Zanim odejdę - Rebelia White - ebook + książka
NOWOŚĆ

Zanim odejdę ebook

White Rebelia

4,3

452 osoby interesują się tą książką

Opis

Blair przez całe życie była więźniem własnych emocji, ukrytych pod ciężarem oczekiwań ojca. Po zdradzie chłopaka, która łamie jej serce dziewczyna decyduje się na chwilową ucieczkę do Portland. Z przyjaciółką Cheryl szuka spokoju i wolności, przyjmując fałszywe imię, które pozwala jej poczuć się kimś innym. Kimś wolnym. W tej nowej rzeczywistości spotyka Landona – młodego, przystojnego prawnika, który zdaje się widzieć ją taką, jaką naprawdę jest. W jego towarzystwie Blair wreszcie czuje się żywa, zrozumiana, jakby na moment mogła porzucić wszystkie maski oraz trudną przeszłość i być po prostu sobą. Jednak ta sielanka nie trwa długo. Brutalna rzeczywistość szybko wraca, a Blair musi wrócić do swojego starego życia. Dwa lata później, na ślubie siostry, okazuje się, że Landon, mężczyzna, który zawrócił jej w głowie, niebawem stanie się częścią świata, od którego tak zaciekle próbowała uciec. Czy Blair zdoła poradzić sobie z uczuciami, które ją przerastają? I czy będzie w stanie wybrać między obowiązkami a pragnieniami, które z każdą chwilą stają się silniejsze?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 363

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (7 ocen)
4
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karolinakita

Nie oderwiesz się od lektury

Wow, ale emocje!!!
10
Grazia54

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo emocjonująca i jednocześnie piękna historia. Gorąco polecam.❤️❤️❤️❤️
10
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam bardzo serdecznie
10
Zofijka57

Dobrze spędzony czas

Ciekawy temat (choroba dwubiegunowa)ale lepiej by sie czytalo bez rozwleklych, czesto powtarzajacych sie opisow.
00
YerbaMic
(edytowany)

Z braku laku…

Pomysł na fabułę tej książki to żaden piękny romans. Płytkie, powtarzalne, nielogiczne i jak dla mnie niesmaczne zachowanie głównych bohaterów. Nic wartego polecenia, chyba że ktoś lubi motyw zdrady.
013



Copyright ©

Rebelia White

Wydawnictwo White Raven

Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved

Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własność autora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymi oraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.

Redaktor prowadzący

Ewa Olbryś

Redakcja

Dominika Surma @pani.redaktorka

Korekta

Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa

Skład i łamanie

Anna Hat @_anislowa

Okładka

Marcin Olbryś

www.wydawnictwowhiteraven.pl

Numer ISBN: 978-83-68175-51-6

Dla tych, którzy czują mocniej, myślą zbyt intensywnie i kochają z całych sił. Nie jesteście sami. Wasze emocje mają znaczenie.

Nate przeglądał się w lustrze, kiedy mama w kuchni przygotowywała sobie kolejnego drinka. Siedziałam w milczeniu na ostatnim drewnianym stopniu starych schodów, opierając głowę o chropowatą powierzchnię ściany. Farba od dawna się łuszczyła, a jej odłamki zdobiły rozpadające się schody. Praktycznie każdy kąt w domu wymagał naprawy, ale zdawało się, że tacie nic nie przeszkadza. Rzadko się pojawiał, a kiedy już to robił, najczęściej nie zwracał na nic uwagi. Wydzierał się na mamę, a mnie kazał iść do siebie. I wcale nie przejmował się tym, że w moim pokoju jest zimno. Zresztą nie lubiłam być sama. Samotność była dla mnie największą karą. Kiedy człowiek jest pozostawiony sam sobie, jego myśli atakują z tak potężną siłą, że niełatwo jest się im oprzeć. Czasami cichy szept skłania do złych uczynków, podpowiada, co powinnam zrobić. I nie zawsze jestem w stanie odróżnić, kiedy powinnam go wysłuchać.

– Gdyby coś się stało, zaraz do mnie dzwoń – rzucił Nate z przejęciem w głosie. Ukradkiem wychylał się w stronę kuchni, zerkając na roztańczoną sylwetkę mamy. Westchnął cicho i znów spojrzał na mnie. – Dobrze? – dodał i zrobił kilka kroków w moim kierunku.

Wstałam, odpychając się od drewnianej powierzchni schodów, i pokiwałam głową. W jego głosie wybrzmiewało zaniepokojenie.

– Dobrze – odparłam luźno i objęłam brata w pasie, chcąc rozładować napięcie, które wylewało się z jego ust przy każdym słowie.

– Obiecujesz? – upewnił się.

– Tak, Nate, obiecuję.

– Gdyby mama zachowywała się dziwnie… – Urwał, jakby bał się dokończyć zdanie.

Uniosłam głowę, patrząc na zatroskaną twarz Nathaniela.

– Po prostu zadzwoń do mnie – powiedział, ścierając z mojej twarzy resztki łuszczącej się ze ścian farby.

Mama, nucąc coś pod nosem, podeszła do nas i szybkim ruchem objęła syna. Miała dobry humor, śmiała się i nikt nie wiedział nawet dlaczego. Lubiłam, kiedy była szczęśliwa, choć czasem jej emocje były dla mnie przytłaczające i niezrozumiałe.

Mimo pozytywnego nastawienia kobiety Nate skrzywił się lekko, kiedy uścisnął jej drobne ciało.

– Baw się dobrze, kochanie! Tylko proszę, uważaj… jestem za młoda na bycie babcią! – Zachichotała cicho i się cofnęła. Objęła mnie za ramię i skinęła w stronę chłopaka.

– Dobrze, mamo – odparł, śmiejąc się cicho pod nosem. Pochylił się i ucałował ją w czoło, a następnie zwrócił się do mnie: – Pamiętaj, o czym rozmawialiśmy – mruknął i mnie również pocałował. – Wrócę po północy – rzucił i obrócił się na pięcie do wyjścia. Zanim otworzył drzwi, zawahał się i jeszcze raz przypomniał o naszej rozmowie, a potem wyszedł.

– Wygląda na to, że zostałyśmy same – mruknęła mama, uśmiechając się do mnie szeroko. – Co chciałabyś robić?

Wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło mnie, co będziemy robić. Liczyło się tylko to, że będziemy razem. Żałowałam, że Nate nie spędzi z nami sylwestra, ale był nastolatkiem i miał wielu znajomych. Ja byłam za mała, żeby gdziekolwiek wyjść, a poza tym nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Moją jedyną kumpelą była Cheryl, ale ona spędzała sylwestra i święta ze swoją rodziną w Oregonie.

– Może obejrzymy jakiś film? – spytałam, a mama, odchyliwszy głowę do tyłu, roześmiała się głośno.

– Głuptasie, powinnyśmy zaszaleć. Mamy dzisiaj ostatni dzień w roku, zróbmy coś szalonego!

Zamrugałam kilkakrotnie, przyglądając się rozpromienionej twarzy mamy. Kobieta nagle upuściła kieliszek z drinkiem na podłogę i chwyciła mnie gwałtownie za rękę. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, biegłyśmy w kierunku drzwi, a potem na zewnątrz, gdzie od razu uderzył we mnie podmuch mroźnego wiatru. Padał śnieg, a jego płatki zatrzymywały się na moich włosach tylko po to, by za moment się rozpuścić.

Przetarłam twarz i spojrzałam na kobietę, która kładła się właśnie na śniegu i zaczęła energicznie machać rękami i nogami, tworząc pod sobą kształt anioła. Nie byłam przekonana, czy to dobry pomysł, mogłyśmy się przecież przeziębić. W domu i tak było chłodno, a czułam, że kiedy wrócę cała przemoczona, na pewno zaowocuje to chorobą.

Podciągnęła się do siadu i szarpnęła mnie za rękę, dając tym samym znak, bym położyła się obok niej. Niepewnie wykonałam polecenie i zaczęłam powtarzać jej ruchy. Mama śmiała się głośno, zupełnie ignorując mijających nas przechodniów, którzy rzucali pod nosem nieprzyjemne dla ucha komentarze.

Potem przekręciłam się na bok i spojrzałam na jej uśmiechniętą twarz. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że ludzie nas oceniają. Nie zdawała sobie kompletnie sprawy z tego, że ci wszyscy, którzy się niepokoili, robili to słusznie.

– Mamo – zaczęłam, a ona zwróciła się w moją stronę.

– Tak, kochanie?

– Wróćmy do domu – rzuciłam i podniosłam się z miejsca. Chwyciłam ją za nadgarstki i próbowałam podciągnąć jej ciało, ale okazało się zbyt ciężkie.

Kobieta śmiała się z tego, że sobie nie radzę.

– Chodź, mamo – prosiłam.

W końcu wstała i nagle emocje ją opuściły. Przede mną pojawiła się marionetka bez życia. Wpatrywała się przed siebie bez słowa, a ja cicho westchnęłam i pociągnęłam ją do domu.

Kiedy znalazłyśmy się w środku, powędrowałam do swojego pokoju i przebrałam się w suche ciuchy, a potem zeszłam na dół, gdzie mama nalewała sobie kolejny kieliszek wina, zupełnie ignorując fakt, że przed chwilą rozbiła już jeden. Stałam w przejściu i widziałam, jak idzie w stronę salonu, depcząc gołymi stopami po stłuczonym szkle, a następnie zostawia na podłodze krwawe ślady. I nic sobie z tego nie robiła. Jakby przestała czuć cokolwiek.

– Pójdę wziąć ciepłą kąpiel, zrobiło mi się zimno. Poczekasz tu na mnie?

Pokiwałam głową, a ona uśmiechnęła się i pochyliła, żeby pocałować mnie w czoło. Zaraz zniknęła za drzwiami łazienki.

Postanowiłam posprzątać bałagan, który zrobiła mama, a następnie usiadłam na kanapie, okryłam się kocem, który śmierdział kurzem, i włączyłam telewizor. Sama nie wiem kiedy, ale zasnęłam.

Obudziły mnie ostre wystrzały i kolorowe rozbłyski za oknem. Podniosłam się szybko z miejsca i pobiegłam do szyby, spoglądając na rozświetlone niebo. Nastał nowy rok, a ja w głębi serca bardzo się cieszyłam, że ten stary jest już tylko przeszłością. I nagle coś mnie tknęło.

Mechanicznie odwróciłam się w stronę kanapy. Kiedy nie zobaczyłam nigdzie w pobliżu mamy, moje dłonie zaczęły drżeć. Oderwałam stopy od ziemi i pobiegłam w kierunku łazienki. Gdy dotarłam do drzwi, zauważyłam, że cała podłoga korytarza jest zalana wodą wypływającą ze szczeliny w drzwiach łazienki. Szarpnęłam pewnym ruchem za klamkę i weszłam do środka. Moje ruchy były tak koślawe, że od razu upadłam na kolana.

Zastany widok zagościł w mojej pamięci już na zawsze. Ból, jaki czułam, rozerwał każdą cząstkę mojej duszy. Z poziomu podłogi widziałam jedynie zwisającą bezwładnie z wanny rękę, po której spływała bez końca krew, a zaraz pod jej przykryciem, głębokie podłużne nacięcie. I nie byłam w stanie się poruszyć. Świat zwolnił, a ja jedynie śledziłam ruch spływających na ziemię kropli krwi. Słyszałam ich dźwięk. I niczego więcej wokół siebie.

Złapałam mamę za dłoń, brudząc się krwią. Potrząsnęłam nią, ale wciąż się nie poruszała. Nie reagowała, więc zaczęłam na nią krzyczeć, ale to też nic nie dało. Wtedy poczułam jednocześnie okropny żal i złość, uczucie, którego nie da się określić jednoznacznie. Zerwałam się na równe nogi i uderzyłam w blade, chłodne policzki, a pod wpływem mojego ruchu jej głowa opadła na drugi bok. Ja też upadłam. Tego dnia umarłam razem z nią.

Blair

Zmrużyłam oczy i oparłam głowę o drzwi do mieszkania Johna. Masochistycznie wsłuchiwałam się w wydawane po drugiej stronie dźwięki rozkoszy. Czekałam cierpliwie, pozwalając im skończyć tę błazenadę. I to było tak bardzo żałosne, że niemal zawstydzające. Pozwalać własnemu facetowi, by doszedł podczas pieprzenia innej dziewczyny. Osiągnęłam już chyba najgorszy stopień upodlenia. I nagle usłyszałam ten chrapliwy dźwięk, od którego zrobiło mi się niedobrze.

– O kurwa! – sapnął, nie zastanawiając się nad tym, że jego cienkie wiórowe drzwi przepuszczają nawet najcichszy szelest, przez co wszyscy sąsiedzi mogli go usłyszeć.

– Było cudownie – wymamrotała zdyszana dziewczyna. W jej głosie wyraźnie pobrzmiewały błogość i zadowolenie, które we mnie wzbudzały falę obrzydzenia.

– Ubierz się, zaraz może się tutaj zjawić Blair – warknął do niej, zupełnie zmieniając swoje nastawienie.

Co za romantyk. Nie szanuje nawet własnej kochanki.

– Miałeś z nią skończyć! – zaprotestowała. – To byłby idealny moment, gdyby nas nakryła. Nie musiałbyś łamać jej serca tak… otwarcie.

Faktycznie. Dziękuję za troskę.

– Sally, ubieraj się i wynoś stąd – powtórzył gniewnie. – Niczego nie rozumiesz. Blair dużo przeszła w życiu. Bałbym się, że coś sobie zrobi, a na to nie mogę pozwolić.

– Ty nadal ją kochasz? – spytała z wyrzutem.

Parsknęłam pod nosem i sięgnęłam po komórkę.

– Nie, nie kocham jej. Nie chcę po prostu, żeby się przeze mnie zabiła. Miałbym wyrzuty sumienia. Ona jest chora, musisz to zrozumieć. Chcę z tobą być, ale Blair jest tą przeszkodą, której nie przeskoczymy.

I czasami przychodzi taki moment w życiu każdego człowieka, że spokój i harmonia, które udało mu się zbudować przez te wszystkie lata, nagle stają się gówno warte. Zacisnęłam mocno palce na komórce i wystukałam numer tego gnoja.

– To ona? – zapytała Sally z przerażeniem, kiedy usłyszała dzwonek jego telefonu.

– Tak, zamknij się na chwilę, proszę – wymamrotał, a potem wziął głęboki oddech. – Cześć, skarbie, co słychać? – zapytał słodkim głosem.

Uśmiechnęłam się, ale łzy już na dobre zagościły w moich oczach. Wzięłam głęboki oddech.

– Wszystko w porządku, chciałam zrobić ci niespodziankę – powiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam. Po drugiej stronie nastała cisza. – Halo? Jesteś tam, Łobuzie? – mruknęłam z przekąsem.

– Tak, taaak… – przeciągnął nieco zaskoczonym tonem. – A gdzie jesteś?

Sięgnęłam po klucz do kieszeni kurtki i odsunęłam od ucha komórkę. Rozłączyłam się i od razu włączyłam kamerę w telefonie. Wsunęłam klucz do zamka i ekspresowo go przekręciłam, po czym otworzyłam drzwi.

Sally i John w popłochu zbierali z podłogi swoje ciuchy, a na mój widok nagle zdrętwieli. Oboje stanęli jak wryci, wgapiając się w moją twarz.

– To nie tak, Blair! – odezwała się od razu blondynka stojąca z gołymi cyckami, których obraz uwiecznił mój telefon. Próbowała je zakryć, ale były tak duże, że wylewały się z każdej strony.

– Kotek, posłuchaj mnie… – zaczął drugi winowajca. – Ona mnie uwiodła.

W duchu dusiłam się ze śmiechu.

– Co? – sapnęła nagle dziewczyna. – Przecież to ty mnie pierwszy pocałowałeś na jej urodzinach!

Uniosłam brwi. Świetnie. Nawet nie muszę o nic pytać, a wszystkie odpowiedzi dostaję jak na tacy.

Odłożyłam komórkę na komodę. Najpierw się upewniłam, że obraz wciąż się nagrywa, a następnie szybkim ruchem powędrowałam do sypialni Johna. Chwyciłam za kij bejsbolowy, który leżał oparty o ścianę przy drzwiach. Podrzuciłam go w dłoni i mocno zacisnęłam palce na uchwycie. Zamachnęłam się i jednym zwinnym ruchem przywaliłam w starannie składane przez wiele lat modele drewnianych statków, warte więcej, niż temu głąbowi się wydawało. Głośny huk przyciągnął uwagę Johna, który natychmiast oderwał się od swojej kochanki i dobiegł do mnie. Z niewyparzonych ust chłopaka wyrwał się głęboki, histeryczny płacz. Złapał się za głowę i opadł na kolana.

– Pierdol się, John! – wrzasnęłam i już miałam ochotę przywalić również jemu, ale w ostatnim momencie opanowałam się i odrzuciłam kij bejsbolowy do tyłu. Pech chciał, że uderzył w bogato zdobione lustro umiejscowione naprzeciwko łóżka. Sally stała w przejściu, przyglądając mi się z przerażeniem. Kiedy próbowałam wyjść, złapała mnie za nadgarstki i ze łzami w oczach rzucała mi błagalne spojrzenie.

– Blair… to wszystko to jego wina, ja nie rozumiałam, co się dzieje. Nie chciałam tego. Kocham cię i nie wyobrażam sobie, żebym mogła stracić twoją przyjaźń. Nie pozwólmy, żeby jakiś palant nas rozdzielił… przecież znamy się tyle lat.

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Jak mogłam być taka ślepa i nie zauważać, że jedna z moich przyjaciółek to fałszywa żmija? Postanowiłam jej nie odpowiadać. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia. Chciałam zostawić Johna i Sally w przeszłości. Pożegnać się z nią i jak najszybciej zapomnieć.

Wyszłam na zewnątrz i od razu zaciągnęłam się bostońskim powietrzem. Właśnie wtedy przypomniałam sobie, że zostawiłam w mieszkaniu byłego chłopaka komórkę.

– Kurwa… – rzuciłam w powietrze i westchnęłam ciężko. Nie chciałam tam wracać, ale nie miałam innego wyjścia.

Ponownie więc wspięłam się na czwarte piętro w obskurnym budynku w samym centrum miasta i bez pukania weszłam do środka. Oboje pojawili się zaraz na korytarzu z nietęgimi minami i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, John dopadł do mnie i mocno objął za ramiona.

– Blair, cieszę się, że wróciłaś.

Odepchnęłam go od siebie.

– Spieprzaj, gnoju. Wróciłam po komórkę – warknęłam i sięgnęłam po urządzenie.

– Nie chcę w taki sposób rozstawać się z tobą – oświadczył i odsunął się o kilka kroków do tyłu. – Wiem, że popełniłem błąd, ale… mogłabyś może… – Urwał i podrapał się po karku z tym swoim głupkowatym wyrazem twarzy. – Może nie wspominaj o tym Nathanielowi? – powiedział, a ja wstrzymałam w ustach powietrze.

– Jasne – odparłam spokojnie. – Ty mu to powiedz – dodałam, uśmiechając się ironicznie, i wysunęłam mu przed gębę środkowy palec, a następnie wyszłam z mieszkania.

Powtarzałam sobie w myślach, że to nic takiego. Po prostu kolejna mała porażka na drodze do sukcesu. Nic takiego. Zostałam tylko zdradzona przez faceta i przyjaciółkę, którą znałam od lat. Nic takiego. Zupełnie mi na nich nie zależy.

I im dłużej powtarzałam te kłamstwa, tym bardziej przygnębiona się czułam. Kiedy dotarłam na parking i wsiadłam do swojego samochodu, zgiełk miasta ustąpił miejsca znienawidzonej ciszy i nagle wszystko zaczęło do mnie docierać. Wybuchnęłam płaczem i oparłam głowę o skórzaną kierownicę. Objęłam się za ramiona i próbowałam zapanować nad własnymi emocjami. Okłamywanie samej siebie było najprawdopodobniej największym grzechem, jaki mógł popełnić człowiek. Nawet jeśli staralibyśmy się ponad wszystko, to i tak nie będziemy w stanie wyprzeć brzydkiej prawdy. Już dawno przekonałam się o tym, że z własnymi uczuciami nie da się walczyć. A zdrada boli wyjątkowo mocno. Człowiek, który tego doświadczył, ponosi potężne straty moralne. Upadek wiary w samego siebie, we własną wartość… to tylko mały procent tego, co w stanie jest z nami zrobić emocjonalna burza wywołana niewiernością osoby, której ufaliśmy.

Jak postrzegać pozytywnie samego siebie, skoro osoba, z którą planowaliśmy życie, nagle postanawia złamać obietnicę i odejść do kogoś innego albo oszukiwać nas przez dłuższy czas? Jak czuć się wartościowym człowiekiem, kiedy człowiek, którego kochasz, traktuje cię w tak okrutny sposób?

Wzięłam kilka głębokich oddechów i postanowiłam w końcu ruszyć się z miejsca. Tkwienie w pobliżu jego mieszkania nie miało żadnego sensu. Pojechałam prosto do domu. Marzyłam o tym, żeby zamknąć się na kilka spustów i z nikim nie rozmawiać. Co prawda mieszkałam z przyjaciółką, ale akurat teraz przebywała w innym miejscu i nie zapowiadało się, żeby tej nocy wróciła do domu.

Pokonałam zakorkowane ulice Bostonu i po jakimś czasie wjechałam na podziemny parking. Zaparkowałam na swoim stałym miejscu i cicho westchnęłam pod nosem. Podążyłam do windy i kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły, a ja nacisnęłam guzik odpowiadający dwudziestemu piątemu piętru, odwróciłam się w stronę lustra i spojrzałam na swoje żałosne odbicie. Smutne było to, że miałam wszystko i równocześnie nie miałam niczego. Dzięki bogactwu ojca, który nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, mieszkałam w jednym z droższych wieżowców w Bostonie.

Miałam pieniądze, więc było mnie stać na wszystko, czego zapragnęłam. Tyle że pieniądze ojca nie były w stanie naprawić mojego popsutego umysłu. Nie mogłam kupić sobie zdrowia. Choroba była największą skazą na mojej życiowej drodze. Atakowała każdą sferę, była obecna w każdej sekundzie egzystencji i nic nie było w stanie tego zmienić.

Najbardziej bolało to, jak postrzegali mnie bliscy ludzie. Bali się mnie. Doszukiwali się oznak złego samopoczucia, a kiedy robiłam coś, co według nich było dziwne, od razu stawałam pod ostrzałem pytań. Najgorsza jednak była litość. Dlatego już dawno przestałam dzielić się swoimi smutkami z bliskimi, bo zwyczajnie nie mogli udźwignąć ciężaru moich emocji. Mój smutek przejmował kontrolę nad sposobem ich myślenia. I kiedy tylko ktoś zauważał mikrozmianę w moim zachowaniu, natychmiast traciłam prawo przebywania w osamotnieniu.

Wyobrażacie sobie sytuację, w której marzycie, żeby zostać sam na sam z własnymi myślami, ale zaraz pojawia się cały tłum ludzi i za cholerę wam na to nie pozwala? I nawet zbyt długie przebywanie w łazience wydaje się im groźne. W zasadzie to właśnie łazienka jest tym miejscem, w którym mogę przebywać najkrócej. Jakby nad zamkniętymi drzwiami wisiał neonowy szyld „samobójstwo” i zmieniał swój kolor na czerwony po dziesięciu minutach od ostatniego kontaktu.

Byłam więźniem strachu i troski swoich bliskich. Jakby nie żyło mi się wystarczająco trudno z samą sobą.

Patrzyłam tak na swoje odbicie i czułam coraz większy bezsens. Byłam pięknym obrazkiem przedstawiającym nieświadomym obserwatorom wszystko, czego można zapragnąć. Nikt z tych ludzi nie wiedział, z czym każdego dnia muszę walczyć. Nikt z nich nie wiedział, że w każdej sekundzie życia walczę z samą sobą. Z pragnieniami, z potrzebą zniknięcia czy z silnym pociągiem do destrukcji. Prześladowało mnie okrutne uczucie. Nienawiść do samej siebie. A innego dnia największa miłość. Niestabilność, która sprawiała, że byłam sama dla siebie największym wrogiem i zagrożeniem.

Śledziłam wzrokiem powolnie płynące z oczu łzy, które sprawnie rozmywały starannie przygotowany makijaż. Za każdym razem, kiedy nie zrobiłam sobie makijażu, zadawano mi pytanie, czy jestem chora, czy się źle czuję, czy wszystko w porządku. Jakby tapeta była wyznacznikiem dobrego nastroju. A więc grałam w tę grę… dla świętego spokoju.

Kiedy w końcu dotarłam na odpowiednie piętro i wysiadłam z windy, poczułam rozpływający się po całym ciele niczym zakażenie dojmujący smutek. Pośpiesznie pokonałam długi, wyłożony marmurem korytarz i od razu weszłam do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi, rzuciłam na kanapę komórkę i wzięłam głęboki oddech. Przeszłam przez oszklony salon, z którego rozciągał się widok na dachy bostońskich budynków. Weszłam do kuchni, zabrałam z blatu wino i podążyłam do swojej sypialni. Zmieniłam ciuchy na ciepły welurowy dres w odcieniu głębokiej zieleni, związałam byle jak długie, jasne włosy i otworzyłam butelkę. Wzięłam kilka głębokich łyków i poczułam gorzki smak wina rozlewający się po przełyku. W szybkim czasie opróżniłam całą flaszkę z nadzieją, że poczuję jakąkolwiek ulgę. Swoiste znieczulenie. Tyle że to wcale się nie wydarzyło. Poczułam się jeszcze gorzej. I ostatecznie skończyłam nachlana w łóżku, zalewając się łzami.

Aż w końcu zasnęłam ze zmęczenia.

***

Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami, a następnie światło, które zalało całe pomieszczenie. Przetarłam oczy i podniosłam się do siadu.

– Kurwa! Blair… – wysapał stojący przy drzwiach Nathaniel.

Wściekłość odbijała się w jego oczach, a kiedy patrzył na mnie takim wzrokiem, poczułam, że zalewa mnie poczucie winy.

Opadłam ponownie na poduszkę i cicho sapnęłam pod nosem.

– Czego chcesz?

– Czego chcę? Żebyś odbierała pierdolony telefon, kiedy do ciebie dzwonię.

Przewróciłam oczami.

– Zasnęłam. Nie słyszałam żadnego telefonu.

– Dzwoniłem do ciebie z czterdzieści razy.

– No to czterdzieści razy przeoczyłam przychodzące połączenie. Wybacz – rzuciłam obojętnym tonem i nakryłam głowę kołdrą.

Brat westchnął ciężko i podszedł do łóżka. Usiadł na brzegu i gwałtownie szarpnął za róg kołdry, odkrywając mnie do połowy ciała.

– Jak się czujesz? – spytał już nieco spokojniejszym tonem.

– Zajebiście. Nie widać? – sapnęłam kąśliwie.

– Daruj sobie ironię. Wiem, co się wydarzyło.

Parsknęłam. Oczywiście, że wie. John przeraźliwie bał się mojego brata. I w sumie na jego miejscu też bym się bała. Nie dość, że był policjantem, to na dodatek nie należał do osób o wyjątkowo pokornym i spokojnym usposobieniu. Zwłaszcza kiedy chodziło o jego ukochaną siostrzyczkę.

I nagle poczułam konsekwencje wypicia butelki wina. Moim żołądkiem wstrząsnęło, a cały świat zawirował. Zerwałam się z miejsca i biegiem ruszyłam do łazienki, odbijając się od ścian. Ledwie zdążyłam pochylić się nad toaletą, a już zaczęłam wymiotować.

Chwilę później Nate pojawił się w łazience i kucnął przy mnie. Odciągnął mi włosy z twarzy i przytrzymał je, bym ich nie zarzygała. Kiedy skończyłam, wyprostowałam plecy i usiadłam na podłodze. Przetarłam papierem toaletowym usta i spojrzałam na brata.

– Nienawidzę ich – rzuciłam i oparłam głowę na twardym ramieniu brata.

– Wiem, Blair, wiem – szepnął i objął mnie mocno. – Jednak zapewniam cię, że prędzej czy później oni poczują dokładnie to samo w stosunku do siebie samych. To kwestia czasu, kiedy nie będą w stanie spojrzeć w lustro na swoje żałosne odbicie. Jeszcze będzie cię błagał o to, żebyś do niego wróciła.

– Nie wrócę. Pierdolę ich oboje.

– No i dobrze, tego się trzymajmy – powiedział spokojnie i ucałował czubek mojej głowy, a zaraz potem przytulił mnie jeszcze mocniej. – Zostanę dzisiaj z tobą, dobrze?

– Mhm – wymamrotałam i pokiwałam głową.

Nate pomógł mi wstać, bo kręciło mi się w głowie, i zaprowadził mnie do łóżka, a sam położył się na kanapie w salonie. Czułam się jak gówno, ale na szczęście zasnęłam od razu, więc nie trułam własnego umysłu negatywnymi myślami zbyt długo.

Rano, kiedy się obudziłam, w kuchni czekało na mnie śniadanie. Cheryl zdążyła wrócić do domu i rozgadać się z moim bratem na dobre. Zawsze mieli się ku sobie, ale żadne z nich nie chciało wchodzić w głębszą relację. Zwłaszcza że to ja byłam największą przeszkodą. Myślę, że w głównej mierze nie chcieli niczego zaczynać z obawy na to, jak sobie poradzę z ich związkiem. A ja wcale nie widziałam żadnych przeciwwskazań, tyle że nie potrafiłam im tego odpowiednio przekazać.

Usiadłam na krześle barowym przy wyspie znajdującej się na samym środku pomieszczenia. Cheryl uśmiechnęła się do mnie i kiwnęła głową.

– Jak się masz, kochanie? – spytała z entuzjazmem, który był nieco irytujący. Świadczyło to jednak o tym, że jej noc była bardziej udana od mojej.

– Dobrze, tylko trochę głowa mnie boli – sapnęłam, sięgając po kubek, z którego unosiła się para. Zapach kawy ukoił moje nerwy. Wzięłam spory łyk i uśmiechnęłam się szeroko. – Dzięki, tego mi było trzeba – dodałam spokojnie.

Widziałam, że Nate przygląda mi się badawczo i śledzi każdy, nawet najdrobniejszy ruch.

– Ojciec dał mi klucze do mieszkania w Portland – zaczął powoli. – Miałem jechać tam z kumplami na dwa tygodnie, ale może miałybyście ochotę trochę odpocząć? Mógłbym wam odstąpić termin.

Uniosłam brwi, z zaciekawieniem patrząc na Cheryl. W zasadzie był to wspaniały pomysł. Oderwać się na dwa tygodnie od przytłaczającej rzeczywistości.

– Świetny pomysł! – pisnęła dziewczyna, dotykając ramienia mojego brata.

Niby zrobiła to zupełnie bez namysłu, ale nie uszło to uwadze Nate’a. Zerknął kątem oka na jej dłoń, a cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.

– Tylko bez głupich pomysłów, okej?

– Oczywiście – odparłam z niewinną miną, choć w głowie roiło się od… głupich pomysłów.