Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
601 osób interesuje się tą książką
Autorka powieści Elita!
Osla Harrison studiuje i pracuje w kawiarni. To właśnie tam poznaje zadziornego hokeistę. Chłopak próbuje ją poderwać i mimo że dziewczyna udaje niedostępną, to decyduje się napisać SMS na pozostawiony przez niego numer. Niestety on nie odpisuje.
Od tamtej chwili mija kilka dni. Osla w końcu ma szansę zamieszkać bliżej uniwersytetu, na którym studiuje. Dziwnym trafem jej sąsiadem zostaje Kieran Shelton: hokeista poznany w kawiarni. Szybko staje się jasne, że ta dwójka raczej się nie polubi.
Sposób bycia chłopaka skutecznie zniechęca do niego Oslę. On jednak nie daje za wygraną. Ciągle za nią chodzi i wydaje się kręcić wszędzie tam, gdzie ona. Jego starania przynoszą w końcu skutek i mury Osli zaczynają pękać.
Ale dziewczyna kiedyś już zaufała pewnemu hokeiście i gorzko żałowała. Czy tym razem będzie inaczej?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 437
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Natalia Antczak
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Joanna Błakita
Korekta: Kinga Jaźwińska-Szczepaniak, Martyna Janc, Agnieszka Zwolan
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
Ilustracja na okładce: Aleksandra Monasterska
ISBN 978-83-8418-135-5 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Osla
Czułam się kompletnie rozczarowana tym, że w styczniu nie padał już śnieg.
Niebo wisiało ponuro zachmurzone i nawet w środku dnia się wydawało, że jest ciemno. Na dodatek słońce wschodziło o wiele później, więc gdy jeździłam na uczelnię na pierwsze zajęcia, panował jeszcze mrok. Jedynym plusem było to, że uwielbiam chłodniejszą pogodę, bo nie cierpię lata. Żałowałam jedynie tego śniegu, który – jak na złość – nie chciał padać.
– A to ci potrzebne? – Siedzący na moim łóżku brat podniósł zieloną bluzkę z długimi rękawami i powoli nią pomachał. Na początku nowego roku postanowiliśmy, że posprzątamy w swoich pokojach, by przyjemniej spędzało się nam w nich czas.
Wzięłam sobie nasze postanowienie do serca i dlatego już z samego rana zabrałam się do porządków. Tym sposobem sterty moich ubrań leżały na połowie materaca i podłodze, a ja powoli zaczynałam żałować, że bez zastanowienia wyrzuciłam wszystko z szafy.
– Tak. Dostałam ją od babci – powiedziałam i sięgnęłam po bluzkę. – To też zostaw – stwierdziłam, gdy Dominic złapał za kolejną koszulkę.
– Osla, robienie porządków nie polega na tym, że upchniesz wszystkie ubrania z powrotem na półki, które już teraz ledwo się trzymają – zganił mnie.
Westchnęłam i rzuciłam koszulką prosto w jego twarz. Przeklął, odrzucił ubranie na bok i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Miał skołtunione włosy, które od kilku tygodni domagały się strzyżenia, ale Dominic wiecznie z tym zwlekał. Na domiar złego nie golił się przez ostatnie kilkanaście dni, więc wyglądał jak szop, który wcisnął się w kąt kartonu i nie zamierzał z niego wychodzić. Nie chciałam powiedzieć tego na głos, więc jedynie mocniej zacisnęłam usta. Byłam przekonana, że mój brat by się za to obraził.
– Przecież dopiero zaczęliśmy – odpowiedziałam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Nie mogłam uwierzyć, że przez ostatni rok uzbierałam tyle ubrań. Może mama miała rację, kiedy mówiła, że mam obsesję na punkcie ciuchów. – Przydałbyś się na coś i mi pomógł! – Tym razem to ja się uniosłam, a brat westchnął i położył głowę na poduszce.
– Wspieram cię mentalnie, nie widzisz? – prychnął.
Następnie do moich uszu dobiegł dźwięk gry odpalanej przez Dominica na telefonie. Przewróciłam oczami i kucnęłam przy stertach ubrań. Zaczęłam składać te, które miały zostać.
– Mama napisała, że będzie za pięć minut.
Po tych słowach znieruchomiałam. Zwróciło to uwagę mojego brata, który zmarszczył lekko brwi. Spojrzałam na niego.
– Mieliśmy wyciągnąć mięso z zamrażarki – zdołałam wykrztusić i jak oparzona zerwałam się z miejsca.
Dominic nie zdążył nawet przekląć, zanim rzuciłam się w stronę wyjścia i potykając się o własne nogi, zbiegłam po schodach. Wpadłam do kuchni i wysunęłam szufladę chłodziarki. Wygrzebałam woreczek mięsa, które mama zamierzała przygotować na obiad. Nawet nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że Dominic popędził za mną. Ciężki tupot jego stóp rozpoznałabym wszędzie.
Gdy spojrzałam na niego przez ramię, moim oczom ukazała się czerwona suszarka, którą zabrał z łazienki mamy. Pomrugałam z niedowierzaniem, kiedy podpiął ją do kontaktu, ustawił na najmocniejszy tryb i włączył. Ciepły podmuch nakierował na woreczek trzymany przeze mnie w dłoniach.
– Ja pierdolę – wymamrotał tak cicho, że ledwo go usłyszałam. – Zawsze to samo.
Kąciki moich ust zadrżały, jednak szybko spoważniałam, gdy uświadomiłam sobie, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy.
– Ta suszarka stopiłaby lodowce, a przy tym mięsie nie współpracuje – jęknął minutę później.
Marzły mi już dłonie, ale nie chciałam pozbawiać go ducha walki. Wierzyłam, że damy sobie z tym radę. Przynajmniej do momentu, w którym pięć minut później suszarka się wyłączyła i uleciał z niej ciemny dym. Natychmiast wyłączyłam urządzenie z prądu, a następnie oboje patrzyliśmy szeroko otwartymi oczami na bałagan, którego narobiliśmy.
– Nie wierzę – mruknął chłopak. – I co my teraz zjemy na obiad?
– Nie martw się obiadem. Zastanów się, co powiesz mamie, kiedy jutro rano będzie się szykowała do pracy i dziesięć minut przed wyjściem odkryje, że jedyna suszarka w tym domu nie działa – powiedziałam i dopiero wtedy wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
– Mnie tu nie było! – krzyknął i wcisnął mi suszarkę siłą do rąk, przez co woreczek z mięsem spadł na podłogę.
Kiedy do naszych uszu dobiegł dźwięk przekręcanego w zamku klucza, Dominic puścił się pędem z powrotem na górę. Zdążyłam jedynie rozdziawić usta, zanim usłyszałam odgłos zatrzaskiwanych przez niego drzwi.
– Tchórz!
Gdy mama weszła do środka, mogłam jedynie mieć nadzieję, że nie zostanę zabita jednym spojrzeniem.
***
Po obiedzie, który opóźnił się wiadomo z czyjej winy, wróciłam do pokoju, gdzie przebrałam się w dżinsy i czerwoną koszulkę z logo kawiarni, w której pracowałam. Długie blond włosy spięłam w wysoki kucyk, chwyciłam torebkę i pospiesznie ruszyłam na dół. W połowie schodów minęłam się z Dominikiem i prawie go z nich zepchnęłam, bo tchórz nawet nie okazywał skruchy.
– Zejdź mi z oczu – burknęłam, na co cwanie się do mnie uśmiechnął.
– Trzeba się odpowiednio ustawić w życiu – odpowiedział. – Planuję przejąć spadek po rodzicach, a skoro swój majątek zapiszą z pewnością tej bardziej odpowiedzialnej osobie, to wina musiała spaść na ciebie – wytłumaczył mi powoli, a ja gniewnie zmarszczyłam brwi. Zamiast coś odpowiedzieć, pokazałam mu tylko środkowy palec.
– Lepiej zawieź mnie do pracy w podziękowaniu za to, że cię nie wsypałam. Nie mogę się spóźnić, to mój pierwszy dzień, kiedy będę tam sama – dodałam, by wyjaśnić bratu, jak bardzo to dla mnie ważne.
– Dziesięć dolarów. – Wymownie wyciągnął w moim kierunku dłoń.
– Nawet tyle nie jest warta twoja godność – odpyskowałam.
Nie zamierzałam marnować czasu na zbędną sprzeczkę z nim, więc ruszyłam dalej w dół po schodach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy brat bez słowa poszedł za mną. Może czasami jednak mu na mnie zależało.
Dominic z grymasem niezadowolenia zarzucił na ramiona kurtkę i zgarnął z białej komody, stojącej przy wyjściu, kluczyki do auta. Wyszłam jako pierwsza i szczelniej opatuliłam się szalikiem, gdy wiatr rozwiał moje włosy. Było paskudnie zimno.
I nadal ani płatka śniegu.
Rozczarowana zmrużyłam oczy i wpakowałam się do czarnego audi, zaparkowanego przy chodniku. Potarłam nerwowo kolana, bo trochę się stresowałam, a trochę też chciałam się rozgrzać.
– Tylko nie puść tej knajpy z dymem, dobra? – mruknął mój brat, kiedy zajął miejsce kierowcy. Przekręcił kluczyk w stacyjce i silnik zaskoczył.
Od razu włączyłam ogrzewanie i objęłam się ramionami.
– Sądzisz, że byłabym w stanie to zrobić?
– Ja to doskonale wiem – odpowiedział, na co walnęłam go pięścią w ramię.
– Powinieneś mnie wspierać, a nie wygadywać takie bzdury.
– Po prostu jestem realistą.
Tym razem to na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nie odezwałam się do brata przez całą piętnastominutową drogę. Wysiadając, niechętnie mu pomachałam, na co on pokazał mi język i ruszył z piskiem opon, gdy tylko zamknęłam drzwi. Z niedowierzaniem pokręciłam głową i odwróciłam się w stronę małej kawiarenki, gdzie w ubiegłym tygodniu zostałam zatrudniona. Przepracowałam już dwa dni pod nadzorem jednej z dziewczyn, a teraz nadszedł moment, gdy miałam zostać na zmianie całkowicie sama.
Musiałam przyznać, że bardzo mnie to stresowało. Nie chciałam niczego zepsuć. Rozpoczynałam najpóźniejszą zmianę, więc kończyłam dopiero po dziewiątej wieczorem. Miałam szczerą nadzieję, że Dominic nie zapomni po mnie przyjechać.
Weszłam do środka. Kawiarnia nie była duża; poza ladą, za którą pracowałyśmy, rozstawiono tutaj zaledwie kilka stolików. Nie znajdowała się w centrum miasta, więc ruch też był niewielki i nawet o tej porze stolik przy oknie zajmowała tylko jedna osoba.
Stojąca za ladą Veronica uśmiechnęła się na mój widok. Miała na sobie czarną koszulkę i tego samego koloru fartuch. Opierała się o blat znajdujący się za jej plecami.
– Punktualnie – zaćwierkała, kiedy przeszłam na drugą stronę i się z nią przywitałam. – Trochę mi się spieszy, ale nie ma dzisiaj dużo ludzi, więc na pewno sobie poradzisz. Jakby coś, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Postaram się pomóc – obiecała, a ja podziękowałam jej cicho.
Z plecaka wyciągnęłam własny fartuszek i przełożyłam go przez głowę. Paski zawiązałam z tyłu na kokardkę i poprawiłam kosmyki włosów, które uwolniły się z upięcia.
– Pamiętaj, żeby na sam koniec zamknąć kasę i przeliczyć pieniądze. Szefowa jest na to bardzo wyczulona – przypomniała, a ja, obserwując ją uważnie, pokiwałam głową.
Veronica wyszła na zaplecze, gdzie spakowała swoje rzeczy. Uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz, tym razem jakby bardziej pocieszająco, pomachała i pospiesznie czmychnęła na zewnątrz.
Zostałam sama.
Pani siedząca przy oknie posłała mi ponure spojrzenie. Zmusiłam się do przyjaznego uśmiechu i omiotłam wzrokiem wnętrze.
Kawiarnia była utrzymana w ciepłych kolorach. Na ścianach wisiały obrazy w drewnianych ramach. Dzięki zasłonom i kilku fotelom w środku było naprawdę przyjemnie. Gdybym miała trochę bliżej, sama bym tu przychodziła, żeby na przykład się pouczyć. W witrynie wystawiono kilka rodzajów ciast, a moim ulubionym niezmiennie był jabłecznik (najlepiej z lodami waniliowymi i sosem czekoladowym). Pokochałam go, kiedy pierwszego dnia na koniec pracy Veronica poczęstowała mnie porcją, aby uczcić fakt, że zostałam u nich zatrudniona. Była bardzo miła, ale ja nawet teraz się stresowałam, czy w ogóle mnie polubiła.
W ciągu następnej godziny pojawił się jeden klient, któremu przygotowałam cappuccino na wynos i na szczęście nic przy tym nie rozlałam (a byłam do tego zdolna). Aby na kamerach nie wyglądało, że nic nie robię, przetarłam wszystkie stoliki i poustawiałam krzesła. Ten dzień wyjątkowo mi się dłużył, ale stres zaczął powoli ze mnie schodzić. Miałam wszystko pod kontrolą.
Przynajmniej do momentu, kiedy w kawiarni pojawił się on.
Byłam w trakcie przesypywania ciastek do słoika z czerwoną pokrywką, gdy tuż za moimi plecami rozległo się ciche chrząknięcie. Podskoczyłam zaskoczona i pospiesznie się obróciłam.
Moim oczom ukazał się chłopak, który wyglądał na trochę starszego ode mnie. Miał na sobie granatową bluzę z nieznanym mi logo wyszytym na środku. Jego jasnobrązowe włosy były roztrzepane i delikatnie pokręcone przy końcach. Dostrzegłam ładnie zarysowaną szczękę i pełne usta, które ułożyły się w lekki uśmiech.
– Można prosić? – Gdy się odezwał, usłyszałam zachrypnięty, głęboki głos. – Nie przychodzę tutaj bardzo często, jednak ty chyba jesteś nowa, prawda? – Przyjrzał mi się z zaciekawieniem.
– Tak. – Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam na twarzy rumieńce.
– Więc zapewne się nie orientujesz, co zawsze u was biorę.
Przygryzłam nerwowo wargę i pokręciłam głową. Chłopak oparł się przedramionami o blat, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Dowiesz się, kiedy dasz mi swój numer – stwierdził bez ogródek, a ja zamarłam.
Nie przywykłam, by mężczyźni okazywali mi jakiekolwiek zainteresowanie, a to bezpośrednie stwierdzenie bardzo mnie zaskoczyło.
Wpatrzyłam się w jego niebieskie oczy, które wręcz hipnotyzowały. Był zdecydowanie poza moją ligą.
– Wydaje mi się, że moja szefowa poczułaby się bardzo rozczarowana, gdybym przyjmowała zamówienia od klientów tylko po podarowaniu im swojego numeru – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. – Ale to była niezła próba. W takim razie co będzie?
Przechylił lekko głowę. Tym razem to on nie ukrywał zainteresowania.
– Może chociaż imię za zamówienie?
– Z reguły klienci targują się o cenę, a nie o moje imię.
– Lubię się wyróżniać. – Błysnął zębami w uśmiechu, a jego wzrok zjechał niżej, na pracowniczą plakietkę. – Osla, tak? Powinienem być bardziej spostrzegawczy. Jestem Kieran.
Przestąpiłam z nogi na nogę. Doprawdy nie miałam pojęcia, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa.
– Wybacz moje maniery, pewnie się niecierpliwisz. Jeśli teraz tutaj pracujesz, będę miał jeszcze sporo okazji, by zdobyć twój numer – stwierdził i się wyprostował, a ja przewróciłam oczami. – Dwa razy zwykła czarna kawa z cukrem, raz cappuccino, raz piernikowe latte z podwójną porcją bitej śmietany i zielona herbata na uspokojenie, bo moi koledzy po dzisiejszym treningu są trochę podminowani.
– Trenujesz? – Po zadaniu tego pytania miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież to było logiczne, więc po co się odzywałam?
Nieznajomy nie wyglądał jednak na urażonego.
– Hokej – przyznał.
– Hokej – powtórzyłam za nim ze szczerym zdziwieniem. Sięgnęłam po pierwszy papierowy kubek.
– Ty naprawdę nie masz bladego pojęcia, kim jestem – powiedział bardziej do siebie niż do mnie, a ja zerknęłam na niego i szybko wróciłam do pracy.
– A kim jesteś? – podpytałam, bo czułam się przez niego obserwowana.
– Kapitanem drużyny.
Pokiwałam głową, choć prawdopodobnie oczekiwał ode mnie bardziej emocjonalnej reakcji.
Przygotowanie pierwszej kawy poszło mi całkiem sprawnie i kiedy skończyłam, od razu podałam mu kubek. Nim odwróciłam się z powrotem, upił pierwszy łyk i lekko się zakrztusił.
Moje serce zabiło mocniej.
– Coś nie tak? – spytałam.
Spojrzał na mnie jakby z opóźnionym refleksem i szybko przywdział na twarz lekki uśmiech.
– Nie, dlaczego? – mruknął i znów upił kawy.
Doskonale widziałam, że zmarszczył przy tym lekko brwi, a kolejny jego uśmiech w ogóle nie był szczery.
– Skrzywiłeś się.
– Tylko ci się wydaje – odpowiedział i pewnie ścisnął w palcach kubek. Odkaszlnął jeszcze raz, a ja uniosłam wyżej brwi.
– Co z tą kawą nie tak?
Westchnął w końcu, gdy nie przestawałam intensywnie się w niego wpatrywać.
– Umiem przyjmować odmowę, nie musiałaś dodatkowo dosypywać mi do kawy soli zamiast cukru – powiedział z rozbawieniem, a ja otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam za siebie, na pojemnik z cukrem.
Niemożliwe, kurwa.
– Cholera, bardzo cię przepraszam – jęknęłam i pospiesznie zabrałam od niego kubek.
– Może w ramach rekompensaty dostanę ten numer?
– Podobno potrafisz przyjmować odmowę? – sarknęłam, na co uśmiechnął się niewinnie. – Numer nie wchodzi w grę, ale w ramach rekompensaty mogę założyć ci kartę stałego klienta.
Złapałam za papierowy kartonik i podbiłam go w czterech miejscach. Rozbawiła mnie udawana powaga na twarzy chłopaka, kiedy spojrzał na stempelek przedstawiający uroczego kotka z kokardą przy uchu.
– To pomysł właścicielki – wyjaśniłam, choć nie wiedziałam po co.
– Zachowam na szczęście – powiedział i puścił do mnie oko.
Uśmiechnęłam się i speszona odwróciłam w stronę ekspresu. Na szczęście resztę kaw przygotowałam bez zbędnych przygód i po podaniu ich czekałam, aż chłopak zapłaci. W tej samej chwili drzwi kawiarenki się otworzyły, a w progu stanął kolejny klient.
– Stary, długo jeszcze?! – zawołał i wtedy się zorientowałam, że był to jeden z kolegów, o których wspominał nieznajomy.
Auto, którym przyjechali, stało tuż przy krawężniku, więc nawet stąd usłyszałam It’s Time Imagine Dragons, tak bardzo różniące się od Young and Beautiful Lany Del Rey, sączącego się cicho w lokalu.
– Już idę. – Machnął na niego ręką i złapał za podstawkę, w którą wcisnęłam wszystkie kawy. – Mam nadzieję, że w tych nie będzie już soli.
– Nie obiecuję – parsknęłam i posłałam mu jeszcze jeden uśmiech.
– Miłego wieczoru – powiedział i ruszył do drzwi.
Dopiero kiedy wyszedł, wypuściłam powietrze z płuc. Moje serce nadal biło jednak mocniej, niż powinno.
Osla
Kiedy zamknęłam kasę i upewniłam się, że większość rzeczy jest posprzątana, moją uwagę zwróciła złożona na pół serwetka, która leżała po drugiej stronie lady. Zajęta zamówieniami klientów wcześniej jej nie zauważyłam. Sięgnęłam po nią i aż szybciej zamrugałam.
Na serwetce był zapisany ciąg cyfr z podpisem: „Stały klient”.
Nie mogłam uwierzyć, że ten chłopak pokusił się o pozostawienie mi swojego numeru. To musiał być on, bo kto inny? Sam podkreślił, że stale wpadał tutaj z tym samym zamówieniem.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale nie wyrzuciłam serwetki. Tylko czy naprawdę chciałam do niego napisać? Nigdy w ten sposób nikogo nie poznałam, nie byłam też żadnym specem od relacji damsko-męskich. Raczej żyłam własnym życiem, a ze względu na pracę i naukę nie miałam czasu na spontaniczne znajomości.
W mojej głowie pojawiło się jeszcze jedno pytanie: dlaczego tak bardzo mu na tym zależało? Przecież byłam zwykłą, przeciętną dziewczyną, która zaczęła pracę w tej kawiarni. Gdybym doświadczyła takich rzeczy wcześniej, może pomyślałabym, że faceci mogą chcieć się ze mną umawiać, ale on… był pierwszy. A ja miałam naprawdę specyficzne podejście do związków.
Nie wiedzieć czemu wcisnęłam serwetkę do kieszeni fartuszka. Może popełniałam błąd, ale ten nieznajomy naprawdę poprawił mi humor. Miło było pomyśleć, że wpadłam komuś w oko. Choć mogło się to okazać z mojej strony bardzo naiwne. Ale po co się tym przejmować? Życie było zbyt smutne, by rozwodzić się nad ryzykiem znajomości z jakimś chłopakiem, prawda?
– A co ty taka uśmiechnięta? – Pytanie zadał mój brat, który po skończonej zmianie odebrał mnie spod kawiarni.
Przed wejściem do auta jeszcze kilka razy sprawdziłam, czy na pewno wszystko zamknęłam, i dopiero potem ruszyłam do samochodu. Nic nie mogłam poradzić na to, że po rozmowie z nieznajomym bujałam w obłokach. Kompletnie zaskoczyła mnie ta spontaniczna sytuacja, ale nie mogłam powiedzieć, że mi nie schlebiała, bo ten chłopak naprawdę wyglądał na zainteresowanego… mną.
A przecież ja byłam tylko Oslą.
– Nie jestem uśmiechnięta – zaprzeczyłam niemal od razu, choć ton musiał mnie zdradzić, bo brat tylko uważniej mi się przyjrzał. Zapięłam pas i posłałam Dominicowi ostre, wymowne spojrzenie. – Jedź już.
– Jak księżniczka uważa – parsknął, ale przez całą drogę zerkał na mnie kontrolnie, jakby po mojej minie był w stanie stwierdzić, co tak naprawdę zaszło.
Złożona na pół serwetka w kieszeni fartuszka ciążyła mi jak kamień. Siłą woli się powstrzymywałam, aby po nią nie sięgnąć i jeszcze raz nie popatrzeć na to staranne pismo.
Z jakiegoś powodu nie chciałam się podzielić dzisiejszym wydarzeniem z bratem, bo on naprawdę pilnował, by nikt nieodpowiedni się wokół mnie nie kręcił. Był wyniosły nawet w stosunku do znajomych, których przyprowadzałam kiedyś ze szkoły. Gdy odrabialiśmy razem zadania domowe lub robiliśmy projekt na zajęcia, sprawdzał wielokrotnie, czy na pewno zamiast tego nie wpychamy sobie języków do gardeł.
Cóż, czasami jego troskliwość zdawała się wręcz przytłaczająca.
Kiedy wróciliśmy do domu, rodzice siedzieli na kanapie w salonie. Przywitałam się z nimi szybko i popędziłam do kuchni. Byłam strasznie głodna po wieczorze spędzonym w pracy, więc od razu wyciągnęłam z lodówki produkty potrzebne do przyrządzenia kolacji.
– Wciąż się uśmiechasz. – Brat stanął za mną jak cień, a ja podskoczyłam przestraszona i spiorunowałam go wzrokiem. – Co ci jest?
– Odczep się – burknęłam jedynie i nastawiłam czajnik, by przygotować gorącą herbatę.
– Dostałaś napiwek? – spytał, na co pokręciłam głową. – Podwyżkę? Nie, nie mogłaś dostać podwyżki, bo dopiero zaczęłaś. Więc o co chodzi?
– Możesz dać mi święty spokój? Jestem zmęczona, wróciłam z pracy, chcę zjeść i iść spać. Jutro rano mam zajęcia na uczelni.
– Odezwała się ta, co jutro ma zajęcia na uczelni – przedrzeźnił mnie. – Przypomnij sobie, kto ci zawiózł tyłek z pracy do domu – dodał, a ja lekko zmrużyłam oczy i zabrałam się do smarowania kromki masłem.
Dominic oczywiście mi ją podkradł, więc wyrwałam mu chleb z dłoni i przycisnęłam do jego twarzy, tym samym rozmazując po niej masło.
– Wypad – syknęłam, gdy szpetnie przeklął pod nosem i odepchnął mnie od siebie.
W odpowiedzi pociągnął za moje włosy, a ja pchnęłam go biodrem, by się odsunął. Złapał mnie za ramię i zaczęliśmy się szarpać jak dwójka idiotów.
– Co wy tam robicie?! – Z salonu dobiegł głos mamy akurat w momencie, gdy próbowałam ugryźć brata, a on nadepnął mi na stopę.
– Nic – wysapał Dominic, bo właśnie starał się mnie przewrócić.
Wydałam z siebie zduszony jęk i poleciałam do przodu. Runęłabym na podłogę, gdybym w porę nie złapała się krawędzi blatu. Posłałam Dominicowi ostre, przeszywające spojrzenie, a on pokazał mi środkowy palec i poszedł na górę. Dupek.
Po zjedzeniu lekkiego posiłku zabrałam dwa kubki z herbatą i ruszyłam do swojego pokoju. Do tej pory nie rozumiałam, na czym polega siostrzana miłość, ale mimo że znowu prawie się pobiliśmy w kuchni (tak, już kilkukrotnie nam się to zdarzyło), weszłam do jego sypialni bez pukania.
– Kurwa – warknęłam, bo w progu potknęłam się o walające się po podłodze śmieci. Dominic siedział przy czarnym biurku i w coś grał. – Rozumiem, dlaczego nie sprzątasz. Jakby twój pokój lśnił, to jedynym śmieciem byłbyś tu już tylko ty.
– Spierdalaj – burknął, nawet na mnie nie patrząc.
Już miałam zignorować herbatę, którą częściowo rozlałam na panele, ale postanowiłam po sobie posprzątać. Skoro ciuchy i tak były brudne, uznałam, że Dominic nie miałby nic przeciwko wykorzystaniu ich jako szmaty. Przesunęłam jego bluzę na mokrą plamę i z podłym uśmieszkiem na twarzy wytarłam podłogę.
Czasami przypominałam go bardziej, niżbym chciała.
– Jak się zakrztusisz, to nie będzie mi przykro – powiedziałam, stawiając ze stukotem parujący kubek na blat.
Brat zerknął na mnie.
– Oparz sobie język – życzył mi, więc tym razem to ja pokazałam mu środkowy palec i wyszłam z pokoju, nim zdążył ponownie powiedzieć coś głupiego.
Zamknęłam się w swojej sypialni i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że zapomniałam o czarnym fartuchu. Zostawiłam go w kuchni razem z cenną zdobyczą.
Jak oparzona zerwałam się z miejsca (i znów, na Boga, rozlałam herbatę, ale tej zdecydowałam się nie posprzątać). Ruszyłam na dół, przeskakując po dwa stopnie. Na szczęście fartuch leżał w miejscu, w którym go zostawiłam, więc raczej nikt w nim nie grzebał. Pocieszona tym faktem wróciłam do swojego pokoju.
Wygrzebałam z kieszeni serwetkę i spojrzałam na zapisany na niej numer. Odłożyłam ją na blat i gapiłam się na nią przez dobre pięć minut, aby nieco przygotować się psychicznie do wysłania wiadomości. Po tym czasie stwierdziłam, że napisanie do nieznajomego byłoby beznadziejnym pomysłem, więc poszłam się umyć.
Ale pod prysznicem nadal o nim myślałam. Zachowywałam się jak wariatka, która nigdy nie miała kontaktu z chłopakiem. Umiałam przecież rozmawiać; to, że posiadałam ograniczone grono znajomych, nic nie zmieniało. Naprawdę byłam szurnięta.
Jednak bez wątpienia mój brat bardziej, więc przynajmniej to mnie pocieszało.
Porządnie się umyłam, by zmyć się z siebie pozostałości pracy, i przebrałam się w swoją ulubioną fioletową piżamę. Przywiozłam ją z wycieczki do Nowego Jorku. Rozczesałam mokre włosy, nałożyłam krem na twarz i wślizgnęłam się pod kołdrę. Zegarek wskazywał dwudziestą trzecią trzydzieści.
Mój wzrok znowu zatrzymał się na serwetce, która leżała na biurku. Westchnęłam i obróciłam się w drugą stronę, by na nią nie patrzeć.
Dziesięć sekund później wróciłam do niej spojrzeniem. Czy nieznajomy pomyśli, że jestem wariatką, jeśli napiszę do niego o tej godzinie? Ale przecież to on zostawił serwetkę specjalnie dla mnie, więc na pewno chciał, żebym do niego napisała.
Prawda?
Nieprawda?
Sfrustrowana westchnęłam jeszcze raz.
Tylko co tak naprawdę miałabym mu napisać? Nie chciałam, żeby ta wiadomość była banalna, a jednak nie sądziłam, że mam na tyle odwagi i umiejętności, by przykuć jego uwagę. Kiedy już złapałam za telefon i drżącymi palcami zapisałam kontakt do Kierana, weszłam w czat. Ta wiadomość musiała się czymś wyróżniać, żeby nieznajomy zapamiętał mnie tak, jak ja zapamiętałam jego.
Zaczęłam pisać. Co rusz usuwałam i dodawałam litery, serce mocno mi przy tym biło. Kasowałam i pisałam od nowa przez następne piętnaście minut. Czasami rzucałam telefon na kołdrę, by po sekundzie znowu po niego sięgnąć. To było jakieś pieprzone błędne koło, a ja naprawdę zachowywałam się jak aspołeczna, nienormalna istota.
– Dobra. Weź się w garść, Osla – upomniałam samą siebie i zacisnęłam powieki. Zaczerpnęłam głębszy oddech i ponownie wystukałam wiadomość. Miała być oryginalna, ciekawa, wzbudzająca zainteresowanie.
W końcu kliknęłam „wyślij”.
Do Stały Klient:
Hej.
Jeszcze raz przeczytałam to, co wysłałam, odrzuciłam telefon na bok, schowałam twarz w poduszkę i wydałam z siebie pełen męki i zażenowania jęk.
***
Ostatnie porządki w moim pokoju nie były zwykłym sprzątaniem. Nieubłaganie zbliżał się moment przeprowadzki, której od wielu miesięcy pragnęłam, a która obecnie z niezrozumiałego powodu kompletnie mnie przerażała. Stałam teraz w progu sypialni i wpatrywałam się w kilka pustych kartonów, przyniesionych przez brata, bym mogła zacząć się pakować.
Czekał na mnie maleńki apartament na Brooklynie. Zakochałam się w tej dzielnicy Nowego Jorku już kilka lat temu i zawsze powtarzałam, że to tam chcę zamieszkać. Urokliwe ceglane budynki wpasowywały się w moją estetykę, a jeszcze bardziej podobało mi się to, że nie dochodził tam zgiełk wszechobecny w centrum miasta. Miałam stamtąd prostą drogę na Most Brookliński, a widoki z niego były przecież przepiękne.
Dopiero myśl, że właśnie spełniam swoje marzenie, zmotywowała mnie do ruszenia się. Weszłam do pokoju, otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi szafy i spojrzałam na ubrania równo poukładane na półkach. To był dobry pomysł, żeby pozbyć się niepotrzebnych rzeczy przed przeprowadzką – teraz przynajmniej było tego mniej i wiedziałam, co faktycznie zabieram do nowego mieszkania.
– Tylko nie myśl sobie, że pozwolę, by jakieś chłopaki cię tam odwiedzały.
Spojrzałam przez ramię na tatę, który zajrzał do pokoju.
– Kontrola rodzicielska przynajmniej raz w ciągu dnia – dodał.
– Ma się rozumieć. – Przewróciłam oczami i wskazałam na niego wymownie dłonią. – Przecież ty w moim wieku nawet palcem nie tknąłeś dziewczyny – dodałam, unosząc brwi, na co uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
– Jak skończysz, daj znać, zawieziemy ci to wszystko do mieszkania. I zawołaj Dominica, żeby pomógł – powiedział, a ja zasalutowałam i zaczęłam wkładać ubrania do kartonów. Musiałam przyznać, że nadal się trochę stresowałam, ale wiedziałam też, że przeprowadzka była dobrą decyzją.
– Nie pomogę jej. Zostawia mnie z wami samego, a w pojedynkę w tym domu zwariuję – wtrącił mój brat, który, jak się okazało, szedł właśnie korytarzem do swojego pokoju. Zajrzał do mnie i rzucił naszemu tacie wymowne spojrzenie.
– Co ty nie powiesz? A może wyprowadzisz się razem z nią? Wtedy my będziemy mieć święty spokój. – Mężczyzna zażartował z uśmiechem, a ja otworzyłam szerzej oczy.
– Nie ma opcji, nie wpuszczę tego pasożyta do mojego mieszkania – fuknęłam.
– Mieszkanie jest po babci, więc powinno być wspólne – wytknął mi od razu.
– Ale nie jest i nie masz w tym temacie nic do gadania – odparłam i uśmiechnęłam się z wyższością. – Już nie mogę się doczekać, aż powitam spokój i ciszę. W końcu – westchnęłam z ulgą i zobaczyłam, że mój młodszy o rok brat dyskretnie wystawia środkowy palec.
– Widziałem to – upomniał go tata. – To też widziałem – zwrócił się do mnie, gdy równie dyskretnie pokazałam bratu ten sam gest.
Uśmiechnęłam się do ojca niewinnie i wróciłam do pakowania. Dominic wślizgnął się do środka, opadł na łóżko i wygodnie się na nim rozłożył. Zdołałam się powstrzymać od złośliwego komentarza, gdy dostrzegłam paczkę chipsów, którą trzymał w drugiej ręce, choć wiedziałam, że na prześcieradle będzie pełno okruszków.
Dobrze się zatem składało, że dzisiejszą noc miałam spędzić w nowym miejscu.
Co prawda mieszkanie po babci wymagało remontu, ale nie był on potrzebny już teraz. Wnętrze miało swój stary urok i zamierzałam to zmienić dopiero, gdy zgromadzę trochę oszczędności. Musiało mi przecież wystarczyć pieniędzy na opłaty, choć te na szczęście nie były duże.
– Będę nawiedzać cię w nocy – stwierdził Dominic kompletnie bez kontekstu.
Zerknęłam na niego kątem oka i zabrałam się do upychania kosmetyków. Musiałam przyznać, że miałam na ich punkcie delikatną obsesję.
– Tylko spróbuj – burknęłam.
Tata chyba nie zamierzał dalej wysłuchiwać naszej sprzeczki, bo kiedy ponownie uniosłam głowę i spojrzałam w kierunku wejścia do pokoju, jego już tam nie było. Wcale mu się nie dziwiłam, nasze rozmowy naprawdę były głupie – w takich momentach jedynie utwierdzałam się w przekonaniu, że mój brat nie ma połowy mózgu.
Dobrze, że to nie było rodzinne.
– A co, jeśli zakręci się wokół ciebie jakiś frajer? Co wtedy? – spytał z przejęciem. – Przecież ktoś musi obić mu…
– Myślę, że to mi nie grozi – odpowiedziałam i od razu pomyślałam o chłopaku, który zagadał do mnie w kawiarni.
Czy wychodziłam na idiotkę, skoro od wczoraj nie sprawdziłam żadnego powiadomienia, bo bałam się tego, co odpisał? Nawet jeśli, to byłam idiotką tylko w swojej głowie, bo nikt nie wiedział o mojej małej konfrontacji z tym… nieznajomym.
– Znów się uśmiechnęłaś – zwrócił mi uwagę brat.
Złapałam losową rzecz z biurka i rzuciłam nią prosto w niego. Pisnął jak mała dziewczynka, odrzucił chipsy na bok i próbował się zakryć kołdrą. Tusz do rzęs odbił się od jego głowy, a ja lekko się skrzywiłam, bo to musiało zaboleć. Brat jęknął i padł na łóżko, zaciskając powieki.
– Zostałem… trafiony – wystękał dramatycznie.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
Otworzył powoli oczy i po jednym spojrzeniu, które mi posłał, już wiedziałam, co zamierza zrobić. Zamarłam.
– Mamo…
Rzuciłam się w jego stronę i zatkałam mu usta dłonią, by zagłuszyć krzyk, który już wyrwał mu się z gardła.
– Nawet nie próbuj – syknęłam, gdy zaczął się szarpać, i objęłam go nogami, żeby mnie nie zrzucił.
– Pomo…
Przywaliłam mu łokciem, żeby się przymknął, a on w odpowiedzi pociągnął za moje włosy. Syknęłam. Był ode mnie większy, więc z łatwością wyswobodził się z mojego uścisku, a ja padłam na materac.
– Przestań! – warknęłam.
Chciałam odepchnąć go stopami, ale idiota ugryzł mnie w ramię, więc tym razem to ja krzyknęłam. Nasze kończyny zaplątały się ze sobą i teraz tylko dyszeliśmy, nawet nie próbując się uwolnić.
– Każdego dnia się zastanawiam, co poszło nie tak, kiedy się urodziliście. – Oboje zamarliśmy po usłyszeniu głosu mamy. Patrzyła na nas z rękami na biodrach, a brwi miała wysoko uniesione. Wyglądała, jakby kompletnie zwątpiła w swoje umiejętności rodzicielskie i w nas przy okazji. – Gdzie popełniliśmy z tatą błąd?
– Wtedy, kiedy zdecydowaliście się na drugie dziecko – wydyszałam i dostałam za to kolanem w brzuch, mimo to nadal usilnie odpychałam od siebie twarz tego pajaca.
– Kiedy się urodziłaś, to tak bardzo zaniżyłaś poprzeczkę, że względem mnie nie mieli już żadnych oczekiwań. Głupim się jest, a nie bywa – parsknął Dominic.
Do naszych uszu dobiegło pełne zmęczenia westchnienie mamy. Po chwili rozległy się jej kroki. Najwyraźniej zdecydowała, że nie zamierza nawet z nami rozmawiać.
– Bujaj się.
– Bujać to cię powinni za dzieciaka, żebyś trochę zmądrzała.
– Przegiąłeś.
– Sama przegięłaś.
– A ty dwa razy – wykrztusiłam. – No odwal się, no! – warknęłam, gdy znowu pociągnął mnie za włosy.
– Żenada – mruknął, patrząc oceniająco.
– Wstyd i hańba – odpowiedziałam, wgapiając się w niego.
Posyłaliśmy sobie pełne złości spojrzenia, ale oczywiście ten dureń musiał mnie pchnąć tak, że poleciałam na podłogę. Huk, który rozległ się w pokoju, mógłby obudzić nieboszczyka.
– Co wy tam robicie?! – zawołała z dołu mama.
– Jeśli teraz to ty spróbujesz zacząć krzyczeć… – powiedział mój brat, a ja uśmiechnęłam się złośliwie.
Rzucił we mnie poduszką, którą złapałam z opóźnieniem, więc dostałam prosto w twarz. Fuknęłam ze złością i złapałam pierwsze, co miałam pod ręką. Spojrzeliśmy na siebie prowokacyjnie, bo Dominic też chwycił już kolejną rzecz, która okazała się moim papuciem.
Raz jeszcze pokazałam mu środkowy palec i wróciłam do pakowania. Nie miałam zamiaru rozmawiać z kimś o tak niskim ilorazie inteligencji. W końcu z kim się zadajesz, takim się stajesz. Nie mogłam ryzykować.
Niestety na pakowaniu zszedł mi prawie cały dzień i skończyłam, kiedy na dworze zrobiło się już ciemno. Dominic oczywiście mi nie pomógł. Zamiast tego oceniał wszystkie moje ubrania jako brzydkie i nadające się do kosza. Nie miałam siły mu tłumaczyć, że to jego wyglądają jak worki na śmieci.
Nasza relacja była dość skomplikowana, co potwierdziliśmy pół godziny później. Kiedy wszystkie pudła były już pozaklejane, stanęłam na środku pokoju z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. To pomieszczenie stało się strasznie puste, a mnie zrobiło się trochę przykro, gdy na nie patrzyłam. Zerknęłam na brata i musiałabym być ślepa, gdybym nie zauważyła smutnego grymasu na jego krzywej mor… znaczy, twarzy.
– Tylko się nie popłacz – rzuciłam prowokacyjnie, ale Dominic nie podłapał żartu.
Wstał, pokonał dzielącą nas odległość i porwał mnie w swoje ramiona, jakby zamierzał mnie udusić (właściwie wcale bym się nie zdziwiła).
– Jeśli jednak zaprosisz jakiegoś chłopaka i się okaże, że gościu zasługuje na wpierdol, to podaruj mu takiego idealnego prawego sierpowego, jakiego sprzedałaś mi, kiedy byliśmy w przedszkolu i ukradłem ci kawałek pomidora z talerza – powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko. – A jeśli to nie pomoże, wtedy przyjdę ja i poprawię mu z drugiej strony, tak jak tobie, kiedy rozwaliłaś mój zamek z piasku, gdy byliśmy z rodzicami na wakacjach dziesięć lat temu – dodał i pociągnął nosem.
– Czy ty się wzruszasz, bo się przeprowadzam?
– Nie, przypomniało mi się, jaki ten zamek był piękny – odpowiedział.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
– Kretyn – podsumowałam, a potem mocno go przytuliłam.
Po kilku sekundach wyswobodziłam się z jego ramion. Zawołałam tatę i w trójkę zaczęliśmy przenosić pudła do samochodu. Robiłam to z mocno bijącym sercem, bo z jakiegoś powodu wydawało mi się, że właśnie naprawdę przekraczam próg dorosłości.
Mój brat, zwany również idiotą z ilorazem inteligencji na minusie, podłożył mi przy tym kilkukrotnie nogę, a kiedy sam prawie spadł ze schodów, śmiałam się z niego przez kolejne kilka minut. W końcu całą rodziną zapakowaliśmy się do samochodu. Upewniłam się, że o niczym nie zapomniałam, i ruszyliśmy.
Brooklyn był oddalony od naszego domu o jakieś czterdzieści minut drogi. Kiedy w końcu wjechaliśmy w odpowiednią ulicę, poczułam wszechobecny spokój. Po tej stronie Nowego Jorku ruch był mniejszy, dlatego z uśmiechem powitałam budynki z ciemnej cegły i mnogość drzew. Tata zaparkował tuż przed wejściem, a ja z trudem przełknęłam ślinę i wysiadłam z auta.
Wyciągnęłam z kieszeni klucze i razem z mamą weszłam do środka. Wdrapałam się na pierwsze piętro, po czym otworzyłam drzwi i z mocno bijącym sercem przekroczyłam próg mieszkania.
Nie było to nic wielkiego: salon, kuchnia, łazienka i mała sypialnia. Okna wychodziły na ulicę, więc widziałam przez nie tatę i brata, którzy wyciągali właśnie z bagażnika pierwsze kartony.
– Uważaj na siebie i gdybyś miała z czymś problem, to dzwoń, dobrze? – powiedziała mama. Była ładną, szczupłą kobietą z jasnymi włosami i niebieskimi oczami. Uśmiechnęła się do mnie łagodnie, a ja pokiwałam głową.
– Dobrze – potwierdziłam.
Spojrzałam na wygodną kanapę po prawej stronie salonu i stół, przy którym mogły się zmieścić cztery osoby. Idealnie dla naszej czwórki. Kuchnia była malutka, ale całe mieszkanie prezentowało się naprawdę przytulnie. Zamierzałam wybrać się w najbliższym czasie na zakupy i dokupić jeszcze kilka ozdób, by naprawdę poczuć się jak u siebie.
– Może pomożemy im z tymi pudłami? – dodałam po chwili ciszy, która nie była jednak przytłaczająca. Czułam, że mój nowy początek naprawdę właśnie nadchodzi.
Mama ochoczo skinęła głową i razem wyszłyśmy na klatkę schodową. Kiedy już miałam zbiec na parter, zwróciłam uwagę na to, że drzwi naprzeciwko moich są szeroko otwarte i w środku, już w korytarzu, znajduje się sporo pudeł. Do tej pory nie widziałam tutaj ogłoszeń o sprzedaży mieszkania, więc byłam szczerze ciekawa, kto się wprowadza.
Podeszłam do bagażnika i chwyciłam karton. Rodzice i brat ruszyli już na górę, a ja oczywiście się guzdrałam. Każde pudło zostało wypełnione po brzegi i powoli zaczynało mnie to irytować. Były ciężkie. Dopiero co robiłam porządki, a mimo to zabrałam ze sobą mnóstwo rzeczy. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że mam ich aż tyle.
Jęknęłam i ruszyłam z powrotem do budynku. Na drżących nogach zaczęłam wchodzić na pierwsze piętro i właśnie wtedy do moich uszu dotarł znajomy głos:
– Może pomóc?
Karton wysmyknął mi się z dłoni i z hukiem spadł na podłogę. Wyprostowałam się i spojrzałam w stronę sąsiada, który miał mieszkać naprzeciwko. W progu, przy jednym z pudeł, stał chłopak, który zagadywał mnie wczoraj w kawiarni, który podał mi swój numer i do którego JA napisałam (chociaż do tej pory nie odczytałam wiadomości zwrotnej, którą mi zapewne wysłał).
Jego jasnobrązowe włosy żyły własnym życiem. Miał na sobie szare dresy i granatową bluzę z logo swojej drużyny. Wzrok skupił wyłącznie na mnie. Uśmiechnął się.
Dzieliła nas tylko… klatka schodowa.
Kapitan drużyny hokejowej właśnie stał przede mną i był moim nowym sąsiadem.
Osla
Kieran wyglądał na tak samo zdziwionego moją obecnością jak ja jego.
To przynajmniej utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie był jakimś seryjnym mordercą, który postanowił śledzić mnie krok w krok, aby następnie zabić. Przez moment miałam wrażenie, że czas zwolnił. Dokładnie widziałam, jak zaskoczenie na jego twarzy przemienia się w pełen niedowierzania uśmiech i… Niech to szlag, gdy się uśmiechnął, ujrzałam w jego policzkach dołeczki. Wyprostował się i dopiero wtedy przypomniałam sobie, jak wielki był. Wypełniał sobą praktycznie całe drzwi. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej (przez co wyglądał na jeszcze potężniejszego) i zlustrował mnie wzrokiem.
– Powinienem teraz pomyśleć, że mnie śledzisz i zamierzasz zamordować we śnie, bo nie spodobała ci się moja gadka na podryw? – odezwał się jako pierwszy i błysnął zębami w uśmiechu.
– Zaskoczę cię, jeśli powiem, że pomyślałam dokładnie to samo o tobie? – Przechyliłam nieznacznie głowę, a dłonie wsparłam na biodrach.
Karton leżał przede mną, na szczęście w nienaruszonym stanie po tym, jak go upuściłam, ale z jakiegoś powodu jeszcze po niego nie sięgnęłam.
Chłopak zrobił w moją stronę pierwszy krok.
– Z tego, co mi wiadomo, chyba mnie wtedy nie podrywałaś – odpowiedział z rozbawieniem, a ja poczułam gorąco, które paliło mi policzki.
Matko, naprawdę zachowywałam się przy nim jak ostatnia idiotka. Miałam szczerą nadzieję, że nie dostrzegł rumieńców na mojej twarzy.
– Co się stało z panią Bethany? – spytałam, bo kiedy mieszkała tutaj babcia, kobieta była jej sąsiadką.
– Sprzedała mieszkanie – odpowiedział najzwyczajniej w świecie.
Uświadomiłam sobie, że przyglądam mu się zbyt długo, i w końcu schyliłam się po pudło. Dźwignęłam je i zdmuchnęłam z twarzy kosmyk włosów, który uwolnił się z upięcia.
– Czy to oznacza, że teraz będę mógł przychodzić do twojego mieszkania, żeby pożyczyć cukier?
– Ani mi się waż – ostrzegłam go srogo, choć nie byłam pewna, czy wziął moje słowa na poważnie.
Chciałam już wejść do mieszkania, ale powstrzymał mnie jego ciepły głos:
– Może się zaprzyjaźnimy.
Wzięłam wdech i obejrzałam się przez ramię.
– Nie wydaje mi się – odparłam. – Nie zadaję się z hokeistami z przerośniętym ego.
Teatralnie złapał się za serce.
– To zabolało – rzucił oskarżycielskim tonem, ale w jego niebieskich oczach widziałam iskierki rozbawienia. Naprawdę dobrze się bawił.
Nasza rozmowa zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie mój brat, który nagle przepchnął się obok mnie. Zamierzał zejść po ostatni karton, ale zatrzymał się jak wryty, gdy dostrzegł mojego nowego sąsiada, który cały czas się do mnie uśmiechał. Jego uśmiech jednak zbladł, gdy zobaczył Dominica. Zmarszczył nawet lekko brwi, jakby uznał, że brat jest moim… chłopakiem.
Na samą myśl poczułam tak duże obrzydzenie, że sama się skrzywiłam.
– Nie ma, kurwa, mowy – odezwał się Dominic, wpatrując się raz we mnie, raz w Kierana. – Ona nie będzie się umawiać z żadnym sąsiadem, prawda, siostrzyczko? To – wskazał na próg mojego mieszkania – niewidzialna bariera. Nikt nie może przez nią przejść prócz jej rodziny i znajomych. Chłopaki mają absolutny zakaz wstępu.
Po tym przedstawieniu miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale przełknęłam wstyd i skupiłam się na Kieranie, ponieważ na jego twarzy… Na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech.
– Siostrzyczko? – powtórzył z rozbawieniem kapitan drużyny hokejowej. – Muszę przyznać, że trochę mi ulżyło – dodał, zwracając się w moją stronę. Prawdopodobnie byłam już cała czerwona na twarzy. – A co do tych znajomych… Kto powiedział, że nimi nie będziemy?
Po tym pytaniu mój brat rozdziawił usta, jakby coś sobie uświadomił.
– Ty jesteś Kieran Shelton – wydukał nagle blady Dominic, a mój sąsiad spoważniał i przeniósł na niego wzrok. – Jestem twoim wielkim… fanem – jąkał się nadal.
Uniosłam brwi i spojrzałam na brata. Nie siedziałam już w temacie hokeja i niewiele wiedziałam o drużynach, ale jeśli faktycznie tak było…
– Naprawdę. Jesteś najlepszy i… – Dominic otworzył oczy jeszcze szerzej. – Uwielbiam cię, serio, ale od mojej siostry trzymaj się z daleka – dodał w końcu.
Westchnęłam.
– Myślę, że powinniśmy się skupić na rozpakowywaniu rzeczy, Dominic – mruknęłam do niego.
– A mogę autograf?
Tym razem to na twarzy Kierana dostrzegłam zaskoczenie.
– Jeśli pozwolisz mi od czasu do czasu zajrzeć do twojej siostry – odpowiedział, odzyskawszy rezon.
Dominic przez moment się zastanawiał, ale w końcu potrząsnął głową.
– Wrócimy do tego tematu – stwierdził ostatecznie i jak oparzony ruszył w stronę wyjścia.
Zmieszana odprowadziłam go wzrokiem.
– Przepraszam za niego, czasami jest trochę szurnięty – powiedziałam.
– Czy ten układ byłby w porządku? Autograf za odwiedzanie mojej sąsiadki? – zapytał Kieran, a ja z niedowierzaniem otworzyłam szerzej oczy.
– W twoich snach. Szkoda, że mój brat nie jest świadomy, że masz tak wybujałe ego.
Na twarzy chłopaka znowu pojawił się uśmiech.
– Uwielbia mnie, a to już duży plus, jeśli czysto hipotetycznie w przyszłości naprawdę byśmy się zaprzyjaźnili.
– Właśnie, czysto hipotetycznie – podkreśliłam. – A to się raczej nie wydarzy, więc pozwolisz, że wrócę do rozpakowywania.
Nie czekając na odpowiedź, wślizgnęłam się za drzwi i specjalnie je za sobą głośno zamknęłam. Czy zatrzaskiwanie drzwi tuż przed nosem znanego sportowca było rozsądne? Jak najbardziej, przynajmniej tak próbowałam sobie wmówić.
Odłożyłam pudło na środek salonu, a moje brwi poszybowały do góry, gdy spostrzegłam rodziców próbujących zamontować półkę.
– Co robicie? – spytałam z czystą ciekawością i obserwowałam, jak mama staje na palcach, by przytrzymać półkę z jednej strony, a tata ze złością odrywa ją od ściany i przekręca, przez co mama dostaje nią prosto w tył głowy.
Czasami miałam wrażenie, że ja i brat byliśmy do nich aż nazbyt podobni.
– Co ty wyprawiasz? – syknęła mama i zmierzyła tatę pełnym złości spojrzeniem.
Zaczęła pocierać potylicę i w odwecie podstawiła mężczyźnie nogę, przez co ten się potknął i półka wypadła mu z rąk. Rozległ się trzask, a ja ze zrezygnowaniem spojrzałam na kawałek mebla.
– Myślę, że dam radę sama – zaczęłam ostrożnie.
– Nie jesteś wystarczająco dorosła, żeby sobie z tym poradzić – wytknął mi ojciec.
– Tato, przypominam, że mam zamieszkać tutaj sama – wtrąciłam.
– No ja myślę, że sama, nie przewiduję, by w twoim mieszkaniu pojawił się ktoś jeszcze.
Gdy to mówił, do pokoju wszedł z powrotem Dominic. Już widziałam, jak otwiera usta, by poinformować ich o Kieranie, więc tym razem to ja podstawiłam mu nogę. Potknął się i poleciał do przodu, prosto na tatę, który się schylał, by sięgnąć po rozbitą półkę. Nie musiałam nawet patrzeć, by wiedzieć, że skończy się to tragicznie. Gdy rozległ się kolejny trzask, jedynie przymknęłam z rezygnacją powieki i zaczęłam odliczać do momentu, w którym zostanę naprawdę sama.
***
Wieczorem wszyscy już pojechali, a ja wciąż czułam się dziwnie nieswojo z myślą, że chłopak, który mnie podrywał, znajduje się tuż za ścianą. Powlekłam pościel w sypialni, powycierałam kurze i ze zgrozą uświadomiłam sobie, że moja lodówka jest praktycznie pusta. Miałam tylko kilka saszetek z kawą, paczkę herbaty i do połowy pełen karton mleka. Do rana musiało mi to wystarczyć, bo za żadne skarby nie zamierzałam iść o tej porze do sklepu.
Szczerze żałowałam, że nie mam własnego samochodu, bo teraz każda podróż do pracy i na uczelnię będzie się odbywać komunikacją miejską. Nie żałowałam jednak przeprowadzki, cieszyłam się, że w końcu poszłam na swoje.
Po całym tym przepakowywaniu rzeczy kartony nadal walały się po podłodze, ale nimi zamierzałam się zająć jutro. Wzięłam prysznic i usiadłam na kanapie, by poprzeglądać media społecznościowe na telefonie. Od razu zwróciłam uwagę na dwie nieodczytane wiadomości. Jedna była jeszcze z poprzedniego dnia.
Od Stały Klient:
Nie mogę uwierzyć, że zdecydowałaś się do mnie napisać.
Druga zaś sprzed godziny.
Od Stały Klient:
Po trzaskach z twojego mieszkania mogę stwierdzić, że przeprowadzka idzie całkiem sprawnie, co?
Doskonale wiedziałam, że się ze mnie nabijał, a i tak nieznacznie uniosłam kąciki ust. Zaczęłam szybko pisać wiadomość.
Do Stały Klient:
O wiele sprawniej od twojej, mądralo.
Nawet teraz słyszałam szuranie mebli, które dochodziło zza ściany oddzielającej nasze mieszkania. Wyglądało na to, że Kieran nie był sam, bo do moich uszu docierały też stłumione męskie głosy. Koledzy z drużyny? Ogromnie mnie ciekawiło, kogo przyprowadził, ale nie byłam nim, więc nie zamierzałam o dziesiątej wieczorem walić w drzwi i prosić, by pożyczył mi cukier.
Od Stały Klient:
Mądralo? Czy mogę to już uznać za komplement, uważasz, że jestem mądry?
Do Stały Klient:
Paczka cukru jest mądrzejsza od ciebie.
Od Stały Klient:
A właśnie, jeśli chodzi o cukier…
Na czacie pojawiły się trzy kropki, co oznaczało, że pisze kolejną wiadomość. Ubiegłam go, wystukując własną.
Do Stały Klient:
Nawet nie próbuj.
Od Stały Klient:
Szkoda, twój uśmiech na pewno umiliłby mi wieczór.
Zmrużyłam oczy. Ale z niego bezczelny flirciarz! Wiedziałam, że był pewny siebie, jednak pisanie z nim wywoływało we mnie znacznie więcej emocji, niż się spodziewałam. Szybko zmieniłam nazwę jego kontaktu i wysłałam kolejną wiadomość.
Do Bezczelny Flirciarz:
Ile dziewczyn poleciało już na ten tekst?
Od Bezczelny Flirciarz:
Tylko twój uśmiech sprawił, że nie mogę o nim zapomnieć.
Odrzuciłam telefon na bok i schowałam twarz w poduszkę, powstrzymując się od pisku. Nie wiedziałam już, czy bardziej go lubię, czy nie lubię, czy mocniej działa mi na nerwy, czy ciekawi. Bałam się sięgnąć po komórkę i dopiero po wzięciu kilku głębszych oddechów zdecydowałam się to zrobić.
Do Bezczelny Flirciarz:
Dwa komplementy nie sprawią, że na to pójdę.
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast.
Od Bezczelny Flirciarz:
Dwa komplementy to dopiero początek.
Kretyn. On był kretynem, a ja kretynką, bo mimo iż wiedziałam, że był pewny siebie, to ta pewność siebie robiła z moim sercem coś dziwnego. Musiałam się opamiętać.
Do Bezczelny Flirciarz:
Dobranoc.
Od Bezczelny Flirciarz:
Mam nadzieję, że ci się przyśnię.
Do Bezczelny Flirciarz:
Mam nadzieję, że nie, bo inaczej obudzą cię moje krzyki na skutek koszmaru.
Od Bezczelny Flirciarz:
Jeśli chodzi o krzyki…
Do Bezczelny Flirciarz:
Jeśli dokończysz tę wiadomość, zablokuję i usunę twój numer.
Od Bezczelny Flirciarz:
Warto było spróbować. Słodkich snów.
Do Bezczelny Flirciarz:
Słodkich koszmarów.
Odrzuciłam telefon na bok i zamknęłam oczy, by chociaż spróbować zasnąć. Denerwujące szuranie za ścianą nie dawało mi jednak spokoju, dlatego chwilę kręciłam się po materacu, nim zasnęłam. Jutro czekał mnie wolny dzień, więc zamierzałam zrobić zakupy i dokończyć dekorowanie mieszkania. Żywiłam szczerą nadzieję, że szybko przyzwyczaję się do mojego nowego sąsiada.
Kompletnie zwątpiłam w ten plan, kiedy w środku nocy obudziła mnie głośna muzyka. Poderwałam głowę i nieprzytomna zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia, kto słucha tak głośno piosenek, ale szybko się zorientowałam, że dźwięki dochodzą z mieszkania naprzeciwko. Schowałam twarz w poduszkę, licząc, że za chwilę na pewno znowu zasnę, ale przy takim hałasie okazało się to niemożliwe.
Dlatego dziesięć minut później złapałam za telefon i zmieniłam nazwę kontaktu Kierana na „Wkurwiający Sąsiad”, bo jak najbardziej sobie na to zasłużył. Zegarek wskazywał drugą trzydzieści, a ja, choć miałam dzisiaj wolne, naprawdę chciałam się wyspać. Znowu zaczęłam się kręcić po łóżku, aż w końcu zrezygnowana wstałam. Włożyłam przez głowę granatową bluzę i zdeterminowana ruszyłam do wyjścia.
Czy naprawdę zamierzałam walić w drzwi sąsiada, aby ściszył muzykę? Być może. Czy podejrzewałam, że prócz niego jest tam również ktoś inny, więc tym samym narażę się na pośmiewisko? Nawet jeśli tak było, to miałam to gdzieś. Zła i zniecierpliwiona wyszłam na korytarz i zapukałam do drzwi. Odczekałam kilka sekund, ale gdy nie dostałam odpowiedzi, zadzwoniłam dwa razy dzwonkiem.
Odsunęłam się o krok akurat w momencie, gdy ktoś szarpnął za klamkę. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a ja stanęłam twarzą w twarz z kolejnym napakowanym osiłkiem, który zacisnął dłoń na futrynie i przyjrzał mi się z zaciekawieniem.
– Piżama party to nie u nas – zaczął i uśmiechnął się lekko. – Chyba że jesteś jedną z koleżanek, którą zamówili moi przyjaciele. Jesteś? – Przekrzywił głowę, wyraźnie zainteresowany.
– Czy możesz powiedzieć swojemu przyjacielowi – podkreśliłam ostatnie słowo – żeby z łaski swojej ściszył tę muzykę?
– Wybacz, koleżanko, ale opijamy właśnie sukces naszej drużyny. Może chcesz wejść? Kieran nie będzie miał nic przeciwko – powiedział, a ja za jego plecami dostrzegłam dwie obściskujące się na środku korytarza dziewczyny.
Zmieszana cofnęłam się jeszcze o krok.
– Luke, co ty tam tak stoisz? – Do moich uszu dobiegł kolejny głos i po chwili przez ramię Luke’a wychylił się jeszcze jeden napakowany chłopak. Spojrzał na mnie z zainteresowaniem. – Witamy, czego pani potrzebuje?
– Szanowna pani prosi o ciszę – wytłumaczył pierwszy z nich. – W ramach rekompensaty zaprosiłem ją do środka.
– To na co jeszcze czeka?
Wyglądało na to, że nie przeszkadzają im moja piżama, bluza czy potargane włosy, nie wspominając o tym, że nie miałam na twarzy ani grama makijażu.
– Poproście tylko Kierana, żeby…
– Sama go poproś – wciął mi się w słowo szatyn, a drugi z nich otworzył szerzej drzwi.
Opadły mi ramiona.
Wtedy właśnie zrozumiałam, że wraz z przeprowadzką w pakiecie zyskałam użeranie się z całą męską drużyną hokejową, i naprawdę się bałam, do czego może to doprowadzić.