Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Opowieść o walce i woli przetrwania – mimo wszystko.
Ile nieszczęść może spaść na głowę zwyczajnej, dziewiętnastoletniej dziewczyny?
Wcześniej Łucja miała wszystko. Szczęśliwe życie, pełną rodzinę i wsparcie przyjaciół. Sielanka skończyła się w momencie, gdy lekarz postawił jej diagnozę: „choroba nowotworowa”. Od tej pory wszystko dookoła dziewczyny zaczęło się sypać jak domek z kart.
Łucja walczy o powrót do normalności, ale nieszczęścia nie odstępują jej na krok. Jej mama trafia do szpitala psychiatrycznego, a ona musi przejąć jej rolę w domu. Każdy dzień zamienia się w walkę o przetrwanie. Łucja przyjmuje kolejne ciosy od losu, zmaga się z wyrzutami sumienia i dręczącymi ją pytaniami, lecz wkrótce zaczyna tracić nadzieję, że jej życie się ułoży.
Nie wie jeszcze, że mimo młodego wieku, drzemie w niej ogromna siła, by stawić czoło przeciwnościom losu. Tylko… czy będzie potrafiła z niej skorzystać?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 367
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Martyna Kielańska
Żyj, Łucjo
Dla wszystkich i dla każdego z osobna, aby zawsze wierzyć, mieć nadzieję i pamiętać, że niemożliwe nie istnieje.
Miej odwagę marzyć, oczekiwać tego, co jest dla Ciebie najlepsze, co czyni Cię szczęśliwym.
Jesteś tutaj po coś.
Bądź wdzięczny i żyj tak, jak tylko chcesz.
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Powiesiła się.
Gdzie wtedy byłam?
Nie wiem.
Słyszałam tylko bicie swojego serca.
Świat stanął.
Tak jakby wszystko rozgrywało się w zwolnionym tempie.
Nieprawdziwe.
Jedna chwila miała zmienić wszystko.
Minęło już 9 lat.
A moje życie?
Wieczny strach, lęk, obawa, złość, płacz.
Zacznijmy od początku.
– Dziewczyny, już siódma, wstawajcie – westchnęła zrezygnowana.
Mama – chyba najważniejsza osoba w życiu każdego z nas.
Zosia, moja siostra, kompletna egoistka, ale jednak siostra.
Poranne czesanie moich długich, brązowych włosów, mycie zębów, ubieranie i na końcu pyszne śniadanie – rutynowe poranki.
Jednak nie dziś.
– Lula, będziesz musiała pójść dzisiaj sama do szkoły, ja bardzo źle się czuję.
– Sama do szkoły?! Przecież mam dopiero 8 lat! – krzyknęłam zrozpaczona.
Mama zawsze nas odprowadzała i ta wiadomość zwaliła mnie z nóg.
– Poradzisz sobie, to tylko kilka kroków od domu, wyjdę z tobą przed bramę i ci pomacham – odpowiedziała mamusia z wymuszonym uśmiechem, widocznie naprawdę źle się czuła.
Z płaczem wyszłam z domu i co kilka kroków odwracałam się żeby zobaczyć ją w progu, przez następne kilka patrzyłam na swoje nowe adidasy.
Żeby tylko dotrzeć do szkoły, żeby tylko dotrzeć. Do nikogo się nie odzywaj, na nikogo nie patrz – powtarzałam sobie w duchu.
***
Szkolny dzwonek, nareszcie.
– Cześć, mamusiu! – krzyknęłam w jej stronę, gdy tylko znalazłam się na szkolnym dziedzińcu.
Zosia też już skończyła lekcje i poszłyśmy do domu, uśmiechnięte od ucha do ucha.
W domu przywitał nas zapach pysznego obiadu. Kiedy weszłyśmy, mama kazała nam usiąść przy stole.
– Dziewczynki, mam dla was niespodziankę – odezwała się i postawiła przed nami małą buteleczkę z nakrętką przypominającą głowę Kubusia Puchatka.
– Co to jest? – spytałyśmy jednocześnie.
– Będziecie miały braciszka – powiedziała triumfalnie.
Zdębiałyśmy, popatrzyłyśmy na siebie i obie z uśmiechem rzuciłyśmy się w ramiona mamy.
– Jak to możliwe?! Będziemy mieć brata?! Ale nadal nas będziesz tak bardzo kochać? On nie będzie najważniejszy? A będziesz się z nami bawić? – zadawałyśmy tysiące pytań.
– Zawsze będziecie dla mnie najważniejsze i nikt i nic tego nie zmieni – odparła mama, przytulając i całując nas czule.
Bardzo dobrze wspominam dzieciństwo.
Najlepiej wieczorne, bardzo słodkie mleko w butelce ze Świętym Mikołajem, a w tle głos mamy czytającej nam najczęściej Biblię dla Dzieci.
Mieszkamy w samym centrum miasta.
Poznań.
Mieszkanie było bardzo malutkie, ale przytulne.
Miałyśmy kilka koleżanek, z którymi co wieczór biegałyśmy po podwórku.
Przeżyłam wtedy pierwszy dotyk mężczyzny.
Wprowadził się niejaki Norbert.
Bardzo często bawił się z nami w piaskownicy.
Nie pamiętam jego twarzy, ale pamiętam, kiedy bawiliśmy się w rodzinę i przejechał ręką po moim udzie.
Pamiętam ten dreszcz emocji – w końcu był to pierwszy erotyczny moment w moim życiu, jeśli można to tak nazwać.
Wiem, że zaczęło mnie do tego ciągnąć.
Każdego lata wyjeżdżałam do babci, do miasta, w którym się urodziłam.
Zawsze była ze mną moja kuzynka Agnieszka.
Pewnego wieczoru nie mogłyśmy bardzo długo spać, więc włączyłyśmy telewizor.
– Co oglądamy? – zapytała Agnieszka.
– Pewnie już nic nie ma, przejrzyj wszystkie programy – odpowiedziałam.
Byłyśmy trochę zestresowane, bo światło telewizora padało bezpośrednio na drzwi, a babcia bardzo nie lubiła, kiedy siedziałyśmy do późna.
Przez przypadek trafiłyśmy na program dla dorosłych.
Zaczęłyśmy go oglądać.
Nie wiem, jak to się stało, ale Agnieszka przysunęła się do mnie i zaczęła mnie dotykać, po piersiach, po udzie, aż tam…
Bardzo mi się to spodobało i odwzajemniłam dotyk.
Pocałowałyśmy się.
Było lepiej, niż myślałam.
Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy wolę dziewczyny?
Czy to coś złego?
Nie.
Myślę, że każdy ma w sobie jakiś pociąg do osób tej samej płci.
A na pewno kobiety.
Poza tym, byłyśmy młode, nie znałyśmy seksu, miłości.
Wszystko było przed nami.
To było ekscytujące.
– Muszę już jechać do szpitala, babcia do was przyjedzie na tydzień – oznajmiła mama.
Byłyśmy trochę zdenerwowane, a przynajmniej ja, po Zośce nie było tego widać.
Piotruś już lada moment miał być na świecie.
Niesamowite.
Ciekawe, jak to będzie.
Znowu przez głowę przebiegało mi tysiące pytań.
To ten dzień.
13 stycznia.
Urodził się.
Nie pamiętam dokładnie wszystkich okoliczności, ale wiem, że byłyśmy z siostrą i babcią w szpitalu w odwiedziny i mama przyszła z tym małym brzdącem na rękach.
Czysty tata.
Blond włosy, wszędzie jakaś czerwona wysypka, zaciśnięte pięści i niezbyt zadowolona mina.
To nasz brat.
Spojrzałam na Zosię i obie miałyśmy łzy w oczach.
Tata w Niemczech.
Pracował tam od kilku lat i akurat teraz go nie było, w tak ważnym momencie.
Pamiętam tylko, że mama zadzwoniła do niego: Masz syna – tata już nie wrócił do pracy w tym dniu, pełen radości i smutku, że go z nami nie ma.
Zima szalała w pełni.
Mróz, śnieg skrzypiący pod nogami, a na mamy rękach – malutki braciszek.
Pamiętam jej brązowe włosy, śniadą twarz, lekki uśmiech.
Była taka zmęczona i smutna.
Pewnie dlatego, że nie było z nami taty.
Po powrocie do domu od razu zawisłyśmy nad jego łóżeczkiem.
Miał biało-niebieskie body, a ogromnymi niebieskimi oczami wpatrywały się w nas z dużym zainteresowaniem.
Pod łóżeczkiem – Sara, nasz pies, malutka bokserka.
Od początku pilnowała Piotrusia, żeby nic mu się nie stało.
Tak jak całą naszą rodzinę.
Była przykładem najwierniejszego psa.
Zdechła kilka lat później na padaczkę.
Opłakiwaliśmy ją jeszcze długo.
Tatuś wrócił do nas miesiąc po narodzinach Piotrusia.
Była 5 rano, zawsze wracał nad ranem.
Pamiętam, jak wbiegł do pokoju i wziął go na ręce.
Oczy miał wypełnione łzami.
– Tata! – krzyczałyśmy z Zosią.
– Cześć, dziewczyny – powiedział do nas czule i uściskał nas mocno.
– Masz dla nas prezenty? – od razu wypaliła Zosia.
– Pewnie, jak zawsze, otwórzcie torbę.
A tam, jak po każdym wyjeździe, worki słodyczy, które mamusia chowała nawet w piekarniku, bo mogłyśmy zjeść je wszystkie naraz.
Jakoś przyzwyczaiłyśmy się, że tata tak często wyjeżdża i że go nie ma.
W zamian za to dostawałyśmy słodycze i to jakoś łagodziło tęsknotę.
Takie jest niestety albo stety myślenie dzieci.
Tata jednak przestał wyjeżdżać, kiedy któregoś razu Piotruś zaczął się go bać.
Nie wiedział, że to jego tata, nie wiedział, kto to w ogóle jest tata, skoro na co dzień jest mamusia, Zosia i Lula.
Kto to właściwie jest tata?
Pan, który przyjeżdża raz na dwa miesiące.
Tatę bardzo to zabolało, więc znalazł pracę w Polsce.
Przeprowadziliśmy się.
Wszystko miało układać się już idealnie.
Ale czy aby na pewno?
Każde wakacje spędzałam u babci ze strony taty.
Jednak kiedy już podrosłam, zaczęłam wyjeżdżać do drugiej babci.
A to dlatego, że mama ma siostrę, starszą ode mnie tylko o 10 lat.
Myślę, że jak na ciocię, to mała różnica wieku.
Także łatwo się domyślić, dlaczego wolałam tam jeździć.
Ala zawsze była bardzo rozrywkowa.
Pamiętam, jak byłam młodsza i musiałam pójść spać, a ona wpadała do pokoju, zakładała sukienkę, robiła szybki makijaż, układała włosy i leciała do klubu.
Bardzo jej zazdrościłam, ale przede wszystkim było mi smutno.
Zawsze spędzałam z nią całe dnie, a gdy przychodził wieczór, oznajmiała, że wychodzi i pewnie wróci rano.
Nieraz płakałam, siedząc sama w pokoju.
Czasem nawet na nią czekałam.
Kiedy miała 15 lat, poszłam z nią na pierwszą dyskotekę.
Chyba możecie sobie wyobrazić, co to było za uczucie.
Trzy piwa, jej znajomi, dobra głośna muzyka – byłam przeszczęśliwa.
Bardzo tęsknię za porankami z jej jajecznicą i świeżymi bułkami.
Za pianiem koguta.
Za spacerami nad stawem.
Za wspólnymi dużymi świętami.
Klasa sportowa.
Wydaje się im, że są kimś lepszym.
Że mogą mieć wszystko i wszystko ujdzie im na sucho.
Jak też tak myślałam.
O nich.
O nim.
Spotkaliśmy się u mojego starego kumpla w jego urodziny.
Pojechałam do niego z Agnieszką.
– On tam będzie? – zapytała z lekkim uśmiechem.
– Będzie, tak mi napisał, zaraz się posikam ze strachu – odpowiedziałam zdenerwowana.
– Przestań, będzie fajnie, napijemy się i wszystko minie! – Zaśmiała się.
Łatwo jej mówić.
Czy to można było nazwać zakochaniem?
Pewnie zauroczeniem.
– Tata nas podrzuci.
I już jesteśmy w drodze, zaraz wszystko się zmieni, zaraz przestanę się odzywać, cała się pocę, boli mnie brzuch, muszę do toalety.
– Boże. – Przez zaciśnięte zęby tylko tyle udaje mi się z siebie wydusić.
Wjeżdżamy na ciemne osiedle domków jednorodzinnych.
Jest bardzo zimno.
Ja jednak tego chłodu nie czuję.
Serce wali mi jak oszalałe.
– Uśmiech i wchodzisz! – zakomenderowała moja kuzynka, sprzedając mi mocnego kopniaka w tyłek.
– STO LAT! Cześć wszystkim! – wykrzykuję na wejściu.
Czy to na pewno ja? Raczej ktoś z boku.
Sama przeraziłam się swojego głosu.
Widzę go, wstaje, ma na sobie tę samą fioletową bluzę z kapturem, którą widziałam na filmikach, oglądając je tysiąc razy dziennie.
– Cześć, miło was poznać – odzywają się wszyscy.
– Nam również. Hej – odpowiadamy z Agą.
Wpatrujemy się w siebie, stojąc przez chwilę w milczeniu.
– Zapraszamy! My już pijemy. Wódka, wino? – Przerwał nam gospodarz domu, Kamil – znajomy jubilat.
– Ja wódkę – wypaliłam. Chyba zbyt szybko i głośno, zbyt entuzjastycznie. Tak jakby tylko ta rzecz mogła mnie uratować.
On uśmiechnął się ukradkiem.
Ma duże niebieskie oczy i blond włosy. Jest średniego wzrostu. Ma piękne białe zęby, śliczny uśmiech i niesamowitą barwę głosu.
– Siadaj na kanapie – przerwał mi.
Dom Kamila jest bardzo bogato urządzony, widać, że mają kasę.
Siadamy wszyscy na fotelach i kanapie.
Ja obok niego.
Pijemy już któryś kieliszek wódki z sokiem pomarańczowym i zaczynamy się otwierać.
Wszyscy.
Śmiejemy się głośno.
Słuchamy muzyki.
Schylam się po ciastko, a on dotyka moich pleców przez wyciętą na plecach bluzkę.
Przechodzi mnie dreszcz.
Odwracam się i lekko uśmiecham.
– Rozumiem, że zrobiłeś to przez przypadek? – pytam zalotnie.
– Całkowicie. – Odwzajemnia uśmiech.
I cała noc przelatuje jak kilka minut.
Kiedy wybija północ, wszyscy stoimy na tarasie, pijemy szampana z butelki i śpiewamy głośno Sto lat, a on wtedy podchodzi, przyciąga mnie do siebie, w drugiej ręce trzymając papierosa, i całuje delikatnie i czule.
W ustach zostaje mi smak gumy do żucia, papierosów i perfum.
Jestem szczęśliwa.
Niech świat się zatrzyma.
***
Następny dzień, rano
– Moja głowa! Już nigdy nie wypiję alkoholu. – Odwracam się do Agi.
– Nie jest tak źle – odpowiada i wstaje z łóżka.
A ja?
Jestem w innym świecie.
Cały czas o nim myślę.
Napisać czy czekać, aż to on się odezwie?
No tak, klasyczny dylemat.
Zajmuję się ogarnianiem siebie, śniadaniem i opowiadaniem o zeszłej nocy.
Nagle dzwoni telefon.
– O nie. – Napinam ciało i przechodzi mnie miły dreszcz.
– Hej, jak tam po wczoraj? – To tylko Kamil.
– Hej, dobrze. Trochę męczy nas kac, ale żyjemy, dziękujemy za superzabawę – odpowiadam trochę rozczarowana.
Nie mogę mu powiedzieć o Bartku, bo wiem, że mogłoby go to zaboleć.
Mam wrażenie, że się we mnie zakochał, a przynajmniej, że mu się podobam.
– To ja dziękuję, że przyjechałyście. Jesteśmy w kontakcie, miłego dnia. Pa, Lula – żegna się, a kiedy wypowiada słowo „Lula”, robi to z czułością.
– Pa, Kamil, miłego dnia! – odpowiadam i rozłączam się.
– Czyżby to Pan…? – pyta Aga z nutką ironii w głosie i lekkim uśmiechem, wychodząc z toalety.
– To tylko Kamil. Pytał, co u nas.
– To chodź, opowiadaj dalej i zostaw telefon. To on ma się odezwać.
Tak rozmawiałyśmy i leniuchowałyśmy przez resztę dnia, a telefon milczał.
Święta, święta i po świętach…
Czas wrócić do rzeczywistości.
Koniec obżerania się piernikami i mandarynkami, oglądając Kevina.
Tak, uwielbiam ten czas.
Czas świąt Bożego Narodzenia.
To dla mnie zawsze coś niezwykłego.
Zapachy w domu.
Rodzina.
Pięknie ubrana choinka.
I zgrzyt drzwi w sklepie z zabawkami naprzeciwko naszego mieszkania.
Cisza, światło latarni, lekko prószący śnieg – tam w górze.
Niżej świąteczna gorączka.
Ostatnie prezenty, wstążki, kokardy, ciasta.
Ludzie goniący za idealnym obrazem rodziny, świąt, życia.
Nadal nie napisał.
Czy to miało jakiś sens?
***
Powroty do szkoły są ciężkie, tym bardziej po takiej przerwie, mimo że lubię tu być.
Jeszcze chwila i matura.
– Oooo, jest nasza królewna! – Już wiadomo, że to Kasia krzyczy z drugiej strony korytarza.
Od razu wyrwała mnie z zamyślenia.
Jej entuzjazm bardzo się udziela.
Uściskałyśmy się.
– Hej, stęskniłam się już za wami – odpowiadam czule w stronę Natalii, która dołącza do nas.
Zostało jeszcze kilka minut przerwy, ale nauczycielka biologii zawsze się spóźnia, więc zaczynam opowiadać dziewczynom o tym, co spotkało mnie na urodzinach Kamila.
– Co za dupek – rzuca Kasia, jak zawsze bezpośrednia.
– Spokojnie, może sam jest w szoku po tym wszystkim, co się wydarzyło. Może on też czeka na ruch z twojej strony? – uspokaja mnie Natalia, która jest raczej przeciwieństwem Kaśki.
– Mam wrażenie, że się w nim zakochuję. Myślicie, że to możliwe? – pytam zrezygnowana.
W tym momencie słyszę kroki i śmiechy dobiegające w naszą stronę od schodów.
– O NIE! – krzyczę. Ale dziewczyny stoją jak wryte, więc chyba krzyczę to w duchu.
Idzie, on, jego kumple, kilka koleżanek. Trzymają w rękach książki. On żuje gumę i zauważa mnie, przechodzi obok, widzę, jak poruszają się jego kości policzkowe i jak mocno i przenikliwie patrzy w moje oczy.
Stoję jak wryta. Boże, co mam zrobić? Powiedzieć cześć? Odwrócić wzrok?
Oczywiście nie mówię nic, tylko odwracam wzrok.
Ty gnoju, pocałowałeś mnie, pisałeś ze mną tyle czasu, dotykałeś mnie… i nic? Nawet głupiego cześć? – mówię w myślach.
Jest mi przykro.
Dziewczyny od razu to zauważają.
– Idzie Pan Piękny i myślał chyba, że rzucisz mu się w ramiona! Niech spada! – wybucha Kasia.
– Nie pomagasz – beszta ją Natka i zwraca się do mnie – napisz do niego i dowiedz się, dlaczego się nie odzywa.
– Mam go gdzieś – odpowiadam i idę w kierunku sali lekcyjnej.
***
Nie mam pojęcia, czego dotyczyły ostatnie lekcje, bo za bardzo skupiłam się na nim.
Jak tak można?!
Idę zdenerwowana w stronę stołówki.
– Niech idzie w choler… – mówię na głos i wpadam prosto w jego ramiona.
– Już jedynka? Po przerwie świątecznej? Nie oszczędzają was – próbuje zażartować.
– Przynajmniej wprost mówią, co jest na rzeczy – mówię niezbyt miło, co zauważa.
– Słuchaj, przepraszam, że tak wyszło – próbuje się usprawiedliwiać.
– Wystarczyło napisać cokolwiek, a nie odezwałeś się nawet słowem. – Już chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię.
– Spotkajmy się dzisiaj w Buenos. Będę po ciebie o 19 – rzuca tylko i odchodzi.
Co za pewny siebie człowiek.
Jestem zła i szczęśliwa.
– Umówiłam się z nim. – Wracam do domu niemal w podskokach, ale od razu dzwonię do dziewczyn.
– O cholera, extra – krzyczy Natka, jednak Kasia jest innego zdania: – Jak ci coś zrobi jeszcze raz, to mu nogi z dupy powyrywam, możesz mu przekazać.
Wybuchamy śmiechem.
– Kocham was. Bye bye – żegnam się z nimi i biegnę do domu, bo na razie moja jedyna myśl to, w co ja się ubiorę.
Wpadam do domu i ledwo łapię oddech.
– Mamusiu, umówiłam się z Bartkiem – oznajmiam entuzjastycznie.
– Wspaniale córeczko, bardzo się cieszę, kiedy się widzicie? – odpowiada z uśmiechem.
– Za dwie godziny, a ja nie wiem, w co się ubrać – odpowiadam zrezygnowana i razem zabieramy się za przegląd szafy.
Przyszedł.
Jest na dole.
Zaraz zwariuję.
Witamy się.
Pocałunkiem w usta.
– Gotowa zjeść coś pysznego? – zagaduje.
– Jak najbardziej! – Uśmiechamy się do siebie.
Jest zimny, styczniowy wieczór. Pada śnieg.
Wchodzimy do Buenos, mojej ulubionej restauracji.
Pamięta to z naszych rozmów.
Na początek zamawiamy gorącą czekoladę z malinami.
Pycha!
Siedzimy przy dużym oknie wychodzącym na rynek. W środku jest przytulnie, palą się świece. Miasto ozdobione jest świątecznymi lampkami. Jest on. Jest tak jak trzeba.
– Przepraszam, że się nie odzywałem, spanikowałem – zaczyna. – Nie mogłem uwierzyć, że się w końcu zobaczyliśmy, że naprawdę tu jesteś, że mogę cię dotknąć.
Serce mi mięknie i bije jak oszalałe.
– Ja się chyba w tobie zakochałem, Łucja. – Łzy napływają mi do oczu.
– Dziękuję za to, co powiedziałeś, ja również przepraszam – odpowiadam lekko zachrypniętym głosem.
– Bądź ze mną, spotykaj się ze mną, wyjeżdżaj ze mną w te góry. Adoptujmy pięć kotów i kochaj mnie – powiedział z entuzjazmem i pocałował mnie w usta.
Czy mogę wyobrazić sobie lepszy czas?
Tylko ze mną bądź.
Bartku.
Walentynki.
Pierwszy raz w życiu z moim Bartkiem.
Moją miłością.
Czasem mam wrażenie, że oszaleję z tego uczucia.
Poznałam jego rodziców.
Tata – przezabawny.
Mama – kochana i opiekuńcza.
Walentynki wypadły w tygodniu.
Jak zawsze wchodząc do szatni, zauważyłam go z kolegami na parapecie w przejściu do stołówki.
Podszedł do mnie nieśmiało.
– Cześć, kochanie – powiedział.
– Hej, kochanie. – Pocałowałam go.
Te pieszczotliwe słowa nadal były dziwne, ciężko przechodziły mi przez gardło.
– Mam coś dla ciebie – powiedziałam i podałam mu książkę o jego ulubionym piłkarzu Realu Madryt. W środku był list.
– Tak chciałem ją kupić! Dziękuję! – krzyknął entuzjastycznie i mnie przytulił.
– List otwórz dopiero w domu! – zawołałam.
– Dobrze, będę po ciebie o 18 – zdążył jeszcze powiedzieć.
W jego domu czekała na mnie kolacja i piękne kwiaty.
– Nasze pierwsze walentynki – powiedzieliśmy i zabraliśmy się za pałaszowanie.
Wszystko było pyszne.
Nagle Bartek wstał i wziął mnie za rękę: – Chodź.
Wstałam za nim.
Tylko nie to. Jestem jeszcze dziewicą, ale wstyd, cholera – mówiłam w myślach.
Położyłam się na łóżku, on zawisł nade mną i odpowiedział na ostatnie dwa słowa z mojego listu.
– Ja też cię kocham.
Zaczęliśmy się całować – bardzo namiętnie. Bartek zaczął rozpinać mi koszulę, zdjął ją ze mnie, dotykał po udzie.
Czułam, że jestem mokra.
Ściągnął ze mnie spodnie, całował po stopach, łydkach i coraz wyżej.
Zsunął mi majtki i przejechał językiem po mojej łechtaczce.
Krzyknęłam i wygięłam się wpół.
Wspaniale.
Pierwszy raz czegoś takiego doświadczałam.
Kocham cię, Bartku.
Do
Końca
Świata.
Odpłynęłam razem z nim.
Nie, nie uprawialiśmy seksu.
Mnie bolało.
On nie naciskał.
***
Czy wyobrażamy sobie idealną miłość?
Ja jej teraz doświadczam.
Mam wrażenie, że nigdy się nie skończy.
Obiecujemy sobie, że na zawsze będziemy razem.
Ale ile znaczy to na zawsze?
Wydaje się nam, że zawsze będzie tak jak teraz, tak idealnie.
Wyjazdy w nasze ukochane góry, spotykanie się po cichu, żeby nikt w domu nie słyszał ani nie wiedział, że jestem. Tysiące pocałunków, mnóstwo seksu oralnego, uśmiechu, radości. Czysta sielanka.
Tak nam się wydawało.
Nie można być niczego pewnym w życiu.
Wszystko może się zmienić w jednej chwili.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Żyj, Łucjo
ISBN: 978-83-8373-014-1
© Martyna Kielańska i Wydawnictwo Novae Res 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Monika Ekert
KOREKTA: Anna Grabarczyk
OKŁADKA: Magdalena Czmochowska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek