WAGS. Cała prawda o kobietach piłkarzy - Jessica Ziółek - ebook + audiobook + książka

WAGS. Cała prawda o kobietach piłkarzy ebook i audiobook

Ziółek Jessica

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Każda chciałaby być z NIM. Wszystkie marzą, by być jak ONA. Szczupła, wysportowana, piękna, zadbana. Z kartą kredytową bez limitu. Z najdroższą torebką, w najbardziej ekskluzywnych ubraniach, z wyrzeźbionym brzuchem, tysiącami followersów w sieci i... wielkim lękiem. W każdej chwili ta śliczna bajka może zmienić się w horror. WAGs – wifes and girlfriends – żony i dziewczyny piłkarzy. Ich mężczyźni są dla fanów piłki bogami. One na co dzień żyją z tymi bóstwami. A ich życie to też gra, choć nie toczy się na boisku. Albo umiesz przestrzegać zasad, albo dostajesz czerwoną kartkę. I już zawsze będziesz gorsza. Dlatego zaraz po porodzie ruszysz na siłownię, żeby znowu mieć idealną figurę. I nikomu się nie poskarżysz, kiedy on prześpi się z inną. Byle cię dla niej nie zostawił. Książka dobrze znanej z rubryk plotkarskich dziewczyny zawodnika największych klubów na świecie. Byłej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 208

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 14 min

Lektor: Marta Kiermasz
Oceny
3,4 (105 ocen)
34
18
21
19
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Alexandra0406

Nie oderwiesz się od lektury

Spodziewałam się czegoś innego, obgadywania, narzekania i zdradzania jakichś sekretów, ale musze powiedzieć, że jestem mile zaskoczona. Naprawdę fajna pozycja, polecam
20
evicia49a

Całkiem niezła

w sumie oki... przeczytana z ciekawości..
10
Edyta2504

Dobrze spędzony czas

Fajna
10
agacia-bb

Dobrze spędzony czas

To nie jest reportaż, tylko fikcyjna opowieść. Całkiem fajnie się czyta, jeśli weźmiemy to pod uwagę. Negatywne komentarze chyba wynikają z tego, że większość spodziewała się historii jak z portalu plotkarskiego o znanych Wags.
10
Gwiazda59

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa fabuła, odsłaniająca kulisy życia Vags. Całkiem miło się słuchało.
10

Popularność




Od autorki

Od autorki

Czy zasta­na­wia­li­ście się kie­dyś nad tym, że nic nie dzieje się bez przy­czyny? Na nie­wiele rze­czy mamy wpływ, nie wszystko układa się tak, jak byśmy pra­gnęli. Mimo to wciąż możemy pomóc szczę­ściu, nadać życiu wła­ściwy kie­ru­nek. Jeste­śmy kowa­lami wła­snego losu, ponie­waż pono­simy odpo­wie­dzial­ność za nasze decy­zje i wybory. To od nas zależy, jak wyko­rzy­stamy daną nam szansę czy talent. Możemy wpły­wać na jakość związ­ków, w któ­rych jeste­śmy, pie­lę­gnu­jąc sie­bie i part­nera, dbać o samo­roz­wój i dobro­stan. Możemy też czer­pać radość z wyty­cza­nia sobie celów i dąże­nia do speł­nia­nia marzeń. Lecz nic nie wyda­rzy się samo. Ciężka praca, upór i wiara w sie­bie to środki do osią­gnię­cia celu.

Moja histo­ria jako WAG zaczęła się bar­dzo dawno temu. Wtedy nikt jesz­cze nie dora­dzał mi, co mam robić, jak prze­trwać w świe­cie, któ­rego czę­ścią się sta­łam. Ja i mój ówcze­sny part­ner pozna­li­śmy się przy­pad­kiem. W chwili, gdy nasze spoj­rze­nia się spo­tkały… prze­pa­dłam. Od razu poczu­łam, że to nie będzie epi­zod, prze­lotny romans, o któ­rym szybko zapo­mnę. To była miłość od pierw­szego wej­rze­nia.

Zaczę­li­śmy się spo­ty­kać, cho­ciaż tro­chę się tego bałam. Wie­dzia­łam, czym mój chło­pak się zaj­muje i kim jest – pił­ka­rzem. A wia­domo, jaką pił­ka­rze mają opi­nię: żyją ponad stan i zmie­niają dziew­czyny jak ręka­wiczki. Zda­wa­łam sobie sprawę, że mogę być zbyt słaba i zde­cy­do­wa­nie za mało przy­go­to­wana na to, by prze­trwać w tym śro­do­wi­sku. Nie­jed­no­krot­nie powta­rza­łam sobie, że nie pasuję do roli WAG, że wola­ła­bym wieść pro­ste życie, byle tylko już zawsze patrzył na mnie z taką czu­ło­ścią jak wtedy.

Na początku byli­śmy zwy­czajną parą… Taką, która cho­dzi na randki do kina czy kawiarni. Nie było nas stać na luk­su­sowe zakupy i dro­gie waka­cje. W końcu udało nam się wspól­nie zamiesz­kać. Na śnia­da­nie jedli­śmy tosty albo płatki na mleku. Nie kupo­wa­li­śmy kawioru, ostryg, szam­pana. Pierw­sza torebka, jaką od niego dosta­łam, nie była Prady, tylko z Ber­shki i kosz­to­wała sie­dem­dzie­siąt dzie­więć zło­tych. Nie byli­śmy bogaci, ale to wcale nas nie mar­twiło. On chciał po pro­stu dobrze grać, a ja pra­gnę­łam być z nim. I nagle ruszyła lawina. Sta­wał się coraz lep­szym zawod­ni­kiem, pod­pi­sy­wał pierw­sze kon­trakty, dostał pro­po­zy­cję trans­feru, a to wią­zało się z koniecz­no­ścią prze­pro­wadzki.

Nato­miast ja mia­łam w Pol­sce swoje życie, szkołę, rodzinę, przy­ja­ciół. Wyda­wało mi się wtedy, że nie dam rady z nim wyje­chać. Z dru­giej strony nie mogłam sta­nąć mu na dro­dze do kariery, to był jego czas, jego nie­po­wta­rzalna szansa. Czy myśla­łam o związku na odle­głość? Nie. Nie wie­rzy­łam, że to mogłoby się udać.

Mimo to pra­gnę­li­śmy być razem i tylko to się liczyło.

Moi rodzice nie chcieli sły­szeć o wyjeź­dzie do innego kraju. Cho­dzi­łam wtedy do dru­giej klasy liceum, mama uwa­żała, że powin­nam skoń­czyć szkołę. Prze­ko­ny­wała mnie, że miłość zaczeka. Roz­pa­cza­łam, wciąż roz­wa­ża­łam wszyst­kie za i prze­ciw. Osta­tecz­nie musia­łam zostać. Cze­kała nas roz­łąka. On wyje­chał zagra­nicę. Pół roku żyli­śmy na odle­głość. Codzien­nie po lek­cjach bie­głam do kom­pu­tera, by się z nim połą­czyć, ale czę­sto prze­by­wał wtedy na tre­ningu. Jed­nak nie pod­da­wa­li­śmy się. Dzwo­ni­li­śmy do sie­bie regu­lar­nie, roz­ma­wia­li­śmy przez Skype’a, mówi­li­śmy sobie o wszyst­kim, każdy wolny week­end spę­dza­li­śmy razem. Coraz bar­dziej utwier­dza­li­śmy się w naszej miło­ści. Pod­czas gdy moje kole­żanki cho­dziły do kina, na dys­ko­teki, orga­ni­zo­wały wspólne wypady, ja wola­łam zosta­wać w domu, by spę­dzać z nim czas na roz­mo­wie. Zawsze powta­rza­li­śmy sobie, że nie­ważne, jak daleko od sie­bie jeste­śmy, i tak patrzymy w to samo niebo… „Spójrz… jestem obok…”.

Do mojej mamy po jakimś cza­sie dotarło, że ta miłość jest dla mnie naj­waż­niej­sza. Jej upór w zatrzy­ma­niu mnie w domu może bar­dziej zaszko­dzić niż pomóc. Dosta­łam od rodzi­ców zie­lone świa­tło, kiedy obie­ca­łam, że skoń­czę szkołę. Ode­bra­łam świa­dec­two ukoń­cze­nia dru­giej klasy liceum i mogłam w końcu do niego poje­chać.

Przy­je­cha­łam do mojego chło­paka w dobrym momen­cie. Potrze­bo­wał mojego wspar­cia, nie był w naj­lep­szej for­mie psy­chicz­nej. Nie­wiele wtedy grał, a żaden pił­karz nie jest szczę­śliwy, gdy grzeje ławkę. Żaden. W grze bie­rze udział jede­na­stu zawod­ni­ków z jed­nej dru­żyny, a reszta chło­pa­ków marzy, by wziąć udział w meczu. Dla­tego każ­dego dnia doda­wa­łam mu wiary w sie­bie. Powta­rza­łam, by się nie pod­da­wał.

To był wspa­niały czas, ale zda­rzały się też trudne chwile. Nasze nastroje, a zwłasz­cza mojego part­nera, uza­leż­nione były od tego, czy dobrze poszło mu na boisku. Czę­sto sza­le­li­śmy z rado­ści i roz­pie­rała nas duma, ale nie­raz też poły­ka­li­śmy łzy. Musie­li­śmy też zacząć radzić sobie z życiem na świecz­niku. Z ciemną stroną bycia oso­bami publicz­nymi. Z nie­na­wi­ścią, zazdro­ścią, hej­tem.

Trudno to udźwi­gnąć. Zwłasz­cza wraż­liw­com. Jedni są odpor­niejsi na kry­tykę i potra­fią przejść obok nega­tyw­nych komen­ta­rzy nie­mal obo­jęt­nie, inni prze­ży­wają szok i mogą się zała­mać. Plus, jak wia­domo, spor­towcy ule­gają kon­tu­zjom, a wtedy muszą na pewien czas zawie­sić udział w meczach i tre­nin­gach, i sku­pić się na reha­bi­li­ta­cji. To dla nich olbrzymi stres, a kiedy dodat­kowo dowia­dują się z mediów, że ktoś zastąpi ich w dru­ży­nie, prze­ży­wają ogromny lęk o swoją karierę.

Dla­tego rodzina jest ostoją pił­ka­rza, a dom miej­scem, gdzie odzy­skuje spo­kój i rów­no­wagę psy­chiczną. Twier­dzą, w któ­rej czeka na niego ta druga kocha­jąca osoba. Przy­tuli, pocie­szy, zro­zu­mie. Dom dla wielu pił­ka­rzy jest azy­lem i ucieczką od zawo­do­wej rze­czy­wi­sto­ści, miej­scem, gdzie mogą pro­wa­dzić zwy­kłe, nor­malne życie z dala od fle­szy. Gdzie nie muszą być na pokaz i grać show jak na boisku… W domu jest miłość.

Co działo się ze mną, gdy robi­łam wszystko, by on był szczę­śliwy? Prawda jest taka, że uto­nę­łam w jego świe­cie. Cał­ko­wi­cie stra­ci­łam poczu­cie wła­snej war­to­ści. Byłam tylko try­bi­kiem w maszy­nie powo­ła­nej do obsługi gwiazdy fut­bolu. Prze­sta­łam myśleć o swo­ich potrze­bach, widzia­łam tylko JEGO.

Dużo musiało się stać, żebym zro­zu­miała, jak wielki był to błąd. Nawet dziś wciąż ktoś mnie pyta, dla­czego nie jeste­śmy już razem. Powiem tylko tyle: każda roz­sądna kobieta w mojej sytu­acji pod­ję­łaby pew­nie takie same decy­zje… Pamię­tam, jak sie­dzia­łam w Gdań­sku na plaży… patrzy­łam na morze, wsłu­chi­wa­łam się w szum fal. Była szó­sta rano, wokół pano­wała cisza… tylko ja i moje myśli. Obok mnie leżał mój naj­lep­szy czwo­ro­nożny przy­ja­ciel. Mocno go przy­tu­li­łam i powie­dzia­łam: „Prze­pra­szam sie­bie za to, że ni­gdy o sie­bie nie zawal­czy­łam. Nad­szedł czas, by odejść, uwol­nić się i zacząć od nowa. Nic nie dzieje się bez powodu.”.

Chcia­ła­bym zabrać Was dziś do świata WAGs – żon i part­ne­rek pił­ka­rzy. Poka­zać Wam, z czym na co dzień się mie­rzą, jak naprawdę wygląda ich życie? Czy są tak szczę­śliwe, jak ludziom się wydaje? Czy ich czas wolny wypeł­niają jedy­nie zakupy, podróże i imprezy na jach­tach? Chcia­ła­bym opi­sać, jak wygląda to życie z mojej per­spek­tywy, z per­spek­tywy WAG. Nie jestem główną boha­terką tej książki, podob­nie jak jej mąż. Boha­te­ro­wie tej książki są zlep­kiem róż­nych osób, wyda­rzeń i sytu­acji. Ich imiona zostały wymy­ślone, a histo­ria jest fik­cyjna, cho­ciaż więk­szość opi­sa­nych sytu­acji ma odbi­cie w rze­czy­wi­sto­ści. Chcia­ła­bym żeby­ście dzięki tej książce mogły poczuć praw­dziwe emo­cje i wyobra­zić sobie, jak to jest być WAG. Jakie one są? Czy są szczę­śliwe? Jak wygląda ich dzień? Czy te obrazki w social mediach są praw­dziwe? A może za fasadą nie­ska­zi­tel­nego maki­jażu kryją się smu­tek i łzy…?

Od dwu­na­stu lat funk­cjo­nuję w tym śro­do­wi­sku, zoba­czy­łam i prze­ży­łam nie­jedno. Pozna­łam różne kobiety i róż­nych pił­ka­rzy, pol­skich i zagra­nicz­nych. Dowie­dzia­łam się też, kim tak naprawdę jestem: wymy­śloną przez media posta­cią czy może osobą, która ma szansę odmie­nić życie nie­jed­nej mło­dej dziew­czyny. Znam każdą ligę i każdy sta­dion. Pół życia obser­wo­wa­łam, jak to jest być WAG.

Ni­gdy nie lubi­łam tego okre­śle­nia. W Pol­sce koja­rzy się z dziew­czyną bez ambi­cji, która żyje w cie­niu gwiazdy sportu, korzy­sta­jąc z jej bogac­twa i przy­wi­le­jów. Nic bar­dziej myl­nego. Nikt ni­gdy nie spoj­rzał na życie dziew­czyn pił­ka­rzy obiek­tyw­nie. Widzimy to, co powierz­chowne: luk­su­sowe torebki, samo­chody, wyjazdy. Nato­miast hejt, pre­sja, strach, samot­ność, ter­ror bycia per­fek­cyjną, zazdrość, oskar­że­nia, to tylko część zja­wisk, z któ­rymi muszą bory­kać się nie­mal każ­dego dnia.

Nie oce­niaj książki po okładce. Pamię­taj, że widzisz tylko wycinki z naszego życia i nie masz poję­cia, jak naprawdę ono wygląda. Chcia­ła­bym, żeby każda z Was mogła choć przez chwilę poczuć się jak ja, osoba, która codzien­nie musi uwa­żać na wszystko co robi i mówi, ponie­waż każdy jej ruch zosta­nie odno­to­wany w social mediach. Każda WAG, która decy­duje się na potom­stwo, liczy się z tym, że nie­ustan­nie będzie oce­niana. A kiedy part­nerka pił­ka­rza zapra­gnie stu­dio­wać i uczyć się, może być pewna, że usły­szy, że udaje mądrą. Jeśli panuje zało­żyć swój biz­nes – wmó­wią jej, że robi to za pie­nią­dze sław­nego part­nera.

Zazdrość i nie­na­wiść towa­rzy­szą part­ner­kom pił­ka­rzy prak­tycz­nie zawsze.

Nato­miast ja wiem, że prawda wygląda ina­czej. Pozna­łam wiele wspa­nia­łych dziew­czyn pił­ka­rzy, mądrych, pięk­nych, mają­cych cie­kawe oso­bo­wo­ści, pasje, ambi­cje i marze­nia. Pozna­łam też wzo­rowe pary oraz rodziny pił­ka­rzy zwy­czaj­nie szczę­śliwe, kocha­jące się, nie zdra­dza­jące, nie oszu­ku­jące i nie wzbu­dza­jące sen­sa­cji.

Mimo to śro­do­wi­sko spor­tow­ców różni się bar­dzo od tego, które zna­cie ze „zwy­kłego” życia. Wszę­dzie można zna­leźć ludzi, któ­rym pie­nią­dze i sława ude­rzają do głowy jak woda sodowa oraz takich, któ­rzy potra­fią zacho­wać umiar. Tylko od nas zależy, jacy jeste­śmy. Od tego, co mamy w gło­wach i ser­cach.

Tysiące dziew­cząt pra­gną zostać WAG. Wydaje im się, że to naj­lep­sza inwe­sty­cja, tak przy­naj­mniej przed­sta­wiają nas social media. Czy warto? Na to pyta­nie musi­cie odpo­wie­dzieć sobie same.

Pew­nie zasta­na­wia­cie się, dla­czego napi­sa­łam tę książkę. Chcia­łam przy­bli­żyć wam ten świat, zanim po raz kolejny kogoś nie­słusz­nie oce­ni­cie. Zanim wyda­cie wer­dykt. Nie wszystko co złote, jest piękne. Nie za każ­dym uśmie­chem kryje się szczę­śliwy czło­wiek. A cena, jaką cza­sem trzeba zapła­cić za bycie WAG, potrafi być naprawdę wysoka.

Wie­rzę też w to, że męż­czyźni, kiedy prze­czy­tają tę książkę, doce­nią drugą osobę, tę która zawsze ich wspiera, dopin­guje i cza­sem w samot­no­ści prze­łyka łzy. Nie ma więk­szej siły niż miłość. Ale cza­sem nawet ona nie wystar­cza…

W tej książce napi­sa­łam dużo prawdy o swoim życiu. Ale nie jest to moja bio­gra­fia. Nie zamie­rzam się jed­nak tłu­ma­czyć, co wyda­rzyło się rze­czy­wi­ście, a co jest fik­cją lite­racką. Jak poto­czą się losy głów­nej boha­terki mojej powie­ści? Jak wyglą­dało jej życie na świecz­niku, w bla­sku fle­szy? Prze­czy­taj­cie i dowiedz­cie się. I odpo­wiedz­cie sobie na pyta­nie, czy jeste­ście pewni, że chce­cie wejść w jej buty i prze­żyć z nią to wszystko, co ona prze­żyła, czy może zre­zy­gnu­je­cie już po pierw­szym zakrę­cie?

Jes­sica Zió­łek

Wstęp

Wstęp

Spor­towa rywa­li­za­cja toczy się na boisku do piłki noż­nej pokry­tym natu­ralną lub sztuczną trawą, na obsza­rze o wymia­rach sto pięć na sześć­dzie­siąt osiem metrów. Jed­nak rywa­li­za­cja nie koń­czy się wraz z meczem. Przy­naj­mniej nie ta spor­towa.

Zawsze marzy­łaś o tym, żeby zostać WAG? Żeby nosić top pasu­jący kolo­ry­stycz­nie do lśnią­cych koń­có­wek paznokci? Żeby cho­dzić po domu mają­cym kil­ka­set metrów kwa­dra­to­wych, z pry­wat­nym base­nem, kinem, siłow­nią i gar­de­robą, która jest więk­sza niż prze­ciętne miesz­ka­nie Kowal­skiego? Mieć kolek­cję naj­droż­szych tore­bek, butów, ciu­chów i biżu­te­rii, któ­rych ceny przy­pra­wiają o zawrót głowy? To wszystko jest moż­liwe, musisz jed­nak speł­nić kilka warun­ków. Ten naj­waż­niej­szy brzmi: przy­klej sobie uśmiech do twa­rzy i nie pozwól, żeby kon­ku­ren­cja ci go zmyła. Bo wtedy możesz znik­nąć z pola, usiąść na ławce rezer­wo­wych i ni­gdy wię­cej nie wró­cić do gry.

Ten świat ma dwie twa­rze, co pew­nie dla nikogo nie jest tajem­nicą. Bez wąt­pie­nia WAGs dobrze się bawią, z samych zaku­pów tore­bek w Paryżu mogłyby spła­cić dług jakie­goś afry­kań­skiego pań­stwa, podob­nie jak z forsy, którą wydają na upięk­sza­nie samych sie­bie. Przez więk­szość czasu uśmie­chają się i chęt­nie pozują do zdjęć, ale kiedy nikt nie widzi, umie­rają z nie­po­koju, bo nie mają żad­nej pew­no­ści, że za chwilę nie zostaną wymie­nione na now­szy model. Są kolo­rowe, pewne sie­bie i odbie­rane jako te, które rów­nież mają swoje ambi­cje i plany. Jed­nak wewnątrz roz­sa­dza je totalna nie­pew­ność.

„Ni­gdy nie możesz się zwie­rzyć ze swo­ich obaw i lęków”, mówi jedna z nich. Nie chce poda­wać nazwi­ska, ale sły­nie z tego, że bez względu na pogodę zawsze poka­zuje swoje dłu­gie, sek­sowne nogi. Tylko po to, aby inni na nią patrzyli, a jej mąż zda­wał sobie sprawę, jak gorącą zdo­bycz upo­lo­wał.

„Pamię­taj o jed­nym – inne WAGs prę­dzej czy póź­niej zdra­dzą twoje tajem­nice swoim mężom, a ci z kolei wszystko powtó­rzą two­jemu face­towi. Ten świat to brak zaufa­nia na naj­wyż­szym pozio­mie. Jesteś tutaj zdana wyłącz­nie na sie­bie. Nie masz przy­ja­ciół, nie masz nikogo, komu możesz się zwie­rzyć. Może z wyjąt­kiem swo­jej mamy”.

Życie WAG to wycieczki i zakupy. To rów­nież codzien­ność napę­dzana stra­chem przed tym, co będzie dalej, oraz brak kon­troli nad tym, co dzieje się teraz. Czy będzie grał w kolej­nym sezo­nie? A co, jeżeli dozna kon­tu­zji? Prze­niosą go czy od razu wywalą z dru­żyny?

Jest coś jesz­cze. Młody nary­bek.

„Sie­dzia­łam na try­bu­nach, pod­czas kiedy inne dziew­czyny pod­cho­dziły do mojego męża, sia­dały mu na kola­nach, brały jego rękę i wkła­dały ją pod swoje spód­nice, patrząc mi przy tym wyzy­wa­jąco w oczy. To one naj­czę­ściej poja­wiają się w noc­nych klu­bach tylko po to, żeby spę­dzić cho­ciaż jedną noc z pił­ka­rzem. Dosko­nale znają bowiem pre­stiż wyni­ka­jący z faktu, że kogoś takiego zdo­były. Jeśli są model­kami, to zwią­zek z pił­ka­rzem zapewni im dokład­nie to, czego pra­gną. Sławę, popu­lar­ność i uwiel­bie­nie innych. Oraz ciu­chy od Balen­ciagi”.

„To nie jest tak, że nie ufasz swo­jemu mężowi, ale kiedy sły­szysz te wszyst­kie histo­rie, natych­miast się zasta­na­wiasz, czy twój mąż mógłby zro­bić coś podob­nego. Na pewno nie, prze­cież jest inny…”.

Nie­wiele WAGs odcho­dzi, kiedy dowia­duje się, że ich part­ner jed­nak nie był wierny. Tłu­ma­czą to chwilą sła­bo­ści, chwi­lo­wym zauro­cze­niem. Kiedy wybu­chła histo­ria z Davi­dem Bec­kha­mem, który rze­komo miał romans ze swoją asy­stentką Rebeccą Loos, jego agent pił­kar­ski ide­al­nie to skwi­to­wał: „Tego dnia zapewne każda WAG zapy­tała swo­jego męża: »Ty byś mi tego ni­gdy nie zro­bił, prawda?«. A oni przy­tak­nęli i oznaj­mili, że jest dla nich jedyną kobietą na świe­cie. Kło­pot w tym, że ponad dzie­więć­dzie­siąt pro­cent z nich skła­mało”. Nie­wielu pił­ka­rzy jest wier­nych, bo nie tego się od nich ocze­kuje. Ich żony zazwy­czaj im wyba­czają, i to nawet wie­lo­krotne romanse. Zawod­ni­kom ucho­dzi to na sucho, ponie­waż tak długo, jak długo są dobrzy na boisku, są jed­no­cze­śnie warci for­tunę i wszy­scy ich chro­nią. Żyją więc bez moral­nych kon­se­kwen­cji, o czym dosko­nale wie­dzą cze­ka­jące w domach WAGs.

Jed­nak decy­du­jąc się na takie życie, kupu­jesz je razem z jego kon­se­kwen­cjami oraz ze świa­do­mo­ścią, że w zamian za for­tunę oraz para­do­wa­nie w desi­gner­skich sukien­kach będziesz sta­wała w obli­czu wyzwań, które nie będą dla cie­bie ani dobre, ani bez­pieczne. WAGs zawie­rają fau­stow­ski pakt, wycho­dząc za mąż za pił­ka­rzy, ale osta­tecz­nie zdają sobie z tego sprawę.

Rozdział 1. Wystarczyło, że na nią spojrzał…

Roz­dział 1

Wystar­czyło, że na nią spoj­rzał…

Ame­lia sta­nęła przed eks­klu­zyw­nym buti­kiem i zapa­trzyła się w jego wystawę. Jej naj­więk­szym marze­niem była dokład­nie ta biała mary­narka Cha­nel, a do tego czarne spodnie i buty na wyso­kim obca­sie. Mogłaby do tego dobrać praw­dziwe perły, a włosy upiąć w wysoki kok. Wyglą­da­łaby wtedy tak, jak zawsze sobie to wyobra­żała. Ele­gancko, luk­su­sowo i pięk­nie.

Ame­lia przy­je­chała do War­szawy z małej miej­sco­wo­ści pod Olsz­ty­nem z zamia­rem pod­bi­cia wiel­kiego świata. I choć stu­dio­wała na pierw­szym roku psy­cho­lo­gii, to miała takie same marze­nia jak tysiące dziew­cząt w jej wieku. Wyrwać się ze swo­jej mie­ściny, udo­wod­nić wszyst­kim, że mimo braku dobrego pocho­dze­nia, konek­sji i pie­nię­dzy i tak można stać się kimś sław­nym. Można nosić szpilki od Blah­nika, jeź­dzić do Dubaju, mieć torebkę Bir­kin. W gło­wie miała jedno pra­gnie­nie. Zako­chać się w pił­ka­rzu i zostać jego żoną. Błysz­czeć na sta­dio­nach, błysz­czeć w inter­ne­cie, przy­ku­wać wzrok, być kimś, o kim się mówi i pisze. Powód był pro­za­iczny: arty­kuł na jed­nym z plot­kar­skich por­tali w dwa tysiące szes­na­stym roku.

Żony i dziew­czyny pol­skich pił­ka­rzy stać prak­tycz­nie na wszystko. Nie mogą narze­kać na brak pie­nię­dzy, żyją w luk­su­sach. Mimo że ich mężo­wie nie zdo­byli tytułu mistrzów Europy, to pod­pi­sują milio­nowe kon­trakty. Zarobki męża Sary Boruc – mimo tego, że ostat­nio nie scho­dzi on z ławki rezer­wo­wych – są sza­co­wane na 5,7 mln zł rocz­nie. Żona Łuka­sza Fabiań­skiego też nie może narze­kać. Pił­karz zara­bia rocz­nie 8,2 mln zł, podob­nie jak Grze­gorz Kry­cho­wiak. Zarobki Łuka­sza Piszczka są sza­co­wane na 10,3 mln zł rocz­nie. Z kolei na konto gwiazdy repre­zen­ta­cji Jakuba Błasz­czy­kow­skiego wpływa kwota 10,9 mln zł. Woj­tek Szczę­sny może się pochwa­lić pen­sją bram­ka­rza, która wynosi ponad 13 mln. Naj­bar­dziej zamożni są Pań­stwo Lewan­dow­scy. Mąż Ani rocz­nie zara­bia aż 50,4 mln zł1.

Czego wię­cej można chcieć?

Histo­rie pol­skich WAGs i tego, w jaki spo­sób poznały swo­ich przy­szłych mężów, Ame­lia znała na pamięć. Robert Lewan­dow­ski po raz pierw­szy zoba­czył Anię na obo­zie stu­den­tów Aka­de­mii Wycho­wa­nia Fizycz­nego na Mazu­rach. Mógł nie jechać, ale udało mu się dotrzeć na jeden dzień. Uro­cza blon­dynka od razu wpa­dła mu w oko. Grze­gorz Kry­cho­wiak i Celia Jau­nat poznali się w salo­nie łazie­nek. Celia wspo­mniała w jed­nym z wywia­dów, że sławny pił­karz od razu jej się spodo­bał. Sie­działa wtedy za biur­kiem, ale jakiś impuls kazał jej wstać, przejść się po salo­nie i zro­bić wszystko, żeby przy­cią­gnąć wzrok Kry­cho­wiaka. Udało się. Pod­szedł, uśmiech­nął się, zaga­dał. Kamil Glik i Marta Glik poznali się jesz­cze w pod­sta­wówce. Nie prze­pa­dali jed­nak wtedy za sobą. Ona była spo­kojną dziew­czyną, on nie­źle roz­ra­biał, a jego rodzice czę­sto byli wzy­wani na dywa­nik do dyrek­tora. Mię­dzy Kami­lem a Martą zaiskrzyło dopiero w gim­na­zjum. Gro­sicki z kolei na Domi­nikę musiał tro­chę pocze­kać – poznali się na jed­nej z imprez u zna­jo­mych, ale ona wtedy spo­ty­kała się w tym cza­sie z kimś innym. Kami­lowi jed­nak od razu wpa­dła w oko. Począt­kowo przy­jaź­nili się i kum­plo­wali, cho­ciaż on skry­cie się w niej pod­ko­chi­wał. Kiedy wra­cał z meczu Jagiel­lo­nii, napi­sał do niej, a ona oddzwo­niła i zaczęli ze sobą roz­ma­wiać. I tak roz­po­czął się ten zwią­zek. Marina Łuczenko rów­nież począt­kowo nie była zain­te­re­so­wana Wojt­kiem Szczę­snym, ale on się nie pod­da­wał. Osta­tecz­nie zdo­był jej numer tele­fonu, a potem dzwo­nił, zaga­jał i był taki uparty, że w końcu ule­gła.

Te histo­rie Ame­lia znała na pamięć i marzyła o tym, żeby stać się boha­terką podob­nej. Żeby napi­sały o niej por­tale plot­kar­skie, kolo­rowe maga­zyny, żeby w końcu ktoś ją zauwa­żył. Dzień, w któ­rym sią­dzie na sta­dio­nie w loży VIP-ów, będzie dniem jej wiel­kiego zwy­cię­stwa.

Mówi się, że im dłu­żej o czymś myślisz, tym więk­sze są szanse, iż sta­nie się to twoją prawdą.

To był wto­rek, zwy­kły dzień, pod­czas któ­rego nie wyda­rzyło się abso­lut­nie nic. Ale po połu­dniu zadzwo­niła do niej Karina i namó­wiła na bab­ski wypad na drinka. Karina co prawda dosko­nale wie­działa, że Ame­lia jest nie­śmiała, ciężko przy­cho­dzi jej zaakli­ma­ty­zo­wa­nie się w nowym oto­cze­niu i czę­sto wybiera książki zamiast noc­nych roz­ry­wek, ale że z dru­giej strony cią­gnie ją do ludzi, że chce ich pozna­wać, pra­gnie cze­goś innego niż dotych­cza­sowe życie.

– Jeżeli będziesz sie­dzieć zamknięta w czte­rech ścia­nach, to z pew­no­ścią ni­gdy nie wsko­czysz w ubranka Cha­nel czy innego Diora – prze­ko­ny­wała ją Karina. – To nie jest tak, że książę na koniu wyszuka cię w Google Maps, a potem pod­je­dzie bia­łym mer­ce­de­sem (bo koń w sto­licy to jed­nak lekki obciach), a następ­nie z różą w zębach porwie cię w nie­znane. Żeby coś zdo­być, trzeba to upo­lo­wać. Albo ina­czej – trzeba dać się upo­lo­wać. Cze­kam na cie­bie o sie­dem­na­stej – powie­działa i roz­łą­czyła się.

Nie brzmiało to spe­cjal­nie roman­tycz­nie, ale racjo­nal­nie na pewno.

Ame­lia sta­nęła przed szafą, ale tylko się skrzy­wiła. To nie były takie ciu­chy, w jakich chciała cho­dzić, i z pew­no­ścią nie takie, w jakich powinno się poka­zy­wać w ele­ganc­kim klu­bie. Jedyne, co mogła zro­bić, to przy­cią­gnąć uwagę innymi walo­rami swo­jego ciała, takimi jak dłu­gie nogi i nie­zwy­kle ape­tyczny dekolt, który zawsze podo­bał się męż­czy­znom. Cza­sem ją to tro­chę krę­po­wało.

Karina fak­tycz­nie wpa­dła o sie­dem­na­stej, ale tylko zała­mała ręce.

– OK, wyglą­dasz cał­kiem zaje­bi­ście w tej bie­liź­nie, ale oba­wiam się, że w tym stroju nie wpusz­czą cię do klubu. Oprócz sta­nika i strin­gów musisz coś jesz­cze na sie­bie zało­żyć.

Ame­lia wzru­szyła ramio­nami.

– Wiem i jed­no­cze­śnie nie wiem. Nie mam co na sie­bie wło­żyć. Może naj­pierw powiesz mi, kto tam będzie, co?

– Mam ci przed­sta­wić listę gości? Daj spo­kój, to tylko wypad na drinka, naprawdę nic groź­nego. No, ale ubrać się trzeba. Kto wie, może w końcu kogoś poznasz – uśmiech­nęła się zna­cząco, ale Ame­lia tylko wes­tchnęła.

– To co, czarna sukienka?

Karina zmarsz­czyła czoło.

– Jak naj­bar­dziej. Co prawda nie ma odpo­wied­niej metki, ale załóżmy, że nie wszy­scy się na tym aż tak znają. Czarna sukienka jest dość neu­tralna i bez­pieczna, zwłasz­cza kiedy ma się takie ciało jak ty. Narzuć do tego luź­niej­szą mary­narkę i buty na co naj­mniej pię­cio­cen­ty­me­tro­wej szpilce, cho­ciaż wła­ści­wie przy­da­łyby się nieco wyż­sze.

– Na wyż­szych nie potra­fię cho­dzić – przy­znała Ame­lia.

– Nauczysz się – Karina puściła do niej oko.

Kiedy wycho­dziły z miesz­ka­nia, zadzwo­nił jej tele­fon.

– To Mar­cin. To mię­dzy innymi z nim mamy się spo­tkać – szep­nęła do Ame­lii.

– No i gdzie jeste­ście? – usły­szały.

– Może się boją albo wolą zostać w domu i oglą­dać seriale?

To był niski, dość przy­jemny głos, choć nie­wąt­pli­wie sar­ka­styczny. Ame­lia pomy­ślała, że jego wła­ści­ciel jest wyjąt­kowo pewny sie­bie, i nagle jakoś stra­ciła ochotę na wyj­ście z domu.

– Karina, to nie dla mnie. Sły­sza­łaś ten ton? Nie wiem, ale jakoś mnie to znie­chę­ciło. Tacy faceci myślą, że wszystko im się należy, że każda dziew­czyna na ich widok mdleje z zachwytu, a majtki same jej się zsu­wają z tyłka.

Przy­ja­ciółka pokrę­ciła z nie­do­wie­rza­niem głową.

– Daj spo­kój, to nie jest spo­sób na pod­bi­cie świata. Jeżeli masz takie podej­ście, to wra­caj do tej two­jej mie­ściny, któ­rej nazwy nawet nie pamię­tam. Poza tym ten facet, któ­rego głos sły­sza­łaś, jest pił­ka­rzem. Prze­li­te­ro­wać ci? PIŁ­KA­RZEM. Dobrze wiesz, jacy oni są. Muszą być pewni sie­bie, bo czują się tro­chę lepsi od innych, ale spo­koj­nie, zoba­czymy, co z tego wynik­nie. Zawsze możesz się wyco­fać.

– Pił­karz? – Ame­lia uśmiech­nęła się pod nosem.

Tak, to miał być pił­karz, jed­nak wyobra­żała to sobie jakoś ina­czej. Może bar­dziej roman­tycz­nie, może tak jak w tych opo­wie­ściach o pierw­szych spo­tka­niach?

– Daj mu szansę, uśmie­chaj się i nie oce­niaj, póki nie poznasz. Kto wie, może da się z tego ukrę­cić cał­kiem nie­złe lody, a jeżeli nie, to przy­naj­mniej dobrze się zaba­wisz. Widzisz w tym jakiś pro­blem? Pułapkę? A może na­dal będziesz cze­kać na księ­cia? Pamię­taj jed­nak, że po dwu­dzie­stym pią­tym roku życia może być znacz­nie trud­niej.

Wsia­dły do tak­sówki, a Ame­lia zamknęła oczy i pró­bo­wała cho­ciaż odro­binę się wylu­zo­wać. Karina miała rację. Żeby coś osią­gnąć, naj­pierw trzeba się było poka­zać światu. Takich jak ona były tysiące, a tylko nie­liczne z nich wcho­dziły na podium.

Kiedy jakiś czas póź­niej wspo­mi­nała tam­ten wie­czór, wyda­wało jej się, że fak­tycz­nie miał w sobie coś magicz­nego. Mimo jej złego nasta­wie­nia, mimo braku chęci pozna­nia Grze­go­rza.

Ale wystar­czyło, że na nią spoj­rzał. Ame­lia nagle poczuła się tak, jakby jakaś nad­przy­ro­dzona siła szarp­nęła jej ser­cem. Facet był nie­ziem­sko przy­stojny, wyspor­to­wany i przez cały czas się uśmie­chał. Biła od niego pozy­tywna ener­gia, która dosłow­nie zwa­lała z nóg. Onie­śmie­lał ją spoj­rze­niem. Onie­śmie­lał tym, co mówił. Nie wie­działa, kiedy mijały kolejne godziny, nie pamię­tała, ile wypiła drin­ków ani o czym dys­ku­to­wali. Na stole poja­wiały się kolejne kie­liszki z ape­ro­lem i nowe butelki whi­sky. A ona roz­ma­wiała, śmiała się i po raz pierw­szy od dawna czuła się po pro­stu dobrze. Podo­bało się jej, że Grze­gorz nie spusz­czał z niej wzroku, że przy­glą­dał jej się tak, jakby była jedyną kobietą na świe­cie. I kom­plet­nie nie miało dla niego zna­cze­nia, że jej czarna sukienka nie ma dobrej metki.

– Muszę zni­kać. Jutro rano mam tre­ning – powie­dział nagle.

Ame­lię tro­chę opu­ściły pew­ność sie­bie i dobry humor.

– Daj spo­kój, jesz­cze młoda godzina – nama­wiał go Mar­cin, ale Grze­gorz pokrę­cił prze­cząco głową.

– Życie spor­towca – bez­rad­nie roz­ło­żył ręce.

Nagle zro­biło jej się jakoś smutno, ale on wtedy po pro­stu do niej pod­szedł, tak bli­sko, że poczuła jego zapach, i dotknął jej ramie­nia.

– To co, mam nadzieję, że znowu się spo­tkamy? Poszu­kam cię na social mediach. Poszu­kam i znajdę. Co nieco już wiem, ale chciał­bym wię­cej.

Czy na tym wła­śnie pole­gają słynne motyle w brzu­chu? Czy to jest wła­śnie to, o czym wszy­scy piszą, mówią i co tak bar­dzo zachwa­lają? Czy tak wła­śnie poja­wia się w ciele dopa­mina, która powo­duje, że czło­wiek prze­staje racjo­nal­nie myśleć? Te wszyst­kie pyta­nia wyświe­tliły się w gło­wie Ame­lii, która przez resztę wie­czoru pra­wie się już nie odzy­wała, błą­dząc myślami zupeł­nie gdzie indziej.

Czy to moż­liwe, że wiel­kie marze­nie wła­śnie zaczyna się speł­niać?

Rozdział 2. Nigdy nie wypuszczaj gołębia z ręki

Roz­dział 2

Ni­gdy nie wypusz­czaj gołę­bia z ręki

To było głu­pie, ale nie­mal przez cały czas Ame­lia zer­kała na tele­fon, jakby pod­świa­do­mie chcąc wywo­łać wia­do­mość od Grze­go­rza. Nawet zasnęła z komórką w dłoni, a kiedy się obu­dziła, od razu spoj­rzała na tele­fon.

Bingo.

Na komu­ni­ka­to­rze Face­bo­oka już cze­kała na nią wia­do­mość.

Cześć, nie mogłem spać, chyba musimy powtó­rzyć to spo­tka­nie. Zaraz mam tre­ning, a myślę o tobie.

Ame­lia opa­dła na poduszkę, a potem gło­śno się roze­śmiała. Ni­gdy w życiu nie pomy­śla­łaby, że aż tak można się ucie­szyć z czy­jeś wia­do­mo­ści. A już tym bar­dziej od pił­ka­rza, któ­rego poznała zale­d­wie wczo­raj, począt­kowo bez więk­szych nadziei na roz­wi­nię­cie tej zna­jo­mo­ści. Wie­działa, że powinna być ostrożna, że facet może pró­bo­wać ją pode­rwać rap­tem na jedną noc, a potem zapo­mni i znaj­dzie sobie kolejną. Sporo się nasłu­chała takich histo­rii, dla­tego do tego typu zna­jo­mo­ści nale­żało pod­cho­dzić roz­sąd­nie i wszystko dokład­nie sobie prze­my­śleć. Z całą pew­no­ścią nie wsko­czy mu od razu do łóżka, Grze­gorz będzie musiał o nią tro­chę zawal­czyć. Nie od dzi­siaj wia­domo, że pogoń za czymś, co trudno zdo­być, jest o wiele bar­dziej fascy­nu­jąca, niż się­gnię­cie po coś, co samo pcha się w ręce.

Męż­czyźni lubią polo­wać.

A kobiety potra­fią świet­nie grać nie­zdo­byte.

Ame­lia się­gnęła po tele­fon i zadzwo­niła do Kariny.

– Jezu, a ty nie widzisz, która jest godzina? – ode­zwała się jej przy­ja­ciółka nieco zachryp­nię­tym gło­sem. – Zabiję cię, jeśli to nic poważ­nego.

– Chce się spo­tkać.

– Kto? – Karina fak­tycz­nie była mocno nie­przy­tomna.

– No jak to kto? Grze­gorz!

– Ha, no pro­szę. A już myśla­łam, że nie lubisz pił­ka­rzy, któ­rzy są pewni sie­bie i któ­rym się wydaje, że każda laska na nich leci.

– Może nie­któ­rych jed­nak lubię – odpo­wie­działa spo­koj­nie Ame­lia, uśmie­cha­jąc się przy tym sze­roko. – Co mu odpi­sać?

– Cokol­wiek. Tylko pozwól mi spać.

– Bła­gam cię, Karina, pomóż. Ty wiesz, że to jest życiowa szansa, a ja muszę zro­bić wszystko, żeby jej nie spie­przyć. Być może to jedyna oka­zja, która tra­fiła mi się w życiu. Mam dzie­więt­na­ście lat. Sama mówi­łaś, że za jakiś czas nie będę już atrak­cyjna.

Karina zaka­słała.

– Bo to prawda, przy­naj­mniej w tym popie­przo­nym świe­cie. Ja sama mam dwa­dzie­ścia sie­dem i powoli zaczy­nam się czuć staro. Mimo wszystko nie wyma­gaj ode mnie trzeź­wego myśle­nia, zwłasz­cza po pię­ciu ape­ro­lach.

– Wysil się, w końcu to ty mnie namó­wi­łaś na to wyj­ście.

– Dobra, odpisz mu, że chęt­nie się z nim spo­tkasz, ale podaj jakiś odle­glej­szy ter­min. Żeby nie myślał, że aż tak ci zależy. A teraz pozwól mi się w końcu wyspać. W jed­nym masz jed­nak rację – pod żad­nym pozo­rem nie wolno ci tego spie­przyć.

Ame­lia odło­żyła tele­fon i dotknęła dło­nią roz­pa­lo­nych policz­ków. Ten sen się wła­śnie zisz­czał, teraz nale­żało tylko ide­al­nie roze­grać piłkę. Nomen omen. Odcze­kała godzinę, a następ­nie trzę­są­cymi się pal­cami wystu­kała wia­do­mość.

Cześć, dzięki za wczo­raj­sze spo­tka­nie, było naprawdę miło. Jasne, możemy to powtó­rzyć, tylko nie wiem kiedy. Pierw­szy wolny dzień mam w czwar­tek.

Była dopiero nie­dziela. Ame­lia marzyła, żeby jak naj­szyb­ciej spo­tkać Grze­go­rza, ale Karina miała rację. Spo­koj­nie. Zawsze lepiej jest uda­wać tro­chę nie­do­stępną i tym samym pod­krę­cić atmos­ferę.

Na odpo­wiedź cze­kała zale­d­wie trzy­dzie­ści sekund, co z pew­no­ścią też było dobrym zna­kiem.

Niech zatem będzie czwar­tek. Godzina szes­na­sta, zapra­szam Cię na obiad.

Ame­lia obgry­zała ner­wowo paznok­cie i z nie­cier­pli­wo­ścią spo­glą­dała na zega­rek. Minęła minuta, dwie, w końcu osiem. Wyda­wało jej się to całą wiecz­no­ścią, ale w tej grze trzeba było być cier­pli­wym.

Chęt­nie.

Paros? – odpi­sał natych­miast.

Chciała odpo­wie­dzieć, że może być cokol­wiek, byle z nim. Poza tym naprawdę lubiła grec­kie jedze­nie. Ale musiała się zacho­wy­wać spo­koj­nie, bez emo­cji.

Ide­al­nie. Czwar­tek, szes­na­sta, Paros.

Kolejne dni cią­gnęły się jak guma. Ame­lia nie potra­fiła zna­leźć sobie miej­sca, co chwila pod­cho­dziła do szafy i pró­bo­wała coś wybrać na czwart­kowe popo­łu­dnie.

Zupeł­nie jakby od tego miało zale­żeć jej życie. A może wła­śnie tak było?

Sukienka czy raczej spodnie i top? A może coś luź­niej­szego? Spor­to­wego? Nie miała poję­cia, jaki Grze­gorz ma gust i jakie kobiety mu się podo­bają. Chciała myśleć o czymś innym, ale nie potra­fiła. Cza­sem wyda­wało jej się, że tylko się zbłaźni, a on doj­dzie do wnio­sku, że tra­fił na głu­pią gęś spod Olsz­tyna.

Może dla­tego, że była nie­śmiała? Nie potra­fiła się zacho­wy­wać jak inne dziew­czyny – pewne sie­bie, sta­now­cze, obyte z wiel­kim świa­tem.

– Dobra, nauczę się. Muszę do tego pod­jeść zada­niowo – powie­działa na głos.

Mary­narka i dopa­so­wane spodnie? Cho­lera, nie miała ani jed­nej mar­ko­wej rze­czy.

W War­sza­wie pra­co­wała jako modelka, a cią­gle więk­szość kasy szła na wyna­jem miesz­ka­nia. To nie były takie zarobki, o jakich się sły­szy. Jesz­cze nie, ale Ame­lia wie­działa, że ten czas nadej­dzie. Tylko trzeba tro­chę pomóc prze­zna­cze­niu.

Chwila! A złoty top od Balen­ciagi, który dostała po jed­nym z poka­zów?

Uśmiech­nęła się. Oby tylko nie pomy­ślał, że to dla niego tak się wystro­iła. Czyli top, mary­narka i spor­towe buty. Kla­sycz­nie, ale przy­naj­mniej pew­nie.

Włosy upięła w nie­dbały kok, zro­biła deli­katny maki­jaż, a usta pocią­gnęła uko­cha­nym błysz­czy­kiem Diora.

Była gotowa.

Grze­gorz na jej widok aż się roz­pro­mie­nił, czym dodał Ame­lii pew­no­ści sie­bie.

– Lubisz mus z ikry dor­sza? – zapy­tał.

Było jej wszystko jedno. Zja­dła mus, a potem duszone małże w bia­łym winie, pie­czony bakła­żan z musem jogur­to­wym, a na deser baklawę. Przez cały czas roz­ma­wiali, śmiali się i nawet nie wie­działa, kiedy zle­ciały trzy kolejne godziny.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

https://jastrzab­post.pl/newsy/wiemy-ktore-pol­skie-wags-sa-naj­bo­gat­sze-anna-lewan­dow­ska-sara-boruc-marina-luczenko_378030.html [wróć]