Lekcja uwodzenia - Kate Carlisle - ebook

Lekcja uwodzenia ebook

Kate Carlisle

4,2

Opis

Nowa fryzura? Nowy makijaż? Nowy strój? Gdzie się podziała jego dawna asystentka Kelly? Bo stojąca przed Brandonem dziewczyna  z pewnością nie jest tą samą, która dwa tygodnie temu udała się na urlop. Jego zdumienie jest tym większe, że Kelly prosi go o kilka lekcji całowania...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 157

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (20 ocen)
8
7
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kate Carlisle

Lekcja uwodzenia

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Żadnych więcej urlopów! – mruknął pod nosem Brandon Duke.

Pusty kubek świadczył o tym, że Kelly Meredith jeszcze nie wróciła. Wzięła czternaście dni wolnego. O czternaście za dużo. Oczywiście Brandon sam mógł sobie zaparzyć kawę. Nie była to czynność poniżająca. Chodziło o to, że Kelly zawsze go uprzedzała, odgadywała jego myśli. Była fantastyczną asystentką. Klienci ją uwielbiali, arkusze kalkulacyjne jej nie przerażały, w dodatku świetnie znała się na ludziach, dlatego często zabierał ją na spotkania.

On też instynktownie wyczuwał, czy potencjalny partner ma czyste intencje, ale lubił, gdy Kelly potwierdzała jego opinię. Jego bracia również polegali na zdaniu Kelly. Nazywali ją, nie bez powodu, cudotwórczynią. Dzięki niej wszystko gładko się toczyło.

Korzystając z porannej ciszy, Brandon zaczął zapisywać sprawy, które musi omówić z braćmi. Lada dzień miało nastąpić uroczyste otwarcie Silverado, najnowszego i najbardziej luksusowego ośrodka rodziny Duke’ów; potem należało skupić się na kolejnych wyzwaniach.

Przeglądając notatki, przypomniał sobie jeszcze jeden powód, dla którego nie mógł się doczekać powrotu asystentki: potrafiła odczytać jego bazgroły. Całe szczęście, że wczoraj skończył się jej urlop. Osoba, która ją zastępowała, doskonale się spisywała, ale tylko Kelly mogła poradzić sobie z masą obowiązków związanych ze zbliżającym się otwarciem hotelu.

Brandon podrapał się po brodzie. Bratu wkrótce urodzi się dziecko. Co się kupuje noworodkowi? Przecież nie bilety na mecz drużyny 49ers. Nieważne. Kelly będzie wiedziała. Przez uchylone drzwi dobiegł go odgłos kroków, jakiś szelest.

– Dzień dobry, Brandon! – zawołał po chwili pogodny kobiecy głos.

– Wróciłaś? Najwyższa pora. Możesz do mnie zajrzeć?

– Tylko zaparzę kawę.

Brandon zerknął na zegarek. Przyszła kwadrans przed czasem. Wcale go to nie zdziwiło. Kelly była wymarzoną asystentką i zasługiwała na nagrody, premie i pochwały. Co nie zmienia faktu, że odtąd na żaden urlop jej nie puści.

Włączyła komputer. Jak dobrze być z powrotem, pomyślała. Może to śmieszne, ale stęskniła się za szefem. Schowała torebkę do szafki za biurkiem, po czym udała się do wnęki kuchennej, by zaparzyć kawę. Starała się ukryć zdenerwowanie. Uwielbiała swoją pracę, więc czego się obawia?

Okej, dokonała paru zmian w wyglądzie, ale przecież nikt ich nie zauważy. Wszyscy dostrzegali wyłącznie jej kompetencje zawodowe. I bardzo dobrze. A że dziś po raz pierwszy włożyła do biura sukienkę zamiast spodni i żakietu? Kogo to obchodzi? Nawet jeśli sukienka opina zmysłowo ciało. Nikt też nie zwróci uwagi, że nudne okulary, które nosiła od pięciu lat, zamieniła na kontakty.

– Kelly! – zawołał Brandon. – Jak będziesz szła, weź teczkę „Dream Coast”.

– Dobra.

Uśmiechnęła się. Brandon Duke miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu, a pod jego eleganckimi garniturami kryło się twarde umięśnione ciało. Skąd to wie? Bo czasem widywała go w hotelowej siłowni. Były zawodnik narodowej ligi futbolowej wyciskający na ławeczce sztangę… tak, to niezły widok. Czasem, kiedy go obserwowała, serce biło jej szybciej, ale nic dziwnego, skoro akurat pedałowała na rowerze, prawda? Przyjaciółki zazdrościły jej; co rusz któraś wzdychała: Och, gdybym mogła popatrzeć na Brandona robiącego pompki! Na szczęście Kelly była nieczuła na jego wdzięki.

Owszem, Brandon jest przystojny, ale dla niej ważniejsza była praca, którą autentycznie lubiła, od romansu z gwiazdą futbolu. Bo romans z Brandonem Dukiem byłby krótki i nic nieznaczący. Widziała kobiety, z którymi się umawiał i które porzucał najdalej po miesiącu. Nie chciałaby być na ich miejscu. Oczywiście Brandon nigdy nie wykazywał nią zainteresowania. Tak naprawdę to ona nim również nie.

Kiedy dzbanek napełniał się ciemnym aromatycznym płynem, Kelly wyjrzała przez okno. Patrząc na ciągnące się po horyzont rzędy winorośli, westchnęła błogo. Któż by nie chciał pracować w hotelu na szczycie wzgórza w samym sercu doliny Napa?

Przebywali w Silverado od czterech miesięcy, to znaczy Brandon z zespołem. Mieli zostać jeszcze miesiąc, dopóki ośrodek nie zacznie normalnie funkcjonować. Potem przeniosą się do głównej siedziby w Dunsmuir Bay.

Do tego czasu Kelly zrealizuje swój plan i wreszcie zacznie normalnie żyć. Wygładziła sukienkę, po czym do dwóch dużych kubków nalała kawy.

– Spokojnie, nie denerwuj się.

Jeden kubek zostawiła w swoim pokoju. Zabrawszy stos listów, skierowała się do gabinetu szefa.

– Dzień dobry, Brandonie – rzekła, kładąc korespondencję na biurku.

– Dzień dobry, Kelly – odrzekł, nie przerywając pisania. – Cieszę się, że wróciłaś.

– Ja też. – Postawiła kubek na podkładce.

– Dzięki. – Wyciągając rękę po kawę, Brandon podniósł wzrok. I wybałuszył oczy. – Kelly?

– Ojej, przepraszam. Prosiłeś o „Dream Coast”. Już przynoszę…

– Kelly?

– Tak, szefie? – Odwróciła się.

Patrzył na nią… z niedowierzaniem? Przerażeniem? Niedobrze, pomyślała. Im dłużej się wpatrywał, tym bardziej się denerwowała.

– Aż tak źle wyglądam, że z wrażenia zaniemówiłeś? – Wsunęła palec pod kołnierzyk sukienki, jakby zaczął ją uwierać.

– Co… co zrobiłaś z…

– Z okularami? Mam kontakty. – Ruszyła do siebie.

– Kelly?

Okręciła się na pięcie. Dalej się w nią wpatrywał, tym razem w jej włosy. Wzdychając cicho, odgarnęła kosmyk za ucho.

– Przycięłam je i lekko rozjaśniłam – rzekła, oddalając się pośpiesznie.

No, ładnie. Jeśli wszyscy będą się na nią gapić jak na kosmitkę, to nici z realizacji planów. Bo żeby wykonać to, co założyła, powinna być spokojna, zrelaksowana…

Szukając w szufladzie teczki, usłyszała, jak w sąsiednim pokoju Brandon odsuwa fotel od biurka. Po chwili stanął w drzwiach.

– Kelly?

Uniosła głowę.

– Dlaczego ciągle powtarzasz moje imię?

– Upewniam się, czy to naprawdę ty.

– Nie żartuj. – Wyciągnęła teczkę. – Znalazłam…

– Co zrobiłaś?

– Już o to pytałeś.

– Nie dostałem odpowiedzi.

Wyprostowała się. Nie ma się czego obawiać. Brandon jest jej szefem, a nie panem i władcą. Szanował ją, chwalił jej pracowitość, podziwiał umiejętność rozwiązywania problemów.

– Dokonałam małej zmiany wizerunku.

– Małej?

Wzruszyła ramionami.

– Schudłam parę kilogramów, przycięłam włosy, zaczęłam nosić szkła kontaktowe. To wszystko.

– W ogóle siebie nie przypominasz.

– Przesadzasz. – Nie wspomniała mu o tygodniu, jaki spędziła w drogim spa, o prywatnych lekcjach wdzięku, etykiety i wymowy. Uznałby, że oszalała. Zresztą nie mogła tego całkiem wykluczyć.

– Włożyłaś sukienkę – rzekł oskarżycielskim tonem.

– Nie wolno?

Zmieszany, cofnął się krok.

– Ależ wolno. I wyglądasz świetnie. Tylko… – Próbując dobrać właściwe słowa, potarł brodę. – Tylko ty nie nosisz sukienek.

Zauważył? Zaskoczona, uśmiechnęła się.

– Zmieniłam zdanie.

– Widzę. – Na jego twarzy malował się wyraz niepewności. – Tak jak powiedziałem, wyglądasz świetnie.

– Dziękuję.

Skoro nie ma zastrzeżeń do jej wyglądu, to dlaczego się tak krzywi? Przypomniawszy sobie o grubej teczce, którą przyciskała do piersi, wyciągnęła rękę.

– Oto materiały, o które prosiłeś.

Niechcący musnęła jego dłoń i aż podskoczyła, gdy poczuła dreszcz. Brandon skierował się z powrotem do siebie. Po chwili obejrzał się przez ramię.

– Dobrze, że już jesteś.

Kiedy zamknął drzwi, Kelly opadła na fotel i sięgnęła po kawę. O tak, miło znów być w pracy, pomyślała.

Rzucił teczkę na biurko i nie zwalniając kroku, doszedł do ogromnego okna. Wraz z całą ekipą pracował na ostatnim piętrze Silverado. Widok z okna na łagodnie opadające wzgórza porośnięte winoroślą nigdy mu się nie nudził.

W powietrzu leciał balon, fruwały ptaki. Nagle jego uwagę zaprzątnął delikatny kwiatowo-korzenny zapach. Cholera, nie przywykł do tego, by jego asystentka się perfumowała. A może od początku używała perfum, a jemu po raz pierwszy ich słodki aromat przywiódł na myśl chłodną pościel i gorącą blondynkę. Nagą…

Przed chwilą zachował się jak dureń. Gapił się na Kelly, jakby była soczystym stekiem. Nawet nie był w stanie się normalnie wysłowić. Gadał jak papuga, bez sensu powtarzał jej imię. Ale sama jest sobie winna. Omal nie dostał zawału, kiedy weszła do jego gabinetu.

Zmiana wizerunku? Chodząc wzdłuż ciągnącego się przez szerokość pokoju okna, Brandon pokręcił głową. Któż zrozumie kobiety? Kelly nie potrzebowała żadnych zmian. Była idealna: mądra, dyskretna, profesjonalna. Nie rzucała się w oczy i to mu odpowiadało. W pracy lubił skupiać się na zadaniach. Nie chciał, by cokolwiek odciągało jego uwagę. Przez dziesięć lat grał w piłkę; wiedział, że nie wolno ani na moment oderwać wzroku od piłki, bo to się źle kończy.

Przyłożył dłoń do szklanej tafli. Nawet nie podejrzewał, że jego cudowna asystentka jest tak ponętnie zbudowana. A te nogi! Zawsze ukrywała je pod spodniami. No i oczy! Wielkie, błękitne…

W dodatku użyła dziś nowej lśniącej szminki. Tak, na pewno. Przecież nigdy wcześniej nie miała tak seksownych, nabrzmiałych ust. Omal nie wylał na siebie kawy, kiedy się uśmiechnęła.

Sukienka opinała jej ciało jak druga skóra, podkreślała krągłości, których istnienia nawet się nie domyślał. Wielokrotnie widywał Kelly w siłowni, lecz zawsze przychodziła w spodniach od dresu i luźnym T-shircie. Skąd mógł wiedzieć, że pod ubraniem skrywa tak fantastyczne ciało? Był ślepy. Ale czy można się dziwić? Teraz wreszcie przejrzał na oczy.

Nagle coś sobie przypomniał. Kiedy brał od Kelly teczkę, niechcący musnął jej dłoń. I wtedy przeszył go dreszcz. Nie, uznał; wyobraźnia płata mu figla. Ale na samo wspomnienie tego faktu poczuł podniecenie. Szlag by to trafił!

Zdegustowany, wrócił do biurka i usiadł w fotelu. Nie cierpiał zmian. Był przyzwyczajony do innej Kelly, szarej, zlewającej się z tłem, która czesała się w koński ogon lub w kok. Dziś włosy miała rozpuszczone, w kolorze złota. Aż człowieka korciło, by wsunąć w nie palce, a potem przywrzeć wargami do jej ust.

Czując narastające podniecenie, Brandon usiłował wziąć się w garść. Otworzył teczkę i zaczął przeglądać papiery.

Psiakrew! Tak być nie może! W miejscu pracy obowiązują pewne zasady. Praca wymaga skupienia. Nie mógł sobie pozwolić na to, aby cokolwiek rozpraszało jego uwagę. Trzeba zdusić problem w zarodku. Z tym postanowieniem sięgnął do telefonu i wcisnął przycisk.

– Kelly, mogę cię prosić na moment?

– Już idę – oznajmiła raźnym tonem. Chwilę później, z notesem w ręce, weszła do gabinetu.

– Usiądź. – Sam wstał i ponownie zaczął przemierzać pokój. Na wszelki wypadek starał się nie patrzeć na jej nogi. – Musimy porozmawiać.

– Co się stało? – zapytała przejęta.

– Zawsze byliśmy z sobą szczerzy, prawda?

– No, tak.

– Jak wiesz, ufam ci bezgranicznie.

– Wiem. Ja tobie również.

– To dobrze – rzekł, nie wiedząc, co ma dalej mówić.

Po raz pierwszy w życiu brakowało mu słów. Zerknął na Kelly i szybko odwrócił wzrok. Na miłość boską, kiedy przeistoczyła się w taką piękność? Znał kobiety. Kochał je, a one jego. Niektórzy uważali, że ma szósty zmysł, gdy chodzi o płeć przeciwną. Więc dlaczego wcześniej nie spostrzegł, że jego asystentka jest taka atrakcyjna?

– Brandon, masz jakieś zastrzeżenia do mojej pracy? – spytała, przerywając ciszę.

– Słucham? Nie, skąd.

– Czy podczas mojej nieobecności Jane nie radziła sobie z obowiązkami?

– Nie, doskonale się ze wszystkiego wywiązywała.

– To dobrze, bo…

– Powiedz mi, Kelly – wszedł jej w słowo. – Czy coś się wydarzyło w trakcie twojego urlopu?

Popatrzyła na niego zdumiona.

– Nie. Dlaczego uważasz…

– Więc po co ta metamorfoza? Co cię podkusiło?

– Dlatego mnie wezwałeś?

– Tak. – Czuł się niezręcznie, w końcu to są jej prywatne sprawy, ale ciekawość zwyciężyła. – Chcę wiedzieć, dlaczego się tak… odpicowałaś.

– Co zrobiłam? Odpicowałam? – Zmrużyła oczy.

– Wiesz, o co mi chodzi.

– To źle, że chcę wyglądać jak najlepiej?

– Tego nie powiedziałem!

– A może z czymś przesadziłam? Specjalistka od makijażu pokazała mi, co i jak, ale jeszcze nie nabrałam wprawy. – Uniosła twarz; wargi zalśniły jej w blasku słońca. – Powiedz; za mocno się umalowałam, tak?

– Nie, idealnie. – I na tym polega problem, dodał w myślach.

– Starasz się być miły, ale ci nie wierzę. Tak dziwnie na mnie patrzyłeś, kiedy przyszłam do pracy…

Przeraził się. Cholera, zaraz się dziewczyna rozpłacze. Nigdy dotąd nie widział jej we łzach.

– Myślałam, że sobie poradzę. Inne kobiety ciągle się malują. – Poderwała się z krzesła i zaciskając pięści, zaczęła wydeptywać ścieżkę w podłodze. – Ale przedobrzyłam. Wyglądam jak idiotka, prawda?

– Ależ…

– Nie kłam, proszę.

– Wcale nie…

– To był kretyński pomysł. – Wzdychając, oparła się plecami o ścianę. – Potrafię robić w głowie skomplikowane obliczenia, a zupełnie nie znam się na uwodzeniu.

Na uwodzeniu? Miał wrażenie, jakby dostał cios między oczy.

– Boże, to takie krępujące!

– Nie przejmuj się – rzekł, nie bardzo wiedząc, jak się zachować.

– Co ja mam teraz zrobić? Został mi tylko tydzień… Boże! – Utkwiła spojrzenie w suficie. – Jak mogłam być taka głupia?

Brandon podszedł do niej i chwycił ją za ramiona.

– Przestań. Jesteś jedną z najmądrzejszych osób, jakie znam.

Wydymając usta, popatrzyła mu w oczy.

– Jeśli chodzi o pracę, to zgoda, ale w sprawach sercowych…

Myślała o uwodzeniu, o romansie. Uświadomił sobie, że jemu to też chodzi po głowie. Ale dlaczego? Odkąd poznał Kelly, ani razu nie wspomniała o żadnym mężczyźnie, który wzbudziłby jej zainteresowanie. I teraz ni stąd, ni zowąd zaczęła się stroić i malować, aby zwrócić na siebie uwagę? Ciekawe, kogo chciała uwieść?

– Możesz mi zdradzić, kogo masz zamiar uwieść?

Skrzywiła się i wbiła wzrok w paznokcie.

– Rogera – odparła. – Mojego eksa. Ale powinnam była wiedzieć, że nic z tego nie wyjdzie.

Rogera? Kim, u diabła, jest Roger? Z jednej strony Brandon poczuł ulgę, że nie musi niczego się obawiać, z drugiej zrobiło mu się przykro.

– Jakiego Rogera?

– Przecież powiedziałam: to mój były narzeczony, Roger Hempstead. – Oswobodziwszy się z rąk Brandona, usiadła z powrotem na krześle. – Zerwaliśmy kilka lat temu. Od tej pory się nie widzieliśmy.

– Ile lat temu?

– Prawie pięć.

Dokonał w myślach obliczenia.

– Mniej więcej od tylu pracujesz u mnie.

– Tak. – Zmusiła się do uśmiechu. – Po zerwaniu z Rogerem nie chciałam dłużej mieszkać w małym miasteczku, gdzie wszyscy nas znali. Postanowiłam wyjechać jak najdalej od domu. Szukałam więc ofert pracy w Kalifornii i tak trafiłam do ciebie.

– Z czego się ogromnie cieszę. Ale domyślam się, że rozstanie z narzeczonym sporo cię kosztowało.

– Nie należało do przyjemnych. Ale to już przeszłość.

– Czyżby?

– Zdecydowanie. – Pokiwała energicznie głową. – Po prostu… odkryłam, że firma Rogera wynajęła Silverado na wyjazd integracyjny. Roger przyjedzie tu za tydzień. – Na moment zamilkła, po czym wzięła głęboki oddech. – Chciałam, żeby na mój widok opadła mu szczęka.

– Rozumiem. – Przysiadł na skraju biurka. – A szczęka mu opadnie, możesz być pewna.

Kelly zmrużyła oczy.

– Próbujesz mnie pocieszyć?

– Chyba wiesz, że nie kłamię.

– Fakt. Przynajmniej ja cię na kłamstwie nie przyłapałam.

– Czyli minęło pięć lat od waszego rozstania i teraz chcesz, żeby Roger pluł sobie w brodę?

– O niczym bardziej nie marzę.

– Nie martw się; bez trudu to osiągniesz.

– Bo ja wiem? W pracy czuję się jak ryba w wodzie, ale świecie romansu jestem jak pijane dziecko we mgle.

– Gdybym mógł ci w czymś pomóc, to służę.

– Serio? – spytała z nadzieją w głosie.

– Oczywiście. – Pragnął tylko jednego: żeby wszystko było jak dawniej. Gdy Kelly poczuje się pewniej, wtedy skupi się na pracy i przestanie zamartwiać Rogerem.

– Och, to wspaniale! – ucieszyła się. – Przydałoby mi się kilka wskazówek od kogoś takiego jak ty.

– Kogoś takiego jak ja?

Uśmiechnęła się speszona.

– Tak, bo widzisz, jesteście bardzo do siebie podobni, to znaczy ty i Roger, więc chętnie poznałabym twój punkt widzenia…

– Podobni? W jakim sensie?

– Obaj jesteście silni, przystojni, pewni siebie, bezwzględni. Typowe samce alfa.

No tak, to by się zgadzało. Opis do niego pasował, szczególnie podobały mu się pierwsze dwa przymiotniki.

Kelly zamilkła, jakby zaskoczona swoim wywodem.

– Nic dziwnego, że zdaniem Rogera nie dorastałam mu do pięt – dodała po chwili.

Brandon zjeżył się.

– Jak to: nie dorastałaś?

– Nie byłam dość atrakcyjna.

– Nie żartuj.

– Sam mi to powiedział, kiedy ze mną zrywał.

Brandon poczuł nieprzepartą chęć wybicia Rogerowi zębów.

– Poważnie?

– Tak. Ale widziałeś, jak wyglądałam wcześniej. Byłam szarą myszką. Może nie odstręczającą, ale na pewno nierzucającą się w oczy.

Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Uświadomił sobie, że właśnie tak o niej myślał. Całe szczęście, że nigdy nie wspomniał o tym na głos.

– Zresztą wcale się Rogerowi nie dziwiłam. Rzeczywiście od niego odstawałam.

– Na korzyść – stwierdził Brandon. – Boże, co za palant.

Kelly roześmiała się.

– Jest palantem, ale nie ze swojej winy. Rodzina ma na niego ogromny wpływ. Zresztą to bardzo stara i szanowana rodzina. Przodkowie jego matki przybyli do Stanów na statku „Mayflower”.

– Pewnie jako członkowie załogi. – Brandon pokręcił głową. – Chcesz się pozbyć Rogera? Mogę wynająć płatnego zabójcę, który…

Wybuchnęła śmiechem.

– To cudowna propozycja, ale nie, dziękuję. Chcę tylko, żeby Roger pożałował swoich słów.

Brandon uważnie obserwował twarz Kelly.

– Sprawił ci ból.

– Nie. Powiedział prawdę i jestem mu za to wdzięczna.

– Wdzięczna? Za co?

– Że otworzył mi oczy.

– Na…?

– Na własne niedociągnięcia.

Brandon ponownie zacisnął pięści. Och, jak chętnie by go walnął. Bo zębów Roger już nie miał.

– I dlatego postanowiłam go odzyskać.

– Co takiego? – Po cholerę jej taki dupek? Chociaż Brandon nie znał człowieka, czuł do niego niechęć.

– Postanowiłam go odzyskać, stąd pomysł na moją metamorfozę. – Spojrzała ostentacyjnie na zegarek, jakby chciała zakończyć rozmowę. – Zamówić lunch, szefie?

Najwyraźniej wolała nie kontynuować tematu. W porządku. Ale Brandon nie zamierzał tego tak zostawić.

– Gdybyś mogła. Kanapkę z szynką. Kelly, obiecaj, że przyjdziesz do mnie, jeśli będziesz potrzebowała jakiekolwiek pomocy czy rady.

– Mówisz poważnie?

– Nie rzucam słów na wiatr.

Przez moment milczała, jakby toczyła z sobą wewnętrzną walkę.

– Jest jedna drobna rzecz – przyznała w końcu.

– Słucham.

– Chwileczkę. – Obróciła się na pięcie i pognała do swojego gabinetu. Wróciła dwadzieścia sekund później, trzymając w ręce firmową torbę drogiego sklepu z bielizną. Biorąc głęboki oddech, wyjęła z torby dwa skrawki materiału. – Które wolisz? Czarne stringi czy czerwone figi?

Tytuł oryginałów: How to Seduce a Billionaire

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2011

Redaktor serii: Ewa Godycka

Opracowanie redakcyjne: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2011 by Kathleen Beaver

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3033-9

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.