Burn for You - Aniela Pieprz - ebook
NOWOŚĆ

Burn for You ebook

Aniela Pieprz

3,3

224 osoby interesują się tą książką

Opis

Dla fanek „Dotyku Crossa”

 

Osobno mają wszystko. Razem mogą spłonąć.

 

Isabella Russell jest pewną siebie, młodą kobietą. Dwudziestojednolatka jednak na każdym kroku musi udowadniać swoją wartość i to, że nie jest jedynie córką jednego z najbogatszych ludzi w Nowym Jorku.

Gdy podczas corocznego balu, urządzanego przez ojca, Isa poznaje starszego od siebie Christophera, jej stabilny świat zaczyna trząść się w posadach. Jeszcze nigdy wcześniej żaden mężczyzna jej tak nie zaintrygował. I nie sprawił, że jej ciało wręcz stanęło w ogniu. A przecież nawet jej nie dotknął. Jeszcze.

Christopher Bond wrócił do Nowego Jorku po długoletnim pobycie we Włoszech, gdzie skrupulatnie budował swoje imperium. To człowiek sukcesu, który zazwyczaj dostaje to, czego pragnie.

A teraz zapragnął JEJ. Córki swojego dawnego przyjaciela.

Czy Isabella odważy się skorzystać ze śmiałej propozycji Christophera?

Czy przypadkiem oboje nie igrają właśnie z ogniem?

I co z tajemnicami, które zaczną wychodzić na światło dzienne?

 

„Burn for You” to idealna powieść dla miłośniczek gorących romansów.

 

Ta historia jest naprawdę HOT. Sugerowany wiek 18+

różnica wieku - przyjaciel ojca - Nowy Jork - miliarderzy

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 198

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (3 oceny)
1
1
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Olczi97

Nie polecam

Bardzo słaba. Prosty okropnie wulgarny język. Strata czasu i jest to 1 część po 2 na pewno nie sięgnę.
00


Podobne


A. Pieprz

BURN FOR YOU

"Serce chce tego, czego chce, nie ma tu logiki, spotykasz kogoś i zakochujecie się w sobie."

Woody Allen

ROZDZIAŁ 1

W tle cicho rozbrzmiewała Norah Jones i jej „What Am I To You?”, a ja kręciłam powoli biodrami w rytm muzyki i malowałam usta krwistoczerwoną szminką. Kiedy już byłam zadowolona z makijażu, przeszłam ze swojego pokoju do garderoby i stanęłam przed olbrzymim lustrem w złotej, masywnej ramie.

Miałam na sobie długą, czerwoną wieczorową suknię, która prezentowała dość spory dekolt. Nie założyłam pod nią stanika i musiałam przyznać, że mój biust wyglądał w tym momencie lepiej niż zajebiście. Młody projektant, u którego zamówiłam tę kreację, i któremu zapewne zrobię niemałą reklamę, występując w niej dzisiejszego wieczoru, namawiał mnie, byśmy zrobili dodatkowo rozcięcie na nodze, które kończyć się miało praktycznie u szczytu mojego uda. Z całą pewnością nie wyglądałoby to niewinnie, a nie chciałam dziś wyglądać, jak luksusowa prostytutka, choć w istocie zamiar był taki, że właśnie za nią miałam być dzisiaj przebrana. No… prawie. Po prostu chciałam być jak najbliżej oryginalnej filmowej sukni, ale nie kopiować jej jeden do jednego. I patrząc na swoje odbicie, doszłam do wniosku, że to mi się udało.

Wróciłam do sypialni i wyjrzałam przez okno, wychodzące na oświetlony podjazd tuż przed wejściem do naszej posiadłości w Garden City pod Nowym Jorkiem – domu, w którym mieszkałam od piątego roku życia. Samochody z naszymi gośćmi już nadjeżdżały, a raczej z gośćmi mojego taty, który co roku, końcem czerwca, organizował bal przebierańców o jakże epickiej nazwie „Sen nocy letniej”, co wcale nie było przypadkiem, bo najprawdopodobniej był

największym żyjącym fanem twórczości Szekspira – ostatnio wylicytował nawet jego dzieło, bodajże z siedemnastego wieku, za ponad dziesięć milionów dolarów. Za każdym razem przynajmniej kilka osób na jego balu przebierało się za którąś postać z dzieł owego mistrza, czym bardzo pragnęli przypodobać się mojemu tacie. A dla mnie największą atrakcją tych nocy było oczekiwanie, czy pojawi się tutaj ktoś przebrany za moją parę. Za każdym razem pragnęłam ją tu spotkać, ale jeszcze ani razu mi się to nie udało i powoli wątpiłam, by kiedykolwiek miało się to wydarzyć. Kiedy byłam Julią, nie pojawił się żaden Romeo. Kiedy byłam Daisy, nie pojawił się żaden Gatsby. Kiedy byłam Rose, nie pojawił się żaden Jack. A dziś? Gdy jestem Vivian, czy pojawi się jakiś Edward?

Sięgnęłam po białe rękawiczki i naciągnęłam je sobie aż za łokcie. Ostatni raz spojrzałam w swoje odbicie w lustrze toaletki, sprawdziłam ciemne włosy i upięcie pozornie

niedbałego koka, który zajął Everly – w teorii naszej gosposi, a w praktyce kumulacji każdej kobiety, która powinna znaleźć się w moim życiu, a nigdy jej nie było, czyli matki, babci, przyjaciółki – piorunująco dużo czasu. Jednak finalny efekt był tego wart.

Dziesięciocentymetrowe szpilki stukały o marmurową posadzkę, kiedy wyszłam w końcu z pokoju i schodziłam z drugiego piętra na parter. W holu zobaczyłam elegancko ubranych gości, których obsługa już zdążyła wpuścić, a kolejni czekali przed wejściem.

Przywitałam się z kilkoma znajomymi osobami, pochwaliłam kreację stylizowaną na Cruellę De Mon oraz zachwycający garnitur, którego nie powstydziłby się sam Kapelusznik, a potem ruszyłam na poszukiwanie mojego taty.

Znalazłam go w końcu w ogrodzie na tyłach domu, gdzie przy basenie rozmawiał ze swoim najbliższym przyjacielem i dyrektorem operacyjnym w jego firmie, czyli z Johnem Millerem.

- Tatku – odezwałam się, podchodząc do nich i położyłam dłoń na jego ramieniu.

- Isabella. – Obrócił się w moją stronę i uśmiechnął szeroko. Obejrzał mój strój, którego wcześniej nie widział. Zawsze go zaskakiwałam i kochałam to robić. – Jesteś przepiękna, skarbie – powiedział. – Pretty Woman? – zapytał z lekkim rozbawieniem, choć doskonale znał

odpowiedź.

Kiwnęłam głową z uśmiechem.

Aaron Russell był idealny w każdym calu i nie twierdziłam tak tylko dlatego, ponieważ był moim ojcem, a ja byłam bez wątpienia prawdziwą córeczką tatusia. Kiedy przyszłam na świat miał dwadzieścia siedem lat, a rok później zostaliśmy całkowicie sami, bo moja matka -

choć nie miałam żadnych podstaw by tak ją określać – zostawiła nas i poszła sobie w tango chuj wie gdzie i chuj wie z kim. Tak właściwie ta kobieta była dla mnie zupełnie obca – w ogóle jej nie znałam. Ten cios, który w tamtym momencie musiał być dla mojego taty obezwładniający, nie przeszkodził mu jednak samotnie mnie wychować i rozkręcić swojego imperium do takich rozmiarów, że właśnie w tym momencie zajmował trzecie miejsce na liście najbogatszych ludzi świata w rankingu Forbesa i byłam pewna, że w przyszłym roku podskoczy na sam szczyt, bo nie miał zamiaru się zatrzymywać. Dla niego pomnażanie majątku było niczym oddychanie – po prostu musiał to robić. Szedł po swoje z zawziętością i konsekwencją, a ja trwałam przy jego boku i we wszystkim go wspierałam, bo był najważniejszą osobą w moim dwudziestojednoletnim życiu. I jedyną, która się dla mnie liczyła.

Tato wypatrzył kogoś ponad moją głową, przeprosił nas, pocałował mnie w policzek, życząc udanej zabawy, i oddalił się, a my z Johnem zostaliśmy sami.

- Wyglądasz zachwycająco, Isa – odezwał się, lustrując mnie z góry do dołu.

On także wyglądał świetnie, ale nie zamierzałam za bardzo go komplementować, bo mógłby to opacznie odebrać. Już i tak widziałam w jego spojrzeniu coś, czego nie powinno tam być. Kiedyś mi się to podobało, schlebiało… Teraz wyłącznie nużyło.

- Pan Darcy? – spytałam, spoglądając na jego przebranie.

Wzruszył ramionami.

- Myślałem, że może tym razem trafię.

- Za Elizabeth przebrałam się kilka lat temu – rzuciłam, mając na myśli bohaterkę

„Dumy i uprzedzenia”.

Pod tym twardym pancerzem, który przez lata udało mi się wyhodować, kryła się beznadziejna romantyczka i fanka wszelkiego rodzaju filmów romantycznych oraz oper mydlanych. Mogłam za to winić Everly, która zaraziła mnie tą fatalną słabością, ale… nie winiłam. Gdzieś w głębi serca byłam jej nawet za to wdzięczna.

- Ach tak? A więc najwyraźniej wtedy trafiłem. Pamiętasz?

Westchnęłam, zdając sobie sprawę do czego te niedopowiedzenia doprowadzą, jeśli w porę ich nie przerwę.

- Gdzie twoja żona, John? – zapytałam. – Nie towarzyszy ci dzisiaj?

Parsknął śmiechem na moje słowa, a potem bardzo blisko się do mnie przysunął.

- Zarezerwuj dla mnie choć jeden taniec – szepnął, muskając palcem moją skórę tuż nad materiałem rękawiczki.

Wykrzywił usta w ledwie zauważalnym uśmiechu, a kiedy kiwnęłam głową na zgodę, oddalił się i zostawił mnie samą.

Rozejrzałam się za kelnerem. Gdy go zlokalizowałam od razu zgarnęłam z tacy lampkę szampana. Opróżniłam całą zawartość i sięgnęłam po kolejną, z którą, z szerokim uśmiechem na twarzy, zaczęłam robić rundkę wśród gości.

*

Przez godzinę wysłuchiwałam kurtuazyjnych komplementów i wdawałam się w mniej lub bardziej interesujące konwersacje. Co jakiś czas spoglądałam na tatę, który brylował na swoim przyjęciu, a każdy z przybyłych chciał choć przez moment z nim porozmawiać i ogrzać się w jego blasku.

Byłam już w trakcie czwartej lampki szampana i przyjemnie szumiało mi w głowie. Nie byłam jednak pijana, bo doskonale znałam swój limit, ale lubiłam to ciepło, które czułam teraz w krwiobiegu.

Uznałam, że czas wejść do środka i odbębnić taniec z Johnem. Odstawiłam puste szkło na pobliskim stoliku i poszłam w stronę posiadłości, skąd sączył się przyjemny dźwięk gry na fortepianie. Czy to była przeróbka „Young and Beautiful” Lany Del Rey?

Kiedy przechodziłam przez próg, nie zachowałam dostatecznej ostrożności na swoich szpilkach i już oczyma wyobraźni widziałam jak spektakularnie się wywalam. Jednak w ostatnim momencie silne dłonie chwyciły mnie od tyłu w talii, a sekundę później moje plecy zderzyły się z twardym jak skała ciałem mojego wybawcy.

Odetchnęłam głęboko, uśmiechnęłam się i obróciłam w ramionach osoby, która ciągle mocno mnie przy sobie trzymała. Już miałam rzucić formułkę z podziękowaniami, ale słowa zamarły mi na ustach.

W chwili kiedy spojrzenia moje i nieznajomego się spotkały… przepadłam.

Tętno w momencie mi przyśpieszyło i poczułam mrowienie na całym ciele, które na pewno nie było spowodowane wypitym alkoholem tylko czarem, który w ciągu jednej sekundy zdołał rzucić na mnie ten mężczyzna.

Miał szare i przeszywające mnie na wskroś oczy. Patrzył na mnie tak, że aż podwinęłam palce u stóp, bo moje podbrzusze zapłonęło żywym ogniem. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Starałam się nie okazywać za bardzo żadnych emocji, ale wątpiłam by nie dostrzegł

pożądania, malującego się właśnie na mojej twarzy. Jeśli czegoś pragnęłam, to nie wahałam się po to sięgnąć, a teraz, dokładnie w tej chwili, pragnęłam tego faceta. Jednak on nie musiał

wiedzieć, jak silne to pragnienie w rzeczywistości było.

Miałam ochotę zatopić palce w jego gęstych, kruczoczarnych włosach. Miałam ochotę zbliżyć swoje usta do jego. Miałam ochotę się z nim pieprzyć i założyłabym się o wszystko, że w jego wzroku dostrzegłam taką samą potrzebę.

Może i miałam dopiero dwadzieścia jeden lat, ale na pewno nie byłam głupią laleczką.

Potrafiłam rozszyfrować spojrzenia mężczyzn, potrafiłam odgadnąć, co się za nimi kryło.

A za spojrzeniem tego nieznajomego kryła się teraz obietnica ostrego, niepohamowanego, całkowicie rozwalającego zmysły, seksu.

Był starszy ode mnie. Sporo starszy… Spokojnie mógł mieć ze czterdzieści lat. Ten fakt powodował w moim ciele jeszcze większe podniecenie.

Już dawno odkryłam, że potrzebowałam starszego mężczyzny. Potrzebowałam kogoś, kto zdołałby mnie ujarzmić i zdominować, choć przez chwilę. Kto zdołałby mnie sobą zainteresować, zaskoczyć i sprawić, by cały świat wokół się trząsł. Potrzebowałam faceta z krwi i kości. Pociągało mnie doświadczenie i siła, a to niestety nie były atrybuty moich rówieśników. Oczywiście, mogłam chodzić do łóżka z tymi chłopakami i od czasu do czasu to robiłam, ale nie zaspokajało mnie to w pełni. A ja pragnęłam czuć się zaspokojona.

Ten mężczyzna, który ciągle trzymał mnie w swoich silnych dłoniach, jakby nie zamierzał mnie już nigdy wypuścić, posiadał pełen pakiet moich najskrytszych pragnień i fantazji. Byłam przekonana, że to liga mistrzowska.

- Wszystko w porządku? – odezwał się.

O Chryste…

Marzyłam, żeby szeptał mi do ucha tym głębokim, niskim, męskim głosem, kiedy będzie mnie posuwał.

Uniósł jedną brew do góry, a kąciki jego ust zadrżały.

Wzięłam dyskretny, uspokajający oddech.

- W jak najlepszym – powiedziałam.

Zwilżyłam koniuszkiem języka spierzchnięte wargi, a jego spojrzenie w momencie powędrowało do moich ust. Szare oczy robiły się coraz ciemniejsze.

Przesunęłam się odrobinę w jego ramionach, by z premedytacją się o niego otrzeć. Gdy poczułam na brzuchu jego twardą jak kamień erekcję, mój puls przyśpieszył, a umysł na kilka sekund został zamroczony.

Naprawdę ostatkiem sił powstrzymywałam się, by nie zaciągnąć go do swojej sypialni.

- Dziękuję za ratunek, panie…?

Utkwił spojrzenie w moich oczach i odchrząknął.

- Bond – przedstawił się. – Christopher Bond.

Uniosłam brew.

- Jakieś pokrewieństwo z tajnym agentem 007?

Uśmiechnął się tak zniewalająco, że zabrało mi dech.

- Nic mi o tym nie wiadomo, ale mogę zapewnić, że akurat dziś nie mam przy sobie broni – rzucił.

- Śmiem wątpić.

Po tych słowach znów delikatnie się o niego otarłam, a potem wyplątałam z jego uścisku i zrobiłam mały krok w tył. Poczułam jakieś dziwne uczucie pustki, kiedy mnie już nie dotykał.

- Więc czeka mnie przeszukanie? – podjął.

- Wydaje mi się to zbyt niebezpieczne.

- A mnie się wydaje, że lubi pani dreszczyk emocji.

- Skąd to spostrzeżenie?

- Stąd, że dostrzegam ogień w pani oczach.

A więc to zauważył. A ja nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu.

- Coś jeszcze pan dostrzega, panie Bond? – zapytałam.

Jego palące spojrzenie objęło moją twarz, a potem zeszło niżej, by na dłuższą chwilę zatrzymać się na dekolcie. Gdy znów wrócił do moich oczu, powiedział:

- To, że pięknie wygląda pani w czerwieni.

Już miałam rzucić jakąś błyskotliwą uwagę na ten komplement, ale dopiero teraz zobaczyłam, co miał na swoim, na pewno umięśnionym i perfekcyjnym, ciele, którym bardzo dokładnie bym się zajęła.

Trzyczęściowy, szyty na miarę, czarny garnitur. Czarna mucha. Biała poszetka. Biała koszula z czarnymi guziczkami.

Był przebrany za Edwarda.

Nawet nie zainteresowałby mnie fakt, gdybym się myliła. W tej chwili i tak wiedziałam swoje.

I tego wszystkiego było chyba dla mnie zbyt wiele.

Musiałam choć na moment otrzeźwić swoją głowę, bo byłam jedną, wielką, chodzącą emocją, i mogłam nie myśleć racjonalnie. A przecież byliśmy wśród masy innych ludzi, na balu mojego ojca, w jego posiadłości, pod jego czujnym okiem.

- Przepraszam – szepnęłam.

Zmarszczył brwi, widząc, jak się wycofuję. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu szansy, bo obróciłam się i czym prędzej poszłam w stronę łazienki. Wybrałam tę na piętrze, bo na parterze mogłam natknąć się na kogoś z gości.

Zamknęłam się od środka i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze.

Nawet w połowie nie wyglądałam tak, jak się czułam, ale ktoś, kto dobrze mnie znał, odkryłby jaka byłam w tym momencie poruszona.

Źrenice były rozszerzone, jakbym była na haju. Policzki miałam zaróżowione, jakbym przed chwilą zaznała dość konkretnego wysiłku.

Jezu… Miałam wrażenie, jakby Christopher Bond zerżnął mnie samym swoim spojrzeniem.

W środku cała płonęłam.

I nie potrafiłam uwolnić się od tego ognia.

Zdjęłam rękawiczki. Dość długo trzymałam dłonie pod lodowatym strumieniem wody, pośpiesznie je wytarłam i przyłożyłam chłodne palce do policzków, uważając by nie zniszczyć sobie makijażu, a potem zacisnęłam delikatnie ręce na szyi i przymknęłam oczy.

- Ja pierdolę – wyrzuciłam z siebie, rozemocjonowanym szeptem.

Ciągle czułam na sobie spojrzenie szarych oczu i mogłam z całą pewnością stwierdzić, że jeszcze nigdy żaden facet w ciągu zaledwie jednej chwili nie zdołał tak na mnie podziałać.

Christopher Bond.

Nie kojarzyłam tego nazwiska. Gdyby był ze świata biznesu, to raczej bym go znała.

Nie miałam pojęcia, co łączyło go z moim ojcem, bo w końcu musiał dostać zaproszenie, żeby zjawić się na przyjęciu. Chyba że przyszedł tutaj jako osoba towarzysząca.

Z jaką kobietą się tu znalazł?

W momencie pożądanie zaczęło ustępować zazdrości.

Byłam zazdrosną osobą i nie ukrywałam tego. Zazdrość była moją jedyną wadą. No, może nie jedyną, ale z pewnością największą i niekiedy dochodziła do naprawdę kolosalnych rozmiarów. Wręcz niezdrowych i odbiegających od jakiejkolwiek normy.

Wzięłam kilka głębokich oddechów. Skontrolowałam w lustrze swój wygląd, poprawiłam włosy i dekolt. Założyłam z powrotem rękawiczki.

Wychodząc z łazienki, postanowiłam, że podejdę do taty i delikatnie wypytam go o nieznajomego gościa, ale w chwili, gdy zeszłam już na parter, tuż przede mną pojawił się John.

Jęknęłam w duchu.

Kurwa, całkowicie o nim zapomniałam.

- Mój taniec, Isabello.

- Ten autorytatywny ton kompletnie na mnie nie działa – rzuciłam, a on jedynie uśmiechnął się pod nosem.

Mimo wszystko ujęłam jego wyciągniętą dłoń i przeszłam z nim w miejsce, gdzie tańczyły inne pary. Muzyk wygrywał właśnie na fortepianie spokojną melodię, której nie kojarzyłam. Miller wziął mnie w ramiona i zaczęliśmy tańczyć. Tańczył bardzo dobrze, nie mogłam mu tego odmówić. Dyskretnie zaczęłam rozglądać się po sali, ciesząc się, że nie miał

zamiaru mi teraz marudzić i mogłam spokojnie wodzić spojrzeniem w poszukiwaniu ojca albo Bonda. Z drugiej strony, równie dobrze mogłam wypytać Johna – na pewno znał tutaj wszystkich. I kiedy już miałam to zrobić, on odezwał się pierwszy.

- Kupiłem ostatnio dom w East Hampton.

Odchyliłam się delikatnie w jego ramionach i spojrzałam na niego.

- Mam ci pogratulować? Czy współczuć?

Poczułam na biodrze jego mocniejszy uścisk.

- Nie bądź suką, Isa – wycedził. – Nie robi to na mnie wrażenia.

- Właśnie widzę – mruknęłam. – I co z tym domem? Chcesz, żebym pojechała tam z tobą na weekend? Może pomóc ci w urządzaniu? Styl nowoczesny czy może klasyka?

- Oferuję jedynie relaks – powiedział i wiedziałam, że za tym zdaniem wiele się kryło.

- Nie mogę, John – odezwałam się po chwili. – Nie chcę.

- I możesz, i chcesz. Przecież widzę.

- Widzisz coś, czego nie ma. Rozmawialiśmy już na ten temat i wszystko sobie wyjaśniliśmy.

- To ty tak uważasz – oznajmił. - Jeszcze do tego wrócimy.

Ostatni raz na mnie spojrzał, jakby bez słów chciał przekazać, że to on rozdawał karty, bo był dojrzałym, doświadczonym mężczyzną, a ja młodą smarkulą. Sądził, że musiałam podporządkować się jego woli. Cóż… Najwyraźniej w ogóle mnie nie znał.

Potem mocniej mnie chwycił i zatrzymał przy sobie jeszcze na następną piosenkę.

*

Lawirując później wśród gości, zgarnęłam kolejną lampkę szampana i upiłam spory łyk, a wtedy usłyszałam za sobą głos taty.

- Isa, kochanie, tutaj jesteś – powiedział. – Chciałbym ci kogoś przedstawić.

Obróciłam się w jego stronę i pierwsze, co dostrzegłam, to utkwione we mnie szare spojrzenie Christophera Bonda.

Chryste…

Ten mężczyzna będzie mi się śnił po nocach, nie dając mi spokoju – to była moja pierwsza myśl, a druga… Był zaskoczony. Może i na pozór tego nie okazywał, ale doskonale widziałam to w jego oczach.

- Oto ona, moja córka Isabella – odezwał się ojciec z dumnym uśmiechem na ustach, co kazało mi sądzić, że przed chwilą o mnie rozmawiali. – Isa, poznaj mojego dawnego przyjaciela, Christophera Bonda.

Dawny przyjaciel? Dlaczego wcześniej o nim nie słyszałam?

- Bardzo mi miło – powiedziałam uprzejmie, nie zdradzając, że dziś już na siebie wpadliśmy.

Wyciągnęłam w jego stronę dłoń, a on w momencie zareagował, schylając się, by ją pocałować. Żałowałam, że miałam na sobie te cholerne rękawiczki i nie mogłam poczuć jego ust na swojej skórze.

- Cała przyjemność po mojej stronie, Isabello. – Brzmienie jego głosu powędrowało aż do mojego podbrzusza i znów zaczęło rozlewać się w nim gorąco.

Jeśli się nie opanuję, to wszystko może pójść w bardzo niebezpiecznym dla nas kierunku. Będziemy balansować po bardzo cienkiej linie, uważając, by nie spaść.

Przeczuwałam, że upadek mógłby być dość bolesny…

Ojciec zaczął mówić o tym, że Christopher przez wiele lat przebywał w Europie, dokładnie we Włoszech, i tam rozwijał swoją firmę, a teraz powrócił do kraju. Wielce interesowałaby mnie ta historia i łaknęłabym każdego słowa, jednak zupełnie wyłączyłam się w chwili, kiedy na ramieniu Bonda znienacka uwiesiła się jakaś kobieta.

I ta kobieta była moim totalnym przeciwieństwem.

Typ modelki. Wysoka blondynka, bez cycków i dupy. Posągowa piękność.

I nie, nie byłam zazdrosna o jej urodę i figurę, bo doskonale wiedziałam, ile czasu i energii musiałam poświęcać na zapieprzaniu z osobistym trenerem, by mieć takie, a nie inne kształty. Codziennie, gdy patrzyłam rano w lustro, byłam zadowolona z efektów i podobałam się sobie – a to było najważniejsze.

Nie, nie byłam zazdrosna o jej wygląd.

Byłam kurewsko zazdrosna o to, że najwyraźniej z nim sypiała.

Nie zauważyłam obrączek na ich palcach, nie widziałam też pierścionka zaręczynowego, więc obstawiałam raczej jakąś relację niezobowiązującą, ale nawet fakt, że Christopher w zupełnie żaden sposób nie zareagował na jej przyjście i choćby przelotnie na nią nie spojrzał, bo patrzył cały czas na mnie – nie sprawił, że poczułam się lepiej.

Coraz bardziej zbliżałam się w stronę katastrofy.

Otrzeźwił mnie dopiero dźwięk jego komórki, którą wyciągnął zaraz z wewnętrznej kieszeni marynarki. Przeleciał wzrokiem po treści wiadomości i oznajmił, że niestety będzie

musiał już wyjść. Zamienił jeszcze kilka zdań z moim ojcem, który wkrótce potem się oddalił

w stronę innych gości, a następnie Bond zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.

Bez zbędnych ceregieli odprawił swoją towarzyszkę do czekającej na nich przed posiadłością limuzyny, czym była chyba równie zaskoczona jak ja, jednak od razu zostawiła nas samych, obrzucając mnie jeszcze na koniec chłodnym spojrzeniem.

Utkwiłam wzrok w Christopherze, unosząc delikatnie brwi.

- Chciał pan pożegnać się ze mną na osobności, panie Bond? – zapytałam.

- Jest wiele rzeczy, które chciałbym zrobić z tobą na osobności.

Jego pewny siebie głos i seksowna chrypka w połączeniu z palącym, szarym spojrzeniem, spowodowały, że w momencie zapragnęłam wszystkich tych rzeczy, o których myślał.

- Jesteś córką Aarona – dodał, ale już jakby do samego siebie.

- Nie da się ukryć – odparłam. – Czy to cokolwiek zmienia?

Miałam wrażenie, jakby patrzył na mnie przez kilka długich minut, choć w rzeczywistości były to jedynie sekundy. Potem przybliżył się i pocałował mnie w policzek, a mnie owionął zapach jego odurzających perfum.

- Do widzenia, Isabello. – Usłyszałam niski głos tuż przy uchu.

I chwilę później już go nie było, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem to, co nawet się jeszcze między nami na dobre nie zaczęło… zdążyło się już definitywnie zakończyć.

*

W sypialni znalazłam się o wiele wcześniej, niż wyszli ostatni goście. Wzięłam długą kąpiel, słuchając przytłumionych dźwięków imprezy, a kiedy muzyka zupełnie ucichła, położyłam się do łóżka, ale sen uparcie nie nadchodził.

Oczyma wyobraźni ciągle widziałam Christophera.

Było więc tak, jak przewidywałam – prędko nie będę potrafiła wybić go sobie z głowy.

Sięgnęłam po telefon i wpisałam w wyszukiwarkę jego imię i nazwisko. Byłam zaskoczona, kiedy po kilkunastu minutach grzebania w sieci tak właściwie niczego się o tym człowieku nie dowiedziałam. Najwyraźniej zgromadził we Włoszech niemałą fortunę –

znalazłam wzmiankę o tym, że był CEO jednej z największych na tamtejszym rynku firm informatycznych oraz uchodził za króla funduszy hedgingowych. Nie znałam dokładnie realiów europejskich, ale doskonale wiedziałam, że mianem takiego króla nazywano także mojego ojca, więc to musiała być duża skala. I tych informacji byłoby na tyle… Christopher Bond stronił od wszelkiego rodzaju mediów i skutecznie chronił swoją prywatność. Nie brylował na salonach, nie pokazywał się na ściankach. Znalazłam może ze dwa jego zdjęcia sprzed kilku lat z jakiegoś konwentu, na którym był gościem specjalnym.

A więc należał do tej kategorii ludzi sukcesu, którzy nie obnosili się ze swoim majątkiem i odgradzali się od świata.

Ten facet był otoczony tajemnicą, a ja pragnęłam się przez nią przedrzeć.

Chyba przez godzinę wierciłam się w łóżku, aż w końcu odpuściłam. Nałożyłam długi, jedwabny szlafrok i zawiązałam go mocno w talii, a potem wyszłam z sypialni. W domu było zupełnie cicho i ciemno, co w porównaniu z przyjęciem, które jeszcze niedawno się tutaj odbywało, było wręcz przedziwne. Miałam skierować się do kuchni, ale dostrzegłam światło dochodzące z gabinetu taty, więc tam poszłam. Uchyliłam szerzej niedomknięte drzwi i weszłam do środka, a tam zamiast samego ojca, zobaczyłam także Johna.

- Przepraszam, myślałam, że jesteś sam – powiedziałam i już miałam się wycofać, bo chyba wyczerpałam dzienny limit dla jego najlepszego przyjaciela, ale od razu mnie zatrzymał.

- Chodź, Isa. – Uśmiechnął się i zaprosił mnie ruchem dłoni. Siedzieli na fotelach naprzeciwko siebie przy niewielkim stoliku popijając whisky, a ja zajęłam kanapę pomiędzy nimi. – Szklaneczkę? – zaproponował.

W momencie się zgodziłam, bo może mocniejszy alkohol sprawi, że zdołam spokojnie przespać całą noc.

Kiedy ojciec przeszedł do barku, przeniosłam wzrok na Millera. Patrzył na mnie i nic nie mówił, ale jego spojrzenie mówiło za niego. Nie mogłam się powstrzymać i przewróciłam na to oczami.

Ojciec oznajmił, że zanim przyszłam do gabinetu rozmawiali o przejęciu jednej z firm, która chyliła się właśnie ku upadkowi, więc włączyłam się do trwającej dyskusji.

Jeśli chodziło o firmę, to ojciec niczego przede mną nie ukrywał. Wręcz przeciwnie.

Uczył mnie, wprowadzał w tajniki biznesu, wszystko tłumaczył i odpowiadał na każde moje pytanie.

Miałam świadomość, że nie byłam typową dwudziestojednolatką. On także to wiedział.

Niektórzy po swoich rodzicach dziedziczyli mieszkania, domy, pamiątki rodzinne, długi albo firmy przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ja miałam odziedziczyć imperium wyceniane w tej chwili na setki miliardów dolarów. Czy byłam na to gotowa? Teraz na pewno nie, ale wiedziałam, że gdy nadejdzie czas będę musiała sprostać oczekiwaniom. I naprawdę tego pragnęłam. Nie należałam do tej grupy dzieci bogaczy, którzy spali do południa, zaczynali dzień szampanem o wartości kilkunastu tysięcy za butelkę i zastanawiali się tylko nad tym, na co roztrwonić majątek rodziców. Ja miałam swój ambitny plan i cele, które pragnęłam systematycznie realizować.

Miałam też szczęście, bo mój ojciec widział we mnie godnego następcę, co z pewnością nie każdemu odpowiadało. I już nie raz się o tym przekonałam. Gdybym była facetem, nie słyszałabym za plecami cichego pierdolenia współpracowników mojego taty, o tym, że nie nadaję się do rządzenia. Na takich stanowiskach podobno potrafili się sprawdzić tylko mężczyźni, ale ja miałam takie przekonanie w dupie. Jeśli będzie trzeba, to udowodnię każdemu pojedynczemu chujkowi, że nadaję się na szefową, a potem z uśmiechem na ustach otworzę tego cholernego szampana, którego butelka może być wykonana nawet z pieprzonego złota.

- Nie podoba mi się powrót Bonda – powiedział w pewnym momencie John, a moje ciało, jak na zawołanie, zareagowało stuprocentową koncentracją. – Zjawia się akurat teraz, kiedy do przejęcia jest Mason Global, a doskonale wiemy, że informatyka to jego konik.

Akurat na wspomnianą przez Johna firmę czaił się mój ojciec.

- Czytałam, że jest generalnym i ogólnie dobrze sobie radzi na europejskim rynku –

wtrąciłam.

Ojciec spojrzał na mnie z uśmiechem, za którym kryło się uznanie, bo myślał pewnie, że już zdążyłam wyfiltrować Christophera, żeby wiedzieć z kim miałam do czynienia, i w sumie się nie mylił… Tyle że moją główną motywacją był fakt, że Bond mnie pociągał, jak żaden inny mężczyzna wcześniej.

- Nie spodziewam się krzywych ruchów z jego strony – zwrócił się do Millera.

- Bo?

- Bo czy warto by mu było tak ryzykować?

John wzruszył ramionami i na razie odpuścił, ale ja nie miałam takiego zamiaru.

- Skąd się w ogóle znacie? – zapytałam. – Nigdy wcześniej mi o nim nie wspominałeś.

- Nasze rodziny się znały – powiedział. - A ja tak naprawdę najpierw przyjaźniłem się z jego starszym bratem, który zginął tragicznie w wypadku samochodowym. – Uniosłam brwi na tę informację, a ojciec kontynuował. – Po śmierci Bena, jego rodzice się załamali, ojciec stracił pracę i zaczęli popadać w coraz większe długi. Christopher praktycznie z dnia na dzień stał się jedynym żywicielem rodziny. Właśnie wtedy miałem rozkręcać firmę i zaproponowałem mu spółkę, ale odmówił. Wkrótce potem wyjechał do Włoch. Właściwie od tamtego czasu mieliśmy ze sobą bardzo sporadyczny kontakt.

Mój ojciec nie pochodził z bogatej rodziny. Do wszystkiego w życiu doszedł sam -

ciężką pracą praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, determinacją i milionem wyrzeczeń.

Najwyraźniej Bond miał z nim wiele wspólnego.

- Jak myślisz, dlaczego wrócił?

- Nie mam pojęcia, córeczko. – Wzruszył ramionami. – Ale na pewno ma swoje powody.

A ja z każdą chwilą miałam większe kłopoty, bo postać Christophera interesowała mnie coraz bardziej.

ROZDZIAŁ 2

Od balu minęło kilka dni. Dziś był piątek i nareszcie będę miała trochę oddechu, bo od poniedziałku, od rana do wieczora, towarzyszyłam ojcu w biurze.

Obróciłam się w fotelu i z gabinetu, który zajmowałam w czasie wakacji, spojrzałam na panoramę Nowego Jorku. Cały wieżowiec Russell Tower na Manhattanie należał oczywiście do taty, a na najwyższych piętrach ulokowane było biuro Russell Industries. Miałam wrażenie, jakbym z tej perspektywy mogła zobaczyć cały świat i chciałam, żeby w przyszłości to nie było już tylko wrażenie, a fakt.

Właśnie skończyłam drugi rok studiów i zamierzałam spędzić całe lato dokładnie w tym miejscu. Zanim zaczęłam studiować, tato namawiał mnie, żebym wyjechała na uczelnię gdzieś dalej, ale ja tego nie widziałam. Od razu odrzuciłam taki pomysł, bo chciałam być tutaj, przy nim – wiedziałam, że i tak żadna szkoła nie byłaby w stanie dać mi takiej wiedzy, jaką zdobędę, ucząc się w praktyce od niego, więc wybrałam New York University, która i tak miała jedne z lepszych programów biznesowych w kraju.

Kiedy zegar wybił siedemnastą, wyłączyłam laptopa, poprawiłam ołówkową spódnicę przed kolano, zgarnęłam torebkę i skierowałam się do windy. Nie zaglądałam już do gabinetu taty, bo wiedziałam, że miał teraz jakąś ważną telekonferencję.

Zjechałam na podziemny parking i wkrótce wsiadłam do mojego czerwonego porsche z zamiarem pojechania prosto do domu, ale nagle nabrałam ochoty na shopping z prawdziwego zdarzenia, więc ruszałam w inną stronę.