Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
HUGO
Hugo Brunel wie, co oznacza życie w nieustającym mroku. Od dzieciństwa nasiąkał brutalnością świata marsylskiej mafii. Wychowany w epicentrum gnijącego środowiska, został uformowany na przywódcę Unione Corse.
W dniu, w którym Bénédicte Brunel wydał ostatnie tchnienie, a Hugo przejął po nim schedę, poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, by wymazać imię ojca z kart historii organizacji. Unione Corse nareszcie miała zyskać nowy kształt, nawet jeśli to oznaczało, że Hugo musiałby spalić cały świat. Poszedł w tym o krok za daleko i został zmuszony zwrócić się do dawnych sojuszników – Cosa Nostry.
Nie przewidział jednak, że na jego drodze stanie pewna przebiegła żmijka, która złoży mu propozycję nie do odrzucenia, burząc tym budowany przez mężczyznę mur.
EVARISTA
Jako córka capo-famiglia jednego z potężniejszych klanów Cosa Nostry Evarista wie, że musi ratować młodszą siostrę oraz… samą siebie. Każdego dnia odbierano jej wolną wolę, a ona stawała się narzędziem w rękach rodziny, jednak nie zamierzała zostać sprzedana niczym bydło na rzeź. Kobiecie pozostała jedynie ucieczka, dlatego gdy Hugo Brunel, nowy caïd Unione Corse, zawitał do jej rodzinnego domu, postanowiła wykorzystać okazję. Szybko zrozumiała, że mężczyzna, którego wybrała na swojego wybawcę, pod ludzką powłoką skrywa bestię. Problem pojawił się w momencie, w którym Evarista pojęła, że pragnie zajrzeć pod każdy skrawek jego poznaczonej bliznami skóry. Tyle że to oznaczało złamanie wszelkich ustalonych przez nich zasad.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 576
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by B.A. Feder
Copyright © for this edition by Wydawnictwo KDW
Redakcja:
Katarzyna Mirończuk
Korekta:
Joanna Błakita
Korekta po składzie:
Alicja Szalska-Radomska | Studio Ale buk!
Skład i korekta techniczna:
Mateusz Cichosz | Studio Ale buk!
Projekt okładki, oprawa graficzna:
Justyna Knapik | fb.com/justyna.es.grafik
ISBN: 978-83-975092-5-2
Wydanie I
Kontakt: [email protected]
IG: https://instagram.com/wydawnictwo_kdw/
FB: www.facebook.com/WydawnictwoKDW
www.wydawnictwokdw.com
Dla wszystkich, na których drodze stanęła osoba nielękająca się ich mroku, bo podobny nosiła w sobie. Nie jesteście straceni. Wystarczy, że wpuścicie do środka odrobinę światła.
I dla mojej Babci – najpiękniejszej duszy, jaką kiedykolwiek poznałam. Odeszłaś, zanim zdążyłam Ci pokazać tę książkę. Mimo wszystko wiem, że byłabyś ze mnie dumna i cieszyłabyś się razem ze mną. Powiedziałabyś też, bym dalej parła do przodu.
Dziękuję za Twoją obecność w moim życiu, za wiarę we mnie i naukę, by walczyć o swoje marzenia tak, abym na końcu mogła powiedzieć: miałam piękne życie.
Tęsknię za Tobą. Codziennie. Jednak już nie płaczę, tak jak Ci kiedyś obiecałam, tylko z uśmiechem pielęgnuję w głowie Twój obraz. Do zobaczenia, Babciu.
A także dla wszystkich tych, którzy kogoś stracili. Wiem, że to boli, ale przetrwamy. Jestem razem z Wami.
Drodzy Czytelnicy!
Zanim zatoniecie w lekturze, mam obowiązek uprzedzić Was, na co powinniście być przygotowani podczas czytania tej powieści.
Z racji tego, że trzymacie w rękach romans mafijny w konwencji dark, książka przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Znajdziecie w niej:
– przekleństwa;
– maltretowanie, przemoc fizyczną oraz psychiczną;
– brutalne, krwawe sceny tortur;
– morderstwa;
– produkcję i handel narkotykami oraz inne nielegalne działalności, którymi parają się organizacje przestępcze;
– sceny erotyczne noszące znamiona fetyszy, perwersyjnych zachowań oraz praktyk zaliczanych do BDSM. Opisane fetysze to: wiązanie/krępowanie/unieruchomienie oraz używanie zabawek seksualnych, oraz erotyczne gry fabularne, w tym CNC Kink Play (consensual non-consent, zgoda bez zgody, czyli dobrowolne wcześniejsze wyrażenie przyzwolenia i chęci na odgrywanie sceny w trakcie seksu, w której dominujący używa siły/przymusu na uległym);
– molestowanie seksualne oraz gwałt;
– szarych moralnie bohaterów.
Tę historię przenikają brud, zło i amoralność.
Każdy z bohaterów nosi bagaż traumatycznych doświadczeń, które go ukształtowały. To nie jest opowieść o miłości, w której dobra dusza ratuje czarny charakter przed ostatecznym upadkiem. Tutaj wszystkie postacie to swoiści czarni bohaterowie, a wybielić ich może jedynie mrok.
Mam świadomość, że Gra bez zasad nie jest lekturą dla każdego, dlatego proszę: weźcie pod uwagę powyższe ostrzeżenie i jeśli żywicie obawy, że ta tematyka mogłaby wywołać w Was traumę lub obudzić tę, z którą mierzyliście się w przeszłości, zadbajcie o swój komfort psychiczny i zanim zaczniecie czytać tę historię, rozważcie, czy jesteście gotowi ją poznać.
Pragnę też wspomnieć, że Gra bez zasad nie jest kontynuacją znanej Wam (mam nadzieję) Gry w pozory, choć główny bohater tej powieści – Hugo Brunel – występuje w Grze w pozory jako postać drugoplanowa.
Z kolei trzymana przez Was w dłoniach Gra bez zasad jest w całości poświęcona losom Huga oraz Evaristy. Nie musicie znać treści Gry w pozory, by czytać tę książkę, jeśli jednak chcielibyście poznać przeszłość Huga, a także historię korsykańskiej mafii, zachęcam Was do sięgnięcia również po Grę w pozory.
Będzie mi bardzo miło, jeśli to zrobicie! Ostrzegam jednak, że Gra bez zasad może Wam zaspojlerować Grę w pozory, więc miejcie to na względzie.
Poświęciłam dużo czasu na research oraz przygotowanie się do napisania tej powieści, aby jak najlepiej oddać realia amerykańskiej Cosa Nostry oraz marsylskiej Unione Corse. Znajdziecie więc tutaj wiele rzeczywistych aspektów mafijnego środowiska oraz opisy sytuacji, które miały i wciąż mają miejsce w świecie Cosa Nostry – choćby rytuał inicjacyjny czy struktura hierarchii tej organizacji.
Chcę jednak podkreślić, że to nie jest książka non-fiction i wszystkie postacie stworzyłam wyłącznie na potrzeby fabuły – bohaterowie są fikcyjni, a wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe.
Życzę Wam dobrej zabawy oraz wielu emocji podczas lektury i dziękuję, że wybraliście moją książkę spośród tysięcy innych tytułów!
Z miłością
B.A. Feder
Ex Habit – Who Do You Want
Omido & Ex Habit – Please
Stileto feat. Madalen Duke – Dead or Alive
Self Deception – PSYCHO
Like a Storm – Love the Way You Hate Me
Rain City Drive feat. Dayseeker – Medicate Me
Fame on Fire – Without Me
Memphis May Fire – Misery
OLLIE – Heartless
Nickelback – I’d Come for You
Bad Omens – The Death of Peace of Mind
David Kushner – Daylight
KIRRA47 – In the Shadows You’ll Hear My Voice
Skillet – Fire Inside of Me
State of Mine feat. Eva Under Fire – Survivor
Versus Me – Terrified
NOTHING MORE – If it Doesn’t Hurt
Eva Under Fire feat. Matt B From Ashes to New – Coming for Blood
The Score – Enemies
Imagine Dragons – Eyes Closed
Nickelback – Figured You Out
Sleep Theory – Stuck in My Head
Bobi Andonov – Burn
New Medicine – Fire Up the Night
April Jai feat. Nation Haven – Morally Grey (Nation Haven Edition)
CRMNL – Wicked as They Come
CRMNL – Devil Inside
Linkin Park – Lying from You
Three Days Grace – Infra-Red
Three Days Grace – Time of Dying
Skillet – Comatose
Paramore – Let the Flames Begin
Nickelback – Standing in the Dark
Bad Omens – Nowhere to Go
Kaphy x NERV KNØW x BLVKES– Snake
Eva Under Fire – Devil in Disguise
Josh Ross, Julia Michaels – Want This Beer
Everybody Loves an Outlaw – Blood on a Rose
Citizen Soldier – Thank You for Hating Me
Sleep Theory – Fallout
From Ashes to New – Heartache
Memphis May Fire – Hell Is Empty
Bishop Briggs – White Flag
Austin Giorgio – Chokehold
Wage War – Godspeed
The Score – Stronger
From Ashes to New feat. Against the Current, Chrissy Costanza – Barely Breathing
Linkin Park – Points of Authority
Billie Eilish – All the Good Girls Go to Hell
Chris Brown – Under the Influence
Catch Your Breath – 21 Gun Salute
Ex Habit – Too Late to Love You
notefly, HVLO, IOVA – In a Grave
Chase Atlantic – Into It
Two Feet – Lost the Game
Hozier – Take Me to Church
Nickelback – Side of a Bullet
Skillet – Madness in Me
Ekoh, Lø Spirit – Good Things
Wage War – Magnetic
Papa Roach – Leave a Light On (Talk Away the Dark)
Wage War – Manic
Self Deception – Beautiful Disaster
Na dole każdej strony, na której zetkniecie się z włoskimi lub francuskimi określeniami, znajdziecie szczegółowe przypisy wyjaśniające. Mam jednak świadomość, że ta historia obfituje w wiele słów zwykle nieużywanych na co dzień, więc można je szybko zapomnieć. Dla ułatwienia stworzyłam zatem słowniczek pojęć w skrócie opisujących poszczególne stanowiska amerykańskiej Cosa Nostry oraz marsylskiej Unione Corse. W każdej chwili będziecie mogli do nich wrócić w trakcie lektury, jeśli poczujecie taką potrzebę. Mam nadzieję, że to ułatwi Wam czytanie.
Pojęcia odnoszące się do Cosa Nostry
Capo-famiglia – wybierany przez pozostałych mafiosów szef rodziny przestępczej.
Capo-mandamento – pretor; klany (rodziny mafijne) działające na jednym obszarze łączą się w tzw. mandamenti, którymi kierują capo-mandamento.
Caporegime (lub capo-decina) – kapitan (w skrócie capo), dowodzi żołnierzami mafii.
Consigliere – doradca szefa.
Cosca – klan, rodzina mafijna.
Cupola – inaczej Kopuła, w Stanach Zjednoczonych zwana też Komisją, struktura kierownicza Cosa Nostry; wszystko, co ma miejsce w łonie Cosa Nostry, wymaga akceptacji Kopuły.
Omertà – zasada zachowania milczenia, zmowa milczenia.
Soldato – żołnierz, podlega pod caporegime.
Sottocapo – podszef, zastępca szefa rodziny mafijnej.
Pojęcia odnoszące się do Unione Corse
Caïd – szef, przywódca klanu.
Le bras droit – prawa ręka szefa w strukturach francuskiej mafii.
Le Milieu – półświatek; ogólna nazwa określająca we Francji przestępczość zorganizowaną.
Les beaux voyous – „dobrzy chłopcy” lub „dobrzy ludzie”, niskie stanowisko we francuskiej mafii; ludzie, którzy wykonują rozkazy i składają się na une équipe multi-qualifiée, czyli zespół o wszechstronnych umiejętnościach.
Les poulets – potoczne określenie policjantów we Francji, w zależności od kontekstu ma pejoratywny lub żartobliwy wydźwięk.
Parrain – ojciec chrzestny, najwyższe stanowisko przywódcze we francuskiej mafii.
Spécialiste – specjalista, pośrednie stanowisko we francuskiej mafii; praca specjalistów zależna jest od ich umiejętności, np. jedni odpowiadają za ochronę, drudzy za strategię.
Odległość między życiem a śmiercią jest nieokreślona. Dlatego nikt nie wie, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie.
Edgar Allan Poe
Tkwiłam w odosobnieniu od ponad trzech godzin. Nie byłam w stanie usiedzieć w miejscu, więc w nadziei, że zmęczenie pozwoli mi zapomnieć o strachu, przemierzałam pokój wzdłuż i wszerz, od jednej szarej ściany do drugiej. Po kilkudziesięciu minutach wpatrywania się w jej strukturę pojęłam, że ciemniejsze roztarte plamy bynajmniej nie były efektem kiepskiego nałożenia farby, lecz rezultatem domycia krwi z chropowatej powierzchni.
Cóż, raczej nieudanym…
Za wszelką cenę próbowałam odciąć umysł od własnych emocji, przykrywając je płaszczykiem sarkazmu – tylko to pozwalało mi ostatnio doszczętnie nie oszaleć, nie myśleć o nim. Przecież zapomnieć się nie dało…
Pośrodku pomieszczenia ustawiono rząd prostych drewnianych krzeseł. Tutaj nie było miejsca na wygodę, a ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Ten niewerbalny sygnał w postaci betonowego lochu, w którym byłam zamknięta, stanowił zaledwie preludium do tego, co mieli zrobić ze mną później.
Nie bez powodu przyjechaliśmy na Sycylię, do rodzinnej posiadłości, której używano tylko na „specjalne okazje”. Nasze życie toczyło się w Stanach i chociaż było dalekie od ideału, to właśnie Palermo napawało mnie trwogą, ponieważ to tutaj miała dobiec końca codzienność, jaką do tej pory znałam.
Przez niewielki luft do środka wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Beztroskie, niczego nieświadome tworzyły migoczące łuny na oślizgłej zimnej posadzce, tańcząc u moich stóp. Miałam wrażenie, że symbolizują resztki światła, które dzisiejszej nocy opuści moją duszę.
Co za pieprzona ironia.
Czekałam na rytuał inicjacyjny. Najprawdopodobniej byłam jedynym rekrutem, który nie został nim z własnej woli. O nie… Znalazłam się tutaj wyłącznie z rozkazu ojca.
Jesteś słaba. Moja córka, krew z mojej krwi! Już nigdy więcej mnie nie znieważysz, rozumiesz?! Możesz być pewna, że wyplenię z ciebie każdą ułomność, Evaristo.
Gorzkie, wypowiedziane z pogardą słowa padre1 odbiły się echem w moim roztrzęsionym umyśle. Wciąż pamiętałam siarczysty policzek, który mi wówczas wymierzył, tak że moja głowa aż odskoczyła do tyłu. Niemal czułam ostry kant biurka, o który uderzyłam twarzą, kiedy upadałam. Nie zapomniałam spływającej po czole krwi ani bólu – zarówno tego fizycznego, jak i psychicznego – zwłaszcza gdy zimna stal lufy dotknęła mojej skroni, a ja otrzymałam od ojca wybór: podporządkuję się jego woli albo umrę. Mimo wszystko chciałam żyć, dlatego pokornie pochyliłam głowę.
Nie pomogły zawodzenie matki, sprzeciw starszego brata ani łzy i błagalne szlochanie młodszej siostry. Głowa rodziny podjęła decyzję, a ja zaakceptowałam ten układ, ponieważ oznaczał, że uratuję kogoś jeszcze – kogoś, na kim bardzo mi zależało.
Tym sposobem tego wieczoru oficjalnie wstępowałam w szeregi Cosa Nostry2 jako pierwsza i jedyna kobieta. Od teraz moją nadrzędną famiglią3 miał zostać nowojorski klan Riina, któremu przewodził mój ojciec, człowiek niegdyś darzący mnie miłością. To uczucie jednak wyparowało, gdy popełniłam jeden niewybaczalny błąd.
Już wówczas się spodziewałam, że poniosę konsekwencje, jeśli zostanę złapana – co ostatecznie nastąpiło – ale nigdy w życiu nie przypuszczałam, że padre odrzuci nieśmiertelną zasadę o nieangażowaniu kobiet w branżę, jak preferował nazywać swoją działalność. Z mojego powodu postanowił zrobić wyjątek, zresztą niejeden.
Co do zasady szefowie klanów dążyli do tego, by jak najbardziej odseparować swoje rodziny – te, z którymi żyli pod jednym dachem – od… tych drugich rodzin.
Ojciec nie zdradzał więc szczegółów swojej pracy matce, kuzynkom, mojej siostrze ani tym bardziej mnie. Z całej famiglii do klanu należeli tylko Enrico i pojedynczy kuzyni. A teraz miałam dołączyć do niego również ja. Teoretycznie powinnam być zaszczycona… Cóż, wcale się tak, do cholery, nie czułam.
Zacisnęłam powieki, gdy do moich uszu dotarło skrzypienie uchylanych drzwi. Nie odwróciłam się, nie byłam pewna, czyje kroki wybrzmiały w pomieszczeniu. Zamarłam, w myślach liczyłam do dziesięciu, żeby nad sobą zapanować.
– Eva, już czas.
Z jednej strony znajomy głos Enrica przyniósł częściowe ukojenie, ale z drugiej torturował moje bębenki, wprowadzając je w rezonowanie.
Nie odpowiedziałam, struny głosowe odmówiły współpracy. Zaschło mi w gardle. Próbowałam przełknąć resztki śliny, lecz nadaremnie.
Nagle ciepłe dłonie brata delikatnie spoczęły na moich ramionach. Drgnęłam, ale nie dlatego, że się go obawiałam, tylko przez czułość gestu, na który sobie pozwolił.
Pojęłam, że to ostatni ludzki odruch, finalna braterska chwila. Wkrótce Enrico będzie moim caporegime4, a ja zostanę jego żołnierzem. Od teraz miały nas łączyć wyłącznie rozkazy.
Odbierałam to jako kolejną część zaplanowanej z rozmysłem kary ojca. Zamierzał pozbawić mnie nie tylko swobody i wolnej woli, lecz również brata, który do tej pory był moją opoką i najlepszym przyjacielem.
– Wiesz, że jeśli bym mógł coś zrobić, to…
– Wiem – przerwałam mu cierpkim tonem. – To nie twoja wina. Sama to na siebie sprowadziłam.
Taka była prawda i musiałam to otwarcie przyznać.
Gdyby nie decyzje podjęte w przeszłości, w ogóle bym się tutaj nie znalazła. Zapewne dalej żyłabym tak jak wcześniej: ukochana, starsza córka bossa, niemal niczego nieświadoma. Trzymana pod kloszem, dopóki nie znaleziono by mi narzeczonego. Takiego, z którym mój ślub umocniłby pozycję ojca w Cosa Nostrze. Tyle że… to nie byłoby moje życie. Czy powinnam więc żałować, że przynajmniej próbowałam zdobyć niezależność?
Nagle Enrico obrócił mnie ku sobie i popatrzył mi w oczy. Był tak wysoki, że musiał niemal zgiąć się wpół, by nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Jeśli do tej pory nie byłam dostatecznie przerażona, to puste spojrzenie jego kasztanowych tęczówek „naprawiło” ten stan.
Zadygotałam, gdy kortyzol rozprzestrzeniał się po moim ciele niczym niezawodna mordercza trucizna i zajmował organy, wyniszczając je w tempie, w jakim wybuch nuklearny zmiata z powierzchni ziemi całe miasta.
– Tak, jednak gdybym mógł… – kontynuował.
– Ale nie możesz! – krzyknęłam, z frustracji wyrzuciwszy ręce w górę. Prawie nigdy nie podnosiłam głosu na brata, lecz tym razem czara mojej goryczy się przelała. – Nie możesz cofnąć czasu! – Chwyciłam jego nadgarstki, wkładając w to całą swoją siłę. – Nikt nie może! Dlatego, cokolwiek to jest, miejmy to już wreszcie za sobą – dokończyłam i go wyminęłam, po czym ruszyłam w stronę drzwi.
Wiedziałam, że mam tylko dwa wyjścia: przyjąć z godnością to, co przyszykował dla mnie padre i stawić temu czoła, albo już teraz wybrać miejsce własnego pochówku. Jak na razie obstawałam przy opcji numer jeden. Przyrzekłam sobie, że prędzej sama poślę się do piachu, niż oddam ten przywilej ojcu.
***
W salonie, do którego zostałam zaprowadzona, panował mrok, rozświetlany drgającymi płomieniami świec ustawionych na parapetach, jednak bez problemu widziałam zgromadzonych ludzi. Znałam większość z tych mężczyzn. Kojarzyłam ich twarze, a także imiona, a nawet stanowiska niektórych z nich. Chcąc nie chcąc, co jakiś czas obracałam się w ich towarzystwie, gdy stawali w drzwiach gabinetu ojca. Resztę zebranych przedstawił mi Enrico.
Padre siedział u szczytu długiego prostokątnego stołu, jak przystało na capo-famiglia5, i posyłał mi wrogie spojrzenie. Niechętnie to przyznawałam, ale zabolało. Niegdyś, gdy byłam jeszcze dzieckiem, patrzył z uczuciem, a przynajmniej tak sądziłam. Dopiero później zrozumiałam, że on nie zna miłości. Istniała tylko władza.
Natychmiast poczułam potrzebę, by skrócić ojca o głowę. Nienawidziłam go za to, do czego mnie zmuszał. Za to, że na każdym kroku unieszczęśliwiał matkę, że zrobił z mojego brata przestępcę, aż w końcu… Nienawidziłam go za to, że bawił się we władcę marionetek i sterował nami wszystkimi wedle własnego uznania.
Po prawej stronie ojca zasiadał jego consigliere6 Terzo. Patrząc w zmrużone oczy mężczyzny, nabrałam ochoty, by napluć mu w twarz. Nie znosiłam tego obleśnego, tłustego sukinsyna, który za każdym razem ostentacyjnie wlepiał wzrok w dekolt mojej siostry Carli.
Dalsze miejsca zajmowali odpowiednio sottocapo7 oraz wybrani capo. Jedno puste krzesło czekało na czwartego kapitana, Enrico, który wciąż tkwił przy moim boku. Naprzeciwko, niczym marmurowe posągi, siedzieli żołnierze. Jak założyłam, pięciu najlepszych i najbardziej skutecznych.
Wszystkie spojrzenia były utkwione we mnie. Bezlitośnie drążyły na wylot niczym wiertła do metalu.
Stałam przed tymi mężczyznami i potrafiłam myśleć jedynie o tym, że gardzę nimi całym swoim jestestwem i gdybym tylko mogła, wykrzyczałabym im to w twarze. Wiedziałam jednak, jak by się to skończyło, dlatego zacisnęłam szczęki.
Nieliczni znali charakter „chrztu”, a ci, którzy w nim uczestniczyli, nigdy o tym nie opowiadali. Ze strzępów informacji z trudem uzyskanych od brata wiedziałam, że przebiegał inaczej w zależności od rodziny, choć efekt pozostawał taki sam: zostawałeś wcielony, a wpojony strach miał skutecznie zniechęcić cię do zdrady, zdrada oznaczała bowiem wyrok noszący miano egzekucji.
Przeczuwałam więc, że będą chcieli mnie złamać, nie byłam jednak pewna, w jaki sposób tego dokonają. Poza tym, czy nie zostałam już dostatecznie zgnębiona? Co więcej mogli mi zrobić? Co jeszcze odebrać?
Niemal pomodliłam się w duchu, abym opuściła ten pokój w jednym kawałku, chociaż biorąc pod uwagę moje przewinienia, już sam fakt, że trafiłam tutaj, a nie do dołu z wapnem, był wygraną rozgrywką z kostuchą.
W pewnym momencie Terzo wstał, czym przerwał zawieszenie, a za nim podążyli wszyscy oprócz ojca. Nogi krzeseł złowieszczo zazgrzytały po drewnianym parkiecie. Ponownie wyłowiłam zastraszający wzrok padre. Z trudem dumnie uniosłam brodę.
– W imię Rodziny, Rodzina cię przyjmuje – oświadczył sucho doradca.
Z wysiłkiem, od którego pot wystąpił mi na czoło, zdołałam powstrzymać drżenie palców. Tak mocno wbiłam paznokcie w zaciśnięte dłonie, że kilka uderzeń serca później poczułam, jak ciepła krew spływa po ich wnętrzu.
Po chwili Enrico podszedł do mnie z grobową miną. Starałam się doszukać w jego obliczu jakiejś wskazówki albo choćby przejawu wsparcia. Na próżno. Nie miałam do niego pretensji, ponieważ oboje zostaliśmy zmuszeni do odegrania swoich ról, jak zawsze, gdy ojciec nas obserwował.
Brat niespodziewanie uniósł złotą igłę, którą trzymał przed moimi oczami tak, bym dobrze ją widziała. Drgnęłam, chociaż poczułam też swego rodzaju ulgę. Spodziewałam się ujrzeć raczej pistolet lub nóż.
Może jednak nie będę wąchała kwiatków od spodu. Jeszcze…
– Do Cosa Nostry wchodzi się poprzez krew – oznajmił. – I opuszcza się ją również przez krew. – Z tymi słowami brat złapał moją rękę, którą gwałtownie otworzył.
Gdy po raz pierwszy w życiu użył wobec mnie siły, zadygotałam, licząc na to, że nikt oprócz niego tego nie dostrzegł. Nie zamierzałam dawać im tej cholernej satysfakcji, już nigdy więcej.
Na milisekundę Enrico zacisnął szczęki, gdy zauważył pooraną paznokciami skórę, po czym bez słowa głęboko nakłuł mi igłą palec wskazujący. Gdybym nie była jak sparaliżowana, najpewniej bym syknęła, ale żaden dźwięk nie wydostał się z moich spierzchniętych warg.
Brat nacisnął opuszkę. Kiedy z rany wypłynęła krew, ułożył moją dłoń nad obrazkiem z wizerunkiem świętej. Zakładałam, że była to Najświętsza Maria Panna, lecz nie miałam pewności, ponieważ patrzyłam na całą tę scenę niewidzącym wzrokiem.
W odruchu obronnym odcięłam odczuwanie swojego ciała, chciałam być tylko postronnym obserwatorem. Wmawiałam sobie, że to się nie dzieje, że moje życie nie będzie wyglądało tak jak teraz, że nie będzie pełne przemocy, agresji i niewypowiedzianych wprost gróźb.
– Powtarzaj za mną – mruknął Enrico, rozsmarowując krew po całym obrazie. – Przyrzekam, że nigdy nie zdradzę rodziny oraz przyjaciół i będę posłuszna rozkazom z miłością i omertą8.
– Przyrzekam, że nigdy nie zdradzę rodziny oraz przyjaciół i będę posłuszna rozkazom z miłością i omertą – powiedziałam. Mój głos brzmiał obco, jakby był oddalony o całe galaktyki.
– Kto zdradza rodzinę, tego czeka śmierć – dodał.
Po kilkunastu sekundach wizerunek z twarzą świętej został podpalony, zanim zdążyła zaschnąć na nim krew. Kiedy płomień leniwie trawił papier wraz z moją juchą, Enrico nakazał, abym wzięła go w dłonie i przekładała z ręki do ręki.
Wykonałam polecenie, chociaż część mnie miała ochotę podbiec do ojca i wytrzeć tym rozżarzonym świstkiem jego zadowoloną z siebie gębę.
– Jeśli kiedykolwiek złamię swoją przysięgę, niech moje ciało spłonie niczym ta święta. Wchodzę do organizacji jako żywa, opuszczę ją jako martwa.
Po raz kolejny powtórzyłam słowa po bracie, w pełni świadoma, że tym razem nie są to tylko puste frazesy, a druga szansa nie będzie mi dana.
1padre (z wł.) – ojciec [wszystkie przypisy pochodzą od autorki, chyba że zaznaczono inaczej]
2 Cosa Nostra (z wł. nasza sprawa) – mafia sycylijska. Organizacja przestępcza wywodząca się z Sycylii, powstała w XIX wieku. Jej struktura jest zbudowana w formie piramidy i bazuje na związku zrzeszonych rodzin. Para się wymuszeniami, handlem narkotykami, lichwiarstwem, porwaniami, morderstwami, a także ustawianiem przetargów. Podstawowa grupa jest znana jako rodzina, klan lub cosca. Każdy klan posiada odrębną strukturę i ma zwierzchnictwo nad danym terytorium – miastem, wsią lub dzielnicą (borgata) większego miasta, w którym prowadzi działalność. W XX wieku ruch emigracyjny z Sycylii doprowadził do powstania gangów mafiosów w Australii, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych oraz Ameryce Południowej.
3famiglią (z wł.) – rodziną
4 Caporegime (z wł.) – lub capo-decina, w skrócie capo. Kapitan, stanowisko przywódcze w mafii sycylijskiej oraz włosko-amerykańskiej. Capo wybierany jest przez żołnierzy, którym przewodzi, a jednocześnie sam podlega bezpośrednio pod szefa lub podszefa mafijnego klanu.
5 Capo-famiglia (z wł.) – wybierany przez pozostałych mafiosów szef rodziny przestępczej.
6 Consigliere (z wł.) – doradca. Stanowisko w kierowniczej strukturze mafii sycylijskiej. Doradca jest zaufanym człowiekiem szefa mafijnej rodziny przestępczej. Wybiera się do trzech doradców.
7 Sottocapo (z wł.) – podszef, zastępca szefa rodziny mafijnej.
8 Omertà – zasada zachowania milczenia, zmowa milczenia. Obowiązuje członków sycylijskiej mafii. Omertà zakazuje przekazywania informacji na temat klanu organom ścigania, a także wszelkim osobom niezwiązanym z klanem. Za jej złamanie grozi egzekucja.
– Zabij mnie. Teraz – poprosiłam szeptem siostrę, sztywno stojąc obok niej w holu jednej z wielu nowojorskich kamienic naszego ojca.
Oczywiście na dzisiejsze spotkanie wybrał tę manhattańską, na Upper East Side: największą, najbardziej ekskluzywną, na której dachu pyszniły się basen, sauna i gigantyczne jacuzzi. Czarny marmur pokrywał ściany niemal po sam sufit i uatrakcyjniał wnętrze na równi z kryształowymi żyrandolami oraz złotymi barierkami granitowych spiralnych schodów prowadzących na piętro.
Przez większość czasu mieszkały tutaj matka wraz z Carlą. Wcześniej przebywałam tu z nimi, jednak gdy zostałam soldato10, zaczęłam stacjonować tam, gdzie Enrico i niemal wszyscy jego żołnierze, czyli na Brooklynie. W ten sposób ojciec odcinał mnie od najbliższych mi kobiet.
– Nikogo to nie zdziwi – dodałam, gdy Carla wydała z siebie coś na kształt jęknięcia. – W końcu i tak sami się wszyscy zatłuczemy. Po cholerę zwlekać?
Byłam tak samo wystrojona jak ona, z tym że jej obfite piersi wręcz wyskakiwały z ciasno opiętego gorsetu czarnej koronkowej sukni, z kolei moje, o zgrozo, uległy jeszcze większemu spłaszczeniu. Natura to kawał suki, w dodatku niesprawiedliwej.
Carla była młodsza o dwa lata, ale nikt by w to nie uwierzył, biorąc pod uwagę, że przewyższała mnie o głowę, miała ostrzejsze rysy twarzy, włosy czarne jak krucze pióra, a także kusząco pełne biodra. Wdała się w naszą świętej pamięci nonnę11, ja natomiast – w matkę.
Byłam drobna, stanowczo zbyt delikatna jak na sycylijskie standardy i męskie wyobrażenia „idealnej żony” i choć nie znosiłam być nazywana „tą małą Evaristą”, w tym momencie dziękowałam w myślach za swój niepozorny, niepożądany we włoskiej kulturze wygląd, ponieważ tylko on mógł mnie teraz uratować.
Teoretycznie…
Błagałam w duchu, by Giacobbe Vizzini okazał się typowym przedstawicielem mężczyzn, jakich znałam od urodzenia. Czyli takim z wielkimi jajami i małym mózgiem.
Giacobbe był podszefem jednego z największych bostońskich klanów. W kuluarach nazywano go Bestią. Otrzymał ten przydomek za liczne mordy z torturami, w których gustował, ale nie chodziło wyłącznie o to. W naszym chorym środowisku krew od zawsze płynęła strumieniami, a dla członków każdej z rodzin był to chleb powszedni. Pod tym względem Giacobbe nie odbiegał od pozostałych. Zasłynął jednak specjalizacją w ćwiartowaniu wrogów, gdy ci jeszcze żyli. Podobno osiągnął w tym prawdziwe mistrzostwo. Znalazł sposób na to, by ofiara wykrwawiała się w pożądanym przez niego tempie, jak najdłużej pozostając przytomna.
Pieprzony psychol…
– Proszę cię, wyluzuj i przestań stukać tymi obcasami. Znowu wpadniesz w kłopoty – powiedziała cicho Carla, czym przerwała moje rozmyślania.
– A ty przestań znowu prawić mi kazania – odparowałam. – To chore, że ojciec zaprosił go do naszego domu. Jakim cudem udaje ci się zachować taki spokój? Chyba masz świadomość, co o nim mówią.
Carla zerknęła na mnie z ukosa.
– Jestem pewna, że to tylko plotki – wyszeptała. – Wiesz, jak jest… Oni lubią wzbudzać strach i respekt, dlatego pewnie nikt nie zaprzecza tym pogłoskom.
W sytuacjach takich jak ta utwierdzałam się w przekonaniu, że siostra, choć inteligentna, jest też wybitnie naiwna.
– W każdej plotce tkwi ziarno prawdy – syknęłam. – Gdybyś spędzała z tymi ludźmi tyle czasu co ja, zrozumiałabyś, co mam na myśli. Uwierz mi więc na słowo. Vizzini to sadysta.
Pół roku temu Giacobbe miał zatłuc swoją narzeczoną na śmierć po tym, jak zdradziła go z ochroniarzem. Fakt, były to niepotwierdzone informacje, a ja nie znałam więcej szczegółów, ale ich nie potrzebowałam.
Tyle mi wystarczyło, abym pojęła, że Vizzini jest modelowym przykładem psychopaty, którego kręci widok bólu wykrzywiającego ludzkie twarze, a jęki agonii zapewne stanowią muzykę dla jego uszu. Gardziłam tym mężczyzną, chociaż jeszcze nas sobie nie przedstawiono.
Rozumiałam wymierzanie sprawiedliwości. Byłabym hipokrytką, gdybym twierdziła inaczej, skoro w jakimś stopniu akceptowałam fakt, że prawie cała moja rodzina to banda morderców, a ja sama w ciągu ostatnich miesięcy pociągnęłam za spust więcej razy, niżbym sobie tego życzyła.
Zasada była prosta: jeśli ktoś znieważył twój klan bądź z nim zadarł, należało mu odpłacić tym samym. Coś, czego jednak resztki przyzwoitości nie pozwalały mi pochwalać, to torturowanie wrogów, o zabójstwach kobiet już nie wspominając.
W moim odczuciu wystarczyłaby kulka między oczy jako szybka eliminacja problemu. To przynajmniej humanitarne. Chociaż tyle mogliśmy ofiarować tym, których odzieraliśmy z życia. Niestety byłam w mniejszości.
Niedługo po inicjacji popełniłam błąd, zresztą nie po raz pierwszy, i zwierzyłam się ojcu ze swoich poglądów. Zostałam uznana za słabe ogniwo – ponownie – a padre ustanowił sobie cel, by stworzyć mnie od nowa, na własne podobieństwo. Od tamtego momentu dni wyznaczały mi chłosty, które „miały zahartować charakter”, a przez długi język, jako jedyna z całego klanu, byłam obecna podczas każdej egzekucji, a żołnierz ojca pilnował, by moje oczy zawsze pozostawały szeroko otwarte. Oczywiście jeśli to nie ja byłam zmuszona ową egzekucję przeprowadzić.
Traciłam siebie kawałek po kawałku każdego dnia od niemal roku. Przerażający był fakt, że nie musiałam już zasłaniać ust, by nie zwymiotować, gdy któryś z pachołków ojca przecinał zdrajcom ścięgna Achillesa, a kiedy zaczynali pełzać, wbijał noże w ich plecy, aż przypominali poduszkę krawiecką.
Brzydziłam się sobą do tego stopnia, że w nocy szorowałam dłonie tak mocno, aż skóra na nich zaczynała płonąć. Mimo to miałam wrażenie, że nie mogę zmyć krwi tych obcych ludzi, którzy byli na tyle głupi – bądź na tyle odważni – by zadrzeć z Cosa Nostrą.
Flashbacki najdrastyczniejszych scen wracały w najmniej oczekiwanych momentach. Wówczas ledwo panowałam nad własnym ciałem i traciłam kontakt z rzeczywistością, za wszelką cenę walcząc o oddech. Nienawidziłam tego, choć jednocześnie wiedziałam, że na to zasłużyłam, ponieważ nie zrobiłam nic, by skrócić cierpienie ofiar.
A dzisiaj miałam poznać najgorszego z nas. Bestię. Biorąc pod uwagę wszystkie informacje zebrane na temat Giacobbe, po cichu liczyłam, że nawet nie zaszczyci mnie spojrzeniem. Trzymałam się tej myśli kurczowo niczym tratwy dryfującej na otwartym morzu. Z drugiej strony jeszcze większe przerażenie budziła ta druga wersja wydarzeń, że Giacobbe dostrzeże potencjał w Carli.
A jeśli przesunie spojrzeniem po jej sylwetce i od razu uzna, że ta kobieta będzie w stanie urodzić mu tuzin dzieci? To Carla była żywym przykładem mafiusy,nie ja. W innych okolicznościach pomyślałabym: „I chwała, kurwa, Bogu!” – choć w Boga nie wierzyłam – ale nie teraz. Nie wyobrażałam sobie, że ten sukinsyn położy łapska na mojej słodkiej siostrze.
Już teraz nienawidziłam Giacobbe całym swoim spróchniałym sercem. Tymczasem to właśnie on miał wybrać jedną z nas na żonę.
Prędzej rozpłatam sobie gardło, niż oddam siebie lub Carlę w jego ręce. Po moim trupie zrobią ze mnie rzeźną krowę. Tylko… Jakim cudem zdołam uratować nas obie?
Ojca nienawidziłam jeszcze bardziej za to, że wszystko zaaranżował i nie brał pod uwagę, co miałyśmy do powiedzenia. Jako kobiety mogłyśmy jedynie z pokorą spełniać nasze obowiązki. Stanowiłyśmy produkt, towar, którym można było dowolnie obracać, byleby odbywało się to z korzyścią dla aktualnie posiadających nas mężczyzn. W tym wypadku, na razie, należałyśmy do padre i to on decydował o naszej przyszłości, a także teraźniejszości.
– Wiesz, że musimy to zrobić. Dla własnego dobra – szepnęła nagle Carla, zupełnie jakby czytała mi w myślach. – Jeśli przeciwstawimy się ojcu, to… – urwała, nie dała rady dokończyć. – Taka jest nasza rola. Tak… tak trzeba.
Miałam wrażenie, że próbuje przekonać do słuszności tej decyzji nie tyle mnie, co samą siebie.
Kochałam ją, mimo że byłyśmy różne niczym ogień i lód. Ja miałam wpajane posłuszeństwo za pomocą łamania mojej woli, natomiast Carla po prostu urodziła się z poczuciem obowiązku, tak jak jeździec z lejcami w dłoniach. A może zwyczajnie kierował nią strach przed gniewem padre?
– Nie musiałybyśmy, gdybyś zgodziła się na mój pierwotny pomysł – odparłam z westchnieniem. – Rozumiem twój strach, ale tutaj chodzi o nasze życie! Chociaż raz mogłabyś wyjąć głowę z piasku i postawić siebie na pierwszym miejscu!
Carla zwróciła twarz w moją stronę. Jej ciemne, smutne spojrzenie okolone długimi rzęsami jednocześnie mnie ugodziło i upomniało.
– Postawić siebie, tak? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Jak ty to sobie wyobrażasz, Eva? Ucieczka? Naprawdę? Już o tym dyskutowałyśmy! Nie zdążyłybyśmy opuścić nawet terenu kamienicy!
– Tak, ale…
– Poza tym… – przerwała mi – zapomniałaś, jak to się ostatnio dla ciebie skończyło? – wyszeptała przez zaciśnięte zęby. – Zresztą nie tylko dla ciebie – dodała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
Jak zwykle Carla brzmiała niczym mój surowy głos rozsądku. Nie umknęła mi jednak nutka czułości w jej głosie, gdy użyła skrótu mojego imienia, który stosowali tylko ona i Enrico, ponieważ jedynie im na to pozwalałam.
Odpędziłam od siebie fantomowy ból, nawiedzający moje ciało ilekroć wracałam myślami do tamtych wydarzeń. Oczywiście, że pamiętałam. Poczułam jednak żal do Carli, że tak beztrosko mi to wypomniała, zwłaszcza że była świadoma, jak mocno to przeżywałam.
– Czyli boisz się konsekwencji, które by cię spotkały z mojej winy, gdyby nas złapali? – odwarknęłam. – Dobrze rozumiem? To chciałaś powiedzieć?
– Nie, Eva. – Pokręciła głową ze smutkiem. – Boję się, że tym razem ojciec by cię zabił… Nie… Nie mogę cię stracić.
Zamarłam. Nie podejrzewałam, że właśnie to przerażało ją najbardziej. Sądziłam, że nie chciała słyszeć o ucieczce, ponieważ nie zamierzała spaść w rankingu ulubieńców kochanego tatusia, w którym kiedyś sama zajmowałam niechlubne pierwsze miejsce.
Nabrałam ochoty, aby dać sobie w pysk za to, że źle oceniłam siostrę. Kiedy przestałam wątpić w jej uczucia? Kiedy stałam się taka cyniczna?
Planowałam ją przeprosić, ale nie zdążyłam. Do pomieszczenia wszedł Terzo i obrzucił nas oceniającym spojrzeniem.
– Wyglądacie bardzo elegancko. – Z aprobatą skinął głową, nie mogąc oderwać wzroku od piersi Carli. Brakowało jeszcze tylko, żeby pociekła mu ślina.
Przysięgam, że musiałam wykrzesać nadludzką samokontrolę, by nie skręcić mu karku.
Czułam się jak dziwka, błagająca w myślach, by tym razem nie padło na nią, by łaskawy los oszczędził jej konieczności rozkładania nóg przed kolejnym zwyrodnialcem, który najprawdopodobniej tej nocy zniszczy ją nie tylko fizycznie, lecz również psychicznie – wyrąbie kolejną dziurę w i tak już poszatkowanej duszy.
– Nasi goście przybyli. Ojciec prosi was do salonu – dodał, a ja miałam wrażenie, jakby krew odpłynęła mi z ciała.
Szlag…
9 Mafiusa – w dialekcie sycylijskim oznacza piękną, atrakcyjną kobietę. Forma męska, mafiusu (z wł. mafioso), oznacza śmiałość i brawurę oraz buńczuczność. W XIX-wiecznej Sycylii mafiusu opisywało tyrana i aroganta, ale także przedsiębiorczego, nieustępliwego, nieustraszonego i dumnego mężczyznę.
10 Soldato (z wł.) – żołnierz, najniższe stanowisko w mafii sycylijskiej; żołnierzami dowodzi caporegime.
11nonnę (z wł.) – babkę
Przekraczając próg, byłam w stanie myśleć o jednym: w jaki sposób – najlepiej krwawy i niezwykle bolesny – zabić Giacobbe Vizziniego. Doszłam do wniosku, że tylko tak mogę ocalić siebie oraz Carlę, skoro siostra stanowczo odmawiała dezercji.
Owszem, stosowałam w tym wypadku podwójne standardy, ale dla Giacobbe – który rościł sobie prawo do tego, by przywłaszczyć jedną z nas niczym rzecz – zrobiłabym wyjątek i z nieskrywaną przyjemnością przetestowałabym na nim brutalne techniki żołnierzy ojca. A widziałam ich tyle, że miałabym w czym wybierać.
Mordercze wizje w moim umyśle stały się jeszcze bardziej natarczywe, gdy tylko ujrzałam jego gębę, wykrzywioną w tym charakterystycznym dla każdego zwyrodnialca pewnym siebie uśmiechu.
Giacobbe był wysoki, szczupły i lekko siwiejący na skroniach, ale niestety… całkiem przystojny. Roztaczał aurę arogancji. Sposób, w jaki się poruszał, sprawiał, że nabrałam przekonania, iż uważa siebie za ósmy cud świata.
Zemdliło mnie.
Jak ktoś, kto był ucieleśnieniem potwora z najgorszych koszmarów, mógł zostać tak sowicie obdarzony przez naturę? W tym samym momencie uświadomiłam sobie, że przecież połowa drapieżników żyjących na tej planecie jest zachwycająca, wręcz absurdalnie piękna, a te atrybuty mają spowodować, by ofiara na ich widok na sekundę zatraciła zdrowy rozsądek. Szkoda, że ta chwila często przesądza o życiu owej ofiary… Nie chciałam znaleźć się w takiej roli i zaznajamiać z konsekwencjami tego tysiąca milisekund.
Ponownie zlustrowałam Vizziniego. Nagle czerń jego spojrzenia spoczęła na mojej twarzy, a ja skamieniałam niczym posągi bożków zdobiące wejście do naszej sycylijskiej rezydencji.
Giacobbe wykrzywił usta w uśmiechu, błyskając wręcz nienaturalnie białymi zębami.
Zapanowałam nad mimiką, aby nie pokazać mu, jak bardzo mnie odrzuca, choć zrobiłam to z trudem.
Nie miałam zamiaru zostać jego poczęstunkiem. Już prędzej sama odbiorę sobie życie, tu i teraz, w tym właśnie salonie. Strzał w skroń wydawał się atrakcyjniejszą opcją niż choćby minuta spędzona sam na sam z tym psycholem.
Ledwo rejestrowałam słowa Terza, który przedstawiał nas bostońskiemu klanowi, chociaż wyglądało to bardziej jak prezencja koni arabskich na VIP-owskiej aukcji. Szczerze? Konie w naszej stajni były o wiele lepiej traktowane.
Miałam ochotę parsknąć śmiechem. Cała scena przypominała oficjalne spotkanie przedsiębiorców, z zachowaniem zasad najwyższej kultury. Członkowie obu klanów wyglądali tak, jakby spotkali się jedynie po to, by załatwić niecierpiące zwłoki legalne biznesy lub – jak uwielbiał nazywać to Terzo – „interesy”. Wciąż bawiło mnie to żenujące określenie. Ci mężczyźni wprost kochali zakrzywiać rzeczywistość. Byli w tym lepsi od niejednego pisarza.
Należało jednak zachować pozory. W naszym świecie gra pozorów jest wszystkim. Między innymi dlatego tak mocno nienawidziłam tego obrzydliwego, zakłamanego środowiska. Być może zostałam skrzywiona, ale nawet ściąganie haraczy, handel narkotykami czy morderstwa na zlecenie nie mierziły mnie tak bardzo jak obłuda, która drążyła każdą parę bezdennych oczu wszystkich obecnych na tej sali.
Szybko obrzuciłam spojrzeniem stłoczonych w salonie przedstawicieli obu klanów. Byli niemal jednakowo ubrani. Czarne eleganckie garnitury, lśniące świeżo wypastowane buty oraz wygładzone włosy. Ci starsi, przywiązujący dużą wagę do wpływu lat dwudziestych i trzydziestych – wśród nich znajdował się oczywiście mój ojciec – nosili garnitury w delikatne prążki.
Kurwa, jakie to włoskie…
Każdy z tych mężczyzn teoretycznie miał nas chronić. Nas, czyli „biedne, bezbronne kobiety”. To było największe kłamstwo spośród wszystkich przekazywanych z pokolenia na pokolenie, niesione z ust do ust przez prababki, babki, a później matki. Wbijane nam, młodym, do głów niemal za pomocą tłuczka do mięsa.
Tymczasem prawda okazywała się brzydka, obskurna niczym porastająca rdzą blaszana rura. A ja byłam tego najlepszym przykładem. Dotkliwie to odczułam, i to więcej razy, niż potrafiłabym zliczyć.
Wiedziałam, że ci mężczyźni są zagorzałymi amatorami „eksperymentów medycznych” rodem z horrorów. Pragnęli nas bowiem połamać, tak by później móc poskładać od nowa, wedle własnego uznania. Byłyśmy dla nich wyłącznie bezwolnymi lalkami. Tę potrzebę mieli zakorzenioną, wpajaną od wczesnego dzieciństwa. Właśnie to dawało im poczucie realnej władzy i z tego powodu byli tacy niebezpieczni.
Nie przerażała mnie broń, którą nosili w kaburach. Nie bałam się tego, że niektórzy z nich potrafili skręcić czyjś kark w mgnieniu oka. Nie. Znacznie gorsze rzeczy robili za zamkniętymi drzwiami swoich domów.
Gniewny impuls spowodował, że obrzuciłam ojca morderczym spojrzeniem. Nie zareagował. Nawet nie patrzył w moją stronę. Przymykał powieki pod wpływem unoszącego się w pokoju dymu, czerpiąc przyjemność z palenia cygara. Siwe obłoki bezgłośnie wirowały w refleksach światła rzucanego przez ogromny ozdobiony kryształowymi łezkami żyrandol.
Nie byłam zdziwiona, że nie zaszczycił mnie zainteresowaniem. Nie obchodziło go, co czeka którąś z jego córek. Istotny był tylko fakt, aby bostońska cosca12 została sprzymierzeńcem naszego nowojorskiego klanu, a ślub jednej z nas z Giacobbe miał do tego doprowadzić.
Po kilku minutach od przemówienia Terza poczułam za plecami czyjąś obecność. Wbiłam długie paznokcie w skórę kopertówki, którą ściskałam w dłoniach.
Nie musiałam sprawdzać, kto za mną stanął. Moje ciało zareagowało instynktownie na obecność drapieżnika i zadygotało. Podobno istniało coś takiego jak pamięć mięśniowa. Cóż, zatem moje mięśnie doskonale wiedziały, że przy potencjalnym łowcy należy się napiąć, po czym szykować do ewakuacji.
– Evarista Riina – szepnął obok mojego ucha. – Twój ojciec wiele mi o tobie opowiadał, bella piccola Evarista13.
Struchlałam. Sposób, w jaki to powiedział… Ktoś już kiedyś używał tych słów. Ktoś, kogo szczerze kochałam.
La mia bella piccola Evarista…14
Na wspomnienie jego głosu łzy niemal stanęły mi w oczach, ale błyskawicznie przegoniłam pieczenie pod powiekami.
Słowa Giacobbe zdołały przebić grubą warstwę zapomnienia, którą wytrwale pielęgnowałam w umyśle od czasu, gdy inny mężczyzna mówił do mnie w ten sposób po raz ostatni.
Wiele osób lekceważąco posługiwało się epitetem „mała Evarista”, ale tylko jeden człowiek wypowiadał to tak czule, że przestawałam odbierać te słowa jako obelgę.
Poczułam mdłości, a żołądek boleśnie zakłuł, przez co z trudem utrzymałam wyprostowaną postawę.
– Nie masz prawa używać tego określenia, do cholery – syknęłam, gdy w końcu zdołałam zapanować nad emocjami.
Stanęłam do Giacobbe przodem, by zobaczyć, że nonszalancko uśmiechnięty gładzi kciukiem skórę wokół ust. Moją uwagę natychmiast przykuła długa blizna ciągnąca się od kącika warg aż do ucha.
Wielka szkoda, że nie była śmiertelna.
– Czyżby mała Evarista nie lubiła komplementów? – Był tuż obok, tak że jego ciepły oddech, w którym wyczułam nutę whisky, dotarł do moich nozdrzy.
Natychmiast zrobiłam krok do tyłu, lecz on ponownie podszedł stanowczo zbyt blisko, bezpardonowo miażdżąc barierę mojej przestrzeni osobistej.
Gdybym tylko miała pod ręką swój sztylet, zapewniam, że właśnie wykrwawiałbyś się na posadzkę, padalcu.
– Nie przepadam za spoufalaniem – wycedziłam przez zęby.
Musiałam kąsać, tylko to mi aktualnie pozostało.
Błagam, niech któreś z ukąszeń będzie tym ostatecznym…
– Szkoda, bo ja uwielbiam takie zabawy. – Cmoknął z rozbawieniem i znienacka mocno chwycił mnie za biodro, jakbym już należała do niego. – Ale nie przejmuj się, przywykniesz do nich. – Przejechał palcem po moim czole, odsuwając kilka zabłąkanych kosmyków na bok.
Poczułam dreszcz obrzydzenia. Czym prędzej odtrąciłam jego rękę, a on uraczył mnie pełnym wyższości spojrzeniem, unosząc brew.
– Uważaj, złotko – ostrzegł, chwyciwszy za nadgarstek, który agresywnie mi wykręcił. – Nie chcesz wystawiać mojej wspaniałomyślności na cierpliwość.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Próbowałam wyrwać rękę, ale Giacobbe trzymał ją mocno, i to bez większego wysiłku.
Szarpnął mną, aż wpadłam piersiami na jego tors.
– Och, la mia dolce15 – żachnął się krótko. – Myślę, że doskonale pojęłaś moje intencje. A jeśli nie… Cóż, wkrótce zrozumiesz, zapewniam. Albo ty… – urwał na chwilę – …albo twoja siostrzyczka. W każdym razie któraś z was.
W sekundzie, w której wyczułam w jego głosie groźbę w połączeniu ze wzmianką o Carli, moja brawura uleciała niczym gaz z pojemnika pod ciśnieniem.
Kropla lodowatego potu pociekła mi wzdłuż kręgosłupa, zostawiając za sobą cienką wilgotną ścieżkę. Wiedziałam, że nie żartował.
Świdrował mnie tak nachalnym wzrokiem, że nabrałam ochoty, by już teraz podbiec do padre, wyrwać berettę zza jego pasa i odstrzelić sobie łeb na miejscu. Albo jemu.
– A teraz wybacz, ale muszę porozmawiać z Carlą. Bez obaw, jeszcze do ciebie wrócę. – I tak po prostu puścił do mnie oczko, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, po czym ruszył w kierunku mojej siostry, która aktualnie, niczego nieświadoma, rozmawiała z jednym z jego ludzi.
Znałam schematy manipulacji zbyt dobrze, aby dać się tak szybko zastraszyć. Wiedziałam, że Giacobbe to bawiło. Podniecały go strach oraz bezradność. Byłam przekonana, że te dwie rzeczy działały na niego niczym afrodyzjak, dlatego czym prędzej skarciłam siebie w myślach i ściągnęłam łopatki, dumnie wypychając pierś do przodu.
Jeszcze nic nie jest stracone. Zawsze istnieje jakieś wyjście z sytuacji. Myśl, do cholery, zacznij myśleć!, powtarzałam niemo pod nosem, chociaż natrętny głos z tyłu głowy podpowiadał, że sprawa jest z góry przesądzona, bynajmniej nie na moją korzyść.
12 Cosca (z wł.) – klan, sycylijska rodzina mafijna.
13bella piccola Evarista (z wł.) – piękna, mała Evarista
14La mia bella piccola Evarista (z wł.) – Moja piękna mała Evarista
15la mia dolce (z wł.) – moja słodka
– Zdradź mi, la mia bella piccola, jakim czarem zostałem przez ciebie zniewolony, hm? – szeptał mi do ucha, wkładając we mnie dwa palce.
Wygięłam plecy w łuk, mocniej wbijając łopatki w twardy materac łóżka.
Nie mogliśmy pozwolić sobie nawet na przyzwoity apartament, dlatego wybraliśmy jeden z najtańszych moteli przy zjeździe z autostrady, ale to nie miało żadnego znaczenia. Ważne było tylko to, że byliśmy razem, wbrew wszystkim i wszystkiemu. Poza tym i tak nie powinniśmy zostawać tutaj dłużej niż trzy noce. Musieliśmy ciągle zmieniać miejsca pobytu. Tak, aby ich zmylić i uciec od nich jak najdalej.
– To ty mi lepiej powiedz… – odparłam cicho przez lekko rozchylone usta – …jak to się stało, że dla ciebie byłam gotowa odmówić posłuszeństwa ojcu i porzuciłam całą rodzinę, hm?
Poczułam na skórze szyi, jak Adamo układa wargi w pełen satysfakcji uśmiech.
– A to akurat nic dziwnego. Jestem obłędnie przystojny, więc z marszu zawróciłem ci w głowie. – Wsunął kolejny palec.
Zdążyłam parsknąć śmiechem, zanim Adamo ostrożnie przygryzł mi sutek i nie puścił, dopóki na mojej skórze nie pozostał czerwony ślad.
Krzyknęłam, targana nie tylko emocjami, ale także subtelnym bólem, którego tak pożądałam.
– Kocham cię – mruknął. – Choćbyśmy musieli uciekać przez całe życie, niczego nie żałuję.
Spojrzałam mu w oczy, chwyciwszy jego twarz w dłonie. Przebiegłam wzrokiem po krzywiźnie nosa i szerokiej żuchwie, którą zdążył już pokryć kilkudniowy zarost.
Wiedziałam, że mówił szczerze. Był chyba jedyną osobą na świecie, przez którą nigdy nie zostałam okłamana.
– A ja kocham ciebie – odpowiedziałam, po czym wpiłam się w jego ciepłe wargi.
Po chwili Adamo wstał, zrzucił spodnie i spoglądał mi w oczy spod ściągniętych brwi.
– Zostaniesz moją żoną, prawda? – spytał.
– Zostanę?
Uwielbiałam się z nim droczyć. Przy nim mogłam sobie na to pozwolić. Mogłam być sobą, a on nie stosował za to kar, nie oceniał. Akceptował w całości taką, jaka byłam.
– O tak – stwierdził i niespodziewanie wbił się we mnie jednym pchnięciem, a ja jęknęłam i chwyciłam jego barki.
– Poza tym… – kontynuował – jesteś moja. Naznaczyliśmy siebie nawzajem, pamiętasz? – Przejechał opuszką po małym tatuażu tuż za moim uchem, przy linii włosów.
Nie byłam w stanie myśleć, nie wspominając już o odpowiadaniu na pytania.
Nagle przyspieszył i mocno penetrował moje wnętrze, nie zwalniając tempa. Drżałam z przyjemności, kiedy szczypał sutki i zostawiał delikatne ślady ugryzień na ramionach.
W pewnym momencie obrócił mnie na brzuch i zakrył mi usta dłonią.
Wdarł się od tyłu, nie zważając na mój urywany krzyk, który pochłonęła jego ręka.
– Jesteś moja, a ja jestem twój – mruknął i dał mi klapsa w pośladek.
Pokiwałam głową, czując, że nadchodzi pierwsza fala orgazmu.
– La mia bellissima futura moglie16– wyszeptał, wciąż wbijając się głęboko.
Pieprzył mnie dzisiaj mocniej niż zwykle, jakby chciał udowodnić prawdziwość wszystkich swoich słów.
Na sekundę wyszedł z mojego wnętrza, ale jedynie po to, bym mogła się znaleźć na nim. Usiadłam na Adamo okrakiem, dzięki czemu objęłam go za szyję. Położył mi dłoń między łopatkami i wszedł mocno od dołu.
– Zniszczę każdą przeszkodę, która stanie nam na drodze – oświadczył, świdrując wzrokiem moją twarz.
– Wiem. A ja nigdy z nas nie zrezygnuję.
Zwolnił i pocałował mnie w czoło. Na ten przejaw niezwykłej czułości, której nie zaznałam od nikogo innego, przez ciało przebiegł mi dreszcz.
– Jesteś moim początkiem, środkiem i końcem, Evaristo. – Gdy wypowiadał słowa tej przysięgi, wierzyłam, że nigdy jej nie złamie.
16La mia bellissima futura moglie (z wł.) – Moja piękna przyszła żona
Spotkanie z bostończykami skończyło się szybciej, niż sądziłam, zapewne za sprawą telefonu, który odebrał jeden z capo Giacobbe. Wychwyciłam, że zbladł w ciągu sekundy, po czym błyskawicznie wyszeptał coś swojemu przełożonemu na ucho, a ten sztywno skinął głową i podziękował mojemu ojcu za gościnę.
Cóż za strata, doprawdy… Cokolwiek to jest, mam szczerą nadzieję, że nie wyjdziecie z tego cało, skurwiele.
Może sprawa jeszcze nie została przesądzona? Może zdołam przedstawić Carli nowy plan i jednak – jakimś cudem – namówię ją do ucieczki?
Gdy klan Giacobbe zniknął z pola widzenia, wreszcie pozwoliłam sobie na zaczerpnięcie głębokiego oczyszczającego oddechu, tym bardziej że po wymianie tych kilku zdań z Vizzinim nie musiałam więcej znosić jego obecności.
Nie opuściłam jednak gardy i cały czas śledziłam go wzrokiem. Wszystkie mięśnie miałam napięte do granic możliwości, zwłaszcza kiedy przeniósł zainteresowanie na Carlę, której – o zgrozo – chyba to odpowiadało albo tak dobrze udawała.
Znałam siostrę, a mimo to czasami nie potrafiłam jej rozszyfrować. Ja niespecjalnie umiałam stwarzać pozory, chociaż starałam się tego nauczyć, natomiast Carli przychodziło to w sposób naturalny – była mistrzynią w prowadzeniu niezobowiązujących, uprzejmych rozmów. Brałam też pod uwagę, że siostra zwyczajnie nie zdawała sobie sprawy, z kim na co dzień ma do czynienia.
Panie, miej ją w opiece, jeśli Giacobbe jej się spodobał…
Obiecałam sobie, że przy najbliższej możliwej sposobności, kiedy w końcu będziemy mogły porozmawiać w cztery oczy, wbiję Carli trochę rozumu do głowy, a jeśli to nie poskutkuje, zrobię wszystko, by ją stąd wyciągnąć, choćbym musiała ją obezwładnić i wywieźć nieprzytomną poza granice kraju.
Już miałam umknąć w kierunku swojej dawnej sypialni, by zmyć z siebie resztki tego parszywego dnia, ale głos padre sprawił, że natychmiast stanęłam.
– Evarista, do gabinetu – oświadczył z warknięciem, po czym przytrzymał mi drzwi.
Strach, który już dawno zaszczepił we mnie ojciec, skutecznie zacisnął łapska wokół mojego żołądka, a ten w odpowiedzi zawiązał się w ciasny supeł.
Ale rozkaz to rozkaz, a ja nie dość, że byłam córką wielkiego Mansueta, to również jego soldato, więc nie miałam wyjścia. Musiałam wykonać polecenie dla własnego dobra.
– Tak jest – mruknęłam, próbując ukryć nienawiść wybrzmiewającą w głosie.
Minęłam ojca, po czym zgodnie z protokołem stanęłam pośrodku pokoju i złączyłam ręce za plecami. Odpowiadała mi ta zasada. Dzięki temu padre nie widział, jak mocno zaciskałam dłonie w pięści, które aż świerzbiły, żeby go udusić.
Bez słowa zasiadł za biurkiem, po czym wciągnął nieco dymu z wcześniej zapalonego cygara. Wolną rękę położył na ozdobnej rękojeści eleganckiej laski, którą wykonano dla niego na specjalne zamówienie. Bynajmniej jej nie potrzebował. Niestety Mansueto cieszył się końskim zdrowiem, jednak był miłośnikiem drogich, zbytecznych dodatków, a co najważniejsze, pod wysadzanym kamieniami szlachetnymi uchwytem laski ukryto sztylet. Wolałam nie wiedzieć, ile gardeł rozpłatał za jego pomocą.
– Mam dla ciebie dobre wieści – oświadczył, czym z powrotem przyciągnął moją uwagę.
Przytaknęłam bezgłośnie, za wszelką cenę starając się zachować spokój, i spojrzałam mu w oczy, które otaczała sieć zmarszczek niczym misternie tkana pajęczyna. Żłobienia przechodziły dalej na skronie i znikały w gęstej siwiźnie włosów.
– Wygląda na to, że Giacobbe wystarczyło jedno spotkanie, by wybrać którąś z was – kontynuował niewzruszony.
Zmroziło mnie, choć w pomieszczeniu panował zaduch. Serce rozpoczęło szaleńczy galop, uderzając o żebra.
– S-słucham? – Aż się zająknęłam. Czułam, jak moje żyły skuwa bezlitosny lód.
Byłam na siebie wściekła za ten przejaw słabości, a mimo to w myślach powtarzałam tylko: O nie… O nie, nie, nie!
– Nie bądź taka zdziwiona, Evaristo – syknął ze zniecierpliwieniem. – Vizziniemu zależy na czasie tak samo jak nam. Przekazał mi swoją decyzję tuż przed wyjściem.
Zaczęłam potrząsać głową, jak opętana przez demona, którego za wszelką cenę chciałam wypędzić. Automatycznie wykonałam krok w tył, jeszcze zanim zdążyłam to przemyśleć. Przeczuwałam, jaki wyrok ojciec chce mi przekazać.
– Dobrze ci radzę, stój – wycedził przez zęby. – Oboje doskonale wiemy, że i tym razem nikt cię nie uratuje.
Wstał, obszedł biurko i stanął naprzeciwko mnie, więc musiałam zadrzeć głowę, by wciąż utrzymywać z nim kontakt wzrokowy.
Był niewiarygodnie wysokim mężczyzną, co tylko potęgowało wrażenie, że przy nim jestem nic nieznaczącą mrówką, którą w każdej chwili może rozdeptać, co zresztą czynił, kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja.
Z obrzydzeniem skrzywił wąskie usta i zmiażdżył mnie spojrzeniem.
– Wkrótce zostaniesz panną młodą, mia figlia – oznajmił, a po jego obliczu przemykał najbardziej perfidny pełen satysfakcji uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.
– Ale…
Nie dał mi szansy wypowiedzenia kolejnych słów, ponieważ z impetem ścisnął moje policzki, wbijając w skórę szorstkie palce na tyle silnie, że aż stęknęłam. Nachylił się, a jego tytoniowy oddech przyprawił mnie o mdłości.
– Chyba nie zamierzasz oponować, prawda? Jak sądzę, nie muszę ci przypominać, że wiąże cię ze mną nie tylko jedna przysięga, mam rację? – wypluł z siebie, po czym drugą ręką wyciągnął z kieszeni marynarki kawałek błyszczącego papieru, który podstawił mi niemal pod nos.
Mój wzrok spoczął na zdjęciu Adamo. Tym, którym ojciec mnie szantażował, a które jednocześnie było nieformalnym cyrografem podpisanym moją krwią.
Z całą pewnością fotografię wykonano z ukrycia i mimo że mężczyzna miał na sobie bluzę z zarzuconym na głowę kapturem, wszędzie bym go rozpoznała, głównie przez opaskę zakrywającą jedno z jego oczu.
Wbrew mojej woli słone łzy zmoczyły mi rzęsy, kiedy przypomniałam sobie moment, w którym jeden z żołnierzy ojca, na jego polecenie, wydłubał Adamo gałkę oczną po tym, gdy nas schwytali.
To za to, że za dużo widziałeś. I masz szczęście, że jesteśmy na tyle łaskawi, by zostawić ci ciężar posiadania drugiego oka. A jeśli kiedyś przypadkowo rozwiąże ci się język i zdradzisz komuś, co tutaj zaszło, to go wyrwiemy, a uwierz, że to wyjątkowo bolesne doświadczenie. Przyjąłeś do wiadomości, śmieciu?
Kwas żołądkowy zaczął palić mój przełyk.
Doskonale pamiętam obrzydliwe słowa, które padre skierował wówczas do Adamo. Do dziś śnią mi się po nocach, sprawiając, że czuję coraz większą winę i nienawidzę ojca aż do bólu.
– Na razie chłopak jest cały i zdrowy – poinformował Mansueto, przez co wróciłam do rzeczywistości. – Ale jeśli nie będziesz posłuszna, zawsze może stracić o wiele więcej niż oko. Czy wyrażam się jasno, mia amata figlia?18
– Tak – wydukałam.
– Doskonale – odparł, po czym niespiesznie wrócił za biurko. – A teraz przejdźmy do sedna sprawy. Wcześniej tłumaczyłem Giacobbe, że Carla jest lepszym materiałem na żonę, ale nasz bostoński przyjaciel bezsprzecznie preferuje… – zawahał się przez chwilę – …bardziej charakterne kobiety. A ja jako twój ojciec uważam, że ten związek wyjdzie ci na dobre. – Złączył dłonie i oparł łokcie o mahoniowy blat. – Może w końcu nabierzesz ogłady, Evaristo. Podobno Vizzini jest niezrównany we wpajaniu ludziom uległości. Sądzę, że może być w tym nawet lepszy niż ja, gdy byłem w jego wieku.
Niechętnie to przyznawałam, ale zabolało.
Nie chciałam uwierzyć w okrucieństwo tych słów. Miałam świadomość, że nieraz zawiodłam jako córka, ale nie sądziłam, że wizja, w której inny mężczyzna maltretuje mnie jedynie po to, by sobie podporządkować, sprawi mu przyjemność. Chociaż kogo ja próbowałam oszukać? Zapewne żałował, że sam nie zakończył mojego życia przez skatowanie, kiedy była ku temu okazja.
– Naprawdę tak mało dla ciebie znaczę? – Zebrałam w sobie odwagę, by zapytać. – Przecież wiesz, że nazywają go Bestią. Tak po prostu oddasz córkę w ręce tego mordercy? Ucieszysz się, gdy mnie wykończy, mam rację?
Mansueto uniósł głowę, a ja zadygotałam pod naciskiem jego wyrachowanego spojrzenia.
– Niezwykle beztrosko oceniasz innych, moja droga. Jestem zawiedziony. – Cmoknął z dezaprobatą, jakbym znów była małą dziewczynką, która bez pozwolenia podkradła słodycze z szafki nonny. – A kim ty niby jesteś, Evaristo, jeśli również nie morderczynią? Chyba nie zapomniałaś o wszystkich tych, których wysłałaś na drugą stronę? – wysyczał. – Czy się mylę?
Pochyliłam głowę, by ojciec nie dostrzegł wyrazu czystej nienawiści, który mimowolnie wypłynął na moją twarz.
– Nie. Nie zapomniałam.
17La mia figlia (z wł.) – Moja córka
18mia amata figlia (z wł.) – moja ukochana córko
– O czym myślisz? – spytała, leżąc obok i trzymając dłoń na nagim torsie mężczyzny.
Wyraźnie widziała, że nad czymś się zastanawiał. Odczytała to po zmarszczce, która wówczas powstawała między jego brwiami. Przez czas, który spędzali na potajemnych spotkaniach, zdążyła już dobrze poznać mimikę partnera.
– Rozważam za i przeciw.
– Za i przeciw? – powtórzyła zdziwiona.
– Nasz pierwotny plan nie poszedł tak, jak byśmy chcieli.
Dosłyszała w jego głosie mrok.
– Wiem – przyznała. – Ale coś osiągnęliśmy.
– Niby co? – warknął z frustracją. – Ona wciąż żyje, a do niego nie jesteśmy w stanie się dobrać! Pieprzeni żołnierze otaczają go dwadzieścia cztery na dobę!
– Spójrz na to z innej perspektywy – próbowała go uspokoić. Nie lubiła, gdy się złościł. – Dla niego to na pewno był cios. Nie wybacza zdrady, zwłaszcza ze strony bliskich. A ona ma złamane serce i została ukarana.
Nagle z całej siły uderzył dłonią w wątły, chybotliwy stolik nocny, przez co podskoczyła na łóżku. Sprężyny materaca niemal przebijały poszycie i drażniły jej skórę, ale znosiła wszelkie niedogodności. Kochała tego mężczyznę i wiedziała, że chwilowo nie mógł sobie pozwolić na nic lepszego. Ale żadne przeszkody nie miały dla niej znaczenia. Pragnęła jedynie tego, co on: zemsty.
– To za mało! – ryknął. – Chcę, żeby oboje cierpieli! Chcę widzieć ich martwych! Chcę, żeby skończyli tak samo, jak potraktowali Alessia, a nawet gorzej. Marzę, żeby się wykrwawiali.
– I tak będzie – obiecała i zamierzała dotrzymać słowa.
Jej też zależało na powodzeniu. Robiła to nie tylko dla niego, lecz przede wszystkim dla siebie, ponieważ ona także przeżyła śmierć Alessia, bardziej, niż chciała to przyznać. Poza tym zainwestowała w całe przedsięwzięcie za dużo siły i energii, by zrezygnować po pierwszym niepowodzeniu.
Ryzykowała życiem, kłamiąc i wymykając się na te spotkania. Nie przypuszczała jednak, że tak szybko pokocha tego mężczyznę. Ale tak wyszło. Tym sposobem zyskała jeszcze jeden powód, by doprowadzić tę sprawę do końca.
– Jesteście, kurwa, idiotami. Idiotami! – ryknąłem na swoich ludzi stojących w szeregu.
Z nieskrywaną satysfakcją dostrzegłem, że wszyscy drgnęli.
Celowo chodziłem za ich plecami, tak by czuli zagrożenie. Dźwięk moich powolnych kroków odbijał się od wilgotnych ścian podziemi, w których drukowaliśmy pieniądze później prane przez Sycylijczyków.
Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że kopiuję zachowanie ojca, byłego caïda20. Poczułem obrzydzenie do samego siebie, a gniew rozgrzał moje organy wewnętrzne. Mimo że zająłem jego stanowisko, w niczym nie zamierzałem przypominać Bénédicte’a pieprzonego Brunela. Nienawidziłem go, gdy jeszcze żył, a po śmierci znienawidziłem jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.
Odepchnąłem natarczywe myśli o ojcu, bez słowa stanąłem pośrodku pomieszczenia i wpatrzyłem się w skamieniałe twarze moich żołnierzy. Słyszałem tylko ich przyspieszone oddechy i odgłos jednostajnie kapiącej z sufitu wody, której krople uderzały w betonowe podłoże.
– Macie świadomość, że śmierć jednego z mundurowych przysporzy nam sporo problemów? – wycedziłem przez zęby, choć było to niedopowiedzenie stulecia. Fakt, że odstrzelili tajniaka, mógł być gwoździem do naszej trumny.
Co do zasady nie miałem żadnego problemu z tym, że w Marsylii było o jednego funkcjonariusza mniej, ale odkąd ze stanowiska dyrektora generalnego DGSI21 ustąpił Georges Delin, którego od lat łączyły brudne powiązania z francuskim podziemiem, a jego miejsce zajął Adrien Fournier, musiałem zmienić podejście i przyjąć nowe zasady gry ustalane przez Fourniera. Wiedziałem, że nie odpuści i za wszelką cenę będzie chciał znaleźć winnego śmierci swojego człowieka.
Westchnąłem i pozwoliłem swobodnie opaść dłoni, w której trzymałem klamkę. Oczywiście wszyscy automatycznie odprowadzili gnata spojrzeniami. Dobrze. Chciałem, aby mieli świadomość nieuchronnego.
– Szefie, ale nie wiedzieliśmy, że wpadną tam służby, i to akurat tego dnia, o tej konkretnej godzinie… – mruknął Raul, jeden z moich najbardziej zaufanych specjalistów. Kierował całą grupą podczas ostatniej akcji przekazania pieniędzy naszym sycylijskim współpracownikom.
Uśmiechnąłem się z przekąsem i zbliżyłem do mężczyzny, a on posłusznie spuścił wzrok i wbił go w podłogę.
– Wiesz, Raul, sądziłem, że skoro twoje imię oznacza „mądrego wilka”, to wykażesz większą inteligencję. – Przyłożyłem lufę do jego podbródka. – Czy nie uprzedzałem was, co oznacza zmiana na stanowisku dyrektora DGSI?
– Uprzedzałeś, szefie…
– No właśnie – warknąłem i odsunąłem broń od Raula, po czym przeszedłem się wzdłuż szeregu, po kolei celując w każdego z podwładnych. – Odkąd dyrektorem jest Adrien pierdolony Fournier, doskonale wiecie, że jesteśmy poddawani ciągłej inwigilacji, a mimo to nie wpadliście na pomysł, że stale obserwują Stary Port?! Nie przeszło wam przez te tępe łby, że może warto byłoby najpierw dokonać oględzin okolicy, zanim zaczęliście przerzucać torby ze szmalem na łódki cholernych makaroniarzy?!
– Tak, ale… – Głos znów zabrał Raul, lecz zamilkł, gdy błyskawicznie znalazłem się za jego plecami.
– Ale co?!
– Ale… – jęknął. – Ale oni wyglądali zupełnie jak Sycylijczycy, no może z wyjątkiem jednego, bo miał kamizelkę kuloodporną i…
Przerwałem mu wybuchem gromkiego śmiechu, chociaż zarówno ja, jak i Raul doskonale wiedzieliśmy, że pomiędzy mną a dobrym humorem zieje przepaść.
– Żebym was dobrze zrozumiał. – Skrzyżowałem ramiona na torsie. – Pojechaliście do portu, znaleźliście łodzie Sycylijczyków, uprzejmie ich przywitaliście, wysyłając sobie całuski, i od razu przeszliście do rzeczy bez sprawdzenia, czy dookoła jest czysto – wypunktowałem. – A kiedy w końcu zza rogu wyłonili się goście, którzy z wrodzoną dla siebie subtelnością NA PEWNO nie przypominali tajniaków, bo przecież kto by ich, kurwa, oczekiwał, otworzyliście ogień i odwaliliście jednego z nich! – Złapałem Raula za wszarz i przyciągnąłem jego głowę do swojej. – Dobrze zrekonstruowałem sekwencję wydarzeń?
– Ale, szefie, oni wyskoczyli tak nagle, że… – uciął, dostrzegłszy moje rozszerzające się nozdrza.
Nie wytrzymałem. Gniew na ich bezmyślność skutecznie podniósł mi ciśnienie. Bez słowa grzmotnąłem Raula uchwytem pistoletu w potylicę. Runął niczym bezwładna marionetka, nawet nie zdążył wydać żadnego dźwięku. Przeszedłem nad nim i popatrzyłem po zebranych. Skulili się w sobie w oczekiwaniu najgorszego.
– A teraz ładnie wskażecie mi tego, który pociągnął za spust i zabił agenta Generalnej Dyrekcji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – powiedziałem.
***
Akurat dopierałem koszulę, próbując zmyć z niej rozbryzgnięte krople krwi, gdy z pomieszczenia obok usłyszałem głos Gabriela.
Natychmiast, po przejęciu Unione Corse22, wiedziałem, kto zajmie stanowisko le bras droit23. W tej roli widziałem tylko Gabriela. Nigdy nie zawiódł, a co najważniejsze, skutecznie hamował moje autodestrukcyjne zapędy i równie silnie jak ja nienawidził poprzedniego przełożonego, mojego ojca.
– Wzywałeś mnie? – spytał.
– Tak, dobrze, że jesteś – odparłem głośniej i obrzuciłem materiał oceniającym spojrzeniem. Koszula nadawała się na śmietnik. To już kolejna w tym tygodniu. W zasadzie nie miałem bladego pojęcia, po co w ogóle próbowałem je zapierać. Był to rodzaj nawyku, którego nie potrafiłem zmienić.
Cisnąłem ręcznik na umywalkę i wyszedłem z przylegającej do gabinetu łazienki.
Gabriel stał naprzeciw mojego biurka i posłusznie czekał, aż zajmę miejsce. Widziałem, że od razu dostrzegł ślady na moim ubraniu i doskonale wiedział, co zrobiłem, ale tego nie skomentował. W każdym razie jeszcze nie.
– Ci skończeni kretyni, na czele z Raulem, odwalili nie tylko agenta DGSI, ale też jednego z les poulets – oświadczyłem bez ceregieli.
Gabriel zbladł.
– Hm… prawdopodobieństwo wynosi więcej niż pięćdziesiąt procent?
– Owszem, chociaż rzecz jasna nie mają pewności, nie zdążyli przetrzepać trupom kieszeni, ale zauważyli u faceta specyficzną odznakę elitarnej jednostki – westchnąłem. – Krótko mówiąc, nie dość, że zginął agent, to jeszcze oficer z oddziału CRS 824. – Opadłem na siedzisko skórzanego fotela. – Jeden z naszych żołnierzy w końcu to z siebie wydusił.
– Wydusił w sensie dosłownym czy…
– W takim sensie, że pomiędzy wrzaskami – przerwałem mu z warknięciem.
Sięgnąłem do kieszeni spodni, po czym rzuciłem na środek biurka to, co w niej spoczywało.
Gabriel nie wydawał się przejęty faktem, że na blacie wylądował świeżo ucięty palec, z którego wciąż kapała krew, aktualnie brudząca hebanowe drewno. Już dawno przyzwyczajony, wiedział, że w ramach wymierzania kar uwielbiałem pozbawiać winowajców części ciała. Byłem jednak zawiedziony, że tym razem kikut miał poszarpane mięśnie oraz ścięgna. To cięcie nie wyszło mi najlepiej.
– Właściciel jeszcze żyje? – dopytał, wskazując odcięty kciuk.
– Nie, bo to on odstrzelił kurczaka, a później dobił agenta.
– Hugo…
Z całej siły uderzyłem pięścią w blat, więc Gabriel natychmiast zamilkł.
– Jeśli znów zamierzasz mnie pouczać, dobrze ci radzę, porządnie to przemyśl. Kończy mi się do ciebie cierpliwość – ostrzegłem. – Muszą wiedzieć, że ich działania niosą za sobą konsekwencje.
– Ale oni to wiedzą, przyjacielu. – Zaczął gestykulować. Robił tak, kiedy był zdenerwowany. – Nie dajesz im o tym zapomnieć, skoro przy każdej możliwej okazji eliminujesz któregoś z nich. W końcu dojdzie do tego, że zabraknie ci ludzi!
– Sugeruję, abyś przystopował. – Podniosłem się i oparłem dłońmi o biurko. – Traktuję cię jak członka rodziny i wiele ci zawdzięczam, ale nie zapominaj, że wciąż jestem twoim szefem.
Gabriel wyczuł groźbę w moim głosie. Błyskawicznie skinął głową i odpuścił.
– Parrain…25 – mruknął. – Wybacz.
– Nie. Nazywaj. Mnie. Tak – podkreśliłem każde słowo. – Powiedziałem ci już, że nie zamierzam zająć tego stanowiska. Jestem zainteresowany tylko naszą rodziną i naszą działką. Niczym, kurwa, więcej.