Bez wyboru - Maja Wierzbicka - ebook

Bez wyboru ebook

Maja Wierzbicka

3,5

Opis

Emocje mogą być zbawieniem… lub przekleństwem

Zaczęło się niewinnie: udany seks bez zobowiązań, przelotny romans na poprawę nastroju. Wtedy Majka i Erwin nie podejrzewali, że firmowy regulamin zabraniający związków między pracownikami stanie się ich najmniejszym problemem…
Erwin – tuż po tym, jak jego brat otwiera własny lokal – proponuje Majce możliwość dodatkowego zarobku. Szybko okazuje się jednak, że „Le soir” zamiast generować bajeczne przychody, stwarza tylko same problemy. Bar niedługo po otwarciu zostaje przejęty przez mafię.
Niespodziewanie Majka oraz Erwin trafiają w sam środek brutalnego świata pełnego narkotyków, skorumpowanych policjantów i zakłamanych polityków, w którym handel ludźmi oraz wykorzystania seksualne są na porządku dziennym. Dodatkowo zdają sobie sprawę z tego, że zaczyna łączyć ich coś więcej niż tylko niezobowiązujący romans. Nie wiedzą jeszcze, że w miejscu, w którym się znaleźli, uczucia mogą stać się najniebezpieczniejszą bronią…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 250

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (12 ocen)
5
1
2
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KarolinaKJ

Nie polecam

Bez wyboru to tytuł, ale ja innym czytelnikom podaje dalej - macie wybór, ale nie czytajcie tego.
00
ewakurz

Nie oderwiesz się od lektury

świetna fabuła I akcja
00
Tessa2022

Z braku laku…

Nie doczytałam do końca. Nudy.
00
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
00

Popularność



Podobne


Maja Wierzbicka

Bez wyboru

Chciałabym zadedykować tę książkę

dwóm wspaniałym kobietom.

Mojej Mamie – za wszystko.

Martynie – za bezwarunkową przyjaźń.

Prolog

To, co złe, nigdy samo nie mija.

I to nie jest niczyja wina.

Lisa McMann

18 listopada, poniedziałek

Areszt śledczy w Warszawie-Białołęce. I ja, tymczasowo aresztowany. Z zarzutami wyssanymi z palca, z wizją spędzenia dziesięciu lat na tym kurwidołku.

Do rozprawy w sądzie zostało już tylko kilka dni. Policja nadal prowadzi śledztwo i chyba mają problem z materiałem dowodowym. Tak mi się wydaje, bo nieustannie ciągają mnie na przesłuchania. Nie przeszkadza mi to, bo więzienie to cholernie nudne miejsce.

***

19 listopada, wtorek

Nie mogę już tego znieść. Ukrywam się jak tchórz w domu ludzi, których nawet nie znam. Mama i siostra Przemka nie do końca wiedzą, o co chodzi, ale są uprzejme i pomocne. Dla bezpieczeństwa nie wypłacam pieniędzy, nie używam karty i nie korzystam z telefonu. Jednym słowem: przepadłam jak kamień w wodę.

Z niewiadomych przyczyn Przemek przyjechał do rodzinnego domu drugi raz w tym tygodniu. Zwykle tego nie robił. Kurwa, nigdy tego nie robił. Nie, odkąd ja się tu ukrywam.

– Przemek, co się dzieje? – Stanęłam w progu kuchni, ubrana w pomiętą piżamę.

Przemek wskazał wzrokiem wolne miejsce przy stole, przy którym był już postawiony kubek z gorącą herbatą.

– Przemek, co jest? – zapytałam ponownie.

– Le soir spłonęło. To było podpalenie – westchnął. – Ale to nie wszystko.

Patrzyłam na niego wyczekująco i ta chwila niepewności ciągnęła się wieczność. Nie miałam pojęcia, czego mogłabym się spodziewać, bo chyba wyczerpałam już limit złych zdarzeń.

– Bar został wcześniej splądrowany. Szukali czegoś…

– Ale nie znaleźli – dokończyłam.

– Tego nie wiem, ale byli bardzo zdeterminowani, żeby to znaleźć.

Po wizycie Przemka doszłam do wniosku, że to nie może tak wyglądać. Ci ludzie prędzej czy później się wkurwią i go zabiją. W więzieniu mają go jak na tacy. Co to za problem upozorować samobójstwo w celi. Niestety ten, kto ma kasę, ten ma władzę i może wszystko. Nie ma czegoś takiego jak niezawisły wymiar sprawiedliwości, resocjalizacja czy pomoc biednym i ubogim. Zawsze gdzieś jest czyjś interes. Zwykle jest to interes jakiegoś białego faceta z pokaźnie wypchaną kieszenią. Nie ma czegoś takiego jak dobro ogółu, chyba że wierzysz w bajki. Ja jednak już dawno przestałam wierzyć. Kiedyś było inaczej. Kiedyś wierzyłam w dobro, uczciwość i dobrą karmę. Później poznałam swojego męża, i tak wszystko się zaczęło…

Jedno jest pewne: muszę złamać świętą obietnicę daną Erwinowi. Nie mogę się wiecznie ukrywać. Nie chcę! Po południu nie wytrzymałam, potrzebowałam samochodu i postanowiłam ukradkiem zabrać kluczyki do auta należącego do mamy Przemka. Obiecałam sobie, że cokolwiek by się stało, to je oddam. Czy jednak dotrzymam słowa – nie byłam tego taka pewna. Poza autem potrzebowałam jeszcze telefonu, najlepiej niezarejestrowanego na mnie. Nie chciałam ryzykować życiem pani Krysi, więc moje pożyczki zakończyły się tylko, a może aż, na aucie. Telefon musiałam komuś ukraść. Nigdy tego nie robiłam, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Zwłaszcza gdy gra toczy się o życie kogoś, kogo kochasz.

Zajechałam do przydrożnego baru mlecznego. Było w nim kilkoro gości. Szybko poszłam do łazienki, starając się nie rzucać w oczy i unikać zasięgu kamer. Zamknęłam się w kabinie dla niepełnosprawnych i przystąpiłam do metamorfozy. Związałam włosy w gruby warkocz i obcięłam ponad dwadzieścia centymetrów moich złotych pukli. Następnie rozrobiłam szamponetkę i zafarbowałam się na kruczoczarny. Ciemną kredką poprawiłam kontury brwi, by całość wyglądała w miarę naturalnie. Założyłam też soczewki kontaktowe z brązowymi tęczówkami, które idealnie zamaskowały mój naturalny, błękitny kolor oczu.

Gdy wyszłam z łazienki, zamówiłam grillowaną kanapkę, kawę i dosiadłam się do stolika, przy którym siedział starszy, miło wyglądający facet, na oko zbliżał się do pięćdziesiątki.

– Dzień dobry, mogę się dosiąść? Nie lubię jadać sama.

– Oczywiście, dawno nie byłem na kawie z tak piękną kobietą.

– Och, bo się zarumienię – zachichotałam i delikatnie musnęłam palcami policzków.

– Mimo wszystko czuję się oczarowany, to ja siedzę z najpiękniejszą kobietą w tym lokalu.

Kanapka i kawa były wyborne, a mężczyzna, z którym rozmawiałam, czarujący. Pewnie jakieś dwadzieścia lat temu łamał kobiece serca. Zresztą teraz też mu niczego nie brakowało. Zadbany, inteligentny i zabawny.

– Przepraszam pana bardzo, ale czy mógłby mi pan pożyczyć komórkę? Moja się rozładowała.

– Są tu chyba różne ładowarki dla klientów, możesz sobie podładować albo kupić kabel i podłączyć go do zapalniczki w swoim samochodzie.

– Powiedziałam, że się rozładował? – zaśmiałam się. – Wpadł mi do toalety, już raczej nic z niego nie będzie.

– Chcesz mi go ukraść?

– Nie, dlaczego…

– Ech, myślisz, że jestem głupi i ślepy? – zapytał, ale w jego głosie nie było słychać irytacji, raczej dumę. – Widziałem, jak wchodzisz do łazienki i z niej wychodzisz.

Patrzyłam na niego i nie mogłam wydobyć z siebie słowa.

– Cóż, jest pan bardzo spostrzegawczy, ale muszę już iść. – Wstałam, lecz on nagle chwycił mnie za łokieć.

– Zaczekaj, nie chciałem cię przestraszyć. To takie zboczenie zawodowe. Obserwuję ludzi. Jestem emerytowanym policjantem.

– W takim wieku emerytura?

– Jeśli jesteś w policji, to musisz być jak chorągiewka: wiać tam, gdzie aktualnie wieje wiatr, a ja nie chciałem być jak szmata na drągu. Dobrych policjantów jest garstka. A reszta? Skorumpowani albo na przymusowych emeryturach jak ja.

W jego głosie wyczułam szczerość, zawód i smutek. Ponownie usiadłam na swoim miejscu.

– Tak się składa, że doskonale wiem, o czym pan mówi – westchnęłam i spojrzałam mu wymownie w oczy. – A skoro jesteśmy ofiarami tej samej niedoli, to mówmy sobie po imieniu. Maja. – Wystawiłam rękę, drętwo się uśmiechając.

– Artur Zarzeczny. Opowiesz mi coś więcej o twojej niedoli? Może będę mógł pomóc.

– Nie żebym nie wierzyła w twoje możliwości, Arturze, ale to bardzo rozległa sprawa. Dużo powiązań z niekoniecznie dobrymi ludźmi. Nie chcę już więcej nikogo narażać.

– Nie znam szczegółów, ale wiem, że nie mam nic do stracenia. A ty jesteś młoda, piękna i masz przed sobą całe życie.

– Ty też masz go jeszcze całkiem sporo przed sobą. – Uśmiechnęłam się szeroko.

– Nie do końca, ale to nie moja historia.

– Nie wiem, czy będziesz chciał znać moją. Moja to tak w skrócie: brudne pieniądze, narkotyki, mafia, skorumpowana policja i politycy.

– Nie mogłaś bardziej mnie zachęcić. Opowiadaj!

– Wszystko zaczęło się niewinnie, jakiś czas temu. W maju. Tak, to był piękny i bardzo gorący maj…

Rozdział I

Wszystkie początki są trudne

Droga do serca kobiety prowadzi przez jej poczucie humoru.

Kobiety lubią mężczyzn, którzy je rozśmieszają.

Nelson DeMille

Pół roku wcześniej… 24 maja, piątek

„Nareszcie!” – odetchnęłam z ulgą, zamykając drzwi biura. „Na całe szczęście dzisiaj już piątek, bo to był naprawdę długi i męczący tydzień. Zdecydowanie nie wytrzymałabym jeszcze jednego dnia w tym Mordorze”.

– Wracasz ze mną, Blondi? – Podniosłam wzrok znad telefonu i ujrzałam przed sobą mojego kolegę z pracy. Erwina – wysportowanego, ze zniewalającym uśmiechem. Od samego patrzenia miękły mi kolana. Wszystkie kobiety w firmie go uwielbiały i pękały z zazdrości, gdy każdego dnia odwoził mnie do domu.

– Pewnie, w końcu dziś to ja puszczam muzykę. – Uśmiechnęłam się triumfalnie.

Wsiadłam do auta i mocno trzasnęłam drzwiami, jak to miałam w zwyczaju. Erwin spojrzał na mnie pobłażliwie. Ledwo w głośnikach rozbrzmiała puszczona przeze mnie muzyka, a mężczyzna już zdążył wcisnąć się pomiędzy samochody wyjeżdżające z parkingu. Nie miało to nic wspólnego z jazdą na zakładkę.

– Kiedyś ci się za to oberwie – skarciłam go poważnym tonem, a on jedynie cwaniacko się uśmiechnął.

Gdy zapinałam pasy, Erwin przez przypadek musnął moją dłoń, zmieniając bieg. Poczułam, jak przez moje plecy przechodzi przyjemny dreszcz. Nienawidziłam, gdy moje ciało na niego reagowało. Byliśmy tylko znajomymi z pracy. Poza tym to nie był facet dla mnie. Doskonale to wiedziałam.

– Chwila niczym z jakiegoś romansidła – zaśmiał się, a ja skarciłam się w duchu za reakcję mojego organizmu. Wymusiłam śmiech i przełączyłam muzykę na coś bardziej „babskiego”. Zaczęłam śpiewać pod nosem, a po chwili, ku mojemu zdziwieniu, dołączył do mnie Erwin. Spojrzałam na niego badawczo. Nie sądziłam, że kiedykolwiek słyszał tego typu utwór, a co dopiero, że zna tekst. Poczułam się nieco swobodniej. Oparłam głowę o szybę i zaczęłam podziwiać niezbyt fascynujące widoki. Rozkopane pobocza i kręcących się tam robotników. Zdążyłam przymknąć oczy, gdy nagle usłyszałam, jak mój kierowca klnie. Podniosłam ciężkie już powieki. Przed nami ujrzałam niesamowicie długi korek. Skrzyżowanie najprostsze z możliwych. „Nawet typowa blondynka nie dałaby rady spowodować tu wypadku” – pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie, bo w końcu sama byłam blondynką.

***

– Trochę tu postoimy. – Spojrzałem na Majkę, udając zasmucenie, ale cieszyłem się, że spędzę z nią trochę więcej czasu. Widząc, że ona przegląda coś w telefonie, wyciągnąłem swój i zadzwoniłem do mamy. Pół roku temu wyprowadziłem się z Warszawy i bardzo rzadko ją widywałem. Wiedziałem, że muszę skupić się na karierze. O zgrozo, ludzie przyjeżdżają do stolicy, by zrobić karierę, a ja uciekłem stamtąd przy pierwszej możliwej okazji. Przerażała mnie tylko wizja, że zostawiłem mamę z moim nieogarniętym bratem i takim samym ojcem.

– Co u ciebie słychać, kochanie? – usłyszałem jej ciepły głos w słuchawce i od razu odpowiedziałem. Wspomniałem o pracy, książce, którą czytam, i nie wiem czemu dodałem, że dzwonię, bo nudzi mi się w korku. Majka od razu podniosła na mnie wzrok, wymusiła uśmiech i pokazała ekran swojego telefonu. Ujrzałem komunikat o śmiertelnym wypadku na tym odcinku drogi, a z ruchów jej warg wyczytałem słowa: „jeszcze się ponudzisz”. Wróciłem do rozmowy. Zawsze musiałem powiedzieć coś głupiego przy kobiecie, która mi się podobała. Mam nadzieję, że Maja nie wzięła tego do siebie. Mama poinformowała mnie jeszcze, że mój braciszek znowu pożyczył od niej pieniądze na nowy biznes. To od razu podniosło mi ciśnienie.

– Mamo, nie daj się mu naciągać na kasę, dobrze wiesz, jak będzie – powiedziałem to tak łamiącym się głosem, że aż sam się nie poznałem. W słuchawce usłyszałem jedynie ciche westchnienie, które tylko potwierdziło moje przeczucia. Nie jest dobrze i matula doskonale o tym wiedziała.

– Wpadnę w niedzielę, to pogadamy. Trzymaj się! – dodałem szybko i odłożyłem telefon.

– Może tym razem ten biznes wypali – powiedziała moja pasażerka tonem dobrej samarytanki.

– Pijalnia z karkówką obok sanatorium, jak to ma wyjść? – zapytałem żartobliwie. Majka od razu zauważyła, że mam lepszy humor, i zaczęła podążać moim śladem.

– No co ty! W sanatoriach to takie imprezy są! Wóda, seks i koks. Mówię ci! – dodała, prawie płacząc ze śmiechu.

– Jak lubisz takie klimaty, to zatrudnimy cię tam jako kelnerkę. – Od razu wyobraziłem sobie Majkę w krótkiej spódniczce, nachylającą się przy stoliku.

– Za wódkę i koks podziękuję – powiedziała, uśmiechając się tak zalotnie, że pożałowałem swojej poprzedniej myśli. – Poza tym gustuję raczej w facetach przed czterdziestką. – Mrugnęła.

***

– Za wódkę i koks podziękuję. Poza tym gustuję raczej w facetach przed czterdziestką. – Mrugnęłam do niego zalotnie. Erwin uśmiechnął się zawadiacko, więc po prostu odwzajemniłam uśmiech. Poczułam się lekko speszona, dlatego zmieniłam temat. – Podobno jakiś typ w bmw wjechał na czerwonym, był pod wpływem i wpadł pod TIR-a. – Mówiąc to, jednocześnie wskazałam na sznur samochodów przed nami. – Tak by the way, to nie wiem, skąd tu się wziął TIR, skoro jest obwodnica – dodałam, wzruszając ramionami.

– Akurat dzisiaj, gdy umówiłem się na Fifę z kumplami – powiedział, jednak nie wyczułam rozczarowania w jego głosie.

– No to jesteś skazany na moje towarzystwo. – Rozłożyłam ręce w geście bezsilności.

– To może wykorzystamy jakoś ten czas? – zaproponował. – Co najbardziej szalonego zrobiłaś w życiu? – zapytał z cwaniackim uśmiechem.

– Chyba seks w miejscu publicznym, ale to długa historia…

– No co ty? – W jego głosie dało się wyczuć autentyczne zdziwienie. – Nigdy bym się po tobie tego nie spodziewał.

Co to miało niby znaczyć, że się nie spodziewał? Na jakiej podstawie miał się tego spodziewać albo się nie spodziewać? Po tym, że nie rżnęłam się z nikim w toalecie w korpo? Czy po tym, że nie popylam po biurze w szpilkach i kabaretkach?

– Po czym tak stwierdziłeś? – zapytałam z lekką irytacją.

– Bo wyglądasz na grzeczną dziewczynkę – oznajmił, po czym dokładnie mnie zlustrował.

– A co to ma do seksu?

***

Seks w miejscu publicznym? Nie spodziewałem się tego po niej. Sam nie wiem czemu… ale od razu wyobraziłem sobie nas w takiej sytuacji. Co było wysoce niestosowne. Nie tylko dlatego, że była jedynie znajomą z pracy, ale też dlatego, że utknąłem z nią w samochodzie w znacznie za bardzo opinających spodniach.

– A co to ma do seksu? – zapytała.

– W sumie nie wiem, nigdy sobie ciebie nie wyobrażałem w takiej sytuacji. – Co za kłamstwo, jeszcze przed sekundą wyobrażałem sobie ją w dokładnie TAKIEJ sytuacji, na dodatek ze mną. Cieszę się jednak, że umiem przekonująco kłamać.

– Czyli inne dziewczyny z pracy sobie wizualizowałeś w takiej sytuacji? Powiedzmy, że w biurowej toalecie czy pokoju socjalnym? – zapytała z niesamowitym zainteresowaniem. Z daleka zauważyłem, jak powiększyły jej się źrenice z podniecenia.

– Nie. Wolę blondynki, o takich zawsze myślę w bardzo seksualny sposób – powiedziałem. Oczywiście, Majka była blondynką, w moim typie, i myślałem o niej w bardzo seksualny sposób. Na szczęście nie drążyła tematu. Delikatnie się uśmiechnęła i zaczęła szukać czegoś w telefonie.

Atmosfera w aucie robiła się coraz bardziej gęsta. Wyciągnąłem telefon i zacząłem przeglądać Facebooka, by nie myśleć o mojej seksownej pasażerce i o tym, co bym z nią zrobił. Jednak ciekawość wzięła górę nad tym, co wypadało, a czego nie wypadało nam robić.

– Mój kolega musi jechać do swojej dziewczyny, więc odwołał rundkę w Fifę.

– Szkoda.

– Może pojedziesz ze mną na obiad? – zapytałem. – Niedaleko jest dobra restauracja, do obiadu serwują darmową kawę. – Wiedziałem, że uwielbia kawę i nie odmówiłaby darmowej kofeiny.

– Dobrze wiesz, że nie odmawiam kawy – oznajmiła ze słodkim uśmiechem. – Poza tym wyjątkowo mam dzisiaj wolne popołudnie.

***

Bóg sobie chyba ze mnie kpi. Staliśmy w tym korku dobrą godzinę, a w momencie, gdy dałam się zaprosić na obiad, nagle ruszyliśmy. Może jednak istnieje coś takiego jak przeznaczenie… Na szczęście szybko przerwałam te galopujące myśli. Wiedziałam doskonale, że to nie jest absolutnie facet dla mnie. Mógł mieć każdą, ale ja miałam dziwną potrzebę, by to mnie chciał. Tylko mnie.

– Twoja kobieta nie będzie zazdrosna, że zapraszasz mnie na obiad? – zapytałam, próbując w bardzo głupi sposób dowiedzieć się, czy Erwin ma dziewczynę. Spojrzał na mnie badawczo.

– Skąd pomysł, że w ogóle z kimś się spotykam?

– Tacy jak ty nie bywają w związkach?

***

Pierwszy raz tak swobodnie mi się rozmawiało z jakąś dziewczyną. Majka była szczera, zabawna i przede wszystkim ludzka. Nigdy przed nikim nie otworzyłem się tak szybko. Opowiedziałem jej o romansie mojego ojca i o tym, że miał mnie gdzieś, gdy byłem dzieckiem. Wspomniałem również o zaliczaniu panienek w hotelach… co samo w sobie może nie jest takie złe, ale robiłem to przez zakłady z kumplami. Opowiedziałem o tym całkiem szczerze. Choć wtedy uznałem sprawę z Majką za przegraną. Po co mi była ta szczerość?

– No cóż, nikt nie jest idealny. – Moja pasażerka uśmiechnęła się do mnie, głaszcząc mnie jednocześnie po ramieniu. Pogarda zniknęła z jej pięknej buźki, a mnie spadł kamień z serca.

W końcu wjechaliśmy na parking blisko restauracji, teraz tylko znaleźć miejsce.

***

– Tylko ostrzegam, że zawsze muszę się czymś ubrudzić. Dlatego nie chodzę na pierwsze randki do restauracji – oznajmił Erwin. Choć ja dobrze wiedziałam, że to nie randka. Na randki nie zaprasza się z braku innych zajęć.

Podobno zło jest pociągające. Może to dlatego kobiety lecą na niegrzecznych chłopców, a potem są zdziwione, że nie kończy się to happy endem.

– Wspominałam ci może, że robię dobrą kawę? – zapytałam nieśmiało Erwina.

– Coś tam napomniałaś kiedyś, a co? – odpowiedział, jednocześnie przykładając kartę debetową do terminala.

– To może wpadłbyś do mnie napić się jeszcze jednej kawy? – zaproponowałam.

Oczywiście wszyscy wiedzą, że zwrot „wpadniesz do mnie na kawę” jest niczym innym jak zaproszeniem na seks. Brakuje tylko tego, żebym nie miała w domu kawy. A mam ją? Zaczęłam skanować w myślach stan szafek kuchennych. Stwierdziłam, że powinno być jeszcze pół puszki kawy o orzechowych nutach, więc odrobinę się uspokoiłam.

– Z przyjemnością. – Uśmiechnął się w taki sposób, jakby zrozumiał moją zakodowaną propozycję, która z kawą nie miała wiele wspólnego. Choć może trochę miała: dla niektórych dobra kawa jest niczym dobry seks. Niezbędna o poranku.

***

Byliśmy w drodze do domu Majki. Kątem oka zauważyłem, że zrobiła się spięta. Coraz bardziej byłem ciekaw, czy chodzi jej tylko o kawę.

– Ciekawe, co przeskrobał. – Wskazałem na faceta stojącego na chodniku. Trzymał w dłoni bukiet żółtych róż i kręcił się nerwowo w kółko.

– Żółty to zdrada – stwierdziła Majka, ale nie zrozumiałem, o co dokładnie jej chodzi. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. – Żółte róże symbolizują zdradę – doprecyzowała.

– Myślę, że gdyby faceci o tym wiedzieli, toby nie było w kwiaciarniach róż o tym kolorze. Poza tym obraziłabyś się, jakbyś dostała takie kwiaty?

Zdecydowanie nie rozumiem kobiet i ich teorii spiskowych.

– Gdyby facet mnie dobrze znał, to nie kupiłby mi żółtych róż. Obraziłabym się za niesłuchanie mnie.

– To jakie kwiaty lubisz, może kiedyś przyda mi się ta wiedza?

– Czerwone albo różowe goździki – powiedziała to tak słodko, że miałem ochotę kupić jej wszystkie goździki świata.

Zaparkowałem pod jej kamienicą, na szczęście było dużo wolnych miejsc. Mieszkała na pierwszym piętrze. Gdy wchodziliśmy po schodach, szła przede mną, a mój wzrok mimowolnie wbił się w jej tyłek. Miała na sobie granatowe obcisłe rurki z zamkiem na lewym boku. Do tego lekką i zwiewną koszulę w kwiaty i czarną torebkę. W ręku trzymała płaszcz, bo dzień okazał się gorący, mimo że tego nie zapowiadano. Tak właśnie wyglądał maj w tym roku. Zimne poranki i ciepłe, słoneczne popołudnia.

Majka otworzyła drzwi do mieszkania i szybko upewniła się, w jakim jest stanie.

– Przepraszam za bałagan – powiedziała, gdy tylko przekroczyłem próg. No tak, typowa perfekcjonistka. Jej mieszkanie było tak czyste, że można by było jeść z podłogi.

– Niby gdzie masz bałagan? – zapytałem zupełnie szczerze.

– Rozgość się, ja zrobię kawę – oznajmiła, a ja zacząłem oglądać jej mieszkanie. Była to mała, ale przestronna kawalerka. Na ścianie wisiała duża tablica korkowa. Pinezkami były przymocowane do niej pocztówki, zdjęcia ze znajomymi oraz z dzieciństwa. Przepiękna blondyneczka, taka słodka i niewinna.

– Chciałbym mieć taką córkę – palnąłem głupio.

Zaraz obok pamiątek widniał plan dnia. Dobrze się złożyło, że miała dzisiaj wolne popołudnie. Patrzyłem na tablicę z podziwem. Zorganizowana, cholernie ambitna, do tego wspaniała towarzyszka rozmów, i ten niesamowity tyłek…

– Nigdy nie poznałem kogoś takiego. – Maja podała mi kawę. – Kogoś tak zorganizowanego – doprecyzowałem.

– To bardziej obsesja niż zaleta. – Majka delikatnie się skrzywiła. – Czasem chciałabym być spontaniczna – powiedziała z odrobiną smutku.

– Jak to? Przecież jesteś ze mną, a nie ma mnie na twojej liście planów na dziś. – Chciałem ją pocieszyć. W sumie fajnie by było znajdować się na jej liście planów regularnie.

– Może masz rację.

– Choć może kiedyś znajdę się na twojej liście planów – wypowiedziałem na głos swoje myśli.

– Może kiedyś cię tam wpiszę – oświadczyła niewzruszona i upiła łyk kawy. Majka była jak otwarta książka. Czytało się z niej wszystkie emocje. Widziałem, jak się stresuje moją obecnością, więc zaproponowałem, żeby włączyć coś do oglądania. Tak żeby leciało w tle do rozmowy. Albo do czegoś innego…

– To może puszczę ci serial, o którym mówiłam ostatnio w pracy?

– Pewnie! – zaaprobowałem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział I. Wszystkie początki są trudne
Rozdział II. Co z tym porno?
Rozdział III. Kaftan bezpieczeństwa
Rozdział IV. Feta
Rozdział V. Koneksje
Rozdział VI. Ta druga
Rozdział VII. Podwójne standardy na ruchanie – czyli coś o slut-shamingu
Rozdział VIII. Pójdziesz z tym na psy?
Rozdział IX. Kac morderca
Rozdział X. Kompensacja
Rozdział XI. Gdzie ta sprawiedliwość

Bez wyboru

ISBN: 978-83-8313-950-0

© Maja Wierzbicka i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Dominika Synowiec

KOREKTA: Emilia Kapłan

OKŁADKA: Magdalena Czmochowska | Okładka powstała przy pomocy AI.

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek