Zakazana pokusa - AT. Michalak - ebook

Zakazana pokusa ebook

Michalak AT.

4,3

Opis

Violet Adams, prymuska, postanawia uwieść gwiazdę studenckiej drużyny futbolowej – Tylera MacKenzie. Dziewczyna chce w ten sposób zrobić na złość nadopiekuńczemu ojcu, który delikatnie mówiąc, nie przepada za Tylerem. Wszystko idzie zgodnie z planem, aż do momentu, gdy MacKenzie dowiaduje się, że dziewczyna jest córką trenera Adamsa.
Początkowo Tyler obawia się, że upojna noc z Violet może skutkować wyrzuceniem go z drużyny. Ona natomiast martwi się, że jej lekkomyślność zniszczy karierę chłopaka. Jednak z czasem kochankowie dochodzą do wniosku, że ich relacja może przynieść obopólne korzyści…
Przekonaj się, czy romans grzecznej dziewczynki i podrywacza ma szansę przerodzić się w coś więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 258

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (36 ocen)
21
7
4
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anitka170

Nie oderwiesz się od lektury

Z początku nie mogłam się wczuć w fabułę. Z każdą kolejną stroną było coraz lepiej. Pomógł mi w tym przyjemny i lekki styl pisania autorki. Nim się obejrzałam, a już byłam na końcu książki. Podobał mi się zamysł, aby rozdziały przedstawić z perspektywy Violet, jak i Tylera. Nie wyobrażam sobie już inaczej. Tak się przyzwyczaiłam do poznawania myśli kilku bohaterów. 😜 Podobała mi się również bezpośredniość naszej głównej bohaterki. Mówiła co, myślała, i nie owijała w bawełnę. Tej cechy charakteru zawsze zazdroszczę, gdyż sama nie umiem tak. 🤭 W książce poznajemy wiele pobocznych postaci. Szczególnie ciekawi mnie Cole, chciałabym się czegoś więcej o nim dowiedzieć. Mam nadzieję, że będzie osobna historia o nim. 😍
53
gaga1405

Nie oderwiesz się od lektury

Violet to ukochana córeczka tatusia, chroniona aż do przesady przed wszelakim złem tego świata – w tym mężczyznami, imprezami, czyli tym czym rządzi się studenckie życie. Ponieważ wszystkie racjonalne argumenty odbijają ją się niczym groch od ściany, dziewczyna postanawia rozegrać obecną sytuację inaczej – uwieść i wykorzystać Tylera, znienawidzonego przez ojca zawodnika. Gdy chłopak dowiaduje się o wszystkim z początku ma obawy o swoją karierę a do Violet dociera, że jej wybryk może zaprzepaścić przyszłość chłopaka. Postanawiają jednak połączyć siły i zagrać na nosie nadopiekuńczemu ojcu a zarazem wymagającemu trenerowi. Układ ma być korzystny dla obojga, problem jedynie pojawi się, gdy w grę wejdą uczucia. W gorący romans i ogniste sceny została wpleciona trauma i przeszłość bohaterów, z którymi oboje starają sobie radzić codziennie. Udawana relacja otwiera ich na nowe doznania nie tylko te łóżkowe, ale i emocjonalne. Oboje jednak nie zdają sobie ze swoich uczuć aż do momentu, gdy m...
20
agnieszkanieroda86

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zaczęłam tak się zatraciłam w tej historii. Dobrze pamiętam „Zakazaną namiętność” i historię dwóch braci, którzy walczyli o względy dziewczyny. A teraz dostajemy historię jednego z nich, czyli Tylera. Tyler Mackenzie to gwiazda studenckiej drużyny futbolowej i każda dziewczyna ślini się na jego widok 🤤🤤. Violet Adams to spokojna dziewczyna i córka trenera. Jej ojciec trenuje futbolistów i ona wpada na pewien pomysł, aby utrzeć nosa swojemu tatusiowi. Postanawia przespać się z Tylerem na imprezie. Nie bierze jednak pod uwagę konsekwencji swojego postępowania. Bo gdy chłopak dowiaduje się, że przespał się z córką trenera robi jej awanturę o to, że przez nią może wylecieć z drużyny. Wtedy wchodzą w układ i postanawiają, że będą udawać parę z korzyściami 😁😁. Ale czy taki układ ma szansę przetrwać? Czy spokojna dziewczyna i seksowny futbolista mają szansę na miłość? Każdy z czytelników długo czekał na tę książkę i muszę przyznać, że autorka nie zawiodła nas i pokazała, że warto b...
43
zaczytana_kociara87

Nie oderwiesz się od lektury

Zakazana pokusa " to historia dwójki młodych, zbuntowanych ludzi których różni wiele, a połączył pewien plan. Układ, który skomplikował wszystko.Historia o problemamach i rozterkach.O chęci wyrwania się spod opiekuńczych skrzydeł I podejmowania swoich własnych decyzji.O popełnianiu błędów, ponoszeniu konsekwencji i wyciagania wniosków. O dojrzewaniu, zakazanym uczuciu, przyjaźni i skomplikowanych relacjach.O sile i determinacji w darzeniu do obranego celu.O ocenianiu po pozorach i plotkach ,nie znając prawdy.O poświęceniu sie dla dobra innych. O relacji ,która miała być czystym układem, a przerodziła się w coś głębszego.O miłości tej niespodziewanej,o którą warto walczyć. Historia,która niesie za sobą także głębsze przesłanie... Do sięgnięcia po książkę skusiłam się poprzez intrygujący opis I oczywiście przyciągającą wzrok okładkę. Autorka stworzyła niebanalną historię pełną emocji. Ciekawa I wciągającą fabuła sprawiła, że książkę czyta się z zaciekawieniem. A lekki I przyjemny w ...
43

Popularność




Karta tytułowa

Autor: AT. Michalak

Redakcja: Magdalena Binkowska

Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak

Projekt graficzny okładki: Emilia Pryśko

eBook: Atelier Du Châteaux

Elementy graficzne makiety: Shutterstock: vladmark, Deviser

Zdjęcia na okładce: Freepik: YuriArcusPeopleimages, archiwum prywatne autorki (zdjęcie autorki)

 

Redaktor prowadząca: Agnieszka Knapek

Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka

 

© Copyright by AT. Michalak

© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal

 

Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.

 

Bielsko-Biała 2023

Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.

ul. Zapora 25

43-382 Bielsko-Biała

tel. 338282828, fax 338282829

[email protected], www.pascal.pl

 

ISBN 978-83-8317-113-5

Anecie, której wsparcie każdego dnia jest dla mnie bardzo ważne. Dziękuję!

Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać.

Walt Disney

Rozdział pierwszy

Tyler

Zwa­riu­ję w tym cho­ler­nym domu. My­śla­łem, że kie­dyś sy­tu­acja się po­pra­wi, jed­nak nic na to nie wska­zy­wa­ło. Kie­dy przy­je­cha­li­śmy tu­taj na stu­dia we trój­kę, sądzi­łem, że dam radę wy­trzy­mać z nimi pod jed­nym da­chem. Chy­ba się jed­nak my­li­łem. Ty­son do­słow­nie jadł z ręki Val, a ona ze spo­ko­jem pa­trzy­ła, jak z ty­po­we­go na­rwa­ne­go chło­pa­ka sta­je się pie­przo­nym pan­to­fla­rzem. Boże, sam nie wiem, jak wy­trzy­ma­łem z nimi aż dwa lata stu­diów.

Sie­dzia­łem na łó­żku i rzu­ca­łem pi­łecz­ką o ścia­nę. W gło­wie mia­łem pe­wien plan. Ty­son, gdy się do­wie, urwie mi jaja, ale po­sta­no­wi­łem za­ry­zy­ko­wać. Przy­naj­mniej nie­źle się za­ba­wię. Dość już mia­łem ci­ągłe­go uda­wa­nia tego lep­sze­go bli­źnia­ka. Gdy miesz­ka­li­śmy z oj­cem, mu­sia­łem wła­śnie taki być. Je­śli było ina­czej, Ty­son ob­ry­wał, a ja mia­łem dość pa­trze­nia na to, jak sta­ry się nad nim znęca, opa­no­wa­łem więc za­kła­da­nie ma­ski do per­fek­cji. Uda­wa­łem grzecz­ne­go chłop­ca, byle tyl­ko dał nam spo­kój. Cza­sa­mi i to nie po­ma­ga­ło, ale na szczęście gdy tyl­ko osi­ągnęli­śmy pe­łno­let­no­ść, od razu od­ci­ęli­śmy się od nie­go. Do dziś nie mamy z nim kon­tak­tu i tak jest le­piej.

Dziś jest pi­ątek. Ty­son pra­co­wał w po­bli­skim klu­bie jako ochro­niarz, za­tem dzień był ide­al­ny na re­ali­za­cję pla­nu. Va­len­ti­na nie wró­ci­ła jesz­cze ze swo­jej zmia­ny w ka­wiar­ni, więc szyb­ko za­kra­dłem się do ich po­ko­ju. Sta­nąłem w drzwiach i omio­tłem spoj­rze­niem po­miesz­cze­nie. Pod­sze­dłem do du­żej sza­fy i wy­jąłem ubra­nia bra­ta. Z ła­zien­ki za­bra­łem jesz­cze jego wodę to­a­le­to­wą. Od li­ceum się nie za­mie­nia­li­śmy: przy­szła pora, by się tro­chę za­ba­wić. Wy­gląda­li­śmy nie­mal iden­tycz­nie. Wszy­scy mie­li pro­blem, aby nas roz­ró­żnić. Chcia­łem zo­ba­czyć, jak do­brze Va­len­ti­na zna mo­je­go bra­ta. Je­śli oka­że się, że nie aż tak do­sko­na­le, jak twier­dzi, będę miał ubaw. Po­do­ba­ła mi się od daw­na. Co z tego, że przez kil­ka dni by­li­śmy parą, sko­ro osta­tecz­nie wy­bra­ła jego. O tak, la­ski le­cia­ły na Ty­so­na ni­czym mu­chy do lepu. On, ten zły bli­źniak, od za­wsze miał wi­ęk­sze po­wo­dze­nie niż ja. Za­ko­sił mi ją sprzed nosa. Wte­dy mi to nie prze­szka­dza­ło, te­raz też nie, ale za­ba­wić się mo­głem.

Przez uchy­lo­ne drzwi od ła­zien­ki ucie­ka­ła chmu­ra pary. Va­len­ti­na jed­nak była w domu, bra­ła prysz­nic. Otwo­rzy­łem je moc­niej i wsze­dłem do środ­ka. Śpie­wa­ła jed­ną z pio­se­nek Sii, była taka prze­wi­dy­wal­na. Nie­mal co­dzien­nie ro­bi­ła to samo. Od­su­nąłem ko­ta­rę prysz­ni­ca i za­mknąłem ją w ob­jęciach. Prze­ło­ży­łem jej wło­sy na jed­no ra­mię, a po dru­giej stro­nie za­cząłem skła­dać mo­kre po­ca­łun­ki. Jęk­nęła za­do­wo­lo­na i wtu­li­ła się w moje cia­ło.

– Nie wie­dzia­łam, że dziś wró­cisz wcze­śniej, skar­bie – mruk­nęła na­pie­ra­jąc ty­łkiem na mo­je­go pe­ni­sa. – Co się sta­ło? Nie było ru­chu?

– Nie było – ugry­złem ją w pła­tek ucha – ale mogę ci za­gwa­ran­to­wać, ma­le­ńka, że tu­taj będziesz mia­ła ruch jak ni­g­dy.

Znie­ru­cho­mia­ła. Chwi­lę trwa­ło, nim od­wró­ci­ła gło­wę w moją stro­nę i spoj­rza­ła na mnie z fu­rią, ja­kiej jesz­cze u niej nie wi­dzia­łem.

– Ty­ler! Czy cie­bie po­je­ba­ło? Wyj­dź stąd na­tych­miast! – Pchnęła mnie z ca­łej siły. – Jak mo­głeś uda­wać Ty­so­na! – wrzesz­cza­ła, nie­wie­le so­bie ro­bi­ąc z tego, że stoi przede mną zu­pe­łnie naga. – Je­steś obrzy­dli­wy! Dłu­go zno­si­li­śmy two­je wy­sko­ki, ale te­raz to już ko­niec, sły­szysz? Koniec. Wypierdalaj stąd i nie pokazuj mi się na oczy!

– Nie uda­waj, że ci się nie po­do­ba­ło – brnąłem da­lej, znów się do niej zbli­ża­jąc. – Mru­cza­łaś jak chęt­na kot­ka.

– Bo my­śla­łam, że to twój brat, mi­ło­ść mo­je­go ży­cia. – W ko­ńcu si­ęgnęła po ręcz­nik i ob­wi­ąza­ła nim cia­ło. – Wiesz, jak twój brat na to za­re­agu­je? Pęk­nie mu ser­ce, kie­dy się do­wie. Nie mo­głeś bar­dziej go za­wie­ść… Nas za­wie­ść, Ty­ler.

Po­ta­rłem kark dło­nią. Nie wiem, o co Va­len­ti­na ro­bi­ła ta­kie wiel­kie halo, prze­cież to było na­wet za­baw­ne. Dra­ma, jak­bym co naj­mniej chciał ją za­bić. Ko­bie­ty ni­g­dy nie ro­zu­mie­ją żar­tów.

– Do­bra, nie ma­ru­dź, już się zmy­wam. – Skie­ro­wa­łem się w stro­nę wy­jścia z ła­zien­ki. – Nie wie­dzia­łem, że z cie­bie taka sztyw­na suka.

Zdąży­łem za­mknąć drzwi, kie­dy usły­sza­łem dźwi­ęk roz­bi­ja­ne­go na nich wa­zo­nu. Na szczęście nie mia­ła ta­kie­go re­flek­su jak bra­ci­szek, bo on z pew­no­ścią roz­bi­łby mi go na gło­wie. Nie mia­łem po­jęcia, czy Val mu po­wie, co zro­bi­łem, ale w głębi czu­łem, że jed­nak tego nie zro­bi. Jak się jed­nak szyb­ko oka­za­ło, nie mia­łem in­tu­icji, bo jak tyl­ko wró­cił, wście­kły ni­czym roz­ju­szo­ny byk wpa­ro­wał do mo­je­go po­ko­ju. Na jego twa­rzy ma­lo­wa­ła się chęć mor­du, a za­mor­do­wa­ny mia­łem być nie­ste­ty ja.

– Ty ku­ta­sie! – ryk­nął i mnie po­pchnął. – Czy cie­bie już do­szczęt­nie po­je­ba­ło? Wi­dzia­łem, że coś się z tobą dzie­je, nie ra­dzisz so­bie, ale to już szczyt…

Wsta­łem, strze­pu­jąc z sie­bie nie­wi­dzial­ne py­łki, i uśmiech­nąłem się do nie­go.

– Ty­son, bra­cisz­ku, też miło cię wi­dzieć. Pew­nie Val po­wie­dzia­ła ci o na­szym ma­łym spo­tka­niu? – Za­śmia­łem się. – A po­wie­dzia­ła ci może, jaka była chęt­na? – Wie­dzia­łem, że go to wkur­wi, ale nie my­śla­łem, że przy­wa­li mi w pysk. Po chwi­li le­ża­łem na podło­dze z roz­wa­lo­nym no­sem, z któ­re­go sączy­ła się krew. Czu­łem, że za­ha­czył i o oko, bo pie­cze­nie sta­wa­ło się nie­zno­śnie. Za­pew­ne jesz­cze dziś będę miał limo.

– Jak­byś nie był moim bra­tem, to bym cię za­tłu­kł – syk­nął. – Wsta­waj i wy­pier­da­laj. Masz pół go­dzi­ny na spa­ko­wa­nie się. Nie chce cię tu­taj oglądać.

– Hola, hola! – za­wo­ła­łem, pod­no­sząc się i pró­bu­jąc wy­trzeć krew. – Za­po­mnia­łeś, że mat­ka opła­ca nam cha­tę i mamy w niej miesz­kać ra­zem? – Ce­lo­wo za­ak­cen­to­wa­łem ostat­nie sło­wo.

– Pa­mi­ętam – burk­nął – ale nie ob­cho­dzi mnie to! Wy­pier­da­laj, bo nie ręczę za sie­bie. I nie wra­caj, nim nie pój­dziesz po ro­zum do gło­wy i nie prze­sta­niesz się za­cho­wy­wać jak roz­ka­pry­szo­ny gów­niarz.

– Ja się tak za­cho­wu­ję? Na­praw­dę? – Pod­sze­dłem do nie­go i spoj­rza­łem mu pro­sto w oczy. – Wiesz co, nie­wa­żne. Na­praw­dę, kur­wa, nie­wa­żne. Już mnie tu­taj nie ma. Mo­żesz so­bie wić gniazd­ko ze swo­ją ko­cicz­ką, nie ob­cho­dzi mnie to. Wca­le mnie nie ob­cho­dzi­cie. Ani ty, ani two­ja la­ska. Baw­cie się da­lej w do­mek z ogród­kiem, ale nie szu­kaj mnie, kie­dy kop­nie cię w dupę, bo na pew­no tak będzie, kie­dy zro­zu­mie, jak bar­dzo je­steś po­je­ba­ny. Za­cho­wu­jesz się jak nasz sta­ry, a to naj­wi­ęk­sza obe­lga. – Wy­mi­nąłem go w drzwiach i otwo­rzy­łem je na oścież. – A te­raz wy­no­cha z mo­je­go po­ko­ju, bo mu­szę ze­brać swo­je gra­ty.

Nie­mal z nie­go wy­bie­gł. I bar­dzo do­brze, nie po­trze­bo­wa­łem ich. Sam do­sko­na­le dam so­bie radę. Mia­łem kum­pli z dru­ży­ny, mia­łem chęt­ne la­ski, nie mu­sia­łem być pi­ątym ko­łem u wozu. My­ślą, że nie dam bez nich rady, ale chy­ba nie zna­ją mnie zbyt do­brze. Może i prze­gi­ąłem, ale te­raz cho­ciaż wi­dzia­łem, kogo wy­brał Ty­son. Wy­brał ją, więc znik­nę im z pola wi­dze­nia.

Oj­ciec nie na­uczył mnie wie­le, mo­głem być mu jed­nak wdzi­ęcz­ny za naj­cen­niej­szą lek­cję: że ból mo­żna prze­zwy­ci­ężyć, a rany na cie­le goją się szyb­ko. Rany na du­szy, nie­ste­ty, zo­sta­ją na za­wsze. Na­wet je­śli się za­bli­źnią, to przy­pom­ną o so­bie w naj­mniej ocze­ki­wa­nym mo­men­cie. Blizn na du­szy nie da się ule­czyć. Trze­ba się na­uczyć z nimi żyć. Ból jest do znie­sie­nia, gdy do­ty­czy cie­bie. Zu­pe­łnie inna sy­tu­acja jest wte­dy, kie­dy cier­pi oso­ba, któ­rą ko­chasz naj­wi­ęk­szą i naj­szczer­szą mi­ło­ścią. Wte­dy jej ból nisz­czy two­ją du­szę, roz­ry­wa cię od środ­ka na mi­lion ka­wa­łków. Je­steś bez­sil­ny i uświa­da­miasz so­bie, że nie chcesz taki być. Naj­lep­szym roz­wi­ąza­niem jest za­mknąć się na mi­ło­ść. Mo­żna mieć seks, mo­żna mieć dziew­czy­ny, ale nie mo­żna do­pu­ścić do sie­bie mi­ło­ści, by zno­wu nie stać się bez­sil­nym, gdy cier­pie­nie za­pu­ka do drzwi. Prędzej czy pó­źniej tak się dzie­je, a ja nie by­łem go­to­wy, by po­czuć to ko­lej­ny raz. La­ta­mi bez­sil­nie pa­trzy­łem na cier­pie­nie bra­ta i nie za­mie­rza­łem znów przez to prze­cho­dzić przez chwi­lę sła­bo­ści. Po­sta­no­wi­łem ko­chać tyl­ko jego. Na­wet je­śli cza­sem nie szczędzi­my so­bie epi­te­tów, na­wet je­śli zno­wu pod­bi­je mi oko, to jest dla mnie wszyst­kim, je­ste­śmy z tej sa­mej krwi. Ni­g­dy ni­ko­go wi­ęcej nie wpusz­czę do mo­je­go ser­ca. Tak jest bez­piecz­nie. Wła­śnie tak musi być.

Rozdział drugi

Violet

Po­de­szłam do drzwi i chy­ba po raz set­ny dzi­siej­sze­go dnia otwo­rzy­łam je, by móc trza­snąć nimi z ca­łych sił.

– Vio­let! – krzyk­nął z dołu oj­ciec. – Uspo­kój się, cały dom drży w po­sa­dach przez two­je fo­chy. Jak tak da­lej pój­dzie, to nie wyj­dziesz na­wet do Har­mo­ny.

– I bar­dzo do­brze! – wrza­snęłam, wy­chy­la­jąc się za po­ręcz scho­dów. – Wiesz, jak mi za­le­ża­ło na tej im­pre­zie! A do Har­mo­ny mu­szę iść, jak­byś za­po­mniał, bo cze­ka nas pro­jekt z li­te­ra­tu­ry.

Może i by­łam dzie­cin­na, ale wró­ci­łam do po­ko­ju, gło­śno krzy­cząc i tu­pi­ąc no­ga­mi. Tak da­wa­łam upust swo­im emo­cjom. Mój oj­ciec był tro­skli­wy i cho­ro­bli­wie na­do­pie­ku­ńczy, a ja mia­łam tego dość. Do­brze, że mia­łam Har­mo­ny. To ona pod­su­nęła mi po­my­sł, któ­ry wła­śnie re­ali­zo­wa­łam z na­praw­dę nie­złym skut­kiem. Od­kąd mama uma­rła, oj­ciec trząsł się nade mną. Nie mógł po­go­dzić się z fak­tem, że już daw­no prze­sta­łam być dziec­kiem. Bar­dzo go ko­cha­łam. Był tro­skli­wy i opie­ku­ńczy, ale ta jego oba­wa o mnie da­wa­ła mi nie­źle w kość. My­dli­łam mu oczy, bo gdy­by nie to, to do tej pory by­ła­bym dzie­wi­cą i nie­ty­kal­ną có­recz­ką tre­ne­ra Adam­sa. Nie­ste­ty wie­le po­ten­cjal­nych ran­dek i tak prze­cho­dzi­ło mi koło nosa, bo prze­cież ka­żdy fa­cet z dru­ży­ny wie­dział, kim je­stem. Naj­sku­tecz­niej­szym spo­so­bem na to, by w ko­ńcu móc się wy­rwać na ja­kąś im­pre­zę, było uda­wa­nie, że od­by­wa się w in­nym ter­mi­nie. Za­tem je­śli chcia­łam wy­jść w week­end, pro­si­łam ojca o zgo­dę na wy­jście za ty­dzień lub za parę dni, dzi­ęki cze­mu mo­głam się za­ba­wić, mó­wi­ąc, że idę się uczyć, co nie wzbu­dza­ło jego po­dej­rzeń. Wy­star­czy­ło jesz­cze do­brze ode­grać rolę wku­rzo­nej do gra­nic mo­żli­wo­ści Vio­let i oj­ciec nie miał o ni­czym po­jęcia. Tym ra­zem jed­nak mia­łam dość tego, że za ka­żdym ra­zem mu­szę wy­my­ślać ja­kieś cho­re ak­cje. Nie ro­bi­łam prze­cież nic złe­go. By­łam zwy­czaj­ną dziew­czy­ną, któ­ra raz na ja­kiś czas chce się za­ba­wić z ró­wie­śni­ka­mi, a nie wy­wło­ką prze­cho­dzącą z łó­żka do łó­żka czy upi­ja­jącą się do nie­przy­tom­no­ści. Mia­łam pra­wo do chwi­li dla sie­bie, a nie chcia­łam przy tym okła­my­wać ojca na ka­żdym kro­ku. Za­słu­gi­wa­łam na tro­chę wol­no­ści. Być może gdy­by sam zna­la­zł dru­gą po­ło­wę, nie kon­tro­lo­wa­łby mnie aż tak bar­dzo. Mia­łam już tego ser­decz­nie dość. Wie­dzia­łam, jak zro­bić mu na zło­ść i tym ra­zem nie za­mie­rza­łam być grzecz­ną có­recz­ką tre­ne­ra Adam­sa. O nie! W ko­ńcu chcia­łam za­cząć żyć i cie­szyć się mło­do­ścią. Wie­dzia­łam, że go na­praw­dę za­bo­li, kie­dy za­cznę się spo­ty­kać z któ­ry­mś z jego za­wod­ni­ków. Gdy zo­stał głów­nym tre­ne­rem na uni­wer­sy­te­cie w Mas­sa­chu­setts, ka­zał mi się trzy­mać z dala od fut­bo­li­stów. Oczy­wi­ście jako grzecz­na có­recz­ka od razu go po­słu­cha­łam. Dziś na im­pre­zie po­sta­no­wi­łam jed­nak mu po­ka­zać, że nie będzie mną rządził. Za­mie­rza­łam uwie­ść naj­bar­dziej roz­wi­ązłe­go z gra­czy. Na ni­ko­go oj­ciec nie na­rze­kał przy nie­dziel­nych obiad­kach tak bar­dzo, jak na Ty­le­ra Mac­Ken­zie­go, i to on miał być moim ce­lem. Ty­ler, szy­kuj się! Two­ja cno­ta jest za­gro­żo­na. Za­śmia­łam się gło­śno, bo kto jak kto, ale on do cno­tli­wych nie na­le­żał. Wie­dzia­łam do­kład­nie, ja­kie zda­nie o nim miał mój oj­ciec: ba­wi­da­mek i ła­macz serc, któ­ry nie prze­pu­ści żad­nej dziew­czy­nie. Nie stro­nił od za­kra­pia­nych im­prez i my­ślał, że ta­lent wy­star­czy, by od­nie­ść suk­ces. Mia­łam tyl­ko na­dzie­ję, że bzyk­nie mnie szyb­ciej, niż po­my­śli, że na­ra­zi się mo­je­mu ojcu.

Jak zwy­kle mo­głam li­czyć na przy­ja­ció­łkę. Nie mi­nęło pół go­dzi­ny, a Har­mo­ny za­par­ko­wa­ła zie­lo­ne­go mu­stan­ga pod na­szym do­mem, gło­śno trąbi­ąc. Od kam­pu­su dzie­li­ło nas ja­kieś pięć mi­nut spa­cer­kiem, ale żeby tata łyk­nął przy­nętę, nie mo­gły­śmy prze­cież wy­jść wy­stro­jo­ne jak na im­pre­zę. Na szczęście mia­łam już u niej nie­złą ko­lek­cję ubrań, a jej ro­dzi­ce byli bar­dzo spo­ko. Ich po­de­jście było inne niż ojca, mimo że tak jak i on uczy­li na na­szym uni­wer­ku. Być może wła­śnie dla­te­go ro­zu­mia­ły­śmy się bez słów.

Tak bar­dzo dzi­ęko­wa­łam Bogu za Har­mo­ny! Była cu­dow­ną przy­ja­ció­łką, za­wsze obok, gdy jej po­trze­bo­wa­łam. Lu­dzie często błęd­nie ją oce­nia­li. Pa­trzy­li na nią przez pry­zmat wy­glądu. Była pi­ęk­ną, wręcz zja­wi­sko­wą blon­dyn­ką o nie­bie­skich jak nie­bo oczach. Z po­wo­dze­niem mo­gła­by być mo­del­ką, ale ona wo­la­ła na­ukę, tak jak i ja. Wi­ęk­szo­ść osób my­śla­ła, że jest zim­na i wy­ra­cho­wa­na, jed­nak była naj­słod­szą oso­bą, jaką zna­łam. Nor­mal­ne, że jak ktoś był dla niej nie­mi­ły, po­tra­fi­ła się od­gry­źć, ale sama ni­g­dy dla ni­ko­go taka nie była. Wi­dzia­łam, że często cier­pia­ła z po­wo­du ta­kie­go sta­nu rze­czy. Lu­dzie tak szyb­ko oce­nia­ją dru­gie­go czło­wie­ka, wca­le go nie zna­jąc. Z pręd­ko­ścią świa­tła po­tra­fią zra­nić i zrów­nać go z zie­mią. Wy­star­czy, że je­steś inny od wy­my­ślo­nych przez nich sa­mych „stan­dar­dów nor­mal­no­ści”, a już sto­isz na stra­co­nej po­zy­cji. Być może dla­te­go tak do­sko­na­le się ro­zu­mia­ły­śmy? Ja co praw­da by­łam szu­flad­ko­wa­na z zu­pe­łnie in­nych po­wo­dów, ale po­tra­fi­łam zro­zu­mieć, co ona czu­je. Ró­wie­śni­cy często mnie wy­śmie­wa­li, choć nie by­łam brzyd­ka czy gru­ba. Ot, zwy­kła dziew­czy­na wta­pia­jąca się w tłum. Jed­nak dla nich by­łam pry­mu­ską, có­recz­ką tre­ne­ra, któ­ra pew­nie z ka­żdą skar­gą lata do ta­tu­sia. Nie­raz ob­ry­wa­ło mi się tyl­ko za to, że mój oj­ciec pra­co­wał w na­szym li­ceum. Ma­ło­mia­stecz­ko­wa spo­łecz­no­ść mia­ła w zwy­cza­ju szu­flad­ko­wać lu­dzi. Cie­szy­łam się jak głu­pia, że na stu­diach po­znam no­wych lu­dzi, nowe dziew­czy­ny, któ­re być może nie będą na mnie pa­trzeć w taki spo­sób. Nie my­li­łam się. Zna­la­złam małe gro­no spraw­dzo­nych zna­jo­mych, któ­rych nie in­te­re­so­wa­ło, kto jest moim oj­cem. Lu­dzie na stu­diach mie­li swo­je ży­cie, swo­je pro­ble­my, i w wi­ęk­szo­ści mnie nie za­uwa­ża­li. Wy­jąt­kiem byli chłop­cy z dru­ży­ny ojca, bo do­sta­li za­kaz uma­wia­nia się ze mną. Oczy­wi­ście nie do­słow­nie. Mój oj­ciec nie był tak bez­po­śred­ni, ale wie­dzie­li, że le­piej z nim nie za­dzie­rać, i skrzęt­nie scho­dzi­li mi z dro­gi. Dziś chcia­łam to zmie­nić. Mu­sia­łam to zmie­nić. Oczy­wi­ście, bra­łam pod uwa­gę, że Ty­ler nie będzie jed­nak chciał mnie za­li­czyć. W ko­ńcu nie by­łam w ty­pie dziew­czyn, z ja­ki­mi go wi­dy­wa­łam. On sam był cho­ler­nie go­rący, do­sko­na­le o tym wie­dział i wy­ko­rzy­sty­wał to do woli. Będę mu­sia­ła nie­źle się na­tru­dzić, by zre­ali­zo­wać swój plan. Oczy­wi­ście Har­mo­ny wca­le nie była nim za­chwy­co­na. To chy­ba na­wet za mało po­wie­dzia­ne, bo jak tyl­ko zdra­dzi­łam jej szcze­gó­ły pla­nu w dro­dze na im­pre­zę, nie­mal wpa­dła w hi­ste­rię. Do­brze, że była świet­nym kie­row­cą.

– Ty chy­ba osza­la­łaś! – krzyk­nęła, wa­ląc ręko­ma w kie­row­ni­cę.

– Dla­cze­go? Prze­cież to do­sko­na­ły po­my­sł. Oj­ciec jak nic będzie wście­kły.

– No wła­śnie, będzie. – Spoj­rza­ła na mnie, mru­żąc oczy. – To kiep­ski po­my­sł. Prze­cież ro­bi­ąc mu na zło­ść i bzy­ka­jąc się z Ty­le­rem, sama so­bie za­szko­dzisz. To cho­dząca cho­ro­ba we­ne­rycz­na. Nie wia­do­mo, ile la­sek za­li­czył.

– Prze­sa­dzasz. Prze­cież nie jest głu­pi. Na pew­no się za­bez­pie­cza. Zresz­tą i tak nie wia­do­mo, czy będzie chciał za­li­czyć i mnie. – Utkwi­łam wzrok w swo­ich za­ci­śni­ętych dło­niach, jak za­wsze gdy za­czy­na­łam się de­ner­wo­wać. – No wiesz, on jest cia­chem, a ja zwy­kłą sza­rą dziew­czy­ną, któ­rej nikt nie za­uwa­ża.

– Trzy­maj­cie mnie, bo nie ręczę za sie­bie! – Har­mo­ny gwa­łto­wa­nie na­ci­snęła pe­dał ha­mul­ca, przez co nie­mal wal­nęłam gło­wą w przed­nią szy­bę. Spoj­rza­łam na nią zszo­ko­wa­na, nie bar­dzo nie wie­dząc, o co jej cho­dzi. – Dziew­czy­no, nie masz w domu lu­stra? Za ka­żdym ra­zem to samo! Prze­stań ro­bić z sie­bie ja­kieś brzyd­kie ka­cząt­ko, Vio­let. Je­steś pi­ęk­na, jak mo­żesz tego nie do­strze­gać?

– Stwier­dzam fakt. Wi­dzisz mnie ina­czej, bo się przy­ja­źni­my i na­wet w pew­nym stop­niu ci wie­rzę. To zna­czy to­bie wy­da­ję się pi­ęk­na, bo mnie znasz, ale to nie zna­czy, że inni mnie tak po­strze­ga­ją. Nie­wa­żne. Nie chcę na ten te­mat roz­ma­wiać. – Spró­bo­wa­łam uci­ąć te­mat. – Dziś chcę się do­brze za­ba­wić. Udo­wod­nić ojcu, że nie może mi roz­ka­zy­wać i nie będzie ukła­dał mi ży­cia. Dość tego. Mu­szę mu w ko­ńcu po­ka­zać, że tak nie mo­żna. Cho­ćbym w ra­mach bun­tu mia­ła prze­spać się z całą dru­ży­ną…

– No to te­raz to cię po­nio­sło. – Har­mo­ny we­szła mi w sło­wo.

– To była prze­no­śnia. – Za­śmia­łam się, by choć tro­chę roz­lu­źnić na­pi­ętą at­mos­fe­rę. – Wy­star­czy mi Ty­ler. Mój oj­ciec na­praw­dę go nie zno­si

– No do­brze. – Har­mo­ny nie­chęt­nie ru­szy­ła. – Jak so­bie chcesz. Je­śli na­praw­dę uwa­żasz, że to do­bry po­my­sł, nie będę cię po­uczać, ale mu­sisz wie­dzieć, że czu­ję, że wy­nik­ną z tego same pro­ble­my. Mam na­dzie­ję, że nie za­ko­chasz się w tym ba­wi­dam­ku.

– Spo­koj­nie. – Od­wró­ci­łam się w jej stro­nę i spoj­rza­łam na jej pe­łną sku­pie­nia twarz. – Znasz mnie nie od dziś. Ty­ler na pew­no nie za­wró­ci mi w gło­wie. To będzie jed­no­ra­zo­wy nu­me­rek. Nic, po czym nie mo­gła­bym wró­cić do po­rząd­ku dzien­ne­go. Har­mo­ny, nie za­cho­wuj się jak mój oj­ciec. Po­zwól mi po­pe­łniać wła­sne błędy i wy­ci­ągać wnio­ski. Nie obro­ni­cie mnie przed ca­łym złem tego świa­ta.

– Oczy­wi­ście – burk­nęła, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od dro­gi. – Po­wiedz­my, że ci wie­rzę i nie za­ko­chasz się w nim, ale co ci z tego, że się z nim prze­śpisz?

– Jak to co? Mój oj­ciec w ko­ńcu zro­zu­mie, że nie je­stem małą dziew­czyn­ką. Mam pra­wo do wol­no­ści i nie­wa­żne, jak bar­dzo on sta­ra się mnie kon­tro­lo­wać. Nie może mnie tak trak­to­wać. Na­stęp­nym ra­zem do­brze się za­sta­no­wi, nim znów będzie sta­rał się mnie chro­nić na wy­rost.

Pod­je­cha­ły­śmy pod dom mo­jej przy­ja­ció­łki i szyb­ko ru­szy­ły­śmy do drzwi. W gło­wie mia­ły­śmy już tyl­ko nad­cho­dzącą im­pre­zę brac­twa. By­łam pod­eks­cy­to­wa­na jak ni­g­dy. Upra­wia­łam już seks i wie­dzia­łam, z czym to się wi­ąże, ale słu­chy, któ­re krąży­ły na te­mat Ty­le­ra i jego, hmm, po­wiedz­my: łó­żko­wych umie­jęt­no­ści, moc­no mnie onie­śmie­la­ły. Mia­łam na­dzie­ję, że dam radę wy­ko­nać mój plan do ko­ńca. Pa­ra­li­żo­wał mnie strach, ale nie za­mie­rza­łam re­zy­gno­wać, o nie.

– Nad czym tak du­masz? – Har­mo­ny wy­chy­li­ła się z ła­zien­ki i po­pa­trzy­ła na mnie po­dejrz­li­wie.

– A w su­mie o ni­czym – od­pa­rłam. – My­śla­łam, co dziś za­ło­żyć.

– Za­łóż coś sek­sow­ne­go, co wy­rwie Ty­le­ra z bu­tów. – Har­mo­ny wy­szła z ła­zien­ki i usia­dła na łó­żku obok mnie.

– Taki mam plan, ale na­praw­dę nie bar­dzo wiem, co to może być. Ja­kieś po­my­sły? – Spoj­rza­łam na nią z na­dzie­ją.

– Zo­bacz­my… – Sta­nęła przy sza­fie i z im­pe­tem ją otwo­rzy­ła. Jej oczy mo­men­tal­nie się za­świe­ci­ły i szyb­ko zdjęła z wie­sza­ka coś, co przy­po­mi­na­ło su­kien­kę. – O Bo­ziu! – krzyk­nęła. – Mu­sisz ją przy­mie­rzyć. Wiem, że na­le­ży do mnie, ale uwierz mi, będziesz wy­gląda­ła obłęd­nie.

– Har­mo­ny… – Po­ki­wa­łam gło­wą. – Prze­cież nic, co pa­su­je na cie­bie, nie będzie do­bre dla mnie. Nie wiem, czy za­uwa­ży­łaś, ale moje cyc­ki są nie­mal trzy razy wi­ęk­sze niż two­je, a o bio­drach rów­nież mo­żna po­wie­dzieć to samo.

– Prze­sa­dzasz – rzu­ci­ła i po­ci­ągnęła mnie za rękę, zmu­sza­jąc, bym wsta­ła z łó­żka. – Nie ma­ru­dź, tyl­ko przy­mierz.

– Wiem, że nie od­pu­ścisz – wes­tchnęłam i wzi­ęłam z jej ręki czar­ną su­kien­kę. – Daj mi chwi­lę, za­raz wra­cam – do­da­łam, choć prze­cież nie było opcji, by pa­so­wa­ła.

By­łam cho­ler­nie zdzi­wio­na, gdy oka­za­ło się, że do­brze na mnie leży. Opi­na­ła moje cia­ło ni­czym dru­ga skó­ra, a ja po raz pierw­szy od nie­pa­mi­ęt­nych cza­sów czu­łam się do­brze w tym, co na so­bie mia­łam. Dość spo­ry de­kolt pod­kre­ślał moje duże pier­si, ale nie w or­dy­nar­ny spo­sób: wy­gląda­ło to wszyst­ko na­praw­dę przy­zwo­icie. Ba, mogę na­wet za­ry­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że wy­gląda­łam sek­sow­nie i wła­śnie tak się czu­łam. Uchy­li­łam drzwi ła­zien­ki i nie­pew­nie wyj­rza­łam na ze­wnątrz, oba­wia­jąc się tro­chę re­ak­cji przy­ja­ció­łki.

– O kur­de! – Aż za­gwiz­da­ła z za­chwy­tu, kie­dy mnie zo­ba­czy­ła. – Wła­śnie tego było ci trze­ba. Tak my­śla­łam, ta su­kien­ka jest szy­ta na cie­bie. Wy­glądasz obłęd­nie, a Ty­ler aż się za­go­tu­je, kie­dy cię zo­ba­czy.

– Dzi­ęku­ję. – Uśmiech­nęłam się do niej. Jej opi­nia była dla mnie istot­na. Za­zwy­czaj ole­wa­łam to, co kto o mnie mó­wił lub my­ślał, ale nie Har­mo­ny. Ona była dla mnie bar­dzo wa­żna i jej zda­nie bar­dzo się dla mnie li­czy­ło. – My­śla­łam, że nie po­pie­rasz tego, co za­mie­rzam zro­bić.

– Nie po­pie­ram – przy­zna­ła, ci­ągnąc mnie za rękę i zmu­sza­jąc, bym usia­dła przy to­a­let­ce – ale to nie zna­czy, że nie będę cię wspie­rać. Sko­ro uwa­żasz, że nie ma in­ne­go wy­jścia i na­praw­dę tego chcesz, nie będę cię oce­niać.

– Wiesz, że bar­dzo cię ko­cham – od­pa­rłam wzru­szo­na. Była praw­dzi­wą przy­ja­ció­łką.

– Wiem, a te­raz ci­sza, bo trze­ba cię zro­bić na bó­stwo. Do tej kiec­ki po­trzeb­ny ci ma­ki­jaż z efek­tem wow, więc po­zwól mi dzia­łać.

Nie mu­sia­ła po­wta­rzać dwa razy. Z chęcią od­da­łam się w jej spraw­ne ręce. Kto jak kto, ale Har­mo­ny była mi­strzy­nią ma­ki­ja­żu i wie­dzia­łam, że dziś wie­czo­rem będę lśni­ła ni­czym gwiaz­da. Nie było mowy, że Ty­ler Mac­Ken­zie mi się oprze.

Rozdział trzeci

Violet

To­wa­rzy­stwo było już nie­źle pod­chmie­lo­ne, gdy do­ta­rły­śmy na im­pre­zę. Zresz­tą my też nie zo­sta­ły­śmy ja­koś w tyle. U Har­mo­ny wy­pi­ły­śmy po dwa drin­ki dla roz­lu­źnie­nia. Dla mnie to był wa­żny dzień, mo­ment, w któ­rym mia­łam w ko­ńcu w do­sad­ny spo­sób prze­ciw­sta­wić się ojcu. Oczy­wi­ście fut­bo­li­stów jesz­cze nie było, więc mia­łam chwi­lę, by ro­zej­rzeć się i po­ta­ńczyć z przy­ja­ció­łką. Dom brac­twa był ogrom­ny: wi­dać było, że uczel­nia nie ża­ło­wa­ła kasy. Być może mie­li jesz­cze ja­kieś do­ta­cje spor­to­we lub od pry­wat­nych dar­czy­ńców, nie mia­łam bla­de­go po­jęcia. Wie­dzia­łam, że Ty­ler, mimo iż na­le­żał do Del­ty, nie miesz­kał w domu brac­twa. Obi­ło mi się o uszy, że wraz z bra­tem i jego dziew­czy­ną wy­naj­mo­wa­li nie­wiel­kie miesz­ka­nie poza te­re­nem kam­pu­su, ale na tyle bli­sko, by nie mieć pro­ble­mów z do­jaz­dem. Ty­ler i Ty­son byli nie­mal iden­tycz­ni. Na po­cząt­ku był pro­blem z ich roz­ró­żnie­niem. Obaj byli su­per­przy­stoj­ni i do­brze zbu­do­wa­ni. Ty­ler grał, ale Ty­son nie. Kie­dyś sły­sza­łam ja­kieś plot­ki, że uczest­ni­czył w nie­le­gal­nych wal­kach jesz­cze w li­ceum, ale ile było w tym praw­dy? Lu­dzie lu­bi­li do­pi­sy­wać swo­je hi­sto­rie, często wy­ssa­ne z pal­ca. Cho­ciaż wca­le bym się nie zdzi­wi­ła, gdy­by aku­rat ta oka­za­ła się praw­dzi­wa. Ty­son miał w so­bie ja­kiś mrok. Nie wi­dy­wa­łam go zbyt często, bo wraz z dziew­czy­ną wo­le­li wła­sne to­wa­rzy­stwo, ale gdy już gdzieś się po­ja­wi­li, wy­wo­ły­wa­li sen­sa­cję. Za­wsze wpa­trze­ni w sie­bie jak w ob­ra­zek. On bar­dzo za­bor­czy, go­to­wy po­ła­mać ka­żde­go, kto cho­ciaż zer­k­nie w stro­nę Va­len­ti­ny. Ona z po­bła­ża­niem pa­trząca na na­iw­ne pa­nien­ki, któ­re nie­mal si­ka­ły na wi­dok Ty­so­na. Oczy­wi­ście mógł się po­do­bać, ale ła­two było do­strzec, że nie wi­dzi świa­ta poza Val, więc ja­ka­kol­wiek chęć do­bra­nia mu się do spodni z góry była ska­za­na na po­ra­żkę. Szko­da było tra­cić na to czas.

– Na­pij­my się! – Har­mo­ny nie­mal wrza­snęła mi do ucha. Sta­łam za­my­ślo­na, więc wy­stra­szy­ła mnie jak cho­le­ra.

– Świet­ny po­my­sł. – Uśmiech­nęłam się do niej i po­ci­ągnęłam w stro­nę kuch­ni, któ­rą mi­nęły­śmy chwi­lę wcze­śniej. Wi­dzia­łam tam wiel­ką becz­kę z pi­wem i ja­kiś pro­wi­zo­rycz­ny ba­rek. – Mia­łam to wła­śnie za­pro­po­no­wać, bo czu­ję, że za chwi­lę resz­ta pro­cen­tów ze mnie ule­ci. Nie wi­dzia­łam chło­pa­ków z dru­ży­ny i boję się, że Ty­ler jed­nak się nie po­ja­wi.

– Po­ja­wi się, nie pa­ni­kuj. – Har­mo­ny wzi­ęła dwa kub­ki i za­częła coś do nich wle­wać. – Może być tro­chę pó­źniej, bo z tego, co mó­wi­ła mi Leah z koła li­te­rac­kie­go, cho­dzą słu­chy, że wy­pro­wa­dził się od bra­ta i jest świe­żym na­byt­kiem aka­de­mi­ka. La­ski już się na nie­go na­pa­li­ły i prze­ści­ga­ją się w za­wo­dach, któ­ra jako pierw­sza za­ci­ągnie go do łó­żka. Zu­pe­łnie jak­by nie miał wcze­śniej po­ło­wy kam­pu­su…

– Kur­de – wes­tchnęłam i wzi­ęłam z jej rąk ku­bek. – A co, jak nie będzie w na­stro­ju na fi­gle? – Unio­słam go do ust i nie­mal jed­nym hau­stem opró­żni­łam, przez co nie­mal się nie za­dła­wi­łam. Po­czu­łam go­rąco. Łzy na­pły­nęły mi do oczu i za­częłam kasz­leć jak ja­kiś kot, któ­ry za­krztu­sił się kła­kiem. – Coś ty tu wla­ła? – wy­krztu­si­łam z tru­dem.

– Nic ta­kie­go. – Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi, pa­trząc na mnie z miną nie­wi­ni­ąt­ka. – To po pro­stu dwie trze­cie wód­ki i jed­na trze­cia soku z gra­na­tu. – Uśmiech­nęła się prze­bie­gle.

– Nic ta­kie­go? – za­py­ta­łam, rzu­ca­jąc jej mor­der­cze spoj­rze­nie. – Nie­mal spa­li­ło mnie żyw­cem!

– No co ty! – za­śmia­ła się. – Pi­łaś prze­cież moc­niej­sze. Pa­mi­ętasz, jak w wa­ka­cje po­je­cha­ły­śmy do dom­ku two­je­go ojca nad je­zio­ro i…. – za­częła, lecz od razu prze­rwa­ła, gdy zo­ba­czy­ła, że wle­piam spoj­rze­nie w grup­kę, któ­ra wła­śnie we­szła.

– Ty­ler – za­skom­la­łam, bo aku­rat w tym mo­men­cie czu­łam się jak sie­dem nie­szczęść. Har­mo­ny spoj­rza­ła we wska­za­nym kie­run­ku i gło­śno wy­buch­nęła śmie­chem, sku­tecz­nie zwra­ca­jąc na nas uwa­gę. Nie wie­dzia­łam, co ją tak roz­ba­wi­ło. Chcia­łam się za­pa­ść pod zie­mię, a ona śmia­ła się jak opęta­na.

Na­wet z da­le­ka mnie onie­śmie­lał. Wi­dzia­łam go już kil­ka razy, ale dziś za­czy­na­łam tra­cić re­zon, tym bar­dziej, że po tej ak­cji z drin­kiem sła­bo się czu­łam. A do tego moja przy­ja­ció­łka na wi­dok chło­pa­ków z dru­ży­ny śmia­ła się jak sza­lo­na.

– Har­mo­ny – syk­nęłam ostrze­gaw­czo – uspo­kój się, bo ro­bisz przed­sta­wie­nie. Jak tak da­lej pój­dzie, za­raz tu­taj po­dej­dą.

– Nic nie po­ra­dzę! – Spoj­rza­ła na mnie. – Po­patrz na nie­go, wy­gląda, jak­by zde­rzył się ze ścia­ną. – Znów par­sk­nęła śmie­chem, jak­by to, co po­wie­dzia­ła, było żar­tem roku.

Po­pa­trzy­łam w ich kie­run­ku, sta­ra­jąc się zro­zu­mieć, o co jej cho­dzi. No rze­czy­wi­ście, przez ten stres na­wet nie za­uwa­ży­łam, że Ty­ler miał wiel­kie limo pod okiem. Cóż, to nie był chy­ba jego naj­lep­szy dzień. By­łam cie­ka­wa, co ta­kie­go się sta­ło, bo taki fa­cet jak on pew­nie nie był nie­po­rad­ny i w bój­ce da­łby so­bie radę… Cho­ciaż kto wie?

– Patrz! – szep­nęła Har­mo­ny, wska­zu­jąc na chło­pa­ków. – Chy­ba idą w na­szą stro­nę.

– Kur­wa – wy­msknęło mi się.

– Nie pa­ni­kuj. – Po­krze­pia­jąco po­kle­pa­ła mnie po ple­cach. – Na­pij się jesz­cze, bo za­raz będziesz mia­ła mo­żli­wo­ść po­znać obiekt swo­ich wes­tchnień.

– On nie jest moim obiek­tem wes­tchnień. Nie wiem na­wet, czy te­raz w ogó­le zwró­ci na mnie uwa­gę. W ko­ńcu wi­dział, jak się z nie­go śmie­jesz.

– Oj tam! – Mach­nęła ręką. – Będzie do­brze.

Nie zdąży­łam po­wie­dzieć nic wi­ęcej, bo Ty­ler, Sa­mu­el i Cole, jak za­wsze nie­roz­łącz­ni, sta­nęli przed nami.

Spra­wia­li wra­że­nie jesz­cze wi­ęk­szych niż w rze­czy­wi­sto­ści. Ich po­stu­ry i moc­no umi­ęśnio­ne syl­wet­ki tro­chę przy­tła­cza­ły, gdy sta­li tak bli­sko. Pierw­szy ode­zwał się Ty­ler, a resz­ta jak­by cze­ka­ła na jego za­gra­nie.

– Wi­dzę, że ba­wi­cie się ca­łkiem nie­źle. – Spoj­rzał na nas. Jego oczy były nie­bie­skie, ale te­raz spra­wia­ły wra­że­nie nie­mal czar­nych. – Je­stem Ty­ler. Chy­ba nie mie­li­śmy oka­zji się po­znać.

– Har­mo­ny. – Przy­ja­ció­łka ode­zwa­ła się pierw­sza, do­brze wie­dząc, ja­kie wra­że­nie na mnie wy­wa­rł. – Rze­czy­wi­ście, ca­łkiem nie­źle. Praw­da Vio­let?

– Eee… tak, jest ca­łkiem przy­jem­nie…

– Ca­łkiem przy­jem­nie? – Ty­ler unió­sł jed­ną brew. – Cie­ka­we okre­śle­nie, Vio­let. To Sa­mu­el i Cole. – Wska­zał ręką na sto­jących obok przy­ja­ciół. Gra­my w jed­nej dru­ży­nie.

– One to pew­nie wie­dzą, ba­ra­nie. – Sa­mu­el za­śmiał się i klep­nął go w ra­mię. – Sta­ry, jak da­lej będziesz wa­lił ta­kie sła­be tek­sty, to la­ski się za­raz zmy­ją i tyle będzie z two­je­go pod­ry­wu.

– Ni­ko­go nie pod­ry­wam – burk­nął nie­co zmie­sza­ny Ty­ler.

– Nie? – za­py­ta­łam, chcąc prze­ci­ągnąć roz­mo­wę, bo czu­łam, że po te­kście ko­le­gi za­raz będzie chciał się zmyć. Wszy­scy trzej po­pa­trzy­li na mnie zdzi­wie­ni. – Szko­da, bo na­wet z tym li­mem pod okiem wy­glądasz ca­łkiem nie­źle.

Har­mo­ny nie­mal za­krztu­si­ła się drin­kiem, a do mnie do­pie­ro po chwi­li do­ta­rło, co wła­śnie po­wie­dzia­łam. To było na­praw­dę nie­for­tun­ne, na szczęście wszy­scy za­częli się śmiać, bo już my­śla­łam, że ze wsty­du za­pad­nę się pod zie­mię. Ty­ler jed­nak nie stra­cił re­zo­nu, bo pod­sze­dł do mnie i szep­nął mi do ucha:

– Cie­szę się, że tak my­ślisz. Może wyj­dzie­my na ze­wnątrz? Za­pa­lę i opo­wiem ci, co mi się sta­ło w oko. Chło­pa­ki, pó­źniej się zła­pie­my.

– Się ro­zu­mie, sta­ry – od­po­wie­dzie­li nie­mal jed­no­cze­śnie.

– Nie mu­sisz się spie­szyć. – Cole su­ge­styw­nie po­ru­szył brwia­mi.

– Uspo­kój się! – syk­nął Ty­ler. – Idzie­my tyl­ko po­ga­dać.

– Już ja wiem, jak ty za­zwy­czaj ga­dasz z la­ska­mi. – Cole da­lej drążył, a moje po­licz­ki za­czy­na­ły się ro­bić czer­wo­ne. – Sły­szę wszyst­ko za­wsze bar­dzo wy­ra­źnie.

Po­pa­trzy­łam na przy­ja­ció­łkę, któ­ra od razu dała mi znak, że nie ma nic prze­ciw­ko, i ru­szy­li­śmy do wy­jścia. Idąc w stro­nę wiel­kich drzwi na ty­łach domu, co chwi­la by­li­śmy za­cze­pia­ni przez ja­ki­chś jego zna­jo­mych. On jed­nak ka­żde­go szyb­ko spła­wiał, da­jąc im do zro­zu­mie­nia, że mamy inne pla­ny. Za­czy­na­łam się de­ner­wo­wać. Nie zna­łam go prze­cież, a to, co wcze­śniej mi się wy­msknęło, nie brzmia­ło zbyt faj­nie. Ty­ler wy­da­wał się już tro­chę zi­ry­to­wa­ny tym za­cze­pia­niem, więc zła­pał mnie za rękę i ru­szył szyb­szym kro­kiem. W tych cho­ler­nych ob­ca­sach nie­mal bie­głam za nim, co pew­nie wy­gląda­ło ko­micz­nie.

Na ta­ra­sie z tyłu domu było bar­dzo przy­jem­nie. Nie było ba­se­nu, ale roz­sta­wio­no le­ża­ki, a po­środ­ku traw­ni­ka wy­ty­czo­no miej­sce na ogni­sko. Ty­ler po­ci­ągnął mnie w tam­tą stro­nę.

– W ko­ńcu – sap­nął, za­my­ka­jąc za nami drzwi ta­ra­su. – Już my­śla­łem, że ni­g­dy nie wyj­dzie­my przez tych wszyst­kich lu­dzi…

– Ze­brał się nie­zły tłum.

– Nie­często by­wasz na im­pre­zach, co? – za­py­tał.

– Cze­mu tak sądzisz? – Po­pa­trzy­łam na nie­go po­wa­żnie, bo brzmia­ło to tro­chę jak przy­tyk.

– Po pro­stu my­ślę, że bym cię za­pa­mi­ętał. – Wzru­szył ra­mio­na­mi. – Masz ory­gi­na­le imię.

Do­pie­ro te­raz za­czął mi się przy­glądać. Jego oczy in­ten­syw­nie ska­no­wa­ły moje cia­ło. To było onie­śmie­la­jące, ale jed­no­cze­śnie miłe: było wi­dać, że nie mam się czym mar­twić. Zdo­by­łam jego za­in­te­re­so­wa­nie.

– Mogę za­pa­lić? – za­py­tał, nie od­ry­wa­jąc ode mnie wzro­ku.

– Chy­ba po to tu­taj przy­szli­śmy – rzu­ci­łam i uśmiech­nęłam się do nie­go.

– Nie tyl­ko – stwier­dził, wy­ci­ąga­jąc z kie­sze­ni pa­pie­ro­sy i za­pal­nicz­kę, by po chwi­li za­ci­ągać się dy­mem.

– Nie tyl­ko?

– Nie – przy­znał. – Spójrz w górę! – Opa­rł się ple­ca­mi o le­żak i przy­ci­ągnął mnie do sie­bie, tak bym ple­ca­mi opie­ra­ła się o jego klat­kę pier­sio­wą. – Tu­taj wi­dać kon­ste­la­cję Orio­na. Lu­bię tu­taj sie­dzieć i pa­trzeć w nie­bo.

Unio­słam oczy i za­ma­rłam: na nie­bie było wy­ra­źnie wi­dać pi­ęk­nie lśni­ące gwiaz­dy. Nie sądzi­łam, że ktoś taki jak on może lu­bić ob­ser­wo­wać nie­bo. Jego za­pach był tak sek­sow­ny, że za­czy­na­ło mi się kręcić w gło­wie. Na­wet ten si­niak na twa­rzy nie psuł wra­że­nia. Ty­ler Mac­Ken­zie był cho­ler­nie ku­szący i do­sko­na­le zda­wał so­bie z tego spra­wę.

Rozdział czwarty

Tyler

Idąc na tę im­pre­zę, zu­pe­łnie się tego nie spo­dzie­wa­łem. Chcia­łem się tyl­ko roz­lu­źnić po kłót­ni z Ty­so­nem, a wy­lądo­wa­łem na ta­ra­sie z wtu­lo­ną we mnie Vio­let. Nie zna­łem jej wcze­śniej i rzad­ko da­wa­łem się ko­muś tak szyb­ko do sie­bie zbli­żyć, ale jej bez­po­śred­nio­ść bar­dzo mi się spodo­ba­ła i tak ja­koś wy­szło. Wi­dać było jej za­in­te­re­so­wa­nie, ale praw­da była taka, że ka­żda la­ska była mną za­in­te­re­so­wa­na. Do­brze wie­dzia­łem, jak dzia­łam na ko­bie­ty, i umia­łem z tego ko­rzy­stać. Dziś rów­nież chcia­łem się za­ba­wić, by spu­ścić tro­chę pary, ale coś mi się wy­da­wa­ło, że ona nie jest la­ską, któ­ra pre­fe­ru­je jed­no­noc­ne przy­go­dy. Czy to mi prze­szka­dza­ło? Sam jesz­cze nie wie­dzia­łem. Chcia­łem zo­ba­czyć, jak to się wszyst­ko po­to­czy. Pod dło­nią wy­czu­wa­łem jej mia­ro­wy od­dech. Czu­ła się przy mnie bez­piecz­nie, cho­ciaż wie­dzia­łem, że nie po­win­na. Mó­głbym ją po­lu­bić, więc za­mie­rza­łem za­grać z nią w otwar­te kar­ty. Ni­g­dy nie oszu­ki­wa­łem ko­biet i cho­ciaż lu­bi­łem seks bez zo­bo­wi­ązań, za­wsze sta­wia­łem spra­wę ja­sno. Nie­po­trzeb­ne mi były pro­ble­my i ści­ga­jące mnie po kam­pu­sie la­ski. Za­ci­ągnąłem się ostat­ni raz i zdu­si­łem nie­do­pa­łek w sto­jącej obok po­piel­nicz­ce.

– Lu­bię cię, Vio­let. Je­steś na­praw­dę pi­ęk­ną i za­baw­ną dziew­czy­ną, wiesz? – za­cząłem.

– Ja też cię lu­bię, Ty­ler. – Wy­pro­sto­wa­ła się i usia­dła, tak aby wi­dzieć moją twarz. – Chcesz mnie spła­wić? Bądźmy ze sobą szcze­rzy, nie je­stem dziec­kiem, po­tra­fię zro­zu­mieć, że mogę nie być w two­im gu­ście.

– Zwa­rio­wa­łaś? – Zła­pa­łem ją za rękę, bo czu­łem, że chce ode mnie uciec, a nie za­mie­rza­łem jej na to po­zwo­lić, nim nie wy­słu­cha mnie do ko­ńca. – Nie ucie­kaj, chcia­łem że­byś wie­dzia­ła, jak bar­dzo mi się po­do­basz. Może na­wet za bar­dzo. Cały czas mam przed ocza­mi, co mó­głbym z tobą ro­bić, je­śli byś mi na to po­zwo­li­ła. Chcę cię pie­przyć, Vio­let, na mi­lion spo­so­bów. My­ślę jed­nak, że nie je­steś dziew­czy­ną, któ­ra za­li­cza jed­no­ra­zo­we nu­mer­ki, dla­te­go chcia­łem dać ci mo­żli­wo­ść wy­bo­ru. Nie szu­kam zwi­ąz­ków. Same z nimi kło­po­ty, a poza tym mam dru­ży­nę, tre­nin­gi i za­je­bi­ście wy­ma­ga­jące­go tre­ne­ra, któ­ry mnie nie zno­si. Jak wi­dzisz, nie­po­trzeb­ne mi kom­pli­ka­cje.

Po­pa­trzy­łem na nią z na­dzie­ją, bo po moim mo­no­lo­gu mo­gła się po­czuć tro­chę za­gu­bio­na. Nie by­łem pe­wien, jak za­re­agu­je. Była sek­sow­na jak dia­bli i już my­śla­łem o jej sma­ku na swo­im języ­ku, przez co mo­men­tal­nie mój fiut bu­dził się do ży­cia.

– A czy ja cię pro­szę o ja­kiś zwi­ązek? – Prze­chy­li­ła gło­wę i przy­gląda­ła mi się z uwa­gą. – Nie szu­kam fa­ce­ta, nie po­trze­bu­ję go do szczęścia. Je­śli jed­nak cho­dzi o jed­no­ra­zo­wy nu­me­rek, mogę roz­wa­żyć two­ją pro­po­zy­cję – za­śmia­ła się – ale może nie tak szyb­ko. – Wsta­ła i po­ci­ągnęła mnie za rękę. – Może wy­pij­my jesz­cze po drin­ku i za­ta­ńcz­my, bo nie ku­pu­ję kota w wor­ku. – Przy­lgnęła do mnie ca­łym cia­łem i za­plo­tła dło­nie na mo­jej szyi. – Naj­pierw mu­szę spraw­dzić, czy do­brze ca­łu­jesz i jak ta­ńczysz, a pó­źniej zo­ba­czy­my, co przy­nie­sie noc – mruk­nęła i wspi­ęła się na pal­ce, by po­łączyć na­sze usta w nie­spo­dzie­wa­nym po­ca­łun­ku. Nie­mal od razu przy­ci­ągnąłem jej cia­ło do swo­je­go i wbi­łem pal­ce w jej krągłe bio­dra. Po­głębi­łem jej lek­ki, nie­mal nie­win­ny po­ca­łu­nek, wsu­wa­jąc głębiej język i spraw­dza­jąc jej smak. Było ku­rew­sko do­brze. Już bar­dzo daw­no nie czu­łem ta­kie­go gło­du i żaru, jaki ogar­nął mnie przy niej. Wplo­tłem pal­ce w jej wło­sy, zmu­sza­jąc ją do ule­gło­ści. Mia­łem te­raz do­sko­na­ły do­stęp do jej szyi, na któ­rej zo­sta­wia­łem mo­kre śla­dy, ca­łu­jąc ją i lek­ko przy­gry­za­jąc. Czu­łem, jak jej sut­ki ro­bią się twar­de i na­pie­ra­ją na de­li­kat­ny ma­te­riał su­kien­ki. Swo­ją dro­gą wy­gląda­ła w niej jak mi­lion do­la­rów. Czu­łem się jak zwie­rzę, chcia­łem się już w niej za­tra­cić.

– Spo­koj­nie. – Od­su­nęła się ode mnie i po­pra­wi­ła su­kien­kę, któ­ra lek­ko się unio­sła, od­sła­nia­jąc część ud. – Mie­li­śmy za­cze­kać i zo­ba­czyć, co przy­nie­sie noc, a w ta­kim tem­pie wy­lądu­je­my w łó­żku już za chwi­lę. – Po­pa­trzy­ła na mnie z na­dzie­ją, jak­by szu­ka­jąc u mnie po­par­cia.

– Mnie to nie prze­szka­dza – przy­zna­łem – ale je­śli ci za­le­ży, to cho­dź. – Otwo­rzy­łem drzwi i prze­pu­ści­łem ją. – Po­ka­żę ci, jak się tu im­pre­zu­je, bo wi­dzę, że nie ro­bisz tego często. Nie na­rze­kaj tyl­ko ju­tro na ból gło­wy.

Uśmiech­nęła się i chwy­ci­ła mnie za rękę.

– Je­stem go­to­wa.

– Ja też, ma­le­ńka, na­wet nie wiesz, jak bar­dzo – szep­nąłem i po­ci­ągnąłem ją w stro­nę kuch­ni, bo mie­li­śmy za­cząć od drin­ków.

Rozdział piąty

Violet

Im­pre­za trwa­ła w naj­lep­sze, a ja i Ty­ler na­praw­dę świet­nie się ra­zem ba­wi­li­śmy. Był za­baw­ny i cho­ler­nie sek­sow­ny. Sam ta­niec z nim po­bu­dzał mo­tyl­ki w moim brzu­chu. Już po­wo­li za­czy­na­łam so­bie wy­obra­żać…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej

Spis treści

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Dedykacja

Cytat

Rozdział pierwszy

Rozdział drugi

Rozdział trzeci

Rozdział czwarty

Rozdział piąty

Rozdział szósty

Rozdział siódmy

Rozdział ósmy

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziesiąty

Rozdział jedenasty

Rozdział dwunasty

Rozdział trzynasty

Rozdział czternasty

Rozdział piętnasty

Rozdział szesnasty

Rozdział siedemnasty

Rozdział osiemnasty

Rozdział dziewiętnasty

Rozdział dwudziesty

Rozdział dwudziesty pierwszy

Rozdział dwudziesty drugi

Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział dwudziesty czwarty

Playlista

Słowo do czytelników

Podziękowania