Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie ma nic smutniejszego niż samotne dzieciństwo
Kilkunastoletnia Majka ma wszystko, o czym inne dzieci w jej wieku mogą tylko pomarzyć – a przynajmniej tak twierdzą dorośli. Dziewczynka i jej młodszy brat ciągle słyszą, że są kochani oraz najważniejsi. Nikt jednak nie widzi, że ich rodzice zajmują się głównie spełnianiem własnych marzeń lub ambicji, nie darząc dzieci wystarczającą uwagą oraz czułością. Z tego powodu Majka coraz bardziej zamyka się w sobie. Swoje przeżycia, pragnienia i myśli przelewa na papier, tworząc rysunki idealnej rzeczywistości, w której nie brakuje dobrych, opiekuńczych dorosłych oraz jej ulubionych kwiatów – niezapominajek…
„Zapomimajka” to poruszająca książka, która pozwala spojrzeć na świat oczami dziecka. Ta wzruszająca powieść skłania do chwili refleksji i wyciągnięcia własnych wniosków na temat wychowania, dzieciństwa, a także samotności.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 256
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Leszek Posiewała
Zapomimajka
Rodzice zawsze mi powtarzają, że mnie kochają. Nie muszę się o nic martwić, oni wszystko robią, żebyśmy ja i Maciek – mój młodszy brat – mieli lepiej. Nasze dzieciństwo jest inne niż ich, oni w naszym wieku niczego nie mieli – w telewizji kiepsko, komputerów jak na lekarstwo. Świetnie się bawili ze swoimi rówieśnikami, wystarczało im kilka patyków i różnych przedmiotów, żeby miło spędzać czas. Nie to co my. Mamy wszystko i wszystko jest nowe. Rodzice kupują nam rzeczy, których nawet nigdy nie użyłam ani się nie nimi bawiłam. Niektóre nawet są nierozpakowane. Oni tego nie mieli, ale my mamy. Powtarzają nam, że możemy z nich korzystać, kiedy chcemy. Tylko po co? Z bratem mogę się pobawić przez chwilę, on zaraz się nudzi i idzie grać na komputerze lub komórce. Mnie wystarczy ołówek i kawałek kartki, na której mogę narysować wszystko, co chcę. Mamę i tatę też. Przynajmniej wtedy mam ich blisko siebie. Są wtedy razem z nami, śmieją się i nawet bawią się z nami. Nawet w te gry i zabawy, których my podobno nie znamy. Stale powtarzają, że nam zazdroszczą, woleliby się urodzić w tych czasach, kiedy to wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Oni mogą wszystko kupić. Mamy najnowocześniejszy sprzęt, ale ciągle się zastanawiam, kiedy będzie taki, który będzie mógł rozmawiać z dziećmi.
Na szczęście raz w tygodniu przychodzi babcia Jasia, mama taty. Nie pracuje w piątki po południu. Przynajmniej wtedy opowiada nam w salonie historie swoich pacjentów, a ja mogę sobie wówczas rysować, ile chcę. Jest zawsze przy nas, wtedy nawet Maciek przestaje grać i siedzi z nami cały czas. Jak tak sobie leżę i rysuję, mogę zadawać pytania. Babcia za każdym razem na wszystkie odpowiada, nawet na te głupie, jak mówią rodzice. Jemy również lody, moje ulubione – bakaliowe. Nigdy nie wiesz, na jaką bakalię możesz natrafić. To taka niespodzianka, niespodziewany gość – smak w ustach, który sprawia ci radość i jest z tobą. Szkoda, że babcia ma pozostałe dni zajęte. Musimy spędzać czas sami lub w towarzystwie studentek, które się uczą, nie pamiętam czego, tylko stale mówią, że mają mnóstwo nauki i nie powinniśmy im przeszkadzać bez powodu. Dobrze, że dają nam jeść. Sama próbuję czasami coś przygotować, ale mi nie wychodzi. Zapominam czegoś dodać i wychodzi mi coś, czego nie da się zjeść. Przy studentkach rysuję sobie zdjęcia naszej rodziny w różnych miejscach na świecie, które widzę w albumach i przewodnikach turystycznych. Mama i tata często obiecują nam, że pojedziemy to tu, to tam, tylko jak będą mieli więcej wolnego czasu. Na moich rysunkach codziennie jesteśmy w innym miejscu. Raz nawet, ze trzy lata temu, byliśmy na Antarktydzie w towarzystwie wielu pingwinów. To była niesamowita przygoda.
Czasami chciałabym, żeby rodzice zobaczyli, co mam w moich zeszyto-albumach. Wiedzą, że lubię sobie rysować, ale nigdy nawet nie chcieli zobaczyć, co stworzyłam. Kilka lat temu, dziewczyna, która się nami opiekowała, Basia, studentka nauczycielstwa, stwierdziła, że powinnam rysować, bo bardzo dobrze mi to wychodzi. Ktoś pierwszy raz powiedział, że coś potrafię. Niestety nie była z nami zbyt długo, raz przyszła chyba chora, bo nie mogła utrzymać się na nogach i upadła. Zwymiotowała dwa razy i tak leżała, dopóki nie przyszedł tata i nie pomógł jej wstać. Z bratem nie daliśmy rady. Rodzice nie odpowiadali na nasze telefony, przecież byli w pracy. W końcu usnęliśmy w swoich łóżkach bez obiadu i kolacji. Zjedliśmy tylko słone paluszki, kabanosy, żelki i dwie paczki cukierków. Na wyższe półki baliśmy się wspinać. Już nigdy więcej nie widziałam Basi, z którą tak dobrze mi się rozmawiało.
Późniejsze panie do opieki nie interesowały się nami, ale przynajmniej z nami były. Mogliśmy zawsze zjeść, odrobić przy nich lekcje i odpowiadały nam na nasze pytania o to, kiedy wrócą rodzice. Nie pamiętam imion tych opiekunek. Oprócz Basi. One też często mylą nasze imiona. Temu akurat się nie dziwię, bo ich też szybko wylatują mi z głowy. Zastanawiam się, jak sobie kiedyś poradzę. Głupio będzie zapomnieć imiona swoich najbliższych, mojego męża, nie mówiąc o dzieciach. Mama zawsze mi powtarza, ile to ona musiała poświęcać czasu na pomoc w domu. Ja mam lepiej. Żadnych obowiązków, bo jakaś pani przychodzi i sprząta, kiedy nas nie ma. Ona, mama, nie miała tego, co ja. Teraz musi wszystko nadrabiać.
Ostatnio wzięła moją hulajnogę i zaczęła jeździć z sąsiadką na zajęcia jogi, które odbywają się w poniedziałki i czwartki. W pozostałe dni jeździ samochodem, bo jest daleko. Kino we wtorki, basen w środy, w piątki wypad z przyjaciółkami. W soboty jeździ do spa. A w niedzielę po obiedzie jadą z tatą do znajomych. Ja mogę sobie wybierać różne zajęcia, ale mi się nie chce. Chodzę na kółko plastyczne. Mogę tam rysować, ale pani Plastykowa, jak wszyscy na nią mówią, woli rzeźbę i wyklejanki. Wyklejanki i wycinanki też lubię. Ale nie cierpię bawić się w glinie ani robić rzeźb z papieru. Pani Plastykowa często na mnie krzyczy, że nie trzymam się zasad. Tych, o których ciągle nam mówi. Chwali mnie, że mam dobrą technikę, ale ona rysowałaby w inny sposób. Gdybym posłuchała jej zasad w zeszłym roku, nie wygrałabym konkursu w Osiedlowym Domu Kultury. Narysowałam dwoje dzieci czekających przy oknie. Jak powiedziała pani, która wręczała mi główną nagrodę – album o malarstwie Prerafaelitów – nigdy nie widziała tylu emocji na twarzach dzieci. Dopatrzyła się nawet kropelek łez w oczach dziewczynki, które wcześniej zostały wyśmiane przez panią Plastykową.
Mój tata od zeszłego roku musi jeździć do pracy do innego miasta. Przyjeżdża tylko w weekendy. Soboty spędza w swoim gabinecie na strychu, gdzie przygotowuje się na kolejny ciężki tydzień. Razem z Maćkiem mamy tam wtedy zakaz wstępu. Siedzi z nami przy obiedzie, czasami się zapyta, jak leci. Często nawet nie usłyszy naszych odpowiedzi, bo szuka czegoś w komórce lub w gazecie, którą tylko w domu może sobie poczytać. Musi nadrobić zaległości w kwestii tego, co się dzieje w świecie. Potrzebuje być gotowy na rozmowę z innymi ludźmi i mieć tematy do rozmowy. Po obiedzie idzie pobiegać. Lubi sam biegać, wtedy ma czas na przemyślenia i słuchanie muzyki na jakimś mikroskopijnym urządzeniu, którego nazwy nigdy nie pamiętam i o które zawsze zapominam się zapytać. Przynajmniej wieczorami, jak mawia tata, siedzi z nami na sofie w salonie. Ja po lewej, Maciek po prawej, a czasami i mama, jak wróci wcześniej, i oglądamy razem film. Nie przeszkadza nam to w ogóle, że tata cały czas śpi. Siedzimy czasami do północy, dopóki się tato nie przebudzi. Mój brat kłamie, że film wciąż trwa, i tak mamy jeszcze chwilę czasu razem z rodzicami, bo mama też ogląda, jak mówi – z zamkniętymi oczami, bo woli wsłuchiwać się w film.
Wieczorami czekam, aż ktoś zajrzy do mnie do pokoju. Wiem, że studentki się uczą lub piszą do kogoś na komórce. Niestety nikt mi nie poczyta książki. Sama nie lubię czytać. Wolę jak ktoś mi czyta, ale nie z płyty czy aplikacji. Ktoś musi być koło mnie, muszę czuć jego obecność i mieć możliwość o coś zapytać. Kiedyś jedna studentka, też chyba nauczycielstwa, opowiadała o tym, jak ważne jest czytanie dzieciom. Dowiedziała się tego na wykładzie i powiedziała, że wypróbuje to na mnie. Niestety po trzech wieczorach nie wytrzymała, zaczęła krzyczeć, że nie mogę stale zadawać jej pytań. Ona nie może się skupić na czytaniu, cały czas jej przeszkadzam i przez to ja też na tym tracę. Za karę nie czytała mi już nigdy więcej. Raz mi powiedziała, że gdyby wszystkie dzieci były ciekawskie tak jak ja, to zastanawiałaby się, czy zostać nauczycielką. Dzieci mają słuchać nauczycieli i nie zadawać niezliczonych pytań. Ona jest od tego, żeby przekazać wiedzę. Było mi przykro, że być może przeze mnie nie będzie pracować w szkole. Pewnie teraz uczy gdzieś spokojne dzieci, które jej nie przeszkadzają. Nigdy nie chciałabym być nauczycielką. Jak można nie rozmawiać z dziećmi? U nas w szkole tylko nieliczni chętnie to robią. Pani Plastykowa mówi nam, co się jej nie podoba. Mówi, że wie lepiej, bo ma kilkuletnie doświadczenie, i wie, jak wszystko powinno wyglądać. Dzieci muszą się jeszcze dużo nauczyć. Uwielbiam natomiast pana od geografii. On zadaje nam pytania, słucha naszych odpowiedzi i rozmawia z nami o różnych zjawiskach. Bardzo lubię dyskutować o krajach, które wcześniej widziałam w moich albumach i przewodnikach turystycznych. Raz pan pochwalił mnie za ładny rysunek na sprawdzianie, dostałam za to dodatkowy punkt i dzięki temu miałam ocenę dostateczną. Teraz zawsze rysuję coś ciekawego na teście lub w zadaniu domowym. Pan mnie chwali i mówi, że mogłabym zostać kratografką. Nie wiem, kto to jest, ale może nią zostanę. Oby nie było to rysowanie kratek w zeszytach, ale nie chciałabym tak pracować jak moi rodzice.
Mojemu bratu nie przeszkadza, że ich ciągle nie ma w domu. Cieszy się, że może grać, ile mu się podoba. Raz mi powiedział, że przeszedł kolejny etap jakiegoś stratega o trzeciej w nocy. Cieszył się, że tego dokonał, bo próbował to osiągnąć od kilku tygodni. Nie wiem, na czym ta gra polega, ale musi wymagać niesamowitych umiejętności, by przejść na kolejny poziom, który – jak mówi Maciek – jest „mega” trudny.
Wczoraj nie spał w nocy. Powiedział rodzicom, że źle się czuje i będzie chory. Musiałam iść sama do szkoły. Czasami się boję, że się zgubię. Kiedy idziemy razem, nigdy nie patrzę, jak idziemy. Zawsze rozmawiamy, bo przynajmniej wtedy Maciek nie gra na komórce. Rok temu, gdy był na dwudniowej wycieczce, zgubiłam się. Poszłam o dwie ulice za daleko. Zapomniałam skręcić w lewo przy przychodni. Spóźniłam się na drugą lekcję. Nie pamiętam, co powiedziałam pani wychowawczyni. Trochę na mnie nakrzyczała, że jak tak dalej będzie, to się nie znajdę. Po chwili dodała: „w następnej klasie”. Cała klasa śmiała się ze mnie, nawet Zuzia, którą lubię najbardziej. Zapytała się mnie na przerwie, jak mogę być taka głupia, żeby nie trafić do szkoły, do której chodzę od tylu lat. Nic jej nie odpowiedziałam. Ona dalej mówiła, jaka to ja jestem. Nie słuchałam jej wcale. Rysowałam w myślach. Jak tylko wrócę do domu, narysuję zagubioną na pustej drodze donikąd dziewczynkę i przykleję ten obrazek na lodówce. Może ktoś mnie zapyta, co to za rysunek. Tak jak ostatnio tato zapytał się, dlaczego ten facet na kartce nie bawi się ze swoimi dziećmi i jest taki wycofany. Nie pamiętam, co mu odpowiedziałam. Nie pamiętam. Pamiętam tylko, że machnął ręką i powiedział, że ten rysunek jest dziwny i takie sytuacje nie mają miejsca. On przynajmniej spędza z nami czas.
A, zapomniałam się przedstawić. Mam na imię Majka. Niektórzy mówią na mnie Zapomimajka. Bardzo lubię to przezwisko, bo kojarzy mi się z moimi ulubionymi kwiatkami – niezapominajkami. Widziałam je w albumie kwiatów, który dostałam jako nagrodę w konkursie wielkanocnym pt. „Moje święta w rodzinnym gronie”. Narysowałam rodzinę pisanek przy wspólnym stole. Najbardziej spodobało się małe jajeczko przystrojone w małe niebieskie kwiatuszki – niezapominajki alpejskie, stojące obok stołu i próbujące zwrócić na siebie uwagę.
Rodzice postanowili odpocząć. Jak tylko to usłyszałam, zaczęłam przynosić im różne przewodniki turystyczne, które były w moim pokoju. Poprzeglądali je trochę. Mama jednak zdecydowała, że polecą na Ibizę. Tam są dyskoteki non stop. Nawet się ucieszyłam, że będę mogła sobie potańczyć. Mój brat też lubi ruszać się w rytm muzyki. Co jakiś czas mamy napad tańczenia, tańczymy tak długo, aż nie możemy poruszyć nawet małym palcem u nogi. Mamy niezłą frajdę. A taniec na wyspie i to w dyskotece to byłoby coś. Maćka nie było w domu, poszedł do swojego kolegi, Miłoszka, bo razem robili jakiś projekt z historii – wyklejanka królów polskich. Zaczęli od Mieszka, mimo że im mówiłam, że to chyba jego ojciec, Bolesław Chrobry, był pierwszym królem. Nie pamiętam dobrze, to było tak dawno temu.
Pełna entuzjazmu zaczęłam czytać ciekawostki dotyczące Ibizy, że ciepło, że słonecznie, cudne plaże i luksusowe hotele. W myślach widziałam siebie wkładającą różne rzeczy do mojej niebieskiej walizki. To klapki w kwiatuszki, to strój w małe kółeczka, to sukienkę w niezapominajki, którą dostałam od babci Jasi na urodziny. Zeszyt do rysowania widoków, ołówki oraz temperówkę. Wiele innych rzeczy miałabym już w walizce, gdyby mama nie powiedziała, że ona jedzie tylko z tatą. Byłam w szoku. Chciało mi się płakać, kiedy to usłyszałam. Dlaczego jadą sami? Przecież to mógłby być przecudowny rodzinny wyjazd.
Poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam rysować dwoje dzieci pozostawionych w łódce na środku jeziora na tle zachodzącego słońca. Tato przyszedł do mojego pokoju po godzinie, nawet nie spojrzał na rysunek, tylko zaczął wyjaśniać. Potrzebują z mamą odpocząć, cały czas bardzo ciężko pracują, żebyśmy nigdy nie narzekali i żeby nam niczego nie brakowało. Mają mało czasu dla siebie, a taki wspólny wyjazd, wyjazd we dwoje, to niepowtarzalna okazja do spędzenia czasu razem. Powinniśmy ich zrozumieć, ja z Maćkiem mamy tyle czasu wolnego – popołudnia, weekendy, przerwy świąteczne, ferie i wakacje. Możemy spędzać go w swoim towarzystwie i dodatkowo jeszcze z nimi, kiedy tylko oni mogą. Mamy zawsze zapewnioną opiekę, zresztą ja już jestem na tyle duża, że sama mogłabym zaopiekować się młodszym bratem. Kiedy byli w naszym wieku, rodzice się o nich nie troszczyli, oprócz tego, że byli. Ale to nie to samo. Nie mieli możliwości, by spełniać marzenia. Teraz mogą to zrobić i dodatkowo nasze marzenia też mogą być spełnione. To miłe, tylko nie pamiętam, czy ktoś mnie pytał, o czym marzę. Babcia raz się mnie zapytała, kim chcę zostać. Odpowiedź, że rysowniczką, nie przypadła jej do gustu. Powinnam, według niej, być lekarzem. To jest zawód, który może przynieść wiele korzyści i uznanie. Nie wiem, po co by mi to było, ponieważ nie lubię uczyć się o przyrodzie. Nie rozumiem. Mogę rysować wnętrza zwierząt czy inne zjawiska. Nawet moi nauczyciele mnie za to chwalą. Zostanie lekarką to uczenie się cały czas, a ja lubię rozmawiać z ludźmi i chcę, żeby ktoś się mną interesował.
Tato wyszedł z mojego pokoju z rękoma skrzyżowanymi na głowie. Ostatnie jego słowa dotyczyły tego, że tak się stara dla całej rodziny, a ja go nie mogę zrozumieć. Stwierdził, że sama się przekonam, jak to ciężko być rodzicem, kiedy będę miała swoje dzieci. Nie wiem, czy będę je miała. Wiem, że na pewno je narysuję. Będą cudowne i będę z nimi rozmawiać, chociaż nie będą mogły mi nic odpowiedzieć, będą zadowolone, że ktoś poświęca im swoją uwagę i się o nie troszczy i martwi. Będę mogła mieć dowolną liczbę narysowanych dzieci i każde będzie zadbane, chociaż może nie będę pamiętała ich imion. Będę za to z nimi rozmawiać.
Do pokoju weszła mama. Wyglądała, jakby stało się coś strasznego. Jak się po chwili dowiedziałam, jestem samolubna i tylko myślę o sobie. Tato płacze, że kiedy ma możliwość wyjazdu rodzinnego z żoną, to jego ukochana córka nie podziela jego radości. Mamie też, jak dodała, należy się chwila oddechu. Ona nie miała czasu na zabawę. Wtedy nie było to wcale łatwe. Bycie żoną i matką – tak, w takiej kolejności – sprawiało, że musiała zrezygnować z przyjemności i teraz na pewno nikomu nie pozwoli zabronić sobie tego, czego pragnie – zabawy i czasu dla siebie. Chciałaby, żebym ją zrozumiała, i tatę też. Mało kto ich rozumie. Wszyscy zarzucają im, że się nie zajmują nami w odpowiedni sposób. Jak się nie zajmują? Przecież wszystko, co chcemy, to mamy. Każdy gadżet, modne ciuchy, na każde zajęcia możemy się zapisać, tylko nie chcemy. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że będę potrzebowała korepetycji z matematyki. Trzecia jedynka z rzędu nie wróży pozytywnej oceny na koniec półrocza. Nawet jeszcze o tym nie wspomniałam mamie, ponieważ pogorszyłabym sytuację i osłabiłabym jej entuzjazm przed wyjazdem. Nie chcę, żeby mama pojechała zdenerwowana na Ibizę i uprzykrzała tacie czas martwieniem się o mnie i moje beznadziejne matematyczne położenie. Po co jej to. Nie musi myśleć o mnie na Ibizie, że nie pamiętam wzorów i zapominam tabliczkę mnożenia. Uważam, że nie mam potrzeby się jej uczyć. Kalkulator mam nawet w komórce, nie mówiąc o książce Kompendium wiedzy, która czasami jest lepsza od mojej nauczycielki z matematyki, pani Gąski, którą przezywamy Balbinka. Przynajmniej tego nie zapomniałam. W przeciwieństwie do osiem razy siedem, przez co zostałam wyśmiana przez klasę i panią Gąskę. Czułam się zasyczana przez nią i jej stado, kiedy ktoś lub coś się im nie spodoba.
Trudno, przeżyłam to upokorzenie, matematyka nie będzie rządzić moim życiem. Mogę narysować koło, kwadrat czy niesamowity trapez, ale wzorów nie zapamiętam. Nikt mnie nie zmusi.
Mamy też nikt nie zmusi do zmiany decyzji. Już nie może się doczekać. Słyszę, że szuka kogoś do opieki nad nami. Zapewnia, że dobrze zapłaci; czyli to nie będzie babcia Jasia, tylko ktoś obcy. Może ktoś nowy, kto będzie chciał z nami rozmawiać. Niestety, przyjdzie ta studentka, co ma problemy z chłopakiem, który raz nas odwiedził. Nie był taki straszny. Wyszedł szybko, bo Maciek chciał z nim grać w najnowszą grę. Pomysł nie przypadł mu do gustu. Pragnął spędzić czas ze swoją dziewczyną, a nie z jakimś bachorem. Inaczej byłoby, gdyby to chociaż był jej dzieciak. Ale obciach. Tak powiedział, nie zapomniałam. Lubię słowa, których nie znam i które brzmią dziwnie. Powinnam być mamie wdzięczna, że tak szybko ktoś zdecydował się zająć tak niewyrozumiałym dzieckiem jak ja. Kto jak kto, ale ona mi tego nie zapomni i oby nie miała przeze mnie zepsutego wyjazdu. Może, jak powiedziała, uratują ją darmowe drinki i tańce na dyskotece. Dobrze, że nie powiedziałam jej o jedynkach od Gąski. Może nie wyszłaby z hotelu przez cały wyjazd i po jej powrocie miałabym przewalone, a tak to przynajmniej może ten alkohol ją znieczuli.
Wychodząc, spojrzała na mój rysunek z dziećmi na łódce i stwierdziła, że te dzieci są nieźle głupie, żeby same wypłynąć łódką na środek jeziora, kiedy zaraz będzie robić się ciemno. Ona do takiej łódki by w życiu nie wsiadła, jeszcze z dziećmi. Z tatą to może tak. Ale po co z dziećmi, zaraz by nam się chciało siku lub coś zjeść. Same zmartwienia na środku jeziora. Mama po chwili wróciła do mojego pokoju i powiedziała, że bierze moją niebieską walizkę, bo szkoda jej tej eleganckiej. Nie chce, żeby się zniszczyła. Tyle wydała na nią pieniędzy. W tanich liniach lotniczych rzucają walizkami gdzie popadnie. A moja jest już stara i może na kolejne urodziny dostanę nową. Ja nie chcę nowej. Chcę moją niebieską. Nie wyobrażam sobie, że moja walizka pojedzie na Ibizę beze mnie. Dlaczego przegrałam z moją walizką? Bo nie zadaje pytań, nie trzeba jej odpowiadać i będzie siedzieć w kącie przez cały wyjazd, bez plątania się między nogami. Nie trzeba będzie się nią zajmować. Trudno…
Tato przy kolacji przeglądał atrakcje, jakie oferuje hotel, w którym się zatrzymają. Narty wodne, jazda na bananie, wycieczki objazdowe wynajętym samochodem – wszystko za niewielką opłatą. Ucieszyli się, że wreszcie będą mieli czas dla siebie. To ważne, tak rzadko mogą robić coś wspólnie. Bez dzieci będzie im o wiele lepiej. Dla nas też będzie lepiej, bo będziemy mogli sobie od nich odpocząć i naprawdę za nimi zatęsknić, jak to potwierdzili jednocześnie. Ich rodzice rzadko kiedy wyjeżdżali, bo wtedy nie było tak łatwo, a my będziemy mogli nacieszyć się wolnością. Tydzień wolnego bez mamy i taty w czasie roku szkolnego to jak podwójne wakacje bez kontroli i pełen luz. Chociaż liczą na nasz rozsądek i zaangażowanie w sprawy szkolne. Oni nigdy szkoły by sobie nie odpuścili. Nauka jest najważniejsza. Chcą, żebyśmy sami brali sprawy w swoje ręce. Im nikt nie pomagał, radzili sobie sami. My mamy o wiele lepiej. Powinniśmy się cieszyć, że tak jest. Oprócz nauki będziemy mieć zapewnioną opiekę. Dodatkowo dadzą studentce trochę więcej pieniędzy, żeby nas wzięła do kina, na pizzę lub kręgle. Spędzimy razem czas i powinniśmy być z tego zadowoleni. Tylko, że ja nie lubię filmów, wolę hamburgery i skoki w parku trampolin. Może studentka da się przekonać, w co wątpię, bo zawsze trzyma się tego, co powiedzieli jej moi rodzice. Taki plan i ona jest z tego rozliczana. Jak wtedy, kiedy poszliśmy do wesołego miasteczka i zmuszona byłam do przejażdżki na diabelskim kole. Prosiłam, żebym nie musiała tam iść. Obiecałam, że powiem rodzicom, że byłam. Pamiętam, jak wchodziłam do wagonika. Obudziłam się na moim łóżku. Plan został wykonany, tylko nie wiem, jak trafiłam do domu. Studentka pewnie nieźle przekupiła mojego brata. Nie pisnął ni słowa ani mnie, ani rodzicom.
Maciek to moje przeciwieństwo. Nikt nie będzie się wtrącał, w co gra. Może znowu przekona studentkę, że jest chory. Jak mówi, wyczytał gdzieś, co trzeba zrobić, żeby wyglądać na chorego. Jest w tym świetny, raz sama się nabrałam i zmartwiłam, że coś poważnego mu dolega. Poprosił mnie wtedy o zachowanie tajemnicy. Nie musiał. I tak bym zapomniała. Rodziców na pewno by to nie zainteresowało. Tylko zakłóciłabym im spokój, którego tak potrzebują w domu, kiedy są bardzo zmęczeni. Ciekawa jestem, czym mogłabym ich zainteresować, żeby zaczęli się mnie o coś wypytywać. Jeszcze mi się nie udało. Chyba że nie pamiętam, ale wątpię. Takich rzeczy się nie zapomina.
W sobotę będziemy sami, dopóki studentka nie skończy zajęć na drugim kierunku, który robi zaocznie. Obiad mamy sobie odgrzać w mikrofalówce. Babcia Jasia ma nam go przygotować w piątek wieczorem. Dobrze, że Maciek pamięta, jak obsługuje się to magiczne urządzenie. Ja nie próbuję. Widziałam kiedyś gdzieś, co może się stać z mikrofalówką. Nie chcę tego przeżyć. Może to i dobrze, że będziemy sami. On sobie pogra, a ja narysuję podróż mojej niebieskiej walizki. Może powstanie komiks pod tytułem Walizka na Ibizie. Tylko komu ja go pokażę?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Zapomimajka
ISBN: 978-83-8313-931-9
© Leszek Posiewała i Wydawnictwo Novae Res 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Magdalena Białek
KOREKTA: Angelika Kotowska
OKŁADKA: Magdalena Czmochowska | grafika na okładkę została stworzona przy pomocy AI
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek