Splątane losy. Zanim zapomnę - Magdalena Wala - ebook

Splątane losy. Zanim zapomnę ebook

Magdalena Wala

4,7

Opis

Witajcie ponownie w Zaborzu! Poznajcie kolejne niesamowite historie jego mieszkańców!

 

Jakie tajemnice skrywa Piekielny Dwór? Czy potomkowie rodziny Walddorf upomną się kiedyś o swoje dziedzictwo?

 

Maja wciąż nie otrząsnęła się z bolesnych wydarzeń z przeszłości i nie chce angażować się w żaden związek.

 

Podczas wycieczki do archiwum w Olsztynie w jej ręce wpadają listy napisane przez jedną z rezydentek dworu rodziny Walddorf. Zaintrygowana rozpoczyna ich lekturę, chcąc wyjaśnić zagadkową przeszłość ukrytych w lesie ruin posiadłości.

 

Tymczasem okazuje się, że na jej terenie rozpoczęły się prace remontowe. Ku zaskoczeniu inwestorów w pobliżu dworu zostają odkryte ludzkie szczątki.

 

Kto został pochowany w parku? Dlaczego zginął? Czy miał coś wspólnego z przeszłością dworu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 325

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (64 oceny)
50
10
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
BogumilaW

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniały opis mrocznych i tragicznych wątków naszej historii z przesłaniem miłości i budowaniu dobra
10
ag1ata

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, ciekawa fabuła, wciąga od pierwszej strony 😊
00
Anngdow8

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle pięknie opisana historia
00
DonataG

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
nagadowska111

Nie oderwiesz się od lektury

super
00

Popularność




Au­tor: Mag­da­le­na Wala
Re­dak­cja: Elż­bie­ta Spa­dziń­ska-Żak
Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak
Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Ka­ta­rzy­na Bor­kow­ska KB.de­sign
Skład: Ro­bert Ku­pisz
Zdję­cia na okład­ce: Look Stu­dio/Shut­ter­stock; Jane Mor­ley/Tre­vil­lion Ima­ges; Ma­riusz Li­zoń/zdję­cie au­tor­kik
Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Agniesz­ka Gó­rec­ka
© Co­py­ri­ght by Mag­da­le­na Wala © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.
Biel­sko-Bia­ła 2021
Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o. ul. Za­po­ra 25 43-382 Biel­sko-Bia­ła tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8103-859-1
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Bi­blio­te­kar­kom i bi­blio­te­ka­rzom

Pro­log

Czy to sen, czy jawa?

Na ra­zie nie po­tra­fi­ła oce­nić.

Sie­dzia­ła na ka­na­pie w wy­naj­mo­wa­nej ka­wa­ler­ce i z osłu­pie­niem wpa­try­wa­ła się w Arka. Do­szła do wnio­sku, że chy­ba na­dal tkwi w ja­kimś sur­re­ali­stycz­nym śnie. Le­d­wo po­wstrzy­ma­ła się przed uszczyp­nię­ciem, aby spraw­dzić stan swo­jej świa­do­mo­ści. I upew­nić się tym sa­mym, że jed­nak na­dal znaj­du­je się w ob­ję­ciach Mor­fe­usza, a ży­cie po raz ko­lej­ny nie po­trak­to­wa­ło jej pię­ścią w twarz. Jed­nak od­bie­ra­ne wra­że­nia były zbyt re­al­ne jak na wy­twór śnią­ce­go umy­słu. Do­cie­ra­ły do niej róż­ne bodź­ce. Za­pach wody ko­loń­skiej Arka, smak roz­pusz­cza­ją­cej się w ustach pra­lin­ki, ak­sa­mit­na mięk­kość na­rzu­ty na ka­na­pie. Z przy­kro­ścią stwier­dzi­ła, że to jed­nak jawa. Nie­ste­ty.

A sko­ro tak, to tra­fi­ła na mi­strza świa­ta w ka­te­go­rii drań nie­po­spo­li­ty.

Na­bra­ła po­wie­trza, po czym po­wo­li je wy­pu­ści­ła. Wil­got­ne ze zde­ner­wo­wa­nia dło­nie dys­kret­nie wy­tar­ła w na­rzu­tę. Za­sta­na­wia­ła się, co ma mu od­po­wie­dzieć. Jak za­re­ago­wać na wie­ści, któ­re wła­śnie do niej do­tar­ły. Jego sło­wa ozna­cza­ły prze­cież... Po­trzą­snę­ła gło­wą.

– Na­resz­cie na­uczy­łaś się mil­czeć? Szko­da, że tak póź­no. – Usły­sza­ła kpią­cy ko­men­tarz swe­go chło­pa­ka.

By­łe­go chło­pa­ka, spre­cy­zo­wa­ła w my­ślach. W za­sa­dzie... W świe­tle tego, co jej po­wie­dział, tyl­ko ona uwa­ża­ła, że two­rzy­li zwią­zek. We­dług nie­go łą­czy­ła ich zu­peł­nie inna re­la­cja. Jed­nak nie po­tra­fi­ła wy­mó­wić sło­wa, któ­rym ją okre­ślił. Jesz­cze.

Te­raz wy­zy­wa­ła się w my­ślach od na­iw­nych idio­tek. Mo­gła się za­sta­no­wić nad pew­ny­mi sy­gna­ła­mi wcze­śniej, a nie uspo­ka­jać się, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku. Nie ocze­ki­wać, że kie­dyś za­ufa jej na tyle, aby jej wię­cej o so­bie opo­wie­dzieć. Jak się dzi­siaj oka­za­ło, nie było o czym mó­wić, a przez kil­ka ostat­nich mie­się­cy kar­mił ją mie­szan­ką pół­prawd i nie­do­po­wie­dzeń. Jed­nak nie mo­gła go wprost oskar­żyć o kłam­stwo. I tu zna­la­zła swo­ją winę. Po pro­stu nie za­da­wa­ła od­po­wied­nich py­tań.

Nie! Pra­gnę­ła, aby czuł się przy niej swo­bod­nie, więc tłu­mi­ła wro­dzo­ną cie­ka­wość. Nie po­zwo­li­ła dojść do gło­su in­stynk­to­wi, któ­ry wo­łał, żeby do­wie­dzia­ła się o swo­im part­ne­rze jak naj­wię­cej. Nie chcia­ła wyjść na wścib­ską babę, więc wca­le nie py­ta­ła, tyl­ko cze­ka­ła, aż sam jej co nie­co wy­ja­śni. I dzi­siaj to uczy­nił. Nie­ste­ty, praw­da oka­za­ła się dużo gor­sza, niż się spo­dzie­wa­ła. Czy jed­nak na­dal chcia­ła­by żyć złu­dze­nia­mi? Zde­cy­do­wa­nie nie.

Kon­se­kwen­cje jej – tak to tyl­ko mo­gła na­zwać – bez­tro­ski oka­za­ły się po­waż­ne.

– Chy­ba sam po­wie­dzia­łeś wy­star­cza­ją­co dużo. Nie czu­ję po­trze­by dys­ku­to­wa­nia z tobą, sko­ro pod­ją­łeś de­cy­zję. Ża­łu­ję tyl­ko jed­ne­go...

– Tak...?

– Że tak póź­no od­kry­łeś kar­ty. Gdy­byś na sa­mym po­cząt­ku po­sta­wił spra­wę ja­sno, zde­cy­do­wa­ła­bym ina­czej.

Od­chy­lił gło­wę do tyłu i gło­śno się za­śmiał. Ni­g­dy nie od­bie­ra­ła jego śmie­chu jako nie­przy­jem­ne­go, ale tego wie­czo­ru wła­śnie tak za­brzmiał. Iro­nicz­nie. Szy­der­czo wręcz.

– Do­praw­dy? Nie wy­da­je mi się... – Arek wstał z na­roż­ni­ka i prze­szedł do przed­po­ko­ju, gdzie szyb­ko wło­żył skó­rza­ne zi­mo­we buty i weł­nia­ny płaszcz. Przy­glą­da­ła mu się w mil­cze­niu. – Z przy­jem­no­ścią po­zba­wię cię złu­dzeń. I to szyb­ciej, niż ci się zda­je – rzu­cił, nim za­trza­snął za sobą drzwi.

Za­blo­ko­wa­ła za­mek, po czym wró­ci­ła na ka­na­pę. Przy­tu­li­ła dużą ma­skot­kę, któ­rą jej po­da­ro­wał na po­cząt­ku zna­jo­mo­ści, i za­to­pi­ła się w my­ślach. Arka po­zna­ła w pra­cy. Jak w ka­lej­do­sko­pie prze­bie­ga­ły jej w gło­wie ko­lej­ne stop­klat­ki ich związ­ku. Pierw­sze spo­tka­nie w re­stau­ra­cji, w któ­rej kel­ne­ro­wa­ła, pierw­sza rand­ka, ko­lej­ne tak uda­ne, że mimo pew­nych za­strze­żeń zde­cy­do­wa­ła się na głęb­szą re­la­cję. Mo­ment, w któ­rym za­czę­ła ją trak­to­wać po­waż­nie. Wy­pro­wadz­ka z wy­naj­mo­wa­ne­go po­ko­ju do nie­wiel­kiej ka­wa­ler­ki. Wspól­na co­dzien­ność. I w koń­cu dzi­siej­szy wo­do­spad zim­nej wody.

Oka­za­ło się, że zu­peł­nie ina­czej po­strze­ga­li swój zwią­zek. Dla niej to była pierw­sza po­waż­na pró­ba po wcze­śniej­szej emo­cjo­nal­nej ka­ta­stro­fie. Dłu­go roz­wa­ża­ła wszyst­kie za i prze­ciw, nim po­zwo­li­ła so­bie na głęb­sze za­an­ga­żo­wa­nie. Na po­cząt­ku prze­ma­wiał ro­zum, do­pie­ro po kil­ku spo­tka­niach uzna­ła, że może war­to ko­muś za­ufać. Na­resz­cie nad­szedł wła­ści­wy czas, po­nie­waż prze­bo­la­ła stra­tę fa­ce­ta, na któ­rym jej za­le­ża­ło. Kie­dy pod­ję­ła de­cy­zję, za­an­ga­żo­wa­ła się w tę nową mi­łość całą sobą i są­dzi­ła, że dru­ga stro­na od­wza­jem­nia jej uczu­cia.

Jak się oka­za­ło, jej prze­ko­na­nie opie­ra­ło się na fał­szy­wych prze­słan­kach. Jed­nak nie przy­pusz­cza­ła, że to, co dla niej było szan­są, dla Arka sta­no­wi­ło coś zgo­ła in­ne­go. Spoj­rza­ła na sie­bie i uzna­ła, że zbyt ła­two uwie­rzy­ła w jego kom­ple­men­ty. W to, że mu się na­praw­dę po­do­ba.

Wstrzą­snął nią dreszcz.

Nie wszyst­ko w ich re­la­cji jej pa­so­wa­ło, ale są­dzi­ła, że wspól­nie po­ko­na­ją trud­no­ści. Kwe­stia lep­sze­go po­zna­nia po­trzeb part­ne­ra. Go­dzin roz­mów i chę­ci wy­pra­co­wa­nia roz­wią­zań za­do­wa­la­ją­cych obie stro­ny. Co za na­iw­ność! Gdy już spro­wa­dzi­ła się do ka­wa­ler­ki, wca­le nie kwa­pił się do roz­mów. Kie­ro­wa­ły nim zu­peł­nie inne po­trze­by. My­śla­ła, że kie­dy po­pęd osłab­nie, na­resz­cie przyj­dzie na to pora. Fak­tycz­nie, osta­tecz­nie seks z nią znu­dził się Ar­ko­wi. Po­sta­no­wił za­tem z nią ze­rwać. Tak po pro­stu wy­mie­nił ją na inny mo­del. Nie li­czył się wca­le z jej uczu­cia­mi. Chwi­lecz­kę... Prze­cież on są­dził, że nie mia­ła uczuć. Tyl­ko dla­te­go, że przy­zna­ła mu się, co spra­wi­ło, że zna­la­zła się z dala od domu. Przed czym, a wła­ści­wie przed kim ucie­ka­ła.

Kur­czo­wo trzy­ma­ła się Arka i to był błąd. Chcia­ło jej się pła­kać. Nie mia­ła jed­nak cza­su na uża­la­nie się. Mu­sia­ła so­bie zor­ga­ni­zo­wać miesz­ka­nie. Nie mo­gła tu zo­stać.

Od­rzu­ci­ła ma­skot­kę i włą­czy­ła no­te­bo­ok le­żą­cy na sto­li­ku. Po­czu­ła przy­pływ zło­ści i ode­tchnę­ła z ulgą. Gniew był lep­szy niż roz­pacz. Mo­ty­wo­wał do dzia­ła­nia, po­zwo­li­ła za­tem, aby ro­sła w niej wście­kłość. Tyl­ko Arek mógł jej wy­krę­cić taki nu­mer...

Cho­ciaż... mu­sia­ła uczci­wie przy­znać, że czę­ścio­wo była sama so­bie win­na.

Przez chwi­lę ob­ser­wo­wa­ła ob­ra­ca­ją­ce się kół­ko, w koń­cu, ku jej uldze, lap­top po­sta­no­wił się włą­czyć. Wła­ści­wie po­win­na ode­słać sta­rusz­ka na eme­ry­tu­rę, ale te­raz to bę­dzie nie­moż­li­we. Szy­ku­ją jej się inne, pil­niej­sze wy­dat­ki. Zna­le­zie­nie miesz­ka­nia z dnia na dzień gra­ni­czy­ło z cu­dem, chy­ba że się mia­ło nie­ogra­ni­czo­ny bu­dżet. Ni­g­dy nie sza­la­ła z za­ku­pa­mi, ale jej kon­to i tak świe­ci­ło pust­ka­mi. Na wy­pro­wadz­kę do ho­ste­lu nie było jej stać. Na aka­de­mik na po­cząt­ku let­nie­go se­me­stru rów­nież nie mia­ła szans. Była na sie­bie wście­kła, że ule­gła Ar­ko­wi i zre­zy­gno­wa­ła z pra­cy. Ar­gu­men­to­wał, że będą mie­li dla sie­bie wię­cej cza­su, a on może bez pro­ble­mu po­kryć kosz­ty miesz­ka­nia. Te­raz po­zo­sta­ło jej tyl­ko sty­pen­dium, na szczę­ście w tym se­me­strze otrzy­ma rów­nież na­uko­we. Mia­ła wła­śnie spraw­dzić ko­lej­ne ogło­sze­nie, kie­dy usły­sza­ła dzwo­nek.

Czyż­by Arek cze­goś za­po­mniał? Ze­rwa­ła się i szyb­kim kro­kiem ru­szy­ła do drzwi, kie­dy na­de­szło otrzeź­wie­nie. Prze­cież nie wró­cą do tego, co ich łą­czy­ło.

Po­praw­ka: do tego, co są­dzi­ła, że ich łą­czy­ło.

Przez chwi­lę czu­ła po­ku­sę, aby po pro­stu zi­gno­ro­wać ten dzwo­nek, lecz uzna­ła, że sta­wi mu czo­ła. Osta­tecz­nie, jak jej dziś uświa­do­mił, miesz­ka tu z jego ła­ski. Od­blo­ko­wa­ła za­mek i uchy­li­ła drzwi.

– Je­śli my­ślisz... – za­czę­ła i rap­tow­nie urwa­ła. Przed nią stał zu­peł­nie obcy fa­cet. W my­ślach udzie­li­ła so­bie upo­mnie­nia, że przed otwar­ciem drzwi nie zer­k­nę­ła przez wi­zjer. Ale też nie spo­dzie­wa­ła się wi­zyt o go­dzi­nie dwu­dzie­stej pierw­szej z mi­nu­ta­mi. – Słu­cham pana – do­koń­czy­ła spo­koj­niej.

– Wo­lał­bym na­szą roz­mo­wę prze­pro­wa­dzić we­wnątrz – po­wie­dział męż­czy­zna, po czym wy­ko­nał ruch, jak­by chciał wejść do środ­ka. – Po co do­star­czać roz­ryw­ki są­sia­dom.

– Nie znam pana i nie za­mie­rzam pana wpu­ścić. Zwłasz­cza o tej po­rze. O co cho­dzi?

Sta­ła da­lej w uchy­lo­nych drzwiach, czu­jąc na­ra­sta­ją­cy nie­po­kój. Co to za typ? Win­dy­ka­tor? Ma­jęt­na nie była, ale też nie na­ro­bi­ła dłu­gów. Dzie­ciń­stwo na­uczy­ło ją oszczę­dza­nia.

– Je­stem no­wym wła­ści­cie­lem miesz­ka­nia – oznaj­mił w chwi­li, gdy za­mie­rza­ła za­trza­snąć drzwi. – I ży­czę je so­bie te­raz zo­ba­czyć.

Tak ją zdzi­wił, że nie za­pro­te­sto­wa­ła, kie­dy pchnął drzwi i wła­do­wał się do przed­po­ko­ju. Mu­sia­ła się cof­nąć, aby jej nie ude­rzy­ły. Za­uwa­ży­ła, że prze­cho­dząc do po­ko­ju, zo­sta­wiał mo­kre śla­dy na pa­ne­lach. Ścią­gnął kurt­kę i ci­snął nie­dba­le na opar­cie ka­na­py, roz­siadł się, po czym rzu­cił:

– Na­pił­bym się cze­goś.

To ją od­blo­ko­wa­ło, bo do tej pory po­tra­fi­ła się tyl­ko wpa­try­wać w ob­ce­go. Mógł być wła­ści­cie­lem, ale na ra­zie to ona zaj­mo­wa­ła miesz­ka­nie. Wy­słu­cha go i wy­pro­si. Wes­tchnę­ła, na­le­wa­jąc wody mi­ne­ral­nej. Czy ten upior­ny dzień ni­g­dy się nie skoń­czy?

Zer­k­nął na szklan­kę z nie­chę­cią, ale umo­czył w wo­dzie usta, po czym ją od­sta­wił. Chy­ba nie są­dził, że poda mu al­ko­hol?

– Uwa­żam, że po­szu­ki­wa­nie no­we­go lo­kum nie jest ko­niecz­ne – stwier­dził, pa­trząc na stro­nę in­ter­ne­to­wą, na któ­rą we­szła przed jego przyj­ściem. – Mo­że­my bez pro­ble­mu się do­ga­dać. – Spoj­rzał na nią wy­mow­nie.

Bez sło­wa za­mknę­ła kla­pę lap­to­pa. Jej po­dej­rze­nia ro­sły i je­śli były słusz­ne, to za chwi­lę na­ro­bi ta­kie­go wrza­sku, że zle­cą się są­sie­dzi. Zwłasz­cza pani Ja­strzęb­ska spod trzy­dziest­ki.

– Nie są­dzę, aby mnie było stać na czynsz – ucię­ła. – Ka­wa­ler­ka jest ma­lut­ka, więc zo­ba­czył pan już wszyst­ko. Jest póź­no i chcę się po­ło­żyć.

– Nie cho­dzi mi o miesz­ka­nie. By­wa­łem u Arka, jesz­cze za­nim się wpro­wa­dzi­łaś. Nie wi­dzia­łem na żywo naj­waż­niej­sze­go ele­men­tu wy­po­sa­że­nia, że tak to okre­ślę. Oglą­da­łem cię tyl­ko na zdję­ciach w jego te­le­fo­nie. Oczy­wi­ście mia­łaś wte­dy na so­bie znacz­nie mniej ciu­chów.

Spur­pu­ro­wia­ła. Arek chy­ba nie... on chy­ba nie... – my­śla­ła z prze­ra­że­niem, ale mina nie­pro­szo­ne­go go­ścia mó­wi­ła, że jed­nak tak. Jej były po­ka­zał swo­je­mu kum­plo­wi zdję­cia. Na­gie zdję­cia. Pa­mię­ta­ła awan­tu­rę, któ­rą mu zro­bi­ła, kie­dy się zo­rien­to­wa­ła, że ją fo­to­gra­fu­je. Na­tych­miast ka­za­ła mu je usu­nąć i za­rze­kał się, że to zro­bił. Wi­docz­nie coś so­bie zo­sta­wił na pa­miąt­kę. Świ­nia!

– Pro­szę wyjść – wy­ce­dzi­ła, trzę­sąc się ze zde­ner­wo­wa­nia. – Ju­tro się wy­pro­wa­dzę.

Naj­wy­żej weź­mie po­życz­kę stu­denc­ką. To po­zwo­li jej prze­trwać, za­nim znaj­dzie pra­cę. Ju­tro za­cznie dzwo­nić po ko­le­żan­kach z roku, może któ­raś coś sły­sza­ła o wol­nych po­ko­jach. Albo przy­naj­mniej za­pew­ni jej dach nad gło­wą przez dzień, dwa.

Pod­niósł ką­cik ust w krzy­wym uśmiesz­ku. Do­bie­gał chy­ba czter­dziest­ki, ale wciąż nie­źle się pre­zen­to­wał. Jed­nak jej ko­ja­rzył się przede wszyst­kim z za­gro­że­niem, kie­dy tak wbi­jał spoj­rze­nie w blu­zę, pod któ­rą ko­ły­sa­ły się jej po­zba­wio­ne sta­ni­ka pier­si. W obron­nym ge­ście skrzy­żo­wa­ła przed sobą ra­mio­na, za­kłó­ca­jąc mu wi­dok.

– Po co te ner­wy? Wiem, że nie­ła­two się po­zbie­rać po utra­cie spon­so­ra, ale ja je­stem wię­cej niż chęt­ny, aby go za­stą­pić. Co praw­da mój kum­pel jest młod­szy, lecz za­pew­niam, że bez pro­ble­mu dasz radę za­ro­bić na utrzy­ma­nie. Nie mam węża w kie­sze­ni, więc prze­stań się bo­czyć, jak­bym ci krzyw­dę ro­bił. Arek co praw­da wspo­mi­nał, że lu­bisz gier­ki, ale ja pre­fe­ru­ję czy­sty układ. Bez nie­do­mó­wień. Dziś się śpie­szę, zresz­tą mu­sisz jesz­cze zro­bić ba­da­nia, bo nie je­stem pe­wien, czy tyl­ko mo­je­go kum­pla tu­taj przyj­mo­wa­łaś. Niby miał cię na wy­łącz­ność, ale w tych spra­wach na­le­ży za­cho­wać ostroż­ność. Nie chcę zła­pać cze­goś brzyd­kie­go, sama ro­zu­miesz. Z góry za­po­wia­dam, że nie lu­bię się dzie­lić i je­śli ja­kiś gno­jek wej­dzie na mój te­ren, to się z nim po­li­czę. A te­raz ścią­gaj te dre­sy. Dziś ocze­ku­ję przy­naj­mniej pre­zen­ta­cji to­wa­ru.

Może w taki spo­sób za­cho­wy­wa­li się na­dzia­ni fa­ce­ci, ale ona ode­bra­ła kum­pla Arka jako wy­jąt­ko­we­go cha­ma. Jej były na­zwał się jej spon­so­rem, ale przy nim na­wet przez chwi­lę nie po­czu­ła się tak jak w tej chwi­li. Jak dziw­ka.

Prze­łknę­ła śli­nę i po­wo­li od­su­nę­ła ręce od pier­si. Obcy ode­rwał się od opar­cia i po­chy­lił do przo­du. Uśmiech­nął się sze­rzej. Był go­to­wy na show.

Roz­dział pierw­szy

Otwo­rzy­ła oczy i przez chwi­lę zdez­o­rien­to­wa­na roz­glą­da­ła się po po­ko­ju. Bia­łe ścia­ny, zdję­cie je­zio­ra i po­je­dyn­cze łóż­ko zu­peł­nie nie przy­po­mi­na­ły za­gra­co­nej sy­pial­ni w domu pra­bab­ci. Jej wzrok spo­czął na opa­li­zu­ją­cej fio­le­to­wej wa­liz­ce i na­tych­miast so­bie przy­po­mnia­ła, dla­cze­go się zna­la­zła w po­ko­ju na pod­da­szu pen­sjo­na­tu. Wczo­raj do jej domu we­szła eki­pa re­mon­to­wa i Łu­kasz za­pro­po­no­wał, aby nie plą­ta­ła się im pod no­ga­mi.

– Po­szu­kaj lo­kum u Alek­sa w pen­sjo­na­cie, a dom zo­staw pro­fe­sjo­na­li­stom.

Gdy­by taki tekst rzu­cił kto inny, bły­ska­wicz­nie by się prze­ko­nał, że w jej drob­nym cie­le tkwi bo­jo­wy duch. Nie­na­wi­dzi­ła pro­tek­cjo­nal­no­ści. Jed­nak Łu­kasz miał w jed­nym ra­cję. Jej wie­dza na te­mat re­mon­tów ogra­ni­cza­ła się do po­kry­cia ścian far­bą. A opu­ści­ła dom, po­nie­waż ufa­ła chło­pa­kom z Za­bo­rza. Zna­li się na ro­bo­cie, a ona nie za­mie­rza­ła im prze­szka­dzać. Poza tym, ina­czej niż w wy­pad­ku ob­cych fa­chow­ców, po re­mon­cie przez jej dom przej­dzie praw­dzi­wa pro­ce­sja mam i babć, któ­re od­bio­rą ro­bo­tę. Każ­dy z męż­czyzn zda­wał so­bie spra­wę, że czuj­nym oczom ma­tron nie uj­dzie żad­na fu­szer­ka.

Nie wie­dzia­ła, jak to wy­glą­da­ło gdzie in­dziej, ale w Za­bo­rzu da­wa­li z sie­bie wszyst­ko. Na wszel­ki wy­pa­dek. Nikt nie chciał zo­stać po­trak­to­wa­ny jak Kuba Zię­ba­ła, któ­ry do­stał w łe­pe­ty­nę przy kum­plach, bo w domu ku­zyn­ki swo­jej bab­ci zo­sta­wił za­bru­dzo­ne fugi. Po­tem pa­no­wie szczo­tecz­ką do zę­bów usu­wa­li wszel­kie nie­do­sko­na­ło­ści. Pil­no­wa­ła ich cię­żar­na ku­zyn­ka Kuby, Ania, któ­ra z wy­so­ko­ści swo­je­go fo­te­la wska­zy­wa­ła pac­ką na mu­chy ko­lej­ne miej­sca wy­ma­ga­ją­ce ich na­tych­mia­sto­wej uwa­gi. Kie­dy star­sze pa­nie wró­ci­ły z ogro­du, jesz­cze raz ode­bra­ły pra­cę i po­gra­tu­lo­wa­ły świet­nej ro­bo­ty... Ance.

To­też kie­dy przy­je­chał Aleks, żeby prze­trans­por­to­wać jej wa­liz­kę do pen­sjo­na­tu, nie pro­te­sto­wa­ła. Prze­by­wa­nie w domu, w któ­rym wła­śnie roz­wa­la­ne są ścia­ny i pa­nu­je nie­mi­ło­sier­ny ha­łas, nie na­le­ży do przy­jem­no­ści. U mat­ki za­ję­tej ostat­nią mi­ło­ścią jej ży­cia za­trzy­mać się nie mo­gła. Przy­ja­ciel zda­wał so­bie spra­wę z jej sy­tu­acji ro­dzin­nej, więc kie­dy za­pro­po­no­wał, aby za­trzy­ma­ła się w pen­sjo­na­cie, z ulgą przy­ję­ła jego za­pro­sze­nie. Po­dzię­ko­wa­ła Alek­so­wi za pro­po­zy­cję pod­wie­zie­nia, za­mie­rza­jąc prze­je­chać się na ro­we­rze, ostrze­gła chłop­ców, aby nie szar­żo­wa­li z jej dom­kiem, i z lek­kim nie­po­ko­jem w ser­cu wy­ru­szy­ła w stro­nę Je­sio­no­we­go Za­kąt­ka.

Na­wet nie zdą­ży­ła otwo­rzyć wa­liz­ki, kie­dy roz­le­gło się pu­ka­nie do po­ko­ju. Za drzwia­mi sta­li Ka­ro­la z wi­nem i Aleks z tacą, na któ­rej znaj­do­wa­ła się góra je­dze­nia. To ko­lej­ny plus miesz­ka­nia w pen­sjo­na­cie, po­my­śla­ła, sze­ro­ko otwie­ra­jąc drzwi. Sta­ły do­stęp do pysz­ne­go je­dze­nia. To jed­nak był rów­nież mi­nus, po­nie­waż za­war­tość tej tacy po­sze­rzy jej ob­wód w bio­drach o do­dat­ko­we cen­ty­me­try. Mia­ła jed­nak za sła­bą wolę, aby oprzeć się obłęd­nie pach­ną­cej po­ku­sie. Na­stęp­ne­go dnia była so­bo­ta, a to ozna­cza­ło, że może się wy­spać. Albo... znów zde­cy­do­wać się na bie­ga­nie. I to chy­ba bę­dzie naj­roz­sąd­niej­sze wyj­ście. Aleks nie­dłu­go po tym wy­szedł, a ona z Ka­ro­lą sie­dzia­ły do póź­na, ra­cząc się wi­nem. Nim Karo chwiej­nym kro­kiem ru­szy­ła do po­ko­ju obok, roz­pra­wi­ły się za­rów­no z za­war­to­ścią tacy, jak i bu­tel­ki.

Nic dziw­ne­go, że na­stęp­ne­go dna czu­ła się lek­ko zdez­o­rien­to­wa­na oto­cze­niem. To już nie te lata, kie­dy mo­gła się ba­wić przy al­ko­ho­lu do bia­łe­go rana, a po­tem wstać rześ­ka ni­czym czy­żyk na wio­snę. Skrzy­wi­ła się lek­ko, przy­po­mniaw­szy so­bie wie­czor­ne po­sta­no­wie­nie, jed­nak sta­now­czo od­rzu­ci­ła koł­drę. Od­mó­wie­nie so­bie je­dze­nia w pen­sjo­na­cie sta­no­wi­ło ekwi­wa­lent śre­dnio­wiecz­nych tor­tur, a prze­ciw­ko temu Maj­ka pro­te­sto­wa­ła całą sobą. Po­zo­sta­wa­ło spa­le­nie nad­mia­ro­wych ka­lo­rii.

Z wa­liz­ki wy­grze­ba­ła leg­gin­sy i lek­ki top, któ­ry miał za­stą­pić jej sta­nik. Na nie­go po chwi­li wa­ha­nia do­dat­ko­wo na­rzu­ci­ła luź­ny T-shirt. Praw­do­po­dob­nie zo­ba­czą ją tyl­ko za­miesz­ku­ją­ce po­bli­skie lasy zwie­rzę­ta, ale jej nie­skrę­po­wa­ne mi­secz­ka­mi sta­ni­ka pier­si pod­czas bie­gu żyły wła­snym ży­ciem. Cza­sem prze­kli­na­ła swój biust, któ­ry przy jej drob­nej bu­do­wie wy­da­wał się zbyt duży. Chęt­nie od­da­ła­by to cięż­kie dia­bel­stwo za moż­li­wość zmiesz­cze­nia się w mi­secz­kę B. Wiel­kie pier­si są zde­cy­do­wa­nie prze­re­kla­mo­wa­ne, nie wspo­mi­na­jąc, że pod ko­niec spę­dzo­ne­go ak­tyw­nie dnia po­wo­do­wa­ły ból ple­ców. Gdy­by tak bar­dzo nie bała się skal­pe­la, praw­do­po­dob­nie zde­cy­do­wa­ła­by się na ich zmniej­sze­nie. Bez wzglę­du na to, co miał­by do po­wie­dze­nia ewen­tu­al­ny part­ner. To osta­tecz­nie było jej cia­ło. Nie za­mie­rza­ła po­zwo­lić, aby w przy­szło­ści ja­ki­kol­wiek fa­cet wy­wie­rał na nią pre­sję.

Zbie­gła ze scho­dów, li­cząc na to, że nie spo­tka żad­ne­go z im­pre­zo­wi­czów sie­dzą­cych wczo­raj do póź­na na ta­ra­sie. Nie prze­pa­da­ła za męż­czy­zna­mi, któ­rzy z dala od domu świę­to­wa­li ostat­nie chwi­le ka­wa­ler­skie­go ży­cia. Nie­raz sły­sza­ła od nich nie­dwu­znacz­ne pro­po­zy­cje. Na szczę­ście gru­pa dzi­siaj mia­ła się wy­mel­do­wać, więc nie gro­zi­ły jej już ewen­tu­al­ne za­czep­ki. Dla­cze­go fa­ce­ci po jed­nym rzu­cie oka na jej fi­gu­rę do­cho­dzi­li do wnio­sku, że jest ła­twa? Pra­cę w szko­le pod­sta­wo­wej ce­ni­ła so­bie mię­dzy in­ny­mi dla­te­go, że dla dzie­ci po pro­stu była na­uczy­ciel­ką, ni­kim wię­cej, i to spra­wia­ło, że czu­ła się wśród nich tak swo­bod­nie. Luź­ne bluz­ki, któ­re no­si­ła na lek­cjach, za­ła­twia­ły spra­wę. Na­sto­lat­ka po­tra­fi­ła­by też od razu usa­dzić, ale w kon­tak­tach z męż­czy­zna­mi mia­ła już pro­blem. Dla­te­go tak lu­bi­ła Za­bo­rze. Zna­ła wszyst­kich tu­tej­szych fa­ce­tów od cza­sów pia­skow­ni­cy.

Za­śmia­ła się, wspo­mi­na­jąc wspól­ne dzie­ciń­stwo z człon­ka­mi eki­py re­mon­to­wej. Tak się zło­ży­ło, że w jej rocz­ni­ku i kil­ku po­przed­nich do­mi­no­wa­li chłop­cy. Kubę na przy­kład po­bi­ła grab­ka­mi, kie­dy za­brał jej wia­der­ko. Wca­le się nie bro­nił, na­uczo­ny w domu, że dziew­czy­nek się nie bije. Po­zwo­lił­by się da­lej tłuc, gdy­by nie in­ter­wen­cja trzy lata star­sze­go od niej Grześ­ka, któ­ry po pro­stu wy­rwał jej nie­szczę­sne grab­ki z dło­ni, nim zdo­ła­ła po­waż­niej uszko­dzić przy­ja­cie­la. Nic dziw­ne­go, że kie­dy do­rósł, zo­stał po­li­cjan­tem. Pia­skow­ni­ca na po­dwór­ku Ro­siń­skich, w któ­rej do­ka­zy­wa­ły ko­lej­ne rocz­ni­ki za­bo­rzą­tek, w ubie­głym roku prze­szła na eme­ry­tu­rę. Szko­da...

Bie­gła po­bo­czem pro­wa­dzą­cej do osa­dy szu­tro­wej dro­gi, kie­dy po­ja­wi­ły się pierw­sze ozna­ki zmę­cze­nia. Zer­k­nę­ła na ze­ga­rek, któ­ry na ostat­nią Gwiazd­kę otrzy­ma­ła od mamy, i skon­tro­lo­wa­ła puls. Był za wy­so­ki jak na dość spo­koj­ne tem­po, w któ­rym bie­gła. Zde­cy­do­wa­nie zbyt dłu­go od­kła­da­ła ćwi­cze­nia i stra­ci­ła for­mę. Kie­dy obok niej za­trzy­mał się sa­mo­chód Heń­ka Bru­skie­go, a kie­row­ca za­pro­po­no­wał jej pod­wóz­kę, od­krzyk­nę­ła, że dzię­ku­je.

– Mar­nie wy­glą­dasz, Ma­jecz­ko – rzu­cił męż­czy­zna, po czym za­mknął okno od stro­ny pa­sa­że­ra i od­je­chał.

Wte­dy stwier­dzi­ła, że pora zbiec z ru­chli­wej tra­sy. Nie ży­czy­ła so­bie zo­stać obiek­tem plo­tek, cho­ciaż i tak wieść o tym, jak He­niek chciał jej wy­świad­czyć przy­słu­gę, do­trze za ja­kieś pięć mi­nut do uszu jego żony, Ju­lii. Resz­ta była tyl­ko kwe­stią cza­su. Naj­da­lej za dwie go­dzi­ny więk­szość miesz­kań­ców osa­dy do­wie się, że Maj­ka znów usi­łu­je schud­nąć. Już wy­obra­ża­ła so­bie ko­men­ta­rze i do­bre rady star­szy­zny, któ­re sta­ra­ła się przyj­mo­wać z uśmie­chem, na­wet je­śli w środ­ku ją bo­la­ły. Kie­dy ostat­nio za­czę­ła bie­gać, Wan­da Ro­siń­ska za­pro­po­no­wa­ła, aby wy­ko­ny­wa­ła ćwi­cze­nia w tan­de­mie. Naj­le­piej w to­wa­rzy­stwie któ­re­goś z chłop­ców z osa­dy, któ­rzy, ku utra­pie­niu star­szych miesz­kań­ców, nie gar­nę­li się do że­niacz­ki. Nie­pla­no­wa­na cią­ża by­ła­by prze­cież ide­al­nym pre­tek­stem, aby wy­wrzeć pre­sję na ja­kie­goś de­li­kwen­ta. A może tym ra­zem jej się uda? Więk­szość sta­rusz­ków eks­cy­to­wa­ła się związ­kiem Ka­ro­li i Alek­sa. Zwłasz­cza kie­dy wy­szło na jaw, że Ka­ro­la jest spo­krew­nio­na z Maj­ką, co czy­ni­ło z niej pra­wie tu­tej­szą. Ostat­nio za­kła­da­li się, kie­dy naj­now­sza miesz­kan­ka Za­bo­rza za­cznie cho­dzić z brzu­chem. Co we­dług tu­tej­szych stan­dar­dów ozna­cza­ło po­śpiesz­ne we­se­le.

Cie­ka­we, co po­wie Ka­ro­la, kie­dy się do­wie, że to Do­ro­ta po­sta­wi­ła na naj­mniej od­le­głą w cza­sie datę. Nie­ca­łe dzie­więć mie­się­cy. Py­ta­nie, czy to tyl­ko po­boż­ne ży­cze­nia, czy wia­do­mość z pierw­szej ręki. Wes­tchnę­ła i ro­zej­rza­ła się.

Wła­śnie do­bie­ga­ła do ła­god­ne­go za­krę­tu. Nie­da­le­ko roz­po­czy­na­ła się ścież­ka pro­wa­dzą­ca do Pie­kiel­ne­go Dwo­ru. Prak­tycz­nie nikt nie za­pusz­czał się w jego oko­li­ce, więc zde­cy­do­wa­ła się go okrą­żyć i do­biec do osa­dy. Przy oka­zji zaj­rzy do domu i upew­ni się, czy jesz­cze stoi. Na­pi­je się wody i wró­ci do pen­sjo­na­tu rów­nież przez las.

Je­dy­ny mi­nus to ro­sną­ce wo­kół za­bu­do­wań po­krzy­wy, ale ja­koś je prze­bo­le­je. Naj­wy­żej nie bę­dzie na­rze­kać na reu­ma­tyzm na sta­re lata. Bły­ska­wicz­nie się zde­cy­do­wa­ła i skrę­ci­ła w za­sło­nię­tą po­tęż­nym krze­wem ście­ży­nę. Le­piej znik­nąć za­bo­rza­nom z ra­da­ru przy­naj­mniej na chwi­lę.

Wi­dać było, że ze ścież­ki ko­rzy­sta­ły przede wszyst­kim zwie­rzę­ta. Z roku na rok sze­ro­ka nie­gdyś ale­ja ro­bi­ła się co­raz węż­sza. Być może za parę lat zu­peł­nie za­ro­śnie ją tra­wa i w koń­cu tyl­ko naj­star­si miesz­kań­cy będą wie­dzieć, do­kąd nie­gdyś pro­wa­dzi­ła. Pew­nie mat­ki na­dal będą stra­szyć swo­je dzie­ci miesz­ka­ją­cym we dwo­rze dia­błem. W koń­cu na­zwa zo­bo­wią­zu­je. Maję w dzie­ciń­stwie, po­dob­nie jak jej ró­wie­śni­ków, fa­scy­no­wa­ła aura ta­jem­ni­czo­ści, któ­ra ota­cza­ła roz­pa­da­ją­ce się dwo­rzysz­cze. Fakt, że przy każ­dym py­ta­niu do­ty­czą­cym tego miej­sca do­ro­śli na­bie­ra­li wody w usta, jesz­cze wzma­gał cie­ka­wość naj­młod­szych. Ro­dzi­ce jej, a tak­że jej ko­le­gów, wie­dzie­li rów­nie mało. A ci, któ­rzy mo­gli­by udzie­lić ja­kich­kol­wiek rze­tel­nych in­for­ma­cji, spo­czy­wa­li już w gro­bach. I z przy­czyn oczy­wi­stych mil­cze­li. Ko­lej­ne po­ko­le­nia co­raz mniej in­te­re­so­wa­ły się ukry­tą w le­sie po­sia­dło­ścią, któ­ra po­wo­li nisz­cza­ła. Za to sta­le roz­wi­ja­ła się ota­cza­ją­ca ją le­gen­da.

Do przy­jaz­du Ka­ro­li Maj­ka prak­tycz­nie nie roz­my­śla­ła o dwo­rze. Po­dej­rze­wa­ła, że dzia­ło się tam coś nie­do­bre­go w cza­sie woj­ny i dla­te­go miej­sce zo­sta­ło ska­za­ne na za­po­mnie­nie. Mia­ła jed­nak dość in­nych pro­ble­mów i nie za­sta­na­wia­ła się nad tak od­le­głą prze­szło­ścią. Uwa­ża­ła przy tym, że mury, w prze­ci­wień­stwie do lu­dzi, nie po­tra­fią krzyw­dzić. No, chy­ba że ktoś wcho­dził tam, gdzie mo­gły się osu­nąć. Wte­dy jed­nak, we­dług Maj­ki, cie­kaw­ski sam so­bie był wi­nien, gdy ce­gła zle­cia­ła mu na gło­wę. Jej na­sta­wie­nie zmie­ni­ło się tego lata. W pa­mięt­ni­ku pra­bab­ci, któ­ry prze­czy­ta­ła Ka­ro­la, na­tra­fi­ły na wzmian­ki do­ty­czą­ce Pie­kiel­ne­go Dwo­ru. Po raz pierw­szy zo­sta­ła uchy­lo­na furt­ka pro­wa­dzą­ca do roz­wią­za­nia za­gad­ki.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu peł­nej wer­sji książ­ki