Zakopane. Sezon na samobójców - Jacek Rębacz - ebook + audiobook

Zakopane. Sezon na samobójców ebook i audiobook

Jacek Rębacz

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Szok!

Na twoich oczach ktoś popełnia samobójstwo.

 

Zakopane to nie tylko turystyczny raj i Puchar Świata w skokach narciarskich pod Krokwią. To miasto mafijnych układów i szemranych interesów. Samowole budowlane, specyficzne góralskie poczucie humoru, bezbrzeżna nieodpowiedzialność zadeptujących Tatry turystów…

Tu nawet niedźwiedź, z którym chcesz sobie zrobić fotkę, może rozszarpać ci gardło. 

 

Znasz Zakopane? Na pewno...?

 

Pod koniec lata, wśród tłumu turystów i barwnych lokalnych postaci, detektyw musi rozwiązać ponurą zagadkę oraz stoczyć grę o przeżycie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 10 min

Lektor: Czyta: Maciek Szklarz

Oceny
3,5 (41 ocen)
8
14
12
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
elakoza

Dobrze spędzony czas

Podobała mi się.
00
Recenzent

Całkiem niezła

Dobrze się słucha. Taka jest prawda o Zakopanem. Liczą się tylko dudki, koneksje i religijność na pokaz.
00
Sansiq

Całkiem niezła

Krótka, konkretna książka. Przy pierwszych stronach, kiedy zaczęło się sensownie, miałam przeświadczenie, że miło spędzę z nią czas. I nie ukrywam, tak było. Dlaczego więc trzy gwiazdki zamiast maks? Ano, przez zakończenie. Odniosłam wrażenie, jakby było pisane na szybko, byleby zakończyć książkę. Polecam do przeczytania na jeden wieczór, ale bez nastawiania się na Bóg wie co.
00
grazyna2525

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam wszystkim słuchającym dobrej książki czekam na kolejne kryminały.
00
Werart94werart

Całkiem niezła

Taka sobie. do przeczytania ale nic szczególnego
00

Popularność




Projekt okładki: XAUDIO

Copyright © Jacek Rębacz

Copyright © for the Polish ebook edition by XAUDIO Sp. z o.o.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

ISBN 978-83-67048-57-6

Wydanie II

Warszawa 2022

Wydawca:

XAUDIO Sp. z o.o.

e-mail: [email protected]

www.xaudio.pl

1.

Biuro Piotra Kluchy mieściło się na ulicy Gimnazjalnej, niedaleko wiecznie remontowanych budynków sądu. Biuro to może zbyt dużo powiedziane – ot, pokoik na niskim parterze z ciasną łazienką, w której elektryczny czajnik stał w umywalce, żeby nie stawiać go na desce klozetowej. W pokoiku było małe okienko z widokiem na krzew czarnej porzeczki i rdzewiejącą furtkę. Słońce nie zaglądało tu nigdy, zatem nawet w sierpniu trzeba było dogrzewać pomieszczenie elektrycznym grzejnikiem, chcąc spędzić tu w miarę komfortowo kilka godzin.

Gdyby pomieszczenie nie było wiecznie zimne, właścicielka domu wynajmowałaby je turystom po czterdzieści złotych za nocleg od osoby, a nie Piotrowi za marne pięćset złotych miesięcznie. Średnio raz na tydzień przypominała mu o tym z żalem, jakby jego winą było, że okrutne i nieublagane prawa architektury nie pozwalają korzystać z piwnicy jak ze słonecznego apartamentu.

Tego dnia Piotr miał dyżur.

Był czterdziestoparoletnim facetem, żonatym z nieco zrzędliwą kobietą – Anną, miłośniczką seriali i mocnego piwa, która obdarzyła go nieznośnie rozpieszczonym (przez nią i dziadków) synem Krzysztofem. Piotr mógł podobać się kobietom, ale raczej z racji tego, że potrafił być miły czy – jeżeli bardzo chciał – nawet czarujący, aniżeli z powodu męskiej urody. Miał już lekko zaokrąglający się pod koszulą zarys brzucha i cokolwiek przerzedzające się włosy. Biuro Prawno-Detektywistyczne prowadził wspólnie z koleżanką, Danutą. Danusia była bardziej „prawna” (skończyła nawet niedawno zaoczne studia prawnicze), a on bardziej „detektywistyczny”. Chociaż podanie, wniosek o stwierdzenie nabycia spadku czy pozew też potrafił sklecić. Zależnie od potrzeb.

Gdy zobaczył wchodzącą przez furtkę parę ludzi, kobietę w czarnym kostiumie i mężczyznę z żałobną opaską na rękawie marynarki, upewnił się, czy w szufladzie biurka, w zasięgu ręki, leżą Wzory pism procesowych.

Będzie wniosek o stwierdzenie spadku – pomyślał — pięćdziesiąt złotych zbliża się do mych drzwi.

Poczekał, aż klienci wejdą, wtedy wstał i zaprosił ich, żeby usiedli.

– To biuro detektywistyczne? Dobrze trafiliśmy? – zapytał mężczyzna, zanim zajął miejsce.

– Tak, oczywiście – potwierdził Piotr, myśląc z żalem, że Sherlockiem Holmesem to jednak nie zostanie, skoro znowu źle wydedukował cel ich wizyty.

– Nasz syn niedawno... prawdopodobnie popełnił samobójstwo – odezwała się kobieta. Z akcentem na słowo „prawdopodobnie”.

Oboje wyglądali na czterdziestokilkulatków. Nieźle ubrani. Zachowujący się z widoczną ogładą, charakterystyczną dla osób z wykształceniem i doświadczeniem zawodowym.

– Gdzie i kiedy, jeżeli mogę zapytać?

– Podobno... – zaczęła kobieta.

– Podobno rzucił się ze Świnicy – dokończył mężczyzna, gdy żona nie potrafiła tego wymówić. – Tak twierdzą świadkowie. Znaleziono go na dole.

– Cztery dni temu? To ten student z Krakowa? – upewnił się Piotr. Czytał o tym wypadku w lokalnej „Gazecie Podhalańskiej”.

– Tak. Studiował politologię. Taki zdolny był... – szepnęła kobieta.

– W czym mogę państwu pomóc? – Piotr nie lubił zawodowo składanych, nieszczerych kondolencji. Wolał tego unikać.

– Policja ustaliła, że to było samobójstwo — powiedział mężczyzna. – Zebrali zeznania świadków, dokonali oględzin w zakładzie medycyny sądowej... może i tak było. My tego nie wiemy na pewno. Podobno ktoś taki zwykle zostawia jakiś list, ostatnie słowo, pożegnanie...

– Zazwyczaj tak jest – przyznał Piotr, aby wypełnić pauzę i pozwolić ojcu chłopaka zebrać siły.

– Krzyś nie zostawił żadnego listu. Nie wiemy, co mogło być powodem, jeżeli to zrobił... Chcielibyśmy, żeby ktoś tu, na miejscu jeszcze raz porozmawiał ze świadkami, poszukał może więcej świadków, spotkał się z ludźmi, z którymi syn miał kontakt w ostatnich dniach. Był w Zakopanem prawie od tygodnia... nam jest trudno... Potem, gdy dowie się pan czegoś nowego, wtedy my także chcielibyśmy... – westchnął i zamilkł.

– Rozumiem. Wszystko jest już dla mnie jasne - zapewnił Piotr. – Sprawdzaliście państwo pocztę elektroniczną i telefon komórkowy syna?

– Oczywiście. Nic – odparł krótko ojciec.

Podpisawszy zlecenie i pozostawiwszy Piotrowi tysiąc złotych zaliczki oraz kilka zdjęć syna, klienci opuścili jego ciasne biuro.

Klucha zadzwonił od razu na komendę policji, dowiedział się, kto prowadził postępowanie przygotowawcze, i umówił się z nim po południu na piwo.

Tylko tyle mógł zrobić. Turyści, którzy byli świadkami wypadku czy samobójstwa, będą na kwaterach dopiero wieczorem. Gdy wrócą z gór.

Danusia Chmielowska przyszła po obiedzie, żeby zmienić Piotra w biurze. Jak zwykle ubrana była w cienką, obcisłą bluzkę, z trudem utrzymującą w ryzach jej obfity biust, i minispódniczkę odsłaniającą grube uda, na które usiłowała łowić facetów. Przed trzema laty rozwiodła się, wyjechała z Łodzi i przyjechała z córką do Zakopanego. Kilkunastu mężczyzn w tym czasie już testowała, niestety żaden, nie wiedzieć czemu, nie miał małżeńskich zamiarów. Nie ustawała jednak w poszukiwaniach i dalszych eksperymentach. Przecież nie miała jeszcze nawet czterdziestki i uważała się za atrakcyjną kobietę w kwiecie wieku.

– Mam nowe zlecenie – oznajmił jej Piotr. – Postaram się, żeby mi zajęło kilka dni.

– W porządku – odpowiedziała. – Będę sama w biurze. Ale zaglądaj czasem na kawę.

Piotr umówił się z Pawłem w „Soho”, małym pubie z ogródkiem na tyle przytulnym, na ile to było możliwe, zważywszy sąsiedztwo dworców PKP i PKS oraz stanowiska odjazdów busów dla turystów, z którego co kilkadziesiąt sekund któryś z kierowców krzyczał przez megafon: „Mooorskie Okoooo!!!” albo: „Koościeliskaaa-Chooochołowska!!!”

„Soho” leżało po prostu w połowie drogi pomiędzy jego biurem a komendą policji.

– Siemka, Pablo.

– Cześć.

– Żywczyka?

– Nie odmówię... ciepło.

Paweł Wnuk, zwany przez kolegów Pablo, ponieważ lubił pozować na prawdziwego „macho”, był sympatycznym, trzydziestokilkuletnim policjantem. Na zawsze nienagannej fryzurze nosił okulary przeciwsłoneczne. Ubierał się gustownie, ale nie nachalnie fircykowato, jeżeli nie brać pod uwagę kowbojek, które nosił, żeby dodać sobie wzrostu.

– Co ci się trafiło? – zapytał Pablo i pociągnął z nieukrywaną przyjemnością spory łyk chłodnego napoju.

– Rodzice tego studenta, który skoczył ze Świnicy. Chcą, żebym głębiej poszperał.

– No tak. To typowe. Czego ode mnie potrzebujesz?

– Namiary na świadków. Numery telefonów i co tam jeszcze wiesz.

– Rozmawiałem z czworgiem świadków. Prześlę ci esemesem nazwiska i numery telefonów. Sprawa jest ewidentna. Po ustaleniu, że nikt mu nie pomagał skoczyć, zamknąłem postępowanie.

– Jasne. Przyślij mi te numery, pamiętaj.

– Zrobione. A co tam u twojej Danusi?

– W dalszym ciągu nie jest moja. Tylko razem pracujemy.

– Muszę do niej zadzwonić. Dawno się nie widzieliśmy. – Pablo skinął dłonią na kelnerkę, pokazując pustą szklankę.

Młoda dziewczyna w odsłaniającej pępek bluzce z wielkim motylem na piersiach i krótkiej spódniczce po chwili zjawiła się z piwem.

– Dziękuję uprzejmie. Pani tu chyba od niedawna pracuje, prawda? – Pablo posłał w jej kierunku jeden ze swoich urokliwych uśmiechów.

– Dopiero kilka dni.

– Bardzo mi miło. Muszę zatem częściej tu przychodzić, żeby nadrobić te kilka dni. – Do tego zdania dołączył ogniste spojrzenie.

Dziewczę przewróciło oczami, uśmiechnęło się i znacznie dłużej, aniżeli było trzeba, zajmowało się wymianą brudnej popielniczki na czystą.

– Panie komisarzu – wtrącił Piotr na tyle głośno, żeby odchodząca krokiem modelki kelnerka usłyszała. – Na mnie niestety czas. Pójdę już.

– Tak, proszę bardzo – oficjalnie odparł Pablo, udając, że nie widzi, jak dziewczyna odwraca się dyskretnie i zerka na niego, coraz bardziej zaciekawiona.

Piotr zostawił na stoliku dwadzieścia złotych za piwo i mrugnął na pożegnanie do Pabla.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Książka dostępna także w formie audiobooka!

2.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

3.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

4.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

5.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

6.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

7.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

8.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

9.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

10.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

11.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

12.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

13.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

14.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

15.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.