Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
464 osoby interesują się tą książką
Była największą tajemnicą.
Była najlepszą królową kłamstw.
Layla Whitley przed rokiem została zmuszona porzucić dotychczasowe życie. Przeprowadzka do Seattle stała się nowym rozdziałem i zamknięciem dotychczasowego bolesnego etapu. Gdy kobieta w końcu odnajduje spokój, niefortunny wypadek w kawiarni sprawia, że na jej drodze staje intrygujący, niebezpieczny biznesmen, William Volkov. Dla tego aroganckiego mężczyzny miała być tylko pionkiem w rozgrywce toczącej się między nim a jego młodszym bratem.
Pełna intrygującej tajemnicy Layla z impetem wkracza do wyrafinowanego świata Williama i odnajduje skradzione fragmenty dawnego życia. Mężczyzna otwiera przed nią drzwi do podziemi Seattle, w których to Layla może dać upust trzymanej w ryzach prawdziwej naturze. Przekonani, jak bardzo się od siebie różnią, dostrzegają w sobie coraz więcej podobieństw. Porzuceni przez ludzi mających ich kochać. Zdradzeni przez sojuszników. Naznaczeni mrokiem. W gąszczu tak wielu znajomych doznań rodzą się między nimi uczucia oraz pragnienia, do których dotąd nie mieli klucza.
Spokój, który wkradł się do życia Layli, uśpił jej czujność. Spodziewając się ataku z zupełnie innej strony, nie dostrzegała zagrożenia czającego się tuż za jej plecami. Layla na własnej skórze przekonuje się, jak ujawnienie tajemnicy może zniszczyć wszystko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 366
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Joanna Świątkowska, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Magdalena Czmochowska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-764-3
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
1. Rodzina? Tylko na papierze
2. Niecne zagrywki
3. Mrok
4. Wycieczka w nieznane otchłanie
5. Niegrzeczne dziewczynki i ich droga do piekła
6. Zamknięte drzwi
7. Dziewczyna pełna tajemnic
Playlista
1. Rodzina? Tylko na papierze
Layla stała przy krawędzi dachu, wbijając łokcie w betonowy murek. Nad Seattle wstał nowy dzień. W wodach Zatoki Elliotta odbijały się mgliste promienie słońca próbującego przebić się przez gęste chmury wiszące nad miastem. Zamknęła oczy, czując, jak delikatny wiatr muska jej skórę. Mimowolnie na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Zalegający na sercu kamień się kruszył.
Trzysta sześćdziesiąty szósty dzień.
Minął równo rok.
Pierwszy rok stresował ją najbardziej. Od dzisiaj powinna być spokojniejsza. W końcu, gdyby miało wydarzyć się coś złego, stałoby się to właśnie w pierwszym roku jej nowego życia. Dwanaście miesięcy temu wsiadła na pokład samolotu lecącego do Seattle i zaczęła budować swoje życie od nowa. Bała się. Tylko głupcy nie odczuwaliby strachu. Nie znała tutaj nikogo. Nic na nią tutaj nie czekało, a jednak udało jej się zbudować w Seattle swoje życie od zera. I mimo że nadal się bała, wreszcie czuła się szczęśliwa.
– Jestem! Przepraszam, że tyle czekałaś, ale zaspałam!
Layla obróciła się przez ramię, rzucając okiem na Audrey. Dziewczyna była od niej dwa lata młodsza i studiowała literaturę amerykańską. Marzyła jej się praca w wielkim wydawnictwie, gdzie będzie mogła obcować z autorami najwyższej klasy, aż pewnego dnia sama dołączy do tego elitarnego grona.
Audrey była dziewczyną o intensywnych czekoladowych włosach. W momencie, gdy upinała włosy w warkocz i wkładała skromną jednokolorową sukienkę, wyglądała niczym nowe wydanie Ani z Zielonego Wzgórza. W jej jasnozielonych oczach było widać szczęście.
Layla poznała Audrey, kiedy wprowadziła się do tego budynku. Audrey była najbardziej zakręconą osobą, jaką Layla poznała w życiu. Trzy razy dziennie potrafiła zgubić klucze od mieszkania, zostawić zakupy w metrze lub zapomnieć, że ma tego dnia zajęcia. Nie przejmowała się konsekwencjami, korzystając ze wszystkich uroków życia.
Layla i Audrey miały w nawyku wypić razem poranną kawę, siedząc na dachu i spoglądając na okolicę. Dzisiaj obie kobiety miały niewiele czasu. Layla spieszyła się do pracy, a Audrey nie powinna spóźnić się na zajęcia kolejny piątek z rzędu. Jej nowa przyjaciółka była jednak żądna pikantnych szczegółów, których niestety Layla nie miała za wiele.
– Opowiadaj!
– Rozczaruję cię, ale nie działo się nic szczególnego! Poszliśmy na kolację, a później Anthony odwiózł mnie do domu.
– I tyle?! – spytała z zaskoczeniem Audrey. – Nie był nachalny? Niczego nie oczekiwał w zamian za kolację?
– Nie.
– Nie chciał zakończyć nocy w twoim łóżku, udowadniając ci, że jest najlepszym, co cię spotkało w życiu?
– Bez względu na to, jakie miał plany, ja nie zamierzałam iść z nim do łóżka. Nie wczoraj.
Nie potrafiła odczytać wyrazu twarzy Audrey. Nie była pewna, czy dziewczyna jest zawiedziona brakiem pikantnych szczegółów, czy pełna obaw, że to Layla została rozczarowana postawą swojego potencjalnego kochanka. Layla nie przyznała tego nigdy przed koleżanką, ale czasami sama była rozczarowana swoim życiem.
Miała dwadzieścia dwa lata, a prowadziła nudne i przyziemne życie. Nie chodziła na dzikie imprezy, na których wlewałaby w siebie litry alkoholu i na drugi dzień nic by nie pamiętała. Nie sypiała z przypadkowymi facetami. Wstawała rano, szła do pracy, wracała wieczorem, robiąc po drodze zakupy, z których później gotowała sobie kolację i kończyła dzień długimi kąpielami w wannie i oglądaniem seriali na jednej z subskrybowanych platform.
Czasami wyszła gdzieś z Audrey albo sama wybrała się na spacer lub do kina, lecz życie w pojedynkę wydawało jej się nudne i smutne.
– Dobrze nam się rozmawiało, ale nie wiem, czy coś z tego będzie.
Audrey zrobiła dwuznaczną minę.
– Od pół roku robicie do siebie podchody i gdy w końcu poszliście na randkę, myślałam, że zachowacie się jak ludzie w swoim wieku, a nie siedemdziesięcioletni dziadkowie.
– Wybacz, że cię rozczarowaliśmy. Dobrze, że twoje życie uczuciowe nadgania za nas dwie.
– Dobrze wiedzieć, że w czymś jestem lepsza od innych. – Audrey się zaśmiała. – Ale czego tu się spodziewać. – Wzruszyła ramionami. – To tylko Tony Baker. Jeszcze trafisz na księcia z bajki.
W tej chwili Layla nie potrzebowała księcia z bajki. Spotykała się z nim, aby wyjść z codziennej, nudnej rutyny.
– Byłaś kiedykolwiek tak zakochana, że związek odebrał ci cały zdrowy rozsądek? – spytała Audrey.
Jeżeli miała jej szczerze odpowiedzieć, musiała przyznać, że tak naprawdę nigdy nie przeżyła szalonej i pełnej namiętności miłości. Była młoda. W jej wieku nikt nie myślał o takich rzeczach, a jednak wiele jej rówieśniczek miało już na swoim koncie płomienne romanse, z których nie były dumne. Jedna koleżanka z liceum mogła nawet pochwalić się rozbiciem rodziny szanowanego prawnika. A Layla? A Layla uciekała od szaleństwa, mając nadzieję, że to stagnacja da jej namiastkę bezpieczeństwa i szczęścia.
Milczenie było dla Audrey jasną odpowiedzią, że wielka miłość dopiero czekała na Laylę.
– Lubię go – ciągnęła Layla, wracając do bezpieczniejszego tematu. – Lubię z nim rozmawiać, potrafi mnie rozbawić, ale czuję się nieco niekomfortowo, gdy przypomnę sobie, że Tony jest moim szefem.
– Wiesz, ile lasek przed tobą miało romans z szefem?
– Tak? I jak skończyły?
– Dlaczego od razu zakładasz, że znajdziesz się w grupie kobiet, która będzie musiała zrezygnować z pracy i poszukać szczęścia gdzie indziej? Może Tony to nie najlepsza partia, aby tracić dla niego głowę i rzucać pracę, ale skoro szef nie jest żonaty, dlaczego nie spróbować? Ja bym korzystała z okazji. Ale nie z nim. Nie, daj sobie z nim spokój. Sama widzisz, że nie popisał się na pierwszej randce. Wyrwał najlepszą laskę, jaka chodzi po tej ziemi, i zamiast ją na dobre zaklepać, to odwiózł do domu i pewnie jeszcze pocałował na pożegnanie w policzek. Tony cię zanudzi.
– Dlaczego od początku jesteś do niego taka uprzedzona?
– Ja? Jestem uprzedzona do wielu facetów, którzy nie korzystają z okazji. Jesteś fantastyczną kobietą i moim zdaniem tylko się przy nim zmarnujesz. Oczywiście to twoje życie i zrobisz, co zechcesz, ale jeszcze nikt źle nie wyszedł na moich radach.
– A jak wychodzisz na swojej skromności? – spytała rozbawiona.
– Całkiem nieźle. Faceci myślą, że ta jedna kobieta będzie na nich wiecznie czekała. Kto wie czy dzisiaj, gdy wyjdziesz z domu, nie spotkasz miłości swojego życia i wszelkie szanse tego niby-dżentelmena pójdą się rypać…
– Dajesz świetnie rady co do związków. Przypomnisz mi, dlaczego sama nie jesteś w kwitnącej długoletniej relacji?
– Mam dwadzieścia lat – przypomniała. – W moim wieku myślisz jedynie o imprezach w bractwie i zaliczaniu przystojnych studentów. Męża poszukam sobie po studiach. A skoro mówimy o bractwie. Dzisiaj jest epicka impreza, może pójdziesz ze mną?
– Ja? I impreza w bractwie? Chyba na głowę upadłaś.
– Czasami zachowujesz się jak moja matka.
– Jedna z nas musi być tą rozsądniejszą – zauważyła. – Ja nie idę, ale ty baw się dobrze. Tylko uważaj, okej?
– Tak, mamo! Idę na ostatnie zajęcia, aby nie zostać skreśloną u tego psychopatycznego profesorka, który obniża ocenę na egzaminie za notoryczne spóźnianie się. Dzisiaj wrócę późno. Idę się uczyć do koleżanki.
– Przypomnisz mi, dlaczego nie mieszkasz w akademiku? Ciągle tam przesiadujesz.
– Nie znoszę tłoku i wspólnych łazienek. – Wzdrygnęła się.
Audrey posłała jej całusa i zbiegła schodami przeciwpożarowymi na dół. Layla też powinna była zbierać się do wyjścia, jeżeli nie chciała się spóźnić, a dzisiaj miała ochotę na spacer.
Koniec maja był stosunkowo ciepły. Słońce chowało się tego dnia za chmurami.
Layla przemierzała spacerkiem ulice miasta, które od roku było jej nowym domem. Każdego dnia dowiadywała się o tym miejscu czegoś nowego. Najważniejsze, że się zaaklimatyzowała. Miała już swoje ulubione miejsce, gdzie chodziła od czasu do czasu na śniadanie, wydeptane ścieżki do joggingu i ulubioną cukiernię z najlepszym ciastem czekoladowym, jakie jadła w życiu.
Stanęła na pasach. Widziała już na horyzoncie swoją kawiarnię, która nie należała do żadnej sieciówki. Był to rodzinny interes prowadzony od pokoleń, z najlepszą paloną kawą, jaką miała okazję pić w życiu. Oczywiście Tony, pijący czarną kawę z cukrem, uważał, że Layla profanuje ten trunek. Jej ulubioną kawą było latte z podwójnym odtłuszczonym mlekiem i czekoladową posypką, stanowiącą idealne dopełnienie szatańskiego napoju.
Obróciła głowę i spojrzała na swoje odbicie w jednej z witryn sklepowych. Zafarbowane na ciepłą czekoladę włosy sięgały ramion. Niedawno nieco je podcięła, a dzięki temu codziennie pięknie się układały i wyglądały, jakby właśnie rozwiała je oceaniczna bryza. Miały lekkie refleksy, dodawały drapieżności i świetnie prezentowały się w parze z szafirowymi oczami.
Przeszła przez ulicę i weszła do swojej ulubionej kawiarni. Znała imiona wszystkich pracowników. Przychodziła tu niemal codziennie, stając się jednym ze stałych klientów. Gdy rano wcześniej się wyrobiła, przychodziła godzinę przed pracą, aby usiąść przy swoim ulubionym stoliku przy oknie i w spokoju wypić kawę, obserwując przechodniów za szybą. Wówczas zastanawiała się, dokąd biegną, co czeka ich po pracy, przed czym uciekają i o czym marzą. Od kilkunastu miesięcy ludzie i ich historie ją fascynowali. Każdy skrywał tajemnice. A ona była ich złakniona. Snucie opowieści o obcych ludziach pozwalało jej zapomnieć o własnych problemach.
Ustawiła się w kolejce, posyłając porozumiewawczy uśmiech stojącej za ladą Ronnie.
Dziewczyna była córką obecnych właścicieli. Zrobiła sobie rok przerwy po skończeniu liceum. Od jesieni szła na studia, ale wcześniej planowała wycieczkę objazdową po całych Stanach. Został jej ostatni tydzień, zanim rozpocznie podróż swojego życia.
Layla wyciągnęła z torebki swój telefon. Przejrzała media społecznościowe, ale nic szczególnego nie rzuciło jej się w oczy.
– Spakowana? – spytała młodej ekspedientki.
– Dzisiaj po pracy jadę na ostatnie zakupy – powiedziała podekscytowana. – Jak randka?
– Skąd… – Urwała, kręcąc głową rozbawiona. – Audrey?
Ronnie nieśmiało skinęła, podając jej kawę. Audrey pokazała jej to miejsce i sama była w przyjacielskich stosunkach z Ronnie, a jeszcze w nieco bliższych z jej starszym bratem, który był członkiem bractwa, w którym uwielbiała bawić się Audrey.
– Bez szału – odparła. – Jeżeli zobacz dzisiaj Audrey, przekaż, że na jej miejscu rozważyłabym powrót do rodzinnego domu. Nie wiem, czy nie będę czekała skryta w mroku z siekierą, aby odrąbać jej nieco za długi język.
Rozbawiła koleżankę. Layla sięgnęła po torebeczkę brązowego cukru. Ronnie zajęła się obsługą kolejnego klienta i Layla nie zamierzała jej dłużej zawracać głowy. Powinna była się pospieszyć. Nie lubiła zjawiać się w pracy mocno po czasie, chociaż wiedziała, że Tony nie urwie jej za to głowy, ale wynikało to z wewnętrznej potrzeby.
Odwróciła się na pięcie i w jednej sekundzie cały świat na moment zwolnił, aby rozpocząć ciąg niebezpiecznie szybkich wydarzeń. Była pewna, że jeszcze chwilę temu, gdy kątem oka spoglądała w bok, nikogo nie było w pobliżu.
Wysoki i świetnie zbudowany mężczyzna pojawił się znikąd. Uderzyła w jego twarde jak skała ciało. Nie stałoby się nic strasznego, gdyby nie cholerna kawa. Nie zdążyła zakryć jej pokrywką po dosypaniu cukru. Zawartość wychlapała się z papierowego kubeczka prosto na nieskazitelnie białą koszulę tajemniczego mężczyzny.
– Przepraszam! – zawołała od razu, ale i tak to jedno słowo wypowiadane przy każdej gafie niczego nie zmieniło.
Layla bała się unieść wzrok i spojrzeć w oczy wyższego od siebie mężczyzny. Sama miała pięć stóp i sześć cali wzrostu, ale wysokie buty dodawały jej cali. Mimo wszystko typ górował nad nią i miał niemal sześć stóp i dwa cale wzrostu.
– Kurwa! – wyrwało się mężczyźnie.
Layla była pewna, że go oparzyła. Kawa była jak zawsze idealnie ciepła. Na jego koszuli powstała brzydka plama, ale zalaniu uległa również granatowa marynarka wyglądająca na bardzo drogą.
– Przepraszam, nie zauważyłam pana – powiedziała.
Czuła na sobie jego palący wzrok. Wpatrywała się w powstałą katastrofę. Zebrała się w końcu w sobie, spoglądając w jedną z najprzystojniejszych twarzy, jaką widziała w życiu. Jego ciemne niczym węgiel oczy wbiły się w nią, na ułamek sekundy pozbawiając tlenu. Silna szczęka pokryta była kilkodniowym zarostem. Ciemne włosy wyglądały, jakby przed chwilą wyszedł od fryzjera. W jego gniewnym spojrzeniu dostrzegła pozę aroganckiego dupka. Wylała kawę na najbardziej nieodpowiedniego typa, jakiego mogła spotkać. Mimo że był zjawiskowo przystojny i była pewna, że pod tym szytym na miarę garniturem znajduje się ciało adonisa, wiedziała, że ten dzień nie mógł zacząć się gorzej.
– Jesteś w takim razie ślepa! – skwitował agresywnie.
– Oczywiście moja nieuwaga, ale ty również mogłeś nie podchodzić tak blisko, widząc, że mój kubek nie ma pokrywki!
– Tak się składa, że nie patrzę na zawartość cudzych kubków. Kurwa!
– Mogę zostawić swój numer i wypiszę czek na pokrycie kosztów prania garnituru i koszuli.
– Niczego od ciebie nie chcę! Zejdź mi z drogi! – warknął, wymijając kobietę.
Layla była w niemałym szoku. Na początku inni klienci się nimi zainteresowali, ale teraz każdy zajęty był swoimi sprawami. Facet był największym gburem, jakiego spotkała w życiu. Mężczyzna wymaszerował z kawiarni i nerwowo trzasnął drzwiami. Wyjrzała przez witrynę i zobaczyła, jak wsiada do czarnego SUV-a z osobistym kierowcą. Wyrzucił z siebie agresywnie parę słów, a kilka chwil później samochodu już nie było. Za to u jej boku pojawiła się Ronnie z pocieszającym uśmiechem, że zawsze mogło być gorzej.
– Na koszt firmy na poprawę nastroju – powiedziała.
– Dzięki, Ronnie – odparła, wychodząc z powrotem na majowy poranek.
Współczuła każdemu, kto musiał pracować z tym typem.
Siedziba Baker Monument Events mieściła się w samym centrum Seattle. Anthony zaraz po studiach założył firmę zajmującą się organizowaniem dużych eventów. Na początku kariery udało mu się zdobyć sporo dużych zleceń. Niestety, z czasem wiele firm potrzebujących cyklicznie zorganizować coś wielkiego utworzyło własne działy, rezygnując z usług młodego przedsiębiorcy.
Dzisiaj, pięć lat po założeniu, BME przechodziło niewielki kryzys. Zleceń nie było tyle, co jeszcze rok temu. Zajmowano się głównie skromnymi imprezami. Wielkie agencje przejęły eventy organizowane przez miasto. Anthony nie myślał o zamykaniu swojego interesu. Rozszerzył nieco działalność o skromne przyjęcia urodzinowe oraz inne rodzinne święta. Wcześniej ukierunkowany był jedynie na wydarzenia biznesowe, a teraz, aby ratować firmę w tarapatach, łapał się, czego mógł.
Rok temu, gdy siedziała na lotnisku i czekała, aż będzie mogła wejść na pokład samolotu lecącego do Seattle, zaczęła rozsyłać CV. Nie miała dużego doświadczenia, dopiero co rzuciła studia i potrzebowała zacząć od nowa. Nie było dla niej istotne, gdzie będzie pracowała. Na początek potrzebowała jakiejkolwiek pracy i tak trafiła do BME.
Miała dobre oko oraz rękę, dlatego aplikowała i została zatrudniona jako dekoratorka. Od niej w dużej mierze zależało, jak będą wyglądać dane sale, a gdy klienci nie mieli gustu, całkowicie przejmowała kontrolę. Lubiła swoją pracę. Powoli jednak przychodziło wypalenie i znudzenie. Zleceń było mniej i niemal cały dzień spędzała w biurze, plotkując z koleżanką z sąsiedniego biurka. Coraz częściej nosiła się z zamiarem zmiany pracy.
Tylko jak zareagowałby Tony, gdyby do niego przyszła i powiedziała, że odchodzi? Szybko odpędziła od siebie tę myśl. Nie mogła przejmować się uczuciami innych. Zwłaszcza gdy w grę wchodził jej komfort. Zbyt wiele poświęciła już dla innych, zapominając, że to ona liczy się w pierwszej kolejności.
Firma była niewielka i zajmowała zaledwie jedno piętro w eleganckim budynku z czerwonej cegły. Na niższych kondygnacjach znajdowały się redakcja czasopisma modowego, firma IT i agencja nieruchomości. Anthony miał niewielki w pełni przeszkolony gabinet, a jego drzwi często pozostawały otwarte dla każdego, kto potrzebował się wygadać. Firma obecnie składała się z dwudziestu osób, z czego większość cierpiała na brak konkretnego zajęcia. Jeszcze rok temu przez cały dzień wszyscy wchodzili i wychodzili, biegając od jednego klienta do drugiego. Teraz większość dnia spędzali przy biurkach, próbując pozyskać dla firmy nowych klientów.
Layla miała swoją wydzieloną przestrzeń razem z Niną. Ich biurka stały naprzeciw siebie. Nina była po trzydziestce, miała męża i dwuletnią córeczkę Helen. Kobiety całkiem nieźle się dogadywały, a Layla sporo korzystała z rad starszej koleżanki. Zostawiła swoje rzeczy na biurku. Niny jeszcze nie było. Z kubkiem nieszczęsnej kawy stanęła na progu gabinetu swojego szefa, cicho pukając w otwarte szklane drzwi.
– Cześć – powiedział Tony.
Anthony Baker był urokliwym blondynem o gładkiej twarzy i szaroniebieskich oczach. Miał dwadzieścia osiem lat, ale jego młodzieńcza uroda i wygląd chłopca z sąsiedztwa odejmowały mu lat. Nigdy na nikogo nie podniósł głosu. Był świetnym szefem i przyjacielem. Miał w sobie słodki urok sprawiający, że od pierwszego dnia Layla czuła się dobrze w jego towarzystwie. Czarujący uśmiech zwalał z nóg każdego, kto dopiero go poznał.
– Wyglądasz na spiętego – powiedziała na przywitanie.
– Za chwilę mam trudne spotkanie i chciałbym, aby było już za mną.
– Nowy klient?
– Niestety nie.
– Może cię pocieszę, jak powiem, że mój poranek też nie należał do najlepszych?
– Za to wczoraj oboje bawiliśmy się całkiem nieźle – zauważył, wstając i siadając na skraju biurka tuż przed nią.
Uśmiechnęła się kłamliwie.
– Fakt.
– Kiedy byś chciała to powtórzyć? – spytał z anielskim uśmiechem pełnym nadziei, że może jeszcze dzisiaj.
Był piątek, nie miała żadnych szalonych planów, a jedynie kąpiel i kontynuację serialu, ale Tony o tym nie wiedział.
– Mam już plany na weekend – skłamała. – Ale przyszły tydzień wygląda całkiem obiecująco.
– Przeżyję dzisiejszy poranek i pogadamy o szczegółach – obiecał.
– Mogę ci jakoś pomóc?
– Nie chcę cię w to mieszać. Nikogo z was nie chcę. Niepotrzebnie spotykam się z nim tutaj, ale gdy się na coś uprze, nic go od tego nie odwiedzie.
Ta firma była dla niego wszystkim. Nie chciał jej stracić, tak jak nie chciał stracić żadnego ze swoich pracowników, a zdawał sobie sprawę, że jeżeli tak dalej pójdzie, ludzie zaczną odchodzić.
– O wilku mowa – powiedział na wydechu Tony, spoglądając w stronę głównego korytarza.
W jednej chwili atmosfera w firmie zrobiła się dziwnie ciężka.
Oczy wszystkich obecnych, spoczęły na tajemniczym mężczyźnie. On wypełnił sobą całą przestrzeń. Wszedł w obstawie dwóch groźnie wyglądających ochroniarzy, lustrujących wszystkich zgromadzonych i szukających ewentualnego zagrożenia.
Layla zerknęła nieśmiało w jego stronę, zamierając. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Kolana się pod nią ugięły. Jej dzień zapowiadał się gorzej, niż zwiastował to poranny wypadek. Mężczyzna z oddali wyglądał jeszcze groźniej i przystojniej niż w kawiarni.
Z trudem przełknęła ślinę, mocniej zaciskając dłoń wokół swojego kubka, aby w niewyjaśnionych okolicznościach nie wylądował z powrotem na jego koszuli. Przebrał się. Koszula była biała i nieskazitelnie czysta, a poprzednia marynarka została zastąpiona nową.
Pewnym krokiem ruszył w stronę gabinetu. Layla nie marzyła o niczym innym niż o zapadnięciu się pod ziemię. Chciała zniknąć. Być niewidzialną. Mężczyzna wbił w nią swoje czarne oczy, rozpoznając dziewczynę, która wylała na niego swoją poranną kawę. Opuściła dłoń z papierowym kubkiem, chowając go za siebie.
– Idę do siebie – mruknęła.
Odskoczyła w ostatnim momencie, zanim nowo przybyły by ją staranował.
Wróciła do swojego biurka, obserwując, jak mężczyzna wypełnia całą przestrzeń gabinetu jej szefa. W powietrzu unosiła się duszna atmosfera i chyba każdy zdawał sobie sprawę, że obecność tajemniczego nieznajomego nie zwiastuje niczego dobrego.
♥♥♥
Anthony usiadł za swoim biurkiem, obserwując mężczyznę. Dotykał jego książek stojących na regałach pod ścianą. Wziął między palce piłkę, którą Tony złapał podczas jednego z meczów, i uzyskał autografy zawodników. William nosił się jak król. Gdy szedł ulicą, wszyscy się rozstępowali. Był pozbawiony jakichkolwiek zasad i nie potrafił zdrowo funkcjonować w społeczeństwie. Był arogancki, bezczelny i uważał się za niepokonanego. Zawsze miał rację, a zwłaszcza gdy jej nie miał. Nie akceptował sprzeciwu, a własne zdanie rozmówcy nie było przez niego mile widziane.
– Nędznie tutaj – powiedział ostro. – Już się nie dziwię, że twoja firemka ledwo zipie. Zarabiasz w ogóle na czynsz?
Anthony czuł, jak gotuje się w nim krew. William w jednej sekundzie potrafił sprawić, że ktoś stawał się zerem. Mimo że Tony znał swoją wartość i wiedział, jak Will pogrywa z ludźmi, poczuł się tak, jak oczekiwał tego starszy brat.
William Volkov.
Mieli tę samą matkę, ale różnych ojców. Ojciec Willa zmarł, gdy ten był mały. Kilka lat po jego śmierci Sienna poznała Victora, z którym była do dzisiaj. Anthony nie był ich jedynym dzieckiem. Sienna i Victor mieli jeszcze nastoletnią córkę Poppy, ale Will dla młodszego brata pozostawał niemal obcym człowiekiem. Czasami i Tony odnosił wrażenie, że Will jest jego dalekim krewnym. Byli zupełnie różni. Jego brat uchodził za potwora.
Anthony nie chciał mieszać starszego brata do swoich interesów. Gdy jednak mama dowiedziała się, że firma ledwo przędzie, namówiła go, aby poprosił Willa o pomoc. W końcu jego idealny starszy brat był miliarderem, rekinem biznesu i pomoże bratu w potrzebie. Matka zapomniała dodać, że jej ukochany pierworodny synek był do tego wszystkiego sadystycznym potworem, ale gdzie by tam śmiała wypominać drobne grzeszki swojego idealnego syna.
Tony był pewien, że za to spotkanie przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę.
Porównywanie się z Willem nigdy nie było zdrowe. Gdy był dzieckiem, starszy brat był jego idolem, ale Anthony szybko pojął, że Will wcale nie chce mieć w nim swojego fana. Był jego wrogiem i Tony do dzisiaj czuł, że Will by się nie zawahał i z przyjemnością poświęciłby brata, gdyby zaistniała taka konieczność.
– Chyba popełniłem błąd – powiedział Tony.
– Zdecydowanie. Nigdy nie powinieneś był otwierać tej nędznej firmy.
– Will, niepotrzebnie się fatygowałeś. Nie chcę twojej pomocy. Zapraszanie cię tutaj to był błąd.
Will uśmiechnął się niebezpiecznie. Wypełnił całą przestrzeń jego niewielkiego, zabałaganionego gabinetu. Usiadł przed biurkiem, rozpinając marynarkę i ostatni raz spoglądając w stronę dyplomów wiszących na ścianie.
– Obaj wiemy, że jeżeli nie dam ci tych pieniędzy, jutro możesz zamykać swoją ruderę.
– Poradzę sobie bez twoich brudnych pieniędzy.
– Matka uważa inaczej – stwierdził. – Podobno toniesz w długach, a twoi pracownicy nie wiedzą, że wypłaty idą z twojego funduszu powierniczego. Jakie to… żałosne, ale dla ciebie to akt miłosierdzia. Gwarantuję ci, że nikt z nich nie zrobiłby tego samego dla ciebie.
– Dlaczego wszystkich mierzysz swoją miarą? Nie wszyscy są potworami takimi jak ty.
– W odróżnieniu od ciebie nie jestem naiwny – stwierdził, wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon. Odrzucił połączenie.
Tony cały chodził w środku. W zaufaniu powiedział mamie o problemach swojej firmy. Nie miała prawa powierzać tych intymnych szczegółów Willowi, a jednak to zrobiła. Ile jeszcze wiedział?
– Tak, firma przechodzi kryzys, ale jak wiele innych na rynku. Mamy ciężkie czasy i wiem, że niedługo odbijemy się od dna.
– Zaskakujące, że moje firmy odnotowują wysokie wzrosty, a akurat twoja spadek… Chyba żyjemy w dwóch różnych ekonomicznych światach, nie sądzisz?
Tony chciał napomknąć, że jego biznes jest w pełni legalny, a tego nie można było powiedzieć o interesach Willa. Matka też udawała, że nie widzi i nie słyszy, co w całym mieście i stanie mówią o jej ukochanym synku.
Telefon Willa ponownie zaczął dzwonić. Mężczyzna kolejny raz zignorował połączenie. Nie chciał załatwiać swoich interesów w obecności brata.
– Pewnie jesteś zajęty i nie masz dla mnie za wiele czasu, dlatego możemy zakończyć to spotkanie.
– Przynajmniej z jednym się zgadzamy. Ile jeszcze pociągniesz ten swój szkolny projekt? – spytał. – Miesiąc? Maksymalnie.
Tony nienawidził arogancji swojego brata. Tolerowanie go przychodziło mu coraz trudniej. Will uważał się za doskonałego i nieomylnego faceta. Dostawał wszystko, co chciał. Zarabiał pieniądze, o których Tony nie śmiałby marzyć. Will nawet nie próbował szanować swojego młodszego brata. Okazywał jawną pogardę i czerpał satysfakcję z tego, że jest lepszy, a teraz na dodatek od Willa zależało istnienie firmy jego brata.
– Posłuchaj, Will – zaczął na wydechu – przyznaję, że firma ma kłopoty finansowe i potrzebne mi są nowe zlecenia lub duża inwestycja pozwalająca odbić się od dna. Mam pewne pomysły, ale nie mam środków na ich realizację. Jeżeli pożyczysz mi pieniądze, jestem pewien, że szybko je pomnożę i do końca roku będę mógł oddać ci całą sumę z odsetkami. Nie chcę zamykać firmy, a tym bardziej nikogo zwalniać. Ci ludzie mają kredyty, rodziny, nie mogę ich z dnia na dzień wyrzucić na bruk, a stanie się tak, jeżeli szybko nie zacznę inwestować.
William słuchał lamentu młodszego brata jednym uchem. Podniósł się ze swojego miejsca i stanął przy szybie. Nie rozumiał, dlaczego jego brat tak spoufalał się z tymi ludźmi. Szklany gabinet, przyjazne stosunki z podwładnymi i wyciąganie do nich ręki, jakby byli jego rodziną. Will wszystko robił odwrotnie. Pracownicy musieli pamiętać, że są jedynie pracownikami, a on jest ich szefem i muszą czuć respekt.
Zatrzymał spojrzenie na atrakcyjniej kobiecie siedzącej naprzeciw gabinetu jego brata. Rano oblała go kawą. W tamtym momencie myślał, że ją rozszarpie. Kawa nie była aż taka gorąca, ale sam fakt, że jego poranek zaczął się w taki, a nie inny sposób, wyprowadził go z równowagi. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie spotka tej wariatki na swojej drodze, a jednak zaledwie trzydzieści minut później dowiedział się, że pracuje dla jego brata. Świat był hermetycznie mały.
Kobieta podniosła wzrok znad swojego komputera, jakby wyczuła, że Will się na nią gapi. Miała duże i piękne oczy.
Gdy tutaj wszedł, dostrzegł, że ta bestia z kawiarni jest zjawiskowo piękna. Długie nogi podkreśliła wysokimi szpilkami i krótką skórzaną spódniczką w kształcie trapezu. Czarna koszula wkładana przez głowę miała głęboki dekolt w szpic. Chwilę temu, gdy schyliła się do torebki, dostrzegł zarys koronkowego biustonosza. Wiedziała, co zrobić, aby mężczyzna nie mógł oderwać od niej wzroku, a gdy jeszcze potrafiła sprawić, że tym facetem był William Volkov, była prawdziwym demonem.
– Will? Słuchasz mnie?!
Już dawno przestał słuchać tego, co brat miał mu do powiedzenia.
– Widzę to tak – zaczął, stojąc do niego plecami i wsuwając dłonie do kieszeni spodni wartych więcej niż cały wystrój nędznego gabinetu. – Sprzedajesz mi swoją firmę. Zostaniesz dyrektorem, ale wszelkie decyzje strategicznie musisz konsultować ze mną, a konkretnie ze wskazanym przeze mnie moim zastępcą. W ten sposób zyskasz pieniądze na potrzebną inwestycję, ale zanim to się stanie, muszę poznać jej szczegóły. Coś sprawiło, że miasto zerwało z tobą współpracę i poszło do konkurencji. Przeprowadzę audyt, poznam twoje słabe strony, a obaj wiemy, że jest ich sporo. Zachowasz zespół, ale gdy twoi pracownicy będą się opierdalać, mam prawo ich zwolnić.
Tony zaniemówił. Otwierał i zamykał usta, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszał. Dlaczego łudził się, że brat da mu jedynie pieniądze i upomni się o zwrot za kilka miesięcy? Will taki nie był, a on pierwszy powinien był o tym wiedzieć. Jego brat miał rację, był ufny. Nawet w takim potworze jak Will chciał widzieć coś dobrego, ale Williama interesował własny biznes. Nigdy nie robił niczego bezinteresownie.
– Nie! Nie. Ma. Kurwa. Mowy!
Will oparł się plecami o szybę, wyciągając przed siebie nogi.
– Nie zamierzam cię do niczego namawiać. Prosić cię nie będę, abyś oddał mi swoją nędzną firmę. Muszę wpakować w nią kupę forsy. To nie kura znosząca złote jaja.
– Ale będzie, prawda?
– Pod moimi skrzydłami? Z pewnością. Zawsze będziesz mógł ją ode mnie odkupić, gdy wyjdzie na prostą.
– Za kwotę, na którą nie będę mógł sobie pozwolić.
– Proponuję ci, abyś mi ją sprzedał i nadal nią kierował. Na moich zasadach.
– Prosząc cię o pozwolenie! – wydarł się.
– Życie nigdy nie jest proste, ale matka otoczyła cię takim parasolem bezpieczeństwa, że nie nauczyłeś się upadać i wychodzić z tych upadków silniejszy. Upadasz i czekasz, aż ktoś cię podniesie i jeszcze poklepie współczująco po plecach. Nie poszedłeś po pomoc finansową do rodziców, bo wiesz, że ich nie stać na spłacenie długów, które masz.
– Skąd…
– Jestem William Volkov – przypomniał. – W tym mieście nic nie dzieje się bez mojej wiedzy, braciszku – dodał jadowicie. – Jak nędzne trzeba mieć pojęcie o biznesie, aby narobić sobie niemalże cztery miliony długu?
Tony zrobił się czerwony na twarzy. Will nie miał prawa dokopywać się do tak intymnych i pilnie strzeżonych tajemnic. Matka nie wiedziała, ile wynosi jego zadłużenie. Will dowiedział się swoimi kanałami. Anthony powinien był to przewidzieć, zanim wpuścił diabła za próg swojej firmy.
– Jak nędzne przekonanie miałeś o sobie, że wierzyłeś, że uda ci się wygrzebać z tego bez odnoszenia ran bitewnych? Myślałeś, że lichwiarze nie upomną się o swoje pieniądze? Myślałeś, że dostawcy zapomną o niezapłaconych fakturach? Toniesz, Tony – powiedział z uśmiechem. – A ja z chęcią będę patrzył, jak łapiesz ostatni oddech w swojej nędznej egzystencji.
Nie oddaliby za siebie życia. Wzajemnie by je sobie odebrali. Tony w tym momencie miał ochotę rzucić się przez pokój i udusić brata gołymi rękoma.
Wiedział jednak, że przegra.
– Masz czas do jutra wieczorem. Później moja propozycja wygasa, a ty sam taplaj się w swoim gównie, zwalniając ludzi, którzy podobno są twoją rodziną.
– Jesteś skurwielem.
– Ja pierdolę, jaki ty jesteś żałosny. Biedny Anthony Baker. Myślałeś, że przyjdę, obejmę cię, poklepując cię po główce, jak robi to matka, i powiem, że wszystkim się zajmę? Trafiłeś pod zajebiście zły adres, braciszku. Doskonale wiesz, że wchodząc ze mną w interesy, zostajesz moją prywatną małpą. I albo robisz to, czego ja chcę, albo radź sobie, kurwa, sam. Obaj wiemy, że nie dasz sobie rady. I tak to, że wytrzymałeś pięć lat bez przychodzenia do mnie z podkulonym ogonem, jest całkiem niezłym wynikiem. Chociaż gdyby nie fundusz powierniczy, który przepierdoliłeś na tych ludzi, przyszedłbyś dwa lata temu.
Między nimi nie było żadnej braterskiej więzi. Tony nienawidził Willa, i to z wzajemnością.
– Czekam do jutra do końca dnia. Drugiej rozmowy nie będzie, braciszku.
Nacisnął klamkę i szeroko otworzył drzwi od gabinetu. Niemal wyrwał je z zawiasów, wychodząc dziarsko z biura. Will był bogiem zdającym sobie sprawę ze swojej wielkości. W jego mniemaniu Tony był zwykłem śmieciem. Anthony nigdy nie widział szacunku w oczach brata, ale Will nie szanował nikogo. Liczyły się dla niego tylko własne interesy. Tony nie rozumiał, jak matka może go tak ubóstwiać i nie widzieć, że wychowała pomiot szatana.
Anthony wziął do ręki szklany przycisk do papieru. Mocno zacisnął wokół niego palce. W pierwszej chwili pomyślał, że to szyja jego brata. W jego głowie pojawiła się mroczna wizja, jak zaciska swoje dłonie wokół jego szyi, zabijając swojego największego konkurenta, swój największy koszmar dzieciństwa i dorosłego życia. Jeszcze mocniej zamknął dłonie na szkle. Omal nie rzucił przedmiotem w szklaną ścianę gabinetu, by ta rozbiła się w drobny mak. Will wszystko mu odbierał. Był niczym mroczny żniwiarz, który przychodził i nigdy nie wychodził z pustymi rękoma.
Bez Willa nie będzie tej firmy. Tony zwracał się po pomoc już do kilku osób, ale nikt nie dysponował potrzebną kwotą. Została ostatnia szansa na przetrwanie. Musiał sprzedać duszę diabłu, a to oznaczało wieczne potępienie.
♥♥♥
Anthony nie chciał za dużo powiedzieć, ale w porze lunchu odesłał wszystkich do domu, informując, że nie muszą się niczym martwić i niech się cieszą piękną pogodą i nieco dłuższym weekendem. Wiele sobót i niedziel było w ich branży pracujących, ale od kilku tygodni weekendy były wolne za sprawą braku zleceń.
Layla zatrzymała się na progu gabinetu swojego szefa, patrząc na jego przygnębiony wyraz twarzy. Stał się cieniem człowieka w momencie, gdy wyszedł od niego oblany przez nią kawą mężczyzna. Od Niny dowiedziała się, że to William Volkov. Nie miała pojęcia, że Anthony ma starszego brata. Sporo wiedziała o Poppy, o której opowiadał, ale nigdy nie zająknął się słowem, że jest jeszcze brat. Zabójczo przystojny brat i zabójczo niebezpieczny.
– Jeszcze tutaj jesteś? – spytał zaskoczony.
– Pomyślałam, że zostanę chwilę dłużej i dowiem się, czy nie chcesz przypadkiem pogadać.
Ciężko westchnął.
– Idź do domu i odpocznij.
Zignorowała jego słowa, siadając naprzeciw niego w fotelu, w którym wcześniej siedział Will.
– Nie wiedziałam, że masz brata – mruknęła.
– Ano mam – odparł z trudem. – Kto ci powiedział?
– Nina. Macie inne nazwiska.
– Will jest dzieckiem matki z jej pierwszego małżeństwa.
– Ile jest od ciebie starszy?
– Siedem lat.
Layla kiwnęła głową, kalkulując, że w takim razie jest starszy od niej o trzynaście lat.
– Chyba jego wizyta podziałała na ciebie depresyjnie.
– Mój brat jest… specyficzny – przyznał.
– Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim i zostanie to między nami, prawda?
Ufał jej.
Layla podobała mu się od pierwszego dnia, gdy się tutaj pojawiła. Na początku była nieco wycofana. Z nikim nie chciała się przyjaźnić. Wykonywała skrupulatnie swoje obowiązki, ale nie angażowała się w relacje interpersonalne.
Zmieniło się to dopiero po czterech miesiącach. W końcu zaczęli więcej rozmawiać i odkrył, że Layla to cudowna osoba. Była dowcipna, miała do siebie dystans i potrafiła słuchać. Nic dziwnego, że w końcu się w niej zakochał, a teraz znajdował się w patowej sytuacji, ponieważ nie potrafił przejść z roli szefa przyjaciela do roli jej potencjalnego faceta. Wczoraj byli na pierwszej randce i miał tyle okazji, aby ją pocałować i zmienić charakter ich relacji, ale za każdym razem stchórzył.
– Widzisz, jak jest. Mamy dramatycznie mało zleceń. Siedzimy całe dnie i telefon potrafi ani razu nie zadzwonić. Ledwo wiążę koniec z końcem. Firma przynosi same straty. To już nie są miesiące, ale dni, gdy będę musiał ją zamknąć.
Layla przeczuwała, że jest źle, ale nie sądziła, że aż tak. W skupieniu słuchała tego, co miał jej do powiedzenia.
– Matka zasugerowała mi, że Will dysponuje pieniędzmi, które pomogłyby mi zainwestować w nowe przedsięwzięcia i odbić firmę od dna. Zaufałem jej i na moment zapomniałem, że mój brat niczego nie robi bezinteresownie.
– Czego zażądał?
– Tego, co dla mnie najcenniejsze. Firmy – powiedział rozgoryczony. – Mam czas do jutra, aby zdecydować, czy zamykam firmę, czy mu ją oddaję. Będzie moja jedynie na jakimś piśmie zapisanym drobnym drukiem. Zostanę dyrektorem, ale wszystkie strategiczne decyzje będą należały do mojego brata. Będzie miał mnie w garści, a marzyło mu się to od dawna. Firma była moją niezależnością. Czymś, czym nie musiałem dzielić się z Willem, a jednak i ona za chwilę stanie się jego.
Layla spojrzała zszokowana na szefa. Wiedziała, ile ta firma dla niego znaczy, i rozumiała, jak druzgocąca okazała się otrzymana informacja. Łatwo było się domyślić, że ich relacja nie należała do łatwych. Gdyby żyli ze sobą blisko, brat nigdy nie zażądałby tak wiele.
– Nie wiem, co powiedzieć.
– Will to diabeł w ludzkiej skórze. Nie patrzy na to, co czują inni. Interesuje się jedynie sobą. Po trupach do celu. Wiem, że kiedy tutaj wejdzie, zmieni to miejsce. Będzie udawał obojętnego, ale przeciągnie was na swoją stronę. Doprowadzi do sytuacji, w której zostanę sam. Bezbronny.
Layla rozumiała jego rozgoryczenie, ale czuła, że Tony może przesadnie dramatyzować. Nie znała Willa i nie mogła oceniać, co mu w duszy gra, ale nie mógł być tak zły, jak opisywał go Tony. Ich relacja z pewnością nie należała do łatwych, ale byłaby aż tak okropna?
– Nie uważasz, że sami jesteśmy w stanie wyrobić sobie własne zdanie? Jeżeli Will ma niecne zamiary, oczywiście, że staniemy po twojej stronie.
– Nie znasz mojego brata. Ma urok osobisty, któremu nie da się oprzeć.
Trudno jej było ocenić, czy Tony mówi prawdę, bo widziała Willa zaledwie przez chwilę, a w kawiarni nie zrobił na niej najlepszego pierwszego wrażenia. Zresztą z wzajemnością.
– Jeżeli mogę ci jakoś pomóc…
– Nie, muszę sam to przemyśleć. Mam jeszcze kilka godzin.
– Wydaje mi się, że już podjąłeś decyzję, ale jeszcze się z nią nie pogodziłeś – zauważyła.
Spojrzał na nią. Czy tak łatwo można było go przejrzeć?
– Tony, to ty nas zatrudniłeś. Ty nas nie zwolniłeś, gdy zaczęły się trudności. Oczywiście, że staniemy po twojej stronie.
– Dzisiaj tak mówisz, ale mój brat potrafi jednoczyć sobie ludzi i przeciągać ich na swoją stronę.
– Zaufaj mi, że ludzie tutaj pracujący będą po twojej stronie. – Przejechała dłońmi po nagich udach. – Tony, wiem, że masz teraz sporo na głowie, ale nie sądzisz, że w świetle tego wszystkiego, co się aktualnie dzieje, powinniśmy przystopować? Mam na myśli kolejną randkę. Nie chcę być postawiona w złym świetle.
– Co masz na myśli? – spytał zaskoczony.
– Gdyby hipotetycznie doszło do sytuacji, w której musiałbyś kogoś zwolnić i powiedzmy zostawić mnie lub Ninę, nie chcę, abyś kierował się emocjami, sądząc, że musisz zostawić mnie, bo się spotykamy. Nina bardziej potrzebuje tej pracy. Ja jestem młodsza, elastyczniejsza, poradzę sobie. Masz wiele na głowie, a ja chcę jedynie z ciebie ściągnąć ewentualne dodatkowe kłopoty.
Layla kompletnie go zaskoczyła. Nie przypuszczał, że pomyślała o koleżance z pracy, którą znała od roku, a nie o sobie. Nina miała kredyt i rodzinę na utrzymaniu, ale Layla też miała swoje zobowiązania.
Wiele waliło mu się aktualnie na głowę. Myślał, że odnajdzie nieco spokoju w bliskości z Laylą, ale i ona chciała zachować między nimi bezpieczny dystans. Poczuł się urażony, ale jednocześnie rozumiał, co miała na myśli.
– Aż nie wiem, co powiedzieć.
– Czasami i samą siebie potrafię zaskoczyć – przyznała.
– Wiem, że przechodzimy trudny okres, ale myślałem…
– Nie! Nie odbierz mnie źle. Nie chcę jedynie stawiać się w niewygodnej sytuacji. Nadal możemy się spotykać, ale nieco przystopować z przeniesieniem naszej relacji na inny poziom. Nie chcę rezygnować, jedynie poczekać, aż wszystko nieco się uspokoi.
– Tak. Jasne. Rozumiem.
Layla nie chciała, aby wziął to zbyt mocno do siebie, ale jednak nie potrafił spojrzeć na to z jej perspektywy.
Chciała dobrze, a wyszło, że rzuciła na niego kolejny ciężar.
– Pójdę już. – Podniosła się z miejsca. – Gdybyś chciał pogadać, śmiało dzwoń.
Nic jej nie odpowiedział. Layla podeszła do swojego biurka i zabrała swoje drobiazgi. Jeszcze się nie nauczyła, że niektóre rzeczy powinna zachowywać dla siebie. Kiedyś trudno było jej walczyć o swoje. Godziła się na tak wiele, sprowadzając na siebie same kłopoty. W końcu powiedziała pas, lecz wiele spraw zabrnęło zbyt daleko i przez to musiała zacząć wszystko od nowa w Seattle.
Przyjeżdżając tutaj, obiecała sobie, że wszystko w jej życiu będzie na tyle jasne, na ile to będzie możliwe. Nie chciała znowu znaleźć się w tak patowej sytuacji, jak ta z romantyczną relacją z szefem. Tony był w kiepskim stanie fizycznym i psychicznym, ale musiała myśleć o sobie. O swoim bezpieczeństwie.
W końcu teraz była zdana wyłącznie na siebie.
♥♥♥
Mieszkanie Layli urządzone było w stylu loftowym. Surowe ceglane ściany, drewniana podłoga. W tym momencie jej to nie przeszkadzało, ale wiedziała, że na dłuższą metę nie da rady tutaj mieszkać. Zrobiła wszystko, aby mieszkanie z jedną sypialnią, kuchnią połączoną z salonem, małą łazienką i kącikiem zwanym garderobą, wyglądało na przytulne, ale nadal pozostawało zimne.
Layla siedziała na blacie kuchennej wyspy, dopijając do końca kieliszek białego wina. Jej telefon milczał. Myślała, że Tony się odezwie, ale wolał sam być pożeranym przez własne wewnętrzne demony.
Chwyciła swój laptop i wpisała w wyszukiwarkę imię i nazwisko Willa. Wyskoczyły tysiące odnośników do nagromadzonych na jego temat materiałów.
– Kim ty jesteś, Will… – powiedziała pod nosem.
William Volkov miał trzydzieści pięć lat i był najbogatszym mieszkańcem Seattle. Był miliardem plasującym się w pierwszej dziesiątce najbogatszych żyjących ludzi. Był absolwentem MIT i Harvarda, prezesem i założycielem Volkov Construction, jednej z największej firm budowlanych w Seattle i w kraju. Ceniono go za kunszt i nieszablonowe podejście do architektury.
Playboy nigdy niebędący w stałym związku, ale mogło też być tak, że po prostu informacja o żadnym nie przedostała się do mediów. Cenił sobie prywatność.
Layla nie znalazła żadnej wzmianki o tym, że Tony Baker jest jego bratem. Nie było nic o jego rodzicach. Jak widać, Will był daleki od utrzymywania nawet poprawnych kontaktów z rodziną.
Pełno było artykułów na jego temat.
Galeria pękała w szwach od licznych fotografii. Na każdej prezentował się niebezpiecznie. Nigdy się nie uśmiechał i Layla zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle wie, jak to się robi. Prezentował się zabójczo przystojnie w drogich, szytych na miarę garniturach, jeden z nich sama dzisiaj nieco uszkodziła.
Will był tajemniczy i pewny siebie. Stanowił tym samym całkowite przeciwieństwo swojego młodszego brata. Temu facetowi nie należało wchodzić w drogę.
Layla chwyciła telefon.
Audrey wysłała zapytanie, czy na pewno nie chce iść z nią na imprezę bractwa. Odpisała szybko, że życzy jej miłej zabawy. Przyłożyła telefon do brody, zastanawiając się nad delikatną modyfikacją swoich planów. Zamierzała spędzić interesujący wieczór na oglądaniu kolejnego sezonu swojego serialu, ale w sumie od tak dawna nigdzie nie wychodziła, że świat o niej zapomniał.
Zeskoczyła z blatu i ruszyła w stronę swojej garderoby. Właściwie dzisiaj był całkiem dobry wieczór, aby wyjść na chwilę z domu.
Z Audrey zawsze szła do eleganckiego i bezpiecznego centrum, gdzie było pełno znanych i lubianych przez miejscowych klubów. Gdy jednak wychodziła sama, zapuszczała się w zupełnie inny rejon miasta, do którego z pewnością Audrey nigdy sama by nie dotarła. Nie było to bezpieczne miejsce nawet dla Layli, ale raz na jakiś czas potrzebowała zastrzyku adrenaliny. Potrzebowała przypomnieć sobie, co zostawiła i dlaczego była teraz w Seattle.
Muzyka dudniła na całej ulicy. To echo jej serca mieszające się z dźwiękiem obcasów wysokich, skórzanych kozaków sięgających za kolano odbijało się jednak w jej umyśle.
Posłała czarujący uśmiech jednemu ze znajomych ochroniarzy. Była w tym klubie już kilka razy w ciągu ostatniego roku. Mężczyzna zawsze wpuszczał ją poza kolejką, co budziło zainteresowanie innych oczekujących na wejście.
Schodząc betonowymi schodami, spojrzała w swoje odbicie. Wzdłuż stopni po obu stronach znajdowały się długie lustra, co nie do końca było mądrym posunięciem. Kilka razy były już wymieniane.
Właściciel przestał nawet liczyć, ile razy ktoś z gości rozbił je, uderzając czyjąś głową o taflę szkła.
Layla wyglądała seksownie i niebezpiecznie. Delikatny makijaż, który robiła do pracy, zamieniła na mocniejszy, podkreślając swoje zjawiskowe oczy. Usta pociągnęła krwistoczerwoną pomadką, komponującą się z długimi paznokciami. Do wysokich kozaków dobrała cekinową sukienkę z głębokim dekoltem i długimi rękawami. Włosy zostawiła rozpuszczone.
Podeszła do baru, a znajomy barman Henry podał jej drinka, którego zamawiała za każdym razem. Zdecydowanie przychodziła tutaj zbyt często, stając się stałą bywalczynią, a to robiło się niebezpieczne. Mimo że lubiła ten klub i nie przeszkadzali jej bawiący się ludzie, należało go zmienić. Nie mogła mieć stałych przyzwyczajeń, ponieważ istniało ryzyko, że zbyt wiele można było powiedzieć na jej temat.
Wypiła do końca swojego drinka i ruszyła na parkiet. Uwielbiała moment, w którym muzyka przejmowała kontrolę nad jej ciałem. Bawiła się w pojedynkę, ale co jakiś czas musiała zmagać się z natrętnym adoratorem. Potrafiła sobie z nimi radzić. Poświęcała im raptem chwilę, a następnie odchodziła, szukając sobie innego wolnego kąta. Uwielbiała wolność, którą czuła, kiedy przez jej ciało przepływały dźwięki. Wyłączała wtedy myślenie. Była tylko ona, muzyka i słowa. Nic innego się nie liczyło. Zapominała o problemach. Zapomniała o tym, kim była.
Zostawiła za plecami parkiet, podchodząc z powrotem do baru.
Zamówiła to samo, co Henry dał jej na początku. Wbiła łokcie w szklany blat, przeglądając media społecznościowe.
– Dlaczego zawsze przychodzisz sama? – spytał Henry o zabójczych zielonych oczach.
– Nie lubię ograniczeń – przyznała. – Sama mogę bawić się, ile chcę, jak chcę i z kim chcę.
– Gdybyś jednak kiedyś zmieniła zdanie, możemy gdzieś razem wyskoczyć.
– Będę pamiętała – obiecała, unosząc wyżej drinka.
Odwróciła się gwałtownie na pięcie, chcąc wypić swojego drinka na przynależnym do klubu tarasie i zaciągnąć się cienkim papierosem. Nie było jej to jednak dane. W jednej sekundzie świat zwolnił, by niebezpiecznie przyspieszyć w momencie, gdy jej drobne ciało uderzyło w twardy głaz. Kolorowy drink rozchlapał się na nieskazitelnie białą koszulę. Ten sam wypadek drugi raz w ciągu jednego dnia. Przyłożyła dłoń do ust, niepewnie spoglądając w górę. Kolana się pod nią ugięły. Poczuła na sobie palące spojrzenie niebezpiecznie czarnych oczu. Wszechświat jej dzisiaj nienawidził.
– Znowu ty! – warknął.
Layla zaczęła chichotać. W pierwszej chwili dopadło ją poczucie winy, ale teraz była rozbawiona komizmem całej sytuacji. Dwa razy jednego dnia oblała swoimi napojami tego samego człowieka. Rano była to gorąca kawa, a wieczorem słodki drink. Will był wściekły. Nawet nie chciała myśleć, jak ją wyzywa w myślach. Opanowała się, opuszczając do połowy pusty kieliszek.
– Moje „przepraszam” i tak nic nie zmieni – powiedziała skruszona.
– Masz problemy z koordynacją?!
– Raczej to ty ciągle wchodzisz mi pod nogi!
– Wszystko w porządku, szefie?! – zapytał zaniepokojony ochroniarz, doskakując do nich.
Layla kątem oka spojrzała na atrakcyjnego blondyna, który po kilku sekundach rozpoznał w niej poranną niezdarę.
– Przynajmniej to nie gorąca kawa – zauważyła Layla.
– Przynieś mi z samochodu świeżą koszulę – polecił ochroniarzowi.
– Wozisz ze sobą całą garderobę?
– Jak widać, moja zapobiegawczość na coś się przydaje – mruknął.
W momencie gdy się pojawiał, odbierał wszystkim całą życiodajną przestrzeń. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziała lub nie chciała go widzieć. Musiała się ulotnić. Nie chciała, aby ktokolwiek pomyślał, że bawi się w towarzystwie Williama.
– Pójdę już. Umyślnie na ciebie nie wpadam.
Zrobiła krok w przeciwną stronę, gdy nagle silna dłoń Willa zacisnęła się wokół jej szczupłego nadgarstka. Spojrzała zaskoczona w jego pełne determinacji oczy.
– Puść mnie! – zaznaczyła ostro.
– Myślisz, że najpierw mnie oblejesz kawą, później drinkiem, a ja ci pozwolę odejść?
– Tak, właśnie myślę, że tak zrobisz.
– Jesteś w błędzie, kocie – syknął.
Przez jej ciało przebiegł niebezpieczny dreszcz. Nie powinna był poczuć mrowienia w dole brzucha w momencie, gdy nazwał ją kotem. Chciała zniknąć z powierzchni ziemi.
– Mam odpokutować swoje winy?
– Możesz to nazwać, jak ci się podoba.
Ostro przyciągnął ją do siebie.
Niemal uderzyła swoim ciałem o jego, ale w ostatniej chwili odzyskała równowagę. Puścił ją przodem w stronę ciemnego korytarza, w którym znajdowały się wyłączone z użytku schody. Przez jej kręgosłup przebiegł lodowaty dreszcz niepokoju. Czuła, jak jego spojrzenie wypala w niej dziurę, gdy wspinała się przed nim.
– Możesz się na mnie nie gapić?! – syknęła, czując jego wzrok na swoich pośladkach.
– Trzeba było włożyć dłuższą sukienkę – odpowiedział za jej plecami.
– Jeżeli sądzisz, że jestem kawałkiem mięsa, który pozwala sobą pomiatać, trafiłeś pod zły adres, Volkov.
Weszli na rozciągającą się nad parkietem antresolę. Poziom był wyłączony z użytku. Pod ścianami stały puste kartony. Pchnął jedne z ciężko osadzonych drzwi, puszczając ją przodem. Był to gabinet, w pełni wygłuszony.
W momencie gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi, cisza obezwładniła Laylę. Spojrzała przez ramię na Willa. Zrzucił z siebie marynarkę. Chwycił za pierwszy guzik białej koszuli i zaczął rozpinać jeden za drugim. Sprawnym ruchem wyciągnął materiał ze spodni. Tkanina wylądowała na skórzanej kanapie zaraz obok marynarki.
Layla próbowała się nie gapić, ale ten ludzki odruch był silniejszy od niej. Will był doskonale zbudowany. Sześciopak na jego brzuchu wyglądał jak dzieło grafika komputerowego. Był zjawiskowym facetem i nie dziwiła się, że kobiety mu ulegały. Jego ręce od barków aż po nadgarstki pokryte były czarnym tuszem tworzącym mroczne, zawiłe historie, które potrafił zrozumieć jedynie on.
Na przystojnej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek.
– Gapisz się.
Cicho odchrząknęła.
– Ładne tatuaże – powiedziała.
Podszedł pewnym krokiem do drzwi, za którymi stał ochroniarz ze świeżą koszulą. Dostrzegła, że przez jego plecy wije się wąż, którego łuski zostały wytatuowane w taki sposób, że stwarzały wrażenie trójwymiaru. Wszystko na nim było dziełem sztuki. Włącznie z nim samym.
Will stanął naprzeciw niej, naciągając koszulę na ramiona i powoli, od dołu zapinając guziki. Oparła się o komodę, zakładając dłonie na piersi. Nie rozumiała, jaki jest cel tego zaproszenia.
– Od dawna pracujesz dla mojego brata?
– Od roku.
– Jest dobrym szefem?
– Wiem o twojej propozycji, chociaż to zbyt łagodne słowo. Postawiłeś go pod ścianą. Wiesz, że ma kłopoty, i wykorzystujesz to, aby go upodlić.
– Jak zwykle musiał się komuś poskarżyć – stwierdził pewnie, podchodząc w jej stronę. – Mój brat to zakała tej rodziny. Dziwię się, że ta firma w ogóle pociągnęła przez pięć lat, bo ja dawałem mu ledwo rok. Chociaż gdyby nie fundusz powierniczy, upadłby szybciej. Wiedziałaś, że ostatnie dwa lata wypłacał wam pensje właśnie z funduszu?
Spojrzała na niego zaskoczona, opuszczając dłonie wzdłuż tułowia.
– Oczywiście, że nie wiedziałaś. Od dwóch lat ta firma idzie na dno. Zatrudniłaś się na tonącym statku. Chcę pomóc bratu, chociaż on traktuje to jako odebranie mu niezależności. Mój brat nie nadaje się na szefa. Nie trzyma was twardą ręką, tylko zaprzyjaźnia się z wami, co było pierwszym popełnionym przez niego błędem. Zamiast działać, walczyć z konkurencją, obserwował powolną śmierć swojego biznesu. Żałosne. Ze mną firma ma szansę wyjść na prostą. Nie każę bratu wycofać się z interesu. Jestem hojny, pozwalając mu zostać.
– Okrutnie pojmujesz hojność – stwierdziła.
Stanął tuż przed nią. Oddech ugrzązł jej w piersi. Czuła, że Will nie jest człowiekiem, z którym można dyskutować. Nie uznawał sprzeciwu. Uznawał jedynie własną rację. Jego palec wskazujący nieoczekiwanie dotknął jej twarzy. Wzdrygnęła się, nie spuszczając z niego wzroku. Ciężko przełknęła ślinę, czując, jak jego palec się przemieszcza. Chwycił ją pod brodę, zmuszając, aby spojrzała mu głęboko w oczy.
– Nie interesuje cię nawet, jak mam na imię?
– Layla – wymruczał jej imię, niczym rzucany urok.
– Skąd…
Trzy godziny temu była pewna, że William Volkov nie potrafi się uśmiechać, a właśnie zobaczyła na jego twarzy najbardziej seksowny, przebiegły uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała.
– Kubek z kawą, którą rano mnie oblałaś, był podpisany – dodał. – Jestem geniuszem, ale nie potrafię czytać w myślach.
Zacisnęła dłonie na krańcach komody, dygocząc od jego dotyku. Rozchyliła lekko usta, obawiając się, jak daleko jest w stanie się posunąć, jeżeli Will nie przestanie patrzeć na nią w ten sposób. Nigdy żaden mężczyzna nie patrzył na nią tak jak on. Była jednocześnie zdobyczą i najcenniejszym dziełem sztuki. Z trudem łapała powietrze, a kolana uginały się od ciężaru jego spojrzenia. Była nim przytłoczona, ale nie chciała, aby się odsuwał. W dole brzucha kołatało jej tak wiele emocji. Jego dotyk był jak porażenie prądu. Odebrał jej cały zdrowy rozsądek.
– Powinnam iść – powiedziała z trudem.
– Chyba jestem winien ci drinka. W końcu cały wylądował na mnie.