Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Agat może mieć wszystko. Należy do najpopularniejszej grupy w szkole, a do tego jest znanym influencerem. Kiedyś był jednym z jej najlepszych przyjaciół, teraz Freya nie jest nawet pewna, czy ją zauważa. Ale nie musi, ona ma swoje sprawy i świat bookstagrama, w którym króluje.
Wydaje się, że między nimi wszystko skończone.
Ale kiedy koleżanki zdradzą Freyę, to właśnie Agat przyjdzie jej na ratunek.
A wkrótce ona będzie ratować jego.
Czy to co nadchodzi, to aby na pewno tylko przyjaźń?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Data ważności licencji: 3/13/2029
W serii PERSEIDY ukazały się:
Miłość z TikToka, Magdalena Pioruńska
Dziewczyna, którą zapomniano, Melka Kowal
Znów mogę cię zobaczyć, Ann Liang
W przyszłości w serii ukażą się:
Złamany książę, Karolina Urbaniec
Czarna parada, Katarzyna Górtat-Rzepka
Więcej na: @perseidy_seria
Rozdział 1
Agat
Ścieżka prowadziła między skupiskami świerków i górskimi strumieniami. Powietrze było przesiąknięte charakterystycznym zapachem lasu: mokrej ściółki, soczystej zieleni i wody spokojnie sączącej się między kamieniami. Zdjąłem słuchawki z uszu i przez chwilę zamiast w muzykę Taco Hemingwaya wsłuchiwałem się w szum liści jarzębin i brzóz, zmieszany ze szmerem strumienia. W oddali roztaczały się szare szczyty, które rozrywały błękit nieba.
Nieszczególnie cieszyłem się z tego wymuszonego obozu w Zakopanem, ale kiedy tylko wyszedłem z hotelu, by pobyć bliżej przyrody, i odetchnąłem świeżym powietrzem, na chwilę wrócił mi dobry nastrój. Nadal nie miałem ze sobą telefonu i nie mogłem sprawdzić najnowszych statystyk na TikToku i tego, ile zarobiłem na OnlyFans. Co gorsza, nie odczytałem też nowych zmysłowych wiadomości od Jagody ani nie podnieciłem się jej nagimi fotkami. Okazało się za to, że potrafię rozpoznać większość tatrzańskiej roślinności bez pomocy apki Flora Capture, i napawało mnie to dumą.
Oczywiście moje zainteresowanie botaniką nie było niczym szczególnym. Ot, takie sobie niewinne hobby. Wiedza bezużyteczna, jakby to ujął mój ojciec. W ogóle moją głowę wypełniała tylko taka wiedza, co jaskrawo udowadniały niskie oceny. Na samo wspomnienie szkoły przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Ojciec znowu musiał wyrzucić sporo kasy na moje korepetycje przed końcem roku, mało tego, musiał też zasponsorować szkole nowy sprzęt komputerowy. Poza tym marudził, że dołożył się do dwutygodniowych warsztatów kreatywnego pisania w Zakopanem na wyraźne życzenie dyrektora Grudy i właśnie z tego powodu nie mogły mnie one ominąć.
Tym sposobem za karę, pozbawiony przez ojca smartfonów i innych sprzętów, spacerowałem właśnie reglem górnym. Beztrosko ignorowałem trwające w tym czasie warsztaty pisania poezji w pensjonacie Astoria. W autobusie nasz nauczyciel polskiego Daniel Górzec przez całą drogę truł nam o Szymborskiej i o tym, jak uwielbiała to miejsce. Ponoć tutaj dowiedziała się, że otrzymała Nobla. Jeśli o mnie chodzi – miałem w nosie klasykę literatury pięknej. Więcej o prawdziwej, współczesnej poezji wiedzą, powiedzmy, właśnie Taco Hemingway albo Sobel, a nie jakaś przedpotopowa babka.
Zatrzymałem jednak swoją opinię dla siebie. Nikt z naszego szkolnego koła literackiego nie chciał mnie słuchać. W oczach tych kujonów i lizusów byłem nieproszonym gościem. Ja za to uważałem, że bardzo nisko upadłem, bo z nieziemsko popularnego lidera tiktokowej grupy JK zamieniłem się w popychadło tych nudziarzy i nieudaczników.
Zresztą Chodzież nie omieszkał mi o tym przypomnieć tuż przed samym wyjazdem:
– Zostaniesz teraz pisarzem jak Maks Bielski? – zapytał i oparł skrzyżowane nogi na skraju stolika w naszej prywatnej loży w Caprio.
Musiał mówić bardzo głośno, żeby przekrzyczeć muzykę dudniącą na parkiecie. Migoczące światła przesuwały się po ostrych rysach jego twarzy i irokezie z końcówkami farbowanymi na czerwono.
– Może nawet wydadzą cię szybciej od niego? – dodał i pociągnął solidny łyk whiskey z colą z szerokiej szklanki.
Pokazałem mu wtedy środkowy palec. Zareagował kpiącym śmiechem.
Moja irytacja nie robiła na nim większego wrażenia. Był moim przyjacielem, ale też ogromnym dupkiem, i nawet ja nie umiałem tego zmienić. Swoją drogą dawno przestałem się starać. Co nie zmieniało faktu, że miał sporo racji. Moja reputacja popularnego tiktokera o złotych lokach i złotym sercu znacznie podupadła, kiedy dałem mu się namówić na odwet na Bazyliszku podczas własnych urodzin. Zabrakło mi odwagi, żeby przypomnieć Chodzieżowi, czyja to tak naprawdę była wina, i znienawidziłem siebie za brak kręgosłupa.
Przyspieszyłem kroku. Wracała znajoma chandra przypominająca gradową chmurę i musiałem się rozpędzić, żeby została w tyle i nie mąciła harmonijnego krajobrazu przed moimi oczami. Bieg na nowo osadził mnie w rzeczywistości, a gorące promienie słońca łapczywie pieściły moją skórę.
Mijałem skupiska drzew, przeskakiwałem po kamieniach i przecinałem strumienie. Moje serce biło stałym, szybszym rytmem, a ciało pokrywała warstwa potu. Nie męczyłem się jednak zbyt mocno, nawet mimo zwiększającej się wysokości. Długie godziny na siłowni zrobiły swoje. Taka seksowna klata jak moja sama się nie zrobi.
Wyłoniłem się zza zagajnika sosen akurat w momencie, gdy trzy dziewczyny na skraju niewysokiej skarpy ostrożnie się wychylały i obserwowały coś u jej podnóża. Nie od razu je rozpoznałem, niesiony pędem wiatru i podniecony własną szybkością i siłą. Na ułamek sekundy loki przysłoniły mi oczy. Odgarnąłem je dłonią i akurat wtedy to się stało. Dwie dziewczyny zwróciły się już w lewo – ewidentnie, by zacząć w panice uciekać – a trzecia krzyknęła ze zdumienia, kiedy zabrakło jej podłoża pod stopami. Runęła w dół z szeroko rozłożonymi rękami. Burza mocno kręconych włosów wzbiła się wokół jej głowy na podobieństwo skrzydeł, jakby miały ją uchronić przed upadkiem, a jej czerwona sukienka wydęła się przy tym jak balon.
Zatrzymałem się gwałtownie, chmura kurzu wzbiła się w powietrze. Serce niebezpiecznie mi przyspieszyło, wcale nie z wysiłku. Poznałem miodowy odcień jej włosów. A potem nastąpił wrzask, który ucichł, kiedy jej ciało uderzyło o ziemię. Freya Dąbrowska. A te dwie laski, które w mgnieniu oka zniknęły za drzewami, były jej koleżankami z zajęć kreatywnego pisania i tak jak ona prowadziły bookstagramy.
Musiałbym znów zaczynać tę całkiem popieprzoną historię o mnie i o Frei, a problem polegał na tym, że myślałem naprawdę powoli – szczególnie jeśli w grę wchodziły kobiety. W dodatku te bardziej inteligentne ode mnie i obdarzone kształtami bogiń. Ta nosiła nawet imię jakiejś skandynawskiej. Wiedziałem, bo lubiła mi o tym przypominać, gdy snuła długie i nudne mitologiczne opowieści. No naprawdę, prawie dorównywała w tym Danielowi. W każdym razie status mojej relacji z Freyą zdecydowanie kwalifikował się do oznaczenia „to skomplikowane” na Facebooku. Gdybyśmy oboje z niego korzystali.
Teraz jednak bardziej liczyło się dla mnie to, czy przeżyła. Bez zastanowienia zszedłem ze szlaku i zacząłem ostrożnie kierować się w dół stromego zbocza, tuż pod samą skarpę. Chwilami podłoże uciekało mi spod podeszew butów, ale na szczęście szybko się przekonałem, że Freya nie spadła z dużej wysokości. Wylądowała na plecach na skale poniżej, a jej ręce wciąż były szeroko rozpostarte.
Przeskoczyłem przerwę między zboczem a skałą i znalazłem się tuż obok jej stóp. Wtedy mnie dostrzegła, ale nie przestawała płakać. Przykucnąłem przy niej ostrożnie i bez słowa zlustrowałem jej ciało. Lewe ramię krwawiło. Musiała zahaczyć o jakiś kamień, gdy spadała. Krew sklejała też jej włosy nad czołem i barwiła skałę. Miała skręconą prawą kostkę – błyskawicznie zaczęła sinieć.
Musiałem przerwać te pobieżne oględziny, bo zaczynałem zauważać zbyt wiele szczegółów w jej wyglądzie, na przykład to, że jej sukienka właściwie nie była czerwona, tylko biała z nadrukowanymi makami różnej wielkości, a dekolt bardziej odsłaniał jej pełne piersi, niż je ukrywał…
Kurwa. Nie. Już bez tego miałem wystarczająco problemów. Mimo to, wiedziony impulsem, wyciągnąłem rękę i starłem łzy z jej policzka. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Freya przestała płakać. Rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydobyła z siebie głosu. Ja też nic nie powiedziałem. Stało się to, co się zwykle działo. Ona potrzebowała pomocy, a ja akurat byłem w pobliżu. Ciekawe tylko, czy tym razem uda się jej to zignorować tak skutecznie jak zwykle. Może nie. W końcu jej psiapsiółki z klubu książki wywinęły jej właśnie numer w stylu Rafała Chodzieża. Jednak nie taka piękna ta nasza literatura.
– Mamy dwa wyjścia: albo próbujesz się podnieść i pomagam ci wrócić na ścieżkę, albo zostajesz sama i czekasz na pomoc, którą sprowadzę – odezwałem się w końcu i delikatnie przeczesałem palcami jej splątane włosy w poszukiwaniu rany na głowie.
Wyglądało to jedynie na stłuczenie i rozciętą skórę, ale koniecznie musiała jechać na pogotowie, żeby można było wykluczyć niebezpieczeństwo wstrząśnienia mózgu.
– Nie zostawiaj mnie – odparła instynktownie, zanim zdążyła się zreflektować.
Oblizała spieczone od słońca wargi i uciekła wzrokiem, mogłem więc bezkarnie się w nią wpatrywać. Zarumienione policzki, przymknięte powieki, zwykle harmonijne i miękkie rysy twarzy, teraz napięte strachem. A więc tak wyglądała Freya Dąbrowska, kiedy okazywała słabość. Uświadomiłem sobie właśnie, że pierwszy raz widzę jej łzy. Podobały mi się. Były prawdziwe, w przeciwieństwie do jej typowych pokazów wyższości i protekcjonalnych komentarzy.
– Nie mam telefonu – przypomniałem i przekląłem w myślach mściwość ojca. – Bolą cię plecy?
– Jak cholera – mruknęła pod nosem już swoim zwykłym tonem.
Uśmiechnąłem się lekko, bo najwyraźniej nie było z nią aż tak źle, jak mogło się wydawać. Pochyliłem się nad nią i dotknąłem jej stłuczonego ramienia. Syknęła z bólu.
– Już dobrze – powiedziałem uspokajająco. Spojrzałem na jej rozciętą skórę i krew krzepnącą wokół rany. – Wracam na górę. Jesteś dużą dziewczynką i nic ci się nie stanie, jeśli chwilę zaczekasz. Wolę nie ryzykować, że pogorszę twój uraz.
Freya kurczowo złapała mnie za rękę. Odwzajemniłem uścisk. Starałem się okazać jej jak najwięcej współczucia i wsparcia, bo chociaż nie zawsze byliśmy przyjaciółmi, nikt nie zasłużył na to, żeby być pozostawionym na pastwę losu przez ulubione koleżanki po poważnym upadku ze skarpy.
Wtedy przyszło mi do głowy, że nikt też nie zasłużył na to, żeby nafaszerować go silnymi narkotykami w klubie, a potem bezwzględnie pokazywać go w takim stanie na TikToku. A przecież na to pozwoliłem. Zaprosiłem Bazyla Żarneckiego na moje urodziny do Caprio, sprowokowałem go i podałem mu tabletkę. Zachowałem się dokładnie tak jak laski Frei z bookstagrama. Moja lekkomyślność mogła go nawet zabić.
Z trudem przełknąłem ślinę. Chciało mi się pić, jakbym godzinami włóczył się po pustyni bez kropli wody w butelce. Łudziłem się, że właśnie dlatego moje gardło było ściśnięte jak w imadle.
– Wrócisz? – zapytała.
Jej oczy znowu zaszkliły się od łez. Nie ufała mi. Po tym wszystkim, co dla niej zrobiłem na przestrzeni lat, wciąż mi nie ufała. Niespodziewanie mnie to rozzłościło.
– Czy kiedyś cię zawiodłem? – zapytałem zmienionym głosem.
Puściłem jej dłoń z mocnym postanowieniem, że nie dam się więcej nabrać na jej zbolałą minę i trzepoczące rzęsy.
– Przepraszam za to, że zdarzało mi się nazwać cię idiotą – powiedziała.
Nieświadomie mnie tym rozdrażniła. Prychnąłem z niedowierzaniem.
– Intelekt ma zwykle niewiele wspólnego z wrażliwością – wypaliłem, bo już od dłuższego czasu kusiła mnie chęć rewanżu za jej wywyższanie się.
Pewnie powinienem sobie darować, skoro dosłownie przed chwilą spadła ze skarpy i boleśnie się potłukła. Nie świadczyło to o mnie najlepiej. Na szczęście nie dbałem o reputację. Właściwie już jej wcale nie miałem, więc równie dobrze mogłem mówić, co mi tylko ślina przyniosła na język.
– Naprawdę przepraszam – szepnęła i spojrzała na mnie z niedowierzaniem, jak na jakieś wyjątkowo zacofane stworzonko, które właśnie zrobiło coś, co znacznie przekraczało jego skromne umiejętności.
– A ja naprawdę się nie gniewam. Tylko czasami brakuje ci taktu.
– Wiem – odpowiedziała cicho.
Zdążyłem wstać i zwrócić się przodem do skały, żeby z powrotem się na nią wspiąć. Zerknąłem na Freyę przez ramię, bo usłyszałem, że mówi coś jeszcze.
– Nie wiem, jak to się stało, że znowu znalazłeś mnie w potrzebie. Jestem bezradną damą w opałach. W dodatku bez taktu – zakpiła niespodziewanie zaczepnym tonem.
Na domiar złego jej uśmiech był uroczy. Zbyt uroczy. W takich chwilach działo się ze mną coś niedobrego. Coś, co sprawiało, że chętnie bym przy niej został, nie zważając na to, że wolała towarzystwo snobów i zaczytywanie się w nudnych książkach, podczas gdy ja preferowałem imprezowanie i spędzanie czasu w social mediach. Pod wpływem tego uczucia ponownie przy niej przykucnąłem, wsadziłem jej do uszu moje małe słuchawki i podałem iPoda.
– Posłuchaj muzyki – powiedziałem. Mimowolnie odwzajemniłem jej uśmiech. – Nawet się nie obejrzysz, kiedy będę po ciebie z powrotem.
Nim zareagowała, wcisnąłem play. Taco Hemingway wrócił do przerwanej w połowie piosenki Marsz, marsz:
Ciebie znowu nie było
Gdybyś nie istniała, miastu by wygodniej się żyło
Jestem tu, byłem tam, zresztą w sumie, kto nie był
Jest tu cała WWA, z wyjątkiem ciebie.
Myślałem o Frei, gdy gnałem z powrotem do Astorii w poszukiwaniu turystów z telefonem. Krótka przerwa na skale nie dała moim mięśniom wystarczająco odpocząć. Czułem, że prężą się teraz z wysiłku. Koszulka kleiła mi się do piersi od potu i żałowałem, że nie wziąłem gumki, żeby związać włosy w kucyk.
Freya prześladowała mnie od najmłodszych lat. Chodziliśmy do tego samego przedszkola i szkół, tak jak kiedyś nasi rodzice. No, mój ojciec i jej matka. Z tego powodu „tatuś” miał w zwyczaju porównywać mnie do Frei, kiedy jeszcze naiwnie wierzył, że przejawiałem jakieś szczątkowe zacięcie do nauki.
Teraz ona była cudowną stypendystką, olimpijką, gwiazdą Instagrama i działaczką społeczną przy szkolnym samorządzie, a ja… właśnie nie do końca wiedziałem, kim aktualnie byłem, i szczerze powiedziawszy, nie miałem ochoty się nad tym zastanawiać. Wystarczało mi, że Chodzież wiedział i od czasu do czasu wymyślał dla nas obu wspólne rozrywki – dobre dragi, szybkie samochody i dziewczyny, morze alkoholu, egzotyczne wyjazdy zagraniczne, wyzwania tiktokowe i promocje na OnlyFans. W sumie ostatecznie mogłem zostać gwiazdą porno. Nic mi tak dobrze nie wychodziło jak seks i ćwiczenia na siłowni.
W końcu natknąłem się na szlaku na starsze małżeństwo. Na moją prośbę zadzwonili po pogotowie, a ja w miarę precyzyjnie określiłem, gdzie znajduje się Freya. Potem natychmiast zawróciłem, nie dałem sobie nawet chwili wytchnienia. Kiedy dotarłem na skarpę, byłem cały mokry od potu, jakbym wyszedł spod prysznica. Temperatura przekraczała dzisiaj trzydzieści stopni.
Z rozpędu wpadłem na dwie dziewczyny, które widziałem wcześniej z Freyą. Musiały mnie wcześniej nie zauważyć, bo były autentycznie zdumione i przerażone moim widokiem. Oparłem dłonie na zgiętych kolanach i przez jedną niezręczną chwilę głęboko łapałem powietrze w płuca, a one wpatrywały się we mnie jak żmije szykujące się do ataku.
Wyprostowałem się i nonszalanckim gestem uniosłem koszulkę, żeby wytrzeć w nią twarz. Miały okazję dokładnie przyjrzeć się mojemu sześciopakowi i gdy opuściłem materiał, wyglądały już dokładnie tak, jak się spodziewałem – jak napalone. W każdym razie na pewno straciły jadowite kły.
– To straszne, co się stało z Freyą – odezwałem się pierwszy i zmierzyłem je wystudiowanym, powłóczystym spojrzeniem. – Poprosiłem turystów, żeby zadzwonili po pogotowie. Macie może coś do picia? Od tego biegania zaschło mi w gardle…
Nie od razu zareagowały. Pewnie nie zdawały sobie sprawy z tego, jak żałośnie wyglądały z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami. Czasami działałem tak na kobiety, ale w tym przypadku było to aż komiczne. Próbowałem przypomnieć sobie ich imiona, ale mój ptasi móżdżek wcześniej w ogóle ich nie zarejestrował. Wolał zostawić sobie trochę miejsca na wiedzę bezużyteczną. Kojarzyłem je ze szkoły, kiedy przemykały po korytarzach przy samych ścianach albo na długich przerwach przesiadywały na pufach przed siedzibą samorządu. Jadły wtedy drugie śniadanie i w milczeniu obserwowały mijających je uczniów.
Jedna była brunetką, a druga chyba szatynką. Chyba, bo kolor jej włosów przybierał ten mdły, mysi odcień, który przypominał mi odrosty mamy przed ponownym farbowaniem na platynowy blond. Obie były blade i pozakrywane szerokimi T-shirtami i workowatymi spodniami. Kto przy zdrowych zmysłach ubiera się tak w upał? Nie mogłem przez to stwierdzić, czy ostatecznie byłyby bardziej atrakcyjne w modnych, letnich ciuchach.
Nie podobały mi się. Gdyby nie to, w jakiej właśnie znaleźliśmy się sytuacji, nigdy nie poświęciłbym im nawet sekundy mojej cennej uwagi. Ich postawa i energia aż krzyczały: kujonki! A wręcz: kujonki z kłami żmij!
W końcu po tym, jak obdarzyłem je wymownym, zniecierpliwionym spojrzeniem, brunetka przestała się ślinić i podała mi wyciągniętą z torby wodę. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością i uniosłem butelkę do ust. Łapczywie wypiłem chyba pół jej zawartości, a potem wylałem sobie resztę na głowę. Potrząsnąłem włosami, kropelki wody rozprysły się na boki. Jedno moje spojrzenie na dziewczyny utwierdziło mnie w przekonaniu, że powinienem się zgłosić do reklamy mineralnej. Wyprzedałyby się całe magazyny.
– Co tu się stało? – zapytałem swobodnym tonem. – Znalazłem Freyę już po upadku…
Spojrzały na siebie porozumiewawczo i w mgnieniu oka wróciła ich wcześniejsza nieufność.
– Potknęła się i spadła. Od razu poszłyśmy wezwać pogotowie – wyjaśniła szatynka i założyła ramiona na piersi.
– Ach, to przyjadą aż dwa zespoły ratowników. – Urwałem i jeszcze raz zmierzyłem je uważnym spojrzeniem. – Nawet nie chciało się wam do niej zejść… – zauważyłem i zakręciłem pustą butelkę. Podałem ją brunetce i dodałem: – Mam nadzieję, że masz więcej wody dla Frei.
– Co sugerujesz? – zirytowała się.
I tak. Miała jeszcze jedną butelkę. Oddała mi ją bez zastanowienia.
Wzruszyłem ramionami.
– Może to, że żadna z was nie została sprawdzić, co się stało z Freyą, a teraz też nie spieszycie się, żeby do niej zejść…
Odwróciłem się do nich plecami z zamiarem powrotu na skałę. Wtedy szatynka mnie wyminęła i stanęła dokładnie naprzeciwko mnie. Spoglądaliśmy sobie w oczy z bardzo małej odległości. Dostrzegłem piegi na jej policzkach i ślad wąsika nad górną wargą.
Lubiłem małe niedoskonałości u kobiet. Dzięki temu wydawały mi się bardziej prawdziwe, namacalne. Uwielbiałem pieprzyki Jagody na dekolcie i pod prawą piersią, ślady po poparzeniach na ramionach mamy i blizny Frei na kolanach, które zostały jej po tym, jak podczas ostatnich wakacji na Malcie zahaczyła o skały w trakcie nurkowania. Wąsik tej literatki nie podobał mi się za to wcale.
– Nie rozsiewaj plotek, Agat – powiedziała. Wytrzymała moje stanowcze spojrzenie. – Jak myślisz, komu uwierzy Daniel? Swoim ulubionym uczennicom z zajęć kreatywnego pisania czy cwaniaczkowi z TikToka, którego jedynym znaczącym osiągnięciem był cancel Bazyliszka i w konsekwencji całego JK?
Nie spodziewałem się jawnej groźby i nie powiem, trochę mi zrzedła mina. Jednak te laski bez skrupułów zostawiły Freyę po upadku. A może to one ją zepchnęły? Oczywiście, że były zdolne do wszystkiego.
– Jak masz na imię? – zapytałem.
Zdecydowanie to nie była odpowiedź, której się spodziewała. Zdębiała z wrażenia. Szybko się jednak zreflektowała.
– Monika, dzbanie. Zapomniałeś? – sarknęła.
– Nie, zwyczajnie nie zarejestrowałem za pierwszym razem. Nie poświęcam uwagi zazdrosnym dziewczynom. – Uśmiechnąłem się słodko.
Znowu ją rozwścieczyłem, ale już się tym nie przejmowałem. Zerknąłem za to na brunetkę stojącą za jej plecami.
– A ty? – dodałem.
Ona nie była ofochana. Raczej pogodzona z sytuacją. Przygarbiła się i patrzyła na swoje stopy.
– Beata.
– Świetnie. Monika i Beata. Zapamiętam. Ciekawe, czy zapamiętają też moi obserwatorzy na TikToku… I obserwatorzy Rafała Chodzieża. – Zrzuciłem na nie ostatnią bombę, aż zzieleniały na twarzach, a ja pokazałem białe zęby w szerokim uśmiechu.
A może jednak reklama pasty do zębów? Przechodziłem dziś samego siebie.
– Jak sądzicie? – zakpiłem ostatni raz, zanim zacząłem schodzić na niższą skałę.
– Nie odważysz się, Agat! – krzyknęła za mną Monika.
– Nie mogę mieć mniej odwagi od kujonek. To kwestia honoru.
Skóra Frei błyszczała od potu. Była zaczerwieniona na dekolcie, ramionach i twarzy. Poza wstrząśnieniem mózgu dziewczynie groził teraz udar słoneczny. Przymykała powieki i w pierwszej chwili pomyślałem, że jest nieprzytomna, ale kurczowo ściskała w dłoni mojego iPoda, aż zbielały jej knykcie palców. Wiedziony instynktem zdjąłem koszulkę i położyłem ją na piersi Frei. Natychmiast poczułem irytujące ciepło na nagich plecach. Słońce mocno prażyło i było znacznie silniejsze, niż kiedy prześwitywało w lesie przez gałęzie drzew.
Dopiero gdy Freya otworzyła oczy i spojrzała na mnie z wyrzutem, zdałem sobie sprawę, że przykrycie jej moją przepoconą po bieganiu koszulką było co najmniej dwuznaczne. Wcale nie miałem dwuznacznych intencji. Przykryłem ją, bo smażyła się na tej rozgrzanej skale jak skwarka na patelni, a nie po to, żeby choć przez chwilę jakaś moja rzecz, choćby najzwyklejsza biała koszulka, dotykała jej piersi. A piersi Freya miała cudowne. Mógłbym się o nich rozwodzić bez końca, ale zakrawałoby to właśnie na brak taktu.
Przykucnąłem więc i podałem jej butelkę wody.
– Śmierdzi potem – oznajmiła oczywistość, gdy ostrożnie po nią sięgnęła. – W każdej innej sytuacji nie dałabym ci za to żyć, ale teraz się cieszę, że jest wilgotna. – Demonstracyjnie pociągnęła nosem. – Chociaż nie czuję zapachu drogich męskich perfum, które sponsorowały twoje posty na TikToku – zakpiła.
„Dlatego że już mnie nie sponsorują” – chciałem odpowiedzieć, ale w ostatnim momencie ugryzłem się w język. Nie musiała o tym wiedzieć. Ani o tym, że straciłem prawie wszystkie drogie umowy z firmami, po tym jak JK zawiesiło swoje funkcjonowanie. Swoją drogą tylko Freya umiała to zrobić – jednym celnym komentarzem wybić mnie z roli pożądanego uwodziciela. Moja koszulka nie stanowiła dla niej obiektu fetyszu, nie zamierzała wtulać w nią twarzy, jak zapewne zrobiłaby laska, która miałaby okazję kupić ją ode mnie na OnlyFans za wyśrubowaną cenę. Nie, dla niej po prostu śmierdziała potem. Zarazem mnie to wkurzało i pobudzało do podjęcia wyzwania.
– Dziękuję, że wróciłeś – powiedziała.
Spojrzała mi w oczy. Zrobiło mi się wstyd, bo wreszcie zauważyłem, że z trudem utrzymywała otwarte powieki. Ale najpierw zagłębiłem się w jej ciemnozielonych oczach jak w sadzawce pokrytej rzęsą.
– Podobała ci się muzyka? – zapytałem, przełknąwszy ślinę.
Podała mi butelkę, bo nie umiała trafić nią do ust. Zbliżyłem się i delikatnie uniosłem jej głowę, wplotłem przy tym palce w jej bujne włosy. Przy okazji wyczułem, że bardzo się pod nimi pociła. Przytrzymała moją rękę i wzięła kilka łapczywych łyków. Musiałem ją powstrzymać, żeby się nie zakrztusiła.
– Dużo hip-hopu – odpowiedziała w końcu. Nadal trzymała dłoń na mojej ręce; zorientowałem się, że nie chciała jej puszczać.
Wzruszyło mnie to, zamiast podniecić, co też nie było moją zwykłą reakcją na seksowną dziewczynę.
– Nie sądziłam, że słuchasz takich staroci jak Paktofonika – dodała.
– Chciałem nawet coś puścić na zajęciach z poezji – chlapnąłem bez zastanowienia.
Upał rozwiązywał mi język. Wnikał w każdą komórkę mojej skóry, pozostawiał płomienne ślady na moich odkrytych plecach i ewidentnie mieszał mi w głowie. Wydawało mi się bowiem, że dłoń Frei parzy.
– I co cię powstrzymało?
– Nie zrozumieliby mnie. Tutaj liczy się tylko Szymborska – westchnąłem.
Freya się roześmiała i zaraz potem złapał ją duszący kaszel. Rozejrzałem się za wezwaną już jakiś czas temu pomocą. Pomyślałem, że jeszcze chwila, a sam zaniosę tę dziewczynę na rękach do pensjonatu i nie będę zważał na grożące jej urazy.
– „Uśmiechnięci, współobjęci spróbujemy szukać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody” – powiedziała recytatorskim tonem.
– Co? – oniemiałem.
– Nic, Agat. To tylko Szymborska.
Ratownicy pojawili się chwilę potem, i to samochodem terenowym.
Po tym, jak krótko opowiedziałem im, co się wydarzyło z mojej perspektywy, Freya poprosiła, żeby mnie też zabrali ze sobą do szpitala. Nie mieli jednak tyle miejsca w aucie. Poza tym odniosłem wrażenie, że trochę ich mierził mój skąpy strój. Freya nie oddała mi koszulki ani iPoda, więc czekał mnie długi i nudny spacer w dół bez muzyki i z perspektywą oparzeń słonecznych.
W międzyczasie Monika i Beata się zwinęły. Podejrzewałem, że chciały pierwsze dotrzeć do Astorii i przedstawić swoją wersję wydarzeń. Nabierałem coraz większej ochoty na wykończenie ich w internecie. Gdybym miał przy sobie telefon, już namówiłbym do tego Chodzieża. Zamiast tego rozpędziłem się, po raz kolejny wprawiając moje ciało w ruch. Bieg z górki był znacznie łatwiejszy i musiałem tylko uważać, żeby nie poślizgnąć się na mokrych górskich kamieniach, kiedy przeskakiwałem strumienie.
Zatrzymałem się na chwilę przy jednym, żeby zwilżyć twarz i kark, ale niewiele to dało. Czułem, że nieprzyjemne pieczenie rozprzestrzenia się po moich ramionach i plecach. Niestety jednego mi natura poskąpiła – opalałem się boleśnie i na czerwono, dlatego o wiele bardziej od naturalnego słońca wolałem solarium.
Zziajany i jeszcze bardziej lepki od potu wpadłem do zacienionego holu pensjonatu. Przed bezwolnym rozłożeniem się na fotelu powstrzymał mnie tylko widok zebrania w sali konferencyjnej. Była oddzielona od reszty pomieszczenia oszklonymi ścianami, więc wyraźnie widziałem Daniela wrzeszczącego na moje nowe ulubione koleżanki. Och, zmęczony czy nie – nie mogłem tego przegapić.
Na mój widok Daniel nagle umilkł. Wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył jednorożca. Zwróciłem uwagę na jego imponującą klatę opiętą czerwoną koszulką polo. Ale to na widok mojej klaty i wilgotnych loczków śliniła się część lasek z klubu kreatywnego pisania, a druga część próbowała sprawiać wrażenie oburzonych, choć wiedziałem, że śliniły się bardziej niż te pierwsze.
Przez chwilę rozważałem, czy Daniel też uległ czarowi mojego ciała. Mieliśmy kiedyś z Chodzieżem teorię, że jest gejem, jak Maks Bielski, bo naszym zdaniem otaczał go zbyt troskliwą opieką. Swoją drogą Maks stał najdalej od wszystkich – przy samym wyjściu na taras. Krzyżował ramiona na piersi i marszczył brwi jak sędzia na procesie. Jego ciemny strój współgrał z długimi czarnymi włosami, związanymi w kitkę na ramieniu. Chodzież nazywał go nastroszoną wroną.
Bielski wyglądał jednak na jedyną osobę szczerze zainteresowaną wydarzeniami w górach i chociaż nie darzyłem go wielką sympatią, zwróciłem się właśnie do niego:
– Zabrali Freyę do szpitala. Jak spadła, trafiła barkiem w wystający kamień i wbił jej się w ciało. Rozharatał jej skórę na ramieniu. Skręciła kostkę, jest poobijana i posiniaczona. Jeszcze nie stwierdzili, czy ma więcej wewnętrznych obrażeń i wstrząśnienie mózgu.
Maks sztywno pokiwał głową. Nie powstrzymał łez. Nie robił tajemnicy z tego, że lubił płakać wręcz na zawołanie przy każdej możliwej okazji, ale tym razem zaplusował u mnie szczerą reakcją. Właściwie uważałem się za wyluzowanego faceta. Nie miałem nic do gejów czy osób o innych seksualnych preferencjach, bo seks był w końcu seksem i każdy powinien go spróbować, a potem nadużywać.
Chodzieżowi robiło to jednak zasadniczą różnicę, a poza tym obaj nie cierpieliśmy tego, że Maks od zawsze zadzierał nosa, broił i potem chował się za spódnicą Frei. Uważaliśmy, że zasługiwała na więcej. Na lepszego kumpla – takiego, który z całą odpowiedzialnością doceniłby jej bujne piersi i tyłek Beyoncé.
To znaczy tak głównie sądził Chodzież. A ja… No ja w sumie nie do końca wiedziałem – jak zawsze, więc równie dobrze mogłem uznać jego zdanie za swoje.
Daniel stanął centralnie przede mną.
– Usiądź – nakazał. – Wyglądasz na skonanego.
Rozwaliłem im imprezę, bo wszyscy się zwinęli, gdy tylko Daniel usadowił mnie na miękkim krześle i poprosił pokojówkę o dwie szklanki i dzbanek wody z miętą i cytryną. W międzyczasie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Liczba półek z książkami, w dodatku w starych, pomarszczonych okładkach, sprawiała, że czułem się nieswojo, jakbym siedział po lekcjach w kozie w szkolnej bibliotece.
Zdarzyło mi się to raz czy dwa. Dyrektor Gruda mnie nie znosił. Ciekawe, czy jego zwykła awersja do mnie zamieniłaby się w szczerą nienawiść, gdyby dowiedział się, że romansowałem z jego żoną. Pewnie tak. Mało się tym przejmowałem, bo wiedziałem od Jagody, że był kiepskim kochankiem. Zdecydowanie jej nie zadowalał.
Zza uchylonych drzwi na taras dobiegał zapach starego drewna, kurzu i lipy rozgrzanej słońcem. Daniel posadził mnie przy ścianie, na której, o zgrozo, wisiał portret Szymborskiej. Onieśmielało mnie to bardziej niż regały z książkami. Lubiłem swoje ciało i nagość, ale tym razem poczułem się nieprzyzwoicie, jakby i na mnie atmosfera tej sali robiła stosowne wrażenie. Nie protestowałem więc, gdy Maks podrzucił mi niebieski podkoszulek. Wcześniej zostawiłem go na fotelu w moim pokoju w widocznym miejscu, więc Maks nie musiał w nim myszkować. Nagrodziłem go uśmiechem wdzięczności za to, że pomyślał o moim samopoczuciu. Wciągnąłem T-shirt na siebie i wygładziłem materiał na brzuchu. W tym czasie nauczyciel nalał nam obu wody.
– Groziłeś dziewczynom – odezwał się w końcu, kiedy w dwóch haustach wychyliłem szklankę.
Zakrztusiłem się z wrażenia i zaniosłem kaszlem.
– Ostrożnie – poradził Daniel, jakby rozmawiał z małym dzieckiem.
Spojrzałem na niego spode łba. Ciemnowłosy i przystojny, wprowadzał zamęt w naszym hermetycznym światku pięknych, młodych i uprzywilejowanych. Należał do tego irytującego nas wszystkich grona nauczycieli sprowadzonych przez Grudę ze zwyczajnych szkół publicznych. W praktyce oznaczało to, że nie dało się go przekupić czy wpłynąć na niego pochlebstwem bądź groźbą. Innymi słowy, trzeba było coś realnie umieć z jego przedmiotu, żeby dostać promocję do następnej klasy.
Wcześniej zabrał się do cywilizowania Bazyliszka, a teraz, jak widać, mnie. Mógłbym się założyć, że ten obóz był też jednym z warunków przepuszczenia mnie do następnej klasy, które Daniel podał mojemu ojcu na ostatniej wywiadówce przed wystawieniem ocen.
– Te dwa babska pewnie zepchnęły Freyę ze skarpy, ale to ja jestem tym złym, bo im groziłem?! – huknąłem podniesionym głosem.
Sam się nie spodziewałem tego wybuchu, a co dopiero Daniel. Nie miałem w zwyczaju okazywać negatywnych emocji. Długie królowanie w social mediach nauczyło mnie, że pokazywanie prawdziwych uczuć, a szczególnie złości i smutku, nie przysparza więcej obserwatorów ani tym bardziej propozycji współpracy od uznanych marek. Moją odpowiedzią na wszystko były więc uśmiech, porozumiewawcze mrugnięcie, odrobina nagości i jeszcze raz uśmiech – szeroki, odsłaniający wszystkie zęby, albo nieznaczny, ale koniecznie zwieńczony oblizaniem górnej wargi.
Agat Pieprz na pewno na nikogo nie krzyczał, a już zwłaszcza na swojego nauczyciela. Straciłby przez to obserwatorów… Ach, dobrze. W końcu tego nie nagrywałem. Nie miałem przy sobie telefonu. Czy w życiu bez TikToka mogłem podnosić głos? Jedno wiedziałem na pewno – spodobało mi się. Od razu obwiniłem za to upał i spalone do czerwoności plecy. Marzyłem, żeby Jagoda nasmarowała mi je teraz olejkiem po opalaniu albo lepiej… zsiadłym mlekiem…
– Przyznały się – wyjaśnił w końcu Daniel, kiedy odzyskał głos. – Monika powiedziała, że woli ponieść konsekwencje ich… dowcipu, niż przeżywać cancel na Instagramie i TikToku…
– Dowcip? – Nie wierzyłem własnym uszom. – To był dowcip? Ale śmieszne! Można się popłakać ze śmiechu! A do czego konkretnie się przyznały?
– Freya się poślizgnęła, a one spanikowały i uciekły. Kierował nimi zwykły strach – przyznał nauczyciel i odchylił się na krześle.
Z namysłem przesuwałem opuszki palców po ściankach szklanki. Tak mocno przygryzłem dolną wargę, że aż poczułem w ustach krew. Gniew tylko się we mnie wzmagał, zamiast opaść po pierwszej fali zawstydzenia moim niestosownym zachowaniem.
– Nie, to nie był zwykły strach. Co pan w ogóle mówi?! Przestraszyły się cancela? Ale już nie sprawy kryminalnej za fizyczny atak na koleżankę?
Daniel w końcu spojrzał mi w oczy i natychmiast umilkłem. Rozpoznałem satysfakcję w jego wzroku; zdecydowanie za późno się zorientowałem, że cała ta wymiana zdań miała do czegoś prowadzić.
– O ile w ogóle chciały wyrządzić Frei krzywdę – powiedział. – Ty też się nie bałeś zaaranżować zemsty na Bazylu Żarneckim. Nie bałeś się sprawy kryminalnej, ale pewnie teraz żałujesz swojej decyzji, bo straciłeś władzę w internecie. Niewiele różnisz się od tych dziewczyn. Bardziej przeraża mnie to, że mimo wszystkich złych rzeczy, które wyniknęły z twojego ataku na Bazyla, wciąż całkiem poważnie rozważasz podobną akcję.
Już miałem mu przerwać, ale mi nie pozwolił.
– Słuchaj, Agat, to prawda, że twój ojciec rekomendował cię na ten obóz…
– Rekomendował? – Musiałem wtrącić, bo nie dość, że nie rozumiałem tego słowa, to jeszcze wydało mi się wyjątkowo zabawne. – Ale z pana dowcipniś, prawie jak z Moniki i Beaty…
– Skup się, proszę. – Daniel nie dał się wybić z rytmu. Demonstracyjnie przycisnął tylko palce do skroni, jakby od samej rozmowy ze mną rozbolała go głowa.
– Nie mogę obiecać, że mój ptasi móżdżek nadąży za takim wielkim profesorem jak pan.
– Przestań. – Daniel nie wytrzymał i też podniósł głos. – Chciałem powiedzieć, że twój ojciec się wobec ciebie myli. I ty też się mylisz co do siebie samego. Gdyby nie ty, dziewczyny nigdy by się nie przyznały, a Freya nie otrzymałaby tak szybko pomocy. Zrobiłeś dziś dla niej coś bardzo dobrego. Ale nie wolno ci tego spieprzyć i mieszać w tę sprawę social mediów, a już na pewno nie Chodzieża.
Nie od razu odpowiedziałem. Wytrzymałem jego ciężkie, szacujące spojrzenie, szczerze zaskoczony tym, że właśnie usłyszałem z jego ust jakieś komplementy pod moim adresem. No naprawdę – dzień cudów.
– A co mówił mój ojciec? – zapytałem, bo owszem, chciałem to usłyszeć bez względu na to, jak będę się z tym potem czuł.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Rozdział 2
FREYA
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 3
AGAT
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 4
FREYA
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 5
AGAT
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 6
FREYA
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 7
AGAT
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 8
FREYA
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 9
AGAT
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 10
FREYA
Dostępne w wersji pełnej
Epilog
AGAT
Dostępne w wersji pełnej
Podziękowania
Dostępne w wersji pełnej
Od redakcji
Dostępne w wersji pełnej
Copyright © by Magdalena Pioruńska
Projekt okładki
Anna Niemczak
Ilustracje w książce
© Anna Niemczak
Redaktorka inicjująca
Ewa Bolińska-Gostkowska
Redaktorka prowadząca
Dominika Ziemba
Redakcja
Magdalena Wołoszyn-Cępa | Obłędnie Bezbłędnie
Adiustacja
Sylwia Chojecka | Od Słowa do Słowa
Korekta
Karina Bednarska-Markot
Jędrzej Szulga
Projekt typograficzny
Daniel Malak
ISBN 978-83-8367-039-3
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2024
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
