Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gdy Charlotte próbuje odnaleźć się w nowej roli, świat, który dopiero zaczęła rozumieć, znów się wali. Pojawia się wróg z przeszłości Lorenza – bezwzględny, nieprzewidywalny i żądny zemsty. Mroczne sekrety, które miały pozostać ukryte, wychodzą na światło dzienne, a Charlotte znajduje się w samym środku niebezpiecznej gry, której stawką jest nie tylko jej życie, ale i serce Lorenza.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 82
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projektant okładkiŹródło zdjęcia: Pixabay.com
© J. Black, 2025
© Źródło zdjęcia: Pixabay.com, projekt okładki, 2025
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
„Zatracenie” to krótkie opowiadanie osadzone w uniwersum historii Charlotte i Lorenza, stworzone z myślą o czytelnikach, którzy chcą poznać dalsze losy i wewnętrzne rozterki bohaterów. To osobna, lecz powiązana narracja, która pogłębia relacje i ukazuje nowe perspektywy znane z głównej historii.
Krew. Wszędzie była krew.
Biegłam boso przez ciemny korytarz, którego nie rozpoznawałam, choć podświadomie czułam, że już kiedyś tu byłam. Ściany szeptały złowieszczo, podłoga uginała się pod każdym krokiem, jakby oddychała. Cień rzucany przez migające lampy przypominał kształt noża — rozmazany, przekrzywiony. Coś było nie tak. Wszystko było nie tak. Usłyszałam trzask drzwi. Potem krzyk. Znałam ten głos.
— Nie! Proszę, nie! — ktoś błagał, łamiącym się tonem.
Zatrzymałam się. Serce dudniło mi w uszach. Wiedziałam, że powinnam uciec, odwrócić się, ale nogi niosły mnie dalej, jakby nie były moje własne. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam Lorenza. Stał tyłem, w cieniu, jego elegancki garnitur był nieskazitelny, oprócz jednej, świeżej, czerwonej plamy w miejscu, gdzie rękaw stykał się z dłonią. Na kolanach przed nim klęczał młody chłopak. Chłopak, którego dobrze znałam z przeszłości. W oczach miał łzy, z ust ciekła mu krew, ręce miał związane sznurem,
— Co ty robisz…? — wyszeptałam do męża, choć głos nie należał do mnie.
Lorenzo powoli się odwrócił. W jego oczach nie było nic. Żadnej złości. Żadnej radości. Tylko pusta decyzja.
— To musiało się stać — powiedział chłodno, jakby tłumaczył pogodę. — Obserwował cię, więc zginie. Wyjdź — rzucił szybko, a potem tak po prostu strzelił mu między oczy.
Spojrzałam na twarz chłopaka, ale krzyk, który wyrwał się z moich ust, nie przypominał ludzkiego dźwięku. Wszystko zaczęło się rozpadać — ściany, podłoga, sama rzeczywistość. Lorenzo zrobił krok w moją stronę, a z każdym jego ruchem korytarz skracał się, zapadał, jakby świat kurczył się wokół mnie. Cofnęłam się… i spadłam w pustkę. Obudziłam się z krzykiem, drżąca, zalana potem, a obok mnie spał spokojnie Lorenzo. Z tą samą obojętną twarzą, którą widziałam we śnie.
To nie był mój dom. To była złota klatka, do której trafiłam z przypadku i musiałam w niej pozostać do momentu, aż ktoś przestanie mieszać w moim życiu i zapomni o tym, że mój tata wydał policji wrogów. Tylko czy to było możliwe?
Dni mijały jeszcze bardziej monotonnie niż wcześniej. Wtedy miałam choć cień nadziei, że coś się zmieni, że czekam na ratunek, na ucieczkę, a teraz przyszłość jawiła się w szarych barwach. Wciąż tkwiłam w domu Lorenza, który trudno mi było nazywać moim.
Zamrugałam i poczułam intensywny zapach świeżo palonych świec, unoszący się gdzieś z dolnego piętra. Najpewniej od Keiry, która do późna analizowała sprawy, o których nie miałam pojęcia. I tak naprawdę nawet nie chciałam. A ja siedziałam tu z obrączką, która mimo tego, co wydarzyło się między mną a Lorenzem, ciążyła mi na palcu jak łańcuch.
Od ślubu minęły trzy tygodnie. Dwadzieścia jeden dni w tej willi, jako żona, gdzie każde uśmiechy Keiry i jej przyjezdnych kuzynek były zbyt wymuszone, a każdy korytarz prowadził donikąd. Mijałam pokoje, w których czekały na mnie same złe wspomnienia i zastanawiałam się nad tym, jak to mogło się aż tak skomplikować. Czy naprawdę na to zasłużyłam? Czy nie mogłam obudzić się z tego koszmaru, udawać, że to tylko bajka?
Żyłam z obcym człowiekiem. Owszem, Lorenzo uratował mi życiem tym, że związał się ze mną, ale myślami wciąż byłam w moim małym domu z tatą, który kochał mnie nad życie. Z moimi znajomymi, których teraz zabrakło, nawet z nauczycielami, których kiedyś nie znosiłam, a teraz tak bardzo chciałam ponownie zobaczyć. Tu widziałam jedynie wrogów. Zamknęłam oczy i przeniosłam się do ostatniego przyjemnego momentu sprzed aranżowanego małżeństwa i kłopotów taty. Oglądaliśmy jakiś serial i beztrosko się śmialiśmy. Kiedy ostatnio śmiałam się aż tak jak wtedy? Kiedy w ogóle to robiłam? To były naprawdę dobre czasy…
Spojrzałam w lustro w ciemnych ramach; wyglądałam zupełnie jak ktoś inny. Jedwabna koszula, którą dostałam jeszcze przed ślubem, miała metkę firmy, której nazwy nawet nie znałam. Moje włosy pachniały szamponem, na którego kupno wcześniej nie mogłam sobie pozwolić, a usta — wciąż pamiętały smak z nocy poślubnej, którą chciałam wyprzeć, a której nie mogłam zapomnieć. Nienawidziłam Lorenza. Za to, że od początku podejmował wszystkie decyzje za mnie. Za to, że znał każdy mój grymas, zanim ja go poczułam i przez ten niewielki czas zdążył rozgryźć wiele z moich zachowań. I za to, jak patrzył na mnie dziś rano… Miał w oczach ogień, którego nie chciałam oglądać, a jednocześnie to spojrzenie doprowadzało mnie do wstydu, bo zbyt mocno na nie reagowałam.
— Wstałaś wreszcie. — Głos Lorenzo, jak gdyby na zawołanie, zabrzmiał w drzwiach i wyrwał mnie z zamyślenia. Mój mąż stał oparty o framugę łazienki, bez koszulki, z tym uśmiechem, który był bardziej zagrożeniem niż zaproszeniem. — Mamy dziś spotkanie. Ubierz coś eleganckiego i bądź gotowa za godzinę. Jasne?
Spojrzałam na niego chłodno. Co on znowu wymyślił?
— Nie jestem twoją zabawką, Lorenzo. Nie możesz wciąż rozkazywać mi jak swojej ochronie, może mam inne plamy? Na przykład siedzenie tu i użalanie się nad tym wszystkim, co mnie spotkało. I przeklinanie, że nie zginęłam wtedy w samochodzie.
Natychmiast gniewnie zmrużył oczy, i wszedł powoli, zostawiając za sobą zapach żelu pod prysznic i własny. Ten, który mimowolnie mnie do niego przyciągał, choć nie chciałam się z tym pogodzić.
— Oczywiście, że nie jesteś moją zabawką, ale żona powinna słuchać męża, nie uważasz? W moim świecie nie ma waszego równouprawnienia, jesteś kobietą i powinnaś robić to, o co cię proszę.
— Nie słyszałam tego słowa w twoich ustach. Prędzej byś się udławił niż to powiedział — rzuciłam gniewnie i zacisnęłam palce na pierścionku, który tak absurdalnie błyszczał na mojej dłoni. Nie znaczyło to dla mnie nic. Po początkowych emocjach podczas strzelaniny, po obawie o własne życie i wyznaniu Lorenza podczas nocy poślubnej, przyszła codzienność, do której nie mogłam przywyknąć. Nie czułam się żoną. Nie czułam się związana z tym mężczyzną, a moja dusza wciąż rwała się do przeszłości i ludzi, którzy byli mi bliscy.
— To małżeństwo jest tylko na papierze — oznajmiłam.
Lorenzo zbliżył się na tyle, że mogłam poczuć bicie jego serca i ten przeszywający wzrok. Skubnął lekko moją wargę i przycisnął mnie do siebie, tak, że z moich ust mimowolnie wydarło się ciche westchnienie. Dlaczego znów ciało przejęło kontrolę nad moim rozsądkiem? Lorenzo uśmiechnął się i odsunął.
— W takim razie czas, żebym czasem przypominał ci, że papier zamienił się w rzeczywistość — szepnął na granicy słyszalności. — I pamiętaj, że ty też tego chciałaś, mam ci przypomnieć, co powiedziałaś w sypialni po napaści ludzi Michałkowa?
Pokręciłam głową.
— Byłam w złym stanie. Nie wiedziałam, co mówię. To… błąd.
— Czyżby? — parsknął. — Rozumiem, że wolisz życie poza tym domem. Pracę, szukanie nowego mieszkania, bo tamto spłonęło, i utrzymywanie się samej. Z poczuciem, że lada dzień ktoś wpakuje ci kulkę w głowę. Nadal jesteś na celowniku.
— Podobno małżeństwo miało mnie uratować — ironizowałam.
— I tak jest. Ze mną jesteś bezpieczna, ale Michałkow i jego pieprzony klan to szmiry i zdrajcy.
— Czyli co? — Uniosłam brew. — Jestem tak samo zagrożona? Nadal na mnie polują? Świetnie. Czyli twoje wysiłki poszły na marne, mogłeś wziąć za żonę kogoś z twojego świata. — Odwróciłam głowę w stronę okna. Jak on mnie denerwował… a jednocześnie przerażała mnie myśl, że bez niego byłam w niebezpieczeństwie. Już zawsze będę musiała się ukrywać?
— Żyjesz tylko dzięki temu małżeństwu, więc radziłbym ci jednak czasem zamknąć tą śliczną gębusię i wykazać trochę więcej wyrozumiałości.
Tym razem ton jego głosu był zupełnie podobny do tego, którym darzył swoich podwładnych. Miałam ochotę odburknąć coś jeszcze, ale narzuciłam po prostu szlafrok i ruszyłam w kierunku łazienki. Czułam na sobie jego wzrok. Wiedziałam, że odprowadza mnie aż zniknę z pola widzenia. Trzasnęłam ostentacyjnie drzwiami i usiadłam na brzegu malowanej wanny. Dziś nie miałam ochoty na prysznic, ciepła kąpiel na pewno nieco mnie zrelaksuje. Chciałam do swojego świata. Do moralności. Do zasad, które zawsze wyznawałam, zanim wszystko się rozpadło. Zanim tata… zginął. Ale czy ten świat jeszcze istniał?
Przyklęknęłam przy wannie i odkręciłam wodę, strumień był chłodny, ale nie zatrzymałam go, chciałam czuć coś innego niż wstyd i pustkę. Zdjęłam szlafrok i koszulę z ramion i weszłam do środka. Moje dłonie drżały, nie wiem czy z gniewu, czy z zawodu. Nie chciałam takiego męża. A może nie chciałam po prostu tej wersji siebie, którą on przy mnie budził?
Zanurzyłam się głębiej, aż po szyję, i zamknęłam oczy. Nie płakałam, łzy już niczego i tak by nie zmieniły. Od kilku tygodni byłam żoną Lorenza — potwora o błyszczących w słońcu oczach i głosie, który kiedyś mnie ocalił z samochodu, tylko po to, by zamknąć w swojej klatce.
Naprawdę na to zasługiwałam? Na rolę w bajce o bestii? Zacisnęłam powieki mocniej, bo zaczęły piec i ruszyłam w wędrówkę po znajomych skrawkach życia, którego już nie było. W oddali, we wspomnieniach, był mój śmiech, wypady ze znajomymi i marzenia, których już nigdy nie spełnię.
W sypialni czekała na mnie starannie przygotowana garderoba. Oczywiście wybrał je sam Lorenzo. Krótka czarna sukienka, marynarka i srebrna delikatna biżuteria. Jedyne co mi przychodziło na myśl po zobaczeniu tego, to kobieta mafijnego księcia, nie Charlotte. Odetchnęłam głęboko i założyłam to wszystko, zupełnie jak maskę na twarz, choć najchętniej wyszłabym po prostu w dżinsach i koszulce, bo zupełnie nie miałam ochoty na pokazywanie nawet skrawka ciała. Z drugiej strony nie miałam też ochoty na nieustanne kłótnie, więc dałam za wygraną.
Kiedy wyszłam z sypialni, Lorenzo stał już przy drzwiach. Opanowany, w czarnym garniturze, z zegarkiem wartym tyle, ile zarobiłby przeciętny człowiek przez kilkanaście lat. Jego spojrzenie błądziło po linii mojego dekoltu, ale niczego nie usłyszałam. Dziękowałam w duchu, że darował sobie jakiekolwiek uwagi i schodami zeszłam na dół.
Kiedy znaleźliśmy się we wnętrzu auta, siedziałam jedynie sztywno, z rękami splecionymi na kolanach. Z dnia na dzień było bardziej komfortowo, ale wciąż pozostał pewien dystans, który malał jedynie, gdy znajdowaliśmy się w łóżku.
Nie znałam miasta. A może po prostu znałam je tylko z perspektywy ofiary, która musi ukrywać się przed jeszcze gorszymi ludźmi. Dziś, po raz pierwszy od tygodni, jechałam samochodem jako ktoś, kto jest żoną Lorenza i nie musi się obawiać, że wyrzuci mnie z auta na pożarcie psom.
Czarny Maybach, nowy nabytek rodziny, sunął ulicami przywołując na myśl nasz wyjazd na strzelnicę. Co, gdybym wtedy nie chybiła? Jak potoczyłoby się moje życie, czy tata byłby bezpieczny? Obróciłam głowę w kierunku szyby i zagryzłam wargi, byleby się nie rozpłakać. Te rany bolały, te wspomnienia były nadal zbyt świeże.
— Dlaczego akurat restauracja? — zapytałam, przerywając ciszę i odkleiłam nos od widoku za oknem.
— Bo musimy być częściej widziani razem. Małżeństwo, które istnieje tylko w dokumentach, nie przekonuje ludzi. W szczególności tych, którzy chcą cię zabić — oznajmił bez emocji Lorenzo. Z jednej strony był do bólu pragmatyczny, z drugiej nie miałam pojęcia, czy za moment nie wybuchnie. Przez te tygodnie nauczyłam się, że uwielbia, kiedy ma władzę.
Przewróciłam oczami na tekst o zabijaniu i obróciłam się lekko w jego stronę.
— Czyli nadal jestem twoją żywą tarczą? Świetnie.
— Nie — odpowiedział zbyt szybko, ale nic więcej nie dodał, a ja przestałam wierzyć w jakiekolwiek słowa. Jego dłoń nagle znalazła się na moim udzie. Wzdrygnęłam się i odsunęłam, ale on jeszcze mocniej zacisnął ją w tym samym miejscu.
— Jesteś moja — warknął. — Musisz to zrozumieć. Nie myśl o przeszłości, która była przede mną. Tam nie ma powrotu i nawet we wspomnieniach nie powinnaś tego robić.
— Świetna rada. To może ty musisz przestać traktować ludzi jak rzeczy?
W jego oczach błysnęło wkurzenie i… rozczarowanie?
— Masz moje pieprzone nazwisko. Nie potrzebujesz nic więcej — powiedział chłodno. — To wystarczy. Chyba że mam cię zostawić i czekać, aż ktoś kolejny dobierze ci się do tyłka tak jak w rezydencji.
Wciągnęłam mocno powietrze. Poczułam się tak, jakbym dostała obuchem w głowę. To wspomnienie było zbyt okrutne. Jak mógł z tego żartować? Jak mógł to przywoływać?
— Zatrzymaj samochód — rzuciłam stanowczo.
Cisza. Jego noga na hamulcu nawet nie drgnęła.
— Zatrzymaj ten cholerny samochód! — krzyknęłam, uderzając dłonią w szybę. — Nie będę się z tobą nigdzie pokazywać. Po prostu nie. Jak możesz przypominać o tym, co się wydarzyło?
Auto gwałtownie zahamowało. Lorenzo złapał mnie za nadgarstek, zanim zdążyłam otworzyć drzwi i przywołał do porządku. — Bo nie zdajesz sobie pieprzonej sprawy z powagi sytuacji. Przestań robić sceny. Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko. Co znów?
— Bo nim jestem? Mam dopiero osiemnaście lat! A ty zabrałeś mi wszystko… — Przełknęłam nerwowo ślinę, szukając kolejnych słów, ale nie dał mi dokończyć.
— Charlotte, nie masz pojęcia, na co się porywasz, próbując mnie prowokować, więc albo się uspokoisz, albo skonfrontuję cię z niemiłą rzeczywistością.. Bardzo, kurwa, niemiłą.
— A ty nie masz pojęcia z kim się ożeniłeś! To nigdy nie powinno się wydarzyć! — wyrzuciłam z siebie.
