Sny o pociągach - Johnson Denis - ebook + książka

Sny o pociągach ebook

Johnson Denis

4,8
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Pierwsza połowa XX wieku, góry w Idaho. Robert Grainier, prosty, wrażliwy i nieco przesądny robotnik, wynajmuje się do budowy linii kolejowych, naprawy mostów czy robót w lesie. Do pracy jeździ, kiedy praca jest, do domu wraca, gdy kończą się tygodnie znoju. Ten rytm przerywa tragedia – ogień trawi dom, giną ukochane żona i córeczka.

Choć początkowo Robert nie może znaleźć ukojenia, z czasem na zgliszczach przeszłości, w pionierskim duchu swoich czasów, zaczyna budować przyszłość. A wszystko to w nieoczywistym i barwnym świecie amerykańsko-kanadyjskiego pogranicza, gdzie sen miesza się z jawą, duchy wkraczają w sprawy żywych, wilki oswajają ludzi, a samotnicze życie staje się receptą na tęsknotę za tym, co utracone.

Piękny język, niezwykła empatia i wyjątkowa umiejętność uchwycenia paradoksów natury ludzkiej – Denis Johnson to bez wątpienia jeden z najwybitniejszych amerykańskich prozaików. Jego Sny o pociągach są metaforyczną i intymną opowieścią o stracie i samotności oraz o trudach godzenia się z upływającym czasem.

Książka znalazła się w finale Nagrody Pulitzera oraz została uznana za jeden z najlepszych tytułów 2011 roku przez „The New York Times”, „Esquire”, „The New Yorker” i „Los Angeles Times”.

„W ciągu ostatnich lat kilkukrotnie przeczytałem „Sny o pociągach” i uważam, że absolutnie nie straciły swojej mocy. A jednak mało kto je zna, mało kto przeczytał. Pisarze, którzy kochają i wykładają twórczości Denisa Johnsona, nie zawsze znają ten utwór. Studenci, którzy pisali prace dyplomowe pełne niemal narkotycznych peanów na cześć zbioru opowiadań Johnsona „Syn Jezusa”, rzadko o „Snach o pociągach” słyszeli. Tak więc z ogromną przyjemnością oznajmiam wam, że ta niewielka opowieść jest wreszcie autonomiczną książką oprawioną we własną okładkę, możliwą do odnalezienia bez najmniejszego trudu. I z wyraźną pieczęcią: oto rzecz warta poznania! […] „Sny o pociągach” przeczytać po prostu trzeba. Zatem śmiało – czytajcie.” Anthony Doerr, „The New York Times”

„Książka ta delikatnie i pięknie stawia głębokie pytanie o sens ludzkiego życia – czy koszty, jakie niesie ze sobą istnienie społeczeństwa i tak zwanej cywilizacji, nie są po prostu zbyt wysokie?” Alan Warner, „The Guardian”

„Cudowny, wizjonerski pierwiastek pięknie wybrzmiewa pośród pozornie brutalnego realizmu Johnsona. Twarde zdania oznajmujące drzemią gotowe, by nagle rozbłysnąć liryzmem; świat przyrody bada się tu i opisuje, by przekształcić go i przeobrazić. Zacząłem czytać „Sny o pociągach” ze sporą podejrzliwością, która w trakcie lektury ustępowała jednak podziwowi wobec szczerości i uczciwości tej opowieści.” James Wood, „The New Yorker”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 101

Data ważności licencji: 10/20/2030

Oceny
4,8 (5 ocen)
4
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Tytuł oryginału angielskiego Train Dreams

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl

Fotografia na okładce © Netflix 2025. Used with permission

Copyright © 2002 by Denis Johnson

Published by arrangement with Farrar, Straus and Giroux, New York

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2021

Copyright © for the Polish translation by Tomasz S. Gałązka, 2021

Opieka redakcyjna Tomasz Zając

Redakcja Ewa Polańska

Korekta Karolina Górniak-Prasnal, Katarzyna Rycko

Skład Alicja Listwan / d2d.pl

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8396-230-6

Dla Cindy Lee na wieki

1

Latem roku 1917 w północnej wypustce stanu Idaho Robert Grainier uczestniczył w próbie uśmiercenia chińskiego robotnika przyłapanego na kradzieży z magazynów Kolei Międzynarodowej Spokane (a przynajmniej o nią oskarżonego).

Trzech chłopa z ekipy torowej obezwładniło złodzieja, powlekło go długim stokiem ku mostowi, budowanemu właśnie pięćdziesiąt stóp nad nurtem rzeki Moyea. Z Chiniaka płynął nieprzerwany, wezbrany potok śpiewnych słów. A szarpał się, a wił, jak kuna w worku, i jednym wolnym kułakiem tłukł za siebie, w tego, co go taszczył za kark. Grainier, kiedy mijała go ta gromadka, zauważył, że słabo sobie radzą, więc przyszedł im z pomocą i wyszło tak, że zaraz trzymał bosą stopę winowajcy. Naprzeciwko siebie miał pana Searsa z kierownictwa Kolei Międzynarodowej, który bez większego pożytku podtrzymywał złapanego pod pachą i jako jedyny, jeśli nie liczyć niepojmowalnego Chiniaka, odzywał się podczas tego odcinka trasy, na którym musieli się najbardziej wytężyć: „Ech, chłopaki, niech mnie diabli, jeśli uda się nam wgramolić na ten nasyp!”. Czyli mamy go wlec aż tam na górę? – chciał zapytać Grainier, ale doszedł do wniosku, że lepiej oszczędzać dech na szarpaninę. Sears zaśmiał się raz, twarz miał pobladłą z wysiłku i ze zgrozy. Wyłożyli się raz wszyscy, padli w piach, wstali, znów padli, Chiniak zawzięcie mielił ozorem, ich czterech nastraszył tak, że cokolwiek zamyślali mu zrobić na początku, teraz już musiał się rozstać z życiem. Nic innego by ich nie zadowoliło, musieli go zrzucić z przęsła.

Zrównali się z grupą innych, było ich ze dwunastu, zrobili sobie pod palącym słońcem przerwę, żeby oprzeć się na narzędziach, otrzeć pot, popatrzeć, co to się wyrabia. Grainier ściskał zrogowaciałą stopę Chiniaka, jakby dostał skurczu w dłoni, sam się zastanawiał, co tu robi, kiedy ten, co trzymał drugą nogę, nagle puścił, klapnął w piach i siedział, dysząc – jeszcze zarobił kopa w oko, zanim Grainier zdążył poskromić wierzgającą swobodnie kończynę.

– Przecież to było tylko dla żartu. Dla żartu – powiedział ten siedzący w piachu, po czym zwrócił się do kolegi: – Dajmy już spokój, Jelu Toomisie, no jak to tak.

– Jak mam go puścić – odparł pan Toomis – jak go za kark capnąłem? – I parsknął śmiechem, choć twarz przez chwilę miał zmąconą dezorientacją.

– No, ja tam go trzymam! – krzyknął Grainier, mocniej zaciskając dłonie na stopach tego małego czorta. – Trzymam drania i na mnie możecie liczyć!

Grupa egzekucyjna dotarła na środek ostatniego ukończonego przęsła, sześćdziesiąt stóp nad bystrzynami. Robili, co mogli, żeby zrzucić Chiniaka w wodę. On jednak przechytrzył ich, najpierw czepiał się ich rąk i nóg, łzawo mamląc coś po swojemu, po czym nagle puścił, jedną dłonią chwytając belkę za sobą. Bez problemu rozpędził kopniakami tych, co go tam zaciągnęli, tym łatwiej, że sami chcieli się go pozbyć, po czym przerzucił się za barierkę i zawisł w powietrzu, ręka za ręką przenosząc się nad rzeką po szkieletowej konstrukcji następnego przęsła. Wtedy nadbiegł kolega Toomisa i balansując na belce, próbował kopać Chiniaka po palcach. On jednak jak akrobata cyrkowy zeskakiwał na kolejne, coraz niższe legary kratowej konstrukcji. Paru chłopaków z ekipy roboczej kibicowało uciekinierowi, inni, choć nie do końca wiedzieli, co tam przeskrobał, wrzeszczeli, że trzeba drania powstrzymać. Pan Sears z kabury przy pasie wyciągnął wielki, stary, czterostrzałowy rewolwer na proch czarny i wypalił wszystkie naboje, bez skutku. Chiniak zdążył już zniknąć.

Maszerując do domu po tym zajściu, Grainier odbił z drogi o dwie mile, zawadził o sklep w wiosce Meadow Creek przy linii kolejowej, żeby dla żony Gladys i córeczki Kate kupić butelkę tynktury z korzenia kolcorośli od firmy Hood. Zgrzał się, jak przez las szedł pod górę do swojej chaty, więc zanim pokonał ostatnią milę, zatrzymał się na kąpiel w rzece Moyea, kawałek w górę nurtu od wsi, gdzie koryto było głębsze.

Był sobotni wieczór, więc wielu chłopaków z ekipy torowej z Meadow Creek zebrało się w tym miejscu, przygotowując się na zabawę – kąpali się w ubraniach, a potem siadali na skałach, żeby wyschnąć, zanim ostatnie promienie słońca przestaną zaglądać do kanionu. Zostawiali na brzegu buty i kalosze, powoli wchodzili, aż woda sięgała im do ramion, darli się i chlapali. Niejeden sączył już whiskey z flaszki, walcząc z dreszczami po ablucjach. Tu i ówdzie nad wodę wystawało tylko ramię, dłoń zaciśnięta na nędznym kapeluszu – znak, że ktoś mył włosy. Grainier nie zauważył nikogo znajomego, trzymał się na uboczu, nie spuszczał oka ze swoich kaloszy i butelki tynktury.

Idąc do domu w gęstniejącym mroku, wszędzie prawie natykał się na Chiniaka. Chiniak na drodze. Chiniak wśród drzew. Chiniak kroczący cicho, z dłońmi zwisającymi ze sznurowatych ramion. Chiniak tanecznym, pajęczym ruchem wyskakujący z potoku.

Dał żonie tynkturę. Gladys siedziała w łóżku przy westfalce, karmiła piersią małą – rozłożył ją atak kataru siennego. Bez problemu pokonałaby słabość, zrobiła pranie, oporządziła ziemniaki i pstrąga na kolację, ale wprowadzili zwyczaj, że z bolącą głową i zapchanym nosem mogła sobie poleżeć, dostawała flaszkę czy dwie słodkawego napoju od Hooda i miała wolne od zajęć domowych. Córeczka Grainiera wyglądała na dotkniętą tą samą przypadłością. Oczy miała troszkę zaropiałe, gdy siorbała i sapała przy piersi matki, z nosa wydychała wahadełka smarków. Kate miała cztery miesiące, wciąż była kompletnie łysa. Wydawało się, że nie poznaje taty. Taki katarek nie był dla niej groźny, chyba że przeszedłby w kaszel.

Grainier stał przy stole w jednoizbowej chacie, zdjęty niepokojem. Był pewien, że kiedy wlekli tego Chiniaka, ten rzucił na nich jakąś potężną klątwę, która mogła się skończyć każdym paskudztwem. Młody Grainier, choć teraz nie potrafił pojąć szału owego popołudnia, choć zdumiewała go przemoc, której dał się ponieść jak ziarnko na wietrze, wciąż żałował, że nie zatłukli tego Chiniaka, zanim ich nie wziął i przeklął.

Usiadł na skraju łóżka.

– Dziękuję, Bob – powiedziała mu żona.

– Dobra nalewka?

– Bardzo dobra. Dzięki, Bob.

– Jak myślisz, nasza mała czuje ją w twoim cycusiu?

– No pewnie, że tak.

Często po nocy słyszeli, jak pociąg linii Kolei Międzynarodowej Spokane w drodze na północ mija Meadow Creek, dwie mile w dół wąwozu. Tym razem także obudził go daleki gwizdek. Ocknął się na sienniku, bez Gladys.

Siedziała przy Kate, na ławeczce obok westfalki – ze ścian garnka zdrapywała wystygłą owsiankę i dawała ją małej do zessania z opuszka palca.

– Gladys, jak myślisz, ile ona już rozumie? Tak mniej więcej jak szczeniaczek?

– Szczeniak wyżyje już sam, kiedy tylko suka odstawi go od cycka – odparła.

Czekał, aż wyjaśni, o co jej dokładnie chodzi. Często wyprzedzała go myślami.

– Ludzkie dziecko tak nie może – podjęła – nie da rady samo żyć, kiedy matka już je odstawi. Pies wie więcej niż niemowlak, póki dziecko nie nauczy się słów. I to nie jakichś paru słów. Pies chowany w domu też zna trochę słów, tyle co i niemowlak.

– Ile słów, Gladys?

– No wiesz, jak mu każesz robić sztuczki, dajesz polecenia.

– Ale powiedz parę takich słów, Glad. – Było ciemno, chciał wciąż słyszeć jej głos.

– Wiesz, przynieś, i chodź, i siad, i leż, i zostaw. Co tylko umie zrobić, to zna komendę.

W mroku czuł, że oczy córki zwróciły się ku niemu, jak u zaszczutego zwierza. To tylko własne myśli go mamiły, ale po plecach jakby ściekła zimna struga. Zadrżał, podciągnął kołdrę aż pod brodę.

Do końca życia Robert Grainier pamiętał ten właśnie moment z tej dokładnie nocy.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Wydawnictwo Czarne sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Dukielska 83C, 38-300 Gorlice

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

al. Jana Pawła II 45A lok. 56

01-008 Warszawa

Opracowanie publikacji: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 50, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2025

Wydanie II