A w Hong Kongu - Wlodzimierz Krzysztofik - ebook

A w Hong Kongu ebook

Włodzimierz Krzysztofik

0,0
7,10 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

"A w Hong Kongu" to relacja z porywającej wyprawy do chińskiego miasta. Autor opisuje swoje wspomnienia z trzech dni pełnych fascynujących przygód.

Książka jest częścią całego cyklu relacji z podróży.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 33

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wlodzimierz Krzysztofik

A w Hong Kongu

© Wlodzimierz Krzysztofik, 2018

Książka jest częścią całego cyklu relacji z moich wypraw. Nazwałem to zeszytami z podróży. Ten dotyczy trzydniowej wizyty w Hong Kongu.

Kontakt z autorem: [email protected]

ISBN 978-83-8126-919-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Tytuł zaczerpnąłem ze słynnej wypowiedzi Posła Piotra Gadzinowskiego w Sejmie Rzeczpospolitej, za którą to zresztą, poseł otrzymał nagrodę srebrnych ust programu III Polskiego Radia.

Panie Marszałku, Wysoka Izbo, w Hongkongu. Panie Marszałku, gdybym powiedział pomidor to rozumiem, ale powiedziałem Hongkong. Być może posłowie Prawa i Sprawiedliwości nie wiedzą, co to jest Hongkong, ale gdyby się położyli na kuli ziemskiej. Panie Marszałku zadaję pytanie. Panie Marszałku, Wysoka Izbo, w Hongkongu istnieje urząd antykorupcyjny…

Oczywiście moje skojarzenia z Hong Kongiem nie dotyczą urzędu antykorupcyjnego, ale wypowiedź posła Gadzinowskiego natychmiast mi się przypomniała, gdy pomyślałem, jaka motywacja spowodowała, że się właśnie do Hong Kongu wybieramy. Jedziemy tam, bo Hong Kong istnieje, nie tylko urząd antykorupcyjny, ale wiele jeszcze ciekawszych rzeczy, i skoro są to powinniśmy je zobaczyć. Do dziś z wielkich metropolii tego świata zobaczyłem, między innymi, Bangkok, Singapur czy Kair oraz Rzym i Paryż. Co prawda Hong Kong nie leżał wprost na trasie naszych wakacji 2017, ale w końcu z Bangkoku daleko nie jest a na dodatek udało się kupić bilety Warszawa — Bangkok i Hong Kong — Warszawa za rozsądną cenę, choć tak zwane bilety łączone zwykle są sporo droższe. W ten sposób unikamy efektu „tam i z powrotem” oraz mamy jeden dzień stracony na podróż z powrotem do Bangkoku mniej. Nie dość tego, polecimy do Hong Kongu z Phuket, bo wypoczywamy po sąsiedzku na Lancie. Całkiem dobry plan.

Zbierając informacje nie obiecywałem sobie za wiele. Moi przyjaciele, którzy Hong Kong znają, nie tylko, nie wydawali się zauroczeni miastem, ale wręcz z ich wypowiedzi czuć było jakąś niechęć do tej, w końcu jednej z najsłynniejszych w świecie, metropolii. Rafał utrzymywał, że nic ciekawego, że jeden dzień na zwiedzenie Hong Kongu to w sam raz, a Kasia dopytywana o szczegóły, stawała się coraz bardziej enigmatyczna. Teraz wiem dlaczego, ale zdecydowanie po fakcie.

Ciekawość jest jedną z największych ludzkich motywacji, poza pierwotnymi potrzebami, może nawet najważniejszą. Dlatego sam zobaczę jak jest z tym Hong Kongiem naprawdę. I będę mógł później zawsze powiedzieć, gdy stosowna do tego trafi się sytuacja, „a w Hong Kongu …”.

Nocą wszystkie koty są szare

Do Hong Kongu przylatujemy nocą po całym dniu podróży z Lanty. Zawsze tak jest, niby tylko trzy godziny lotu z Phuket, ale najpierw musieliśmy pięć godzin na lotnisko w Phuket jechać a poza tym czas, który trzeba zarezerwować na odprawy, żeby mieć pewność, że się poleci dochodzi już do trzech godzin. I tak, wyruszyliśmy mocno rano a odlatujemy tuż przed zmierzchem. Gdy samolot zniża się do lądowania, jest już czarna noc.

Co jest Makau, co Hongkong Island a co Kowloon[1], nie wiem. Pod nami liczne wyspy świateł, których za nic nie mogę skojarzyć z konkretnymi miejscami. Próbuje je jakoś rozpoznać, ale to marzenie ściętej głowy. Lądujemy na wyspie Lantau[2], a konkretnie, na sztucznym lądzie usypanym tuż przy jej brzegu. Hong Kong International to kolejne na świecie lotnisko, które zostało stworzone od podstaw, na morzu. Gdy dochodzimy do pasa, cały czas nad wodą, widzę światła dolotowe pasa umieszczone na barkach zakotwiczonych w morzu. Siadamy dosłownie kilkadziesiąt metrów od brzegu. Poprzednie lotnisko, położone w samym mieście nie było już w stanie obsłużyć zwiększającego się ruchu, poza tym trzeba było pilotów specjalnie szkolić żeby trafili w lotnisko. I chyba właśnie piloci najbardziej ucieszyli się z jego zamknięcia. Za to nie można już zobaczyć przerażających zdjęć ogromnych samolotów lecących kilka metrów ponad chińskimi domami. Nie tylko samolotów już nie ma, chińskich domów też. Teraz są chińskie wieżowce.

Lotnisko jest ogromne, i pełno tu Chińczyków. Właściwie poza nimi nikogo tu nie ma. Próżno szukać „bladych twarzy”, poza nami nie widziałem w samolocie nikogo. Z roku na rok spada ilość europejskich turystów w Azji i z roku na rok przybywa Chińczyków.

Długa droga