Tylko bądź przy mnie - Laura Kneidl - ebook + książka

Tylko bądź przy mnie ebook

Laura Kneidl

4,5

Opis

Kontynuacja i zamknięcie historii Sage, którą czytelnik poznał w tomie Tylko mnie kochaj.

Po dramatycznym rozstaniu z Luką, Sage ląduje w tanim obskurnym motelu. Znowu nie ma się gdzie podziać, ponieważ Luka podczas kłótni wyrzucił ją z mieszkania. Jest zrozpaczona, tęskni za chłopakiem i boi się Alana, swojego ojczyma, od którego, jak sądziła, uciekła na zawsze.
Alan molestował Sage przez kilka lat. Zmusił ją do milczenia na ten temat, grożąc, że  skrzywdzi młodszą siostrę Sage, Norę. W motelu zjawia się April i zszokowana warunkami, w jakich mieszka przyjaciółka, sprowadza ją z powrotem do mieszkania Luki.
Sage zaczyna terapię grupową, na którą, jak się okazuje, chodzi też jej znajomy ze studiów, Connor. Poznaje innych ludzi z trudną przeszłością, zaprzyjaźnia się z Connorem i coraz lepiej radzi sobie z lękiem. Niebagatelną rolę w tym trudnym procesie odgrywa Luka, który, jak się okazuje, nadal kocha Sage i gotów jest ją wspierać i jej pomagać.
Tymczasem zaczynają pojawiać się tajemnicze przesyłki i docierają do rąk Sage. Zanim dziewczyna orientuje się, skąd pochodzą i kto jest ich nadawcą, dochodzi do niespodziewanego spotkania. Teraz Sage już nie ma wyboru…
Sage opowiada Luce o wszystkim, co ją spotkało. Luka jest pierwszą osobą, poza terapeutką, która poznaje trudną przeszłość Sage. Jest wstrząśnięty tym, co usłyszał, i sugeruje Sage złożenie doniesienia na policji. Dziewczyna jednak odmawia, pamiętając o umowie, do jakiej przed laty zmusił ją ojczym. Ma milczeć, w przeciwnym razie Alan skrzywdzi jej siostrę.

Czy Sage zdoła zapobiec tragedii?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 480

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (490 ocen)
302
131
43
12
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nestomat

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna kontynuacja.
10
sylwusiaw1988

Nie oderwiesz się od lektury

😍
00
czytamy83

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham tą książkę
00
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Tak jak pierwszy tom mnie zachwycił to drugi rozczarował. Dłużyło mi się, dużo różnych wątków, a te najważniejsze były tylko chwilą w całości...szkoda.
00
STerlicka

Dobrze spędzony czas

Lekka literatura na jeden góra dwa wieczory.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Verliere Mich. Nicht

Redakcja: Agata Techmańska

Korekta: Renata Kuk, Elżbieta Śmigielska

Skład i łamanie: Robert Majcher

Projekt okładki: ZERO Werbeagentur GmbH

Zdjęcie na okładce: © FinePic / shuttertstock

Opracowanie graficzne polskiej okładki: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Copyright © 2018 by Bastei Lübbe AG, Köln

Copyright for the Polish edition © 2020 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN 978-83-7686-862-2

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2020

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

Moim wspaniałym czytelnikom

Rozdział 1

Stałam przed zniszczonymi drzwiami z łuszczącym się lakierem i bałam się przekręcić klucz w zamku. Jak do tego doszło, że się tu znalazłam? Jeszcze parę godzin temu byłam szczęśliwa, a teraz stoję tutaj. Sama. Zrozpaczona. Załamana. W motelu, w jakimś obskurnym korytarzu, gdzie ze ścian odpada tynk. Z oddali dobiegało skomlenie psa, w odpowiedzi na jego skargę ktoś podkręcił dźwięk w telewizorze, słyszałam metalicznie brzmiące głosy tak wyraźnie, jakbym siedziała tuż obok.

Wesołych Świąt, Sage.

Łzy znowu napłynęły mi do oczu, ale pozbyłam się ich, mrugając. Nie chciałam już płakać, byłam wyczerpana. Kilka razy musiałam zjechać na pobocze w drodze z Brinson do Melview, ponieważ łzy zalewały mi oczy, a łkanie nie pozwalało utrzymać kierownicy. I na każdym postoju zastanawiałam się, czy nie zawrócić i nie pojechać do Luki, żeby prosić go o przebaczenie. Ale jego lodowate spojrzenie i ostre słowa wżarły się w moją pamięć i serce jak kwas. Wynoś się.

Nie chciał mnie widzieć. Już nigdy. Pragnęłam, by jego słowa wynikały ze zranionej dumy, ale tak naprawdę chyba był zadowolony, że się mnie pozbył, po tym, jak go oszukałam. Pewnie teraz siedział w którymś z tych swoich znienawidzonych klubów, próbując raz na zawsze wyrzucić mnie ze swojej pamięci.

Na myśl, że jego ręce mogłyby teraz wędrować po ciele innej kobiety, natychmiast zrobiło mi się słabo. Nagle poczułam tak przemożną potrzebę zwymiotowania, że gwałtownie przekręciłam klucz w zamku, gotowa w razie czego szybko dotrzeć do łazienki.

Od razu uderzył mnie zwietrzały zapach papierosowego dymu i chińskiego jedzenia. Wspaniale. Zaczęłam oddychać przez nos. Zasłony były zaciągnięte, pomacałam ścianę, wyklejoną szorstką i lepką w dotyku tapetą, szukając włącznika. Znalazłam. Lampa pod sufitem zapaliła się, migocząc, i oświetliła skromny pokój, niewiele większy od transportera. Naprzeciwko łóżka, przykrytego kocem w kolorze wymiocin, stała komoda, która sprawiała wrażenie, że za chwilę rozpadnie się pod ciężarem starego kineskopowego telewizora. Na dywanie leżały drobne brązowe ziarenka, podejrzewałam, że to mysie odchody.

Pomieszczenie wyglądało strasznie i nie mogłam już dłużej powstrzymywać napływających do oczu łez. Jak zamroczona weszłam chwiejnym krokiem do pokoju. Kiedy pięć miesięcy temu przyjechałam do Melview, nawet bez dachu nad głową i z pustym kontem, miałam poczucie, że zdarzyło się coś niewiarygodnie dobrego i uwalniającego. Przyszłość jawiła mi się wtedy jak czysta karta, którą miałam nadzieję zapisać zgodnie z własnymi życzeniami i wyobrażeniami. Dziś znowu stanęłam przed wielką niewiadomą, ale tym razem pustka była przytłaczająca.

Zamknęłam za sobą drzwi na kłódkę. Gdyby ktoś chciał tu wejść, nie byłabym w stanie mu przeszkodzić, nie przy tych cienkich tekturowych ścianach, które prawdopodobnie można by rozwalić jednym mocnym kopnięciem. Byłam jednak zbyt zrozpaczona, żeby przejmować się obleśnym facetem, siedzącym przy wejściu do motelu. Najważniejsze, że Alan mnie tutaj nie znajdzie. Zapłaciłam gotówką i podałam fałszywe nazwisko. W tym miejscu nie zadawano zbyt wielu pytań.

Rzuciłam plecak na podłogę, podeszłam do łóżka i osunęłam się na wyleżany materac. Kiedy wpełzłam pod koc i zwinęłam się w kłębek, łóżko zaskrzypiało, choć jestem raczej drobnej budowy. Nie zważając na śmierdzącą kurzem pościel, zanurzyłam się w ciemność, która mnie otoczyła i ukryła przed światem. Szkoda że nie przed uczuciami.

Chyba powinnam się martwić Alanem i jego groźbami sprowadzenia mnie siłą do Maine. Ale nie mogłam przestać myśleć o Luce i jego zimnym spojrzeniu, kiedy wyrzuciłam mu, że po naszej wspólnej nocy odczuwam wstręt. Co ja sobie wtedy myślałam? Jak mogłam pozwolić, by uwierzył, że żałuję wspólnie spędzonego czasu?

Z mojego gardła wydobył się szloch. Szybko zacisnęłam usta, żeby stłumić jęk. Na próżno. Cała się trzęsłam i płakałam, aż nie mogłam już oddychać przez nos. Bolał mnie brzuch, z trudem łapałam powietrze. Pod kocem było ciepło i duszno, dźwięki, jakie z siebie wydawałam, zdawały się bardzo głośne. Tak głośne, że ledwo usłyszałam dzwonek telefonu, który tkwił gdzieś w plecaku.

Gwałtownie odrzuciłam koc i wyciągnęłam rękę, żeby chwycić pasek plecaka. Ledwo widząc przez łzy, wyjęłam telefon, ale w tej samej chwili przestał dzwonić. Serce waliło mi jak szalone, miałam ogromną nadzieję, że to był Luca, że chciał ze mną porozmawiać i naprawić wszystko między nami. Jednak to nie imię Luki pojawiło się na wyświetlaczu, lecz April.

Ponownie naciągnęłam koc na głowę, telefon trzymałam w dłoni. Oślepiło mnie jaskrawe światło ekranu. Zmrużyłam oczy i zanim się zorientowałam, co właściwie robię, otworzyłam listę kontaktów i odnalazłam Lukę. Mój kciuk zadrżał nad zieloną słuchawką. Dzielił nas tylko jeden ruch, jedno jedyne kliknięcie. Ale co miałabym mu powiedzieć? A przede wszystkim: czy w ogóle chciałby mnie wysłuchać? Raczej nie. Po tym wszystkim, co mu wygarnęłam, nie mam na co liczyć.

Nim podjęłam decyzję, telefon ponownie się rozdzwonił. To była April, po raz drugi próbowała się ze mną skontaktować.

Nie byłam jeszcze gotowa na jej pytania, a może też wyrzuty, bo stało się dokładnie to, przed czym mnie ostrzegała. Nie ułożyło się między mną a Luką i teraz będzie musiała stanąć po jego stronie. Telefon wypadł mi z ręki, jakby plastikowa obudowa parzyła. Ukryłam twarz w dłoniach. Myśl o tym, że straciłam nie tylko Lukę, ale być może i April, była nie do zniesienia.

Nie wiem, jak długo leżałam pod kocem i płakałam i jak często w tym czasie odzywał się mój telefon, w końcu zapadłam w niespokojny sen, z którego budziłam się co pięć minut tylko po to, by po chwili znowu dopadły mnie koszmary. Ostatecznie do rzeczywistości przywrócił mnie ponowy dźwięk dzwonka. Po omacku sięgnęłam po komórkę, z na wpół przytomnym spojrzeniem i z posklejanymi od łez rzęsami.

Luca.

Jeszcze nigdy cztery małe litery nie wywarły na mnie takiego wrażenia. Zerwałam się z łóżka i mrugając, szybko odpędziłam resztki snu, gotowa na odebranie połączenia. Kiedy jednak przyjrzałam się uważniej ekranowi, wszelka nadzieja we mnie umarła. Tak jakby była zestrzelonym ptakiem, który spadł mi prosto pod nogi.

Nora.

Jak ON śmie znowu do mnie dzwonić? Musi przecież wiedzieć, ile złego już zrobił. Jeszcze mu mało? A może poczuje się szczęśliwy dopiero, gdy całkowicie pozbawi mnie woli życia? Właściwie nie powinnam odbierać, trzeba było zablokować ten numer. Ale ON wiedział o Luce, znał jego adres, więc nie mogłam GO zignorować. Dreszcz przebiegł przez moje ciało i chociaż wszystko we mnie krzyczało, żeby tego nie robić, przejechałam kciukiem po ekranie.

– Czego chcesz? – syknęłam.

Przez moment panowała cisza.

– Ja… chciałam ci życzyć wesołych świąt – wyjąkała niepewnie Nora.

Jej głos tak mnie zaskoczył, że przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Byłam pewna, że Alan dzwoni do mnie z telefonu Nory i nawet nie przyszło mi do głowy, że to może być moja siostra.

– Przepraszam – odparłam, zacinając się. – Ja też ci życzę wesołych świąt. Dopiero co wstałam.

– No tak. Sorry. Zawsze zapominam o różnicy czasu. – Nie brzmiało to tak, jakby naprawdę było jej przykro. – Nudzi mi się po prostu. Czekam, aż mama z tatą wstaną i będę mogła rozpakować swoje prezenty.

Mama z tatą. Tata. Tata. Tata. Znowu poczułam zimny dreszcz, powrócił też strach przed Alanem, który z powodu rozstania z Luką zszedł na dalszy plan. Czy ja dobrze zrozumiałam Norę?

– Alan i mama jeszcze śpią?

– Tak – sapnęła niecierpliwie. – Przecież mówiłam przed chwilą.

– Jasne. – Zaśmiałam się nerwowo i potarłam ręką czoło. Alan nie jechał tutaj. Napięcie i troska zniknęły jak ręką odjął. Jednocześnie poczułam pulsowanie w skroniach, zwiastujące nadciągający ból głowy. – Prezenty ode mnie dotarły na czas? – zapytałam pospiesznie, starając się, by Nora nie zauważyła, jak wielką ulgę poczułam.

– Tak, leżą pod choinką.

– Świetnie. Bałam się już, że za późno je wysłałam.

Prezenty zaniosłam na pocztę na początku tygodnia – oczywiście nie podając adresu nadawcy. Dla Nory kupiłam notes z motywem ptaków kiwi, dla mamy zrobiłam naszyjnik, a żeby nie wzbudzać podejrzeń, Alanowi wysłałam jakąś tanią wodę po goleniu.

– Naprawdę mi smutno, że cię tu nie ma – powiedziała Nora.

– Mnie też – odparłam i ze zdziwieniem uświadomiłam sobie, że nie było to tak do końca kłamstwo. Gdybym pojechała do Maine, zamiast z Luką do Brinson, może nadal bylibyśmy razem. Musiałabym wprawdzie wytrzymać kilka dni z Alanem, ale potem wróciłabym do swojego nowego życia.

Nie, wcale by tak nie było.

Załamałabym się, gdybym znowu musiała go znosić, wiedząc, jak beztroskie może być życie. I byłoby to nie fair wobec Luki. Zasłużył na kogoś lepszego, na kobietę, która nie jest aż tak obciążona i która będzie z nim całkowicie szczera. Tak długo, jak będzie istniał Alan, który szantażuje mnie dobrem Nory, będzie tak, jakby w naszym związku był ktoś trzeci, o kim Luca nie wie i o kim nie mogę mu powiedzieć. Każdego dnia, w którym milczałam o Alanie, wciskałam Luce nowe kłamstwo.

– Muszę kończyć – powiedziała nagle Nora. – Mama i tata się obudzili. Na pewno potem do ciebie zadzwonią. Pozdrów ode mnie Lukę.

Nora rozłączyła się, zanim zdążyłam się pożegnać albo powiedzieć o sytuacji z Luką.

Oszołomiona i nadal sparaliżowana słowem „tata”, wpatrywałam się w ekran. Pokazywał, że rozmawiałam z Norą trzy minuty i dwadzieścia sekund. Przyglądałam się tej informacji tak długo, aż przestała się wyświetlać. Jakaś część mnie zauważyła, że powinnam poczuć ulgę, bo Alan nie jechał do mnie. A inna część była po prostu wściekła. Wściekła na Alana. Wściekła z powodu tej sytuacji. Ale przede wszystkim wściekałam się na samą siebie. Jak mogłam być tak głupia i myśleć, że przyjedzie po mnie do Brinson? Kłamał. Jasne, że tak. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?

Nigdy nie zostawiłby mamy i Nory samych w Wigilię i Nowy Rok. Przez te wszystkie lata, kiedy dominował nade mną, zawsze się kontrolował. Był świadomy tego, co robi, i dokładał wszelkich starań, by nasza tajemnica pozostała tajemnicą. Zostawić biologiczną córkę, żeby niespodziewanie odwiedzić dorosłą pasierbicę – to mogłoby się wydać podejrzane. Powinnam była o tym wiedzieć, ale strach odebrał mi jasność myślenia.

Zacisnęłam palce na telefonie. Najchętniej rzuciłabym nim o ścianę, ale na razie był to jedyny sposób kontaktu z Luką. Przejechałam palcem po wyświetlaczu i znowu chciałam wybrać jego numer, gdy zauważyłam czerwoną słuchawkę. Siedemnaście nieodebranych połączeń, ostatnie późno w nocy. Większość od April, ale Megan również kilka razy próbowała się do mnie dodzwonić. Było też wiele powiadomień o oczekujących na odczytanie wiadomościach.

Wybrałam numer poczty głosowej.

Hej, Sage – powitał mnie głos April. – Zadzwoń do mnie.

Rozległ się piszczący dźwięk, a po nim druga wiadomość, nagrana zaledwie kilka minut później.

Najwyraźniej nie tylko z Luką nie chcesz rozmawiać. Nie wiem, co się między wami wydarzyło. Chciałabym to zrozumieć. Co się stało? Zadzwoń do mnie, proszę.

Piiiii.

Następna wiadomość.

Hej, to jeszcze raz ja, April. Dzwoniłam przed chwilą na nasz domowy numer i albo znowu nie odbierasz telefonu, albo się wyprowadziłaś. Nie mogę uwierzyć, że Luca cię wyrzucił. Jeśli już cię tam nie ma, mam tylko nadzieję, że nie śpisz w transporterze. Jest za zimno. Aaron został w Melview na święta, ale jego współlokator wyjechał. Jeśli potrzebujesz jakiegoś pokoju, zadzwoń do niego. Masz chyba numer Aarona? Jeśli nie, daj znać. Nie, czekaj, odezwij się, nawet jeśli masz jego numer.

Piiiii.

Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, rozumiem. Ale przynajmniej powiedz, że wszystko z tobą okej. Martwię się.

Z każdą wiadomością w głosie April było słychać coraz więcej zwątpienia. Żałowałam, że chociaż raz nie odebrałam telefonu od niej. Nie zrobiła nic złego i nie zasłużyła na takie zmartwienia z mojego powodu.

Znowu rozległ się piszczący dźwięk. Miałam już przestać odsłuchiwać wiadomości i oddzwonić do April, ale nagle zamarłam, słysząc niski męski głos.

Hej, Sage.

Luca.

Łzy same zaczęły płynąć. Nie spodziewałam się, że tu i teraz usłyszę jego głos. Jak urzeczona wstrzymałam oddech, by usłyszeć każde słowo.

Mam nadzieję, że bez problemu dojechałaś do Melview. April nie może się z tobą skontaktować. Megan też nie może się do ciebie dodzwonić. Obie się o ciebie martwią, odezwij się do nich.

„Obie się o ciebie martwią”. Megan i April. On nie. Wiem, że to egoistyczne, ale chciałam, żeby on też się o mnie martwił. Chciałam nie być mu obojętna.

Wbrew rozsądkowi odsłuchałam wiadomość od Luki po raz drugi i trzeci, i czwarty, tylko po to, by usłyszeć jego głos. Moje serce biło jak szalone. Już tęskniłam za Luką. Zmęczona oparłam się o ramę łóżka i po raz piąty odtworzyłam nagranie. Dopiero gdy znowu rozbrzmiało „Hej, Sage”, dałam radę wyłączyć pocztę.

Właściwie zamierzałam zadzwonić do April, skoro nawet Lukę zmusiła do sięgnięcia po komórkę, ale mimowolnie zatrzymałam kciuk przy imieniu Megan. Trudno przełamać stare przyzwyczajenia.

Odebrała od razu.

– Sage! – krzyknęła tak głośno, że aż się wzdrygnęłam. – Gdzie się, do diabła, podziewasz? Co u ciebie? Tylko mi nie mów, że leżysz w jakimś szpitalu ze złamaną nogą. Mam przyjechać do Nevady?

W jej głosie pobrzmiewały złość i troska.

– Nie, nie musisz przyjeżdżać. Wszystko ze mną dobrze – zapewniłam od razu, chociaż chętnie bym się z nią teraz zobaczyła. – Przepraszam, że się wcześniej nie odezwałam, ale potrzebowałam trochę czasu dla siebie.

– Wystarczyłaby jakaś krótka wiadomość.

Westchnęłam.

– Masz rację. To było samolubne z mojej strony.

– I to jeszcze jak!

Megan rzadko przybierała taki poważny ton. Słuchając jej pełnego wyrzutu głosu, poczułam się winna.

– Przepraszam – powtórzyłam i na kilka sekund zapadła cisza.

– Gdzie jesteś? – zapytała po raz drugi Megan.

– W motelu w Melview. Chciał, żebym się wyprowadziła.

– Luca?

– Tak.

– Co za dupek – stwierdziła Megan. – Mam przyjechać i obić mu za to gębę?

Kiedy indziej wizja Megan bijącej Lukę pewnie by mnie rozśmieszyła, ale teraz ogarnął mnie tylko smutek. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy.

Wynoś się. Nie chciałam o nim myśleć, ale jednocześnie nie potrafiłam przestać. I tak miałam już dosyć stanu, w jakim się znalazłam. Kto mógł przypuszczać, że miłość potrafi sprawiać fizyczny ból?

– Możemy nie rozmawiać o Luce?

Megan westchnęła ciężko. Czułam, że chce mi pomóc. Ja też tak miałam, kiedy ona się z kimś rozstawała. Tyle że Megan godzinami opowiadała o swoim cierpieniu i dzieliła się emocjami z całym światem. Ja wolałam wyprzeć uczucia i uporać się z nimi w samotności.

– Niech ci będzie – powiedziała Megan po chwili milczenia. – Ale jedno musisz mi powiedzieć.

Kiwnęłam głową. To akurat byłam jej winna.

– Okej.

Nabrałam powietrza w płuca.

– Czy on cię skrzywdził? Albo zmuszał do czegoś, czego nie chciałaś? Bo jeśli tak, to…

– Nie! – rzuciłam. Rozumiałam, dlaczego Megan o to pyta, w końcu wiedziała o moich lękach i wcześniejszych obawach związanych z Luką, ale on nigdy nie zrobiłby czegoś tak obrzydliwego. – On… on nie ma z tym nic wspólnego. – Starałam się mówić tak przekonująco, jak tylko się dało. – W ogóle nic. Nie zrobił nic złego.

– Skoro tak mówisz… – Megan nie była przekonana.

– Potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu – zapewniłam. Miałam nadzieję, że usłyszała, że mówię serio. – A teraz porozmawiajmy o czymś innym. Jak tam święta?

Z ust Megan wyrwał się jakiś pełny frustracji dźwięk.

– Powiem tak: oddałabym teraz wszystko za samotny pobyt w jakimś motelu.

– Aż tak źle?

– Tak. Rodzina przyjechała dopiero wczoraj, a ja już zadaję sobie pytanie, czy jest szansa, by ktoś zaadoptował dziewiętnastolatkę. Przede wszystkim wujek mnie dobija. Przyjechał z żoną i jej idealną córeczką. Jego pasierbica ma idealne blond włosy, idealny uśmiech i od pół roku jest na idealnych studiach na Uniwersytecie Browna. Wszyscy wykładowcy ją uwielbiają, a ona oczywiście nadal jest ze swoim pierwszym chłopakiem z liceum, który też studiuje na Uniwersytecie Browna, i bardzo możliwe, że w Nowy Rok da jej pierścionek zaręczynowy. – Megan wydała dźwięk podobny do tego, jaki się słyszy, gdy ktoś wymiotuje. – Melanie to, Melanie tamto… Melanie jest taka wspaniała. Przysięgam, moi rodzice na pewno planują ją porwać i podmienić mnie na jej miejsce. W końcu mieliby taką córkę, o jakiej zawsze marzyli.

Nie zdziwiło mnie, że Megan porównuje się z Melanie. Od kiedy jako piętnastolatka postanowiła zerwać z konwencjami, wbrew rodzicom przekłuć nos, zaczęła farbować włosy i przyprowadzać do domu swoją pierwszą dziewczynę, musiała się przyzwyczaić do takich porównań.

– Przesadzasz. Twoi rodzice nigdy nie zamieniliby cię na Melanie. Kochają cię.

Megan jęknęła ze złością. Słyszałam, jak schodzi do pracowni w piwnicy.

– Wiem. I to jest właśnie problem. Gdyby byli po prostu konserwatywnymi dupkami i nie zgadzali się z moimi decyzjami… – westchnęła – ale oni szczerze się martwią o moją przyszłość.

– A ty się o nią nie martwisz?

– Nie. Zamartwianie się jest bezsensowne, donikąd nie prowadzi. Albo człowiek bierze sprawy w swoje ręce i próbuje coś zmienić, albo godzi się na to, co jest, i uczy z tym żyć. Zamartwianie się niczego nie zmieni.

Rozdział 2

Przypomniałam sobie słowa Megan, kiedy dwa dni później po raz pierwszy wyszłam z motelu, i to nie tylko po to, by kupić w automacie przeterminowany czekoladowy baton. Zamartwianie się niczego nie zmieni. Ma rację. Chciałabym być taką kobietą jak ona, która natychmiast się zbiera i rusza w świat. Ale ja nie dałam nawet rady wyjść z łóżka w święta. Miotałam się między strachem przed Alanem, żałobą po Luce i pragnieniem, by znów go zobaczyć, i byłam tym tak wykończona, że zapominałam nawet o wzięciu prysznica. Przewracałam się tylko w łóżku z boku na bok, przerażona, na granicy paniki, zapłakana i zastanawiałam się, co dalej. Znowu byłam sama. I nie miałam gdzie mieszkać. Wprawdzie pieniędzy zaoszczędziłam trochę więcej niż po przyjeździe do Nevady, ale oddałabym ostatniego centa za możliwość odzyskania Luki. Nie znaliśmy się zbyt długo, ale ponieważ już wiedziałam, jak to jest mieć u boku kogoś, kto jest kimś więcej niż przyjacielem, nie wyobrażałam sobie, jak będę żyła bez niego. Mimo wszystko musiałam spróbować.

Od kobiety w recepcji dowiedziałam się, że dziesięć minut jazdy samochodem od motelu jest kawiarenka internetowa. Udałam się tam pieszo, żeby zaoszczędzić na benzynie, ale szybko pożałowałam tej decyzji. Padał śnieg, a ja zaczęłam się pocić ze strachu. Na ulicach było pełno ludzi, którzy szli oddawać prezenty, realizować karty upominkowe albo wydawać podarowane im na Gwiazdkę pieniądze. Poprawiłam pasek torebki i przyspieszyłam kroku, żeby wyminąć grupę stojącej na środku chodnika młodzieży.

Nie boję się.

Ten lęk nie jest realny.

W końcu dotarłam do kafejki, na szczęście powstrzymałam prawdziwy atak paniki i nie zalałam się łzami na widok czegoś, co przypominałoby mi o Luce i naszym związku. Kafejka była nieduża. Znajdowała się w wąskim budynku upchniętym między jakimś butikiem a sklepem typu „Wszystko za dolara”. Przed drzwiami stała tablica z ładnie wykaligrafowanym kredą napisem informującym o gratisowej godzinie surfowania w Internecie pod warunkiem zamówienia latte macchiato i kawałka tortu.

Kiedy weszłam do środka, zrobiło mi się tak ciepło, że na plecach poczułam przyjemny dreszcz. Zaczęłam rozcierać zmarznięte palce i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kawiarnię urządzono w nowoczesnym stylu. Była większa, niż się spodziewałam. Podłużną salę utrzymano w jasnych kolorach. Przy wejściu stało kilka stolików z gniazdkami. Na prawo znajdowała się lada ze szklanymi witrynami i kasa, dalej stanowiska komputerowe, ale i tak większość gości miała własne laptopy i siedziała w przedniej części kawiarni. Byli tak wpatrzeni w ekrany, że nawet nie podnosili głów, kiedy przechodziłam obok nich w stronę lady.

Oparłam się o biały blat i popatrzyłam na brązowe włosy baristy, który kucał przed regałem i coś w nim układał.

– Przepraszam? – odezwałam się z wahaniem.

Mężczyzna z przestrachem odwrócił głowę, tak jakby w ogóle nie słyszał, że przyszłam. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, lekko przymrużył oczy.

– Sage?

– Connor? – roześmiałam się nerwowo. – Nie wiedziałam, że tu pracujesz.

Niby skąd miałam wiedzieć? Rozmawialiśmy ze sobą tak naprawdę, pomijając zajęcia, tylko raz, w stołówce po egzaminach śródsemestralnych, a i wtedy to głównie Aaron z nim rozmawiał. Ja byłam wówczas za bardzo skupiona, by nie jęczeć głośno z rozkoszy, kiedy Luca potajemnie głaskał moją szyję.

– Dopiero od paru tygodni. Kiedy człowiek chce się wyprowadzić od rodziców, potrzebuje kasy. – Przechylił głowę i poprawił zsuwające się z nosa okulary. – U ciebie wszystko gra? Nie wyglądasz za dobrze.

Wiedziałam, o czym mówi, w końcu widziałam się w lustrze za jego plecami. Nie płakałam już od jakichś dwóch godzin, ale i tak oczy i skóra wokół nich były lekko opuchnięte. Nos miałam zaczerwieniony od ciągłego wycierania, a na brodzie wyskoczyło mi kilka pryszczy. To chyba zasługa tej zakurzonej pościeli, w której spędziłam ostatnie dni.

– Byłam chora – skłamałam i szybko zmieniłam temat. – Znalazłeś już jakieś mieszkanie?

Potrząsnął głową.

– Na kawalerkę mnie nie stać, a większość wspólnie wynajmowanych mieszkań jest już zajęta. Złożyłem podanie o akademik i mam nadzieję, że po tym semestrze zwolni się jakieś miejsce.

Ktoś inny może odebrałby słowa Connora jako znak od losu. Jego nie było stać na samodzielne mieszkanie. Mnie też nie było na nie stać. Ale chociaż już od dawna nie czułam w jego obecności lęku, nie byłam gotowa, by z nim zamieszkać.

– Ja też czegoś szukam.

– Chcesz się wyprowadzić od April i Luki? – zapytał Connor, opierając ręce o ladę.

Kiwnęłam głową.

– Śpię w ich salonie, to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę.

– Jasne. – Connor zmarszczył czoło. – Przypomniało mi się… Nie powinnaś być teraz w Brinson? Myślałem, że spędzasz święta z rodziną April.

Ze zdziwieniem ściągnęłam brwi.

– Skąd o tym wiesz?

– Od Aarona.

– Rozumiem – mruknęłam. Nie byłam zadowolona z faktu, że Connor tyle wie. Ale nie mogłam zabronić April rozmawiania o mnie z przyjaciółmi. Wydawało mi się, że Connor przynajmniej jeszcze nie słyszał o moim rozstaniu z Luką. Nie wyobrażałam sobie zdawania raportu z całej sprawy. Nie chciałam o tym rozmawiać nawet z Megan.

– Przyjechałam wcześniej, żeby się rozejrzeć za jakimś mieszkaniem.

– Nie będę cię więc dłużej zatrzymywał. – Connor wskazał gestem tablicę z ofertą napojów, która wisiała nad jego głową. – Co ci podać?

Przestudiowałam menu. Ceny były tu bezwstydnie wysokie, chyba przez hipsterów okupujących przednią część lokalu. W innym wypadku chyba trudno byłoby utrzymać kafejkę internetową.

– Małą gorącą czekoladę i dwie godziny przy komputerze.

– Czekolada zaraz będzie, a czas przy komputerze rozliczymy później. Jak skończysz, podejdź po prostu do lady.

Zapłaciłam za czekoladę, a Connor podał mi dane do logowania do jednego z komputerów w tylnej części sali. Potem zaniosłam filiżankę na miejsce i zdjęłam płaszcz.

Byłam trochę rozbita rozmową z Connorem i najpierw zajęłam się szukaniem nowego lokum. Przejrzałam mejle i odkryłam cztery odpowiedzi w sprawie mieszkań, o które pytałam jeszcze przed świętami.

Droga Sage,

bardzo dziękuję za zainteresowanie naszym mieszkaniem. Niestety wynajęliśmy właśnie pokój komuś innemu. Powodzenia w dalszych poszukiwaniach i Wesołych Świąt!

Pozdrowienia

Nadine

Cholera.

Skasowałam wiadomość i otworzyłam następną. Niestety jej treść była mniej więcej taka sama jak tej pierwszej, w trzeciej też ktoś mi odmówił. Nadzieja, której i tak od początku nie miałam zbyt dużo, topniała coraz bardziej, a kiedy otworzyłam czwartego mejla, nie czułam jej prawie wcale. Pragnęłam jak najszybciej mieć za sobą kolejne rozczarowanie.

Cześć, Sage,

miło, że się odzywasz. Bardzo się ucieszyłam, widząc Twojego mejla. To fajnie, że sprzedajesz swoją biżuterię na Etsy. Myślę, że dobrze byśmy się dogadywały. Jeśli nadal szukasz pokoju, odezwij się do mnie po świętach. Chętnie Cię poznam.

Pozdrowienia

Olivia

Dzięki wiadomości od Olivii uśmiechnęłam się po raz pierwszy od trzech dni – a chwilę później uświadomiłam sobie, że bardzo chciałabym podzielić się tym z Luką. Prawdopodobnie ucieszyłaby go ta wiadomość, ale raczej tylko dlatego, że dłużej nie zajmowałabym jego sofy.

Ponownie przeczytałam odpowiedź od Olivii i obejrzałam zdjęcia mieszkania. Znajdowało się tylko parę przecznic od kampusu. Olivia chciała skompletować grupę współlokatorów i szukała dwóch dziewczyn z pierwszego albo z drugiego semestru. Odpowiedziałam na mejla i podałam swój numer telefonu, żebyśmy mogły umówić się na spotkanie. Potem przejrzałam kilka portali i przeczytałam kolejne ogłoszenia w sprawie mieszkań do wynajęcia. Nie chciałam poprzestać tylko na jednej ofercie, zwłaszcza że według Connora na rynku mieszkań pod wynajem trwała prawdziwa walka.

W końcu zalogowałam się na Etsy i przejrzałam zamówienia z ostatnich dni. Nie będę mogła ich jeszcze zrealizować, bo wiele moich rzeczy, w tym biżuteria, zostało w mieszkaniu Luki, a ja na razie nie byłam w stanie tam pójść. Może kiedy April wróci z Brinson, poproszę ją, żeby przywiozła mi je do motelu. Jeśli w końcu zdobędziesz się na to, by do niej zadzwonić, tchórzu.

Poprosiłam Megan, aby przekazała jej, że mam się dobrze. Sama nie miałam jeszcze odwagi zadzwonić do April, bałam się, że zacznie mówić o Luce rzeczy, których nie chciałam słyszeć. Albo że oznajmi koniec naszej przyjaźni, bo przecież już przedtem zapowiedziała, że jeśli między mną a Luką nie będzie się układać, stanie po stronie brata. Wprawdzie ignorowanie jej nie zmieniłoby tej decyzji, ale przynajmniej na krótki czas dałoby mi złudzenie, że mam w Melview jeszcze choć jedną przyjaciółkę.

Kiedy odczytałam wszystkie mejle i powiadomienia i przejrzałam ogłoszenia z mieszkaniami, najrozsądniej byłoby, gdybym się wylogowała i przestała korzystać z internetu, oszczędzając tym samym trochę pieniędzy. Ale ponieważ od kilku dni nie kierowałam się rozumem, lecz sercem, wpisałam do wyszukiwarki adres instagramowego konta Luki. Ostatnie wrzucone zdjęcie było z pierwszego świątecznego poranka. Luka miał na głowie świecącą świąteczną czapkę i obejmował ramieniem April. Na jego ustach błąkał się krzywy uśmieszek.

Żołądek mi się ścisnął – z tęsknoty, rozczarowania i ze złości. Jak może być tak szczęśliwy? Zdjęcie powstało niecałą dobę po naszym rozstaniu i kiedy ja leżałam w tym ohydnym motelowym łóżku i wyłam, on beztrosko rozpakowywał prezenty ze swoją rodziną. Kliknęłam na zdjęcie i przeczytałam podpis: Merry Christmas and happy Holidays! A potem cały rządek emotek i hasztagów. Na następnym zdjęciu nie było Luki, tylko książka, którą ostatnio czytał. Zdjęcie podpisano Polecam (5/5).

Nie byłam w stanie przestać przeglądać jego profilu. Najczęściej wrzucał zwykłe zdjęcia z codziennych sytuacji. Rozpaczliwie próbowałam powstrzymać łzy, które napływały mi do oczu. Ale kiedy doszłam do jego urodzin i zobaczyłam, że skasował nasze wspólne zdjęcie, nie mogłam już wytrzymać. Z mojego gardła wydobył się szloch. Szybko zatkałam sobie usta dłonią, aby stłumić pełne żalu dźwięki.

Zerknęłam przez ramię, by się upewnić, że Connor niczego nie usłyszał. Wydawało się, że w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Kiedy odzyskałam panowanie nad sobą, wróciłam do przeglądania profilu Luki. Wiedziałam, że powinnam przestać, ale nie potrafiłam. Jego zdjęcia dawały mi poczucie, że jeszcze nie całkiem go straciłam. To było żałosne, ale i tak nie mogłam się powstrzymać i raz po raz klikałam w prawy górny róg.

W końcu zatrzymałam się przy jakiejś starej fotografii, opatrzonej przez Lukę tytułem Throwback Thursday. Dużo młodszy Luka i Joan z dumnymi uśmiechami trzymali razem tabliczkę z wydrukowanym napisem Joan Gibson – Planowanie imprez i przyjęć weselnych. Pod spodem widniał numer telefonu i adres strony internetowej.

Nagle w mojej głowie rozległ się dzwonek alarmowy. Pospiesznie otworzyłam nowe okno w przeglądarce i wpisałam adres z tabliczki. Strona szybko się załadowała. Była zaprojektowana w prosty sposób, utrzymana w bieli i fiolecie, zdecydowanie skierowana do kobiet. W menu, obok strony głównej, na której widniało zdjęcie Joan w czarnym garniturze, były jeszcze tylko trzy zakładki: O mnie, Moja oferta i Kontakt. Kiedy weszłam w zakładkę Kontakt, od razu stało się jasne, skąd Alan wziął adres Luki w Brinson. Oprócz formularza do wysyłania wiadomości podano również adres biura Joan w ich domu.

Opadłam z powrotem na krzesło, czułam jednocześnie ulgę i niedowierzanie. Nora musiała opowiedzieć wszystko Alanowi. Z jednej strony cieszyłam się, że Alan w taki sposób zdobył adres Luki, bo to by oznaczało, że aby mnie odnaleźć, nie musiał uciekać się do swoich policyjnych znajomości. A z drugiej strony wizja Alana, z nienawiścią przeglądającego profil Luki i wyobrażającego sobie nas razem, była odrażająca. Poczułam mdłości i szybko pozamykałam wszystkie okna i wykasowałam historię przeglądania. Nagle ogarnęła mnie przemożna potrzeba wzięcia prysznica.

Słaby strumień wody, który rozpryskiwał się na wszystkie strony, miał co najwyżej letnią temperaturę, ale po spacerze na zimnym powietrzu było to lepsze niż nic. Poza tym prysznic pomagał pozbyć się z głowy tych wszystkich obrazów, na których Alan siedzi przy komputerze i przegląda instagramowy profil Luki, szukając informacji o nim i o mnie.

Wytarłam się i włożyłam jakieś wygodne ciuchy. Nie zamierzałam już tego dnia wychodzić z motelu, choć po powrocie z miasta wydał mi się jeszcze paskudniejszy niż wcześniej. Tak jakbym podświadomie uważała ten pokój za ładniejszy niż w rzeczywistości, by móc wytrzymać w nim jeszcze parę dni. Byłam jednak zbyt wykończona, żeby sobie tym zaprzątać głowę.

Zmęczona padłam na łóżko i sięgnęłam po telefon. Kolejne nieodebrane połączenie od April. Przez ostatnie trzy dni próbowała się do mnie dodzwonić ze dwadzieścia razy. Wstyd mi było, że tak długo nie oddzwaniałam, jednak za bardzo się bałam, co mogłaby mi powiedzieć. Ale nie da się przecież wiecznie uciekać, więc zanim znowu dopadły mnie wątpliwości, zadzwoniłam do niej.

W przeciwieństwie do Megan nie odebrała od razu. Dzwoniłam, dzwoniłam i dzwoniłam, i kiedy już miałam się rozłączyć, odebrała.

– Sage? – zapytała z niedowierzaniem.

Nic więcej nie powiedziała, więc zapytałam cicho:

– Przeszkadzam?

– Żartujesz? Oczywiście, że nie! Robię sobie tylko coś do jedzenia. To może poczekać. Co u ciebie?

Sama nie wiedziałam, jak mam odpowiedzieć na to pytanie, dlatego postanowiłam je zignorować.

– Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz. Mam nadzieję, że nie martwiłaś się tak bardzo. Megan do ciebie dzwoniła?

– Tak, ale to wcale nie pomogło. – Zatrzymała się na chwilę i znowu zapytała: – Co u ciebie?

Wstałam z łóżka, byłam zbyt przejęta, by prowadzić tę rozmowę na leżąco. Krążyłam po pokoju, przystając przy brudnym oknie, z którego rozciągał się widok na zabałaganione podwórko. W śniegu tarzał się pies, który po przyjeździe przywitał mnie szczekaniem.

– Mogło być gorzej.

Alan mógłby się pojawić.

April westchnęła z ulgą.

– Cieszę się, że to mówisz.

Ku mojemu zdumieniu nie była tak wzburzona jak Megan.

– Powiesz mi, co zaszło między tobą a Luką? On tylko powtarza, że jeśli chcę się dowiedzieć czegoś więcej, mam porozmawiać z tobą. Co takiego odwalił?

Pokręciłam głową.

– Nic nie odwalił. To tylko… – Zawahałam się. Co miałam zrobić? Nie mogłam powiedzieć prawdy, nie wspominając o Alanie, a kolejnych kłamstw nie chciałam jej wciskać. – Nie wydaje mi się po prostu, że na dłuższą metę pasowalibyśmy do siebie. To…

To był błąd, że pozwoliłam mu tak bardzo się do siebie zbliżyć.

Pewnie to była nawet prawda, ale i tak nie odważyłam się wypowiedzieć tych słów na głos. Gdybym mogła cofnąć czas, niczego bym nie zmieniała, nie odebrałabym tylko tamtego telefonu od Nory. Gdybym wtedy nie podeszła do aparatu i po prostu dalej piekła ciasteczka, to wszystko by się nie wydarzyło, a przynajmniej jeszcze spędziłabym święta z Luką. Miałabym ostatnie piękne wspomnienia.

– Przykro mi, że to wszystko tak się potoczyło.

– Mnie też – odpowiedziała cicho April.

W oczach stanęły mi łzy. Zaczęłam szybko mrugać, żeby się ich pozbyć. Nie chciałam płakać, nie po raz kolejny, ale w ostatnich dniach moje ciało tylko w taki sposób radziło sobie z emocjami.

Westchnęłam ciężko.

– Wiem, że mnie ostrzegałaś przed związkiem z Luką i mówiłaś, że nie chcesz mnie stracić jako przyjaciółki. I że gdy nam się nie ułoży, staniesz po jego stronie. Ja…

– Zapomnij o tym, co mówiłam – przerwała mi April. – Jak długo byliście razem? Tydzień? Dwa? Mój lakier do paznokci wytrzymuje dłużej, więc jeśli tylko nie będziesz dostawać świra, kiedy wspomnę o Luce, to między nami nic się nie zmieni.

– Mówisz poważnie?

– Jasne.

W tej chwili niczego nie pragnęłam tak bardzo, jak tego, by przeklęte jezioro Tahoe nie stało nam na drodze, bo poczułam nieodparte pragnienie, by mocno przytulić April, kupić jej wielką porcję sushi i powiedzieć, że jest najlepszą przyjaciółką, jaką mogłam sobie wymarzyć i że właściwie na nią nie zasługuję – tak samo jak na Megan.

– Wyprowadziłaś się już od nas? – zapytała. Słyszałam, jak wysuwa jakąś szufladę. Zaraz potem rozległ się brzęk sztućców.

– Tak. – Z trudem przełknęłam ślinę. – Ja… nie mogę tam zostać.

– Jesteś u Aarona?

– Nie.

April zamilkła.

– Proszę, tylko nie mów, że śpisz w samochodzie.

– Nie śpię w samochodzie.

– Nie kłamiesz?

Uśmiechnęłam się. Podobny dialog przeprowadziłyśmy podczas naszego drugiego spotkania w kampusie, kiedy April przez przypadek zajrzała do mojego volkswagena.

– Nie, jestem w motelu.

– W którym? – W głosie April nadal słychać było nieufność.

– Nie kłamię.

– To powiedz, w którym motelu jesteś.

Przewróciłam oczami.

– Onho Motel.

– Znalazłaś go przed chwilą w internecie?

– Niby na czym?

– Okej, jest to jakiś argument. Ale i tak lepiej bym się czuła, wiedząc, że u Aarona… – April urwała zdanie.

W tle słychać było czyjeś kroki, a po chwili niski głos mruknął „hej”. Poznałabym go zawsze i wszędzie.

Serce zaczęło mi bić szybciej, przygryzłam dolną wargę, żeby nie zdradzić się żadnym dźwiękiem. Nie chciałam przegapić słów Luki. Wprawdzie słyszałam już jego głos na nagraniu, ale świadomość, że właśnie stał obok April, sprawiła, że moje tętno przyspieszyło.

– Z kim rozmawiasz?

– Z nikim.

– Dla zabawy trzymasz komórkę przy uchu?

– Tak.

Nastąpiła cisza. Oczyma wyobraźni widziałam, jak patrzą na siebie z wyczekiwaniem.

– Chcę z nią porozmawiać.

Nogi się pode mną ugięły, a wstrzymywany oddech z jękiem wydobył się z mojej krtani.

– Nie – powiedziała April.

– Muszę z nią porozmawiać.

– Zapomnij.

– Daj mi tę komórkę – zażądał i usłyszałam krótką szamotaninę.

– Sage, muszę kończyć! – krzyknęła April i zanim zdążyłam odpowiedzieć, połączenie zostało przerwane.

W osłupieniu trzymałam telefon przy uchu jeszcze przez parę sekund, próbując pojąć, co się przed chwilą wydarzyło. Luka chciał ze mną porozmawiać. On. Chciał. Ze. Mną. Porozmawiać. A ja myślałam, że powiedzieliśmy sobie już wszystko.

Muszę z nią porozmawiać.

Najwidoczniej nie wszystko.

Rozdział 3

Od dziesięciu minut stałam na ulicy naprzeciwko mieszkania Olivii. Przyszłam dużo za wcześnie, ale z motelu wygoniły mnie obrzydliwe klejące się ściany i zatęchły zapach. Od rozmowy telefonicznej z April, którą odbyłyśmy dwa dni temu, prawie nie wychodziłam z pokoju. Co właściwie miałabym robić? Było za zimno na spacery w parku. Rozpacz po ostatniej rozmowie z Luką i strach przed Alanem sprawiły, że nerwy miałam napięte do granic możliwości, nie chciałam więc ryzykować wyprawy do miasta. A moja jedyna przyjaciółka z Melview nadal była w Brinson. Nie pozostawało mi nic innego niż oglądanie kiepskich programów telewizyjnych w motelu.

Schowałam dłonie głęboko do kieszeni płaszcza i zanim przeszłam przez ulicę, rozejrzałam się na prawo i lewo. Wprawdzie Olivia oczekiwała mnie dopiero za jakiś kwadrans, ale wolałam przyjść za wcześnie, niż zostać przyłapaną na obserwowaniu jej z ukrycia.

Mieszkanie znajdowało się w ładnym budynku: był dosyć stary, ale w dobrym stanie. Miał czystą, najprawdopodobniej niedawno odnawianą fasadę. Zatrzymałam się przed drzwiami i przeczytałam nazwiska z tabliczek. Nacisnęłam przycisk z etykietką „Olivia Sterman”. Czułam się jak przed pierwszą randką, której tak naprawdę nigdy nie miałam. Nie doszliśmy z Luką do tego etapu. Wprawdzie robiliśmy różne rzeczy razem, ale najczęściej tylko dla zabawy, jak wtedy w Halloween; i nigdy nie czułam potrzeby wywierania na nim wrażenia. Teraz było inaczej, bo nawet jeśli spotkanie z Olivią jest dalekie od randki, to chciałam ją oczarować.

Usłyszałam dźwięk domofonu i popchnęłam drzwi. Klatka schodowa była ozdobiona świątecznymi wieńcami, w powietrzu unosił się zapach jodły. Rozpięłam płaszcz i weszłam po schodach na pierwsze piętro.

Olivia już na mnie czekała. Z uśmiechem opierała się o futrynę. Miała proste czarne włosy do pasa i mimo zimna była ubrana tylko w zwykły top.

– Ty musisz być Sage. – Wyciągnęła rękę na powitanie.

Uścisnęłam jej dłoń.

– To ja.

– Olivia, ale pewnie już się zorientowałaś. – Gestem zaprosiła mnie do środka.

Zdjęłam płaszcz.

– Mam zdjąć buty? – zapytałam i spojrzałam na kałużę pod nogami, powstałą z topiącego się śniegu.

– Wystarczy, jak je wytrzesz. – Wskazała małą wycieraczkę.

Wycierając buty, rozglądałam się po przedpokoju. Mieszkanie było wysokie, na ścianach wisiały fotografie w dużym formacie. Nie przedstawiały ludzi, w każdym razie nie były to portrety przyjaciół czy rodziny, tylko rozmyte postacie na tle natury, coś w rodzaju duchów błądzących po lesie.

– Napisałaś w mejlu, że jesteś na pierwszym semestrze, prawda? – zapytała Olivia.

Kiwnęłam głową.

– A ty co studiujesz?

Nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek widziała Olivię na uczelni, ale przy takiej liczbie studentów, codziennie przewijających się przez kampus, nie było w tym nic dziwnego.

– To i tamto. Tak naprawdę jeszcze się nie zdecydowałam na nic konkretnego. Chodziłam na sztukę i fotografię, a teraz jestem na zajęciach z biznesu i kreowania mediów. A ty?

– Ja właściwie jestem zdecydowana. Psychologia. Nauki społeczne. Coś w tym kierunku.

– Znasz już swoje oceny?

Pokręciłam głową. Szczerze mówiąc, w ogóle nie pomyślałam o tym, żeby wejść na portal. Wykładowcy wprawdzie informowali nas, że wpiszą oceny jeszcze przed Nowym Rokiem, ale byłam zajęta innymi sprawami.

– A ty?

– Wszystko zaliczyłam – powiedziała Olivia z dumą. – Chcesz się czegoś napić? Wody? Soku? Herbaty?

– Poproszę o herbatę.

Kiedy Olivia nastawiała wodę i wyciągała filiżanki z szafki, obejrzałam kuchnię. Była odnowiona, tak samo jak parkiet w przedpokoju. Naprzeciwko kuchenki stał mały stół i trzy krzesła. W tym pomieszczeniu też wisiały zdjęcia.

– To twoje fotografie?

– Tak, większość powstała podczas zajęć.

– Są naprawdę świetne.

– Dzięki.

Rozmawiałyśmy jeszcze przez kilka minut o jakichś mało istotnych sprawach, żeby trochę lepiej się poznać. W tym czasie zagotowała się woda.

– Oprowadzę cię – zaproponowała w końcu Olivia.

Kiwnęłam głową i z kubkiem w dłoni ruszyłam za nią najpierw do łazienki, wyposażonej tylko w najpotrzebniejsze przedmioty. W mieszkaniu nie było salonu, bo dwa, puste na razie, pokoje przeznaczono na wynajem. Zainteresowałam się tym mniejszym, większy kosztował o sto pięćdziesiąt dolarów więcej. Nie miałam takich pieniędzy.

– Ile masz jeszcze umówionych spotkań? – zapytałam po skończonym obchodzie.

Olivia zastanawiała się przez chwilę.

– Trzy w sprawie tego większego pokoju. I dziesięć w sprawie mniejszego.

– Wow, naprawdę jesteś rozchwytywana.

– Myślę, że nie ma to zbyt dużo wspólnego ze mną, raczej z tym że na rynku jest mało mieszkań. Początkowo też chciałam wynajmować z kimś mieszkanie na spółkę, ale kiedy po dwóch miesiącach nie znalazłam żadnego pokoju, postanowiłam, że po prostu sama założę taką wspólnotę.

Po prostu. Takie proste to jednak nie jest. Mnie też przyszedł do głowy pomysł, żeby zrobić coś takiego. Ale niby jak miałabym to sfinansować? Zanim znalazłabym lokatorów, musiałabym przez pierwsze tygodnie sama opłacać czynsz. A nie znałam nikogo, kogo mogłabym zapytać, czy nie chciałby takiej wspólnoty założyć ze mną – może oprócz Connora.

– No i jak ci się podoba to mieszkanie? – zapytała Olivia.

– Jest naprawdę ładne, ale byłoby mnie stać tylko na ten mniejszy pokój.

– Jak większości. – Olivia westchnęła. – Pierwsza zainteresowana też chciała ten mniejszy. Ale zdecyduję dopiero po spotkaniach ze wszystkimi chętnymi.

– Kiedy to będzie?

– Ostatnie spotkanie mam drugiego stycznia.

Cholera. Jeśli szybko nie odezwie się do mnie żaden wynajmujący, będę musiała zostać w motelu jeszcze po Nowym Roku. Tego nie planowałam. Nie mogłam jednak okazać rozczarowania i zmusiłam się do uśmiechu. Mam nadzieję, że wyglądał przekonująco.

Przeszłam przez pachnącą jodłą klatkę schodową i żeby się schronić przed zimnem, postawiłam kołnierz płaszcza. Słońce właśnie zachodziło. Szybko wróciłam do motelu.

W recepcji przywitała mnie Ingrid, właścicielka. Rozmawiała z Cliffem, jego pies codziennie bawił się w śniegu jak dziecko. Minęłam ich i ruszyłam w stronę korytarza, gdzie znajdował się mój pokój. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam przed drzwiami jakąś postać.

Moją twarz rozjaśnił uśmiech.

– Co ty tu robisz?

– Chciałam zobaczyć twoje nowe mieszkanie.

April podeszła do mnie. Miała na sobie skórzaną kurtkę, zbyt cienką jak na tę porę roku, i wełnianą czapkę, która wyglądała jak z prywatnej kolekcji Gavina. Jasne włosy i delikatne rysy twarzy April boleśnie przypomniały mi o Luce, ale z wdzięcznością padłam w jej ramiona. Mocno mnie przytuliła i pogłaskała po plecach. Nie zasłużyłam sobie na to ciche pocieszenie.

– Kiedy wróciłaś? – zapytałam. Podejrzewałam, że Luca też był już w Melview. Przecież uciekłam z Brinson swoim autem, a on nie miał własnego.

– Dziś w południe. Aaron zaprosił mnie na sylwestra, ale, chociaż lubię starych przyjaciół, nowy rok wolę witać z nowymi.

April wypuściła mnie z objęć, żeby mi się uważnie przyjrzeć. Na szczęście tym razem nie wyglądam aż tak źle jak podczas spotkania z Connorem.

– A to znaczy, że ty też musisz przyjść.

– No nie wiem…

Wygrzebałam klucz z kieszeni płaszcza. Na wspomnienie o imprezie u Aarona poczułam w ustach mdły posmak. To, co mi się wtedy przydarzyło, nie miało żadnego związku z tym chłopakiem, ale nie zmieniało faktu, że znalazłam się wówczas na granicy.

– Będzie taka duża impreza jak tamta urodzinowa?

– Nie. Jego współlokatorów nadal nie ma. Zaprosił małe grono, żebyśmy mogli się razem ponudzić.

– Czy… – chrząknęłam. – Czy Luca tam będzie?

– Na serio myślisz, że zapraszałabym cię, gdyby szedł ze mną Luca?

Wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi, żeby zyskać nieco na czasie. Z jednej strony nie chciałam siedzieć sama w sylwestra w tym podłym motelu, ale z drugiej nie byłam teraz w zbyt towarzyskim nastroju, głównie nie chciałam spotykać się z ludźmi, którzy będą mi stale przypominać o Luce i naszym rozstaniu.

– Przyjdź – nalegała April i chwyciła mnie za rękaw jak niecierpliwe dziecko. – Jesteś mi to winna, przez trzy dni nie odbierałaś ode mnie telefonu. – Uniosła brew. – A może masz już inne plany?

Włączyłam światło.

– Nie…

– A zatem postanowione. Idziemy razem – przerwała mi i weszła do pokoju. Ruszyłam za nią i z przyzwyczajenia zamknęłam drzwi na kłódkę.

April powoli przemierzyła pokój, nie mówiąc przy tym ani słowa. Próbowałam spojrzeć na ten motel jej oczami. Zdawałam sobie sprawę, że za dziesięć dolarów za dobę nie mogę wymagać warunków jak w Hiltonie, i że ten pokój był jedynym schronieniem, na jakie mogłam sobie pozwolić. I nawet jeśli z dnia na dzień wydawał mi się coraz bardziej obskurny, to dopiero teraz zobaczyłam, jaki jest brudny. W żółtym świetle lampy wyraźnie widać było plamy na dywanie. Tapety były poszarzałe, a zapach papierosowego dymu tak intensywny, jakby dopiero przed chwilą ktoś zgasił peta w popielniczce.

April odwróciła się powoli.

– Czy to jakiś żart?

Wykonała rękami ruch, który obejmował całe pomieszczenie.

– Jest tanio. – Wzruszyłam ramionami.

– Przecież to zatęchła nora. – Na widok zagrzybionej ściany April skrzywiła się z odrazą. – Nie możesz tu zostać.

– Tylko przez parę dni.

– Każda godzina w tym miejscu to za dużo.

– Na nic innego mnie nie stać – wyjaśniłam i padłam na łóżko. Zrzuciłam mokre buty i podkuliłam nogi.

– Mogłabyś jeszcze przez kilka dni zostać u nas.

– Nie, nie mogłabym. – Pokręciłam głową.

– Luca na pewno nie miałby nic przeciwko.

– To on chciał, żebym się wyniosła – powiedziałam cicho. Nawet gdyby sam zaproponował, żebym dalej u nich mieszkała, nie zgodziłabym się na to, bo wszystko w mieszkaniu przypominałoby mi o naszych wspólnych chwilach. Patrząc na sofę, myślałabym o Halloween. Kuchenka przypominałaby o poranku, w którym po raz pierwszy się całowaliśmy. A na balkonie na pewno myślałabym o jego urodzinach i naszym selfie, które już usunął ze swojego Instagrama.

– Jestem pewna, że źle go zrozumiałaś.

– Dosyć jasne było to jego „wynoś się” – prychnęłam.

April przechyliła głowę.

– Nie o to mu chodziło.

– Skąd możesz wiedzieć?

– Wiem, bo nie jest z nim za dobrze. – April westchnęła i potarła ręką czoło. – Zabiłby mnie, gdyby się dowiedział, że ci o tym mówię, ale on się fatalnie czuje. Chciał to ukryć i schodził mi z drogi, bo go przejrzałam. Tęskni za tobą, Sage.

A ja tęsknię za nim. Zamknęłam oczy i znowu pokręciłam głową.

– To kolejny powód, żeby do was nie wracać. Gdybyśmy się codziennie widywali, byłoby jeszcze gorzej.

April zacisnęła wargi. Wiedziała, że mam rację.

– Poza tym szukam nowego mieszkania. Właśnie byłam obejrzeć jedno.

– Nie zmieniaj tematu – upomniała mnie April i usiadła na samym brzegu łóżka, jakby chciała uniknąć zetknięcia z pościelą.

– Nie zmieniam. Nie podoba ci się miejsce, w którym teraz mieszkam, ale chcę, żebyś wiedziała, że prawdopodobnie niedługo to się zmieni.

April przewróciła oczami.

– Jesteś taka sama jak on. Dlaczego po prostu nie porozmawiacie o swoich uczuciach? To nie jest zabronione.

– Tak, ale nie ma o czym mówić. Rozstaliśmy się. Koniec pieśni – obstawałam przy swoim i szybko otarłam łzę. Jeśli pozwoliłabym April dalej mówić o Luce, znowu zaczęłabym płakać i wtedy zmyłoby nas z tego pokoju jak w Alicji z Krainy Czarów. – Ten motel nie jest wcale aż taki zły.

– Śmierdzi papierosami i starym chińskim jedzeniem. – April zmarszczyła nos i ponownie rozejrzała się po pokoju. – Poza tym nawet ja czuję, że to łóżko jest niewygodne.

– Można się przyzwyczaić.

– Ale nie trzeba.

Nie odpowiedziałam, tylko popatrzyłam na April. Czego ona ode mnie oczekiwała? Żebym wyczyściła sobie konto i wszystkie pieniądze roztrwoniła na jakiś ładniejszy motel? Albo żebym dręczyła siebie i Lukę, śpiąc na jego sofie?

Rozdział 4

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Nie pozwalało mi na to wspominanie Luki, zamartwianie się o nowe mieszkanie i odgłosy dobiegające z innych pokoi. Przewracałam się z boku na bok, zrzucałam z siebie kołdrę tylko po to, by po paru minutach ponownie naciągnąć ją na głowę. Za każdym razem, kiedy na krótko udawało mi się zasnąć, słyszałam głos Luki. Nie brzmiał tak zimno i gorzko jak podczas naszej ostatniej rozmowy, był ciepły i delikatny jak wtedy, gdy spędzaliśmy razem noce. Tęskniłam za jego bliskością i choć byłam opatulona kołdrą, w łóżku nagle zrobiło się zimno i pusto. Przekręciłam się na plecy i spróbowałam myśleć o czymś innym. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to impreza sylwestrowa u Aarona. Nie miałam na nią ochoty, ale przynajmniej spędzę wieczór z April. A poza tym może uda mi się przestać myśleć o Luce.

O Luce, którego nie widziałam od pięciu dni.

O Luce, którego pocałunki do tej pory czuję na swojej skórze.

Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, kiedy powiedziałam mu, że to, co razem przeżyliśmy, budzi we mnie wstręt.

Cholera! Znowu o nim myślę.

Po omacku odnalazłam komórkę. Trzecia czterdzieści siedem. O wiele za wcześnie na wstanie z łóżka, ale nie mogłam wytrzymać tam ani minuty dłużej. Nie, gdy każda minuta mijała na rozmyślaniu o Luce.

Zapaliłam nocną lampkę i wstałam. Jeden rzut oka na pokój wystarczył, żebym zrozumiała, jak ograniczone miałam możliwości. Włączyłam telewizor, który rozświetlił się po paru mrugnięciach i zaczęłam oglądać jakieś bezsensowne reklamy lokówek, depilacji nóg i elektronicznych przyrządów kuchennych, które można kupić w bardzo korzystnej cenie, o ile właśnie teraz zadzwoni się na gorącą linię. Boże, zatęskniłam za swoją biżuterią. Podczas następnego spotkania z April koniecznie muszę jej przypomnieć, żeby podrzuciła tu moje rzeczy. A jednak mimo wszystko paplanina w telewizji spełniła swoje zadanie i na tyle odciągnęła mnie od Luki, że w końcu zasnęłam z nudy podczas reklamy pojemników do przechowywania żywności.

Następnego ranka wybrałam się do miasta tak wcześnie, jak to tylko było możliwe, żeby po raz ostatni w tym roku sprawdzić skrzynkę mejlową.

Za ladą zamiast Connora stała tym razem jakaś młoda kobieta. Znowu zamówiłam gorącą czekoladę i jako jedyna zajęłam miejsce w tylnej części kawiarni. Na dwadzieścia mejli, wysłanych wczoraj w sprawie mieszkania, dostałam tylko sześć odpowiedzi, z czego pięć odmownych. Nie byłam tak bardzo rozczarowana, bo wbrew rozsądkowi całą nadzieję pokładałam w Olivii. Bardzo chciałam tam zamieszkać. Nie tylko dlatego, że dobrze się rozumiałyśmy, ale mieszkanie znajdowało się blisko kampusu, a ten mniejszy pokój był nawet o dwadzieścia pięć dolarów tańszy, niż zakładałam. Czego chcieć więcej?

Odpisałam na pozytywną odpowiedź i podałam numer telefonu, żeby się umówić na spotkanie. Przejrzałam jeszcze najnowsze oferty z mieszkaniami, ale w czasie świąt nie było ich zbyt wiele. Potem weszłam na internetowy portal uczelni. Drżącą dłonią otworzyłam stronę z ocenami i westchnęłam z ulgą na widok wypisanych dużymi literami słów Ocena pozytywna przy naukach społecznych. Kilka innych przedmiotów też zaliczyłam, wprawdzie z gorszymi ocenami, ale w tym momencie nie zawracałam sobie tym głowy. Brakowało tylko stopnia z egzaminu z psychologii, ale biorąc pod uwagę skalę zagadnień, nie było się czemu dziwić. Nadal wątpiłam, że zdałam ten egzamin, ale dopóki nie zobaczę wyniku, nie będę się zamartwiać. Zamartwianie się niczego nie zmieni.

Przy komputerze poszło mi szybciej, niż się spodziewałam. Zapłaciłam za pół godziny korzystania z internetu i wróciłam do motelu, żeby czekać na April, która miała mnie zabrać na imprezę u Aarona.

Wzięłam prysznic i włożyłam ciuchy, w których planowałam pokazać się w święta u rodziców Luki. Czarna bluzka ze złotym zamkiem przy kołnierzyku i czarne dżinsy. U Aarona wprawdzie będą sami swoi, ale jak to się mówi, jak cię widzą, tak cię piszą, a ja postanowiłam, że wieczorem będę się dobrze bawić i nie rozpaczać tylko dlatego, że Luca nie pocałuje mnie o północy.

Siedziałam na łóżku i przełączałam programy w telewizji, która, jak mi się wydawało, nadawała tego dnia wyłącznie powtórki najlepszych hitów mijającego roku, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

– Moment – zawołam, zeskoczyłam z łóżka i otworzyłam kłódkę.

– Cześć – powiedziała April i objęła mnie.

Podobnie jak ja zadbała o swój wygląd bardziej niż to konieczne na swojski wieczór u Aarona. Wprawdzie nie widziałam, co ma pod kurtką, ale szare spodnie o luźnym kroju wyglądały dość elegancko, tak samo jak jej wysoko upięta fryzura.

– Ładnie wyglądasz.

– Dzięki. Ty też. Zaraz będę gotowa. Wezmę tylko kurtkę.

– Nie ma pośpiechu, przyjechałam trochę za wcześnie.

Otworzyłam drzwi, ale April została na korytarzu. Ukradkiem przyglądała się pokojowi. Widać było, że próbuje ukryć to, że nie podoba jej się moje aktualne lokum, co nie wyszło najlepiej. Udawałam, że nie dostrzegam jej niezadowolonej miny, wyłączyłam telewizor i przyniosłam kurtkę.

– Udało ci się coś znaleźć? – zapytała.

Wzięłam klucz ze stołu i wyszłam do niej na korytarz.

– Niezupełnie. Napisałam dzisiaj do kilku ludzi i dostałam jedną propozycję obejrzenia mieszkania, ale wiele osób po prostu nie odpowiedziało.

– Pewnie są jeszcze na świątecznych wyjazdach.

– Może – powiedziałam, choć brak odpowiedzi od wynajmujących rozumiałam raczej jako milczącą odmowę. Możliwe, że pokoje z ogłoszeń były już wynajęte i ludzie po prostu nie mieli ochoty pisać bezsensownych mejli z wytłumaczeniem.

Na ulicach panował straszny tłok. Ludzie jechali na imprezy albo załatwiali ostatnie sprawy przed Nowym Rokiem. Przez prawie pół godziny April szukała miejsca do zaparkowania. Zaczęło się ściemniać, dom oświetlały rzędy lampek rozwieszone na dachu i krzakach w ogrodzie. W przeciwieństwie do ostatniej imprezy u Aarona teraz nie słychać było żadnej muzyki i natychmiast poczułam coś w rodzaju ulgi. Najwyraźniej jakaś część mnie aż do tej chwili nie wierzyła, że ten wieczór może być spokojny i bezstresowy.

April nacisnęła dzwonek przy drzwiach, które zaraz otworzył Connor.

– Cześć, wcześnie przyszłyście.

– Ty też – odparła April.

Connor wzruszył ramionami.

– Pomagałem Aaronowi przy sprzątaniu.

April wcisnęła mu w dłonie torbę, którą wzięła z tylnego siedzenia auta. Nie miałam pojęcia, co jest w środku, podejrzewałam, że jakieś przekąski i mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, czy ja też powinnam była coś przynieść. Może dorzucę się do zakupów April.

Kiedy powiesiłyśmy swoje rzeczy w garderobie, poszłyśmy za Connorem do kuchni. Aaron stał przy blacie zawalonym różnymi miskami i kroił warzywa. Pachniało czymś słodkim, czego nie potrafiłam zidentyfikować, szyby pokrywała para.

– Cześć wam.

Aaron kiwnął nam ręką, w której trzymał nóż. Wyglądał jak szalony seryjny morderca. Wrażenie to potęgowało jeszcze jego czarne ubranie.

– Wow! Uważaj z tym nożem! – roześmiała się April i zwędziła kawałek papryki.

– Ej – syknął Aaron. – Nie podjadać. – Machnął ręką, jakby chciał nas przepłoszyć. – Jesteś taka sama jak Connor. Zjadł już chyba całego ogórka.

– Wcale nie – zaprotestował Connor i zaczął rozpakowywać torbę od April. W środku były bambusowe maty, paczuszki z algami morskimi i dwie rolki folii spożywczej. Teraz już wiedziałam, co tak pachnie: ryż.

– Sushi? – zapytałam.

Aaron kiwnął głową.

– Na życzenie April.

Przewróciłam oczami.

– No oczywiście.

– Hej, przecież ty też lubisz sushi. – April spojrzała na mnie prowokująco.

– Ale nie tak bardzo jak ty.

– Zgadza się, nikt nie lubi sushi tak jak ja. – Z rozmarzeniem przycisnęła rękę do piersi, po czym ukradła kawałek marchewki.

Aaron rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, ale nic nie powiedział, tylko dalej kroił paprykę tak szybko, że bałam się o jego palce.

– Mogę w czymś pomóc? – zapytałam.

– Jak chcesz, możesz wyjąc z lodówki rybę i ją pokroić.

Podeszłam do zlewu, żeby umyć ręce.

– Okej.

– A co ja mam robić? – zapytała April.

Connor, który właśnie rozpakowywał bambusowe maty, wskazał jej wielką miskę przykrytą ścierką. Zauważyłam, że dziś, po raz pierwszy odkąd się znamy, nie włożył koszuli, tylko ciemnozielony sweter z dekoltem w serek.

– Możesz doprawić ryż. Przygotowałem już ocet, cukier i sól.

April zasalutowała żartobliwie.

– Tak jest, kapitanie!

Wyjęłam rybę z lodówki i stanęłam przy kuchennej wyspie w pewnej odległości od Aarona, który właśnie przygotował dla mnie deskę i nóż. Ukroiłam na próbę kilka pasków świeżego łososia.

– Tak?

Spojrzał na moje dzieło.

– Może trochę cieńsze.

Ostrożnie kroiłam rybę według jego wskazówek, uważając, żeby nie odciąć sobie palca i nie wylądować w szpitalu. Przez kilka sekund pracowaliśmy razem w milczeniu, ale dzielenie ciszy z kimś, kogo się zna, zawsze jest trochę dziwne.

– Co porabiałeś w święta? – zapytałam w końcu.

– Nic ciekawego. – Wzruszył ramionami, nie podnosząc głowy znad deski do krojenia. – Wszyscy współlokatorzy wyjechali do swoich rodzin, a ja byłem tutaj. W świąteczny poranek przez kilka godzin pomagałem w kuchni dla ubogich. No i to tyle.

Nie byłam pewna, co zaskoczyło mnie bardziej, informacja o kuchni dla ubogich czy to, że nie spędził świąt z rodziną.

– Jak to?

– Moja rodzina nie przykłada wielkiej wagi do świąt – powiedział krótko, ale w jego głosie nie było słychać żalu. Tym niemniej zmienił temat. – Macie już oceny?

– Jeszcze nie wszystkie – odparła April, która właśnie polewała ryż octem. – Ale jak na razie same pozytywne. A ty?

– Ja też, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Jeszcze nigdy nie uczyłem się tyle, co przez ostatnie dwa miesiące.

– Potwierdzam – powiedziała April. Posoliła ryż, a potem przytrzymała miskę pod pachą, żeby porządnie wymieszać jej zawartość. – A u was jak?

– Ja też wszystko zaliczyłam, nie wiem tylko, co z psychologią.

Musiałam mieć zmartwiony głos, bo April natychmiast spojrzała na mnie ze zrozumieniem.

– Jestem pewna, że zdasz.

– Zobaczymy.

Zmusiłam się do uśmiechu. April znała moje obawy co do tego egzaminu, ale i tak nic już nie mogłam zrobić, więc na razie nie pozwalałam sobie na zamartwianie się prawdopodobnymi konsekwencjami oblania go. Jeśli nie zdam, wtedy się pomartwię. W przeciwnym wypadku sama zupełnie niepotrzebnie ściągnęłabym sobie na głowę atak paniki.

– Ja też zaliczyłem wszystko – powiedział Connor i uśmiechnął się do mnie współczująco. – Jak na razie.

– Psychologia też ci dobrze pójdzie – zapewnił go Aaron i włożył świeżo pokrojone paski papryki do jednej z misek. – Uczyłeś się i rozumiałeś to wszystko. Eriksen to zobaczy. Kto by zwracał uwagę na parę brakujących słów i jakieś błędy ortograficzne?

Zaczerwieniony Connor wpatrywał się we wzór na swoich skarpetkach, jakby skrywały jakąś tajemnicę, którą będzie musiał ujawnić.

– Łatwo ci mówić. Ty nie piszesz jak dziecko z podstawówki.

– Ty też nie – powiedział z rezygnacją Aaron, tak jakby było mu przykro, że po raz kolejny prowadzi z Connorem tę samą rozmowę. – Brakuje ci wiary w siebie. Gdybyś był aż tak mało uzdolniony, jak sam o sobie mówisz, to w życiu nie skończyłbyś liceum.

Connor prychnął i poprawił zsuwające mu się z nosa okulary.

– Nie możesz porównywać liceum z psychologią u Eriksona.

– Mogę i będę to robić.

Aaron wyzywająco uniósł głowę, ale zanim Connor zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległ się przenikliwy dźwięk dzwonka.

– Już idę – powiedział Connor, który najwyraźniej nie zdążył na czas opuścić kuchni i musiał brać udział w dyskusji z Aaronem.

Współczułam mu. Na jego miejscu też kiepsko bym się czuła, gdyby publicznie omawiano moją legastenię, a przynajmniej tego typu problem wyczułam, przysłuchując się rozmowie. To by też tłumaczyło, dlaczego po egzaminach śródsemestralnych i końcowych Connor był taki przerażony.

– Gotowe! – zawołała April, przerywając nieprzyjemną ciszę wywołaną pospiesznym wyjściem Connora. Przykryła miskę z ryżem i oparła się o blat. Wyciągnęła rękę w stronę Aarona i zaczęła skomleć żartobliwie.

Aaron przewrócił oczami i podał jej naczynie z pokrojoną papryką.

Wzięła dwa kawałki.

– Dzięki.

– Potem nie będziesz mogła jeść.

– Sushi? Nigdy w życiu. – Zjadła paprykę i uśmiechnęła się z błogością.

Nie miałam wyjścia i też się uśmiechnęłam. Jej dobry humor był zaraźliwy. Cieszyłam się, że mnie namówiła na tę imprezę.

Kątem oka zobaczyłam, że Connor wrócił do kuchni.

Nie sam.

Był z nim Luca.

Rozdział 5

Zamarłam. Miałam wrażenie, że świat zniknął i istniał tylko Luca. Znowu poczułam w brzuchu pełny tęsknoty ból, taki sam, jaki w nocy nie pozwalał mi zasnąć, tym razem w towarzystwie bolesnego kłucia w klatce piersiowej.

Wstrzymałam oddech. Nie potrafiłam na niego nie patrzeć. Był zmieniony, ale jednak to był on. Tyle że nie przypominał już Luki, który przed świętami leżał ze mną w łóżku. Teraz był to Luca, jakiego spotkałam w żeńskim akademiku: arogancki i pewny siebie. Na jego ustach błąkał się zarozumiały uśmieszek. Nie odkrywał kart, a jednocześnie wiedział, co mają w dłoniach pozostali gracze; inni mogli z nim tylko przegrać. Jednak na mój widok twarz zaczęła mu się zmieniać i jego zimne spojrzenie przeszyło mnie jak sztylet.

– Co ona tutaj robi? – zapytał.

Poczułam na plecach zimny dreszcz, który wyrwał mnie z odrętwienia. Zamrugałam i zmusiłam się, by odwrócić wzrok. Dopiero teraz zauważyłam, że miał towarzystwo. Przyszli z nim Gavin, Jack i jakaś dziewczyna, której jeszcze nigdy nie widziałam, ale sposób, w jaki opierała się o jego ramię, nie pozostawiał złudzeń co do ich relacji.

Zrobiło mi się słabo.