Tylko tyle - Aleksandra Krawczyk - ebook + książka

Tylko tyle ebook

Krawczyk Aleksandra

4,2

Opis

Czy jeden wyjazd w góry może wywrócić życie do góry nogami? Wychodzi na to, że tak!

 

Lena tkwi w związku, który kiedyś być może był szczęśliwy, ale teraz wymaga solidnego ratunku. Do tego tańca trzeba jednak dwojga, więc bez chęci drugiej połówki kobieta nie może zbyt wiele zdziałać. To bizneswoman, która nie boi się spełniać swoich marzeń i realizować obranych celów. Z tej właśnie okazji wybiera się na szkolenie firmowe w malownicze polskie góry.

Niedoceniana, zaniedbana i mimo wszystko… samotna. W takim stanie emocjonalnym poznaje Igora – zabawnego, błyskotliwego i pewnego siebie szkoleniowca. Od razu wpada mu w oko, a on nie zastanawia się dwa razy. Nowo poznany mężczyzna okazuje Lenie uczucia, których od dawna brakowało jej w życiu.

 

Lena znajdzie się na rozdrożu pełnym dylematów. Świat umieści na jej drodze wiele przeszkód i zmusi ją do wyboru: postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować wieloletnim związkiem dla czegoś, co jest całkowicie nowe, czy może jednak zakopać głęboko długo skrywane pragnienia?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 198

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (31 ocen)
18
5
4
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Natalieee_zi

Dobrze spędzony czas

Miło się czytało ... chociaż główna bohaterka zadufana w sobie i trochę mnie wkurzała 💔😕
10
Monikatysz

Nie oderwiesz się od lektury

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
10
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 🌹
10
muckers

Z braku laku…

Śmieszy mnie język taki napuszony i sztuczny ,bohaterka też jest drętwa i taka nieomylna . W sumie nuda .
11
Joannaswiss

Nie oderwiesz się od lektury

🔥 Recenzja przedpremierowa 🔥 Premiera 19.04.2024 r. Autorka @aleksandra_krawczyk_s.autorska Wydawnictwo @waspos #współpracareklamowa Książka przekonała mnie opisem i okładką, ale to co zakładałam na początku czytania przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Autorka pisze rewelacyjnym językiem, książka jest wciągająca, spójna, budująca napięcie, czyta się bardzo szybko, bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Nasza bohaterka Lena jest niby spokojna, opanowana, kocha przede wszystkim tylko swoje towarzystwo, ma planowe podejście do życia, wszystko musi być przemyślane, zaplanowane. Poznajemy ją na jej można powiedzieć wewnętrznym rozdrożu. Niby ma dobrą pracę, kochających rodziców, jest w związku od wielu lat, ale brakuje jej spełnienia, zadowolenia. Między nią i Mateuszem jest przepaść i fizyczna i mentalna, a każda kobieta mimo, że jest samowystarczalną biznes women. Chce być kochana, zaopiekowania, chce przede wszystkim zaspokojenia w sferze intymnej, a w ich relacji jest tot...
11

Popularność




Tego autora w Wydawnictwie WasPos

Poza skalą

Tylko tyle

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Aleksandra Krawczyk, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Magdalena Czmochowska

Zdjęcie na okładce (burza): unsplash

Zdjęcie na okładce (kobieta): konradbak/depositphotos

Ilustracje wewnątrz książki: Gordon Johnson/Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-489-5

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Podziękowania

Żyj tak, żeby wstyd było opowiadać, ale cudownie wspominać.

Książka jest fikcją literacką, jakakolwiek zbieżność imion jest przypadkowa.

Rozdział 1

– Mateusz, w poniedziałek wyjeżdżam na tygodniowe szkolenie – powiedziałam do mojego chłopaka, który popołudnie spędzał, grając w gry komputerowe.

– Mhm – odpowiedział bez entuzjazmu.

W związku z tym, że Mateusz nie wykazywał chęci rozmowy, nie drążyłam więcej tematu. Zabrałam swoją torbę na siłownię i wyruszyłam na trening. Mimo to czucie smutku, które towarzyszyło mi od dłuższego czasu, dzisiaj szczególnie nie chciało mnie opuścić. Nasiliło się jeszcze bardziej i nie wiedziałam, czy wynikało ono z braku reakcji mojego narzeczonego na informację odnośnie do wyjazdu, czy z myśli, które ostatnimi czasy kłębiły się w mojej głowie.

Mateusza poznałam jeszcze w liceum. Wtedy strasznie mi się podobał, zresztą nie tylko mnie. Pociągało mnie w nim to, że nigdy nie był natarczywy i zawsze szanował moje zdanie. Z czasem jednak jego największe zalety okazały się wadą – biernością, która przejawiała się w jego zachowaniu. Doszło do tego, że wiele decyzji podejmowałam sama. Nie chciałam już zadawać pytań, na które słyszałam zawsze te same odpowiedzi. A mianowicie: „jak wolisz”, „jak chcesz” czy „sama zadecyduj”. I choć byliśmy ze sobą szesnaście lat, to zaczynałam czuć, że coraz bardziej brakuje mi jego zainteresowania, spontanicznego seksu czy silnego, męskiego charakteru.

Na pozór miedzy nami było poprawnie. Ale czy poprawnie oznacza dobrze? Chyba nie. Dlatego powracające myśli nie dawały mi spokoju. Czy długi staż w związku przekreśla szansę na fajny, spontaniczny seks albo nieplanowaną kolację? Mateusz tak dawno niczym mnie nie zaskoczył, że zaczynałam powoli wierzyć, iż w tej kwestii nie czeka mnie nic ekscytującego.

Ostatnimi czasy, próbując wziąć życie w swoje ręce, wkładałam wiele wysiłku w to, by poprawić naszą relację. Regularnie odwiedzałam swój ulubiony sklep z bielizną, kupując coraz bardziej wyszukane komplety, lecz to nie robiło na nim żadnego wrażenia. Choć ćwiczyłam na siłowni cztery razy w tygodniu i dietę trzymałam od lat, dzięki czemu osiągnęłam wymarzony wygląd, to miałam wrażenie, że jestem dla niego przezroczysta. Niby sypialiśmy ze sobą okazjonalnie, ale Mateusz spełniał raczej swój obowiązek, niż pragnął bliskości. Po zorganizowaniu kilku wyjść do teatru, kina i na kolację zwyczajnie zaczęłam odpuszczać. Mój chłopak albo się spóźniał, albo wychodził z domu wyraźnie niezadowolony.

Cały trening walczyłam ze swoimi myślami, próbując przekuć je w pozytywną energię. Mimo wszystko miałam wrażenie, że ewidentnie zaczynam się oszukiwać. Może i szukanie pozytywów było dobrym rozwiązaniem, ale nie dla mnie. Ja wolałam suche fakty. Zdecydowanie bardziej bolało, ale dzięki temu mogłam być szczera przede wszystkim ze sobą. A niczego nie ceniłam w sobie bardziej niż autentyczności, wiarygodności i prawdy.

Od upiększania świata i koloryzowania miałam najlepszą przyjaciółkę – Martynę. To ona w moich „sprawozdaniach z rzeczywistości” zawsze odnajdywała miejsce na barwy. Jej poziom empatii mnie zaskakiwał, a skupianie się na uczuciach innych i tłumaczenie powodów ich zachowania miała dopracowane do perfekcji. Wrażliwa, delikatna, a jednocześnie silna jak mało kto.

Kiedyś myślałam, że ludzie mający w sobie tyle sprzeczności nie istnieją. Po bliższym poznaniu Martyny zmieniłam jednak zdanie. Przez kilka dobrych lat analizowałam, jak to się stało, że zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Z reguły żyłam w swoim zamkniętym świecie, nie szukałam nowych relacji, ale jej się udało przebić przez mój pancerz. Swoją dobrocią przyciągnęła mnie do siebie, lecz nie ze względu na fakt, że potrzebowałam w życiu właśnie tych emocji, tylko dlatego, że miałam wewnętrzną potrzebę ochronienia jej przed światem.

Byłyśmy tak różne, że się przyciągnęłyśmy. I choć wiele osób obaliło mit o dwóch połówkach jabłka, to nasza przyjaźń jest ewidentnym potwierdzeniem tej tezy. Martyna okazała się prawdziwym fenomenem. I choć mam problem z uzewnętrznianiem swoich emocji, to kocham ją jak siostrę. Rzadko jej to mówię, bo pewnie popłakałaby się ze wzruszenia i dopytywała się o więcej szczegółów. Albo gorzej, zaczęłaby węszyć i analizować wszystko to, co się posypało w moim życiu.

Kiedy wracałam do domu, z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia.

– Lena, jest plan do wykonania. – Usłyszałam.

– Malowanie, transport i wypieki cukiernicze od ręki. Na wszystko inne trzeba trochę poczekać – odpowiedziałam.

– Najwyższy czas, żebyśmy gdzieś razem wyjechały, ale mam inny pomysł niż zwykle. Jedziemy nad morze – oznajmiła dumnym tonem Martyna.

– Jak tylko zaliczę szkolenie w Karpaczu, zgłaszam gotowość! – odpowiedziałam, próbując jednocześnie wykrzesać z siebie więcej pozytywnej energii.

– Lena, znam cię tak dobrze, że udawany entuzjazm nie jest potrzebny. Zostaw go dla babci, może ona da się nabrać. Wiem, że jesteś przybita, dlatego wyjeżdżamy jeszcze w tym miesiącu. Jak tylko potwierdzę rezerwację, dam znać. Kocham cię – powiedziała Martyna i się rozłączyła.

W niedzielę popołudniu byłam gotowa do wyjazdu. Spakowałam się starannie, przygotowując klasyczne, eleganckie ubrania zestawione na każdy dzień tygodnia, strój trekkingowy oraz obowiązkowo coś ekstra na dyskotekę. Wiedząc, że nie można przewidzieć wszystkiego, postanowiłam przygotować się na każdą ewentualność.

Mieliśmy zaplanowaną wycieczkę na Śnieżkę. Nie miałam jednak pewności, czy znajdą się chętni na skorzystanie z tej atrakcji.

Firma, w której pracowałam, organizowała szkolenia średnio co kwartał. To było moje kolejne, a że mój staż zbliżał się do trzech lat, odbyłam ich już prawie kilkanaście. Znałam większość uczestników. Byli to – tak jak ja – specjaliści do spraw sprzedaży z innych regionów w Polsce, dlatego prawdopodobieństwo pieszych wędrówek, oceniane na podstawie przeszłych doświadczeń, było niewielkie, wręcz niemożliwe.

Zastanawiałam się, na ile moje przypuszczenia się sprawdzą, a na ile rzeczywistość tym razem mnie zaskoczy. Miałam pewność, że szczyty możliwości zostaną zdobyte przez co niektórych, ale zdecydowanie w innych dziedzinach niż górski trekking.

Z reguły nasze wyjazdy szkoleniowe zaczynały i kończyły się w hotelu. Z każdym kolejnym dniem tygodnia liczba osób na porannych lekcjach malała, dopiero piątkowy test sprawdzający i widmo powrotu do domu przyciągały wszystkich na salę konferencyjną.

Sprawdziłam jeszcze trasę do Karpacza tak, by dokładnie zweryfikować czas dojazdu oraz zaplanować podróż. Wstępnie zameldowanie w hotelu przewidziano na dwunastą, dlatego – przy uwzględnieniu godzinnego zapasu czasowego na postój i nieprzewidziane zdarzenia – postanowiłam wyruszyć o szóstej rano.

Nie mogąc poradzić sobie ze smutkiem, który czułam całą sobą, wieczorem zebrałam się na odwagę, by porozmawiać z Mateuszem.

– Powiedz mi, proszę, dlaczego tak odsunęliśmy się od siebie. Czy robię coś źle? Czujesz się zaniedbywany przeze mnie? – zapytałam.

– Lena, zmęczony jestem. Ostatnio mam bardzo dużo delegacji, więc kiedy jestem w domu, staram się znaleźć chwilę dla siebie. Jutro rano czeka cię długa podróż, zostawmy tę rozmowę, nie chcę, abyś jechała zdenerwowana – odpowiedział.

– Mateusz, to naprawdę dla mnie ważne! – dodałam.

– A ja cię proszę, żebyś odpuściła. Obydwoje wiemy, jak ta rozmowa się skończy. Nie mam dzisiaj głowy do poważnych tematów. Idę spać, dobranoc – powiedział Mateusz, wychodząc z pokoju.

Rozdział 2

Poniedziałkowy świt obudził mnie delikatnymi promieniami słońca, które przebijały się przez rolety. Mateusz jeszcze spał. Zaczynał pracę o dziewiątej, dlatego postanowiłam go nie budzić. Pomyślałam przez chwilę, czy powinnam się pożegnać, czy wyjść z domu jak zawsze. Teoretycznie pięciodniowe szkolenie nie należało do długich okresów niewidzenia wymagających pożegnania. Przez moment zastanowiłam się, czy pomyśli o tym, by wstać, pożegnać mnie i przytulić, lecz po chwili sprowadziłam się na ziemię i odpuściłam wszelkie analizy.

– Lena, skup się na faktach i zadaniach zaplanowanych na dzisiaj – powiedziałam sama do siebie, by przełączyć się na tryb pracy.

W życiu uwielbiałam najbardziej własne towarzystwo i towarzystwo zwierząt. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok głodnego kota czy psa. W torbie zawsze nosiłam saszetki z karmą, by móc choć raz dziennie nakarmić przypadkowo napotkane zwierzę.

Najbardziej zaprzyjaźniłam się z bezdomną kotką, która błąkała się w pobliżu mojego apartamentowca zawsze wtedy, kiedy wracałam z pracy. Biedna już tyle razy była w ciąży, że po kolejnej akcji zawiozłam ją do weterynarza na sterylizację. Próbowałam ją przygarnąć, lecz lubiła chodzić własnymi drogami, dlatego po trzeciej ucieczce odpuściłam. Doszłyśmy razem do porozumienia, że kiedy ma potrzebę, może się u mnie zatrzymać. I tak Alina mieszkała u mnie średnio dwa dni w tygodniu, a resztę czasu spędzała na wędrówkach.

Szkolenia były dla mnie częścią pracy. Pewność siebie miałam wypracowaną do perfekcji, dlatego nie stresowałam się taką formą wystąpień. W firmie każdy z naszego działu pracował niejako na własny sukces i własny rachunek, bo sami organizowaliśmy sobie zadania.

Nieprzerwanie od wielu miesięcy utrzymywałam pozycję najlepszego handlowca w naszym oddziale i jednego z czołowych specjalistów w Polsce. Moje osiągnięcia nie były efektem przypadku, lecz wynikiem nieustannej pracy na najwyższym poziomie. Zawsze angażowałam się w swoje obowiązki w pełni, dążąc do perfekcji w każdym detalu. Stawiałam wymagania przede wszystkim wobec siebie, ale i od innych oczekiwałam pełnego wkładu. Klienci cenili we mnie właśnie tę dokładność. Jeżeli zobowiązywałam się odnośnie do terminu dostawy bądź ceny, to tak właśnie musiało być. Bez względu na konsekwencje i wydłużony czas pracy.

Kolejne szkolenie traktowałam jak zawsze poważnie, próbując wyciągnąć dla siebie jak najwięcej. Mniej skupiałam się na relacjach z ludźmi. Na takich wyjazdach zawsze nadrabiałam zaległości w czytaniu.

Integrowałam się z innymi, choć kompletnie nie było to moim priorytetem. W połowie wieczoru, gdy impreza rozkręcała się na dobre, odpuszczałam i pozwalałam innym brylować na parkiecie. Perfekcjonizm wyznawałam również w relacjach zawodowych, dlatego o upijaniu się kompletnie nie było mowy. Nie w takim miejscu i nie w takim towarzystwie. Pewnie część współpracowników uznawała mnie za sztywniaka, ale szczerze mówiąc, było mi z tym dobrze. Zapewniało mi to bezpieczny dystans w relacjach z innymi, a osiągi w sprzedaży dokładały do tego szacunek.

Długo pracowałam na opinię perfekcyjnej i pewnej siebie kobiety. Aktualnie odcinałam kupony, które były efektem ciężkiej pracy i trzymania się obranych wcześniej celów.

Pół godziny przed zaplanowanym wyjazdem byłam już gotowa. Mateusz spał w najlepsze, dlatego postanowiłam go nie budzić.

Zostawiłam mu tylko kartkę w kuchni na stole:

Miłego dnia. Wracam w piątek. Wpuść kotkę, gdyby miała taką potrzebę.

Nie chcąc siedzieć bezczynnie, postanowiłam, że wyruszę chwilę wcześniej, a nadprogramowe minuty wykorzystam na śniadanie w jakiejś dobrej restauracji.

Droga była w miarę pusta, dlatego bez większych problemów dotarłam do hotelu przed czasem. W ekspresowym tempie zameldowałam się i odebrałam kartę do pokoju. Jak zawsze, w tej sieci hotelów o braku profesjonalizmu nie mogło być mowy. Tym razem trafiłam na czwarte piętro. Choć pokoje urządzano w każdym mieście bardzo podobnie, w stylu klasycznym, to, o dziwo, dobrze się czułam w takiej aranżacji. Zauważyłam, że nawet standardowe wnętrza potrafią stworzyć atmosferę komfortu. Klasyka, która unikała przepychu, sprawiała, że miejsce to było jednocześnie eleganckie i przytulne.

W pierwszym odruchu otworzyłam balkon i odsłoniłam okna tak, by nacieszyć się pięknym widokiem gór oraz świeżym górskim powietrzem. Z boku przedzierał się widok zjeżdżalni, z której również można było skorzystać.

W związku z tym, że pozostała mi około godzina do pierwszego spotkania, odświeżyłam się, poprawiłam makijaż i przebrałam w bardziej elegancką sukienkę. Postanowiłam, że resztę czasu wykorzystam na wypicie kawy i dobry deser, więc zeszłam do kawiarni.

Gdy delektowałam się smakiem latte, z zamyślenia wyrwał mnie głos mężczyzny.

– Przepraszam, mogę się dosiąść? – zapytał wysoki blondyn.

Przez ułamek sekundy zaniemówiłam. Patrzyłam na niego zaskoczona i zawstydzona zarazem. Rzadko kiedy mężczyźni wprowadzali mnie w zakłopotanie, lecz ten zdecydowanie wyróżniał się na tle innych. Perfekcyjnie skrojony garnitur dodawał mu szyku, a delikatny kilkudniowy zarost podkreślał ponadprzeciętną urodę. Nie mogłam oderwać wzroku od zadbanego wyglądu i wyrazistych rysów twarzy. W oczy rzuciły mi się także zadbane dłonie, w których trzymał filiżankę kawy. Ten drobny detal dodawał mu uroku i sprawiał, że nawet zwykłe czynności wydawały się eleganckie. Pewność siebie biła od niego na równi z męskością fizyczną. Od pierwszego momentu wywarł na mnie ogromne wrażenie.

– Czy dostanę przyzwolenie? – zapytał ponownie, uśmiechając się przy tym obłędnie.

– Bardzo proszę, choć pewnie nie będę panu zbyt długo towarzyszyła. Za chwilę zaczynam szkolenie – odpowiedziałam grzecznościowo, udając obojętną.

Tak naprawdę reakcja mojego ciała zaskoczyła mnie zupełnie. Poczułam, że policzki mi płoną, a ręce zaczynają drżeć. Wewnętrzny chaos był zdecydowanie silniejszy niż to, co mogłam wyrazić słowami. A kiedy nasze oczy się spotkały, dreszcz przeszedł po całym moim ciele. Na ułamek sekundy czas się zatrzymał. Miałam wrażenie, jakbym utknęła w jakimś magicznym momencie. Próbując zachować resztki swojej godności, dopiłam kawę, przeprosiłam i odeszłam, nie oglądając się za siebie.

Kiedy wróciłam do pokoju, dobre dziesięć minut próbowałam się uspokoić.

Byłam tak podniecona, że z wrażenia rozważałam wzięcie zimnego prysznica. Od tak dawna nie czułam takiego pociągu fizycznego do mężczyzny, że nie umiałam zapanować nad swoją wyobraźnią. Wszystkie pragnienia, które od dłuższego czasu ukrywałam, zaczęły uwierać jeszcze bardziej. Poczułam, że od nadmiaru emocji oraz z powodu własnej frustracji chce mi się płakać.

Dopiero wizja zbliżającego się spotkania wyrwała mnie z odrętwienia. Uczepiłam się jeszcze faktu, że pewnie nie spotkamy się nigdy więcej, i momentalnie poczułam delikatną ulgę. Taki mężczyzna mógłby przysporzyć mi wielu problemów. A to ostatnia rzecz, której teraz potrzebowałam. To nie był ani czas, ani miejsce na roztrząsanie mojego życia erotycznego, lecz miałam kolejny dowód na to, że w tej kwestii jestem nieszczęśliwa.

W holu przed salą konferencyjną zebrali się praktycznie wszyscy uczestnicy szkolenia i zarazem pracownicy firmy, w której pracowałam.

Po krótkim przywitaniu oraz wymianie uprzejmości weszliśmy do pomieszczenia. Tym razem tematem zaplanowanego szkolenia miała być pewność siebie w życiu i biznesie. Już miesiąc temu, kiedy otrzymałam pełne informacje odnośnie do wybranego treningu, ucieszyłam się bardziej niż zwykle. Lubiłam pracować nad kompetencjami miękkimi, dlatego moje oczekiwania w stosunku do tego kursu były duże.

Po wejściu zajęliśmy wybrane miejsca. Każdy uczestnik miał przypisane stanowisko, które dodatkowo wyposażono w materiały szkoleniowe.

Kiedy skupiłam się na przeglądaniu agendy treningu, do sali konferencyjnej wszedł on. Mężczyzna, którego spotkałam chwilę wcześniej w kawiarni. Jego obecność wywołała we mnie szybsze bicie serca i zakłopotanie. Wydawał się jeszcze bardziej imponujący w tym profesjonalnym otoczeniu. Jego pewny krok i spojrzenie, które skierował we mnie, sprawiły, że poczułam ogromną chęć ucieczki. Momentalnie zrobiło mi się słabo. Miałam wrażenie, że z zaskoczenia zaraz zemdleję.

Spotkanie w przypadkowej kawiarni i teraz w miejscu biznesowym było jak połączenie dwóch światów. To, co się wydarzyło wcześniej, nabierało teraz zupełnie innego kontekstu.

Zanurzyłam się w agendzie, próbując odwrócić myśli.

Gdy jednak po chwili podniosłam głowę, nasze oczy się spotkały. Przystojniak, nie odrywając ode mnie wzroku, przeczesał lekko włosy i uśmiechnął się przy tym zachęcająco. To było spojrzenie pełne pewności siebie, które natychmiastowo rozpalało atmosferę wokół nas. Jego subtelne gesty sprawiały, że czułam się zauważona i trochę oszołomiona zarazem.

– Dzień dobry. Nazywam się Igor Wiernicki. Będę miał przyjemność poprowadzić dla państwa szkolenie pod tytułem „Pewność siebie w życiu i w biznesie”. Mam nadzieję, że owocnie spędzimy czas i wyjdą państwo stąd usatysfakcjonowani i bogatsi w nowe doświadczenia – powiedział prowadzący, zerkając to na innych, to na mnie.

Wyraźnie dostrzegałam, że próbuje odczytać moje imię z tabliczki umieszczonej przy moim stanowisku.

– Zapytam na wstępie, czy zgadzają się państwo na rezygnację z formy grzecznościowej i zwracanie się po imieniu? Myślę, że tak będzie nam zdecydowanie łatwiej dyskutować.

Ze wszystkich sił próbowałam dotrwać do pierwszej przerwy, podczas której zaplanowano obiad. Starałam się ukryć swoje podniecenie wymieszane z zażenowaniem.

Po omówieniu harmonogramu szkolenia każdy z uczestników miał rozpocząć od krótkiego zaprezentowania siebie. Na szczęście, biorąc pod uwagę usadzenie uczestników, moja kolej przypadła praktycznie na końcu. Ta dłuższa chwila pozwoliła mi na złapanie dystansu i przygotowanie w myślach kilku interesujących zdań. Nie wiedziałam dlaczego, ale chciałam dobrze wypaść, by choć odrobinę odbudować nadszarpniętą w swoich oczach pewność siebie. Po krótkiej chwili zdecydowanie odstąpiłam od tego pomysłu.

Dlaczego chcę zrobić dobre wrażenie na tym nowo poznanym mężczyźnie? – pytałam się w myślach, dobrze znając odpowiedź. Powód wydawał się prosty. Igor był nieziemsko przystojny i ewidentnie imponowała mi jego determinacja. Dlatego, dla odmiany, postanowiłam nie robić nic. W takich sytuacjach dystans okazywał się zwykle najlepszym rozwiązaniem. Czułam zbliżające się kłopoty. Szybka kalkulacja wyznaczyła mi jasną drogę postępowania.

– Lena, teraz twoja kolej. Czy mogłabyś opowiedzieć coś więcej o sobie? – zapytał Igor, uśmiechając się przy tym zaczepnie.

– Lena Michalska, aktualnie specjalista do spraw sprzedaży na rynek Europy Środkowej i Wschodniej oraz Polski. Perfekcjonistka w pracy, realistka w życiu – wyrecytowałam na jednym wydechu.

– Lena, to już wiemy. A prywatnie co lubisz robić, jakie masz hobby? Rodzina, dzieci? – drążył temat Igor.

– Myślę, że te kwestie nie są istotne dla naszego szkolenia – ucięłam dyskusję w zarodku, próbując na starcie określić granice naszej znajomości.

Igor nie tylko próbował zachęcić mnie do rozmowy, ale również ewidentnie interesował się statusem mojego życia prywatnego. Tym bardziej takie zagrywki działały na mnie drażniąco. Może imponowałyby innym kobietom, ale nie mnie. Zabawy w kotka i myszkę były poniżej mojej godności. Drugie dno, niewidocznie dla innych, odczytywałam w okamgnieniu, a to tylko potęgowało moją potrzebę obrony własnych granic.

– W takim razie przejdźmy do kolejnej osoby – odpowiedział Igor, ignorując mnie zupełnie.

Zagotowałam się. Wręcz kipiałam złością, choć utrzymywałam pozory spokoju i opanowania. Na szczęście długo wyczekiwana przerwa właśnie nadeszła, dlatego jako jedna z pierwszych opuściłam pomieszczenie, udając się prosto na obiad.

Rozdział 3

– Nie spodziewałem się, że moje pytanie odnośnie do życia prywatnego tak bardzo wyprowadzi cię z równowagi. – Usłyszałam za plecami wypowiedź Igora, który usiadł do mnie tyłem przy kolejnym stoliku. – Czyżby nie układało się najlepiej? – prowokował mnie z rozdmuchaną pewnością siebie.

– Panie Igorze, niezmiennie utrzymuję, że szkolenia zawodowe nie mają nic wspólnego z życiem prywatnym. Poza tym wysuwa pan daleko idące wnioski, ale skoro ma pan taką potrzebę, to nie zabraniam. Będzie jednak lepiej, jeśli swoje przemyślenia zostawi pan dla siebie – odpowiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy, jasno wyznaczając dystans między nami.

Jeśli myślał, że mnie sprowokuje, to był w błędzie. Igor okazał się tak samo przystojny co zarozumiały. Jedno wiedziałam już teraz. To nie będzie łatwy tydzień. Mężczyźni jego pokroju nie odpuszczali przy pierwszej potyczce. Uwielbiali zdobywać, a jedyną niepewną zmienną w tym przypadku wydawała się moja wytrzymałość.

Czy uda mi się oprzeć takiemu mężczyźnie? Mężczyźnie, który wyglądał jak mój ideał?

Próbowałam sobie tłumaczyć, że to tylko tężyzna fizyczna i wypracowana pewność siebie. Tylko tyle. Często za tymi cechami nie kryło się nic więcej. Na końcu czekała pustka, pustynia i nicość.

– Myślałem, że kwestie „paniowania” i zwracania się do siebie ustaliliśmy chwilę temu. – Igor nadal mnie zaczepiał.

– Na sali konferencyjnej jak najbardziej, prywatnie już niekoniecznie – odpowiedziałam i odwróciłam się plecami, by jasno dać do zrozumienia, że dalsza dyskusja nie ma sensu.

Skupiłam się na konsumowaniu posiłku. Kiedy nagle podniosłam wzrok, zobaczyłam, że Igor zmienił miejsce i usiadł przy tym samym stoliku co ja. Naprzeciwko mnie.

– Pani Leno, ogromnie przepraszam, jeśli zraziłem panią do siebie bądź jeszcze gorzej, odstraszyłem. Czy w tej sytuacji możemy zacząć jeszcze raz? – zapytał, wyciągając do mnie dłoń. – Igor Wiernicki, wieloletni szkoleniowiec, prywatnie miłośnik pływania i fotografowania – rozpoczął swoją prezentację.

– Lena Michalska – odpowiedziałam lekko rozbawiona, podając dłoń.

– Czy w takim razie możemy już zwracać się do siebie po imieniu? – zapytał mężczyzna.

– Chyba nie mamy wyjścia – odpowiedziałam, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

Igor miał duże, silne dłonie, ponadto skórę aksamitnie miękką, wręcz delikatną. Na dotyk zareagowałam dreszczem, który przeszedł przez całe moje ciało. Pomimo pewności siebie Igor zareagował równie mocno co ja, z tą różnicą, że on nie blokował swoich reakcji. Z wrażenia przymknął oczy i oblizał delikatnie usta.

Te kilka sekund znów wywróciło mój spokój do góry nogami.

Pewnym ruchem wyrwałam rękę, skupiając się na posiłku. Chociaż w moim wnętrzu panowało zamieszanie, postanowiłam zachować zimną krew i nie dać po sobie poznać, że ten incydent zbił mnie z tropu.

– Sugeruję, aby nową znajomość przypieczętować alkoholem. Mam nadzieję, że wieczorem nadrobimy zaległości… – wrócił do rozmowy po kilku sekundach.

– Myślę, że sztywne trzymanie się reguł nie jest nam potrzebne – odpowiedziałam prowokacyjnie.

Igor nic nie odpowiedział. Spojrzał na mnie badawczo i uśmiechnął się tajemniczo. Poczekał, aż skończę posiłek, po czym bez zbędnych słów wróciliśmy na salę konferencyjną. Ten tajemniczy uśmiech sprawiał, że sytuacja wydawała się jeszcze bardziej nieuchwytna i niejasna. Kolejne minuty zastanawiałam się nad tym, co właśnie miało miejsce.

Rozdział 4

– Martyna, ja nie powinnam schodzić do sali dyskotekowej. Wiem, że będą tam wszyscy, ale w dupie mam, co wypada. Jak tak dalej pójdzie, to wpakuję się w takie szambo, że nic po mnie nie zostanie – mówiłam do przyjaciółki, jednocześnie analizując sytuację.

– Lena, jeśli nie pójdziesz, to jasno pokażesz, że boisz się spotkania z tym nowo poznanym facetem. Zrobisz, jak uważasz, ale ja myślę, że spokojnie jesteś w stanie oprzeć się jego podrywowi – podsumowała moja przyjaciółka.

– Martyna… może mój umysł potrafi, ale moje ciało ewidentnie mnie zdradza. Nad tym nie umiem zapanować – wymamrotałam z paniką.

– Lena, błagam cię, myśl trzeźwo. Poznałaś tego faceta dzisiaj rano, nic o nim nie wiesz, więc ostudź swoje emocje i weź się w garść! – podniosła głos.

– Dobra, niech ci będzie, ale ja siebie znam. I czuję coś, czego nie doświadczyłam od lat. Dlatego jestem pewna nadchodzących problemów – odpowiedziałam mocno zdołowana.

– W razie czego dzwoń. Ale idź, nie odbieraj sobie godności – powiedziała przyjaciółka i się rozłączyła.

Kolejne piętnaście minut analizowałam, czy zejście na dół do sali dyskotekowej to na pewno dobry pomysł. Jak co wieczór o dwudziestej drugiej spotykaliśmy się na parkiecie. Teoretycznie zjawiała się większość uczestników, lecz ja, mimo że nie było to moim priorytetem, pokazywałam się tylko na początku spotkania. Lubiłam potańczyć, a to była dobra okazja na chwilę relaksu. Taniec stanowił dla mnie sposób na oderwanie się od codziennych spraw i rozładowanie napięcia. Później, jak atmosfera robiła się zbyt poufna i osoby przechodziły na tryb plotek, wymykałam się do pokoju.

Lena, bądź szczera sama ze sobą. Chcesz tam iść, czy nie chcesz? – zapytałam siebie, próbując dogonić swoje myśli i pragnienia.

Część mnie pragnęła emocji, których ostatnio nie doświadczałam w swoim życiu. Choć były one tylko w strefie marzeń, to miałam nieodparte wrażenie, że od dłuższego czasu czekają na spełnienie. Ale wywracanie życia do góry nogami z takiego powodu kłóciło się z moimi zasadami.

Próbując podjąć sensowną decyzję, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do swojego chłopaka Mateusza. Jak zwykle nie odebrał. Po chwili spróbowałam ponownie. Pewnie wyciszył dzwonki i rzucił telefon w kąt mieszkania. Byłam pewna, że znów zdobywa kolejny level w grze i nie myśli o tak przyziemnych sprawach jak ja.

OK. Może nie lubiłam kontroli i sama świetnie radziłam sobie ze wszystkim, ale ten brak możliwości kontaktu, gdy miałam taką potrzebę, już wiele razy wyprowadził mnie z równowagi.

– Idę! – zawołałam, po czym udałam się na dolne piętro do sali dyskotekowej.

Cała grupa podzieliła się na dwie części. Pierwsza rozsiadła się w czerwonych boksach, druga zajmowała środkową część parkietu. W związku z tym, że Igor przebywał z pierwszą grupą, momentalnie podjęłam decyzję o dołączeniu do tańczących. Z każdą kolejną piosenką humor poprawiał mi się coraz bardziej. Na sali panował mocno imprezowy klimat. Parkiet był duży, a oświetlenie tworzyło imponującą atmosferę. Bar i obsługa prezentowały się niesamowicie profesjonalnie. W takim otoczeniu czułam się jak w prawdziwym klubie, gdzie każdy detal był dopracowany, by stworzyć niezapomniane wrażenia. Nawet ochroniarze potęgowali to wrażenie.

Po kilku kolejnych piosenkach, kiedy pragnienie dało o sobie znać, jednogłośnie podjęliśmy decyzję, że czas się napić.

W drodze do loży zamówiłam lampkę prosecco.

– Lena, zająłem ci miejsce! – wykrzyczał do mnie Igor, kiedy grupką podeszliśmy do pozostałych.

– Myślałam, że to dla mnie – wtrąciła się do rozmowy Patrycja, koleżanka z firmy.

– Patrycja, przepraszam, ale obiecałem dzisiaj Lenie wspólne towarzystwo. Mamy kilka tematów do omówienia, oczywiście zawodowych – odpowiedział Igor, puszczając do mnie oko. – Lena, zapraszam. Lubię czekać, ale nie jest to moją mocną stroną – dodał szkoleniowiec.

Z kamiennym wyrazem twarzy zajęłam miejsce. Nie chciałam dawać pola do plotek. Większość osób, które mnie znały, zdawały sobie sprawę, że jestem uczulona na ściemę, dlatego nikt nie zauważył mojego skrępowania. Zachowywałam spokój i dystans, choć w mojej głowie przewijały się myśli o tym, co właśnie miało miejsce.

Igor wyglądał obłędnie.

Miał na sobie czarną koszulę, której rękawy podwinął do łokci.

Spod stolika wystawały czarne, dopasowane spodnie materiałowe i eleganckie buty. Białe zęby lśniły, gdy się uśmiechał, co dodatkowo podkreślało delikatne dołeczki na policzkach. Jego styl był zdecydowanie na najwyższym poziomie – emanujący pewnością siebie i elegancją.

Przełknęłam mocno ślinę, zdając sobie sprawę, że to dobrze, iż głośna muzyka zagłuszyła ten fakt. Usiadłam przodem do wszystkich i półbokiem do Igora, próbując utrzymać pozory spokoju mimo wewnętrznego chaosu.

Od początku zajęłam się rozmową z Patrycją.

Nagle poczułam jego dłoń na swoich plecach. Momentalnie zesztywniałam. Spojrzałam na niego wymownie, dając jasno do zrozumienia, że narusza moją strefę prywatną. Igor cofnął rękę, ale tylko nieznacznie. Ciarki przeszły po całym moim ciele. Nie dotykał mnie teraz intensywnie, a jedynie delikatnie, krańcami opuszków palców. Dreszcz wstrząsnął znów moim ciałem. Tym razem zadrżałam tak mocno, że było to wyczuwalne również dla niego. Moja reakcja zaskoczyła i zawstydziła mnie jednocześnie. Nie spodziewałam się, że dotyk obcego faceta wywoła we mnie takie emocje.

– Pięknie pachniesz! Jedne z moich ulubionych. Lancôme – wyszeptał Igor, pochylając się za bardzo w moją stronę.

Ustami delikatnie dotknął mojego ucha. To wszystko okazało się ponad moje siły. Ja i reagowanie na takie tanie chwyty – to wydawało mi się tak surrealistyczne jak lody kalafiorowe.

Pierwszy raz w życiu poczułam, że daję się nabrać na klasyczną ściemę. Podświadomie wiedziałam, że chodzi tylko o jedno, a jednak powoli dawałam się wkręcić w tę grę. Z każdą kolejną chwilą robiłam się coraz bardziej wilgotna, chętna i gotowa.

Ten moment był jak przekroczenie granicy między rozsądkiem a pożądaniem. Mój umysł i ciało znalazły się w konflikcie, a ja wewnętrznie walczyłam z pragnieniem i zdrowym rozsądkiem.

Uciekaj! – krzyczał mój instynkt samozachowawczy.

Próbując spojrzeć na wszystko z dystansu, przeprosiłam i udałam się do toalety. Pomimo dostępności kilku na tym samym piętrze, wybrałam tę znajdującą się w moim pokoju, po to, aby dać sobie chwilę na ostudzenie emocji.

Pięć minut w samotności kompletnie nie rozjaśniło mi umysłu.

Spojrzałam na telefon. Mateusz nawet nie oddzwonił. Zrobiłam szybką kalkulację i postanowiłam, że zejdę tylko na chwilę i spróbuję wrócić do pokoju przy najbliższej okazji.

Kiedy zamykałam za sobą drzwi, znieruchomiałam. Igor czekał na mnie pod pokojem. Fuck. Znów dałam się zaskoczyć jak dziecko.

– Jeśli chodzi o seks, to nie jestem zainteresowana – wypaliłam, nie bawiąc się w półśrodki.

Zadziwiłam go swoją wypowiedzią, bo zaśmiał się rozbawiony.

– Lena, nie musisz tak dramatycznie przedstawiać sytuacji. Przecież nie proszę cię o rękę, a mógłbym, bo widzę, że nie masz jeszcze obrączki. Poza tym piękna kobieta zasługuje na uznanie – odpowiedział Igor.

– Błagam, Igor, odpuść sobie. Zobacz, wystarczy, że wrócisz na parkiet, a chętne na seks się znajdą.

– Ale ja pragnę ciebie. Od pierwszego momentu, kiedy cię zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. I wiesz, co pociąga mnie w tobie najbardziej? To, że obydwoje wiemy, że moje komplementy nie robią na tobie wrażenia. Może na innej kobiecie tak, ale ty nie potrzebujesz poklasku – kontynuował.

– Najwyraźniej padło mi na mózg, bo jeszcze z tobą rozmawiam – wysyczałam przez zęby, kierując się jednocześnie do wind.

W tym momencie Igor złapał mnie za rękę i przyciągnął ją do swojej twarzy. Zaczął muskać ustami moje palce. Momentalnie moje zmysły ożyły. Znów zadrżałam przyłapana przez własne pragnienia. Moje ciało chciało spełnienia i namiętności, co zupełnie mi nie pomagało. Na szczęście winda się otworzyła i pojechaliśmy na dół. Fakt, że nie byliśmy sami, pozwolił mi oprzytomnieć i ostudzić poczynania oraz plany Igora.

Podeszłam do baru. Kiedy chciałam zamówić dla siebie kolejną lampkę prosecco, Igor poprosił barmana o to samo. Nim zdążyłam zapłacić, zamówienie zostało dopisane do rachunku szkoleniowca.

Nie czekając na towarzysza, zajęłam miejsce w loży. Udając obojętną, skupiłam się na rozmowie z innymi. W pierwszym lepszym momencie skorzystałam z okazji i wróciłam na parkiet. Igor został na miejscu. Na szczęście chwilowo odczepił się ode mnie. Kiedy zniknął z mojego pola widzenia, cicho i niepostrzeżenie wróciłam do pokoju.

Rozdział 5

Rano obudziłam się w fatalnym stanie. Prawie przez całą noc nie mogłam zasnąć. Udręczona swoimi myślami zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej pokręconej sytuacji.

Uznawałam jednak fakt, że z Mateuszem nie układało nam się najlepiej. Może w kwestiach poza seksem było przyzwoicie, ale brak intymności rzucał cienie na wszystko inne. Wiele wieczorów marzyłam o podnieceniu i spełnieniu swoich erotycznych pragnień. Starając się wyłączyć pewne obszary myśli, tłumiłam swoją seksualność. W momentach skrajnego napięcia wyżywałam się na siłowni, ale nawet to nie przynosiło ulgi.

Wielokrotnie w sytuacjach desperacji uciekałam się do masturbacji. Czułam się z tym cholernie źle. Wiedziałam, że to uczucie słabości, ale wydawało mi się lepsze niż błaganie o seks.

Czasami z Mateuszem dochodziło do zbliżenia, ale wówczas blokowałam się i nie dzieliłam z nim moich prawdziwych pragnień. O czym marzyłam? O odkrywaniu nowych wymiarów bliskości i eksploracji zmysłów. O ostrym seksie pomieszanym z delikatnym. O podniecających klapsach, szarpaniu za włosy i krzykach na całe gardło. Pragnęłam, by choć raz Mateusz zapanował nade mną i w końcu stał się zdecydowany i władczy. Tyle. Tylko tyle. I jednocześnie aż tyle.

Igor obudził we mnie emocje, które dotąd skrzętnie ukrywałam. Prawda była taka, że próby pogrzebania i zakopania problemów miały wręcz odwrotny efekt. Moje ciało obudziło się spragnione pożądania. To stało się moim osobistym dramatem. Świadomość, że zatraciłam w tej kwestii siebie, doprowadzała mnie do łez.

Podjęłam decyzję, że zrobię porządek w swoim życiu. Najwyższy czas przestać udawać, że wszystko jest w porządku, bo nie jest. Udawanie teoretycznie było łatwiejsze, ale półśrodki nie stanowiły rozwiązania. Zbyt długo zwlekałam z podjęciem stosownych kroków.

Najbardziej w tym wszystkim zaskoczyła mnie reakcja mojego organizmu. To, że tak intensywnie zareagowałam na obecność innego mężczyzny, mocno mnie uderzyło. Musiałam teraz stanąć przed wyzwaniem i wziąć życie w swoje ręce. Choć zdrada nie była dla mnie akceptowalna i nie dopuściłabym się takich czynów, to oceniając sytuację realistycznie, obawiałam się, że mogę mieć problem z oparciem się Igorowi.

Będę próbować! – postanowiłam, dodając sobie otuchy.

Na szkoleniu zjawiłam się jako jedna z nielicznych. Igor, tak jak ja, nie wyglądał najlepiej. Starałam się nie zwracać na niego uwagi i całą swoją energię skupić na zasłyszanych informacjach.

Dzisiejsze szkolenie zaplanowano tylko w godzinach przedpołudniowych. Według agendy punktualnie o dwunastej chętni wyruszali na Śnieżkę. W związku tym, że kochałam góry, pomimo niewyspania, postanowiłam wziąć udział w wyprawie. Nie miałam jednak pewności, ile osób stawi się na zbiórce.

Dobre pięć minut przed wyznaczoną godziną czekałam na miejscu, czyli w holu głównym na dole. Dołączyli do mnie Patrycja i Marcin. Trzy osoby to już całkiem liczna grupa, więc postanowiliśmy, że w takim gronie na pewno wyruszymy.

Kiedy już mieliśmy wychodzić, z windy wyłonił się Igor.

– Hej, poczekajcie, proszę. Minuta spóźnienia chyba nie wyklucza mnie z eskapady? – zażartował.

– Na ciebie jestem w stanie poczekać nawet kwadrans. – Patrycja się zaśmiała.

Po odczekaniu jeszcze kilku minut w końcu wyruszyliśmy.

Igor przemierzał już tę trasę kilka razy, dlatego postanowił zostać naszym przewodnikiem. Pierwsze kilkanaście minut szliśmy trochę na skróty – to pomiędzy domkami, to przy ulicy. Kiedy Igor znalazł się blisko mnie, wyszeptał słowa tak, aby nikt inny nie mógł ich usłyszeć.

– Lena, proszę cię, spędźmy dzisiaj razem fajny dzień.

– Pasuje. Ale nie znęcasz się nade mną i nie naruszasz mojej prywatnej przestrzeni – odpowiedziałam spokojnym tonem.

– Wchodzę w to! – Zaśmiał się.

– Pajac – odpowiedziałam rozbawiona.

Po około trzydziestu minutach doszliśmy do wyciągu krzesełkowego, który wjeżdżał na Kopę.

– Idziemy czy wjeżdżamy? – zapytałam zaciekawiona odpowiedzią pozostałych.

Pomimo że była wczesna jesień, zaczął kropić deszcz, a prognozy nie przewidywały poprawy pogody.

– Wjeżdżamy, bo potem nie będziemy mieć wyboru – oznajmił Marcin.

Wszyscy zgodziliśmy się jednogłośnie. Pomimo że kolejka była długa, tempo okazało się stosunkowo sprawne.

– Dobra, myślałam, że dopiero na szczycie wyciągnę butelkę whisky, ale myślę, że teraz też jest dobry moment. Zrobiło się już tak zimno, że wszelkie formy rozgrzania uznaję za akceptowalne. – Patrycja zaśmiała się, rozdając plastikowe kubki.

Każdy z nas miał podobne odczucia, dlatego bez większych oporów umililiśmy sobie oczekiwanie rozgrzewającym trunkiem. W takich okolicznościach przyrody i przy padającym deszczu alkohol smakował wybornie. Po kilkunastu minutach udało nam się kupić bilety i zająć czteroosobową kanapę na wyciągu krzesełkowym. Widok był absolutnie cudowny.

Jadąc w górę, ponad koronami drzew, dosadnie czułam autentyczny kontakt z naturą. Z każdą minutą znajdowaliśmy się coraz wyżej i wyżej nad drzewami. Wszechobecne piękno uderzało z każdej strony. Zieleń biła po oczach, wręcz czarowała i onieśmielała. Przez te kilka minut jazdy nasze rozmowy ucichły, a my po prostu podziwialiśmy otaczający krajobraz. Cudowny, piękny i czarujący. Nawet coraz mocniej padający deszcz nie był w stanie zepsuć tej chwili. Dopiero kiedy dojechaliśmy na Kopę, wróciliśmy do rozmowy.

– Czy tylko mnie tak zimno, czy komuś jeszcze? – zapytała Patrycja, kiedy zebraliśmy się przy wyjściu z wyciągu krzesełkowego.

– Nie jesteś jedyna – odpowiedziałam, zaśmiewając się delikatnie.

Szybkim krokiem ruszyliśmy w dalszą drogę. Po krótkiej chwili marszu naszym oczom ukazał się zdesperowany piechur, który w krótkich spodenkach kierował się w stronę Śnieżki. Twarz miał czerwoną z zimna, nogi zresztą też, ale odwaga była godna naśladowania.

– To odwaga czy głupota? – zapytał Marcin, podziwiając ten widok z takim samym zaciekawieniem.

– Nasz dzisiejszy bohater – wtrącił się do rozmowy Igor.

– Ewidentnie jest przygotowany. Buty ma trekkingowe – dodałam mocno rozbawiona.

– I na pewno nie narzeka, że zimno i pada – dodał Marcin, śmiejąc się.

Deszcz coraz bardziej utrudniał nam przemieszczanie się. Teraz już nie kropiło, drobne krople zamieniały się w mocne strugi.

Wyciągnęłam czapkę z plecaka, bo mimo września pogoda była zmienna.

Zresztą każdy z nas włożył już wszystkie elementy garderoby.

– Lena, przypomniało mi się! – krzyknął nagle podekscytowany Igor. – Mam dwie kurtki przeciwdeszczowe w plecaku! – Uśmiechnął się, rozradowany.

W tym momencie postanowiłam nie protestować.

Było mi już tak zimno, że twarz miałam obolałą, a dłonie lodowate.

– Zgadzam się na wszystko.

Na samą myśl, że ochronię się przed deszczem, uśmiechnęłam się od ucha do ucha.

– Jesteś mi coś winna – powiedział szkoleniowiec, kiedy podawał mi kurtkę.

– A czy dla odmiany nie możesz zrobić po prostu dobrego uczynku i ulżyć kobiecie, nie oczekując nic w zamian? – zapytałam, śmiejąc się przy tym.

– Ale ja właśnie cały czas do tego dążę – wyszeptał Igor, puszczając oko.

W końcu doszliśmy do schroniskaDom Śląski. W normalnych warunkach ten niezbyt długi spacer od wyciągu krzesełkowego nie byłby żadnym wyczynem, ale dzisiaj, przy intensywnych opadach deszczu i wietrze, który potęgował odczucie zimna, to była prawdziwa wyprawa. Nawet co chwilę konsumowany alkohol nie rozgrzewał na tyle, byśmy mogli poczuć ciepło. Jednogłośnie postanowiliśmy, że czas na przerwę, dlatego weszliśmy do środka.

– Nie wiem jak wy, ale ja na razie nigdzie stąd nie wychodzę – powiedziała rozradowana Patrycja, kiedy już wygodnie rozsiadła się na ławce.

– Nie wymiękaj. – Igor śmiał się zalotnie.

– Nie wszyscy mają swojego królewicza, który przybiegnie z płachtą przeciwdeszczową – stwierdziła z delikatnym wyrzutem, udając obrażoną.

W przypływie troski Igor zdjął swoją kurtkę przeciwdeszczową i z pokazowym bólem przekazał ją Patrycji.

– W takim razie jeśli chcesz, ja zwrócę ci tę, którą mi niedawno użyczyłeś – zaproponowałam dumnie.

– Lena, wyluzuj. Nie dajesz mi szansy na bycie bohaterem. – Igor zaśmiał się, totalnie ignorując moją dumę.

– Poza tym, kobiety lubią odważnych, silnych i zdecydowanych mężczyzn, prawda? – zapytał, patrząc mi intensywnie w oczy.

– Nie wiem jak inne, ale na mnie kompletnie nie robi to wrażenia – odpowiedziałam, udając całkowicie obojętną.

– Kochani, zamówiłem dla każdego żurek z jajkiem – włączył się do rozmowy Marcin.

– A czy mogę zjeść twoją i swoją porcję? – zapytała z poważną miną Patrycja.

Kolejne pół godziny upłynęło nam w przyjemnej atmosferze. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i dogryzaliśmy sobie. Deszcz i niska temperatura czyniły tę wyprawę wyjątkową. Zdecydowanie trudniejszą i bardziej zapadającą w pamięć.

Igor robił wrażenie całkiem sympatycznego człowieka. Partycję i Marcina znałam już jakiś czas, ale tylko na gruncie zawodowym. Ta wycieczka ewidentnie zbliżyła nas do siebie. Może nie jakoś szczególnie, ale inne otoczenie i całkiem duże wyzwanie wywołały sympatię, a wspólny cel dodawał emocji.