Zmysłowa transakcja - Kate Carlisle - ebook

Zmysłowa transakcja ebook

Kate Carlisle

3,7

Opis

Connor nigdy nie wybaczył Maggie tego, że go opuściła. Gdy zjawia się w jego biurze po dziesięciu latach, prosząc o pomoc, stawia jej warunek. Pożyczy jej pieniądze, jeśli spędzi z nim tydzień w jego apartamencie. Ma nadzieję, że rozpali w Maggie pożądanie, a potem ją zostawi...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 158

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (17 ocen)
6
3
5
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kate Carlisle

Zmysłowa transakcja

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Potrzebujesz kobiety.

Connor MacLaren podniósł wzrok znad umowy, którą czytał. Jego starszy brat, Ian, stał w drzwiach biura.

– Co powiedziałeś? – Chyba się przesłyszał.

– Potrzebna ci jest kobieta – powtórzył Ian powoli.

– Jasne – uśmiechnął się Connor. – Ale…

– I nowy garnitur, może dwa – wtrącił Jake, drugi brat, wchodząc do biura.

Ian i Jake zajęli miejsca w fotelach przed biurkiem.

– Dlaczego tak was interesuje moje życie towarzyskie?

Ian potrząsnął głową zniesmaczony.

– Przed chwilą rozmawialiśmy z Paulem, synem Jonasa Wellstone’a. Umówił nas na spotkanie ze swoim ojcem podczas festiwalu.

– I dlatego mam kupić garnitur? To chyba jakiś żart.

– Mówimy poważnie. – Ian wstał, jakby chciał zakończyć rozmowę.

– Poczekaj. – Connor nie dawał za wygraną. – Przecież to festiwal piwa. Nie musimy być wystrojeni jak do opery.

– Nie o to chodzi.

– No właśnie! Chodzi o to, że w garniturze nikt mnie nie rozpozna.

Connor częściej bywał widywany w spłowiałych dżinsach, wyciągniętym swetrze i znoszonych butach niż w drogich garniturach, które na co dzień nosili jego bracia.

Właśnie dlatego wolał pracę w MacLaren Brewery mieszczącym się pośród dzikich wzgórz Marin County i oddalonym o niespełna pięćdziesiąt kilometrów od biura MacLaren Corporation w samym sercu dzielnicy finansowej San Francisco. Bracia dorastali pośród tych wzgórz, dlatego pierwszy browar zdecydowali się wybudować tuż za rodzinnym domem.

Przez ostanie dziesięć lat przedsiębiorstwo zmieniło się w międzynarodową korporację z biurami w dziesięciu krajach, ale dusza firmy wciąż była nierozerwalnie związana ze wzgórzami Marin County. Connor zarządzał nie tylko browarem, ale również otaczającymi go ziemiami, pastwiskami, stawami rybnymi, winnicami i znajdującym się w mieście pubem.

Właśnie dlatego nie zamierzał wkładać żadnego cholernego garnituru!

Jake, prezes firmy, i Ian, marketingowy ekspert, zarządzali siedzibą główną w San Francisco. Obaj mieszkali w mieście i lubili życie na wysokich obrotach. Connor trzymał się jak najdalej od miejskiego zgiełku. Zjawiał się w biurze raz w miesiącu, bo bracia nalegali na jego obecność podczas zebrań zarządu. Lecz nawet na takie okazje wkładał dżinsy, roboczą koszulę i ciężkie buty. Nie zamierzał występować w stroju pingwina tylko po to, by rozmawiać o udziałach i planach ekspansji firmy.

Connor spojrzał na braci, z którymi łączyła go bliska więź.

– Skąd pomysł, że mam się stroić na Jesienny Festiwal Piwa? Wszyscy by mnie wyśmiali.

Festiwal zyskał wysoką rangę i był największym tego typu wydarzeniem w świecie. Zmieniono nawet nazwę na Międzynarodową Konferencję Piwowarską, gdyż z tej okazji do miasta zjeżdżali się przedstawiciele branży piwnej, ale Connor i jego bracia wciąż nazywali tę imprezę „festiwalem”, bo goście oczekiwali przede wszystkim dobrej zabawy.

Wszystko odbywało się w usytuowanym w malowniczym porcie centrum konferencyjnym w Point Cairn, ich rodzinnym miasteczku. Byli niezwykle dumni z festiwalu i co roku dokładali starań, by nie zabrakło na nim wysoko postawionych osób z branży.

Nie oznaczało to jednak, że Connor włoży z tej okazji garnitur.

Jake zachował opanowanie. Jako najstarszy z braci miał w tym sporo doświadczenia.

– Wellstone zaprosił nas na kolację z całą swoją rodziną. Lubi, gdy ludzie w jego otoczeniu wyglądają elegancko.

– Daj spokój! – Connor odsunął krzesło od biurka. – Mamy wykupić ich firmę. Nie mogą się już doczekać, żeby dobrać się do naszych pieniędzy. Stary Wellstone przejdzie na emeryturę na farmie i spędzi resztę życia w otoczeniu swoich ukochanych drzew orzechowych. Dlaczego miałoby go obchodzić, jak się ubiorę na kolację?

– Nie wiem. Tak po prostu jest – wyjaśnił Jake. – Paul dał nam do zrozumienia, że jeśli Jonas nie poczuje tradycyjnej rodzinnej atmosfery, może się wycofać z transakcji.

– To beznadziejny sposób na robienie interesów.

– Zgoda – dodał Jake – ale jeśli dzięki temu dobijemy targu, mogę włożyć nawet różowy frak!

– Naprawdę myślisz, że Jonas mógłby się wycofać przez takie głupstwo? – Connor zmarszczył brwi.

Ian nachylił się ku niemu.

– Terry Schmidt już się o tym przekonał – powiedział ściszonym głosem.

– Schmidt próbował wykupić Wellstone’a? – zdziwił się Connor. – Dlaczego nic o tym nie wiedzieliśmy?

– Bo Wellstone jest dyskretny – wyjaśnił Jake.

– To akurat rozumiem.

– Paul nie chce, żeby to się rozniosło. Powiedział nam o tym tylko dlatego, że wolałby, by sytuacja się nie powtórzyła. Zależy mu na doprowadzeniu sprzedaży do końca, ale wszystko jest teraz w naszych rękach. Stary ma swoje zasady i się ich trzyma.

– Terry włożył na kolację spodnie khaki i sweter – dodał Ian.

– Naprawdę?! – Connor udał zdziwienie. – To jakiś wariat! Nic dziwnego, że nie dobili targu.

Ian zaśmiał się pod nosem, ale szybko spoważniał.

– Jonas Wellstone jest konserwatystą. Przywiązuje wagę do tego, żeby ludzie, którzy przejmą jego firmę, wyznawali rodzinne wartości.

– Powinien się zająć produkcją mleka – rzucił Connor.

– Może i tak – odrzekł Jake – ale go nie zmienimy. Dlatego grajmy według jego zasad. Zależy mi na tej transakcji.

– Tak jak i mnie. – Wellstone Corporation idealnie nadawała się dla MacLarena, myślał Connor.

Jonas Wellstone otworzył browar pięćdziesiąt lat temu, kilka dekad przed nimi, i jako jeden z pierwszych wszedł na lukratywny rynek w Azji i Mikronezji. Rodzinna firma Connora świetnie sobie radziła, ale nie dorównała jeszcze starym wyjadaczom. W zeszłym roku bracia postanowili wejść na rynek, na którym Wellstone miał już silną pozycję, i nagle nadarzyła się okazja, by wykupić jego firmę.

Decyzja była prosta: jeśli w osiągnięciu celu ma mu pomóc włożenie sztywnego garnituru, jeszcze tego popołudnia zamierzał wybrać się na zakupy.

– Okej, poddaję się. – Uniósł ręce do góry. – Kupię ten cholerny garnitur.

– Wybiorę się z tobą – oznajmił Jake, poprawiając spinki u mankietów. – Nie ufam twojemu gustowi.

– Właśnie dlatego nie lubię przyjeżdżać do miasta – odciął się Connor. – Ciągle się mnie czepiacie.

– Nie udawaj wiejskiego głupka. Jesteś bardziej bezwzględny niż my razem wzięci.

Connor wybuchnął śmiechem.

– Prowincjonalny urok pozwala mi ukryć zabójcze umiejętności w prowadzeniu biznesu.

Ian prychnął.

– Dobre.

Jake spojrzał na zegarek.

– Poproszę Lucindę, żeby odwołała moje spotkania po południu.

– Okej. Miejmy to już za sobą.

Jake skinął głową.

– Wpadnę tu o trzeciej i pojedziemy na Union Square. Mamy tylko tydzień, żeby wybrać ci garnitur i zrobić poprawki. Trzeba ci też będzie kupić buty i kilka eleganckich koszul.

– Spinki do mankietów – dodał Ian. – Nowy pasek. Przyda ci się też wizyta u fryzjera, bo wyglądasz jak kozioł z farmy Angusa Campbella.

– Zabierajcie się już stąd. – Zmęczyła go ta rozmowa. Ale gdy bracia skierowali się do drzwi, coś sobie przypomniał. – Poczekajcie! O co chodziło z tą kobietą?

Ian odwrócił się do niego twarzą, lecz nie spojrzał mu w oczy.

– Na kolację masz wziąć towarzyszkę. Jonas lubi, kiedy jego partnerzy są w szczęśliwych związkach.

– I żaden z was mu nie wyjaśnił, że nic z tego?

Ian wyszedł, marszcząc brwi. Jake spojrzał na Connora.

– Znajdź sobie dziewczynę i postaraj się jej nie wyprowadzić z równowagi.

Teraz to już na pewno nic z tego nie będzie, uznał Connor.

„Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie”. Maggie Jameson pomyślała, że ten napis powinien wisieć nad podwójnymi drzwiami prowadzącymi do biura MacLaren International Corporation. Ale nie traciła nadziei. Przyszła tu z misją, dlatego zebrała się na odwagę, pchnęła drzwi, weszła do środka i przywitała się z elegancką i uśmiechniętą recepcjonistką, Susan.

– Proszę za mną, pani James. Już na panią czeka.

James? Musiałaś im podać fałszywe nazwisko, żeby w ogóle pozwolili ci się do niego zbliżyć, szydziła z siebie w myślach. Powinnaś wziąć nogi za pas, zanim sami cię wyrzucą.

Starała się ignorować natarczywy głos dźwięczący jej w głowie, idąc za recepcjonistką korytarzami wyłożonymi miękkim chodnikiem. Na ścianach wisiały plakaty z najnowszymi produktami firmy, wszędzie stały bujne rośliny doniczkowe, a przez szklane ściany widać było nowocześnie i ze smakiem urządzone biura.

Przez ogromne okna co jakiś czas jej oczom ukazywał się olśniewający widok na zatokę San Francisco. Mimo wszystko Maggie czuła radość, widząc, że Connor odniósł sukces. Może da ci medal za to, że tak bardzo mu pomogłaś, ironizowała w myślach.

Recepcjonistka była już daleko. Maggie musiała przyspieszyć kroku, by ją dogonić. Powinna zostawić ślad z okruszków, bo nie trafi do wyjścia, jeśli będzie musiała stąd uciekać. Przestań się nad sobą użalać. Po prostu zawróć, zanim będzie za późno, napominała się w myślach.

Gdyby miała wybór, na pewno by tak zrobiła. Przychodząc tu, podjęła ogromne ryzyko i żałowała tego coraz bardziej. Przez połowę życia unikała ryzykownych sytuacji, więc dlaczego się tu znalazła?

Była po prostu zdesperowana. Connor MacLaren to jej ostatnia deska ratunku.

Ale on cię nienawidzi. Wyjdź stąd! Uciekaj!

– Zamknij się! – syknęła do siebie.

Susan odwróciła się w jej stronę.

– Coś nie tak, pani James?

Wszystko jest nie tak! Nawet nie nazywam się „James”, miała ochotę wykrzyknąć, ale tylko się uśmiechnęła.

– Wszystko w porządku.

Gdy kobieta się odwróciła, Maggie przewróciła oczami. Nie dość, że mówi do siebie, to jeszcze się z sobą kłóci. I to na głos! To niedobry znak.

Niżej chyba już nie mogła upaść. Nawet pogodna recepcjonistka wyczuła jej desperację. Obrzuciła jej spłowiałe dżinsy i starą zamszową marynarkę tak litościwym spojrzeniem, że Maggie nie zdziwiłaby się, gdyby w drodze powrotnej wsunęła jej do kieszeni dziesięciodolarowy banknot.

Zdecydowanie za długo przebywała odcięta od świata pośród wzgórz Marin. Spojrzała na swój staromodny strój i zdała sobie sprawę, że nie potrafi się już nawet stosownie ubrać. Od trzech lat nie zajrzała do salonu piękności. Może całkowicie nie zdziczała, ale z pewnością nie była na bieżąco z modą. Nie przeszkadzało jej to, ale może powinna była zadbać o wygląd, udając się na spotkanie z jednym z najbardziej drapieżnych biznesmenów Karoliny Północnej, którego serce, jak wszyscy chyba sądzili, złamała przed dziesięcioma laty.

Kiedyś się dowie, dlaczego Connor pozwolił, by inni wierzyli, że to ona z nim zerwała. Oczywiście nie była to prawda. Rozstali się za obopólną zgodą. Pamiętała, jakby to było wczoraj, bo ostatecznie to ona miała złamane serce. Jej życie dramatycznie się zmieniło, i to wcale nie na lepsze.

Dlaczego przyjaciele odwrócili się od niej, winiąc ją za to, że zraniła Connora? Może ich okłamał po tym, jak wyjechała z miasta? Nie wierzyła, że posunąłby się do tego, ale upłynęło sporo czasu. Może się zmienił?

Nigdy nie zrozumie mężczyzn! Ale kiedyś zapyta go, dlaczego to zrobił. Jednak nie dzisiaj, bo ma ważniejsze sprawy na głowie. Nie mogłaby się zdobyć na tak wielkie ryzyko.

Odwróć się na pięcie i uciekaj!

– Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Susan, zatrzymując się przed podwójnymi drzwiami. – Proszę wejść. Czeka na panią.

Przecież on nawet nie wie, że to ona!

– Dziękuję. – Maggie uśmiechnęła się cierpko.

Recepcjonistka odeszła i Maggie została sama. Serce waliło jej jak oszalałe. Miała ochotę uciec. Ale za daleko się już posunęła, aby teraz się wycofać. Zresztą na pewno nie trafiłaby do wyjścia.

– Miejmy to już za sobą – wymamrotała i otworzyła drzwi.

Gdy zobaczyła Connora, poczuła ucisk w gardle. Siedział za ogromnym biurkiem z wiśniowego drewna, czytając dokument i nie zdając sobie sprawy, że go obserwuje. Ucieszyła się, że umówiła się na spotkanie w San Francisco. Uniknęła dzięki temu plotek, które z pewnością zaczęłyby krążyć, gdyby ktoś ją zauważył w MacLaren Brewery, ale miała też okazję zobaczyć go na tle wspaniałej panoramy miasta.

Wydało jej się to dziwne, ale pasował do tego miejsca tak samo jak do wzgórz rodzinnego miasteczka.

Przez chwilę napawała się jego widokiem. Zawsze jej się podobał, ale teraz wydawał się jeszcze przystojniejszy. Stał się mężczyzną. Był wysoki, miał szerokie ramiona i długie nogi. Jego ciemne falujące włosy były nieco za długie jak na obecne trendy. Uwielbiała jego niesamowite niebieskie oczy i olśniewający uśmiech. Od pracy na świeżym powietrzu miał lekko opaloną skórę, a jego wspaniale ukształtowane ręce wydawały jej się wprost magiczne…

Ogarnęła ją tęsknota na wspomnienie tego, co Connor potrafił wyczyniać tymi rękami. Seks zawsze był najbardziej zadowalającą częścią ich związku. Za bardzo jednak ryzykował, oddając się swojemu zamiłowaniu do sportów ekstremalnych, a Maggie szalała z obawy o jego bezpieczeństwo, co ostatecznie doprowadziło do ich rozstania. Ale pod innymi względami byli idealną parą.

Dziadek Angus często powtarzał, że bracia MacLaren dobrze się ustawili. Patrząc teraz na Connora w jego luksusowym biurze, wiedziała, że to mało powiedziane. Może nie powinna czuć tak wielkiej dumy z ich sukcesu, ale nie mogła się powstrzymać.

Myśl o dziadku przywróciła ją do rzeczywistości. To z jego powodu odważyła się tutaj przyjść.

Connor nadal jej nie zauważył. Przez moment rozważała ucieczkę. Nigdy by się nie dowiedział, że tu była, i nie musiałaby znosić jego złości lub zranionego spojrzenia. Ale na to już za późno. Unikała konsekwencji popełnianych przez siebie błędów, odkąd się z nim rozstała. Przyszła pora, by stawić im czoła.

– Cześć – odezwała się wreszcie.

Podniósł wzrok, wpatrując się w nią przez dłuższą chwilę. Czy aż tak się zmieniła, że jej nie rozpoznał? Jednak gdy uniósł brwi, wiedziała, że nie ucieszył się na jej widok.

Wstał, krzyżując ramiona na piersi. Znowu upłynęła dłuższa chwila, podczas której nie spuszczał z niej świdrującego spojrzenia.

– Witaj, Mary Margaret – odezwał się chłodno.

Przeszył ją dreszcz. Wciąż mówił z lekkim szkockim akcentem, choć przeprowadził się do Karoliny w szkole podstawowej.

Postąpiła kilka kroków do przodu, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zdenerwowana.

– Jak się masz? – Załamał jej się głos. Miała ochotę spalić się ze wstydu, ale zdobyła się na uśmiech.

– Jestem zajęty. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz zaczynam spotkanie, dlatego nie mam dla ciebie czasu. Ale dziękuję, że wpadłaś, Maggie.

Wiedziała, że zasługuje na chłodne traktowanie, ale mimo to czuła się urażona. Zrobiła kilka miarowych wdechów, by zachować opanowanie.

– To ze mną jesteś umówiony.

Uśmiechnął się pobłażliwie.

– Uwierz mi, że nie. Nigdy bym się nie zgodził na to spotkanie. – Przyjrzał się jej uważnie i nagle dotarło do niego, co się wydarzyło. – To ty jesteś Taylor James! Wybrałaś sobie ciekawe imię.

– Dziękuję. – Wiedziała jednak, że jej spryt wcale nie zrobił na nim wrażenia.

Poprawiła marynarkę. Czyżby nagle w biurze zrobiło się zimno? Chłód przeszył ją aż do kości.

– Dlaczego uciekasz się do podstępów?

– Chciałam się przekonać, czy uda mi się osiągnąć sukces w biznesie, nie wykorzystując nazwiska. – Starała się zachować neutralny ton, choć dobrze wiedziała, że kłamie. Prawda była znacznie bardziej wstydliwa.

– Widzę, że jesteś bardzo zaradna – zauważył oschle.

Przyglądała mu się przez chwilę, lecz jego twarz wyrażała obojętność. Oczekiwała, że będzie urażony, zły, a nawet wściekły. Ale on wydawał się niewzruszony.

Chyba nie spodziewała się, że padną sobie w ramiona? Zwłaszcza po tym, jak uznał jej wyjazd za zdradę. Najwyraźniej jednak zapomniał o wszystkim i rozpoczął nowy rozdział w życiu. Ona zresztą też!

Okrążył biurko i oparł się o jego krawędź.

– Słyszałem, że wróciłaś do miasta jakiś czas temu. To dziwne, że nigdy nie wpadliśmy na siebie.

– Staram się nie pokazywać publicznie. – Uśmiechnęła się lekko. Tak naprawdę kilka razy widziała go na uliczkach Point Cairn, ale za każdym razem uciekała gdzie pieprz rośnie. W takich sytuacjach zawsze dawała o sobie znać jej niechęć do ryzyka.

Trzy lata temu wróciła do Point Cairn w kiepskim stanie. Miała złamane serce i niemal całkowicie straciła pewność siebie. Nie czuła się na siłach, by stawić Connorowi czoła. Teraz też miała wrażenie, że lada chwila straci panowanie nad sobą.

– Jak się miewa twój dziadek? – Zmienił temat. – Nie widziałem go od kilku tygodni.

Uśmiechnęła się. Connor i jego bracia lubili jej dziadka z wzajemnością.

– Dziadek… nie czuje się dobrze. Między innymi dlatego przyszłam się z tobą zobaczyć.

– Co mu jest? – Wyprostował się. – Zachorował?

– Cóż – zawahała się – jest coraz starszy.

Connor zaśmiał się pod nosem.

– Wszystkich nas przeżyje.

– Mam nadzieję.

Znowu skrzyżował ręce na piersi, jakby chciał się zdystansować.

– Czego ode mnie oczekujesz?

Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej grubą teczkę.

– Chciałam porozmawiać o twojej ofercie.

Wziął od niej teczkę i zaczął wertować dokumenty. Na wielu z nich widniały jego podpisy.

– Wszystko jest zaadresowane do Taylor James.

– To właśnie ja.

– Nie wiedziałem o tym, składając ofertę. Inaczej nie próbowałbym się z tobą kontaktować. – Zamknął teczkę i oddał ją Maggie. – Wszystko wycofuję.

– Nie możesz tego zrobić! – Postąpiła krok do tyłu, jakby teczka parzyła ją w palce.

Uśmiechnął się, zbliżając się do niej.

– Mogę. I właśnie to zrobiłem.

– Nie, proszę cię. Potrzebuję…

Z jego oczu znowu bił chłód.

– Nie obchodzi mnie, czego potrzebujesz. Jest już na to za późno.

– Ale…

– Nasze spotkanie dobiegło końca. Powinnaś wyjść.

Przez sekundę była bliska załamania. Ale szybko przypomniała sobie, że jest teraz silniejsza i nie może się poddać. Policzyła w myślach do pięciu, próbując odzyskać pewność siebie.

Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.

– Nie wyjdę stąd, dopóki nie wysłuchasz, co mam ci do powiedzenia.

Tytuł oryginału: Second-Chance Seduction

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2013

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2013 by Kathleen Beaver

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1881-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.