – tak naprawdę, a nie tylko na fali wspomnień tego, co wydarzyło się tamtej przeklętej nocy.
Zgodziłam się pomóc Lucasowi, choć sama do końca nie wiedziałam dlaczego. Może to był impuls, niekontrolowany odruch serca, które wciąż pragnęło poczuć to, co kiedyś było jego największą pasją. Pojawienie się Lucasa w moim życiu obudziło wspomnienia, które przez rok starałam się zakopać głęboko, by już nigdy nie ujrzały światła dziennego. Przypominał mi Nicolasa – miał w oczach tę samą iskrę, to samo pragnienie wolności, prędkości, życia na krawędzi. Wiedziałam, że niczego nie pożąda tak bardzo jak tego uczucia, które kiedyś znałam aż za dobrze i które straciłam razem z Nicolasem. Ale to nie była tylko chęć pomocy nieznajomemu. Był w tym też egoizm, moja własna potrzeba powrotu do czegoś, co kiedyś definiowało mnie tak mocno, że po wypadku czułam, jakbym utraciła część siebie.
Pasja do silników, do mocy drzemiącej w każdym z nich była czymś, co mnie napędzało, co wypełniało moje życie i nadawało mu sens. Po tamtej nocy zamknęłam tę cząstkę siebie, a klucz wyrzuciłam gdzieś daleko. Ale Lucas… obudził we mnie to, czego tak długo nie czułam – tęsknotę i pragnienie, by jeszcze raz, choćby tylko na chwilę, doświadczyć tej dawno zapomnianej euforii.
Był też inny powód. Mroczniejszy. Początkowo nawet przed sobą nie chciałam się do niego przyznać. Poczucie winy. Nosiłam w sobie brzemię tamtej nocy jak niewidzialny ciężar, który wciąż mi przypominał, że to ja ulepszyłam tamten silnik, że to ja stworzyłam maszynę, która wtedy zawiodła. Nie mogłam przestać zastanawiać się nad tym, czy gdybym zrobiła coś inaczej, Nicolas nadal by żył. Ta myśl, choć irracjonalna, wciąż do mnie wracała, sprawiając, że każda noc była pełna cieni przeszłości. Przez pomoc Lucasowi miałam zmyć z siebie tę winę. Chciałam naprawić to, co w moich oczach było błędem, choć wiedziałam, że to tylko iluzja – że nic, co zrobię teraz, nie przywróci życia Nicolasowi.
Lucas skądś się dowiedział, że kiedyś silniki i adrenalina były całym moim światem. Nie mógł wiedzieć o wypadku, ale wyczuwał moją pasję. Dostrzegł w moich oczach ten błysk. Może dlatego wyciągnął do mnie rękę, prosząc o pomoc. A ja – mimo wszystkich obietnic, które złożyłam sobie rok temu, mimo strachu i wspomnień – nie mogłam mu odmówić.
To była moja szansa, by jeszcze raz poczuć, że bije we mnie serce, które nie tylko pamięta, ale także wciąż pragnie adrenaliny. I choć wiedziałam, że mogę w ten sposób otworzyć rany, które nigdy do końca się nie zagoiły – zgodziłam się.
Poza tym Lucas napomknął o czymś, co nie dawało mi spokoju. O wspólnym wrogu. Jego tajemnicze słowa wzbudziły we mnie nie tylko niepokój, ale i pragnienie zrozumienia, co się za nimi kryje. Nie mogłam tak po prostu odpuścić. Skoro istniał ktoś, kto stanowił zagrożenie zarówno dla niego, jak i dla mnie, chciałam wiedzieć, kto to jest. Czułam, że ta wiedza może być kluczem do mojej przeszłości, do tajemnic, które nie dawały mi spać. Pomagając mu z samochodem, zyskałabym okazję, by być blisko niego i powoli wyciągnąć prawdę. Wiedziałam, że jeśli tylko będę cierpliwa, prędzej czy później Lucas uchyli przede mną rąbka tajemnicy. Być może nawet zupełnie nieświadomie powie coś, co pozwoli mi połączyć w całość fragmenty tej skomplikowanej układanki.
Zgoda na pomoc była moją kartą przetargową, moim sposobem na zdobycie informacji, których Lucas nie chciał mi zdradzić. Wiedziałam, że to ryzykowna gra, ale nie mogłam teraz odpuścić. Musiałam dowiedzieć się prawdy – o Lucasie, o naszym rzekomym wspólnym wrogu i o tym, co przede mną ukrywał.
Jeśli miałam zaryzykować, to teraz – nawet gdyby oznaczało to złamanie obietnicy, którą złożyłam sama sobie po tamtym wypadku.
Pochylałam się nad maską Nissana, czując pod palcami metaliczny chłód śrub i ciepło delikatnie nagrzanego silnika. Moje dłonie pracowały automatycznie, narzędzia same odnajdywały drogę do odpowiednich elementów. Krok po kroku analizowałam zmiany, które zamierzałam wprowadzić, by ta maszyna mogła osiągnąć maksymalną moc.
Lucas stał tuż obok, oparty o swój samochód. W ciszy, niemal nieruchomo obserwował mnie, jakby chciał rozszyfrować każdy mój ruch, zrozumieć każdą decyzję, którą podejmowałam w związku z jego autem.
Odkręciłam jedną z części. Planowałam zwiększyć przepływ powietrza, pozwalając temu silnikowi złapać głębszy oddech i wyciągnąć większą moc.
– Idę zapalić – rzucił nagle Lucas, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
Śledziłam go wzrokiem, a gdy drzwi się za nim zamknęły, wróciłam do pracy, choć już nieco rozproszona. Czułam się dziwnie, jakby wisiała między nami niedokończona rozmowa, której nawet jeszcze nie zaczęliśmy. W końcu nie mogłam dłużej wytrzymać. Odłożyłam narzędzia, wytarłam ręce o spodnie i wyszłam przed warsztat.
Na zewnątrz panował półmrok. Lucas stał oparty o ceglany mur, a lekki dym otaczał go jak półprzezroczysta aura.
– Daj bucha – powiedziałam, podchodząc bliżej.
Lucas uniósł brew, lekko zaskoczony, ale bez komentowania mojej prośby podał mi papierosa. Chwyciłam go między palce i zaciągnęłam się głęboko, próbując wyglądać przy tym swobodnie. To była moja pierwsza i ostatnia próba – zaczęłam kaszleć, a ostry dym drapał mnie w gardle. Natychmiast oddałam fajkę, a Lucas nie próbował nawet ukryć swojego rozbawienia.
– Jednak nie każdy może być twardzielem – zaśmiał się.
Poczułam, że rumieńce zażenowania pojawiają się na moich policzkach.
– Wiesz, staram się czasem wyjść ze swojej strefy komfortu – odparłam z lekką ironią.
Lucas zaciągnął się ponownie, a potem wskazał dłonią na warsztat.
– Od kiedy interesujesz się samochodami? – zapytał.
Jego głos był spokojny, a jednak usłyszałam w nim nutę ciekawości, może nawet zainteresowania moją osobą. Było to zaskakująco szczere.
Spojrzałam na niego, a potem przeniosłam wzrok na ciemne, nocne niebo.
– Prawdę mówiąc, nawet nie pamiętam, żebym kiedykolwiek ich nie lubiła – przyznałam. – Od dziecka byłam nimi zafascynowana.
Lucas milczał przez chwilę, a potem przyjrzał mi się uważnie, jakby próbował wyobrazić sobie małą dziewczynkę pochyloną nad narzędziami, zanurzoną w świecie silników i smaru.
– A kiedy postanowiłaś na tym zarabiać? – Rzucił na ziemię niedopałek papierosa i przydeptał go butem.
Wahałam się przez chwilę, niepewna, ile powinnam mu zdradzić.
– Kiedy prawdziwa, brutalna dorosłość wdarła się do mojego życia jak tornado i zrozumiałam, że chleb nie spada z nieba.
– Przecież pracujesz też jako kelnerka – odparł zaskoczony.
Roześmiałam się.
– Gdybym miała utrzymywać się tylko z jednej pensji, to nawet na ten chleb by mi nie starczyło. Bar to bardziej konieczność niż wybór.
– Znałem jedną dziewczynę, która kiedyś tam pracowała. Mówiła, że wieczorami na napiwkach można nieźle zarobić.
Pokręciłam głową, spuszczając wzrok.
– Nie zostaję na nocne zmiany. Ten wieczór, kiedy przyszedłeś do baru, to był wyjątek.
– Dlaczego? – zapytał z autentycznym zainteresowaniem.
– Bo nie chcę. Są tam ludzie, którzy… – Urwałam.
– Których po prostu się boisz? – zapytał z wyraźnym rozbawieniem, jakby dla niego strach nie istniał. – Mnie też się boisz?
Uniosłam brodę i zrobiłam krok w jego stronę. Nasze twarze znalazły się tak blisko siebie, że mogłam dostrzec każdą drobną zmarszczkę wokół jego oczu.
– Nie widzę tu niczego, czego powinnam się bać – powiedziałam stanowczo.
Kąciki jego ust uniosły się lekko, ale nie odpowiedział. Po prostu nadal się we mnie wpatrywał. Odwróciłam się, przerywając tę chwilę, i ruszyłam z powrotem do środka.
Oddałam się w pełni precyzyjnym ruchom, które były dla mnie jak rytuał na uspokojenie. W ciszy warsztatu słyszałam tylko stukot metalowych części i swój własny oddech, co pomogło mi oderwać myśli od rozmowy z Lucasem. Skupiłam się na szczegółach, na drobnych zmianach, które miały sprawić, że ten Nissan stanie się maszyną o większej mocy. To był mój cel – tchnąć życie w tę mechaniczną bestię, sprawić, by każdy element pracował z pozostałymi w pełnej harmonii.
Nagle ponownie poczułam na sobie wzrok Lucasa. Wszedł do warsztatu i z rękami w kieszeniach jak zwykle oparł się o bok samochodu. Obserwował mnie z wyraźną fascynacją.
– Skoro tak bardzo lubisz samochody, to dlaczego powiedziałaś mi, że nie zajmujesz się już ulepszaniem silników? – zapytał cicho.
Zacisnęłam usta, próbując powstrzymać wybuch emocji. To nie był temat, o którym chętnie rozmawiałam.
Odłożyłam narzędzia, wyprostowałam się i spojrzałam mężczyźnie prosto w oczy.
– Dlaczego tak bardzo interesuje cię moje życie?
– Może po prostu jesteś dla mnie zagadką – odpowiedział. – Nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny, którą szybkie samochody pasjonowałyby w taki sposób. – Przeniósł wzrok na Nissana. – Zazwyczaj kobiety po prostu lubią się nimi wozić. A ty? Ty chcesz wiedzieć, co jest pod maską, chcesz zrozumieć, jak to działa, a potem to ulepszać. To… – Zawahał się, szukając odpowiednich słów. – To interesujące.
Próbowałam zachować kamienny wyraz twarzy, ale jego słowa poruszyły mnie bardziej, niż chciałam przyznać. Niewiele osób naprawdę rozumiało, dlaczego to robię. Dla większości to była po prostu dziwna fascynacja metalem i smarem. Pasja, która nie pasowała do kobiety.
– Bycie zagadką ma swoje plusy – odparłam. – Ale może lepiej, żebyś nie próbował mnie rozgryzać. To nie jest gra, którą warto kontynuować.
Jego twarz zdradzała coraz większe zaintrygowanie, a kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
– Może właśnie dlatego to jest takie ciekawe – powiedział cicho. – Ale chyba masz lekką obsesję na punkcie kontroli – zauważył, ruchem głowy wskazując starannie ułożone narzędzia.
Miał rację. Wszystko zawsze musiałam mieć doskonale uporządkowane. Każdy element musiał być na swoim miejscu.
– Nie znasz mnie – odparłam chłodno.
Chciałam wrócić do pracy, zająć się czymś, co rozwiałoby to dziwne napięcie między nami, ale zanim zdążyłam się odwrócić, Lucas chwycił mnie za ramię. Jego dotyk był stanowczy, lecz delikatny.
– Wydaje mi się, że po prostu nie chcesz, by ktoś zobaczył, że ci na czymś zależy.
Poczułam, jak moje serce przyspiesza, a jego słowa przenikają mnie na wskroś. Skąd on mógł to widzieć? Przecież miałam wszystko pod kontrolą, nie pozwalałam, by ktokolwiek zobaczył więcej, niż chciałam pokazać. A jednak po jego oczach rozpoznałam, że dostrzegł to, co od zawsze starałam się ukryć.
– A może ty po prostu szukasz sensacji – rzuciłam, próbując zachować pozory. – Może wcale nie jestem zagadką, a ty zwyczajnie nie masz nic lepszego do roboty, więc snujesz te swoje teorie na mój temat.
Lucas patrzył na mnie przez chwilę. Jego uśmiech zniknął, zastąpiony wyrazem powagi. Mężczyzna zrobił krok w tył, puszczając moje ramię.
– Może i tak. A może tylko próbuję cię lepiej poznać.
– Nie musisz mnie poznawać. Jestem tu po to, żeby pracować. Nic więcej.
– Wiesz, Olivio, ludzie potrafią robić więcej niż jedną rzecz naraz. Na przykład pracować i poznawać innych.
– Nie ja. Przychodzę tutaj, robię swoje i wychodzę.
– Wydaje mi się, że bardziej próbujesz tutaj od czegoś uciec.
– A ty co, psycholog? – prychnęłam. – Może powinieneś zająć się swoim życiem, zamiast analizować moje.
– Chcę tylko zrozumieć, dlaczego jesteś taka nieufna i trzymasz ludzi na dystans.
– Nie trzymam ludzi na dystans – zaprotestowałam ostro. – Po prostu nie interesują mnie rozmowy, które nie mają związku z pracą i nic nie wnoszą.
– Przykro mi, że cię rozczaruję, ale nie wierzę w to. Widzę, jak cię pasjonuje to, co robisz, i ciekawi mnie, skąd to się u ciebie wzięło.
– Ale po co ci ta wiedza? – Wbiłam w niego ostre spojrzenie.
– Bo za każdym człowiekiem kryje się jakaś historia, a ja chcę poznać twoją.
– To nie twoja sprawa. Naprawdę, jeśli przyszedłeś tu po coś więcej, to już możesz sobie odpuścić.
– A jeśli powiedziałbym, że mnie również nie interesują płytkie pogawędki, tylko to, kim jesteś? – zapytał i pochylił się w moją stronę.
– Wtedy bym powtórzyła, że marnujesz czas.
– Naprawdę nigdy nie masz ochoty porozmawiać o czymś więcej niż praca?
– Z ludźmi, których ledwo znam? Nie – odparłam.
– To daj mi szansę, żebym przestał być kimś, kogo ledwo znasz.
– Lucas, naprawdę sądzisz, że jeśli będziesz się tu kręcił i zadawał pytania, to nagle się przed tobą otworzę? – prychnęłam. – Nie jestem kimś, kto szuka towarzystwa.
– Może potrafię to zmienić. – Uniósł znacząco brew.
Zamilkłam.
Mój plan się nie powiódł. Miałam wyciągnąć z niego jakieś informacje, a tymczasem to on próbował analizować mnie.
– No dalej, Olivio – powiedział, przechylając głowę. – Powiedz mi, co cię tak ukształtowało. Skąd ta zawziętość, to pragnienie, żeby zawsze mieć wszystko pod kontrolą?
Byłam mistrzynią unikania pytań o przeszłość, o to, skąd się wzięłam, dlaczego jestem taka, jaka jestem. Nigdy nie chciałam się dzielić tą częścią siebie. Była zbyt mroczna, zbyt przepełniona bólem, żeby mogła stać się tematem rozmowy z kimś takim jak Lucas.
– A co cię to tak interesuje? – zapytałam ostro.
Liczyłam, że to da mu wreszcie do zrozumienia, że moja przeszłość nie jest czymś, o czym chciałabym mówić z pierwszym lepszym napotkanym człowiekiem.
– Po prostu jestem ciekaw. Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia – odpowiedział. – A przeszłość mówi o nas wiele. Czasem więcej niż teraźniejszość.
Miał rację – przeszłość nas kształtuje i zostawia blizny, które nigdy nie znikają, ale właśnie dlatego nie chciałam o niej rozmawiać. Była moja i tylko moja, a każda próba wyciągania jej na światło dzienne wydawała mi się zdradą samej siebie.
– A może ty w końcu powiesz coś więcej o tym naszym wspólnym wrogu, o którym wspominałeś? – zmieniłam temat z nadzieją, że w końcu uda mi się wyciągnąć z niego informacje, które pragnęłam poznać.
– Znasz zasadę wymiany, prawda? Coś za coś.
Nawet nie wiedziałam, od czego miałabym zacząć. Już sama myśl o tym, że mogłabym zdradzić cokolwiek ze swojej przeszłości, wywoływała nieprzyjemny ucisk w żołądku.
Lucas przyglądał mi się jeszcze przez chwilę w ciszy. Czekał, aż w końcu się odezwę. Ale ja nie zamierzałam tego robić. Zacisnęłam usta i z chłodnym wyrazem twarzy wytrzymałam jego spojrzenie.
– No dobrze, jeśli nie dzisiaj, to może innym razem.
Chciałam odpowiedzieć cokolwiek, rzucić jakąś ciętą uwagę, lecz zamiast tego po prostu skinęłam głową. Czułam, że i tak nic więcej z tej rozmowy nie wyciągnę. Przynajmniej nie dzisiaj. Może kiedyś znajdę sposób, żeby wydobyć z niego te informacje, ale na razie musiałam przyznać sama przed sobą, że tę rundę przegrałam.
– Miło było porozmawiać, Olivio. Może przy następnej okazji będziesz bardziej rozmowna – stwierdził, zerkając na mnie z błyskiem w oczach.
– Nie licz na to.
Zaśmiał się pod nosem i odszedł, zostawiając mnie samą.
Pragnęłam się dowiedzieć, co ukrywa, ale jednocześnie bałam się, że to on wydobędzie ze mnie coś, czego nikomu nie chciałam ujawniać. A moja przeszłość nie była kartą przetargową.
Chwyciłam narzędzia i wróciłam do pracy nad silnikiem, próbując skupić się na chłodnej logice mechaniki. Myśli mi się kotłowały, wracając raz po raz do jego pytań i tego przenikliwego spojrzenia, które zdawało się przebijać przez wszystkie moje mury.
Westchnęłam, przymykając oczy. Po co on w ogóle chciał to wszystko wiedzieć? Dlaczego nie mógł po prostu odpowiedzieć na moje pytania i dać mi spokoju?
Lucas miał swoje sekrety, ale wyglądało na to, że ja jestem dla niego większą zagadką. Może chodziło mu tylko o to, żeby zyskać nade mną przewagę, a może chciał zaspokoić swoją chorą ciekawość. Nie powinnam się w to zagłębiać. Wiedziałam jedno – rozmowa z nim była jak gra w szachy. Każdy ruch wymagał przemyślenia, a każde słowo miało ukryte znaczenie. Moja przeszłość to mój bagaż i nie zamierzałam nikomu pozwolić, by zaglądał do niego bez zaproszenia. Lucas może i był ciekawski, ale ja musiałam trzymać się swojego planu. Jeśli miałam dowiedzieć się czegokolwiek o naszym wspólnym wrogu, musiałam być cierpliwsza.
Zacisnęłam dłonie, czując, jak powoli wraca moja determinacja. Może przegrałam dzisiejszą bitwę, ale wojna wciąż trwała. A ja nie zamierzałam odpuścić.