Wietnam - Włodzimierz Krzysztofik - ebook

Wietnam ebook

Włodzimierz Krzysztofik

3,0
7,10 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka jest częścią całego cyklu relacji z różnych wypraw. Tym razem autor zabiera czytelnika do dalekiego Wietnamu, konretniej zaś - do Ho Chi Minh.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 29

Oceny
3,0 (2 oceny)
0
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Włodzimierz Krzysztofik

Wietnam

© Włodzimierz Krzysztofik, 2018

Książka jest częścią całego cyklu relacji z moich wypraw. Nazwałem to zeszytami z podróży. Ten dotyczy kilkudniowego wypadu do Ho Chi Minh.

ISBN 978-83-8126-924-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wietnam

Mieszkańcy stolicy, w tym wypadku mam na myśli Warszawę, stolicę Polski, już dawno uznali sajgonki za naszą narodową potrawę. Może nie tak popularną jak kebab, który zdecydowanie jest polskim daniem narodowym numer jeden, ale odkąd do Polski zaczęli zjeżdżać Wietnamczycy rozpoczął się niesamowity run na orientalne kioski z szybkim jedzeniem. Królowały i królują tam właśnie sajgonki, w Wietnamie i wszędzie indziej znane pod nazwą „Spring Rolls”, jakby się ich pochodzenia wstydzili. Tak samo jak Japończycy wypierają się śledzia po japońsku, Francuzi fasolki po bretońsku, a Grecy ryby po grecku. A w końcu sajgonki to sajgonki, żadne tam „wiosenne rolki” — co za kretyńska nazwa.

Po „odzyskaniu niepodległości” liczna już w Polsce wietnamska diaspora „wzięła sprawy” w swoje małe azjatyckie łapki i jak grzyby po deszczu zalała nasze ulice niewielkimi barami o wdzięcznych nazwach, takich jak „Bao Long”, „Co Tu” czy jeszcze lepiej „Sai Gon”. Mój na zawsze najukochańszy nazywał się pieszczotliwie „Lilly” i prosperował przez długie lata na Placu Konstytucji.

Do tego akurat tak się ułożyło w moim życiu, że pracowałem sam u siebie, więc jeździłem cały dzień od klienta do klienta jako IT „komiwojażer”, Plac Konstytucji i bar „Lilly” często były miejscem mojego „obiadowania”, a koronnym daniem były oczywiście wielkie tłuste sajgonki z ryżem, polane czerwonym słodkim sosem chilli. Dziś większości tych barów już nie ma, przybyło za to eleganckich azjatyckich restauracji, prowadzonych pewnie przez tych samych Wietnamczyków, kiedyś kucharzy ulicznych, a dziś rekinów biznesu. Niemniej jednak sajgonki zostały, teraz może ładniej podawane, może mniej tłuste i w lepszym sosie, ale smakowi tamtych nic już nie dorówna, przynajmniej jak dla mnie.

Któregoś dnia poczułem właśnie „smaka” nie na Maca, ale na prawdziwą tłustą sajgonkę. Dalej moje myśli pobiegły już szybko- tyle jeździmy do Azji, więc czemu by nie pojechać do ojczyzny sajgonek? Na sajgonki do Sajgonu- gdy tylko wymówiłem zaklęcie od razu mnie pokręciło, wiec w tym roku jedziemy do stolicy południowego Wietnamu zobaczyć, jak smakuje oryginał.

Do Wietnamu można było polecieć bezpośrednio z Warszawy, ale tylko do Hanoi. Była tam kilka lat temu nasza córka i po jej opowieściach nie zapałaliśmy jakoś chęcią odwiedzenia stolicy Wietnamu, bo ani tam nie ma co oglądać, ani kupić, a poza tym mieszkańcy północnego Wietnamu białych jakoś podobno nie lubią, czemu ja akurat specjalnie się nie dziwię. Na dodatek była to pora deszczowa, co raczej wykluczało rejs po zatoce Ha Long, a to jedna z nielicznych atrakcji w pobliżu Hanoi. Daleko nam do „prawdziwych” turystów, zamiast plecaków taszczymy walizki, nie łazimy po górach, nie spływamy rzekami, więc nie wybieraliśmy się tam na dłużej. O włóczeniu się po górach i dolinach tego górzystego w sumie kraju mowy nie ma- i te odległości. Pociąg z Hanoi do Sajgonu jedzie trzydzieści sześć godzin- ja nawet byłbym chętny, ale żeńska część ekipy, odcięta na półtora dnia od sklepów, mogłyby tego nie przeżyć. W tej sytuacji postanowiłem, że polecimy na kilka dni tylko do Sajgonu, z Bangkoku zresztą, a resztę wakacji spędzimy w Tajlandii. Z Tajlandią już tak jest, że gdzie byśmy się nie wybierali i tak zawsze większość czasu właśnie tam spędzamy.

Jako, że w sierpniu była już wyprzedaż w Air Asia na następny rok, więc tydzień po powrocie z wakacji kupiliśmy bilety Bangkok — Ho Chi Minh na następny rok- w naprawdę dobrej cenie i teraz czekamy jedyne jedenaście miesięcy na wakacje i na oryginalne sajgonki oczywiście.