Żywoty świętych - Leigh Bardugo - ebook + książka

Żywoty świętych ebook

Leigh Bardugo

3,7

Opis

Zanurzcie się w świat stworzony z epickim rozmachem przez autorkę międzynarodowych bestsellerów, Leigh Bardugo, sięgając po pięknie ilustrowaną replikę „Żywotów Świętych” – Istorii Sanktia. Zawiera ona opowieści o świętych zaczerpnięte z powszechnie uwielbianych powieści i nie tylko. Oto magiczna pamiątka ze świata griszów zaczerpnięta ze stronic trylogii „Cień i kość”, Istorii Sanktia, dar Aliny Starkov dla was.

Zbiór przedstawia zarówno opowieści o cudach i męczeństwie tak dobrze wam znanych świętych jak Sankta Lizabeta od Róż czy Sankt Ilia w Okowach, jak i przedziwne, mało znane legendy Sankta Ursuli od Fal, Sankta Maradi oraz Bezgwiezdnego Świętego.

„Żywoty…” zawierają także oszałamiające ilustracje do każdej historii, równie barwne jak serial stworzony przez Netflix.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 82

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (167 ocen)
44
63
36
22
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
___niedziela___

Nie polecam

Nudna i nieciekawie napisana. Jest to swego rodzaju ciekawostka i dodatek do serii, ale tylko dla zagorzałych fanów.
20
iCate0

Z braku laku…

Ewidentne dla fanów, dla mnie męczarnia i nuda. Piękne ilustracje ❤️
10
Morrigain

Nie polecam

Słabe, ksiażeczka na pół godziny, a opowieści w większości nawet nie o "Sanktach", tylko jak komuś pomogli
10
jakubburdecki

Dobrze spędzony czas

bajki dla dzieci
00
SylwiaKing

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawy dodatek dla fanów Griszawersum. Piękne ilustracje. Krótkie opowiadania, które czyta się przyjemnie i szybko. Dla zainteresowanych baśniami i legendami z Uniwersum Griszów polecam również "Język cierni" ❤️
00

Popularność




O auto­rach

Leigh Bar­dugo jest best­sel­le­rową pisarką powie­ści fan­tasy, nume­rem jeden na liście New York Timesa. Stwo­rzyła świat gri­szów, który przed­sta­wia w try­lo­gii „Cień i kość”, dylo­gii „Szóstka Wron”, „Języku cierni” oraz dylo­gii „Król z bli­znami”. Jej opo­wia­da­nia zna­la­zły się w licz­nych anto­lo­giach, w tym w zbio­rze Best Ame­ri­can Science Fic­tion and Fan­tasy. Inne jej dzieła to mię­dzy innymi „Won­der Woman. Zwia­stunka wojny” i „Dzie­wiąty Dom”. leigh­bar­dugo.com gri­sha­verse.com

Daniel J. Zol­lin­ger to nagra­dzany ilu­stra­tor i malarz. Uro­dził się w Glens Falls w sta­nie Nowy Jork, dora­stał w Sche­nec­tady, stu­dio­wał sztukę w Art Insti­tute of Pit­ts­burgh. Zaczy­nał jako sto­ry­bo­ar­dzi­sta przy Madi­son Ave­nue, zanim zajął się ilu­stra­cjami dla cza­so­pism. Publi­ko­wał mię­dzy innymi w New York Times, The Washing­ton Post i w maga­zy­nie Esqu­ire. Miał kilka samo­dziel­nych i wspól­nych wystaw jako malarz. Obec­nie sku­pia się na ilu­stro­wa­niu ksią­żek i malar­stwie. Mieszka w Holly Springs w Karo­li­nie Pół­noc­nej z uro­czą żoną, Karen.

Tym, któ­rzy pokła­dają wiarę w opo­wie­ści.

Sankta Mar­ga­re­tha. Patronka zło­dziei i zagi­nio­nych dzieci

Sankta Mar­ga­re­tha

Jak to cza­sem zda­rza się w Ket­ter­da­mie, demon zamiesz­kał w jed­nym z kana­łów, tym razem pod mostem w dziel­nicy ogro­do­wej. To był paskudny stwór z pazu­rami, dłu­gim czer­wo­nym ozo­rem i o skó­rze pokry­tej bia­łymi łuskami.

Codzien­nie dzieci prze­cho­dziły mostem w dro­dze do szkoły, a potem wra­cały nim do domów. Szły parami. Nie wie­działy, że w ich mie­ście zamiesz­kał demon, więc śmiały się i śpie­wały, nie mar­twiąc się tym, że mogą zwró­cić na sie­bie uwagę.

Pew­nego dnia w dro­dze do szkoły, kiedy dzieci zeszły z mostu na uliczny bruk, usły­szały słodki szept:

– Jorgy, Jorgy, ty będziesz pierw­szy.

Rze­czy­wi­ście był wśród nich chło­piec imie­niem Jorgy, więc dzieci zaczęły się okrop­nie z nim dro­czyć, kiedy usły­szały melo­dyjny szept, ale żadne z nich nie prze­jęło się tym szcze­gól­nie. Przez cały dzień głos szep­tał, towa­rzy­sząc dzie­ciom pod­czas lek­cji i zabaw na prze­rwach: „Jorgy, Jorgy, ty będziesz pierw­szy.” Jed­nak nic się nie stało, więc dzieci poszły do domu w dwóch schlud­nych rząd­kach. Pokrzy­ki­wały i chi­cho­tały, gdy prze­cho­dziły przez most.

Kiedy prze­szły na drugą stronę, Jorgy’ego ni­gdzie nie było.

– Ale prze­cież był tutaj! – krzyk­nęła Maria, która szła w parze z bied­nym Jor­gym.

Dzieci pobie­gły do domów i powie­działy rodzi­com, ale nikt ich nie słu­chał, gdy opi­sy­wały szept. Rodziny prze­szu­kały całą oko­licę, prze­pły­nięto łodziami kanał w tę i z powro­tem, ale ni­gdzie nie zna­le­ziono śladu Jorgy’ego. Doro­śli byli prze­ko­nani, że o znik­nię­cie dziecka należy winić jakie­goś sza­leńca albo kry­mi­na­li­stę, dla­tego usta­wili straże wzdłuż ulicy.

Następ­nego dnia, kiedy dzieci szły do szkoły, Maria bała się przejść przez most. Usły­szała wtedy głos:

– Nie martw się, będę cię trzy­mać za rękę, więc nikt cię nie zabie­rze.

Maria pomy­ślała, że to na pewno jej przy­ja­ciółka Anna, więc się­gnęła po jej rękę. Kiedy jed­nak dzieci prze­szły na drugą stronę kanału, odkryła, że ma pustą dłoń, a Anny nie ma. Dzieci pła­kały i krzy­czały, wzy­wa­jąc pomoc, a ich nauczy­ciele i rodzice prze­cze­sy­wali oko­liczne ulice i kanały. Ni­gdzie nie zna­le­ziono Anny.

Znowu dzieci opo­wie­działy rodzi­com o szep­cie, ale doro­śli byli zbyt zajęci, żeby słu­chać. Zamiast tego podwo­ili liczbę straż­ni­ków.

Następ­nego dnia dzieci poszły do szkoły w mil­cze­niu, a gdy zbli­żyły się do mostu, zbiły się w cia­sną gro­madkę.

– Bli­żej, podejdź­cie bli­żej – szep­tał demon.

Jed­nakże z miesz­ka­nia nad skle­pem jubi­lera wyglą­dała wła­śnie przez okno Mar­ga­re­tha. Jej ojciec sprze­da­wał naj­róż­niej­sze prze­piękne przed­mioty w skle­pie pię­tro niżej, a wiele z nich zostało zapro­jek­to­wa­nych przez Mar­ga­re­thę. Miała talent do naj­drob­niej­szych detali, a kamie­nie, które opra­wiała, błysz­czały moc­niej i czy­ściej niż miały prawo.

Tego ranka pra­co­wała w pla­mie świa­tła sło­necz­nego wpa­da­ją­cego przez okno i zoba­czyła demona, który sko­czył jak kłąb dymu, żeby porwać Marię. Mar­ga­re­tha krzyk­nęła na paskud­nego stwora i bez chwili namy­słu cisnęła w niego sza­fi­rem.

Świa­tło zaskrzyło w lecą­cym kamie­niu, który zapło­nął jak spa­da­jąca gwiazda. Demon patrzył jak zacza­ro­wany. Odrzu­cił na bok ofiarę i sko­czył do kanału za pięk­nym sza­fi­rem. Maria wypa­dła na bruk i aż się od niego odbiła. Miała bar­dzo poobi­janą pupę i otarte kolano, ale pobie­gła za innymi uczniami do szkoły cała i zdrowa, wdzięczna za to, że ją oszczę­dzono.

Mar­ga­re­tha pró­bo­wała powie­dzieć przy­ja­cio­łom i sąsia­dom o tym, co widziała. Słu­chali uważ­nie, bo Mar­ga­re­tha była roz­sądną dziew­czyną, która ni­gdy nie fan­ta­zjo­wała, ale nikt tak naprawdę nie uwie­rzył w jej dziwną opo­wieść. Wszy­scy zgo­dzili się, że musi mieć gorączkę i zale­cili jej, żeby się poło­żyła do łóżka.

Mar­ga­re­tha poszła do swo­jego pokoju, usia­dła przy biurku i zaczęła czuj­nie obser­wo­wać most. Następ­nego ranka, kiedy demon znowu spró­bo­wał zła­pać Marię, Mar­ga­re­tha rzu­ciła do kanału wielki, szma­rag­dowy wisior. Demon cisnął Marią w stronę drzwi, a sam sko­czył do wody po klej­not.

Mar­ga­re­tha zro­zu­miała, że tak dłu­żej być nie może. Pew­nego dnia nie zare­aguje dosta­tecz­nie szybko i demon porwie kolejne dziecko, dla­tego posta­no­wiła roz­wią­zać ten pro­blem raz na zawsze. Pra­co­wała przez całą noc nad nad­zwy­czajną rze­czą – dia­men­tową broszką tak ciężką, że led­wie mogła ją unieść. Kiedy nad­szedł świt, dziew­czyna za pomocą koło­wrotu i żura­wika unio­sła broszkę z biurka i wysu­nęła przez okno, aż zawi­sła nad kana­łem, mocno napi­na­jąc linę, na któ­rej wisiała. W skle­pie na dole klienci ojca Mar­ga­re­thy zasta­na­wiali się, co zna­czą te hałasy z góry, ale odkąd dzieci zaczęły ginąć na prawo i lewo, mieli inne zmar­twie­nia na gło­wie.

Tym razem, kiedy dzieci zbli­żyły się do mostu, Mar­ga­re­tha była gotowa. Gdy tylko demon sko­czył, ona zwol­niła linę. Broszka wpa­dła do kanału z potęż­nym plu­skiem. Wystar­czyło jed­nak, że demon spo­strzegł ją prze­lot­nie, żeby opa­no­wała go sza­leń­cza żądza posia­da­nia.

Sko­czył w głąb ciem­nych wód, cał­kiem porzu­ciw­szy myśli o poże­ra­niu dzieci. Się­gnął szpo­nami po dia­ment na dnie kanału, ale broszka oka­zała się dla niego za ciężka. Każdy, kto ma odro­binę rozumu w gło­wie, porzu­ciłby klej­not, ale demony nie mają rozumu, a jedy­nie pra­gnie­nia. Widział migo­ta­nie broszki, gdy spa­dała, i wie­dział, że kamień jest pięk­niej­szy od wszyst­kiego, co widział w swoim życiu i jest mu naj­nie­zbęd­niej­szy.

Uto­pił się, mocu­jąc się z broszką, a jego ciało wypły­nęło na powierzch­nię kanału. Rada Kupiecka kazała zedrzeć z niego skórę i zro­bić z niej obrus ołta­rzowy do Kościoła Han­dlu.

Mówi się, że wiele lat póź­niej, kiedy nade­szła potworna susza i kanał wysechł, zna­le­ziono na jego dnie scho­wek z klej­no­tami, wśród któ­rych była broszka za ciężka, by kto­kol­wiek zdo­łał ją unieść, a pod tym sto­sem biżu­te­rii kupkę dzie­cię­cych kości.

Co rok wzdłuż kanału zapala się latar­nie i ludzie modlą się do Mar­ga­re­thy, patronki zło­dziei i zagi­nio­nych dzieci.

Sankta Ana­sta­sia. Patronka cho­rych

Sankta Ana­sta­sia

Anasta­sia była pobożną dziew­czyną, która miesz­kała we wsi Cemna. Sły­nęła z urody. Miała włosy rude jak pole świeżo roz­kwi­tłych maków i zie­lone oczy, które lśniły niczym wypo­le­ro­wane szkło. O tym roz­ma­wiali wie­śniacy, gdy widy­wali ją na targu. Szep­tali mię­dzy sobą, że to wielka szkoda, że Anasta­sia mar­nuje życie, zapa­la­jąc w kościele świece za zmarłą matkę i opie­ku­jąc się sta­rym ojcem w ich małej, nędz­nej chatce. Taką dziew­czynę powi­nien widzieć i podzi­wiać świat, mawiali i ostrze­gali, że Anasta­sia zesta­rzeje się przed­wcze­śnie.

Jed­nakże wie­śniacy stra­cili zapał do plo­tek, gdy w Cem­nej wybu­chła strasz­liwa zaraza. Nie mieli już siły, żeby iść na targ albo nawet do kościoła. Leżeli w łóż­kach zło­żeni gorączką. Żadna strawa ich nie kusiła, a nawet kar­mieni siłą wię­dli i osta­tecz­nie umie­rali.

Ana­sta­sia nie zacho­ro­wała. Ojciec w oba­wie, że sąsie­dzi uznają ją za cza­row­nicę, zatrzy­mał córkę w domu, żeby ukryć jej pulchne członki i różane policzki. Ale pew­nego dnia ojciec nie wstał z łóżka. Nie chciał zjeść ani mięsa, ani chleba, ani żad­nego przy­smaku, jaki przy­go­to­wała mu Ana­sta­sia.

Ana­sta­sia uklę­kła przy łóżku i pomo­dliła się do świę­tych, żeby oszczę­dzili jej ojca, a wtedy prze­mó­wił do niej głos. Kiedy wstała, wie­działa już, co robić. Zna­la­zła naj­ostrzej­szy nóż matki, zro­biła w ręce dłu­gie nacię­cie i napeł­niła naczy­nie swoją krwią. Pod­su­nęła je do ust ojca i kazała mu się napić.

– Cóż to za cudowny aro­mat? – wykrzyk­nął ojciec. – Pach­nie jak kuro­pa­twa o chrup­kiej skórce i grzane wino z przy­pra­wami.

Wypił łap­czy­wie krew córki i wkrótce rumieńce wypły­nęły mu na policzki, zaraza go opu­ściła. Sługa zauwa­żył to i wkrótce ponio­sła się wieść o lecz­ni­czych wła­ści­wo­ściach krwi Ana­sta­sii.

Wie­śniacy przy­szli do jej domu, a potem zeszli się miesz­kańcy oko­licz­nych wio­sek i mia­ste­czek. Ojciec Ana­sta­sii bła­gał, żeby zacho­wała roz­są­dek i zary­glo­wała drzwi, ale ona powie­działa, że nikomu nie odmówi pomocy. Prze­le­wano jej krew do małych naczy­nek – z nad­garst­ków, rąk i kostek – a potem nie­siono ludziom, któ­rzy ją pili i zosta­wali ule­czeni. Kiedy Ana­sta­sia dowie­działa się, że są tacy, któ­rzy są za słabi, żeby przyjść po jej krew, popro­siła, żeby wsa­dzono ją na wóz. I tak powie­ziono ją od wio­ski do wio­ski, od obej­ścia do obej­ścia, i dalej, do miast. Ana­sta­sia sła­bła, aż w końcu w Arke­sku ostat­nia kro­pla wypły­nęła z jej żył do pod­su­nię­tego kubeczka i jej ciało zmie­niło się w plewę, którą porwał wiatr.

Sankta Ana­sta­sia została patronką cho­rych i dla jej uczcze­nia co roku w jej święto wypija się z małych naczy­nek odro­binę czer­wo­nego wina.

Sankt Kho i Sankta Neyar. Patron od dobrych chęci i patronka kowali

Sankt Kho i Sankta Neyar

Dawno temu, przed pano­wa­niem kró­lo­wych z rodu Taban, Shu Hanem wła­dał okrutny i nie­kom­pe­tentny król. Liczne wojny, które pro­wa­dził, spra­wiły, że sze­regi jego wojsk prze­rze­dziły się, a kraj osłabł. Zabra­kło ludzi w wieku pobo­ro­wym i nie było już żoł­nie­rzy, któ­rzy uzu­peł­ni­liby te nie­do­bory. Król zebrał dorad­ców, ale nie pozo­stało im nic innego niż cze­kać na atak wroga.

W cie­niu pałacu żył pewien zegar­mistrz imie­niem Kho, który przy­siągł sobie, że wyko­rzy­sta wszel­kie swoje umie­jęt­no­ści, żeby ustrzec ojczy­znę. Pra­co­wał całą noc, łącząc kość z meta­lem, napi­na­jąc ścię­gna na koła zębate. Ran­kiem sta­nął na bacz­ność w schlud­nych sze­re­gach bata­lion mecha­nicz­nych żoł­nie­rzy z wypo­le­ro­wa­nymi butami i guzi­kami. Kiedy wróg zaata­ko­wał sto­licę, mecha­niczny bata­lion poma­sze­ro­wał do walki. Ci żoł­nie­rze byli nie­zmor­do­wani. Ni­gdy nie głod­nieli. Ni­gdy nie sła­bli w mar­szu. Wal­czyli bez prze­rwy, dopóki ostatni nie­przy­ja­ciel­ski żoł­nierz nie padł mar­twy.

Jed­nakże król nie pozwo­lił im zaprze­stać walki. Wysłał bata­lion, żeby zajął tereny, do któ­rych nie miał prawa, a gdyby tam­tejsi miesz­kańcy zapro­te­sto­wali, roz­ka­zał mecha­nicz­nym żoł­nie­rzom uci­szyć wszelki opór wobec jego wła­dzy. Bata­lion poma­sze­ro­wał, zabi­ja­jąc każ­dego, kto ośmie­lił się sprze­ci­wiać, nisz­cząc całe mia­sta na roz­kaz króla. Mecha­niczni żoł­nie­rze masze­ro­wali, aż mun­dury im się postrzę­piły, buty cał­kiem się zdarły, a mimo to nie prze­stali wal­czyć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki