Odrzucenie - Tulathimutte Tony - ebook + audiobook + książka

Odrzucenie ebook i audiobook

Tulathimutte Tony

0,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

NOMINOWANA DO NATIONAL BOOK AWARD
KSIĄŻKA ROKU „NEW YORK TIMESA”

„Odrzucenie” Tony’ego Tulathimutte’a
 to powieść, która z chirurgiczną precyzją i ostrym jak skalpel humorem ukazuje ludzi zmagających się z samotnością, odrzuceniem oraz wpływem cyfrowego świata – jego zasadami, obsesjami i deformującą siłą, która tylko potęguje poczucie wyobcowania i zniekształca osobowości.

Bohaterowie tej książki nie potrafią nawiązywać trwałych relacji. Zmagają się z seksualnymi frustracjami, kryzysami tożsamości i presją społeczną. Odrzucają innych, zostają odrzuceni – a nierzadko sami siebie. Gdy wydaje się, że nie może być gorzej, autor z ironiczną satysfakcją serwuje im kolejne upokorzenia. Nie oszczędza nikogo – ani ich, ani nas, ani siebie.

To niepokojąca, a jednocześnie przezabawna opowieść – krzywe zwierciadło kultury Internetu i współczesnych relacji. Tulathimutte, niczym Dostojewski epoki Instagrama, pokazuje, jak wspólne urojenia zniekształcają nasze pragnienie bliskości.


„Tulathimutte nie boi się pisać o tym, co najbardziej niepokojące, odrażające i cudownie szalone. Za każdym razem, gdy wydaje ci się, że jego bohaterowie sięgnęli dna, wyciągają łopatę i zaczynają kopać dalej... Pomysłowa i bezwstydna kolekcja opowieści dla chronicznie zalogowanych.”

— Kirkus Reviews

 

„Chorobliwie wciągająca, kąśliwa, w duchu Davida Fostera Wallace’a.”
— Vanity Fair

„Ten mistrz komedii i wirtuoz prozy napisał książkę odważną, oryginalną i bardzo niepokojącą.”
— New York Magazine

„Książka grzeszna, gorsząca i głęboka. ‘Odrzucenie’ przyprawi was o dreszcze.”
— Esquire

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 303

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 42 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Mateusz Kwiecień

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Rejection

Copyright © 2024 by Tony Tulathimutte

All rights reserved

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

Wydanie I, Poznań 2025

Wydawczyni: Monika Długa

Projekt okładki: Ploy Siripant

Zdjęcie na okładce: © Devstock/Shutterstock

Adaptacja projektu okładki: Anna Pol

Redakcja: Piotr Chojnacki

Korekta: Olga Smolec-Kmoch, Jarosław Lipski

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

ISBN: 978-83-8402-834-6

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

Dla Jenny, Alice i Anthony’ego

[…] ale drożsi są ci, którzy odtrącają nas jako niegodnych, gdyż uzupełniają nasze życie; budują przed nami niebo, o jakim nam się nie śniło – i tym sposobem dostarczają nam nowych sił, zaczerpniętych z zakamarków ducha, ponaglając nas do nowych dokonań, na których osiągnięcie nikt się jeszcze nie pokusił.

– RALPH WALDO EMERSON

(przeł. Andrzej Tretiak)

FEMINISTA

Zapytany, gdzie chodził do liceum, lubi się chwalić, że do takiego dla dziewcząt, co jest częściowo prawdą – był jednym z pięciu chłopaków w postępowej prywatnej szkole, która przeszła na koedukację tuż przed tym, jak zaczął w niej naukę. Wtedy pada odpowiedź: No proszę, szczęściarz! Mogłeś wybierać i przebierać! Irytuje go to, bo jest w tym sugestia, że kobiety umawiałyby się z nim tylko z braku innych możliwości – a także dlatego, że w liceum nie spotykał się z żadną dziewczyną (w przedostatniej klasie podkochiwała się w nim jedna pierwszoklasistka, ale nie podobała mu się jej krągła sylwetka, więc uznał, że może dać jej kosza; on sam już wtedy dostał kosza wielokrotnie).

Szkoła zaszczepiła w nim jeśli nie feministyczne wartości jako takie, to przynajmniej wartość feministycznych wartości. W dobrym tonie, a już na pewno normalne, było identyfikowanie się jako osoba aseksualna. On tego nie robił, chociaż myślał, że taka etykietka i tak była lepsza niż „prawiczek”. Jego znajome – bo zadawał się raczej tylko z dziewczynami – mówiły mu, że jest zaskakująco uważny i godny zaufania jak na chłopaka. On zaś z wdzięcznością przyjmował naukę, że lepiej niż słowa „kobieta” jest używać przymiotnika „kobiecy”, że seksizm krzywdzi też mężczyzn – chociaż oczywiście nie w takim stopniu jak kobiety – a niektórzy faceci jedynie udają feministów, żeby w ten sposób zaliczać. Pod koniec liceum był nieco zawstydzony, że jeszcze nigdy się nie całował, ale przecież wiadomo, że prawdziwe randkowanie zaczyna się na studiach, a tam nikt nie będzie znał jego dokonań.

Na studiach zderza się z tajemniczym systemem kodów i zwyczajów rządzących flirtowaniem, przekazywanych podtekstami, które są dla niego równie niedostrzegalne jak promieniowanie ultrafioletowe. Przyswojone w liceum nauki o ciałopozytywności, stereotypach płciowych i pięknie jako konstrukcie kulturowym kazały mu wierzyć, że dorośli nie mają obsesji na punkcie wyglądu. Okazuje się jednak, że jest inaczej, i dotyczy to nawet jego nowych koleżanek, tych samych, które narzekają, że to mężczyźni są płytcy. Zaczyna wątpić, że ma jakiekolwiek szanse w tym wyścigu, wie, że nie jest w stanie konkurować pod względem wzrostu, wagi, siły – i tak dalej. Jak niby ma się komuś spodobać, skoro ma takie wąskie ramiona?

Kobiety, z którymi próbuje się umawiać, oferują mu swoją przyjaźń, więc znowu przyjaźni się głównie z kobietami. W porządku, mają do tego prawo, a przecież wiele związków na początku jest platonicznych – szczególnie w przypadku facetów z wąskimi ramionami. Wkrótce jednak wyłania się schemat. Za pierwszym razem zaskakuje sam siebie, kiedy rzuca na odchodnym: Hej, to pewnie zabrzmi superdziwnie i oczywiście może powiedzieć „nie”, ale ona mu się podoba, więc miałaby ochotę pójść na taką „randkę” randkę? Mówi to swobodnie, naturalnie. Ona odpowiada na to Ojej, a potem zaczyna grać na czas – że nie miała pojęcia, że tak o niej myśli, że nie chce psuć tego, co jest między nimi, robiąc z tego wielkie halo, dlatego uważa, że będzie lepiej, jeśli zostaną tylko… wtedy jej przerywa i zaczyna zapewniać, że to ma sens, tak, totalnie to ma sens, on wie, że przyjaźń to nic gorszego, przeprasza, że był dziwny. Brr!

Prawda?, odpowiada ona, randki są przereklamowane, na studiach i tak nie mają sensu, ona wie, że onwie, że w końcu znajdzie dziewczynę, która będzie na niego zasługiwała, bo przecież jest świetnym facetem, wspaniałym, troskliwym, bystrym, nie jak te kolesie z bractwa w bejsbolówkach założonych daszkiem w bok – on z pewnością o tym wie, a ona to docenia. On dziękuje jej za szczerość, bo świadczy o szacunku, i niech się nie martwi, on wszystko rozumie.

Naprawdę rozumie. Boli go to, ale wie, że dziewczyna, która go odrzuciła, chciała oszczędzić mu przykrości, bo mężczyźni często źle reagują na „twardego kosza”. Dlatego tak go pociesza, aż będzie pewna, że sobie z tym poradzi. On mówi: „Wrrr, znowu przyjaciel!”, wygraża pięściami sufitowi, śmieją się razem, obejmują, a on o świcie wraca na piechotę do siebie.

Kładzie się i wzdycha. Jest przekonany, że wszystko zrobił właściwie, z szacunkiem, ale pochwały od dziewczyny tylko przypominają mu, że żadna z jego rzekomych zalet nie wystarczy, by miał u nich jakąkolwiek szansę, przez co te wszystkie cnoty wydają mu się bezwartościowe. Podejrzewa też, że jej pochlebstwa były… przesadzone, a do tego nieco… protekcjonalne? Przecież gdyby naprawdę nie myślała, że przyjaźń to coś gorszego, nie zaproponowałaby, żeby zostali „tylko” przyjaciółmi. A może przekonując go, by sam sobie dał kosza, po prostu zwalała na niego swoje poczucie winy? Denerwuje go, jak dobrze to zna: znowu to on musi zaakceptować, wybaczyć, tolerować, udawać, że nie jest zraniony i już na nic nie liczy – i znosić ten cały emocjonalny trud, dzięki któremu ratował swoją godność i koił jej sumienie. Ale nie chce zaprzepaścić szans na to, że jednak jeszcze się z nią umówi, bo przecież jej prawem jest także to, że może zmienić zdanie.

Mimo to szanuje jej decyzję. Wstaje, bo czuje potrzebę, by napisać do niej, co o tym myśli, więc kleci długiego mejla z podsumowaniem, odtwarza w nim wszystko, co się wydarzyło od samego początku, zapewniając, że nikt nie jest winny braku chemii między nimi i jeśli trzeba to powiedzieć jasno, to tak, ona mu siępodoba, ale on nie jest jednym z tych udawanych feministów, którzy gdy nie mogą kobiety przelecieć, mieszają ją z błotem, więc przeprasza, jeśli to wszystko brzmi niezręcznie i jest męczące, nie chce przerzucać na nią swojego zakłopotania, on chce tylko uniknąć niedomówień. Naciska „wyślij”.

Po godzinie pisze do niej jeszcze raz. Tak z czystej ciekawości, czy mogłaby napisać mu krótko, dlaczego dała mu kosza? Bardzo by mu to pomogło. Czy to przez wąskie ramiona? Czy to dla niej naprawdę nie do przeskoczenia? Bo on nic na to nie poradzi, przecież ona to wie. Czy zrobił lub powiedział coś niewłaściwego? Bo jeśli tak, to mogą o tym porozmawiać, wyjaśnić wszelkie nieporozumienia. A jeśli nie, to i tak wszystko w porządku, ma nadzieję, że u niej też – i jeśli kiedyś zmieni zdanie, wie, gdzie go szukać!

Biorąc pod uwagę olbrzymi wysiłek, z jakim zdobył się na tak dużą szczerość, to, że nie odpowiedziała tego samego dnia, wydaje mu się niesprawiedliwe, a nawet niegrzeczne. Boi się, że nie otrzyma żadnej odpowiedzi, więc pisze trzeciego mejla, z wyjaśnieniem, że ona wcale nie musi odpisywać, ale jeśli jednak miałaby na to ochotę, on bardzo chętnie pozna jej zdanie. Nieco denerwuje go, że na niego też nie odpisuje, chociaż jednocześnie jest zadowolony, że dał jej taką możliwość. Przynajmniej nie było między nimi żadnych dwuznaczności.

Ten sam scenariusz powtarza się cztery lub pięć razy z innymi kobietami. Później, kiedy opowiada o tym żartobliwie przyjaciółkom, one zapewniają go, że jest intrygujący, bystry, troskliwy i przystojny (choć nigdy nie używają słowa „ciacho”). Zapewniają, że wszystko z nim w porządku. „To bardzo dziwne, że nie masz dziewczyny”, pocieszają go swoim optymizmem, jakby ich doświadczenie w sprawach sercowych czyniło je ekspertkami w kwestii tego, dlaczego on go nie ma. A jednak nie miały doświadczenia braku doświadczenia. Według niego nawet zły związek jest lepszy niż żaden, bo taki przynajmniej przygotowuje na następny, a złamane serce jest romantyczne, jest w nim jakaś godność, podczas gdy odrzucenie oznacza wyłącznie porażkę. Nie licząc przemocy, najgorszym, co mogłoby się przytrafić jego przyjaciółkom, to być na jegomiejscu.

Tak czy inaczej, nie oczekuje współczucia; nie chce go potrzebować. Odrzuciły go już wszystkie przyjaciółki, chociaż nie zawsze wprost: kiedy szedł gdzieś z którąś z nich, często brano go za jej chłopaka – przez chwilę był w siódmym niebie – a one wybuchały śmiechem, czerwieniały i mówiły: „O Jezu, ha, no nie, to by było jak kazirodztwo!”. Ale on wspaniałomyślnie znosi te obelgi, a później, pocieszając się masturbacją, fantazjuje, że uprawia z nimi kazirodczy seks. Czasami sugeruje przyjaciółkom, żeby umówiły go ze swoimi koleżankami, ale z jakiegoś powodu nigdy tego nie robią.

Uznaje, że musi być jakiś inny sposób, by wyróżnić się z tłumu i zwiększyć swoją atrakcyjność. Stawia na osiągnięcia akademickie na kierunku gender studies, licząc, że status i intelekt zwiększą jego powab, ale, tak samo jak w liceum, jest pomijany nawet wśród nielicznych mężczyzn w grupie, poza nią zresztą też, całą uwagę ściągają na siebie bogaci i przystojni faceci z szerokimi ramionami.

Zresztą tym toksycznym i brzydkim też się udaje! Jego przyjaciółki ciągle umawiają się z kolesiami z dziobami na twarzy, z dziwnymi manierami i wątpliwą higieną; ćwokami i beztalenciami, których hobby i preferencje stanowią całe ich osobowości; obleśnymi podrywaczami i przemocowymi gnojami z obsesją kontroli. Nawet gej, z którym mieszkał w akademiku na pierwszym roku, miał dziewczynę w liceum (jeszcze przed coming outem). No dobra, może oni też zasługiwali na miłość – ale czy bardziej niż on? Na imprezie jedna z jego przyjaciółek opowiada, że poprzednią noc spędziła z gościem, który powiedział, że chce z nią tylko spać, potem obudziła się koło pierwszej w nocy, a on sapał i spuszczał się na jej nogę. Kiedy go zwymyślała, on odparł, że „opanowało go zwierzęce pożądanie” i „nie mógł się powstrzymać”. I ona go nie wyrzuciła. „Pewnie i tak za trzy lata weźmiemy ślub”, mówi teraz i przewraca oczami.

Już ma wtrącić, że nie powinna tak siebie deprecjonować i zagłuszać traumy sarkazmem, że to przemoc i nie powinna była przychodzić – ale jest w szoku, bo wszyscy wybuchają śmiechem, ona też. Dołącza, bo myśli, że to może jakieś oczyszczenie, część procesu gojenia ran, chociaż nadal uważa, że to czysta napaść seksualna. A co bardziej dezorientujące, on też próbował zaprosić ją na randkę; czyli co, to już dosłownie gwałciciel jest lepszy od niego? Nadal milczy, kiedy inna jego przyjaciółka mówi: „Mężczyźni są beznadziejni”. Tak, zgoda, rozumie, że chodzi o patriarchat, a nie jego konkretnie – ale dlaczego mówi to przy nim? Przecież on tam stoi. Nie zaliczają go do mężczyzn? Nie chce wyjść na mięczaka ani kwestionować ich osądu lub stawiać siebie w centrum rozmowy, więc mówi: „No tak, jesteśmy totalnie do chrzanu” i umieszcza tę sytuację w grubej teczce niesprawiedliwości, jako polisę ubezpieczeniową, do przywołania jako dowód ich hipokryzji, gdy będą się go czepiały w przyszłości. W głębi serca myśli sobie, że skoro dalej umawiają się z gnojami, to czego się spodziewają?

Kiedy robi później rachunek sumienia, by upewnić się, że jego troska dla straumatyzowanej przyjaciółki jest szczera, pisze do niej: hejka, jeśli chciałabyś pogadać o tym, co się stało, to jestem. albo jeśli wolisz pooglądać śmieciowe seriale! gdzie chcesz, kiedy chcesz!

Nie odpisuje.

Ma już dwadzieścia kilka lat, ciągnie za sobą swoje dziewictwo niczym worek ze zwłokami. Ogląda czasami porno z motywem dominacji, prawdopodobnie dając wyraz zinternalizowanemu seksizmowi, chociaż czytał gdzieś, że pornografia to bezpieczny i zdrowy sposób na poznawanie swoich preferencji, a seksualność ani nie jest wyborem, ani czymś wstydliwym, szczególnie jeśli producenci oferują dobre warunki pracy i opiekę zdrowotną. Jego przyjaciółki myślą tak samo. Nie mówi im, że wyszukuje aktorki podobne do nich, uważa, że to nie szkodzi, to akceptowalne, o ile konsumuje pornografię krytycznie, oddzielając fantazję od rzeczywistości i pamiętając o empatii dla występujących w filmach osób aktorskich.

Bardziej martwi go fizyczna utrata wrażliwości: nie używa lubrykantu, bo wtedy jego współlokatorzy by go usłyszeli. Woli intensywność masturbacji „na sucho”, ale ma poczucie, że tarcie w jakiś sposób niszczy jego psychikę, a do tego prawdopodobnie przytępia zakończenia nerwowe członka. By dać im odpocząć, onanizuje się w prezerwatywie, myśląc o tym, w jaki sposób dotyk – lub jego brak – go wypaczył. Czytał o badaniu przeprowadzonym na małpiątkach, które pokazało, że młode pozbawione w okresie dorastania łagodnego fizycznego kontaktu wyrastały na osobniki zaburzone i chorowite. Trudno mu uwierzyć, że dziewictwo kojarzy się z czystością, skoro dla niego jest jak gnicie, czuje, że jego krew brązowieje, ślina miesza się z ropą, każdy dzień pogrąża go w trądzie. A co z tymi szacownymi dziewicami: Newtonem, Dickinson, Kantem? To co innego, ich czystość była kwestią woli. Wierzyli, że Bóg ich za nią kochał.

Pewnego dnia przy lunchu dwóch kolegów z pracy daje mu nieproszone rady, z radością korzystając z możliwości, by pochwalić się biegłością w sprawach seksu. Jest zbyt szczery, zbyt dostępny, niewystarczająco agresywny – za dużo tego przyjacielskiego gówna, tak mu mówią, zupełnie na poważnie. Przestań być pizdą, to wszystko! Musisz być wyzwaniem, zagadką, którą muszą rozkminić, tak działają ich mózgi, to czysta ewolucja. Dają mu jeszcze absurdalnie konkretne rady o kontakcie wzrokowym i dotykaniu włosów. Naucz się wróżyć z ręki, mówią, dupy to uwielbiają. Wypytują, jak zabiera się do roboty; odpowiada, że najpierw pyta.

– Czekaj, ty pytasz, czy możesz je pocałować? Chłopie – mówi jeden, śmiejąc się i klepiąc go po plecach. – Nie możesz pytać.

Odpowiada ostro, jest rozsierdzony, stanowczo wytyka im, że warunek zgody nie podlega dyskusji, a jeśli z tego żartują – szczególnie jeśli z tego żartują – jest to podręcznikowy przykład kultury gwałtu.

– A z jakiego powodu uważasz, że możesz wypowiadać się za wszystkie kobiety? – pyta jeden z nich z uśmieszkiem. – Przecież też jesteś facetem. Skąd niby wiesz lepiej niż my, co one lubią? Tym bardziej że z nami się umawiają.

On wcale nie mówi za wszystkie kobiety, zaczyna odpowiadać – i jeszcze nie wie, jak skończy, chociaż wie, że ma coś do powiedzenia – on tylko… wypowiada się, jako mężczyzna, przeciwkoinnym mężczyznom szkalującym kobiety.

– No to proszę bardzo – kpi kolega. – Zapytaj swoich przyjaciółek, co myślą.

Pisze długiego mejla, w którym donosi na nich do kadr, a później, już wieczorem, dzwoni do swojej agenderowej osoby przyjacielskiej, będącej też queerową osobą niebiałą. Poznali się w spółdzielni studenckiej, od początku złapali dobry kontakt – także dlatego, że nigdy mu się nie podobało. Powtarza przez telefon to, co mówili jego znajomi z pracy, wypowiadając ich kwestię głosem przygłupa. To obrzydliwe, mówi jego przyjacioło i każe mu przysiąc, że nigdy nie będzie manipulującym gnojem, po czym dodaje, że to całe gadanie o friendzonowaniu to seksistowski chwyt, dzięki któremu przegrywy – ciekawe jacy, myśli sobie – mogą obwiniać kobiety za to, że nie są dla nich pociągający.

Zgadza się i pyta, czy to nie jest tak, że niektórym facetom po prostu brakuje charyzmy i nie są atrakcyjni, i to oni częściej kończą jako przyjaciele?

– Może i tak.

Pyta, czy gierki psychologiczne działają.

– Pewnie, czasami działają, dlatego ludzie ich używają. Ale nigdy nie prowadzą do niczego dobrego.

Nigdy?, dopytuje.

– No dobra, to jest skomplikowane. Niektórzy albo są staromodni, albo miłość myli im się z przemocą. Co nie znaczy, że powinno się to popierać.

Czy to błąd pytać o pozwolenie przed pocałunkiem?

– To bardziej zależy od sposobu zadania pytania.

Pyta, czy większość kobiet woli, gdy facet prosi o zgodę.

– A skąd mam wiedzieć?! Każda jest inna, a do tego to się zmienia. Słuchaj, nie wiem, co chcesz ode mnie wyciągnąć. Przypominam: nie jestem kobietą.

Tak, wie o tym, odpowiada, ale to dla niego ważne, szczególnie jako cisgenderowego, białego, heteroseksualnego mężczyzny. Nie chce zmuszać żadnej kobiety do tłumaczenia mu, jak wygląda świat z jej perspektywy – dlatego też dobrze jest mieć osoby przyjacielskie o różnych tożsamościach płciowych.

Jego przyjacioło odpowiada:

– No tak, chyba masz rację.

Dziękuje za rozmowę o tak późnej porze.

Mimo tej niejednoznacznej rady uzyskanej od queerowej, niebiałej osoby przyjacielskiej decyduje, że zwiększy swoje szanse, jeśli zdobędzie doświadczenie. Wybiera randkowanie online. Kadruje swoje zdjęcia tak, żeby nie było widać wąskich ramion, i starannie dobiera słowa swojego opisu:

On/jego (albo takie zaimki, które wolisz). Nic bez Twojej zgody – tu jestem nieugięty. Największy fan aborcji. Kocham książki, tajską kuchnię, lampkę vinho verde na balkonie, niekończące się pogaduchy… i czy wspomniałem o książkach? :P Zwykle można mnie spotkać, kiedy kręcę się po księgarniach i piekarniach naszego pięknego grodu, o ile akurat nie rozmontowuję imperialistycznego, męskocentrycznego heteropatriarchatu. Ale mogę też powiedzieć „do diabła z tym!” i zostać w domu na maraton filmów Agnes Vardy i dyskusję… a potem może jakieś całuski? ;) Zawsze sam gotuję (dzięki, mamo!), więc zrobię ci zabójczy brunch! Kobiety trans to kobiety, wiadomo. Mile widziane wszystkie rasy, grupy etniczne, typy sylwetki – ale NIE wszystkie grupy wiekowe! GGG w obie strony.

Przypuszcza, że miejscami brzmi, jakby starał się aż za bardzo, ale woli szczerość i przejrzystość od udawanej tajemniczości, a do tego przecież każda kobieta powinna okazać zainteresowanie tak stanowczym sojusznikiem. Wysyła troskliwe, poprawnie napisane wiadomości, na przykład link do artykułu na portalu psychologicznym o limerencji z komentarzem: Fascynujący temat. Połączenie psychologii i miłości to mój konik. Z przyjemnością podyskutuję o tym w wybranym przez Ciebie miejscu publicznym! Tych kilka randek, które się z tego rodzą, przynosi kolejne porażki: trzy kobiety przekładają, a potem go ghostują; trzy następne nie przychodzą. Jedna wychodzi, gdy on jest w łazience.

Randkując online, zaczyna rozumieć, że musi wybierać między fałszem a szczerością, która nie może z nim konkurować. Ale po chwili zastanawia się: Czy to jego przekonanie, że kobiety nie wiedzą, co jest dla nich najlepsze, nie jest aby seksistowskie i podszyte małostkową urazą? Ten paradoks sprawia, że nie może zasnąć, pisze więc do swojego queerowego, niebiałego przyjacioła i pyta: Tylko szczerze, czy jest creepem? Czy jest… czy jest jednym z tych głąbów i czy wobec tego zasługujena to, że przez trzydzieści lat życia był singlem?

Jego przyjacioło odpisuje: ale przecież nie możesz wliczać w to pierwszych 16 lat, a potem dodaje, że powinienczuć się dziwnie z takimi myślami, ale nie zrobił nic złego, a prawdziwy creep pewnie nie zamartwiałby się tak, czy jest creepem, dobranoc.

Ale odpisuje: Skoro zamartwianie się, czy jest creepem, ma być dowodem, że nie jest, a teraz przestanie się martwić, czy to nie będzie znaczyło, że jednak nim jest?

Nie dostaje odpowiedzi. Nadal jest zaniepokojony, chociaż trochę mu ulżyło, że osoba, która kiedyś identyfikowała się jako kobieta, myśli, że jest w porządku.

Ucieka w pracę. Dawniej wychodził z domu z nadzieją, że kogoś pozna. Teraz nie wychodzi, bo nie chce na nikogo patrzeć: na stroszące piórka, migdalące się pary, niedostępne kobiety i facetów z szerokimi ramionami. Nawet ulotny zapach aloesowego balsamu na kobiecej skórze sprawia, że czuje, jakby jego wnętrze rozszczelniało się od środka, a ciało ogarniało gorączkowe drżenie. Kiedy wychodzi z domu, stara się nie patrzeć żadnej kobiecie w oczy, uważa, że w ten sposób okazuje szacunek i udowadnia, że nie jest creepem. Ale w ponurej piwnicy jego umysłu czai się świadomość, że prawdziwym powodem jest coś innego: jeśli okaże się piękna, obraz jej twarzy, myśli o tym, jak mógłby się jej przedstawić, i wyobrażenia o ich wspólnym, idealnym życiu będą go dręczyć przez wiele dni.

Pierwszy raz uprawia seks w wieku trzydziestu jeden lat. Pewnego dnia natrafia na profil dziewczyny – teraz kobiety – której dał kosza w liceum. Ogarnęła się, już nie jest krągła, podoba mu się, że na wszystkich zdjęciach jest w spódniczce, legginsach i ciemnym swetrze założonym na bluzkę – taka stałość w ubiorze sugeruje wierność gruntownie przemyślanym wartościom – ale nie podoba mu się, że upina pofarbowane na rudo włosy w odstający kok, przypominający kikut, który zostaje po odcięciu ogona pitbullowi. Ale to jest do naprawienia. Zauważa, że mieszka w tym samym mieście, więc pisze do niej, sugerując spotkanie.

Ona spóźnia się czterdzieści minut, co on wyrozumiale toleruje, wie bowiem, jak dużo czasu kobietom zabiera dostosowanie się do społecznych wymagań dotyczących wyglądu. Przez piętnaście minut wymieniają się opowieściami, co u nich słychać, jest przyjemnie, obiecująco, mimo że to tylko pogawędka o niczym. Nalega, że to on zapłaci za drinki, żartuje, że to wcale nie grzeczność, tylko odszkodowanie za seksizm. Prędko tego żałuje, bo przy jej trzecim whiskey ginger (a jego pierwszym) ona zaczyna rozwodzić się nad jakimś facetem, który dał jej kosza sto lat temu, a potem zaczyna żartować ze swoich zaburzeń odżywiania. Co kilka minut jej twarz wykrzywia grymas, jakby miała wybuchnąć płaczem, a potem jej przechodzi, co wygląda nieco dziwnie. Ma pomiętą bluzkę, a kiedy facet grający obok w bilard zbliża kij do jej twarzy, ona z impetem strąca go na ziemię.

Jest samotny, zgadza się, ale czy zasługuje na kogoś tak niestabilnego? Znowu będzie musiał ją odtrącić, tak samo jak w liceum. Jak powinien jej to powiedzieć? Że nie chce marnować jej czasu, jest świetna, ale nie ma między nimi chemii? Rzadko to on kogoś odrzuca, dlatego przykro mu, że musi zadać jej ból, który sam zna aż nazbyt dobrze.

Mija kilka godzin, a on nadal nie wie, jak ubrać to w słowa, by brzmiało wystarczająco empatycznie. Kiedy opuszczają już bar, dochodzi do wniosku, że równie dobrze może pocałować ją na dobranoc – dla doświadczenia – a potem napisać do niej z uprzejmym wyjaśnieniem. Pyta, czy może ją pocałować. A ona na to:

– E, no nie.

Pyta dlaczego.

– Jak to: dlaczego? – odpowiada. – Bo nie chcę. Kurwa, jeszcze pytasz. Kutafon z ciebie, wiesz?

Zastanawia się, czy to próba – i pyta o to. Wtedy ona popycha go, tak obiema rękami, a on upada. Jednak zamiast krzyczeć na niego, ona uśmiecha się teraz jak pacynka i mówi:

– Jezus Maria, czy ty masz poduszki na ramionach?

Gdy wstaje, przez chwilę rozważa, czy jej oddać, chociaż nie z taką siłą, bo to byłoby niesprawiedliwe. Zanim może zareagować, ona stoi zgięta wpół, trzyma się za łydki i wyje ze śmiechu, a kiedy się prostuje, z aż niewiarygodną wręcz nonszalancją mówi:

– Czekaj, sorki, koleś, nie chciałam cię popchnąć aż tak mocno. Dobra, ruchamy się czy nie?

Seks okazuje się rozczarowujący; jej jęki i wyginanie się wydają mu się sztuczne, są żenująco „sprośne”, a kiedy on próbuje utrzymywać kontakt wzrokowy przy pozycji na misjonarza – chodzi o więź – ona zamyka oczy. Coś – może przytępione zakończenia nerwowe w jego penisie – sprawia, że nie może dojść, a ona w końcu traci cierpliwość i go z siebie spycha. On poddaje się, nie skończywszy, a zawstydzającą frustrację łagodzi tylko fakt utraty dziewictwa i myśl, że będzie mógł wszystkim się pochwalić. Chce ją uspokoić, że jego niezręczność w kwestii seksu nie jest jej winą, więc mówi, że jest piękna. Po prawie dziesięciu sekundach milczenia ona odpowiada wreszcie:

– A ty, eee… masz intrygujący umysł.

Po tym incydencie nachodzą go myśli o samookaleczeniu, potęgowane świadomością, że jego odrzucenie, samotność i seksualna frustracja są niczym wobec systemowej i historycznej opresji. Wie, że jego smutek jest oznaką uprzywilejowania, uznaje więc, że nie ma do niego prawa.

Jako trzydziestoparolatek czuje się zbyt młody, by odpuścić, i za stary, by się zmienić. Jego samowystarczalność skostniała, stała się stylem życia ufundowanym na upragnionej i zaciekle bronionej samotności. Już nie może wyobrazić sobie, że co noc dzieli z kimś łóżko, że nie może czytać, budzić się i wychodzić z imprez, kiedy zechce. Nie, tu nie chodzi tylko o bycie singlem. Bycie singlem jest w porządku, ale samotność – już nie. Wycieczki, oglądanie filmów, bywanie na wydarzeniach, wszystko wydaje się bezsensowne, kiedy nie ma nikogo, z kim można by to dzielić, dlatego ma wrażenie, że jego życie utknęło w miejscu – albo nawet zacznie się dopiero wtedy, gdy znajdzie kogoś, kto odwzajemni jego miłość.

Czy jego więź z przyjaciółkami stała się z czasem głębsza? Czy te same przyjaciółki, które twierdzą, że miłość jest przereklamowana i że tylko przyjaźnie są istotne – czy dały mu coś, co mogłoby zastąpić miłość romantyczną? Nie. Po tych latach, które spędził na omawianiu z nimi każdego rozstania i seksistowskiej afery w pracy, wysyłaniu im uroczych prezentów i memów, pożyczaniu im pieniędzy na czynsz, robieniu im zdjęć na profile randkowe i zapewnianiu ich, że są piękne, gdy nie były z nich zadowolone, oraz trzymaniu ich strony, gdy kłóciły się z chłopakami – po tym wszystkim te jego przyjaciółki zamieszkały z tymi facetami, wyszły za nich i się z nimi rozmnażały. Nawet jeśli nie są szczęśliwe, to przynajmniej ich życie jest prawdziwe, dzielą je z partnerami, dla których to one są najważniejsze. Ostatnio nie widuje ich częściej niż raz w miesiącu, mimo że zna je dłużej niż ich partnerzy. Przestały zapraszać go na przyjęcia. „Przyjdą pary, i tak byś się męczył”, mówią, co jest prawdą, ale to i tak wykluczające, a jednocześnie wzmacnia hegemonię reakcyjnej instytucji, jaką jest monogamia. Dociera do niego, że jego przyjaciółki wreszcie zakończyły długotrwały proces odrzucania go; chociaż nigdy nie miał dziewczyny, ma wiele byłych, tyle że wszystkie jego związki były do bólu platoniczne. Ale nie ma komu się poskarżyć. Znajomi z pracy pewnie by go obśmiali – albo udawaliby, że współczują, chociaż uznaliby go za pizdę. A jego przyjaciółki mogłyby pomyśleć, że to pasywno-agresywne oskarżenie skierowane w ich stronę – oraz uznać, że jest pizdą.

Teraz każde odrzucenie powoduje, że na kilka tygodni paraliżuje go gniew, więc przestaje chodzić na randki. Żywi urazę do zamężnych przyjaciółek, do szczęśliwych singielek też, tak samo do tych nieszczęśliwych, które uprawiają niezobowiązujący seks, a także do własnych rodziców, którzy delikatnie dopytują o jego orientację. Denerwują go też absurdalne myśli, które ostatnio przychodzą mu do głowy, na przykład: czy jeśli używał prezerwatywy i naskórek jego penisa nigdy nie wszedł w kontakt z błoną śluzową pochwy, a do tego nie doszło do ejakulacji, czy to znaczy, że teoretycznie wciąż jest prawiczkiem? Czy znieczulone zakończenia nerwowe penisa doprowadziły do błędnego koła „zespołu chwytu śmierci”, dokładając się do jego kłopotów sercowych? Czy to przez masturbację, powodującą obniżenie poziomu testosteronu, ma tak wąskie ramiona? I czy to z tego powodu kobiety myślą, że ma małego penisa, chociaż statystyka potwierdza, że wcale tak nie jest?

Dzieli się tymi obawami podczas pikniku, a jego agenderowe, niebiałe przyjacioło pyta, czemu po prostu nie zadzwoni do tej dziewczyny z liceum, z którą stracił dziewictwo. Odpowiada, że choć pragnie być w związku, nie oznacza to, że powinien ulec presji i zadowolić się socjopatką.

– Widzisz, znowu zmieniasz reguły gry – mówi przyjacioło. – Łatwo użalać się nad sobą, jeśli wciąż redefiniuje się odrzucenie. Odrzucasz cudze współczucie, ale pragniesz go tak rozpaczliwie, że nie jesteś w stanie przyznać, jak bardzo się o nie prosisz.

Odparowuje, że to płytkie, chociaż uznaje, że argument jest dość złożony i konkretny. Nigdy nie myślał o tym w ten sposób, ale już nie może się cofnąć.

– Płytkie? Nie, ja mam dosyć. Po prostu mam dosyć – mówi przyjacioło, patrząc zza ciemnych okularów i unosząc drinka. – Wiem, że identyfikujesz się jako odrzutek, wiem, że to twój znak rozpoznawczy, jakby to była jakaś niesamowita forma cierpienia, która daje ci tajemną mądrość. To całe twoje nieustanne marudzenie, zawsze na wysokim C, o, to jest płytkie.

Zaciska usta, myśli wirują mu jak kule w maszynie losującej, a jego przyjacioło na chwilę milknie, żeby zaciągnąć się jointem, po czym kontynuuje:

– No bo czego ty, kurwa, chcesz? No chujowo ci się ułożyło. Nikt nie wie dlaczego. Może nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, bo uznałeś, że to ciebie nie dotyczy, ale nie chcesz się zmienić i jesteś w szoku, że nic się nie zmienia. Cały czas robisz rzeczy, o które nikt cię nie prosi, dajesz z siebie wszystko, ale w zamian akceptujesz tylko miłość lub seks, więc zawsze czujesz się oszukany. Nie w tym rzecz, że to lubisz, ale lubisz tym epatować, to twoje główne pocieszenie. Niesamowite, zawsze masz rację i nikt nigdy nie cierpiał bardziej od ciebie, nikt nie jest tak czysty i tak bardzo pokrzywdzony jak ty. Ej, wszyscy! Patrzcie, oto pan Szacunek do Kobiet! Ostatni sprawiedliwy! Potrzebujesz tego, tak utwierdzasz się w przekonaniu, że jesteś odtrącany z powodu swojej szlachetności, a nie dlatego, że jesteś nudziarzem. Traktujesz samotność jako, nie wiem, jakiś fetysz, jak dowód męczeństwa. A my wszyscy – przyjacioło patrzy na resztę uczestników pikniku – mamy zaświadczać o twoim feminizmie. Jeśli nie dołączamy do twojego marudzenia, jesteśmy okrutni, a do tego uczestniczymy w jakimś globalnym szatańskim spisku, przez który nie możesz poruchać. Ale jeśli dołączamy, świadczy to o naszej nieszczerości, bo nikt z nas nie chce się z tobą przespać. Prawda? Dobrze mówię, drogie panie? Ręka w górę, kto się zgadza.

Trzy kobiety podnoszą ręce od razu, reszta powoli dołącza.

Jego agenderowe, niebiałe przyjacioło robi gest, jakby mówiło „patrz i podziwiaj”.

– Nie wiem, co ci jeszcze powiedzieć, może tylko to: pierdoleni cisheterycy! Już mam po dziurki twoich gorzkich żalów. Przykro mi, że twój siur jest smutny, czy co tam chcesz. Weź to na klatę, zgorzkniały chłopczyku, i ogarnij się.

Fantastycznie. Kurwa, pięknie. To najlepszy przykład z dotychczasowych, jak jego bliscy lekceważą go, wypaczają to, co mówi, i wykazują się czystym lenistwem intelektualnym. On nie zamierza iść na łatwiznę i poddawać się opresyjnym normom patriarchatu, a oni wolą uznać, że uprawia autosabotaż, zamiast pomyśleć krytycznie przez jedną sekundęo bzdurnych uprzedzeniach, jakie dotykają mężczyzn z wąskimi ramionami, których źródłem jest ta sama toksyczna męskość, do której podobno czują odrazę. On nie ma luksusu stałej dostawy uczuciowych dram, więc uznają go za nudziarza, nie rozumiejąc, że słuchanie o jego problemach jest o wiele łatwiejsze niż ich przeżywanie. On wysłuchuje ichnarzekań bez przerwy.

Skamieniały z oburzenia odpowiada, że jego problemy są bagatelizowane, bo wąskie ramiona nie figurują w Oficjalnym Spisie Upolitycznionych Traum. Nie może dawać wyrazu swoim uczuciom, bo inni mają gorzej? Gdyby trzymać się tej logiki, to obawy jego przyjacioła związane z umawianiem się z biseksualnymi kobietami też należałoby zbagatelizować – przecież nikt go nie aresztuje ani nie zrzuca z dachu, jak robi się to z osobami queerowymi w Syrii. Ale onby tego nigdy nie powiedział! On by słuchał!

– Wow, wow, woooow. Serio, nie chcesz tego drążyć – ostrzega go przyjacioło, zdejmując okulary. – A tak w ogóle to nie jestem twoim przyjaciołem.

Jaja sobie robisz, krzyczy, już nie wiedząc, czy jego oburzenie jest udawane, czy już nie, to ty zaczęłoś, ty wyjechałoś z tożsamością, ja tylko odwracam dokładnie tensam argumentw twoją stronę, więc teraz go nie unikaj i nie myśl sobie, że skoro robisz z tego call out, to masz rację! I to ja zapłaciłem za te drinki, tak w ogóle!

Zabiera przyjaciołu kieliszek. Wszyscy szybko się zbierają. Przyjaciel jego przyjacioła, duży mężczyzna z szerokimi ramionami, wstaje i mówi:

– Okej, stary, pora na ciebie.

To absurd, że zostaje wyproszony przez tego alfa fiuta z napakowanymi barami z pikniku za grzech, jakim jest szczere dzielenie się swoją opinią. Oto ich ulubiony męski sojusznik: nie intelektualista, który będzie dyskutował z nimi jak równy z równym w atmosferze otwartego dialogu, tylko ta Wielka Stopa. Z radością schowają się za patriarchatem, jeśli tak będzie im wygodnie. Bierze swoją torbę z napisem CZYTAJCIE WIĘCEJ PISAREK i odchodzi.

W drodze do domu drżącymi palcami włącza telefon, żeby zablokować swoje przyjacioło w mediach społecznościowych. Wtedy widzi jego post:

Lena Gundam @madonnaharaway

Smh @faceci co ciągle nadają o swoim feminizmie ale tak naprawde trzymaja sie z kobietami żeby korzystać z przewagi sił w stosunkach plci naraaaaaaaaaa

Widzi, że post ma już ponad sto lajków i ciągle ich przybywa. Jedna z kobiet z pikniku skomentowała omg rel i dostała trzydzieści sześć lajków. Myśl o tym, że sto osób przeczytało to małostkowe, bezpodstawne oskarżenie i pewnie bezrefleksyjnie wzięło stronę jego przyjacioła bez jakiejkolwiek wiedzy o tym, co zaszło, sprawia, że blokuje każdą osobę, która nie poparła go na pikniku.

Pisze swój post:

🛑 STOP 🛑 opresji TERAZ!!! @SluchajIUczSieSmh @fałszywe „woke’owe” osoby „queerowe”, które udaja, ze zalezy im na rownosci, ale tak naprawde jara je ponizanie silnych meskich sojusznikow, ktorzy chca pomoc, przez co krzywdza ich i wykluczaja za stanowcze wyznawanie podstawowych zasad wspolczesnego feminizmu naraaaaaaa

ale kasuje go, bo nie wie, jak sprawić, żeby zabrzmiał dobrze – co jest niesprawiedliwe, bo przecież ma rację.

Utrzymywanie kontaktu z tymi ludźmi byłoby żałosne. Relacje przychodziły jego przyjaciółkom bez kosztów, podczas gdy on codziennie musiał znosić prowokacje, których one zresztą nigdy nie dostrzegały. Z radością czerpały z jego mądrości i hojności, ale gdy tylko ośmielił się zakwestionować ich opinie lub obdarzyć je prawdziwym uczuciem, jego zainteresowanie nimi stawało się czymś jakby kulką brudu, którą podstępnie próbował wepchnąć im do gardła.

Po trzydziestce trudno nawiązywać nowe przyjaźnie. Gdy nie wychodzi z domu, niepokoi go, że nikogo nie poznaje; gdy wychodzi, spędza całe wieczory w dołujących knajpach, na wieczorach poetyckich lub otwarciach wernisaży, szukając kobiet, które stoją same – chociaż nigdy nie ma zamiaru do nich podchodzić – a potem wraca do domu zmęczony i smętny. Mierzy się z widokiem pustego łóżka, które staje się jeszcze pustsze, gdy się w nim kładzie. Nie może zasnąć, czuje ukłucia samotności, niczym dźgnięcia nożem przez miękką poduszkę. Stracił dziewictwo tak dawno temu, że czuje się, jakby mu odrosło.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

FOTKI

Dostępne w wersji pełnej

AHEGAO, CZYLI BALLADA O STŁUMIENIU SEKSUALNYM

Dostępne w wersji pełnej

NASZA ZARĄBISTA PRZYSZŁOŚĆ

Dostępne w wersji pełnej

GŁÓWNA POSTAĆ

Dostępne w wersji pełnej

SZESNAŚCIE METAFOR

Dostępne w wersji pełnej

RE: ODRZUCENIE

Dostępne w wersji pełnej

PODZIĘKOWANIA

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Feminista

Fotki

Ahegao, czyli ballada o stłumieniu seksualnym

Nasza zarąbista przyszłość

Główna postać

Szesnaście metafor

Re: odrzucenie

Podziękowania

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Prawa autorskie

Spis treści

Dedykacja

Epigraf

Meritum publikacji