Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
32 osoby interesują się tą książką
Czarne szpilki, dwie przyjaciółki i trup w pakiecie…
Magdalena Setka – dziennikarka z telewizji, która potrafi zrobić newsa nawet z przerwy na kawę.
Barbara Cięta – fryzjerka z charakterem ostrzejszym niż nożyczki w jej salonie.
Razem tworzą duet potrafiący wytrącić z równowagi nawet tych, którzy wydają się nie do ruszenia.
Kiedy w jednej z kamienic znika dziewczyna, a na klatce schodowej zostają tylko czarne lakierowane szpilki Jimmy’ego Choo, Setka i Cięta nie mogą przejść obok sprawy obojętnie. Zamiast tego pakują się w kłopoty, odkrywając, że najlepszą bronią w starciu z przestępcami bywają cięty język, spryt… i dobrze wymierzony kopniak.
Przy tym kryminale będziecie się świetnie bawić! Bo co może pójść nie tak, gdy dwie przyjaciółki wejdą tam, gdzie nie powinny?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 311
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Copyright by Grupa Wydawnicza Literatura Inspiruje Sp. z o.o., 2025 © Copyright by Agnieszka Płoszaj
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Książka ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w jakikolwiek inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.
Redakcja: Justyna Jakubczyk
Korekta: Ilona Drobna
Projekt graficzny okładki: Izabela Surdykowska-Jurek
Grafika powstała przy wykorzystaniu narzędzi Freepik Premium AI Image Generator (Freepik.com)
DTP: Justyna Jakubczyk
ISBN 978-83-68249-53-8
Warszawa 2025
Wydawnictwo [email protected] www.literaturainspiruje.pl
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Poznały się podczas wernisażu lokalnego artysty. Magdalena Setka robiła materiał dla stacji telewizyjnej, w której wówczas zaczynała swoją przygodę z dziennikarstwem, podczas gdy Basia Cięta, świeżo upieczona właścicielka salonu urody, przechadzała się po sali wypełnionej ludźmi i odważnymi dziełami współczesnego malarstwa, zastanawiając się, co zrobić z zawartością kieliszka, który wręczono jej na wejściu. Szampan bowiem smakował jak płyn do naczyń rozcieńczony sodówką, co tłumaczyłoby nagłe zniknięcie jej małżonka, któremu zobowiązana była towarzyszyć na tej koszmarnej wystawie. Basia, znudzona wydumanymi opiniami na temat dzieł, przystanęła przed jednym z płócien o wdzięcznym tytule Śnieżna primadonna i skupiła wzrok na nagiej postaci, której tytułową profesję można było rozpoznać jedynie po pointach i wystających tu i tam fragmentach tiulu. Basia Cięta zastanawiała się, po co tej nagusce buty do tańca, skoro ta leży w śnieżnej zaspie, pod jakąś rozklekotaną wywrotką, na byle jakim tutu. Na wyobrażenie zimna, jakie musi doskwierać temu nieszczęsnemu ciału, na ramionach Basi Ciętej wystąpiła gęsia skórka, podczas gdy stojąca nieopodal niej Madzia Setka przekonywała widzów, że prezentowane dzieła rozpalają publiczność do czerwoności. Dziennikarce towarzyszył płodny artysta, który kiwał głową jak piesek w starej syrence i emanując elokwencją, wskazywał walory swoich dzieł. Podczas tego kreatywnego wywodu doszło do incydentu, który, jak się później okazało, był początkiem szczerej przyjaźni dwóch pań. Magdalena kończyła właśnie wywiad z artystą, gdy na jej kształtny biust okryty bluzeczką non iron chlupnął szampan z kieliszka Ciętej. Setka, jak przystało na profesjonalistkę, wytrzymała do końca antenowego wejścia, po czym z impetem odwróciła się w poszukiwaniu sprawcy zalania. Nie musiała długo szukać. Oczy Basi Ciętej rosły równie szybko jak plama na śliskiej tkaninie bluzki.
– Co pani? – warknęła na nią Setka.
– To nie ja – odpowiedziała szybko Cięta po czym wskazała za siebie na kogoś, kto przepychając się między ludźmi, po prostu pchnął Baśkę wprost na Setkę. Żadna z nich nie zdołała jednak jednoznacznie wskazać winowajcy, bo ten zdążył już przeniknąć do sali obok.
– Matko i córko... – oceniła straty Setka.
– No przepraszam... – Cięta wyjęła z torebki paczkę chusteczek i nie bardzo wiedząc, jak zabrać się do wycierania zacieku, by nie zostać posądzoną o napaść seksualną na dziennikarkę, tańcowała wokół niej, markując pomoc.
– Plus jest taki, że uwolniła się pani od tego świństwa – zażartowała Setka, wskazując na swój, wciąż pełen kieliszek.
– W sumie racja... Parszywy kwas! – Cięta zerknęła na boki. – A co mi tam. Uwolnię i panią! – Zdecydowanym ruchem chwyciła kieliszek Setki i chlusnęła jego zawartość w swój dekolt. – Jesteśmy kwita – powiedziała z przekąsem, na co Setka wybuchła głośnym śmiechem.
Niedługo potem obie panie opuściły wernisaż. Z pewnym uszczerbkiem w zasobach garderoby zyskały przyjaźń na lata. Szczerą i prawdziwą. Okraszoną nieposkromioną energią, radosnym usposobieniem, a przy tym zaradnością i pomysłowością – niezwykle przydatnymi w codziennych zmaganiach z rzeczywistością, ratowaniu się z najróżniejszych opresji i kłopotliwych sytuacji, których los im nie szczędził. Spójnych cech charakteru doszukiwały się w fakcie, iż urodziły się tego samego dnia i w tym samym mieście równo czterdzieści lat temu. Rozmieszczenie szpitali, DNA i koligacje rodzinne nie pozostawiły jednak złudzeń. Prawdopodobieństwo, że są spokrewnione, było żadne. Świadczyły o tym także różnice w wyglądzie. No ale one zmieniały się na przestrzeni lat, w myśl zasady „z kim przestajesz, takim się stajesz”, więc wiele osób brało je obecnie za siostry.
Gwiaździsta noc zwiastowała ciepły, bezchmurny wiosenny dzień. Młoda brunetka wstukała kod domofonu i ciszę uśpionego miasta przerwało znajome bzyczenie. Dziewczyna syknęła pod nosem, zirytowana hałasem, po czym szybkim ruchem popchnęła drzwi i weszła do kamienicy. Odruchowo spojrzała w górę schodów i przez chwilę stała w bezruchu, nasłuchując. Wszechobecna cisza sprawiła, że kobieta odetchnęła z ulgą. Nie chciała kolejnej scysji z nadgorliwą sąsiadką spod piątki. Wystarczająco nasłuchała się jej utyskiwania i gorzkich żalów w czasie przeprowadzki. Od ostatniej awantury o odgłosy przesuwania mebli minął raptem tydzień. Na samo wspomnienie wrzasków emerytki miała gęsią skórkę. Nie pisała się na kolejną rundę. Na pewno nie dziś. By nie wywoływać wilka z lasu, zsunęła ze stóp szpilki. Gdy postawiła nogę na zimnym kamieniu pierwszego stopnia, przeszedł ją dziwny dreszcz. Nagle zapragnęła jak najszybciej dotrzeć do swojego mieszkania na drugim piętrze tej secesyjnej kamienicy i zanurzyć się w ciepłej kąpieli z dodatkiem lawendowej soli, którą dostała od znajomej na „nowe mieszkanie”. Dotarła do półpiętra, gdy niespodziewanie wnętrze klatki schodowej wypełnił mrok. Pomyślała, że zawiódł czujnik ruchu. Zrobiła więc kilka kroków naprzód, uniosła rękę, w której trzymała szpilki, i zamachała nią, by w ten sposób zmobilizować urządzenie do ponownego włączenia światła. Pomimo starań wciąż brnęła w ciemności. Zrezygnowana, przystanęła, przełożyła buty pod pachę i wolną ręką zaczęła przetrząsać zawartość torebki w poszukiwaniu telefonu, którym mogłaby podświetlić sobie drogę, a potem zamek w drzwiach. Prawdopodobnie gdyby nie łoskot przerzucanych w torbie szpargałów usłyszałaby odgłos zbliżających się szybkich kroków. Może gdyby mniej przejmowała się sąsiadką i stukotem szpilek i sprowokowałaby ją do interwencji, dotarłaby bezpiecznie do swojego mieszkania. Ale stało się inaczej. Na swojej gładkiej szyi zamiast otulającej lawendowej piany poczuła gwałtowny ból, który zabrał jej możliwość zaczerpnięcia powietrza. Zanim dotarło do niej, co się dzieje, opadła bezwładnie na zimną podłogę. Niemal bezszelestnie, jakby się bała, że jej śmierć zakłóci spokój sąsiadom. Jedyne, nad czym nie udało się jej zapanować, to szpilki, które wypuściła z objęć. Poleciały w dół schodów, odbijając się od posadzki przestronnego holu. Nie zbudziły tym jednak nikogo. Zrobił to natomiast pożar, który wybuchł tu dwie godziny później.
Magdalena Setka była chyba najbardziej rozpoznawalną dziennikarką newsową w mieście. Jak przystało na profesjonalistkę, to jej zespół reporterski pojawił się na miejscu zdarzenia jako pierwszy i od razu zaczął relacjonować przebieg akcji gaśniczej zabytkowej kamienicy w centrum. Magdalena w pierwszym wejściu na antenę przekazała widzom informację, że pożar wybuchł na poddaszu, w niezamieszkanym przez lokatorów lokalu. Najbardziej prawdopodobną przyczyną pojawienia się płomieni było zwarcie przestarzałej instalacji elektrycznej. Sytuację względnie opanowano, więc Magdalena miała możliwość przedostać się bliżej strefy pracy strażaków. Dostała nawet od nich hełm i by być bardziej wiarygodną, stanęła bezpośrednio przy wozie strażackim. Towarzyszył jej jeden z sikawkowych, który z szarmanckim uśmiechem zgodził się na twórczą opinię. Magdalena już miała zadać mu pierwsze pytanie, gdy dotarła do wszystkich mrożąca krew w żyłach informacja. Wśród ewakuowanych osób brakowało jednej z mieszkanek kamienicy. Jej telefon nie odpowiadał, a wśród gapiów zebranych pod budynkiem stał zaniepokojony chłopak, z którym zaginiona Zuzanna Krawiec spędziła wieczór. Dramat spotęgowało odnalezienie jej butów. Magdalena Setka poczuła znajome swędzenie w okolicach karku. Oznaczało, że po pierwsze odzywa się w niej instynkt dziennikarza śledczego, po drugie, że jak tylko odwali robotę w redakcji, nawiedzi salon fryzur Cięta Studio.
Basia Cięta zaparkowała samochód i obłożona torbami, zgrzewką wody i pękiem świeżych kwiatów z trudem zmieściła się w drzwiach swojego lokalu świadczącego usługi z zakresu beauty. Gdy tylko przekroczyła jego próg, powitał ją dobiegający z recepcji głos Magdy.
– Jesteś wreszcie!– zakrzyknęła na widok przyjaciółki.
– No i?
Basia podała kwiaty asystentce, papierową torbę – Madzi, a zgrzewkę z wodą zatargała na zaplecze.
– Zostaw te bety i słuchaj! – Magda pognała za nią. – Co masz w tej torbie? – Ściągnęła brwi i zajrzała do środka torebki? – O Boże... – stęknęła. – Ptysie od Słodkiej Dziurki.
– Najlepsze – powiedziała z przekąsem Basia. – Wzięłam do kawy. Gdy zadzwoniłaś, że będziesz, to podjechałam jeszcze...
– Jezu, tak! – Złapała za jej przedramię. – Mam bardzo ważną sprawę. – Rozejrzała się na boki po jeszcze pustym, nie licząc dwóch asystentek, salonie.
– Mówiłaś już. Przez telefon...
– No tak, ale nie o... wiesz... tylko o... wiesz... – Setka intensywnie mrugała okiem.
– Aaa... przytaknęła Basia. – No, ale to nie wiem – przyznała.
Magda chwyciła ją za rękę i przyciągnęła do siebie tak, że stykały się biodrami.
– Akcja jest taka, że zaginęła dziewczyna.
– Skoro zaginęła, to pewnie się znajdzie – skwitowała Baśka i chwyciła za torbę. – Dawaj te ptysie, bo je wygnieciesz i nic z nich nie zostanie. A tego ci nie daruję. Tak mi pachniały w samochodzie, że stoczyłam intensywną walkę sama ze sobą, by nie zatrzymać się gdzieś na poboczu i bezczelnie ich nie zeżreć.
– I co, zjadłabyś beze mnie? – zdumiała się Magdalena.
– Szczerze mówiąc, nie mam z tym problemu. – Basia wydęła usta.
– Dobra... – Dziennikarka okrążyła przyjaciółkę. – Musisz ze mną pojechać do tej kamienicy, na miejsce pożaru. Rozejrzeć się. Pogadać z tymi ludźmi, którzy tam mieszkają. No może z wyjątkiem jednej baby, bo ona dawała już popisy w trakcie akcji strażaków. Stara wariatka w grochach – parsknęła.
– Ale ja nie mogę teraz. Klientki mam umówione. – Basia ściągnęła brwi.
– To wymyśl... Może migrenę?
– Hola! To jest renomowany salon, a nie osiedlowy kebs. Kobitki czekają nieraz tygodniami na wizytę. Z migreną już pracowałam. A i ze skręconą kostką też! – oświadczyła Basia.
– Pamiętam. Triki na deskorolce – roześmiała się głośno Magda.
– Nieoficjalnie – zaznaczyła Baśka.
– A oficjalnie?
– Schody. Schody są zawsze najlepsze do wszelkich urazów. Zapamiętaj! Żaden ubezpieczyciel ci nie podważy...
– No właśnie! – przerwała jej Magdalena. – Na schodach! Mówię ci! Tam się coś stało. Laska przepadła jak kamień w wodę. – Poderwała się.
– Ty znowu z tą laską. Może spała u koleżanki. – Basia wyjęła z torby pudełko i je otworzyła, zaciągając się z lubością słodkim zapachem ptysiów.
– I zostawiła szpilki Jimmy’ego Choo na klatce schodowej?! Na pastwę losu? – Magda uniosła jedną brew. – W czasie pożaru?
Zapadła cisza.
– Jimmy’ego Choo? – Basia spojrzała na nią z ukosa.
– Ehe, Diamond Talura... to te ze złotym łańcuszkiem wokół kostki. – Setka ściągnęła usta w dziobek.
– Kolor?
– Czarne, lakierowane.
– Fuck, dziewczyna na bank nie żyje! – zawyrokowała głośno Barbara.
– Myślisz? – Madzia spojrzała podejrzliwie.
– No a co? Wypuściłabyś z ręki takie buty? Bo ja dopiero, jakbym padła trupem...
– Cholera, cholera! – Magdalena zatrzęsła głową tak, że jasne loki na chwilę zasłoniły jej twarz. Przez chwilę mierzyły się wzrokiem. – Sama widzisz. Krzywa akcja z tą laską jest.
– Dobra! – Klasnęła w ręce Cięta. – Asia, kalendarz i telefon! Karola, dwie kawy i talerzyki... – zarządziła głośno w kierunku asystentek. – A my do mnie, do biura! – rozkazała. – Musimy ułożyć jakiś plan. Takie buty muszą mieć właścicielkę! Choćby martwą! – oświadczyła z uniesionym palcem wskazującym. – À propos... – Zerknęła z ukosa na Magdę. – Gdzie one teraz są?
– W bezpiecznym miejscu – zapewniła z przebiegłym uśmiechem dziennikarka. – Powiedzmy, że zadbałam, by zyskały dom zastępczy. – Zrobiła oczy niewiniątka, po czym nabrała palcem biały krem z ptysia i łapczywie go oblizała. W jej torbie zabrzmiała wesoła melodia. Magda, cmokając, przełknęła ślinę i sięgnęła po komórkę. Na widok wyświetlającego się imienia przewróciła oczami. – Natalka Wsiubinosek... – stęknęła z miną cierpiętnicy w kierunku Baśki. – Nowicjuszka w naszym składzie dziennikarskim. Strasznie ambitna i napalona reportersko. – Pokręciła głową. – Dzwoni średnio sto dwa razy dziennie z nowym pomysłem lub zapytaniem. – Odebrała połączenie. – Słucham cię, Natalio... znów – zaczęła.
– Pani Magdaleno, bo ja chciałam przypomnieć się z tym moim materiałem o ofiarach nieudanych zabiegów powiększania ust. Pamięta pani, o tych oszpeconych dziewczynach... A patrzę teraz w plan emisyjny i go nie widzę.
– Natalka, nie widzisz, bo go musiałam przesunąć.
– Ale...
– Słuchaj, nie denerwuj się, puścimy to na pewno, ale raczej nie dziś i nie jutro, bo muszę go najpierw obejrzeć. Postaram się pojutrze, o ile oczywiście nic się nie wydarzy. – Setka zrobiła znudzoną minę. – Teraz priorytet ma pożar i programy niemające związku z wszystkim, co łatwopalne, zostały przełożone. Ma się tym zająć Darek. Tak zdecydował szef – poinformowała dziewczynę.
– No ale ja się tak starałam i te moje bohaterki też czekają, by zobaczyć się w telewizji...
– To musicie się chwilę wstrzymać z bólami... Mówię, najpóźniej pojutrze. Niech to pogorzelisko ostygnie...
– Ojeju, no dobrze... – Młoda reporterka westchnęła ciężko niczym praczka nadrzeczna po całym dniu chechłania brudów, po czym się rozłączyła.
Setka w ramach komentarza wypuściła ustami powietrze
– Pokolenie Z. – Rzuciła komórkę z powrotem do torby. – To jak? – popatrzyła wyzywająco na Baśkę. – Urwiesz się na godzinkę?
– Okazuje się, że jest taka opcja... – Baśka uśmiechnęła się przebiegle, stukając długopisem w otwartą stronę kalendarza, na której jawiła się wolna przestrzeń między zapisanymi nazwiskami klientek.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Czarne szpilki Zuzanny to powieść lekka i frywolna, pisana na luzie i dla zabawy. Przyznam, nie miałam jej w planach. Traktuję ją jako przeciwwagę, formę odreagowania od dotychczasowego mroku kryminału, który naprawdę kocham. Pozwalam sobie na kpinę i zuchwałość. Gram bohaterkami, które są niepoprawne, dużo się śmieją i są inspirowane realnymi postaciami, czyli mną i moją przyjaciółką, dziennikarką telewizyjną Sylwią Królikiewicz. To jej Setka zawdzięcza ekspresję i niezwykle barwny charakter. Nie jest to oczywiście odzwierciedlenie jeden do jednego, chociaż kilka faktów z naszych poczynań się zgadza ;-)
Mimo lekkiej formy powieść wymagała małego researchu. Pojawia się w niej bowiem wątek zabiegów medycyny estetycznej. Tu składam podziękowania mgr kosmetologii Lucynie Sodol z BeautyNova Centrum za fachowe wskazówki i wyjaśnienia nie tylko zasad działania preparatów, lecz także biznesu sektora branży beauty, którym jest medycyna estetyczna. Dziękuję również wszystkim, którzy sprawili, że ta powieść w ogóle powstała. Dziękuję Zosi Siedleckiej za inspirujące i barwne opowieści, Bartkowi Soczówce za torowanie drogi menedżerską maczetą, motywację i wsparcie moich działań. Sylwii Drożdżyk-Reszce i całemu sztabowi wydawnictwa Prozami za pracę i zaangażowanie w wydanie mojej debiutanckiej komedii.
Na koniec pozostaje mi życzyć wam, drogie czytelniczki i czytelnicy, miłej zabawy przy lekturze Czarnych szpilek Zuzanny.
Co złego, to nie ja!
Zapraszam obserwowania moich mediów społecznościowych:
Agnieszka Płoszaj autor
agnieszka_ploszaj_autor
A. Płoszaj
Powieści obyczajowe, kryminały, thrilleryWciągające i niebanalneZaczytaj się!
www.prozami.pl
Księgarnia wysyłkowawww.literaturainspiruje.pl