The One That Got Away - Bennett Ronnie - ebook + książka

The One That Got Away ebook

Bennett Ronnie

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Kontynuacja bestsellerowego Teenage dirtbag

 

Ponad 11 milionów odsłon na Wattpadzie

 

 

Rey i Nate poznali się dwa lata temu.

Byli zakochani. Ale wszystko, co się między nimi wydarzyło, okazało się jedynie wakacyjną miłością.

Teraz Renee zaczyna studia w Nowym Jorku, gotowa na nowy etap w życiu. Naukę, imprezy, koncerty zaprzyjaźnionego zespołu oraz życie w wielkim mieście przesłoni jednak pewne zdarzenie. Ta jedna noc wszystko zmieni i prędko okaże się, że przeszłość, którą Rey chciała zostawić za sobą, nagle do niej wróci.

 

Czy bycie friends with benefits to na pewno dobry pomysł?

Czy Rey i Nate dostaną drugą szansę?

Dowiesz się, czytając The One That Got Away.

 

TOTGA to historia o tym, że źli chłopcy też mają uczucia, a miłe dziewczyny bywają bardzo niegrzeczne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 808

Data ważności licencji: 7/18/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Prolog

Poznali się dwa lata temu.

Zakochali się w sobie.

Ale to było tylko wakacyjne uczucie, bo ona musiała wrócić do domu. Udało jej się zostawić to za sobą.

Teraz wyjeżdża do college’u w Nowym Jorku, gotowa rozpocząć nowe życie w towarzystwie swojej kuzynki i jej chłopaka.

Jedna noc zmienia wszystko, a głęboko skrywane wspomnienia wracają. Uświadamia sobie, że ponownie się w nim zakochuje.

Jednak tym razem sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana.

Czy dostaną drugą szansę?

Dowiesz się, czytając The One that Got Away.

Rozdział 1

Znajdźcie sobie pokój, do cholery

REY

– Delilah. DELILAH! – Matka potrząsnęła moim ramieniem.

Powoli uchyliłam powieki i sprawdziłam godzinę na budziku stojącym na szafce nocnej. Niebieskie cyfry pokazywały dokładnie dwudziestą trzecią. Za oknem panował mrok.

– Daj mi jeszcze sekundę – mruknęłam półprzytomnie i przewróciłam się na drugi bok, by ponownie zapaść w słodki sen. Zaraz jednak westchnęłam, oślepiona zapalonym przez matkę światłem.

– Wstawaj! Przyjechał Sam, a za cztery godziny masz lot do Nowego Jorku. Zapomniałaś?

– Cholera, faktycznie – burknęłam w poduszkę.

– Uważaj na słowa! I weź prysznic.

Ziewnęłam ostatni raz i sięgnęłam po przygotowane wcześniej ubrania. Czułam ekscytację na myśl o przeprowadzce do innego kraju, chociaż oznaczała ona również rozłąkę z Samem.

– Jaki dzisiaj dzień? – zapytałam dla pewności.

– Środa, dziewiąty września. Masz dwa dni, żeby zgłosić się do dziekanatu, dlatego zrób to zaraz po przylocie. – Postukała niecierpliwie krwistoczerwonymi paznokciami o framugę drzwi. – No, wskakuj już pod ten prysznic. Chyba nie chcesz się spóźnić! Dotrzymam Samowi towarzystwa w salonie. – Obróciła się na pięcie i zostawiła mnie samą w pokoju.

Oczywiście, zrobisz to z przyjemnością.

Po kwadransie wyszłam odświeżona z łazienki. Podniosłam z biurka plecak, który miał być moim bagażem podręcznym, i włożyłam do niego Myszkę Minnie, prezent od Nate’a sprzed dwóch lat. Spałam z nią codziennie i nie wyobrażałam sobie spędzenia bez niej choćby jednej nocy.

Chociaż byłam teraz z Samem, czasami przyłapywałam się na rozmyślaniu o Nacie. Najczęściej zastanawiałam się, co robi w danej chwili, o czym myśli i czy wszystko się u niego układa. Wciąż miałam też jego czerwoną bluzę, którą pożyczył mi ostatniego dnia naszej znajomości. Była to zresztą jedna z pierwszych rzeczy, które spakowałam do walizki.

Ostatni raz rozejrzałam się po pomieszczeniu, które przez ostatnich kilkanaście lat pełniło funkcję mojej sypialni, i cicho się z nim pożegnałam. Kiedy schodziłam po schodach, usłyszałam kokieteryjny ton matki. Pewnie próbowała uwieść mojego chłopaka nowymi implantami piersi.

– Jestem! – Zeskoczyłam z ostatniego stopnia, aby przerwać ich rozmowę. – Mamo, proszę, idź spać.

Odwróciła się do mnie i z zakłopotaniem zapięła dwa guziki już i tak wydekoltowanej sukienki.

Dzięki Bogu nigdy nie poznała Nate’a.

Zresztą prawdopodobnie nie powinnam go nawet porównywać do Sama, który jest milion razy mądrzejszy, seksowniejszy i zabawniejszy.

– Powodzenia, księżniczko! – Objęła mnie ostatni raz. – Wzięłaś kartę kredytową? Będziemy ci przelewać co miesiąc dwieście dolarów, ale i tak powinnaś się rozejrzeć za jakąś dorywczą pracą. Twój ojciec prowadzi teraz interesy z Amerykanami, więc jest szansa, że się spotkacie. – Przyjrzała mi się uważnie. – Proszę, bądź grzeczna i nie zawal żadnego przedmiotu, dobrze?

Skinęłam głową, co najwidoczniej jej wystarczyło, ponieważ wypuściła mnie z uścisku.

– Pa, mamo. – Posłałam jej niezręczny uśmiech i zwróciłam się do Sama: – Jedziemy?

Przytaknął i pożegnał się z moją matką. Oczywiście nie omieszkała wspomnieć, że jest u niej zawsze mile widziany. Przewróciłam oczami i wyszłam za nim na podjazd, gdzie zaoferował, że zajmie się moimi walizkami, ponieważ jak zwykle zapakowałam w nie pół dobytku. Szybko uporał się z włożeniem ich do bagażnika swojego srebrnego subaru i zanim się obejrzeliśmy, pędziliśmy autostradą w kierunku Heathrow.

Godzina podróży upłynęła nam na rozmowie. Sam mówił, jak bardzo będzie za mną tęsknił, a ja – chociaż go kochałam – nie potrafiłam zapewnić go o tym samym. W głębi duszy czułam ulgę na myśl o nowym życiu z dala od Londynu.

– Pa, kochanie. – Wyrwał mnie z zamyślenia, gdy nachylił się do mnie nad skrzynią biegów.

– Nie zaczekasz ze mną do otwarcia bramek? – zapytałam zdumiona.

– Jestem śpiący. Nie spędzę trzech godzin na bezczynnym czekaniu na twój samolot – odpowiedział. – Ale pamiętaj, że cię kocham, więc jeśli będziesz czegoś potrzebowała, jestem pod telefonem.

– Czy my… właśnie ze sobą zrywamy?

– Jeśli chcesz, możemy spróbować związku na odległość. – Wzruszył ramionami. – Zresztą mam nadzieję, że wrócisz do Anglii na święta.

– Racja – wymamrotałam, unikając jego wzroku.

Złożył pocałunek na moich ustach. Przeczesałam palcami jego brązowe włosy i wsunęłam mu język pomiędzy wargi. Całowaliśmy się tak przez kilka minut, dopóki oboje nie musieliśmy zaczerpnąć tchu.

– Zadzwoń do mnie, gdy zameldujesz się w akademiku. – Odsłonił perłowe zęby w swoim popisowym uśmiechu.

– Jasne.

– Do zobaczenia, kochanie.

– Do zobaczenia – powtórzyłam machinalnie i wysiadłam z samochodu.

Na szczęście na pustym miejscu parkingowym obok nas ktoś zostawił wózek bagażowy, więc mogłam położyć na nim swoje walizki i łatwiej było mi dotrzeć do odpowiedniego terminalu.

Bez oglądania się za siebie przeszłam odprawę biletowo-bagażową oraz kontrolę bezpieczeństwa, po czym usiadłam przy stoliku w kawiarni i zadzwoniłam do Katherine. W ciągu ostatnich dwóch lat mocno się do siebie zbliżyłyśmy, a teraz miałyśmy studiować na tym samym uniwersytecie. Za parę dni zaczynałam pierwszy rok literaturoznawstwa, tymczasem moja kuzynka była już na trzecim roku psychologii.

– Hej, zdziro! – przywitała mnie radośnie.

– Hej, Katherine! Pamiętasz, że masz mnie odebrać z lotniska?

– Tak! Będziemy na ciebie czekali razem z Rickym. Lądujesz o szóstej?

– Tak. O szóstej rano waszego czasu.

– Ale się cieszę! – Zdążyłam jeszcze usłyszeć, zanim połączenie zostało przerwane.

Westchnęłam i wzięłam łyk kawy. Byłam szczęśliwa na myśl o czekającej mnie przyszłości. Wybór college’u na innym kontynencie otwierał mi szeroki wachlarz możliwości. A przynajmniej chciałam w to wierzyć.

Wszystko się ułoży.

Kilka godzin później siedziałam w samolocie, ściśnięta między starszą kobietą a facetem, który śmierdział meksykańskim jedzeniem. Normalnie pewnie by mi to trochę przeszkadzało, jednak tym razem wszystko wydawało mi się ekscytujące i nowe – nawet akcent małżeństwa, które kłóciło się przez połowę lotu.

– Panie i panowie, proszę zapiąć pasy, za chwilę będziemy podchodzić do lądowania na lotnisku JFK w Nowym Jorku.

Kwadrans później już czekałam na mój bagaż. Zaczerpnęłam głęboki haust amerykańskiego powietrza i zaczęłam podśpiewywać pod nosem moją ulubioną piosenkę Miley Cyrus.

– I hopped off the plane at JFK, with a dream and my cardigan. Welcome to the land of fame excess, woah! Am I gonna fit in? Jumped in the cab…*

– Zamknij mordę! – wrzasnął jakiś wkurzony mężczyzna, ale tylko wzruszyłam ramionami.

Naprawdę nic nie było w stanie popsuć mi humoru.

Kiedy po odprawie bagażowej w końcu znalazłam się na ruchomych schodach w hali przylotów, na mojej twarzy rozciągał się uśmiech. Rozejrzałam się za znajomymi postaciami. Katherine i Ricky nie byli trudni do zlokalizowania, ponieważ jako jedyni podskakiwali i głośno krzyczeli. Obok nich stał dziwnie znajomy brunet o ciepłych orzechowych oczach. Podbiegłam do kuzynki i od razu padłyśmy sobie w objęcia.

– O rety! Urosłaś jakieś… – Odsunęła się, żeby lepiej mi się przyjrzeć.

– Właściwie to zaledwie pięć centymetrów – skwitowałam i wymieniłam szybki uścisk z Rickym.

Był wyższy i bardziej umięśniony niż dwa lata temu.

– Och, a to jest James! – Katherine wskazała ich towarzysza. – A to moja kuzynka Rey – przedstawiła mnie. – James jest współlokatorem Ricky’ego i studiuje na akademii muzycznej. Chce zostać perkusistą. – Sugestywnie poruszyła brwiami, a ja natychmiast zapragnęłam zapaść się pod ziemię.

– Przepraszam, ale czy my się przypadkiem nie znamy? – zapytałam wesoło, by zniwelować napięcie.

– Właśnie też się zastanawiałem. – Zamyślił się. – Czy to nie ty mieszkałaś przez tydzień u mojej siostry podczas szkolnej wymiany zimowej dwa lata temu?

– Tak! Thorne! Teraz pamiętam. Co u niej słychać?

Jak mogłam zapomnieć tę miłą twarz i… o rany, raz przypadkiem widziałam go nagiego w łazience.

Prawdopodobnie dostrzegł moje rumieńce, bo uśmiechnął się i uprzejmie odpowiedział na pytanie. Katherine posłała nam podejrzliwe spojrzenie, jednak zaraz zmieniła temat, bo na zewnątrz czekała na nas taksówka.

Starałam się nie patrzeć na jego mięśnie, które pięknie pracowały pod obcisłą koszulką, gdy udało mu się podnieść część moich bagaży. Ricky zabrał resztę i razem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Kuzynka prędko odciągnęła mnie na bok i wyszczerzyła się od ucha do ucha.

– Coś nie tak?

– Podoba ci się James? No, gadaj! – szepnęła, a ja mimowolnie się skrzywiłam. Nie minęło pięć minut, a ona już chciała się bawić w swatkę.

– Zwariowałaś? Mam chłopaka.

– Co? Kto to? Kiedy? Jak? Co? – wyjąkała. Była całkowicie zbita z tropu.

– Sam! Przecież go poznałaś. Tatuaże, brązowe oczy? Niesamowite ciało?

– Oooch… To na niego zwymiotowałam na ostatniej imprezie u ciebie?

– Tak. – Zachichotałam na to wspomnienie.

– Dobra, faktycznie go pamiętam – przyznała. – Twoja mama chyba na niego leci.

– Wiem.

– Jak długo jesteście razem? – drążyła. Szłyśmy parę kroków za naszymi towarzyszami.

– W grudniu miną dwa lata.

– Cholera, dwa lata? – krzyknęła. – Oszalałaś!

– A co z tobą i Rickym? – zapytałam już w taksówce.

– No tak, w zeszłym tygodniu obchodziliśmy drugą rocznicę.

– Gratuluję! To wspaniale!

– Dzięki! – Rozpromieniła się i dała swojemu chłopakowi buziaka w policzek. James tymczasem usadowił się w fotelu pasażera.

– Przypomnisz mi, gdzie studiujesz? – poprosiłam Ricky’ego.

– Na Nowojorskiej Akademii Sztuki.

– Nadal trenujesz taniec?

– Tylko dodatkowo. Mój główny kierunek to aktorstwo.

– Co do tańca… – wtrąciła Katherine. – Mam nadzieję, że do nas dołączysz. Już tyle opowiadałam o tobie Tylerowi!

– Pewnie. O ile dam radę pogodzić to z zajęciami.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Moi towarzysze byli wyczerpani po wieczornej imprezie, a ja niecierpliwie wyglądałam przez okno w poszukiwaniu miasteczka uniwersyteckiego.

Pół godziny później zatrzymaliśmy się na kampusie. Był ogromny, znacznie większy niż w moich wyobrażeniach, ale wydawał się opustoszały. W końcu w Nowym Jorku był dopiero wczesny poranek. Na pierwszym planie górował porośnięty bluszczem gmach dziekanatu, za nim rozpościerał się zadbany trawnik, który stanowił zapewne centralny punkt spotkań studentów. Wiekowe drzewa ociekały zielenią, a w powietrzu unosiła się taka atmosfera nowości, że aż ścisnęło mnie w brzuchu z nerwów.

– Są tu bractwa?

– Mnóstwo! Jest na przykład Alpha Beta Pi, Omega Xi, Sigma Delta Zeta. Ja należę do Sigma Kappa, ale jesteśmy partnerskim siostrzeństwem najlepszego Theta Delta Chi!

– Najlepszego?

– Tak! TDC ma najseksowniejszych facetów na całym wydziale – stwierdziła i razem skierowałyśmy się do sekretariatu.

Chłopcy rzucili, że zaczekają na zewnątrz.

– Najseksowniejszych, mówisz? – rzuciłam bez zainteresowania.

Na szczęście udało nam się uniknąć kolejek. Sekretarka upewniła się, że dopełniłam wszystkich formalności, po czym wręczyła mi klucz do pokoju, harmonogram zajęć oraz mapę kampusu.

– W przyszłym tygodniu odbędzie się nabór do bractw. Zapraszamy również do zapoznania się z ofertą kół naukowych – dodała na odchodnym.

Chłopcy pomogli nam zanieść moje bagaże pod odpowiedni pokój w akademiku i pożegnali się z nami, bo chcieli jeszcze trochę się przespać.

– No, otwieraj! – Katherine niecierpliwie przestąpiła z nogi na nogę.

Sprawdziłam ponownie numer przy drzwiach. Pięćset dwadzieścia jeden. Byłyśmy w odpowiednim miejscu. Zanim jednak zdążyłam przekręcić klucz w zamku, stanęła przed nami zaspana blondynka w jasnoróżowej piżamie. Miała skołtunione włosy i zaczerwienione oczy. Chyba właśnie się obudziła.

– O co chodzi?

– Hej, jestem twoją nową współlokatorką – zaczęłam niepewnie. – Rey. – Wyciągnęłam dłoń.

– Wchodźcie śmiało! – Odwzajemniła uścisk.

Pokój był zdecydowanie mniejszy niż moja sypialnia w domu rodzinnym. I z przykrością odkryłam, że nie ma osobnej łazienki. Na środku znajdowało się duże okno, przy którym stały dwa drewniane biurka, a pod ścianami ustawiono łóżka i szafy. Prawa część była zajęta, więc odłożyłam pierwszą torbę na podłodze po lewej stronie.

– Jestem Amy. Amy Jones – przedstawiła się dziewczyna.

– Rey. Właściwie to Renee Parker, ale wszyscy mówią mi Rey.

– Fajnie.

Jej szczery uśmiech dał mi nadzieję, że będzie nam się dobrze razem mieszkało.

– To ja wracam do siebie. Padam z nóg – bąknęła Katherine. – Aha! Gdzie moje maniery? Jestem Katherine, kuzynka Rey.

– Kojarzę cię. Jesteś współlokatorką Soph w Sigma Kappa? – zapytała Amy.

– Tak, znasz ją?

– Tak, jest kuzynką Ryana.

– Faktycznie! W każdym razie naprawdę muszę już iść. Do zobaczenia wieczorem? – zwróciła się do mnie. – Oprowadzę cię po okolicy. I zaproszę też Jamesa. – Puściła do mnie oko. Wyszła, zanim zdążyłam jej przypomnieć, że mam chłopaka.

– Na którym jesteś roku? – zagaiłam, wyjmując przybory toaletowe z walizki.

– Na drugim. Studiuję psychologię. A ty?

– W przyszłym tygodniu zaczynam pierwszy rok literaturoznawstwa.

– Słuchaj, miło się rozmawia, ale padam z nóg. – Ziewnęła. – Pogadamy później?

– Pewnie. Powiesz mi tylko, gdzie znajdę łazienkę?

– Na końcu korytarza, ostatnie drzwi po prawej.

– Dzięki! – Zgarnęłam swoje rzeczy i wzięłam szybki prysznic.

Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczona podróżą. Nie suszyłam nawet włosów, tylko od razu posłałam sobie łóżko i padłam twarzą w miękką poduszkę.

Potrzebowałam trzech dni, żeby przyzwyczaić się do nowej strefy czasowej. W sobotę byłam gotowa wziąć udział w odbywających się w parku na kampusie targach zajęć. Amy i Katherine zaoferowały, że dotrzymają mi towarzystwa, a potem okazało się, że dołączyli do nas również Ricky, James oraz ich wspólny znajomy Ryan.

– A co porabia twój współlokator? – Katherine zarzuciła Ryanowi rękę na szyję.

– Jak zwykle odsypia noc, bo nawalił się wczoraj do nieprzytomności. – Poprawił prostokątne okulary na nosie. – Ma dziś urodziny, więc musi się wyspać, żeby wieczorem móc znowu świętować. Poza tym chyba pieprzył się w nocy z twoją koleżanką z pokoju, chociaż nie dam sobie ręki uciąć. Też się trochę spiłem – wyznał z zakłopotaniem.

– To dzisiaj jest trzynasty?! – zdziwiła się Katherine, sprawdzając datę w telefonie. – O cholera! Dajcie mi chwilę, złożę mu życzenia.

Ryan wdał się w dyskusję z Jamesem i Rickym, a Katherine odeszła na bok, by nagrać solenizantowi głosówkę. Zauważyłam, że Amy posyła Ryanowi ukradkowe spojrzenia, więc postanowiłam się tym zainteresować.

– Wszystko w porządku?

– W jakim sensie? – odpowiedziała, udając, że czyta ulotkę klubu, który właśnie mijaliśmy.

– Przyglądasz się Ryanowi.

– Och, no dobra, podoba mi się. – Westchnęła, zażenowana swoim wyznaniem.

– No to zrób coś z tym! – próbowałam ją zachęcić.

– Nie sądzę, żeby mnie zechciał.

– Niby dlaczego?

– Bo jestem gruba. – Westchnęła. – Odkąd pamiętam, jego współlokator nazywa mnie wielorybem, a Ryan nigdy nic z tym nie robi, więc podejrzewam, że się z nim zgadza.

Zmarszczyłam brwi. Doskonale wiedziałam, jak to jest być piętnowaną z powodu wagi. Było mi przykro, że tak wspaniała osoba musi przez to przechodzić.

– Posłuchaj mnie. – Zatrzymałam się i ścisnęłam jej dłoń. – Jesteś piękna i zabawna, a Ryan i ten jego cholerny współlokator niech spierdalają.

Amy podziękowała, po czym szybko zmieniła temat i opowiedziała mi żart o krowach. Nie chciałam jej naciskać, ale odnotowałam w pamięci, żeby kiedyś wrócić do tej rozmowy.

– Rey! Tutaj są zapisy na nasze zajęcia z tańca! – zawołała Katherine, doganiając nas.

– A gdzie jest ich reprezentant?

– O kurwa, to ja nim jestem. Zapomniałam – zmartwiła się i stanęła za stolikiem, na którym leżała lista chętnych.

Zachichotałam i wpisałam swoje nazwisko w odpowiednim miejscu.

– Macie ochotę na kawę? Kawiarnia jest tuż za rogiem – wtrącił James.

Ostatecznie ustaliliśmy, że Ricky i Katherine postoją jeszcze chwilę przy stoisku, a później do nas dołączą.

– Czym się zajmujesz, Jamesie Thorne? – zapytałam, gdy przechodziliśmy na drugą stronę ulicy.

Kilka kroków za nami Amy i Ryan gawędzili o nadchodzącej imprezie.

– Jestem perkusistą w zespole. – Posłał mi uśmiech, który sprawił, że wokół jego piwnych oczu pojawiły się urocze zmarszczki.

– Brzmi poważnie. Jak się nazywacie?

– One Way.

– One Way?

Skinął głową.

– Założyliśmy go z trzema kolegami.

– Znam któregoś?

– Raczej nie. Należą do niego Zayn, jego brat Jake i N… Kurwa!

– Co się stało?

– Chyba minęliśmy Starbucksa – stwierdził nabożnie, a ja zaczęłam się śmiać z jego powagi.

Wewnątrz zastaliśmy ogromną kolejkę. Na jej widok zrobiło mi się słabo.

– Cholera – przeklęłam pod nosem. – Spędzimy tu wieczność.

– Niekoniecznie. Pracuję tu dorywczo, załatwię to. – James wyciągnął z portfela kartę z biało-zielonym logo. Następnie zebrał od nas zamówienie i pomaszerował prosto do lady, gdzie poprosił swoją znajomą o przygotowanie dwóch mrożonych herbat, frappé oraz latte.

My tymczasem postanowiliśmy usiąść przy stoliku na tarasie. Pogoda była tak ładna, że grzechem byłoby z niej nie skorzystać.

– O czym rozmawiacie? – James postawił przed nami napoje.

– O dzisiejszej imprezie.

– Właśnie! Musisz wpaść! – zwrócił się do mnie.

– Tak. Poznasz naszych znajomych. Solenizanta, Soph, Zayna, Jake’a… – wyliczał Ryan.

– Dobrze, dobrze – przerwałam mu. – A jak powinnam się ubrać? Wolałabym nie zaliczyć gafy na mojej pierwszej imprezie studenckiej.

– Cóż, głównie będą tam członkowie bractw, więc pokaż jak najwięcej nagiej skóry. – James zachichotał, zaraz jednak spoważniał. – Nie no, żartuję. Po prostu włóż coś, w czym będziesz się dobrze czuła.

– Jasne. Lepiej powiedzcie mi, czy da się tu zdobyć jakąś pracę.

– Bez szans – odpowiedzieli jednocześnie.

– Co? Czemu?

– Na kampusie wszystko jest od dawna obsadzone.

– A wam się udało?

– Ja nie pracuję – odparł Ryan, więc spojrzałam pytająco na Amy.

– A ja jestem operatorką sekstelefonu – oświadczyła otwarcie.

– Słucham?

– Uprawiam seks przez telefon. Zarabiam dziesięć dolarów na minutę. Łatwa kasa.

– Wow. – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Jej wyznanie totalnie mnie zaskoczyło.

– Nie martw się, kochana. Na pewno znajdziesz coś dla siebie. – James objął mnie silnym ramieniem.

Przyjęłam jego uspokajający gest z ulgą. Miałam ogromne szczęście, że tak szybko udało mi się znaleźć przyjaciół.

– Może być? – zapytałam Amy parę godzin później.

– Co tam? – Uniosła wzrok znad laptopa.

– Może być? – powtórzyłam, potrząsając dwoma wieszakami z propozycją ubrań na wieczór.

– Jasne! Świetny wybór – pochwaliła.

Postawiłam na czarną spódnicę i krótki top odsłaniający kolczyk w pępku. Jakimś cudem moja matka nadal nie wiedziała o jego istnieniu. Podobnie jak o tatuażu, który zrobiłam sobie kilka miesięcy temu. Był to napis „twoje imię” po arabsku. Wtedy uważałam to za świetny pomysł. Możliwe, że byłam trochę pijana. W każdym razie zawsze, kiedy ktoś pytał, co on oznacza, oznajmiałam, że to jego imię.

– A ty? Nie ubierasz się?

– Za sekundkę. Właśnie biorę udział w dramie na Twitterze.

– Och, priorytety – zażartowałam i skierowałam się do łazienki.

– Możemy wychodzić! – stwierdziła Amy po moim powrocie do pokoju.

– Podejdziemy jeszcze do siostrzeństwa. Katherine pisała mi, żeby tam się z nią spotkać. – Odłożyłam kosmetyczkę na biurko i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Moje kasztanowe włosy ułożyły się lepiej niż zazwyczaj, co przyjęłam z ogromnym zadowoleniem. W końcu miałam przed sobą perspektywę poznania nowych osób, z którymi będę dzielić najbliższe lata na uniwerku. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

– Kumpluję się z Soph, więc nie widzę problemu. – Wzruszyła ramionami. – Pełnisz dziś służbę? – zapytała, niecierpliwie wciskając guzik windy.

– Nie rozumiem. 

– Na każdej imprezie znajdzie się parę trzeźwych osób, które po wszystkim pomagają reszcie dotrzeć do taksówek. Choć większość zwykle zasypia na podłodze w domu bractwa.

– Właściwie nie zamierzam pić alkoholu. To dla mnie nielegalne w Stanach.

– Czym ty się przejmujesz? To tutaj norma! Co prawda solenizant kończy dwadzieścia jeden lat, ale wcześniej jego wiek też wcale go nie ograniczał. 

– Czekaj, to on ci dokucza? – Odwróciłam się do niej całym ciałem.

– Nie przejmuj się tym – ucięła temat. – Dobrze wiem, że mnie pragnie. – Zaczęła wykonywać seksowne pozy przy ścianie, ale zaraz dodała: – Oczywiście żartuję. Nie jestem taka płytka.

– Wiem, Amy. 

– Lepiej powiedz mi, czy masz chłopaka. A może dziewczynę?

– Chłopaka – odpowiedziałam i wyszłam za nią na dziedziniec. Było zaskakująco ciepło jak na tak późną porę dnia.

– Fajnie. Ja wolę seks bez zobowiązań – wyznała. – Bractwo jest dwie przecznice stąd. To jakieś pięć minut spacerkiem, po pijaku mniej więcej pół godziny. Uwierz mi, sprawdziłam.

Gdy dotarłyśmy na miejsce, Amy wskazała dwa wielkie domy, które znajdowały się naprzeciw siebie. Oba wyglądały jak wiktoriańskie wille z szarymi okiennicami i spadzistymi dachami, ale tylko w jednym rozbrzmiewała głośna muzyka, a na podwórzu tłoczyła się masa studentów.

– Po lewej siostrzeństwo, po prawej bractwo.

– Czyli skręcamy w lewo – powtórzyłam machinalnie, nagle przytłoczona wizją mojej pierwszej studenckiej imprezy. 

– REEYYYY! – Katherine otworzyła nam drzwi. Ubrana była w krótką spódnicę i gorsetowe body. Za nią pojawiła się śliczna niebieskooka dziewczyna o platynowych włosach. – Oto moja ukochana Sigma Kappa, a to jest Soph, moja siostra i współlokatorka.

– Hej. Soph. – Blondynka podała mi dłoń.

– Hej. Rey.

– Chooodźmy! – zaśpiewała Katherine. 

Zmarszczyłam czoło. Coś w tonie jej głosu mówiło mi, że zdążyła sobie urządzić mały biforek.

– Wypiła wcześniej kilka drinków – szepnęła Soph i złapała mnie pod rękę, jakbyśmy się znały od wielu lat. Wydawała się w porządku. Najwidoczniej jak dotąd na mojej drodze pojawiały się wyłącznie przyjaźnie nastawione osoby.

Przechodząc przez ulicę, zauważyłam na białej fasadzie domu wymalowane greckie litery. Z pewnością było to właśnie logo bractwa.

– A to… – Katherine zamilkła, by zbudować odpowiednie napięcie. – Moja droga kuzynko, to jest Theta Delta Chi. Powiedziałabym ci, kto jest przewodniczącym, ale dziś są jego urodziny i myślę, że i tak bardzo dobrze go znasz. – Puściła do mnie oko, ale zanim zdołałam ją zapytać, co ma na myśli, pobiegła do Ricky’ego, który akurat palił z Jamesem przy schodach.

– Hej, kochanie! – Ricky pocałował ją w policzek. – Iii… jesteś pijana – podsumował.

– Ociupinkę wstawiona – poprawiła go i zabrała mu jednorazowy kubek. – Chodźmy złożyć życzenia solenizantowi! Będzie dziś urodzinowy seks? – zwróciła się do Soph. 

Weszliśmy do wypełnionego tłumem holu, w którym znajdowała się trampolina. Skakało na niej parę dziewczyn w bikini. Ich ciała były oblepione brokatem. Głośny utwór techno rozdzierał nam bębenki w uszach. Ruszyliśmy prosto do salonu, gdzie imprezowicze ocierali się o siebie w półmroku spowitym niebieskim światłem neonów. Wszędzie walały się plastikowe naczynia i konfetti, a u sufitu wisiał ozdobiony balonami transparent z napisem „WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, KUTASIE”. Ostatnie słowo nabazgrano w formie graffiti na właściwym imieniu, które rozpoczynało się na H, N lub M.

Cóż, była to zupełnie inna liga w porównaniu z imprezami, do których byłam przyzwyczajona.

– Muszę go znaleźć! Pewnie gra w piwo-ponga. Trzymaj! – Kuzynka wręczyła mi swój kubek.

Powąchałam jego zawartość. Prawdopodobnie była to niczym nierozcieńczona tequila.

– A ja się upewnię, że nie zrobi nic głupiego – krzyknął Ricky i pobiegł za swoją dziewczyną.

– Idę po drinka. Dla ciebie oranżada? – zaproponowała Amy, a ja od razu przytaknęłam.

– Dowiem się w końcu, czyje to urodziny?

– To…

– Rey? – zabrzmiał za mną przyjemny baryton. 

– Chris?! – pisnęłam wesoło.

– Hej! – przywitał mnie radośnie i wyrzucił w powietrze nagie wytatuowane ramiona. Zdecydowanie był pijany. – Nie widziałem cię dwa lata! – Wymieniliśmy uścisk. – Urosły ci cycki!

– A ty jesteś gejem! – dotarł do nas czyjś komentarz, a chwilę później obok nas pojawił się Louis. On też się zmienił. Był chudszy i zapuścił brodę.

– Zgaduję, że wreszcie jesteście razem? – zapytałam bez ogródek, a Chris, zadowolony, pokiwał głową.

Pomimo licznych tatuaży i kolczyków wciąż zachowywał się jak dziecko. Uwielbiałam go.

– Tak właściwie to się zaręczyliśmy! – sprecyzował Louis, a Chris wyciągnął prawą dłoń, aby pokazać mi pierścionek.

– Gratulacje! – Przytuliłam ich obu. – Kiedy to się stało? – Złapałam palce bruneta, żeby obejrzeć złoty sygnet.

– Tydzień temu – odpowiedział Louis.

I na tym zakończyliśmy naszą pogawędkę, ponieważ moi rozmówcy zaczęli się namiętnie całować. 

Co oni tu robią? Czy nie mieszkają w Kalifornii?

– Dobra, trochę się podjarałem.

Odwróciłam się do Jamesa, który przyglądał się parze. 

Wiem…

– Jesteś… – zaczęłam, ale mi przerwał.

– Jestem biseksualny.

– Och.

– Czy to problem? – stropił się.

– Nie, oczywiście, że nie! – zapewniłam go. W tym samym momencie. Amy wetknęła mi do ręki puszkę bezalkoholowego napoju.

– Chcecie iść na taras? – zmieniła temat. – Grają tam w piwo-ponga.

– Jasne.

Ruszyliśmy za nią w kierunku szklanych drzwi, jednak pomieszczenie było tak zatłoczone, że poddaliśmy się w połowie drogi i po prostu zajęliśmy miejsce na skórzanej kanapie obok całujących się Katherine i Ricky’ego. Znów byliśmy w komplecie – no, oprócz Soph, która zniknęła gdzieś w tłumie zaraz po wejściu do domu.

– Sieema! – Czarnowłosy nieznajomy opadł na kanapę obok Jamesa, rozlewając przy tym pół swojego drinka. Miał wytatuowaną szyję oraz ramiona. Był bardzo przystojny.

– To jest Zayn – wyjaśnił James, a ten przyjrzał mi się z zaciekawieniem.

– Hej! – Podałam mu rękę, ale chyba tego nie zauważył. Najwidoczniej ja i James byliśmy tu jedynymi trzeźwymi osobami.

– Później zapalimy trawkę, Thorne. Twoja piękna towarzyszka również jest zaproszona – wybełkotał Zayn. 

Mogłabym przysiąść, że uszczypnął Jamesa w tyłek i szepnął mu do ucha coś o seksie. Postanowiłam się w to jednak nie mieszać.

– Potrzymaj. – James niezdarnie wręczył mi miskę słonych precli i zniknął za Zaynem w drzwiach kuchni. 

Z ogrodu dobiegł mnie głośny wiwat. Prawdopodobnie ulubieniec tłumu wygrał partyjkę piwo-ponga.

– Tak jest, kurwa! – usłyszałam radosny, dziwnie znajomy okrzyk.

– Załatwię nam trochę zioła. – Amy wstała z kanapy. Prawdopodobnie miała dosyć migdalących się Katherine i Ricky’ego, którzy niemal zdążyli się rozebrać do naga.

– Ostrożnie, jebany wielorybie – powiedział zachrypnięty głos. 

Dziewczyna pokazała mu środkowy palec i odeszła, odsłaniając swojego rozmówcę.

– A wy znajdźcie sobie pokój, do cholery, wy…

Spojrzałam w górę, a precel stanął mi w gardle.

Przede mną stał Nate.

* Miley Cyrus, Party in the U.S.A. [w:] The Time of Our Lives, Hollywood Records 2009.

Rozdział 2

Chyba bzykałem się z twoimi sąsiadkami z piętra

REY

Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka sekund. Moje oczy lustrowały go bezwstydnie od stóp do głów, próbując sprawdzić, czy się zmienił od naszego ostatniego spotkania.

Ale się nie zmienił. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam – chude nogi, błękitne tęczówki i pewny siebie uśmieszek. W jego brwi i wardze połyskiwały srebrne kolczyki.

W końcu postanowiłam przerwać milczenie.

– Cześć.

– Uhm, cześć – odparł krótko.

Czyli to on jest przewodniczącym bractwa, który ciągle się upija, uprawia dużo seksu, a w dodatku dokucza Amy.

– C-co ty tu robisz? – zapytał, a jego niski głos mnie opłynął. Muzyka jakby nagle przycichła. Podszedł bliżej, w moje nozdrza wdarł się znajomy zapach papierosów i wody kolońskiej.

– Jestem, uhm, na pierwszym roku.

– Od kiedy?

– Od czterech dni – odpowiedziałam.

Nate znalazł się tak blisko, że jego dżinsy dotknęły moich kolan, a czubki czarnych vansów zderzyły się z moimi czarnymi platformami ze sztucznej skóry. Przez moment patrzyłam na nasze buty, bo nie bardzo wiedziałam, co powinnam zrobić.

– Wszystkiego najlepszego – wydukałam i wstałam, bo ta sytuacja sama w sobie była niezręczna, a poprzednia pozycja wcale nie ułatwiała mi zadania, wręcz przeciwnie – aż zdrętwiała mi od niej szyja.

Dzięki wysokiej podeszwie sięgałam mu do nosa, co oznaczało, że na bosaka byłabym mu do brody. Zawsze to jakiś postęp. Dwa lata temu ledwie zrównywałam się z jego ramionami.

– Urosłaś – zauważył, a ja z trudem przełknęłam ślinę, bo nasze klatki piersiowe dzieliło zaledwie parę milimetrów. – I cycki też ci urosły.

– Wszystkiego najlepszego – powtórzyłam, krew buzowała mi w żyłach pod jego onieśmielającym spojrzeniem.

– Już to mówiłaś.

– Tak szczerze, nie wiem, co innego mogłabym powiedzieć. Nie sądziłam, że będziesz mnie pamiętał.

Nate błysnął zębami i wbił dłonie w kieszenie spodni. Ciekawe, czy nie było mu gorąco w skórzanej kurtce, skoro w pomieszczeniu panowała duszna atmosfera.

– Jak mógłbym zapomnieć kogoś, kto szukał w internecie, jak zrobić loda? – zażartował, co od razu wywołało u mnie głupi rumieniec. – I po tak długim czasie nadal się rumienisz. Wciąż niewinna?

Odniosłam wrażenie, że to pytanie ma podwójne znaczenie.

Pyta, czy wciąż jestem dziewicą?

– Nie bardzo – oświadczyłam z nadzieją, że nie słyszy, jak drży mi głos.

– Nie? – Uniósł brwi zaskoczony.

– Mam chłopaka – wyjaśniłam.

Nie wiedziałam, dlaczego czuję potrzebę, żeby się przed nim tłumaczyć. Być może z jakiegoś powodu chciałam mu udowodnić, że pozbierałam się po naszym rozstaniu i nie obchodzi mnie, że pieprzy się ze współlokatorką Katherine czy kimkolwiek innym.

Zanim zdążył cokolwiek dodać, obok nas pojawiła się smutna i bardzo rozczarowana Amy.

– Operacja „znaleźć zioło” się nie powiodła… och. – Jej wzrok prześlizgnął się między mną a Nate’em. Prawdopodobnie zastanawiała się, czemu stoimy tak blisko siebie i czemu to jest takie naturalne. – To ja sobie… pójdę – mruknęła i zaraz zniknęła wśród tańczących na parkiecie.

– Zapomniałem, że to masz. – Nate delikatnie pociągnął za mój kolczyk w pępku. Jego opuszki palców musnęły moją nagą skórę, która natychmiast okryła się zdradziecką gęsią skórką.

Boże, spraw, żeby tego nie zauważył.

– Uhmm. Moja mama nadal o nim nie wie.

Nate uśmiechnął się szeroko, w jego policzku pojawił się tak dobrze znany mi dołeczek. Nagle obok nas przystanęła Soph i owinęła rękę wokół jego pasa. Siliłam się na obojętność, nie mogłam sobie pozwolić na grymas.

– Hej, skarbie, ludzie na górze chcą zagrać w nigdy, przenigdy albo w cokolwiek, przy czym można się napić alkoholu – oznajmiła.

– Uhm, tak, daj nam sekundę – wymamrotał i cofnął się o krok.

Dziewczyna szepnęła mu coś na ucho i odeszła.

– Więc ty i ona… – rzuciłam, choć miało to brzmieć jak niedbałe pytanie.

– Nie, my nie… Nie – zaprzeczył szybko. – Tylko się pieprzymy. Zresztą wiesz, nie bawię się w dziewczyny.

Nie odniosłam się do jego słów. Wszystko to było takie dziwne, ale w jakiś pokręcony sposób również komfortowe. Dobrze było go znów widzieć.

– Hej, Rey! Za chwilę zaczyna się jakaś zabawa w pokoju obok, dołączysz? – krzyknął James, przedzierając się przez tłum. – O, siema, bracie! Sto lat!

– Dzięki, stary! – Nate nie odrywał ode mnie wzroku.

– To jest Rey, kuzynka Kitty – przedstawił mnie, ale Nate mu przerwał.

– Wiem, znamy się.

– Jak to? – James wręczył mi puszkę coli, którą z wdzięcznością przyjęłam. Zdecydowanie zaschło mi w gardle.

– Byliśmy… To znaczy, spędziliśmy razem lato w dwa tysiące trzynastym.

Było mi trochę przykro, że Nate nie przyznał się do związku ze mną. Choć właściwie „oficjalnie” byliśmy razem zaledwie trzy czy cztery tygodnie, więc dla niego może to nic nie znaczyło.

– To fajnie. Idziecie?

– Tak – przytaknęłam i ruszyłam za Jamesem, czując na plecach wzrok Nate’a.

Nagle jakaś para przecięła nam drogę i wepchnęła się przed nas na schodach, przez co James nieoczekiwanie się zatrzymał. By na niego nie wpaść, stanęłam w pół kroku, a wtedy Nate chwycił mnie mocno za biodra.

I wcale nie czułam się, jakby całe moje ciało stanęło w płomieniach, bo miałam chłopaka i to byłoby zwyczajnie niemądre.

Nie chciałam tego przyznać, ale odkąd opuściłam dom babci, brakowało mi poczucia bezpieczeństwa, które zapewniała mi obecność Nate’a. To głupie, ale teraz wszystko jakby wróciło na swoje miejsce. Nie mogłam nic poradzić, że działał na mnie kojąco, dawał poczucie, że zawsze mogę się do niego zwrócić o pomoc.

Kretynka.

– Ostrożnie – szepnął mi do ucha.

Odchrząknęłam i weszłam za Jamesem do pokoju gier. Kilkanaście osób już siedziało w okręgu. Usadowiłam się między Katherine a Jamesem, naprzeciw Soph, Nate’a i Zayna. Oprócz nich znałam jeszcze Chrisa, Louisa i… Jake’a Kennedy’ego.

Ja pierdolę, czy to on jest bratem Zayna? O mój Boże.

Ktoś zaczął rozlewać alkohol do jednorazowych kubków, a ja złapałam spojrzenie Zayna. Miał zmieszaną minę, na jego twarzy malowało się coś na kształt zazdrości i nienawiści. Czy miał mi coś za złe?

Nachyliłam się do ucha Jamesa.

– Czy Zayn mnie nienawidzi? Zrobiłam mu coś?

James położył dłoń na moim kolanie.

– Jest pijany, kochana – uspokoił mnie. – Zazdrośnie, złośliwie pijany.

– Och, no dobrze.

James nie odsunął ręki. Nie miałam nic przeciwko, bo była przyjemnie ciepła, a w pomieszczeniu ktoś otworzył okno, przez które wdzierało się zimne powietrze. W dodatku pięknie pachniał, a jego palce kreśliły niewidzialne szlaczki na mojej skórze.

Nate zmrużył oczy na tę interakcję. Następnie przeczesał zmierzwione włosy i przygryzł kolczyk w wardze.

– Wszyscy znają tę grę, tak? – upewniła się Soph. W odpowiedzi usłyszała wyłącznie „tak” lub bardziej zniecierpliwione „tak, kurwa!”.

– To ja zacznę! – podjęła brunetka po prawym boku Jamesa. – Nigdy, przenigdy nie całowałam się z osobą znajdującą się w tym pokoju.

Wszyscy się napili, ja również.

– Nigdy, przenigdy nie byłem w związku dłużej niż rok – kontynuowała kolejna osoba.

Razem z Katherine, Rickym, Chrisem i Louisem wzięliśmy po łyku wódki rozcieńczonej jakimś słodkim energetykiem.

Nate zmarszczył brwi. Szybko uciekłam wzrokiem.

Tak naprawdę jego to nie obchodzi, prawda?

– Nigdy, przenigdy nie byłem zakochany w kimkolwiek z tu obecnych – powiedział Ryan.

Stukałam paznokciami o rękę Jamesa, która nadal leżała na mojej nodze. Kątem oka zerkałam, czy Nate ma zamiar się napić. Jeśli tak, ja również bym to zrobiła, jeśli nie, niech tak będzie.

Czułam rozczarowanie, gdy ostatecznie tego nie zrobił, ale przecież nigdy nie wyznał mi wprost, że mnie kocha…

– Nigdy, przenigdy nie… – Soph zastanawiała się przez moment – uprawiałam seksu z kimś z tego pokoju.

Wszyscy oprócz mnie wznieśli toast. Przez cały czas czułam na sobie intensywne spojrzenie Nate’a.

Przestań się na mnie gapić, kurwa mać. Czuję się niekomfortowo.

Nastała kolej Nate’a.

– Nigdy, przenigdy nie uprawiałem seksu.

Zgromadzeni jęknęli głośno i unieśli kubki do ust. Również to zrobiłam.

Wyraźnie czułam niebieskie oczy skupione na mojej twarzy, ale nie odważyłam się w nie spojrzeć, bo doskonale wiedziałam, że jeśli sobie na to pozwolę, Nate zrozumie, że skłamałam.

Tak, jestem dziewicą, ale nikt nie musi o tym wiedzieć.

To znaczy, robiliśmy z Samem wiele różnych rzeczy, ale nigdy nie zaszliśmy tak daleko.

– Oooch, kuzyneczko, dlaczego mi nie powiedziałaś?! Tak myślałam, że Sam to napalony przystojniaczek! – pisnęła Katherine, jak na mój gust nieco za głośno.

Wszyscy wydawali się zainteresowani naszą konwersacją.

– Nie sądziłam, że to takie ważne – oświadczyłam dzielnie.

– Oczywiście, że ważne! Nie jesteś dziewicą! To niesamowite! Toast za moją kuzynkę i jej utratę dziewictwa! – krzyknęła radośnie, a jej znajomi chętnie do niej dołączyli. Najwidoczniej każdy pretekst był dobry do picia.

Przebiegłam wzrokiem po zgromadzonych. Okazało się, że Soph i Nate zaczęli się namiętnie obściskiwać.

– To chyba koniec gry. – James się zaśmiał.

– To było naprawdę żenujące – burknęłam pod nosem.

– Przyzwyczajaj się. W końcu to college. – Wyszczerzył się i dwa razy poklepał mnie w kolano.

– Zatańczymy? – zaproponowałam, czym zaskoczyłam nie tylko jego, ale i samą siebie. – To znaczy, ja nie…

– Pewnie, chodźmy! – zgodził się i pociągnął mnie za sobą na korytarz. 

Niestety nie dotarliśmy na parkiet, bo w drodze różowowłosa dziewczyna zwymiotowała na buty Jamesa. Skrzywiłam się z obrzydzeniem, ale mój towarzysz zachował się spokojnie – znacznie spokojniej, niż się spodziewałam. Niewzruszony, zdjął białe converse’y i wrzucił je do najbliższego kosza na pranie, następnie podniósł biedaczkę i zwrócił się do mnie: 

– Znajdę jej jakieś wolne łóżko. Załatwisz mi butelkę wody niegazowanej? 

Skinęłam głową, zachwycona jego dobrocią i cierpliwością.

Czy na tej planecie znajdzie się ktoś o lepszych manierach? Nie sądzę.

Skierowałam się prosto do kuchni, gdzie facet odpowiedzialny za bar wręczył mi butelkę wody.

– James? – zawołałam w nadziei, że nie będę musiała zaglądać do każdego pokoju. Wolałabym nie przeszkadzać migdalącym się parom.

Drzwi po prawej uchyliły się lekko, więc przeszłam przez szeroki korytarz przesiąknięty dymem trawki i ominęłam grupkę ludzi grających w kręgle.

– Czyj to pokój?

– Zayna. Dzieli go z bratem.

– I nie będzie miał nic przeciwko? – Obserwowałam, jak James pomaga dziewczynie się napić.

– Nie. I tak prawdopodobnie gdzieś z kimś zniknie.

– Jego brat to Jake Kennedy?

– Tak, gejowska gwiazda porno – dodał. – Znasz go?

Zbyłam go machnięciem ręki, po czym zgasiliśmy światło i wróciliśmy na parter, który powoli zaczynał pustoszeć. Zerknęłam na zegarek na nadgarstku, była prawie druga nad ranem.

– Chyba pełnimy dzisiaj dyżur – podsumował James.

– Dyżur?

– Tak. Zasadniczo musimy się upewnić, czy wszyscy bezpiecznie śpią. Dobrze by było, żeby nie robili tego we własnych wymiocinach – objaśnił. – Często pada na mnie, bo nie przepadam za alkoholem.

– To teraz masz mnie do pomocy – skwitowałam, a on posłał mi szeroki uśmiech.

– To może ja góra, a ty dół? – zasugerował.

Oczywiście się zgodziłam i zaraz się rozdzieliliśmy.

Odłączyłam iPhone’a Nate’a (rozpoznałam rysę na górnej części ekranu) od wieży stereo i obróciłam się na pięcie, żeby otaksować wzrokiem salon. Amy i Ryan spali razem na kanapie, Jake zwisał ze stolika do kawy i głośno pochrapywał, Louis i Chris przytulali się na trampolinie w holu, więc przyniosłam im koc, który znalazłam w przedsionku obok wejścia. Kilku członków bractwa, sądząc po ich bluzach z logo TDC, siedziało sennie przy barze. Postanowiłam im nie przeszkadzać.

Taras to była zupełnie inna historia. Dwie dziewczyny migdaliły się na leżaku w pobliżu basenu. Były tak zajęte sobą, że chyba nie zauważyły, że impreza dobiegła końca. Soph tymczasem odpłynęła w niewygodnej pozycji pod stołem do ping-ponga. Westchnęłam pod nosem i zarzuciłam sobie jej rękę na szyję, dzięki czemu łatwiej było mi ją zanieść na wygodny fotel.

Gdzie jest Nate?

Jeszcze raz przeszłam po parterze i kiedy się upewniłam, że nikomu nic nie jest, wbiegłam po schodach na piętro. James właśnie opuszczał jeden z pokoi, w dłoni trzymał cztery puste butelki po piwie.

– Nie wchodź tam. Śmierdzi wymiocinami – ostrzegł.

– Dobrze. Powiesz mi, gdzie jest łazienka? – poprosiłam, a on wskazał mi odpowiednie drzwi.

W chwili gdy je otworzyłam, Zayn przyciągał Nate’a do pocałunku. Rozdziawiłam usta w szoku, bo Nate wcale się nie odsunął. Prawdopodobnie nie wiedzieli, że są przez kogoś obserwowani.

– Uhm – odchrząknęłam, a oni odsunęli się od siebie i obrzucili mnie zmieszanymi spojrzeniami.

To NIE było seksowne i zdecydowanie NIE chcę zobaczyć tego ponownie.

Zayn wyszedł prędko na korytarz, przy czym omal nie szturchnął mnie ramieniem. Nate otarł usta wierzchem dłoni i odetchnął głęboko.

– Okej…? – Przyjrzałam mu się ze zdumieniem. – To nie moja sprawa, ale kiedyś wolałeś dziewczyny?

– Bo wolę, wierz mi – zapewnił i przez ułamek sekundy wpatrywał się w mój dekolt, potem jednak powrócił do twarzy. – Zaynowi podoba się James. – Oparł się biodrem o umywalkę.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i usiadłam na zamkniętej desce sedesowej.

– Zayn jest gejem? Słowo daję, to miejsce jest pełne homoseksualnych ludzi!

– Nie. – Zachichotał. – Zayn jest muzułmaninem, a jego religia raczej nie akceptuje homoseksualizmu. To znaczy, nie o to chodzi. On naprawdę nie jest gejem.

– Czyli jest biseksualny?

– Raczej po prostu Jamesseksualny.

– Co?

– Wiesz, że tworzymy razem zespół?

– Tak, James mi powiedział.

Nate przewrócił oczami, ale i tak kontynuował swoją myśl:

– Zaynowi podobają się dziewczyny, tak samo jak mnie, ale w Jamesie jest coś, co go pociąga. Nie wiem. Pieprzyli się raz parę miesięcy temu. Byli wtedy pijani, a teraz James trzyma dystans. Niby się kumplują, ale Zayn nie przyzna na głos, że zakochał się w Jamesie. Czasami mnie całuje, żeby o nim zapomnieć – rzucił obojętnie. – Nie mam nic przeciwko, jeśli dzięki temu spokojniej śpi.

– Czyli mu pomagasz? – podsunęłam, a on przytaknął.

Na jego twarzy igrał zawadiacki uśmieszek.

– Następnym razem zapraszam na pokaz – zażartował.

Uśmiechnęłam się mimowolnie. Tęskniłam za jego zarozumiałymi, zboczonymi komentarzami.

Nate odepchnął się od zlewu i podwinął rękawy, aby umyć ręce, zaraz jednak zrezygnował z tego pomysłu i ponownie zsunął je na swoje miejsce. Uniosłam brew, ale postanowiłam się nie odzywać.

– Jeśli nie jesteś śpiąca, może pomożesz mi ze sprzątaniem?

– Jasne.

– Dziwnie jest być trzeźwym – wyznał.

Na parterze wpadliśmy na Jamesa, który, jak się okazało, właśnie skończył zbierać śmieci z podłogi.

– Mogę się przespać w twoim pokoju? Ryan jest na kanapie, a Kitty w jego łóżku.

Nate dał mu zielone światło, więc James życzył nam dobrej nocy i zniknął na schodach.

– Nie mogę uwierzyć, że posprzątał. – Nate rozejrzał się po pomieszczeniu i usiadł na podłokietniku fotela, na którym leżała nieprzytomna Soph.

– Nie dość, że całkiem przystojny, to jeszcze miły – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, ale i tak mnie usłyszał.

– Chcesz powiedzieć, że ci się podoba, co?

– Co? Nie. Mam chłopaka – obruszyłam się. Prawda była taka, że wolałabym zobaczyć Jamesa z Zaynem.

– I jak było?

– Co?

– Jaki był twój pierwszy raz? Z nim? A może z kimś innym? Nie oceniam.

– Było spoko – skłamałam, koncentrując się na brzydkiej plamie na beżowym dywanie.

– Spoko? – powtórzył, rozbawiony.

– Bardzo spoko.

Zapadła cisza, podczas której palce Nate’a bawiły się rąbkiem mojej spódnicy, a ja zdzierałam resztki bezbarwnego lakieru z paznokci. Nagle Nate wstał i znalazł się niepokojąco blisko.

– Powiedz mi, czy jego kutas jest większy od mojego – rzucił, jakby to było normalne pytanie, które zadaje się dawno niewidzianym znajomym.

Serce zabiło mi szybciej, bo jakim prawem Nate był tak seksowny, a przy tym stał tak blisko mnie? Jego ciało emanowało siłą i energią, a ja nagle poczułam się niewyobrażalnie mała.

– Hm? Ja nie…

– Wiem, że pamiętasz mojego kutasa, Renee – szepnął i pogładził mój policzek koniuszkiem kciuka.

– Pamiętam, ale… – Zamilkłam, żeby przełknąć gulę w gardle. – Nie lubię porównywać rzeczy.

– Z pewnością – odparł cicho.

Cofnęłam się o krok, chciałam zachować bezpieczną odległość.

– Mimo że nie lubię cię już w ten sposób, nie miałbym nic przeciwko, żeby się z tobą pieprzyć – dodał znienacka. – No wiesz, to jedyne, czego nie udało nam się zrobić.

Nie obchodzi mnie, że Nate właśnie stwierdził, że już mnie nie lubi W TEN SPOSÓB. I wcale się nie podnieciłam.

– J-ja mam chłopaka – wyjąkałam jedyną rozsądną wymówkę, jaką byłam w stanie wymyślić.

Nate przyciągnął mnie do siebie, przez co nasze klatki piersiowe znowu się dotknęły.

– A gdzie on teraz jest, hm?

– Nie wiem. W Anglii – mruknęłam i natychmiast sobie uświadomiłam, że to było pytanie retoryczne.

– To teraz powiedz mi prawdę… – zaczął powoli. – Jesteś dziewicą czy nie?

– Uch… tak – przyznałam.

– Czyli nadal jesteś dziewicą?

Skinęłam głową, bo nie ufałam własnemu głosowi.

– I ile jesteście razem?

– Dwa lata. Prawie. – Przygryzłam wargę.

– Przez dwa lata nie zdążył cię bzyknąć? – Zaśmiał się i lekko się odsunął.

– Zamknij się.

– Po prostu tego nie rozumiem. Coś z nim nie tak? Może jest impotentem? Gdybyś była moją dziewczyną, pieprzyłbym cię codziennie w każdy możliwy sposób – zadeklarował bardziej ochryple niż zwykle.

Poczułam ucisk w żołądku i pulsowanie między nogami. Zdecydowanie się podnieciłam.

– Ty nie… ty nie bawisz się w dziewczyny – przypomniałam i nagle zostałam przyparta do ściany. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.

– Ale bawię się z dziewczynami. – Jego oddech łaskotał mnie w nos. – A ty byłaś jedną z nich.

– Tylko przez miesiąc. – Sapnęłam, kiedy spojrzał na moje usta.

– I pewnie zrobiliśmy więcej rzeczy niż ty i ten idiota w ciągu dwóch lat, mam rację?

– On nie jest idiotą. – Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Kochasz go?

– Tak – odpowiedziałam automatycznie.

Nate odsunął się i włożył ręce do kieszeni kurtki.

– Dobranoc.

– Czekaj. Gdzie mogłabym się przespać?

– Mieszkasz w akademiku czy starasz się dostać do siostrzeństwa?

– W akademiku.

– No tak. Nie pasowałabyś do nich. – Uśmiechnął się. – Chodź, odwiozę cię.

– A nie prościej byłoby tu zostać?

– Może, o ile lubisz spać na podłodze.

– A co z tobą?

– Jak to co? Oczywiście idę się poprzytulać z Jamesem – oznajmił sarkastycznie, ale zaraz spoważniał. – Nie wiem.

– Możesz spać w łóżku Amy. To znaczy… no wiesz.

– Jasne. To dobry pomysł.

– No i fajnie, bo to ja chcę się przytulać z Jamesem. – Wydęłam dolną wargę.

– Nieprawda.

– Ma świetne bicepsy – droczyłam się.

– Ale i tak to ja mam większego kutasa, więc… – Nate podrzucił kluczyki i chwycił je w powietrzu z brzdękiem.

– Hm, nie sądzę – sprzeciwiłam się.

– Skąd wiesz? – Przystanął przy drzwiach.

– Raz weszłam mu przez przypadek do łazienki. To długa historia.

Nate prychnął i włożył czarną czapkę z daszkiem, po czym pokazał mi gestem, że przepuszcza mnie w progu.

– Wciąż masz ten samochód? – ucieszyłam się na widok czarnego range rovera.

– To ten sam model, ale inne auto. Kierownica jest po lewej stronie.

– Déjà vu – mruknęłam, gdy Nate odpalił silnik i wyregulował lusterko wsteczne. Odwrócił się do mnie, ale się nie odezwał, tylko delikatnie uniósł kącik ust, więc dodałam: – Opowiesz mi, co u ciebie słychać?

Podrapał się po karku i powoli wyjechał z podjazdu.

– Moja mama urodziła w marcu zeszłego roku. To dziewczynka, Lilly, niedawno skończyła osiemnaście miesięcy. Och, a pamiętasz Ann? Tę kobietę, która mnie rozdziewiczyła i z którą przez jakiś czas się bzykałem?

Skinęłam głową.

– Okazało się, że jest zaręczona z moim tatą i mają czteroletniego syna.

– Co?

– Pieprzyli się za plecami mojej mamy. Miałem wtedy szesnaście lat i najwidoczniej właśnie to było powodem ich rozwodu. Potem Ann wyjechała za moim ojcem do Nowego Jorku, no a później okazało się, że jest w ciąży.

– Ale poza tym wszystko u ciebie dobrze? – upewniłam się.

Wzruszył ramionami.

– Dowiedziałem się o tym dopiero rok temu. Na początku mieszkałem u ojca, ale szybko dołączyłem do TDC.

– Nie masz mu tego za złe?

– Nie. Chociaż to trochę dziwne, no wiesz, widzieć go z nią. On nawet nie wie, że ona trzymała w ustach mojego kutasa.

Przygryzłam wargę i włączyłam radio. Głośna muzyka wypełniła przestrzeń między nami, dlatego od razu ją wyłączyłam.

– Muszę zrobić prawo jazdy – stwierdziłam, aby uniknąć niezręcznej ciszy.

– Co? – zapytał z niedowierzaniem. – Nie umiesz prowadzić?

– Nie bardzo.

– Mogę cię nauczyć.

– Naprawdę? Jak?

– Jeśli nauczyłem cię pływać, to mogę też nauczyć cię prowadzić, kochanie.

Pamięta.

Kochanie.

– Dzięki. Ale nie miej do mnie pretensji, jeśli rozbiję ci samochód.

Nate zachichotał i zatrzymał się na parkingu przed kampusem. Drogę do mojego akademika pokonaliśmy w milczeniu.

– Pięćset dwadzieścia jeden? Czy to nie był numer naszego pokoju hotelowego na ślubie mojej mamy?

– Był – przytaknęłam, a w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z tamtej nocy.

Pstryknęłam włącznik światła i wyciągnęłam z komody kosmetyczkę.

– Łazienka jest na końcu korytarza, gdybyś chciał skorzystać.

– Tak, wiem. Byłem tu wcześniej. Chyba bzykałem się z twoimi sąsiadkami z piętra.

– Jesteś okropny – bąknęłam i ruszyłam do drzwi.

– Dokąd idziesz?

– Do łazienki.

Nate usiadł przy moim biurku i zaczął przeglądać książki, które na nim leżały.

– Właściwie… może mógłbyś pójść ze mną? Nie lubię tam chodzić po nocy.

– A gdyby mnie tu nie było? – dociekał, ale i tak wstał.

– Zawsze towarzyszy mi Amy.

– Amy?

– Tak, moja współlokatorka. Dziewczyna, którą nazywasz wielorybem. Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedyś chorowałam na zaburzenia odżywiania, bo rówieśnicy wyśmiewali się z mojej wagi. – Odchrząknęłam. – Będę ci bardzo wdzięczna, jeśli skończysz z tymi obelgami – wygłosiłam stanowczo, krzyżując ramiona na piersi.

Nate tymczasem zdjął kurtkę i rzucił ją na krzesło.

– Dobra – zgodził się.

Następnie odprowadził mnie do łazienki i przystanął w drzwiach z telefonem w dłoni. Szybko zmyłam makijaż i podałam Nate’owi zapasową szczoteczkę, dzięki czemu mogliśmy razem umyć zęby.

Nie zajęło nam to więcej niż pięć minut, więc zaraz byliśmy ponownie w moim pokoju.

– To gdzie są męskie akademiki?

– W tym samym budynku. Raczej nas nie rozdzielają, ale chłopcy mają osobne łazienki.

Zerknęłam na jego nadgarstki, kiedy przeczesywał palcami włosy, i poczułam, jak smutek rozdziera mi serce, bo było na nich pełno czerwonych blizn. Mały tatuaż z uśmiechem również został przecięty, kilkukrotnie.

– Obiecałeś, wiesz – szepnęłam.

Nie podjął tematu, więc postanowiłam dać mu spokój. Poprosiłam, żeby nie podglądał, gdy będę się przebierała. Nate przewrócił oczami, ale odwrócił się do ściany. W pośpiechu włożyłam szare spodnie dresowe i biały podkoszulek z koronką przy dekolcie i poinformowałam go, że jestem gotowa.

– Gdzie podziałaś piżamę z Myszką Miki? – sarknął i przeciągnął koszulkę przez głowę.

– Nie wiem. To było przejściowe.

– Nadal lubisz Pamiętnik?

– Nadal lubisz Justina Biebera? – odcięłam się, co poskutkowało, bo Nate zamilkł. – Tak myślałam.

Chwyciłam Myszkę Minnie, którą tego poranka zostawiłam na fotelu w kącie, i weszłam do łóżka.

– Wciąż ją masz? – Nate zgasił światło. Pomieszczenie spowił mrok przecięty jedynie światłem latarni z zewnątrz.

– Tak.

Cóż, możliwe, że spałam z nią każdej nocy przez ostatnie dwa lata.

Słyszałam, jak Nate ściąga dżinsy i kładzie się na materacu Amy.

Przez moment leżeliśmy w milczeniu. To było dziwne. Widzieliśmy się zaledwie kilka godzin, a już spędzaliśmy razem noc.

Czy tylko dla mnie to jest takie naturalne?

– Na jakim jesteś kierunku? – zagaił.

– Na literaturoznawstwie, ale zamierzam też spróbować tańca. A ty?

– Sport, ale chodzę też na muzykę. Głównie gram w nogę. Bez niej raczej bym się tu nie dostał.

– Och.

– A na jakie zajęcia się zapisałaś?

– Angielski, muzyka, francuski i teatr.

– Też mam angielski. Możliwe, że będziemy mieć tego samego profesora.

– Pana Greya? 

– Mhm.

Wpatrywałam się przez chwilę w sufit, w końcu zamknęłam oczy i przewróciłam się na lewy bok, aby Nate nie widział po przebudzeniu mojej twarzy.

– Dobranoc. – Naciągnęłam koc pod nos, bo było mi cholernie zimno.

– Och… Rey?

– Co tam?

– Widziałem cię w lustrze, kiedy się przebierałaś. – Zachichotał.

– Ale z ciebie kutas!

Usłyszałam jeszcze, jak Nate wymamrotał „ładne ciałko” i może, a może i nie, zasnęłam z uśmiechem na ustach.

Kolejne dwa tygodnie upłynęły mi na przygotowaniach do nowego roku akademickiego. Przez ten czas widywałam się wyłącznie z Amy i Katherine i szczerze mówiąc, podobał mi się taki obrót spraw.

Był poniedziałek, piąty października, pierwszy dzień zajęć.

Spojrzałam ostatni raz na plan – angielski o dziewiątej, francuski o jedenastej, teatr o dwunastej, przerwa, spotkanie klubu tanecznego od piętnastej do siedemnastej. Łatwizna.

– Jestem taka podekscytowana! – pisnęłam do Amy w drodze na nasz wspólny wykład z angielskiego.

Po kampusie krążyły plotki, że poprzednia para profesorów wzięła potajemny ślub i uciekła na Hawaje, co tak zaskoczyło dziekana, że nie zdążył obsadzić ich stanowisk, przez co połączono wykłady dla pierwszego i drugiego roku.

– Ja też! – zgodziła się. – Podobno nowy profesor, pan Grey, jest naprawdę przystojny.

– Tak? – bąknęłam obojętnie. Nie interesowali mnie starsi mężczyźni, zwłaszcza z kadry nauczycielskiej.

– Ma dwadzieścia osiem lat i jest singlem – ciągnęła Amy, otwierając drzwi przestronnej auli, takiej jak zawsze widywałam w amerykańskich filmach.

Wyciągnęłyśmy laptopy i zajęłyśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Wolałabym usiąść z tyłu, ale Amy upierała się, że chce mieć dobry widok na naszego wykładowcę.

Minutę później do sali weszli Nate, Zayn i Ryan.

Nate miał na sobie czarną bluzę i dżinsy. Zmierzwione włosy i przekrwione oczy od razu zdradziły, że walczy z gigantycznym kacem.

Pomachał mi krótko, a ja skinęłam głową i wymieniłam z Ryanem zdawkowe powitanie. Zayn nie odezwał się słowem, po prostu ciężko oparł się o ławkę i przymknął powieki.

Chłopcy usiedli w rzędzie za nami, a po chwili ktoś delikatnie szarpnął za kaptur mojej czerwonej bluzy.

– Fajna bluza – oznajmił Nate, gdy się do niego odwróciłam.

Rozparł się na krześle i posłał mi uśmiech. Spuściłam wzrok i zdałam sobie sprawę, że to była jego czerwona bluza, którą pożyczył mi na lotnisku dwa lata temu.

– Och, tak. Przepraszam. Zapomniałam oddać…

– Zatrzymaj ją. I tak na tobie wygląda lepiej.

Uśmiechnęłam się i kątem oka dostrzegłam zdumioną minę Amy.

– Hej – przywitał ją Nate, a ona, zszokowana, uniosła brwi. – Słuchaj, przepraszam, że byłem dla ciebie takim, uhm, dupkiem. To się więcej nie powtórzy.

– Uderzyłeś się w głowę, Harris? – zażartowała, a ja parsknęłam śmiechem.

– Dziękuję – powiedziałam bezgłośnie do Nate’a, a on puścił do mnie oczko.

– I od kiedy to chodzisz na wykłady? – zdziwiła się Amy. – Nie masz kujonów, którzy robią za ciebie notatki?

– Pomyślałem, że wpadnę i zobaczę, skąd się wzięło to szaleństwo na punkcie nowego profesora. No i trener stwierdził, że średnia nie może mi spaść poniżej trzech i pół, więc…

Zanim zdążył dokończyć, przez próg przeszedł elegancko ubrany mężczyzna. Pewnym krokiem podszedł do biurka, na które odłożył skórzaną teczkę, i się wyprostował.

Miał niesforne włosy w odcieniu ciemnej miedzi, opaloną skórę i mocno zarysowaną linię szczęki. Był przystojny, a szaroniebieskie tęczówki nadawały mu niewytłumaczalny blask.

– Dzień dobry – rzucił.

W pomieszczeniu rozległo się zbiorowe westchnienie.

– Kurwa, serio? – fuknął Nate, a Ryan go poparł.

– W tym roku akademickim będę waszym wykładowcą literatury światowej. Nazywam się profesor Sebastian Grey, ale odpuśćmy sobie konwenanse, mówcie mi pan Grey.

Odwrócił się do tablicy i napisał na niej swoje imię i nazwisko ozdobnym pismem.

– Obczaj no ten tyłek – westchnęła Amy.

Coś na kształt prychnięcia opuściło moje usta, przez co pan Grey natychmiast obrócił się na pięcie. Przygryzłam wargę i z miną niewiniątka wlepiłam wzrok w klawiaturę MacBooka.

– Sprawdzę obecność, choć wątpię, że zapamiętam wasze nazwiska. Jest was pięćdziesięcioro, a ja tylko jeden. – Wyciągnął listę i przyjrzał się każdemu z osobna. – Renee Parker? – usłyszałam w końcu.

– Obecna.

Uniósł wzrok i kącik jego ust drgnął w uśmiechu.

– No dobrze, ponieważ to pierwszy wykład, zrobię pewien wyjątek. Możecie mi zadać parę pytań, żebyśmy się lepiej poznali. – Usiadł na biurku. – Ale najpierw przedstawię wam moje zasady. Nie rozmawiamy, nie pijemy i nie jemy podczas zajęć. Jeśli będziecie chcieli zabrać głos, podnieście rękę. Nie odzywajcie się nieproszeni i najważniejsze, odrabiajcie prace domowe, które wam zadam.

– Wow, ktoś tu jest surowy – szepnęła Amy.

Stłumiłam chichot grzbietem dłoni.

– W porządku, słucham was. – Pan Grey podwinął rękawy białej koszuli i skinął głową na dziewczynę z tyłu.

– Jest pan singlem, panie Grey?

– Tak.

Następnie wskazał Amy, której złowieszczy uśmieszek zdradzał, że zaraz zapyta o coś naprawdę głupiego albo zboczonego, albo jedno i drugie.

– Czy jest pan gejem, panie Grey?

– Nie – odpowiedział poważnie.

– Ile ma pan lat?

– Dwadzieścia osiem.

– Czy kiedykolwiek spotykał się pan ze swoją studentką?

W auli zapadła kompletna cisza. Pan Grey mruknął cicho, że to nielegalne, po czym nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Szybko go przerwałam, bo nie czułam się komfortowo pod jego spojrzeniem.

– Czego pan szuka w partnerce?

– Inteligencji, urody i poczucia humoru – zamyślił się – brązowych oczu, uroczego uśmiechu i… niewinności.

– Co, kurwa? – wymamrotał Nate, a Amy nachyliła się do mnie.

– On totalnie cię opisał, Rey.

Zignorowałam jej słowa, udając, że jestem zajęta czyszczeniem ekranu z niewidzialnego kurzu.

– Koniec zajęć – ogłosił pan Grey po wręczeniu nam sylabusów na ten semestr. – Do zobaczenia jutro.

Aula rozbrzmiała pomrukami i szelestem, bo wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Nasza piątka nie pozostała w tyle.

– Chyba się podobasz panu Greyowi – oświadczyła Amy.

– Co? O czym ty mówisz?

– Brązowe oczy, uroczy uśmiech? Niewinność? Mówię ci, Rey, spodobałaś się mu.

– A ja myślę, że jest zwykłym zboczeńcem – skwitował Nate, który szedł przy moim drugim boku.

– I kto to mówi. – Skrzyżowałam ramiona na piersi.

– Tylko cię uprzedzam. Chciałby cię bzyknąć, to wszystko.

– Jejku, dzięki. – Przewróciłam oczami. – Zresztą nieważne, bo to i tak się nie wydarzy.

Postanowiłam nie komentować zdumienia Amy, gdy opuszczaliśmy budynek.

– O szóstej mamy trening – przypomniał Nate niezbyt zadowolonemu Zaynowi i poklepał go po plecach.

– Dobra, dobra.

– A teraz muszę lecieć na hiszpański. Do zobaczenia! – Wsunął na nos okulary przeciwsłoneczne i rzucił się biegiem na skróty przez trawnik.

– Idziemy na lody? – zaproponowała Amy. – Kolejne zajęcia są dopiero o jedenastej.

Skierowaliśmy się do najbliższej kawiarni, bo chociaż był dopiero ranek, upał już dawał się nam we znaki.

Zamówiliśmy przy ladzie po gałce lodów i rozłożyliśmy się przy stoliku w klimatyzowanym pomieszczeniu. Amy, nie kryjąc ciekawości, od razu zapytała:

– Czy coś się wydarzyło między tobą a Nate’em?

– Co?

Zayn i Ryan obserwowali mnie z zainteresowaniem, czekając na to, co mam im do powiedzenia.

– Zauważyłam, jak blisko byliście na jego imprezie urodzinowej, i to wydawało się takie naturalne… Pomyślałam, że może znałaś go wcześniej. Czuliście się komfortowo w swoim towarzystwie, więc tak się zastanawiam. Poza tym Nate wydawał się trochę zazdrosny, kiedy pan Grey patrzył dziś na ciebie głodnym wzrokiem – rozmarzyła się.

– Okej, ustalmy coś. Po pierwsze, pan Grey na mnie nie patrzył, jasne? Po drugie, przeżyliśmy z Nate’em bezsensowny romans dwa lata temu. Spędzałam lato u dziadków i on też tam był, i my… – Zamilkłam. – Nie wiem. Dobrze się bawiliśmy, to wszystko. Kiedy wakacje dobiegły końca, wyjechałam i więcej się nie widzieliśmy.

– Czyli to przeznaczenie! – upierała się Amy.

– Raczej nie. Co najwyżej jeden wielki zbieg okoliczności.

– To ty byłaś jego jedyną dziewczyną? – Ryan wycelował we mnie łyżeczką.

– Co?

– W dniu, w którym mój akademik spłonął, wprowadziłem się do jego pokoju w bractwie. Akurat trwała wtedy cotygodniowa impreza, Nate się upił i w nocy wyznał mi, że miał kiedyś dziewczynę, ale tylko przez chwilę, bo potem go opuściła. Był smutny.

– Nie opuściłam go, przynajmniej nie celowo. Musiałam wyjechać.

– To już nie ma znaczenia. – Wzruszył ramionami. – Zgaduję, że mu przeszło, skoro co noc bzyka inną dziewczynę. Soph częściej niż inne, ale niech to pozostanie między nami.

– Myślisz, że mu się podoba? – dopytywała Amy.

– Wątpię. Po prostu dobrze im razem w łóżku.

– Jestem pewna, że on podoba się jej. Powiedziała mi kiedyś… – Urwała. – Nie. Chyba powiedziała mi, że podoba jej się James. Nie pamiętam. Byłam pijana. Nate czy James, jeden chuj.

– Raczej bez wzajemności – odezwał się Zayn po raz pierwszy, odkąd tu usiedliśmy.

– Dlaczego?

– Ona nie jest w jego typie.

– W jego typie jest raczej ktoś taki jak Rey – wtrącił Ryan, a Amy się z nim zgodziła.

– Tylko że on nie jest w moim – sprostowałam szybko, bo czułam na sobie znaczące spojrzenie Zayna. – Ale jest dobrym kolegą.

– Pewnie dobrze się pieprzy – wypaliła Amy, a Zayn zakrztusił się mrożoną herbatą.

– Cóż, mam chłopaka, więc porzućmy ten temat.

– No i? Co się dzieje w college’u, pozostaje w college’u! – stwierdził Ryan. – Zabaw się trochę.

– Koniec dyskusji. – Wzięłam do ust kolejną łyżeczkę lodów czekoladowych. – Kocham Sama i tyle.

– Kogo próbujesz oszukać? – zapytała Amy, ale zaraz rozmowa zeszła na inne tory, bo chłopcy przypomnieli sobie o nadchodzących akademickich mistrzostwach w piłce nożnej.

Kogo próbuję oszukać?

Przecież kocham Sama.

Prawda?

Rozdział 3

To zawsze kończy się dziewczynami topless

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1. Znajdźcie sobie pokój, do cholery
Rozdział 2. Chyba bzykałem się z twoimi sąsiadkami z piętra
Rozdział 3. To zawsze kończy się dziewczynami topless
Rozdział 4. Nigdy nie byłem MIŁYM chłopakiem
Rozdział 5. Po prostu mnie pieprz
Rozdział 6. Wiesz, jak trudno jest ukryć erekcję w obcisłych dżinsach?
Rozdział 7. I tak nie może lśnić tak jasno jak ty
Rozdział 8. Chcesz, żebym pieprzył cię przy drzwiach łazienki?
Rozdział 9. Czekolada sprawia, że wszystko staje się lepsze
Rozdział 10. Jesteś zbyt piękny, żeby mieć raka płuc
Rozdział 11. Prawie zapomniałam, jaki jesteś ciepły
Rozdział 12. Wyglądasz uroczo, gdy śpisz
Rozdział 13. Daj mi to
Rozdział 14. Do twarzy ci z zazdrością
Rozdział 15. Kocham te wszystkie małe rzeczy
Rozdział 16. Proszę, bądź moja
Rozdział 17. Mam nadzieję, że wiesz, jaka jesteś piękna
Rozdział 18. Jesteś moją ulubioną osobą
Rozdział 19. Jestem szczęśliwa, kiedy jestem z tobą
Rozdział 20. Lubię mieć cię blisko
Rozdział 21. Uwielbiam, kiedy przejmujesz kontrolę, kochanie
Rozdział 22. Najszczęśliwsi ludzie są najbardziej złamani

Copyright © 2014 by Ronnie Bennett

Copyright © for the translation by Fleanr

Grafika na zadruku okładki: Freepik.com

Projekt okładki

Aleksandra Kosman @kosmibooks

Redaktorka nabywająca

Aleksandra Ptasznik @wymyslamksiazki

Redaktorka prowadząca

Anna Michalik

Opieka redakcyjna

Katarzyna Homoncik

Opieka promocyjna

Aleksandra Kosman @kosmibooks