The Temporary Wife. The Windsors. Tom 2 - Maura Catharina - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

The Temporary Wife. The Windsors. Tom 2 ebook i audiobook

Maura Catharina

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

2330 osób interesuje się tą książką

Opis

Zaczęło się od kontraktu, ale miłość nie była jego częścią

Valentina od ośmiu lat pracuje u boku Luki – wymagającego, lecz sprawiedliwego szefa odpowiedzialnego za finanse potężnego imperium Windsorów. Choć zgodził się na jej zatrudnienie tylko dlatego, że tak zdecydowała jego wpływowa babcia, Anne Windsor, matriarchini rodu, która od zawsze pociąga za sznurki, z czasem Valentina udowodniła swoją wartość. Mimo to między nimi wciąż unoszą się niewypowiedziane emocje.

Wszystko się zmienia po ogłoszeniu aranżowanego małżeństwa Luki z zupełnie nieodpowiednią kandydatką. Valentina postanawia odejść, ale on nie chce jej stracić.

Zdesperowany i świadomy uczuć, których wcześniej nie dopuszczał do głosu, proponuje jej fikcyjne małżeństwo, które ma uniemożliwić babci Anne sterowanie jego życiem uczuciowym. Luca i Valentina ustalają jasne zasady tego kontraktu. Ale jak to bywa w takich przypadkach, emocje nic sobie nie robią z tych ustaleń…

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 476

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 28 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Katarzyna Domalewska & Mikołaj Sierociuk

Oceny
4,5 (93 oceny)
63
20
4
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KingaLas

Z braku laku…

Lubię motyw aranżowanego/ udawanego małżeństwa, ale niestety ta pozycja nie jest dla mnie. Pomysł na fabułę fajny, ale wykonanie już niestety nie. Były wątki, które można było rozwinąć, a tak miałam wrażenie, że po kilku zdaniach już był koniec, choć książka cienka nie jest. Praktycznie od początku zachowanie, myśli bohaterów mi nie podeszły, nie czułam żadnych emocji między tą parą i w ogóle sa jacys nijacy. Wynudziłam się i wysłuchałam do końca tylko dlatego, że słucham na przyspieszeniu i nie marnowałam czasu na czytanie.
YerbaMic

Dobrze spędzony czas

Lepsza od pierwszej z tej serii, ale nie mogę się doczekać następnej.
21
Basiiiek

Nie oderwiesz się od lektury

Co by nie mowic swietnie sie bawilam. uwelbiam autorke i czytam kazda jej ksiazke. a tu? swietna zabawa. polecam!
10
Baskle

Z braku laku…

Przesłodzone i sztuczne.
10
Weronika8608

Całkiem niezła

taka średnia...
10



HISTORIA LUKI I VAL

Wszystkim walczącym, którzy z odwagą

próbują przerwać błędne koło.

To, że nie znacie innego życia, nie znaczy,

że tak powinno być.

1

 

luca

Na czole siedzącego przede mną mężczyzny pojawia się kropelka potu, choć w moim gabinecie jest wyjątkowo chłodno. Mógłbym skrócić jego męki, ale się nie odzywam, tylko wpatruję w niego ciężkim wzrokiem.

– Ja… nasz fundusz… My… jesteśmy… jesteśmy ci bardzo wdzięczni za to, że chcesz nadal inwestować… – duka.

W to nie wątpię. Ja, moja rodzina i nasi klienci inwestujemy na całym świecie miliardy, z których tylko nieznaczna część przypada na jego firmę.

– Nie powiedziałem, że będę nadal w was inwestował – stwierdzam chłodno, głosem, w którym mimo usilnych starań nie ma nawet śladu sympatii.

Mężczyzna zaczyna nerwowo postukiwać stopą. Przyglądam się, jak kropla potu spływa mu z czoła na policzek, a jego oddech z sekundy na sekundę przyśpiesza.

– N-n-nie jesteś zadowolony z wyników? Cena naszych akcji podskoczyła w tym roku o dwadzieścia procent.

W tym momencie do gabinetu wchodzi moja sekretarka wykonawcza, Valentina, jak zwykle w samą porę. Nie zliczę, ile razy kazałem przeszukiwać gabinet, żeby upewnić się, czy przypadkiem nie zainstalowała w nim pluskwy. Dodatkowo ochroniarze trzy razy sprawdzili system telefonów i stwierdzili, że nie ma możliwości, żeby podsłuchiwała mnie tą drogą. Nie wiem, jak ona to robi, ale zawsze jest pod ręką, jeszcze zanim zdążę ją do siebie poprosić.

Podnoszę głowę i ze stoicką miną wpatruję się w jej piękną twarz. Królowa Lodu – tak nazywają ją za plecami. Nietrudno się domyślić dlaczego. Pomimo efektownej urody Valentina jest zimna jak lód. Byłem świadkiem, jak doprowadziła do ruiny niejedną znaną firmę, i nigdy nie okazała przy tym choćby cienia współczucia. Jest tak samo pozbawiona emocji jak ja, i to mi bardzo pasuje. Valentina kładzie przed Jacksonem Smithsonem teczkę z dokumentami, po czym cofa się i staje obok mojego biurka. Nie znoszę tego jej charakterystycznego uśmieszku. Zasadniczo nie ma w nim niczego podejrzanego i nawet nie wygląda na udawany, mimo to wytrąca mnie z równowagi.

Spogląda mi przez ułamek sekundy w oczy, po czym kładzie kopie dokumentów również przede mną. Opuszczam na nie wzrok i krzywię się na widok różowej karteczki przyklejonej na pliku kartek. Widnieją na niej tylko dwie litery: B+R. Żadnych innych wyjaśnień, ale jak to zwykle bywa z Valentiną, niczego więcej mi nie potrzeba.

Przyglądam się jej notatce lekko poirytowany. Valentina wie, że nie cierpię różowego, i mógłbym się założyć, że specjalnie zamawia artykuły papiernicze w tym kolorze, żeby zrobić mi na złość. To bez wątpienia jeden ze sposobów, żeby się na mnie odegrać za lata męczarni, które jej zafundowałem.

Ta kobieta działa mi na nerwy od samego początku, odkąd moja babka – osiem lat temu – zatrudniła ją jako moją osobistą asystentkę. Robiłem, co mogłem, żeby się jej pozbyć, ale zawsze jakimś cudem była o krok przede mną. Od tamtego czasu toczymy ze sobą nieustanną wojnę, ale cokolwiek robię, zawsze jestem na straconej pozycji.

Wskazuję głową dokumenty leżące przede mną na biurku.

– Wartość akcji wzrosła o dwadzieścia procent, ale wasz zysk w tym roku gwałtownie zmalał. Możesz mi to wyjaśnić?

Jackson nadyma klatkę piersiową, biorąc głęboki oddech, jakby zbierał się w sobie przed czekającą nas lada chwila szermierką słowną. Śmiechu warte.

– Stało się tak dlatego, że postanowiliśmy w tym roku sporo zainwestować w badania i rozwój. Pracujemy nad kilkoma produktami, które zrewolucjonizują branżę finansową.

Uśmiecham się do niego.

– Całą branżę? Naprawdę?

Tylko na tyle go stać? Mógł chociaż wymyślić jakiś wscho­dzący instrument inwestycyjny spoza obszaru, w którym się specjalizuję.

Potwierdza skwapliwie i próbuje wyglądać na pewnego siebie, ale widać, że ogarnęła go desperacja. Przepiękne orzechowe oczy Valentiny napotykają moje spojrzenie. Ponownie się uśmiecha, co mnie jeszcze bardziej irytuje, i podsuwa Jacksonowi kolejny dokument. Nigdy nie mogłem się nadziwić, że taka zimna kobieta może mieć tak cudownie ciepłe spojrzenie.

– W waszym raporcie rocznym wydatki w pozycji „B+R” są niższe niż w ubiegłym roku – zauważa cichym głosem, ociekającym słodyczą, ale jakże fałszywym. – Nie wiem, czy dobrze to rozumiem – dodaje tonem wahania.

Mężczyzna odwraca ku niej głowę, mylnie przekonany, że Valentina wyciąga do niego pomocną dłoń. Nie ma pojęcia, że moja sekretarka to rekin w ludzkiej skórze. Biedaczysko. Obstawiam, że sfajda się ze strachu, zanim ona zdąży go rozszarpać.

– Ach, to dlatego, że wydatki na badania i rozwój nie są ujęte w tegorocznym raporcie – wyjaśnia z paniką w oczach. – Ale pojawią się w najbliższym sprawozdaniu kwartalnym.

Valentina otwiera szerzej oczy z miną niewiniątka, a ja przygryzam wargę, powstrzymując uśmiech.

– Ale… skoro tak, to dlaczego przyszłe wydatki inwestycyjne na B+R nie zostały uwzględnione w zyskach zatrzymanych w sprawozdaniu rocznym? W jaki sposób finansujecie swoje badania?

Odwracam ku niej głowę i przytakuję z zadumą.

– No właśnie – mruczę pod nosem. – Masz jakąś teorię na ten temat, Valentino?

Potwierdza, spoglądając mi w oczy.

– Nie jestem ekspertem, ale trochę mnie martwi, że nie mają żadnych funduszy na B+R, dopóki nie zainwestujemy w ich firmę. Napompowana cena akcji to sprawka ich świrniętego prezesa, który co chwila ogłasza swoje odjechane pomysły w social mediach z wyraźnym zamiarem manipulowania rynkiem. Są kompletnie nonsensowne i na pewno nastąpi korekta rynku, gdy nie zdołają wcielić w życie tych nierealistycznych teorii.

Ta kobieta to pozbawiona skrupułów bestia ukryta w najseksowniejszym ciele, jakie dotąd widziałem. Odchylam się na oparcie fotela, obserwując z uciechą widowisko rozgrywające się na moich oczach. Mogę gardzić Valentiną, ale nie bez powodu została moją prawą ręką.

– M-m-mój syn… to wizjoner – wyjąkuje Jackson. – Nie ma wielu takich jak on. To innowator, geniusz. Owszem, jego poglądy można uznać za ekscentryczne, ale nie pożałujesz, że w niego zainwestowałeś.

Wbijam w niego ciężki wzrok i głośno wzdycham.

– Twój syn to marzyciel. Nie interesuje go zysk. Chce zmieniać świat i choć to szczytny cel, nie zamierzam go finansować. Nie jestem jakimś zasranym filantropem!

Czoło mężczyzny jeszcze obficiej oblewa się potem, a mnie na króciutką chwilę ogarnia coś na kształt współczucia. Na szczęście szybko mija.

– Dałem ci szansę, żebyś się wytłumaczył, a ty zamiast tego wciskasz mi kit. Twój syn ma ustąpić z funkcji prezesa, a ty zatrudnisz na jego miejsce kogoś, kto jest w stanie tak pokierować firmą, żeby znów przynosiła zyski. Daję ci trzy dni na podjęcie decyzji, w przeciwnym razie wycofuję się całkowicie z finansowania.

Jego twarz blednie jeszcze bardziej.

– Luca, jeśli to zrobisz, my… zbankrutujemy.

Krzyżuję ramiona na piersi, kiwając wolno głową.

– Dlatego radzę ci się dobrze zastanowić, co chcesz po sobie zostawić.

Podnoszę się z fotela. Jackson z ociąganiem idzie w moje ślady, ale wciąż patrzy na mnie błagalnym spojrzeniem.

– Trzy dni – przypominam mu, gdy odprowadzam go do drzwi.

Odpowiada zrezygnowanym skinieniem głowy i widać po nim, że jest w rozterce.

Kiedy wychodzi z gabinetu, Valentina spogląda na mnie z uniesionymi brwiami, a w jej wzroku czai się pogarda. Przy ludziach zawsze zachowuje się profesjonalnie, lecz gdy zostajemy we dwoje, drwi ze mnie w żywe oczy. W zasadzie nie wiem, dlaczego jej na to pozwalam.

– Trzy dni? – powtarza. – Jesteś potworem. Przez ciebie będzie się zadręczał bite trzy dni, choć mogłeś zwołać nadzwyczajne zebranie zarządu i sam odwołać tego jego dzieciucha. W końcu jesteś ich największym udziałowcem. Ale ty wolałeś ściągnąć tu Jacksona i go torturować.

Uśmiecham się do niej.

– To nie ja nazwałem jego syna świrniętym i to nie ja bawiłem się z nim jak kot z cholerną myszą! Poza tym zbudował tę firmę od podstaw. To do niego należy decyzja, czy chce pozwolić, żeby jego potomek ją zrujnował. Trzy dni wystarczą mu na znalezienie innego inwestora. Jeśli naprawdę wierzy w wizje syna, właśnie tak zrobi.

Kąciki ust Valentiny unoszą się w nieznacznym uśmiechu. Kręcąc głową, zbiera dokumenty z biurka, po czym wygładza je dłonią. Osiem lat, a ja nadal nie zdołałem jej rozszyfrować.

Odrywam od niej wzrok i zerkam na staromodny zegarek kieszonkowy, który należał kiedyś do mojego ojca.

– Babka spodziewa się nas obojga na cotygodniowej rodzinnej kolacji. Sama wiesz, jak bardzo ją drażni, gdy ktoś każe jej na siebie czekać. Pojedziemy teraz do niej, a później dokończymy to, co mamy jeszcze do zrobienia.

Valentina przytakuje bez słowa protestu. Od lat haruje po szesnaście godzin na dobę, tak samo jak ja. Początkowo wymuszałem na niej te chore godziny pracy głównie dlatego, żeby ją skłonić do odejścia, ale nic nie wskórałem i do dziś tak wygląda nasz zwyczajowy rozkład dnia.

W milczeniu podąża za mną do samochodu. Odkąd zaczęła u mnie pracować, próbowałem rozwikłać zagadkę relacji łączącej ją z moją babką, ale mi się nie udało. Nawet Silas Sinclair, nasz genialny spec od bezpieczeństwa, nie zdołał odkryć, co je łączy. Nadal więc nie mam pojęcia, z jakiego powodu osiem lat temu babka zatrudniła na stanowisko mojej asystentki młodą dziewczynę, która właśnie porzuciła studia. I na dodatek zaprasza ją na nasze kolacje i imprezy w rodzinnym gronie.

Valentina Diaz ma w sobie coś, co budzi we mnie głęboką niechęć. I nie chodzi tylko o otaczającą ją aurę tajemniczości.

2

 

luca

– Poczęstuj się jeszcze, Val.

Głos babki wybija się ponad gwar panujący przy zatłoczonym stole. Zawsze traktuje Valentinę równie ciepło jak mnie i pięcioro mojego rodzeństwa. Widząc jej surowe spojrzenie, zaciskam zęby i z ociąganiem nakładam dodatkową porcję glazurowanej marchewki na talerz sekretarki.

Nie mam zielonego pojęcia, za co babka tak bardzo ceni Valentinę. Urządzane u niej co tydzień kolacje są przeznaczone wyłącznie dla rodziny. Od tej żelaznej reguły robi tylko dwa wyjątki: dla Raven, najlepszej przyjaciółki mojej siostry, oraz Valentiny.

Jeszcze bym zrozmiał, gdyby zapraszała ją do nas raz na jakiś czas, po kilku latach współpracy mógłby to być naturalny odruch, ale nie. Valentina bywa na kolacji regularnie, odkąd zaczęła u mnie pracować. Co prawda, ona sama twierdzi, że nie wie, skąd bierze się ta sympatia, którą obdarza ją nasza babka, ale według mnie to bzdura.

Próbowałem wywęszyć, czy babka przypadkiem nie płaci Valentinie, aby donosiła jej o każdym moim kroku, jednak nie znalazłem na to żadnych dowodów. Ale szczerze powiedziawszy, niepotrzebnie się trudziłem, bo nasza nestorka nigdy w życiu nie popełniłaby takiego błędu.

Valentina się do niej uśmiecha, co wywołuje we mnie zdumienie. Dlaczego nigdy nie zachowuje się tak swobodnie wobec mnie? Nie chodzi mi tylko o szczery śmiech wyrywający się z jej karminowych ust, ale o wesołe pogawędki z moimi braćmi i żarty wymieniane z moją siostrą, Sierrą, zrozumiałe tylko dla nich dwóch.

Widzę, jak Valentina, Sierra i Raven chichoczą z czegoś, czego nawet nie staram się ogarnąć rozumem, więc odrywam od nich wzrok i skupiam się na jedzeniu.

Valentina jest w doskonałej komitywie z całą moją rodziną z wyjątkiem mnie – faceta, który bądź co bądź wypłaca jej horrendalnie wysoką pensję. Nie potrafię rozpoznać, które jej oblicze jest prawdziwe. Kiedy przebywa w naszym gronie, staje się tak absurdalnie miła i serdeczna, że nawet ja, o mały włos, dałbym się nabrać. Szkoda, że moi bliscy nie mogą jej zobaczyć w pracy. Iluzja, którą ich karmi, momentalnie by się rozwiała.

Biorę łyk wina i przenoszę wzrok na Aresa, mojego starszego brata. Przy naszym gwarnym stole tylko my dwaj siedzimy w milczeniu. Podążam za jego spojrzeniem i zauważam, że wpatruje się w Raven, która śmieje się z czegoś, co powiedziała Valentina. Od razu widać, że Ares nie może oderwać od niej wzroku.

Odwracam głowę, usilnie starając się ukryć lekki niepokój, który poczułem na widok brata. Raven to nie tylko najlepsza przyjaciółka naszej siostry, ale zarazem młodsza siostra narzeczonej Aresa. Czyli bez dwóch zdań ostatnia kobieta na świecie, na którą wolno mu się w ten sposób gapić. Kręcę głową, opróżniając kieliszek z winem. Każdego z nas czeka małżeństwo zaaranżowane przez babkę, ale ja przynajmniej nie podkochuję się skrycie w kimś, kto nigdy nie będzie należał do mnie.

– W ogóle się nie odzywasz – zauważa Valentina po skończonej kolacji. – Wszystko w porządku? Jest coś pilnego, nad czym musimy jeszcze popracować?

Spoglądam na nią ze zdumieniem, kręcąc głową. Przechodzimy przez główną część rezydencji, w której mieszka babka, i kierujemy się do mojego mieszkania.

– Czy ty kiedykolwiek myślisz o czymś innym niż praca?

Uśmiecha się w sposób, który mnie wyjątkowo drażni.

– A ty?

Kąciki moich ust unoszą się w nikłym uśmiechu.

– Masz mnie.

Valentina przyciska kciuk do czytnika przy wejściu i otwiera drzwi. Z lekkim westchnieniem zsuwa szpilki, zostawia je w korytarzu i przechodzi boso do mojego salonu.

Bez wysokich obcasów wydaje się zaskakująco drobna. Z łatwością mógłbym ją unieść i przycisnąć plecami do ściany. Czy jej usta miałyby smak jadu, którym zwykle ociekają jej słowa?

Przeczesuję ręką włosy, potrząsając głową. Co mi w ogóle strzeliło do łba? Valentina jest przepiękna, to oczywiste, ale nie mam cienia wątpliwości, że w łóżku byłaby równie zimna i nieprzyjemna jak na co dzień. Gdybym ją przeleciał, na sto procent odmroziłbym sobie kutasa. Wzdrygam się, zły na siebie, że taka myśl w ogóle powstała mi w głowie.

– Ciekawe – odzywa się Valentina, siadając na kanapie, wpatrzona w swoją komórkę. Zajmuję miejsce obok i nachylam się, żeby zajrzeć jej przez ramię. Towarzyszący jej zawsze zapach lawendy sprawia, że odruchowo zaciągam się powietrzem. – Jednak kazał synowi ustąpić. Jestem zaskoczona – dodaje po chwili.

Odwraca głowę w moją stronę i prawie ociera się o mnie nosem, tak blisko są w tym momencie nasze twarze. Opuszczam wzrok na jej idealnie wykrojone, pełne usta i wbrew sobie czuję ukłucie pożądania.

– Dlaczego? – szepczę.

Nie odsuwa się i ja również się nie cofam.

– Co: dlaczego? – Jej głos drży.

– Dlaczego jesteś zaskoczona?

Mruga kilka razy i przesiada się nieco dalej, z powrotem przybierając tę irytującą profesjonalną maskę. Valentina Diaz – jedna z nielicznych znanych mi kobiet, które nigdy nie miały na mnie ochoty. Pewnie dlatego wytrzymaliśmy ze sobą w pracy już tyle lat. Żadne z nas ani razu nie przekroczyło wyznaczonych granic. Od początku właśnie tego od niej oczekiwałem, ale dziwnym trafem dziś wieczorem ta obojętność mnie frustruje.

– Nie sądziłam, że poprosi syna, żeby zrezygnował z funkcji prezesa. Ale jeszcze bardziej zdumiewa mnie, że zostawiłeś mu furtkę do uratowania firmy. Przez te wszystkie lata, odkąd razem pracujemy, nikt nie dostał od ciebie drugiej szansy. Zawsze byłeś twardy i bezwzględny. Co się stało tym razem?

Wpatruje się we mnie krytycznym wzrokiem. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, że do tej pory nikt oprócz niej nie odważył się żądać ode mnie jakichkolwiek wyjaśnień. I nikt inny by się ich nie doczekał.

Waham się przez chwilę z odpowiedzią, sięgając bezwiednie do kieszeni i gładząc opuszkami palców herb Windsorów wygrawerowany na zegarku taty.

– Jackson przyjaźnił się z moim ojcem. To tata podjął decyzję, żeby zainwestować w jego firmę.

Każde wspomnienie o rodzicach dziś boli już mniej niż kiedyś, ale żal jest wciąż taki sam. I podejrzewam, że tak już będzie zawsze. Niektóre rany nigdy się nie goją. A to jest jedna z nich.

Valentina opuszcza głowę, ukrywając przede mną wyraz twarzy.

– Rozumiem – mówi tonem pozbawionym emocji.

Przez ułamek sekundy mam obawy, że zapyta mnie o rodziców, ale przecież dobrze ją znam. Nigdy nie wtrąca się do mojego życia. Kiedyś myślałem, że się pilnuje, bo nie chce stracić pracy, ale z czasem doszedłem do wniosku, że to ją po prostu w ogóle nie interesuje. Ta kobieta naprawdę jest jak wykuta z lodu.

– No to chyba mamy jasność, dlaczego jeszcze nie pogoniłeś Jacksona, skoro jego firma od pięciu lat ma coraz gorsze wyniki. – Podnosi głowę i uśmiecha się złośliwie. – Może ty faktycznie gdzieś tam masz jakieś serce.

Z błyszczącymi oczami dotyka palcem wskazującym mojej klatki piersiowej. Wtedy moje głupie serce, którego jej zdaniem jestem pobawiony, nagle przyśpiesza. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio widziałem u niej szczery uśmiech. A już z całą pewnością nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie dotykała.

Zanim zdążę pomyśleć, chwytam ją za nadgarstek i przyciskam jej dłoń do swojego torsu. Oczy Valentiny otwierają się nieco szerzej, ale oprócz tego pozostaje niewzruszona. Nie wydaje się ani odrobinę poruszona, w przeciwieństwie do mnie.

– Ty mi to powiedz. Mam?

Ciekawe, czy się zorientowała, że mój puls jest odrobinę szybszy, niż powinien.

– Nie – odpowiada, szczerząc zęby w uśmiechu. – Przyznaję się do błędu. Ty nie masz serca, to jasne jak słońce.

Uśmiecham się samymi kącikami ust i rozluźniam uścisk, cofając rękę.

Valentina z uśmiechem bierze mój laptop ze stolika, a ja nie mogę oderwać od niej oczu. Chyba nigdy nie miała takiej zadowolonej miny, gdy byliśmy tylko we dwoje. Obdarza uśmiechem każdego z moich braci, ale nigdy nie mnie.

– Musimy dopracować plany restrukturyzacji, a poza tym nie zapomnij, że czeka cię ostatnia przymiarka garnituru. Ślub Aresa i Hannah nadejdzie szybciej, niż ci się wydaje.

Odchylam się na oparcie kanapy, rozmyślając o sprawach, które mamy do załatwienia w ciągu najbliższych miesięcy. Gdyby udało się zrealizować moje plany, nareszcie mógłbym spełnić marzenie ojca. Jestem już tak blisko.

Każde z naszego rodzeństwa zajmuje się innym wycinkiem imperium Windsorów: finansami, mediami i PR-em, hotelarstwem, motoryzacją oraz branżą technologiczną, nieruchomościami, a także zagranicznymi holdingami.

Rodzina Windsorów weszła na te rynki w ciągu ostatniego półwiecza wyłącznie dzięki naszej babce. Na każdym z nich odnieśliśmy ogromny sukces, ale pierwotnym celem był sektor finansowy. Windsor Finance i Windsor Bank to dwie organizacje, z którymi jesteśmy najczęściej kojarzeni.

Firmą, którą kieruję, wcześniej zarządzał mój ojciec. Nie ma go już niestety z nami i nie może ocenić wyznaczonego przeze mnie kierunku jej rozwoju, ale i tak bardzo mi zależy, żeby był ze mnie dumny. Wizja, której nie zdążył zrealizować, jest prawie identyczna jak ta, którą sam zamierzam wcielić w życie.

Valentina loguje się do mojego laptopa odciskiem palca. Wtedy znienacka uderza mnie myśl, jak wielkim zaufaniem obdarzyłem ją przez ostatnie lata. Tylko ona wie o moich planach rozwoju firmy. Może nie należy do moich ulubienic, ale mogę śmiało powiedzieć, że bez niej Windsor Finance nie byłaby w tym miejscu, w którym jest dzisiaj.

Skąd we mnie ta przemiana? Byłem wściekły, kiedy babka nakazała mi wziąć Valentinę pod swoje skrzydła. Ponieważ zatrudniła ją osobiście, nie mogłem jej zwolnić, nieważne, jak bardzo tego chciałem – i jak bardzo bym się starał. Próbowałem wszystkiego, żeby odeszła z pracy, ale nic nie wskórałem. W którym momencie zaprzestałem prób pozbycia się jej?

– Pójdziesz ze mną na wesele Aresa jako moja osoba towarzysząca – oznajmiam, taksując ją wzrokiem. – Wiesz, co masz robić. Odstraszać ode mnie te wszystkie głupie lwice salonowe i wskazywać tych, z którymi powinienem nawiązać kontakty. Dam ci listę gości i oczekuję, że dowiesz się wszystkiego o wszystkich. To nie jest zwykły ślub.

Przytakuje z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem.

– Naturalnie. Pokażę się tam z tobą i będę miała w głowie komplet informacji na temat tych ludzi, włącznie z imionami ich psów, dzieci i kochanek.

Odpowiadam jej skinieniem i z powrotem opadam na oparcie, prześlizgując się spojrzeniem po jej ciele. Kiedy ta kobieta, której dawniej serdecznie nie znosiłem, stała się dla mnie najbardziej zaufaną osobą na świecie?

3

 

Valentina

– Idiotka – wzdycha pod nosem moja matka. Siedzi wpatrzona w telewizor, całkowicie pochłonięta sceną rozgrywającą się na ekranie. Jej twarz wykrzywia się w grymasie bólu, gdy bohaterka oglądanej przez nas telenoweli udaje, że nie zauważa śladu szminki na kołnierzyku koszuli męża. – Co za żałosna idiotka.

Głos mamy jest tak silnie zabarwiony goryczą, że dosłownie czuję ją na swoim języku. Wsącza się w moje ciało i przenika mnie do głębi, z miejsca odbierając dobry nastrój. Instynktownie napinam mięśnie i sparaliżowana strachem przygotowuję się w duchu na słowa matki, które – jak doskonale wiem – zaraz od niej usłyszę.

– Mężczyznom nie można ufać – mówi raczej do siebie niż do mnie. – Koniec końców wszyscy okazują się tacy sami. Każdy jeden kiedyś cię zdradzi, złamie ci serce i zostawi samą z życiem w gruzach, chociaż miałaś nadzieję, że będziecie razem na zawsze.

Wpatruję się w nią i podziwiam jej silny charakter, mimo ogarniającej mnie rozpaczy. Jestem ostatnią osobą, która kwestionowałaby to, co ją w życiu spotkało, ale nie mogę się pogodzić z tym, że w ogóle nie dostrzega, jaką krzywdę ona sama wyrządza – sobie i każdemu z jej otoczenia.

– Tylko tym dla ciebie jestem, mamo? Okruchem z rozbitego życia? Bolesną pamiątką z przeszłości? – Słowa, które w normalnych okolicznościach dusiłabym głęboko w sobie, wyrywają mi się z ust, zanim zdążę się ugryźć w język.

Odwraca ku mnie głowę z rozognionymi oczami.

– Wiesz, że nie to miałam na myśli. Gdybym tak uważała, nie zasuwałabym na trzy etaty, żeby cię wychować. Gdyby nie moja harówka, nie doszłabyś do tego, co masz dzisiaj – oznajmia, opuszczając wzrok na swoje nogi.

Cierpienie malujące się w jej oczach rozdziera mi serce i momentalnie żałuję swoich słów. To przeze mnie mama musiała pójść do pracy w fabryce i teraz prawie nie może się ruszać. Nigdy nie odzyska pełnej sprawności w nogach. Nie jest w stanie stać dłużej niż godzinę, bo po tym czasie odczuwa potworny ból. Nigdy nie powiedziała tego otwarcie, ale wiem, że mnie za to obwinia. Gdybym nie uparła się studiować, nie byłaby zmuszona brać tej pracy.

Poczucie winy uderza ze zdwojoną siłą. Jednocześnie kiełkuje we mnie jednak ziarno goryczy, podobnej do tej, którą przed chwilą słyszałam w głosie matki. Owszem, musiała się dla mnie poświęcić, ale potem zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby się za to odwdzięczyć.

– Twój ojciec wychowywał swoje drugie dziecko w luksusach, a nas skazał na głodowanie – utyskuje. – Nigdy się nami nie interesował, nawet gdy nie miałam ci za co kupić zimowego płaszcza ani opłacić czesnego za studia.

Z ciężkim sercem zmuszam się do uśmiechu. Ciągle ta sama śpiewka. Nienawiść do mojego ojca zakorzeniła się głęboko w jej sercu. Ale choć trudno mieć jej to za złe, wolałabym, żeby raz na zawsze zamknęła tamten rozdział. Minęło już dwadzieścia jeden lat, lecz jad, którego nie potrafi się wyzbyć, nadal stopniowo zatruwa ją samą i wszystko, czego się dotknie. Negatywne uczucia odebrały jej znacznie więcej, niż zrobił to mój ojciec.

Wzdycham głośno i zmuszam się do uśmiechu, po czym mówię tonem podyktowanym wyrzutami sumienia:

– Za to teraz do końca życia nie będziesz musiała przepracować ani jednego dnia – przypominam jej delikatnie. – Zarabiam o wiele więcej, niż potrzebujemy na utrzymanie nas obu i babci.

Luca płaci mi niezłą pensję, a na dodatek dostałam od niego mieszkanie w pobliżu biura i samochód z kierowcą. Może i mój szef to diabeł wcielony, ale sowicie wynagradza mi absurdalne godziny pracy.

Mama kiwa głową i posyła mi uśmiech, tym razem szczery.

– Jestem z ciebie dumna – mówi miękkim głosem. – Zawsze wiedziałam, że daleko zajdziesz. W końcu odziedziczyłaś po mnie inteligencję. Miałaś możliwości, o których ja w twoim wieku mogłam tylko pomarzyć.

Umykam spojrzeniem w bok, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo uraziły mnie jej słowa. Chciałabym, żeby chociaż raz doceniła mój sukces, bez wymawiania mi, że było jej ciężko. Kocham matkę nad życie, ale rzadko kiedy była przy mnie, kiedy dorastałam. Wbrew temu, w co wierzy, to nie ona mnie wychowała. Zrobiła to abuela*.

Czy kiedykolwiek nadejdzie czas, że matka naprawdę mnie dostrzeże? Chwilami mam poczucie, że widzi we mnie jedynie odbicie samej siebie. Staram się co tydzień spędzać z nią czas, tylko we dwie, ale za każdym razem kończy się na tym, że matka rozwodzi się nad przeszłością, a ja nie jestem w stanie skierować rozmowy na przyjemniejsze tematy. Powoli zniechęcam się do naszych spotkań, a jeszcze bardziej nie podoba mi się to, jak się podczas nich czuję.

Jedyne, czego pragnę, to okazać jej miłość. I może – choćby w najmniejszym stopniu – poczuć, że odwzajemnia to uczucie. Jednak z tygodnia na tydzień czuję się coraz bardziej znużona i zniechęcona. Po każdej wizycie w rodzinnym domu jestem nabita przestrogami, że nie wolno nikomu ufać i że szczęście – o ile uda mi się go kiedykolwiek zaznać – na pewno nie potrwa długo.

Kiedy byłam młodsza, uważałam, że matka nie ma racji. Sądziłam, że ze mną będzie inaczej i nigdy nie spotka mnie jej los. Że znajdę wielką miłość i szczęście, które jak dotąd mnie omijało. Że gdzieś, kiedyś odnajdę swoje miejsce na ziemi, będę chciana i kochana.

Przez krótki czas byłam przekonana, że mi się to udało. Ale ostatecznie okazało się, że matka miała rację. Mężczyznom rzeczywiście nie można ufać, a ich obietnice to jedynie ciągi słów, do których przywiązujemy zbyt dużą wagę. Honor obowiązuje tylko wtedy, gdy jest to dla nich wygodne, a miłość okazuje się chwilowym kaprysem.

Mama robi krzywą minę, gdy bohaterka telenoweli w końcu jest zmuszona przyjąć do wiadomości, że mąż ją zdradza. Zerkam w komórkę, czując, że cała się spinam. Chyba nie znajdę już dziś w sobie dość siły, żeby wysłuchiwać z ust matki kolejnych ostrzeżeń.

Odchrząkuję, tłumiąc wyrzuty sumienia.

– Mamo – odzywam się niepewnym głosem. – Muszę już iść. Coś mi wypadło w pracy.

Potakuje skwapliwie.

– Idź. Twoja praca jest ważna. Jedyne, na czym możesz polegać, to wykształcenie i własne dochody, Valentino.

Przez chwilę wpatruję się w nią w milczeniu. Dlaczego nie wspomniała o sobie? Czy jako matka nie powinna być dla mnie oparciem? Przez ułamek sekundy źle się czułam z tym, że ją okłamuję, ale teraz moje poczucie winy nieco słabnie.

Podchodzę do niej i cmokam ją w policzek. Potem zmierzam do drzwi domu, w którym matka mieszka razem z moją babcią – tego samego, w którym się wychowałam. To miejsce powinno mi się kojarzyć z ciepłem i szczęściem, ale tak nie jest i nigdy nie było.

– Val? Już wychodzisz?

Przystaję na dźwięk głosu babci. Opiera się plecami o ścianę, trzymając w jednej ręce szklankę z arbuzowym smoothie, a w drugiej – reklamówkę.

– Ja… tak… ekhm… coś mi wypadło w pracy.

Uśmiecha się do mnie z wyrazem zrozumienia w oczach.

– Nigdy nie umiałaś mnie okłamać, Val. – Unosi rękę z reklamówką z supermarketu, bez wątpienia wypełnioną plastikowymi pojemnikami.

Abuela od zawsze zbiera puste pudełka po maśle i jogurtach. Nigdy nie wiadomo, co do nich zapakuje. Zgadywanie, co tym razem ukryła w środku, to jedna z moich ulubionych rozrywek.

– To dla ciebie, princesa*. Jeszcze ciepłe. Poczęstuj swojego szefa przystojniaka.

Spoglądam na nią szeroko otwartymi oczami.

– Skąd… skąd wiedziałaś, że jadę do biura?

Zdecydowałam się wyjść pod wpływem impulsu. Jakim cudem babcia domyśliła się, że tak zrobię, i to na tyle wcześnie, że nawet zdążyła zapakować dla mnie jedzenie?

– Zawsze uciekasz w pracę, kiedy jesteś zdenerwowana. – Wręcza mi reklamówkę i ujmuje moją dłoń. – Twoja mama ma dobre intencje, mi niña*. Chce dla ciebie jak najlepiej. Boi się, żebyś nie cierpiała tak jak ona, ale wybrała nieodpowiedni sposób, żeby cię przed tym chronić. Nie miej jej tego za złe, dobrze?

Cała babcia – doskonale wie, co powiedzieć, żeby złagodzić moje rozczarowanie.

– Kocham cię, abuelita*.

Odpowiada mi skinieniem.

– Ja cię kocham jeszcze bardziej, Val. Zawsze tak będzie.

Wciągam głośno powietrze do płuc i mocno ją ściskam. Widzę i czuję, że robi się coraz drobniejsza, i to mnie nieco martwi.

– To niemożliwe. Ja cię kocham najbardziej na świecie – zapewniam ją.

Wybucha śmiechem. Jego melodia nieco łagodzi ból, który sprawiła mi matka. Dzięki babci uśmiecham się i wsiadam do auta z poczuciem, że ten wieczór być może da się jeszcze uratować.

Przez chwilę zastanawiam się, czy nie napisać do przyjaciółek, Sierry i Raven, ale ostatecznie rezygnuję. Może głupio to zabrzmi, ale mam wyrzuty sumienia, że okłamałam matkę, wmawiając jej, że muszę jechać do pracy. To silniejsze ode mnie. Skoro już użyłam tego pretekstu, mam wewnętrzne przekonanie, że naprawdę powinnam choć na chwilę tam wpaść. Z głośnym westchnieniem parkuję pod naszym biurowcem. Strażnik z nocnej zmiany jest już ze mną po imieniu. Kiedy zasuwają się za mną drzwi prywatnej windy Luki, prawie robi mi się żal samej siebie. Mam dwadzieścia osiem lat i zerowe życie towarzyskie. Nawet najbliższe przyjaciółki poznałam za pośrednictwem szefa. Żałosne.

Biuro o tej porze jest zupełnie puste. Z ciężkim sercem podchodzę do swojego biurka. Powinnam się teraz bawić z przyjaciółkami, a tymczasem spędzam sobotni wieczór w pracy.

Przystaję w pół kroku, kiedy zauważam, że w narożnym gabinecie, który zajmuje Luca, pali się światło. Marszczę czoło zdezorientowana. Wiem, że mój szef nie ma na dzisiejszy wieczór nic zaplanowane w kalendarzu, więc co tutaj robi?

*Abuela (hiszp.) – babcia [wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki].

*Princesa (hiszp.) – księżniczka.

*Mi niña (hiszp.) – moje dziecko.

*Abuelita (hiszp.) – babunia.

4

 

Valentina

Luca podnosi zaskoczony wzrok, kiedy wchodzę do jego gabinetu. Taksuje mój strój, a na jego twarzy maluje się niemałe zdziwienie. Spoglądam na siebie i gdy do mnie dociera, że jestem w dżinsach i T-shircie, na chwilę wstyd odbiera mi mowę. Mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, ile razy szef widział mnie w codziennych ubraniach. Nigdy nie pozwalam sobie na brak profesjonalizmu, tak samo jak on.

Do dziś pamiętam ostrzeżenie, które od niego dostałam, kiedy zaczynaliśmy razem pracować. Zabronił mi wtedy wchodzić do swojego gabinetu ubranej w coś, w czym nie mogłabym się pokazać na zebraniu zarządu. I nigdy tego nie zrobiłam – aż do dzisiaj.

– Valentina – wita mnie zwyczajowym tonem wypranym z emocji.

Pracujemy razem od lat, a mimo to nadal zwraca się do mnie pełnym imieniem. Wszyscy mówią mi Val, tylko nie on. Już na początku dał mi jasno do zrozumienia, że mnie nie lubi i będzie trzymał dystans. Podejrzewam, że ta nieufność częściowo podyktowana jest faktem, że zostałam zatrudniona przez jego babkę. Ale choć wypytywał mnie o to wiele razy, ja też nie mam pojęcia, co nią wtedy kierowało.

– Luca. – Zmuszam się do uśmiechu i postępuję niepewnie krok do przodu.

Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czuła się do tego stopnia skrępowana w jego obecności. W rzeczywistości nie mam żadnego sensownego wytłumaczenia, co robię w biurze o tak późnej porze, i boję się, że Luca zrobi się podejrzliwy. Mimo że cały czas traktuje mnie nieufnie, jeszcze nigdy nie dałam mu powodu, żeby zwątpił w moją uczciwość. Ale pojawić się w pracy w sobotni wieczór, kiedy nikt nie wie lepiej od niego, że nie mam nic pilnego do zrobienia? Sama muszę przyznać, że wygląda to dziwnie.

– Co ty tu robisz? – zadaje mi w końcu to pytanie.

Umykam spojrzeniem w bok, zastanawiając się nad odpowiedzią, i postanawiam powiedzieć częściowo prawdę. Z Lucą trzeba się obchodzić ostrożnie. Od lat próbuje wykorzystać każdy pretekst, żeby się mnie pozbyć, a ja nie mogę ryzykować utraty pracy. Jego babka uratowała mnie przed zwolnieniem w najbardziej krytycznych sytuacjach, ale kiedyś moje szczęście się wyczerpie. Gdy do tego dojdzie, najbardziej ucierpi na tym moja rodzina.

– Ja tylko… miałam kiepski wieczór i nie wiedziałam, dokąd pójść. I jakoś tak odruchowo, bez zastanowienia przyjechałam do biura.

Spodziewałam się, że Luca spojrzy na mnie z politowaniem, ale zamiast tego kiwa głową ze zrozumieniem.

– Taa, ja też – przyznaje cichym głosem.

Spodziewam się, że powie coś więcej albo będzie mnie dalej indagował, jednak milknie i ponownie wlepia wzrok w monitor komputera.

To jedna z bardzo niewielu rzeczy, za które go cenię – nie licząc nieprzyzwoicie atrakcyjnego wyglądu. Luca Windsor nigdy nie wtrąca się w moje życie prywatne. Wciąż respektuje granice wyznaczone między nami osiem lat temu, gdy zaczynaliśmy razem pracować. Gardził mną wtedy i jestem prawie pewna, że do dziś nie zmienił zdania w tej kwestii, ale jednocześnie mnie szanuje, a w ostatecznym rozrachunku to się liczy najbardziej.

– Masz jakieś plany co do kolacji? – pytam, unosząc reklamówkę, którą dostałam od babci.

Luca jest ubrany w trzyczęściowy garnitur, jak zwykle, ale wiem, że na sto procent nie ma dziś wieczorem żadnego spotkania biznesowego. Może w takim razie wybiera się na randkę?

Krzyżuje ramiona na piersi i odchyla się na oparcie fotela, wpatrując się w moje oczy. Luca Windsor ma w sobie coś fascynującego. Ten wyjątkowy dar, dzięki któremu kobiety w jego obecności mają poczucie, że obdarza je całą swoją uwagą. Ja również nie jestem na to obojętna, pomimo najszczerszych wysiłków, żeby nie poddawać się jego urokowi.

– Kolacji? Czy ja kiedykolwiek miałem plany, o których byś nie wiedziała? Nie umawiam się na randki, wiesz o tym. To i tak byłoby bez sensu.

Mrugam kilkakrotnie z zaskoczenia. Racja. Przez te wszystkie lata, odkąd go poznałam, nigdy nie miał dziewczyny. Wszystkie małżeństwa w rodzinie Windsorów są aranżowane, więc koniec końców Luca i tak będzie musiał ożenić się z kobietą wybraną dla niego przez babkę. Najprawdopodobniej jakąś dziedziczką fortuny, która powiększy imperium Windsorów. Rozumiem, dlaczego w tej sytuacji nie zawraca sobie głowy randkami. Z całą pewnością uznaje je za nonsensowne marnowanie czasu.

Kładę reklamówkę na jego biurku i zaczynam ją rozpakowywać. Tłumiąc ekscytację, otwieram pudełko po maśle, które dała mi abuela. Luca przygląda się ze zdumieniem, gdy z uprzejmym uśmiechem podaję mu taquito owinięte w sreberko. Ciekawe, co sobie pomyślał? Że poczęstuję go kostką masła?

– Zrobiła je moja babcia, ale nie lubię jeść sama. Pozwolisz, że zjemy razem?

Waha się przez chwilę, po czym kiwa pozwalająco głową. Rzadko widujemy się w tak niecodziennych okolicznościach, zwykle tylko pracujemy lub wypełniamy towarzyskie zobowiązania.

Jemy w milczeniu, a ja ukradkiem na niego zerkam. Jest irytująco przystojny; ma mocno zarysowaną szczękę, prosty nos i gęste ciemne włosy. Jednak nawet ten atrakcyjny wygląd nie może zrekompensować jego bezbarwnej osobowości. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak Luca okazuje uczucia. Czy w ogóle potrafi się uśmiechać, czy już całkiem zanikły mu nieużywane mięśnie twarzy?

Wzdycham i odwracam spojrzenie. Z drugiej strony wiem, że jest ponadprzeciętnie inteligentny, do bólu lojalny i kocha swoją rodzinę najbardziej na świecie. Ma szorstki charakter, bywa obcesowy i bezpośredni, co nie zawsze wychodzi mu na dobre, ale nigdy nie widziałam, aby był okrutny albo niesprawiedliwy.

Nawet na samym początku, kiedy z taką zawziętością próbował mnie skłonić do odejścia z pracy, w dłuższej perspektywie jego upór przyniósł mi same korzyści – znajomość języków, ukończone studia wieczorowe i MBA, na które wysłał mnie siłą. Zmusił mnie do nauki i wyszło mi to na dobre, mimo że w tamtym czasie nim pogardzałam. No cóż, niechętnie, ale muszę przyznać, że któregoś dnia naprawdę uszczęśliwi jakąś dziewczynę.

– Wiesz, kim ona jest? Ta kobieta, z którą masz się ożenić? – To pytanie wyrywa mi się z ust, zanim zdążę pomyśleć.

Z zaskoczeniem przyjmuję pobrzmiewającą w nim nutkę żalu. Wcześniej zadawałam Luce osobiste pytania tylko wtedy, gdy było mi to potrzebne do pracy, ale dziś jakoś nie mogłam się powstrzymać.

Zastyga na moment nieruchomo, po czym zaprzecza.

– Nie mam pojęcia, ale zaraz ślub Aresa, więc pewnie będę następny.

Odchylam się na oparcie krzesła, odpływając myślami gdzieś daleko.

– Myślisz, że Raven się zgodzi? – pytam ściszonym głosem.

Tydzień temu właściwa narzeczona Aresa odwołała ślub. Poproszono więc Raven – jedną z moich najbliższych przyjaciółek i młodszą siostrę niedoszłej panny młodej – żeby to ona została jego żoną. Tylko w ten sposób może dojść do fuzji planowanej między obiema rodzinami. Połączone przedsiębiorstwa mają przypaść w spadku ich dzieciom. Bez małżeństwa pomiędzy Windsorami i Du Pontami fuzja nie byłaby możliwa.

Wiem lepiej niż ktokolwiek inny, że Raven naprawdę kocha Aresa. Z drugiej strony mam świadomość, jak musi być jej trudno poślubić mężczyznę, któremu się wydaje, że kocha jej siostrę.

– Tak – stwierdza Luca z niezachwianą pewnością. – Raven i Ares są sobie przeznaczeni. Wszyscy to widzą, tylko nie oni. W ostatecznym rozrachunku to małżeństwo wyjdzie im na dobre.

Wpatruję się w niego i nagle czuję się dziwnie nieswojo. Słusznie przewiduje, że teraz jego kolej. Kiedy Ares weźmie ślub, babka skupi uwagę na Luce. Jak będzie wygląda nasza współpraca, kiedy Luca będzie żonaty? Jaka będzie jego żona?

Ciekawi mnie, czy będzie ją traktował z taką samą czułością i troską, jakie okazuje siostrze i babce. Ta myśl… nie nastraja mnie pozytywnie, ale nie potrafię wyjaśnić dlaczego.

5

 

luca

Atmosfera jest napięta jak struna, kiedy razem z braćmi zajmujmy miejsce u boku Aresa, oczekującego na pannę młodą. Zaaranżowane małżeństwo już samo w sobie jest wystarczająco trudne, a przecież on dodatkowo do ostatniej chwili nie wiedział, kim będzie panna młoda… To musi być wyjątkowo frustrujące. Dla dobra Aresa mam nadzieję, że poślubi Raven. Nikt z nas nie lubił Hannah.

Z mieszanymi uczuciami błądzę wzrokiem po malowniczej winnicy, w której odbywa się uroczystość. Zorganizowano ją z rozmachem, jak przystoi Windsorom i Du Pontom, ale ten ślub wywołuje we mnie poczucie pustki. To wyłącznie pozory, połączenie losów dwojga ludzi tylko po to, by zabezpieczyć interesy obu rodzin. Windsorowie już od dawna zawierają małżeństwa w taki sposób, ale aż do dziś nie wydawało mi się to realne.

Ares bierze ślub jako pierwszy i wkrótce każde z nas pójdzie w jego ślady. Ja najprawdopodobniej będę następny. Gdyby to ode mnie zależało, w ogóle bym się nie żenił. Nie mam ochoty wiązać się jakimiś przestarzałymi konwenansami, a już na pewno nie chcę ani nie potrzebuję, by ktoś wdzierał się w moją prywatną przestrzeń. Nie potrafię sobie wyobrazić niczego gorszego.

Przeczesuję dłonią włosy, ogarnięty nagłym i niewytłumaczalnym poczuciem straty. Babka i każde z jej rodzeństwa również zawierali zaaranżowane małżeństwa, podobnie jak moi rodzice. Dzięki nim rodzina Windsorów zyskiwała koneksje i umacniała swoją pozycję. To nasza tradycja, więc żadne z nas nie będzie unikało obowiązków, które na nim spoczywają. Nurtuje mnie jednak pytanie, jak to wyglądało u moich rodziców. Myśl o nich nie sprawia mi już tak dotkliwego bólu jak kiedyś, ale w takie dni jak ten bardzo mi ich brakuje. Gdyby byli tu dzisiaj z nami, co powiedzieliby Aresowi? I nam wszystkim?

– Tak będzie najlepiej – stwierdza Lex, a ja mu przytakuję.

– Może Hannah jeszcze zmieni zdanie – zwraca się do nas Ares, ale wszyscy jak na komendę kręcimy głowami.

Jeśli chodzi o mnie, mam wielką nadzieję, że do tego nie dojdzie.

– Nie zmieni – stwierdza Zane. – I jeszcze jej kiedyś za to podziękujesz.

Dion bierze głęboki oddech i odwraca głowę ku Aresowi.

– Cokolwiek się dziś wydarzy, pamiętaj, że jesteś Windsorem, a my nie wybieramy sobie żon. Mamy tradycję, która dobrze się sprawdza od pokoleń, więc może trochę zaufania, co?

Ares spogląda na niego ciężkim wzrokiem.

– Poczekaj, przypomnę ci o tym, kiedy nadejdzie twoja kolej.

Spoglądam przed siebie i dostrzegam Faye, narzeczoną Diona, siedzącą w jednym z tylnych rzędów. Jego małżeństwo, podobnie jak Aresa, zostało zaaranżowane już lata temu. Mimo to on i jego przyszła żona prawie ze sobą nie rozmawiają. Pewnie częściowo dlatego, że Dion mieszka na stałe w Londynie, ale kto wie, czy nie chodzi o coś więcej.

Czy jej widok przypomina mu o naszych rodzicach? W końcu Faye straciła matkę w tej samej katastrofie lotniczej. Nie jest łatwo funkcjonować w zaaranżowanym małżeństwie, a jeszcze z takim bagażem emocjonalnym… Przeciągam dłonią po włosach, potrząsając z niedowierzaniem głową. Przecież Dion nie może unikać swojej narzeczonej w nieskończoność.

– Ślub z Raven to dla ciebie taka tragedia? – pyta Lex. – Może się z tobą zamienię?

Ares jest najbardziej opanowany z nas wszystkich. Wytrenował do perfekcji pozbawioną emocji minę, z którą w imieniu nas wszystkich stawia czoła mediom, a mimo to słowa Lexingtona wyprowadzają go z równowagi. Odwraca się do niego gwałtownie, z twarzą wykrzywioną zimną furią.

– No co? – dziwi się teatralnie Lex. – Nie możesz znieść myśli, że Raven mogłaby się związać z innym facetem? Myślałem, że nie chcesz się z nią żenić?

– Odwal się – syczy Ares przez zaciśnięte zęby ku mojemu rozbawieniu.

Nadal nie zdaje sobie sprawy, że nagłe odwołanie ślubu przez Hannah to najlepsze, co mogło go spotkać.

Rozlegają się dźwięki muzyki. Widzę, jak Ares się rozluźnia, gdy w drzwiach staje Raven z ojcem u boku. Uśmiecha się i nie może oderwać od niej oczu, aż odruchowo kręcę na ten widok głową. Skończony idiota!

Moi bracia i ja jak jeden mąż wydajemy z siebie westchnienie ulgi, gdy ojciec Raven wkłada jej dłoń w rękę Aresa. Może tych dwoje tego nie dostrzega, ale ja nie mam cienia wątpliwości, że zadziałało przeznaczenie i nie dopuściło, by każde z nich poszło swoją drogą. Akurat ja zawsze wiedziałem, że ich ścieżki życia kiedyś się połączą, nieważne, co oni o tym sądzą. Cieszę się, że stało się to poprzez małżeństwo, choć podejrzewam, że ostatecznie i tak żadne konwenanse nie powstrzymałyby ich przed tym, aby być razem.

W trakcie uroczystości przebiegam wzrokiem po twarzach zgromadzonych gości i zatrzymuję się na Valentinie. Założyła dziś przepiękną czerwoną suknię, która doskonale podkreśla jej kształty. Nawet z daleka od razu przyciąga wzrok i robi wrażenie. Valentina wykorzystuje urodę jak broń i cieszę się, że mam ją w swoim arsenale. Jest jak zbroja – umiejętnie chroni mnie przed pożądliwym wzrokiem kobiet i trzyma je z daleka.

Dzisiaj jest mi potrzebna bardziej niż kiedykolwiek. Już sama liczba wpatrujących się we mnie harpii ze śmietanki towarzyskiej przyprawia o mdłości. Mogę udawać, że tego nie widzę, ale przecież docierają do mnie plotki i spekulacje. Wszyscy chcą wiedzieć, kim będzie moja narzeczona, a co najmniej kilkanaście obecnych tu dzisiaj rodzin żywi nadzieję, że zostanie nią ich córka. Obrzydzenie mnie bierze na myśl o tym, jacy są chętni, żeby sprzedać własne dziecko. To będzie dla mnie najjaśniejszy punkt dnia – obserwować, jak Valentina po kolei się z nimi rozprawia.

Był czas, gdy myślałem, że znalazłem kogoś, kogo chcę poślubić nawet za cenę utraty spadku. Kogoś, kogo – jak sądziłem – kochałem nad życie. Szkoda, że wtedy nie miałem tej wiedzy co teraz. Związki z kobietami zawsze są interesowne i nie ma czegoś takiego jak bezwarunkowa miłość. Diabła tam, ja nawet nie wierzę, że miłość istnieje! A jeśli jednak, to jest totalnie niestała. Z całą pewnością nie chciałbym ponownie doświadczyć tamtego uczucia. Dlatego uważam, że w mojej sytuacji zaaranżowane małżeństwo będzie wybawieniem.

Goście wiwatują podczas pocałunku Aresa i Raven, a ja uśmiecham się z przekąsem. Ależ on ją całuje… Na pierwszy rzut oka widać, że jej pragnie, nawet jeśli sam nadal nie zdaje sobie z tego sprawy. Co za bałwan!

Przyglądam się, jak państwo młodzi oddalają się, trzymając za ręce. Ares nie ma pojęcia, jakim jest szczęściarzem – i to nie tylko dlatego, że Raven to jedna z najwspanialszych kobiet, jakie znam. Ja nie planuję się zakochać, ale on jest inny. To beznadziejny romantyk, który marzy o prawdziwym małżeństwie – i takie będzie miał z Raven. Mnie jest wszystko jedno, co nie znaczy, że nie jestem zadowolony, że mój brat w końcu spełni swoje marzenie.

Nawet teraz, kiedy życie tych dwojga mocno się skomplikowało, a ich przyszłość rysuje się w niepewnych barwach, widzę, jak jest naprawdę. Między Aresem i Raven jest to coś, czego nigdy nie dostrzegałem w jego związku z Hannah.

6

 

luca

– Jeszcze tylko jedno zdjęcie – prosi babka z uśmiechem na twarzy.

Zarówno Raven, jak i Ares wyglądają na wymęczonych i speszonych, za to babcia Anne wręcz tryska szczęściem. Zupełnie jakby cieszyła się, że tak gładko wpadli w zastawioną przez nią pułapkę. W pewnym sensie tak właśnie się stało. Gdyby nie jej determinacja, nie staliby tu razem.

– Babciu – zagajam pobłażliwym tonem, otaczając ją ramieniem i przygarniając do siebie z łobuzerskim uśmiechem. – Może dajmy już spokój młodej parze? Przez ciebie moja droga szwagierka czuje się jak w pracy. Wiesz dobrze, że dzień w dzień musi pozować do zdjęć. Chodźmy do gości, dobrze?

Anne podnosi na mnie wzrok z ujmującym uśmiechem i kiwa głową na znak zgody. W tym momencie łatwo zapomnieć, że jest głową rodziny Windsorów i to ona nas wychowała, kiedy straciliśmy rodziców. Rządzi żelazną ręką, ale w takie dni jak ten wygląda jak typowa babcia na weselu wnuka. Na jej twarzy malują się duma i wzruszenie, a w oczach widać prawdziwą radość, że Ares i Raven są razem.

Ciekawe, czy miałaby równie zadowoloną minę, gdyby to jednak Hannah wzięła z nim ślub? Nie przypominam sobie, żeby choć raz uśmiechnęła się do niej tak serdecznie jak do Raven.

Podaję jej ramię.

– Już dobrze, dobrze – utyskuje i razem wracamy na salę weselną. – Ale za to musisz ze mną zatańczyć.

Z ust wyrywa mi się stłumiony chichot.

– Zatańczyć z damą mego serca? To dla mnie zaszczyt.

Spogląda na mnie spod przymrużonych powiek, a ja ujmuję jej dłoń.

– Masz gadane jak twój ojciec.

Aż przystaję ze zdumienia. Anne rzadko wspomina moich rodziców, więc jej wzmianka o ojcu, ot tak, bez powodu, całkowicie mnie zaskakuje. Posyła mi uśmiech, a ja prowadzę ją na parkiet, gdzie właśnie rozbrzmiewają dźwięki jakiejś ballady.

– Trudno mi nie myśleć o Jamesie w taki dzień jak ten – stwierdza z błyskiem melancholii w oczach. – Byłby bardzo dumny z Aresa i przyjąłby Raven do rodziny z otwartymi ramionami. Nie ma dnia, żebym nie wspominała twoich rodziców. Mogę mieć tylko nadzieję, że wychowałam twoje rodzeństwo i ciebie tak, jak by sobie tego życzyli.

Babka to istny tytan pracy i ważna figura, z którą trzeba się liczyć. Nigdy nie pokazuje emocji i przez długi czas byłem przekonany, że nie ma żadnych słabych punktów.

– Świetnie się spisałaś, babciu – zapewniam ją. – Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się z nami stać, gdyby nie ty.

Unosi dłoń i kładzie ją na moim policzku. Jej palce są szczuplejsze niż kiedyś, a sylwetka wydaje się drobniejsza.

– Wiesz, że wszystko, co robię, robię dla waszego dobra, prawda?

W jej głosie pobrzmiewa coś, co sprawia, że na moment nieruchomieję, po czym z zastanowieniem kiwam głową.

– Oczywiście.

Te słowa brzmią dla mnie proroczo i choć próbuję stłumić to przeczucie, nagle robi mi się nieswojo.

– To dobrze. Zawsze o tym pamiętaj.

Delikatnie prowadzę ją w tańcu, rozmyślając nad tym, co właśnie powiedziała. Jest świetnym strategiem i trzeba się liczyć ze wszystkim, co mówi.

Z zamyślenia wyrywa mnie znajomy śmiech. Odwracam głowę w jego kierunku i robię wielkie oczy na widok Valentiny tańczącej z facetem, którego znam aż za dobrze. Przygarnia ją mocniej do siebie, a ona się do niego szczerzy. W jej oczach jest coś, czego nigdy wcześniej nie zauważyłem, i to wytrąca mnie z równowagi. Rzadko zdarza mi się usłyszeć jej szczery śmiech. Odruchowo zaczynam się zastanawiać, co mógł powiedzieć jej towarzysz, że na niego zasłużył.

Na mnie ani razu nie spojrzała takim wzrokiem, a już na pewno nigdy nie śmiała się w ten sposób z czegoś, co powiedziałem. Za moimi plecami owszem, całkiem możliwe, ale nigdy nie wprost. Nie spodziewałem się, że Valentina mogłaby wyglądać jeszcze piękniej, lecz gdy widzę ten jej uśmiech… A jednak. Bez dwóch zdań jest najatrakcyjniejszą kobietą, jaką znam. Dlatego wkurza mnie, że pokazuje temu popaprańcowi oblicze, które przede mną ukrywa. On na to nie zasługuje. Nikt na to nie zasługuje. Nikt, nawet ja.

– Luca?

Mrugam pośpiesznie i ponownie skupiam uwagę na babce.

– Ekhm… co mówiłaś, babciu?

Odpowiada mi uśmiechem i w jej oczach zapalają się iskierki.

– Pytałam, czy nie wydaje ci się, że Valentina i Joshua River wspaniale razem wyglądają? Może powinnam zaaranżować nie tylko twoje małżeństwo? Ona nie robi się młodsza, a ty każesz jej tyle pracować, że nie ma czasu chodzić na randki. Byłoby dobrze, gdyby ktoś poszukał dla niej mężczyzny, który będzie ją kochał i doceniał.

– Co? – Otwieram szeroko oczy, zdumiony jej sugestią, i znów zerkam w stronę Valentiny. – Nie! – protestuję gwałtownie. – Nie ma mowy!

Spodziewałem się, że mój ostry ton zaskoczy babcię, zwłaszcza że nigdy w ten sposób się do niej nie zwracałem, ale ona tylko się uśmiecha.

– Dlaczego nie? – pyta, gdy oboje kołyszemy się w tańcu. – Joshua jest przystojny, bogaty i pracuje w tej samej branży. Dobrze się nią zaopiekuje i mam nadzieję, że ją uszczęśliwi. Valentina nie może w nieskończoność dla ciebie pracować, Luca. Poza tym zauważyłeś, jak on na nią patrzy?

Wbijam wzrok w Valentinę. Zauważam jej rozluźnioną minę i uwodzicielskie spojrzenie. Czuję, jak wzbiera we mnie gniew, jakiego do tej pory nigdy nie doświadczyłem, aż muszę zacisnąć szczęki, żeby go stłumić.

– Pomyśl, jakie mieliby śliczne dzieci – dodaje Anne rozbawionym tonem. – Nie sądzisz?

Joshua zsuwa dłoń w dół pleców Valentiny aż na jej pośladek i przyciąga ją do siebie. Jestem przekonany, że zaraz zostanie odepchnięty, ale ona tylko patrzy na niego z uśmiechem.

Przez głowę momentalnie przelatują mi obrazy ich dwojga razem. Jego usta na jej wargach, cichy jęk wyrywający się z jej gardła, gdy wspina się na palce… Dłonie błądzące po każdym skrawku tych apetycznych kształtów, jej oczy wypełnione pożądaniem. Każdy z nich zadaje mi coraz większy ból, aż w końcu nie jestem w stanie dłużej tego znieść.

Zaciskając zęby, robię krok w tył i wypuszczam Anne z objęć.

– Wybacz, babciu – zwracam się do niej, z wysiłkiem tłumiąc furię. – Skoro o wilku mowa, przypomniało mi się, że mam coś do omówienia z Valentiną.

– Oczywiście, Luca.

Uśmiecha się, jakby przejrzała moje kłamstwo, ale macham na to ręką.

Valentina napotyka wzrokiem moje spojrzenie, jeszcze zanim przed nią staję, a ujmujący uśmiech momentalnie znika z jej twarzy. Dlaczego dla mnie zawsze ma nieprzeniknioną minę, a do typów pokroju Joshui potrafi się szczerzyć tak jak przed chwilą?

Zaciskam zęby, otaczam ramieniem jej talię i jednym gładkim ruchem wyrywam ją z ramion tego dupka. Valentina wciąga ze świstem powietrze, otwiera szeroko oczy, wpada w moje objęcia i przylega do mnie całym ciałem.

– Luca? – mamrocze i w jej przepięknych orzechowych oczach pojawia się błysk konsternacji.

– Co ty, do cholery, wyrabiasz, Windsor? – rzuca Joshua tonem, w którym pobrzmiewa nuta autentycznej złości.

Spogląda przy tym na Valentinę tak tęsknym wzrokiem, że nie mogę się opanować i jeszcze mocniej ją ściskam.

– Przepraszam – cedzę przez zęby. – Ona jest moja.

Valentina spogląda osłupiała na Joshuę.

– Luca miał na myśli to, że dla niego pracuję – uściśla, a ja uśmiecham się z przekąsem i zatykam jej pasmo włosów za ucho.

– Wiem, co miałem na myśli – oznajmiam i pociągam ją do tańca.

Obejmuje mnie za szyję tak samo, jak przed chwilą Joshuę. Stanowczo zbyt intymnie. Uświadamiam sobie, że w tej pozycji… musiała przylgnąć do niego całym ciałem. Dotyk jej miękkich krągłości to dla mnie wręcz nieziemskie doznanie. Mogę z łatwością wyobrazić sobie, o czym myślał ten knur, kiedy z nią tańczył. Nie sposób jej się oprzeć.

Valentina marszczy czoło, kołysząc się razem ze mną w takt muzyki granej przez zespół.

– Co to miało znaczyć? – pyta.

– A co? – syczę. – Wkurzyłaś się, że cię odciągnąłem od Joshui? Tak się rozochociłaś, że zapomniałaś, po co tu jesteś. Nie przyszłaś na to wesele dla rozrywki. Jesteś w pracy.

Spogląda na mnie ciężkim wzrokiem i przydeptuje mi stopę, po czym natychmiast przybiera fałszywie przepraszający wyraz twarzy.

– Ups! – woła. – Wybacz.

Jak zwykle szydzi ze mnie, kiedy tylko ma okazję. Przygarniam ją do siebie i wsuwam dłoń w jej włosy, pocierając opuszkami palców skórę na głowie. Przez moment mam wizję, jak klęczy z moim fiutem w tych cudownie pełnych ustach, a ja trzymam ją za włosy, tak jak w tym momencie.

– Dzieciak z ciebie – stwierdzam, zwiększając ucisk zaborczym gestem.

– Nie większy niż z ciebie – odgryza się. – Nie lubisz, jak inni bawią się twoimi zabawkami, co?

Śmieję się i pochylam ku niej twarz. Nawet w szpilkach jest ode mnie co najmniej o głowę niższa.

– Valentina, gdybym się z tobą zabawił, nigdy więcej nie spojrzałabyś na innego. Uzależniłabyś się ode mnie i już zawsze chciałabyś czuć na sobie tylko moje dłonie.

Policzki jej czerwienieją, umyka wzrokiem w bok i widać wyraźnie, że jej irytacja słabnie.

– C-co ty w ogóle m-mówisz? – duka.

Piosenka się kończy, więc chwytam ją za rękę.

– Chodź – polecam przyciszonym głosem i wyprowadzam ją przez szerokie drzwi na oświetloną świecami ścieżkę biegnącą w głąb winnicy.

7

 

Valentina

Luca trzyma mnie mocno za rękę i razem schodzimy w bok ze ścieżki łączącej miejsce uroczystości ślubnej z salą weselną. Wygląda na rozgniewanego, ale nie mam pojęcia dlaczego. Może złości się, bo pozwoliłam sobie na odrobinę luzu? Polecił mi przyjść na wesele Aresa i Raven, żebym nawiązała nowe kontakty i chroniła go przed kobietami, a ja zamiast tego popijałam wino i tańczyłam z kimś innym. A przecież doskonale wiem, jakie Luca ma zdanie na temat braku profesjonalizmu – nieważne, że tylko chwilowego.

Wydaję głośne westchnienie, gdy moje szpilki nagle grzęzną w trawie. Luca ogląda się na mnie przez ramię z chmurnym wyrazem twarzy, po czym puszcza moją dłoń.

– Ciężko ci iść? – pyta miękkim głosem, mimo że jego oczy nadal ciskają gromy.

Zanim zdążę odpowiedzieć, gwałtownie się pochyla, co zupełnie mnie zaskakuje. Obejmuje mnie jedną ręką za plecy, a drugą wsuwa pod kolana i z łatwością bierze mnie na ręce.

– Luca – szepczę, nie ukrywając zdumienia w głosie. – Co ty robisz?

Przyciska mnie mocno do siebie, zmuszając do oparcia głowy na jego ramieniu. Muskam mu przelotnie wargami szyję. Z tak bliskiej odległości zapach jego wody kolońskiej wydaje mi się jeszcze bardziej odurzający niż na co dzień.

Dotyk silnego ciała Luki działa na mnie w specyficzny sposób. Identycznie się czułam, kiedy razem tańczyliśmy. Nikt inny nie wywołuje we mnie tego typu doznań. Przy nim czuję się zarówno bezpieczna, jak i poirytowana oraz sfrustrowana – wszystko naraz.

Z każdym krokiem muzyka cichnie, aż ledwo ją słychać gdzieś w oddali.

– Luca – odzywam się szeptem. – Dokąd mnie niesiesz?

Uśmiechając się, wchodzi do drewnianej altanki, zalanej światłem księżyca w pełni.

– Zauważyłem ją już wcześniej i zastanawiałem się, jak wygląda w nocy.

Stawia mnie ostrożnie na ziemi, a ja cofam się o krok, jakby odurzona. Altanka jest przepiękna, zupełnie jak z bajki. Oplatają ją girlandy świetlne, a nad naszymi głowami migoczą gwiazdy i księżyc.

– Co my tutaj robimy? – pytam z galopującym sercem.

Uśmiecha się poważnie i robi krok w moją stronę. Cofam się i uderzam plecami w jeden z drewnianych słupów, a Luca opiera dłonie po obu stronach mojej głowy, zamykając mnie w potrzasku swoich ramion. Spogląda na mnie takim wzrokiem, że serce jeszcze bardziej mi przyśpiesza. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek żałuję, że nie potrafię czytać mu w myślach.

– Czy ty całkiem zwariowałeś? – mówię przyciszonym głosem. – W końcu udało mi się doprowadzić cię do ostateczności?

Uśmiecha się, ale z jego oczu wyzierają smutek i samotność. Unosi dłoń i przeciąga delikatnie opuszkami placów po mojej skroni. Wciągam nerwowo powietrze i przywieram plecami do słupa, cały czas uparcie patrząc Luce w oczy. Na jego twarzy, zwykle zastygłej jak maska, pojawiło się dziś jakieś pęknięcie i nagle wydaje mi się niebezpieczny.

Na moment obejmuje dłonią mój kark, a potem wsuwa ją we włosy, tak samo jak zrobił to przed chwilą na parkiecie. Biorę gwałtowny oddech, gdy jeszcze się zbliża, ocierając się o mnie ciałem.

– Tak. Chyba ci się udało. – Zaciska palce na moich włosach i nachyla się, przyciągając do siebie moją głowę. – Doprowadzasz mnie do czystego, prawdziwego, totalnego obłędu. – Opiera czoło o moje.

Gdyby jeszcze trochę zbliżył twarz, dotknąłby moich warg. Nie powinnam pragnąć tego pocałunku, ale to silniejsze ode mnie. Może to przez wino albo ten księżyc? A może przez jedno i drugie? Wiem tylko, że w tym momencie chcę tego, o czym nigdy nie powinnam nawet marzyć. Chcę tego mężczyzny.

– Luca – szepczę błagalnym tonem.

A on tylko wzdycha i zwiększając uścisk na moich włosach, wpija mi się w wargi z niecierpliwością wcale nie mniejszą od mojej. Pojękuję pod dotykiem jego ust i spragniona odwzajemniam pocałunek. Wszystkie moje myśli odpływają, gdy obejmuję go za szyję i się w niego wtulam.

– Ożeż ty – mruczy mi prosto w usta, obejmując mnie dłońmi w talii. – Smakujesz tak cudownie, jak się spodziewałem. – Unosi mnie, opierając plecami o ściankę altanki. Oplatam jego biodra nogami, wysuwając udo przez wysokie rozcięcie w sukni. – Słodko jak grzech.

Rozgorączkowanymi ruchami wodzi dłońmi po moim ciele i ociera się o mnie biodrami, co niemal doprowadza mnie do szaleństwa. Czuję, jak napiera na mnie erekcją w zdecydowanie nieprzyzwoity sposób. Nie mogę wytrzymać i marzę, by doszło między nami do czegoś więcej.

Pociągam za muchę na jego szyi, więc odchyla się lekko, żeby łatwiej mi było się jej pozbyć.

– Valentina – dyszy i znów sięga do moich ust.

Upuszczam muchę i spragniona jego bliskości, szarpię go za koszulę tak mocno, że guziki sypią się na podłogę.

– Jeszcze – błagam.

Ani na chwilę nie odrywam się przy tym od jego ust.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio dałam się tak szaleńczo ponieść pożądaniu, ale teraz nie mam żadnych wątpliwości. Może to od początku było nieuniknione.

Rozchylam Luce koszulę, odsłaniając nagi tors, i wodzę dłońmi po jego umięśnionym ciele. Zawsze domyślałam się, że ma wyrzeźbioną sylwetkę, ale wiedzieć to nie to samo, co dotykać jego niesamowitych mięśni. Słyszę, jak wzdycha z pożądania, kiedy opuszkami palców dotykam jego kaloryfera na brzuchu, i nie mogę się powstrzymać od uśmiechu.

– Valentina – odzywa się ostrzegawczym tonem, przygryzając mi dolną wargę.

Jęczę i przekrzywiam głowę w niemej prośbie o kolejny pocałunek. Momentalnie ją spełnia, ale tym razem całuje mnie wolno i namiętnie.

Jego dłoń wędruje w dół i wsuwa się między nasze ciała. Wciągam głośno powietrze, gdy ociera się palcami o jedwabne stringi, które mam na sobie.

– Mokra – stęka, głaszcząc mnie przez materiał. – Twoja cipka jest zajebiście mokra. Aż z niej kapie.

Odsuwa na bok paseczek stringów, a kiedy wsuwa mi do środka palec, z moich ust wyrywa się spragniony jęk.

– Luca – szepczę bez tchu.

Pomrukuje, całując mnie coraz żarliwiej.

– Tak… – dyszy. – O tak, kochanie. Chcę słyszeć, jak szepczesz moje imię, tak jak teraz. Tylko moje, nikogo innego.

Napieram na niego biodrami. Podtrzymuje mnie jedną ręką, a drugą nie przestaje pieścić.

Po chwili nieco się odsuwa, żeby spojrzeć mi w oczy, a wtedy czuję uderzenie gorąca na policzkach. Z pewnością wyglądam teraz strasznie. Muszę mieć obrzęknięte usta i zniszczoną fryzurę, a mimo to Luca spogląda na mnie, jakbym była najpiękniejszą kobietą na świecie.

– Wow – szepcze i jego palce poruszają się we mnie coraz szybciej.

Nagle zawstydzona, odwracam głowę, by uniknąć jego palącego spojrzenia, ale mi na to nie pozwala.

– Patrz na mnie – nakazuje, a jego dłoń na chwilę zatrzymuje się w bezruchu.

Robię, co każe, na co uśmiecha się z satysfakcją i spogląda na mnie gorącym wzrokiem.

– Chcesz, żebym ci zrobił dobrze, Valentino?

Potwierdzam, przygryzając wargę.

– W takim razie patrz mi w oczy, kochanie. – Przeciąga kciukiem po łechtaczce, a ja rozchylam wargi i ciszę w altance przerywają moje stłumione jęki. – Grzeczna dziewczynka – szepcze. – Nie spuszczaj wzroku, Valentino. Należysz do mnie, kochanie. Twoje jęki, twoja przyjemność, twoje ciało. To wszystko jest moje. Tylko moje.

Uśmiecha się, widząc, że próbuję się hamować, i kręci głową.

– Dojdź, kochanie. Jestem przy tobie. Nie powstrzymuj się dłużej.

Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio facet zdołał sprawić mi tak nieziemską rozkosz. To wymaga zaufania, a tego akurat nie zostało we mnie zbyt wiele.

– Proszę – szepczę.

Zwiększa nacisk palców, a moje jęki stają się coraz bardziej wyuzdane. Zupełnie się zapominam i chwilę później docieram na szczyt.

– Luca – stękam przeciągle, czując mięśnie zaciskające się na jego palcach.

Przez moje ciało przetacza się fala intensywnej przyjemności, jakiej nigdy dotąd nie doznałam.

Luca uśmiecha się łobuzersko i pochyla, żeby mnie pocałować, tym razem delikatniej. Robi to tak czule i nieśpiesznie, że moje serce znów mimowolnie przyśpiesza. Przesuwam dłonie w górę jego torsu, obejmuję go za szyję i gładzę palcami po karku. Potem znów go do siebie przyciągam, spragniona jego dotyku, ale odsuwa się i uśmiech schodzi mu z twarzy.

– Następnym razem, gdy będziesz miała na to ochotę, zgłoś się do mnie – oznajmia i jego rysy tężeją. – Trzymaj się z daleka od Joshui. To nie jest facet dla ciebie.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

8

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

9

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

10

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

11

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

12

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

13

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

14

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

15

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

16

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

17

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

18

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

19

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

20

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

21

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

22

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

23

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

24

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

25

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

26

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

27

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

28

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

29

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

30

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

31

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

32

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

33

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

34

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

35

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

36

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

37

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

38

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

39

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

40

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

41

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

42

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

43

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

44

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

45

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

46

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

47

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

48

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

49

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

50

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

51

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

52

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

53

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

54

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

55

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

56

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

57

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

58

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

59

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

60

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

61

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

62

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

63

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

64

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

65

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

66

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

67

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

68

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

69

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

70

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

71

 

luca

Dostępne w wersji pełnej

EPILOG

 

Valentina

Dostępne w wersji pełnej

EPILOG

 

10 LAT PÓŹNIEJ

Luca

Dostępne w wersji pełnej

TYTUŁ ORYGINAŁU:

The Temporary Wife

Redaktorka prowadząca i wydawczyni: Olga Gorczyca-Popławska

Redakcja: Monika Baran

Korekta: Patrycja Klempas

Projekt okładki: Adelina Sandecka

Zdjęcia na okładce: ©Okea, ©MaskaRad, ©MikeCS Images, ©Tetiana, ©Vladislav Noseek, ©farland9, ©kostiuchenko, ©Yury Kisialiou, ©RinaM, ©azure, ©your123 / Stock.Adobe.com

Grafika na stronach rozdziałowych: ©SHOKO / Stock.Adobe.com

THE TEMPORARY WIFE

Copyright © 2023 by Catharina Maura

Originally published in the United States by Sourcebooks, LLC.

www.sourcebooks.com

All rights reserved.

Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Regina Mościcka, 2025

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-346-6

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Weronika Panecka

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa: Catharina Maura, The Temporary Wife

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

32

33

34

35

36

37

38

39

40

41

42

43

44

45

46

47

48

49

50

51

52

53

54

55

56

57

58

59

60

61

62

63

64

65

66

67

68

69

70

71

Epilog

Epilog. 10 lat później

Karta redakcyjna