Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Nie wszystko jest takie, jak się nam wydaje... Po burzliwych przejściach w życiu osobistym Joanna Grabowska ma nadzieję na upragnioną stabilizację u boku ukochanego mężczyzny, jednak znów stanie na życiowym zakręcie. Jej nastoletnia córka wchodzi w okres buntu, a nowi podopieczni przysparzają niemałych kłopotów. Jednak to niejedyne zmartwienie Joanny; proces Mileny Kuchcińskiej obnaży prawdę, która wstrząśnie losami wielu osób...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Data ważności licencji: 6/6/2026
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Arkadiusz Nakoniecznik
Redaktor prowadzący: Agata Then
Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Marta Stochmiałek, Barbara Przybylska
Zdjęcia na okładce:
© kichigini19/Stock.adobe.com
© Andreiuc88/Dreamstime.com
© by Sandra Cicha
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2356-6
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Moim Synom
„Tygodnik Chojnicki”, 28 sierpnia 2020 r.
„Nagie ciało kobiety znaleziono na brzegu Jeziora Charzykowskiego w miejscowości Kopernica, w powiecie chojnickim. Zwłoki przypadkowo odkrył mieszkaniec pobliskiej wsi. Znajdują się w znacznym stopniu rozkładu, więc nie można stwierdzić tożsamości. Istnieją podejrzenia, że to ciało poszukiwanej od połowy sierpnia dwudziestojednoletniej Magdaleny Pobłockiej.
Mieszkanka Grodziska Mazowieckiego, która ze znajomymi spędzała urlop na campingu w Kopernicy, zaginęła rankiem czternastego sierpnia tego roku. Działania policji, straży pożarnej, straży leśnej, WOPR-owców i miejscowej społeczności skupiły się przede wszystkim na przeszukiwaniu pobliskiego jeziora i lasów. Jak podaje info.chojnice.com, poszukiwania zaczęły się natychmiast po zgłoszeniu zaginięcia, ale nie przyniosły żadnych rezultatów. Dopiero wczoraj, w godzinach popołudniowych, na zwłoki przypadkiem natknął się spacerowicz. Znajdowały się kilka metrów od brzegu, ukryte w wysokiej trawie. Z uwagi na znaczny stopień rozkładu po wstępnych oględzinach nie można ustalić, czy do śmierci przyczyniły się osoby trzecie. Sekcja zwłok zostanie przeprowadzona jeszcze dzisiaj w chojnickim szpitalu. Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Chojnicach pod nadzorem prokuratora Mariusza Witkowskiego ustalają, czy to ciało zaginionej dwudziestojednolatki oraz jaka była przyczyna zgonu. Na miejscu znalezienia zwłok pracowała ekipa dochodzeniowców”.
Siedziałam na niewygodnej, zimnej, drewnianej ławce w sali numer jedenaście na pierwszym piętrze Sądu Okręgowego w Warszawie. W sali było duszno, choć włączono klimatyzację. Wszystkie miejsca były zajęte. Ławki wypełniała publiczność: rodziny ofiar oraz dziennikarze. Sprawa wzbudziła ogromne zainteresowanie w całym kraju, zdjęcia oskarżonej pojawiały się na pierwszych stronach gazet. Piękna, mordercza femme fatale. Milena Kuchcińska była oskarżona o zabójstwa trzech byłych partnerów i próbę zamordowania mnie. O mały włos, a by się jej udało. Uszkodziła przewody hamulcowe w moim samochodzie, w wyniku czego doszło do wypadku, w którym prawie zginęłam. Na mojej twarzy nadal widoczne były niewielkie blizny, które starałam się tuszować mocno kryjącym makijażem. Przeszłam długą rehabilitację i dopiero miesiąc temu wróciłam do pracy.
Patrzyłam, słuchałam i nie wierzyłam. Jak taka piękna, drobna kobieta mogła popełnić takie zbrodnie? Nie mieściło mi się w głowie, że mając tak zaburzoną psychikę, można sprawiać wrażenie normalnej i zrównoważonej. Siedziałam obok prokuratora Bartłomieja Orzechowskiego. Ubrany w togę z czerwonym żabotem, chłodnym wzrokiem spoglądał na oskarżoną. Zostałam oskarżycielem posiłkowym, żeby nie przyglądać się biernie postępowaniu. Dzięki temu byłam ze wszystkim na bieżąco i czułam, że mam realny wpływ na toczącą się sprawę.
Trzydziestosiedmioletnia Milena Kuchcińska wyglądała, jakby przed chwilą opuściła Fashion Week w Mediolanie… W czarnych, niebotycznie wysokich szpilkach, obcisłej granatowej garsonce podkreślającej atuty jej doskonałej figury prezentowała się zjawiskowo. Czarne proste włosy spięła w koński ogon sięgający za łopatki. Dokładnie wytuszowała rzęsy, usta pomalowała krwistoczerwoną szminką, kości policzkowe podkreśliła bronzerem. Swoim urokiem starała się oczarować zebranych.
– Wysoki Sądzie, to bezpodstawne oskarżenia. Z Markiem Stachowiczem rozstaliśmy się w poprawnych relacjach i nie widzieliśmy się od lat.
Prokurator wstał i zwrócił się do oskarżonej:
– W takim razie, jak pani wyjaśni fakt, że na kopertach z pogróżkami wysyłanymi na kilka miesięcy przed śmiercią Marka Stachowicza, notabene pani pierwszego męża, znaleziono pani DNA?
Orzechowski był pewnym siebie pięćdziesięciolatkiem drobnej postury. Nosił okulary, łysinę na czubku głowy otaczał wianuszek brązowych włosów. Znany był ze swojej nieugiętości i perfekcjonizmu.
– Wysoki Sądzie, nie mam nic wspólnego ani ze śmiercią, ani z pogróżkami kierowanymi wobec Marka Stachowicza! – powiedziała oburzona. – To, o czym mówi prokurator, to jedynie poszlaki. Z Markiem rozstaliśmy się w zgodzie. Nie miałam powodów, żeby mu grozić. To bezpodstawne oskarżenie! A skąd na kopertach wzięło się moje DNA? Nie wiem, ale myślę, że są sposoby na to, żeby je podrzucić. Ja w każdym razie nie miałam z tym nic wspólnego.
Sędzia Dudkiewicz jedynie lekko się uśmiechnął. Widać jego, tak samo jak mnie, zaczynała bawić postawa oskarżonej, która szła w zaparte i nawet gdyby złapano ją na gorącym uczynku na kradzieży, twierdziłaby, że to nie ona.
Kuchcińska mówiła pewnie. Gdybym nie wiedziała, do czego jest zdolna, to słuchając tego, co mówi, być może nawet bym jej uwierzyła. Na jej twarzy nie było widać nawet cienia niepewności. Odpowiadała spokojnie, ważąc każde słowo i patrząc sędziemu w oczy.
Szopka była trudna do zniesienia.
Sędzia zwrócił się do Orzechowskiego:
– Panie prokuratorze, czy ma pan jeszcze jakieś pytania?
– Nie, dziękuję.
Sędzia spojrzał na Wojciecha Adamskiego, młodego wyszczekanego prawnika.
– Panie mecenasie?
Nie darzyłam go sympatią. Był bezczelny i przemądrzały. Zero kindersztuby. Zawsze szedł jak taran, za nic mając wszelkie konwenanse. A prowadząc tę sprawę, dodatkowo budził moją odrazę, bo miałam wrażenie, że jest pod silnym wpływem swojej klientki. Gapił się na nią maślanymi oczami. Tylko czekałam, aż wywali język jak pies, kiedy zobaczy łakomy kąsek. Adamski miał na oko trzydzieści lat. Był raczej niski, a brzuch przelewał się mu przez pasek. Oczywiście teraz prezentował się znacznie lepiej niż w korytarzu, bo mankamenty jego figury ukryte były pod togą wielkości niedużego dwuosobowego namiotu. Na nosie miał okulary w metalowej oprawie, z urody przypominał mi lekko podstarzałego, opuchniętego Harry’ego Pottera. Nawet miał różdżkę w postaci długopisu, którym bezustannie gestykulował. Patrząc na niego, czułam się, jakbym była w teatrze, a nie w sądzie.
– Pani Mileno, czy po rozwodzie utrzymywała pani kontakty z panem Stachowiczem?
– Nie, nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. To był dla nas zamknięty rozdział.
– A czy wiedziała pani, że założył rodzinę?
– Słyszałam od wspólnych znajomych, że z kimś się związał i że ma dziecko, ale bez szczegółów.
Adamski kręcił w powietrzu kółka długopisem. Tylko czekałam, aż wypowie zaklęcie.
– Czy od czasu rozwodu widziała się pani z byłym mężem?
Kuchcińska zastanowiła się, po czym odpowiedziała:
– Nie przypominam sobie.
– Czy pani były mąż kiedykolwiek miał powody, żeby się pani obawiać?
– W żadnym wypadku. Tak jak już mówiłam, po rozstaniu i uregulowaniu kwestii majątkowych nasze drogi rozeszły się ostatecznie.
– Nie mam więcej pytań. – Adamski skierował te słowa do ławy sędziowskiej i usiadł.
Prokurator zwrócił się do sędziego:
– Mam jeszcze pytanie do oskarżonej. Czy mogę, Wysoki Sądzie?
Dudkiewicz skinął głową. Orzechowski spojrzał na Kuchcińską, lekko mrużąc oczy.
– Jakie były przyczyny podjęcia przez panią i pana Stachowicza decyzji o rozwiązaniu małżeństwa?
– Niezgodność charakterów. Wspólne życie to zweryfikowało. Decyzję o rozstaniu podjęliśmy wspólnie. Byliśmy zgodni co do tego, że do siebie nie pasujemy. Nawet pozew napisaliśmy razem. Wyrok rozwodowy zapadł na pierwszej rozprawie, bez orzekania o winie.
Orzechowski nie bawił się w uprzejmości.
– A może przyczyną waszego rozstania była pani chorobliwa zazdrość o małżonka?
– Nie. Mieliśmy różne plany życiowe. Rozmijaliśmy się w nich, więc postanowiliśmy się rozstać.
– A czy nie czyniła pani małżonkowi ciągłych wyrzutów? Nie urządzała mu scen zazdrości? Nie sprawdzała, co robi? Z kim się kontaktuje?
– Z całą pewnością nie – stwierdziła kategorycznie, unosząc głos.
– Wasi wspólni znajomi uważali, że osaczała pani męża, permanentnie go kontrolowała. – Orzechowski uniósł lewą brew. – Czy może pani wie, z czego wynikała taka ocena?
– Kto tak mówił? – oburzyła się oskarżona i spojrzała wrogo na prokuratora.
– Proszę zwracać się do sądu – upominał Kuchcińską sędzia. – I proszę odpowiedzieć na pytanie.
– Przepraszam. – Przybrała minę niewiniątka. – Nie wiem, z czego wzięła się taka opinia. Jest nieprawdziwa.
– A jak oskarżona wyjaśni, w jaki sposób kopie listów z pogróżkami, kierowanych do zmarłego Marka Stachowicza, znalazły się na dysku pani służbowego komputera, w pani biurze w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Pruszkowie?
Kuchcińska się zmieszała.
– Nie umiem tego wyjaśnić, ale ja ich nie pisałam – powiedziała. – Wiele osób, także z administracji, ma dostęp do mojego komputera. Jestem… to znaczy byłam dyrektorem tego ośrodka, ale nie jego właścicielem. Wiele osób mogło wejść do mojego gabinetu. Do kluczy miał dostęp niemal każdy pracownik.
– I każdy mógł sobie wchodzić do biura dyrektora i swobodnie korzystać z komputera? – zapytał prokurator z powątpiewaniem.
– Oczywiście, że nie każdy, ale kilku pracowników ośrodka mogło to zrobić. Mój komputer nie był zabezpieczony żadnym hasłem, więc wystarczyło go jedynie włączyć.
– A czy może pani nam podać choćby jedną osobę, która mogłaby to zrobić? – zapytał kpiąco.
– Nigdy nikogo na tym nie przyłapałam, ale może sprzątaczka albo moja sekretarka…
– Zapytam jeszcze, gdzie oskarżona była w dniu zaginięcia Marka Stachowicza?
– W domu i w pracy. Moi pracownicy mogą to potwierdzić. Tego dnia przyjmowałam do ośrodka nieletnich skierowanych przez sąd. Są na to dokumenty. Do domu wracałam późnym wieczorem, następnego dnia miałam wizytację z kuratorium oświaty.
– A kim dla oskarżonej był Karol Mackiewicz?
Kuchcińska z trudem przełknęła ślinę, w jej oczach pojawiła się panika. Pytanie ją zaskoczyło. Spojrzała na mecenasa, który skinął głową. Kobieta wyprostowała się i odchrząknęła.
– Znajomym z czasów studiów – powiedziała spokojnie, patrząc wyzywająco na prokuratora.
– Doprawdy? – zapytał z niedowierzaniem Orzechowski. – Z ustaleń poczynionych w ramach śledztwa wynika, że był pani narzeczonym. – Zajrzał do notatek. – Zaręczyliście się na trzecim roku studiów. Mieliście już nawet wyznaczoną datę ślubu, ale do niego nie doszło, bo Karol Mackiewicz na dwa miesiące przed ślubem zerwał zaręczyny.
Kuchcińska patrzyła na niego w milczeniu.
– Czy oskarżona… – Prokurator położył nacisk na ostatnie słowo. – Czy oskarżona zaprzeczy tym faktom?
– Nie – wycedziła przez zęby. – Ale to zamierzchłe czasy. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od zakończenia studiów.
– Wobec tego, dlaczego oskarżona próbuje naginać rzeczywistość, twierdząc, że Karol Mackiewicz był tylko znajomym?
– Bo nie sądziłam, że to istotne.
– A czy mogłaby pani nam zdradzić, jaki był powód waszego rozstania?
– Pokłóciliśmy się o jakąś drobną rzecz i od słowa do słowa przerodziło się to w awanturę, po której się rozeszliśmy.
– Czy ową „drobną rzeczą” było założenie Karolowi Mackiewiczowi podsłuchu w jego domu? – Orzechowski przez chwilę czekał na odpowiedź, po czym dodał: – Zapytam inaczej: czy to oskarżona założyła podsłuch panu Mackiewiczowi?
– Wysoki Sądzie, nie rozumiem, do czego zmierzają pytania prokuratora – zabrał głos Adamski. – Pani Kuchcińska była związana z Karolem Mackiewiczem prawie dwie dekady temu i jak zeznała wcześniej, od czasów studiów nie utrzymywała z nim kontaktów. Wydaje mi się, że w tej sprawie nie ma nic więcej do dodania.
– Wysoki Sądzie, chcę wykazać, że oskarżona doprowadziła do rozpadu swojego związku z Mackiewiczem na skutek patologicznej zazdrości o partnera i ciągłej potrzeby kontroli. Jest to kluczowe, by wykazać motywy, jakimi kierowała się oskarżona, mordując Karola Mackiewicza.
Dudkiewicz nie dał się wciągnąć w manipulacje mecenasa.
– Proszę kontynuować. – Spojrzał na Kuchcińską. – A panią proszę o odpowiedź.
– Wysoki Sądzie, miałam wtedy dwadzieścia dwa lata, a mój narzeczony dopuszczał się zdrad z koleżankami z roku. Wypierał się tego. Chciałam mu tylko to udowodnić… To on był nieszczery wobec mnie. Oszukiwał mnie, a ja chciałam tylko dowieść jego winy i dlatego to zrobiłam. – Trzepocząc długimi rzęsami, kokietowała widownię. – To było prawie dwadzieścia lat temu. Dlaczego dopiero po tylu latach miałabym chcieć zemsty, a tym bardziej jego śmierci? To nielogiczne. Wysoki Sądzie, prokurator usilnie próbuje udowodnić, że to ja stoję za tragiczną śmiercią Karola, ale to bzdura! Nie godzę się na takie insynuacje!
Przemowa Kuchcińskiej nie wywarła na Orzechowskim żadnego wrażenia.
– Gdzie była oskarżona, kiedy został zamordowany Karol Mackiewicz?
– U przyjaciółki na parapetówce. Razem z kilkunastoma innymi gośćmi. O śmierci Karola dowiedziałam się następnego dnia z radia i od naszej wspólnej znajomej. Strasznie to mną wstrząsnęło.
Orzechowski zerknął w swoje notatki.
– A co oskarżona wie na temat okoliczności jego śmierci?
– Tylko tyle co z gazet. Pisano, że napadnięto go przed domem i zadano wiele ciosów nożem. Zmarł w wyniku odniesionych obrażeń.
– A czy mogłaby nam oskarżona powiedzieć, kim był dla niej Dominik Barski? Znaleziony martwy pół roku temu w Falęcinie.
Prokurator postanowił ją maksymalnie przycisnąć. Nie dawał ani chwili wytchnienia.
– Był moim drugim mężem. Pobraliśmy się trzy lata temu, a po kilku miesiącach małżeństwa sąd wydał orzeczenie o rozwodzie. Dominik chciał powiększyć rodzinę, pragnął mieć dzieci, chciał stabilizacji, a ja nie byłam na to gotowa. Chciałam się rozwijać zawodowo. Nie zamierzałam pakować się w pieluchy. Uważałam, że mam na to jeszcze czas.
– Czy ma pani alibi na czas jego zabójstwa?
– Tego dnia popołudnie i wieczór spędzałam w spa w Warszawie.
Orzechowski przerzucił kilka kartek w swoich podręcznych aktach. Spojrzał uważnie w bankowy wydruk z konta Kuchcińskiej.
– Wykaz wydatków z pani karty tego nie potwierdza.
– Bo płaciłam gotówką.
– A co to było za spa?
– Salon odnowy Magia przy Marszałkowskiej. Nie jestem ich stałą klientką. Byłam tam tylko raz.
– Czy oskarżona ma jakiś dokument, który by to potwierdził? Paragon, fakturę?
– Niestety nie. Pewnie otrzymałam paragon, ale albo go nie zabrałam, albo wyrzuciłam. Nie sądziłam, że będzie mi potrzebny.
– A kiedy ostatnio miała pani kontakt z panem Barskim?
– Jakieś dwa lata temu. Ostatni raz widzieliśmy się na sprawie rozwodowej, która trwała zaledwie kilkanaście minut.
– No cóż… Jak wynika ze słów samej oskarżonej, nie potrafi ona stworzyć stałego związku – podsumował Orzechowski.
– Wysoki Sądzie, proszę zwrócić uwagę prokuratorowi, żeby osądy dotyczące mojej klientki zostawił dla siebie – zareagował natychmiast Adamski.
Orzechowski przeprosił, a mecenas usiadł, usatysfakcjonowany.
– Czy oskarżona widzi pewną zależność? – ciągnął prokurator – W przeciągu sześciu miesięcy dwóch pani mężów oraz narzeczony zginęli w tragicznych okolicznościach. Ściślej rzecz ujmując, zostali zamordowani w bestialski sposób. Czy oskarżona nie uważa, że to dziwne?
– Ja nie miałam z tym nic wspólnego – stwierdziła stanowczo Kuchcińska.
Adamski zrobił się czerwony jak burak.
– Wysoki Sądzie, ostatnie pytanie prokuratora jest nieprecyzyjne. Uważam, że powinno zostać uchylone!
Dudkiewicz jedynie skinął głową. Trudno było stwierdzić, czy zgadza się z mecenasem, czy tylko głowa zsunęła mu się z ręki.
– Czy są jeszcze jakieś pytania? – zwrócił się sędzia do mecenasa i prokuratora. – Czy strony składają jakieś wnioski dowodowe?
Obaj pokręcili głowami.
– Wobec tego kolejny termin rozprawy wyznaczam na dzień dwudziestego pierwszego grudnia.
Wieczorem postanowiłam się zrelaksować. Po ciężkim dniu należało mi się to jak psu buda. Udział w rozprawie i głodne kawałki Kuchcińskiej rozstroiły mnie maksymalnie. Chciałam, żeby poniosła konsekwencje swoich czynów. Nie wyobrażałam sobie, by mogło jej to ujść na sucho.
Anka, moja najlepsza przyjaciółka, chyba wyczuła mój nie najlepszy nastrój, bo zadzwoniła, żeby sprawdzić, jak się czuję po pierwszym dniu procesu.
– Jak się trzymasz? – zapytała wesoło.
Zawsze pozytywnie nastawiona do życia, zawsze widziała szklankę do połowy pełną. Buzia niemal nigdy się jej nie zamykała. Budziła sympatię od pierwszej chwili. Miała łatwość nawiązywania nowych znajomości i znała swoją wartość. Tej przebojowości nieco jej zazdrościłam.
– Szczerze? Nieciekawie. Słuchanie i oglądanie tej… – Szukałam w myślach odpowiedniego określenia.
– Psychopatki?
– Właśnie, choć to bardzo delikatne określenie. W każdym razie, ta baba działa mi na nerwy. Zakłamana pierdolnięta wariatka.
– To może trochę whisky dla relaksu? – zapytała, chcąc mnie rozbawić. – Mogę dowieźć. Dobrze robi na skołatane nerwy, a na wszelki wypadek od roku trzymam w apteczce nieotwarty valerin max.
– Jeden z moich podopiecznych powiedział mi, że na reset najlepsze jest relanium zapite czystą. Podobno wtedy nawet wizje się pojawiają – odparłam.
Zachichotała.
– Chryste! Zaczynam się o ciebie martwić.
Również się śmiejąc, wyjęłam z barku mojego dobrego znajomego – jacka danielsa. Nalałam sobie, dorzuciłam sporo lodu, kilka plasterków cytryny i dodałam pepsi, choć niektórzy uznaliby to za profanację. Upiłam duży łyk gazowanego drinka. Alkohol przyjemnie drażnił mój język, rozgrzewał przełyk. Od razu poczułam się lepiej…
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz
